Za falą dachów widzę kobietę dojrzałą, już pomarszczoną, biedną, zawsze nad czymś schyloną, która nie wychodzi nigdy. Z twarzy, ubrania, gestu, z niczego niemal odtworzyłem jej historię czy raczej legendę, i czasem opowiadam ją sobie, płacząc.
Gdyby to był biedny, stary mężczyzna, odtworzyłbym jego legendę równie łatwo.
I kładę się do łóżka dumny, że żyłem i cierpiałem w kimś innym.
Powiecie może: "Czy jesteś pewien, że to legenda prawdziwa?". Cóż mnie obchodzi, jaka jest rzeczywistość poza mną, skoro pomogła mi żyć, czuć, że jestem i kim jestem?
fragment Okien Baudelaire'a
HOW MANY TIMES HAVE YOU THOUGHT ABOUT KILLING YOURSELF?
Once. The thought never left my mind.
Dwa regały książek, cztery tomy własnego autorstwa. Laptop z wiecznie otwartym plikiem Worda na pierwszym planie. Angielski, holenderski, norweski, rosyjski, francuski: wszystkie zarówno w mowie jak i w piśmie biegle władane, dziesięć doskonałych tłumaczeń, setki proponowanych kontraktów. Lubi ssać, nienawidzi kłopotliwej guli w przełyku, nigdy nie powie do Ciebie po imieniu, nie interesuje go Twoje zdanie, choć Twojemu punktowi widzenia chętnie przyjrzy się z bliska. Lubi eksperymentować, choć ostatnio nawet nie ma ochoty. Twoją wargę przygryza do krwi, swojej nigdy. Zmusza się do cięcia rąk, pali trzy paczki czerwonych Malrboro na tydzień, choć wcale nie musi, czasami wciągnie ścieżkę kokainy. Infantylnie dumny posiadacz czterech prób samobójczych na koncie, analogicznie po każdej z nich siedział u czubków. Nienawidzi muzyki, jedyna która sporadycznie do niego przemawia to ta alternatywna. Ma trzymiesięcznego kociaka i choć jęczy i narzeka nań non stop, de facto na ten moment nie wyobraża sobie bez niego życia. Biała bielizna u mężczyzn go drażni. Idąc ulicą nagminnie przegląda się w wystawach sklepowych. Uwielbia zapach męskiego potu i niedopałków papierosów. Czasem stoi bez celu w deszczu, nigdy nie miał kataru, wypróżnia się regularnie, połyka. Uzależniony od okularów wszelkiej maści, bez nich czuje się nagi. Zakochał się tylko raz i chociaż chciałby to powtórzyć - nie potrafi. Jest uczulony na rodzynki, a słodzona kawa wywołuje u niego torsje. Nigdy nie kochał się z kobietą, choć żeńskie talie są dla niego ostoją piękna. Pisuje powieści i nowele dla osób o wygórowanym wyczuciu smaku lub - jak sam twierdzi - wprost odwrotnie. Lubi być dotykany na karku, liczy każdy dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa, a kiedy dochodzi, drży mu dolna warga. Uwielbia grube swetry i materiały w groszki, latem jest wrogiem publicznym numer jeden. Choć stać go na pałac z ogrodem, wciąż mieszka w przykurczonej, zagraconej kawalerce. Żaden facet nie wytrzymał z nim dłużej niż Harry Potter. Zawsze śpi na brzuchu, choć ostatnimi czasy cierpi na bezsenność, matkę odwiedza tylko w jej imieniny, ojca widział dwa razy od jego śmierci. Nie jada czerwonego mięsa, brukselek i owoców morza. Środkowym palcem miesza kawę z mlekiem i odpowiada na zażalenia innych.
Adam Lester, 30 lat i tyleż samo grzechów ciężkich na... sumieniu?
Pisarz.
Tłumacz.
Zodiakalny chuj.
208 komentarzy:
1 – 200 z 208 Nowsze› Najnowsze»[ Może wątek? :> Masz jakiś pomysł?]
[Kocham go. Jak Brandi nie lubi przegranych - a on takim jest - tak jego pokocha, wiem to. W taki braterski sposób.
Swoją drogą, wiem, jakich perfum używa. Je po prostu czuć.
Polecam, by poznali się w gabinecie weterynaryjny, kiedy Zodiakalny Chuj przyjdzie na szczepienie, kastrację, badanie, whatever. Brandi tam pracuje - nie jako weterynarz, ale jako asystentka. Hm?]
[Znalazłam punkt zaczepienia - Alethea też się regularnie wypróżnia!]
[Ciekawa postać. :P Choć zalatuje dekadentyzmem... Niby gej, a kobiety i tak się rzuciły...]
[KOCHAM, UWIELBIAM, UBÓSTWIAM <3 Chcę wątka, powiązanie, o!]
[Uuu, a ktoś Ty, skoroś tu był? :> Właśnie wydaje mi się, że go pokocha. Ale zobaczymy.]
Brandi pracowała zaledwie jako asystentka pana weterynarza, to znaczy: czasami opatrywała jakieś łapki-nie łapki, czasami pobierała krew czy dawała kroplówkę. Nic wielkiego, tak właściwie, podstawowe rzecze, które zwykle robi weterynarz, ale jako, że mężczyzna miał już swoje lata, zatrudnił asystentkę, coby nie musiał trzymać przerażonych, próbujących uciec zwierząt.
Jones akurat wyszła z gabinetu, jako, że weterynarz dogadywał szczegóły kastracji jakiegoś wilczura. Stanęła naprzeciwko mężczyzny, spojrzała na kociaka, pogłaskała go i rzekła:
- Dzień dobry.
Wyglądała, w sumie, jak zwykła pani weterynarz; dość młoda, ale czego teraz te wszystkie kremy z goździka i macicy nie robią. Miała na sobie w końcu biały kitel i plakietkę z imieniem i nazwiskiem. Full wypas, chciałoby się rzec.
- Zaraz będzie można wejść, pan doktor rozmawia z właścicielką pacjenta. niemniej, co się kotku stało?
Głaskała malucha po główce, wpatrując się w jego oczyska, w to, jak niechętnie ruszał łapkami i to, jak ogółem wyglądał mizernie. Biedaczysko. Wiele takich kociąt widziała, głównie w schronisku, jak jeszcze miała na nie czas. Były bezdomne, chore i najczęściej zdychały po kilku dniach bez żadnej pomocy.
[Lepszy taki, niż żaden. Istnieje jakiekolwiek prawdopodobieństwo, iż jesteś osobą do wątku z Alethą skłonną?]
[Skoro tyle pięknych, choć pyskatych pań, to i gejów nie ma. :P I kto mówi o zazdrości? Stwierdzam, że Panie są coraz mniej wybredne! A dokładnie spragnione mężczyzn .]
- Może i jak Indiana Jones, ale nie zamierzam brać udziału w milionach przygód - powiedziała Brandi, po czym wzięła książeczkę i przejrzała ją. Pokiwała głową. - Był szczepiony na prawie wszystko, był za mały, aby go inaczej szczepić... Nie wie pan, czy matka nie miała kociego kataru? Bo mi się wydaje to klasycznym przypadkiem. Chociaż nie będę lepiej weterynarzowi odbierać pracy, gotów mnie pogonić.
Uśmiechnęła się lekko. W tym momencie z gabinetu wyszła właścicielka psa. Brandi zerknęła na mężczyznę, ostrożnie zabrała kotka na ręce - tak, przytuliła go do siebie - a potem zaprosiła "pana" do środka.
Badanie było szybkie i dokładne - weterynarz przyjrzał się, podobnie jak Bran, oczom i uszom, potem przesunął po grzbiecie, przejrzał książeczkę. Stwierdził katar koci i począł pouczać mężczyznę, co i jak należy robić. Chciał pokazać, jak oczyszczać te oczy, jak dokładnie zajmować się zwierzęciem, ale do gabinetu wpadła jakaś kobieta, mówiąc coś o tym, że potrąciła psa i że weterynarz musi sprawdzić... Narobiła wrzasku, wobec czego Bran powiedziała, że zajmie się kociakiem. Weterynarz wraz z kobietą wyszli.
- Podamy mu najlepiej witaminy kroplówką, potrwa to naprawdę kilka minut, ot, by odżywić kociaka. Dodam do tego leki, przynajmniej pierwszą dawkę... Jak wróci pan Joseph, poda panu te leki, które trzeba zwierzakowi podawać. Potem pokażę, jak dokładnie należy mu oczyszczać oczy, bo widzę, że zaczynają ropieć - będą ropieć bardziej tak przez tydzień, może dwa, trzeba mu to oczyszczać codziennie przynajmniej raz.
Mówiła o wszystkim - o tym, jak się zajmować, gdzie kociak powinien leżeć, co powinien jeść i pić. Podała mu kroplówkę, potem zaś postawiła wokoło stołu do badań dwa krzesła - ot, by kociak nie czuł się samotny przez tych piętnaście minut i by właściciel mógł usiąść.
- Jak ma na imię? - zapytała Bran, drapiąc zwierzaka za uchem.
Brandi patrzyła na kociaka, który, nie mogąc pozbyć się tej dziwnej rurki przymocowanej do łapki, podszedł do właściciela i położył mu się na ręce.
- Uwielbia pana - powiedziała Brandi z uśmiechem. - Ale rozumiem. Moja suczka przez kilka miesięcy imienia nie miała, dopóki się nie natrafiło odpowiednie.W sumie, kot to kot. On i tak nie reaguje pewnie na nic innego jak otwierane drzwi lodówki.
Jej suczka nosiła dumne imię Wasp - zdobyła je dzięki ogromnemu zafascynowaniu pewną książką. Nie, nie Bran się fascynowała, a pies. Codziennie, z niewiadomych przyczyn, przynosiła ową książkę do łóżka swojej pani. Z czasem Wasp po prostu stało się żartem, psina reagowała na to - gdy Bran zawołała "Wasp!", psica przynosiła książkę. Ostatecznie suczce znudziła się ta zabawa... ale imię pozostało. Och, jakże rozkosznym widokiem był mały psiak, który ledwo unosił w pyszczku książkę!
- Czytałam - odparła Brandi, autorka zaś czuje ogromną radość, że ktoś czytał tę cudowną książkę. Jedną z jej ulubionych. - Dość ciekawa, aczkolwiek ponura. Chociaż podoba mi się jego spojrzenie na niektóre sprawy. Niemniej, ma pan przecież jeszcze czas, by nadać imię kotu. Oddać mu ten honor i szacunek.
Nie lubiła czekać, z natury była strasznie niecierpliwą osobą i chociaż starała się uspokoić w momentach niektórych, niekoniecznie jej to wychodziło. Z tego powodu zaczęła lekko stukać palcami o blat i kręcić się na fotelu. Ot, jak zawsze, kiedy zaczynała się nudzić.
[A, dziękuję. Zodiakalny chuj mnie rozjebał, to tak na wstępie. No i przyznać muszę, lekko się wściekłam, widząc spalonego na zdjęciu, bo chciałam go użyć :c Ale mniejsza. Powiązanie, więc analogicznie też wątek jak najbardziej. Pomysł, hm, ja już to podkreślałam, ja jestem za leniwa na myślenie, ja ciężko wpadam na dobre pomysły. A z zodiakalnym chujem to mi się taki dobry wątek marzy, a nie chujowy. ]
[No dobrze, może być. Ja tylko z góry ostrzegam, że to niezły wrzód na dupie, będzie się narzucał. I uwielbia, tak jak ja, hiperbolizować.]
To była jedna z tych nocy.
to była jedna z tych nocy, kiedy samotność naciska na klatkę piersiową, tamując dopływ tlenu do przemęczonego organizmu. To była jedna z tych nocy, kiedy każdy oddech odbija się echem od ścian ciasnego pokoju, który z każdą chwilą zwężał się coraz bardziej. To była jedna z tych nocy, kiedy człowiek wył, niemo, do samego siebie. Każda noc spędzona w piwinicy tak na niego działała. Kiedy było za późno, żeby znaleźć nocleg, kiedy był zbyt zmęczony, żeby szukać litościwej duszy, która go przenocuje. Nie miał ochoty wysłuchwiać, że jest mendą, karaluchem i żeruje na państwie. I dlatego zapewne zdecydował się spać jednak w swojej norze.
No i to był duży błąd. Bo nie spał, jedynie leżał, wegetował, patrząc na brudny sufit i czując jak wilgoć atakuje jego ciało. I kiedy rano zwlókł się wreszcie z materaca, kiedy założył na siebie względnie świeże, acz niewyprasowane ciuchy, wyglądał gorzej niż zazwyczaj. I nawet wkurwienie wyzierało z jego oczu. Spod zmęczenia.
Miał sporo czasu, jak codziennie. Nikt go nie kontrolował, przecież. Toteż mógł zaczynać i kończyć pracę, o której chce. Ale nie chciał. Postanowił wybrać się na spacer. I chciałby, żeby zakończył się pod czyimś prysznicem. Teraz jednak jego głowa była wolna od wszelkich myśli, wędrował przed siebie, starając się dotlenić trochę, nim rozpocznie codzienną fajkową orgię. I nawet nie zauważył, kiedy jego stopy przemierzyły dobrze znaną ścieżkę i wylądowały tam, gdzie nie powinny. Pod drzwiami Lestera. No i cholera jasna, co teraz. Pukać, nie pukać?
Ręka zaledwie musnęła drewno, wydając jedynie bardzo ciche stuknięcie.
W sumie to się nie spodziewał, że mu otworzy. Albo, że drzwi zaraz zatrzaśnie. To takie dekadenckie. Takie tragiczne, w końcu. Chociaż on to w sumie się nie powinien odzywać. Jemu to też daleko było do radosnego obywatela, który z uśmiechem witał każdy dzień. No ale problem leżał tylko w nim, nie w otaczających go ludziach. On sam nie wiedział, czego chciał. Doprowadzał tym do szału innych. Chciał kogoś. Blisko. Ale nie za blisko. Żeby się troszczył. Ale nie zadawał za dużo pytań. Chciał czułości, chciał obojętności. A sam z siebie nic nie potrafił dać. Nie tyle, ile powinien. Nie tyle troski, nie tyle zainteresowania. No bo to przecież ukazanie słabości. A on nie był słaby, skądże.
Krótkie spojrzenie w zasadzie wystarczyło, żeby ocenić stan tamtego. No, na tyle już go znał. Trochę, chociaż. Uniósł brew, nie mówiąc jednak nic na ten temat, jak zawsze. Lepiej udawać ślepego, tak przecież wygodniej, prawda? Do pewnego momentu. Nie miał jednak ochoty wychodzić, skoro dopiero co wchodził, więc przesunął się obok niego, żeby umożliwić mu zamknięcie drzwi nie komentując tego, jak wyglądał.
W sumie bardzo by się nie zdziwł, znajdując resztki w koszu na śmieci, czy coś. W końcu był poniekąd przyzwyczajony, to nie pierwszy raz. No i pewnie nie ostatni. No bo przeciez nikt nie pomaga. Przynajmniej nie skutecznie, nie zaczął. On sam nawet gdyby chciał, gdyby się podjął - nie potrafiłby. Przecież sam siebie musiałby pozbierać do kupy, przestać analizować, zacząć działać.
- Już nie. - mruknął w odpowiedzi na jego pytanie. Trudno, najwyżej go wyrzuci.
Zacisnął zęby. W jakiś sposób, zawsze, go onieśmielał. Nie wiedział czemu. Niegdyś sądził, że próbuje się dystansować, że próbuje budować przeszkody. No ale w pewnym sensie przez nie przebrnął, do pewnego momentu przynajmniej. Dalej nie mógł. Po prostu. Nie był w stanie.
Kot przesunął się koło niego, ocierając o łydkę. W zasadzie to jakimś wielkim fanem kotów nie był, ale tego tolerował. Sam kiedyś miał kota. Dawno temu, kiedy jego życie było względnie normalne.
~Gabriel
[Nje było mnie chwilę. Proponuję coś nowego. Hm? :D]
[Już żyję. Obiecuję, dzisiaj się odezwę z odpowiedzią, serio. :D
~Gabriel]
Krótką chwilę miał ochotę przyprzeć go do ściany, całą swoją siłą, a tej mu akurat natura nie poskąpiła, spojrzeć w oczy i kazać mu coś ze sobą zrobić, wziąć się w garść. Ale to tylko krótka chwila, bo Nabokow świetnie poradził sobie z takim problemem - zabijać wszelkie ludzkie odruchy w sobie. Tylko czasem mu to wszystko puszczało, niezwykle rzadko jednak.
Zresztą, on może sam nie był najlepszym przykładem na osoby która bierze życie za rogi. Raczej go unika, nie konfrontuje się z nim, jak każdy inny człowiek. No bo siedzenie w starym vanie, spleśniałej piwnicy albo przysypianie u kogoś na kanapie to nic innego jak ucieczka. Trochę inna niż te normalne, te znane.
Musnął opuszkami palców futro kota, schylając się przy tym. Tak, z pewnością kot był lepszym towarzyszem niż człowiek, tu akurat miał rację. Tylko że od niego to by pewnie zwiał.
- To jak na niego wołasz?- uniósł spojrzenie, prostując się.
Ruszył się z przedpokoju, do środka i usiadł na kanapie. Nie krępował się jakoś zbytnio, w sumie ta przestrzeń była mu nawet znana.
- Nie jestem głodny.- wzruszył ramionami, omiatając wzrokiem pokój i postać Lestera, jedynie pobieżnie. Wzrok, nieco nieobecny, prześlizgnął się po jego twarzy, nie zauważył jakby nienaturalnych źrenic, naciągniętego swetra i ogólnego wyglądu stojącego przed nim mężczyzny.
Czuł podświadomie, że utknęli w martwym punkcie. Ogólnie, w podejściu do siebie nawzajem, w tej konwersacji, konfrontacji, w swoich własnych życiach w sumie też. Przynajmniej on. Tak, utknął. Zablokował się.
~Gabriel
{Żyjemy?}
{Przyspieszymy jakoś?}
{Odpowiada mi. Jak najbardziej. Nawet bardziej. Na razie znikam, ale do dwóch godzin powinnam wrócić, jak nie wcześniej ;)}
Pustka, która panowała w jej głowie była śmiesznym błogostanem. Nie potrafiła tego wyjaśnić, a przede wszystkim - nie chciała. Zdawała sobie sprawę z tego, że miała wyjść z tego bagna, rzucić ten syf, odwrócić się od niego i iść. Ale dla zainteresowanych - to wcale nie było takie łatwe. Nie mogła, ot tak, powiedzieć sobie, że kończy ćpać, tak samo, jak nigdy nie powiedziała, że zaczyna. Sęk w tym, że koniec nie przychodził tak łatwo i tak... Bez jej udziału. Musiała się postarać, aby szczęśliwie dobiec do mety odwyku.
Swojego stosunku do religii określić nie potrafiła. Pamiętała, jak za życia matki razem z bratem i rodzicielką chodzili co niedziele do kościoła, ciesząc się głupimi kazaniami, wierząc w to, że w tym słońcu naprawdę ktoś siedzi, patrzy i słucha. Otrząsnęła się z tego dziwnego letargu, nie chcąc w tej chwili myśleć o matce, ale umysł podsuwał raz po raz, kolejne obrazy z nią związane. Zacisnęła powieki, siedząc na plastikowym krzesełku, będącym częścią tego przeklętego autobusu. Nie miała pojęcia dokąd jedzie, byleby jak najdalej od "domu".
Kiedy oprócz jej własnych myśli, coś innego zaczęło starać się o jej uwagę, przekrzywiła głowę w bok, otwierając oczy i przyglądając się mężczyźnie, siedzącemu obok.
- Czasami krzyczą tak głośno, że mam ochotę wyrzucić je przez okno... - stwierdziła cicho, wyłapując tylko początek i koniec jego złożonego pytania. Musiała chwilę pomyśleć, zastanowić się. Wyłapać sens, zrozumieć pojedyncze słowa, aby mu odpowiedzieć. - Mają.
Jej odpowiedź była krótka i nijaka. Ale on nie prosił o uzasadnienie odpowiedzi. Właśnie teraz, jedna myśl krzyczała głośno, głosem znajomym i głosem, za którym tęskniła. Nie chciała, żeby odchodziła, ale jednocześnie chciała pozbyć się tej myśli, aby dała jej święty spokój. Przesuwając dłońmi po twarzy nie zwróciła uwagi na to, że mogła rozmazać tusz. Jej głowa przechyliła się lekko na bok, opadając na ramię nieznajomego.
[Żyjesz? :D]
[Ale jesteś! :D Więc jak - zaczynamy coś nowego, czy kontynuujemy stare?]
[I znów się spotykamy! Hm, co powiesz na to, że jak dwie pisarzyny, to łączą ich jakieś przyjazne stosunki, ale żeby nie było za słodko, to nienawistnie przy tym ze sobą rywalizują? :D]
[o, bardzo mi pasuje :) nawet bardziej, bo wczorajszym wałkowaniu własnej karty, uznałam, że biedna Crystal będzie pisała chick lit i aspirowała na coś bardziej ambitnego :D a to kolejny powód, żeby menager Adasia jej nie znosił :D zaczniesz, czy ja mam się fatygować? bo jeśli tak, to po szkole, albo dopiero jutro - odsypiam moje poranne wstawanie, zobacz, która godzina przy moim komentarzu :D]
[aaa, udało się, nie poszłam do szkoły, można pisać :D]
Agentka Crystal nie była aż taka straszna. Piły sobie kawę, plotkując i śmiejąc się, chociaż Niemka ciągle miała żal, że jej zapędy do pisania czegoś bardziej ambitnego ciągle były tłumione. Bo Anna powtarzała w kółko, że teraz się pisze dla mas, a nie dla wybrańców, bo tak się bardziej opłaca komuś, kto musi żyć z pensji nauczycielki. Jakoś nie przemawiały do niej argumenty o tym, że to szkoła prywatna i ma duże oszczędności ze swoich pierwszych tytułów. Ale poza tym - z Anną dało się żyć. A jednak Crystal za każdym razem marudziła, gdy rano miała stawić się w jej biurze. Bo na jej szczęście - zawsze spotykała tam Simona Lufta, największego skurwiela, z jaki miała do czynienia. I jak zwykle o wczesnym poranku miała z nim spięcie. To nic, że on wychodził, a ona akurat wchodziła! Szczęście do wspólnych spotkań musiało dać o sobie znać.
W ogóle to nie pomagało. Zaraz miała mieć ważny wywiad, a cała była wkurwiona, od samiusieńkiego rana. Zielona herbata potrzebna, zielona herbata.
Skierowała się do kuchni, niemalże biegła. Zostało jeszcze pół godziny do wywiadu, cholernego wywiadu na żywo, a ona:
- Och kurrrrrwa jegoooo jebanaaa maaać! - zawyła, łapiąc się za klatkę piersiową, odciągając od skóry mokrą koszulkę. W oczach natychmiast stanęły jej łzy, spowodowane stresem, zniszczoną bluzką i bolesnym sparzeniem się gorącym napojem. I nim pomyślała, rozpinała już guziki swojej bluzki, by w samym staniku podbiec do zlewu i ochlapać się lodowatą wodą. Bolało. Cholernie, kuźwa, bolało!
[wybacz, zły podpis. to jestem ja, Crystal :D]
- Jeśli i pan nie jest z cukru, to może wyleję panu na klatę wrzątek i wtedy pogadamy? - burknęła do niego z irytacją, wytarła się i zaczęła zapinać guziki mokrej bluzki. Mokry materiał beznadziejnie opinał się teraz na dużych piersiach kobiety, na co skrzywiła się strasznie, zastanawiając się w myślach skąd weźmie coś do przebrania. Czasu było nie wiele, a z Anną się nie zamieni, nie było mowy, jej agentka była strasznym chucherkiem. Co tu robić, co tu robić? Jak żyć?!
W końcu podniosła wzrok na mężczyznę. Było to bardzo umordowane, cierpiętnicze i zaspane spojrzenie, a jednak nie było w nim chęci mordu, a o dziwo, życzliwość.
- Przepraszam, że jestem wredna - powiedziała po krótkiej chwili namysłu, chociaż było to raczej wymuszone, niż szczere, Anna przecież ciągle powtarza, że ma zgrywać kogoś, kto wierzy w ludzkie dobro i inne bzdury o których pisze w książkach. Potem odwróciła się do blatu i wlała wodę do czajnika elektrycznego, na tyle dużo, by zaparzyć sobie herbatę i żeby starczyło na nową kawę dla mężczyzny. On też wyglądał jej jakoś znajomo, a jednak nie była w stanie rozszyfrować znajomej twarzy. Nigdy nie pamiętała kto jest kto i na ulicy zawsze zastanawiała się - witać się czy nie?
[Kiedyś się zbieralimy do wątku jak sójki na morze, bodaj na San Francisco, więc teraz ma wyjść, zarządziłam :>]
//Helena
- Pewnie, że wyschnie, razem... - miała powiedzieć "plamą", ale mruknęła tylko jakieś krótkie przekleństwo, bo do kuchni wparowała Anna i narobiła jeszcze więcej krzyku niż sama poszkodowana. Zaczęły się lamenty, że oboże, dziewczyno, jak ty wyglądasz, przecież ekipa telewizyjna będzie tu lada moment, a ja nie mam cię w co ubrać, co chyba jeszcze bardziej poirytowało Crystal. Najgorsze było to, że jej agentka odwróciła się teraz do mężczyzny, zmrużyła groźnie oczy, co jednak robiło spore wrażenie, mimo jej drobnej postury, a potem powiedziała z trudem opanowując wzrok:
- No jasne, Lester. Świnie też podkładasz na polecenie Lufta?
Tak, tak, Anna też znała tego jegomościa i nie darzyła przesadną sympatią, po długich miesiącach, kiedy to przyszło im pracować naprzeciwko siebie.
- No chyba teraz przesadzasz! - warknęła Crystal, widząc co się święci, cała zrobiła się czerwona, ale blondynka nie przestawała mierzyć mężczyzny złowieszczym wzrokiem.
[No, trzeba porządnie wreszcie zacząć. Ja bym proponowała jakiś klub dla ludzi z orientacją inną niż jedyna prawdziwa - wszystkich biseksów, lesb, gejów i inszych. Chciałabym, żeby zostali sami, więc... nie wiem, może jakaś łączona randka or sth? Co to za randka, wymyśl sobie. Dziewucha Bran zmyje się do kibla, a facet Malfoya pójdzie po piwo i zagada się ze znajomym barmanem. Hm?]
[A jak Ci lepiej :D]
- Chętnie skorzystam, dziękuję - skinęła głową, uśmiechając się już nieco przyjaźniej, a potem odwróciła się w stronę Anki i to jej posłała groźne spojrzenie:
- Zaparz mi zielonej herbaty i nie rób szumu o nic, bo ci nóżki z dupska powyrywam - wymamrotała i poszła za Lesterem, przy okazji samej się przedstawiając, jako, że wcześniej nie było okazji:
- Crystal Fröhling, bardzo mi miło - teraz już była autentycznie przyjaźnie nastawiona, nie udawała, bo akurat książki Lestera dobrze znała i ceniła i zawsze żartowała, że go nie poznała, chociaż przecież, tak jak zapewne on o niej - słyszała kilka niepochlebnych historii. Ale znała dobrze Annę, to też nie brała ich sobie bardzo do serca.
- Mi też bardzo miło jest cię w końcu poznać, marzę, żeby kiedyś dobić do twojego poziomu - przyznała, nie kryjąc uznania. Bo chociaż, owszem, była bardzo utalentowana i sporo osiągnęła już jako bardzo młoda dziewczyna, to jednak nie robiła tego tak jak chciała. Jej powieści w ogóle nie były ambitne. Ta najnowsza jakoś się odbijała od dna, ale i tak jej skrzydła zostały podcięte przez korektę, do której zabrał się nie kto inny, ale chętna na duży zysk Anna.
[Tę kartę widziałam na Haze City, gdzie ja pisałam Harvey'a i Davida Kiepskiego Żyda :D Rzuć pomysłem, zrób to dla mnieee!]
//Helena
Kobieta roześmiała się na te uwagi, bo szczerze mówiąc zaskoczyło ją to nieco. W sensie, wszyscy wiecznie wciskali jej pochwały, ale to nie przeszkadzało jej w cenieniu sobie szczerych opinii. Zwłaszcza takich talentów jak Lester.
- Zabawne, bo wiesz, zawsze uważałam, że jest zupełni inaczej. W sensie, podobno pisanie samo w sobie idzie mi nieźle, ale to o czym piszę... wszystko wina Anki. Denerwuje się jak piszę zbyt mądrze, bo "nasze" czytelniczki "źle by to odebrały", że niby staję się "pretensjonalna i niedostępna dla prostych ludzi" - mruknęła krzywiąc się z niejaką pogardą do samej siebie, jak i swojej agentki. Ale cóż, nie ingerowała w to zbytnio. Skoro i tak pisała pod publikę, to róbcie sobie co chcecie, niekoniecznie jej na tym zależało. Przynajmniej w poprzednich trzech powieściach. Nową jako taki starała się ustrzec przed morderczą ręką blondi.
- A moje czytelniczki to w największej mierze kury domowe - wzruszyła ramionami, zadowolona jednak z tej opinii o najnowszej książce.
Rozejrzała się teraz po gabinecie, typowo męskim. Zabawne, że na przeciwko były zupełnie takie same drzwi z nazwiskiem "Anna Tomson", a w środku panowały ciepłe barwy, głownie róże, i wszędzie było mnóstwo małych pudełeczek, szkatułeczek i wazonów ze świeżymi kwiatami. A fuj. A ty, Crystal, ogarnij się w końcu i nie daj się tak sprzedawać!
- Chcę pisać - zaprzeczyła natychmiast, rozpinając po raz kolejny guziki swojej bluzki. Założyła, że skoro wolał facetów, co w wydawnictwie nie było żadnym zaskoczeniem, to nic jej przecież nie grozi.
- Tylko... nie wiem sama - wzruszyła tylko ramionami, poddając się. Nie była kłótliwym człowiekiem, więc jakoś nigdy nie spierała się z Anną. Uważała w sumie, że na sukces związny z czymś dobrze napisanym przyjdzie jeszcze czas. Miała przecież dopiero dwadzieścia sześć lat, to może poczekać.
Ubrała na siebie koszulę, wsadziła ją do dżinsów, wywijając rękawy, by wyglądać jako tako zgrabnie.
- Luft nie zechce dostać mojej głowy w zamian za koszulę? - zapytała po chwili z ironicznym uśmiechem. Cóż, dopiero teraz przeszły ją ciarki po plecach. Naprawdę nie lubiła takich ludzi. Bezczelnych, niesympatycznych, apodyktycznych... i wgapiających jej się w dekolt. To ją szczególnie irytowało.
- Podejrzewam, że siedzisz, w dodatku w jednym stoliku ze mną - odpowiedziała Brandi, po czym pogłaskała go po głowie tak, jak się głaszcze po głowie dzieci. Upiła łyk swojego piwa. - I mam wrażenie, że Twój chłopak niekoniecznie Ci się spodobał. Mimo, iż ma wcale ładny tyłek.
Brandi też nie była zadowolona z randki. Z żadnej, mimo, iż minęło już pół roku, kiedy pozwoliła jakiemukolwiek mężczyźnie się dotknąć. Nie przeżywała tego ostatniego rozstania, nie było czego przeżywać - zbyt długo ze sobą nie pobyli, teraz myślała o tym związku bardziej jak o romansie niźli o typowej relacji... Faktem było jedno - od tamtej pory żadna randka jej nie wyszła. Wszyscy wydawali się być miałcy, nudni, brzydcy i w ogóle. Blondwłosa piękność, którą poleciła Bran koleżanka, wcale pięknością nie była. w dodatku jednym z jej zainteresowań był Paulo Coelho. To, niestety, skreśliło ją, zwłaszcza, że już chwilę potem dodała coś o metafizyce obecnej w egzystencji każdej istoty ludzkiej...
[Ona by ty skwitowała raczej w stylu 'pojebało' i poszła dalej, więc stawiam na coś mniej dramatycznego i nieangażującego jej zmysłu panikary :D]
//Helena
- Zapewne masz rację. Chyba nie ma cię tu często, co? Bo jeśli tak, daj mi adres, ja podrzucę koszulę, jak ją upiorę - powiedziała, podnosząc z kanapy swoją własną, poplamioną bluzkę i ruszyła za Adamem do wyjścia.
- A przy okazji chętnie wynagrodzę ci kolacją uratowanie mnie w tej sytuacji, jeśli tylko masz ochotę. Zapewniam, że gotuję nieźle, a i wbrew poleceniom Anny - nie otruję cię - roześmiała się ciepło i wyjęła z torby karteczkę i napisała na niej swój adres i datę, przyszła sobota:
- Zapraszam, i wtedy oddam ci koszulę.
- Nie wiem, czy powinniśmy tak wychodzić... - powiedziała Brandi, oglądając się za siebie. Przelotnie spojrzała jeszcze na geja, z którym był tutaj Adam, potem zwróciła wzrok w stronę łazienek. - Nie, nie powinniśmy, ale...
Zamurowało ją, prawdę powiedziawszy, bo oto jej "partnereczka" pocałowała jakąś obcą kobietę. Bran uniosła brwi, mając nadzieję, że ta się natychmiast oderwie, ale nie, nie zrobiła tego. Milczała więc chwilę, licząc do dziesięciu i gdy po dziesięciu sekundach obie panie nadal śliniły się zapalczywie, zapytała:
- Rozumiem, że Ty swojego geja masz gdzieś? Jeśli tak, możemy iść. Nic tu po mnie, myślę.
Uśmiechnęła się, jakby fakt, że jej niedoszła kochanica była suką, nie zrobił na niej wrażenia. Nie, nie spodziewała się tego, ale bynajmniej nie zamierzała się przejmować. Jej życie, niech robi z nim co chce! To, że straciła szansę na dalszą znajomość z Bran to tylko i wyłącznie jej strata, czyż nie?
[ooo, jaram się nowymi fociami :D]
Więc uciekła. Wywiad poszedł dobrze. W sensie, wyglądała porządnie, a męską koszulę uznali jako symbol wkroczenie w nowsze rejony literatury - te bardziej męskie. Bo i w nowej książce pozwoliła sobie zobrazować seks w sposób nieromantyczny a i rzucała nieprzyzwoitymi żartami. Wywiad uradowany, poranny program telewizyjny zadowolony, dało się żyć. Tak, za taki rachunek trza będzie zrobić dobrą kolację.
I faktycznie była dobra, dopięta na ostatni guzik. Lasagne wyciągnęła z piekarnika gdy zadzwonił jej domofon, deser siedział zamknięty w lodówce i czekał na swoją kolej, a dobre, czerwone wino stało razem z dwoma pękatymi kieliszkami na blacie oddzielającym salon od kuchni. Poprawiła czerwoną, elegancką sukienkę przed lustrem, policzyła do trzech, na trzy otworzyła drzwi i okazało się, że akurat w sam raz. Wyglądała jakby to miała być wspaniałą randka, ale przecież nie planowała żadnych akcji w stylu "uwolnić orkę"... tfu, geja znaczy się. Nie ona. Prędzej to ją trzeba było uwalniać.
[Witam, przybyłam po wątek. Da się coś z tym zrobić? :)]
[Może go o mało nie zabiła kiedyś, hm? W sensie, że szalony kierowca z niej.]
[Chętnie wcielę się w Lufta, ale mam kilka pytań z tym związanych. Wyobrażenie chłopaka jest dość mocno skrystalizowane i szczerze powiedziawszy daje małe pole do manewru dla potencjalnego autora, który by go przejął. Właściwie nawet mi to szczególnie nie przeszkadza, poza tym, że momentami Simon wydaje się być totalnie nieasertywny... po przejęciu go można przyjąć, że poza częstymi ugodami z Lesterem nie jest jednak facetem, którego się prowadzi? Zwykle gram twardymi charakterami, więc pewnie tym razem będę łączyć i naturę pseudo-zauroczonego Lufta i chłopaka, wiedzącego czego chce od życia. Taki układ przejdzie? Tyle ode mnie. Z góry dzięki za odpowiedź pod postem. ]
[Musisz mi wybaczyć, że postać Simona zamiast zarysować, opisałam skrajnie szczegółowo, ale to przez wzgląd na to, że wszystkie wypisane tam informacje są albo przyczyną jego specyficznych relacji z Lesterem albo wynikiem zakażenia wirusem HIV. Niemniej wcale nie chciałam, żeby Luft wyszedł na człowieka całkowicie nieasertywnego. Skąd! Jest przecież prawnikiem. Słabość ma jedynie do Adama i to de facto nie do końca, bo to przecież on właśnie jest jedyną osobą, która na zodiakalnego chuja potrafi wpłynąć.
Zresztą jeśli ładnie piszesz, wszystko Ci wybaczę.
I naprawdę bardzo mi miło, że ktoś się Luftem zainteresował, w dodatku teraz, kiedy potrzebna mi jest solidna motywacja do pisania. Na przykład w postaci takiego Simona.]
[W takim razie karta powinna się pojawić w najbliższym czasie. Wcześniej jakoś mi umknął twój komentarz z odpowiedzią ;). Mam nadzieję, że jeszcze żyjesz i nie wymarłaś całkiem z motywacją i postacią.]
[W sumie to wszystkie pomysły są ciekawe, ale żeby Ci trochę ułatwić to zawężę je do wariantu pierwszego lub drugiego ;>]
- Simon
Płatki śniegu otuliły całą okolicę lekką, białą mgiełką, która, wbrew wszelkim nadziejom, utrzymywała się w tym samym stanie już przez blisko tydzień. Przyprószone na domiar parapety wyglądały jak miniaturowa wersja łysej polany, powitej, tak dla kontrastu, grubą warstwą śniegu. Simon w tym właśnie momencie stwierdził, że jego gorączka przestała być już tak uciążliwa jak przedtem, albo zniknęła całkowicie, a łamiące się kości w końcu postanowiły powrócić do swojego świetlistego stanu. To dawało mu prawo do wyściubienia nosa poza obręb czterech ścian. Czy musiał wspominać, że nie cierpiał wszelakiego rodzaju przeziębień i chorób? Od razu dostawał zimowej chandry, bo tylko w tym sezonie potrafił rozłożyć się w łóżku, rezygnując z pracy. Oczywiście, jak przystało na całkiem (nie)normalnego i (nie)przeciętnie sumiennego pracownika, nie przyznałby się sam przed sobą, że chęć do zajmowania się swoimi obowiązkami odebrał mu niedostatecznie dobry stan fizyczny, dlatego też zawsze miał w zanadrzu przecudowną i niesamowicie elegancką bajeczkę, o tym, jak to urządził sobie należący mu się urlop. Nie spodziewał się tylko tego, że Adam w tym czasie rozpadnie się na kawałki, a on ponownie będzie musiał zbierać go z ziemi. Dosłownie i w przenośni.
Owszem, kiedyś już zauważył, że zawsze gdy nie widzi się z nim przez dłuższy czas, dzieje się coś niepokojącego, ale po prostu ciężko było wbić mu do świadomości zależność, jaka rządziła owym zjawiskiem. Stwierdzenie, że Lester nie potrafi funkcjonować bez niego było iście narcystyczną, a także próżną analizą, którą wolał stłumić już w zarodku. Nie w jego kwestii było czuć się Panem własnego życia, a co dopiero życia jego kolegi.
Tak czy inaczej, gdy nie zastał Lestera w wydawnictwie, wiedział już co się święci. Bez zbędnego namysłu pokierował swoje kroki w stronę dobrze znanego sobie miejsca - mieszkania Adama. Jego myśli potwierdziły się już w momencie, gdy nie doczekał się żadnej reakcji po tym, jak zadzwonił do drzwi. Nie musiał robić tego ponownie, by wiedzieć, że to i tak bezskuteczne. Wsunął klucz do zamka, wchodząc niespełna kilkanaście sekund później do środka mieszkania.
- Adam...!
Z trudem powstrzymał się przed przekleństwami, gdy wchodząc do kuchni zastał go w tak kiepskim stanie. Ile razy można było przechodzić ten sam scenariusz? A mimo to za każdym razem serce biło tak samo mocno, chcąc wyrwać się spod klatki z żeber. Nie potrafił przejść obok czegoś takiego obojętnie, wyraźnie martwił się o swojego kolegę, a myśl o tym, że każdy z jego bzdurnych wybryków może zakończyć się jego śmiercią, potęgował u niego stres i troskę.
Zgarnął z blatu kuchennego ścierkę, by w jednym momencie rzucić się na kafelki, podnosząc Adama do pozycji półleżącej. Ułożył go na własnych kolanach, gdy kucając przy nim, przyłożył materiał do krwawiących jeszcze ud. Z niejaką pieczołowitością odgarnął także kilka kosmyków włosów z twarzy Lestera, by niekontrolowanie dmuchnąć mu w twarz powietrzem, wypuszczanym nierówno w stresie.
- Zrób to jeszcze raz, a nie ruszę palcem, by ci pomóc - wymruczane przy nim słowa nie brzmiały przekonująco. Mówił to za każdym razem, gdy widział go zapitego i zaćpanego. Również za każdym razem kłamał. Jakoś musiał wyrzucić z siebie wibrujące emocje.
- Simon
- Adam... - sparafrazował przyjaciela, jakby w odpowiedzi, ale z bardziej czułostkowym wydźwiękiem i z tym większą świadomością własnych słów. Akurat Lester niewiele chyba teraz myślał. Można było mu to wybaczyć. Ale nie to, że doprowadził się do takiego stanu. Simon naprawdę nie wiedział już jak ma z nim postępować, by wbić mu do tego pustego łba jedną, banalną zasadę: życie człowieka ma całkiem sporą wartość. A życie Lestera zupełnym przypadkiem ma piekielne znaczenie dla samego Lufta.
Objął go ramieniem słowem się nie odzywając, gdy ten ucałował go w szyję. Normalnie pewnie zwróciłby mu na to uwagę. Dzisiaj mijało się to z celem. Słowa spływały po Adamie jak woda po kaczce, więc nie warto było ich nadużywać.
- Taa... - bąknął tylko całą siłą podświadomości starając się wybić sobie z głowy masę zupełnie absurdalnych i niestosowanych na ten moment scenariuszy. Gdyby nie krew na udach kolegi, jego prawie-nieświadomość i niestabilność emocjonalna, może nawet ucieszyłby się z owej bliskości.
- Dobrze że jesteś w ogóle. A teraz hop do góry.
Nie to, żeby coś, ale właściwie to tylko on jeden wykazał się tu jakąkolwiek inicjatywą, gdy podnosił się wraz z chłopakiem do pionu.
- Simon
[Nie trzymając cię w niepewności - odpiszę jutro. Dziś już nie wyrobię raczej.]
- Simon
Westchnął głęboko, częściowo po to by dać upust własnym emocjom. Aktualnie kotłowało się w nim jak w solidnym garnku po zupie i niezupełnie wiedział, które uczucie jest tym dominującym. Złość na Adama, bezradność wobec jego bezmyślności, a może to niepokojące i bliżej niesklasyfikowane przywiązanie, które kazał za każdym razem w sobie wyciszać? Zagryzł wargę zastanawiając się, co teraz. Dopóki Lester nie zaczął go przymuszać do pomocy mu, Simon był pewien tego, że nie nadaje się na czyjąś opiekunkę. Jego przyjaciel najwyraźniej burzył mu światopogląd i postrzeganie siebie.
- Adam, skup się. Piłeś, czy brałeś? Mieszałeś oba?
Jedną ręką przytrzymując go nadal w pasie, drugą obrócił podbródek chłopaka w swoją stronę, chcąc jako tako pochwycić jego wzrok. Zaraz jednak zrezygnował ze swojego pierwotnego pomysłu i zamiast liczyć na odpowiedź Adama, przepchnął się z kolegą do blatu kuchennego, bezceremonialnie sadzając go na nim. Dopiero wtedy mógł spokojnie złapać za jego rękę, sprawdzając, czy nie ma tam żadnych kłuć. Oczywiście zawsze mogło się okazać, że po prostu coś wciągnął, ale w tym przypadku Simon mógł się cofnąć do swojego pytania.
- Simon
No tak, teraz akurat zebrało mu się na czułości. W sumie to zawsze mu się zbierało, ale chwilowo Luft nie uznawał tego ani za stosowne, ani za akceptowane przez niego. Położył dłoń na piersi przyjaciela, odsuwając go delikatnie od siebie, prawdopodobnie działając na przekór temu, co chciał osiągnąć Adam. Tak się jednak perfidnie składało, że gdy nadaktywność jego kolegi wybijała się ponad rozsądek, on sam z siebie chciał jedynie mu pomóc. Ich intencje rozjeżdżały się na całej linii i nijak mógł na to poradzić. Lesterem prowadził narkotyk, Simonem troska. Pogodzenie tych dwóch czynników wydawało się być wyjątkowo bezcelowym planem.
- To teraz zjedź kolejką górską do dołu, bo wracamy do rzeczywistości... - mruknął nieco mniej skupiony na słowach, a bardziej na tym, by wolną dłonią sięgnąć po pozostawioną na ziemi ścierkę przy okazji nie odsuwając się za bardzo od blatu kuchennego, jeszcze by się okazało, że Lester najzwyczajniej w świecie mu po nim zjedzie. Nie zdążył jednak pomyśleć jak właściwie chce to zrobić, bo w tym samym czasie Adam wykręcił swój nadgarstek i jak gdyby nigdy nic splótł ich palce razem. Po wypowiedzianych słowach ratował go tylko ten cholerny uśmiech. Choć Simon zdawał sobie sprawę z tego, że euforia przychodzi po koce, jakoś ciężej było mu go odtrącać, gdy ten szczerzył się do niego w ten sposób.
- Pewnie, cokolwiek tam sobie chcesz... gdzie jest apteczka? - mimo że pierwszy człon zdania wypowiedziany był łagodnie i całkiem spokojnie po lekkiej pauzie nastąpiło już tylko suche pytanie.
- Simon
Czas było znaleźć sobie jakąś inną taktykę, bo próba wpłynięcia na Adama poprzez słowa najwidoczniej kończyła się wielkim fiaskiem. Czasem zastanawiał się, dlaczego pozwala mu na taki diametralny spadek do dna, a potem zbiera go dopiero w momencie, w którym niewiele już pozostaje z niego w całości. Ale przecież nie mógł pilnować go dwadzieścia cztery godziny na dobę, bo w przypadku Lestera musiałby wydłużyć ją do przynajmniej trzydziestu paru godzin, by wyrobić z tym i jeszcze z pracą.
Westchnął ciężko pozwalając mu na wszystko, co mu się tylko żywnie podobało. Chwilowa bierność to było jedyne, na co mógł sobie teraz pozwolić, by nie zwariować. Rozsądek nakazywał mu totalnie zignorować kaprysy kolegi, zaciągnąć go do łóżka, uśpić i czekać na regeneracje ciała i ducha, ale coś tam innego pchało go w stronę znalezienia kompromisu. Oparł się więc na rękach przy krawędzi blatu stwierdzając, że nawet ta czynność nie zmieni odległości między nimi. Jego półprzytomnemu przyjacielowi najwyraźniej nie przeszkadzało łamanie granic, obmacywanie i czepianie się Simona było chyba u niego na porządku dziennym.
- Ty pięć minut. Ja pięć minut. Robimy co chcemy... to sprawiedliwy układ - mruknął mu do ucha, zważywszy na pozycję, w jakiej się znajdowali. Trochę niekonkretnie to wszystko sprezentował, ale przekaz był jasny: Adam pozwoli mu się nim zająć, a on w zamian da mu kilka minut na ogarnięcie się.
- Simon
[To korespondowanie z Adamem traktuję trochę jak eksperymentalną próbę kreacji bohatera, bo jeszcze nie zdarzyło mi się prowadzić kogoś, kto jednocześnie się martwi i dystansuje przy kimś ;p]
No to zgodnie ze słowami przyjaciela jego pięć minut poszło się pieprzyć. Właśnie skończyły mu się pomysły na przekonywanie Adama do swoich racji i byłby skłonny przejść do wariantu awaryjnego, który chwilę wcześniej odrzucił, gdyby nie to, że dłonie, wsunięte pod koszulkę, zachwiały jego chwilowe skupienie. Jeśli istniało coś, co irytowało go bardziej od natarczywego przyjaciela, nie dbającego o jego intymność, to był to natarczywy przyjaciel po narkotykowym zaspokojeniu. Zawsze potem szukał sobie spełnienia w zupełnie innej sferze i, nie wiedząc czemu, tą sferą okazywał się on.
Simon zagryzł lekko wargę, w myślach próbując znaleźć odpowiedzi na dręczące go pytania: Jak tu postępować z człowiekiem, który jednocześnie rozczulał go i drażnił? Co robić, gdy nie chciał go dobijać, ale i nie miał ochoty na odgrywanie roli podrzędnej zabawki? Do jakich środków zapobiegawczych się posunąć, by zakończyć serię nieudanych samobójstw i zbędnych okaleczeń?
- Serio? Bo czuję, że na ten moment bardziej dominuje aspekt psychiczny. Konkretniej mówiąc: jestem wkurzony... - jego głos jasno to potwierdzał, nutka stanowczości i niezadowolenia przebiła się przez dotychczasowy strach przed utratą przyjaciela. Przyblokował dłonie Adama, ignorując wyraźny dreszcz, jaki przebiegł po jego ciele. Może i było to przyjemne, ale zdecydowanie nie pożądane.
- Nie możesz gwałcić mnie na każdy z możliwych sposobów i oczekiwać, że nie zająknę się, gdy przekroczysz barierę. Ogarnij się, Adam. To nie jest w porządku.
Mimo, że przy takim wyczuciu czasu można było odczytać to jako niezadowolenie z bliskości, w głównej mierze Luft miał na myśli gwałt na myśli. Czy to przez dwuznaczności, czy przez jego absurdalne i niebezpieczne poczynania z nożem i koką obok.
- Simon
- Yhym... - mruknął tylko w odpowiedzi, nie wdając się w dalszą dyskusję na ten temat. Jeszcze tego brakowało, żeby dał mu kolejny powód do zaczepiania go. On przyznałby się do tego, że coś mu się podoba, a Adam miałby materiał do dręczenia go przez kolejne kilka tygodni, ba, miesięcy. Póki nie wyniósłby ich na wyższy poziom prowokacji.
Nie czekając na dalsze poczynania przyjaciela, ściągnął go z blatu zaciągając, a właściwie zanosząc go do sypialni bez jego wyraźnego pozwolenia. Normalnie chyba nie poszłoby mu tak gładko, ale plusem całej tej maskarady było ospałe zachowanie kolegi i mniejszy bunt wobec podejmowanych przez Simona kroków.
- Prześpij się, dobrze ci to zrobi - mówiąc to wypuścił go ze swoich objęć pozwalając mu osunąć się na materac. Zaraz też okrył go pościelą, co by nie wpadł mu do głowy nowy, genialny pomysł. Z kołdrą przy szyi miał nieco ograniczone ruchy. A Luft najzwyczajniej w świecie chciał sobie trochę odetchnąć. Za dużo stresu jak na jeden dzień.
- Simon
Simon zdawał się być niewzruszony na prośby przyjaciela. Dużą rolę w jego twardym postępowaniu odgrywała oczywiście świadomość tego, że Adam sam, bez czyjejś pomocy, nigdzie się dziś nie ruszy. No a przynajmniej nie daleko. Dlatego też olał jego słowa nie mając najmniejszego zamiaru pakować mu się do wyrka. Nie ważne czy miał tylko leżeć, rozmawiać, czy opowiadać mu dobranockę. Dla własnego spokoju ducha podsunął jednak krzesło do łóżka, siadając na nim, gdy Lester zamknął oczy. Trochę go popilnuje i sam będzie mógł się zająć sobą. Taką miał przynajmniej nadzieję.
- Zaśniesz... - rzucił jakby przekornie, zakładając rękę za kark. Obserwując chłopaka jednocześnie rozmasowywał sobie kręgi szyjne zastanawiając się nad tym kiedy dokładnie i w jakiej ilości jego kumpel wciągnął kokę. Od tego w końcu zależało ile go będzie trzymać.
- Simon
Uśmiechnął się mimochodem jako, że z dwóch wypowiedzi Adama największą jego uwagę przykuł sam imienny zwrot. Nie często mógł go usłyszeć, więc w jakimś tam stopniu czuł się usatysfakcjonowany. Na tyle, by nie musieć już nawet komentować kolejnego komentarza kolegi. Zresztą to i tak mijałoby się nieco z celem jako że ten już spał. Sam Simon w tym czasie postanowił ogarnąć trochę bajzel w kuchni. Niech będzie, że był pedantem, no ale... ten syf w domu Lestera naprawdę był nie do zaakceptowania. Ktoś musiał coś z tym zrobić, a skoro sam właściciel nie był w stanie, a Luft i tak musiał czekać aż ten się obudzi, mógł w tym czasie czymś się zająć. Czekała go jeszcze przeprawa z jedzeniem i przekonywanie Adama, że jednak warto wziąć do buzi coś co nie wygląda jak zmielony proszek.
[Kończymy wątek tak, czy kontynuujemy po pobudce Adama?]
- Simon
Simon nigdy nie przepadał za tym wrednym kociakiem. Ale właściwie on nie przepadał za wszystkim, co miało futro i biegało wokół niego. Był alergikiem, a to już samo w sobie wiele tłumaczyło. Kiedy przebywał w pobliżu tego kota od razu zbierało mu się na kichanie, nie mówiąc już o dręczącym go katarze. Co nie zmieniało faktu, że ten futrzak także nie wydawał się darzyć go sympatią. W swoim zachowaniu był zmienny jak pogoda, raz się do niego przymilał, nie dając mu spokoju ani na moment, innym razem parskał i odchodził, kiedy mu się żywnie podobało. W tym trochę upodabniał się do swojego właściciela. Tak czy inaczej jednak Luft już dawno wyczuł, że stany jego wysoko niesklasyfikowanej uprzejmości następowały tylko w dwóch przypadkach: kiedy brakowało mu jedzenia, albo kiedy brakowało mu wody. Zwykle były to takie dni, w których Adam, tak jak teraz, zamierał, wegetując, ale niekoniecznie normalnie funkcjonując.
- Skoroś pełny to znikaj... - rzucił krótko, gdy zwierzak kręcił mu się pod stopami. Całkiem niedawno dostał swoją porcję żarcia, więc najwidoczniej musiał to rozchodzić. No więc pomknął gdzieś w stronę sypialni Lestera, dając Simonowi pełną swobodę. Mężczyzna wykorzystał ten moment na zagotowanie herbaty i wraz z resztą gotowego już posiłku postawił kubek parującego napoju na tacę. Znając swojego przyjaciela to, że przyjdzie on zjeść śniadanie w kuchni było tak samo prawdopodobne jak wakacje na Hawajach z Luftem w roli turysty. Czyli mało realne.
- Zrób mi tą uprzejmość i zjedz te tosty zanim ostygną, co?
Tymi oto słowami powitał kolegę, przechodząc przez próg pokoju. Żadne cześć ani jak się masz? nie wydało mu się odpowiednim komunikatem po wejściu do sypialni.
- A, no i jeszcze herbata. Do dna! – uśmiechnął się zachęcająco, stawiając tacę na pościeli, gdzie sądził, że znajdują się nogi Adama. Sam w tym czasie przysiadł się na krawędzi łóżka.
Gdyby teraz Adam powiedział mu coś o sposobach wyrażania uprzejmości, byłoby to wyjątkowo ironiczne w stosunku do tego, co aktualnie sobą prezentował, więc być może dobrze, że tego nie zrobił. Nie uniknął jednak karcącego wzroku Simona, gdy postanowił bezprecedensowo wcisnąć mu do rąk dopiero co doręczoną tacę. Trochę to wszystko nie trzymało się kupy. I trochę jakby nie podobało się Luftowi. Cokolwiek nie robił, chyba musiał przywyknąć do wiecznej krytyki ze strony Adama.
- Pierdolony to tak średnio jestem, ale gosposią bywam od odskoku - rzucił nie zachowując w tych słowach jakiegokolwiek sensu. Bo i pewnie nawet nie był słuchany. Po co miał się wysilać? Odstawiając tacę gdzieś obok siebie, sam pozwolił sobie na spokojne badanie łóżka Adama. W tym celu opadł na materac przymykając oczy, ręką sunąc po zagięciach na materiale kołdry. Kryzys narkotykowy był już przeżegnany, więc właściwie Lester mógł się wściekać do woli, byleby tylko znowu nie sięgał po kokainę. Nie dziś. Simon nie był pewien, czy znowu chciałby przechodzić wszystkie te etapy pomocy mu, zaczynając od zbierania przyjaciela z ziemi, a kończąc na... wszystkim innym.
- Simon
Przez chwilę mniej myślał o Adamie, a więcej o sobie, zastanawiając się nad ogromem zaległości, jakie czekały na niego do nadrobienia w pracy. Właściwie, mimo że można było pomyśleć inaczej, wcale go to nie zniechęcało do powrotu. Lubił mieć jakieś zajęcie, lubił też wiedzieć, że wszystko trzyma pod kontrolą, gdy przychodzi co do czego, więc jeśli jego ambicje czasem zaprowadzały go zbyt daleko, dystansując go z życiem towarzyskim, to tylko dlatego, że Simon musiał osiągnąć swój cel by móc odpuścić. Być może dlatego tak drażniły go niektóre z zachowań Lestera, z nim niczego nie mógł być pewien. Nie ważne jak bardzo się starał i ile czasu poświęcił na zrozumienie go, jego przyjaciel pozostawał tak samo nieprzewidywalny i tak samo poza kontrolą.
- Ja czuję się z tym całkiem dobrze... - rzucił a propos własnej osoby, póki co nie decydując się na żadne spojrzenie w kierunku Lestera. Po stłumionym głosie zgadywał, że ten siedzi w łazience, więc lepiej było poczekać, aż wróci do pokoju. Wtedy będą mogli swobodnie porozmawiać. Przyjmując oczywiście optymistycznie, że nastrojowość Adama im na to pozwoli.
- Więc co? - przerwał nieświadomie, podnosząc się na łokciach. Dopiero druga z wypowiedzi dała mu klarowność przekazu. Wakacje... aktualnie rzecz biorąc nie chciało mu się na ten moment snuć eleganckich bajek na temat urlopu, no ale prawda też nie wchodziła w grę. Zmarszczył brwi krzywiąc się lekko, gdy Adam wypuszczał papierosowy dym. Nie cierpiał tego nałogu. Nie cierpiał żadnego z nałogów jego przyjaciela, ale bycie biernym palaczem burzyło mu jego przekonanie o jego własnym, zdrowym trybie życia.
- Cicho. Spokojnie. Bez ekscesów - wzruszył ramionami leniwie podnosząc się do pozycji siedzącej. Dla odmiany nachylił się do przodu opierając się przedramionami o kolana. Trochę zaniedbał przy tym kontakt wzrokowy, chwilowo opuszczając głowę do dołu. To nie było kwestią jego zmęczenia. Więc co? Znudzenie? Albo niechęć do mówienia półprawdy prosto w oczy.
- Simon
Adam jak zwykle trochę przesadzał. Z Simonem nie było jeszcze tak źle, żeby od razu liczyć mu żebra na ciele. Wiadomo, przy chorobie zawsze maleje apetyt, ale póki co trzymał się równo na nogach i spożywał regularnie posiłki. W mniejszych ilościach, ale przynajmniej o nich nie zapominał. Na sen natomiast pozwalał sobie kiedy tylko mógł.
- Nie było żadnych mężczyzn, Adam... - zapewnił, korzystając przy tym z wielkiego skrótu myślowego. Nie chciał powtarzać całej kwestii, której i tak nie zapamiętał z dostateczną dokładnością, więc ograniczył się do słów wyrwanych gdzieś ze środka. Oczywiście mógł darować sobie jakikolwiek komentarz, bo pewnie i tak nie był on zachowany w poważnej tonacji, ale, w przeciwieństwie do wypowiedzi Lestera, Simon bywał naprawdę zasadniczy i średnio reagował na jakiekolwiek żarty, kpiny czy inne urozmaicenia, wszystko przyjmował do siebie jako coś dosłownego.
- Dzięki - rzucił wdzięczny za propozycję otwarcia okna, powiódł nawet wzrokiem za przyjacielem, gdy ten go wymijał. Trochę dlatego, że jego niewinny dotyk nieco go zainteresował, w większej mierze jednak z tego względu, że nie chciał uchodzić za usypiającego na siedząco. Nie był aż tak zmęczony. A żeby to udowodnić ruszył się wreszcie z łóżka, podchodząc do parapetu. Oparł się swobodnie przedramionami o ramę okna, z przyjemnością wdychając do płuc świeże powietrze. Może nie tak świeże, jak poza miastem, niezatrute chemikaliami i różnego rodzaju spalinami, ale na pewno lepsze niż to, które mieszało się z wonią papierosową w głębi pokoju.
- Simon
Nie chcąc wciąż przypatrywać się Adamowi, który pewnie znów byłby skłonny posądzić go o zbytnie niańkowanie, przerzucił wzrok na ludzi, spacerujących za oknem. Jedni szli w jedną, inni w drugą stronę. Niektórzy z nich szybko, pozostali wolno. Wszystko zależało pewnie od planu ich dnia. To uderzyło w Simona podwójnie. Nie dość, że stracił dwa tygodnie na leżeniu w łóżku i męczeniu się ze swoją chorobą to jeszcze dodatkowy jeden dzień zmarnował na nic nie robieniu. Nie chodziło o to, że żałował wizyty w domu Lestera, bo na pewno zrobił to ze względu na odczuwaną troskę, niemniej jednak trochę czuł się winny temu, że teraz, gdy jego kumpel, poza wielkim kacem narkotykowym, czuje się całkiem dobrze, on stoi sobie przy parapecie ani myśląc wracać do pracy. Trochę się rozleniwił i wypadało wziąć się w końcu do roboty.
- Mam swoje łóżko, Adam...
Nie wiedział, czy jego kolega usłyszał te słowa zanim poszedł do łazienki, ale miał nadzieję, że tak, bo nie planował ich powtarzać. Czekając na przyjaciela zagarnął śnieg z parapetu, formując w dłoniach dość niezgrabnie wyglądającą kulkę. Śnieg nie był lepki, a bardziej wodnisty, woda ściekała mu więc drobnymi strużkami po nadgarstku, chowając się gdzieś pod materiałem ubrania. Może nie powinien narażać się na kolejne przeziębienie, stercząc w oknie z zimnym śniegiem schowanym w dłoniach, ale naprawdę sądził, że to byłaby już zbytnia złośliwość losu, gdyby znów rozgorączkowany trafił do wyrka. Zresztą póki co był rozgrzany jak nigdy, mimo tego, że chłodne powietrze uderzało go w twarz, więc z aktualnie towarzyszącym mu uczuciem ciepła nie sądził, by zima była mu taka straszna.
- Simon
W czasie kiedy Adam zajmował się sobą, Simona naszła nagła chęć zawitania na siłownię. Nie był tam od Bóg wie jakiego czasu, a organizm domagał się porządnego kopa fizycznego. Tak, zdecydowanie tego mu teraz było trzeba - aktywności w najbardziej dosłownym jej wydaniu. Odepchnął się zgrabnie od ramy, zamykając okiennice równie szybko, co i przechodząc obok Adama, pierwszy raz zupełnie obojętnie i zupełnie bez komentarza. Niech sobie chodzi w negliżu, on tymczasem potrzebował rozładowania się. Seks nie wchodził w grę z prostych przyczyn, więc zawsze padało na sport. To też potrafiło rozluźniać człowieka.
- Wychodzę - zakomunikował krótko, przechodząc z pokoju do kuchni, a z kuchni do niewielkiego saloniku. Dalej nie wiedział, gdzie powinien przejść, żeby znaleźć swój płaszcz. Posprzątał wszystko z dnia wczorajszego, ale jak zwykle przy okazji wypełnienia swojej małej misji zgubił coś swojego. Na powrót znalazł się więc w sypialni Adama, wertując jego pościel. Póki jego wzrok nie natrafił na krzesło i przewieszone na nim odzienie - jego własne. No wreszcie!
- Widzimy się jutro - dodał jeszcze, co by Lesterowi nie przyszło nic głupiego do łba. Jeśli wiedział, że Simon go odwiedzi to na pewno nie mógł wystawiać go na próbę, znów ulegając własnym pokusom i nałogom. O ile najbardziej destrukcyjne było to dla samego Adama, nie można było zapominać o tym, że był to również uszczerbek na zdrowiu dla Lufta.
Wymijając przyjaciela przesunął niewinnie dłonią po jego nagim i mokrym barku, tak w ramach pożegnania. Obejmować go roznegliżowanego nie zamierzał, bo nie ręczył za swoje reakcje, gdyby to zrobił. Dziwne, ale przy Lesterze pod względem nienasycenia seksualnego i napięcia zachowywał się jak szczeniak. Z drugiej jednak strony miał do tego pełne prawo, bo tak naprawdę seks uprawiał tylko z trzema osobami i to wcale nie przez dłuższy okres czasu. Jego emocjonalność i ciągłe "niedopieprzenie" często mieszały się z sobą i dawały niepożądane skutki. Mógł nad tym ubolewać, ale nie mógł temu zapobiegać.
[Możesz go jakoś zatrzymać i kontynuować wątek, ale możemy też zacząć nowy. Mam pewien zarys, który mogę wykorzystać. Decyzja należy do Ciebie, daj mi tylko znać jaki jest jej wynik.]
- Simon
Jeden weekend pracy na zlecenie wystarczył, by zrujnować mu humor. Nigdy nie sądził, że wygranie sprawy sądowej i towarzysząca temu złość mogą iść ze sobą w parze. Nie chodziło jednak wcale o to, jaki był wynik rozprawy, powodem totalnego wzburzenia Simona było ciągłe ingerowanie w jego metodykę działań. W kancelarii przy opracowywaniu, w sądzie przy przedstawieniu, nawet na korytarzu w trakcie omówienia. W końcowym rozrachunku również zaproszenie na oblanie sukcesu uznał za kolejny atak na jego osobę. Do czego to doszło, by nawet Luft stracił swój racjonalizm dając się porwać głupim, zupełnie niepodobnych do niego myślom, budowanym na fundamencie impulsów i nieopartych na żadnych faktach podejrzeń o umyślne zniesławianie go. Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że nie zwykł do trzymania złości w sobie. Fala nieporozumienia i wrząca salwa wciąż buzujących w nim emocji odbierała mu trzeźwy osąd, wprowadzając go w zupełnie nieznaną mu strefę rozdrażnienia. Jedna sprawa to irytować się przez wgląd na kogoś, ale podjudzanie siebie i zbędne podgrzewanie atmosfery to było coś, czego raczej nikt mu nie przypisywał. Stojąc przed problemem w większości przypadków potrafił się wyciszyć, ale widocznie nie dziś.
Wparował do gabinetu w wydawnictwie nie zwracając najmniejszej uwagi na to, czy kogoś tam zastał. Nawet jeśli gdzieś w pobliżu kręcił się Adam, czy inny człek, pewnie ominął go bez świadomości o tym. Rzucił teczkę od prokuratora na biurko, a siła uderzenia poniosła ją daleko za blat. Nerwowość w ruchach świadczyła o tym, że nie kontrolował siebie. Pieprzyć to. Ten pierwszy raz to on mógł mieć naprawdę kiepski dzień. Właśnie z takim przeświadczeniem opadł na fotel obrotowy, przygniatając butem aktówkę, która widocznie znalazła swoje miejsce właśnie na podłodze.
Simon w pierwszym momencie omal nie podskoczył, gdy usłyszał głos przyjaciela, jednak złość chyba przyhamowała mu wylot i wlot na wszelkie inne emocje poza podirytowaniem, bo ostatecznie tylko spiorunował go wzrokiem, jakby owy kiepski dzień był zasługą Adama. Chodziło po prostu o to, że ten jeden raz chciał być sam, a jak na osobę oczekującą samotności szybko zdał sobie sprawę z tego, że marzenie to byłoby zbyt pięknym uwieńczeniem dnia, by ziściło się tak po prostu.
- Weekend. Tylko weekend - poprawił go, choć jego głos i niekoniecznie zadowolona mina świadczyły o tym, że był to AŻ weekend. Dodatkowo tak intensywnie na niego oddziałujący, że skutki odczuwał też dziś. Pewnie przez to, że spotkał się ze źródłem swojego rozdrażnienia.
Wychylił się do przodu, sięgając do barku, by wyciągnąć z niego butelkę whisky. Nalewając alkoholu do szklanki obserwował uważnie, w jaki sposób trunek rozlewa się przy brzegach, a następnie jak wylewa się poza ścianki. Przesadził. Ups. Butelka ze zbyt głośnym brzdękiem została odstawiona na biurko, a on, zupełnie znieczulony na plamę po rozlaniu, wpatrywał się tępo w półprzezroczysty, bursztynowy napój. Właściwie to nie miał ochoty na upijanie się. Po prostu nie miał co ze sobą zrobić. Wstał zza biurka, biorąc ze sobą szklankę. Już chwilę później stał bezceremonialnie przed Lesterem.
- Pij! - zarządził głosem nie znoszącym sprzeciwu. Wyciągnął przy tym dłoń z whisky w kierunku przyjaciela, oczywiście oblał przy tym zarówno swój rękaw jak i przede wszystkim spodnie Adama. Zbyt nerwowy ruch. Znów. Nie przejął się jednak swoim nietaktem. Wciskając szklankę w dłonie przyjaciela zapomniał o przeprosinach, siadając obok niego z rękami założonymi na piersi. Nie pomagało mu to, że Lester, zamiast dostosować się do jego polecenia, siedział biernie z ręką w tym samym punkcie, co i chwilę wcześniej.
- Potrzebujesz pomocy nawet w tym? - rzucił nieco zbyt ozięble niż zamierzał przy okazji zupełnie nieświadomie atakując biednego Adama. Jego towarzysz chyba rzeczywiście pierwszy raz mógł widzieć go tak oburzonego i tak... kapryśnego.
Wyładowywanie swojej złej passy na jedynej osobie na której mu naprawdę zależało nie zapowiadało niczego dobrego, więc kiedy Simon zdał sobie z tego sprawę, westchnął ciężko bąkając po cichu nieudane przeprosiny.
Kubek z ciepłą kawą zachybotał się niebezpiecznie w dłoni Simona, gdy ten, zbyt zaskoczony reakcją kolegi, a już szczególnie tonem jego głosu, podświadomie zaczął wyszukiwać w głowie czegoś, co mogłoby brzmieć bardziej chłodno. By usprawnić sobie tok myślenia i nieco odpokutować swoje wcześniejsze zachowanie, które uważał za zupełnie niepotrzebne, pokornie wpatrywał się w Adama. Dziwne uczucie, mieszające się poczucie winy z wciąż towarzyszącym mu spięciem wewnętrznym. Chyba także zewnętrznym, z czego zdał sobie sprawę dopiero później. Przez chwilę naprawdę myślał, że jego przyjaciel ma ochotę udusić go jego własnym krawatem, więc ulga, jaka przyszła potem, stanowiła dla niego coś zupełnie nieprzewidywalnego. Trzeba było przyznać, że początkowo w dość mechanicznym odruchu skulił ramiona do środka, sprzęgając mięśnie jeszcze bardziej niż parę sekund temu, dopiero gdy pierwsze, spokojne ruchy Adama dotarły do jego świadomości pozwolił sobie na zmianę podejścia. Pieszczotliwy dotyk Adama był czymś, do czego Simon już przywykł i nie robiło to na nim tak dużego wrażenia, jak za pierwszym razem, ale masaż... był czymś nowym. Poddawał się temu wszystkiemu ze swoistym uczuciem oczekiwania. Ciało dawało te same oznaki atakując go gęsią skórką, jaka obiegła go nieoczekiwanie. Zaczerpnął większy haust powietrza, czując jak płuca wypełniają się tlenem, by po chwili znów wrócić do postaci wyjściowej, czemu towarzyszył charakterystyczny świst, a właściwie ciche westchnienie.
Odłożył kubek z kawą na ławie uwolnioną dłoń przesuwając od kolana Lestera nieco wzwyż, by zatrzymać się w połowie uda. Sam nie wiedział po co, potrzebował tego. Zacisnął palce na spodniach przyjaciela wraz z momentem, w którym ucisk na karku wydał mu się intensywniejszy. Na tego typu czułostki nie pozwalał sobie nigdy przedtem, ale dzisiaj Adam mógł to uznać za wyraz wdzięczności. Pewnie nie jeden, jaki miał być wyrażony dzisiejszego dnia.
To, że był wciąż spięty, mimo wszelakiego wysiłku Adama, nie było do końca jego winą. Obecność przyjaciela często go krępowała w momentach, w których chciał tego najmniej. Nie łatwo było mu się rozluźnić, kiedy intensywny dotyk przyjaciela i podenerwowanie robiło swoje. Postarał się jednak odbiec myślami dalece za swoim tymczasowym, kiepskim nastrojem. Skoro już nawet Lester widział potrzebę zrelaksowania go to mógł przynajmniej postarać się mu w tym pomóc. Chwilowo oderwał dłoń od uda kolegi, rozwiązując rozluźniony chwilę temu krawat. Dopiero gdy odłożył go na kanapę i odpiął kilka pierwszych guzików od koszuli mógł udać, że czuje się z tym znacznie swobodniej.
- Jeśli miałbym się rozluźniać sam, zrobiłbym to w zupełnie inny sposób - rzucił na swoją obronę, odwracając na chwilę głowę w stronę Adama. Miał w tym momencie wiele do powiedzenia, ale ograniczył się tylko do tej krótkiej wypowiedzi. Głównie dlatego, że to, co przychodziło mu na myśl było zbyt bezpośrednim wyrazem tego, co naprawdę chciał wyrazić.
Z powrotem ułożył dłoń na jego spodniach, tym razem jednak nieco wyżej, tym samym na obszarze plamy po whisky. Sam nie poczuł jednak większej różnicy przez wzgląd na mokry mankiet koszuli.
- Simon
Tym razem to nie był atak. Gdyby Adam wiedział, co miał na myśli jego kolega, z pewnością sam doszedłby do tego samego stwierdzenia. Najwyraźniej jednak Luft nie jest mistrzem w przekłądaniu myśli na słowa, czego istnym dowodem jest chłodne spojrzenie Lestera, puszczone w jego kierunku. Źle odczytany komunikat wpłynął w taki sam sposób na Simona, który za wszelką cenę chciał zmniejszyć napięcie własne, ale i to panujące między nimi. Ucieczka od drobnych złośliwości nie staje się jednak ratunkiem samym w sobie, bo Simon zdaje sobie sprawę z tego, że z jednej zagrody o zagęszczonej atmosferze wpuszcza się w drugą, różnica polega jednak na tym, że tym razem za źródło żelaznej kurtyny, opuszczonej między nimi, obiera sobie zupełnie Inny punkt uczuć.
- Chciałem powiedzieć, że masturbacja wpływa odpowiednio na zrelaksowanie ciała, ale masaż w tym przypadku jest znacznie przyjemniejszą formą poradzenia sobie ze stresem - powiedział w końcu, przełamując się. Wolał to, niż niedomówienia. Nie chciał widzieć Lestera kryjącego do niego urazę. Trochę głupio było mu jednak mówić o samogwałcie przy Lesterze, mimo tego, że każdy pewnie wiedział, z czym to się je. Zrobiło się to tym bardziej ironiczne, że w momencie wypowiedzenia tych słów jego własna dłoń tkwiła już prawie przy samej męskości przyjaciela. Co dziwniejsze, Simon miał dziwne wrażenie, że większe skrępowanie w obliczu tej sytuacji odczuwa Adam. Niby normalne, w końcu to on był ofiarą dotyku Simona, ale po wszystkich jego śmiałych posunięciach i ciągłych aluzjach seksualnych spodziewał się czegoś zupełnie innego. Najwidoczniej łatwo było kogoś macać, ale kiedy rolę się odwracały, nic już nie było takie pewne i komfortowe. Jakby w sprawdzeniu tej teorii pogładził krótko krocze przyjaciela, krzyżując z nim bezpośrednio wzrok. Z masażu już całkiem zdążył zrezygnować, zupełnie zapominając w jakim celu w ogóle go rozpoczęto.
- Simon
[Chyba przez twój specyficzny sposób pisania nieumyślnie mieszam w jednym komentarzu dwa czasy, musisz mi to wybaczyć, bo robi się to nieco chaotyczne. xD]
Ta ulotna chwila przewagi, jaka towarzyszyła Simonowi jeszcze chwilę wcześniej, zaczynała mu się podobać. Póki oczywiście panowanie nad sytuacją nie przeistoczyło się w okrągłą i delikatną, mydlaną bańkę, która pękła zbyt szybko i zdecydowanie wbrew woli Simona. Jego przyjaciel szybko odzyskał rezon jak na kogoś, pod kimś ponoć osuwał się grunt. Teraz to Luft był na straconej pozycji, tym bardziej, że całe to niedbałe dmuchnięcie, jakie wywołało ciepło w okolicy policzka Simona, zdawało się wręcz parzyć. Gdyby nie to, że nigdy się nie rumienił, byłby pewien, że właśnie zalała go fala czerwoności. Wciąż zmienna dominanta mogła przyprawiać o tym większe emocje i intensywność doznań, nie ważne, czy były to tylko błahe prowokacje, czy wręcz nieświadomie stosowane sztuczki.
- Seks to tylko jeden z optymalnych wariantów - powiedział ostrożnie, nie zdradzając o sobie zupełnie niczego. Stwierdził tylko prosty fakt, który ani trochę nie odnosił się do niego samego. Co miał mu niby powiedzieć? Sory, Adam, mój wymiar niedopieprzenia jest tak mocno zarysowany jak droga stąd do Atlanty na mapie? - zabrzmiałoby wyjątkowo żałośnie, a do tego budziłoby masę dodatkowych pytań.
Dość gwałtownie cofnął dłoń z ciała Lestera odwracając wzrok od jego oczu, które miał wrażenie, że przeszywały go na wskroś. Przy aktualnie rozpoczętej kwestii ściśle związanej z seksem Simon czuł się jak wrzucony na cienki lód człowieczek, ledwo trzymający się na powierzchni. Przynajmniej złość już mu minęła, teraz ewidentnie ogarnęła go fala skrępowania.
[Hah, może kiedyś spróbuję, a póki co jesteś skazana na mieszający się niezmiernie w stylach komentarz xD.]
On to dopiero miał tupet. Przez cały ten czas, jaki się znali Simon nigdy nie dał mu powodów do tego, by czuł się w jakikolwiek sposób zaniedbany (no może poza tymi podejrzanymi urlopami przy których odcinał się od świata, a tym samym od Adama), czy mało istotny, a tu jeden jego wybryk i TRACH, już mu to wypominają. No, ale trudno, to był jego błąd. Musiał się pogodzić z tym, że Adam nie należy do tych, którzy potrafią milczeć, gdy mogą się czegoś przyczepić. Gdyby jeszcze tak samo otwarty był przy mówieniu o swoich uczuciach i problemach.
Przez chwilę pozwolił sobie na spokojną kalkulację sytuacji, nieprzerwaną nawet bliskością Adama, obejmującego go w pasie. Najwidoczniej myślenie podczas zbliżeń zaczynało wychodzić mu coraz to lepiej, czego nie można było powiedzieć o wyrażaniu swoich żali. Jakby się nad tym zastanowić, robił to tylko kiedy spotykał przyjaciela zapitego lub zaćpanego. Wtedy przynajmniej miał pewność, że część z jego słów nie zostanie zapamiętana.
- Dzięki... - powiedział już całkiem uprzejmie, zgarniając ze spodni rzuconego mu pendrive’a. Wolał by Adam został jeszcze chwilę, ale jak zwykle robił mu na przekór. Do tego, poza okresami, w których traktował go jak maskotkę do przytulania, zdawał się zupełnie nie liczyć z jego zdaniem. Albo był obojętny, albo go nie słuchał, albo robił jedno i drugie jednocześnie.
- Zacznę od zaraz - rzucił jeszcze decydując się na lekką uszczypliwość. Może po prostu chciał, żeby Lester jeden jedyny raz powiedział mu głośno i wyraźnie, że woli mieć go tylko dla siebie i że jest choć trochę zazdrosny, gdy nie wie czy nie ma konkurencji. To byłoby lepsze, niż ciągłe trzymanie Simona przy sobie i uzależnianie go od obecności przyjaciela. Simon czuł się niezmiernie pokrzywdzony przez to, że jego kolega nie mówi o uczuciach, a przecież on sam dokładał swoją cegiełkę, zachowując się bardzo podobnie w tej kwestii.
Tak czy inaczej przez nawiązanie do słów wyszeptanych mu przy uchu można było odnieść mylne wrażenie, że Simon dziękuje Adamowi za radę, a nie za dostarczenie tłumaczenia.
[Póki co nic mi do głowy nie przychodzi.]
[Mi pasuje. W takim razie mam zacząć?]
Dzisiejszy dzień był idealnym uwieńczeniem tygodnia. Spotkanie z wydawcą działającym na tle międzynarodowym każdego mogło przyprawić o zawrót głowy, a samego Simona osobiście wprowadzało w stan emocjonalnego upojenia. Nie było dla niego nic ważniejszego od pracy (no może poza Adamem), więc kiedy tylko dowiedział się o tym, że przedstawiciel tak wysokiej rangi jest zainteresowany współpracą z nimi, od razu wykorzystał ten moment na zorganizowanie eleganckiej pogawędki podczas lunchu.
Cichy szelest obrusów przy stolikach i przemykający zgrabnie po sali kelnerzy działali wręcz kojąco na zmysły Simona, ale to samo towarzystwo zaproszonego gościa wpędzało na jego twarz delikatny, niemalże niewidoczny uśmiech. Nie trzeba chyba wspominać o tym, że Luft uwielbiał wszystkie te wizyty w wykwintnych restauracjach, na co pozwalały mu spore profity z pracy. Dzisiaj więc również siedzieli w cieszącej się uznaniem restauracyjce, wymieniając się wzajemnie uprzejmymi spojrzeniami. Wszystko byłoby wprost idealne, gdyby nie to, że jeden, najważniejszy element się nie zgadzał - jednej osoby po prostu tu nie było. Był nim Adam, który najwidoczniej znów wykazywał się wysoce nieodpowiedzialną postawą.
[Srk, odpisuję na innym blogu i tak z przerwami przez to wychodzi.]
Z uprzejmą grą Simon nie miał najmniejszego problemu. Robił to od zarania dziejów, a właściwe nawet od urodzenia i do tej pory jakoś jeszcze przeżył z tym lizodupizmem. Poprawne wysławianie się czy delikatne uśmiechy były czymś, co mógł poświęcić dla dobra sprawy. Nawet, jeżeli na co dzień nie uśmiechał się ani trochę. Oczywiście najczęściej starał się jednak zachowywać powagę, grając swoim profesjonalizmem, a nie totalnym podporządkowaniem, ale wiadomo, że czasami chwytało się różnych środków. Tym razem jednak zupełnie nie wiedział jaką postawę ma sobą prezentować, gdy Adam spóźnił się o dobre pół godziny. Tłumaczyć go z tego nie było sensu, szczególnie, że sam zadbał chociaż o to, by padły jakieś przeprosiny. Simon wstrzymał jednak oddech, gdy Lester, wbrew jego jakimkolwiek przypuszczeniom, pozwolił sobie na tak wyraźną dwuznaczność. Aż wstrzymał oddech spoglądając ostrożnie na przedstawiciela i jego minę. Początek tej rozmowy nie wyglądał za dobrze.
- Tak, Adam bardzo dobrze sprawuje się w roli tłumacza - rzucił swobodnie jak na zaistniałą sytuacje, zachowując pełen spokój, a przy tym uspokajając nieco Anglika poprzez wyraźne podkreślenie zakresu obowiązków Lestera, który najwidoczniej wstał dzisiaj lewą nogą.
- Skoro jesteśmy już w komplecie, myślę, że to dobry moment na złożenie zamówienia. Potem będziemy mogli przejść do interesów - Luft starał się jakoś zmienić nieco temat, jednocześnie nie odchodząc od głównego motywu, jakim było zebranie się tutaj w jednym, konkretnym celu.
Odetchnął z ulgą, delektując się chwilą spokoju, kiedy cała trójka, już bez zbędnych spięć, zajrzała w kartę, doszukując się czegoś, co dla odmiany mogłoby zadowolić smakowo. Luft nie był pewien tego, czy na zachowanie Adama ma wpływ sama data jego urodzin, niemniej jednak postanowił wgłębić się w ten temat dopiero po zakończonym spotkaniu, co wydawało się całkiem jasnym posunięciem. Prowokowanie go do rozmowy podczas kiedy miał zupełnie inne rzeczy do roboty nie wróżyły niczego dobrego. Tak więc, nadal w towarzystwie cudzoziemca i niezadowolonego przyjaciela prowadził tą rozmowę jak tylko najlepiej potrafił, ignorując połowiczne niestosowności ze strony Lestera. Nawet on nie mógłby być tak samolubny, by zaprzepaścić tak dobrą okazję na kontrakt.
Spotkanie więc przebiegło w atmosferze napięcia i ciągłego oczekiwania. Simon naprawdę miał nadzieję, że nie wypadli tak źle, jak mu się wydawało. No, ale był perfekcjonistą, u niego już sam sposób powitania Adama burzył doskonałość dzisiejszego lunchu.
[Jak coś chcesz dopisać, to pisz. U mnie to streszczenie wygląda mniej więcej tak.]
Z niejakim zrezygnowaniem oparł się o krzesło mierząc Adama bliżej nieokreślonym spojrzeniem, które nie mówiło właściwie nic. Czasami zastanawiał się, czy wkurzanie się na jego kaprysy ma jakiś sens. Dzisiaj na przykład, Lester, choć robił chyba wszystko co tylko możliwe, żeby zaprezentować wszystkim jak NIE powinno rozmawiać się na oficjalnych spotkaniach, jednocześnie komunikował tym jak kiepsko się czuje, a to niepowołanie rozczulało Simona. Nie powinno.
W trakcie kiedy Adam dzielił się z nim jego cudownymi przemyśleniami i poglądami, on sam wplótł dłoń we włosy strosząc kosmyki, które i tak zawsze wyglądały na tętniące własnym życiem, nieposkromione w przeciwieństwie do samego ich właściciela, który czasem ulegał zbyt łatwo.
- Masz rację, chujowy ze mnie wydawca - rzucił dla świętego spokoju, samemu się sobie dziwiąc, że przy tej jednej wypowiedzi potrzebował dla podkreślenia wagi słów przekleństwa. Chyba po prostu stwierdził, że tak dotrze szybciej do Lestera, da mu znać, że totalnie go popiera, mimo wszystko.
- Tylko o to poszło? - spytał dla pewności, nie chcąc, by potem okazało się, że coś mu umknęło. Wiedział też, że Adam pewnie nie odpowie tak, jak tego oczekiwał, ale spróbować zawsze było warto.
- Tylko błaaagam cię, tym razem odpowiadamy bez wulgaryzmów, co? - w jego tonie głosu rzeczywiście można było wyczuć prośbę. Mimo że dosadny język Adama był całkiem ekspresywny, czasami po prostu było to dla Simona trochę za dużo.
- Jeśli mówimy o zasobie na kolejny rok to nie. To już nie wystarcza.
Jak zwykle kontynuował coś, co tej kontynuacji od niego nie wymagało przez wzgląd na zupełnie niepoważny charakter wypowiedzi Adama. Ale gdyby nie odezwał się na tym etapie rozmowy to nie odezwałby się w ogóle. Tak jakby to w ogóle miało jakieś znaczenie.
Wsunął dłoń do obszernej kieszeni płaszcza, wyciągając z niego czarne, pękate etui. Wstążeczki, ozdobne papiery i zbędne pakuneczki darował sobie już w momencie zakupu. Tego typu dekoracje uznawał za zwykły kicz. Postawił więc futeralik tuż przed sobą, ani myśląc wychylać się w stronę Adama, by ułatwić mu pozyskanie prezentu. Sądząc po napisie na etui okulary były niebanalnie drogie, jak wszystkie gadżety bez których Simon nie potrafił się obyć. A więc pokazał, że ma i tyle, nie wręczył mu do rąk, tak jak powinien. Najwidoczniej trochę się jeszcze droczył za tą rozmowę z przedstawicielem. Pewnie zaraz okaże się, że zupełnie niepotrzebnie rozpoczyna prowokacje, ale co z tego, skoro teraz przynajmniej z czystym sumieniem mógł powiedzieć, że w ogóle się na niego nie gniewa?
- Sto lat...
Luft naprawdę poszedł na łatwiznę przy wyborze prezentu, zważywszy na fakt, że doskonale wiedział o tym, że w domu Lestera aż się roi od innych par okularów. Był jednak prawie pewien jednego - to było zupełnie bez znaczenia, bo Adam po prostu lubił okulary, niezależnie od tego jak wiele już ich miał. Simon wolał kupić mu coś oczywistego, ale przynajmniej wiedzieć, że nie będą to pieniądze wyrzucone w błoto, niż kombinować na siłę i sprezentować mu coś, co zupełnie go nie zainteresuje.
Wcale się nie pomylił w swojej ocenie, bo Lester najwyraźniej wydawał się nieco bardziej rozpromieniony niż chwilę wcześniej, choć nie wykluczało to tego, że za chwilę coś mu się może zmienić i przypomni sobie o tym, że ma zły dzień. No przecież to takie oczywiste! Zupełnie jak ta swoboda i beztroska, z jaką Adam zajął miejsce na jego kolanach. A mimo wszystko w pierwszym momencie poczuł się zaskoczony, potem obserwowany, a na końcu to już tylko skrępowany. W całej swojej zdetonowanej pewności schował się więc za plecami Lestera to jego wyrzucając na pierwszy ogień ludzkich spojrzeń.
- Masz jeszcze ochotę na deser? - spytał nie mając zupełnie nic innego na myśli poza bezpośrednim przekazem tych słów. Byli po lunchu, a skoro siedzieli dalej przy stoliku to mogli coś zamówić. Przy okazji Adam może usiadłby z powrotem na swoim miejscu... no i napakował się trochę kaloriami, których najwyraźniej mu brakowało. Całe szczęście, że nikt ich tu nie znał. Simon bowiem w oczach społeczeństwa ZAWSZE uchodził za w pełni heteroseksualnego mężczyznę, trzymanie na swoich kolanach faceta mogło nieco zaburzyć ten obraz.
To chyba jasne, że pod każdym możliwym względem Simon nie był aż tak wyzwolony moralnie, czy emocjonalnie jak Adam, więc wszystko, co mogło narazić go na niepotrzebne zwracanie na siebie uwagi, było efektem zupełnie niepowołanym w życiu Lufta. Wolał zdystansowane obserwacje i mieszanie się w tłum, niż stanie w centrum. Czasem tylko zachowywał się jak typowy facet, choćby w odniesieniu do drogich zabawek jakie lubił posiadać. No ale to ile pieniędzy wydawał wcale nie wpływało na jego zauważalność w społeczeństwie, więc mógł sobie pozwolić na taki komfort. Ogółem bardzo sobie cenił własną wygodę, co rusz nadszarpywaną przez niczym nie przejętego Adama.
- Pewnie. Bar - rzucił monosylabicznie, acz całkiem żywo, jak na niego wykazując się dość dużym entuzjazmem, zważywszy na to, że z zasady nie pił i wcale go do tego nie ciągnęło. Miał słabą głowę, więc szybciej niż spokoju ducha, mógł się nabawić kaca. Teraz jednak bar oznaczał pewną zależność:
Adam złazi z jego kolan <---> Simon jest wniebowzięty.
Wyrwał się do góry, zapominając o tym, że najpierw powinien poprosić o to przyjaciela. Z uwagi na lekką wagę Lestera właściwie został on z kolan zrzucony, ale Luft, kiedy tylko zdał sobie z tego sprawę, złapał go przynajmniej za pas, nie pozwalając mu się wywrócić.
- Ale to nie będzie klub dla gejów? - spytał jeszcze podejrzliwie, puszczając Adama. Właściwie nie zdziwiłby się, gdyby właśnie tam chciał go zabrać. Z drugiej strony, jeśli rzeczywiście tak miało być to właśnie popsuł sobie niespodziankę, co pozwalało mu myśleć, że jego kolega poszuka jakiegoś ciekawszego rozwiązania.
W oczekiwaniu na odpowiedź zsunął okulary z nosa, a z braku lepszego miejsca do przetrzymania ich, wplótł je we włosy, wyglądając teraz jak żałosny Casanova. No trudno.
Zagryzł tylko wargę nie komentując już więcej tego, co się działo i do czego zmuszał go Adam. Przynajmniej humor mu się nieco poprawił skoro ze zwykłego Luft przeszedł do bardziej pieszczotliwego skarbie. Oczywiście gdyby nie zwróciło to uwagi kilku siedzących obok osób byłoby święto, więc Simon dla własnego bezpieczeństwa i bezpieczeństwa jego wizerunku wolał jak najszybciej czmychnąć z restauracji. Wykłócanie się na środku sali o to, czy koniecznie muszą iść do klubu dla gejów byłoby niejaką sensacją. Znając ich pewnie mówiliby o tym dość głośno jak na panującą w pomieszczeniu ciszę, przerywaną jedynie przeżuwaniem jedzenia przez gości, co byłoby już oficjalnym źródłem ich niewiadomego budzenia zainteresowania wśród środowiska.
Stając przy kasach uznał, że to on był głównym inicjatorem spotkania, więc zapłacił za całą trójkę. Cudzoziemiec już dawno uznany był za gościa (poza tym, idąc za logiką Adama, było to tylko przedłużenie lizodupostwa Simona), a Lesterowi przynajmniej w taki sposób mógł wynagrodzić jego stracony czas. - Świetnie - bąknął wcale nie czując, aby słowa w jakikolwiek sposób odzwierciedlały jego nastrój. No może troszeczkę, gdy pomyślał, że przynajmniej będzie mieć na oku przyjaciela. Kto wie co robił w klubie dla gejów, gdy wizytował tam sam.
Wsunął dłonie do kieszeni spodni. Jak nie trudno się domyślić, nie dostosował się do słów Lestera. Nie uśmiechał się zbyt często, a kiedy już to robił to na pewno nie na zawołanie. Właściwie tylko podczas oficjalnych spotkań udawało mu się czasem iść za humorem innych, śmiejąc się i udając zadowolenie. Też nie zawsze, bo po prostu najczęściej w ogóle nie doprowadzał do sytuacji, w których musiałby słuchać i sam rzucać żartami. Trzymał się tematu pracy i kropka.
- Zostawiłem samochód na podjeździe - powiedział zgodnie z prawdą, rozwiązując problem wyboru między wędrówką pieszą, a taksówką. Podał kluczyki Adamowi, jako że sam nie wiedział, gdzie dokładnie jadą. Nie miał też problemu z użyczaniem czyjegoś auta osobom trzecim. O ile sam siedział na miejscu pasażera kontrolując trasę, a kierowca nie był upity do nieprzytomności.
- Prowadzisz...
Gdyby chodziło tylko o to, że Lester nie jeździ, nie byłaby to katastrofa, w końcu z tego co wiadomo Simonowi, dzielnica gejowska jest niedaleko stąd, ale kiedy tak Adam otwarcie mówił o wypitych kieliszkach, pomysł posadzenia go za kółkiem wydał się Luftowi wyjątkowo głupi. Nie zwrócił większej uwagi na to, że były to trzy kieliszki, ale skoro tak... wolał nie narażać się na mandat, co równało się ze zmianą decyzji. Otwiera drzwi za kolegą od strony kierowcy, odbierając mu kluczyki jeszcze przed włożeniem ich do stacyjki.
- Wysiadaj. Zamiana miejsc - rzucił opierając się ręką o dach samochodu, gdy stał nachylony przy drzwiach. Trudno było mówić o zamianie, kiedy on na swoim miejscu nie zdążył jeszcze nawet usiąść, no ale wiadomo było o co chodzi. Chciał go mieć na siedzeniu pasażera, ot co.
- Jeśli wyznaczysz mi drogę to myślę, że trafię - dodał, tłumacząc swoją zmienną decyzję.
Jego wewnętrzna potrzeba trzymania się reguł wzięła nad nim górę, bo gdy Adam zażądał od niego kluczyków (nie dało się nazwać tego prośbą), Simon stał przy drzwiach na przekór sytuacji wręcz chowając je do kieszeni spodni. Mandat mandatem, ale mu głównie chodziło o pewne zasady. Na jezdni trzymał się kodeksu drogowego, w pracy i życiu każdego pozostałego, więc Lesterowi mogły ze złości kiszki marsza grać, a on i tak zamierzał jechać do klubu jako kierowca.
- Tobie się nie udało, ja wcale nie planowałem lądować z kimkolwiek w łóżku - skwitował spokojnie w dalszym ciągu stojąc wyczekująco nad Adamem i własnym samochodem. - Wyjdź, proszę - mruknął zupełnie łagodnie dając wyraźny sygnał, świadczący o tym, że nie zamierzał kłócić się o kluczyki. Chciał tylko, by Adam wykazał się rozsądkiem i pozwolił mu prowadzić.
Wciągnięty do samochodu bez żadnej zapowiedzi poczuł się co najmniej zażenowany. Adam zupełnie nie liczył się z jego zdaniem, a do tego doprowadzał ich do skrajnie dwuznacznych sytuacji - takich, w których właściwie można by było zerwać z mierną aluzją i uznać poczynania Lestera za ewidentną grę wstępną. Tego typu myślenie doprowadzało Simona do szału - gwałtowność działań przyjaciela, jego dominujący charakter i apodyktyczny stosunek do niego sprawiał, że wbrew temu, co chciał o nim myśleć, często łapał się na tym, że najchętniej chciałby być nieładnie mówiąc przez Adama „przerżnięty”, żeby w końcu skończyć tą chorą sytuację. Z zaskoczenia miał wrażenie, że za chwile serce wyskoczy mu z piersi. Czuł jak rozrywa mu klatkę, gdy mocne uderzenia pod żebrami zupełnie nie słuchały jego prośby o utrzymanie spokoju. Wszystko rozegrało się tak szybko, że nawet nie miał czasu zaprotestować. Odległość między nimi zmniejszyła się do absolutnego minimum, gdy Adam, poza samym pociągnięciem go na siebie, mruczał mu coś koło szyi. Zbyt dużo emocji zostało zebranych w jednym czasie, a Simon z wielkim zawodem musiał przyznać, że poza oszołomieniem, złością i niecierpliwością niebezpiecznie przeważającym uczuciem było podniecenie. Najgorsze jednak było to, że Adam to wszystko musiał wyczuć. Przyspieszony oddech, łomoczące serce, a nawet niekontrolowany wzwód. O, ironio, spowodowany autorytatywną postawą przyjaciela. Próbował się wycofać, ale ręce, ustawione na jego biodrach, uniemożliwiły mu to.
- Dupek... - syknął mu do ucha w chwilowym poczuciu bezradności. Prawda była taka, że na ten moment nie był na siłach prowadzić w czymkolwiek, nawet w rozmowie. W myślach prosił tylko o to, by Lester nie porwał się na jakikolwiek głupi komentarz. Mógł być pieprzonym gejem, ale powiedzenie mu tego na głos (teraz) byłoby czymś, czego on ze swoją dumą by nie przełknął.
W momencie, w którym Lester odpuścił, Simon był przekonany o tym, że spotka się to z jego własnym, wielkim entuzjazmem, ale kiedy opadał na fotel pasażera, robił to z mniejszą swobodą, niżeli tego oczekiwał. Ogarnęła nim wewnętrzna frustracja, spowodowana niemocą pójścia za własnymi reakcjami ciała. To, co Adam nazywał u Simona hamulcami, dla niego było zwykłym utrapieniem. Nawet nie starał się ukrywać przed sobą tego, że emocjonalne przywiązanie do przyjaciela nie jest jedynym na co liczy. Jednocześnie wiedział, że nie może dopuścić do poszerzenia ich kontaktu, wyjechać poza same rozmowy i aktualną formę ich przyjaźni. Problem stanowiła jak zwykle troska o Adama. Nie mógł wykazać się pełnią samolubności, pójść za własnymi zachciankami. W grę zawsze wchodziła jego choroba, która szybko bombardowała każdą odważną myśl Simona, nie pozwalając mu zapomnieć o tym, czego mu NIE wolno. Jego osobiste, życiowe bagno wydawało mu się znacznie bardziej przyjazne, gdy nie mówił o tym głośno. To był powód, dla którego milczał. Nie sądził też, by Adam, wprowadzony w sekrety jego przykrego schorzenia, ze swoimi skłonnościami do autodestrukcji zrozumiał upartość w kwestii urywania kontaktów cielesnych. Stawianie dobra Lestera nad dobro własne chyba opanował do perfekcji. A może właśnie chodziło o to, że był piekielnym egoistą? Nie dawał Adamowi żadnej możliwości wyboru, samemu decydując o tym, co jest dla niego lepsze. Nie chciał też obarczać swojego sumienia tak wielkim ciężarem, więc może bardziej chodziło o to, żeby on czuł się dobrze.
- Pod tym względem chyba bierzesz nade mną górę, nie sądzisz? - spytał spoglądając śmiało, jak na zaistniałą sytuację, na przyjaciela. - Mówienie bzdur, albo nie mówienie w ogóle to coś, co wyjątkowo nas łączy - dodał uśmiechając się lekko, jakby w lekko kpiącym wyrazie. Zaraz też odetchnął głęboko poprzez ten gest wypuszczając część emocji, które akurat teraz były mu najmniej potrzebne.
- Niedawno powiedziałeś, że skończyłbyś z tym, gdybym przyznał, że sprawia mi to przyjemność, więc mówię ci to teraz: tak, to jest przyjemne. Pociągasz mnie fizycznie i psychicznie. Podnieca mnie twoja obecność i to w jaki sposób się zachowujesz - mówiąc odwrócił wzrok opierając głowę na fotelu i patrząc na przestrzeń rysującą się gdzieś poza samochodem, przestrzenią w której chwilowo był tylko on i Adam - A skoro już wiesz... mógłbyś przestać - wyznawanie takich rzeczy, czy przede wszystkim proszenie przyjaciela o skończenie z czymś, co jemu samemu, jak sam przyznał, sprawia przyjemność, było trudne, ale po sytuacji sprzed chwili nie było sensu dalej zapierać się w swoich uczuciach.
Dzisiejszego dnia działo się naprawdę dużo. Poczynając od stresu na spotkaniu z cudzoziemcem, przez urodzinowe życzenia aż do napięcia (bardziej emocjonalnego), które po części opuściło ciało podczas pocałunku. Simon nie miał pojęcia co sprowokowało Adama do tego typu poczynań, ale ten pierwszy raz wcale się nad tym nie zastanawiał. Rozsądek (a może zwykły nawyk?) z początku kazał mu wykazać się asertywnością, odepchnąć Lestera. Poczynił nawet ku temu pierwsze kroki kładąc dłoń na jego piersi, szybko jednak zdał sobie sprawę z tego, że w istocie, w żadnym kolejnym biegu wydarzeń mogło się to nie powtórzyć, a nie ważne czego wyrazem była ta namiętność u Adama, dla Simona żarliwy pocałunek stał się jedyną formą rozładowania się. Zacisnął dłoń na ubraniu przyjaciela wręcz przyciągając go ku sobie, a kiedy było już za późno na wycofanie, po prostu poddał się chwili. Przynajmniej na tyle mógł sobie dzisiaj pozwolić.
- Powiedziane trochę po fakcie. Właśnie mi w tym pomogłeś - powiedział uśmiechając się nieznacznie, acz całkiem szczerze. W obliczu tak niepewnych ostatnich minut przynajmniej teraz zachowywał się tak, jak powinien zawsze. Bez jakichkolwiek krępacji i nieśmiałości. Ostatnimi czasy Adam zdecydowanie zbyt często wyprowadzał go z opanowania, a Simon zamierzał to zmienić. Jeszcze kilka tygodni temu udawało mu się zachowywać swój wizerunek poważnego, zgryźliwego i szorstkiego, więc chyba nie powinno być to takie trudne teraz. Mimo wszystko.
Oparł się o fotel czując mimowolną ulgę. Raz: po pocałunku. Dwa: po wyznaniu.
Zapiął pasy, a będąc pewnym tego, że Adam tego nie zrobi zaczął od niego, jeszcze zanim ruszyli. Dopiero wtedy mógł swobodnie powiedzieć, że może z nim ruszać na przeprawę przez te kilka przecznic. Szczerze powiedziawszy chyba pierwszy raz jechał z nim w roli kierowcy. Zwykle sytuacja miała się wręcz odwrotnie. Nie pytał przyjaciela dlaczego ten ma taką awersję do prowadzenia, ale widział, że nie ma z tym ogromnych kłopotów, więc z lekkim sercem mógł powiedzieć, że ten jeden raz czuje się zupełnie zrelaksowany przy Adamie. Szczególnie, że chłopak wydawał się być skupiony na jeździe.
- Nie łudź się, do francuskiego dżentelmena ci daleko - rzucił nieco uszczypliwie, ale w łagodnym, wręcz żartobliwym tonie. Odpinając pas wyszedł z auta. W czasie gdy Lester zwalniał biegi i zaciągał hamulec ręczny, on obszedł auto by stanąć przy drzwiach kierowcy.
Owszem, to, że Lester nie był dżentelmenem było tylko i wyłącznie jego zdaniem. Za to wypływającym z masy trafnych argumentów oraz całkiem uważnej obserwacji, na jaką miał czas. Nie znali się od wczoraj, Simon wiele wiedział o Adamie i o ile można było dopasować do niego takie przymiotniki jak czarujący czy intrygujący na każdy z takich komplementów przypadała masa innych cech: bezczelność, impertynencja, gwałtowność, lekkomyślność. Mógł wymieniać od liku. A nie robił tego tylko dlatego, że nie czuł takiej potrzeby. Miał rację i pozostawiał ją w strefie własnych przekonań, wiedząc, że gdzieś tam za otoczką lekkiego narcyza i egoisty sam Adam zdaje sobie sprawę z tego, że daleko mu do kobiecego wyobrażenia układnego mężczyzny. Czy tam męskiego, w zależności od tego, kto o jakie zainteresowanie ubiegał.
- Wyobraź sobie, że właśnie to w sobie cenię - mówi podnosząc lekko brwi, gdy Adam zajmuje się poprawkami w ubiorze. Lester czasem zachowywał się tak, jakby naturalny wizerunek amanta, czy eleganckiego mężczyzny, jaki utrzymywał się sylwetki Lufta, był zbrodnią. A w gruncie rzeczy Simona w zupełności to cieszyło. Nie widział się w kolorowych koszulach i obcisłych spodniach, obwieszony biżuterią, czy owity w kokon zupełnie niepasujących mu ciuchów.
Jakby w wyrazie czystej złośliwości ugładza dopiero co nastroszone włosy, choć czuje, że efekt tych działań jest niezadowalający. Mruży oczy bez zbędnej gadaniny wchodząc do klubu jeszcze przed Adamem. Podświadomie czuje, że Lester byłby go tam skłonny zaciągnąć, gdyby nie zrobił tego sam.
Simon nigdy nie bywał w takich miejscach jak to. Nie wiedział, czego może się spodziewać na wejściu, więc nie trudno się dziwić, że kiedy znalazł się już w środku, zupełnie nie wiedział gdzie powinien zatrzymać wzrok. Najbardziej zaskakujące było nie to, że część facetów prezentowała się pół nago na parkiecie, a sama ilość ludzi zebranych na sali. Tłok, dzika atmosfera, głośność i wystrój wnętrza, a właściwie nadmiar jaskrawych lamp i zbyt szybko zmieniających się świateł, mógł przyprawić na dłuższą metę o zawrót głowy, albo przynajmniej migrenę. Simon przeszedł kilkanaście kroków nim spostrzegł się, że łatwiej tu o wdychanie męskich perfum i potu niż w miarę świeżego powietrza, nie przesiąkniętego obecnością tylu ludzi. Właściwie w ramach zaspokojenie swojej ciekawości mógł jeszcze chwile przejść się przez parkiet, gdyby nie to, że jak zwykle Adam postanowił pociągnąć go gdzieś za sobą. To chyba była już taka ich nieoficjalna tradycja. Luf szedł, a kiedy już szło mu to naprawdę świetnie (bo właśnie obierał sobie jakiś konkretny cel), Adam wybijał go z rytmu nie tylko zakłócając jego ścieżkę, ale i totalnie ją zmieniając.
- Adam, zapewniam cię, że jestem silnym chłopcem. Potrafię iść o własnych nogach i z własnym tempem, niekoniecznie włócząc się za tobą jak cień...
Mówić do Lestera to trochę jak do ściany, ale mimo wszystko warto było czasem próbować.
- Whisky.
- Uroczo... - kwituje mało elokwentnie siadając na wysokim stołku. Przez chwilę spogląda gdzieś za siebie, ogarniając wzrokiem całe pomieszczenie. Nie jest pewien tego, co chce tam znaleźć, ale po chwili bezcelowej obserwacji dochodzi do wniosku, że przynajmniej nie spotkał się ze swoim totalnym zawodem. Obraca się w kierunku Lestera, opierając się swobodnie, prawie nonszalancko o blat baru. Dobra mina do złej gry to coś, na co może przystać o ile wszystko inne go zawodzi, a dziś zwyczajnie brak mu charyzmy. Mimo to wcale nie wygląda niepewnie. Może dlatego, że biała koszula dodaje mu szyku, a powaga na twarzy świadczy o tym, jak piekielnie spokojną personą potrafi być, gdy nie jest w żaden sposób prowokowany. Wolne, przemyślane ruchy i bystre spojrzenie przeważają nad nieznajomością otoczenia i klubu.
- Gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że nawet masz w sobie jakąś tam troskę - wypowiadając te słowa patrzy mu krótko w oczy, by w kolejnym momencie sięgnąć po szklankę z trunkiem. Oczywiście, że Adam ma w sobie coś z normalnego człowieka i nawet on może otoczyć kogoś opieką (co z resztą udowodnił Simonowi nie raz), po prostu nie było to na porządku dziennym. Częściej zachowywał się samolubnie. Zresztą do twarzy było mu z tą maską egoisty, więc akurat za to nie można się było na niego długo gniewać.
- Ale gdybym też nie znał siebie, mógłbym przyznać ci rację - dodaje maczając usta w whisky. Czuje, jak przez gardło przepływa mocny, wyrazisty smak alkoholu zmącony przez niewielką ilość wody i lodu na dnie szklanki. Adam trochę go nie docenia sądząc, że byłby w stanie wyjść stąd w towarzystwie nieznajomego. Na to był chyba zbyt staroświecki. Jednodniowe przygody nigdy nie były czymś za czym gonił. Choć fakt, głowę do procentów miał słabą, więc kto wie, co robi po pijanemu. Rzadko kiedy się upijał, a konkretniej: nigdy.
W przeciwieństwie do Adama Simon nie miał czasu na zastanowienie się nad tym czy chce wypić whisky pozostawioną na blacie i czy zrobi to za jednym haustem. Może dlatego w ogóle zrezygnował ze spożywania alkoholu, ruszając za przyjacielem. Oczywiście nie dlatego, że chciał, bo był okropnym tancerzem. Uznał, że siedzenie w pojedynkę przy stoliku może mu się spodobać jeszcze mniej. Wyglądałby jak typowy samotnik i odludek lub gość, który oczekuje towarzystwa, a przecież wcale nie godziło się to z rzeczywistością. Staje więc na parkiecie obok Lestera przechodząc z nogi na nogę. Bynajmniej nie dlatego, że ma to być jeden z tych jego wyśmienicie okropnych ruchów tanecznych, po prostu już się niecierpliwił, mimo że nawet jeszcze nie wsłuchał się dobrze w muzykę.
- Tylko mi nie mów, że to lubisz - próbuje przekrzyczeć tłum, przysuwając się do przyjaciela tylko po to by uniknąć kontaktu z nieznanym gościem czającym się gdzieś za nim, który zresztą znika tak szybko, jak się pojawił, bo widocznie tylko przechodził przez parkiet.
[Jak dla mnie może być, oryginalne. Ten jeden raz Simon będzie mógł przymulać za ich dwóch ;>]
Zamiast skupić się na rytmice muzyki, spogląda w sufit mrużąc oczy przed błyskającymi światłami. Gdyby nie to szaleństwo kolorów może nawet nie byłoby tutaj tak źle, ale właściwie za każdym razem gdy Simon skupia się na czymś poza sylwetką przyjaciela, przyprawia go to o masę niepotrzebnych dygresji, a także zniechęcenia co do wizyt w takich miejscach jak to. Rozrywka i Simon nie idą ze sobą w parze. To jest raczej jasne.
- Że jest gówniana przeszkadza mi najmniej - mówi zachowując przy tym słownictwo wykorzystane przez Adama - Że jest głośno, to już jest irytujące - dodaje w gwoli wyjaśnienia. Nie idzie mu zbyt dobrze w tańcu, właściwie to ma się wrażenie, że Luft tylko udaje taniec, a tak naprawdę bardziej giba się z boku na bok, niezupełnie w tempie muzyki i niekoniecznie elegancko (ciekawe po jakiego **uja komuś taki obiekt do gwałtu xD). Za to całkiem nieźle mobilizują go dłonie na własnych biodrach, bo odrzuca je samemu łapiąc w miarę odpowiedni rytm.
[On jest taki sztywny, że może mu się przyda to całe tabletkowe BUM. ;p]
Przestrzeń osobista Lufta przy Adamie zawsze zaczynała nabierać wymiaru publicznego, takie miał przynajmniej wrażenie. Może dlatego nie spiął się tak od razu, a dopiero w momencie, w którym Lester uznał jego decyzję o odtrąceniu dłoni za śmieszną.
- Jesteś najbardziej nieznośną osobą, jaką znam - rzuca zupełnie ignorując pytanie kolegi, choć mimo wszystko lustruje wzrokiem kilku najbliżej tańczących facetów. Czy któryś mu się szczególnie podoba? Zastanawiać się nad tym to trochę jak wywoływać wrzenie w i tak gorącym już wulkanie. Oczywiście, że było na parkiecie paru atrakcyjnych gości, ale równie oczywiste było też to, że Luft nie będzie mówił o tym głośno, a już w szczególności nie Adamowi.
[Te, amant, pilnuj Adasia, bo nie chcemy, żeby w swoim zapomnieniu to on wymiękł xD.]
- To gdzie mnie ze sobą zaciągnąłeś właściwie potwierdza tylko to, jak zły jesteś. Czy tego chcesz czy nie, wprowadzasz mnie na ciemną stronę mocy - ostatnie zdanie było zbędne i nieco kiczowate. Wiadomo było, że Adam czerpie przyjemność z demoralizowania biednego Simona. Bezkarnie pozwalał na to od momentu ich poznania się. Kto wie, jak bardzo zapatrzony byłby w swoją pracę i jak niewiele by wiedział o prawdziwym świecie rozrywki gdyby nie Lester. Może powinien mu za to podziękować? W pewnym sensie ratował go przed życiową samotnością i zatopieniem się we własnej, nudnej egzystencji. Wprowadzał trochę smaku, częściej ostrej nuty do grafiku jego dnia.
- Jasne. Już cię widzę w szeregu z tymi wszystkimi, roznegliżowanymi idiotami - rzucił nieco kąśliwie wzruszając niezobowiązująco ramionami w zaprzeczeniu do swoich słów. Właściwie było mu wszystko jedno, czy Adam jest w koszulce, czy bez. Za dużo razy widział go bez spodni i majtek, by bawić się w fantazje bez samej koszulki. Co najwyżej mógł sobie pomarzyć o nim wijącym się w łóżku... ale ciii.
]To raczej ostatnie co chciałby zrobić xD]
Jemu było za ciepło już na samym początku, więc właściwie nie poczuł większej różnicy w trakcie tańca. Ani się też szczególnie nie zmęczył, bo i nie wkładał w to całych stu procent. Za myślą Lestera tak czy inaczej mógł jednak pójść, bo to oznaczało zejście z parkietu, a tego potrzebował w tym momencie niemalże na równi z powietrzem. Nie chciał się już więcej męczyć i robić z siebie kretyna. Jeśli natomiast Adam będzie czuł potrzebę dalszego wyśmiewania się z jego techniki tańca to może zaproponuje mu negocjacje na najbliższych spotkaniach firmowych, wtedy by się okazało, kto posiada jakie umiejętności i ile zysku na z tego ma.
- To chyba dobry moment, żeby wrócić do baru... - rzucił, klepiąc go po ramieniu w trakcie zgrabnego wyminięcia go. Duży wpływ na to nagłe wycofanie się miało pewnie dość nietypowe wyznanie ze strony Lestera. Go chyba naprawdę popierdoliło. Simon zupełnie nie rozumiał tej całej stylistyki u ludzi - tatuaże, piercieng. Po cholerę to wszystko? Po co komu? Więcej bólu, mniej przyjemności. No chyba, że ktoś by mu łopatologicznie wytłumaczył, w jaki sposób się to opłaca.
- Chodź, świrusie... - mówiąc to pociągnął go za nadgarstek nie siłując się zanadto. Adam chyba też nie był przywiązany tak mocno z parkietem, by odmówić powrotu do alkoholowego upojenia.
[Jako, że jedyne, co trzymało przy ziemi Simona to jego rozsądek, szczerze współczuje mu tej narkotykowej pułapki, jaka go czeka xD.]
Bar chwilowo był dla niego cudowną ostoją spokoju i bezpieczeństwa. Zero tłumnie zebranych ludzi i dziko wytupujących rytm tancerzy-amatorów. Zero duszności (w porównaniu z tym, co działo się na parkiecie) i zero doszkalania technik tańca z Adamem w roli instruktora. No istny raj.
- No to ci współczuję. Bo mi patrzy się na niego bez większych ekscytacji - rzuca jakby lekko kapryśnie, siadając przy stoliku. To jego ciało, przebiega mu przez głowę, ale zaraz atakuje go inna myśl – Co on z nim robi? i kolejna, która musiałaby już być cenzurowana.
- Adam, zwolnij, bo jestem dużo w tyle - mówi, mając na myśli głównie alkohol. Idąc w ślad za przyjacielem ściąga marynarkę, acz również mankiety koszuli nie są pozostawione u niego bez zmian. Odpinając guziki podwija rękawy do łokci, rzucając dłuższe spojrzenie barmanowi, który właśnie postawił przed nim whisky. To trochę tak jakby mówił: Nie jestem pijakiem, to tylko ten z boku mnie do tego zmusza. No i teraz ma dylemat, bo nie wie od której szklanki whisky zacząć. By nie wyjść na cieniasa sięga więc po tą, którą dostał przed chwilą wypijając niemalże całość w jednej chwili. Dopiero wtedy podsuwa pod siebie trunek, którego nie dokończył wcześniej. Lód już trochę się roztopił, ale szklanka nadal pozostała chłodna.
[Małymi krokami zbliżamy się do realizacji twojego pomysłu, więc ja za to domyślam się, że zapomnienie wszystkiego, co będzie się rozgrywać w ciągu kolejnych kilkunastu minut Simonowi przyjdzie z niezwykłą łatwością.]
- Skoro myśląc o mnie to chyba ze świadomością o tym, że totalnie nie kręcą mnie metalowe akcenty, tak? - pyta upijając łyk whisky. Alkohol pozwala mu być śmielszym w swoich złośliwościach, a że nie jest fanem jakichkolwiek procentów, libacje alkoholowe, a właściwie ich zalążek, porządnie mieszają mu w głowie. Nie jest jasnowidzem, więc nie wie, że po dwóch whisky zakończy ten wieczór z wielką pompą. Na razie rozkoszuje się teraźniejszością. Uśmiecha się lekko, samymi kącikami ust, spuszczając wzrok na swoją szklankę.
- I przyznam, że widoki są zadowalające - mówi lekko prowokacyjnie, choć w całej tej grze zapomina o tym, że powinien spojrzeć Adamowi w oczy, tak dla lepszego efektu. Zamiast tego opróżnia już połowę swojego trunku opierając się swobodnie o blat baru.
[Tiaa... trudno nie zareagować. Może powtórzę raz jeszcze: biedny Simon, współczuję gościowi xD.]
Zagryza wargę nie bardzo wiedząc, co go w tym wszystkim zdradza. Słownictwo jest okej. Słowa są okej. Chyba nie sepleni. Może charakteryzuje się tylko trochę zbyt wyraźną kąśliwością jak na dziś dzień, ale... ale ogólnie też jest okej. Nadal pochylony nad blatem baru spogląda na Lestera prawie jak obrażony sześciolatek. Nie umie tańczyć, nie umie pić. Widocznie zdał sobie sprawę z tego, że cholernie ciężko startuje się z falstartu, więc przy jego totalnym braku zharmonizowania się z otoczeniem jest właśnie jak taki sportowiec, z góry na przegranej pozycji.
- Zdrowie... - mówi przekornie, wznosząc szklankę w stronę Adama. Jest pijany. Ale też zupełnie się tym nie przejmuje, kiedy chce udowodnić koledze, że stać go na więcej. Dochodzi do dna szklanki, opróżniając ją już w całości, z zadowoleniem spogląda przy tym na Adama. Proszek w whisky jeszcze nie zaczął działać, ale jeśli nie teraz to za kilka minut. To jest akurat pewne.
[Pomyśl sobie tak: im mniej myślisz, tym lepiej. Napiszesz tak źle, że akurat złapiesz się w klucz xD. Matura to bzdura. Ogranicza myślenie. Jak chcesz czegoś się nauczyć, idź na studia. Ach, no tak, to wymaga też zdanej matury, no ale... takie tam błędne koło. A w następnym poście myślę, że wprowadzę już jego podróż do łazienki, więc masz o czym myśleć, kobieto. Btw. Powodzenia. A skoro wstajesz za 4h to na odpis już raczej nie mogę liczyć, nie?]
Zupełnie nieświadomy uroku, jaki od niego bije stawia szklankę na blat zauważając trafnie, że zrobił to zbyt gwałtownie, co zakończyło się prawie że filmowym trzaskiem szkła o drewnianą powierzchnię. Całkiem fajny trik, kiedy chce się zwrócić czyjąś uwagę, ale Simon... on chyba pragnie zupełnie czegoś odwrotnego. Prawie w każdej chwili swojego życia. Na ten moment jednak bardziej niż wylotu poza centrum zainteresowania potrzebuje orzeźwiającej pobudki. W głowie zaczyna mu nie wiedząc czemu wirować, a najprostszym i najbardziej logicznym wyjaśnieniem tego wydaje mu się głośna muzyka w klubie.
- Musze do łazienki - mówi zwięźle i mimo że wyraźnie, z głową skierowaną na przyjaciela, wcale nie oczekuje na pozwolenie ze strony Adama. Wstaje od baru przeczesując włosy Lestera w trakcie mijania go. Chwilowo skupia się na sobie, stwierdzając w myślach, że alkohol i on byliby kiepskimi kochankami.
Do toalety wchodzi szybko, ale równie szybko ląduje plecami na jednej z kabin, wplatając dłoń we włosy w lekkim zawodzie - cały czas myśli, że się po prostu upił. Stoi w lekkim rozkroku walcząc o równowagę, przy czym najbardziej w oczy rzuca się to, że nie jest tu sam. Obca ręka przesuwa się po jego koszulce, wyrywając go z własnego zamyślenia, obnażając go w każdy z możliwych sposobów.
- Nie jestem pewien, czy tego chcę... - mruczy cicho poza słowami nie wyrażając specjalnego protestu. Jego umysł płata mu niemiłego figla, bo nie chce wyrazić stanowczego nie!.
[To akurat łatwo zauważyć tj. to, że masz woje zdanie. Jeśli cię to pocieszy, studia są miłym zaskoczeniem po maturze, o ile wybierasz się na typowo humanistyczny kierunek. Jest trudno, książek od zarąbania i jeszcze więcej, ale nie zamyka w klatce schematów. No a teraz zajmij się Simonem, bo wyraźnie sobie nie radzi... ;p Ostrzeż mnie też, kiedy pójdziesz w kimę, bo moje jutrzejsze zajęcia też wymagają skupienia, a nie chcę cię zostawiać bez odpowiedzi, więc wysiądę z tego literackiego wagonika, kiedy ty wysiądziesz xD]
W czasie wypalenia zaledwie jednego papierosa może się dziać naprawdę wiele. Połowy z tego Simon nie jest w stanie sobie przyswoić. Być może powinien być z tego zadowolony. Nie dociera do niego sam fakt napastowania, myślenie, ograniczone przez narkotyk, sprawia, że to, co zwykle wydawałoby mu się ewidentnym złamaniem granicy jego prywatności, a także poważnym wykroczeniem ze strony obcego faceta, teraz nie ma tej obwódki intymności w ogóle. Oparty o kabinę, ze swoją siłą i normalnie trzymającym się go refleksem, mógłby uciec, ale właściwie obojętność i pełna apatia, jakie dominują w jego uczuciach, a także totalne osępienie, prowadzi do tego, że bierność to jedyne, na co sobie pozwala. Poza samym, bezprawnym obmacywaniem go. Ciało reaguje dreszczami, ale nawet gdyby chciał, nie potrafi przeanalizować tego poprawnie. Wie, że dzieje się źle (a może nie?), ale nie ma w sobie tyle determinacji, by to przerwać. Jednocześnie umysł informuje go o wszystkim z takim opóźnieniem, że go głowy nie docierają z początku głosy dobiegające gdzieś obok niego, przytłumione i niewyraźne stanowią jakby echo. Dopiero gdy skupia całą swoją uwagę na przyjacielu, jest w stanie określić co mówi i do kogo mówi. Jest prawie pewien, że właściwie mu to bez różnicy, kto go dotyka, dopóki robi to odpowiednio. Regularnie i intensywnie.
- Adam... - niewyraźne mruknięcie najwidoczniej jest istotnym powodem do jego dumy, bo uśmiecha się w całym swoim skołowaniu.
[Filozofia, filologia polska, czy może kulturoznawstwo? To trzy kierunki, które przychodzą mi na myśl, kiedy piszesz bezrobotna. Może specem nie jestem, bo dopiero pierwszy rok na studiach, ale... nie ważne jaki kierunek, trzeba po prostu wiedzieć, jak zacząć, żeby nie zacząć źle. I zrobić to przed skończeniem studiów, bo po na zbieranie doświadczenia, potrzebnego do pracy, może być za późno.]
Przechyla głowę w bok próbując skupić się na jednym punkcie na twarzy Adama, ale w efekcie lawiruje między ustami, a oczami, najwidoczniej mając dylemat co do tego, na którym z tych dwóch, kuszących elementów powinien zawiesić ostatecznie wzrok. Trochę to dziwne, ale nie kieruje nim niepokój, Simon jest gdzieś na granicy nieprzytomności, a niebezpiecznej euforii, a to wyzwala w nim to, czego nie czuje na co dzień. Przesuwa dłonie na podkoszulek przyjaciela zaciskając palce na jasnym materiale. Słowa Adama, a już w szczególności wszystkie te pieszczotliwe zwroty, kierowane do niego, są dla niego teraz bardzo mylące. Simon nie myśli racjonalnie. W ogóle mało myśli. Nie potrafi przypomnieć sobie tego, że zwykle zdrobnienia nie świadczą zupełnie o niczym. Kieruje nim prosty wniosek, jakoby dzielenie kontaktów z kimś, kto mówi do niego skarbie było czymś zupełnie normalnym, dlatego też nie rozumie dlaczego Adam zasuwa jego rozporek. Godzi się jednak na to bez zająknięcia, a kolejne słowa Lestera wydają mu się tym bardziej dobrą wskazówką na dalsze działania. Staje nierówno na nogach w głównej mierze opierając się o ramię Adama, by nie spuścić się niekontrolowanie do dołu.
- Będziemy spać? - pyta głupio. Nie wie, czy chodzi mu o seks, czy sen. Właściwie w tym momencie chciałby zaznać obu. Może nie jednocześnie... O dziwo, potrafi przejść się od punktu A do B, ale uświadomienie sobie gdzie idzie nie przychodzi mu już z taką lekkością.
[Dobrej nocy ;). Przyznam, że ja dziś też średnio ogarniam, ale Luftem jeszcze nie jestem, więc w duchu sobie gratuluję. Zdajesz na maturze filozofię może? Kierunki nie są wcale takie złe, no może to religioznawstwo brzmi tylko z lekka przerażająco.]
Dzisiejszego dnia pomysł picia w duecie mógł okazać się wyjątkowo nietrafiony. Z jednej strony chodziło oczywiście o znarkotyzowanego Lufta, a z drugiej o to, że żaden z nich nie był na tyle czysty od używek by siąść za kółkiem i dojechać do domu. Problemem mogło to być jednak tylko dla Adama, bo Simonowi włączył się tryb nic-nie-myślenia. Już zdążył zapomnieć, jaka była odpowiedź Adama, co nie przeszkadzało mu w dalszym maszerowaniu, a raczej powłóczeniu nogami. Trzymając się boku przyjaciela nie starał się dowiadywać, gdzie idą. Brak ufności to chyba ostatnie, czego można się było spodziewać po kimś, kogo poczęstowano dziwnymi prochami. Dziwnymi, bo nikt nie wiedział co tak naprawdę wziął Simon. To musiało być coś, co szybko rozpuszczało się w cieczach. Z perspektywy osób trzecich wyglądało to jednak tak, jakby Luft był zalany w trzy dupy. Po części pewnie tak się czuł Tracił grunt pod nogami, trudno mu było się skoncentrować i robił się nieco osowiały. Z tego właśnie względu, cały czas idąc z przyjacielem, oparł głowę na jego ramieniu, przymykając oczy.
[No wiesz... znam kolegów, którzy zdawali filozofię dla samych siebie. Potem i tak (zgodnie z planem) oboje wylądowali na kierunkach ścisłych: jeden poszedł na czystą matematykę, drugi na mechatronikę, więc też studia techniczno-matematyczne. ;) Kto jak lubi i jak się w tym czuje. Oni akurat nie przygotowywali się, polegali na wiedzy własnej z tego zakresu.]
- Ładnie pachniesz... - bełkocze pod nosem zamykając oczy. Zaraz jednak przypomina sobie o słowach przyjaciela, a będąc dobrym słuchaczem (o tak, brak skupienia bardzo mu we wszystkim pomaga) i człowiekiem nad wyraz wyrozumiałym, dostosowuje się do uwagi jaką mu udzielono. Patrzy z boku na kolegę, a kiedy uznaje, że robi się przez to zbyt senny, wychyla się do przodu chcąc sięgnąć do schowka samochodowego. Pasy zatrzymują go gdzieś w połowie, ręka tkwi przez chwilę w powietrzu zatrzymując się parę centymetrów przed celem. Trochę kiepski zbieg okoliczności, ale on, jak gdyby zupełnie nie przejęty swoją osobistą porażką, opiera się w fotelu, rezygnując z kolejnych, nieprzemyślanych działań. Nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że jego chwilowy stan nietrzeźwości powoduje, że każdy z jego ruchów jest taki sam... bezmyślny. Znów zamyka oczy, tym razem nie utrzymując już w głowie żadnych nakazów, które by mu tego zabraniały.
[Owszem, niczego zaskakującego w tym nie ma, ale czasem fajnie, że ktoś się wyrwie z tłumu ze zdawaniem innych, ciekawych przedmiotów, jak np. wiedza o tańcu, która nie wiem, gdzie jest brana pod uwagę, ale u mnie na roczniku 2 osoby ją zdawały xD.
Btw. Srk za tak późno odpis, ale chwilowo mam małe zawirowanie.]
[Fakt, nie da się ukryć. Ciut kruszył się już od mojego momentu zapisania się, teraz to już po prostu się kruszy. Chcesz kontynuować wątek, czy to była taka delikatna aluzja do jego zakończenia?]
- Simon
Ta gwałtowna jazda wcale mu się nie podoba. To, że jest półprzytomny nie znaczy, że nie odczuwa dyskomfortu, gdy rzuca nim na boki. Co najważniejsze, podświadomie traci jakiekolwiek poczucie bezpieczeństwa. Patrzy na Lestera jak na potencjalnego pirata drogowego, a jego myśli już po chwili samoistnie przekierowują się na zupełnie inny tor. Teraz widzi tylko jego jasną czuprynę i wyraźnie zarysowane kości policzkowe. Jakby jeszcze wiedział co z tego wynika... tak czy inaczej odpina pas, bo właśnie zwalniają. To chyba dobry znak, prawda? Są blisko celu. Albo już u celu. Nieważne. Korzysta z mało imponującej prędkości toczącego się leniwie auta, nachylając się w kierunku Adama.
- Chcę... spać - mówi monosylabami przy jego uchu nogą przypadkowo zmieniając bieg. To chyba i tak bez znaczenia, bo właśnie stanęli w miejscu.
[Już na jednym blogu tak sobie piszę z jedną osobą mimo tego, że jest to "sfera wymarła". ;>]
Nie ma to jak ciągłe obijanie się o fotel. Lewo, prawo, tył. Powoli zaczynało go od tego mdlić. Choć to może bardziej było uzależnione od narkotyków oraz ich wpływu na niego, a nie niedelikatnej jazdy Adama i jego równie niesubtelnego traktowania. Nie czas jednak na rozpatrywanie tego, gdzie i z jaką mocą go rzuca, bowiem wcześniej od jakichkolwiek wniosków w tym temacie nadchodzi Lester, otwierając mu uprzejmie drzwi.
Z całego zdania najbardziej rzuciły mu się słowa chcesz i chodź, dlatego też wygramolił się dość nieumiejętnie z auta przy okazji uderzając ramieniem o krawędź drzwi. Koordynacja ruchowa nie była teraz jego najlepszym sojusznikiem. Właściwie nie była żadnym sojusznikiem. Prędzej wrogiem. Rozmasowując obolały punkt na ciele wykonuje kilka samodzielnych, ale także mozolnych kroków w kierunku przyjaciela.
Powoli zaczyna rozpoznawać otoczenie. Właściwie nie ma w tym niczego zaskakującego, jako że właśnie tu mieszka (nie, że na ulicy, gdzie aktualnie stoi, a w domu, który rysuje mu się przed oczami). Tak czy inaczej kiedy człowiek wraca do swojego małego sacrum, niewiele trzeba mu do szczęścia. Właśnie z takiego założenia musi teraz wychodzić Simon, bo zupełnie nie przejmując się problemami dzisiejszego dnia swobodnie opiera się o ścianę budynku. Może stoi nieco krzywo, pewnie nadal mało przytomnie ogarniając spojrzeniem środowisko, niemniej jednak przynajmniej wie GDZIE stoi. A to zawsze jakiś plus.
Bez jakiejkolwiek pomocy, bardziej z nawyku niż z towarzyszącego mu olśnienia, ściąga buty po ciemku wchodząc do wnętrza mieszkania, gdy tylko Lester puszcza go przodem. Przyjaciela zostawia samemu sobie, opcjonalnie z włącznikami. Sam lawiruje z automatu po korytarzyku wejściowym, a następnie salonie... nie widząc tego, co przed nim w końcu na coś wpada. Żaden pech, właściwie nawet go to cieszy. W wyniku utraty równowagi ląduje bowiem na rozległej kanapie. Niemal natychmiast zamyka oczy wtapiając nos w twardą poduszkę, zupełnie niepraktyczną, bo tylko dekoracyjną.
- Tu jest dobrze... - mruczy do poduszki, a materiał całkowicie tłumi jego głos. Chyba zdaje sobie z tego sprawę, bo otwiera oczy, obracając głowę w kierunku przyjaciela - Jest ok - powtarza, jedynie trochę wyraźniej niż wcześniej, bo towarzysząca mu senność bierze nad nim górę. Wcale nie podoba mu się to, że Adam nadal nad nim stoi, podświadomie czuje się przez to zestresowany, pewnie dlatego, że wydaje mu się, że Lester patrzy na niego karcąco. Nie ważne, czy to prawda, czy tylko jego omamy, woli nie dyskutować z kolegą. W nieznośnie wolnym tempie podnosi się do pozycji siedzącej, czując, że znów wiruje mu w głowie. Albo stwierdzając, że jeszcze nie skończyło mu wirować.
- Niedobrze mi... - stwierdza cicho patrząc na buty kolegi, bo brak mu chęci na podniesienie głowy. Tym razem nie ma na myśli miejsca swojego spoczynku, a stan fizyczny. Jednocześnie wyciąga dłonie przed siebie, komunikując, że potrzebuje pomocy, by wstać.
Adam nie musi nawet żądać od niego snu, bo Luft tak czy inaczej potrzebuje teraz odpoczynku, więc wcale nie zamierza wyrażać swojego sprzeciwu w tej kwestii. Nie przejmując się tym, że nieuprzejmie jest ignorować czyjąś obecność, a szczególnie niesympatycznie jest zapominać o podziękowaniu, dzisiaj robi to wyjątkowo często, co rusz zamykając oczy w chwilowym pragnieniu drzemki, bądź zmuszając Lestera do udzielenia mu ciągłej pomocy. Tym razem jednak, w przeciwieństwie do pozostałych przypadków, udaje mu się wejść w objęcia Morfeusza bez większego problemu. Nie ma już żadnych turbulencji na drodze, głosu przyjaciela, przypominającego mu o tym, że musi jeszcze chwilę wytrzymać bez spania... Simon w końcu się temu oddaje, nie do końca ciekaw tego, czy jego kolega pójdzie w jego ślady, czy najpierw wróci do domu.
[Może być. Byle się fabuła toczyła.]
W istocie... Simon nie miał zupełnie nic przeciwko temu, co robił Adam podczas jego snu. W głównej mierze właśnie dlatego, że spał, więc bądź co bądź nie był wtajemniczony w realizację planów kolegi. Działając zgodnie z zasadą czego oczy nie widzą temu serca nie żal on ze swoją niewiedzą czuł się wyśmienicie. Trochę gorzej miał się natomiast jego organizm po wczorajszym wieczorze. Nie miał pojęcia ile godzin przeleżał w łóżku, ale przy pobudce jedyne co zwróciło jego uwagę to ni wskazówki na zegarze naściennym (na które nawet nie spojrzał(, a niewyjaśniony i bliżej niezidentyfikowany ból. Gdyby nie to, że nie był głupi, pomyślałby, że może źle się ułożył podczas snu. Wiedział jednak, że to co najwyżej mogło powodować problemy z kręgosłupem, a nie całą resztą jego ciała. Skupmy się jednak na tym, co teraz: Luft zbiera w sobie całą energię do tego by nie tylko podnieść się do pozycji siedzącej, ale również wstać. Problem polega na tym, że robi to zbyt szybko. Przed oczami wiruje masa nieznośnych plamek o różnych kolorach, a on, wbrew temu czego oczekuje, ląduje znów na krawędzi łóżka. Plus jest taki, że już nie leży, a przynajmniej siedzi. Dopiero gdy wydaje mu się, że jest okej, odwraca głowę w kierunku wnętrza sypialni, intuicyjnie wyczuwając, że to powinien teraz zrobić. Chyba się nie myli, bo jego wzrok natrafia na przyjaciela, zapadniętego w fotelu. Simon nie jest pewien, czy mężczyzna śpi, czy tylko leży z przymkniętymi oczami.
- Adam...? - tak, to właśnie było pytanie kontrolne. Dobrze było wiedzieć, czy może pozwolić sobie na trochę więcej hałasu, czy musi uważać na to, by nie zbudzić przyjaciela. Tylko Simon w obliczu własnego, beznadziejnego samopoczucia potrafi myśleć o innych. Ale fakt jest też taki, że po części jest to jego sposób na nie skupianiu się na tym, co go boli i przeszkadza mu najbardziej.
Śniadanie, czy jakikolwiek inny posiłek to ostatnie o czym Simon teraz myśli. Właściwie to mdli go na samą wzmiankę o tym. Jego organizm zdecydowanie nie jest przyzwyczajony do wszystkiego, co łączy się z jakiegokolwiek rodzaju używkami, z alkoholem na czele. Czy wiadomo już, że szybko się upija? Tak, pewnie tak. W każdym razie należy zaznaczyć, że naprawdę szybko. Taka też informacja zaświtała mu w głowie, gdy próbował sobie przypomnieć co się wczoraj działo. Właściwie kiedy tylko o tym myślał, był w stanie doliczyć się zaledwie dwóch szklanek z trunkiem. Dwóch. Chyba przedszkolak wypiłby więcej. Ale nie w tym rzecz. Luft dochodzi do wniosku, że skoro urwał mu się film to pewnie później wypił ich znacznie więcej. Czy jest to dobry temat zajmujący myśli? Simon nie ma pewności, ale tak czy inaczej interesuje go to w tym momencie bardziej niż jakieś tam żarcie.
- Ile wypiłem...? I nie. Nie chcę jeść.
Wstaje w końcu z łóżka, patrząc z niezadowoleniem na totalnie wymiętą koszulę, która potrzebuje porządnego prasowania... wyprania zresztą też. Nie zamierza jednak marudzić o tym koledze, domyślając się, że pewnie i tak odwalił kawał niezłej roboty wlokąc go do domu.
- Mówiłem już, że nie chcę jeść? - pyta bezmyślnie, spoglądając na Adama. Próbuje to zrobić, bo ten wcale nie patrzy. Luft chyba potrzebuje chwili na pobudkę, bo zdecydowanie nie myśli odpowiednio szybko. Co równa się z tym, że jeśli chodzi o jego elokwencję to włączy się ona później. Znacznie później. Na razie w jego głowie kłębi się zbyt wiele innych myśli, by mógł zacząć koncentrować się na tym, co dzieje się teraz.
- Uwierzysz, jeśli powiem, że ten jeden raz wolę żebyś patrzył tylko na mnie? Twoje mówię do Ciebie trafia w tym momencie chyba bardziej do ściany...
Nie był kąśliwy. Był po prostu szczery. Czuł się olewany, mimo tego, że komunikaty Adama świadczyły o tym, że troszczy się o niego. Może gdyby szybciej zwrócił uwagę na to, że tabletki przeciwbólowe są przechowywane w szafce, wiedziałby skąd u Lestera takie zachowanie, ale w tym momencie po prostu uznał, że jego przyjaciel go ignoruje.
Adama nie ma w pokoju, ale to nie przeszkadza mu w udawaniu, że z nim rozmawia. Zamiast oczekiwać na jego odpowiedzi, które i tak byłyby dość niewyraźne, zważywszy na dzielącą ich ścianę, prowadzi wyczerpujący, acz równie bezsensowny monolog, który tylko upewnia go w przekonaniu, ze jego myśli pracują na zupełnie innych obrotach niż zawsze, w trybie odwróconym, a co za tym idzie, zapewniającym niewiele poza absurdalnością stwierdzeń i skojarzeń.
- Rozjechana surykatka chyba czuje się teraz lepiej niż ja. W gruncie rzeczy nie byłoby w tym nic złego gdyby nie była rozjechana i... surykatka. Co może robić surykatka w mieście? - zastanawiając się nad ta kwestią dochodzi do wniosku, że nie istnieje dobra odpowiedź - Nieważne - rzuca tym samym, spokojnym głosem, który z pewnością zapewnia mu jeszcze mniejsze możliwości komunikacji z przyjacielem, sterczącym w kuchni. No cóż, jeśli chodzi o gadanie do siebie to najwyraźniej się w tej kwestii ze sobą świetnie dobrali.
Podobnie, jeśli chodzi o potrzeby Simona. To, że potrzebuje prysznicu wie już od momentu obudzenia się. Ciężko jest mu wytrzymać samemu ze sobą, a co dopiero mogą sobie na jego temat pomyśleć inni? W tym momencie Adam, bo tylko on jest na horyzoncie. Tak czy inaczej mógł to powiedzieć nieco delikatniej. Łącznie z porównaniem go do gówna. To było naprawdę nieuprzejme z jego strony. No ale przecież Simon doskonale wie, że nie ze względu na maniery kolegi tkwi w ich przyjaźni od tylu lat. Gdyby miał zliczać każde niestosowne słowo, czy też obraźliwe, rzucone w jego kierunku, chyba zbliżałby się powoli do nieskończoności. Nie szokuje go więc to, że wygląda jak gówno, ani to, że cuchnie. To, co natomiast wywołuje w nim wyraźną reakcję to napomnienie o dniu wczorajszym. Jego skórę atakuje gęsia skórka, która wcale nie jest pierwszym objawem odczuwanej ekscytacji, czy przyjemności. Wręcz przeciwnie. Działa to na niego wyjątkowo odpychająco i przesuwa wskaźnik jego miernego samopoczucia do absolutnego minimum. A psychika jak wiadomo często działa także na fizyczną kondycję, co Simonowi przysparza na ten moment jeszcze więcej problemów. Czuje jak przełyk zawęża mu się, a potem zdaje sobie sprawę z tego, że to po prostu wczorajsze posiłki oraz wszystkie wypite napoje podjeżdżają mu do gardła.
- Przepraszam... - tyle był w stanie powiedzieć zaraz przed gwałtownym odstawieniem kubka z kawą byle gdzie. Nie kontroluje tego, czy coś wylał, ale też niewiele go to obchodzi. W łazience ląduje stosunkowo szybko pozostawiając drzwi w niezupełnym zamknięciu. I żeby nie zabrzmiało to zbyt odstręczająco najlepiej ograniczyć się do tego, że w tej chwili po prostu wymiotuje. Alkohol, prochy i słowo zerżnął to dla niego trochę za dużo. Do tego, mimo ataku słownego Adama (bo pieszczotą nie można było tego nazwać), za wczoraj i dziś obwiniać może tylko siebie.
Simon
[Usunęło mi poprzedni komentarz przez moją własną głupotę, więc masz wersję "przetranskrybowaną", bo nie chce mi się tego wiernie odtwarzać, szczególnie, że po 3h dopiero mnie oświeciło, że komentarz nie doszedł przy wysyłaniu, więc nie pamiętam dokładnie co tam pisało. ;>]
W dalszym ciągu siedząc na chłodnych kafelkach w milczeniu przyjmuje podany mu papier toaletowy. Jest niemalże pewien, że w tym momencie nie stać go na jakiekolwiek miłe słowa skierowane do przyjaciela, więc zamiast odezwać się, milczy. Jest wdzięczny za pomoc, jakiej udzielił mu Adam, ale jednocześnie drażnią go jego obojętne komentarze i słowa, które brzmią tak, jakby Simon sam wpakował się do łazienki z nieznajomym i prosił się o gwałt. Co prawda za nieuwagę może winić siebie, ale nie sądzi, by sytuacja z wczoraj miała w ogóle miejsce gdyby nie jego przyjaciel, który był jedynym źródłem dla którego Luft w ogóle pojawił się w tamtym barze. Nie chadzał tam zbyt często, a właściwie w ogóle, więc nie mógł mieć pojęcia o tym, czego trzeba się wystrzegać w barze.
Zamiast użalać się nad sobą, Simon próbuje podejść do sprawy racjonalnie. Woda, przeciwbólowe i prysznic. Właśnie tego teraz potrzebuje. Zachowując dokładnie tą kolejność. Mdłości nie minęły bezpowrotnie, ale Luft za wszelką cenę stara się wmówić sobie, że to tylko jego psychika płata mu figla, dlatego też skupia myśli na uporządkowaniu dnia. Właśnie wtedy chwyta się jedynej, logicznej myśli jaka dzisiejszego dnia przyszła mu do głowy - dociera do niego to, o czym zapomniał wcześniej. Wiąże koniec z końcem pozostając myślami przy przeciwbólowych, a to z kolei prowadzi go do szafki, którą Adam musiał przewertować w poszukiwaniu odpowiednich pigułek.
- Więc chodzi o pieprzone tabletki?! - niekontrolowanie podnosi głos, przerzucając wzrok na Adama. Patrzy na niego twardo powstrzymując się przed pogardliwym prychnięciem. Wkurzenie Lestera i jego czasową apatię odczytywał do tej pory jako zniecierpliwienie spowodowane przez to, że musiał się nim zajmować i tracić niepotrzebnie czas tej nocy. To był w stanie zrozumieć. Ale irytacja, której źródłem jest to, że czegoś mu nie powiedział to już zupełnie co innego. Wyżywanie się na nim przez coś takiego uznaje za głupi manewr. Dobić człowieka, to właśnie filozofia Adama. Przynajmniej do tego tymczasowego wniosku dochodzi teraz Simon, mimo że teoria ta jest jedynie wynikiem jego chwilowego rozdrażnienia.
- Nie miałem obowiązku ci o tym mówić - mówi ciszej, dosyć sucho, wstając z podłogi. Nie chce na niego patrzyć, bo i jest niemalże pewien, że tamten podziela jego zdanie w tej kwestii. Podchodzi do umywalki odkręcając kurek z wodą. Przepłukiwanie ust daje mu czas do namysłu, ale i wymówkę do tego, by niczego Adamowi nie tłumaczyć. Nie ma na to ochoty. Nie miał już wcześniej, a ta niechęć jest na tyle żywa, że nie mówił mu o tym latami. Dlaczego teraz miałby zmienić zdanie?
Nikt nie był idealny. Skoro Simon zawiódł go, świadczyło to tylko o tym, że jest człowiekiem, jak każdy inny. Luft nie sądzi jednak, by musiał czegokolwiek żałować. To, że coś mu dolega nie zmienia niczego w ich relacji, która układała się podobnie przez wiele lat. Co najwyżej Lester ma teraz świadomość tego skąd u jego przyjaciela niechęć do jakiegokolwiek kontaktu fizycznego.
Tak czy inaczej Simon nie zawiódł przynajmniej siebie, a to jest najważniejsze. Nie mówił Adamowi o tym wszystkim z konkretnych względów, które w żadnym stopniu się nie zmieniły, więc teraz, kiedy i tak sprawa wyszła na jaw, musi odnaleźć się w tej sytuacji by wiedzieć, co powinien dalej robić. Na razie jednak stoi, patrząc jak jego przyjaciel wychodzi z łazienki. Dopiero gdy ten znika za rogiem, Simon zrywa się z miejsca ruszając za nim. Z niejakim opóźnieniem analizował słowa Adama, a jeszcze dłużej zastanawiał się, czy powinien z nim dzisiaj rozmawiać. Widocznie zdecydował, że tak.
- Po dwudziestu latach znajomości musiałeś wiedzieć, że kiedyś zawiodę... - mówiąc to łapie go za dłoń, zatrzymując w progu pokoju, chcąc mieć pewność, że Adam nie wyjdzie bez słowa.
- Przepraszam, ale tak czy inaczej nie było dobrego momentu na podzielenie się z Tobą tym wszystkim. Wiesz o tym.
Inaczej sprawa by się miała, gdyby Adam nabawił się wirusa HIV gdzieś w trakcie ich znajomości, ale w gruncie rzeczy chodziło to już za nim od samego urodzenia, więc co za znaczenie miało to, czy i kiedy mu powie?
Nikt nie był idealny. Skoro Simon zawiódł go, świadczyło to tylko o tym, że jest człowiekiem, jak każdy inny. Luft nie sądzi jednak, by musiał czegokolwiek żałować. To, że coś mu dolega nie zmienia niczego w ich relacji, która układała się podobnie przez wiele lat. Co najwyżej Lester ma teraz świadomość tego skąd u jego przyjaciela niechęć do jakiegokolwiek kontaktu fizycznego.
Tak czy inaczej Simon nie zawiódł przynajmniej siebie, a to jest najważniejsze. Nie mówił Adamowi o tym wszystkim z konkretnych względów, które w żadnym stopniu się nie zmieniły, więc teraz, kiedy i tak sprawa wyszła na jaw, musi odnaleźć się w tej sytuacji by wiedzieć, co powinien dalej robić. Na razie jednak stoi, patrząc jak jego przyjaciel wychodzi z łazienki. Dopiero gdy ten znika za rogiem, Simon zrywa się z miejsca ruszając za nim. Z niejakim opóźnieniem analizował słowa Adama, a jeszcze dłużej zastanawiał się, czy powinien z nim dzisiaj rozmawiać. Widocznie zdecydował, że tak.
- Po dwudziestu latach znajomości musiałeś wiedzieć, że kiedyś zawiodę... - mówiąc to łapie go za dłoń, zatrzymując w progu pokoju, chcąc mieć pewność, że Adam nie wyjdzie bez słowa.
- Przepraszam, ale tak czy inaczej nie było dobrego momentu na podzielenie się z Tobą tym wszystkim. Wiesz o tym.
Inaczej sprawa by się miała, gdyby Adam nabawił się wirusa HIV gdzieś w trakcie ich znajomości, ale w gruncie rzeczy chodziło to już za nim od samego urodzenia, więc co za znaczenie miało to, czy i kiedy mu powie?
Simon chyba zdążył się już przyzwyczaić do stosunkowo gwałtownych reakcji przyjaciela. Nie dziwi go też to, że Adam wybuchł akurat teraz. Było wiele sytuacji, które mogły doprowadzić do odczuwania ambiwalentnych uczuć, a dowiedzenie się od kogoś, że ma HIV było jedną z tych rzeczy. Nie wspominając już o tym, że pośrednikiem owych wiadomości była szafka, nawet nie inny człowiek, a po prostu przedmiot martwy. Luft w minimalnym stopniu czuł się jednak usprawiedliwiony jeśli chodzi o jego nieszczerość - po prostu przerażały go wszystkie te rozmowy o zakażeniu, a także perspektywa śmierci, czy nagłego pogorszenia się zdrowia, co z łatwością mogło nastąpić, więc starał się o tym nie myśleć, ani także nie prowokować do tego innych. To tylko wszystko komplikowało, o czym przekonał się po swoich trzech poprzednich związkach.
- Od zawsze. W obu przypadkach - mówi nie komentując wcześniejszej wypowiedzi Adama. Nie wie czego się teraz spodziewać po Lesterze, ale nie wiedział też tego parę minut temu, więc stan niepewności na dziś dzień nie jest dla niego nowością.
Simon domyśla się, że tego typu wyznanie z jego strony jest uderzającym posunięciem, ale czego Adam oczekiwał po zadaniu takiego pytania? Luft nie zamierza kłamać skoro i tak znaleźli się przy tej dziwnej, zdecydowanie zbyt niekomfortowej rozmowie. Może i był to kolejny powód do znienawidzenia go, czy też zawodu, ale najprawdopodobniej Simon uznaje, że lepiej powiedzieć mu wszystko dziś, niż rozdrabniać się na kolejne tygodnie zabezpieczając go przed prawdą. Tak naprawdę coś takiego jak przygotowanie do udzielenia mu wyczerpujących informacji przy tym konkretnym przypadku nie istnieje.
- Świetnie... - rzuca cicho pod nosem, gdy Lester wychodzi. Dzisiejszy poranek lub popołudnie, cokolwiek nie trwało (Simon nadal nie sprawdził, jaką mają godzinę) obfituje w emocje. Na ten moment Luft postanawia jednak zachować pewien dystans w stosunku do przyjaciela, bo wychodzi do niego tylko na chwilę, zarzucając mu płaszcz na ramiona. Nawiasem mówiąc nie jego, bo nie wie, gdzie go znaleźć. Obdarowuje go swoim ubraniem zaraz wracając do mieszkania. Daje mu czas na przyswojenie informacji i ochłonięcie, sam w tym czasie udaje się do łazienki. Rozbiera się do naga i wchodzi do kabiny. Spięty jak cholera liczy na to, że prysznic pomoże mu się rozluźnić, trochę oczyścić myśli, ale także ciało.
Słyszy przyjaciela, gdy ten informuje go o wyjściu, ale nie robi nic by potwierdzić, że słowa dotarły do jego uszu. Nadal stoi w tym samym miejscu, nadal pod strumieniem wody i nadal milcząc. Po prostu nie sądzi, by Adamowi zależało na jego odpowiedzi. On i tak zawsze wychodzi kiedy mu się podoba, niezależnie od tego, co na ten temat ma do powiedzenia Simon. Dlatego też brunet, przekonany o tym, że jego kolega wedle swoich słów wyszedł, opiera się otwartą dłonią o mokre kafle naścienne nachylając głowę do dołu, tak by ciepła woda mogła swobodnie oblewać jego kark i plecy. Smagany kolejnym potokiem skupia się bardziej na tym, niż na widoku poza kabiną.
Poprzez to beztroskie pluskanie się przynajmniej zabija pierwszy odór alkoholu. Do kolejnego etapu pielęgnacji ciała jest mu potrzebne mydło. Co zresztą zdaje się być całkiem logiczne. Póki co jednak Simon napawa się samym kojącym działaniem wody.
Głos Adama wyrywa go z chwilowego zamyślenia, ale też daje znać, że wcześniejsze założenie, jakoby Lestera miało już nie być w mieszkaniu, było błędne. W związku z tym Simon z drobnym zawodem zakręca kurek z wodą, sprawiając przynajmniej pozory osoby, która jest w pełni zaangażowana w pożegnanie gościa. Normalnie nie musiałby nawet udawać, ale dzisiaj po prostu nie jest niczego pewien. Nie wie co powinien robić, żeby jeszcze bardziej nie wkurzać przyjaciela, a jednocześnie starał się też działać tak, żeby samemu czuć się z tym w miarę dobrze. W wyniku tego tak naprawdę nic mu nie wychodzi, bo ani nie łagodzi zszarganych nerwów Adama, ani własnych.
- Do zobaczenia - rzuca zza kabiny, opierając się plecami o jeszcze ciepłe kafle. Jednocześnie jest w stanie określić, że Adam nadal stoi w tym samym miejscu, a konkretniej: w łazience.
- Mam cię przytulić na pożegnanie, żebyś zebrał się do wyjścia, czy co? - pytanie zdecydowanie nie było do końca poważne, ale też nie brzmiało jak drwina. Luft nie wiedział na co czekają, stąd taka, a nie inna odzywka o zupełnie neutralnym tonie.
[Mam zacząć jakiś nowy wątek? A tak swoją drogą jedno mnie zastanawia ostatnio... Ty w ogóle kiedyś sypiasz? Bo kiedy nie napiszę, odpisujesz, nawet (a może głównie) w środku nocy. Co wcale nie byłoby takie złe, gdyby nie to, że zawsze idę spać z myślą o tym, że odpiszesz mi z rana, a tu niespodzianka: jednak nie ;>. Chyba muszę się nauczyć, że z Ciebie niezły, nocny marek.]
Jak wygląda postawa człowieka znudzonego? Prawdopodobnie zapomina on o dobrych manierach, przyjmując zupełnie niestosowną pozycję z nogami założonymi na biurku lub brodą wspartą bezcelowo na ręce. Jeśli chodzi natomiast o Simona, on po prostu zatopił się w fotelu, zjeżdżając na nim tak nisko, że gdyby nie drewniane zabudowanie biurka, które przyblokowało mu nogi i tym samym nie pozwoliło na dalszy odchył do przodu, pewnie leżałby na ziemi, zupełnie się z niego zsuwając. Tak czy inaczej jednak, przygryzając długopis wpatrywał się uporczywie w drzwi, czekając aż ktoś przez nie łaskawie przejdzie. Oczywiście niedosłownie przez nie, bo żadnych duchów się nie spodziewał, po prostu czekał, aż Adam odpowie na jego naglącą wiadomość SMS-ową i wreszcie zjawi się w pracy. Spóźniony bywał notorycznie, ale dzisiaj najwyraźniej zupełnie zapomniał o tym, czym są obowiązki pracownicze, a Simon najzwyczajniej w świecie potrzebował jego tłumaczenia, które miał mu zdać już wcześniej.
Od czasu ich ostatniej rozmowy w mieszkaniu nieszczególnie starali się nawiązać jakąś więź komunikacyjną, ale minęło parę dni, więc emocje - przynajmniej u Lufta - zupełnie opadły. Miał nadzieję, że Adam w tej kwestii okażę się mu podobny.
[Słabo, bo bez konkretnego pomysłu, ale początek jest. I chyba już zbieram się spać, skoro już nawet zaczynam wstawiać posty do ciebie pod swoją KP xD.]
Dla Simona tak oczywiste wydawało się to, że kiedy ktoś wspomina o powrocie do pracy, ma na myśli również wywiązanie się ze wszystkich, związanych z tym obowiązkami, że w ogóle nie pomyślał o zaznaczeniu tego, by Adam przyszedł z tłumaczeniem. Kolejny raz okazało się, że przecenia trochę Lestera i jego sumienność w pracy.
Westchnął cicho podnosząc się na siedzisku. Długopis został odłożony na odpowiednie miejsce, gdzieś pomiędzy leżącymi na biurku papierami, a teczką, natomiast on sam elegancko poprawił swoją pozycję nie dziwiąc już nikogo, kiedy znów siedział sztywno i zgodnie z przeznaczeniem krzesła.
- Tłumaczenie. To chciałem. A skoro pytasz... chyba nie mogę liczyć na to, że masz je przypadkiem przy sobie? - spytał tak na zaś, choć domyślał się jaka będzie odpowiedź.
Zapomniał... no tak. To było iście cudowne wytłumaczenie w stylu Adama. Gdyby powiedział coś innego, może nawet Simon zastanawiałby się nad tym czy nie kłamie. W tym jednak momencie bardziej zajęło jego myśli to, co wyrabia Lester. A mianowicie: pakuje mu się niepowołany na kolana, wcina na komputer służbowy i nie wiedząc czemu grzebie po skrzynkach i Wordach. Czasami naprawdę ciężko było za nim nadążyć. Może dlatego Luft nie ma zielonego, ani nawet różowego pojęcia o tym, o co mu właściwie chodzi, gdy pozostawia go przed komputerem samego. Przez chwilę siedzi osłupiały, wlepiając wzrok w monitor. Dopiero wtedy, gdy Adam rusza się z jego kolan, do Lufta zaczynają docierać pewne komunikaty. W pewnym uścisku łapie kolegę za dłoń z powrotem umiejscawiając go na swoich kolanach.
- Poczekasz TU - mówi twardo, mając na myśli pokój, niekoniecznie swoje kolana. Ale z pewnością Adam odczyta to zaraz po swojemu, więc Simon, biorąc poprawkę na to jak Lester kocha dwuznaczności, świadomie daje mu powód do kolejnych podtekstów. Przysuwa krzesło do biurka, blokując ich obu. W ten sposób zapewnia też sobie lepszy widok na tekst. Zupełnie nie patrzy na przyjaciela, wzrok skupiając na dokumencie.
[Jakbyś zgadła... Rozluźnia mi się po piątku, będę wtedy po czwartym egzaminie i już tylko dwa mi zostaną, więc to zawsze lepiej niż całe 6 na głowie ;>]
Simon
Przez chwilę daje Lesterowi psuć co tylko mu się podoba, myśli niosą go daleko poza zamknięcie czterech ścian, więc to, co dzieje się w obrębie jego biura stanowi dla niego sprawę nieistotną - dostatecznie błahą, by w zupełności ją zignorować. Zawsze gdy czyta powieść, a szczególnie, gdy ma do czynienia z pisarzem dobrym (a Adam jest wręcz wyśmienity), zatraca się w przedstawionym mu świecie do reszty. Przesuwając wzrokiem po kolejnych wersach skupia się na samej treści. Odrywa się chwilowo od rzeczywistości, zupełnie swobodnie pozwalając sobie na kilka nieświadomych manewrów. Siedząc przy biurku jedną z dłoni wciąż trzyma na udzie przyjaciela gładząc go nieustannie. Robi to absolutnie podświadomie, czując jego niespokojne ruchy. Tymczasem całą swoją uwagę poświęca czytanym słowom zapoznając się z nimi płynnie, szybko, z coraz to większą ciekawością. Trudno określić jakie emocje towarzyszą mu przy całym procesie czytania, sam z siebie nie zastanawia się nad tym nad wyraz głęboko. Woli brnąć w fabułę, niż we własne odczucia, a to z kolei pozwala mu myśleć, że albo towarzyszące mu uczucia są nazbyt intensywne, albo to historia za bardzo wciąga. Wiele elementów pokrywa się z tym, co nie jest mu obce, inne szokują. Gdzieś w połowie przeczytanego tekstu Simon zdaje sobie sprawę z tego, że w kwestii swojej choroby nie jest zbyt dociekliwy. Nigdy nie przyszło mu do głowy, by zapisać się do grupy wsparcia, więc tym bardziej nieznane są dla niego tajniki zebrań popierających HIV, traktujących go jak szczęście doczesne. Właśnie to najbardziej w niego uderza, wyrazistość myśli bohaterów, która zupełnie nie zgrywa się z jego własną soczewką światopoglądową. Dla absurdu nie reaguje w żaden sposób z chwilą dotarcia do fabularnej imprezy, lekkie drżenie wywołuje w nim dopiero łazienka, jako miejsce głównej akcji. Wcale nie dlatego, że jest to moment kulminacyjny, czy emocjonalnie dla niego ważny, jest to natomiast chwila, w której poszczególne fragmenty opowieści Luft składa w zgrabny komplet - dokładnie ta zależność powoduje u niego wyraźną reakcję. Docierając do końca rozdziału zatrzymuje dłoń w połowie uda Adama w pierwszym momencie dając sobie chwilę na wewnętrzną kontemplację. W tym czasie nie patrzy na Lestera, czyta kilkukrotnie kilka ostatnich wersów przedstawionego mu początku powieści. Mimo, że ma przed sobą koniec jakiejś części, rozpatruje to wszystko w kategoriach całości.
Odsuwa się od biurka jednocześnie odrywając dłoń od spodni przyjaciela. Dopiero wtedy podnosi na niego wzrok w oczach Adama próbując wyszukać dalszego ciągu spisanej przez niego historii. Nie łatwo jest jednak przebić się przez czyjeś myśli, skoro chwilowo to jego własne budzą się do życia, blokując dostęp do innych źródeł.
- Sporne w treści i odbiorze, ale zaskakująco... dobre - rzuca ostatecznie, nie rozwlekając swojej wypowiedzi na niepotrzebne epitety.
[Już po sesji i jej dwukrotnym opiciu, więc... tak, to dobry moment na powrót do Adama i Simona xD]
Simon
Obserwacja przyjaciela nie jest niczym, co mogłoby mu pomóc w odnalezieniu zagubionej weny, ale mimo to Simon właśnie to robi przez kolejne kilkanaście sekund. Patrzy na niego w zupełnym milczeniu pozwalając sobie na przetrawienie informacji, a jemu na dalszą wypowiedź. Dopiero gdy Adam podkreśla jak bardzo utknął w pisaniu, powtarzając to dwukrotnie, Luft porusza się lekko w krześle prostując się. Jego usta nagle znajdują się przy uchu kolegi.
- Potrzebujesz inspiracji. To wszystko - mówi to tak spokojnie i z takim przekonaniem, że negowanie jego słów wydaje się najgorszą głupotą. Zależy mu na tym, by Lester skończył książkę, bo wierzy, że blondyn (?) jest w stanie to zrobić. Niezależnie od tego, czy będzie to przysłowiowe dziś, czy dalekie jutro. Tymczasem Simon wypuszcza cicho powietrze, wciąż przy uchu przyjaciela, na dodatek wbrew subtelnej sugestii Adama zsuwa powtórnie dłoń z jego uda. Najwyraźniej robi wszystko, by zmusić kolegę do zmiany swojej zrezygnowanej postawy. Przypomnieć Lesterowi, że to jest właśnie ten moment, w którym powinien sprowadzić go do pionu. Czasami ma wrażenie, że ta drobna władza nad nim jest właśnie inspiracją dla Adama. Pozwala mu myśleć, że ma pełną kontrolę nad życiem, a więc także nad książką i jej treścią. Może się mylić, ale niekiedy tak właśnie myśli.
Odchyla się do tył, opierając się swobodnie o obicie obrotowego krzesła.
- Chciałbym wstać - informuje go krótko, pozwalając mu odczytać te słowa na swój sposób. Przyjaciel ma dwie możliwości: pokornie zejść z kolan, bądź wreszcie zastosować swój typowy, odwrócony model grzeczności, działając wprost przeciwnie do wątpliwej prośby Simona o ułatwienie mu podniesienia się z krzesła.
[W moim odbiorze wcale nie jest źle ;>]
Adam nie jest lekceważony. Jego kolega po prostu potrzebuje rozprostować nogi, szczególnie, że już w momencie postawienia się do pionu czuje nieprzyjemne mrowienie w stopach. To jest właśnie chwila, w której Simon nie oddala się daleko od biurka. Patrzy na przyjaciela przy oknie i choć ten widok mu odpowiada, papieros w jego ustach jest już mniej atrakcyjny. Ignoruje ten fakt, podchodząc do niego gdy krew na powrót zaczyna odpowiednio krążyć, a mrowienie ustaje.
- Tylko jeśli tego chcesz.
Luft staje po prawej stronie od blondyna, patrząc na niego z boku, dla lepszej wygody opiera się o ścianę przy oknie zatrzymując wzrok na wargach przyjaciela. Dym, jaki wydostaje się spomiędzy nich traktowany jest przez Simona jak najzacieklejszy wróg, a przecież to nie jego sprawa, czym zatruwa swój organizm Adam. I gdyby sam rzeczywiście w to wierzył, dawno już przestałby patrzyć na popalającego kolegę w tak karcący sposób. W tym momencie czas się jednak otrząsnąć. Nie po to zbliżał się do okna, stając w strefie papierosowych opar, by teraz mówić o tym, jak bardzo chciałby, żeby ten zapach zniknął.
- Dlaczego dwa z pięciu? - pyta łagodnie odpychając się od swojej murowanej podpory.
W krótkiej chwili znajduje się za plecami Adama, obejmując go w pasie. Widocznie dziś za punkt honoru obiera sobie uspokajanie go. Przy okazji sam wypełnia luki bliskości, jakie powstały po ich ostatnim mijaniu się.
[W takim razie dobrze ci to służy, bo fabularnie wątki z tobą wypadają jakościowo bardzo dobre ;p]
To prawda. Ostatnio Simon w pozyskiwaniu bliskości robi się zbyt zaborczy, ale jest to wina Adama. Mężczyzna uzależnia go od siebie, pozwala mu przyzwyczajać się do jego dotyku, a potem nagle zapomina o tym wszystkim i wraca do piaskownicy, gdzie nawet trzymanie się za ręce wydaje się być absurdalne. W takich momentach Luft właściwie nie walczy o same czułostki, a bardziej o poczucie normalności. Na jego nieszczęście w to kryterium wpisują się przyjacielskie uściski i dwuznaczne sytuacje, z których Lester zrobił już codzienność. To stąd jego zachowanie. Adam zaniedbuje czasowe dokuczanie mu, więc Luft mu w tym pomaga, nie chcąc dopuścić do siebie myśli o tym, że po prostu mu się to podoba. Podobało już wcześniej.
- Nie udawaj, że nie jest ci to na rękę - wykręca kota ogonem, odchodząc trochę od głównego tematu. Dobrze, że nie zawsze musi być tak dokładny jak w swojej pracy, bo przy Adamie zgubiłoby go to już dawno. - Yhymm... - mruczy cicho, przyjmując spokojnie do wiadomości niedorzeczną wymówkę kolegi. Nie chce mu się mówić o tym, że te słowa nie trzymają się kupy, ale to właśnie w tym momencie sobie myśli. Skoro rozdziały są już napisane to z pewnością Adam czerpał z doświadczeń już przeżytych, więc scena łóżkowa z tym, czy z innym gościem nie ma najmniejszego znaczenia.
- Chętnie to przeczytam - mówi w końcu, wyrażając swoje szczere chęci.
Adam dzisiaj wydaje się być nieco rozstrojony. Przechodzi od uśmiechów do suchych odpowiedzi, przez nerwowy głos po całkowitą ignorancję. Pod względem zamętu w głowie stoją więc chwilowo na równi ze sobą, bo Simonowi potrzeba trochę czasu zanim poprawnie przeanalizuje zachowanie kolegi. Na razie skupia się na pojedynczych gestach.
- No to mamy problem, bo oboje nie wiemy, kiedy to nastąpi - stwierdza tylko prosty fakt w przeciwieństwie do Lestera skupiając wzrok na tym, co dzieje się wewnątrz pomieszczenia. Mianowicie patrzy na swoje dłonie, oplatające przyjaciela. Nagle wymięta koszulka na ciele Adama zaczyna go bardzo irytować. Zmysł estetyczny odzywa się zawsze w najmniej oczekiwanych momentach. Tak czy inaczej na chwilę odrywa ręce od brzucha blondyna naprostowując na nim wygnieciony przez siebie materiał.
- Mam się odsunąć? - jak na osobę, która znów objęła jego pas (tym razem delikatniej) pytanie to wydaje się być nonsensowne. Zadaje je jednak tylko po to, by przerwać ciszę. Zmusić Adama do jakiejkolwiek, choćby najgłupszej, najkrótszej, bądź najbardziej wymijającej odpowiedzi.
[Olej konto, to nadal ten sam Simon]
Wzrusza ramionami, mimo wszystko zadowolony z tego, że Adam w ogóle się odezwał. Skoro jego starania w naprostowywaniu koszulki spaliły się na panewce opuszcza całkowicie dłonie, chowając je do kieszeni spodni. Nie jest to poza, którą przyjmuje na co dzień przez wzgląd na ludzi, z jakimi się spotyka, a przy których mogło to być odebrane za brak szacunku, niemniej jednak w tym momencie na pewno jest to poza najwygodniejsza. Simon korzysta więc z tego jak może.
- To nie będzie konieczne - mówi ostatecznie z lekkim zawodem stwierdzając, że ile razy Lester go zaskakuje, tyle razy na jego skórze pojawia się gęsia skórka. Tak jak teraz. Nie odsuwa się jednak, bo od zawsze wiadomo, że jest dobrym słuchaczem, a Adam wyraził się jasno - nie musi tego robić. Więc stoi w miejscu, które sobie wybrał patrząc na blondyna cierpliwie.
- Zrozumiałem - dodał tak na zaś, co by upewnić go w tym, że faktycznie zakodował sobie wszystko jak należy.
Przez moment bierze pod uwagę scenariusz z odepchnięciem Adama. Tylko przez moment. W kolejnych sekundach jedna z dłoni wysuwa się z kieszeni lądując na karku mężczyzny, a usta poddają się w tym czasie pocałunkowi nie zmieniając narzuconego mu rytmu. Trudno wyjaśnić dlaczego działa wbrew własnym zasadom. Być może trzymanie samokontroli trochę go przerasta, albo Lester trafił na jeden z tych momentów, w których jest mu wszystko obojętne. Drugi z wariantów jest nieco wątpliwy, bo nawet idąc na ugodę, pasywność nie idzie w parze z Simonem. Zawsze przyjmuje jakieś stanowisko w sprawie. Czasem uzasadnione, innym razem mniej jasne, ale jakieś na pewno.
Nikotyna w ustach smakuje inaczej, gdy w pogłębionym pocałunku miesza się ze śliną ich obu. Simon bez jakiegokolwiek wyrazu wstrętu zahacza językiem po podniebieniu kolegi ignorując w tym wszystkim ślad po wypalonym papierosie. Dopiero gdy niewyćwiczony dech blokuje mu dalsze manewry, wycofuje się, pozostając w pobliżu ust Adama. Francuskie pocałunki zawsze go podniecają, ale rozsądek nakazuje mu stonować emocje.
- Teraz naprawdę powinienem się odsunąć... - mówi cicho.
Sam nie wie w co gra, ale chce coś ugrać, problem w tym, że nie do końca wie co takiego. Mimo swoich słów nie zmienia swojego położenia. Wraca do pozycji początkowej, oplatając pas Adama.
[Simonowi chyba odwala, ale nie wiem cz to jego, czy moja wina xD]
Wszystko z nim w porządku... chyba. Może nie tak jak zawsze, ale trzymał się w kategorii zdrowego człowieka. Zdrowego, przy czym na równi zdezorientowanego. Ale tak, poza mieszającymi się wciąż uczuciami było okej. Nieco gorzej było w kwestiach upilnowania ciała, szalało, gdy stał obok Adama. Serce łomotało mu nierównomiernie z kilku względów - chciał uciec i stać, odtrącić i całować, zabraniać i zezwalać. Im więcej sekwencji tworzył tym bardziej niespokojnie się czuł, bo żadna z nich nie dawała mu jasnej odpowiedzi. Dopiero gdy biodra za pomocą Lestera znalazły się w bliskim kontakcie z ciałem kolegi, przeważyło to na korzyść blondyna. Ocierając się o męskość Adama jęknął cicho w niemym wyrazie przegranej. Zdecydowanie nie potrafił teraz przyhamować. Pozostając w tej samej odległości, którą zaproponował blondyn, z biodrem przy biodrze, opiera mężczyznę o ścianę przetransportowując się pod nią zaskakująco szybko. Ponownie skupia się na ustach przyjaciela, mimo całych chęci nie potrafiąc przeskoczyć pewnych granic samodzielnie - przesuwa więc językiem po kuszących wargach kolegi, proponując powtórkę sprzed chwili. Daje sobie tym samym czas na zaakceptowanie tego, co dzieje się teraz.
Simon nie jest tak swobodny w badaniu ciała kolegi. Dłonie przesunięte z pasa na ramiona Adama są jedyną oznaką jego niskiej jak na razie aktywności. Najpierw musi nauczyć się reagować odpowiednio na pocałunek, by nie dać się zwariować wszystkim innym. Nie znaczy to jednak, że dotyk na klatce piersiowej nie drażni, a bliskość nie przyprawia o dreszcze. Właściwie czuje, jak jego męskość sama wypełnia miejsce w spodniach i przez moment czuje się z tym naprawdę głupio, bo tylko on reaguje tak intensywnie na każdą pieszczotę. Przynajmniej takie ma wrażenie, bo nie czyta w myślach Lesterowi. Dopiero, gdy ręką sunie po boku mężczyzny, czując drżenie drugiego ciała, pozwala mu to odprężyć się. Zachęcony w ten sposób nie przerywa wędrówki, wyjeżdża dłonią poza granicę żeber, podrażniając podbrzusze przyjaciela spokojnymi, dokładnymi ruchami. Czuje się odurzony chęcią zaznania czegoś więcej, a jednocześnie zamknięty w kleszczach doznań, jakie zapewnia się mu teraz. Umyka językiem przed rozochoconym Adamem tylko po to, by chwilę później dołączyć do namiętnego tańca w ciasnym splocie, już bez wyrzutów, że robi coś źle. Śmielej napiera na gorące ciało blondyna swoją twardniejącą męskość traktując jako swoistą prowokację, o której nie daje mu zapomnieć kolejnymi otarciami się o niego.
[Jako, że niedaleko mi do pisania totalnych głupot, a na zbieranie myśli potrzebuję coraz więcej czasu, zdecyduję się na sen. Dobrej nocy ;>]
Ciche westchnienia, wydobywające się z ust przyjaciela, są dla niego najlepszym koncertem pobudzających dźwięków, w które jeszcze nie do końca wierzy. Do niedawna pozostawione w granicach fantazji, uderzają o rzeczywistość aż za bardzo. Rozstrojony przez reakcje własne i Adama daje się ponieść instynktownym żądzom z prawdziwym zawodem przyjmując koniec ekscytującego tańca języków. Wszelkie straty nagradza sobie przez krótkie pocałunki składane na szczęce kolegi, płynnie przechodząc na szyję i fragment odkrytego ciała przy koszulce. Ręce w tym samym czasie zaciskają się niemal automatycznie na męskich pośladkach, a on sam musi złapać oddech, bo powoli zapomina o tym że powietrze jest mu potrzebne do życia. W jego mniemaniu chyba bardziej jest mu potrzebny Adam, więc nawet zmiana położenia nie zakłóca jego tai-chi... chyba, bo już same dłonie kolegi z pewnością go nie uspokajają. Mimo lodowatych palców ma wrażenie, że dotyk Lestera dla absurdu pali, a tak sprzeczne uczucia wywołują u niego wyraźne drżenie. Mięśnie są zbyt spięte, by mógł udawać, że trzyma jeszcze kontrolę nad nimi i resztą ciała, nie panuje także nad gorącem, jakie rozlewa się w podbrzuszu przyprawiając go o dodatkowe, przyjemne mrowienie.
- A-ahh... - mimo szczerych chęci do wypowiedzenia się zwrot do Adama przeradza się w przeciągły jęk, bo jest to dokładnie ten moment, w którym przyjaciel wsuwa dłoń pod jego spodnie, a on sam ma wrażenie, że ciaśniej być już nie może. Wyrwa biodra do góry, bo cofnąć się już nie może, a jego plecy same wginają się w łuk, gdy podświadomie zaczyna się pod nim wić z nadmiaru doznań. Wie, że długo nie wytrzyma, samotne zaspokajanie się ma zupełnie inny wymiar, niż to, co serwuje mu teraz kolega.
[Ogarnęło mnie totalne zawieszenie. Od blisko 4h zabieram się za odpis i nie mam nawet jednego zdania xD. Btw. nie znasz jakiegoś interesującego bloga, na którego warto się zapisać?]
Dłoń, choć pozostawiona w spodniach nie na długo, działa na niego niesamowicie pobudzająco, już po chwili z ust Simona wydobywa się kolejny niekontrolowany jęk, który wolałby stłumić, gdyby tylko potrafił. Prawda jest taka, że przez jedną ich zachciankę Luft stawia siebie w zupełnie innym świetle z od dawna wątpliwego heteroseksualisty przechodząc gładko w pokornego, rozochoconego chłopca, co udowadnia całym sobą w każdej, pojedynczej reakcji na działania Adama. Nie wyrywa się, jak zwykł to robić normalnie, pozwala sobie na samowładne utonięcie w fali przyjemności. Z na wpół rozchylonymi wargami nie fatyguje się w ustabilizowaniu oddechu, nierównomiernie łapane przez niego powietrze równie niestabilnie wymyka mu się z ust w różnej formie. Przechodzi od cichych szelestów przez chwilową ciszę po głębsze, ale i głośniejsze westchnięcia. Każdy z tych nasyconych erotyzmem dźwięków zwiastowany jest przez wyraźny ruch klatki piersiowej, unoszącej się w rytmie porównywalnie szybkim, co po krótszym, acz intensywnym maratonie. Tak właśnie się czuje - jak rzucony na bieżnię seksualnych igraszek amator, szukający własnego tempa w trakcie gorączkowego biegu. Dodatkowo pozycja w jakiej się znajduje nie pozwala mu na zbyt wiele, co z pewnością budzi u niego frustrację, chwilowo przyćmioną przez własne, egoistyczne pobudki. Jest mu dobrze, gdy czuje na sobie chłodne dłonie, błądzące wyszukaną ścieżką po ciele. Piekielnie dobrze i mokro, gdy wargi z językiem łechtają jego skórę. Jego własne usta w tym samym momencie grzeszą serenadą sprośnych pomruków, a jedna z rąk podciąga koszulkę Adama do góry, w prostej linii pozwalając palcom na zbadanie kręgosłupa. Robi to nieznośnie wolno, gdy druga dłoń bawi się kosmkami włosów. Nagle przyspiesza zniecierpliwiony własnym ślamazarstwem. W parę sekund ściąga koszulkę rozkoszując się dotykiem nagich ramion. Masuje je intensywnie przechodząc na kark, gdzie zatrzymuje się na dłużej. Nie koniec niewinnym pieszczotom, bo Simon ugina kolano, udem zahaczając o krocze przyjaciela. Pociera mocniej, wykorzystując swoją mierną pozycję jak tylko może.
[Jak braknie mi miejsc na pisanie z kimś to może przynajmniej w końcu ruszę z opowiadaniem planowanym od dłuższego czasu xD]
Do ostatniego momentu jest przekonany co do tego, że chwilowe zasępienie Adama to tylko kwestia odpoczynku, racjonalne myśli zasnuwa mu czerpana z bliskości rozkosz, co opóźnia z kolei u niego proces przyjmowania jakichkolwiek innych wiadomości z zewnątrz. Dopiero gdy przyjaciel odsuwa się w stronę przeciwległego łokietnika, dociera do niego to, co właśnie się stało. Odrzucenie ma gorzki posmak, szczególnie gdy leży na kanapie w tak żałosnej pozycji. Ze spuszczonymi w dół spodniami, rozchełstaną koszulą - zapomnianą dumą. Zamiast naporu ciała, jakiego oczekiwał, czuje silny ucisk na gardle, jakie zawęża się, gdy uderzają w niego naprzemiennie wyrzuty sumienia i wstyd. Przede wszystkim jednak czuje się upokorzony, a to, mimo ciągłego pobudzenia, nie pozwala mu się ruszyć z miejsca. Z gulą w gardle i wciąż niespokojnym oddechem ciężko mu się łyka powietrze przez co oczy prawie zaczynają łzawić. Dopiero biorąc głęboki wdech uspokaja niedotleniony organizm.
Adam posunął się do najgorszego z możliwych ruchów pozostawiając kolegę w niezaspokojeniu i poczuciu własnej beznadziejności. Nagle czuje się dziwnie nieatrakcyjny, a na pewno niechciany. Jak zużyta, paskudna zabawka. Przesadza przez wzgląd na wszystkie uczucia, jakie żywi do przyjaciela, ale jeśli tak to wolno mu, bo robi to wyłącznie w obrębie własnych myśli.
Zachowując milczenie podnosi się do pozycji siedzącej. Zapina kolejne guziki od koszuli, dusząc emocje w sobie. Kompletne szaleństwo. To najgorsza wymówka, jaką w życiu słyszał. Może dlatego, że nie słyszał ich wiele.
[W zupełności się zgadzam ;>]
[Mam jeden pomysł naciągany, a jeden raczej banalny i naprawdę nic innego nie przychodzi mi do głowy. W każdym razie przejdźmy do pierwszej propozycji. Siłownia. Simon pojawia się tam w miarę regularnie, więc w tym nie byłoby nic dziwnego, poza faktem, że spotyka tam gościa z klubu, który chyba szuka okazji na uwiedzenie go. Luft nieświadomy tego, że ma do czynienia z niedoszłym gwałcicielem, ba! nie wiedząc nawet, że gość jest gejem, swobodnie sobie z nim rozmawia. W kwestii Adama leży to, czy po wejściu na siłownie uświadomi Simona w sytuacji, czy nie. Druga opcja: kolejne spotkanie w interesach. Może nawet z tym samym facetem co wcześniej w kwestii omówienia szczegółów, ale tym razem w wieżowcu w biurze klienta, dla wydłużenia drogi mogą się przeprawić na dwudzieste piętro (Hotel Okura Amsterdam ma tyle pięter, albo ewentualnie Crystal Tower z biurami). No więc najpierw będą razem tkwić w zamknięciu w windzie, a potem jeszcze zostaje im korytarz do przejścia, a jak to będzie za mało to zawsze można inne przeszkody wymyślić. To naprawdę jedyne, co przychodzi mi do głowy. Wybierz jedną z opcji to zacznę. Ewentualnie jak masz inny pomysł to możesz się nim ze mną podzielić.]
Simon woli nie analizować tego, co działo się wczoraj. Ogarniają go wtedy zbyt czarne myśli. Mimo kilkunastu godzin na przemyślenie sytuacji i czasu na nabranie dystansu do sytuacji melancholia, złość oraz cała reszta uczuć, które mu się nie podobają, wcale nie gasną. Gdyby postanowił powspominać, czy poukładać sobie wszystko w głowie, jeszcze teraz zacietrzewiony zapomniałby pewnie o swoich obowiązkach. Wycisza się więc w zupełnie inny sposób - poprzez intensywny wysiłek fizyczny. Pozwala sobie na odejście od rzeczywistości coraz to bardziej w miarę zwiększania ilości obciążników na maszynie. Skupiony na pracy mięśni rąk przygotowuje się już psychicznie do zmiany stanowiska, w głowie tworząc sobie zamysł na dalsze ćwiczenia. W trakcie gdy etapowo realizuje swój cały plan koszulka szybko nabiera ciemniejszych tonów w miejscach najbardziej narażonych na wydzielany pot, ale o to właśnie chodzi. Świadczy to tylko o dobrym efekcie jego aktywności fizycznej, więc to, że robi się mokry, a materiał miejscami przylega ściśle do jego ciała, przeszkadza mu najmniej. Wykonuje kolejne serie do czasu kiedy nie zaczepia go jeden z klientów siłowni. Zapytany o pracę poszczególnych przyrządów przerywa wszelakie czynności, stając naprzeciw dobrze zbudowanego faceta. Cierpliwie tłumaczy, które z urządzeń są w najlepszym stanie, a do których dla odmiany nie warto się zbliżać. Kiedy uśmiecha się uprzejmie, można odnieść wrażenie, że flirtuje, ale nic z tych rzeczy. Heteroseksualiści nie zaczepiają innych heteroseksualistów na siłowni. Simon to wie i po prostu stara się być pomocny.
- Ej! - to jedyne, co przyszło mu na myśl, gdy Adam wykazał się perfidnym chamstwem, oblewając mężczyznę kawą. Właściwie już ma go olać i wrócić do rozmowy, ale dziwna postawa kolegi zmusza go do zastanowienia się nad tą decyzją. Ostatecznie przegrywa walkę z samym sobą idąc Lesterowi na ustępstwo.
- Przepraszam... - rzuca krótko w kierunku nieznajomego mając na myśli zarówno poczynania Adama jak i jego własne działanie, gdy chwilę później odchodzi z Adamem nieco dalej, by móc go wysłuchać. - No? - pyta sceptycznie i zupełnie nieelokwentnie, ponaglając przyjaciela do mówienia. To nie jest dobry moment na przeszkadzanie mu, bo z prawie dobrego humoru przez Adama Simon znów przechodzi w złe samopoczucie. Nie jest jeszcze gotowy na rozmowy.
Simon woli nie analizować tego, co działo się wczoraj. Ogarniają go wtedy zbyt czarne myśli. Mimo kilkunastu godzin na przemyślenie sytuacji i czasu na nabranie dystansu do sytuacji melancholia, złość oraz cała reszta uczuć, które mu się nie podobają, wcale nie gasną. Gdyby postanowił powspominać, czy poukładać sobie wszystko w głowie, jeszcze teraz zacietrzewiony zapomniałby pewnie o swoich obowiązkach. Wycisza się więc w zupełnie inny sposób - poprzez intensywny wysiłek fizyczny. Pozwala sobie na odejście od rzeczywistości coraz to bardziej w miarę zwiększania ilości obciążników na maszynie. Skupiony na pracy mięśni rąk przygotowuje się już psychicznie do zmiany stanowiska, w głowie tworząc sobie zamysł na dalsze ćwiczenia. W trakcie gdy etapowo realizuje swój cały plan koszulka szybko nabiera ciemniejszych tonów w miejscach najbardziej narażonych na wydzielany pot, ale o to właśnie chodzi. Świadczy to tylko o dobrym efekcie jego aktywności fizycznej, więc to, że robi się mokry, a materiał miejscami przylega ściśle do jego ciała, przeszkadza mu najmniej. Wykonuje kolejne serie do czasu kiedy nie zaczepia go jeden z klientów siłowni. Zapytany o pracę poszczególnych przyrządów przerywa wszelakie czynności, stając naprzeciw dobrze zbudowanego faceta. Cierpliwie tłumaczy, które z urządzeń są w najlepszym stanie, a do których dla odmiany nie warto się zbliżać. Kiedy uśmiecha się uprzejmie, można odnieść wrażenie, że flirtuje, ale nic z tych rzeczy. Heteroseksualiści nie zaczepiają innych heteroseksualistów na siłowni. Simon to wie i po prostu stara się być pomocny.
- Ej! - to jedyne, co przyszło mu na myśl, gdy Adam wykazał się perfidnym chamstwem, oblewając mężczyznę kawą. Właściwie już ma go olać i wrócić do rozmowy, ale dziwna postawa kolegi zmusza go do zastanowienia się nad tą decyzją. Ostatecznie przegrywa walkę z samym sobą idąc Lesterowi na ustępstwo.
- Przepraszam... - rzuca krótko w kierunku nieznajomego mając na myśli zarówno poczynania Adama jak i jego własne działanie, gdy chwilę później odchodzi z Adamem nieco dalej, by móc go wysłuchać. - No? - pyta sceptycznie i zupełnie nieelokwentnie, ponaglając przyjaciela do mówienia. To nie jest dobry moment na przeszkadzanie mu, bo z prawie dobrego humoru przez Adama Simon znów przechodzi w złe samopoczucie. Nie jest jeszcze gotowy na rozmowy.
Jest tylko trochę zaskoczony, gdy ręka nieznajomego znajduje się na jego ramieniu, a o niebo bardziej poruszony w momencie, w którym Adam atakuje mężczyznę zarówno w słowach jak i w gestach. Ciężko interpretuje mu się sytuację, w której poważna luka pamięciowa uniemożliwia mu poskładanie wszystkich faktów w jedną całość. Jedyne co widzi to agresywnie zachowującego się przyjaciela i faceta, który odchodzi z niesmakiem na twarzy. Ma pełną dowolność w próbie odczytania powodu dla którego Lester nagle unosi się gniewem i właśnie ta swoboda w manewrowaniu poszczególnymi elementami przyprawia go o niezadowolenie. Wariantów jest wiele, ale o dziwo każda ze stawianych hipotez Simonowi wydaje się absurdalna. Nawet zazdrość, o którą po ostatnich wydarzeniach Luft nie posądza blondyna, nie jest uzasadnieniem na atakowanie ludzi.
- Wyksztuś to wreszcie z siebie - omal nie podnosi głosu, gdy zniecierpliwienie bierze nad nim górę, ostatecznie jednak słowa są po prostu wypowiedziane wyraźnie i wolno, tak by na pewno dotarły do uszu towarzysza. Należą mu się jakieś wyjaśnienia. Po ostatnim ich braku Simon tym bardziej jest na to wyczulony. Nie chce stać tu tylko po to, żeby znów usłyszeć coś, co totalnie go nie interesuje, a na pewno w niego uderza.
- Kompletne szaleństwo? - pyta zgryźliwie wyręczając go w tłumaczeniu mu czegokolwiek. Niekoniecznie daje Adamowi czas na zebranie myśli, ale przecież nie jest dzieckiem miłosierdzia i nawet jemu puszczają nerwy. Wymija go więc uderzając go przy tym w bark. To działanie było już raczej przypadkiem. Raczej. Nawet Luftowi podświadomość czasem płata figle.
[Jako, że jutro wstaję stosunkowo wcześnie, odpiszę już z rana, o ile będzie na co, przyjmując też, że będę mieć na to czas przed wyjściem. Dobranoc.]
Sam nie wie dlaczego za każdym razem, gdy Adam go zatrzymuje, staje. Przyzwyczajenie? Pokora? Nie ważne jak bardzo jest na niego zły, działa według jego zasad. Pozwala mu się wypowiedzieć, trochę dlatego, że Lester go do tego zmusza, a trochę ze względu na to, że mimo wszystko jest ciekawy wymówki, jaką mu przedstawi. Liczy na szczere wyznanie. Naiwnie.
- Nie prawda... - mruczy do siebie za bardzo znając przyjaciela, żeby nie wyczuć naginanych faktów. Problem stanowi tylko to, w którym momencie rzeczywistość w słowach Adama przechodzi w kiepski wykręt. Powinien patrzeć pobłażliwie na pierwszą, czy drugą część jego wypowiedzi? Szukać luk po całości? Nie cierpi tego uczucia, kiedy sam musi sobie wszystko dopowiadać. I jeszcze kolejnego, w którym okazuje się, że to on zawsze jest tym, od którego się odchodzi. Po latach przyjaźni powinien się przyzwyczaić. Adam zachowuje się jak zaczajony kot, chadzając własną ścieżką, umykając przed rozmową zgodnie ze swoimi chęciami, czasem zwykłym kaprysem.
Chociaż ma mu dużo do powiedzenia, nie odzywa się głośno. Nie chce kolejnego upokorzenia, kiedy tamten zignoruje go, jak zwykł to robić, gdy mu to na rękę. Dlatego odrywa wzrok od jego pleców, sięgając po ręcznik.
Trzymając w dłoniach ręcznik szybko znajduje dla niego zastosowanie przykładając go do karku, by pozbyć się nadmiaru wilgoci. Co prawda wolałby, żeby ręcznik był zimny by dodatkowo go ostudzić, nie tylko suchy, ale lepsze to niż nic. Zresztą Luft wie, że komfort na siłowni nie jest aż tak ważny jak po. Dlatego właśnie wizyty w tym miejscu zawsze kończy orzeźwiającym prysznicem.
Dziś, jeszcze przed przejściem do tego przyjemnego etapu, czeka go niezła przeprawa w postaci rozmowy z Adamem. Jak widać mają sobie dużo do wyjaśnienia. Tak bezpośrednie wyznanie przyjaciela szokuje, ale co najważniejsze, zmusza bruneta do myślenia i zmiany stanowiska w sprawie. Simon w dalszym ciągu nie potrafi wybaczyć blondynowi sposobu, w jaki przerwał wczorajsze spotkanie, ale przynajmniej daje mu szansę na wypowiedzenie się i rozpatrzenie jego słów w nieco innej perspektywie, być może bardziej sprzyjającej mu. Lester jest usprawiedliwiony po części. Nie tłumaczy go to przed paroma innymi kwestiami. Bać się, a BAĆ się to wielka różnica. (...) No dobra... nie ma żadnej. Rzecz w tym, że Simon dochodzi do tego wniosku bardzo powoli.
- To nie jest to samo - mówi spokojnie odnosząc się wyłącznie do ostatniej wypowiedzi Adama. Ciągnięcie go za język w kwestii powtórnego przyznania się do jakichkolwiek uczuć na pewno by go zniechęciło, więc Simon nie stawia go na tak grząskim gruncie, sam też zresztą na niego nie wchodzi.
- Nie odsuwałem cię nigdy z... - urwana wypowiedź jest efektem słów, jakich nie chce wypowiadać w tak brutalny sposób, a jedyne, co teraz przychodzi mu na myśl to z kutasem w górze, a na takie wykończenie zdania nie może sobie pozwolić, bo to zwyczajnie do niego nie pasuje.
- Nie sądzę, żebym przed wczorajszym postawił cię w sytuacji, w której prowokowałem cię do rozbierania mnie, więc jeśli kiedykolwiek się odsuwałem to oboje wiedzieliśmy, że to nastąpi. Wiadome było też, że KIEDY to nastąpi będzie to PRĘDZEJ, niż później.
Przewiesza ręcznik przez szyję spoglądając na Adama. Może dla niego całe to zapominanie jest łatwe, ale Simon nie jest w tym mistrzem. Każdy kolejny związek kończył się u niego totalnym fiaskiem, a świadomość tego, że przyjaźń z Adamem może się skończyć podobnie napawa go pewnymi obawami, których nie potrafi zahamować. Po monologu kolegi szybko jednak zdaje sobie sprawę z tego, że po prostu musi. W tym właśnie celu skupia spojrzenie na stojącym przed nim blondynie jednocześnie starając się wymazać z myśli Adama zwisającego nad nim. Gdyby nie były to obrazy tak piekielnie rzeczywiste i jeszcze wyraźne po wczorajszym, szło by mu łatwiej.
- Masz racje. Przepraszam - mówi dość cicho jak na niego, o dziwo śmiało patrząc przy tym w oczy koledze. Ciągłe proszenie go o wybaczenie chyba podchodzi już pod rutynę, Simon ma w zwyczaju przepraszać dosłownie za wszystko, nawet jeśli czasem to jego powinno się przeprosić. Odnosi się to nie tylko do relacji z blondynem, ale i o życia ogółem. Luft po prostu stara się być grzeczny, co niekiedy kończy się tym, że kiedy ktoś go nadepnie/popchnie/nieumyślnie uderzy, to on jest tym, który pierwszy strzela z ust słowa przeprosin.
Na kolejną wypowiedź Adama wzdycha cicho, jakby z niejaką dezaprobatą wobec jego słów, ale dla absurdu zachowanie przyjaciela po chwili wywołuje w nim lekki uśmiech. Typowa dla Lestera bezpośredniość i sprośność słów czasem nieadekwatna do sytuacji potrafi rozbawić.
- Taaa... przedwczesna impotencja może być kłopotliwa - mówi już całkiem poważnie tonem podobnym do wyjawienia prawdy objawionej - Choć masturbacja też potrafi być uciążliwa - stwierdza kolejny fakt, cofając się o krok, by usiąść na jednym z urządzeń. Patrzy na Adama z dołu nie do końca wiedząc, czy skończyli już rozmowę.
- Między nami ok? - pyta od tak, dla ustabilizowania relacji.
Zawiesza wzrok na Adamie nie bardzo wierząc w to, co słyszy. Z masy słów jakie wypowiada blondyn zawsze skupia się na tych najmniej istotnych. Do tego zwykle prosi o uszczegółowienie tych kwestii, które przyprawiają o zakłopotanie. Simon nie lubi mówić o rzeczach oczywistych, a już na pewno nie stara się sprowadzać każdego tematu do seksu. Pod tym względem chyba nie przypomina typowego faceta z masą testosteronu w magazynku, ale jeśli tak to wyjaśnienie jest bardzo proste - jego choroba i ciągła wstrzemięźliwość są jak katalizator dla męskich hormonów.
- Jeśli dalej będziesz pieprzył wszystko co się rusza to się tego nie dowiesz - mówi wymijająco. Może brzmi to trochę jak atak, ale nic z tych rzeczy, Luft nie ma w zamiarze go obrażać. Adam powinien to wiedzieć, bo sam często przedstawia mu właśnie taki wizerunek siebie - niepoprawnego seksoholika. W tym momencie wykorzystanie tego obrazu wydaje się całkiem trafną ucieczką przed odpowiedzią. Choć wcale nie zapewnia też odejścia od niekomfortowego tematu.
[Okej, dzięki za informacje]
Adam nie musi rozumieć wiecznej wstrzemięźliwości swojego przyjaciela, wystarczy tylko, że ją akceptuje. To jak sobie z tym wszystkim radzi Simon jest wyłącznie jego problemem. Poza tym z twardym kręgosłupem moralnym Lufta, po poznaniu całej prawdy o nim, blondyn powinien wiedzieć skąd u niego determinacja i samozaparcie w trzymaniu swoich żądz przy sobie, czy też uwalnianie ich wyłącznie za pomocą wprawnej dłoni. Brunet nie jest facetem, któremu wszystko jedno, czy zarazi drugiego człowieka, a nawet zabezpieczanie się nie daje pełnej gwarancji. Może pod tym względem Luft przesadza, bo wiele par mieszanych (zdrowych i seropozytywnych) uprawia ze sobą seks na co dzień i jakoś żyją, ale czyste sumienie zawsze jest dla niego ważniejsze od całej reszty.
- Chyba w NICH drążył - mówi lekko zaczepnie, z pewnością nie mając na myśli herezji. Jednocześnie przechyla się nieco do tył, chcąc uniknąć pocałunku, który i tak następuje, tyle że z sekundowym opóźnieniem. To trochę jak z dzieckiem. Mówisz NIE, a ono i tak robi swoje. Simon stara się pozostać heretykiem, jeśli nie w swojej głowie to w głowach innych, ale jest to naprawdę trudne gdy jego przyjaciel zupełnie o to nie dba.
[Odpiszę pewnie koło 13:00, chwilowo nie mam czasu nawet na sen xD]
S.
Najgorsze w układzie immunologicznym jest to, że czasem naprawdę nie wiadomo, kiedy zawiedzie. Nie ważne, czy ktoś tydzień temu cieszył się idealnym zdrowiem, czy już wcześniej łapało go lekkie przeziębienie - nagle bierze cię całego i jedyne na co możesz sobie pozwolić to przykucie do łóżka. Paskudna przypadłość dla kogoś, kto ceni sobie aktywność. Jeszcze gorsza dla tych, u których wahania zdrowotne następują falowo. Obniżona odporność przeciwstawia się dobrej kondycji, przyprawiając o zły humor zawsze wtedy, gdy linia częstotliwości chorób mknie niebezpiecznie do góry. Simon coś o tym wiedział. Raz na jakiś czas łapały go paskudne dolegliwości - przewlekły kaszel, gorączka, osłabienie organizmu, ogólne niebezpieczeństwo pojawienia się zapalenia płuc. Każdy z tych elementów był niechcianym gościem i tak samo każdy niechętnie opuszczał Lufta. A on naprawdę nie chciał robić za gospodarza. W momencie, kiedy mimo wszystko jego nieznośny wirus zaproszenia rozdawał bez jego zgody, nie pozostawało mu nic innego, jak zgłosić urlop, w celu doprowadzenia się do porządku. Dlatego właśnie siedział dziś z kubkiem ciepłej herbaty pod pościelą, cały rozgorączkowany. Borykał się pomiędzy domowym wypełnieniem zaległych obowiązków z pracy, takich jak wypełnianie odpowiednich papierów, a odpoczynkiem. Pewnie już dawno zdecydowałby się na wariant pierwszy gdyby nie nieznośny ból głowy i czcionka, która po zaledwie kilku minutach wpatrywania się w nią, rozlewała mu się przed oczami w jedną, ciemną plamę, z której nie dało się już nic, a nic wyczytać. Odkładając na szafkę w połowie wypitą herbatę przeklął głośno, gdy przez jego nieuwagę kubek, zamiast wylądować płasko na powierzchni, przechylił się na krawędzi upadając z hukiem na podłogę. Robiąc tyle rumoru nie usłyszał nawet dźwięku pukania/otwierania drzwi (dop. aut. wybierz dogodną sobie opcję).
Luft w podobnych okolicznościach nigdy nie dzwoni. Świetnie radzi sobie sam z przebiegiem chorób. W najgorszym wypadku do akcji wkracza domowy lekarz, czasem jakaś pielęgniarka, oni zawsze służą odpowiednią pomocą, ale także w mniemaniu Lufta są wyjściem ostatecznym, nigdy stałym. Dzisiaj obecność znających się na rzeczy osób zastępuje najwyraźniej kiepsko wykwalifikowany medycznie Adam, który przekracza próg pokoju Simona w sposób niespodziewany. Brunet nie oczekuje, że w tej sytuacji Lester wyjdzie na zawołanie, szczególnie, że przebył on drogę przez pół miasta, żeby tu dotrzeć, dlatego też Simon nie wypomina mu tego, że powinien się zapowiedzieć, czy najlepiej w ogóle wyjść, zanim zarazi się od niego czymś niepowołanym.
- Cześć, Adam. Właśnie rozbiłem kubek. Przyjedziesz do pomocy? - zażartował, pozorując rozmowę telefoniczną, do której oczywiście nie doszło. Odniósł wszystko do sytuacji sprzed chwili, a nie do całokształtu jego wizyty. Miał dobry humor? Chyba nie. Po prostu ratował się przed tłumaczeniami. Dlaczego NIE zadzwonił, czemu siedzi w domu sam - było wiele pytań, na które nie chciał odpowiadać.
Co do żartów i humoru… Właściwie można by rzec, że Simon nie miewał dobrego samopoczucia, trzymał się w ryzach przez większość czasu, nie pozwalając sobie na zbyt silne emocje, trudno było wyjść z tego nawyku bez większych trudności. Żarty? Owszem. Wybuchy śmiechu i ciągłe uśmiechy? To było dalekie od jego wizerunku.
Simon nie ma ochoty na herbatę. W końcu był jakiś powód, dla którego odłożył kubek na szafkę przy łóżku. Miał odłożyć. Tak czy inaczej nie chce jej. Powiedziałby mu to wprost gdyby nie to, że Adam najpierw znika z sypialni, a potem go całuje. To działanie całkiem efektownie przerzuciło jego myśli na zupełnie inny tor i wcale nie jest to żadna z jego kolejnych fantazji.
- Adam...! - brzmi trochę tragicznie, gdy zbiera mu się przy tym na kaszel, zaraz jednak reflektuje się wstając szybko z łóżka. Nazbyt gwałtowny ruch powoduje lekkie zaćmienie, ale nie na tyle mocne, by powstrzymać go przed wędrówką za przyjacielem. Tak więc Luft zgarnia w drodze powieszony na drzwiach szafy podkoszulek (sam nie do końca wie, co on tam robi, pewnie schnie po praniu), a sprężając swoje cztery litery, całkiem zgrabne zresztą, wpada do kuchni trochę ponad kilkanaście sekund po nim.
- Ja to wezmę - mówiąc to wyciąga z rąk blondyna zabrane mu wcześniej papiery, prawie jak przedszkolak, któremu skradziono zabawkę. Może jest w tym trochę prawdy, bo Simon w końcu jest pracoholikiem, więc kiedy dzieci babrają się w piaskownicy, on woli swoje biurko i dokumenty.
- Nie potrzebuję twojego pozwolenia.
Zapewnienie nie brzmi zbyt poważnie, gdy wypowiadane jest przez gościa w bokserkach, ale kto by się tym przejmował? Właściwie to trochę przejmuje się Simon, bo gdy tylko odkłada papiery na stół kuchenny, zaraz zakłada na siebie podkoszulek.
[Widzę, że z weną już ok xD]
Ściąga brwi wpatrując się chwilę w Adama, jak w obrazek. Papiery zdecydowanie za szybko zmieniają właściciela. Simon w pierwszym odruchu chce je zabrać dla siebie, bo w końcu to on miał je pierwszy i to jemu są one potrzebne, ale po chwili ta perspektywa wydaje mu się wyjątkowo niedorzeczna. Już teraz zachowują się, jakby cofnęli się jakieś piętnaście lat wstecz. Brakuje tylko tego, by zaczęli się przepychać w kuchni. - To ty zmusiłeś mnie do wyjścia spod ciepłej pościeli - zauważa trafnie, ale chyba przyznaje mu racje w kwestii ubioru, bo spogląda przy tym sceptycznie na siebie i swoje aktualne odzienie. Mieszkanie jest ogrzewane, więc nie jest mu zimno, ale to nie zmienia faktu, że powinien coś na siebie włożyć.
- Ja się idę ubrać, a ty odkładasz papiery na stół, ok?
No więc wszystko jasne. Mimo matczynego zachowania Adama to Simon stara się stawiać warunki. Nie jest tylko pewien, czy jest to słuszne posunięcie. W końcu zdaje sobie sprawę z tego, że powinien sam sobą się opiekować i niczego nie pogarszać, gdy gorączkuje, więc chyba oboje stoją po tej samej stronie. Simon wzdycha cicho.
- Idę do łóżka - ustępuje w końcu znikając w sypialni.
[No to teraz uważaj, bo czeka ciebie salwa bzdur. Już chyba nie myślę, sądząc po powyższym. Btw. Ty chyba zawsze o tak nieludzkich godzinach wchodzisz, bo potem mam odpisy z 4:00 rano. xD]
Nie bawi się już w ściąganie koszulki. Wchodzi do łóżka jak stoi, okrywając się pościelą, a zanim ostatecznie znajduje dla siebie odpowiednią pozycję, poprawia kilka poduszek, by swobodnie móc się na nich oprzeć. Skoro Adam wpadł w odwiedziny, wypada z tego skorzystać. Być może jest to odpowiednia okazja do porozmawiania. Nie ważne o czym. Tak po prostu, dla zabicia czasu.
- Byłeś w pracy? - utrzymuje kontakt wzrokowy z kolegą, nie dając się wmanewrować w rozmowę, która mu nie sprzyja. Nie był u lekarza, bo nie czuł takiej potrzeby. Przez trzydzieści lat człowiek może nauczyć się naprawdę wiele, a każde przeziębienie nie musi kończyć się wizytą w gabinecie lekarskim. Szczególnie, że Luft jest bardzo szczegółowo zaznajomiony zarówno z wirusem HIV jak i każdymi dolegliwościami, jakie mogą temu towarzyszyć. Nie potrzebuje niańki dwadzieścia cztery godziny na dobę.
- Pod tym względem chyba zupełnie mi jej brak. Cierpliwości - mówi zgodnie z tym, co o tym sądzi. W zasadzie nie zauważa nawet, że ta wypowiedź nie była kierowana do niego. Albo przeciwnie - zauważa i stara się jakoś wynagrodzić Lesterowi te ciągłe, wymijające odpowiedzi, udzielając ich teraz ponadprogramowo. Chyba ostatnio zapomina jak powinien się zachowywać przy Lesterze, zrywając ze swoją zupełnie grzeczną postawą, ale to pewnie dlatego, że albo się stresuje, albo źle się czuje, a to potrafi wpłynąć na człowieka.
- Moja odpowiedź jest dokładnie taka sama - dodaje a propos obecności blondyna w wydawnictwie. Nie czepia się go o niewypełnianie obowiązków tylko dlatego, że Adam ponoć próbował, a Simon mu wierzy. Nie ma powodu, by doszukiwać się w tym wszystkim nieścisłości.
- Ja starałem się czytać i uwierz mi, że prawdopodobnie idzie mi to gorzej niż tobie - uśmiechnął się lekko, jakby trochę w przepraszającym geście za swoje wciąż sprzeczne zachowanie.
- Swoją drogą dziękuję. Za herbatę i w ogóle.
Uwielbia ten gest u przyjaciela. A może chodzi bardziej o to, że uwielbia jego zarost? Chyba i jedno i drugie. Pocieranie opuszkami palców o policzek automatycznie skupia jego wzrok na twarzy Lestera, więc w sumie jedno wynika z drugiego. Lubi ten gest, bo jest to pretekst, dla którego może spojrzeć na jego zarost oraz wyobrazić sobie go w dotyku. Z tym drugim akurat nie ma większego problemu, bo Adam nie raz dał mu okazję do bycia podrażnianym przez niego, choćby przy każdym powitaniu, jakie mu serwuje całując go w policzek lub usta, w zależności od nastroju. Albo od miejsca, w którym znajdują się oboje w trakcie spotkania. Z tego, co Simon zdążył zauważyć, jego przyjaciel na szczęście nie porywa się na wyraźne czułości w miejscach publicznych. Nawet jeżeli dla nich niektóre rzeczy mają niewinny charakter, inni mogą odczytywać to jako jednoznaczny znak na bycie gejem. Tak, właśnie. Gejem. Luft nie bał się tego słowa, po prostu nie lubił, gdy określano go tym mianem.
- Myślę, że to trochę poniżej Twojego poziomu.
Nie był wredny. Ktoś musiał sprowadzić Adam na ziemię. Jeżeli nikt inny nie mógł mu poradzić, co zrobić z kilkoma rozdziałami książki, Simon czuł się w obowiązku wypowiedzieć się szczerze na temat tego jak to widzi. Lester nie był pierwszym lepszym pisarczykiem, więc obniżanie wymagań co do miejsca wydruku brunet uważał za totalnie niepotrzebny ruch, a do tego jeszcze szkodzący karierze literackiej Adama.
- A w ogóle masz te trzy, cztery rozdziały, czy przyciąłeś się przy pierwszym, który już widziałem?
To pytanie miało swoje źródło w zwykłej, ludzkiej ciekawości, ale niewątpliwie należało również do tych z serii istotnych. No bo zakładając, że Adam nie napisał jeszcze tych trzech, czterech pozostałych rozdziałów, jaki był sens w omawianiu strategii ich wydania?
Uśmiecha się lekko na słowa przyjaciela. Każdy człowiek dba o to, by nie zostać przy niedosycie. Simon do napełnienia się potrzebował dobrych literackich tworów, dla Adama był to pewnie seks i papierosy, inni preferowali jeszcze coś innego. Nie sądził by znalazła się osoba na tym globie, która w żaden sposób nie byłaby łapczywa.
- Pewnie, że jestem - mówi spokojnie już po powrocie przyjaciela, nie biorąc do siebie jego uwag. Ani nie są one uszczypliwe, ani specjalnie wymyślne. Jest to zwykłe stwierdzenie faktu, więc Luft nie widzi celu w dłuższym rozwijaniu kwestii. Szczególnie, że w tym momencie jest coś, co interesuje go znacznie bardziej.
- Co dzieję się w trzecim rozdziale?
Pytanie całkiem niewinne, Simon wie jednak, że Adam nie przepada zarówno za opowiadaniem o czymś, co napisał jak i za byciem w pobliżu w momencie, w którym ktoś zapoznaje się z treścią jego książki. Skoro jednak już wcześniej udało mu się przekonać kolegę do zostania w biurze, kiedy czytał rozdział, może teraz też wywrze na niego odpowiedni wpływ? Czasem warto jest się trochę połudzić. Niektórzy nazwą to pewnie nadzieją. Tymczasem przełożył dłoń z uda na materac, poprzez zwolnienie fragmentu miejsca, dając Adamowi nieme pozwolenie na położenie się.
W danej sytuacji Simon, bez względu na swoją łapczywość literacką, chyba nie chciałby chuchać i dmuchać na swojego przyjaciela, bo zwyczajnie mógłby go zarazić. Wystarczyło już to, że jeden z nich siedział w łóżku z gorączką. Choć pewnie istniał sposób na rozgorączkowanie Adama bez konieczności przybliżania go do stanu przeziębienia. No ale, jak oboje wiedzieli, na to brakowało Luftowi... jaj chyba nie: swobody na pewno.
- Nie, Adam. Dla czcionki - rzucił jak zwykle bazując w żarcie na udawanej powadze. To akurat potrafił robić najlepiej. Kto jak nie on mógł poradzić sobie w roli sztywnego faceta z kijkiem w dupie (bynajmniej nie będącym synonimem do męskiego członka)? No przecież nadawał się do tego idealnie! - Mam lepsze pytanie: po co je piszesz, skoro nie dla czytania i dzielenia się ich treścią? - odwrócenie kota ogonem było teraz najlepszym rozwiązaniem, ale skoro to Lester zaczął tą gierkę, mogli to ciągnąć bez końca. Póki któryś z nich nie obierze sobie innej strategii.
Naprawdę nie potrafił pojąć tego, skąd u Adama ta niepewność co do jego literackich tworów oraz niejaka pokora w wydawaniu sądów na temat swoich dzieł. W obliczu jego kontrowersyjnego zachowania i równie kontrowersyjnej fabuły, obieranej w książkach, wydawało się to naprawdę dziwne. Nie jemu to jednak oceniać. Człowiek nie miał obowiązku czuć się ze wszystkim dobrze zawsze i wszędzie. A Adam był akurat tego typu jednostką, która czasem chyba nawet nie czuła się dobrze sama ze sobą. Albo przynajmniej takie sprawiał wrażenie, topiąc się w autodestrukcyjnych działaniach.
Podniósł lekko brwi nieco zaskoczony szybką zmianą tematu. Pewnie, przejdźmy do seksu, jak zawsze - tylko to przemknęło mu teraz przez myśl i naprawdę nie miało w sobie ani trochę ironicznego wydźwięku. Po prostu tak to czuł.
- Dla nich i kilku lepszych POZA łóżkiem - sprecyzował.
Jeden chory, drugi sztywny. Światu nie dogodzisz. Ważne jednak, że jakoś się ze sobą dogadywali mimo wielu elementów osobowości, które ich różniły. A o ile Simon, jego cierpliwość i zamiłowanie do dobrych literatów, tłumaczyło powód, dla którego utrzymywał ścisły kontakt z Adamem, trudniej było określić dlaczego dla odmiany to blondyn trzyma się Lufta już od dłuższego czasu. Raczej nie chodziło tylko o to, że Simon był jedyną osobą, która z nim wytrzymywała. Więc skąd ta więź? Po latach przyjaźni ciężko było to wyjaśnić.
- Więc chyba powinienem zmienić koncepcję na w łóżku - powiedział niewzruszony. Chyba zwykł już do przegrywania potyczek słownych z kolegą. Nie był w tym zły, ale nie był też lepszy od Lestera.
- A i to nie jest dobrą odpowiedzią, skoro "zwykle" nie znaczy "zawsze" - dorzucił zapobiegawczo. W końcu w jakiś sposób chronił się przed odbiciem piłeczki.
Jakby nie patrzyć ta mała zmiana tematu nawet mu się podoba. Przynajmniej, za sprawą Adama, nie musi nic odpowiadać na jego sugestywną wypowiedź. To, co natomiast robi to sięga po herbatę, przy okazji psując swój wizerunek żywej poduszki, bo kiedy tylko rusza się w stronę stolika nocnego, Lester mimochodem traci swoje oparcie. Trudno się mówi, blondyn sam do tego doprowadził dbając bardziej o studzącą się herbatę, niżeli o siebie samego.
- Jeśli już nie jest zimna... - mówi spokojnie, a chcąc się przekonać co do tego, która z teorii jest prawdziwa, upija łyk jeszcze nie tak dawno gorącego napoju. Jak się okazuje teraz herbata jest trochę bardziej niż letnia. Wynik wcale nie taki zły.
Simon podciąga jedną nogę do siebie, właściwie tylko dlatego, że szuka miejsca na herbatę, a nie mogąc znaleźć lepszego, kładzie kubek na kolanie, podtrzymując go cały czas ręką za ucho. W ten sposób najprawdopodobniej uniemożliwia Adamowi ponowne rozłożenie się na jego udach. No chyba, że wystarczyłaby mu jedna jego noga. W każdym razie jego przyjaciel musi znaleźć sobie nową pozycję do leżenia.
[ Bywa i tak. xD Dobranoc. ]
Wzrusza tylko ramionami informując jednocześnie o tym jak bardzo czuje się nieskruszony po pozbawieniu go oparcia. Być może Adam w pozycji siedzącej czuje się mniej komfortowo, ale Simon nie może narzekać na samotne siedzenie pod kołdrą bez przyjaciela na udach. Być może jest to całkiem przyjemne w aspekcie psychiki bruneta, która czasem głośno krzyczy o bliskość przyjaciela, ale pod względem fizyczności, pozbycie się go z nóg to zdecydowanie ulga. Luftowi jest gorąco pod pościelą i bez zbędnego balastu.
- Będziesz tak siedział cały dzień?
Wbrew pozorom nie jest to żadna sugestia do zaktywizowania Adama, czy zmuszenia go do innych działań. Simon pyta o to, jaki czas będzie obejmować wizyta blondyna.
[ W twoim przypadku długość jest bez znaczenia, bo tak czy inaczej piszesz na tyle fajnie, że przy dowolnej objętości tekstu pozostawiasz spore pole do odpisu ;) ]
Uświadamianie Simonowi zakresu jego wolnej woli chyba wywiera na niego mocny wpływ, bo już po chwili z jego ust wypływa kilka słów, które na dany moment mogą brzmieć dosyć bezpośrednio, choć jednocześnie są jedynie komunikatem wiodącym od ostatnich słów Adama do wykorzystanej możliwości na wypowiedzenie się Lufta. Gdzieś w międzyczasie niedopita herbata ląduje z powrotem na szafce.
- Chcę, żebyś sobie poszedł.
Brunet nie boi się spojrzeć na blondyna, właściwie, mimo pozornego dystansu, jaki stworzył poprzez słowa, zaraz niweluje go fizycznym usytuowaniem. Wychodząc spod kołdry przesuwa się na łóżku siadając na tyle blisko kolegi, na ile pozwala mu płaszczyzna. Bliżej nie dałby rady, bo już teraz dociera do pewnej bariery, jaką jest ciało Adama. Jedną nogę przekłada nad jego udami, drugą pozostawia za plecami Lestera, by zapewnić sobie jako taką pozycję i lepszy kontakt z przyjacielem.
- Nie chcę, żebyś robił to teraz - dopowiada posyłając mu lekki uśmiech.
[Wybacz, ale naprawdę nie wiem jak siedzieli. Jeśli chcesz to zmień to po swojemu, bo mi chwilowo wyobraźnia szwankuje xD]
Opiera się dłońmi o pościel za sobą, nieznacznie odchylony w tył. Psychicznie był przygotowany na drobną zaczepkę Adama, który nie potrafi powstrzymywać zbędnych komentarzy dla siebie. W gruncie rzeczy bez nich ich rozmowa nie byłaby już taka sama, dlatego Simon odczytuje komunikat blondyna jako całkiem normatywne zachowanie. Chciałby tak samo obojętnie reagować na jego dotyk i nęcące gesty, ale nie potrafi. Fala lekkich dreszczy spływa na niego, gdy ręce blondyna lądują na udzie, a Luft, zamiast skupić się na udzieleniu odpowiedzi, spogląda na dłonie blondyna, wyczekując momentu, w którym jego ciało przyzwyczai się do tego subtelnego dotyku. Dopiero wtedy jest w stanie odezwać się.
- Co jest lepszym sposobem? - pyta zaciekawiony odpowiedzią przenosząc wzrok na jego twarz.
Nie ma pewności co do tego, czy usłyszy coś, co będzie go satysfakcjonowało, ale stawianie pytań jest dla niego jedyną drogą dowiedzenia się tego.
Kontrowersyjna odpowiedź jakiej udzielił mu przyjaciel zdecydowanie peszy Simona. Po początkowej fazie całkowitego odrętwienia nie wytrzymuje zbyt długo z przetrzymywaniem spojrzenia Adama. Spuszcza wzrok na dół w całym swoim skrępowaniu zagryzając wargę. Najchętniej odsunąłby się, aby nie tworzyć dłużej napięcia jakie w tej chwili wzrastało z sekundy na sekundę, ale równocześnie zdaje sobie sprawę z tego, że jego ciało odmawia współpracy. Mimo tego, że na Adama spogląda powtórnie już po upływie trzech sekund, czyli właściwie dosyć szybko, wydaje mu się, że przejście pomiędzy pomysłem na ucieczkę, a odpowiedzią trwa wieki. Głównie dlatego, że w ciągu tej chwili naprawdę wiele się działo. Była fala gorąca, mrowienie w podbrzuszu, a ostatecznie kończy się dosyć banalnie, bo sztywnym członkiem.
- Nie mogę - mówi ostrożnie, obserwując Adama. Skoro ciało reaguje bez niego, wiadomo, że problemem jest wyłącznie jego psychika. Przeklęty głosik, którzy wciąż krzyczy o jego chorobie i o tym jak bardzo nie chciałby skrzywdzić Lestera. - Nie mogę, przepraszam - powtarza podkreślając wagę słów, jednocześnie w tym trzech słowach przekazując wszystkie emocje, jakie nim prowadzą. Wstyd, miłość, skruchę, a nawet złość. Złość na to, że mu nie wolno.
- Nie wychodź... - mówi błagalnie czując irracjonalny strach przed tym, że Adam naprawdę wyjdzie, jeżeli nie będzie się z nim kochał. Napór myśli i wyraźne napięcie otoczenia bierze do siebie zbyt głęboko, bo w jednym momencie zaczyna cały drżeć. Pierwszy raz czuje, że emocje naprawdę wyrwały mu się spod kontroli.
[Naczytasz się trochę literatury i od razu dramatyzm leje się falami. Nie wiem jak to przetrawisz, ale powodzenia z odbiorem xD.]
W momencie, w którym raz już przekraczasz granicę swojej wytrzymałości ciężko jest się pozbierać do kupy, dlatego, mimo że Simon czuje na ramieniu ciepłą dłoń przyjaciela, nie niweluje to zupełnie jego drżenia, jedynie nieznacznie je zmniejsza. Brunet w tym czasie sam stara się panować nad sobą, przymykając oczy. Gdzieś między tym wszystkim przestaje opierać się o pościel, siadając równo, co zmniejsza dystans między nim, a przyjacielem. To tylko skutek uboczny, bo w gruncie rzeczy Simon po prostu potrzebuje wolnej dłoni, by zakryć swój wstydliwy, nadal bardziej sterczący, a mniej pomocny, problem w spodniach.
- Przecież wiem! - podniesiony głos jest reakcją na jego bezradność, a spojrzenie, utkwione w oczach Adama wyraźnie wyraża tę emocję. Zgadza się z blondynem, a jednocześnie zupełnie się temu przeciwstawia. Działanie wbrew naturze to takie samo bagno jak skazywanie kogoś na jego towarzystwo w łóżku. Simon niewiele wie o prawidłowo przebiegających kontaktach intymnych, ale za to całkiem dobrze zdaje sobie sprawę z tego, czym te kontakty mogą się skończyć dla niego.
O dziwo przełamywanie barier (o ile ma przyjmować taką formę, którą przyjmuje teraz), w ogóle mu nie przeszkadza. Wbrew wszelkim oczekiwaniom uspokaja. Simon odczytuje to bardziej jako troskę, oddalając się myślami od pewnych dwuznacznych kwestii. Za to dość niekomfortowo czuje się z chwilą, w której Adam proponuje mu dołączenie do grupy wsparcia. Po pierwsze: blondyn sam nigdy nie brałby dla siebie takiego scenariusza pod uwagę. Po drugie: odkąd Luft przeczytał pierwsze rozdziały książki napisanej przez przyjaciela, takie grupy kojarzą mu się wyłącznie ze spaczonym zgromadzeniem dziwaków, ubóstwiających swoją chorobę. Po trzecie: sam nigdy nie sądził, by rozmowa z obcymi ludźmi mogła mu w czymś pomóc. Szczególnie, że znając siebie, nie powiedziałby nic istotnego, kumulując wszystko w sobie, jak robił to dotychczas.
- Pieprzyć grupy wsparcia... - mruczy cicho, obejmując ciasno Adama. Jest to moment, w którym zapomina o jednej rzeczy, a zwraca uwagę na drugą. To, co zostało wyrzucone z jego myśli to fakt, że po takim manewrze Lester z pewnością czuje jego podniecenie. W obliczu tego nieprzemyślanego ruchu pocieszające jest jednak to, że powoli opadają emocje, więc istnieje szansa na to, że ciało Simona wróci do pozycji wyjściowej. To prowadzi także do elementu drugiego: drżenie ustało. Na szczęście.
[Oj tam. Niech będzie i bez spodni, pamiętałam o nich przez chwilę... i zapomniałam xD ]
Simon nie zdawał sobie sprawy z tego jak dziwnie mogły zabrzmieć jego słowa przy założeniu, że jego chwilową grupą wsparcia był właśnie Adam. Trzeba mu było także wybaczyć to, że potrzebował bliskości. Jeden głupi ruch potrafił naprawdę wiele, a świadomość tego, że ma obok siebie swojego przyjaciela chwilowo przewyższała nad myśleniem o tym, że owy przyjaciel byłby dla niego równie dobrym kochankiem.
- Hmmm...? - Luft odsuwa się minimalnie od blondyna, dając mu pełną swobodę wypowiedzenia się, nadal jednak dłonie obejmują jego sylwetkę.
[Luft pewnie będzie się z tego cieszył mniej xD]
I stała się jasność. Luft może się tylko domyślać, który z nich czuje się w tej sytuacji bardziej skrępowany. Jeśli chodzi o niego, zmieszał się dostatecznie mocno, by zapomnieć języka w gębie. Zamiast grzecznie wycofać się ze wszystkim, dając im obu trochę przestrzeni, marszczy brwi, jakby to miało rozwiązać jego problem.
- Ach… TO... - jego tembr głosu, mimo spokojnej nuty, nieco wymyka mu się spod kontroli, bo odzywa się zbyt cicho i niepewnie. Głównie dlatego, że naprawdę nie pomyślał. Dodatkowo ma mieszane uczucia względem tego, co powinien teraz zrobić, nie robi więc nic.
[ W głębi duszy, głowy i nie wiadomo gdzie jeszcze, to on się już dawno z nim pieprzy, także ten... ]
Dla kontrastu do tak subtelnego pchnięcia go na łóżko on sam na sytuację reaguje gwałtownie, choć nie tak, jak sam po sobie mógłby się spodziewać. Czując w bokserkach dłoń przyjaciela potrafi myśleć tylko o tym, jak bardzo ciasno się zrobiło i jak przyjemne potrafi być to uczucie. Jego męskość definitywnie nabiera kształtów, pęczniejąc automatycznie w palcach Adama. Naprężona komunikuje gotowość do dalszych pieszczot, a on, zamiast szukać drogi ucieczki wygina się lekko z cichym jękiem, nie przejmując się tym, że na to może być nieco za wcześnie. Zwykle tłumione dźwięki dziś wypływają z jego ust gładko i wyraźnie. Choć Luft uchodzi za przyzwoitego do szpiku kości, przez jego głowę przemyka absurdalna myśl, zainspirowana przekleństwem Adama, które swoją drogą działa na Simona jak afrodyzjak. W każdym razie jedyne, co odbija mu się echem w głowie to kilka wyuzdanych słówek, których nie ośmiela się wymawiać głośno: Mogę być twoją kurwą.
[Simon jest taki uroczy, kiedy nie chce uchodzić za perwersyjnego xD. A mimo to coś mi się wydaje, że kręci go wszystko co ostrzejsze i grzeszne w słowach.]
[Sory, ale idę spać. Wstaję jutro wcześnie i do tego jeszcze prowadzę prezentację na uczelni jutro, więc coś mi się wydaję, że muszę zachować choć minimalną trzeźwość, żeby zaliczyć xD]
Największym problemem Lufta jest to, że mimo swoich trzydziestu paru lat jego doświadczenia na tle intymnym są niemalże równe zeru. Gdyby przeprowadzić statystyki najmniej aktywnych seksualnie facetów, tym bardziej zaznaczając jego skłonności homoseksualne, pewnie okazałoby się, że Simon bije wszystkich na łopatki brakiem jakichkolwiek praktyk. Zjawisko to wyraźnie przekłada się na jego zachowanie, bo mimo swoich szczerych chęci do wstrzymywania się z uzewnętrznianiem odczuwanej przyjemności, jedyne co udaje mu się osiągnąć to cichsza sekwencja następujących po sobie westchnięć. Nie można wymagać od niego zbyt wiele. Gdyby nie silne postanowienie samokontroli pewnie już dawno wiłby się pod przyjacielem pojękując cicho, tymczasem stan ten pozostawia sobie na potem chwilowo zadowalając się pojedynczymi otarciami o Adama. Mimo wszystko nawet bez gwałtownych ruchów czuje się przy przyjacielu jak prawiczek i dokładnie tak samo działa, bo już kilka pierwszych ruchów na jego członku sprawia, że oddech Simona przyspiesza, a on z nieregularnie wypuszczanym oddechem próbuje protestować przed zbyt intensywnie odczuwanymi emocjami. W tym właśnie celu łapie za koszulkę blondyna, chcąc wyrzucić z siebie nadmiar ekscytacji. Być może jest to nawet urocze, bo wbrew wszystkiemu ruch ten wydaje się być połączeniem stanowczości i bezradności. S t a n o w c z o wie, czego chce, b e z r a d n i e próbuje grupować rozkosz na mniejsze dawki.
- Wyobraź sobie... - radzi krótko pomiędzy kolejnymi westchnięciami. On sam już teraz jest w stanie określić, że Adam smakując go mógłby zdziałać cuda. Przekonuje go do tego język przy szyi i pieszczoty, które wywołują u niego mocne dreszcze. Jego dłonie w tym czasie gubią się pod koszulką. Musi się czymś zająć, żeby nie zwariować. Jedną ręką gładzi tors blondyna przy podbrzuszu, palcami drugiej zatacza kręgi przy jednym z twardych sutków. Nie jest świadomy tego, jak bardzo może być to pobudzające dla blondyna, bo dotyk ma swoje źródło w ciekawskich badaniach ciała Adama, a nie w istotnym zamiarze zaktywizowania jego członków.
- Masz mnie… Nawilżasz językiem przesuwając po całej długości trzonu... mokra ścieżka wyznacza koniec... - ponoć słowa są najlepszym sposobem na odreagowanie, więc Luft to właśnie robi, kontroluje doznania poprzez ekspresywną historyjkę:
- ...docierając do niego zamykasz między ustami... sztywny... członek
Niekontrolowane jęki zakłócają rytm słów, a mimo to nie przerywa. W dalszym ciągu pieści także poszczególne fragmenty torsu Adama, co sprawia mu nieopisaną przyjemność.
[Mogłoby być dłużej, ale nie chcę ci strzelać wypracowania, więc masz tak xD Jak mu Adam pozwoli to Simon dokończy historyjkę.]
Simon nie zastanawia się nad tym, czy Adam również czyta mu w myślach. Nie musi. Chłopak i bez tego jest już dla niego niewyobrażalnie dobrym kochankiem. Być może wymagania Lufta nie są zbyt wysokie, ale nawet jeśli jest to prawda, blondyn przewyższa je kilkukrotnie doprowadzając przyjaciela do stanu ciągłej euforii. Urywany oddech nie normuje się ani trochę, gdy brunet słyszy obok siebie kusząco zachrypnięty głos przyjaciela. Nie mówiąc już o ukąszeniach przy szyi, którym towarzyszy fala gorąca rozchodząca się po całym jego organizmie. Gdyby tylko panował nad sobą... ale nie, rewolucja pod materiałem bokserek to nie jedyne, czym musi się teraz przejmować. Czuje wyraźnie nabrzmiałą męskość kolegi między własnymi udami, która mimo bariery z ubrań napiera na niego. Pewnie sam do tego doprowadza, gdy jego rozgrzane ciało wyciąga się w kierunku Adama. Zamiast myśleć o tym, jak bardzo podrażnia przy tym kolegę, ponownie ociera się o niego. Dotyk ten pozwala mu zapomnieć choć trochę o jego własnej erekcji.
- Nie... - szepcze z początku pod nosem, protestując słabo. Adam nie wyobraża sobie jak ciężko jest mu teraz łapać słowa. Właściwie działać w jakikolwiek sposób. Wszystko co robi jest raczej wynikiem intuicyjnych zrywów. Nawet przy tej tendencji nie jest jednak w stanie określić, co powinien zrobić z kolczykiem, zahacza więc palcami o zimny okrąg opuszkami palców badając przestrzeń wokół metalowego ozdobnika. Druga dłoń wysuwa się tymczasem spod koszulki. Simon gładzi ramię kolegi, by ostatecznie zacisnąć palce na karku Adama.
- bierzesz go głęboko... nabrzmiały fiut wypełnia cię...
Simon nie zastanawia się nad słowami, rzuca to, co akurat dają mu myśli. Bardziej absorbujące jest dla niego hamowanie jęków, a i to wychodzi mu marnie, bo każdy przerywnik w słowach kończy się cichym stęknięciem. Nie trudno mu się dziwić. Adam bardzo stara się mu utrudnić obciągając mu wprawnie. Jego dłonie doprowadzają bruneta do szaleństwa, gdy przeciąga nimi mocno wzdłuż pulsującej męskości.
- Ssiesz... mocno... m-oo-cniej... robisz to głębo--... - głos zarywa mu się, gdy z ust wyrywa się głośny, przeciągły jęk. Simon z ledwością utrzymuje napięcie. Dłoń, jeszcze chwilę temu tkwiąca na karku blondyna, teraz zaciska się kurczowo na nadgarstku Adama. Niemo prosi o przerwę. Nie chce kończyć teraz, gdy pod każdym, choćby najmniejszym względem, czuje się przez niego zdominowany.
[No to dzień dobry ;) Mam nadzieję, że dobrze Ci się spało.]
Gdyby nie to, że Luft cichą wypowiedź przyjaciela uznaje za omamy słuchowe, pewnie błagałby o powtórzenie. Adam nigdy nie zwraca się do niego po imieniu, więc to że to zrobił, a także sposób, w jaki ujmuje jego imię, jest dla niego ucieleśnieniem marzeń. Przez chwilę spogląda na blondyna przymglonym od rozkoszy spojrzeniem, by ostatecznie przymknąć je w momencie, w którym Adam znika mu z oczu swoje własne kuszące oblicze rekompensując umiejętną pieszczotą przy uchu. Jeżeli tym chciał odwrócić jego uwagę od wszystkiego innego to właśnie mu się to udało. (...)
Długo się waha (a przynajmniej tak mu się właśnie wydaje), zanim podejmuje ostateczną decyzję w kwestii przeciągania, bądź przyjmowania przyjemności. Stawia na drugi z wariantów. Powoli rozluźnia dłoń, puszczając nadgarstek Adama. Cały powód, dla którego Simon zmienia zdanie, wisi nad nim udręczając go zdecydowanie zbyt seksownym głosem. Manipulacja ta działa szczególnie dlatego, że słowa Adama ujęte są w tak proszącym tonie.
Ręka, ściągnięta z nadgarstka, w towarzystwie drugiej, ląduje na udach kolei po obu jego stronach. W tym czasie łapie także głęboki oddech przez chwilę pozostawiając powietrze przeszyte ciszą. Wznowiona stymulacja nie omija go jednak bokiem, wpływając na niego silnie - znaczy ślad na emocjach. Simon, czując intensywne ruchy dłoni, pocierającej jego męskość, nie powstrzymuje się przed niekonwencjonalną realizacją dźwięków - jego głos znów przechodzi w nieregularne pojękiwanie, tym razem zaczyna jednak z nieco niższego pułapu. Robi to cicho, jakby nieśmiało, prężąc się pod Adamem za każdym razem, gdy jego wilgotny język i wargi docierają do najwrażliwszych punktów na ciele. Luft nie jest w stanie określić jak długo potrafi wytrzymać we własnej, stonowanej rozkoszy, dlatego wykorzystuje czas swojego połowicznego opamiętania na przygotowania do dalszych namiętności, wykraczających poza samo zaspokajanie go. Przesuwa dłońmi wzdłuż ud Adama, nakierowując je na wyższe partie, a zachodząc rękoma na pośladki ostatecznie zmienia bieg, kończąc przy samym kroczu. To tutaj właśnie zaczyna się ta trudniejsza część, bo zupełnie rozemocjonowany, mimo prób, nie jest w stanie rozpiąć spodni. Szczególnie, że właśnie traci resztki opanowania, a z jego gardła wydobywają się śmielsze brzmienia będące idealnym obrazem odczuwanej rozkoszy. Przymyka oczy w niewiadomym momencie zaciskając palce na biodrach Adama, gdy sam z głośnym, przeciągłym jękiem komunikuje mokry finisz, który następuje w kilku kolejnych ruchach, jakie funduje mu przyjaciel. Tak obfitego i intensywnego dojścia nie doświadczył nigdy wcześniej. Oddech w dalszym ciągu ciąży mu niemiłosiernie, a policzki palą mimo próby ustabilizowania się. Potrzebuje chwili, żeby pójść w to dalej. Przywyknąć do tak otwartego wyrazu pożądania, miłości i satysfakcji.
[ Dzisiaj już nie mam na niego pomysłu. Odpiszę pewnie jutro. ]
Mimo że normalnie wolałby udać się pod prysznic, spłukując z siebie resztki spermy, dziś nie ma zamiaru ruszać się z łóżka, póki nie odwdzięczy się jakoś Adamowi. W czasie uspokajania własnego oddechu stara się więc jak najdokładniej wybadać swoje położenie. Przesuwa wzrokiem po twarzy Adama i zjeżdża niżej na jego sylwetkę. Szczególną jego uwagę przykuwa wybrzuszenie w spodniach kolegi, co przypomina mu o tym, co planował wcześniej zrobić, a co zostało odłożone na później przez jego niespodziewanie szybki wytrysk. Tak czy inaczej dalszą analizę sytuacji przerywa sam blondyn, obdarzając go cudownie namiętnym pocałunkiem. Pieszczota ta w połączeniu z mokrą dłonią przyjaciela, w trakcie wycofania się z bielizny z przypadku przesuwającą się po jego podbrzuszu, wywołuje w Simonie gęsią skórkę. Cały urok seksualnego napięcia polega bowiem na tym, że Luft nie jest w stanie określić co i kiedy będzie się działo. Jego przyjaciel wciąż go zaskakuje, a swoją stanowczością przyprawia o dreszcze. Lester w łóżku zdecydowanie rządzi, co nie znaczy, że Simon musi się na to wiecznie godzić. Z pozorami pełnej pokory rozchyla zachęcająco usta, zapraszając go do środka, gdy sam już nieco pewniej zabiera się za odpinanie spodni. Nie boi się też zacisnąć dłoni na pobudzonej męskości, pociera ją przez cienki materiał bokserek, wykorzystując swoją chwilową przewagę do zmiany pozycji. Teraz to on jest na górze, z ręką wciąż przy kroczu przyjaciela.
Choć język kolegi jest dla niego cudownym ukojeniem, a na każdy chaotyczny ruch odpowiada z równą mu zachłannością, ostatecznie przerywa jakiekolwiek pieszczoty, odsuwając się nieco od Adama. Wykorzystuje ten czas na ściągnięcie koszulki i do tego samego chce doprowadzić blondyna, ponieważ już teraz dociera dłońmi pod materiał koszulki i przesuwa wzdłuż jego boków, pociągając za sobą materiał, który powoli odkrywa kolejne fragmenty ciała Adama. Sam ten widok potrafi być całkiem satysfakcjonujący, ale najwyraźniej Simonowi to nie wystarcza. Pozbywa się ubrania kolegi, przylegając wargami do jego szyi, a następnie obojczyków. Znaczy wilgotne ślady na skórze, czując rozgrzewające go od środka fale ciepła będące skutkiem podniecenia. To właśnie uczucie towarzyszy mu cały czas przy tym pobieżnym badaniu ciała. Nie można również zapomnieć o dłoni w spodniach, która zaciska się pewnie na twardym członku, choć nadal przez materiałową barierę, której jak widać na razie Luft nie planuje się pozbywać.
Luft chyba nie jest fanem facetów z sześciopakiem w asortymencie, a po ostatnich wydarzeniach z klubu prawdopodobnie nigdy się to nie zmieni, poza tym za bardzo pochłania go osobowość Adama i jego piekielnie przystojna twarz, by nie pobudzała go również jego nagość, jakkolwiek nie prezentowałaby się dla pobocznej osoby. Nic dziwnego, że oczy aż iskrzą mu się od emocji, a usta czekają na dalszą, ekscytującą wędrówkę po jego ciele. Z chęcią zsuwa się do dołu, całując zapamiętale każdy mijany punkt, najbardziej skupia się jednak na sutkach mężczyzny. Ten z kolczykiem, do którego zdążył się już przyswoić przy wcześniejszych czułostkach, pozostaje w opiece języka, którym zaczepia o metalowy okrąg, wsuwając wilgotną końcówkę języka w idealnie wyprofilowaną do tego szczelinę, drugi dopieszczany jest przez palce. W ten sposób pozostaje bez wolnej ręki, bo druga w dalszym ciągu bawi się przyrodzeniem. Simon ośmiela się nawet zsunąć spodnie przyjaciela w dół, a pociągając za gumkę bielizny Adama pozwala uwolnić się spod materiału nabrzmiałej męskości. Ujmując ją w dłoń mocnymi ruchami przesuwa kilkukrotnie wzdłuż penisa, na razie traktując to bardziej jak test reakcji.
Dla Simona to pierwszy raz od naprawę długiego czasu, gdy dotyka tak otwarcie kogokolwiek, więc z pewnością i on czuje się z tym świeżo. Trochę go to gubi, bo nie do końca wie, czy to co robi ma jakiś sens, ale kiedy z ust Adama dobywają się tak rozkoszne dźwięki, stawia na jedną kartę, zyskując pewność co do tego, że na razie jest dobrze. Piekielnie dobrze, jeśli mowa o jego własnych odczuciach. Widok leżącego pod nim blondyna, który wyraźnie czerpie przyjemność z oferowanych mu pieszczot, jest najlepszą rzeczą, jaka mogła mu się przytrafić. Przy okazji Simon zdaje sobie sprawę z tego, że jeżeli kiedykolwiek mówił coś negatywnego o prowokacjach Adama to teraz zdecydowanie jest to dobry moment na wycofanie swoich wszystkich słów. Po pierwsze. Nie ma niczego bardziej prowokującego od szczerego jęku przyjemności i drżącego ciała Adama. Po drugie. Jest to bardziej jak bomba pozytywnych emocji, nie mających w sobie nic zniechęcającego. Luft czuje się tym wszystkim tak bardzo poruszony, że zamiast działać powoli, zapomina o kilku kolejnych etapach, jakie powinien wykonać. Bez jakiegokolwiek ostrzeżenia ląduje między udami przyjaciela biorąc do ust pulsującą męskość. Wraz z pogłębieniem ruchu stara się wykorzystać nie tylko wargi, ale i język, przejeżdżając nim po penisie w miarę własnych możliwości.
Dzisiejszego dnia emocje Lufta wcale się go nie słuchają. Za każdym razem, gdy Luft wysuwa wniosek jakoby panował nad nimi, okazuje się, że jest wręcz odwrotnie. Serce skacze mu jak oszalałe, usilnie przypominając mu o tym, jak bardzo zależy mu na usatysfakcjonowaniu Adama. Ale nie tylko na tym, sam również czerpie przyjemność z poznawania jego ciała. Z chęcią przesuwa ustami po jego członku wykonując kilka płynnych ruchów, choć niezbyt szybkich, co może być niezłą przeprawą dla czyjejś cierpliwości. Sam jednak wydaje się być małym egoistą gdy z odpowiadającym mu tempem bada strukturę i kształt penisa. W tym celu cofa się nawet w umownych etapach. Zamiast trzymać w ustach męskość, na chwilę uwalnia ją spomiędzy swoich warg, zadowalając się przeciąganiem języka wzdłuż długości trzonu. Wszystkim tym czynnościom towarzyszą ciche pomruki zadowolenia, z których Simon nie zdaje sobie sprawę. Robi to automatycznie, by dać wyjście swojemu podnieceniu. Nieszczególnie zwraca uwagę na nogi, oplatające jego tułów, za bardzo zajmuje go łapanie powietrza i walka z własnym, gorącym ciałem, które aż drży w bliskim zetknięciu z Adamem. Wodząc językiem wokół wędzidełka odnajduje dodatkową rozrywkę w delikatnym masowaniu jąder chłopaka i choć wcale nie wygląda to tak, jakby nie miał w tym wprawy, sam zna prawdę. Silnie motywowany wewnętrznie reakcjami Adama potrafi jednak odegrać odpowiednio rolę na pełnej rozkoszy i namiętności scenie.
Spoglądając z zaciekawieniem na twarz Adama szuka pozytywnych sygnałów i ponownie bierze do ust prężącą się przed nim męskość, jednocześnie dłonie zsuwa na własny członek. Niewiele trzeba mu do kolejnej, pełnej erekcji. Seks z Lesterem, nawet jeśli w tej wybrakowanej formie, jest chorobliwie pobudzający. Simon czuje to z każdym ruchem przy których jego gardło wypełnia się adamowym asem, a jego całego przyprawia o przyjemne dreszcze. Wreszcie przymyka oczy, prześlizgując się po twardej męskości szybciej, sprawniej, pewniej...
[ Przypominam o wpisie do "zajętych wizerunków" ]
[Baudelaire! Ojej! Przyszłam po wątek, nie mam pomysłów, matura mnie z nich chyba wyparła, ale napisać musiałam, bo uwielbiam Baudelaire'a!]
Jenny
[Żyję - w chwilowym wycofaniu blogowym. Ale może ruszę przynajmniej z Luftem ;) Tak przez wzgląd na sympatię do Adama]
[Ostatnio jestem trochę chaotyczna, przez te matury, a że zawsze miałam skłonności do mieszania czasów, to sobie wyobrażam, co tam wytworzyłam. Ale w środę mam ostatni egzamin, wyciszę się i wszystko posprawdzam. Za dużo myśli, za wolny przekaz.
Wątek zacznę, ale jutro, dziś już chyba nie dam rady. Czy biblioteka, czy sklep to jeszcze zdecyduję. Chyba, że Tobie się chce zaczynać, to nie bronię.]
Jenny
Przy kolejnym kontrolnym spojrzeniu w stronę Adama zdecydowanie nie podoba mu się to, że chowa się on pod ramieniem i rzucanym na twarz cieniem, ale przez wzgląd na swoje własne zajęcie ignoruje jego chwilowe grzeszki, zamiast tego postanawia zrekompensować to sobie głośniejszymi jękami Lestera. Co do tego, czy uda mu się je pozyskać nie jest pewien, ale próbuje. Zaciska mocniej wargi na członku kolegi dbając o to, by każdy bodziec i kolejny ruch wzdłuż trzonu odczuwany był ze wzmożoną siłą. Przesuwanie się po wilgotnym od jego własnej śliny przyrodzeniu okazuje się wcale nie takim trudnym zadaniem, a nawet bardzo przyjemnym, bo świadomość tego, jak dobrze wpływa to na Adama odpowiednio stymuluje jego własne doznania. Nie przerywa więc mocnych pieszczot, a kuszony prężącym się pod nim ciałem na chwilę przerywa w dogadzaniu sobie, przesuwając dłonią, trochę na ślepo, po naprężonych mięśniach przy brzuchu Adama. Już w kolejnej chwili trzyma go pewnie przy biodrach zostawiając ślad po paznokciach, gdy zupełnie nieświadomie zaciska palce na skórze przyjaciela.
[Haha. Chyba musisz dać mi trochę czasu na ogarnięcie się xD. Stwierdzam, że sceny łóżkowe są moją piętą achillesową, ale dla reakcji Adama warto je ciągnąć <3]
[Cholerka! A sobie nadziei na wątek z Lesterem narobiłam i Ty mi te nadzieje zburzyłaś.]
Jeff
{Łaa, w końcu ktoś. Myślałam, że Julka już w ogóle nie będzie lubiana :) Gdzie bywa? W parkach, w galeriach sztuki, w miejscach, gdzie jest dużo ludzi, których mogłaby uwiecznić na fotografiach lub w szkicowniku. Czasami po prostu spaceruje i wpada na ludzi. Hm...}
[aaa, psychiatryk jak najbardziej, zajebiste, muszę przyznać :D o dziwo była w szpitalu gdzieś w okolicach amsterdamu powiedzmy, ale to był kwiecień lub maj 2012, da radę? :D]
[Musiałam, ciulu.
Ale nie, nie podchodzi mi to, bo mam dość tak... marnych wątków. Może razem gdzieś chleją? Albo po prostu się dobrze znają, bo coś tam?]
Skoro Adam tak silnie reaguje na każdą z pieszczot Lufta, wyrażając to najlepszą z dróg - poprzez jęki i niekontrolowane ruchy ciała - jest to chyba ewidentny dowód na to, że wyczuwanie potrzeb przyjaciela jest czymś, co najwidoczniej nie sprawia Simonowi aż takiego problemu jak sam się tego spodziewał. Być może jest to szczęście nowicjusza, a może po prostu Luft intuicyjnie wie czym mu dogodzić. Trochę już się ze sobą znają i mimo tego, że nigdy nie byli ze sobą w łóżku, Simon na własnym przykładzie jest w stanie wyobrazić sobie jak mocno może wpływać na niego intensywny dotyk przyjaciela. Jeśli Lester czuje się choć w połowie tak samo podekscytowany tym zbliżeniem jak on, na pewno nie jest źle. Wątpliwości te zostają rozwiane w momencie, w którym słona substancja ląduje w jego ustach. O ile rozwijanie pieszczot było czymś, co brunet kontrolował, okazuje się, że koniec jest mu zupełnie obcy do określenia. Nie spodziewał się tego, że apogeum ekstazy Adama zostanie osiągnięte tak szybko (a może to jemu po prostu czas stanął w miejscu?), więc nawet nie miał czasu pomyśleć nad tym, czy chce się odsunąć.
Czuje własne, drgające ciało, gdy fala rozlewającej się w nim spermy przyprawia go o dreszcz emocji. Przez ten specyficzny element zaskoczenia przez krótką chwilę pozostaje w bezruchu, przyjmując pełną dawkę nasienia w usta. Chyba mu to nie przeszkadza, bo wypuszczając wolno członek kolegi spomiędzy ust po prostu przełyka to, co mu dano. Sam jeszcze nie uporał się ze swoim twardym po nowych zabawach penisie, ale nie ma z tym najmniejszego problemu, bo kilka szybkich ruchów po całej długości wystarcza mu do wzmożenia podniecenia. Świadomość dzielenia tej chwili z Adamem pomaga mu w szybszym odczuwaniu, więc niekoniecznie biorąc pod uwagę to, że jego własny, ciężki oddech przebija się przez obopólną ciszę, jaka chwilowo zapanowała, kończy z cichym jękiem. Wszystko to robi wciąż pomiędzy udami kolegi, podrażniając ciepłym oddechem skórę przyjaciela. Ostatecznie jednak zsuwa się z pościeli i w pozycji siedzącej na ziemi, plecami opiera się o krawędź łóżka. Dlaczego tak? Bo szczerze mówiąc nie miałby siły, by wdrapać się do góry, do Adama. Mimo że cholernie by chciał.
- Kurwa... - szepcze cicho pierwszy raz korzystając z tego mocnego w jego odczuciu słowa dla opisania pozytywnych emocji. Może być to zrozumiane opacznie, ale dla niego jest to wyraz silnych, kurewsko przyjemnych przeżyć, jakie zapewnił mu Adam.
Widząc zamiary Adama bez zbędnego marudzenia prostuje nogi, ułatwiając blondynowi ułożenie się na jego udach. Zaraz też czuje lekkie łaskotanie, gdy jasne kosmyki włosów podrażniają nagie ciało. Dla Simona to nie jest dobry moment na pytanie o znaczenie wypowiedzianych słów. Wzrok Adama, jakkolwiek nie byłby magnetyzujący, w chwili skierowania go wprost na niego peszy Lufta. Głównie dlatego, że wyjaśnienie wzbogacenia swojego słownika o jedno z przekleństw jest jednocześnie poważną deklaracją jego najgłębszych uczuć, które kieruje do Lestera. One także stają się przyczyną tego, jak intensywnie przeżył ostatnie kilkanaście minut, wzbierając w sobie chyba wszystkie możliwe pozytywne emocje, jakie tylko znał.
- Kurwa, kropka - mruczy szukając jakiejś dobrej defensywy. Szybko okazuje się jednak, że Simon nie tylko ma trudności z rozwinięciem słów, ale i z urwaniem tematu. Wcale nie chce pozostawiać Adama bez odpowiedzi, po prostu nie potrafi się na nią zdobyć, gdy przyjaciel patrzy na niego W TEN sposób.
Zagryza wargę szukając rozwiązania. Ręka w powolnym ruchu spoczywa na ciepłej skórze Adama - rozpoczyna wędrówkę wzdłuż jego szyi, przemyka gładko przez brodę i dłużej zatrzymuje się w kąciku warg. Simon cholernie żałuje, że fizjonomia ciała nie pozwala mu pocałować Lestera dokładnie w tym momencie. Mimo wszystko jednak ta drobna zabawa rozluźnia go, daje czas do namysłu.
- Zaakceptowanie tego jak piekielnie mnie rozpalasz jest proste. W zasadzie całkiem kojące. Głębokie poruszenie, kiedy słucham Cię w trakcie upojenia nie mieści się w żadnym z dobitnych wulgaryzmów. A mimo to świadomość tego, że robisz to z innym wyniszcza. Łatwiej było mi Tobie pozwolić, kiedy nie wiedziałem. Jak dobry w tym jesteś. Po prostu.
Adam zapomina o jednej, bardzo ważnej kwestii - jego gra aktorska, jak dobra by nie była, w towarzystwie Simona nie ma żadnej wartości. W oczach bruneta prawie zawsze jest ona zauważalna. Nie łatwo ukryć motywy swojego postępowania, gdy druga strona zna Cię na tyle dobrze, by spostrzec, że wyjście z pokoju niewiele ma wspólnego z zapaleniem. Być może Adam faktycznie poszedł teraz na papierosa, ale sam moment, w którym zdecydował się to zrobić, nie był pierwotną przyczyną wyjścia, tego Luft jest pewien mimo że czasami wolałby pozostać w słodkiej niewiedzy. Tymczasem doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jego deklaracje są jak samobójczy strzał, bo znów tworzą dystans między nim, a przyjacielem. Brunetowi brak nerwów do ciągłego decydowania o tym, czy lepiej jest wyrażać swoje myśli jasno, by nie stłumić w sobie wszystkiego tego, co jeszcze mu pozostało, czy hamować się w słowach, ratując się przed odrzuceniem. Pierwszy z wariantów powoli prowadzi go do obłędu i frustracji, drugi psuje relacje z Adamem, przy okazji miażdżąc też jego własną samoocenę. Jaki jest złoty środek? Rzecz w tym, że nie istnieje.
Simon patrzy z wyrzutem na kolegę, ale nie zatrzymuje go. Niczego od niego nie chce. Niczego, o czym chciałby powiedzieć teraz głośno. Sam szybko wraca do normalności wsuwając się pod pościel, zakrywając się nią na tyle szczelnie, by stworzyć swoistą barierę. Nie wie tylko dla kogo, skoro Lestera i tak już nie ma w pokoju.
[no i jestem, musiała się trochę ogarnąć. no, ale co powiesz na to, że skoro Adaś zajmuje się też tłumaczeniami, to na przykład jak Mila dostała pracę i wpakowali ja do jej gabinetu (bo ona woli tłumaczyć w biurze, nie w domu, bo tam by albo nic ie zrobiła, albo została pracoholiczką, więc się przypadkowo tam na siebie natchnęli i takie przyjazne oo, wypuścili cię już z wariatkowa? :D]
[Pamiętam o Tobie. To tak na zaś xD Pewnie dzisiaj jeszcze napiszę. A jak nie... na pewno w końcu to zrobię.]
Simon <3
Ćwiczenia tańca na rurze były naprawdę fascynujące, bo okazało się, że Brandi jest dupa, a nie siłaczka czy gimnastyczka. To wyzwanie ją nakręcało i przez to wyzwanie coraz więcej ćwiczyła, coraz gorzej chodziła, coraz lepiej znosiła ból. Problemem było jednak to, że w ramach akcji "zagimnastykujmy się na śmierć", Bran sobie coś uszkodziła. Znaczy, nie uszkodziła, na pewno zaś z czymś przesadziła, przez co nawet siedzenie sprawiało jej ból, a chodzenie było nieznośne. Nawet zdarzyło się raz, że ktoś uznał ją za niepełnosprawną...
Kiedy Adaś wszedł (a miał ten cholerny nawyk wchodzenia do jej jednopokojowego mieszkania ot tak), Brandi akurat się przebierała po prysznicu. Jej skóra na brzuchu wyglądała cudownie od siniaków, które sobie nabiła. Uśmiechnęła się jednak, totalnie nie krępując się przy Adasiu. Kto by się krępował przy geju?
- Cześć. - Wyszczerzyła się radośnie na widok tequili. - Tylko brandy nie pijam. I właśnie z powodu tego, że koty bywają złośliwe, mam psa. Chociaż chyba wolałabym, by mi kot po dachu skakał, niż sprzątanie rzygów. Miałam niesamowicie ogromną przyjemność to robić dwa dni temu.
Wasp, widząc gościa, od razu szczeknęła, podniosła się ze swojego posłania i podbiegła radośnie, merdając ogonem. Nie, nie skoczyła na Adasia, dobrze wychowana psica, ale skakała w kółko, domagając się pieszczoty.
Brandi rzuciła Adasiowi zabawkę.
- Rzuć jej, da Ci spokój. A nagląca sprawa jest bardzo prosta. Masz Ty sprawne palce? Będziesz musiał z nich zrobić użytek jeszcze zanim zaczniemy pić. Nie mam do kogo się zwrócić, a potrzebuję kogoś, kto potrafi zdziałać nimi cuda.
Uśmiechnęła się radośnie. A niech myśli, co chce.
Prześlij komentarz