LISTA POSTÓW

sobota, 4 sierpnia 2012

Dlaczego obiadki u babci są tak ważne?



Kto w rodzinie Morel jest osobą bezwzględnie miłą, otwartą i zawsze gotową do pomocy? Babcia Irène! Kto mógłby z tej pomocy skorzystać? Rodzeństwo Morel!

A gdzie owa wspaniała kobieta mieszka? Pani Irène Morel, rozwódka i właścicielka pokaźnego majątku, zamieszkuje domek o łącznej powierzchni sześciuset metrów stojący na obrzeżach Hagi. Cieszy się wśród swoich sąsiadów szacunkiem, dzięki niespodziewanym wpływom wśród lokalnych władz i niezwykłym pojawieniem się nowej drogi, światłowodowej linii Internetu i obecnością panów od oczyszczania przestrzeni publicznej.  Zdecydowane i przyjazne nastawienie do świata łączyło się w tej spokojnej pani i pozwalało jej zjednywać sobie ludzi we wszystkich kręgach i wpływać na losy bliskich swoimi rozległymi znajomościami. Ale oczywiście nie za to kochali ją wnuczkowie! Podziwiali w niej przede wszystkim niedający się ujarzmić charakter, który nakazał jej rozwieść się z panem Morel i mimo niechęci rodziców Amelie i Gasparda, zaopiekować się pozostawionym na pastwę losu chłopcem oraz dokarmiać szczuplusieńką wnuczkę.
I właśnie w błogosławionym domu, pełnym babcinej wszechobecności, po długiej rozłące, przyszło spotkać się owemu rodzeństwu. A było to tak….

Gaspard, młodzieniec niezaprzeczalnie urodziwy, pojawił się u progu z miną męczennika. Oczywiście Irène dobrze wiedziała, że wnuk ją nawiedzi tego dnia, dlatego poprosiła służącą o obiad z trzech dań i przygotowanie stołu w przestronnym salonie. Młody mężczyzna przywitał się z kochaną babcią i namówił ją na spacer po ogrodzie, na co kobieta z ochotą przystała. Ponieważ łączyła ich głęboka więź przyjaźni, Gaspard opowiedział całkiem szczerze o zmianach jakie zachodziły w jego życiu, a babcia, ku zdziwieniu potomka, o wszystkim już wiedziała. Skąd? Nawet nie próbował zgadywać. W każdym bądź razie spędzali czas razem na rozmowach i kulturalnych żartach, a Gaspardowi przypominały się czasy, w których zajmował się czymś więcej niż zabawą i ewentualnym symulowaniem nauki. Dawniej przecież prezentował sobą godność rodziny Morel, wyższą klasę społeczną i wydawał się idealnym kandydatem do przejęcia prawniczej schedy. Potem zrozumiał, że nie chce by jego życie wyglądało tak jak egzystowanie jego rodziców i świat odwrócił się do góry nogami.

We dwójkę właśnie zmierzali ku frontowemu wejściu do domostwa Pani Babci, kiedy na linii róż wzdłuż parkanu, dostrzegli rozwiewane przez wiatr włosy pewnej szczupłej osóbki, która bez dwóch zdań spieszyła się nad wyraz. Bez wątpienia ta brązowa czupryna, poprzetykana miejscami jaśniejszymi pasmami, należała do jednej, znanej obojgu panienki, która nota bene, stała po chwili przy surtce prowadzącej do ogrodu.

- Babciu, przepraszam, ale...- W pospiechu wybiegając na trawnik, Amelie już chciała się tłumaczyć ze swojego spóźnienia, które spowodowane było niczym innym, jak niedogodnościami komunikacji miejskiej (bo przecież panienka Morel nigdy się nie spóźniała), gdy dostrzegła postać kochanego starszego brata.- O nie…- Jęknęła ciszej, wcale niezadowolona z tego spotkania. Nie miała chęci widywać swojego uroczego braciszka, nie po tym co wydarzyło się ostatnio, jak głosiły plotki.- Babciu, wybacz, ale chyba przypomniało mi się coś ważnego… Muszę załatwić… Coś… Natychmiast.- Każde kolejne słowo wypowiadała coraz ciszej, zważając na fakt, że starsza kobieta wraz z Gaspardem nieustanie przybliżali się ku niej.

- Ależ, Amelie, nie żartuj sobie. To rodzinne popołudnie i rodzinny obiad, na którym twoja obecność jest obowiązkowa. Poza tym chyba nie chcesz przepuścić okazji do spróbowania pysznej kuchni drogiej Jane?
Gaspard tylko patrzył z ukosa na siostrę z delikatnym uśmiechem na ustach, powstrzymując się od kpin. Czyżby Amelka się go obawiała? Z pewnością zapowiadał się niezwykle interesujący posiłek, ponieważ mężczyzna nie sądził, aby komukolwiek udało się wyjść od babci bez stosownego dokarmienia. Pod tym względem kobieta nie odbiegała od norm właściwych tej grupie społecznej, której głównym zadaniem jest dbanie o stan otyłości swoich wnucząt.

- Nie.- zgodziła się Amelie z grymasem na twarzy. Oczywiście wpadła w odwiedziny do babci, również po to by w końcu zjeść porządny obiad, co nie miało już miejsca od dwóch tygodni, ale przede wszystkim liczyła na szczerą rozmowę ze staruszką, gdzie ta mogłaby jej pomóc i doradzić, co Amelie powinna uczynić, ale oczywiście nie, musiał się tutaj pojawić jej brat. Na pewno zrobił to specjalnie, chcąc jej udowodnić, że życie nie może być zbyt piękne, że ona nie może od tak się od niego odizolować, a przede wszystkim by zrobić jej na złość. Na pewno tak było. A jeśli nie tak, to był to kolejny spisek Irène Morel.

- Właśnie! – Kobieta rozpromieniła się. Wyciągnęła dłoń w stronę wnuczki i staromodnym zwyczajem objęła dziewczynę. – Cieszę się, że jesteście. Chodźmy do środka.- Łagodnie popchnęła Amelię w stronę domu.

Gaspard stanąwszy na wysokości zadania, otworzył drzwi i przepuścił obie Panie. Przez wzgląd na babcię nie zabierał głosu w tym powitaniu. Kiedy jednak pani Morel przeprosiła ich, aby przygotować się do obiadu, rodzeństwo zostało same w mniejszym saloniku, służącym też za biblioteczkę. Mężczyzna bez wahania podszedł do jednej z półek i przebiegł wzrokiem po tytułach. Zawsze to robił. W kolekcji babci znajdował czasem prawdziwe białe kruki i nawet on był gotów je przeczytać lub chociaż obejrzeć. Całkowicie zignorował obecność Amelie, ponieważ uznał, że jeżeli się odezwie, jedynie przyspieszy wybuch, który widział w oczach siostry w chwili, kiedy spostrzegła jego obecność. Na tyle ją znał, że wiedział, iż należy być przygotowanym na wszystko.

Amelie zaś w przeciwieństwie do brata usiadła tylko na sofie, zakładając ręce na piersiach i z tym swoim grymasem na twarzy, wciąż zgrywała obrażoną, nie mając za grosz ochoty rozmawiać z bratem. Zobaczy, nie piśnie słówka, będzie milczała jak grób. Ha! Tak go zaskoczy. A wtedy z tryumfem wymalowanym na twarzy będzie mogła opuścić dom babki.

Zamiary Amelie choć doprawdy wzniosłe i wspaniałe, były takimi jedynie w jej głowie, nie znajdując jednak żadnego przekładu na rzeczywistość. Pełna zapału była bowiem jedynie minutę, a z każdą kolejną męczyła się niewyobrażalnie, starając się nie pisnąć słówka. Rzecz jasna w końcu nie wytrzymała.

- Czy Ty do reszty postradałeś zmysły? Czy naprawdę jesteś tak głupi, czy po prostu tak bardzo mnie nienawidzisz?!- Wraz z ostrymi słowami, w stronę Gasparda padło równie mrożące krew w żyłach spojrzenie w wykonaniu panienki Morel, co było prawdziwą niecodziennością. Przede wszystkim nie pasowało ono kompletnie do tej pogodnej i zawsze wesołej osóbki, ale Amelie powzięła sobie zamiar bycia twardą i nieugiętą. Musiała w końcu dać bratu porządną nauczkę. Musiała zrobić coś by w końcu jej brat się ogarnął i wydoroślał.

Słowa dziewczyny nieco zaskoczyły Gasparda, ale nie tak bardzo, jak tego oczekiwał. Odczekał chwilę zanim odpowiedział, żeby przypadkiem nie nakrzyczeć na Amelie. Następnie powoli się obrócił, trzymając książkę w dłoni i spojrzał na siostrzyczkę.

- Z moim umysłem wszystko jest w jak najlepszym porządku. – Zapewnił spokojnie. – A wyjaśnisz mi dlaczego wydzierasz się na całe gardło i zapewne niepokoisz babcię? – Zapytał i uśmiechnął się nieco kpiąco. Nie miał pojęcia o co chodzi Amelie i o co ma do niego pretensje, szczególnie, że ostatnio prowadził całkiem spokojne życie. Znalazł współlokatorkę, staż w dobrej firmie i grzecznie zachowywał się na imprezach. Upijał się tylko w domu.

Pełen podirytowania jęk wydobył się z ust dziewczyny, która podniosła się z sofy i szybkim krokiem podeszła do brata, zabrała mu książkę, którą zamknęła z hukiem, a następnie odłożyła na pobliski stolik.

- Nie sądzę Gaspard. Nie sądzę by w porządku było w kwestii Angel, Bran… Właśnie Bradni! Musiałeś upokarzać mnie tak bardzo?- Jęknęła teraz już nie tyle zła, co zwyczajnie zrozpaczona. Przy jej temperamencie przechodzenie ze skrajności w skrajność było czymś całkiem normalnym.- I-i-ii i w ogóle o co w tym wszystkim chodzi Gaspard, co?

Mężczyzna zaś patrzył na Amelie próbując znaleźć właściwą odpowiedź. Nie czuł wyrzutów sumienia ani niczego do nich podobnego. W końcu co złego było w tym, że mieszkał z Angel? To fajna dziewczyna, wyluzowana i na tyle odważna, żeby przebywać z nim pod jednym dachem. A Bran? No cóż… to nieco inna historia, ale przecież nie wiedział, że one się znają, a co dopiero coś więcej? Poza tym to zupełnie nie jego wina, że stali się „parą wieczoru”!

- Czy naprawdę sądzisz, że nie mam nic lepszego do roboty od uprzykrzania tobie życia? – Zapytał chłodno. Stanowczo ten ton głosu odziedziczył po matce. – Świat jest mały. Wpadamy na tych samych ludzi. O co się tak wściekasz? Przecież obie żyją. – Wzruszył ramionami. Spojrzał na książkę, której niewinnie się dostało. Biedny przedmiot. Ofiara nieposkromionej agresji. – Wyprowadziłaś się. Był wolny pokój. Czemu miałbym go komuś nie wynająć? Nie każdy dostaje pieniądze od kochanego ojczulka. – Zauważył uśmiechając się kpiąco. Czy Amelie nie rozumiała, że nawet zbuntowana przeciwko światu i rodzinie, pozostawała pod opieką rodziców, ponieważ była tylko małą, delikatną dziewczynką? Gdyby tylko o coś poprosiła, ojciec stanąłby na głowie, żeby to dostała. Gaspard zaś… powinien się cieszyć, że nie musiał zmieniać nazwiska, szczególnie po ostatniej przed wyjazdem kłótni z rodzicielem. – Czego ode mnie oczekujesz? – Mruknął nieco rozdrażniony.

Jeśli Gaspard chciał być tak dokładny i znać odpowiedzi na wszystkie postawione jej pytania, pierwsze na pewno padłoby „tak”. To chyba było oczywiste, że ulubionym zajęciem starszego brata Amelie było uprzykrzanie jej życia. Odkąd zamieszkali razem w Amsterdamie, gdy Gaspard przygarnął ją pod swój dach, to wszystko nagle się popsuło. Bo to ona musiała wychodzić i zostawiać mieszkanie puste, kiedy brat chciał urządzić randkę; to ona zazwyczaj troszczyła się o jakiekolwiek jedzenie, i w końcu, to ją najbardziej zajmowało utrzymanie porządku w ich mieszkaniu. A Gaspard, jak to Gaspard spokojnie, we własnym tempie szedł przez życie, jak zwykle niczym specjalnie się nie przejmując. No może poza dopływem gotówki, które również ona stanowiła. Czy w takim wypadku nie było oczywistym faktem, że się wściekała, że wciąż miała do niego o to wyrzuty?

- Nie waż się nawet tak mówić! Dobrze wiesz, że kwestia pieniędzy w żaden sposób nie zależy ode mnie. Nie zmienię ojca, ani matki, a sama też muszę jakoś żyć. Zwłaszcza teraz… Ty radzisz sobie świetnie na tych swoich studiach architektonicznych, ale ja już wcale nie tak bardzo. Ale o tym nie masz pojęcia, bo i lepiej się do mnie nie odzywać i wściekać się o ojca, o jego pieniądze.- Chyba nigdy wcześniej Amelie nie była równie wściekła. Dlaczego Gaspard nie mógł tak po prostu zrozumieć wszystkiego? Czemu wszystkim mężczyznom kojarzenie faktów przychodziło z taką trudnością? - Myślisz, że mi łatwo, że-że… że wszystko jest jak w najlepszym porządku, a to nie prawda. I właśnie teraz, kiedy najbardziej potrzebuję mojego starszego brata, jego oczywiście nie ma! - Złość powoli opadała, ustępując miejsca rozpaczy, a szmaragdowe, duże oczęta panienki Morel przesłoniły się łzami.

Gaspard patrzył na dziewczynę ze szczerą złością. Ma do niego pretensje, że się wyprowadziła? Ma się nią całe  życie opiekować? Nonsens! Z resztą nikt jej nie prosił, żeby zajmowała się mieszkaniem. Sama to robiła. A co do gotowania to lepiej, żeby nie wchodziła do kuchni. Oboje byli tego świadomi.
- Niby do czego miałbym Ci być potrzebny?  Wszystkich po kolei do siebie zniechęcasz! Choler.ne paniątko.– Warknął. – Mogłaś nie ruszać się z domu. Byłby święty spokój. – Mruknął już spokojniej. O ile w normalnej dyskusji czy nawet kłótni Amelie nie miała z nim szans, to jednak łzy siostry nieco hamowały reakcje chłopaka. Wiedział, że to zwykły szantaż emocjonalny, ale mimo to zabrakło mu słów. – Głupi dzieciak. – Wymamrotał, składając ręce na piersi. Patrzył na nią uważnie, a w środku nadal w nim buzowało. Odetchnął głęboko kilka razy. – I nie rycz mi tu. – Powiedział oschłym tonem. Przemierzył pomieszczenie kilkoma szybkimi krokami i otarł jej policzki. – Czy Ty nigdy nie wydoroślejesz? – Zapytał groźnie, ponieważ nie czuł się dobrze w roli pocieszyciela i kata jednocześnie. Objął ją silnym ramieniem i przytulił. – Wymyśl jak wyjaśnisz swój stan babci. – warknął na nią, ale nadal nie wypuścił z objęć.

- No i mogłam zostać! Zostać w tym przeklętym Paryżu, robić tam karierę!- krzyczała, starając się wyrwać z silnych objęć Gasparda, ale tak naprawdę z każdym kolejnym słowem powoli się uspokajała i przestawała się szamotać.- I wcale nie zniechęcam wszystkich do siebie. Oni… oni po prostu nie rozumieją.- Pociągnęła nosem, wtulając się w końcu w pierś brata.- Wszyscy mają mnie za jakąś idiotkę od szmatek, nikogo tak naprawdę nie interesuje to czym się zajmuję i o czym marzę. A moda… to moje największe marzenie, mój życiowy cel. Ale wszyscy narzekają, bo się robię zbyt poważna, bo mnie, w przeciwieństwie do nich, na czymś zależy i to tak potwornie zależy, Gaspard! Wszystkim ludziom w moim wieku w głowie są tylko zabawy, przygodny seks,  całkowita beztroska, życie pozbawione większych celi. A ja… ja nie chcę takiego życia.- Skrzywiła się na samą myśl o tym i ostrożnie odsunęła się od chłopaka, by spojrzeć na niego załzawionymi oczami, które zaraz przetarła wierzchem dłoni.- Poza tym już zawsze będę twoją młodszą siostrzyczką. Tego nie sposób zmienić.- Uśmiechnęła się lekko, trochę niepewnie, jeszcze nie tak promiennie jak miała w zwyczaju. Pociągnęła nosem i spojrzała na brata. Tym razem jednak wzrok jej był już przyjazny, powoli odzyskując swoją naturalną wesołość.- Przepraszam… Za wszystko.

- No już… Spokój. – Powiedział łagodnie i pogłaskał ją po głowie. – Też… przepraszam. – Wymamrotał, ale ponownie ją do siebie przytulił, choć krótko. – Może naprawdę powinnaś wrócić do domu? Za bardzo się różnimy, żebym mógł Ci pomóc… A Ty potrzebujesz opieki. – Dodał szczerze. – Siostra… ja naprawdę nie rozumiem tego Twoje świata fatałaszków, torebek i całej reszty. Nie wiem też czego ode mnie oczekujesz i wątpię, żeby nasz wizje świata pokrywały się choćby w minimalnym stopniu. – Westchnął i spojrzał na Amelie. – Ale… zawsze możesz wpaść do mnie na obiad.- Rzucił żartobliwie i pstryknął ją w nos, wiedząc, że to wszystkich irytuje.

Jakby w odpowiedzi na jego propozycję do pomieszczenia zajrzała dostojna Pani Babcia ze swoim przyjaznym i pogodnym uśmiechem na twarzy. – Dzieci drogie. Obiad stygnie. – Powiedziała niby karcącym tonem, ale rodzeństwo wiedziało, że nie mówi tego na poważnie. A Gaspard był przekonany, że babcia doskonale wiedziała, co wydarzyło się w pomieszczeniu.

Wychodząc mężczyzna uśmiechnął się lekko do siostry. Dziewczyna spojrzała na niego spod przymrużonych powiek.
- Od kiedy nazywasz Gas? Gasp? Gaspcio? 
Nie odpowiedział.

Obiad był pyszny.

[Wszystkim, którzy przebrnęli przez owe dzieło, serdecznie dziękujemy za uwagę. Tekst powstał przy ogromnym wysiłku Sił Zjednoczonego Rodzeństwa w czasie kilku godzin spędzonych na wytężonej pracy w pocie czoła.]

Amelie & Gaspard Morel 

1 komentarz:

Angel Evans pisze...

[ Przebrnęłam! Hoho, nawet Angie tu się znalazła... ^^ Tak szczerze mówiąc, to mnie się podobało. W niektórych momentach się uśmiałam (ach, jak mi się te sytuacje z własnym bratem przypomniały...), a szczególnie przy końcówce. Jest super ;D ]