LISTA POSTÓW

środa, 8 sierpnia 2012

Miłości nie ma, jest balet.

Ten świat jest fantastyczny, nieprawdaż? Na każdym kroku trzyma dla nas niespodziankę, chociaż my nie zawsze te niespodzianki bierzemy w swoje lepkie łapki i je odkrywamy, a to bardzo źle, bo ów niespodzianki potrafią naprawdę dużo wnieść do naszego życia. A o jakich niespodziankach mowa? Oczywiście, że o ludziach, w końcu spotykamy człowieka na każdym kroku, gdziekolwiek się nie ruszymy, ktoś tam jest. A każdy napotkany człowiek, to zupełnie inna historia, inna księga, w której pisze historie swojego życia. Na przykład ta dziewczyna, no tamta, w czarnych włosach, z szerokim promiennym uśmiechem, o już ją widzisz. Chcesz poznać jaką jest niespodzianką?


Na świat przyszła piątego maja tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego dziewiątego roku w jednym z nowojorskich szpitali, jednak amerykanką nie jest, jedynie tam mieszkała, to urocza Francuzeczka z krwi i kości. Można powiedzieć, że od początku zagrzała sobie miejsce w sercach swoich rodziców, ale to tylko częściowa prawda, bo jedynie matka pokochała ją odkąd tylko wzięła ją w swoje ramiona całą czerwoną, owiniętą w biały kocyk i zapłakaną. Niestety od samego pojawienia się Nanny, bo tak ją nazwano, na świecie w jej rodzinie pojawiły się problemy. Co prawda ona ich nie sprawiała, bo jako dziecko była grzeczna, dużo spała, prawie w ogóle nie płakała i ogólnie zachowywała się tak, jakby jej nie było. Chodziło o jej matkę, która po porodzie miała niemałe komplikacje, przez co pierwsze lata życia praktycznie spędziła z ojcem, bo matkę czekało mnóstwo badań i długich pobytów w szpitala, by w końcu okazało się, że kobieta ma raka i niewiele czasu jej zostało. Mimo szybko doganiającej kobietę śmierci, ta nie przejmowała się tym, chcąc nauczyć swoją córeczkę najlepszych wartości i pomóc jej przejść przez życie, może nie przez całe, bo z pewnością nie da rady aż tyle lat cierpieć, a w cudowne ozdrowienie nie wierzyła, jednak chciała zaznaczyć swoją obecność w życiu córki, która była dla niej wszystkim. Niestety nie długo było im możliwe nacieszyć się tą przepiękną miłością matki i córki, bo gdy Nanna miała 9 lat, jej ukochana mamusia odeszła do lepszego świata pozostawiając ją samą, no i tatę, który odkąd tylko dowiedział się o chorobie żony, zaczął obwiniać właśnie za to córkę, bo gdyby nie ta ciąża, nie to wszystko, to z pewnością nie byłaby chora i żyłaby, zostałaby przy nim, by pomagać mu brnąć przez życie, bo z kimś zawsze raźniej. Ich życie nie wyglądała najlepiej, rozmowy polegające na niepewnych pytaniach córki i burknięciach, jako odpowiedzi ojca, uciekanie w pracę, by jak najmniej czasu spędzać ze swoją pierworodną i zostawianie ją pod opieką licznych opiekunek, które nie zawsze były dobre dla dziewczynki, to wszystko sprawiło, że szybko się usamodzielniła i większość czynności w domu, to właśnie ona wykonywała, nie zapomnijmy też o tym, że starała się być jak najlepszą uczennicą, by jakoś wkupić się w łaski swego ojca, co i tak jej się nie udawało i chociaż ojciec ją od siebie ewidentnie odpychał, to ona dalej uparcie dążyła do tego, by chociaż raz z jego ust usłyszeć 'lubię Cię'. Nie udało się. Zamiast tego usłyszała 'Nienawidzę Cię, to wszystko Twoja wina. Mam nadzieję, że skoro teraz skończyłaś studia, to znikniesz mi raz na zawsze z oczu.', tak, właśnie to usłyszała, gdy poszła do ojca, by pochwalić się, że skończyła Julliard, tak jak jej matka, dla której trenowała balet. Co miała zrobić słysząc takie słowa? Następnego dnia jej już nie było, nie było też jej walizki i ubrań, połowy jedzenia z szafek i wszelkich oszczędności, jakie znalazła w domu, bo w końcu musiała z czegoś żyć. Dobrze, z konta ojca też zniknęła spora suma pieniędzy, za którą Nanna naprawdę mogła nieźle się ustawić, ale ona zamiast tego tułała się po świecie w poszukiwaniu swojego miejsca, oczywiście jej pierwszym celem, był Paryż, jej 'ojczyzna' w której nigdy nie była i w której nie mogła się odnaleźć, przez co ruszyła dalej na swoją wyprawę i zapewne długo by się tak tułała, gdyby nie to, że powoli zaczynało brakować jej pieniędzy, a nie miała skąd ich wziąć, a kraść nie miała zamiaru. Miała wystarczająco pieniędzy, by wynająć niewielką kawalerkę w Amsterdamie, w którym właśnie się znajdowała i w którym musiała zacząć czuć się jak u siebie. Znalazła pracę i stara się wieść normalne życie, chociaż nadal trudność sprawia jej porozumiewanie się z tutejszymi ludźmi.

Nie wyróżnia się specjalnie w tłumie, tak przynajmniej jej się zdaje, chociaż prawda jest trochę inna. Chociaż większość swego życia spędziła w Stanach, to ona cały czas była bladziutka niczym kartka papieru, co niezwykle kontrastuje z jej kruczoczarnymi włosami opadającymi miękką falą na jej łopatki, które zabawnie podskakują, kiedy ta stawia pewne kroki przed siebie, chociaż wcale pewnie się nie czuje. Przenikliwe niebieskie oczy, które na swoje nieszczęście odziedziczyła po swoim ojcu, otoczone woalką rzęs łypią na wszystko uważnie chcąc zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Drobniutki nosek, pełne malinowe wargi, niektórzy uważają, że jest urocza, ale ona oczywiście zaprzecza nie zapominając przy tym o rumieńcach, które wtedy się pojawiają i jedynie dodają jej uroku. Malutka, bo mierząca zaledwie 163 centymetry wzrostu, chudziutka i drobniutka baletnica, która nie za bardzo akceptuje swoje ciało. Małe piersi, niewielkie wcięcie w talii, nie czuje się kobietą, którą starała się już kilka lat temu. Jedyne co się jej w sobie podoba, to jej nogi, które jak na taką niską osobę są dość długie, dzięki czemu optycznie nieco ją wydłużają i ku jej niezadowoleniu, przyciągają męską uwagę.

Nanna to osoba zamknięta w sobie, żyjąca we własnym świecie, do którego rzadko kogokolwiek wpuszcza, taki trochę samotnik z niej, chociaż po prawdzie bardzo by chciała znaleźć sobie jakieś towarzystwo, by nie czuć się tak przeraźliwie samotną. Rozmówczyni z niej marna, nie ma za dużo do powiedzenia, bo dopiero teraz, gdy żyje samotnie stara sobie wyrobić temat na dane tematy, dlatego też zdecydowanie bardziej woli słuchać i przytakiwać, czasami doradzić wsłuchując się w głos serca, bo właśnie tego nauczyła ją jej matka, by zawsze słuchała głosu serca i nie zwracała uwagi na to, co wtedy powiedzą inni, jeśli serce wie, że to właśnie ma być tak, to niech tak będzie. Nieśmiałe z niej dziewczę, które zagadnięte oblewa się szkarłatnym rumieńcem, przez co jest porównywana wtedy do porcelanowej laleczki, a to wszystko przez jej bladość. Postawiła sobie wiele tematów tabu, o których wystarczy tylko wspomnieć, a ona już się czerwieni i nie potrafi się tych irytujących ją rumieńców pozbyć, co ją to obchodzi, że inni uważają je za urocze? Stara się trzymać na dystans, z kimkolwiek ma do czynienia, czy to jej przyjaciółka, której nota bene nigdy nie miała, no może jak była bardzo, bardzo mała, czy to starsza kobieta, a może jakiś mężczyzna, ona zawsze unika wszelkiego dotykania jej chudziutkiego ciała i nigdy, przenigdy, nikomu nie zaufała tak do końca, zawsze wyznacza sobie odpowiednią granicę, której nie pozwala sobie przekroczyć, by przypadkiem nie stała jej się krzywda. Nigdy nie odmówi człowiekowi w potrzebie, chociaż znacznie lepiej wychodzi jej pomaganie ludziom, których już nieco zna, niż tym zupełnie nieznajomym. Rzadko się uśmiecha, raczej jest to sztuczny, przyklejony uśmiech i to tylko wtedy, gdy wychodzi do ludzi. Można powiedzieć, że z Nanny to taka mała, nieśmiała i cicha dziewczynka, która woli żyć we własnym świecie, bo boi się wyjść do tego prawdziwego.


Balet stał się jej miłością, odkąd tylko zmarła jej matka, która starała się ją właśnie do niego przekonać, a ona zapierała się wtedy nogami i rękami. Podczas jej pogrzebu trzymała przytulone do serca baletki mamy i obiecała sobie, że choćby nie wiem co, ona nie pozwoli na to, aby ktoś czy coś stanęło na przeszkodzie jej baletowym treningom i występom, będzie występowała i ćwiczyła, bo właśnie tego pragnęła jej matka, ona go kochała, więc i Nanna go pokocha, pójdzie w jej ślady właśnie tak chcąc uczcić jej pamięć. Co prawda od początku szło jej to dość ciężko, bo zachowywała się niemalże jak kłoda, ale po męczących treningach w szkole baletowej, do której zapisała ją ciotka, bo ojca  bała się o to poprosić, a także treningach w domu, w końcu wszystko zaczęło wychodzić, a ona gdy tylko opanowała jakiś nowy krok, biegła na grób matki i się chwaliła i to właśnie jej pierwszej powiedziała o tym, że dostała się do Julliardu, że go skończyła i to właśnie tylko z nią się pożegnała, gdy wyjeżdżała przepraszając za wszystko zło, które uczyniła. Jednak nie sam balet pokochała, bo ogólnie uwielbia tańczyć, aczkolwiek niewielu ludzi miało okazję to zobaczyć, bo do klubów nie chodzi, na domówki nie jest zapraszana, bo w ciągu trzech miesięcy tutaj, nikogo nie poznała, raczej tańczy w zaciszu swojego małego domu, lub na nieco odległych od centrum łąkach, gdzie nikt jej nie widzi, a ona może cała oddać się swojej pasji.

  • Nigdy nie porusza się komunikacją miejską, ze względu na to, że nie lubi bliskiego kontaktu z nieznajomymi, znacznie częściej można zobaczyć ją spacerującą lub jadącą swoim czarnym rowerem,
  • Codziennie rano biega po pobliskim parku, chce utrzymać kondycję, która przydaje jej się nie tylko podczas uciekania z opresji lub nieznajomych, którzy zadadzą niewygodne pytanie, ale także i w pracy, w jej obu pracach,
  • Uzależniona od wszelakich słodyczy, które pochłania w niezliczonych ilościach, czego po jej drobnym i chudym ciałku oczywiście nie widać, a jej ulubioną słodkością jego gorąca czekolada z bitą śmietaną, którą pija przy każdej możliwej okazji i pojawia się ona obowiązkowo podczas śniadania i kolacji,
  • Każdego wieczoru ćwiczy balet w swoim salonie, który przerobiła nieco, by przynajmniej jego część przypominała sale do prób,
  • Uczulona na sierść zwierząt, dlatego też nie może mieć żadnego puchatego i kochane zwierzątka, którego pragnie całym sercem, za to ma malutkiego żółwia, którego nazwała Juliette, tak jak miała na imię jej matka,
  • W swojej torebce zawsze nosi czarne baletki, by przy każdej możliwej okazji móc trochę potrenować, bo przecież nigdy nie wiadomo gdzie się znajdziesz i kiedy będziesz miał chwilę dla siebie,
  • Uczy się, niestety nieudolnie grać na gitarze i chociaż głosik ma nawet dobry, to brzdąkanie, które wydobywa się z jej gitary, raczej drażni uszy słuchaczy, a raczej sąsiadów i jej żółwia.

 Nanna Viens | Francuzka
23 lata | 05.05.1989 | Nowy York
Tancerka baletowa | Kelnerka

Afiliacje | Wspomnienia | Album

I co? Nie spodziewałbyś się tego, że właśnie taki los spotkał tą dziewczynę, prawda? Niby nie jest to jakaś wielce przerażająca i smutna historia, chociaż ja osobiście współczuję jej takiego ojca, jednak i tak z pewnością większość osób nie mogłoby uwierzyć w to, że jej uśmiech nie jest prawdziwy, a ona gdzieś w głębi duszy nadal poszukuje siebie i płacze w nocy po kątach tęskniąc za swoją matką, którą tak krótko miała przy sobie. A teraz mi obiecaj, że zaczniesz odbierać od życia te wszystkie niespodzianki, bo nigdy nie wiadomo co Cię spotka i ile to zmian może wprowadzić do Twojego życia.

---
Witam serdecznie i daje wam w prezencie taką oto cichą i nieśmiałą baletnicę, która szuka dobrych dusz. Nanna jest tutaj od trzech miesięcy, więc jeśli chodzi o powiązania, to dwie czy trzy osoby może znać, jednak nie liczcie na jakieś niewiadomo jakie powiązania. Na wątki oczywiście zawsze jestem chętna, więc darujmy sobie takie głupiutkie pytania, preferuję wątki dłuższe, jednak krótkie i z sensem (!) też nie są złe, jednak lanie wody pozostawmy strażakom. Zdjęcia pochodzą z Tumblra, także nie wiem kto na nich jest. Karta oczywiście będzie wiele razy poprawiana i zmieniana, bo zawsze tak robię. Tyle ode mnie. Tak więc jeszcze raz witam i zapraszam do wątków.

8 komentarzy:

Yakov pisze...

[Te zdjęcie w pościeli jest cudowne!]

raspberry pisze...

[Ja bym może była chętna na jakieś powiązanie. Fleur brakuje przyjaciółki od serca... i czegoś w rodzaju "gdy coś spieprzysz, nie będę mówić, że zrobiłaś dobrze, a wytknę ci wszystkie błędy!" no i że wytknie się bez focha z drugiej strony. Co o tym myślisz? :)
Niby trzy miesiące to trochę za krótko na taką relację, ale możemy wszystko prowadzić w tym kierunku. Hhm?]

Yakov pisze...

[Jest kelnerką to mogą się znać z jakiejś fuchy, bo Yakov swego czasu potrafił zmieniać miejsca pracy, albo można dać oklepany wątek, że ona biegnie, Rusek ze swoimi czworonogiem i zderzenie, o.
A można im dać to powiązanie i na przykład Yakov tam pomagał jej podczas przeprowadzki, bo się okazało, że ich wynajmujący jej mieszkanie to dobry znajomy chłopaka i mu tam mówił o przydatnej pomocy i tak jakoś gadają, o?]

Yakov pisze...

On zaś nie był z tych, co ranem biegają. Jemu bowiem, wystarczyło, że biegał jako barman od jednego końca lady barowej do drugiego końca. Jeszcze przenosił skrzynie z alkoholem, gdy były dostawy. Należał do tych ruchliwych osób, więc zawsze jakoś swoje ciało wycieńczał.
Poranny spacer zazwyczaj był dedykowany dla psa, jak i możliwości odetchnięcia po przebytej nocce w pubie, gdzie woń alkoholu i tytoniu unosiła się wysoko, wirując pod żarówkami w pewnej smudze. Pod tym względem, praca w barach była naprawdę uciążliwa. Wytrzymanie w tym wszystkim i zmaganie się z ciężkimi klientami, którym trzeba było stokroć wmawiać, że tyle alkoholu, ile w sobie mają, starczy im na kolejne kilka miesięcy. Niechże dadzą wątrobie odpocząć!
I nie dziwota, że się odbiła, ponieważ Yakov należał do tych wysokich, więc też i cięższych osób, także postawność jego sylwetki swoje zrobiła, choć on nie odczuł tego od razu.
Odwrócił się niemalże od razu w stronę osobnika czy czegoś, co mogło na niego wpaść, więc gdy spojrzeniem powędrował na glebę, uśmiechnął się z rozbawieniem i wetknąwszy papierosa między wargi, pochylił się, chwytając dłonie dziewczyny, coby pomóc jej się podnieść.
- Tak to jest, jak się zerka przez ramię i nie patrzy na drogę. - oświadczył, co miało być domniemanym powitaniem. - Żyjemy i wszystkie kości na swoim miejscu?

[Wybacz, a ja się muszę wczuć w niego. :>]

raspberry pisze...

[No to super :)
Mogę zacząć ja, ale to później albo jutro rano dopiero bo zaraz uciekam. A jeśli chcesz prędzej to możemy ustalić, że po prostu spotykają się gdzieś w parku na piknik na przykład :) Więc jeśli chcesz możesz zacząć bądź poczekać.]

Anonimowy pisze...

Jak Bran tego nienawidziła.
Prawie za każdym razem, gdy wracała z treningu, ktoś musiał wyśmiać rękawice bokserskie przyczepione do plecaka. Tak, jakby kobieta nie mogła walczyć, a boks był domeną tylko i wyłącznie mężczyzn. Jones uważała to za kompletną bzdurę i z chęcią pokazałaby, kto tu rządzi, ale było to nielegalne. Legalne za to były ich odzywki, starała się więc być wobec nich obojętna. W większości działało, choć nie zawsze - niektóre cieniasy uznawały, że odebranie rękawic jest świetnym pomysłem. Brandi wtedy, zgodnie z prawem, broniła się i pokazywała im, ile znaczy walcząca kobieta. A potem musiała rezygnować z powrotu daną drogą, aby panowie nie chcieli się mścić...
Tego wieczoru jednak nikt jej nie zaczepił, nikt nie podszedł, nikt nie wyśmiewał. Usiadła więc na przystanku i czekała na autobus. Cieszyła się, ale nie chciała chwalić dnia przed zachodem słońca.

red shoes pisze...

{Żyje pani? :)}

Kotofil pisze...

[ Baletnice muszą trzymać dietę, więc nie mogę się zgodzić z tym, że twoja wcina co chce. Właściwie, to one muszą być nie szczupłe, a chude wręcz, więc nieco mi się to nie klei.
Swoja droga, byłaś tu już, nie? ;) ]