LISTA POSTÓW

wtorek, 31 lipca 2012

Ko­bietę trze­ba uwiel­biać al­bo ją porzu­cić. Nic po­za to.


Mężczyzna odgonił muchę, kręcącą się nad jego głową od cholernych piętnastu minut, mlasnął przez sen i przewrócił się na bok. To właśnie w tym momencie obudził się i zarejestrował kilka faktów naraz.
Po pierwsze – nie był sam.
Po drugie – czyjaś ręka obejmowała go w pasie i stanowczo była to ręka KOBIECA.
Po trzecie – dwie, okrągłe piersi patrzyły na niego i mówiły „dotknij nas”.
Po czwarte – miał cholernego kaca i już wiedział, że będzie żałował tej nocy.
Mucha bzycząca gdzieś niedaleko nagle straciła na znaczeniu, a Tony odwrócił się na plecy i głośno westchnął. Nie pamiętał fragmentu nocy pt. „Druga – piąta rano” i czuł się w związku z tym dosyć niewyraźnie. Nie wiedział, na ile jego pijacki umysł sobie pozwolił, ale miał nadzieję, że nie zrobił nic, czego by żałował.
Oby.
Przesunął ramię nieznajomej ze swojej talii tak, by się nie obudziła, a potem powoli wstał i wyszedł z sypialni. Chwała Bogu, że był nadal u siebie, a nie w podrzędnym hotelu prowadzonym przez parę homoseksualistów. Nie, żeby miał coś do gejów. Po prostu wiedział, jak mogło się to skończyć. W kuchni łyknął dwie aspiryny i popił dużą ilością wody, która tak naprawdę wcale mu nie pomogła. Kac morderca nie ma serca, co nie?
Zerknął na zegar. Prawie jedenasta. Niedziela. W jego łóżku była jakaś kobieta. Nie znał jej, nie wiedział kim jest, nie wiedział jak się tu znalazła i nie wiedział, kogo ujrzy za chwilę. Salonową piękność czy czarownicę z piekła rodem? Nawet duża ilość alkoholu we krwi Vissera pozwalała mu omijać szerokim łukiem parszywe pseudopiękności, ale teraz nie był niczego pewien. W takiej chwili zwykle dzwonił do Hollanda, ale jego nie było. Wyjechał do tej pierdolonej Ameryki, Afryki czy gdzieś tam i ślad po nim zaginął. Dosłownie. Półtora tygodnia bez znaku życia. I ani się z nim skontaktować, ani podarować karnego kutasa. A niech go szlag.
Właśnie w tym momencie Visser przypomniał sobie, choć niejasno, co się działo ubiegłego wieczoru. Pamiętał smukłą blondynkę z pieprzykiem przy wardze, którą poznał przy barze i jej pulchną przyjaciółkę, która nie odzywała się ani słowem, przytakując tej drugiej. Jak jej właściwie było na imię? Annie? Amy? Allie? Niewinne flirty przerodziły się w coś więcej, ale wyszło tak, że przespał się z tą mniej atrakcyjną, nieśmiałą i nieasertywną. Jak zwykle.
Czy Anthony Visser naprawdę był taki, za jakiego go wszyscy uznawali? Męska dziwka, ruchacz, zapładniacz? Cóż, Tony zawsze powtarzał, że on jest wielbicielem kobiet. Nie zdobywa, a przyciąga aparycją. Uprawia miłość, nie pieprzy. Nie jest sukinkotem, choć zdarzają mu się chwile słabości i brzydkie zachowania, jak to każdemu samcowi z wyraźnym problemem w spodniach. Bywał chamski i ironiczny, ale kobiety uwielbiały ten chłopięcy uśmiech i osobowość podrywacza, który jednym gestem potrafi doprowadzić je do rozkoszy. W ciągu tych kilkunastu lat Tony nauczył się być szarmancki, ale niezbyt otwarty, jeśli chodzi o uczucia. Potrafił być czułym kochankiem, ale też twardzielem. Potrafił przywalić, obić mordę komuś, kto zalazł mu za skórę, potrafił pertraktować, negocjować i był kimś, na kim można było polegać. I choć każdego wieczora spotykał się z kimś innym, nie uważał siebie za kogoś, kto rucha wszystko, co się rusza. Miał prawo spotykać się z kim chce i kiedy chce. Złamał kilka serc, ale kobiety wiedziały, z kim mają do czynienia, zanim wskoczyły z nim do łóżka albo dały się rozebrać w damskiej toalecie. Seks w publicznych miejscach był pociągający, a on to lubił. I nie zamierzał sobie tego odmawiać.
Pulchna, niska dziewczyna stanęła w progu kuchni dokładnie wtedy, kiedy Tony miał zamiar wyjść. Do salonowej piękności brakowało jej dużo – nie miała długich nóg ani ponętnego uśmiechu. Zarumienione ze wstydu pulchne policzki wskazywały na to, jak dużo kosztowało ją wejście tutaj, owiniętej w same prześcieradło. Visser nie powstrzymał się od uśmiechu, kiedy zobaczył, jak bardzo peszy ją jego obecność.
- Wygląda na to, że spędziliśmy ze sobą noc. - Zagaił.
- Cóż, Ameryki nie odkrył. Faktu nie dało się ukryć, ale dziewczyna ani nie potwierdziła, ani nie zaprzeczyła. Stała jak stała w tym miejscu, pozwoliła sobie jednak na nieśmiałe zagryzienie wargi, nadal spuchniętej od mocnych i natarczywych pocałunków. Ile ona mogła mieć lat? Dwadzieścia? Miał nadzieję, że chociaż była pełnoletnia.
- Może śniadanie? - zaczął z innej beczki.
Nadal zero odpowiedzi. Zaczęło to nieco irytować Vissera, bo nie był przyzwyczajony do aż takiej nieśmiałości. Wolał Brandi, ona zawsze wiedziała, co powiedzieć, kiedy budzili się obok siebie po upojnej nocy.
Zaczął żałować, że jej wczoraj nie było i to nie przy niej się obudził. Wyglądało na to, że przeleciał jakąś sfrustrowaną dopiero co dorosłą i nie czuł się z tym za specjalnie dobrze. Zlustrował ją spojrzeniem, a to ją chyba jeszcze bardziej speszyło, bo uciekła mu z zasięgu wzroku i zamknęła się w łazience. Zajebiście iście.
Właśnie w tym samym momencie drzwi jego mieszkania otworzyły się z hukiem i Tony nawet nie musiał pytać, kto to był. Znał te wejście aż za dobrze, ale w tej chwili nie za bardzo cieszył się z wizyty niezapowiedzianego gościa.
- Tony!
Zanim zdążył się spostrzec, Jones wpijała się w jego wargi z taką mocą, jakby go nie widziała od tygodnia. A widziała go wczoraj, na pierwszej zmianie. Nie mógł nie oddać pocałunku, więc chwycił dziewczynę mocniej i przycisnął ją do siebie, jakby całkowicie ignorując fakt, że gdzieś za ścianą jest ktoś, z kim spędził noc i może to wyglądać dziwnie.
Zwłaszcza, jeśli ten ktoś już stoi w progu.
- Bydlak.
Tony odkleił się od Jones, która zaskoczona odwróciła się w stronę brunetki.
- Spałeś z nastolatką?!
Brunetka w progu najwyraźniej czekała, aż Visser zaprzeczy, ale ten tym razem nie odezwał się ani słowem.
- Chyba sobie kpisz, Tony.
Spojrzał na Jones, której mało brakowało do wybuchnięcia głośnym śmiechem.
- To jest... Melinda.
- MEREDITH. Jestem Meredith.
Pff. Zawsze nie miał pamięci do imion. Zresztą, po co je pamiętać, skoro zaraz ich posiadaczki tupają nogami, zarzucają fochy i trzaskają drzwiami?
I weź tu zrozum kobiety. Nawet jeśli mają cycki i mają coś w miarę mądrego do powiedzenia są... tylko kobietami.
A jednak był sukinkotem.



A miało być przesłanie. I nie ma xD Jest za to przygód kilka z życia pana T. I będzie więcej, zapewniam :D

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

[Hahahahahaha, Brandi by go tak nie powitała, jakby była trzeźwa, ale kto by się przejmował :D:D]