Filmowe historie miłosne mają to do siebie, że sceny uniesień są puszczane wolniej, ażeby to widz miał okazje rozmarzyć się czując bijącą od dwójki aktorów miłość. Taką samą wydawała się być chwila, kiedy pewna dwójka nieznajomych sobie ludzi spotkała się przypadkowo na wakacjach w Amsterdamie. Każdy, kto widział tę dwójkę razem powie, że świat jakby zwalniał w tym czasie, a w oczach tej pary widać było radosne iskierki. Biło od nich szczęście, które również obserwatorom cisnęło na twarz pogodny uśmiech. To była miłość od pierwszego wejrzenia, owocem której stała się później dwójka rodzeństwa, w tym Kwiatuszek, o którym będzie mowa.
Fleur van de Berg
(kwiat ze wzgórza)
7 lipca 1990
Studentka Mikrobiologii na UvA
W wakacje pracuje jako stażystka w laboratorium medycznym
(kwiat ze wzgórza)
7 lipca 1990
Studentka Mikrobiologii na UvA
W wakacje pracuje jako stażystka w laboratorium medycznym
Fleur przyszła na świat pewnego słonecznego, lipcowego poranka jako drugie dziecko państwa van de Berg’ów. Rodzina ta wówczas mieszkała w Lille, rodzinnym mieście matki dziewczyny, gdzie Fleur spędziła całe swoje życie do czasu wyjazdu na studia. O Uniwersytecie Amsterdamskim zadecydował fakt, że w stolicy Holandii mieszkają jej dziadkowie od strony ojca i starszy o dziesięć lat brat, który ma na nią oko i którego jest aktualną współlokatorką.
Długi czas była najmłodszą osóbką w całej rodzinie, wliczając w nią dziadków, ciotki i wujków. Przyczyniło się to do tego iż mogła pozwolić sobie na wszystko i dosłownie, miała co chciała. Rodzicom nie przeszkadzało, że w jednym miesiącu chciała zostać primabaleriną, a w innym słynną malarką czy śpiewaczką. Cieszyli się, że Fleur chce realizować się w różnych dziedzinach i robili wszystko by jej to umożliwić.
Dziewczyna ma za sobą różne okresy, typowe chyba każdemu, gdzie poddawała się wpływom otoczenia, nieprawdziwym przyjaźniom i głupim miłostkom. Zaliczyć w to można czas buntu mieszany z różnymi pomyłkami okresu gimnazjalnego, w którym zaniechała rozwoju własnych talentów; jak i liceum, w którym zasłynęła jako kujon. W każdym z nich przybierała odpowiednią rolę, którą grała szukając swego miejsca. To wszystko przyczyniło się do tego, kim teraz jest. A kim jest?
Niewątpliwie należy do osób, które nie zawracają już sobie głowy opiniami innych, nie licząc rodziny, gdyż ich zdanie bardzo sobie ceni. Jest osobą szczerą i raczej nigdy nie krępuje się w mówieniu o tym co naprawdę myśli. Zdarza się jednak, iż ugryzie się w język. Powodem tego zwykle jest uniknięcie dalszej kłótni, która po jej słowach najpewniej wcześniej czy później by nastąpiła. Lubi słuchać ludzi, niekoniecznie mówić dużo o sobie.
Biorąc za przykład swoich rodziców, ślepo wierzy w prawdziwą miłość. Nie ukazuje jednak uczuć osobom na których jej w głębi serca zależy, gdyż jest to bowiem oznaką słabości w dzisiejszym świecie, do której nie chce się przyznawać. Właśnie dlatego do świata zewnętrznego podchodzi z rezerwą, a gdy się w końcu otwiera, to bardzo gwałtownie i całkowicie, bez żadnych oporów.
Ktoś powiedział o niej kiedyś, że to "dziewczę o wyglądzie wręcz anielskim, ale anielskością w charakterze to nie grzeszy". Jest osobą, która uważa, że na wiele może sobie pozwolić. Jej działania zwykle jednak są przemyślane, owiane strachem przed przyszłymi konsekwencjami. Oczywiście zdarzają się też sytuacje wywołane spontanicznie przez Fleur, ale tylko w towarzystwie bliskich jej osób bądź w przypadku tych „gorszych” dni, kiedy aż nosi człowieka, by zrobić coś innego niż zazwyczaj.
Zawodowo chce poświęcić się nauce, stąd też kierunek jaki sobie wybrała. Uparcie dąży do postawionych sobie celów i nie wraca myślami do porażek, takie przynajmniej sprawia wrażenie. Lubi być potrzebna i pomagać innym - daje korepetycje jak też wspiera wolontariat; jednak gdy spotyka się z aktem niewdzięczności potrafi pokazać pazur.
Ma 163 cm wzrostu, niebieskoszare oczy i długie, jasne blond włosy zwykle rozpuszczone bądź splecione w luźny warkocz czy zwyczajny kucyk. Twarz przyozdobiona jest lekko zadartym nosem, pokrytym masą jasnych piegów - traktuje je akurat jako swoje przekleństwo. Każdego ranka, swoje długie rzęsy dodatkowo podkreśla czarną maskarą, ostatnio włączając w codzienny make-up również kredkę czy eyeliner. Często nosi wysokie obcasy, gdyż chce nadrobić te kilka centymetrów, które nie były jej dane od Boga. Lubuje się w tunikach i sukienkach, nosząc je niezależnie od pory roku. Nie rezygnuje jednak z trampek, dżinsów i koszulek z zabawnymi nadrukami w dni powszednie. Zawsze jednak do stroju dobiera duże, kolorowe torby na ramię, sporadycznie małe chanelki.
Uzależniona jest od komputera, winogron, herbaty i pistacji. Uwielbia zapachy różowego grejpfruta, herbaty jaśminowej, wanilii i drzewa sandałowego, połączonych ze sobą w jej ulubione perfumy. Kocha stokrotki, słoneczniki i żonkile; długie kolczyki i bransoletki. A za przekleństwo traktuje okulary, które musi nosić do czytania.
Zdjęcia autorstwa Tomasza Biernackiego
40 komentarzy:
[Witam :D]
[ O.O Nie wierzę! ]
[ FLEURKAAAAAAAAAAAAAAAA! :D ]
[Jestem z natury leniwy i nie chciałem dublować Amelie, więc nie rozpisywałem się specjalnie :P A na wątek jestem zawsze chętny tylko gorzej z zaczynaniem...]
[Igieł? Raczej nie... i mogą się znać z widzenia czy coś...]
[Wyjątkowo udana i estetyczna karta ;)]
[Lubię Cię, ją, Was. Walnij pomysł, a jeśli ogarnę lenia aka brak weny, napiszę.]
[ Wącior, wącior :D Pomysł daj, ja zacznę. ]
[ Ohohoho ;d Ok, zaraz coś nakreślę, tylko jeszcze muszę dwóm osobom odpisać. ]
Caleb siedział w domu. Naprawdę, siedział na dupie i skakał po kanałach… chwila, jakby się nad tym zastanowić, to ostatnio czytał jakiś artykuł o tym w gazecie (w metrze konkretniej), że skakanie po kanałach też się jakoś nazywało, hobby czy coś. Więc można ze spokojem uznać, ze Clayton oddawał się hobby. I o dziwo, nie było to granie na fortepianie. Nie, dzisiaj nie miał „weny” czy nastroju. Po prostu jakoś tak… nie ten dzień, który zdarzał się nawet mu.
Popijał herbatę (tak herbatę, nie piwo!) i zatrzymał się na jakimś kanale kulinarnym. W telewizji nie leciało nic ciekawego, a on sam nudził się niemiłosiernie. Nie mógł nawet podrażnić się z Rorym, bo ten był akurat w pracy na nocnej zmianie i zanim wrócu, to Caleb zapewne zdechnie z nudów. Albo zasnie. Zdecydowanie to drugie – jak świat przeżyłby bez takiej ekscentrycznej osoby, co?
Durne rozmyślania nad tym czy można zemrzeć z nudów i jeżeli można, to czy ktoś będzie go opłakiwał, przerwał dzwonek do drzwi. Zdziwił się, bo nikogo nie zapraszał, ale może nuż ktoś był tak domyślny, że tego piątkowego wieczora wiedział, że Caleb leży na kanapie i gnije? A może to po prostu Roro, wrócił wcześniej z pracy czy coś tam…
Tak czy inaczej, wstał i otworzył, i nim zdążył się zorientować co się stało, jakaś blond istotka przylepiła się do niego, pochlipując.
To był dla niego lekki szok. Nie spodziewał się, że ją zobaczy – minął w końcu rok z kawałkiem a ich kontakty były… cóż, małe o ile powiedzieć, że w ogóle się ze sobą nie kontaktowali. Zamieszkała gdzieś razem ze swoim Callumem i słuch o niej zaginął, po prostu. Nie mówiąc już o tym, jak strasznie to Caleba wkurzało, a przecież to było normalne. Najnormalniejsza na świecie sytuacja, w której dziewczyna i chłopak zamieszkują razem, bo się kochają czy coś tam. Oczywiście, dla Claytona to była obce, bo przecież on z żadną dziewczyną w normalnym związku nie był, zacznijmy w ogóle. Jedyna kobieta z jaką mieszkał pod jednym dachem, to jego matka i Fleur właśnie. I co z tego wynikło?... Ano, coś by pewnie wynikło, ale właśnie wtedy, gdy mogło, to Fleur zniknęła razem ze swym chłoptasiem i tyle. Zostawiła go, Matta i Kolesia. A potem Matt zostawił go, potem Koleś, chociaż nie z własnej woli akurat. Cóż, został sam i musiał się za siebie wziąć. Można powiedzieć, że mu to nawet na dobre wyszło.
Tak czy inaczej, ucieszył go jej widok. Chociaż był trochę zły. Nie mógł jednak nic wyrzucić jej, zwłaszcza, gdy rozkleiła się kompletnie przed nim, co w ogóle widział pierwszy raz na oczy. To podwoiło zdziwienie, ale przytulił ją. Gdy zadała mu to pytanie, wyglądała tak uroczo… pomimo zasmarkanego noska i opuchniętych oczu. Nie musiał nawet widzieć dokładniej jej twarzy, by to stwierdzić – uroczo i koniec. To chyba ta magia blondynki, czy coś.
- Przygarnę, wchodź – powiedział z lekkim uśmiechem, zastanawiając się teraz, co właściwie Fleur robi pod jego drzwiami. Jasne, musiało chodzić o Calluma. Co ten usrany chuj zrobił? Właściwie, Caleb nie miał powodu by go nie lubić, ale szczerze – nigdy za nim nie przepadał, tak po prostu zwyczajnie, bez większego powodu. Nie i kropka. Teraz miał chociaż jakiś konkret.
Wydawała się zakochana w Callumie a on w niej. A potem sobie wyjechali w siną dal. Mógł tylko podejrzewać dlaczego się nie odzywała, czy trapiło ją to, co trapiło jego, ale… nie, to nie jest już teraz ważne, to tylko przeszłość. Caleb postanowił już kiedyś, że nauczy się żyć z przeszłością i skupi się na teraźniejszości i przyszłości; nie ma co rozpamiętywać tego, co było kiedyś, tak? I niby co miał jej teraz wyrzucać, zwłaszcza jak była w takim stanie? Nawet Clayton nie był tak nietaktowny.
To po prostu było zaskakujące i kropka, i w chwili obecnej Caleb miał lekki problem z tym, by w ogóle wczuć się w sytuację, czuł się odrobinę tak jakby był w innym świecie, czy wymiarze. Nie spodziewał się tego, w ogóle, a na pewno nie w najbliższym czasie. Sądził sobie, że może zobaczy ją za lat naście z gromadą rozwydrzonych bachorów czy coś. Ciekawe jak to by z nim było? Skoro miłość jest do dupy, pewnie pieprzyłby dalej, a może…? Nie, nie, Caleb to Caleb, mimo wszystko.
- Oglądałem telewizję – wzruszył ramionami. Nie chciał o tym rozmawiać! Chciał wiedzieć co się stało, chciał wiedzieć czy za chwilę nie ogarnie go złość, nie założy kurtki i nie spierze komuś mordy, ale jednocześnie nie miał odwagi tak po prostu o to zapytać. – Wiesz… - Sam nie wiedział o czym ma z nią rozmawiać. Co ma jej powiedzieć? A może po prostu zapytać i mieć to z głowy? W końcu ma do tego prawo, przyszła do jego mieszkania i w ogóle… Ah, kurwa, mózg rozjebany.
Kobiety!
[ a mój się wyłączył o 2:30 :D ]
Gasprad spędził ostatnie dni bardzo aktywnie, załatwiając różne sprawy na mieście, spotykając się za znajomymi, a nawet kłócąc z siostrą. Z tego właśnie powodu czuł się nieco zmęczony, ale sen nie pomógł mu odbudować dobrego nastroju i woli walki ze światem. Własnie dlatego, korzystając z wolnego popołudnia, wybrał się na spacer uliczkami Amsterdamu. Nie było to częste wydarzenie i powinien je gdzieś zanotować. Z zasady Morel nie lubił chodzić. Chętniej wyszedł by pobiegać niż zwyczajnie iść, mijać budynki w żółwim tempie. Zdecydował się jednak na tę formę spędzania czasu, pomimo upału, jaki panował w mieście. Ludzie raczej unikali wychodzenia na dwór i chowali się w klimatyzowanych lokalach, dlatego nikt go nie zaczepiał i nikt mu nie przeszkadzał. Po dobrych dwóch godzinach, postanowił w końcu wracać do domu, porobić coś bardziej produktywnego, ponieważ jego rozważania do niego nie doprowadziły.
Przy jednym ze słupów na reklamy zobaczył dziewczynę, która zawzięcie coś próbowała rozwiesić. Podszedł do niej i przytrzymał róg karki, aby mogła ją przykleić. - O czym to? - Zapytał, jakby się znali, choć widział ją pierwszy raz. Po co budować mury sztucznej uprzejmości, skoro można wprost zapytać?
[Spoko, spoko. Jakoś będzie. Odpisuję dopiero teraz, ponieważ wczoraj dzielnie pisałem notkę, co pochłonęło moje siły witalne :P]
Wysłuchał jej uważnie i zaczął się zastanawiać czy ktoś może nie miałby wolnego pokoju. Uśmiechnął się do dziewczyny. - Mogę się popytać wśród znajomych... nawet mojej siostry. Albo Mila... -Ostatnie słowa powiedział bardziej do siebie niż do niej, ale nie miało to znaczenia. - Ja właśnie znalazłem współlokatorkę, więc niestety spóźniłaś się. - Spojrzał uważnie na dziewczynę. - A tak w ogóle to jestem Gaspard. - Przedstawił się i wyciągnął dłoń do nieznajomej od obklejania słupów. - Gorąco dziś... może masz ochotę na lody? Albo mrożoną kawę? - Zapytał ni stąd ni zowąd. Cóż Morel zwykle był człowiekiem bezpośrednim, więc nie krępował się wyciągnąć nieznajomej do jakieś kawiarni.
[Jak, skoro Bran ma być lekarzem Oo'' Nie może bać się krwi... Inny pomysł? Ewentualnie ja wymyślę - ale Ty zaczynasz :D]
W głowie Claytona kotłowało się tak wiele myśli, że sam właściwie nie wiedział co chciałby powiedzieć. Zbyt wiele pytań, wyrzutów, pochopnych wniosków czy po prostu wyobraźni. Już sobie w głowie kłębił jakaś chorą sytuację z Fleur i Callumem, i to sprawiało w nim kolejne fale złości. Naprawdę, miał ochotę go namierzyć i stłuc mu mordę. Po prostu, jak on mógł sprawić, że ona płacze? Ona? Nawet Clayton z swoimi durnymi żartami nie mógł sprawić czy akcje z stale obsuwającym się ręcznikiem. A on to zrobił. Z premedytacją, kurwa, zrobił. Wiedział, ze z premedytacją, na bank – na pewno.
Cieszył się, że przerwała. Mógł w końcu zacząć myśleć o czymś innym, przyjemniejszym, patrząc tu na nią, słuchając tego co mówi. Abstrakcyjny, piękny sen.
- Jak to cię rzucił? Jak to go zostawiłaś? Jaki kierunek, gdzie mieszka twój brat? – Wyrzucił z siebie te pytania prawie że automatycznie, niewiele myśląc.
[ Jak to dziwnie? ;d ]
[Pierwszy raz? Nie może być ;) I również dziękuję za pochwalenie karty, choć myślałam, że jest zbyt... dziwna ^^
Muszę wykombinować powód, który skłoniłby Castera do jakichkolwiek badań. Rozumiem, że ja mam zacząć? Kiepsko mi to wychodzi ;(]
Płacz Fleur był naprawdę dołujący; ale sam zresztą ostatnio przechodził lekkie „załamanie” i wszyscy w jego okręgu musieli to znosić. Postanowił nie marudzić, ani na siłę nie polepszać jej humoru. Po prostu otoczył ją ramieniem i mocno do siebie przytulił. Nie rozumiał tej całej kobiecej logiki i nigdy jej nie zrozumie, z czym całkowicie się już pogodził, ale czasem wystarczyło nic nie mówić, co z resztą było bezpieczniejsze, i przytulić do siebie.
Z każdym jej słowem był sfrustrowany coraz bardziej, ale pozwolił jej spokojnie dokończyć, zwłaszcza, że nawet on widział, iż było to dla niej trudne. Gdy usiadła na kanapie w salonie, usiadł razem z nią, opierając łokcie o kolana, a dłonie zaplatając ze sobą i patrząc przed siebie na ścianę. I co miał jej powiedzieć?... Oczywiście, wiedział co chce powiedzieć – że Callum to chuj, i że chętnie mu wpierdoli i po co ona się z nim tyle męczyła, skoro mogła spokojnie żyć sobie z Calebem… Ale powstrzymał się. To by zdołowało by ja jeszcze bardziej.
I jego zresztą też.
[Zakochałam się w tej pani na zdjęciach, bo takie odbarwione, naturalne, cudowne! *-*]
[Powiązanie mi się podoba i rozwiązanie tego, że możemy dopiero prowadzić ich do takiej relacji, tak więc idę na ten pomysł, a teraz pytanie kto ma zacząć, a jak ja, to mi podrzuć jakiś pomysł.;)]
[Wywnioskowałam po dopisku autora tych zdjęć, ale jest cudowna! A co do reaktywacji to nie mogę nic mówić, bo ja byłam chyba na samym początku AC i nawet nie pamiętam kim byłam.
Niemniej, może jakiś wątek i powiązanko sobie skrobniemy? ;>]
[To chyba spotkałam bratnią dusze, bo sama mam trudności z wrogimi powiązaniami :D A co do Yakova, to różnie stwierdzali, ale najczęściej padało, że właśnie jest jakiś kochany, sympatyczny.
Wątek przyjacielski mi jak najbardziej odpowiada, bo poznawanie czy inne zachowania stają się już nudne, tylko zapytam, czy Fleur pracuje do późnego wieczora/nocy w laboratorium? :>]
[No też mogą wykorzystywać biedną stażystkę, która chce mieć dobrą rekomendację :D I przydatna informacja i owszem - zacznę, ale wieczorem. ;)]
[Poczekam, bo nie mam póki co pomysłów na zaczęcie.;)]
Na ogół to Yakov starał się przesypiać ile może, kiedy tylko była szansa. Należał do śpiochów i tych, co mogliby przespać nawet kilka dni, byleby tylko być wypoczętami. Był zarazem taki, że mógł nie spać przez dwie, maksymalnie trzy doby, a potem padał.
Oksymoron z niego pewien, bo niby to śpioch, a niby nocny marek, więc tak trudno go całkiem w tej kwestii określić, ponieważ ona zawsze będzie sporna.
Dwa dni miał wolne, więc pierwszym jego postanowieniem było odespanie weekendu, gdzie w pracy spędzał znaczną część nocy, dyktując kolejne karty i rozdając je, racząc graczy jakimiś sztuczkami; ot, na pokaz. Później coś będzie na pewno robił albo się lenił i wypoczywał, po swojemu, rzecz jasna.
Jednak nie było mu to dane, ponieważ koło godziny siódmej wieczorem sygnał dźwiękowy jego telefonu rozgrzmiał po sypialni Rosjanina, dając mu do zrozumienia, że ktoś dzwoni.
Ten podniósł się markotnie, tak nagle, że gdyby wstał, to niejedno z szafki nocnej by spadło, a on sam gdzieś tam powędrowałby zaplątany w kołdrę. Zerknął na ekran wyświetlacza i niemalże od razu odebrał, wsłuchując się w słowa po drugiej stronie linii.
- W porządku, przyjdę. - odparł, uśmiechając się delikatnie, czego Fleur, z którą rozmawiał, nie mogła zauważyć.
Uznał, że nie opłaca mu się już dalej iść spać, skoro za niecałe dwie i pół godziny miał opuścić mieszkanie. Co było tego powodem? Ano panna van de Berg wydawała się być zmartwiona ciemnościami i ogólnie drogą, jaką miała przebyć do swojego lokum, więc chciała się spytać, czy Levovic nie miałby nic przeciwko, gdyby przez kolejny wieczór był chwilową opoką, ochroniarzem i osobą, która odprowadzi ją całą i zdrową do swojego domu.
O umówionej godzinie stał przed wejściem do budynku, w którym dziewczyna odbywała staż. Zaciągając się raz po raz papierosem, wdał się w rozmowę z ochroniarzem, który miał oznajmić dziewczynie, że już czeka.
- Jakiś Rusek stoi przed wejściem i kazał przekazać, że już jest i możesz powoli wychodzić. - oświadczył mężczyzna, zjawiając się akurat w momencie, gdy jasnowłosa opuściła swoje miejsce pracy.
[Mam nadzieję, że chwilowe pokierowane ani nie przeszkodziło, a sam wątek pasuje :D]
Ludzie sobie cenili tego Rosjanina. Był pomocny i mógł się zjawić na zawołanie, ale nie z naiwnym tokiem myślenia, że od razu będzie lubiany. Głównie chodziło tu o bliższe jemu osoby. Jeśli ktoś zadzwonił, by się wygadać - niech mówi nawet kilka godzin, niech się żali, a ten go tylko wysłucha. Nie mówi żadnego wszystko będzie dobrze, zobaczysz, poprawi się, ponieważ były to pocieszające słowa, które dobijały, które odnosiły odwrotny skutek do zamierzonego.
Tak samo teraz - wyszedł pomimo wolnego, które mógł spędzić w jakikolwiek sposób, a zdecydował się użyczyć swojej osoby, jako chwilowej ochrony, by stworzyć poczucie bezpieczeństwa.
Krótkowłosy zaśmiał się wesoło, otaczając dziewczynę ramieniem i odwracając ku wyjściowi z terenu laboratorium.
- Jest za co dziękować, owszem, ale dla mnie to nie ma problemu. - odparł, spoglądając na nią kątem oka.
Faktycznie, Fleur mogła czuć się bezpieczna przy Yakovie mierzącym ponad metr dziewięćdziesiat. Nawet jeśli jego sylwetka nie była wybitnie umięśniona to sam wzrost swoje potrafił zrobić.
- W sumie nie dziwię się, że po kogoś zadzwoniłaś. - stwierdził po chwili, rozglądając się. Kilka latarni wręcz żałośnie oświetlało ulice, a liczne poboczne alejki całkowicie panowały w mroku. Gdzieniegdzie przechodzący ludzie, gdzie część z nich była pod wpływem środków odurzających. - Bynajmniej masz pretekst do kupienia samochodu. - dodał.
[Mam to samo. Muszę się wczuć w osobę mojego Ruska, bo dawno nim nie pisałam, więc na razie będzie tak jakoś... "sucho" i różne odpowiedzi będą, za co wybacz! ;)]
- Jeszcze byś się zdziwiła. Możesz mieć szybciej. - odparł, zapewniając ją w swoich słowach poprzez energicznie pokiwanie głową.
Zawsze może coś jej się trafić w tym, w czym się specjalizowała. A zarobki także potrafiły być obiecujące, aczkolwiek taka sytuacja się pojawia znikąd i czasem wydaje się być niepewna, choć gdy człowiek już się na nią zdecyduje - nie ma problemu.
Yakov i miał prawo jazdy i samochód, którym się dość często poruszał. I musiał przyznać, że jest to przydatny transport, chociażby w chwilach, gdy trzeb po coś pojechać na teraz, na wczoraj. Nie zawsze komunikacja miejska była dobra ze względu chociażby na czystość i szybkośc przewozu.
Teraz jednak Rusek sobie postanowił dotrzeć tutaj poprzez metro, co nieraz potrafiło być odprężające. Chociażby przesiadywanie nocą, gdy jest się padniętym, a oczy powoli się zamykają ze zmęczenia. To człowiek się walnie wygodnie na tych siedzeniach, wciskając słuchawki do uszu.
Roześmiał się, kręcąc głową.
- Rowery tutaj akurat są bardzo praktyczne. - mruknął, spoglądając znacząco na wyróżnioną drogę rowerową. Wiele możliwości i zawsze było dla nich pierwszeństwo. Nie gnieździł się człowiek w korkach. - Ale myślałem, że ty już masz rower. - dodał ze zmarszczonymi brwiami.
Levovic nadal utrzymywał ramię gdzieś na wysokości jej talii. Ot, nawet taka sytuacja mogłaby być dla nich dogodna, chociażby dlatego, że ludzie nie zaczepiają.
O tak. Sam Yakov był z tych, co to sobie wynaleźć potrafili najczarniejsze scenariusze, byleby tylko w praktyce rozczarować się miło. To na swój sposób potrafiło być zadziwiające, ponieważ pomagało, aczkolwiek niektórzy sądzili, że jest to jedynie złudne myślenie, najgłupsza z możliwych aluzja.
Prychnął, nieco odchylając głowę i przesuwając mimochodem niebieskozielonymi oczami po budynkach.
- Uważaj, bo akurat ktoś się będzie fatygował z kijem baseballowym, żeby tylko zrzucić się z roweru. - mruknął, podchodząc do krawędzi jezdni i rozejrzał się po ulicy.
- No tak, bo ty wyjechałaś jakiś czas temu i wróciłaś na stare śmiecie. - stwierdził po chwili zastanowień i wspominania sobie wyjazdu dziewczyny, podczas którego chyba nie był obecny, bo zdążył - jak myślał - pożegnać się z nią wcześniej.
Wysłuchał ją uważnie, cały czas analizując i kalkulując wszystkie informacje jakimi Fleur się z nim podzieliła. Minęło trochę czasu zanim się odezwał, gdy przerwała, ale chciał użyć odpowiednich słów i pozbyć się jakiejkolwiek nietaktowności. W porządku, minęło mu z tą całą frustracją, ale tylko trochę. Wyglądało na to, że to Fleur rzuciła Calluma i to z dość dziwnych powodów. Nic z tego nie zrozumiał – skoro był taki dobry i wspaniały, to czemu? Chyba nigdy, ale to nigdy nie zrozumie kobiet; gdy wydaje się mu, że jest blisko odgadnięcia wręcz zagadki wszechświata, one zawsze wszystko komplikują. Więc Clayton lubił mawiać, że taki to kobiecy urok, czy coś.
Ucieszyło go miano dobrego kumpla, bo kogo by nie ucieszyło z ust tak uroczej istoty? Fleur dla Caleba była prawdziwą dziewczyną, której nie spotkasz na ulicy. Bo na ulicy spotkasz te wszystkie rozpuszczone lale, bez kręgosłupa moralnego, bez niczego… takie, z którymi Clayton właśnie sypiał. Oczywiście, nie wszystkie dziewczyny były takie, ale… dziewczyn takich jak Fleur naprawdę czasem trudno było znaleźć.
- Trochę szkoda, że przyszłaś do mnie dopiero teraz… wiesz? Co się z tobą w ogóle działo? – zapytał wprost i szczerze, i spojrzał na nią z lekkim zaciekawieniem. Och, w porządku – ogromnym. W gruncie rzeczy nie odzywała się spory okres czasu, taki, w którym u Caleba zdążyło się tyle pozmieniać, że to aż niewyobrażalne. Przeżył nieszczęśliwą „miłość”, chociaż wcale nie chciał o tym w ten sposób mówić, skutki szczeniackiego i nieodpowiedzialnego seksu, zaręczyny swojej matki… po drodze odnalazło się w nim coś w deseń „oczyszczenia”. Trochę innym był człowiekiem, a i Fleur również. Trochę dziwnie się z tym wszystkim czuł, ale nie chciał aby zauważyła cokolwiek. Nie o Caleba teraz chodzi, a o nią i właśnie na tym chciał się skupić.
Rosjanin zauważył cień niezadowolenia tym tematem, który właśnie poruszył, więc jedynie wsłuchał się w odpowiedź dziewczyny i dalej go nie kontynuował, dając jej możliwość podjęcia się go później, w innym czasie.
Yakov szanował to, co ludzie mu mówili, czego mu nie mówili, choć nie ukrywał, że ciekawość czasem potrafiła go drażnić, wręcz pieklić, aczkolwiek nigdy, ale to przenigdy nie naciskał na to, żeby ktoś mu odpowiedział na to, czego nie chce poruszać. Sam także tego wymagał, więc jakiś kompromis musiał powstać.
- Och, oczywiście, że przerwałaś mi bardzo ciekawe, a co ważniejsze - przydatne - zajęcie. - westchnął teatralnie, spoglądając na dziewczynę z urazą.
Przeszli swobodnie przez ulicę, nie mając żadnego auta ani po jednej, ani po drugiej stronie jezdni.
- Obudzenie śpiącego Ruska nie wychodziło ludziom na dobre. - zastrzegł, spoglądając na nią znacznie. - Wiesz, mogę cię zawsze wyzwać do rosyjskiej ruletki i wtedy możemy porozmawiać. - oznajmił, zadzierając głowę do góry i uśmiechając się nikczemnie.
Zmrużył oczy, patrząc na nią nieco podejrzliwie.
- No nie wiem, nie wiem. Będę musiał się nad tym zastanowić. - stwierdził po dłuższej chwili milczenia, która to miała zbudować napięcie.
Ależ Yakov nie miał nic przeciwko tym żartom, wygłupom, a sam śmiech Fleur należał do jednych, których mógłby słuchać, ponieważ sam w sobie był po prostu uroczy.
Zmarszczył brwi i rozmasował swoje ramię. Tak, dla zgrywy.
- Niechże to pozostanie ruską tajemnicą. - oznajmił konspiracyjnym szeptem.
Prawda była taka, że on sam nie miał bladego pojęcia, czego miałby się dowiedzieć. Ot, po prostu tak powiedział.
- Ale miło by się rozmawiało, gdybyś miała świadomość, że spośród sześciu miejsc na naboi, jest jeden, który może się trafić, co?
- Czekaj, czekaj, czekaj… on cię zdradził? – spojrzał na Fleur, ponownie wszystko analizując wszystko co mówiła jeszcze raz. Nie, nie słyszał tego od niej, chyba, że mówione szyfrem. Teraz jednak, gdy powiedziała to tak obojętnie, niemalże beztrosko mocno się zdziwił. Czyżby faktycznie nie kochała Calluma tak, jak powinna, i to od zawsze? Poczuł jakieś dziwne „ukłucie”, bo wcale nie musiała z nim być, wszystko mogło w ogóle potoczyć się inaczej, a tak teraz jest już za późno, za dużo się pozmieniało. Za dużo czasu stracili.
- Jak mogłaś udawać, że nic nie wiesz o tamtej? Co to za pierdolona bigamia? – w głosie Caleba można było usłyszeć jawne oburzenie, bo nie mógł zrozumieć, jak taka osoba jak Fleur mogła sobie w ogóle na to pozwolić; pozwolić na takie traktowanie i lekceważenie, i co gorsza, jak on kurwa mógł? W Claytonie na powrót zawrzało, ale powstrzymywał to, bo co on właściwie mógł? Cóż, chciał mu obić mordę, albo coś w ten deseń, ale nie wiedział się nawet gdzie się znajduje.
- Wszystko będzie dobrze, przestań mazgaju – opuszkiem kciuka otarł jej łzy, uśmiechając się; jej łzy nieco ostudziły jego mordercze zapały i „lekką” furię. No tak, ona tu była teraz ważniejsza od mordobicia jakiegoś Calluma, zdecydowanie.
Yakov zmarszczył brwi, wsłuchując się w wypowiedź jasnowłosej, która w jakiś sposób go nieco zdziwiła. Potem jednak zaśmiał się, kręcąc głową.
- Ach, Fleur. - mruknął po chwili, uspokajając się powoli, po czym ponownie na nią spojrzał - Chyba nie myślisz, że byłbym zdolny przytknąć komuś lufę do skroni i okręcać bębenek rewolweru, by spowodować strach. - ciągnął z nieco urażonym tonem głosu, że w ogóle o czymś takim mogła pomyśleć względem jego osoby.
- Nie kręci mnie to w ogóle, ale postraszyć można. - odparł po chwili, uśmiechając się do niej nad wyraz sympatycznie.
On? Nie, on nie mógłby być taki okrutny i musiałby się wyzbyć sumienia, wszystkich emocji, stać się socjopatą, żeby takie coś robić!
- Każdy ma inne poczucie humoru, na które, bądź co bądź, nie ma wpływu - dodał ciszej, zadzierając nieco głowę do góry, bo coś mu kapnęło na czoło.
I jak za jedną kroplą, poszły kolejne, uderzając powoli i leniwie w chodnik oraz blachy samochodów, wydając charakterystyczny dźwięk.
- Nie rycz, nie rycz – objął ją, masując ramię i lekko potrząsając. Naprawdę, nie lubił takich sytuacji, ale wiedział, że musi ją wesprzeć. Chociaż u facetów to było łatwiejsze, wiadomo. Zimny browiec, krótka spowiedź, kolejna flaszka i do widzenia, idziemy spać. A nazajutrz rankiem cudowne oczyszczenie z problemów. Na samym Calebie wypróbował to niedawno Steve, nowy facet mamy i musiał przyznać, że było mu zdecydowanie lżej. Tak, tylko Fleur nie jest facetem i w ogóle jest mało męska, nie chciał traktować jej tak… brutalnie? Na pewno byłaby to niezła terapia wstrząsowa. Zwłaszcza, że nigdy jej pijanej nie widział. Tak, mieszkali tyle czasu ze sobą, ale ona zawsze była trzeźwiutka, w przeciwieństwie oczywiście do Claytona.
- Nic nie spieprzyłaś, głupia! – uśmiechnął się do niej pokrzepiająco i poczochrał ją po blond główce. Musiał przyznać, że ostatnio pocieszał wszystkich. A to Milę, mamę, teraz Fleur. Najgorsze było to, że Caleb uważał, iż kompletnie nie ma do tego „drygu”, brak mu taktowności i tak dalej, co z pewnością potwierdzały kolejne łzy blondynki.
– Przestań blondynko, makijaż ci się rozmaże czy coś tam… o! Nooo, będziesz miała podpuchnięte oczy – pstryknął palcami, uśmiechając się do niej wesoło. Jak się płacze, to ma się podpuchnięte oczy, nie? Zawsze w tych durnych serialach dla bab, gdzie jedna z bohaterek płakała całą noc, bo rzucił ją jakiś koleś, a nazajutrz miała podpuchnięte oczy, właśnie. Chciał ją rozweselić, natentychmiast. Nie wiedział, czy nawet umiejętnie do tego podchodzi, ale starał się, a to również jest liczące!
Musiał jednak sięgnąć po „broń ostateczną”, jakkolwiek to brzmi.
- Nie wiem… napić się chcesz? Może będzie ci łatwiej?
Tak, tak – wpędź ją w alkoholizm Clayton!
[Znają się z wolontariatu, Bran bowiem też się udziela. Nie wiem, jak Fleur, ale Brandi najczęściej działa w służbach, które odbierają zwierzęta właścicielom, gdy te są zaniedbane... Może tym razem kogośtam zabrakło i Fleur pojechała z Jones i kierowcą odebrać wychudzonego owczarka niemieckiego i rozejrzeć się, czy nie ma tam więcej poszkodowanych zwierząt?]
- To jest męski sposób na problemy, wy, baby wszystko musicie komplikować – powiedział z rozbawieniem i wstał, kierując się do kuchni by zaparzyć herbaty. Cóż, skoro alkohol odpadał, to równie dobrze mogą napić się herbaty; wedle niedawnych postanowień wewnętrznych Caleba to nawet lepiej, i zdrowiej nawet też. – To leży w waszej naturze, takie życie – westchnął, wyjmując kubki z szafki. Nie pytał jaką chce herbatę, bo sam pijał tylko jedną, o smaku imbiru.
Gdy zapytała o Kolesia, westchnął ciężko. Cóż, wolał, żeby nie pytała, bo jak już przestała płakać, to znowu się rozryczy, a dramatów już nie chciał. Westchnął ponownie i odwrócił się, patrząc na Fleur trochę przybitym wzrokiem.
- Koleś… nie żyje – odparł krótko i z powrotem się odwrócił by zalać wrzątkiem kubki. – Już od czterech miesięcy… Nie, chyba pięciu.
Jakoś nie miał odwagi by na nią spojrzeć. W porządku, ktoś inny by powiedział, że tak bywa, zwierzęta umierają i nie ma co robić dramatu, ale dla Caleba Koleś był naprawdę świetnym psem i w sumie jego pierwszym psem, bo zwierząt nigdy nie posiadał, stwierdzając, ze są za bardzo kłopotliwe. A teraz, gdy Kolesia nie było, to momentami czuł się naprawdę samotnie. Chyba maksyma głosząca, że pies jest najlepszym przyjacielem człowieka, to prawda.
[ Bardzo podobają mi się zdjęcia i byłbym również bardzo chętny na wątek, tylko, że za bardzo nie wiem, na podstawie karty, co mógłbym zaproponować. ]
Nie no, jasne, to był tylko pies, ale Calebowi i tak było przykro. Koleś był jego kumplem i wiernym kompanem, mimo, że zbytnio nie mówił (chyba, że po psiemu), nie pił czy nie jarał trawy. Wystarczyło mu drapanie za uchem, dobre traktowanie, psia karma i wieczorny spacer. Wymagający nie był też wobec Caleba, bo nie przeszkadzało mu, iż jego właściciel to podobno ostatni skurwiel i fiut.
Nie mógł jej tego powiedzieć, bo uważał to za zbyt drastyczne… Koleś został potrącony przez samochód, który nie zatrzymał się na czerwonym świetle, i gdy Caleb zdołał jakoś uchronić się przed spotkaniem trzeciego stopnia z maską auta, to Koleś nie miał tyle szczęścia. Clayton dalej pamiętał krew na betonie i białych pasach, nieruchomego psa… potem w wspomnieniach przewija mu się twarz przestraszonego i zaskoczonego faceta, którego Caleb siłą wyciągnął z samochodu i krótko mówiąc, obił mu twarz. Na mandacie dla nieuważnego kierowcy się nie skończyło, ale Roro musiał wpłacić za Caleba kaucję, bo postanowili go na trochę przymknąć.
Nie lubił więc, gdy ktoś go pocieszał w sposób „to tylko pies”. Jasne, był facetem, powinien mieć jasny i twardy osąd, ale nie potrafił być tak całkowicie niewrażliwy.
- Potrącił go samochód – rzekł krótko, bo nie widział powodu, by rozdrabniać się nad szczegółami. – Nie płacz, kierowca nie wyglądał lepiej, gdy go dorwałem – próbował przybrać nieco bardziej radosny ton głosu, ale średnio mu to wyszło.
Kurna. Nie chciał jej jeszcze bardziej zdołować.
[Nie wiem jak to określić, ale karta jak i postać są... po prostu urocze! ^^ Strasznie spodobała mi się postać Fleur, więc masz jakieś pomysły dotyczące ewentualnego wątku? :)]
[Dla mnie bomba. kto zaczyna?]
Prześlij komentarz