LISTA POSTÓW

czwartek, 30 maja 2013

I’m not stupid. Just physically luscious and inherently unlovable.


C a l e b   C l a y t o n

07.01.1990, Londyn
Brytol. Pianista. Pan Prawie-Kompozytor.

~

"Naucz się wszystkiego, co możliwe. Wypróbuj wszystko, co się pojawi na twej drodze. Patrz na wszystko, co jest do zobaczenia. Szukaj, eksperymentuj, popełniaj błędy, ponoś porażki, podnoś się z nich. Stań się religijny, konserwatywny, radykalny. A potem zapomnij o tym wszystkim i odnajdź swój własny styl tworzenia."

— Fons M. Hickmann


Od praw­dzi­wego mężczyz­ny ko­bieta od­chodzi tyl­ko raz.



Tony Visser
15.06.1978, Rotterdam

Przecież go znacie. 


playboy
sto osiemdziesiąt siedem centymetrów żywego seksu
właściciel Bloaters i Broadway
rozwodnik
perkusista amator 
arogancki skurczybyk
wraca po roku, bo… wciąż ją kocha

Tony Visser powraca. I będzie jeszcze większym playboyem i sukinkotem, niż był.







powiązania | posty


(Piszcie, piszcie - Toniek wątków się nie boi, a w razie czego sam może zacząć.
Witajcie z powrotem :D)

Staring at the bottom of your glass


Hoping one day you'll make a dream last
But dreams come slow and they go so fast
You see her when you close your eyes
Maybe one day you'll understand why
Everything you touch, oh it dies


Sasha Wiera Siemionow


Musi być do wyboru, 
Zmieniać się, żeby tylko nic się nie zmieniło. 
To łatwe, niemożliwe, trudne, warte próby. 
Oczy ma, jeśli trzeba, raz modre, raz szare, 
Czarne, wesołe, bez powodu pełne łez. 
Śpi z nim jak pierwsza z brzegu, jedyna na świecie. 
Urodzi mu czworo dzieci, żadnych dzieci, jedno.
Naiwna, ale najlepiej doradzi. 

I bądź tu mądrym człowieku... Zaśpiewałabym balladę o sobie, ale nie potrafię śpiewać. Napisałabym wzniosły wiersz, ale nie potrafię pisać. Wystawiłabym sztukę, opowiadającą o moim życiu, ale nie potrafię. 
Nie lubię cofać się do historii. Co było, minęło. Niektóre chwile chciałabym zatrzymać na dłużej, nadal się nimi delektować. Innymi momentami swojego życia się brzydzę. Nie mogę zrozumieć, jakim cudem upadłam tak nisko. Nie zależało mi. Może nadal nie zależy? Pierdolnięta Ruska z brytyjskim akcentem, o to kim jestem. Córka słabej kobiety i despotycznego jegomościa, nie szanującego wartości rodzinnych. Jak u licha, miałabym wyrosnąć na odpowiedzialną osobę, mającą ideały, wyznającą pewne na ogół szanowane wartości, wierzącą w marzenia i spełniającą krok po kroku swój mały, życiowy plan? 

Próbuję wyrwać się z otchłani szaleństwa i zacząć prawdziwe życie. Nie mogę, nie potrafię mimo tego, że na mojej ścieżce pojawia się coraz więcej Aniołów. Prawdziwych, którzy podtrzymują mnie na swoich skrzydłach. Nie chcę przywiązywać się do nikogo, lecz uzależnienie od ludzi staje się coraz silniejsze, jest prawdziwym narkotykiem. O dziwo, dobrym. Chciałabym kiedyś uśmiechnąć się do kogoś, myśląc o tym, jaki piękny mamy dziś dzień. Nie wiem, czy doczekam się tej chwili, ale wierzę w to. Wierzę również w to, że więcej razy się nie stoczę. 

Nie jestem kimś, kogo pokochasz od razu, nie wierzę w duperele od pierwszego wejrzenia. Wierzę w to, że seks zbliża do siebie ludzi, że pocałunki są magiczne, że dotyk czyiś dłoni na ciele może przynieść ukojenie. Warkocz w kolorze jasnego blondu, błękitne oczęta, szczupła sylwetka. Sto siedemdziesiąt centymetrów, nieco więcej już kilogramów, nieśmiały, niepewny uśmiech. Roziskrzone, ciekawskie spojrzenie. Jedno jest pewne, pojawiła się chęć do życia. Do zmiany na lepsze. A co z tym idzie - coraz więcej lęków, obaw, coraz więcej oporu, którego kiedyś nie było. Ale kto powiedział, że życie jest proste?



Dwadzieścia cztery lata ♦ Właścicielka dumnej kotki ♦ Urzędująca w niewielkiej kawalerce ♦
 Hetero z odchyłami  ♦ Kelnerka w klubie "Placebo" ♦ Próbująca nie wrócić do nałogu ♦
Dwukrotny pobyt na odwyku ♦ Ruska z angielskim akcentem


Słaba, ale udźwignie. 
Nie ma głowy na karku, to będzie ją miała. 
Czyta Jaspera i pisma kobiece. 
Nie wie po co ta śrubka i zbuduje most. 
Młoda, jak zwykle młoda, ciągle jeszcze młoda. 
Trzyma w rękach wróbelka ze złamanym skrzydłem, 
własne pieniądze na podróż daleką i długą, 
tasak do mięsa, kompres i kieliszek czystej. 
Dokąd tak biegnie, czy nie jest zmęczona. 
Ależ nie, tylko trochę, bardzo, nic nie szkodzi. 
Albo go kocha albo się uparła. 
Na dobre, na niedobre i na litość boską


Formalności i sprawy techniczne.
Tytuł i cytat na samej górze pochodzą z piosenki Passenger - Let her go, wiersz pani Wisławy Szymborskiej - "Portret Kobiecy", buźka: Lauryn Holmquist. Nie zabijajcie. Nie będę już kombinować z postaciami. Serio. 
A proszę usunąć Julkę z linków. 


wtorek, 21 maja 2013

"Chciałbym tak jak Ty umieć ogarnąć ten syf mówić, że sny się spełniają i że nic nie jest w stanie nas złamać."



Hailie Feving
21 lat
przyszła studentka architektury

Czasami tak jest. Życie obraca się tylko wokół jednej rzeczy, czasami osoby. Jest to coś najważniejszego. Coś, co spędza Ci sen z powiek, coś dzięki czemu masz ochotę rano wstać i zderzać się z trudną rzeczywistością. Dla niektórych jest to miłość, dla innych przyjaźń, a dla jeszcze innych praca. Jednak przychodzi ten czas. Ten wymarzony czas, na który czekasz od samego rana, od pierwszej minuty kontrolowanego myślenia, przez wszystkie lekcje w szkole, aż nadchodzi ukochana godzina 17 i wiesz, że wreszcie będziesz wolna. Wiesz, że Twoje kumulowane przez dzień emocje, wyrwą się z piersi, niczym ptaki wypuszczone na wolność.  Czas wyczekiwania też jest cudowny. Z ruchami wskazówek zegara każda twoja cząstka zaczyna drżeć, oddech przyspiesza, ręce stają się nieco bardziej lepkie, a myśli całkowicie odbiegają od realnych rzeczy. Liczy się tylko ruch, muzyka, delikatność  i ulotność, którą formujesz w głowie niczym idealnie sprecyzowany mechanizm, choć realnie siedzisz na lekcji i sprawiasz wrażenie zainteresowanej słowami nauczyciela.  W tej chwili nie jest w stanie nic wyrwać się z owego transu. Nawet spadający długopis, czy profesor uderzający drewnianym breloczkiem od klucza cię nie zbudzi, choć w sumie nie śpisz. Wpadasz do domu, bierzesz jedynie jabłko, które i tak zjadasz w biegu, by chwilę później znajdować się w drugim domu – sali ćwiczeń, która po brzegi wyścielona jest lustrami. Kochasz to miejsce.

Zakładasz znów większy strój. Stare, zniszczone do granic możliwości, baletki już dawno zawiesiłaś na drzwiach swojej garderoby, w niewielkim domku w Portland, powiększając tym, swoją kolekcję. Rozciągasz się już we własnym zakresie. Robisz kilka ćwiczeń przy drążku.  Zakładasz nowe baletki i razem z innymi dziewczętami, w rytm muzyki, powtarzasz choreografię, którą wymyśliła już inna nauczycielka. Nie masz już 13 lat, a 19. Awansowałaś. Oznacza to, że właśnie mija dziesięciolecie Twojej przygody z baletem. Jesteś już duża. Nie płaczesz po nocach, a bycie najlepszą jest zaszczytem, a nie czymś czego powinnaś się wstydzić.  Jesteś dumna. Szczęśliwa. Uparta i niezwykle pracowita. Owszem, ktoś by powiedział, że gdzie w tym wszystkim czas na odpoczynek, zwolnienie, ułamek sekundy na wytchnienie po tak długim i męczącym biegu, jednak Ty tego nie potrzebujesz. Wszędzie Cię pełno. Lubisz to. Lubisz, gdy masz tak napięty grafik, że ledwo znajdujesz czas na oddychanie. Może i odbija się to trochę na zdrowiu, jednak umiesz sobie z tym radzić. Multiwitaminy i żelazo łykane regularnie, serio podbudowują ciało. Szkoły też nie zawalasz, mimo iż to już ostatnie wytchnienie, po którym zostaną Ci studia. Studia, właśnie. Wybrałaś jakie? Nie masz na to czasu. Dobrze wiem co obecnie siedzi ci w tej małej, rudej główce. Spektakl. Przedstawienie, które jest jednym z najważniejszych w tym roku i wystawiane będzie dokładnie za dwa miesiące. Zatem czym innym mogłabyś zaprzątać swe myśli? Dobrze wiem, że chcesz główną rolę i zdaję sobie również sprawę, że podołasz temu wyzwaniu. Musisz ćwiczyć więcej. Więcej. Więcej. Podpowiada sumienie. Zaczną się spóźnienia w szkole, urywanie z ostatnich lekcji, wszystko byleby spełnić swoje marzenie.
Chcesz być Eurydyką. Chcesz być najważniejsza i błyszczeć. Chcesz by inne dziewczęta Ci zazdrościły.

Weszłaś na scenę. Wzięłaś głęboki oddech i w pewnej chwili poczułaś jak cały świat zaczyna kwitnąć i mienić się najpiękniejszymi kolorami, razem z kilkoma pierwszymi dźwiękami, które zarejestrowały Twoje uszy. W tym subtelnym tańcu poruszałaś się niczym nimfa. Widziałaś łzy w oczach swojej nauczycielki, gdyż to nie ona była w jury, tylko reżyser spektaklu i jeszcze jakieś szychy. Widziałaś, jak kobieta zaczyna powoli składać ręce by zakryć oczy z wzruszenia, powstrzymując tym samym kaskadę słonych kropel. Dla Ciebie to był jedynie znak byś nie przestawała. Starałaś się poruszać niczym flaming. Nie feniks. Dziś jesteś flamingiem. Różowym, pełnym dostojności jednak i delikatności, flamingiem, który kilkoma ruchami umie wywołać łzy. Brawo. Nawet reżyser, gdy zrobiłaś ostatni obrót, pas de Poisson i upadłaś na podłogę pozorując śmierć głównej bohaterki, wstał i zacząć głośno klaskać.

Dostałaś tę rolę, flamingu. Babcia jest z Ciebie bardzo dumna. Matka? Przyjęła tę wiadomość w zupełnie obojętny sposób. Znasz ją. Nie wiń jej za to. Jeszcze do końca nie uporała się z rozwodem. Ojciec? Ty nie masz ojca.  Biologiczny zostawił Twoją matkę jak tylko dowiedział się o ciąży. A Carl? Nigdy go nie lubiłaś.

Został tydzień do premiery. Stresujesz się jak nigdy, choć udajesz, że wszystko jest w porządku. Starasz się by Twoje ciało było idealne. Codziennie się rozciągasz i zostajesz dłużej by poćwiczyć, choć cały układ znasz już chyba lepiej od profesorki. W tej chwili wracasz do domu by tylko porwać coś szybko do zjedzenia i znów ruszyć oddawać kumulowane emocje. Jeszcze jeden przystanek tramwajowy i wysiadasz. Uf. Zielone światło, zatem przeszłaś już jedne pasy. Zostały drugie. Idziesz jako ostatnia bo zakręciło Ci się w głowie(nie żeby w ostatnim czasie było to coś nowego, zaczynasz do tego przywykać). Potem poczułaś jedynie silne uderzenie i usłyszałaś czyjś krzyk.

- Babciu. – powiedziała cicho zaraz po wybudzeniu poobijana, ledwo żywa, leżąca na szpitalnym łóżku, dziewczyna. Minęło 5 dni od wypadku, a brunetka dopiero odzyskała przytomność. Wszyscy myśleli, że to koniec. A jednak przeżyła. Takie życie?! Kpisz? Lepiej odłącz tą aparaturę i skończ moją męczarnię.- krzyczała dusza zamknięta w nieudolnie poruszającym się ciele.
- Babciu. – powtórzyła lekko zachrypniętym głosem próbując się podnieść, jednak było to dość nieudolne. – Ja nie mogę poruszyć nogą. Babciu, nie mogę tego zrobić.

Obecnie? Egzystujesz. Marnie egzystujesz. Zmusili Cię byś przeszła serię naświetleń i innych zabiegów. Bo przecież jest ratunek. Wmawiają Ci, że możesz wrócić choćby do częściowej sprawności. Poddałaś się. Zgodziłaś. Dla świętego spokoju, bo już nie wierzysz. Bo już nie masz w co wierzyć. Wszechmogący Cię opuścił. I co?
Minęło kilkanaście miesięcy od wypadku. Nadal nie jesteś sprawna. 
- Zostaniesz ze swoim najwierniejszym przyjacielem – fioletowym wózkiem – już do końca…Przywyknij. 
- Wal się. Wypierdalam stąd. Kierunek Amsterdam.

_______
niestety nie wiem do kogo należy zdjęcie w każdym razie witam serdecznie i tak, część karty jest również na innym blogu :)

niedziela, 19 maja 2013

but i have grown too strong


 - Tone? - szepnęła Jones, wzdychając lekko. - Myślę, że znowu zgubiłam majtki u ciebie.
Tony uśmiechnął się zadziornie, a potem zagarnął Brandi ku sobie.
- Nie zgubiłaś, chowam je po szafach, bo lubię Cię bez majtek.
Co się potem zaś działo, tego nawet najstarsi górale i Milka nie chcą wiedzieć.


Brandi Jones
# 23 lata # studentka drugiego roku medycyny # Angielka #
posiadaczka psicy o imieniu Wasp # wierna miłośniczka jazzu i seksu z kobietą
# lesba jakich mało # amsterdamski hero # muzyczne cielę #
gimnastykuje się... jakoś # problemy finansowe # ma jednopokojowe mieszkanie
# w którym trzyma materac, komodę i psa, i nic więcej # 
nienawidzi pić brandy # lubi częstować jedzeniem # i lody cytrynowe # pije alkohol
# czasami budzi się w niej wersja seksowna #
kocha Go # kocha jego myśli # włosy # usta # nos # oczy # dłonie # palce # paznokcie# pępek




udaje, że Słońce nie zaszło



Wy wiecie, że Was kocham. Chuje.

historia Słońca
Brandi ma znajomkóff
Krowa, czyli witaj tatusiu 
Wiersz przyzywający autorów
Robert Downey Jr - galeria 


PROPOZYCJE WĄTKÓW

Brandi ma teraz praktyki w szpitalu, więc jeśli ktoś chce tam zacząć - proszę bardzo. Codziennie biega z Wasp po okolicach. Chwilowo bezrobotna. Szuka pracy.




Ania jechała rowerkiem. Spadła, ale dlaczego nie płacze? 

Bo kierownica przebiła jej płuco! :)

Damn fiddler on the roof!

Tak, mam na imię Savva. 
Tak, wiem, że to zabawne.
Tak, moje włosy zawsze tak wyglądały. 
Tak, to są skrzypce.
Nie, nie możesz dotknąć mojego kapelusza.

Savva Borysowicz Rogożkin
ur. 12.12.1989 r., Petersburg
paskudny Savvuszka rzucił psychologię w diabły, nie odzywa się do siostry,
gra po knajpach, pracuje w muzycznym, szuka mieszkania, jeszcze żyje - tak w telegraficznym skrócie


   Trudno go zauważyć w tłumie. Możliwe, że przez niski wzrost, marny metr sześćdziesiąt ileś w kapeluszu. Możliwe, że to dlatego, że sprawia wrażenie człowieka odpowiedniego, takiego... świeżo wyprasowanego wręcz. Zawsze elegancki, uprzejmy i taktowny, ten, co jak był na studiach, to zawsze miał notatki, obecnie zaś zawsze posiada na stanie herbatę. Trzeba mieć w życiu pewne priorytety, czyż nie?

  Niby takie nic, niby łatwy do przeoczenia, żaden książę na białym koniu, jeśli już - wersja ekonomiczna, kryzysowa. Niby jednak jakiś urok ma, w podobny sposób, jak zmokły opos, albo jakikolwiek inny zmokły ssak. I to jakoś tak roztkliwia, każe brać jego sposób bycia właściwie ćwierć serio, a w trzech czwartych żartem. Jednakże, gdy już się Savvę bliżej pozna... Obślizgły gad. Mały drań, to wszystko przez kompleksy, jakie niewątpliwie posiada, gdy idzie o jakąkolwiek dziedzinę życia, to wszystko przez swego rodzaju paranoiczność i wrodzony neurotyzm. Każde wytłumaczenie jest lepsze od tego najprostszego - Savva lubi irytować świat. Kocha obserwować ludzi z pełnym rezerwy zainteresowaniem naukowca, kocha wplątywać siebie i innych w różne gierki, każdemu wedle potrzeb dawać odpowiedni obraz siebie - miłego i nijakiego, dziwacznie intrygującego, uroczo złośliwego, albo zwyczajnie skończenie chamskiego. Co dziwne, w tym wszystkim musi być pewna... elegancja. Brzmi to dziwnie, ale tak - elegancja jest elementem koniecznym, podobnie, jak konieczne są wszelkie codzienne rytuały, choćby parzenie tylko sypanej herbaty, a na śniadanie do tej herbaty cygaretki waniliowe, chociaż publicznie stara się palić papierosy - bo to bardziej męskie; tak samo niezbędne jest zabieranie wszędzie kapelusza z rondem nieco oberwanym, tak samo ważne jest gładzenie skrzypiec po każdym wyjęciu ich z futerału, wstawanie wcześnie rano i bezowocne próby wiązania muszki, zabawa w psychologa, którym nigdy nie chciało się być. Nie całkowicie. Ogłoszenie światu "Zaufaj mi, od teraz jestem psychologiem, połóż się na kozetce i opowiedz o swoich problemach" sprawia, że wszystko traci urok. Ale cóż, albo psychologia, albo medycyna czy farmacja, taki miał wybór na początku dorosłego życia, co brzmi dumnie i durnie, wybrał więc zło najmniejsze. Do którego być może wróci, jak nie wyżyje z tego swojego brzdąkania i odkurzania instrumentów. Chwilowo jednak Savva dumnie dokonuje samodzielnych wyborów, bez żalu odcina się od rodziny, chociaż raz na czas ląduje ze swoimi klamotami u siostry, prowadzi życie niemożliwie chaotyczne. Cud, że wytrzymuje, z tą swoją chorobliwą wręcz pedanterią. Obecnie trwa w stanie przerażającego samozadowolenia, wręcz dumy z obranej drogi.
   Oczy gruźlika, fryzura w stylu piorunem w kukurydzę, plastyczna, błazeńska wręcz mimika, żylaste dłonie z długimi palcami o śmiesznie twardych opuszkach, jeden kącik ust podnosi się trochę wyżej. Człowiek, który obrazi cię w miły sposób. Skrzypek diabła i inne takie sympatyczne określenia. Kocha wszystkich, przynajmniej powierzchownie, nienawidzi kotów, boi się widoku krwi, lubi kpić z samego siebie, darzy niechęcią kobiety na szpilkach, po mistrzowsku przyrządza zupki chińskie.

My tu gadu gadu, a mnie się smyczek kończy!
Woman is a devil ( 13. 06. 12 )
______________________________________
Ahoj, muflony.
Ten  cytat nieco wyżej to chyba z jakiegoś 
krakowskiego koncertu pana Jelonka jest.
Savva wraca, zobaczymy, czy (i ile) wytrzymam.
Wątki, powiązania, ciastka - wszystko na tak.

all you need is love

Jenny Murphy
a właściwie Jennifer Oceana Murphy
urodzona 29 września 1991 roku w Londynie
studentka fotografii, w Amsterdamie od roku

Jest trzecim z piątki dzieci pediatry i nauczycielki biologii. Dzieciństwo spędziła latając za dwójką starszych braci, którzy to zaszczepili w niej miłość do sportów. Po pewnym czasie uprawiania wszystkiego, co tylko się da, odrzuciła wszelkie gry zespołowe, skupiając się na gimnastyce artystycznej. Mała i drobna, co z czasem niewiele się zmieniało, robiła ze swoim ciałem rzeczy, o których zwykłym śmiertelnikom nawet się nie śniło. Przyszły pierwsze wygrane, pochwały, nadzieje. Jenny do niczego się tak nie przykładała, jak do treningów. Niestety, los chciał inaczej i w wieku czternastu lat uległa poważnemu wypadkowi. Jechała samochodem z najstarszym bratem, kiedy ktoś w nich uderzył. Bratu nic się nie stało, ale Jenny, z powodu urazu kręgosłupa, wiele miesięcy spędziła przykuta do łóżka i tylko dzięki intensywnej rehabilitacji i niesamowitej motywacji, może w ogóle chodzić. O gimnastyce mogła jednak zapomnieć. Oczywiście, że była to dla niej ogromna tragedia, ale trudno jest spotkać kogoś z takimi pokładami optymizmu, jakie ma Jenny. Jeszcze zanim wróciła do szkoły, skupiła się na nauce, dzięki czemu nie musiała powtarzać klasy. Przez całą szkołę średnią była jedną z najlepszych uczennic, angażując się w wiele zajęć dodatkowych, kółek zainteresowań, by tylko znaleźć coś, czym mogłaby zastąpić gimnastykę. I znalazła. W ostatniej klasie trafiła na kółko fotograficzne i od razu wiedziała, że to jest to. Zawsze lubiła robić zdjęcia, ale nie sądziła, że zajmie się tym na poważnie. A jednak. Teraz ze swoim aparatem jest nierozłączna. Fotografuje wszystko, lubując się w najzwyklejszych chwilach życia codziennego. Nawet zwykłe śniadanie potrafi przedstawić jako coś, czego nikt nie chciałby ominąć.
To osoba niewątpliwie pozytywna, zarażająca dobrym humorem, która we wszystkim, także w ludziach, stara się dostrzegać tylko pozytywne strony. Wciąż się uśmiecha, nigdy nie odmawia pomocy, naiwnie wierzy w ludzkie dobro i bezinteresowność. Mało asertywna, odmawia tylko wtedy, kiedy wie, że nie ma innego wyjścia, co czyni z niej idealny obiekt dla manipulantów i osób, wykorzystujących innych. Sama Jenny zdaje się nie widzieć nic złego w tym, że niektórzy najzwyczajniej w świecie się nią wyręczają. Wręcz czuje satysfakcję z faktu, że pomaga innym. Bardzo wrażliwa, zwraca uwagę na rzeczy, których inni nie zauważają. Wszystko chciałaby uwiecznić. Nie potrafi przejść obojętnie obok ludzkiej krzywdy. Szybko się uczy, lubi się uczyć, jest ciekawa świata, niczym dziecko i prawdopodobnie nigdy się to nie zmieni. Wszystko ją dziwi i zachwyca, nawet, a może szczególnie, niewielkie rzeczy. Jest skłonna do płaczu, co stara się ukrywać, szybko się wzrusza. Bardzo łatwo jest ją skrzywdzić, wszystko bierze do siebie, nawet bezpodstawną krytykę i obelgi. O nikim złego słowa nie powie, wszystkich zawsze tłumaczy i usprawiedliwia. Kiedy puszczają jej nerwy, ma zły humor, albo ktoś sprawi jej przykrość zamyka się w pokoju i płacze. Z nikim o tym nie rozmawia, jest bardzo skryta. Nie potrafi mówić o uczuciach. Dużo lepiej wychodzi jej pisanie o tym, rysowanie lub robienie zdjęć. Poprzez to, co tworzy można poznać prawdziwą Jenny. Dużo czasu mija, nim się naprawdę otworzy. Jest bardzo nieśmiała, szczególnie jeśli chodzi o kontakty z płcią przeciwną. Wciąż się rumieni, jaką, dłonie jej drżą i nie może wydusić słowa. Zawsze ma wrażenie, że wszystkim się narzuca. Bywają dni, kiedy tryska humorem i entuzjazmem, wtedy nie ma oporów przed zaczepieniem nieznajomych na ulicy w celu zrobienia im zdjęcia, ale to tylko w tak zwanym szale twórczym. Chodzi z głową w chmurach, marzy o wielkiej miłości, księciu na białym koniu i widzi wszystko w lepszym świetle.
Dużo czyta. Interesuje się historią, uwielbia literaturę wojenną i wszelkie mitologie, kocha fantastykę, kryminały i stare romanse. Uwielbia nowe miejsca, w przyszłości zdecydowanie chciałaby więcej podróżować. Kocha zwierzęta, hoduje roślinki, którym nadaje imiona. Dużo śpiewa i tańczy, ale tylko kiedy nikt nie widzi. Zakochana w klasyce rocka, kocha Beatlesów, Doorsów i Boba Dylana. Jest zadbana, uwielbia kolorowe ubrania, które idealnie odzwierciedlają jej pogodne usposobienie. Dużo spaceruje, jeździ rowerem i nie ma prawa jazdy. Dużo się boi, dlatego raczej horrorów nie ogląda. Jest przesądna i strachliwa. Uwielbia stare filmy, a ścieżkę klasyki musicalowej zna na pamięć. 
Do przytulenia.

Buźka znaleziona na weheartit. Jesteśmy z Jenny chętne na wszelkie wątki i powiązania, naprawdę, wszystkie propozycje nas interesują. Jenny oddaję w wasze łapki i róbta, co chceta.
W tytule Beatlesi, jak pewnie wszyscy wiedzą.