LISTA POSTÓW

poniedziałek, 27 sierpnia 2012


                Ukończone studia, dyplom, dobrze płatna praca. Potem bogaty mąż, nie za przystojny, ale też nie za brzydki, byle tylko dobrze na zdjęciach rodzinnych wychodził. Domek na przedmieściach, najlepiej z dużym ogrodem. Dwójka dzieci, pies, złota rybka, huśtawka z opony, hamak, minivan w garażu. Do kościoła w każdą niedzielę.
                Tak miało być – perfekcyjnie, jak na ekranie. Niespełnione idee przelewane na dzieci przestały dziwić, zresztą jak samo grzebanie żywcem marzeń. Ann miała być księgową albo prawnikiem. Miała mieć grupkę odpowiedzialnych znajomych, z którymi dzieliłaby się przepisami na szarlotkę. W ogóle zacznijmy od tego, że miała umieć gotować. Całe mnóstwo rzeczy miała zrobić według ukochanych rodziców. Nie zrobiła. Złamała serca, okazała się Potężnym Rozczarowaniem, Plamą Na Historii Rodziny, Nie-Córką Matki Dziewicy. Wyjechała, by spełniać swoje głupio artystyczne widzi mi się, w towarzystwie ludzi tak daleko odbiegających od obmyślonych wzorców. By wyginać ciało w błyszczących, kiczowatych, ciasnych kostiumach.
                Wraz z wyruszeniem z trupą natychmiastowo musiała przyswoić wszelkie niepraktykowane dotychczas zachowania, tym samym przyjąć także nieustającą atmosferę brawury, pogodzić się z wiecznym gwarem i kolorami. Musiała przesiąknąć dobrym humorem oraz poczuciem, iż zawsze jest coś do zrobienia. Przywyknąć do przyczepy, naciągniętych mięśni, wczesnych pobudek, późnych godzin zasypiania, nieregularnych posiłków. Dała radę. To na pewno.
                Ann lubi towarzystwo, niewymuszony śmiech, obfite śniadania. Lubi, gdy inni opowiadają o sobie. Lubi się uczyć. Lubi książki i muzykę, niedokończone sny, czekoladę. Lubi przebywać w zatłoczonych miejscach. Lubi swoje nogi. Lubi wiosnę, skórzane kurtki, ozdoby do włosów, sok pomarańczowy. Lubi, kiedy jest coś świętować. Lubi robić niespodzianki. Lubi owoce i łapacze snów.
                Nie przepada za ciszą, za opowiadaniem o sobie. Nie przepada za wpadającymi na nią ludźmi oraz przesadnie klimatycznymi kawiarenkami. Nie przepada za osobami bez własnego zdania. Nie przepada za filmami Woody’ego Allena. Nie przepada za Szwecją. Za poddawaniem się, za brakiem dotyku.
                Wiecznie zabiegana. Wiecznie z głową w chmurach. Wiecznie bez chwili oddechu. Wiecznie w duszy za czymś tęskniąca. Wiecznie nie potrafiąca przyznać się, że czasem potrzebuje samotności.




Ann Heidenstam
a właściwie Annelie Heidenstam
urodzona w Sztokholmie, 03.08.1989
artystka cyrkowa wykonująca akrobacje na linach





[Witam. Na wątki jestem chętna, na powiązania również. Nie zawsze mam pomysł, dlatego będę wykorzystywać. Oba zdjęcia z tumblra.]

45 komentarzy:

Anonimowy pisze...

[Brandi musi ją znać. Brandi ją uwielbia. Ja zresztą też. Może... Brandi była z Tońkiem, swoim niedoszłym-niewiadomoczyprzyszłym narzeczonym na występie, ale spodobało się jej do tego stopnia, że któregoś dnia poszła po raz kolejny? A żeby coś się rozkręciło, dorzucimy grupkę skinów/dresów, która przyszła tuż przed występem i zaczęła zaczepiać biedną Ann? Bran będzie wielkim hero, który pomoże kobicie :D]

Anonimowy pisze...

[Njet, bo ja już wymyśliłam początek. Jestem okrutna, ale Ty zaczynasz. :D]

Bran pisze...

Brandi w dzieciństwie w cyrku była tylko raz, ze swoim cholernym tatusiem, który usiłował młodą jakoś przekonać, że jego nieobecność przez pierwszych dziesięć lat życia młodej wcale a wcale nie była czymś nieodpowiednim. Jones z występu pamiętała głównie lekko zapity wzrok tatusia - bo przecież niewypicie kilku piw przed występem tak znamienitych istot byłoby zniewagą - i akrobacje na linach. Gdyby nie fakt, że tatuś po występie ledwo chodził, Brandi chciałaby poudawać, że choć trochę może być tak wspaniałą tancerką. Tancerką w powietrzu, jak to określała.
Kiedy cyrk zawitał w Amsterdamie, o czym Jones dowiedziała się, bo plakaty były rozwieszone niemal na każdych drzwiach kawiarni amsterdamskich, nie czekając na nic, od razu zabrała Tońka pod pachę i zaprowadziła go na widownię. Tym razem zapamiętała więcej: od akrobacji po zwierzęta, od klaunów po połykaczy ognia. Było jednak jej mało, wobec czego przyszła następnego dnia raz jeszcze; ot, by nasycić się atmosferą cyrku do końca, by wspomnienia z dzieciństwa zatarły się, ustępując miejsca tym nowszym, lepszym, cieplejszym.
Szła wraz z całym tłumem, kiedy usłyszała krzyki. Rozejrzała się, ale przez hałas, przez ludzkie głosy i piski dzieci nie mogła wyłapać, skąd dobiega wołanie o pomoc. Wyszła więc z tłumu i zaczęła nasłuchiwać uważniej. Po jakimś czasie krzyki ustały; Bran jednak wiedziała już, skąd dobiegają.
Tych dresów znała, niestety. Kilka dni wcześniej próbowali... coś zrobić, Bran nie chciała nawet myśleć, co... jakiejś dziewczynie. Udało się ich spłoszyć policją, ale tym razem... Wątpiła, aby udało się to po raz kolejny, nie wspominając o tym, że policja nie miałaby jak dotrzeć w tak zaludnione miejsce. Co prawda można było zawołać kogoś - bo co może biedna, sama Jones przeciwko grupie kilku wyrośniętych facetów?... O, o, tak, to genialny pomysł - zawołać kogoś! Przecież w cyrku byli naprawdę potężni mężczyźni... ba! Mógłby to być nawet i ten połykacz ognia, kto wie, może potrafiłby na nich ogniem splunąć, czy coś...
Było takie coś w Brandi, co sprawiło, że przez ponad dwadzieścia lat nie chciała do siebie dopuścić mężczyzny. Może to naiwna rzecz, twierdzić, że każdy mężczyzna to w pewnym stopniu gwałciciel, może to typowo chore, feministyczno-lesbijskie myślenie, faktem jednak było, że Jones była na tym punkcie przeczulona. Kiedy więc zauważyła, że dresy zaczynają swoimi wielkimi, brudnymi łapami przesuwać po drobnej kobietce, nie oczekiwała już pomocy.
Rozejrzała się i zauważyła niedaleko leżącą łopatę. Chwilę zastanawiała się, jak bardzo jest to niewłaściwe, ale ostatecznie uznała, że każdy sąd ją uniewinni za zabicie gwałciciela. Wobec takich przekonań była bezsilna - chwyciła swoje narzędzie zbrodni, cicho podbiegła do jednego z nich...
Boks jednak zrobił swoje, musiała przyznać, patrząc, jak resztka, grożąc i krzycząc, odbiega, a jeden leży na ziemi, trzymając się za głowę. Cholera, kto by pomyślał, że ma aż taką siłę?
- Nic Ci nie zrobili? - zapytała, podchodząc do kobiety. Łopatę trzymała na wypadek, gdyby szanowny rycerz ortalionu uznał, że jednak warto się bronić.

Gaspard Morel pisze...

[Co powiesz na wątek?]

Gaspard Morel pisze...

[ Mógł mieć koło 18-19 lat? I mógł się pojawić w cyrku :P Co prawda raczej z dziewczyną, ale mógł :D]

Gaspard Morel pisze...

[Może być... teraz mogą się spotkać gdziekolwiek indziej niż w samym cyrku]

Gaspard Morel pisze...

Gaspard to bardzo prosty człowiek... bywa w klubach, pubach, na uczelni, na praktykach, w spożywczym i w aptece :P ale może też spacerować, szukać auta albo po prostu nudzić się... albo szukać jedzenia dla kameleona współlokatorki :P]

Rossen pisze...

[A dziękuję, nie zauważyłam.]

Unknown pisze...

[ Szczerze powiem, że nie mam zielonego pojęcia.]

Rossen pisze...

[Możemy założyć, że Will ma jakiegoś znajomego w cyrku, na przykład gościa który opiekuje się zwierzętami czy coś i przez niego się poznają?]

Unknown pisze...

[ To może zaczniesz jakoś się tam to dalej potoczy ;p ]

Gaspard Morel pisze...

[Oki]
Zakupy... nawet Gaspard raz na jakiś czas zniża się do tej podłej czynności i odwiedza sklep. Właściwie robi to niezwykle rzadko, szczególnie, że jego współlokatorka nie potrafi gotować, więc w umowie ona robi zakupy, a on gotuje. Niestety Angel nie czuła się najlepiej, więc przykry obowiązek spadł na Morela. Zapewniał właśnie swój koszyk, kiedy poczuł niemiłe uderzenie. Obrócił się z zamiarem ochrzanienia niezdary, kiedy spostrzegł dziewczynę. - Zaraz... - Wymamrotał. - Ty jesteś Ann! - Zdziwił się przypominając sobie skąd ją zna. Ah.... stare dobre czasy. - CO Ty tu robisz? - Zdziwił się.

Unknown pisze...

[ Ok niech będzie.]
Dziś właśnie nastał ten dzień kiedy to Wendy ponownie oberwało się za nic, oczywiście jej kochany ojciec zawsze potrafił znaleźć powód. Dziś było to zamknięcie drzwi na raz a nie na dwa razy.
Zrobił to jej młodszy brat, jednak ona twardo twierdziła, że to ona. Nie było lekko, nawet się nie opierała. Po prostu dostała w twarz tak, że wylądowała na komodzie. Czuła jak narożniki wbijają jej się w plecy, jednak podniosła się..co mogłoby wydawać się stanęła dumnie i spojrzała na niego z pogardą. Chwyciła swoja kurtkę i po prostu wyszła z domu, patrząc znacząco na brata. On niemalże wyleciał z mieszkania w przeciągu chwili.
Ruszyła w kierunku przyczepy swojej znajomej wsadzając dłonie do kieszeni kurtki. Był już późny wieczór, zaczynało się robić zimno.

Anonimowy pisze...

Rodzice Brandi nie mieli pieniędzy, by wysyłać ją, na co chciałaby chodzić - wobec tego właśnie Jones była osobą, która dopiero w Amsterdamie spełniała swoje marzenia. Wcześniej była to jedynie jazda na desce czy rowerze, nic więcej. Teraz zaś mogła zacząć chodzić na boks, na imprezy, do kina, wszędzie, gdzie tylko chciała; mogła robić, co chciała. Ta wolność finansowa! Co z tego, że nie wystarczało na wszystkie zachcianki? Nieważne! Brandi wystarczało to, co miała.
A to zaskoczenie! Brandi nie mogła się otrząsnąć jeszcze z adrenaliny, która szaleńczo buzowała w jej żyłach; wątpiła, by mogła wypowiedzieć choć jedno dłuższe składne zdanie, a ta już potrafiła nawet myśleć o kulturze! Jones jeszcze nawet nie czuła bólu od dłoni zaciśniętych na łopacie, jeszcze nie była w stanie wyprostować się, przestać trzymać pozycję gotową do ataku, a ona...
Trzeba przyznać - zimnokrwista ta kobieta. Żeby tak szybko się opanować!
- To dobrze. To dobrze, dobrze - powiedziała Brandi, niejako usiłując uspokoić samą siebie. Zerknęła na mężczyznę, który usiłował się podnieść. Nakazała mu leżeć. - Możesz... Zadzwonić na pogotowie? nie wiem, jak mocno go uderzyłam, może mieć wstrząśnienie, a ja... - Spojrzała znacząco na łopatę, potem zaś rzuciła ją w najbliższe krzaki. Nikt nie powinien zauważyć. Przynajmniej nie od razu.
Rozejrzała się. Tamci mogli jeszcze wrócić, chociaż wątpiła w to - chociaż mieli gęby wyraźnie wskazujące na brak szarych komórek, na pewno instynkt im podpowiedzieć musiał, iż wyrwana ofiara narobi hałasu. Kumpla nie dało się już uratować przed problemami z prawem, zapewne myśleli.
- Będziesz to zgłaszać? - zapytała Bran, patrząc na kobietę. Osobiście nie chciała, by ją w to wkręcać - im mniej problemów, tym lepiej. Zwłaszcza tych prawnych. Jones nie była zbyt dobra w sprawach prawnych.

red shoes pisze...

{To zdjęcie <3}

Angel Evans pisze...

[ Witam! Strasznie spodobała mi się karta, zwłaszcza to, co lubi, a czego nie. Hm... Wydaje mi się, że nasze postaci mogłyby się dogadać. Może początkowo Angel nie jest rozmowna, ale powoli stara się wracać do normalności. Może mogłyby się spotkać w sklepie muzycznym, w którym dorywczo pracuje panna Evans? ]

Angel Evans pisze...

[ Szczerze mówiąc dość często spotykam się z takimi opiniami dotyczącymi Momsen. Osobiście nie jestem jej fanką, ale właściwie to opierając się na jej wizerunku stworzyłam kartę :D I tak, mogę zacząć, nawet zaraz to zrobię. ]

Wiedziała, że dłużej tak nie może żyć. Tym bardziej, że po ostatnich wydarzeniach niezbyt uśmiechała jej się egzystencja odludka-imprezowiczki. W końcu zaczęła odstawać od swoich "norm". a tym samym bardziej otwierać się na ludzi, na cały świat. Może to i lepiej? W końcu kiedyś nawet i ślimak musi wyjść ze swojej skorupki, aby ją zmienić. Pozostawić stary pancerz, by móc odnaleźć nowy, różniący się od poprzedniego. Chyba każdy w swoim życiu musi przejść jakąś metamorfozę, niekoniecznie wielką. Nawet maleńkie rzeczy czasami mają na nas większy wpływ, niż jakieś ogromne, powalające wydarzenia. Nikt nie jest taki sam, każdy ma własne potrzeby. Szkoda, że nie zawsze można jednak znaleźć to, czego najdłużej się szuka, a co by sprawiło, że stalibyśmy się naprawdę szczęśliwi...
Rozmyślając nad tym, co do tej pory się wydarzyło, trzymała oparte łokcie na ladzie, głowę podtrzymując na nadgarstkach. Zmrużyła lekko oczy, robiąc przy tym dzióbek z ust. Była, ale duszą przeniosła się gdzieś indziej. Do miejsca, do którego klucz ma tylko i wyłącznie ona sama.
Westchnęła, kiedy usłyszała otwierane drzwi. No tak, trzeba zając się klientami! Nie była zbyt wylewna (a przynajmniej do obcych), więc podchodziła do potencjalnych kupców tylko wtedy, gdy było to naprawdę potrzebne. Inaczej siedziała cicho, obserwowała odwiedzających, a potem znowu zatapiała się w myślach. Tak, jak teraz. Lecz tym razem było nieco inaczej...
Zmarszczyła brwi i podniosła się, żeby lepiej dojrzeć jakiegoś chłopca, który wędrował między regałami z płytami. Wiedziała, że to mogą być tylko pozory! W końcu ile razy ktoś chciał ją oszukać na biednego chłopca, kiedy druga osoba wynosiła towar? Ale ona nigdy nie dała się nabrać. Dlatego postanowiła działać.
Skierowała się prosto w stronę małego klienta, po chwili się nad nim pochylając, nie tracąc całej przestrzeni sklepu z oka.
- Szukasz czegoś? - spytała, unosząc obie brwi. Cóż, musiała przyznać, że dzieci nawet lubiła. Opiekowała się wiele razy potomkami sióstr, więc jako tako obchodzić się z nimi umiała. Co nie znaczy, że chciałaby je mieć. Tak, z tym już był problem.
Chłopiec, na oko siedmioletni, trzymał w dłoni płytę jakiegoś zespołu. Uśmiechnął się do dziewczyny szeroko, pokazując jej wierzch pudełka. Angel najpierw wyglądała na zaskoczoną, potem zaśmiała się cicho.
- Nie jesteś za mały na takie brzmienia?
Klient pokręcił głową. Panna Evans wywróciła oczami, a potem poszła za już pędzącym do kasy chłopcem. Sprzedała płytę, wsadziła do siatki i podała chłopcu.
- Proszę, niech się dobrze słucha - mrugnęła do niego porozumiewawczo. Chłopiec uśmiechnął się szeroko.
- Dzięki, pani Angel! - zawołał wesoło, znikając ze sklepu. Dziewczyna nieco się zdziwiła. Skąd znał jej imię? Ach tak! Przecież to syn sąsiada jej własnej ciotki. Jak mogła go wcześniej nie poznać?
Westchnęła, krzyżując ręce na piersiach. Powędrowała wzrokiem po wnętrzu, spoglądając na pozostałych zainteresowanych. Nagle zauważyła dziewczynę, która chyba sama nie wiedziała, czego chce. A może to tylko Angel tak się zdawało?
Podeszła do niej.
- Mogę w czymś pomóc? - spytała dość uprzejmie (jak na siebie). Tak, że jej ton nie powinien nikogo odstraszyć, ale też nie sprawi wrażenia, że blondynka jest słodkim jak cukierek irysowy dziewczęciem, Nie, nawet wygląd temu zaprzeczał.

amitiel pisze...

[Genialna ta twoja Ann ;) Ale szczerze powiedziawszy, na razie nic mi do głowy nie wpadło, chyba będę musiała przeczytać kartę jeszcze parę razy. Chyba, że ty jednak na coś wpadniesz ;P]

Unknown pisze...

[ jestem jak najbardziej za wątkiem :) tylko czy masz jakieś pomysły na powiązanie, ewentualnie na pierwsze spotkanie?

i co to znaczy 'mało wnoszący komentarze? ^^ ]

Unknown pisze...

[ mam coś wspólnego z Ann... ja też nie lubię filmów Woody'ego Allena ;p ]

amitiel pisze...

[Tak, możemy chyba uznać, że jeden z nich mieszka w Amsterdamie. Wybierz który ;D]

Unknown pisze...

[ możemy coś takiego wykombinować. chcesz zacząć? ^^ ]

amitiel pisze...

[W takim razie, Krzysiu jest twój ;D Może być domówka w jego studenckim mieszkaniu? I one się znają już? ;>]

amitiel pisze...

[Jak się nieco bardziej nawenuje to zacznę ;D]

Anonimowy pisze...

[Pani jeszcze jest? :D Bo wróciłam, ale myślę nad nowym wątkiem. Hm? :D]

takbardzoja pisze...

[to się zdarza, niestety.. xD sama czasem amm jakieś dziwne czarne dziury w mózgu xD Jakiś pomysł na wątek? :>]

takbardzoja pisze...

[a w sumie dobry pomysł :) chętnie ją zaprosi na kakao :)]

Unknown pisze...

[ tak, tak... pamiętam, ale kompletnie nie mam pomysłu na wątek. za bardzo nie wiem jak mam się odnieść do tego cyrku i w ogóle... ]

Unknown pisze...

[ to opisz mi jak ty to widzisz albo coś... chęć na wątek jest zawsze tylko czasem brak pomysłu i trudno z realizacją. ]

obnoxious pisze...

[Jakiś szalony wątek? ;>]

takbardzoja pisze...

Kolejny deszczowy dzień a Amsterdamie chciał chyba zabić Candy swoją depresją. Najpierw mało nie wpadła pod samocód a potem jeszcze wdepnęła w głeboką kałużę, w efekcie siedziała na parapecie pod grubym kocem, z kubkiem kakao i kolejną książką w rękach. Praca marzeń! Po kolejnej stronie biografii Schuberta, którą zresztą już znała na pamięć obróciła się żeby przezcwilę popatrzeć na ulice. Jej oczom ukazała się wyjatkowo przemoknięta dziewczna, która najwyraźniej siłowała się z niewdzięcznym, czerwonym parasolem. Odłożyła więc koc na bok, westchnęła głęboko i wyszła przed budynek - Przepraszam?! - krzyknęła w jej stronę starając się przekrzyczeć głośny grzmot - Nie zapowiada się, że przestanie padać a ten parasol.. No cóż.. - uśiechnęła się lekko - Zapraszam do środka, bo się rozchorujesz!

takbardzoja pisze...

- Mieszkanie? Nie, nie.. - zaśmiałą się cicho zapraszając do środka - Ja tu pracuje.. To, jakby nie patrzeć, antykwariat. Ale masz rację wygląda trochę jak mieszkanie babci. Zrobiłam sobie właśnie kakao, może masz ochotę? Pewnie przemarzłaś.. - współczuła dziewcznie, ona za nic w świecie nie wyściubiła by nawet nosa z ciepłego antykwariatu! Lubiła deszcz, ale ten za szybką bo każdy inny doprowadzł ją do białej gorączki. - Dam ci jakiś koc bo zamarzniesz - faktycznie, dziewczyna trzęsła się z zimna, więc oprócz koca Candy podkręciła ogrzewanie a rudy kot zaczął łasić się dzieewczynie do nóg - No tak, przylepa przyszła. Nie krępuj się.. Oprócz mnie tu nikogo nie ma.. - zaśmiała sie znikającna chwilę na zapleczu.

obnoxious pisze...

[Jak najbardziej :) Jeśli możesz, to zacznij, a ja się pobawię jeszcze trochę w uczenie się na egzamin :)]

takbardzoja pisze...

- Za lampę? 20 euro. - odpowiedziała sprawdzając karteczkę zawieszoną na przedmiocie - Proszę, rozgrzeje cię.. - wręczyła jej kubek z ciepłym napojem - Usiądziesz? Tam na parapecie urządziłam całkiem przyjemny kącik.. - dodała ze śmiechem wskazując na miejsce za nią - Fatalna pogoda, prawda? Po wczorajszym dniu miałam nadzieję, że dzisiaj też będzie pięknie.. - mruknęła

Gaspard pisze...

Dobre wydarzenia pamiętał całkiem dobrze. Gorzej z tymi mało znaczącymi i nieprzyjemny.
Pokręcił rozbawiony głową. - Chcesz zrobić zamach na mój zgrany tyłek?- Zaśmiał się. Spojrzał uważnie na dziewczynę, położył dłoń na jej głowie i przygryzł wargę. - Urosłem ! - Zawołał entuzjastycznie. - I masz zamiar to wszystko nieść? - Zapytał. Wyglądało na to, że będą mieli bardzo ciekawy wieczór, biorąc pod uwagę zawartość jej koszyka. Wolał jednak patrzyć na dziewczynę. Miał wrażenie, że wydoroślała, wyglądała poważniej, ale nie pozbawiło jej to swoistego wdzięku.

Angel Evans pisze...

[ Dzień dobry. Chciałam przeprosić, że tak chamsko sobie poszłam i nawet Ci nie odpisałam, ale samo tak wyszło, napadła na mnie szkoła. A teraz zastanawiam się, czy odpisać, czy zacząć coś nowego... Może już by się znały? Czy wolisz jeszcze ten stary wątek? ]

max pisze...

Jane estem za ty pomysł i zaczynam czy odwrotnie.

Angel Evans pisze...

[ Haha, Angel i warkocze, boskie <3 Ale poza tym to ok, niech będzie :D Pozwolisz, że jutro coś zacznę? Dzisiaj coś słabo kontaktuję ;/ ]

Gaspard pisze...

[Przepraszam za nieobecność i brak sił do pisania.]
- No wiesz? Mój tyłek wygląda dobrze! - Oburzył się i spojrzał... za siebie, ale raczej tej tylej części ciała i tak nie zdołał się przyjrzeć. - Ale jeśli chcesz to chętnie pójdę z Tobą na basen. Jestem pewien, że świetnie wyglądasz w stroju kąpielowym. - Mrugnął do niej. - I pomogę Ci z tym, żeby móc dłużej zajmować Cię swoją osobą. - Zakończył wesoło. Z pewnością bezsensowne uprzejmości mieli za sobą. Poza tym Gaspard stawiał na szczerość.

Alexandra Holmes pisze...

[Kobietki na 'A' łączmy się ^^ również witam ;D]

Angel Evans pisze...

[ Dzień dobry, cześć i czołem ;D Z tego co pamiętam chyba miałyśmy wątek, ale ja chyba coś zrąbałam... No, ale AC wróciło, więc może i my skombinujemy znowu jakiś wątek? Tym razem postaram się odpisywać regularnie xD Tylko pomysłu brak ;/]

lisek pisze...

[A dziękować :D
Hm... Może Ann będzie od czasu do czasu wpadała do księgarni, w której pracuje Catina? Albo Catina wpadnie do cyrku na występ Ann, po którym zasłabnie i to ona jej pomoże wrócić do domu? :)]

Catina

Angel Evans pisze...

[ Dobree! I chyba mam pomysł, jak zacząć! ]

Od ponownego przyjazdu Angel do Amsterdamu minęło... kilka dni? Może tydzień, ale nie więcej. Podczas swojego wyjazdu dziewczyna straciła kontakt z większością swoich znajomych. Jednak teraz, kiedy już spokojnie osiadła we własnym mieszkaniu, postanowiła odgrzebać numery tych, z którymi udało jej się nawiązać jakąś nic porozumienia.
Tak więc, będąc w swoim sklepie, rozsiadła się wygodnie w fotelu na zapleczu, sięgnęła po notes i przebiegła wzrokiem po zapisanych nazwiskach. Dostała olśnienia, gdy zauważyła imię "Ann". Od razu wystukała numer dziewczyny, po czym, uśmiechając się lekko, powiedziała:
- Hej Ann! Pamiętasz mnie jeszcze? - spytała, nie będąc pewna odpowiedzi dziewczyny. W końcu te kilka miesięcy zrobiło swoje, mogła już zapomnieć o Angel, czego sama zainteresowana bardzo by nie chciała. - Wiesz, tak sobie pomyślałam... - zaczęła powoli. = Może mogłabyś nauczyć mnie tych swoich... wygibasów? Czuję, że chyba się zastałam - stwierdziła, marszcząc brwi i przygryzając lekko dolną wargę. Tak, Angie, bardzo inteligentnie...

Alexandra Holmes pisze...

[Pierwszy pomysł może być :D bo wolałabym, żeby się już znały, nawet nie ważne, gdzie się poznały ;) chcesz zacząć?]

Alex pisze...

[oooo! widze ze mialam z tobą dawno-dawno wątek jeszcze ze starą postacią! XD z racji tego chce cos dla Alexa!]