Na planie było wyjątkowo tłoczno. Kręciliśmy jeden z najważniejszych odcinków Boys Over Flowers. Wyczekiwałem go, jak szalony, ponieważ moja postać miała pocałować w końcu postać koleżanki z planu. Określenie "koleżanki" nie pasowało do niej zupełnie, było nawet nie na miejscu, względem moich uczuć. Nie mogłem oderwać od niej wzroku, chociaż niezbyt wielu mężczyzn jej się przyglądało, ponieważ zawsze kryła swoje najpiękniejsze oblicze pod lekkim nieładem odgrywanej postaci. Zabawnym faktem było to, że nasz realny scenariusz wyglądał identycznie, jak wymyślony w dramie; bogaty chłopak, który wyśmiewał biedniejszych od siebie, chwalący się szlacheckim pochodzeniem, dostrzega w prostej, przeciętnej dziewczynie coś, czego nie widział w nikim. Zmienia swój pogląd, nagle, ku zdziwieniu i zniesmaczeniu jego otoczenia. Wie, jakie piękno może kryć w sobie życie wolne, nie ograniczone służbą, obowiązkami i zasadami. A co najważniejsze - pragnie tego zasmakować.
Wszedłem na plan, niczym gwiazdor. Kpiący uśmiech na ustach, lekceważące spojrzenie. Na każdego patrzyłem z pogardą. A ona? Ona wydała mi się głupią dziewczyną, której się zachciało się bywać na czerwonych dywanach. Co mogła wiedzieć o aktorstwie, skoro wygrała jakiś głupi casting, bo od tak się zgłosiła? Będąc te trzy lata młodszym, ja, w jej wieku, już miałem na koncie parę znaczących ról. Występowałem w serialach, wszelkiego rodzaju reklamach, byłem twarzą tylu znanych na świecie marek. A ta pannica pracowała w sklepie warzywnym. I mimo to wszystko, szanowano ją bardziej ode mnie.
Chciałem się sprzeciwić temu, co zaczynałem do niej czuć. Wystarczyło jej spojrzenie na mnie, a ja już szalałem. Uśmiechała się do mnie, a ja nie mogłem nie odpowiedzieć tym samym. I na co się zdawał ten protest? Nabuzowany, potrafiłem zachowywać się niemal agresywnie - walka z uczuciami była niewyrównana. Nie musiała nic mówić, abym wyczuł jej karcące nastawienie w stosunku do siebie. Zazwyczaj, wtedy się uspokajałem i pracowaliśmy dalej. Nie lubiłem tego, ponieważ wewnętrznie denerwowałem się na siebie, że tak owinęła mnie sobie wokół palca, chociaż nie miała o tym pojęcia.
Z zamyślenia wyrwał mnie głos reżysera, który oznajmił, że zaczynamy. Lekko się spiąłem. Ku-Hye spojrzała na mnie, a ja natychmiast przybrałem swój lekko znudzony wyraz twarzy. Przez sekundę jej wzrok był podejrzliwy, jednak potem obdarzyła mnie uśmiechem. Cichy jęk bezsilnego pragnienia wydarł się spomiędzy moich warg. Wstałem z krzesła i włożyłem marynarkę od szkolnego mundurka Gu Jun.
Wyszliśmy z budynku. Ku-Hye skierowała się w stronę huśtawki, a ja stałem dalej. Na dworze zrobiło się już ciemno, a świąteczne lampki pozawieszane na drzewach stwarzały niepowtarzalny klimat. Na placu szkolnym uczelni naszych postaci, pracowaliśmy bardzo często. Nigdy jednak nie było na nim tak magicznie. Wszystko przyozdabiał dodatkowo śnieg. Będąc tylko w mundurku, powinienem trząść się z zimna, ale tak wcale nie było.
Kiedy usłyszałem słowo "akcja", zacząłem biec w kierunku huśtawki, na której siedziała Ku-Hye. Odgrywałem drugą część sceny, kiedy Gu Jun podczas wieczornych zajęć koła teatralnego, w samym środku ich trwania, wybiegł ze szkoły, mając nadzieje, że odnajdzie Jan-Di tam, gdzie najczęściej przebywała - czyli właśnie na huśtawkach.
Lekko dysząc i udając zmęczenie, klęknąłem przed Ku-Hye, która miała zdziwiony wyraz twarzy. Nie grałem.
— Jan-Di... — Zacząłem. Nie wiedziała, co powiedzieć, wiec nadal tylko patrzyła. — Jan-Di, wybacz mi to wszystko... Wiem, że widziałaś moje negatywne strony, że byłem obrzydliwym, zapatrzonym w siebie paniczykiem!
— Czego Ty ode mnie chcesz... — Zapytała, odwracając wzrok.
— Chcę Ciebie, Jan-Di...
Od razu na mnie spojrzała. Jej postać również była zakochana w mojej, acz jej wybuchowy charakter nie pozwalał manipulować sobą uczuciom. Wpatrywałem się w nią przez chwilę, a potem w nagłym przypływie emocji, pocałowałem ją. Była zaskoczona, nie tylko jako Jan-Di, ale i też jako ona sama. Całowałem ją z niesamowitą pasją, co zaczęła mi oddawać.
Zupełnie nie wiem, kiedy, straciłem nad sobą kontrolę i bez scenariusza objąłem ją w pasie, podnosząc z huśtawki i trzymając w swoich ramionach. Oderwaliśmy się od siebie, jednak nasze usta dzieliły milimetry.
— Lee... Czy właśnie to próbowałeś mi cały czas przekazać tym swoim dziwnym zachowaniem...? — A więc jednak widziała. Nie wiedziała tylko, o co chodzi.
— Kocham Cię, Ku-Hye... Błagam, uczyń mnie najszczęśliwszym człowiekiem i odwzajemnij moje uczucia... — Wyszeptałem, puszczając ją. Nikt z ekipy nie śmiał powiedzieć czegokolwiek, byli pewnie nieźle zdziwieni. Kiedy względnie się uspokoiłem, sam byłem w szoku, że ona już wie, że ją kocham. Zaraz jednak, znowu zacząłem się denerwować, w napięciu, co mi odpowie.
Milczała, ale... Uśmiechnęła się. Czułbym ulgę, gdyby to nie był smutny i lekko zakłopotany uśmiech. Wiedziałem, że mi odmówi. Nim to powiedziała, już czułem, że moje uczucia się burzą, i rozchodzi się po mnie fala paraliżującego bólu spowodowanego odrzuceniem.
— Nie mogę, Lee...
Jeszcze więcej bólu.
— Kocham Sanga...
Nie wiedziałaś, że oddałem Ci się cały uczuciowo. Nie miałaś pojęcia o niczym! Lee Seung Min był Ci jedynie kolegą.
— Wybacz za kłopot. — Wypowiedziałem tylko tyle. Odwróciłem się i zacząłem iść w stronę budynku.
Zaskakujące. Kilka chwil, kilka słów, kilka gestów. Na uczucie miłości patrzyłem z góry, a kiedy zmieniłem zdanie - wyśmiało mnie.
Zdjąłem marynarkę od mundurka i rzuciłem ją. Wziąłem swoją kurtkę i klucze od samochodu. Wyszedłem na zewnątrz i odnalazłem auto w ciemności. Wsiadłem do środka i odjechałem.
Wybrałem pierwszy lepszy kraj i pierwsze lepsze miasto. Holandia. Amsterdam
Nie będzie mojej facjaty co billboard.
LEE SEUNG MIN
3 marca 1985 r.
Korea Południowa, Seul.
[Cześć. Wątki, powiązania, etc. - chętny! Na shoutboxie jestem cały czas, więc jedyne, co jeszcze Wam powiem, to to, że wizerunek należy do Lee Min Ho. No i byłbym zapomniał... W tytule jest "Nazywam się Lee Seung Min" przed polską resztą.]
[EDIT: Chyba będę aktualizował notę. Btw, pozmieniane rzeczy w oryginałach to moje wymysły. Nieważne.]
13 komentarzy:
[Wiedziałam, że będzie Minicak!!! Podświadomie to czułam! aaaah, rozpływam się <3]
[Kak obiecałam - zaczynam. Zaczynam... gdzie mogą się spotkać? W barze, gdzie Brandi go pociesza czy w innym barze, gdzie Brandi będzie pocieszana? A może on zobaczy ją nago w jeziorze za miastem? xD]
[Taka dziewica? Zaraz zacznę ;D]
Cały czas... wspominała to, jak leżał obok niej, a opuszami palców przesuwał po udzie. Cały czas, niezmiennie od tygodnia, drżała na tę głupią myśl, jej skóra zaczynała się przed tym bronić, włoski stawały na baczność. Zwykłe przesunięcie palcami po nodze w momencie głębokiego poznawania własnych źrenic nie mogło wyjsć z jej głowy. Cholera, to było tak delikatne, tak przyjemne, tak właściwe dla tamtej chwili...
Brandi siedziała w jednym z barów, pijąc już czwarte z kolei piwo. Nie rozumiała tego, co działo się w jej wnętrzu. Ilekroć wspominał ktoś Vissera, czuła ścisk w żołądku i przypominała sobie gorące wakacje w Hiszpanii z nim. Ilekroć wracała do baru, zamiast chcieć iść spać, pragnęła znaleźć się przy nim, niekoniecznie naga i niekoniecznie mieć orgazm - ot, by tylko móc mieć go obok siebie. Czasami czuła, że się zakochuje, czasami czuła, że to zwykłe pożądanie. Fakt faktem, było to powodem, dla którego piła. O, już szóste piwo. Skoro kręciło się jej w głowie aż do tego stopnia, trzeba by sprawić kolejnym piwem, by przestało...
W pewnym momencie w tłumie zauważyła poznanego niedawno Chińczyka. Uśmiechnęła się po pijacku, wstała, rąbnęła nogą w stolik, usiadła; wstała ostrożniej, machnęła na niego ręką, wołając jego chińskie imię i nazwisko, a potem usiadła. Uśmiechnęła się sama do siebie; może jej postawi piwo?
- Cześć - powiedziała.
Brandi uśmiechnęła się, jedno z nich podstawiła Lee.
- Cierpię na kryzys tożsamości, piwo jest napojem, który to leczy... Chyba, że mnie oszukano. W sumie, mogli. Nie czuję poprawy prócz tego, że częściej chce mi się siku.
Upiła kolejny łyk. Przydałoby się coś do żarcia, zanim się uchleje do końca. Bran nie miała bowiem silnej głowy i chociaż żałowała, nie potrafiła sobie głowy wzmocnić, sprawić, że będzie mieć twardszą. Od zawsze dziewięć piw kończyło się zgonem, więc... Jakby... Dawno przeszła połowę. Wstawiła się porządnie.
- A Ty co tu robisz? - zainteresowała się, wykonując bliżej nieokreślony ruch. Ostatecznie podniosła torbę z podłogi i położyła ją sobie na kolanach.
Przez moment zastanawiała się, czy on tymi słowy nie proponuje jej seksu. Ostatecznie uznała, że raczej nie, upiła łyk i odpowiedziała:
- Pewnie tak... Ale lepiej kupić pięć piw niż dobry alkohol, na to drugie chwilowo mnie nie stać, więc... Poza tym, cholera, nie wspominaj mi o gejach. Sama jestem lesbą. Byłam. Nie wiem. Kurwa. Ale dobrze być gejem, serio, Twoja płeć będzie Ci bardziej zrozumialna...
Rozejrzała się uważnie po barze. Zaraz potem znów upiła piwa.
- Jak ja lubię, jak mi się tak kręci w głowie, że nie wiem, gdzie jest sufit, a gdzie podłoga, bo wszystko tak lata... Jak w kalejdoskopie...
- A ja co mam powiedzieć? Jestem kobietą, która woli kobiety, ale pieprzy się z o jakieś piętnaście lat starszym facetem, w dodatku chyba mi się podoba w taki wiesz sposób, przez który muszę pić, a on rucha moją kochankę i milion innych panienek, co ja mam powiedzieć? Zastanawiam się, czym sobie strzelić w łeb - powiedziała na jednym oddechu, o ile było to możliwe, po czym zerknęła na piwo. - Jasne, wstanę. Nie ma problemu. Gorzej z tym, czy jestem w stanie utrzymać się na nogach.
Brandi przeklinała, choć nieczęsto. Wolała omijać brzydkie słowa, bo... bo tak, w sumie. Słońce ich nie lubiło, a mężczyźni w ustach kobiecych - też nie. Zatem Brandi mało przeklinała.
[Ej, w sumie, to ja chcę wątek! :D I mogą się nie znać, a Melcia może fangirlować xD (lepszych pomysłów nie mam.
Ale ciepnąć się muszę, bo Lee się pisze po koreańsku przez nieme kółko i samo "I", a nie "li" :P]
[Oooo , jakie ciacho ! Mogę liczyć na wątek ?]
- Lepiej? Facet, wcale nie lepiej. Ja nie mogę się zakochać teraz. Nie mogę być zraniona i pragnąc kogoś, po prostu nie mogę...
Chociaż Brandi uważała myśli typu "nie mogę, bo zdradziłabym martwą dziewczynę" za głupie, nie mogła się ich pozbyć z głowy. Były tam i oskarżały ją, że robi źle, że nie kochała nigdy Mili tak mocno, jak powinna, bo zakochuje się w jakimś podrzędnym dupku. Nie było linii obrony przed samą sobą.
- Przynajmniej wiesz, że nie masz na co liczyć i możesz się zakochać... w kimś innym. Upraszczam, ale przecież... no... Miłością toto nie może być, przecież nie wiesz, jakie lubi ciastka, kolor i czy lubi kawę czy herbatę rano, czy lubi rogaliki czy zwykłe bułki, co robi, kiedy jest zmęczona po...
Brandi to wszystko, kurwa, wiedziała. Znała odpowiedzi na te pytania i u Mili, i u Tone'a i chociaż różnice były ogromne, pałała jakąś czułością do obu z nich. Nie, nie kochała jeszcze, zaczynała dopiero coś czuć.
[Taki fajny facet, a tak mało wątków! :D Zaczniemy coś? Jakieś pomysły na wątek lub powiązania? :)]
[huehuehue, Fairfax oraz BHS, kochanie? :3 Tu Lenka ^.^ ]
[Szejść! :D Co zaczynamy?]
Prześlij komentarz