LISTA POSTÓW

sobota, 30 czerwca 2012

Please don't talk to me, I fall in love so easily.


Nanna Viens
21 lat (02.03.1991r.)
Studentka projektowania mody
Sprzedawczyni w księgarni
Estonka

Cisza jednej z czerwcowej nocy 1990 roku została przerwana głośnym płaczem i krzykiem młodej kobiety, która zupełnie nieprzejmująca się i po części nieświadoma zagrożeń czyhających w ciemnych uliczkach, ruszyła n swój conocny spacer, bo ów kobieta należała do nocnych marków, a może bardziej do osób cierpiących na bezsenność? Bo rzeczywiście miewała problemy z zaśnięciem. Nie lubiła i dalej nie lubi rozpamiętywać tego wydarzenia, woli o nim zapomnieć, jednak z pamięci nie potrafi wymazać tego, że nikt jej nie pomógł, że jej krzyki z błaganiem o nią, szloch, to wszystko poszło na marne, bo ludzie to sobie zlekceważyli, jednak najgorsze miało pojawić się dopiero później. Długo nie potrafiła  pozbierać się po tamtym wydarzeniu, a gdy miesiąc po tym wszystkim dowiedziała się, że w brzuchu zakiełkowało nowe życie, jej psychika legła w gruzach. Wiele prób samobójczych nic nie dało, troskliwi rodzice czuwali nad nią i nie pozwolili na to, aby ich córce i wnukowi/wnuczce się coś stało, dlatego każda z tych prób kończyła się szybkim wylądowaniu w szpitalu, aż w końcu została objęta stałą opieką. To zadziwiające, ale kiedy wybrała się na pierwsze USG i zobaczyła malutkie dzieciątko (w porównaniu do pierwszych miesięcy, to już nie taki malutkie), które nosi pod sercem, pokochała je od razu i pożałowała tego, że chciała się pozbyć i siebie i jego, jedyne czego się bała to to, że dziecko zacznie w końcu pytać o ojca, prawdziwego ojca. 
W marcowe południe, gdy to dziewczyna pomagała swoim rodzicom w kawiarni, którą mieli, poczuła okropne bóle w dole brzucha, a po kilku bardzo męczących godzinach na świat przyszła mała, blond włosa dziewczynka, która dostała imię Nanna. Dziewczynka rosła jak na drożdżach obdarzona miłością swojej matki, jak i dziadków, z którymi mieszkali. Niezbyt odczuwała brak ojca, chociaż nie raz czuła ukłucie zazdrości, gdy jej rówieśnicy opowiadali o tym co im tatusiowie kupili czy gdzie zabrali i jak to fajnie jest mieć tatusia, ona nie miała i to bolało, strasznie bolało. Aż w końcu nadszedł ten pamiętny dzień, gdy to dowiedziała się jaka to z jej ojca była podła bestia i co zrobił matce, pamięta to doskonale jakby to było wczoraj, pamięta tą wściekłość, a także to, że się załamała i przez kilka miesięcy nie szło jej normalnie funkcjonować, w końcu życie ze świadomością, że jest się dzieckiem z gwałtu nie jest zbyt miłą świadomością. Pozbierała się, tylko dlatego, że kochająca rodzina jej pomogła i nie pozwoliła na to, aby się tą myślą zadręczała. I naprawdę im się to udało. Każdy etap swojej edukacji skończyła z wyróżnieniem, mimo przeszkód, jakie napotkały ją na tej drodze, a mianowicie załamania nerwowe jej matki, która to wracały co jakiś czas i to ze zdwojoną siłą. Liceum skończyła z najlepszym wynikiem i wyjechała, chociaż jej schorowana matka twierdzi, że zostawiła ją na pastwę losu, a te myśli spowodowały, że wylądowała w końcu w szpitalu psychiatrycznym, gdzie powoli dochodzi do siebie. Nie wie dlaczego wybrała Amsterdam, chyba ta miejscowość pierwsza przyszła jej do głowy, poza tym znała język, którym tam się posługiwali, więc nie było większych problemów z zaklimatyzowaniem się w tamtym miejscu. Dostała się na studia bez większego problemu, ale chcąc odciążyć jakoś dziadków, którzy wspierali ją finansowo, postanowiła dorabiać jako sprzedawczyni w księgarni. Aktualnie minął już prawie rok, odkąd mieszka w Amsterdamie i skończyła pierwszy rok studiów.


Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch po­dob­nych nocy,
dwóch tych sa­mych pocałunków,
dwóch jed­na­kich spoj­rzeń w oczy.

Czy ktoś ubierający się i wyglądający w taki sposób jak ona może być nieśmiałym? Nanna jest żywym dowodem na to, że tak właśnie może być, bo ona taka jest. Niby widać ją z daleka, w końcu wyróżnia się nieco z tłumu, jednak ona sprawia tylko wrażenie odważnej i pewnej siebie kobiety, która wie czego chce i pewnie do tego dąży, bo tak naprawdę to w środku jest zagubioną dziewczynka, która szuka pomocnej dłoni wyciągniętej w jej stronę, która chwyci ją mocno i poprowadzi po ścieżce życia. Jak już zostało wspomniane jest nieśmiała i to bardzo nieśmiała, nie potrafi rozmawiać z ludźmi, bo zaraz się czerwieni i jąka, jeśli w ogóle uda jej się cokolwiek powiedzieć, bo zwykle wydaje z siebie nieartykułowane odgłosy i monosylaby, przez co nie nadaje się na bycie dobrym i ciekawym rozmówcą. Boi się ludzi, tak, zdecydowanie się ich boi, od których znacznie bardziej woli książki, bloki, kredki, ołówki, zatraca się w swoim małym, zamkniętym dla ludzi świecie i trzeba się bardzo postarać, żeby się do niego dostać, bo z Nanny jest nieufna i strachliwa osóbka, która boi się, że gdy kogoś do siebie dopuści, to on ją skrzywdzi, tak samo jak ojciec skrzywdził jej matkę, chociaż ona go do siebie nie dopuściła. Wrażliwa, płaczliwa, delikatna... Zupełnie jak mała dziewczynka, bo po prawdzie w duszy to ona jest małą dziewczynką, która potrzebuje przytulenia i wsparcia, ciepłego słowa, a jak trzeba to i bury, by tylko postawiła ją na nogi.
Mało ludzi jest na tyle odważnych, by przedrzeć się przez skorupę nieśmiałości, w której Nanna się schowała, jednak gdy w końcu komuś się to uda zadziwia się tym, jak diametralnie zmienia się ta drobna osóbka. Uśmiech nie schodzi jej z twarzy, a jej specyficzny, nieco ochrypły śmiech można słyszeć kilkadziesiąt metrów od miejsca, w którym się znajduje. Ta dziewczyna tryska zarówno humorem, jak i energią i zaraża tym też swoich przyjaciół, w których towarzystwie tak wspaniale się czuje, że nie potrafi się nie uśmiechać. Zawsze pomoże, czasami może nawet i na siłę, bo ów osobnik, nie zawsze na pomoc się zgadza, ale ona w taki sposób stara się odwdzięczyć ludziom za przyjaźń, którą ją obdarzyli, chociaż doskonale wie, że za uczucia się nie dziękuję, bo się nikogo do nich nie zmusi. Marzycielka, jednak jej marzenia nie wychodzą z jej główki i pamiętnika, który jest bardzo starannie schowany, chociaż i tak nikt jej w jej mieszkaniu nie odwiedza, co sprawia jej niemałą przykrość, bo chciałaby mieć od czasu do czasu gości, ale ta jej nieśmiałość...


Nic dwa ra­zy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodzi­liśmy się bez wprawy
i pom­rze­my bez rutyny. 

Nanna z całą pewnością wyróżnia się w tłumie, chociaż wcale tego nie chce, ona po prostu chce czuć się dobrze w swojej skórze, dlatego też jej włosy mają specyficzny kolor, a ubrania są starannie dobrane, a także są typowo dziewczęce, bo w końcu w tej dziewczynie jest ukryta mała dziewczynka, która uwielbia wszelkie sukieneczki i spódniczki. Ale zacznijmy od początku. Jej blond włosy opadają aż za jej łopatki, a do tego prawie do połowy mają różowawy kolor, który co jakiś czas znika z jej włosów, gdy chce być przez chwilę 'normalna'. Uważnie obserwuje wszystko dookoła swoimi szarawymi oczkami, które są ukryte za okularami w grubych, czarnych oprawkach, które znajdują się na jej drobnym nosku. Pełne, malinowe usta zwykle przykrywa czerwień, którą Nanna wręcz pokochała, jednak zdarzają się dni, w których znajduje się na nich jedynie bezbarwny błyszczyk. Gdy się uśmiecha w jej policzkach pojawiają się, podobno urocze, dołeczki.
Nanna może pochwalić się figurą, o którą nie była zwykła zabiegać, nie wylewała na siłowniach litrów potu, tylko po to by być szczupłą, nie używała gorsetów, by podkreślić swoją nikłą talię, ona zawsze taka była, co ją niezmiernie cieszy, bo łatwiej jest jej zaakceptować swój wygląd, niż gdyby nie miała wcięcia w talii czy miałaby nadwagę. Jej piersi nie są jakieś wielkie, jednak jej jak najbardziej pasują, bo nie martwi się, że ciuchy, które sobie kupiła będą zbyt obcisłe w tamtym miejscu czy też zbyt luźne, przeważnie pasują jak ulał. Wcięcie w talii sprawia, że jej dość wąskie biodra są nieco bardziej uwydatnione i nie wydają się być takie wąskie, jakie są w rzeczywistości. Mimo wzrostu 165 centymetrów, to jej nogi są dość długie, czym Nanna się chwali sama przed sobą (bo ona się chwalić nie lubi) nosząc krótkie spódniczki i sukieneczki, co niestety powoduje, że mężczyźni zwracają na nią uwagę, a to już jej się zbytnio nie podoba. 


Miłość szczęśli­wa. Czy to jest normalne,
czy to po­ważne, czy to pożyteczne,
co świat ma z dwoj­ga ludzi,
którzy nie widzą świata? 

Dziewczyna ma niezwykły talent plastyczny, którego raczej nie ujawnia, no jedynie na zajęciach, bo tam oczywiście musi. Od małego, gdy nie miała co robić, a jej rówieśnicy mieli karę i nie mogli wychodzić na podwórko, czy też mieli inne rzeczy do roboty, ona siadała sobie w kuchni, by móc porozmawiać z mamą czy babcią gotującą obiad i jednocześnie rysować to, co przyszło jej aktualnie do głowy. Już w wieku 13 lat babcia odkryła u niej spory talent i udało jej się namówić ją na zajęcia plastyczne w jej szkole, chociaż ona bardzo wstydziła się tam chodzić, bo bała się, że inni wyśmieją ją za jej rysunki, jednak ku jej zdziwieniu było zupełnie inaczej. To właśnie dzięki uporowi swojej babci rysuje teraz jak rysuje i skończyła pierwszy rok studiu na projektowaniu mody, chociaż nie jest pewna czy oby na pewno to chce robić w życiu, bo książki kocha na równi z rysowaniem, jednak niestety do pisania talentu nie ma za grosz, ale może mogłaby założyć małą księgarnie? Może akurat by się jej udało?
  • Od jakichś dwóch lat kolekcjonuje kubki, których ma już całkiem sporą kolekcję i które zajmują honorową półkę, a właściwie to trzy honorowe półki w jej szafce,
  • Raz w miesiącu odwiedza operę, która karmi jej duszę i dzięki której ma siłę na przeżycie kolejnego miesiąca, przynajmniej ona to sobie wmawia,
  • Uzależniona od gorącej czekolady, którą pije minimum dwa razy więcej, a hektolitrami, gdy się bardzo zdenerwuje,
  • Nie lubi odwiedzać swojego rodzinnego miasta, dlatego od wyjazdu była tam tylko raz i nie wspomina zbyt miło tamtych odwiedzin,
  • Uwielbia wszelkie błyskotki, ma sporo pierścionków i łańcuszków, które później mnożą się na jej dłoniach i szyi,
  • Ze względu na swoją bladość i ogólnie urodę już nie raz była porównywana do elfa, chociaż ona żadnego podobieństwa nie widzi.


[Witam wszystkich serdecznie. Od razu uprzedzam pytanie: tak, na wątki chętna jestem zawsze, więc proszę nie pytać, a zaczynać. Od razu zaznaczę, że wolę te dłuższe, chociaż krótkie i sensowne (!) też mogą być, lanie wody zostawmy strażakom. Jak widać relacje w większości odpadają, chociaż z dwójkę przyjaciół Nanna mogłaby mieć, byłoby miło. Na zdjęciach przepiękna Lina Tesch, a cytaty Wisławy Szymborskiej. Ach i przepraszam za taką ilość zdjęć! Miało być trochę inaczej pod względem wyglądu, ale dziś już nie mam siły na poprawki, ale zrobię to jak najszybciej, obiecuję. Tak więc jeszcze raz witam i zapraszam do wątków, może wspólnymi siłami coś razem wymyślimy.;)]

Aurum potentia est.

This is the life, you see
The Devil tips his hat to me
I do it all because I'm evil
And I do it all for free
Your tears are all the pay I'll ever need


Reinhart Valtaire Chesterfield II
lat 37
milioner, prawnik, bardzo Brytol, bardzo ekscentryk

heteroseksualny, zaręczony na zasadach współwłasności, właściciel korporacji i dziecka (nie swojego, acz noszącego jego nazwisko) in spe

arystokrata z bożej łaski

► związki

► z życia

► dane

W zasadzie nie mam zielonego pojęcia, po co to piszę.
Oczywiście, mój psychoterapeuta uznał, że to mi pomoże uporządkować umysł. Pisanie o sobie, znaczy się. Powiedział: „Napisz tekst, w którym opowiadasz o tym, kim jesteś”. Nie do końca wiem, o co mu chodziło, ale spróbować nie zaszkodzi. Powiedział też, że jeśli się będę w czasie swojej biegunki słownej zwracać bezpośrednio do kogoś, będzie mi się pisało lepiej.
Witam więc, Pamiętniku. Niestety, będziesz zmuszony znieść moje egocentryczne wynurzenia. Zacznijmy od przedstawienia się – ty jesteś plikiem w dokumentach na moim tablecie, ja jestem Reinhart Valtaire Chesterfield II, lat trzydzieści siedem, kawaler. Zaręczony. Brytyjczyk. Bardzo definitywnie Brytyjczyk. Urodziłem się w Londynie, i jak widać po moim imieniu, rodzice mnie nie kochali.
Dobra, do kasowania. Zbyt melodramatycznie. Może lepiej tak: moi rodzice, podobnie jak ja, wywodzili się z angielskiej klasy wyższej. Poznaje się to po tym, że mamy paskudne imiona, sramy pieniędzmi i wiemy, na czym polega gra w krykieta. Tyle, jeśli chodzi o traumatyczną przeszłość. Nie byłem molestowany w dzieciństwie, nie mam kompleksu ojca, a doktor Gutenhoft płacze rzewnymi złami, bo nie ma nic do analizowanie jeśli chodzi o ten okres mojego życia.
Zostawmy więc temat rodziny, jako zbyt normalny dla Ciebie, Pamiętniku. Jejku, jak głupio się czuję, pisząc to. Całe szczęście, że nikt tego nie przeczyta. Ale dobrze, jedziemy dalej.
Żyłem sobie całkiem spokojnie lat fafnaście, wychowywany przez nianie i podkradane ojcu Playboye, do chwili, gdy wyjechałem do Princeton i dowiedziałem się dwóch rzeczy - pierwsza: seks jest naprawdę fajni, druga: niektórzy NAPRAWDĘ piją herbatę bez mleka. Wyobraź sobie, że przeżyłem szok. Z tego szoku chyba postradałem zmysły, ponieważ zaraz po studiach wyjechałem na misję. Do Kambodży. W ogóle ta Kambodża się za mną ciągnie, tam właśnie się oświadczałem swojej narzeczonej, Scarlett. Wracając - byłem na misji, poznałem wiele ciekawych przekleństw od żołnierzy mówiących w paskudnym new yorkese, wróciłem, przejąłem firmę po ojcu, wybudowałem ze trzy domy, dobiłem do tysiąca znajomych na Facebooku i dorobiłem się kilku urojonych problemów psychicznych.
Z rzeczy prawdziwych: jestem egocentrykiem z zupełnie szurniętym wyobrażeniem o kontaktach międzyludzkim, ponadto niewychowanym yuppie i uważam, że Anglia jest koroną świata. Prawda, że hoduję trzymetrowego węża w salonie i każę mu się witać ze wszystkimi swoimi kontrahentami. Prawda, że zaręczyłem się z kobietą, której przez piętnaście lat nie powiedziałem ani jednego komplementu. Prawda, że uważam wszystkich ludzi z Queens za niebezpiecznych wariatów, ale to przecież fakt niepodważalny i niepodlegający relatywizmowi.
Jak widać, mam same zalety, a jeśli do tego dodać, że oprócz tego, że jak widać, jestem koszmarnie uroczy, jestem też równie koszmarnie przystojny i skromny. Obecnie mieszkam w Amsterdamie, zajmuję się sprawami służbowi i mniej służbowymi, wybieram wyprawkę dla pierwszego syna i podrywam kelnerki w barach, gdzie zwykle zamawiam bawarkę, jedyny napój, który powinien być dostępny wszędzie, a jak na złość nigdzie go nie ma.

Ciekawostki:

1. Ren zasiadał przez dwa lata w brytyjskiej Izbie Lordów.
2. Nienawidzi nowoczesnych telefonów komórkowych, zwłaszcza tych produkcji firmy Apple.
3. Przeszedł kompleksowe szkolenie wojskowe oraz kurs samoobrony.
4. Nie pije alkoholu, nie uprawia seksu bez zabezpieczenia, nie bierze narkotyków.
5. Jego wąż to albinotyczny, modyfikowany genetycznie pyton. Dostał go w prezencie od swojej narzeczonej, będącej inżynierem genetyki.

***

Witajcie. 
Lubię wątki, długie, krótkie, wszystkie. Powiązania też lubię. Odpisuję nie zawsze w odpowiedniej kolejności, nie zawsze od razu. Ren bywa irytujący, wybaczcie mu. 

powiązania

przyjaciel z "bonusem"
Mogłoby się wydawać, że trudnością jest przyjaźń męsko-damska. Można rzecz, że człowiek niejeden raz się pomyli i na przekór wszelakim opiniom, to Caleb jest jednym z przyjaciół dziewczyny. Udaje się nawet zdawać sprawę z tego, jak może połączyć dwójkę ludzi miłość do fortepianu. Znajomość mająca ponad dziesięć lat; wspólne godziny nauki, skrywane sekrety, przegadane noce, jak i przespane również, litry alkoholu, ucieczki i przekomarzania. Ciągłe docinki, które nie kończą się dozgonną obrazą jednej z osób, lecz donośnym śmiechem i kontynuacją pseudo-poważnej kłótni.

czwartek, 28 czerwca 2012

"Casting these shadows Where they shouldn't be"

 Katherine Lacerta Black
20 lat | Studentka chemii | Roznosicielka pizzy | Mieszkanka jednego z apartamentów w Amsterdamie | Biseksualna | Wolna

 Historia Katherine nie jest zbyt wesoła i dziewczyna nigdy nie mówi o własnej przeszłości. Można tylko wspomnieć, że miała urodzić się chłopcem i przez to nie miała łatwego życia z ojcem. Jej "kochany tatuś" często mówił, że jest bezwartościowa i całkowicie niepotrzebna. Nigdy nie powiedział córce miłego słowa, nie przytulił, nie opowiedział bajki na dobranoc. Po prostu traktował ją jak kogoś obcego, niepożądanego w jego domu. Tylko matka, Rose Black, była oporą dla swojej kochanej Katy. Kupowała jej w tajemnicy słodycze i śpiewała. Kochała ją całym sercem i zaszczepiła własnemu dzieciątku miłość do muzyki. Mama dziewczęcia zmarła parę lat temu, a z ojcem, Kat, nie utrzymuje jakichkolwiek kontaktów. Panienka Black stara się, jak najbardziej usamodzielnić i zapomnieć o przeszłości.

***
 Katherine wydaje się być drobnym dziewczęciem mimo swoich 175 centymetrów wzrostu. Posiada oczy o barwie intensywnej zieleni, których spojrzenie wydaje się przenikać do samego środka duszy rozmówcy. Wargi panny Black najczęściej układają się w ironiczny, pogardliwy uśmieszek, który nie wróży nic dobrego osobie, do której jest skierowany. Jeśli chodzi o jej włosy, to nie są jakieś tam nadzwyczajne. Zwyczajny blond, dosyć długie, nadające właścicielce charakteru. Nosek dziewczyny jest prosty, lekko zadarty do góry. Nie ma kości policzkowych, za które inne dziewczyny mogłyby zabijać, jednak jej cera jest nieskazitelna. Pozbawiona jakichkolwiek pryszczy, piegów czy pieprzyków, na pewno nie zobaczysz na niej rumieńca zawstydzenia lub zażenowania. Paznokcie zawsze ma pomalowane na ciemny odcień, najczęściej granatowy. Kathy nie nosi biżuterii . Jedynie od czasu do czasu wkłada kolczyki, dwie, małe kuleczki zdobiące jej uszy, opaskę na włosy przeważnie niebieską, czy wisiorek z serduszkiem na szyję. Posiada tatuaż na nadgarstku przedstawiający klucz wiolinowy, z którego zaczyna się prosty napis 'Whisper'.
 Dziewczyna ma zgrabną sylwetkę, jednak najczęściej ukrywa ją pod grubymi warstwami ubrań. Uwielbia wszelkiego rodzaju bluzy z kapturem i swetry. Niekiedy zakłada także koszule lub jeansowe kurtki, lecz nie zapina ich. Twierdzi, że guziki są zmorą jej życia i daje sobie z nimi spokój. Posiada w szafie niezliczoną ilość jeansów i krótkich spodenek. O tak, Katherine nie boi się odsłaniać nóg. Są wyjątkowo długie i zgrabne oraz nie posiadają blizn, mimo szalonego życia panny Black. Zielonooka nie wkłada innych butów niż trampki, które są jej odwiecznym towarzyszem i ukochanym obuwiem. 
***

Czy człowiek może mieć dwie twarze?
Czy może żyć w dwóch różnych światach, tak bardzo innych,
tak bardzo od siebie oddalonych? Owszem, może.

Kimże jest ta drobna istotka przeszywająca cię wzrokiem? Chyba nigdy się nie dowiesz. Ona sama nie wie. Posiada bowiem dwie twarze, jedną wystawioną na widok publiczny, drugą ukrytą głęboką i ujawnianą tylko w samotności. Zacznijmy może od tej pierwszej, którą zdążysz poznać i znienawidzić.
 Głośna, niecierpliwa, wybuchowa, szalona. Te kilka słów świetnie ją określa, jednak można by było wymieniać dalej. Katherine jest bowiem wszędzie i każdy ją zna. Zaciekle broni swego zdania lubi się kłócić oraz mieszać ludzi z błotem. Podpadłeś jej? Sorry, ale masz przesrane. Niewiele osób może się poszczycić tym, że zdobyło sympatię panny Black. Dziewczyna starannie dobiera sobie znajomych, jednak przyjaciół na razie nie posiada. Często zachowuje się, jak chłopak, ale cóż poradzić skoro tak była wychowana i chce taką być. Wiele razy mogłeś zapewne zobaczyć jej brak dobrych manier, czy zdolności niepohamowanego temperamentu oraz niewyparzonego języka. Nie boi się łamania zasad, inaczej, ona uwielbia sprzeciwiać się regułom i regulaminom.
 Kocha sport. W szczególności upodobała sobie football i niekiedy gra w to z chłopakami. Pewnie zapytasz, czy się nie boi? Nie, idzie przed siebie i czerpie z życia garściami, bo czymże jest kilka siniaków, gdy bierzemy pod uwagę świetną zabawę? Dziewczyna jeździ także na deskorolce i trzeba jej przyznać, że jest w tym świetna. Dojeżdża na niej na college, a u jej boku wisi wtedy czarna torba z czaszkami i postrzępionymi brzegami. Dawniej brała udział w bójkach i jeśli myślicie, że ostatnio wydoroślała i tego nie robi, to muszę wam uświadomić, że mylicie się i to bardzo. Kiedy ktoś powie jej parę słów za dużo lub zacznie ją prowokować nie będzie bała się uderzyć, więc lepiej uważać na to co się przy niej mówi.
   
       

 Przejdźmy teraz do tej drugiej części charakteru Katherine. Tego zapewne nikt się nie spodziewa i nie ma co się dziwić. Panna Black ten fragment duszy starannie ukrywa w swoim pokoju. Albowiem jest ona wrażliwym dziewczęciem, płaczącym nad cierpieniem innych ludzi oraz zwierząt. Boi się świata i własnych uczuć. Bardzo często siedzi na parapecie w swoim pokoju i przygląda się ludziom idącym ulicą, a gdy zobaczy znaną postać chowa się z bijącym w szalonym tempie sercem. Dopiero kiedy jest sama może pozwolić wypłynąć na wierzch swojej uczuciowości i tajemniczości. Jej temperament cichnie, a ona sama staje się spokojną osóbką czytającą książki ciemną nocą. Świeci sobie wtedy na tekst latarką, zaś księżyc jest jej jedynym towarzyszem.
 Katherine posiada wyjątkową tajemnicę, o której nie wie nikt oprócz niej samej. Jest ona jeszcze większym sekretem niż jej druga natura. Kathie gra na fortepianie i pięknie śpiewa. Uczęszcza do jednej z amsterdamskich  szkół muzycznych połączonej z domem kultury. Ludzie, gdy ją tam widzą, myślą, że idzie na jakieś zajęcia z tańca nowoczesnego. Jednak ona udaje się do jednej z najbardziej oddalonych sal, siada przy instrumencie i zaczyna tworzyć. Jej wokal połączony z grą daje niesamowity efekt, a nauczycielka za każdym razem jest zachwycona. Głos panny Black potrafi otulić słuchacza delikatnym, wysokim brzmieniem. Dziewczyna jest genialną pianistką i śpiewaczką, a jej głos posiada cztery oktawy.

         

 Ciekawostki:
-jest uczulona na sierść zwierząt
-jeśli chodzi o używki -jedno, wielkie tak
-często biega przed zajęciami, jest w drużynie uniwersyteckiej
-w kieszonce przechowuje kluczyk na szczęście, który bardzo dawno temu dostała od babci
-uwielbia oglądać zdjęcia i obrazy, na których jest przedstawiony krajobraz, często można ją także znaleźć w różnych, dziwnych miejscach wpatrującą się przed siebie i podziwiającą wszystko, co znajduje się wokół niej
-ma słabość do melodii wygrywanej na skrzypcach
-uważa, że fajnie byłoby być w przyszłym wcieleniu dziobakiem
-potrafi przeprowadzić ożywioną debatę nad wyższością dropsów cytrynowych nad miętowymi
-fanka Harry'ego Potter'a i Igrzysk Śmierci
-nie ma oporów, jeśli chodzi o seks
-jeszcze nigdy nie była zakochana
-posiada listę rzeczy, które chce zrobić przed śmiercią 
-miłośniczka kisielu cytrynowego
-czasami sprzedaje narkotyki
-stała bywalczyni przeróżnych klubów
-jest oczarowana dżentelmenami, którzy według niej już dawno wyginęli
 ***
[Karta z innej strony, przerobiona troszkę, więc mogą być błędy. Jeśli znajdziecie, krzyczeć lub mówić. Coś mi się pozmieniała czcionka, ale chociaż nie ma z tyłu tła O.o Nie wiem, jaka Kat będzie w wątkach, zobaczy się. Oczywiście jestem chętna na wszystko (xD) i od razu przepraszam za swoją głupotę. Dobra, już nie piszę więcej. Reszta wyjdzie w trakcie. Miłej zabawy z Katherine, słońca! :D]

Don't look to the eyes of a stranger Don't look through the eyes of a fool

muzyczka

Don't look to the eyes of a stranger
Don't look through the eyes of a fool
Don't look to the eyes of a stranger
Somebeody's watching when the night comes down 



Z czym kojarzy ci się Holandia? Z pięknymi zielonymi parkami? Z szczęśliwymi rodzinami pędzącymi na kolorowych rowerach? Z ładnie pachnącymi różnobarwnymi tulipanami? A może z cudownymi sklepami z podejrzanym towarem? Z  luksusowymi willami, które tak naprawdę są domami publicznej uciechy? Czy  z ciasnymi ciemnymi uliczkami, w których możesz spotkać niekoniecznie sympatycznych osobników?
Tak, oczywiście powiesz, że z tym pierwszym, przecież w Holandii wszystko jest takie kolorowe i radosne…. Niestety muszę Cię rozczarować.
  Ja zajmę się tą drugą stroną, tą mniej kolorową, tą mniej bezpieczna i zapuszczoną.  Naturalnie i ja nie mam ochoty zapuszczać się w jedną z bocznych uliczek Amsterdamu, jednak cóż poradzę, taki mój los, mus to mus.  Na szczęście ty masz prawo wyboru, nie musisz tego czytać, zawsze możesz oddać się innej, mniej fascynującej rzeczy. Nie krępuj się! Ja i tak opiszę Ci jego historię.
 
 Zaczęło się to zwykłego pochmurnego dnia. W jednym z Bristolskich szpitali rozległ się  głośny wrzask. To ta drobna kobieta o zapadniętych policzkach i kościstych dłoniach wydawała z siebie niewyobrażalnie głośne krzyki, by chwilę później zobaczyć swoją trzecią pociechę. Była to miła odmiana, gdy jej oczom ukazał się zdrowy i chudy synek, w domu czekały na nią dwie córki. Gdy tylko wróciła do domu sięgnęła po malutką torebkę z białym proszkiem i szklaną butelkę. Tak, urodzenie syna to dobra okazja by wrócić do starych miłości. 

Dwadzieścia lat po tym wydarzeniu, James, przez większość środowiska zwany Jamie siedział w pustej wannie obok swojego młodszego brata Tim’a.Ich uszy drażniły głośne wrzaski, piski i dźwięki rozbijanych butelek. Znów to zrobił. Wrócił, a obiecał, że ich zostawi. Damian Day, upadła głowa rodziny w stanie nietrzeźwym wrócił na stare śmieci by zlać swoją byłą żonę, ćpunkę w stanie depresji.  Starsze siostry już dawno opuściły dom, pozostawiając  swoją piątkę rodzeństwa na pastwę matki. 

W pewnej chwili drzwi łazienki się otworzyły, a raczej o wały włos nie wypadły z lichych zawiasów. Jamie obdarzając rodziców pogardliwym wzrokiem wszedł do pokoju, który dzielił z dwiema siostrami. Spod łóżka wyjął podróżną torbę, by następnie wrzucić do niej najpotrzebniejsze rzeczy swoje i Tim’a. Pakowanie zajęło mu dosłownie chwilę. Gdy narzucił torbę na ramię wziął puszkę, którą trzymał pod podłogą w szafie.  Już od kilku lat odkładał tam pieniądze na podróż, a teraz miał ją wykorzystać. Cześć pieniędzy przekazał siostrze, by wydała je na jedzenia dla siebie i reszty. Sam wziął młodego Tim za rękę i wyszedł z mieszkania. 

Wraz z przyjacielem i jego siostrą opuścili kraj. Swoje kroki skierowali do pełnej możliwości Holandii. Osiedlili się na obrzeżach jej stolicy. Oliver w spadku po babci dostał niewielkie mieszkanie, dzięki czemu nie musieli spać pod mostem.  Wszyscy prócz pięcioletniego Tim’a znaleźli nieźle płatną, acz nielegalną pracę, dzięki czemu płacą rachunki i mają na jedzenie i papierosy, od których są uzależnieni.
Historia niemalże z happy ednem, jednak niestety. Nie tak prosto przebić się w wielkim mieście. Pracować muszą najlepiej, nie mogą pozwolić by ktoś lepszy zajął ich miejsca. Dopiero tu zmierzają się z prawdziwym światem dorosłych.  Co dzień w domu zostaje ktoś inny, przecież nie mogą zostawić Tim’ a samego na osiem godzin. 


Historia historią, jednak teraz pragnę przybliżyć wam jego zacną osobę.
Z pozoru niepozorny. Wysoka prawie dwumetrowa sylwetka. Chuda jak patyk,  z długimi wystającymi kończynami zarówno dolnymi jak i górnymi. Szczupła twarz, z optymistycznym uśmiechem odsłaniającym duże białe zęby. Wierne czekoladowe ślepia, piegi na bladych licach. Odziany w swobodne koszulki, przetarte spodnie. Człapie po ziemi wysłużonymi glanami, w uszach zawsze słuchawki z” spokojnymi” nutami Slayera. Idealny kandydat na męża, czyż nie?
Widząc go myślisz „dobry z niego chłoptaś”.
 Tylko, że… On tylko ma intencje dobre, gorzej  z resztą.
  Gdy spotkasz go w pracy zauroczy Cię swoją cierpliwością, oraz wiecznie dobrym humorem. Pożartuję z tobą, pomoże Ci i doradzi. Zrobi wszystko by tylko dostać napiwek. Im więcej tym lepiej. Między "swoimi" jest dowcipny,pogodny, spokojny i wyrozumiały. Nie potrafi pocieszać, jednak zawsze służy ramieniem. Dla nowo poznanych jest uprzejmy, acz trzyma się na dystans. Nie zaufa pierwszej lepszej osobie.
 Nikt nie pomyślałby, że ten chłopiec ma na swoim sumieniu parę "grzechów". Zacznijmy od tego, że
niezły z niego kanciarz. Oszukuje gdzie tylko się da, byleby zdobyć trochę kasy czy polepszenie warunków. Wyłapuje każdy najmniejszy szczegół, wywęszy każdy przekręt i odwróci go na swoją korzyść. Uwielbia szantażować i wyzyskiwać ludzi.  W klubach handluje nieczystym towarem, wciska go najmłodszym za wysokie centy. W pracy szuka luk w zapisach, tak by wyszło na jego korzyść.
Zdarza mu się zwinąć coś ze sklepu, czasem nawet często. W trakcie swojej drugiej „pracy” okrada niczego nieświadome dzieciaki. Jest szybki, sprytny i cwany. Potrafi omamić każdą dziewczynę, jednak nie robi tego, gdy nie widzi korzyści. Opanował sztukę manipulacji ludźmi, bez skrupułów wykorzystuje ich słabość tylko po to by się wzbogacić. 

Uwielbia mieć władzę i stawiać warunki, mimo to nigdy nikogo nie skrzywdzi. Nie szuka przelotnych związków, samemu jest mu dobrze. Nie ufa nowo poznanym ludziom. Uzależniony od papierosów. Okazjonalnie pali marihuanę i pije alkohol. Nie wciąga ani nie wsmarowuje, nie wstrzykuje w dziąsła, nie chce skończyć jak matka.

 Szczelnie ukrywa swoje "tajemnicze" cechy. Robi dobre pierwsze wrażenie. Często można go spotkać w kanapie, gdzie pracuje, w parku z bratem czy klubach, gdzie uśmiechem zachęca małolaty wciskając im niezbyt czysty towar.


 James" Jamie" Day

Pracownik słynnej Amsterdamskiej knajpy. 

Mieszkaniec ciasnego, acz uroczego mieszkanka na przedmieściach.

Opiekuńczy brat "kradzionego" Tima.





[ Ała, nie wiem co za dziwnego stwora dodaje, ale trudno, macie go i moją obietnicę poprawy. Zaczynanie nie bardzo mi wychodzi, lecz w zamian mogę wymyślać powiązania...  
So... Have Fun, ludzie :> ] 
    
JAMES DAVEY

Psychiatra w klinice.
Trzydziestojednolatek.
Szkot z „czarującym” akcentem.


Ulatujący zapach papierosów, kępka kociej sierści wplątana w rękaw płaszcza, przyczajona plama po paście na policzku, trzydniowy zarost i krawat luźno przywieszony przez kołnierz koszuli. Pan psychiatra od zadań specjalnych, wielbiciel ludzkiej natury, szkockiej i białogłowych. Niektórzy uważają, że spokojnie można zaliczyć go bardziej jako pacjenta, niżeli lekarza. Ale to właśnie on. Przemierza ulice Amsterdamu lekko posuwistym krokiem, obserwuje mijanych ludzi wzrokiem, dzieli ich, sortuje, nadaje życiorys, zastanawiając się ile z tego, co wywnioskował może być prawdą. Poranna rozrywka dla pobudzenia ospałego umysłu, bo wczoraj za długo siedział przed laptopem, czytał kryminały do pierwszej, albo za późno wrócił z pubu ze znajomymi. Kart wyboru jest wiele, lecz konkluzja tylko jedna – ulokowanie swojej kwatery niedaleko miejsca pracy należy do jednych z rozsądniejszych wyborów ubiegłego roku. Good job, Jimmy.
W świetle opinii społecznej powinien być schludny, wierzący, żonaty, będący wręcz istnym wzorem w byciu człowiekiem. Dla pacjentów czy pracowników, to już nie jest ważne. Liczy się stereotyp, utarta kwestia, która winna zostać zrealizowana. A nie jest, nigdy nie była i nie będzie, bo James to geniusz chaosu i poplątania, któremu powinno się powiesić na szyi „nie powtarzajcie tego w domu”. Wskazuje na to zarówno ubiór, będący luźną imitacją bycia eleganckim dżentelmenem, jak i burdel na głowie w kolorze ciemnego blondu. Ni to artystyczny nieład, ni to przyczesany fryz, ot, coś powstało rano na tej czuprynie, to i na niej zostało do wieczora. Powiedziałby, że ceni sobie naturalność, ale nikt mu nie uwierzy, zerkając na zarośniętą twarz. Nie żeby zaraz spodziewać się hodowli bujnej brody, ale obserwacja wskazuje na niezbyt głęboki związek z żyletką. Narząd wzroku ma wyjątkowo magnetyzujący, bo wściekle niebieskie oczy zawsze były określane mianem czarujących i przeszywających na wylot. W jego przypadku faktycznie coś może w tym być, chociaż on traktuje to jako niezbędny organ do przetrwania, nic więcej. Ogółem studiując tą plastyczną facjatę – popisującą się wachlarzem wyuzdanych grymasów jak i nieocenianą twarzą pokerzysty – trzeba przyznać, że jest miła dla oka. Nie jednoznacznie, ale nie odpycha, a pomaga w kontaktach międzyludzkich. Określiłoby się ją mianem wystarczającej i właśnie taka jest.
Pan psychiatra ma zawsze wiele do powiedzenia na każdy temat, bądź i nie na temat. Częściej też na to drugie, bo lubi gubić wątek i rozwodzić się nad, wydawać by się mogło, błahymi rzeczami. Takich jak on mianują gadułami, ale należy podkreślić, że językiem posługuje się znakomicie (subtelny ukłon w stronę pań?) i mówi z sensem. Chociaż nie jest szczególnie wylewny w tej kwestii, bo mało mówi o sobie. Praktycznie w ogóle. Ogranicza się do wymienienia imienia i nazwiska, wieku, swojego zawodu, pochwalenia się szkockimi korzeniami i, ewentualnie, adresem miejsca zamieszkania. Gadulstwo idzie w parze z byciem aktywnym słuchaczem; uwielbia historie obcych ludzi o ich życiu, w ogóle, uwielbia słuchać, obserwować i analizować. Wyciągać wnioski, odnotowywać spostrzeżenia, śledzić gesty i mimikę. Człowieka uważa za byt fascynujący, chociaż zdarza mu się dzielić ludzi na tych ciekawych i tych zdecydowanie mniej. W gruncie rzeczy, podziałów nie toleruje, bo uważa to za absurd, co wydaje się komiczne zważywszy na poprzednie zdanie. Nie znosi więc polityków, homofobów, zakonnic, rasistów i samobójców. Uważa, że wolność to obłuda, stworzona przez ludzi nie mogących pogodzić się z obecnym kształtem tego świata. Seks, pieniądze, narkotyki, słodycze, państwo, rodzina, zasady i normy społeczne, marzenia, wszystko. Człowiek musi być przez coś zniewolony. Inaczej umiera. Po prostu.
Zadeklarowany kotofil, bo hołduje sobie niezależność, swobodę bycia sobą i lekką nieprzystępność. Słabość do kotowatych objawiła się w trzech osobnikach tego gatunku, przygarniętych z ulicy – Barny’ego, Sophii i Apolla. Tajemniczość została jakby zapomnianą cechą w tych czasach, więc James tym bardziej przywiązuje do tego uwagę. Ceni sobie rzeczy ulotne, rzadkie, czy dla innych trywialne. Prawdziwa bliskość, która według niego stała się teraz tak rzadka i nieprawdziwa, jest wręcz magiczna. Mimo tylu powodów do załamań, wydaje się odporny psychicznie, a stres zabija śmiechem. Właściwie, to uważa śmiech za cudowną zdolność ludzkiego organizmu, melodię wypływającą z głębin duszy i łagodzącą obyczaje… ale nie na tyle, by nie wytworzyć sobie nawyków. Pali, pije narodową whisky, zajada się fast foodami, nie dba o swoje zdrowie, w ogóle. Nie ma na to czasu, siły i chęci, poza pracą jest zbyt leniwy.
Dlatego jego mieszkanie jest wzorowym mieszkaniem bezdzietnego kawalera. Zbyteczne szukać tam nowoczesnego stylu, bo kawalerka ma klimat lat dziewięćdziesiątych, w których została zresztą wybudowana. Gdy znajdziesz się tam chociaż przelotnie, zapamiętasz z tego wydarzenia zapach odświeżacza powietrza wymieszanego z wonią papierosów, gromadę kotów, cicho sączącą się muzykę Beatelsów z wieży CD, ogrom niepoukładanych tomiszczy, upierdzielony kawą laptop i jakieś ładne kwiatki na parapecie. Takie dziwnie zadbane. Ale to naprawdę nic dziwnego. W końcu to tytoń.
Oprócz predyspozycji oratorskich, jego zdolności manualne kończą się na grze w bilard, produkcji własnych papierosów i przygotowaniu owsianki na śniadanie. Czasem zmianie żwirku w kuwecie dla kota czy okazyjnym szkicowaniu panoramy miasta. Słabość do starszych modeli samochodów skończyła się zakupem Forda Mavericka z siedemdziesiątego.
W Amsterdamie jest od prawie roku, gdy tylko udało się mu ukończyć studia w Szkocji. Pomysł o tym wyjeździe tlił się w jego głowie kilka lat, aż w końcu doczekał się realizacji. Rodzimy Edynburg był miłym miejscem, ale zbyt znanym, uklepanym. Z roli czarnej owcy w rodzinie został zdetronizowany przez dziada, Szkota z krwi i kości, Carola Daveya Sr., który go wychowywał po śmierci rodziców. Czyli od zawsze i na zawsze – guru, mistrz, mentor, kumpel i papa w jednym.


środa, 27 czerwca 2012

Tommy


Thomas Jones
urodzony 23 lipca 1993 roku
tymczasowo asystent w sklepie zoologicznym
od przyszłego roku student medycyny

---


Jako dziecko był bardzo ciekawskim chłopcem. Wszędzie go było pełno; zawsze wszystko wiedział pierwszy, o wszystko pytał, wszystkim się interesował. Jego pasje często zdumiewały matkę: nad wyścigi samochodowe cenił bowiem wyżej odkręcanie kończyn lalkom, a nad zabawę w wojnę - zabawę w szpital. Nigdy zbyt wiele nie mówił, zawsze uważnie słuchał - jego badawcze spojrzenie wręcz onieśmielało towarzyszy, a jego matkę zmroziło, gdy w wieku pięciu lat zapytał o imię ojca. Mamusia jakoś chłopca zbyła, usilnie wierząc, że na tym pytania Tommy'ego się skończą.


Thomas dorósł i - w gruncie rzeczy - niewiele się zmienił. Wciąż zadaje pytania, przy czym odpowiedzi szuka sam; szuka tak długo, aż ich nie znajdzie. Wyrósł na przystojnego, inteligentnego człowieka o miłym usposobieniu i sercu bardziej miękkim, niż można by przypuszczać. Dziecięce zamiłowania okazały się nie być jedynie dziwactwem: ten wrażliwy, niezwykle zaradny chłopak swoją przyszłość postanowił związać z medycyną. Dziecięce pytanie zaś - to pytanie zadane pewnego dnia matce - pozostało w jego umyśle, zakorzenione niczym obrzydliwy chwast; niechciane, a jednak wciąż żywe.




Tommy nie jest nieśmiałym kujonkiem z zaniżonym poczuciem własnej wartości. Nie jest też komunistą ani rasistą, choć mógłby być; nie jest katolikiem, choć mógłby być. Nie jest superpopularnym zdemoralizowanym macho z fają w ustach, choć ta czasem by mu się przydała, i nie jest cząstką ciemnej masy, rozwałkowanej wzdłuż i wszerz przez media. Jest taki sobie swój - zwyczajny-niezwyczajny Tommy Jones, brat Brandi, którą kocha, choć jej nie rozumie, i chłopak Hope, którą kocha, choć nie do końca zdaje sobie z tego sprawę. Przyjaciel uciśnionych (osób) i bezdomnych (zwierząt), trochę egoista, trochę altruista; niecałe metr dziewięćdziesiąt wzrostu przy czarnych kręconych włosach, przyszywany tata Hectora i Sammy. Tolerancyjny jak nikt inny, a przy tym stuprocentowo pewny swoich racji. Raczej miły.


ONI   .   ONE   .   RESZTA




[Proszę, wybaczcie mi tę kartę, kiedyś ją poprawię. Zdjęcia może też nie najlepsze, ale cholernie trudno jest znaleźć dobrego Tommy'ego Jonesa. O wątkach już nic nie mówię, to chyba u wszystkich podobnie, w razie czego daję gg (43675653), gdyby ktoś chciał coś dokładniej uzgodnić. Nie pogryzę, nie opluję, nie zjem:)]

wtorek, 26 czerwca 2012

But that girl had so much love. She'd wanna kiss you all the time.


Lilah Clark.
Matka sześcioletniego Nathana
Właścicielka małej kawiarni w centrum miasta.
Urodzona 15.08.1986 (takie tam, 25lat jakby komuś nie chciało się liczyć)


Kobieta jest (...) najsilniejsza, 
gdy jest kochana.

Nigdy w życiu nie widziałeś kogoś bardziej dobrego, z większym sercem, z większą miłością w oczach i większym uśmiechem na ustach. Nigdy i w życiu kogoś takiego już nie spotkasz bo tacy ludzie rodzą się raz na sto lat. I nie chodzi tutaj, że przeprowadza staruszki przez ulice, dokarmia bezdomne koty czy ratuje pandy wielkie. Jej uśmiech doprowadzi cię do szału, rozkocha cię w sobie bo jest kobietą o której może marzyć każdy mężczyzna. Można wręcz stwierdzić, że nikt inny nie jest tak prostą i opiekuńczą osobą jak panienka Clark. 
Tak zajęta, a tak okropnie szczęśliwa. Jakby miała zakodowane od dziecka, że w życiu zawsze trzeba być z siebie zadowolonym. Że trzeba dawać z siebie wszystko i to wszystko akceptować. 
Musi zawsze wszystko mieć jasno przed oczami. Na prosto. Bez owijania w bawełnę, bez kłamstewek, niedopowiedzeń. Z planem. Zawsze musi mieć plan. Kiedy ma się tyle do zrobienia co ona, przetrwanie bez planu graniczy z cudem. Musi mieć jasno napisane co, gdzie i kiedy. Uznaje spontaniczność, ale i tak zawsze trzeba mieć plan. Żeby wiedzieć co się psuje, jakby co. Potrzebuje prostych komunikatów. Z pauzą na zakodowanie. Kochasz albo nienawidzisz. Chcesz albo nie chcesz. Przytulasz albo wychodzisz. Plujesz albo całujesz. Bez pomiędzy. 
Ona musi mieć to jasno, inaczej się zgubi. Inaczej kompletnie się zgubi. 
Nie ufa jednak ludziom, dlatego ma dość małe grono znajomych, co nie oznacza, że jest zamknięta na innych. Należy do osób, które popełniają dany błąd tylko raz, więc ma jakąś tam tarcze obronną, co nie świadczy o tym, że nie jestem osobą towarzyską, bo jest. Jednak trzeba czegoś więcej by Lilah w gruncie rzeczy dosłownie zwróciła na Ciebie uwagę. Jednak jeżeli już cię wpuści do swojego świata to tak łatwo już nie pozwoli Ci z niego wyjść. Bo ona potrzebuje zaufanych osób. Osób, które od czasu do czasu uratują je światek gdy ona nie będzie miała już chwili, a nawet czasu na układanie sobie planu. Kogoś kto jej powie, że to nic, że włosy jej się nie układają, że nie ma kawy lub poszło jej oczko w rajstopce. 
Nie znosi być niemiła. Nienawidzi wyciągając starych brudów na wierzch, rzeczy które ją zraniły by dopiec komuś gdy on znowu to robi. Bo okropnie łatwo ją zranić, okropnie łatwo doprowadzić ją do łez jak to na osobę z wielkim sercem przystało. I wyolbrzymia i rozumie wszystko na swój sposób, przez co jej samej pęka serce. Bo człowiek powinien umilać innym życie, a nie je psuć. 


Lilah urodziła się w Amsterdamie. Całe życie tutaj mieszkała, a jej nazwisko tłumaczy ojciec i jego amerykańskie korzenie. Przy okazji nie ma z nim kontaktu od dość dłuższego czasu, a mianowicie zniknięcia jej matki. Kobieta zniknęła jakby nigdy nic, gdzieś przed urodzinami, czternastoletniej wtedy, Lilah i od tego czasu nie dawała znaku życia. Ojciec wpadając w wir pracy, aby przestać myśleć o stracie zony, stracił także córkę, która z dnia na dzień stawała się dla niego powietrzem. Clark została więc wychowana w gruncie rzeczy przez swoją babcię, a mamę swojej matki. 
W wieku osiemnastu lat zaszła w ciąże ze swoją pierwszą miłością, która po jakimś czasie zrezygnowała jak i z niej, tak z dziecka, a nawet alimentów. Po prostu zniknął z jej życia tak szybko jak się pojawił, a Lilah urodziła dziewięć miesięcy później przeuroczego syna, Nathana. 
Przez ciążę ledwo co zdała maturę i jakby zapuściła okazję aby iść na studia. Wtedy po raz pierwszy zapytała ojca o jakąkolwiek ponoć i dostała w prezencie niewielką kawiarenkę w centrum miasta, z mieszkaniem nad nią, którą nadal wiernie prowadzi.


Nie przejdziesz obok niej obojętnie, na pewno nie. Jej nogi, jak piersi czy włosy na pewno przykują twoją uwagę. Lilah nie należy do kobiet które mają obsesje na punkcie diet i tej całej reszty. Lubi swoje ciało, swoje krągłości i w życiu by z nich nie zrezygnowała. A prędzej nie zrezygnowałaby z jedzenia. Akceptuje siebie taką jaka jest i o dziwo, rzadko kiedy narzeka. 
Nie zwróci też na Ciebie uwagi jeżeli będziesz miał idealną klatę czy seksowny dwudniowy zarost. Prędzej na Ciebie spojrzy gdy zauważy, że się do niej uśmiechasz.


  1. Każdą wolną chwilę spędza ze swoim synem, a nie jest ich zbyt wiele.
  2. Jak na każdą kobietę przystało ma obsesję na punkcie butów. Jej mają nawet własny pokój.
  3. Jest niespełnioną artystką, przed narodzinami Nathana tak naprawdę chciała iść na studia plastyczne. 
  4. Jej wielka sztuka ograniczyła się jednak do rysowania swoich klientów na serwetkach.
  5. Kocha jeś. Nie wyobraża sobie jak można w ogóle rezygnować z kotletów i czekolady.
  6. Nałogowo pali papierosy i pije kawę.
  7. Ma alergię na pyłki i kocią sierść.
  8. Posiada sobie malutkiego żółwia, który z reguły pełza po jej mieszkaniu i nazywa się Bigos.
  9. Jej babcia jest najważniejszą osobą w jej życiu, od razu po Nathanie, oczywiście.
[ Cześć i cześć. Na zdjęciach przewspaniała Amber Heard. Nie wiem czy pamiętacie Lilah jeszcze z onetu, ja sama ledwo co pamiętam tą postać <3 ]







I nazwali ją Hope, bo miała dawać nadzieję. [Hope Winter]

Hope Winter


    Niemowlę narodziło się zgodnie z terminem, dnia siedemnastego lipca tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego trzeciego roku w Anglii, zaś młoda kobieta, którą widzisz na załączonym obrazku ma dziś dziewiętnaście lat i studiuję fizykę na amsterdandzkim uniwersytecie. Jako specjalizację wybrała nanotechnologię, zaś jej skrytym marzeniem jest zbudować pierwszy prototyp komety, która można by posłać w kosmos. Zanim jednak przenieśmy się historią z Anglii do Danii, warto posłuchać o początkach tej opowieści...
    Hope Winter urodziła się jako drugie dziecko w średniozamożnej rodzinie, gdzie na pierwszym miejscu stała wiara, upadający w ojczyźnie, katolicyzm, oraz miłość, propagowana na każdym kroku i przekazywana nie tylko ze strony rodziców do swoich dzieci, ale też, a może i w szczególności, od potomków do rodzicieli. Należący od kilku pokoleń dom w Rugby, miał funkcję nie tylko mieszkalną, ale biurową, bo niezmiennie od wielu lat, wolne pokoje wykorzystywano pod wynajem, nie tylko dla studentów czy uczniów tutejszej szkoły, ale także dla turystów i przejezdnych. Alicii i Thomasowi Winter zależało, aby ich dzieci otrzymały to, co uważali za najpotrzebniejsze: dobre wykształcenie, samoocenę godną swojej wartości, wiarę, nie tylko w Boga, ale i w siebie samych, oraz miłość, która pomagałaby im stać się ludźmi dobrymi i empatycznymi. Niezaprzeczalnie odwalili kawał dobrej roboty, bo i Richard, i Hope wyrośli na osoby dojrzałe emocjonalnie, pewne siebie, zdecydowane, a także uczuciowe. Nie skąpią innym czasu, ani ciepłych uczuć, starając się być zawsze dla tych, którzy ich potrzebują. Oboje pracują w wolontariacie, poświęcają swoją energię nie tylko na zabawę i rozrywkę, ale przede wszystkim na pomoc biednym. W tym wypadku jest to praca w jadłodajni. Rodzeństwo ukończyło jedną z najbardziej prestiżowych szkół publicznych w Holandii. Ani Richardowi, ani Hope nie można odmówić ponadprzeciętnej inteligencji i ambicji. Hope udała się na holenderski uniwersytet idąc za przykładem starszego brata, który w tym roku ukończył resocjalizację. Obecnie mieszka wraz z nim w trzypokojowym mieszkanku na obrzeżach miasta.
    Opisując cechy jej charakteru skupiłam się głównie na tych pozytywnych, ukazujących młodą kobietę w jak najlepszym świetle i nasycając Was dobrym wrażeniem, które mam nadzieję nie zniknie, wraz z dalszym czytaniem tekstu. Panna Winter jak każdy człowiek posiada wady, jedną z nich, najważniejszą, jest chorobliwa ambicja, która doprowadza ją nierzadko do nieprzespanych nocy, bezpodstawnych kłótni i płaczliwych wieczorów przy kieliszku taniego wina. Hope zawsze starała się dorównać bratu, żeby udowodnić wszystkim naokoło, że jest równie świetnym uczniem jak on. W szkole zawsze porównywano ją do Richarda, co powodowało tylko dodatkowy stres i nie potrzebnie nadrywaną więź z bratem. Nierzadko daje swojemu rozmówcy sygnały i znaki, nie zdając sobie sprawy z ich dwuznaczności, co nie raz prowadziło do niezręcznych momentów i przykrych wydarzeń. Ma ambicję zbawienia świata, wierzy w to, co mówią jej inni, nieważne, czy są wobec niej szczerzy, czy też próbują ją wykorzystać, używając do tego jej dobroci i naiwności. Uparta w dążeniu do celu, co ściśle łączy się z ambicją. Zdarza się, że rani bliskich sobie ludzi, idąc po trupach po ścieżce, jaką sobie wyznaczyła. Zaletą, działającą na jej korzyść jest to, że gdy tylko zda sobie sprawę ze swojego błędu, to robi wszystko, co się da, żeby go naprawić.
    Hope odziedziczyła urodę po matce, co uwydatniło się kiedy zaczęła dojrzewać. Posiada długie włosy, w kolorze jasnego blondu, które upina w wysoką kitkę, żeby nie przeszkadzały jej podczas pracy czy nauki. Kiedy wybiera się ze znajomymi splata w warkocz, a jeśli na umówione spotkanie przyjdzie w rozpuszczonych włosach, to wiedz, że zależy jej by dobrze przed Tobą wyglądać, bardziej niż przed innymi. Zielone, używając terminów typowo literackich, przypominają zieleń świeżej trawy, tej zakrapianej rosą, bądź świeżo po przycięciu trawnika. Niektórzy poeci powiedzieliby, że w takich tęczówkach marzeniem jest utonąć przez zapatrzenie się, ze swojej strony dodam tylko, że oczy są najpiękniejszą częścią w całym wyglądzie dziewczyny. Nie będę rozpisywać się nad jej nosem, bo nie można powiedzieć więcej niż to, że jest drobny i uroczy, wpasowuje się w symetrię twarzy, a usta nie wyróżniają się czerwonokrwistą barwą, a malinowym kolorem. Sylwetka Hope dopasowana jest do jej wzrostu i nie można zarzucić dziewczynie, ani zaniedbania fizycznego, ani przesadnego wychudzenia. Będąc szczerą przyznam, że obraz jaki przedstawia innym, jest wynikiem umiejętnego dopasowywania ubrań i nie uwydatniania fałdki na brzuchu, a zalet, których pokazywanie nie wchodzi pod kategorię grzechu cudzołóstwa.  Styl ubierania się całkowicie oddaje jej kobiecość. Lubi, kiedy strój, jaki danego dnia założy, będzie odzwierciedlał jej nastrój oraz ważność dnia. Pomimo, że elementy elegancji towarzyszą prawie zawsze, to nie chodzi ubrana oficjalnie. Nie ma osoby, pamiętającej dzień, w którym Hope ubrana była w spodnie. Sukienki oraz spódniczki, w różnych krojach i fasonach, a także koszule, koszulki czy swetry są znakiem rozpoznawczym. Jak każda kobieta ma słabość do kupowania butów, a ich par nie zliczył chyba nikt.
    Wchodząca w dorosłość młoda kobieta przeżyła tylko jedną prawdziwą miłość. Zaczęła się ona na początku liceum i trwa do dziś: razem udali się na jedne studia, żeby nie rozstawać się, ani nie być jedną  z tych par na odległość, gdzie wciąż istnieje ryzyko zdrady. Choć nigdy się Tommy'emu nie przyznała, to ostatnio co raz częściej myśli nad ich wspólną przyszłością. Widzi w nim przyszłego męża, ojca swoich dzieci. Chciałaby z nim zamieszkać, ale nie jest na tyle odważna, żeby mu to zaproponować, więc czeka, aż Thomas sam to zrobi.


Karta użyta na innym blogu, ale była tam zaledwie jeden dzień. Podpis zostaje, bo mejl do różnych kont. Nie zaczynam, bo jestem już rozleniwionym umysłem ścisłym, który odpoczywa. A jak są błędy w tekście, to mi je wypisać, bo ja będę szukać igły w stogu siana. Na zdjęciu Rosie Tupper.

We can burn brighter than the sun



Kiedy zagadasz go na ulicy, widzisz jego twarz numer jeden:  nie jest ani otwarty, ani wylewny. Prędzej zmusisz go do zjedzenia dżdżownicy niż nakłonisz do zwierzeń. Można powiedzieć, że "tajemnica" jest jego drugim imieniem. Od dziecka nienawidził mówić o sobie, a tym bardziej pytać innych o ich własny interes. Nie lubi, kiedy ktoś wtyka nos w nie swoje sprawy i na siłę próbuje rozwiązać problem, którego tak naprawdę nie ma. Mało osób ma zaszczyt poznać prawdziwego Cooka i jego drugą twarz, kiedy siedzi na krześle, krzyżuje ręce, a na jego twarzy widnieje lekki uśmiech, dla którego dziewczyny dałyby się pociąć. Potrafi wtedy prowadzić normalną rozmowę, od czasu do czasu przez jego usta może przewinąć się żart czy nawet komplement. Te osoby, które Gabriel obdarował swoją przyjaźnią, mogą być dumne, że ich przyjacielem jest sam Gabriel Cook, legenda nad legendami, postrach mórz i jezior... o, sorki, to nie ta bajka. W tej bajce Gabriel jest zwyczajnym, tajemniczym osobnikiem, którego można spotkać na korytarzu Amsterdam College czy gdzieś na mieście pośród kilkuset innych ludzi. Nie stara się być miłym dla starszych pań, matek z dziećmi czy dla samych dzieci. Ze względu na swój młody wiek nie myśli o założeniu rodziny. Dzieci, pieluchy i obrączka na palcu to nie jego priorytety. W ciągu miesiąca zmuszany jest do zmiany numeru nawet trzy razy na wzgląd słabych kobiet, które mu uległy. Potrafi przyznać się do tego, że może w zatłoczonym klubie w ręku z Jackiem Danielsem powiedział o jeden komplement za dużo, że może gdy szedł za rękę z nieznaną mu dziewczyną do toalety obiecał o jedną rzecz za dużo. Ale czy to ważne? Nie wyobraża sobie nie czego dłużej niż na jedną noc. Chociaż i wtedy niektóre dziewczyny dają mu popalić przez chęć zbyt długiego trzymania się za rękę czy przytulania.


 Żeby móc trafić do jego królestwa burdelu osoba musi ostro się postarać. Na równi traktuje osoby cyniczne takie jak on. Niezależny od nikogo cieszy się życiem tyle ile się da. Gabriel woli z dystansem podchodzić do każdej osoby, żeby nie powiedzieć za dużo i nie dawać komuś podstaw do obsmarowania już na pierwszym spotkaniu. Dopiero przy bliższym poznaniu, jeśli ktoś mu się wyjątkowo spodoba, może się otworzyć i zachowywać się całkiem naturalnie. A jak Cook zachowuje się na co dzień? Jest cholernie zawzięty i uparty, będzie się z tobą wykłócał dopóty, dopóki nie przyznasz mu racji, a potem musisz go jeszcze pochwalić za wytrwałość. Jak coś zaczyna, potem to kończy - nigdy nie przerywa niczego ot, tak dla kaprysu, każdą rzecz musi doprowadzić do końca, przy tym jest ona wykonana naprawdę porządnie.Gabriel stara się przykładać do tego, co akurat robi. Jaki jest sens pracy, z której potem i tak nie będzie pożytku? To tak jak budować dom na gnieździe grzechotników... Nie lubi sztywnych zasad i obowiązków, jeśli to nie on je ustala, woli bardziej poszaleć, co tłumaczy innym, że "życie jest takie krótkie" - trzeba z niego korzystać, prawda? Można powiedzieć, że jest wręcz uzależniony od dobrej zabawy. Wtedy całkowicie zrzuca te wszystkie swoje maski tajemniczości i bawi się w najlepsze, śmiejąc, tańcząc i, oczywiście, pijąc. Według niego impreza bez alkoholu nie może istnieć. To, że następnego dnia boli go głowa i dowiaduje się od postronnych, jakich głupich rzeczy nawywijał, jest już całkiem inną bajką. Taką samą jak to, że gdy się upije, potrafi być agresywny i nie panuje nad sobą. 


Wieczorami gdy nie imprezuje uwielbia biegać, często biega w miejskim parku lub tam gdzie poniosą go jego nogi. Już nie raz miał problem z powrotem do domu gdyż kompletnie nie orientował się w terenie. Małe dziecko, które nie potrafi być odpowiedzialne, zawsze musi dopiąć swego i na swoim postawić. Nerwus gdy coś mu nie wychodzi. Mało kto wie z otoczenia nieakademickiego, ze jego dłonie są strasznie delikatne i precyzyjne. Zresztą obrał sobie drogę życia, która tego od niego wymaga. Na desce kreślarskiej potrafi wyczynić cuda dzięki ołówkowi i linijce. Jego bujna wyobraźnia potrafi wymyślić oryginalne i niepowtarzalne konstrukcje, które w przyszłości ma nadzieje zrealizować  i obejrzeć nie tylko na białym arkuszu. Straszny bałaganiarz, niestety na swoje usprawiedliwienie nie ma nic gdyż taka jest właśnie brutalna prawda. Jemu to wcale nie przeszkadza w końcu mieszka sam i z niczyim zdaniem nie musi się liczyć.


Teraz sam odpowiedz sobie na pytanie, jaki jest Gabriel Cook. 


Sto osiemdziesiąt osiem centymetrów czystego chamstwa. Jego niebieskie paczadła z wachlarzem gęsto czarnych rzęs zwaliło z nóg niejedną dziewczynę. Jego ciało pokryte jest mnóstwem tatuaży. Niektóre ciągnął za sobą historie inne zaś znalazły się tam z powodu ciekawego motywu. W lewym uchu znajduje się tunel. Często można zauważyć u niego kilku dniowy zarost, którego najzwyczajniej w świecie nie chciało mu się ogolić. Włosy zawsze czesane na szybko grzebieniem z jego palców i przy pomocy podmuchu wiatru, efektem są rozczochrane kosmyki brązowych włosów, które bezwładnie opadają na każdą możliwą stronę lub sterczą. A w jego wargach przeważnie spoczywa zapalony papieros. 







 




     Gabriel Cook.
 Dwudziestoletni Anglik
 Studiuje architekturę




 

 

 

....

to na tyle. Więcej po rozwinięciu się tej postaci.