Mężczyzna
odgonił muchę, kręcącą się nad jego głową od cholernych
piętnastu minut, mlasnął przez sen i przewrócił się na bok. To
właśnie w tym momencie obudził się i zarejestrował kilka faktów
naraz.
Po
pierwsze – nie był sam.
Po
drugie – czyjaś ręka obejmowała go w pasie i stanowczo była
to ręka KOBIECA.
Po
trzecie – dwie, okrągłe piersi patrzyły na niego i mówiły
„dotknij nas”.
Po
czwarte – miał cholernego kaca i już wiedział, że będzie
żałował tej nocy.
Mucha
bzycząca gdzieś niedaleko nagle straciła na znaczeniu, a Tony
odwrócił się na plecy i głośno westchnął. Nie pamiętał
fragmentu nocy pt. „Druga – piąta rano” i czuł się w związku
z tym dosyć niewyraźnie. Nie wiedział, na ile jego pijacki umysł
sobie pozwolił, ale miał nadzieję, że nie zrobił nic, czego by
żałował.
Oby.
Przesunął
ramię nieznajomej ze swojej talii tak, by się nie obudziła, a
potem powoli wstał i wyszedł z sypialni. Chwała Bogu, że był
nadal u siebie, a nie w podrzędnym hotelu prowadzonym przez parę
homoseksualistów. Nie, żeby miał coś do gejów. Po prostu
wiedział, jak mogło się to skończyć. W kuchni łyknął dwie
aspiryny i popił dużą ilością wody, która tak naprawdę wcale
mu nie pomogła. Kac morderca nie ma serca, co nie?
Zerknął
na zegar. Prawie jedenasta. Niedziela. W jego łóżku była jakaś
kobieta. Nie znał jej, nie wiedział kim jest, nie wiedział jak się
tu znalazła i nie wiedział, kogo ujrzy za chwilę. Salonową
piękność czy czarownicę z piekła rodem? Nawet duża ilość
alkoholu we krwi Vissera pozwalała mu omijać szerokim łukiem
parszywe pseudopiękności, ale teraz nie był niczego pewien. W
takiej chwili zwykle dzwonił do Hollanda, ale jego nie było.
Wyjechał do tej pierdolonej Ameryki, Afryki czy gdzieś tam i ślad
po nim zaginął. Dosłownie. Półtora tygodnia bez znaku życia. I
ani się z nim skontaktować, ani podarować karnego kutasa. A niech
go szlag.
Właśnie
w tym momencie Visser przypomniał sobie, choć niejasno, co się
działo ubiegłego wieczoru. Pamiętał smukłą blondynkę z
pieprzykiem przy wardze, którą poznał przy barze i jej pulchną
przyjaciółkę, która nie odzywała się ani słowem, przytakując
tej drugiej. Jak jej właściwie było na imię? Annie? Amy? Allie?
Niewinne flirty przerodziły się w coś więcej, ale wyszło tak, że
przespał się z tą mniej atrakcyjną, nieśmiałą i nieasertywną.
Jak zwykle.
Czy
Anthony Visser naprawdę był taki, za jakiego go wszyscy uznawali?
Męska dziwka, ruchacz, zapładniacz? Cóż, Tony zawsze powtarzał,
że on jest wielbicielem kobiet.
Nie zdobywa, a przyciąga aparycją. Uprawia miłość, nie pieprzy.
Nie jest sukinkotem, choć zdarzają mu się chwile słabości i
brzydkie zachowania, jak to każdemu samcowi z wyraźnym problemem w
spodniach. Bywał chamski i ironiczny, ale kobiety uwielbiały ten
chłopięcy uśmiech i osobowość podrywacza, który jednym gestem
potrafi doprowadzić je do rozkoszy. W ciągu tych kilkunastu lat
Tony nauczył się być szarmancki, ale niezbyt otwarty, jeśli
chodzi o uczucia. Potrafił być czułym kochankiem, ale też
twardzielem. Potrafił przywalić, obić mordę komuś, kto zalazł
mu za skórę, potrafił pertraktować, negocjować i był kimś, na
kim można było polegać. I choć każdego wieczora spotykał się z
kimś innym, nie uważał siebie za kogoś, kto rucha wszystko, co
się rusza. Miał prawo spotykać się z kim chce i kiedy chce.
Złamał kilka serc, ale kobiety wiedziały, z kim mają do
czynienia, zanim wskoczyły z nim do łóżka albo dały się
rozebrać w damskiej toalecie. Seks w publicznych miejscach był
pociągający, a on to lubił. I nie zamierzał sobie tego odmawiać.
Pulchna,
niska dziewczyna stanęła w progu kuchni dokładnie wtedy, kiedy
Tony miał zamiar wyjść. Do salonowej piękności brakowało jej
dużo – nie miała długich nóg ani ponętnego uśmiechu.
Zarumienione ze wstydu pulchne policzki wskazywały na to, jak dużo
kosztowało ją wejście tutaj, owiniętej w same prześcieradło.
Visser nie powstrzymał się od uśmiechu, kiedy zobaczył, jak
bardzo peszy ją jego obecność.
-
Wygląda na to, że spędziliśmy ze sobą noc. - Zagaił.
-
Cóż, Ameryki nie odkrył. Faktu nie dało się ukryć, ale
dziewczyna ani nie potwierdziła, ani nie zaprzeczyła. Stała jak
stała w tym miejscu, pozwoliła sobie jednak na nieśmiałe
zagryzienie wargi, nadal spuchniętej od mocnych i natarczywych
pocałunków. Ile ona mogła mieć lat? Dwadzieścia? Miał nadzieję,
że chociaż była pełnoletnia.
-
Może śniadanie? - zaczął z innej beczki.
Nadal
zero odpowiedzi. Zaczęło to nieco irytować Vissera, bo nie był
przyzwyczajony do aż takiej nieśmiałości. Wolał Brandi, ona
zawsze wiedziała, co powiedzieć, kiedy budzili się obok siebie po
upojnej nocy.
Zaczął
żałować, że jej wczoraj nie było i to nie przy niej się
obudził. Wyglądało na to, że przeleciał jakąś sfrustrowaną
dopiero co dorosłą i nie czuł się z tym za specjalnie dobrze.
Zlustrował ją spojrzeniem, a to ją chyba jeszcze bardziej
speszyło, bo uciekła mu z zasięgu wzroku i zamknęła się w
łazience. Zajebiście iście.
Właśnie
w tym samym momencie drzwi jego mieszkania otworzyły się z hukiem i
Tony nawet nie musiał pytać, kto to był. Znał te wejście aż za
dobrze, ale w tej chwili nie za bardzo cieszył się z wizyty
niezapowiedzianego gościa.
-
Tony!
Zanim
zdążył się spostrzec, Jones wpijała się w jego wargi z taką
mocą, jakby go nie widziała od tygodnia. A widziała go wczoraj, na
pierwszej zmianie. Nie mógł nie oddać pocałunku, więc chwycił
dziewczynę mocniej i przycisnął ją do siebie, jakby całkowicie
ignorując fakt, że gdzieś za ścianą jest ktoś, z kim spędził
noc i może to wyglądać dziwnie.
Zwłaszcza,
jeśli ten ktoś już stoi w progu.
-
Bydlak.
Tony
odkleił się od Jones, która zaskoczona odwróciła się w stronę
brunetki.
-
Spałeś z nastolatką?!
Brunetka
w progu najwyraźniej czekała, aż Visser zaprzeczy, ale ten tym
razem nie odezwał się ani słowem.
-
Chyba sobie kpisz, Tony.
Spojrzał
na Jones, której mało brakowało do wybuchnięcia głośnym
śmiechem.
-
To jest... Melinda.
-
MEREDITH. Jestem Meredith.
Pff.
Zawsze nie miał pamięci do imion. Zresztą, po co je pamiętać,
skoro zaraz ich posiadaczki tupają nogami, zarzucają fochy i
trzaskają drzwiami?
I
weź tu zrozum kobiety. Nawet jeśli mają cycki i mają coś w miarę
mądrego do powiedzenia są... tylko kobietami.
A
jednak był sukinkotem.
A
miało być przesłanie. I nie ma xD Jest za to przygód kilka z
życia pana T. I będzie więcej, zapewniam :D
1 komentarz:
[Hahahahahaha, Brandi by go tak nie powitała, jakby była trzeźwa, ale kto by się przejmował :D:D]
Prześlij komentarz