Nadzieja Buvorok, 32 lata.
Kryminolog, specjalizacja - traseologia.
Kryminolog, specjalizacja - traseologia.
Wszystko
było lepsze od życia tutaj. W tym mieście. Z tymi ludźmi. Problemy
każdego dnia narastały do takich rozmiarów, że trudno było je ogarnąć
wzrokiem. Codzienność była jak pole walki. Uciekniesz? To nazwą Cię
tchórzem. Staniesz do walki i przegrasz? Powiedzą, że jesteś słaby. A
gdy jakimś cudem uda Ci się wygrać, będą zazdrościć, stawiając nowe
przeszkody na Twej drodze. Zwyciężali Ci, których za rękę prowadziła
nienawiść. Nienawiść do każdego człowieka. Istniało dla nich przede
wszystkim dobro własne. Egoizm stał na pierwszym miejscu wśród
"wartości", jakie udało im się zdobyć. Dołączyła do tej gry wiedząc, że
pieniądze nie dadzą jej szczęścia. Mimo wszystko nacisnęła play z
nadzieją, że niestanie się taka jak wszyscy. Ponoć nadzieja jest matką
głupich, tak przynajmniej mawiali ludzie, którzy sami utopili ją w
hektolitrach alkoholu i miligramach tytoniu. Ona była Nadzieją.
Mimo wszystko, gdy
zobaczyła jego, po dobrych piętnastu latach, dojrzała w jego oczach
pogardę. Zrozumiała, że stała się taka sama jak oni, jak ludzie, z
którymi przyszło jej żyć. Zapracowana, wiecznie biegnąca za czymś, czego
złapać nie mogła. Pracoholiczka, nie mająca czasu na sen, na
odpowiednie pożywienie, na żadne uczucia. Odcięła się od normalnego
świata na rzecz pracy, którą tak umiłowała, na rzecz dążenia do sukcesu,
wspinania się na szczebel kariery. Odezwała się w niej niezwykła
feministka, powiecie. Bo o ile mężczyźni nieco zrozumieli emancypację
kobiet, pozwolili im chodzić do pracy, zarabiać minimalną krajową, o
tyle całkowitym absurdem było dla nich pozwolenie, aby kobieta chciała
osiągnąć coś więcej poza przeciętną pracą, obiadami i domem pełnym
pieluszek.
Nie, nigdy nie brakowało jej niczego. Model rodziny
typowy dla tradycjonalistycznych, bułgarskich rodzin - surowy,
aczkolwiek kochający ojciec, pracujący całe dnie, aby rodzina miała co
do garnka włożyć; nadopiekuńcza matka, spędzająca całe dnie w domu,
który stał się esencją jej życia. I trójka dzieci, w tym ona,
najstarsza. Nigdy im się co prawda nie przelewało, nie tonęli w
luksusie, jednakże nie można nazwać było ich najniższą klasą społeczną,
która jedynie żeruje na porządnych obywatelach, nie potrafiąc sama
zarobić na swoje utrzymanie.
Niestety, w tamtych czasach, w
Bułgarii, życie było naprawdę ciężkie. Nic dziwnego, że większość
obowiązków spoczęła właśnie na niej, na dorastającej i niezwykle
inteligentnej dziewczynie, która, aby podjąć pracę w wielkim
supermarkecie za najniższą krajową, musiała przerwać nauczanie. Ludzie
mawiają, że po dłuższej przerwie w nauce nie chce wracać się do szkoły,
nie chce się kontynuować tego, co się zaczęło. Człowiek przyzwyczaja się
do lenistwa, do zaistniałej w jego życiu sytuacji. No cóż, widocznie
ten schemat nie powiela się u wszystkich ludzi, bowiem ona szybko, jak
tylko drugie z rodzeństwa usamodzielniło się, opuściła kraj, chcąc
kontynuować naukę poza granicami Bułgarii. Oczywistym
jest, że poróżniło ją to z rodziną, jakżeby inaczej...
Czasami ma wrażenie, że okres spędzony w Bułgarii, był najlepszym okresem w jej życiu...
Nauka,
nauka, nauka. Ukończenie szkoły średniej, studiów z kryminalistyki na
poziomie doktoranckim, nauka języków(angielski, hiszpański i francuski).
W tym momencie na myśl nasuwa się jedno stwierdzenie - ambicja
zniszczyła jej życie. Z jednej strony satysfakcjonująca praca (co prawda
z ciągłym narażaniem życia), z drugiej jednak pusta kawalerka w samym
centrum miasta i mała, ruda fretka, patrząca z wyrzutem, bo znowu nie
dostała nic do jedzenia. Każdy medal ma dwie strony, wybierając pracę,
odrzuciła wszelkie znajomości, wszystkie uczucia. Brak czasu, ciągły
pośpiech i gotowość robią z niej osobę, z którą nie da się wytrzymać
dłużej niż kilka tygodni. Z czasem jej uosobienie zaczyna drażnić.
Zwłaszcza, że zazwyczaj nie jest świadoma tego, że to co robi jest złe.
Już dawno przekształciła swój umysł tak, aby głównym jego ośrodkiem była
kariera, pobocznymi wartościami zaś są dopiero relacje z innymi,
poczucie bliskości. Jest zbyt racjonalna, słowa krytyki bardzo mocno
przyjmuje do siebie, są jednak one motorem napędowym do dalszego
kształtowania siebie. Szczera do bólu, twardo stąpająca po ziemi, zapomniała jak to jest marzyć, jak to jest chcieć czegoś.
Z zamiłowaniem czyta książki rosyjskich
powieściopisarzy, takich jak Fiodor Dostojewski czy Borys Akunin. Gdy
znajdzie wolną chwilę uwielbia przechadzać się po galeriach (nie, nie
sklepowych), a największą jej miłość wzbudzają wystawy sztuki
impresjonistycznej. Od lat
obiecuje, że zrobi sobie chwilowe wakacje i pojedzie gdzieś odpocząć -
marzy jej się bowiem odwiedzenie Peru, Macu Picchu, zobaczenie kraju,
który niegdyś zamieszkiwali Inkowie. Starannie prowadzi dziennik, w
którym zapisuje wszystkie elementy spraw, które prowadzi, chcąc mieć
później wgląd w udokumentowanie i sprawdzenie, czy z czasem jej
spojrzenie na daną sprawę uległo zmianie.
Wygląd nie zdobywa jej uznania - błędem byłoby powiedzieć, że on się
nie liczy, odgrywa mało znaczącą rolę. Hipokryzją byłoby stawianie jego
na ostatnim miejscu, bowiem idzie on bezpośrednio z seksualnością, która
odgrywa ważną rolę w życiu każdego człowieka. Przepisem do podbicia jej
serca jest inteligencja i błyskotliwość, nieprzeciętny charakter i
niezłomność.
Jak każda kobieta potrzebuje bliskości i akceptacji,
czułości i zaspokojenia seksualnego, nie czyni jednak z niej kobietę,
która, gdy tylko poczuje falę pożądania, rozsuwa swoje nogi dla
pierwszego lepszego mężczyzny, który akurat nawinie się pod rękę. Jak
mawia - wolałaby sama zaspokoić swoje potrzeby seksualne niż być
uważana, czy to przez społeczeństwo czy przez samą siebie, za kobietę
lekkich obyczajów. Zresztą wiek chyba do czegoś zobowiązuje, prawda?
Młodzieńcze ekscesy zostawiła za sobą.
Nie myślcie sobie, że
życie kryminologa wygląda tak jak we wszystkich seriach CSi czy w
słynnym serialu "Kości". Przerysowane, przekoloryzowane dla rozrywki
odbiorców, mają naprawdę mało wspólnego z prawdziwym życiem. A już na
pewno państwo nie finansuje takich sprzętów i oprogramowań do
komputerów...
Świadoma swojego wyglądu, pewna siebie kobieta sukcesu. Istota, którą zabiła racjonalność.
The blower's daughter, the pupil in denial.
...........................................................................................
...........................................................................................
Lubię sobie pomarudzić, więc zrobię to tutaj. Na wątki jestem oczywiście chętna, ale skoro wychodzisz z propozycją to dobrze byłoby, gdybyś zaczął/ęła. Powiązania? Owszem, najlepiej jak najbardziej zakręcone i skomplikowane. Dostosowuję się do długości watka, ale odpychają mnie te składające się z trzech zdań na krzyż. Przyznaję się - pomijam i to notorycznie, nie informując o tym, a w dodatku odpisuję tylko w sobie znanej kolejności. Takie ze mnie marudne dziecię jest. Ale w zasadzie ani ja, ani Nadziejka nie gryziemy.
...........................................................................................
17 komentarzy:
[NADZIEJA <3]
[Jestem pewna, że Cię znam. Na 99%. Znam ten styl.
Nie mam pojęcia, jak można ją powiązać z Bran. Zero pomysłów...]
[Może, ale myślkaj nad wątkiem <3]
[DN, HT?]
[Pomysłem zarzuć, człowieku, mój mózg jest zlasowany, wiesz o tym :D]
[My się w ogóle nie umawiałyśmy w tej kwestii, moja droga; ja zarzucę jedynie oklepanym pomysłem w barze :(]
[W sumie, co za różnica, czy się znamy, czy nie. Nie mam pomysłu na relację czy na wątek. Chociaż...
Co Ty na to, że angielska prokuratura zwróciła się z prośbą do najlepszego biura traseologii w Europie (czyli do tego, gdzie pracuje Twa postać (; ) w odnalezieniu mordercy Słońca, dziewczyny Brandi? Bo na miejscu zbrodni, w samochodzie, w którym odnaleziono Milę, są lekko zatarte ślady buta... czy coś (; I może w ten sposób jakoś połączymy obie panie?]
[Hmm, pomysł na wątek może i mam, niestety lubię zaczynać gdy istnieje już jakieś powiązanie, a co do tego niestety brak pomysłów :(]
[Zaczęłabyś wątek.]
[Bo Tobie to tak dobrze wychodzi ;)]
[Ach tak? Przecież podobno nigdy nie zaczynam ;p]
[Hm... True. Inny pomysł?]
Ludzki umysł jest bardzo ciekawym narządem, niejako także urządzeniem - nie da się go zastąpić, nie da wymienić na lepiej działający, nowszy model. Wszyscy są skazani na brzemię swego mózgu, nieczęsto mogąc wpłynąć na rozwój specjalnych umiejętności. Człowiek nie jest w stanie zwiększyć poziomu inteligencji, jednak możliwe jest ów poziomu obniżenie. Czy to w wyniku nieszczęśliwego wypadku, czy po prostu wraz ze zmianą otoczenia. Podobno w nieodpowiednim gronie i nieprzyjaznym środowisku homo sapiens, drogą ewolucji powoli przyzwyczaja organizm oraz ciało do nowych warunków. Tak samo własny mózg, który z czasem zaczyna na niektóre rzeczy reagować nieco inaczej. Powiadają że mózg jako bardzo potężna jednostka centralna może za sprawą pewnych bodźców, wyćwiczyć reakcje, zachowania.
Z wiekiem dopada nas demencja starcza, zapominamy o czymś bardzo ważnym i mniej ważnym. Umykają nam niektóre wydarzenia, fakty przestają być takie oczywiste. Mylimy drogę do domu lub pracy, gubimy się na ulicy, musząc w końcu kogoś zapytać o właściwy kierunek. Mózg mimo całej swojej potężnej mocy, bywa z biegiem lat bardzo okrutny. Jakby odpuszczał w chwilach wymagających największej aktywności. Jakby pozwalał zestarzeć się ciału. Aczkolwiek każdemu, niezależnie od wieku, zdarza się zapominać. Ot, ktoś zapomni, że wstawił wodę na herbatę i odejdzie do pokoju, aby zająć się czymś innym. A to za bardzo się śpieszy, żeby pamiętać o zabraniu jakiejś rzeczy. Nawet Josh, osoba teoretycznie dobrze zorganizowana (tylko teoretycznie, bowiem za większość spraw, począwszy od ustalania terminów, a skończywszy choćby na zwykłym praniu, odpowiada jego asystentka albo obsługa hotelowa) miewała problemy z zapamiętywaniem pewnych istotnych kwestii. Nie przypuszczał, że kiedyś mogłoby mu wylecieć z głowy coś związanego bezpośrednio z jego ojcem albo rzeczami, które zostawił w spadku. Wszakże zmarłego seniora rodu Wray traktował niczym współczesne fanki swego Justina Biebera, oczywiście z wyłączeniem całej tej chorej pseudo-miłości i ogólnej obsesji na jego punckie. Mężczyzna był nie tylko jego tatą; ojcem, dawcą spermy, ale również, a może przede wszystkim - autorytetem. Tak, wielekrotnie młody Wray rozprawiał się na temat zalet ojca, nie dostrzegając wad jakie na pewno posiadał. Według doniesień jego dawnych współpracowników, owych wad było niezmiernie dużo. Ale jakże wyglądałby w oczach innych członków mafii, szef o łagodnym usposobieniu? Otóż zapewne nie byłby on bossem.
Josh od pewnego czasu, a właściwie od pewnego wieku zaprzestał codziennym popijawom w tanich czy tam drogich klubach. Kiedyś musiał popaść w rutynę, a jak wiadomo rutyna na dłuższą metę nikomu nie służy. Zaczął zwracać większą uwagę na miejsce i rodzaj wypijanego alkoholu. Im bliżej mu było do tej magicznej trzydziestki, tym bardziej się zmieniał. Rzecz jasna nadal nie zmienił planów w kwestii rodziny albo wykupienia własnego domu, gdzieś na obrzeżach miasta. Sam się sobie dziwił, iż swego czasu dał się namówić na kupno mieszkania. Być może jednak Nadzieja miała na niego niewielki wpływ. Pytanie teraz czy on miał jakikolwiek wpływ na nią? Niestety wciąż nie wiedział, że kobieta była kiedyś z nim w ciąży. Mimo wszystko taka wieść bardzo, by go zaskoczyła. Może nie tylko zaskoczyła, ale zdenerwowała, w skrajnym przypadku - zasmuciła. To jedno nie planować potomka, a drugie mieć je w wyniku wpadki. Do wszystkiego człowiek może się przecież przyzwyczaić, prawda? Wray nie byłby wyjątkiem.
Jak wyżej wspomniano, Josh ograniczył wypady do klubów, co nie wykluczało, że mimo wszystko był ich częstym gościem. W takim razie trudno sobie wyobrazić czasy, kiedy przekraczał... hm, granice. Pewnego wtorkowego wieczoru postanowił wyskoczyć do klubu znajdującego się kilkanaście metrów od hotelu, w którym mieszkał od prawie trzech miesięcy. Starał się nie pić za dużo, mając w pamięci swojego ostatniego, potężnego kaca. Wówczas musiał wstać wcześnie rano, gdyż został umówiony z kimś ważnym. Na obecną chwilę nie pamiętał kim ten człowiek dokładnie był. Więc nie wypił wiele; nie wypił wiele, ale jednak wystarczająco dużo, by mieć niezbyt mądre pomysł. Tak oto bowiem przypomniał sobie, że w dawnym "miłosnym kąciku Nadziei i Josha" zostawił cenną pamiątkę po ojcu. Powninen ją odebrać już kilka miesięcy temu, razem z innym rzeczami, aczkolwiek prawda była taka, że powrót do mieszkania i widok Nadziei był ostatnią rzeczą, o której marzył. Nawet jeśli takie odwiedzy miałyby trwać góra dziesięć minut. Cóż poradzić, że mężczyzna unikał konfrontacji ze swoimi byłymi partnerkami? Najwyraźniej zapomniał o dwóch przypadkowych spotkaniach. Jednakże łatwo dostrzec różnicę pomiędzy spotkaniem umówionym, a spotkaniem przypadkowym, czyż nie? Różnica zasadnicza.
Zamówiszy taksówkę, zapłacił za wypity alkohol, zostawił spory napiwek i skierował się do wyjścia, coby trochę dotlenić mózg. Świeże powietrze nie ostudziło jego zamiarów i w kila minut później siedział już wygodnie na miejscu pasażera w jednej z amsterdamskich taksówek. Że też po pijaku pamiętał adres... Trzeba przyznać, że pamięć miał specyficzną. Przez całą drogę miał zamknięte oczy, taksówkarz mógł więc pomyśleć, że Wray najzwyczajniej w świecie zasnął. Jednak nic z tych rzeczy - Josh jak na zawołanie rozwarł powieki, gdy tylko samochód zatrzymał się pod odpowiednim budynkiem. Zapłacił za taryfę i z trudem wygramolił się z auta. O czym myślał, kiedy wchodził po schodach? Ano o niczym, kompletnie o niczym. Jakby myślenie nagle mu się wyłaczyło. W ten zadziwiający sposób znalazł się przed drzwiami mieszkania. Nie skorzystał z dzwonka, lecz pięścią walnął w drzwi. Nie można powiedzieć, że w kulturalny sposób zapukał, po prostu się dobijał. O pierwszej w nocy. Wyczucie czasu to podstawa. Zwłaszcza gdy jest się wstawionym.
[Pominąwszy Sama-Wiesz-Jaki-Fragment, nie wiem czy wyszło długo xD]
Oj, bez przesady. Josh nigdy nie próbował uciekać przed Nadzieją. Nie był tym typem faceta, który na widok swej byłej, poczynał zastanawiać się nad miejscem schronienia przed ewentualnym spotkaniem. Jeśli gdzieś mieli okazje się na siebie natknąć, a jednak do tego nie doszło, to już tylko za sprawą panny Buvorok. Nie jego wina, że starała się go unikać jak ognia; jak zarazy czy koloru różowego. Faktem jednak jest, że mężczyźnie nie śpieszyło się z odebraniem własnych rzeczy. Nie dlatego, iż nie chciał ich z powrotem, lecz głównie z powodu własnej zapominalności. Łatwo o czymś zapomnieć, gdy owe coś nie jest nam w danej chwili potrzebne. Zresztą, nawet nie wiedział, co takiego zostawił w dawnym mieszkaniu. Ubrań mu nie brakowało, zdjęć także, choć w kwestii drugiego żadnych pamiątek praktycznie nie było, bo i przeważnie nie robili fotek. Nie rozumiał tej całej idei obfotografowywania wspólnego życia, każdej jego sekundy, a później umieszania tychże zdjęć w ramkach albo wrzucania na różne portale społecznościowej typu facebook chociażby. Wray nie posiadał facebooka, co chyba w dzisiejszych czasach oznaczało, że na dobrą sprawę nie istniał... Cóż, nie czuł się z tą myślą jakoś specjalnie źle. Poza tym jego życie było w pewien sposób zbyt skomplikowane, by mógł w normalny sposób dzielić się ze światem fotkami, wpisami czy komentarzami. Nie miał czasu na takie zabawy.
Pudełko zawsze mogła gdzieś odesłać; dowiedzieć się, gdzie aktualnie pomieszkuje Josh i wysłać jego rzeczy. Pracowała w policji, czyż nie? Jako kryminolog, aczkolwiek do niektórych danych na pewno miała dostęp. Już nikt mu nie wmówi, że zwykłego adresu kobieta nie była w stanie zdobyć. Wystarczyłoby trochę chęci z jej strony i uniknęliby kolejnego niechcianego spotkania, prawda? Prawda. Pozbycie się własności Josha, nie równało się wymazaniu wspomnień o nim. Czymże jest bowiem kubek, a czym pamięć o mężczyźnie, który z tego kubka pijał kawę? Przecież to wszystko nie tak działało, ponieważ rozstania należałyby do bardzo prostych czynności, na przykład - wymujesz zdjęcie z ramki, drzesz fotografię i automatycznie z twej głowy znika obraz partnera. Taki Wray nie przetrzymywał jakiegoś drobiazgu Nadziei; nie miał jej zegarka, w jednej z szafek nie leżała szminka, czy na półce szczoteczka. Może dlatego, iż to on wyniósł się z lokum, a nie ona. Kto wie czy w akcie wyjątkowego lenistwa nie pozostawiłby tych rzeczy na ich miejscach.
W głowie pijanego Josha nie zrodził się pomysł, jakoby Buvorok była na tyle lekkomyślna, by nie pytać go o zdanie odnośnie kartonu z jego przedmiotami. Być może sądził, iż ono stoi gdzieś przy drzwiach. Ba! Że pewnie każdy poszczególny obiekt jest w odpowiednim dla niego miejscu.
Co tutaj dużo mówić: zwyczajnie planował wejść, odebrać swą własność i wyjść. Znaczy, tak myślałby normalny, trzeźwy facet. Wray był jednakże na etapie rozmyślania o powodzie stania przed drzwiami i dobijania się do jakiegoś mieszkania. Otóż to - wyleciało mu, że specjalnie o pierwszej w nocy (trochę już po pierwszej) zdecydował się odwiedzić Nadzieję. Tak teraz sobie uświadomił, iż stoi na klatce, jest mu nieco zimno, bo noc wyjątkowo chłodna, odrobinę kręci mu się w głowie, a ktoś właśnie przemyka do drzwi, które lada moment zostały przed nim uchylone. Jakież wielkie (i jakże szczere) było jego zdziwnienie, kiedy tylko oczom ukazała się panna Buvorok. Zachowanie godne największego pijaczka.
- Ja... - mruknął w niewiarygodnie przytomny (zaznaczam, że to ironia) sposób, po czym zerknął przez swoje lewę ramię. Jakby kogoś szukał. Zerknął na kobietę z ukosa i uśmiechnął się w szelmowski sposób. - Przyszedłem w odwiedziny. - skinął krótko głową, po czym spróbował bezskutecznie wyminąć Nadzieję i wejść do środka. Położył dłoń na framudze wykonanej z nieco już odrapanego drewna. Czyność ta miała na celu zachowania równowagi.
[To trudno, nie będzie wąteczku.]
[Przypominam o dopisaniu się na Listę Obecności.]
Prześlij komentarz