LISTA POSTÓW

piątek, 25 maja 2012

everybody loves Clayton!


Caleb Clayton
urodzony 17 stycznia 1992 roku w Londynie
student drugiego roku instrumentalistki na AC


Jest człowiekiem z plakietki pod tytułem "niezdefiniowanej osobowości", co przyzna każdy kto miał z tym osobnikiem styczność dłużej niż godzinę. Tak czy siak, teraźniejszy Caleb to nie ten sam znany prawie wszystkim studentom na uczelni. Zmienił się człek - wydoroślał w końcu, jak to szumnie stwierdziła sama matula. W każdym bądź razie, w jego życiu główną atrakcją wieczoru nie są już imprezy, panie i spanie. Caleb zajął się przyziemnymi sprawami, takimi jak, uwaga - studia! Mimo, że wcześniej nie był tylko chłopcem z trybem wiecznego imprezowego łowcy, (który tylko pomiędzy rzyganiem... a rzyganiem, gra obsesyjnie na fortepianie) te zmiany w jego uosobieniu dało zauważyć się bardzo wyraźnie. Szczęśliwie, ten proces przestawiania się na bardziej ustabilizowane życie nie wpłynął tak bardzo na samego Claytona - nadal jest tym durnym, bezczelnym, aroganckim, wyrafinowanym i perfidnym perwersem z kosmicznym, angielskim akcentem oraz typowym dla niego poczuciem humoru. I nadal jest do bólu w tych wadach "uroczy" - everybody loves Clayton!

Caleb to całkiem spore stworzenie Boże, albowiem mierzy 195 centymetrów przez co jest dość widoczny gdziekolwiek by się nie pojawił - to u tego pana się nie zmieniło. Zmieniła się natomiast jego sylwetka, która znacznie przybrała na wadze, odkąd zaczął pracować(!). Także, generalnie rzecz ujmując, dojrzał chłopak i nie wygląda już jak typowy studenciak pierwszego roku. Teraz nosi się w koszulach, t-shirtach oraz w najzwyczajniejszych dżinsach, kompletnie niczym nie wyróżniając się z tłumu. No, może wzrostem i niebotyczną wielkością stopy. Oprócz tego, kompletnie bez zmian - jego włosy nadal pozostawia same sobie, a golenie to nie taki chleb powszedni.

Clayton po mieszkaniu ze swoją kochaną blondynką Van de Berg wyprowadził się do lokum w kamienicy nad rzeką Amstel na śródmieściu. Mieszka prawie-sam, albowiem towarzyszy mu wiernie jego pies - Koleś. Wiedzie wesołe życie kawalera studenta, zawzięcie się ucząc a także pracując jako asystent kucharza w jednej z małych, elegantszych restauracji niedaleko swojego miejsca zamieszkania.

_______________________
Bez zmian, witam ponownie :D

19 komentarzy:

Lotte pisze...

[Claaaaaaaaaaaaaaaaytooooooooooon! <3 Braciszek Evci jest *.* Awww. Evcia proponuje mu to, aby został jej współlokatorem, jak chcesz, o ;D]

Alison Owen pisze...

[Sądzę, że Milanowi przydałby się kumpel od wyjścia na piwo, co Ty na to? ;)]

Unknown pisze...

[Masz jakiś pomysł na wątek z Milą? :)]

Lotte pisze...

[W porządku, w porządku ;) Tak tylko spytałam. Jak masz jakiś pomysł na wątek, to dajesz ;P]

Lotte pisze...

[To lepiej zmień ideę, bo ten system przestaje działać ;D]

Eva Smit pisze...

[uhuhu, chciałbyś, bejb ;D A teraz słuchaj, plan działania jest taki - ja rzucam pomysł, ty zaczynam wątek, omnom ;D Więc mój pomysł jest taki, aby Caleb wpadł do Evci i się schlali w trupa. To tylko sugestia. Możesz to urozmaicić ;D]

Unknown pisze...

[dobra, będę tak mało oryginalna, jak tylko można być. ale za to, że zaczynam i sama to wymyśliłam - padnij na kolana! ha! ale mam nadzieję też, że Clayton nie zmienił się na tyle, żeby przestać od czasu do czasu odwiedzać jakieś puby, hm?]

To był błąd. Cholernym błędem było skierować się do pierwszego lokalu po drodze, gdy tylko rozpadał się deszcz. Przecież mogła trafić na jakąś totalną melinę, zostać zgwałconą i zabitą przez pijanych narkomanów, albo z kolei... no przecież trzeba uważać, gdzie się wchodzi! A z cukru nie jest, nie rozpuściłaby się. Najwyżej trochę makijażu by spłynęło, ale co z tego? Zamiast tego jednak wolała ukryć się w pubie miło zachęcającym ciepłem i światłem w ten zimny, deszczowy wieczór.
Miała nie pić. No, ale spokojnie. Wejście do pubu wcale nie oznacza, że ma zacząć wieczór od picia. Nieeee, silna jest. Usiadła na stołeczku barowym i chociaż jej wzrok błądził po pustych butelkach za plecami barmana, to ona odważnie zamówiła Colę. A potem w jej stronę odwrócił się znajomy, w którego - jak tak sobie głębiej pomyślała - towarzystwie nigdy, ale to nigdy nie była trzeźwa.
- Clayton! - zawołała z uśmiechem, licząc na to, że wcale nie skojarzy jej twarzy z czymś, co nie jest w żadnym wypadku Colą.

Alison Owen pisze...

Uwielbiał uczucie zimnej wody na skórze, która za każdym razem zmywała z ciała brudy codziennego dnia, rozluźniała napięte mięśnie i dawała porządnego kopa na następne godziny, który w przypadku piątkowego wieczoru był dla Milana niezbędny. Wyszedł z łazienki. Nasunął na nogi dżinsowe, potargane na kolanach, spodnie, założył biały t-shirt i koszulę w kratkę, którą zostawił rozpiętą. Skropił ciało mocnymi perfumami i złapał za telefon. Szybko odnalazł numer do Clayton'a i wybrał go czekając na odzew.

Lotte pisze...

[Uuu, bejbe! W jednorożce to dalej wierzymy z Evcią! ;d I wcale cię nie wykorzystuję, a nawet gdyby, to ty to przecież lubisz! <3]

Siostra Evcia bardzo cieszyła się z tego, że ma dorosłego brata Claytona, który zawsze wspierał ją duchowo, potrafił zrozumieć sytuację i niezwykle konsekwentnie jej doradzał, jak żyć... Ups, cofnij! Claytonowi daleko było do takiego starszego brata, bo a) był młodszy od Evy, b) patatajał na jednorożcach przy każdej możliwej okazji, c) Evcia wcale nie wymagała od niego, aby był starszym bratem. Po prostu miał być. I może Evcia uwielbiała Milana, swojego rodzonego brata, to jednak Clayton był jej potrzebny, o tak. Chociażby do wydojenia dziesiątego z kolei kieliszka wódki, a przecie warto dodać, ze panienka Smit należała do tych, co cierpią na syndrom słabej główki.
- Caleb... - czknęła, unosząc palec wskazujący i uśmiechnęła się cudownie, siadając po turecku na dywanie, i opierając się tam o jakiś skrawek trawy. - Polej, no, wodzu... - przeczesała niezdarnie swoje włosy, które wyglądały teraz chyba gorzej, niźli czupryna Caleba.

Unknown pisze...

Odebrała więc swoją Colę i bez żadnego zachwiania przeszła długość baru, by usiąść koło chłopaka. Jak na razie jego zachowanie nie wskazywało na to, żeby cokolwiek się zmieniło od czasu, gdy ostatnio się widzieli. I tak od razu pierwsze jego spojrzenie padło na jej klatkę piersiową. Nadal mizerną i nadal wyeksponowaną. Może i przytyła, może i trochę poszło w cycki, ale nadal miała niedowagę. Ale wiatr już jej nie zwiewał z chodnika na ulicę. Chociaż tyle.
- Co słychać? - zapytała luźnym tonem, gdy już zajęła swoje miejsce. Upiła łyk swojego napoju. Całkiem bezalkoholowego, bez mililitra wódki w środku. Jakbyś nie zobaczył, to byś nie uwierzył. - Jakoś tak długo na Ciebie nie wpadłam.
Ha, wpadanie na ludzi ostatnio było jej obce. Jeśli wyruszała z domu to tylko na uczelnię, do pracy, albo do kliniki. Jak widać coś tam te jej wyprawy przynosiły skutki, całkiem... powiedzmy, że zadowalające.

Lotte pisze...

Wiedziała, że jutro będzie cierpieć potworne katusze, nie tylko na ciele, ale i duszy, żałując, że tyle wypiła, ale skoro była już w takim stanie, nie mogła przestać, a właściwie to mogła, kiedy wypiła kolejny kieliszek, z ledwością połykając jego zawartość. Korzystając z faktu, że Clayton również siedział na podłodze i to całkiem blisko, podeszła na czworakach do niego i z błogim uśmiechem, ułożyła swoją główkę na jego kolanach.
- Wiesz co, braciszku mały ty mój? - spytała cicho, nie potrafiąc nawet zebrać myśli. Chwila, chwila. Co ona chciała mu powiedzieć? Chyba już nie pamiętała. - Ale ty wiesz... Że nie wracam do siebie dzisiaj, nu? - spytała jeszcze ciszej, mrużąc lekko oczy. To światło było zbyt ostre, to z ulicy, wpadające do pokoju. Zdecydowanie.

Alison Owen pisze...

Kiedy usłyszał chłopaka od razu odpowiedział.
- No cześć, myślałem o jakimś piwku dziś wieczorem. Jakiś pub, a jak wolisz możemy posiedzieć u mnie czy u ciebie, mnie bez różnicy - powiedział, trzymając w ręku niewielką piłeczkę, którą zaczął się bawić, na co od razu zareagowała jego suczka, dwu i półroczna labradorka, wabiąc się Bahati. Milan rzucił jej piłkę, którą zaraz przyniosła z powrotem.

Ivett Carter pisze...

[Caleb! (:
Wątek? ;)]

Ivett Carter pisze...

[I oczywiście ja mam się wysilać? A niech Ci będzie, Clayton (:]

Julia nie poznawała Amsterdamu. Od zeszłego roku to miejsce strasznie się zmieniło, było dla dziewczyny czymś zupełnie nowym, innym i poniekąd strasznym. Kiedy postanowiła, że nie będzie mieszkała w akademiku zaczęło być jeszcze bardziej ponuro. Cztery ściany zupełnie ją wykańczały, pewnego dnia zaczęła się zastanawiać czy aby nie zacząć rozmowy z meblami.
W piątkowy wieczór jednak nie wytrzymała. Ubrała lekką, białą sukienkę, oraz czarny sweter i wyszła z mieszkania, upewniając się, że zamknęła drzwi. Ostrożności nigdy za wiele, przynajmniej w takich kwestiach. Z początku bezcelowo krążyła po centrum Amsterdamu, wciąż mijając nieznajomych jej ludzi. W końcu znużona brakiem pomysłów, wstąpiła do niewielkiej kawiarenki i wzięła na wynos latte, z którym udała się w stronę rynku. Widząc, że wszelkie ławeczki było pozajmowane, usiadła na brzegu fontanny, gdzie zaczęła sączyć kofeinowy napój.

[Wybacz, jest późno i mój mózg nie pracuje na najwyższych obrotach :D]

Unknown pisze...

[Hej, cześć i czołem. Proponuje wątek i od razu przepraszam za to, że już raz został przeze mnie użyty w rozmowie z inną autorką, ale szczerze powiedziawszy nad Twoją postacią najdłużej siedziałam i nie mogłam żadnego rozpoczęcia wymyślić...:/]


Z której strony by na to nie spojrzeć, panienka Alvarez miała bardzo nietypowe hobby, jak na człowieka w swoim wieku. Oczywiście poza studentami szkół artystycznych. Potrafiła bowiem cały dzień przesiedzieć w parku przed sztalugą i malować otaczający ją krajobraz. Z jednej strony to lubiła, gdyż mogła spędzić cały dzień, robiąc to, co kocha, a wśród gapiów nie raz zdarzył się niespodziewany miłośnik sztuki, który chętnie kupował jej pracę. Z drugiej jednak strony Ci właśnie gapie stanowili problem, gdyż często jej przeszkadzali, a nawet pouczali ją jak powinna malować, choć zazwyczaj nie mieli o tym zielonego pojęcia.
Ten dzień upłynął jej raczej spokojnie, nikt się jej nie naprzykrzał, mogła w spokoju skupić się na sobie i swoim obrazie. Jej uwagę, po pewnym czasie spędzonym przy malowaniu, przykuł chłopak o dość smętnej, a może raczej zmęczonej twarzy, który usiadł na ławce niedaleko niej. Zazwyczaj taka osoba lądowała na jej obrazie jako bezkształtna plama, ale tym razem Mona nie mogła tego zrobić. A dlaczego nie mogła? Bo osoba ta zdawała się smutna. Być może było to tylko złudzenie, ale dziewczyna jakoś nie umiała usiedzieć przy nim spokojnie. Jako dość wesoła i nastawiona pozytywnie do życia duszyczka, źle reagowała na przygnębienie i smutek.
Wyjęła z plecaka blok rysunkowy i ołówek i w przeraźliwie krótkim czasie naszkicowała portret nieznajomego. Oczywiście do doskonałości mu bardzo wiele brakowało, ale akurat w tej pracy nie chodziło o to, żeby była idealna.
Mona spojrzała jeszcze raz na rysunek, pod którym ładnym, pochyłym pismem wykaligrafowała "uśmiechnij się".
Sam portret nie był przypadkowy, bo mężczyzna na nim, zamiast trzymać głowę spuszczoną i zasłaniając twarz, miał ją rozpromienioną szerokim uśmiechem.
Wstała z niskiego stołka, przy którym pracowała, rozprostowując obolałe plecy i podeszła do chłopaka bez słowa wręczając jej kartkę papieru. Uśmiechnęła się tylko przy tym delikatnie i wróciła na swoje dawne miejsce, przez chwile zastanawiając się, jaki akcent jeszcze dodać do swojej pracy.

Lioness i Scarlett Peres pisze...

[ Ochota na wątek/powiązanie z którąś z moich bohaterek ? :) ]

Liliana Windrose pisze...

[Chęć na wątek, a może powiązanie z Lilianą? :) Mogę zacząć, jeśli podrzucisz jakiś pomysł :)]

Anonimowy pisze...

Londyn czeka właśnie na Ciebie. Zapraszamy Cię do tworzenia historii o ludziach ich marzeniach, planach i szarej rzeczywistości, z którą muszą się zmierzyć! http://try-in-london.blogspot.com/

Rory Parker pisze...

[cześć, leniu. chcę wątek.]