Za falą dachów widzę kobietę dojrzałą, już pomarszczoną, biedną, zawsze nad czymś schyloną, która nie wychodzi nigdy. Z twarzy, ubrania, gestu, z niczego niemal odtworzyłem jej historię czy raczej legendę, i czasem opowiadam ją sobie, płacząc.
Gdyby to był biedny, stary mężczyzna, odtworzyłbym jego legendę równie łatwo.
I kładę się do łóżka dumny, że żyłem i cierpiałem w kimś innym.
Powiecie może: "Czy jesteś pewien, że to legenda prawdziwa?". Cóż mnie obchodzi, jaka jest rzeczywistość poza mną, skoro pomogła mi żyć, czuć, że jestem i kim jestem?
fragment Okien Baudelaire'a
HOW MANY TIMES HAVE YOU THOUGHT ABOUT KILLING YOURSELF?
Once. The thought never left my mind.
Dwa regały książek, cztery tomy własnego autorstwa. Laptop z wiecznie otwartym plikiem Worda na pierwszym planie. Angielski, holenderski, norweski, rosyjski, francuski: wszystkie zarówno w mowie jak i w piśmie biegle władane, dziesięć doskonałych tłumaczeń, setki proponowanych kontraktów. Lubi ssać, nienawidzi kłopotliwej guli w przełyku, nigdy nie powie do Ciebie po imieniu, nie interesuje go Twoje zdanie, choć Twojemu punktowi widzenia chętnie przyjrzy się z bliska. Lubi eksperymentować, choć ostatnio nawet nie ma ochoty. Twoją wargę przygryza do krwi, swojej nigdy. Zmusza się do cięcia rąk, pali trzy paczki czerwonych Malrboro na tydzień, choć wcale nie musi, czasami wciągnie ścieżkę kokainy. Infantylnie dumny posiadacz czterech prób samobójczych na koncie, analogicznie po każdej z nich siedział u czubków. Nienawidzi muzyki, jedyna która sporadycznie do niego przemawia to ta alternatywna. Ma trzymiesięcznego kociaka i choć jęczy i narzeka nań non stop, de facto na ten moment nie wyobraża sobie bez niego życia. Biała bielizna u mężczyzn go drażni. Idąc ulicą nagminnie przegląda się w wystawach sklepowych. Uwielbia zapach męskiego potu i niedopałków papierosów. Czasem stoi bez celu w deszczu, nigdy nie miał kataru, wypróżnia się regularnie, połyka. Uzależniony od okularów wszelkiej maści, bez nich czuje się nagi. Zakochał się tylko raz i chociaż chciałby to powtórzyć - nie potrafi. Jest uczulony na rodzynki, a słodzona kawa wywołuje u niego torsje. Nigdy nie kochał się z kobietą, choć żeńskie talie są dla niego ostoją piękna. Pisuje powieści i nowele dla osób o wygórowanym wyczuciu smaku lub - jak sam twierdzi - wprost odwrotnie. Lubi być dotykany na karku, liczy każdy dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa, a kiedy dochodzi, drży mu dolna warga. Uwielbia grube swetry i materiały w groszki, latem jest wrogiem publicznym numer jeden. Choć stać go na pałac z ogrodem, wciąż mieszka w przykurczonej, zagraconej kawalerce. Żaden facet nie wytrzymał z nim dłużej niż Harry Potter. Zawsze śpi na brzuchu, choć ostatnimi czasy cierpi na bezsenność, matkę odwiedza tylko w jej imieniny, ojca widział dwa razy od jego śmierci. Nie jada czerwonego mięsa, brukselek i owoców morza. Środkowym palcem miesza kawę z mlekiem i odpowiada na zażalenia innych.
Adam Lester, 30 lat i tyleż samo grzechów ciężkich na... sumieniu?
Pisarz.
Tłumacz.
Zodiakalny chuj.
208 komentarzy:
«Najstarsze ‹Starsze 201 – 208 z 208Karmienie kota to kiepska wymówka. Szczególnie w ustach Lestera, który zwykle bywa bardziej kreatywny. Oczywiście Simon nie wyklucza tego, że jego kociak może być głodny, po prostu nie sądzi, by jedna godzina pozwoliła mu zdechnąć z braku pożywienia. Skoro jednak Adam stawia go w tej sytuacji, chcąc się od niego uwolnić, Luft nie widzi innego wyboru od puszczenia go wolno. Albo inaczej: nie widziałby, gdyby nie to, że perspektywa definitywnego zniknięcia przyjaciela z pokoju frustruje go. Być może zachowuje się teraz trochę dziecinnie, ale nim Adam dociera do spodni, sam wyskakuje z łóżka, zbierając je z podłogi.
- Nie pójdziesz - mówi krótko, bez jakiegokolwiek argumentu.
Staje w miejscu, patrząc uważnie na Adama. Nie ukrywa tego, że nie podoba mu się to, w jaki sposób jego przyjaciel się z nim żegna. Wycofanie się to nie najlepszy sposób na okazanie komuś mile spędzonego czasu. To bardziej potwierdzenie tego, jak bardzo ma się kogoś dość. A Simon zdaje sobie z tego sprawę aż zanadto.
- Chyba, że naprawdę masz mnie dość - dodaje. Przez te kilka niepozornych zdań zaczyna manipulować sytuacją i emocjami kolegi. Adam robił to z nim nie raz, więc najwyraźniej uczy się od mistrza. Wystawia spodnie w kierunku Lestera, czekając na jego ruch. To chyba jasne, że wzięcie ich równoznaczne jest z potwierdzeniem słów bruneta. Właśnie o to mu chodziło.
SIMON
Brandi nie przed jednym gejem paradowała. Nawet jednemu dała się zmacać w ramach "poznania kobiecego ciała" - ale to było dawno temu, wtedy Jones jeszcze była w sporym stopniu niedojrzała i pozwalała sobie na rzeczy, na które teraz by się nie zgodziła nawet za sporą opłatą. (Fakt, gej ją wtedy pochwalił, uznał, że cycki mogą być nawet fajne, ale dziury mu się nie podobają. Nie tylko jej, po prostu - ogółem.)
- Mój drogi, czyś Ty myślał, że ja o cokolwiek innego bym Cię prosiła? - spytała radośnie, szczerząc kły. - Jasne, że chodzi o masaż. Coś sobie przestawiłam, nastawiłam i jest mi źle. A Ty umiesz to naprawić. W zamian za tę jakże miłą usługę poczęstuję cię moimi ciastkami. Legendarnymi saszkami.
A tak, jej ciastka już zaczynały być legendą; kogo mogła, karmiła nimi, bo tylko one jej wychodziły. Nawet zupkę chińską czasami potrafiła spaprać. Saszki, poza pierwszymi próbami, nigdy nie były niesmaczne.
- Spoko, nic takiego. Plecy. Plecy mnie bolą. A brandy nie pijam, bo mi nie smakuje. Wcale a wcale. Poza tym, piłbyś alkohol, który napisał się prawie tak, jak ty?
Uśmiechnęła się radośnie i wyjęła szklanki z półki. Sól położyła zaraz obok.
- Niestety, olejków nie mam. Ale mam oliwę. Nada się, nie?
Brunet czuje jak grunt osuwa mu się po stopami dokładnie w momencie, w którym Adam łapie go za nadgarstek, przysuwając go do siebie bez większego oporu, o jakim Simon zapomniał przez to, że został zaskoczony. Jednocześnie mężczyzna ma wrażenie, że łapie się w pułapkę własnych gierek, bo najwidoczniej jedna próba zmanipulowania przyjaciela to jeszcze nie gwarancja skuteczności. Stoi więc naprzeciw Lestera nieco rozczarowany własnym brakiem przewidzenia tego, co może się stać (i co się stało). Zgodnie z obawami kolegi chce się wyrwać, choć robi to wyłącznie dlatego, że ma to już w nawyku. Na jego nieszczęście przy kurczowym uścisku Adama jedno gwałtowne szarpnięcie się nie wystarcza do oswobodzenia się, a na kolejne Luft po prostu się nie decyduje. Słysząc słowa Adama łagodnieje, a w kolejnych sekundach zamiera.
To nie jest tak, że nie chciałby uwierzyć, że ktoś może mieć go w niedosycie. Przeciwnie, wiara w to, że Adamowi zależy na jego towarzystwie na równi z jego własnymi odczuciami przez wiele lat trzymała Simona przy koledze. Relacja z blondynem ma w sobie jednak masę sprzeczności. Simon jest pewien tego, że każda z prowokacji Adama prowadzi go do skrępowania. Wie, że fizycznie pociąga przyjaciela, ale wie też, że ten leci na wiele innych ludzi, którzy kręcą się wokół niego. Wie wiele rzeczy, ale wszystkie ograniczają się do płytkiej analizy. Nie wie więc właściwie nic o głęboko skrywanych motywach postępowania Adama. Nie słyszał nigdy wprost, że blondyn wprawia go w krępację z własnej potrzeby zbliżenia się do niego, a nie przez wzgląd na samo wyprowadzenie go z równowagi. To dlatego nie rozumie. Nie rozumie. To nie to samo co nie chce zrozumieć. Za długo patrzył na Adama przez pryzmat jego egoizmu, gdy ten z początku znajomości wykorzystywał go. Za długo by dostrzec moment, w którym to on (Luft) zaczął znęcać się nad nim bardziej: emocjonalnie.
Wyznanie tak wielkiej wagi nie budzi więc w nim żadnego przestrachu, a skrajne zdziwienie. Słowa kolegi składają się w zgrabną całość. To co mówi zaczyna nabierać sensu, wprowadzając Simona w podły nastrój, pełen wyrzutów sumienia za to, że nie potrafi poprawnie zinterpretować działań Adama. Luft, poza sytuacjami ściśle związanymi z nim samym, radzi sobie w tym doskonale. Dopiero teraz zdaje się więc widzieć, jak trudne dla kolegi musi być przebywanie w jego pobliżu. Tak samo trudna jest każda odmowa, na jaką zwykle decyduje się brunet, gdy dochodzi do pytania o seks. Bądź choćby do sugestii.
- A gdybyś miał pewność...? - pyta ostrożnie, totalnie zmieszany, a przede wszystkim zupełnie otumaniony tym, co powiedział mu przed chwilą Adam. Każdorazowe NIE, jakie powtarzał sobie na myśl o kochaniu się z Lesterem, umknęło w jednej chwili, pozostawiając go z niepewnym, choć wyraźnie zarysowanym TAK.
- Że mogę... i chcę - sprostował, zagryzając wargę w geście niepewności. Zrobił to trochę w obawie o to, że Adam goni za króliczkiem (seksem z nim), którego w gruncie rzeczy nie chce łapać, bo do tej pory brał pod uwagę wyłącznie samą pogoń. A co jeśli trzymając go za uszy, puści wolno?
Brandi zaś odwrotnie - nienawidziła nosić rzeczy, które były jej zbędne. Niegdyś nosiła z sobą kosmetyczkę, ale gdy okazało się, że z niej nie korzystała, przestała ją pakować. Dzięki temu jej kręgosłup nie cierpiał zanadto... no, cierpiał, ale nie z tego powodu.
- Może być, lubię zapach lawendowy. Czekaj, znajdę ciasteczka... Albo nie, niech leżą, najpierw mnie wymasujesz. Matko, gdyby Toniek wiedział, że rozbieram się przed facetem innym niż on... - mruknęła cicho, p oczym zdjęła z siebie bluzkę i położyła się na brzuchu. - Bo Ty nie wiesz, ale już nie jestem taką... hard lesbą, wiesz. Mam faceta. I chyba polubiłam peniski. No, może nie wszystkie. Jego lubię. Chociaż cycków nie ma, szkoda, ale w sumie...
westchnęła, zamyśliła się. Zaraz potem położyła głowę na ramionach.
- Ej, myślisz, że byłabym dobrą mamą? - spytała, patrząc gdzieś w przestrzeń. - No bo jakby... facet i kobieta mogą być rodzicami - dodała jakby niepewnie, ale potem uśmiechnęła się do siebie.
Cholera, jeszcze kilka dni. Jeszcze kilka dni i rozwieje swoje wątpliwości. Nie byłaby dobrą matką. Gdzie tam, lesba matką. Gdzie tam, wojownicza lesba matką. Bran jak najbardziej była za adopcjami, ale nie wyobrażała sobie, by mogła sama adoptować dziecko albo urodzić jakieś. To przecież byłoby niezgodne z jej naturą wiecznej, wrednej lesby, która ma wyjątek. Prawda?
Czasami Adam wymaga od niego zbyt wiele. Niezależnie od tego jak bardzo by się starał, Simon jest cały czas człowiekiem, a ten ma skłonności do emocjonalnych zrywów. Marny więc z niego robot, nie potrafi wyłączyć się całkowicie na świat i czynniki zewnętrzne, choć czasem niewątpliwie mogłoby mu się to przydać. Nawet Luft, z całym swoim opanowaniem i latami praktyki w kwestii ignorowania własnych uczuć czasami się zapomina. Rzadko, bo rzadko, ale również mu się to zdarza. A wyznanie przyjaciela jest tak piekielnie emocjonujące i dezorientujące, że przez te kilka zdań Adam wyrywa myśli bruneta poza sferę zdrowego racjonalizmu i autokontroli. Nie pomagają też dalsze działania blondyna, który obdarowuje go krótkim, acz mocnym pocałunkiem. Simon chce więcej. Nie powie o tym głośno, ale wyraża to poprzez przeciągłe spojrzenie, rzucone w stronę Lestera. W jednej chwili postanawia też nie mówić już nic więcej, bo pewnie i tak znów usłyszałby, że albo nie słucha, albo nie rozumie. W tym momencie chyba byłoby to prawdą, bo bardziej niż na słowach, Simon skupia się na twarzy przyjaciela, szczególnie na jego oczach i ustach. Robi to zamiennie.
- Yhym... - zgadza się posłusznie, nawet nie wie z czym. Nie ma też pojęcia, czy słusznie. W każdym razie, odchyla głowę w bok, a kciuk, który gładził go przed chwilą po policzku, teraz znajduję się na wprost niego. Luft muska ustami jego końcówkę, by w kolejnej sekundzie zagryźć delikatnie zębami opuszek palca Adama. Nie wie po co. Wykonuje ten gest, bo tak nakazał mu instynkt. Być może zupełnie odległy logice.
Simon z Adamem znają się na tyle długo, że opanowanie i spokój Lufta to nie jedyne, do czego przyzwyczaili się oboje. Ich relacja w dużej mierze uzależniona została przez typowe schematy zachowań, z których ciężko im zrezygnować. Tak samo jak Simon, Adam również ma przypisane masę cech mu odpowiadających, a każde ich złamanie tworzy delikatny zamęt w kontaktach tych dwóch mężczyzn. Nic więc dziwnego w tym, że Lester gubi się w sytuacji po tym jak brunet wychodzi za model typowych dla siebie działań.
Inicjowanie prowokacyjnych zachowań... niby wszystko się zgadza, tak jest zawsze, tym razem jednak role się odwracają. To blondyn zwykle staje się prekursorem aroganckich, ale efektownych zaczepek - takich, które od razu budzą jakąś reakcję, natomiast dziś projektodawcą jest Simon. Robi to skromnie zachowując pozory niewinnego impulsu, ale istotne jest to, że jego działania nie zostają zignorowane. To daje mu odwagę do kolejnych, śmielszych posunięć. Jak łatwo się domyślić, zachowuje swoją uległość, rozsuwając zęby by wpuścić kolegę do środka, ale nie kończy na tym. W gwałtownym ruchu przyciąga Lestera do siebie, przylega nagim przyrodzeniem do spodni kolegi i mocno zaciska palce na pośladkach przyjaciela. Robi to niemalże jednocześnie z zamknięciem Adamowego kciuka pomiędzy wargami, ale do kolejnego posunięcia potrzebuje wyraźnego jego polecenia, co wyraża w utkwionym w nim spojrzeniu.
Z miłą chęcią przyjmuje moment, w którym Adam wślizguje się wprawnie językiem pomiędzy jego jeszcze rozchylone wargi. Nie przeszkadza mu nawet to, że nie miał czasu na jawną aprobatę, ani nawet na zaczerpnięcie głębszego oddechu. Oczywiście ma to swoje skutki w dalszych sekundach, bo mimo tego jak chętnie bawi się z ruchliwym gościem w jego buzi, musi chwilowo przerwać te żarliwe przyjemności, łapiąc dech. Jest to też chwila, w której sapie cicho, uderzając plecami w twarde drzwi szafy. Przez jego kręgosłup przebiega wyraźny dreszcz. Dopiero teraz zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo rozgrzane jest jego ciało w stosunku do chłodnego drewna za sobą. Ba! W stosunku do Adama również. Upewnia się w tym, gdy jego dłonie przesuwają się wzdłuż odsłoniętych pleców przyjaciela. Zamiast o tym myśleć, woli jednak skupić się na ponownym, głębokim pocałunku, którego w jego mniemaniu jeszcze nie dokończyli. Wszystko dzieje się szybko i trudno powiedzieć w jakiej sekwencji. Gdzieś między tym wszystkim Lester bezwzględnie daje mu do zrozumienia, że dominuje, a Simonowi cholernie się to podoba. Przygwożdżenie go do mebla budzi w nim nagłe podniecenie, rozpalając ogień w podbrzuszu. Uczucie to podsyca dodatkowo kolano, wciśnięte między uda, ale jemu to nie wystarcza. Sam bez skrupułów ociera się męskością o szorstki jeans, pobudzając ją do życia.
- Ściągnij je... - mruczy mu do ucha cicho, pewien tego, czego chce. Żeby nie budzić jednak żadnych wątpliwości co do tego, co kryje się pod tymi słowami, wykorzystuje do prezentacji wzniesione kolano Adama. Przeciąga dłonią od połowy uda wzwyż, odrywając dłoń tuż przed kroczem. Daje blondynowi miejsce na wykonanie polecenia, a sam, już obiema rękoma, oplata kark Lestera.
Jedną dłoń pozostawia na karku przyjaciela, dotykając go subtelnie - muskając opuszkami palców każdy fragment skóry wokół kręgów. Gdyby nasilił ruchy, można by przypuszczać, że właśnie wziął się za wyszukany masaż, być może zaczątek erotycznej gry, ale nie... po prostu się bawi. Robi to dla własnej satysfakcji. Palce drugiej dłoni wplata w jasne kosmyki włosów Adama, przymykając oczy. Niezainteresowany niczym więcej poza mokrymi pocałunkami, odchyla głowę w tył, opierając się o szafkę za sobą. Robi się egoistyczny za każdym razem, gdy Adam trafia w jego czuły punkt, a prawda jest taka, że nawet pośpieszne muśnięcia przy szyi sprawiają mu niewyobrażalną rozkosz. Nie chce z niej rezygnować, więc nie pozwala Adamowi na zejście niżej, zaciska pewniej palce na kosmykach włosów, przytrzymując go na tym samym poziomie. Sam rozchyla wargi wypuszczając powietrze z ust zgodnie z przyspieszonym rytmem serca. Eksponuje też szyję, dając Lesterowi pełne pole do działania. Nic dziwnego, że przy jego chwilowym oczekiwaniu na więcej, nagłe przerwanie pieszczot na rzecz krótkich, chaotycznych informacji przyprawia go o szczyt niezadowolenia. Być może dlatego w ogóle nie odpowiada. W impulsie pociąga za włosy Lestera, odciągając przyjaciela od szyi, a w zamian samemu się do niego przybliżając. Niemalże gwałtem wymusza na nim kolejny pocałunek, wsuwając język między ponętne wargi przyjaciela. Przy czym wcale nie ma wyrzutów - Adam nigdy nie narzekał na nadmiar namiętności, a raczej jej brak. No więc Luft jest teraz dla odmiany piekielnie namiętny - w mocnym, głębokim pocałunku znów daje mu poczuć smak nasienia. Napiera na niego całym ciałem pojękując cicho w ustach kochanka, gdy nabrzmiała męskość ociera się o równie okazałego penisa kolegi, gotowego do dalszych ekscesów. Wielka szkoda, że już teraz nie mogą poddać się największym emocjom, Simon chętnie już teraz zaznałby tej największej przyjemności, zadowala się jednak tym co ma, z przymusu (moralnego) spod szafki szybko przetransportowując się na łóżko. Popycha na pościel Adama i w miarę możliwości stara się być jak najbliżej niego. Sięga do szafki nocnej i już po chwili w ręce blondyna ląduje prezerwatywa, a Luft w niebywałym jak dla niego rozgorączkowaniu nie wie, gdzie w tym wszystkim ma się odnaleźć on. Bezmyślnie przeciąga dłonią po sztywnym członku kolegi, jakby w obawie, że przez te kilka sekund zwłoki coś się zmieniło. Na szczęście nic takiego się nie stało, a on, spokojny, może zacisnąć palce na adamowym biodrze.
[Za dłuższe oczekiwanie masz bardziej treściwy komentarz. ;p Być może będzie to też rekompensata za następną "przerwę", bo przed ostatnim, najobszerniejszym egzaminem, nie wiem, czy znajdę czas na odpis. Ale cierpliwości. Jak ja wytrzymam to ty też! ^^ ]
Prześlij komentarz