Tak! To właśnie ja…. Kiedy moja młodsza siostra marudzi z
samego rana. Co za optymistyczne stworzonko! Nie żebym narzekał… skądże… ale czy
ona nigdy nie śpi?! Zaraz… kim właściwie jestem? Oto Ja, Gaspard Jean Morel,
dwudziestotrzyletni student architektury, pierworodny rodu Morel i czarna owca
w rodzinie. Może zapytacie dlaczego? Też chciałbym wiedzieć. Ale jak to było od początku…
Pewnego pięknego poranka, dnia pierwszego roku
osiemdziesiątego dziewiątego przyszedł na świat mały, uroczy chłopiec, który
już od pierwszej chwili wiedział, że cały glob to duży plac zabaw. Jacyś dziwni ludzie, poważni i bez poczucia
humoru kazali mu nazywać się mamą i tatą… byli nudni. Tak spędził dwa lata
poznając otoczenie i zabawki, aż pojawiła się w jego życiu mała osóbka, którą
dorośli nazywali „siostrą”. Amelie, gdyż właśnie tak miała na imię, okazała się
o wiele ciekawsza niż pozostali ludzie.
Od chwili gdy zaczęła raczkować zaczęła się prawdziwa zabawa!
Tak upłynęło kilka lat. Dorastaliśmy wśród zabawy i mniej
przyjemnych zajęć jak kolacje z rodzicami. Oczywiście stawałem się coraz
bardziej przystojny… czy ktoś śmiałby w to wątpić? Ale i mojej malutkiej siostrzyczce
nie poskąpiono urody. Nie mogliśmy się tym cieszyć wystarczająco, ponieważ
rodziciele dbali o to, żebyśmy nie mieli zbyt wiele czasu. Grałem na pianinie,
potem gitarze, poświęciłem się siatkówce… na jakieś dwa lata, w między czasie
pracowałem nad niemieckim, angielskim i holenderskim. Ojciec coraz bardziej
naciskał na moje obowiązki i powinność kontynuowania tradycji prawniczej, a ja
tymczasem… wolałem matematykę od historii i trochę interesowałem się rysunkiem….
Ale przede wszystkim zabawą. W ten sposób poszedłem na architekturę, a moje
życie w domu przemieniło się w piekło. Powoli, ale z niezwykłą konsekwencją
ojciec wprowadzał swój sprytny plan ukazania mi jakim jestem darmozjadem aż…
spakowałem walizki, pogłaskałem po głowie siostrę i wyjechałem. I oto jestem.
Ja. Tu. A konkretnie w Amsterdamie. Z
dala od szalone ojca i matki, która nigdy mnie nie zrozumiała. Ojciec próbował jeszcze mnie nawracać, ale
odpowiedź z mojej strony była prosta i nawet do jego ograniczonego umysłu dotarła.
Choć początki nie były proste, w końcu jakoś ułożyłem sobie
życie. Z drobną i sekretną pomocą jednej z nielicznych rozumnych istot
(ukochaną staruszką o zacnym tytule „babcia”), wynająłem mieszkanie i znalazłem
pracę tymczasową. Teraz studiuję i dorabiam, a do tego mam dużo czasu na
zabawę, z której nie potrafiłem zrezygnować. Holandia sprzyja zabawie… bardzo.
Tu się coś zapali, tam wypali, gdzieś zapije i jakoś się dalej karuzela kręci. Tak
było dłuższy czas aż… u mych drzwi zjawił się pewien niespodziewany lokator.
Siostra. Nie narzekam. Dobrze mieć ją blisko, bo wiem, że rodzice jej nie
zepsują. Mam na nią zły wpływ? Ja? Chyba żartujesz. Wracając jednak do tematu…
Aaa… wiem! A więc dobre dziecko nie studiuje prawa. Jest grzeczna i pomocna…
szczególnie przed wypłatą. Tylko często
nie potrzebnie budzi… kto wstaje przed południem? Absurd! Mam funkcjonować razem
ze słońcem? Przecież to wbrew prawu!
Co jeszcze powinienem powiedzieć o sobie poza tym, że jestem
oczywiście ideałem bez wad? No… że lubię piękne panie i wesołe charaktery.
Interesuję się… leżeniem, poduszką i materacem. Ewentualnie czegoś słucham, pobrzękuję
i gram w siatkę… zdarza mi się towarzyszyć siostrze w ćwiczeniach, o ile
wykonuje je o przyzwoitej porze.
Są też wydarzenia o których lepiej nie pamiętać… Zapowiadam
oficjalnie nie jestem gejem! A niech sobie homo żyją i chodzą po świecie, ale
to:
To FOTOMONTAŻ!!!
Żeby mnie o nic nie posądzać! Ja zawsze
pamiętam co się ze mną działo na imprezie! Jestem całkiem świadomy swoich
czynów! Nikt nie powinien posądzać mnie o niegodne zachowanie!
Swoją drogą....Widział ktoś moją kartę debetową?
Oczywiście jestem towarzyski, rozsądny i w ogóle boski. Nikt w to nie może wątpić. Mam wielkie plany na przyszłość... tylko jeszcze sobie tego nie uświadomiłem. Ale na pewno... kiedyś... coś... wreszcie wymyślę. Póki co żyję! Czyż to nie wystarczy?
A! Jeszcze jedno. Niektórzy twierdzą, że jestem nieco leniwy, ale to prawdopodobnie pomówienie. Na pewno. Tak. Myślę. Chyba. Koniec. Kropka. Już. Stop. Fuck...
[Witam. Zapraszam do wątków. Ostrzegam, że jestem
początkujący…I obiecuję poprawę!]
421 komentarzy:
«Najstarsze ‹Starsze 401 – 421 z 421- Ranisz mnie. - stwierdziła niby to smutna. Zaciągnęła się ponownie i zastanowiła, chłopacy wariowali i krzyczeli, tak chyba nie wszyscy z nich byli do końca trzeźwi.
- Powiadasz, że jesteś trzeźwy..a co robią trzeźw osoby jak sie spotykają? Idą sie napić. - stwierdziła stając się uśmiechnąć z wałsnej nieprzymuszonej woli, chyba wychodziło jej to tylko gdy była bardzo pijana. - A co do innego miejsca, jeśli zaproponujesz coś ciekawego to czemuby nie.
[ Raaany... Co chcę z kimś zacząć wątek, to tego kogoś nie ma na blogu ;/ Nie mam z kim pisać... ]
Uniosła obie brwi ku górze, natychmiast odwracając głowę w jego stronę i patrząc się z ogromnym zdziwieniem.
- Chyba nie - powiedziała po krótkim namyśle. Patrzyła na niego tak, jakby zobaczyła ducha, albo i lepiej-ducha swojego męża. Tak, była zaskoczona. - Ty naprawdę chcesz mnie pilnować...? - spytała, lekko wysuwając głowę do przodu. Może i to było dziwne, że jeszcze do niej to nie doszło, ale co poradzić? Naprawdę nie była do tego przyzwyczajona. - Gasp, przecież możesz mnie zostawić samą - wzruszyła ramionami. Zeszła z łóżka, odstawiła Lea na swoje miejsce. Cóż, nie był zbyt zadowolony z biegu wydarzeń, więc ciągle wpatrywał się w dziewczynę, przy okazji co jakiś czas rzucając okiem na Gasparda. Nawet język wyciągnął!
Dziewczyna wyprostowała się, a za chwilę przeciągnęła.
- Widzisz? Już jest dobrze - mrugnęła do niego. Wstała z łóżka, ale nie zdążyła zrobić nawet dwóch kroków, bo nagle zakręciło jej się w głowie. Z powrotem usiadła na łóżku. - No dobra, może nie całkiem. Ale naprawdę nie musisz się martwić! - mówiła, chcąc go zbyć. W końcu nie chciała mu zabierać czasu.
Wzięła głęboki wdech i spróbowała wstać. Tak! Udało się.
Przeszła się po pokoju robiąc dobrą minę do złej gry. Ostatecznie usiadła na parapecie. Uśmiechnęła się do chłopaka, ale... Ale dlaczego obraz jej się rozmazuje?
- Cholera.... - warknęła cicho, spuszczając głowę.
[ Jak odstawiła go do terrarium, to znowu na łóżku siadła. Wiedziałam, że czegoś nie dopisałam -,-]
[ No to już ;/ ]
Gdy ją objął na chwilę przymknęła powieki. Ból głowy zaczął do niej powracać z podobną mocą, tyle że dużo szybciej, niż wczoraj. Aż się pochyliła, krzywiąc się nieznacznie.
- Mhm - mruknęła, przygryzając wargi. - Wcale nic takiego nie powiedziałam! - zaprzeczyła a propos tego "złego i okropnego". Jęknęła, łapiąc się za głowę. - Jedna tabletka załatwiłaby sprawę... - powiedziała cicho, choć wcale tego nie chciała. To jej ciało domagało się "odpowiednich" środków. Boże, czemu ona znowu to musi czuć?
Czuła, jak gorąco zaczyna ogarniać jej wnętrze, tarasując drogę przepływowi powietrza do płuc. Oddychała trochę szybciej, niż normalnie. Wiedziała, że zaraz może stracić przytomność.
- Naprawdę chcesz na to patrzeć? - spytała nagle, podnosząc głowę i spoglądając mu w oczy.
[ tzn? Ja mój ostatni komentarz o 17.30 Ci wstawiłam ^^']
- Ale pamiętaj zawsze mogę wybiec z mieszkania z tym krzykiem. - stwierdziła zaciągając się ostatni raz i wyrzucając niedopałek.
- Ale wypadałoby kupić jakiś alkohol, czy masz cosw domu? - spytała i spojrzała na niego, w koncu zawsze mogła cos kupić. Pracowała i zawsze miała kilka groszy dla siebie.
[ wstawiłeś mi zły komentarz xd]
[ jeśli masz z tym problem to rób jak ja. Pisz w notatniku a potem po prostu wklejaj jak wchodzisz na czyjąś karte. Wtedy nie ma problemu, bo też często się mylę ^^]
- Jasne, jasne. Każdy gwałciciel tak mówi. - puściła mu oczko rozbawiona. - Skoro masz zapasy to chyba nie ma co iść do sklepu, n chyba, że masz na coś specjalnego ochotę. - stwierdziła.
Kiedy chłopak się pożegnał z resztą ruszyła tam gdzie ją prowadził.
- W szpitalu mnie zabiją - odpowiedziała bez wahania. Wyprostowała się, ale zaraz tego pożałowała, bo nagle jej mięśnie brzucha napięły się mocno, przez co wywołały skurcz. Dziewczyna aż pisnęła z bólu. - Będą chcieli mi dać coś dożylnie. Wiesz, co wtedy się stanie? - zmarszczyła brwi, przyglądając się chłopakowi, kiedy już wrócił. Wzięła od niego szklankę, upiła kilka łyków, po chwili oddając mu naczynie. Nie była w stanie połknąć nic więcej. To sznurek zawiązał się wokół niej, czy to tylko pozory?
Szczerze miała ochotę się rozpłakać. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów miała ochotę wpaść w ryk, a potem zdechnąć na podłodze, byleby był koniec. Nawet koniec tej całej pieprzonej egzystencji.
- Może być gorzej - uprzedziła. Przynajmniej to wolała zrobić, jeśli upierał się, że zostanie.
Policzki lekko ją szczypały, oczy były jakby za mgłą. Zaczęła zastanawiać się nad tym, co u licha wywołało takie reakcje. Przecież nie pierwszy raz piła tą nalewkę i nic jej nie było! Widocznie musiała zwinąć ten bardziej "podrasowany" egzemplarz, na których bardzo dawno temu robiła różne doświadczenia. Ale teraz normalnie nikt by nawet tego nie wyczuł. No tak, ona zrobiła się na pewne substancje wrażliwsza...
- Przecież nic nie brałam... - mruknęła. Bezradnie próbowała znaleźć jakiś punkt zaczepienia, dzięki któremu przynajmniej w małym stopniu przestałaby się czuć tak, jak teraz. Szczerze? Wolałaby umrzeć.
Odwróciła głowę w stronę okna, spoglądając na niebo z utęsknieniem. Tak bardzo by chciała odlecieć...
Nie, stop. Nie może tak myśleć.
Spuściła głowę i pokręciła nią, zakrywając twarz dłońmi.
- Ja tego drugi raz nie wytrzymam - powiedziała cicho. - Przepraszam...
- No to ciekawe masz życie. - stwierdziła rozbawiona kiedy wspomniał o gwałcie. Szła spokojnie, nie bojąc się gdzie chłopak mógłby ją zaprowadzić. - A co do gwałcenia to chyba musisz być bardzo słaby w łóżku, skoro musisz gwałcić. - oczywiście również żartowała.
Uśmiechnęła się szeroko, słysząc, że mężczyzna ją pamięta. Nawet by go nie winiła, gdyby jej osoba została zgubiona pośród ważniejszych wspomnień. W końcu Francja zdarzyła się dawno temu.
- Wjeżdżam ludziom w tyłki - odpowiedziała na ostatnie pytanie. - A tak serio, to cyrk przyjechał do Amsterdamu. No i na mnie padło, żeby zrobić zakupy.
Myślała przez chwilę, starając się dostrzec w nim zmiany, jednak obraz nowego i starego Gasparda nachodził na siebie, czyniąc ocenę niemożliwą.
- Nie zmieniłeś się prawie wcale - podsumowała. - Może trochę urosłeś. Albo ja się skurczyłam.
Aż się oderwał od całego projektu, żeby spojrzeć na Morela. Doprawdy, podejście aż nazbyt praktycznie, ale Joshua nie miał w zwyczaju jednak w taki sposób postępować z klientami.
- W tej chwili jest już za późno na jakąkolwiek manipulację - powiedział tylko spokojnie. - Poza tym proponowałem im inne rozwiązanie, razem i każdemu z osobna, nie podziałało. I nie jestem pewien, czy prywatnie są razem. - Wzruszył ramionami. Jak jego praktykant kiedyś będzie pracował już na pełnym etacie tutaj albo gdzie indziej, to będzie mógł sobie robić najróżniejsze sztuczki z przekonywaniem kobiet, żeby te zaś podziałały na mężczyzn. I już Hendersona nie bardzo interesowało, jakim cudem da radę wpłynąć na tę czy inną klientkę. Urok osobisty czy cokolwiek innego, byle było skuteczne, to przecież nikt nie ma nic przeciwko.
Nasza Wendy w mileczeniu towarzyszyła mężczyźnie w drodze do jego domu oczywiście dorównując mu kroku. Kto by pomyślał, że ona jako tak aspołeczna osoba potrafiła czasem rozmawiać z ludźmi ba nawet spędzać z nimi czas. Droga nie była długa, chociaż dla niej było to objętne, mogłaby chodzić tak nawet cały dzień, w końcu zawsze lepsze to niż siedzenie zamknięta w pokoju.
Kiedy weszli do windy poczuła ciarki przechodzące jej po plecach. Od dziecka miała do nich uraz, może to dlatego, że kiedy była dzieckiem zacięła się w niej. Spędziła kilka godzin zamknięta w ciasnym pomieszczeniu przez co miała traumę do dziś. Ale pocieszała ją myśl, że nie jest sama.
Gdy już znaleźli się przy drzwiach jego mieszkania, a mężczyzna zaprosił ją do środka przyjaznym gestem weszła. - Jaki kromny gentelmen. - stwierdziła rozbawiona pod nosem. Może i nie była jak wszyscy ludzie i nie sprawdzała i nie rozglądała się jak chłopak się urządził tylko spytała. - Zdjąć? - miała oczywiście na myśli buty.
Gaspard się nie odzywał, bo był zajęty, ona milczała dość długo, planując swój pierwszy pokaz. Niby potem miała znaleźć trochę czasu, on z kolei miał się zatroszczyć o wolne popołudnie, ale wszystko zmieniło się w mgnieniu oka. Miało być świętowanie, imprezy, szaleństwo, a tymczasem Amelie przyszło się zmierzyć z największym wyzwaniem w jej życiu- byciu matką. Wprawdzie była tylko prawną opiekunką Lucasa, niemniej to ona sprawowała teraz pełnię opieki nad nim. Do tego mając na głowie studia, upragniony staż i swojego ukochanego pana H. Na szczęście Joshua zobligował się do pomocy i przygarnięcia jej z dzieckiem pod swój dach. Było to bowiem jedyne wyjście z tej sytuacji, jedyna sposobność na spędzanie ze sobą czasu, chociażby przy banalnych czynnościach życia codziennego. A przez to całe zamieszanie, gdzieś tam umknęło jej pomyśleć o tym, co się dzieje teraz z Gaspardem. Gdy jednak spadła na nią tak wielka odpowiedzialność, w dodatku z dnia na dzień, była nazbyt przerażona by myśleć racjonalnie. Potrzebowała paru dni, by dojść do siebie, uspokoić się i powoli zacząć planować, jak od teraz ma wyglądać jej życie, w którym najważniejszy był teraz Lucas- dziecko pokrzywdzone przez okrutny los, a zasługujące na pełnię szczęścia. Nawet Joshua zszedł na drugi plan, co panu Hendersonowi widocznie się nie podobało, ale w przeciwieństwie do małego chłopca, on był dorosłym mężczyzną i mógł sobie poradzić. Na szczęście, zapowiadało się na to, że mieszkanie we trójkę, to całkiem dobry pomysł.
Amelie była właśnie w trakcie pakowania swoich rzeczy do jednego kartonu, ubrań do walizki, a w jej sypialni panował istny chaos, gdy panienka Morel starała się robić dziesięć rzeczy na raz.
- Gaspard!- zawołała, choć już nie tak entuzjastycznie, jak miała kiedyś w zwyczaju. Cieszyła się jednak z faktu, że brat się odzywa. Najgorzej byłoby, gdyby i on ucierpiał wskutek całego tego zamieszania w jej życiu.- Jej... tak dawno Cię nie widziałam. Ogólnie to kiepski sobie moment wybrałeś na dzwonienie, ale cieszę się, że żyjesz. Mam nadzieję, że chociaż u Ciebie wszystko w porządku, co?
[Podziwiam i doceniam! Choć to dziwne i śmiem twierdzić, że poziom desperacji u ciebie stał się dość wysoki skoro piszesz do mnie :P
Tak w ogóle, to ledwo co jestem przytomna, więc wybacz jeśli jest dość nieskładnie i czasami nielogicznie. Nie chcę, co byś sobie o mnie zdanie popsuł :P]
Parsknęła złośliwie, chociaż tylko na pokaz, żeby trochę się podroczyć. Wstępne uprzejmości towarzyszące zawsze przy początkach znajomości, uważała za dawno zakończone.
- Z tą zgrabnością to się nie rozpędzaj. Jeszcze trochę, a będziesz się musiał do ryżowych wafli ograniczyć.
Kolejny raz spojrzała w stronę wózka. Rzeczywiście, góra była imponująca. Co prawda Ann trochę krzepy posiadała, w końcu musiała utrzymywać samą siebie wysoko na linach, ale o wiele łatwiej jest zaufać własnym mięśniom niż wątpliwym reklamówkom.
- A mam inny wybór? - spytała, by już po chwili uśmiechnąć się szeroko. - Poczekaj, mam. Potargasz za mnie. Tak w imię starej znajomości, co?
[ Hej ho ;D Słuchaj... co powiesz, na jakiś nowy wątek? Tylko taki jakiś krótszy, bo Angie wpadnie na pewien pomysł i na jakiś czas zniknie, a potem wróci... xD Tylko wątek musiałby mieć miejsce jakiś miesiąc temu, więc o ewentualnych aktualnych zmianach w życiu Gasparda by nie wiedziała; dowiedziałaby się, jak wróci. Pasi? ]
Zapraszam na forum ogólnotematyczne z Pretty Little Liars w tle. Znajomość serialu nie jest konieczna. Zamierzasz dołączyć? Zaproś swoich znajomych wink https://gotsomesecrets.fora.pl/
Wrzesień, miasteczko Mystic Falls. Tak, to właśnie tę mieścinę zamieszkują mityczne stwory. Wśród niczego niepodejrzewających ludzi egzystują wampiry, wilkołaki, czarownice, a nawet hybrydy! Można też spotkać Pierwotnych, czyli najstarsze, najpotężniejsze wampiry. Nieważne, czy stworzysz mityczną postać, czy zwykłego człowieka, na pewno będziesz się świetnie bawił! Nie czekaj, dołącz już dziś!
http://mysticfallslife.blogspot.com/
[kekeke :P A już myślałam, że na bloga nie wrócisz... Ale jesteś! xD]
- Nie! Nie, nie, nie, nie...- najpierw krzyknęła, wystraszona, ze brat może się rozłączyć, a potem lawinowo posypały się zaprzeczenia, aby raz a dobrze wybił sobie z głowy pomysł, by się rozłączać. Nie rozmawiali już dawno, w zasadzie w ogóle dawno się nie widzieli, więc nie należało zaprzepaszczać szansy, a raczej się zreflektować i postarać się by kontakt mieli ze sobą wciąż w miarę dobry. Nie przeszkadzasz. Poza tym, ja umiem robić kilka rzeczy na raz, to wiesz.- zachichotała wesoło.- No, to co? Chcesz wpaść do mnie i mi pomóc, czy lepiej rozmawiać przez telefon?
[Haha. Tak... w sumie ja tam się uczę, akurat z podręczników co se z chomika ściągnęłam xD]
Kiedy Gaspard się nie lenił? Świętem było jeśli faktycznie coś efektywnego robił, a nie, jak zwykle zdawał się na łut szczęścia i odrobinę perswazji względem osobników o miękkim sercu, czy płci płci pięknej.
- Zaraz dźwiganie kamieni.- prychnęła i zacmokała z niezadowoleniem, siadając na podłodze, gdzieś pomiędzy stertą swoich rzeczy, a licznymi pudłami.- Właściwie to się przeprowadzam, wiesz? I do tego mam dziecko.- zabrzmiało głupio, niedorzecznie, ale przynajmniej zwięźle i na temat. W taki sposób Gaspard szybko mógł się dowiedzieć o nowościach w jej życiu. Bez zbędnego gadania, marudzenia. Jak będzie chciał znać szczegóły, to zapyta, a ona jak zwykle odpowie. Póki co rzucała hasła, jak najbardziej trafne.- No i na staż się dostałam i ze studiami wszystko w porządku. Poza tym chyba też nie najgorzej. A Ty jak sobie radzisz?
[ O, żyjesz, jak miło ^^ Mi też się jakoś nie chce pisać, a raczej próbuję rozgraniczyć czas pomiędzy naukę, własny blog, no i ten. Tak więc bywam chyba zbyt rzadko, ale co poradzić xD ]
Angel od samego rana kręciła się po kuchni od jednego kąta, do drugiego. Co jakiś czas rzucała tylko okiem na zegarek, sprawdzając, czy może już wyjść z mieszkania, czy jest jeszcze zbyt wcześnie, żeby rozpocząć pracę. Wzdychała, przewracała oczami, aż w końcu zdecydowała, że pójdzie na spacer. Może przynajmniej w ten sposób zajmie sobie jakoś myśli? Byłoby miło.
Tak więc wyszła z domu, zamknęła drzwi i popędziła w stronę najbliższego miejsca, w którym znalazłaby jakieś ukojenie.
Bardzo długo przemierzała wszystkie, nawet te najwęższe alejki, przyglądała się ludziom. Chyba pierwszy raz od dzieciństwa nawet w najmniejszym stopniu przypominała teraz swoją siostrę, która przystawała, by móc wpatrywać się w kwiatek, czy staruszki karmiące gołębie. Tak, Angel się zmienia i to nie do poznania. No, może nie przesadzajmy.
Potem poszła do pracy, a gdy minęła godzina dwudziesta, wróciła do mieszkania Gasparda. Zastanawiała się, czy chłopaka już gdzieś wywiało, czy może jednak siedzi spokojnie przed telewizorem, lub po prostu śpi. Normalnie niezbyt by się tym przejmowała, ale teraz czuła, że emocje zaczynają powoli z niej wypływać. Czy każdy spacer musi skłaniać do podejmowania decyzji?
Gdy już znalazła się w środku, po cichu weszła w głąb wnętrza. Skierowała się do kuchni, napełniając szklankę wodą prosto z lodówki. Przyłożyła naczynie do policzka, a potem oparła się o blat, by ponownie zatopić się w przemyśleniach.
Prześlij komentarz