LISTA POSTÓW

wtorek, 28 sierpnia 2012

You came to see the mobscene...

http://data.whicdn.com/images/13724473/tumblr_lpcbortaYm1qljp65o1_500_large.jpg


Aletha Amanda Ramones
13.01.1988 Amsterdam
studentka reżyserii | obsesyjna dzienno-nocna pracownica muzeów
174 cm czystej, niezniszczalnej prowokacji |  oczy i włosy brązowo-czarne
orientacja - nieznana | historia, przeszłość, rodzina - głucho
Brudno, trochę potłuczonego szkła na podłodze, poodrywane ze ścian tapety, pety w popielniczce i poza nią, wyraźny smród wilgoci. Pośrodku tego błogobytu ona, ubrana na czarno, umalowana na czarno, na rękach i nagich skrawkach ud sporo czarno-krwawych siniaków. Na palcach, nadgarstkach, szyi i w uszach masa niepotrzebnego żelastwa. Powłóczy ciężkim obuwiem po połamanych płytkach w kuchni, wodzi nieobecnym wzrokiem po poobklejanych folią oknach, podryguje trochę chaotycznie i nerwowo do tego, co akurat poszczają w radiu. Byle głośno, byle mocno, byle intensywnie. Byle tylko natrafić na kolejną nowość, która pomoże znieść kolejny dzień. Płatki kukurydziane z mlekiem tworzą na sosnowym stole coś przypominającego konsystencją błotnistą kałużę. Wkłada do niej palec. Tworzy wzorki. Wiele, wiele wzorków, tak jak kocha to robić w życiu. Byle tylko przetrwać kolejny dzień. Witaj w świecie Alethii Amandy Ramones, tutaj wszystko jest czarne i śmierdzi rozkładem - poza nią samą.
Jej świat można podzielić na kilka kręgów i etapów, niczym to, co opisywał nam dawno temu Dante. Tylko trochę bardziej to brzydkie i ludzkie. Bardziej współczesne i aż zionie dzisiejszą Holandią. Dante stawiał na strach, Aletha kocha stawiać na obrzydliwości i wyuzdanie.  Kocha eksperymentować z twoją wolną wolą i wytrzymałością. Czeka aż na twoim czole pojawi się taka śmieszna zmarszczka świadcząca o tym, że trzeba wcisnąć stop. Wtedy ona przyspieszy, żeby efekt był jeszcze bardziej niszczycielski niż w założeniu. Na tym przecież żeruje reżyser filmów dokumentalnych - na momentach słabości. Trzeba je pięknie udokumentować, żeby cię potem doszczętnie zniszczyć. Tematyka jest tylko środkiem do celu. Ramones od zawsze wiedziała, czym będzie się zajmować. Nawet jeśli słabo daje się wyżyć do dnia rozdania stypendium, biegając od jednego miejsca do drugiego, łapiąc się prac tak różnych, że czasami wyskakuje się z samej bielizny, żeby potem wskoczyć w jakiś roboczy kombinezon. Jeśli miałaby ci wymienić najbardziej abstrakcyjny zawód, którego się podjęła, musiałaby się zastanowić co najmniej godzinę. Niezależnie jednak od tego, gdzie wyląduje po porannych zajęciach, po wieczornych zawsze jedzie tą samą trasą, metrem, albo autobusem. Filmmuseum, gdzie dogląda starych kinematografów i wkrada się na stare seanse filmów noir. Stedelijk Museum, żeby pogapić się na obrazy, ale częściej po to, żeby pogapić się na ludzi, którzy gapią się na obrazy. Wymyśla wtedy powody, dla których się tam pojawili. Wąsy oznaczają, że ktoś zna się na sztuce, bokobrody - przyszedł, żeby komuś zaimponować. Pulower? Trzeba o tym mówić?
Museum Amstelkring - to stąd zabrała siedemnastowieczną suknię, w której potem ułożyła się w łóżku (tuż pod swoją kamerą) i połknęła masę tabletek. Nie wiedzieć czemu, MA kazało ochronie jej więcej nie wpuszczać. A szkoda, turyści uwielbiali jej łzawe i zmyślone historyjki o eksponatach.
Wróćmy jednak do dnia, w który po raz pierwszy postanowiła targnąć się na swoje życie. Zabawne jest to, z jaką precyzją wszystko zaplanowała. Zmieniła pościel na atłasową, rozłożyła w starej sypialni masę czerwonych i czarnych świeczek o zapachach tak nieprzyjemnych, że nieomal nie odeszła z tego świata przez same mdłości. Kamera śledziła każdy powolny ruch jej ręki, kiedy to bez mrugnięcia wkładała do ust poszczególne tabletki i popijała je wodą. Wszystko było tak cudownie zaplanowane, że nie brała pod uwagę alkoholu - po alkoholu straciłaby  świadomość, a do jej filmu liczył się każdy najmniejszy nawet szczegół.  Najbliższy szpital jest zmęczony przyjmowaniem zgłoszeń z jej zapuszczonego mieszkania przynajmniej raz na dwa miesiące. To jest częścią eksperymentu. Kolejnego na ludzką wytrzymałość. Tytuł brzmi: kiedy służba zdrowia zamiecie moje życie pod dywan z beznadziejnymi przypadkami.
Jeśli lubisz zagadki, a nie lubisz szablonów i moralnej konieczności oswajania nowo poznanych ludzi, teoretycznie wskazane jest, byś ją poznał. Bywają ludzie, którzy łakną jej w sposób niemal obsesyjny. Bywają też tacy, co to uciekają na sam dźwięk jej imienia. Nigdy nie możesz mieć pewności, że nie jesteś tylko metodą.

5 komentarzy:

Rossen pisze...

[Ci się udało, bo się jej boimy we dwoje :<]

zgniły anioł pisze...

[Cóż, rozmowa o kupie to też dobry starter do wątku.]

zgniły anioł pisze...

[Owszem, jestem osobą chętną. W tej kwestii w zasadzie zawsze.]

Rossen pisze...

Kiedy Will wynajmował to swoje poddasze nigdy nie przypuszczałby, że będzie miał z nim tyle problemów. To znaczy, jasne, mieszkanie w takim stanie nie wróżyło niczego dobrego, ale w gruncie rzeczy pękające rury nie wchodziły w skład tych wróżb szczególnie teraz, po sześciu latach gdy całe poddasze było już niemal wyremontowane i zaczynało przypominać całkiem normalne miejsce. Nawet udało mu się jakimś cudem pozbyć okropnej stęchlizny, z którą męczył się przeszło cztery lata, no a teraz wszystko szlag trafił i cała zabawa zacznie się od nowa, a to wszystko przez nieuwagę jakiegoś cholernego hydraulika, który spieprzył całą robotę. Bo przecież przełączenie wody z jednego miejsca do drugiego to takie straszne zadanie jest. Po interwencji tego profesjonalisty Will doszedł do wniosku, że sam zrobiłby to o wiele lepiej i szybciej, no ale teraz to mógł już sobie tylko narzekać. Dobrze, że kawiarnia jako-tako prosperowała, szybko uda mu się uzbierać jakąś okrąglejszą sumkę i przywrócić poddaszu poprzedni wygląd. No a przynajmniej miał taką nadzieję. Póki co jednak dostało mu się zastępcze mieszanie na parterze, które w zasadzie jeszcze nie było takie tragiczne. Znaczy, miało dwa łóżka, prowizoryczną kuchnię i nawet kanapę w miejscu, które pewnie kiedyś można było spokojnie nazwać salonem, no a do tego całkiem nieźle utrzymaną łazienkę z działającym prysznicem. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że nie miał mieszkać tutaj sam, tylko z tą dość osobliwą dziewczyną z niższego piętra, którą przez przypadek też zalało. Miał tylko cichą nadzieję, że przeżyje te wszystkie tygodnie, a Aletha w międzyczasie w śnie go nie zabije, nie zje, albo nie zgwałci.
Wziął sobie dzisiaj wolne (uroki bycia własnym szefem) w kawiarni i zamiast przykładnie pracować i doglądać biznesu, targał te wszystkie swoje pudła przez kilka pięter wprost na parter. W zasadzie nie było w nich nic ciężkiego, zaledwie jakieś ubrania, kilka potrzebnych rzeczy codziennego użytku i rzeczy do kuchni czy tam łazienki, ale to latanie w tą i we w tą po schodach totalnie go wykończyło, zwłaszcza że nie robił sobie żadnych zbędnych przerw. No a potem to wszystko trochę rozpakował, zrobił jakiś względny porządek w mieszkaniu, zjadł obiad i popołudniu po prostu padł jak nie żywy do łóżka i zasnął. Ale jego błogie szczęście nie trwało zbyt długo – po jakimś czasie ze snu wyrwał go dziwny hałas. Wll nie przywykł do tego, że ktoś mu się po domu pałęta, więc przeczuwając najgorsze zerwał się z łóżka i czym prędzej popędził do kuchni, gdzie zaskoczony zastał dość kuriozalną sytuację. Oto właśnie przed nim siedziała dziewczyna, na oko dwudziestoparoletnia w jakiejś secesyjnej sukni i beztrosko paliła sobie papierosa, zrzucając popiół gdzie popadnie. Cóż, na pewno nie tego się spodziewał w środku nocy. Zdziwiony aż przystanął w miejscu i uszczypnął się w ramię, bo pierwszym jego pomysłem był to, że dalej sobie po prostu śni. Ale jednak nie, bo gdy tylko chwycił skórę od razu zabolało.
- Aletha? - spytał zszokowany, patrząc na nią pytająco. Fakt, siedzenie w kuchni jest calkiem normalnym zajęciem, ale siedzenie w takiej sukni w kuchni już nie bardzo.

red shoes pisze...

{Podoba mi się postać i podoba mi się karta ;) Ale nie umiem na nic wpaść, mam wolny wieczór, jutro wolny dzień i nie umiem oswoić się z tą myślą i tak mi jakoś... No, ale witam na blogu! ;)}