LISTA POSTÓW

sobota, 26 maja 2012

I'm in fear for my life from the long arm of the law…


 

D A N I E L   J A M E S   W A L S H

Ur. 17.11.1989r, 23 lata | Londyn – Wielka Brytania
Absolwent Amsterdam College | Aplikant w londyńskiej kancelarii

Brytyjczyk z krwi i kości, rozpuszczony jedynak, indywidualista z popapranym poczuciem humoru. Człowiek, którego ambicje przekraczają dozwolony próg ludzkiego rozsądku, który jest na tyle uparty, iż byłby w stanie ruszyć ziemię z posad świata, gdyby tylko nie był równocześnie tak straszliwie leniwy. Najlepiej czuje się wtedy, gdy działa on sam, a cała sytuacja znajduje się tylko i wyłącznie pod jego własną kontrolą. Czy to oznacza, iż jest egoistą? Na pewno, kto nim dzisiaj nie jest? Oprócz tego przejawia dość niepokojący entuzjazm względem rozporządzania wszystkiego według własnego uznania, paradoksalnie utrzymując dość mizerne relacje z otaczającym go środowiskiem. Nie ufa ludziom, nie odczuwa głębszej potrzeby pojednywania się z nimi lub też poznawania nowych, rozwydrzonych indywiduów. Preferuje samotność, wybiera ciszę zamiast hałasu, stawia na niezależność, stara się do nikogo dłużej nie przywiązywać. Istnieją wyjątki, aczkolwiek tylko te nieliczne, i tylko takie, których sens Daniel po dziś dzien. nie rozgryzł. Ot, uśmiecha się do ciebie? To wyraz głęboko wpojonej mu przez matkę grzeczności. Kultura to podstawa, prawda? Gorzej, gdy ktoś nadszarpnie jego cierpliwość.
Ma wyraźne problemy z ukrywaniem palących go od wewnątrz emocji, choć aktorem jest niczego sobie. Gdy ktoś go zdenerwuje, a on wyjątkowo się zaprze, skończy się jedynie na głośnym trzaśnięciu drzwiami. Ale gdy wcale nie będzie się starał zapanować nad własnym gniewem, wszystko to może skończyć się na oddziale szpitalnym. Porywista natura mężczyzny to temat dość drażliwy. Na ogół postępuje niemalże ze strategiczną dokładnością, ale bywają momenty, w których lepiej dla własnego bezpieczeństwa po prostu zejść mu z drogi. Ludzie nie doceniają realnego zagrożenia ze strony względnie spokojnego studenta prawa, o buźce wzbudzającej niemal wszechstronną sympatię, lub też skrajną zawiść. Dobrze, więc zdawać sobie sprawę z tego, iż nienależny oceniać książki po okładce, bo w tym konkretnym przypadku można się na tym boleśnie przejechać. Bądź, co bądź ma on już na sumieniu jedno życie. Co więc mu zależy, aby mieć i drugie…?
            Złośliwa z niego bestia, lubująca wytykać innym ich własne błędy, natomiast swoje zamiatać skrzętnie pod pierwszy lepszy dywanik. Odpowiedzialny lekkoduch, irracjonalny strateg, łaknący wrażeń poszukiwacz świętego spokoju. Recepta jest prosta – nie właź mu na głowę, a on odwdzięczy się względną sympatią. Nie, nie przyjaźnią, na to trzeba sobie zasłużyć. Ale spokojnie, jeśli nie masz złych zamiarów, a on będzie miał akurat dobry humor, to może nawet zaprosi cię na kawę. O ile nie będzie nazbyt zajęty pilnym wypełnianiem akt sądowych na zlecenie swego promotora. Ciężka praca pozwoli mu kiedyś spełnić jego zamierzenia dotyczące przyszłej pracy na sali rozpraw. Ukrywa swą lepszą naturę, zachowując ją jedynie dla tych, bez których życie nie miałoby najmniejszego sensu – takich ludzi jest nie wiele, aczkolwiek o dziwo istnieją. Wtedy odwiesza swój strój bezpośredniego dupka do szafy, porzuca kuszące myśli sterroryzowania sali rozpraw, po czym zalega niczym rasowy kot na kanapie, zamieniając się w stworzenie grzeczne a nawet przymilne.  
            A później znów idzie siać zamęt.


            Zaklasyfikowany do gatunku homo sapiens, to też prawdopodobnie w kwestiach prezencji nie ma się, nad czym dłużej rozpływać. Było, jest i będzie jeszcze multum takich jak on. Tak, jest szczupły. Może wręcz nawet niezdrowo chudy, zważywszy na to, iż nigdy nie jadł nazbyt dużo, a przejadanie się w jego wypadku jest czystą groteską. Bo kto normalny uważa się za sytego po skonsumowaniu połowy kupionej w kebabie zapiekanki, zakąszoną gumą balonową o smaku mięty oraz popitą trzema łykami coli? Kwestia gustu, aczkolwiek wyjątkowo fikuśnie zbilansowana dieta nijak nie wpływa na jego stan zdrowia. Czemu się tu dziwić, młodzież zawsze może pozwolić sobie na nieco więcej. Prężne ciało dwudziestoparolatka zniosło już o wiele gorsze rzeczy niż pospolite zatrucia żołądkowe. Czego dowodem są podłużne, wyblakłe blizny zlokalizowane niemal na całej klatce piersiowej. Ukrywa je przed oczami ciekawskich gapiów, zbywa rozmówce, gdy dostrzeże te dość niepokojące ślady, każąc mu pilnować własnego ogona. Nie widziałeś? Lepiej dla ciebie. Udało ci się podpatrzeć? Po prostu się do tego nie przyznawaj.
            Jest nad wyraz wysoki, co dodatkowo potęguje wrażenie klasycznego modelu zabieganego aplikanta bez grosza przy duszy. Mimo to posiada wyraźnie zarysowane mięśnie, które są pozostałością po dawnych, regularnym odwiedzinach na basenie, a także treningach sztuk walki, na które został zapisany przez matkę wbrew swej własnej woli. Ostatnio zaczął uprawiać jogging. Świeże powietrze podobno dobrze działa na cerę. Choć jego bladej skórze nie pomoże nawet dwumiesięczny wyjazd na Bahamy. Danny po prostu unika słońca, koniec kropka.
            Z głowy wyrastają mu bujne, jasne włosy. Tutaj też wyraźnie zaprzeczam, aby były one kiedykolwiek katowane jakąkolwiek farbą. To naturalny blondyn, w dodatku z kudłami, które niemal ciągle opadają mu na zaspaną twarz, zasłaniając cale pole widzenia tych jego dziwacznie czujnych, a zarazem smutnych, szarych oczu. Równe, białe ząbki ukazuje niezwykle rzadko, gdyż też niezwykle rzadko przychodzi mu się szczerze uśmiechać. Całości dopełniają wąsko wykrojone wargi a także lekko zadarty nos.
Ubiera się pospolicie. Jak na każdego, średnio interesującego się modą mężczyznę przystało. Nakłada na siebie to, co akurat wpadnie mu w łapska, lub to, co jeszcze nadaje się do ubrania. Do tej pory nie rozgryzł jak uruchomić pralki, nie zabijając przy tym połowy sąsiadów na swojej ulicy. Ale spokojnie, kiedyś do tego dojdzie. W szafie posiada dość sporą kolekcję garniturów. Tak, dokładnie dziesięć. Szaleństwo, prawda? No, ale co poradzić, skoro kolejne ¾ życia przyjdzie mu spędzić na sali rozpraw? Czasami nosi na swym nosie okulary do czytania, w ciemnej i grubej oprawie.


Co więcej można powiedzieć o tym jakże interesującym materialne na przyszłego dyktatora? I kto w ogóle byłby tym zainteresowany? Daniel to typowy przedstawiciel młodego, nazbyt szybko dojrzewającego rocznika, który chwyta dzień takim, jaki jest, nie prosząc o nic więcej. Interesuje się wszystkim po trochu, i niczym konkretnym na stałe. Poszukuje schronienia od przytłaczającego realizmu wśród stosu lektur, odrywa myśli od problemów za pomocą starej gitary, na której to wyładowuje niemal wszelkie swe żale i pretensje. Żywi wyraźną awersje do dzieci, nie trawi niemal niczego, co zawiera w sobie cukier. Po prostu nie przepada za słodyczami. Tak, to straszne. Posiada prawo jazdy, ale z niego nie korzysta. Woli metro. Ostatnio znów zaczął uczęszczać na basen. Mieszka sam, w starym, choć nieustannie remontowanym domu, w dzielnicy South Kensington. Ciągle urzędują tam ekipy remontowe, malują, wymieniają, wstawiają, dokręcają, montują… innymi słowy, jeszcze trochę czasu minie, zanim Daniel będzie mógł jak normalny człowiek wyspać się we własnym łóżku, a nie przewracając się z boku na bok na leżącym na posadzce materacu.
Przejawia dość interesującą umiejętność do łapania w mig nowych języków. Potrafi mówić płynnie po francusku, niderlandzku a także norwesku. Gdyby się uparł, zapewne dogadałby się również po rosyjsku czy też niemiecku. Co zabawne, nie lubi swego ojczystego akcentu, który mimo spędzonych poza krajem lat nieustannie kłuje go w uszy. Ma alergie na lekarzy, szpitale, oraz wszystko, co tylko ze służbą zdrowia związane. Niechlubnie uzależniony od papierosów. Pije, aczkolwiek z umiarem – uraz z przeszłości jednak robi swoje. Brać nie bierze. Dzisiaj. Kiedyś bywało różnie. Obecnie jest na etapie odbębniania aplikacji w jednej z najlepszych kancelarii prawniczych w Londynie (na szczęście nie tej samej, w której pracuje jego nadopiekuńcza matka). Nieustannie brakuje mu czasu (dosłownie na wszystko) oraz często drze koty z przydzielonym mu promotorem, rosyjskim (jakby brakowało tych brytyjskich) prawnikiem Nikitą Ławrowem. Są jednak plusy całej tej katorżniczej pracy – dużo chwil spędza bezpośrednio na sali rozpraw, zdobywa doświadczenie, no i często podróżuje. Tak, nawet zdarza mu się wpadać do Amsterdamu - dosyć często miewa tam dodatkowe praktyki.

a k c e p t o w a n i  ||  w s p o m n i e n i a

__________________________

·          Tym razem wita Was autorka.
·        Sprawy mają się tak – niestety poprzedni autor panicza Walsha nie jest w stanie dalej prowadzić tej jakże zacnej postaci (studia + praca = kompletny brak czasu). Po dłuższej rozmowie, doszliśmy do wniosku, iż szkoda byłoby zmarnować dwuletnią historię Daniela. Tak, więc oto przechodzi on w moje ręce. Kartę na razie pozostawiam tą samą, która widniała na wcześniejszej odsłonie bloga, z czasem powinnam nieco ją zrewidować. Zapraszam serdecznie do wątków, i proszę nie obawiać się zmian w postaci Daniela – już poprzednio miałam okazję pomagać w jego tworzeniu oraz udoskonalaniu, a zatem nie jest mi on zupełnie obcy.
·      W karcie zostały wykorzystane cytaty z piosenek: STYX – Renegade; Kansas – Carry on my wayward son; Rise Against – Savior. 

13 komentarzy:

Lotte pisze...

[Ojezusie! Za zdjęcie to cię normalnie ubóstwiam! I witam Daniela, i witam autorkę, z którą już przecież do czynienia też miałam! ;) Więc co robimy...? Ja sama postarzyłam Evę o trzy latka i w ogóle, ale czekam na Twoje pomysły]

Lotte pisze...

[No własnie, ja w swojej karcie zrobiłam taki myk, że Daniel jest już od trzech lat w Londynie, czy tam od dwóch i męczy tą całą aplikację, więc właśnie w tym czasie byli(są) odseparowani. A Evcia cierpi ;P Co chcesz zrobić z tym fantem? Wiesz, teraz możemy fantazjować, mamy naprawdę dużo możliwości, bo jestem otwarta na wszystko ;)]

Lotte pisze...

[Ale Daniel cały czas ma te dwadzieścia trzy lata! :D Już nie moja wina, że jest wiecznie młody ;D No, dobra. To mogę zmniejszyć tę lukę o rok, tak? ;>]

Lotte pisze...

[Z resztą, on studia powinien skończyć w wieku 23/24 lat, skoro uznajemy, że trwają pięć lat. Więc moje pytanie brzmi: dodajesz mu trochę tych latek, czy ja mam jakąś nagiąć czasoprzestrzeń u Evy? :D]

lilac sky pisze...

[ Przyznam, że zdjęcie obłędne, a także nieskromnie się spytam, czy z Amelką Daniel mógłby się jakoś znać? Bo choć to ciekawa postać, obawiam się czy przy pierwszym spotkaniu zapałał by entuzjazmem do energicznej i niemal wiecznie zadowolonej z życia panienki Morel.]

Anonimowy pisze...

[Witam;) I ja nie mogę przejść obojętnie wobec tego zdjęcia - genialne. Teraz moje pytanie, co zrobimy z relacją Daniel-Jacqueline? Jeszcze na onecie ledwo zdążyłam rozpocząć wątek z tą postacią...

Jacqueline Darrieux]

Maja Troczyńska pisze...

[Dobrze, dobrze ;D Przecież to Twoja postać. Okej, to zakładamy, że mieli rok przerwy, bo Danny od roku jest na aplikacji, tak? ;D To co teraz? ;)]

Maja Troczyńska pisze...

[W sensie Eva, nie administracja ;P]

lilac sky pisze...

[ Łiiii :D]
Środowisko prawnicze było chyba jedyną grupą ludzi, za która Amelie nie przepadała mówiąc subtelnie. Dla energicznej i żywiołowej panienki Morel był to świat ludzi wiecznie poważnych, zapracowanych i dumnych, światem, w którym kompletnie nie potrafiła się odnaleźć. Martwiło to rzecz jasna rodziców panienki Morel, którzy liczyli, że z wiekiem Amelie się uspokoi i zajmie się czymś przyzwoitym, a dokładniej zdecyduje na karierę prawniczą. Ojciec zawsze twierdził, że ma zadatki z tym swoim gadulstwem, któremu rzadko kto potrafił sprostać. Sama zainteresowana zaś kwitowała to machnięciem ręki i wydanie z siebie dziwnego, znudzonego odgłosu, chcąc dać do zrozumienia ojcu, że naprawdę jej nie interesuje taka przyszłość. Może był to bunt, albo zwyczajna zawiść do zawodu, który wręcz odebrał jej rodziców, czy też zwykłe znudzenie tematem, niemniej nie chciała iść w ślady państwa Morel. Sama chciała kierować swoją karierą w branży, która naprawdę ją interesowała. Tak skończyła w Amsterdamie, musząc uciekać przed rodzicami, z którymi dało się pertraktować zbyt długo. Niestety po dłuższym czasie okazało się, że trafiła z deszczu pod rynnę. O ile mogła studiować to co naprawdę ją interesowało, tak mieszkała pod jednym dachem z kochanym starszym bratem, który szybko okazał się nadopiekuńczy, a przy tym mocno nieodpowiedzialny i skory do częstego zapraszania młodych dam do ich mieszkania, a w owe wieczory panienka Morel miała za zadanie zajęcie się sobą. I choć z boku mogło wyglądać to całkiem zabawne, ewidentnie śmieszne dla samej poszkodowanej nie było. Zazwyczaj kończyła w jakimś barze ze szkolną torbą, której nie miała okazji rozpakować, notatnikiem i butelką piwa, skrzętnie szkicując coś przez większą część wieczoru zajmując miejsce przy barze lub okupując ukochany stolik przy szybie.
Niestety, w ostatnim czasie życie Amelie stało nie naprawdę nudne, a ona sama tym wszystkim zmęczona. Postanowiła poszukać mieszkania i powrócić do dnawego radosnego i szalonego trybu życia. I tak jednego wieczoru, gdy znudzona monotonią jej ostatnich wieczorów, postanowiła przejść się na spacer uliczkami Amsterdamu, czego nie robiła już chyba ze szmat czasu. To była miła odmiana, a sama Amelie liczyła również, że tego typu spacer zainspiruje ją do stworzenia czegoś nowego. Niestety nie przepadała za samotnymi wędrówkami, nawet gdy chodziło o tak drobne wycieczki. Korzystając z okazji, że matka poinformowała ją, że Daniel, w którym pani Morel była wręcz zakochana, znów gości w Amsterdamie, postanowiła odświeżyć dawną znajomość i spotkać się ze starym przyjacielem. Dlatego też wyciągnęła czym prędzej telefon i modląc się w duchu, by chłopak nie zmienił numeru, zadzwoniła do niego mając nadzieję na wspólne spędzenie wieczoru.

laqueum pisze...

[ Rozumiem o co chodzi ;) no więc mi taka relacja oczywiście pasuje, może się okazać całkiem ciekawa, zwłaszcza że Eva i Jackie zdążyły się troszkę zaprzyjaźnić. Pozostaje więc tylko jedna kwestia - posiadacz moz

laqueum pisze...

*posiadasz może pomysł na wątek ? ]

Lioness i Scarlett Peres pisze...

[ Ochota na wątek/powiązanie z którąś z moich bohaterek ? :) ]

Anonimowy pisze...

[Rzadko chcę jakieś powiązanie, ale tym razem właśnie tego pragnę. Pomocy prawnej Brandi potrzebować nie będzie, ale czy szanowny pan chodzi do miejsc typu park i zatrzymuje się, widząc ludzi grających na instrumentach? :D]