Brzask. Granatowe sklepienie było przez
niego rozcinane pierwszymi promieniami słońca, przy którym zanikały gwiazdy,
będące najsłabszym ogniwem. Niebo powoli zmieniało kolor z atramentu, dążąc
przez purpurę i róż, aż do pomarańczy, zanikającej w niewyraźnym jeszcze
błękicie. Ptaszyska od co najmniej godziny ćwierkały i irytowały śpiących
Holendrów, a pierwsze samochody wyruszały z miejsc parkingowych, które
prowadzone były przez niewyspanych kierowców, pragnących zastrzyk kofeiny w
postaci porannej kawy. Jeszcze najlepiej, gdyby takowa była z papierosem,
którego dym drażnił przyjemnie gardła uzależnionych od nikotyny osób.
Znajdywali się tacy, co wracali z
domówek lub nocnych zabaw i pogrywań z przechodniami. Wychodzili z domów
publicznych po zafundowanej – za opłatą – rozkoszy, poprawiając jeszcze
mankiety pogniecionych koszul, mających na kołnierzach ślad po czerwonej
szmince jedno nocnej kochanki. Amok rozkoszy na tyle zaabsorbował ich umysł
doznaniami, że nie myśleli trzeźwo o konsekwencjach powrotu do domu, gdzie
wyczekiwały żony lub partnerki, sądzące o tym, jakoby były jedynymi kobietami w
ich życiu.
Latarnie uliczne, które słabym
natężeniem sztucznej żółci oświetlały ulice i chodniki amsterdamskie, powoli
gasły z godziną, gdy cisza nocna dobiegała końca. Powoli miasto się budziło, a
ludzie zaczęli wychodzić. Przemęczone twarze ludzi pracujących, szlochy małych
dzieci, jakie słyszane były na zewnątrz oraz fuknięcia starszych kobiet, które
przychodziły nad rzekę z czerstwym chlebem, łamiąc go i rozkruszając nad
brukiem, chcąc nakarmić gołębie. Tym poczynaniom towarzyszyły nieprzychylne
uwagi dotyczące odchodów, jakie znajdują swoje miejsce na maskach dopiero co
umytych samochodów.
Noc minęła dość prędko. Większość
mieszkańców stolicy Niderlandów, przebyła we śnie, gdzie nieświadomi byli
kolejnych jego faz. Oddawali się odpoczynkowi i regeneracji organizmu, nie
zaprzątając sobie głów problemami życia codziennego. Od tego była jasność,
która czasem dawała człowiekowi w kość, choć ten już nic nie mógł począć w
związku z tym. Nie obyło się jednak bez wyjątków, które paradowały wesoło po
ulicach Amsterdamu, tańcowały z radością na parkietach, nie zdając sobie
sprawy, jak okropnie wyglądają, jak są zmarnowani po tylu wlanego w siebie
alkoholu. Ci, co z pożądaniem na siebie patrzyli podczas łóżkowych igraszek,
ale byli też tacy, którzy w ogóle nie mogli zasnąć. Nie mieli potrzeby snu,
chęci na niego, ani jakiegokolwiek powołania. Ich umysły zaprzątnięte były
innymi sprawunkami, które wymagały cierpliwości i przemyślenia. Plan już mógł
gdzieś w otchłani perfekcji istnieć, aczkolwiek uporządkowanie tego wszystkiego
zajmowało trochę czasu.
Lilianne znajdywała się w
ostatnim typie określonych osób, w jaki sposób spędzają one noc. Te kilka
godzin, które powinny zostać poświęcone odpoczynkowi, wykorzystała do
przemyśleń i wspomnień, kotłujących się w jej umyśle. Można stwierdzić, że
nawet samej od siebie nie chciała zasnąć, dlatego siedziała na tej sofie, co to
ją wniesiono długi czas temu, mogąc oprzeć nogi o balustradę przestrzennego
balkonu. Dobrych kilka godzin przesiedziała, co rusz zmieniając pozycję, gdy to
krzyż się domagał, gdy to nogi drętwiały, a kark i plecy zdawały się zaraz
zniszczyć z niemocy.
Siedziała tak z papierosem między
palcami i kryształową szklanką w ręce do czasu, aż słońce nie wzniosło się nad
dachami holenderskich kamienic po przejściach, w których – swoją drogą – można było
ujrzeć aspekty życia: kłótnia między
partnerami, płacz dziecka, lament małżonki, krzyk małżonka stojącego pod oknem,
gdy kobieta wyrzucała przez okno wszystkie jego ubrania, wyzywając go od
pieprzonych sukinsynów, starą kobietę z wałkami na głowie, która domagała się
ciszy, mężczyznę, który przeżył pół wieku, nabijającego się z zięciem, paląc
fajkę wodną, dziewczęta mijające wyrzuconego mężczyznę. I aż stwierdziła, że
żyć się zachciewa.
Później wróciła do mieszkania,
przygotowując sobie poranną kawę, która była niczym śniadanie – najważniejszy napój
w ciągu dnia, od którego zależny był humor długowłosej. Do tego kolejny
papieros i poranne wiadomości, by usłyszeć niewiarygodnie i fałszywie
optymistyczny ton głosu prezentera medialnego, przedstawiającego najświeższe
zmanipulowane przez nich informacje. Jeszcze pogodynka, po raz kolejny wciśnięta
w – za ciasną – sukienkę, z której wylewały się piersi, by dowiedzieć się, że najczęściej
oglądającymi prognozę pogody są mężczyźni, a ci tak naprawdę patrzą tylko na
cycki w nadziei, że te zaraz wyskoczą.
Pozostawiony w sypialni telefon,
zagrzmiał niczym piorun, wibrując na nieokrytym blacie drewnianego biurka;
drżał i skłaniał się do upadku, by w końcu zmusić dziewczynę, żeby ta
pospiesznym krokiem zmierzyła bosymi stopami przez salon do swojej sypialni w
nadziei, że nie rozbudziła współlokatora. Nieznany numer widniał na wyświetlaczu
telefonu, który wibrował w dłoni dziewczyny. Odczekała chwilę, z zasadą trzech
sygnałów, by nacisnąć „odbierz”. Z początku żaden głos nie zabrzmiał po drugiej
stronie, prócz syczenia i cichego oddechu oraz chuchnięć, upewniających
dziewczynę o uzależnieniu od nikotyny.
– Już niedługo. – usłyszała niski
baryton, zniekształcony przez słuchawkę telefonu. Oczekując na kontynuację,
milczała, wsłuchując się w upierdliwy i charakterystyczny odgłos. – Możesz powoli
wszystko przygotować i się skończy ten koszmar. – dodał jeszcze, nim głuchy
sygnał oświadczył zakończenie rozmowy telefonicznej.
Zapanowała cisza.
4 komentarze:
[omatko, zakochałam się w tej notce. pięknie przedstawiasz obrazy, tak bardzo realistycznie, filmowo - jak ja kiedyś umiałam, a teraz w ogóle nie daję rady tego z siebie wymusić :P
i cudny motyw papierosa, balkonu, tego budzącego się do życia poranka! awesome!]
[ Według mnie notka jest bardzo dobra, czyta się ją szybko i "lekko". Ładnie opisane widoki, łatwo je sobie wyobrazić (tu podpisuję się pod wypowiedzią wyżej). Bardzo mi się podoba :) ]
[ Nic odkrywczego nie napiszę, więc po prostu - fajnie się czytało i do cholery miałaś wyjaśnić skąd Holmes wzięła się w Amsterdamie, bu! :D ]
[Angel, dzięki, dzięki! ;>]
Prześlij komentarz