Tak! To właśnie ja…. Kiedy moja młodsza siostra marudzi z
samego rana. Co za optymistyczne stworzonko! Nie żebym narzekał… skądże… ale czy
ona nigdy nie śpi?! Zaraz… kim właściwie jestem? Oto Ja, Gaspard Jean Morel,
dwudziestotrzyletni student architektury, pierworodny rodu Morel i czarna owca
w rodzinie. Może zapytacie dlaczego? Też chciałbym wiedzieć. Ale jak to było od początku…
Pewnego pięknego poranka, dnia pierwszego roku
osiemdziesiątego dziewiątego przyszedł na świat mały, uroczy chłopiec, który
już od pierwszej chwili wiedział, że cały glob to duży plac zabaw. Jacyś dziwni ludzie, poważni i bez poczucia
humoru kazali mu nazywać się mamą i tatą… byli nudni. Tak spędził dwa lata
poznając otoczenie i zabawki, aż pojawiła się w jego życiu mała osóbka, którą
dorośli nazywali „siostrą”. Amelie, gdyż właśnie tak miała na imię, okazała się
o wiele ciekawsza niż pozostali ludzie.
Od chwili gdy zaczęła raczkować zaczęła się prawdziwa zabawa!
Tak upłynęło kilka lat. Dorastaliśmy wśród zabawy i mniej
przyjemnych zajęć jak kolacje z rodzicami. Oczywiście stawałem się coraz
bardziej przystojny… czy ktoś śmiałby w to wątpić? Ale i mojej malutkiej siostrzyczce
nie poskąpiono urody. Nie mogliśmy się tym cieszyć wystarczająco, ponieważ
rodziciele dbali o to, żebyśmy nie mieli zbyt wiele czasu. Grałem na pianinie,
potem gitarze, poświęciłem się siatkówce… na jakieś dwa lata, w między czasie
pracowałem nad niemieckim, angielskim i holenderskim. Ojciec coraz bardziej
naciskał na moje obowiązki i powinność kontynuowania tradycji prawniczej, a ja
tymczasem… wolałem matematykę od historii i trochę interesowałem się rysunkiem….
Ale przede wszystkim zabawą. W ten sposób poszedłem na architekturę, a moje
życie w domu przemieniło się w piekło. Powoli, ale z niezwykłą konsekwencją
ojciec wprowadzał swój sprytny plan ukazania mi jakim jestem darmozjadem aż…
spakowałem walizki, pogłaskałem po głowie siostrę i wyjechałem. I oto jestem.
Ja. Tu. A konkretnie w Amsterdamie. Z
dala od szalone ojca i matki, która nigdy mnie nie zrozumiała. Ojciec próbował jeszcze mnie nawracać, ale
odpowiedź z mojej strony była prosta i nawet do jego ograniczonego umysłu dotarła.
Choć początki nie były proste, w końcu jakoś ułożyłem sobie
życie. Z drobną i sekretną pomocą jednej z nielicznych rozumnych istot
(ukochaną staruszką o zacnym tytule „babcia”), wynająłem mieszkanie i znalazłem
pracę tymczasową. Teraz studiuję i dorabiam, a do tego mam dużo czasu na
zabawę, z której nie potrafiłem zrezygnować. Holandia sprzyja zabawie… bardzo.
Tu się coś zapali, tam wypali, gdzieś zapije i jakoś się dalej karuzela kręci. Tak
było dłuższy czas aż… u mych drzwi zjawił się pewien niespodziewany lokator.
Siostra. Nie narzekam. Dobrze mieć ją blisko, bo wiem, że rodzice jej nie
zepsują. Mam na nią zły wpływ? Ja? Chyba żartujesz. Wracając jednak do tematu…
Aaa… wiem! A więc dobre dziecko nie studiuje prawa. Jest grzeczna i pomocna…
szczególnie przed wypłatą. Tylko często
nie potrzebnie budzi… kto wstaje przed południem? Absurd! Mam funkcjonować razem
ze słońcem? Przecież to wbrew prawu!
Co jeszcze powinienem powiedzieć o sobie poza tym, że jestem
oczywiście ideałem bez wad? No… że lubię piękne panie i wesołe charaktery.
Interesuję się… leżeniem, poduszką i materacem. Ewentualnie czegoś słucham, pobrzękuję
i gram w siatkę… zdarza mi się towarzyszyć siostrze w ćwiczeniach, o ile
wykonuje je o przyzwoitej porze.
Są też wydarzenia o których lepiej nie pamiętać… Zapowiadam
oficjalnie nie jestem gejem! A niech sobie homo żyją i chodzą po świecie, ale
to:
To FOTOMONTAŻ!!!
Żeby mnie o nic nie posądzać! Ja zawsze
pamiętam co się ze mną działo na imprezie! Jestem całkiem świadomy swoich
czynów! Nikt nie powinien posądzać mnie o niegodne zachowanie!
Swoją drogą....Widział ktoś moją kartę debetową?
Oczywiście jestem towarzyski, rozsądny i w ogóle boski. Nikt w to nie może wątpić. Mam wielkie plany na przyszłość... tylko jeszcze sobie tego nie uświadomiłem. Ale na pewno... kiedyś... coś... wreszcie wymyślę. Póki co żyję! Czyż to nie wystarczy?
A! Jeszcze jedno. Niektórzy twierdzą, że jestem nieco leniwy, ale to prawdopodobnie pomówienie. Na pewno. Tak. Myślę. Chyba. Koniec. Kropka. Już. Stop. Fuck...
[Witam. Zapraszam do wątków. Ostrzegam, że jestem
początkujący…I obiecuję poprawę!]
421 komentarzy:
1 – 200 z 421 Nowsze› Najnowsze»[ Jest moja koszula kochana! Ale za porównanie zabiję. Amelka jest chyba darczyńcą, a nie domowym pupilem :P
A tak w ogóle witam pana brata. Życzę powodzenia z rozgryzieniem blogspotu i zapytam się o wątek. No chyba, że jak zwykle uznasz, że nam nie wyjdzie :P]
[no jasne że się skusze ! Jak masz jakieś pomysły to się nie krępuj z rozpoczeciem . Mogą się znać, nie muszą.. Ja naprawdę nie jestem wymagająca :) ]
[ Okej :) zacznę coś, jak tylko wszystko ogarnę :D]
[Bardzo chętnie :) Obecnie nie mam czasu na przeczytanie notki bo zaraz wracam na zajęcia, ale po godzinie 16 postaram się coś wymyślić, a nawet naskrobać jakiś wątek, o ile masz pomysł na powiązanie naszych postaci lub po prostu wątek :)]
[ Tak poza tym, bardzo fajna karta ci wyszła ;) Uznam, że jeszcze się nie znają.. O, już wiem! ]
Angel nie miała zbyt wielu znajomych. W końcu jeszcze do niedawna stroniła od towarzystwa kogokolwiek (przyjaciółka siostry i kameleon byli wyjątkami), zawsze była sama, była odludkiem. Trzeba jednak przyznać, że ostatni rok nieco ją zmienił. Może trochę (trochę!) spoważniała, zaczęła otwierać się na innych. No, otwierać, to ona otwierała się już dawno, ale na pewno nie w taki sposób, jaki byłby wskazany... Zresztą, to było dawno, po co do tego wracać? To nic, że czasami zachowuje się tak, jak jeszcze parę lat temu...
Ale nie myślmy o jej stronach zachowania, tylko zajmijmy się dniem dzisiejszym.
Jak już wspomniano, zaczęła otwierać się na ludzi. Poznawała wiele ciekawych osób, z niektórymi utrzymywała większy, lub mniejszy kontakt. Nie było jej łatwo ( w końcu trudno przestawić się po dziewiętnastu latach), ale próbowała, a to chyba najważniejsze.
Dlatego też dzisiaj, w piękny, ciepły, słoneczny dzień, ubrana jak zwykle na czarno, głośno tupiąc obcasami po chodniku, skierowała się w stronę mieszkania Amelie. Wiedziała, że ma brata, lecz jeszcze ani razu go na oczy nie widziała. Ot, taki wymijający los.
Kiedy stała już pod właściwymi drzwiami, zapukała cicho. Po kilku minutach zmarszczyła brwi i skrzyżowała ręce na piersiach. Czy jej się coś pomyliło? A może Amelie coś wypadło? W każdym razie postanowiła, że zaczeka jeszcze chwilę. A nóż coś się wydarzy?
[ Mam nadzieję, że wątek odpowiada, jak coś nie pasi - mówi ;D ]
[Niech będzie, coś wystukam :)]
Julia dopiero do kilku dni ponownie mogła cieszyć się widokiem stolicy Holandii. Ostatnimi czasy przebywała jedynie w rodzinnym Assen, które jednak znudziło jej się do reszty. Spakowała manatki, wynajęła mieszkanie i ponownie zapisała się do college'u aby wreszcie ze spokojem mogła ukończyć studia na wydziale historycznym.
Szatynka z reguły była osobą punktualną. Nie często zdarzało się, że gdzieś się spóźniała, na jakieś spotkania, zajęcia czy choćby do pracy. Julia jest poukładana, zawsze była.
Nic więc dziwnego, że niezwykle zestresowana, gdyż aż o dwie godziny spóźniona, szybkim tempem szła w stronę budynku szkoły. Pech chciał, że jej wzrok przykuła grupka dzieciaków, bawiąca się w parku, który musiała przejść by dostać się do college'u. Zapatrzona w boczną alejkę, wpadła na kogoś z takim impetem, że wylądowała na ziemi. O dziwo, jej reakcją był donośny śmiech.
- Wybacz, nie zauważyłam cię - powiedziała szybko, jednak wciąż z obecnym na twarzy uśmiechem.
[Witam i od razu:
1. Mnie się nie pyta czy mam ochotę na wątek, ja zawsze mam ochotę na wątek ;p
2. A właśnie, że Tobie sądzić, bo karty się piszę, żeby ktoś je przeczytał i ocenił.
3. Nigdy nie popierałam kart, nie przywykłam do nich i nigdy nie przywyknę, bo podawanie wszystkiego na talerzu innym autorom jest pójściem na łatwiznę, a postacie i tak będą różnić się od tego co nabazgraliśmy w tej karcie, więc wiesz... ;p
4. Sama zaczęłabym wątek, ale z czasem, bo staram się napisać do każdego inne rozpoczęcie, żeby nie powielać tego samego komentarza dla każdej postaci, a to niestety trochę trwa, więc jeśli masz jakiś pomysł to go podrzuć, albo zacznij, znacznie ułatwisz mi życie ;)]
[ Ale dobrze jest ;D Luźno piszesz, a to mi się podoba :) ]
Angel zmarszczyła brwi, tępo wpatrując się w chłopaka. Po kolejnych jego słowach miała wrażenie, jakby urwał się z księżyca, lub czego tam jeszcze dusza ludzka nie wymyśli.
Piękna pani. Phi, też coś.
- Jest Amelie...? - spytała powoli, najpierw spoglądając na wszystko, co znajdowało się za ciałem nieznajomego, potem zaś przeniosła na niego wzrok. Cóż, trzeba przyznać, że było na co popatrzeć...
Dobra, koniec.
- Umówiła się ze mną, czekam już jakiś czas, a jej dalej nie ma - poinformowała, przenosząc wzrok na twarz chłopaka. - Masz od niej jakieś informacje? Czy coś...? - spytała dość cicho. Nieco się wyprostowała, uniosła jedną brew i zrobiła usta w dzióbek, a potem oparła się o framugę drzwi. - Tak w ogóle... mogę wejść? Czy może przeszkadzam ci w jakichś godach, tokach, ekscesach, czy czymś? - dodała, uśmiechając się zadziornie.
[Pf, ja też dopiero co wróciłam po półrocznej przerwie i nie narzekam ;p No to przed Tobą mam jeszcze trzy osoby, potem postaram się zacząć coś konstruktywnego ;)
A i zapomniałam dodać: słoodka gejowska fotka ;D]
[hahahaha, Gaspard to moja bratnia dusza :D zwłaszcza te same zainteresowania! ja chcę wątek, chcę wątek! masz pomysł? :)]
[fuck, dodałam komentarz nie z tego konta mailowego. tutaj Mila Drozd się kłania ;)]
[ Chyba tak ma każdy ^^ ]
Czasami aż można się przerazić, kogo znają nasi bliscy. A koleżanki? Cóż, jeśli była lubiana (a chyba tak było, skoro nawet Angel się z nią zakolegowała), to musiała mieć nie małe stadko takich panienek. Może więc rzeczywiście czas interweniować?
Weszła powoli do środka, nie spuszczając z niego wzroku. Jakoś tak ją przyciągał... bez podtekstów! Jego osobowość po prostu wydawała jej się taka... dziwna? Bo w sumie był normalny, jak inni, ale jednak jego zachowanie w stosunku do niej nieco ją dezorientowało. Sama nie wiedziała, dlaczego.
- Dwa, trzy dni? - powtórzyła po nim, opierając się o jedną ze ścian. - Widać, że dbacie o siebie... - mruknęła pod nosem, zaczesując dłonią swoje włosy do tyłu. Teraz lepiej było widać jej twarz, która była prawie biała, cera była porcelanowa, a zielonkawe oczy skrywały się pod mnóstwem ilości ciemnego cienia. - A tak w ogóle, jestem Angel - powiedziała po chwili, uśmiechając się zaczepnie.
[ A, to też się u mnie pojawia, ale częściej się rozleniwiam XD ]
Idealny? Hmm... może rzeczywiście był idealny. Ona sama na pewno tego stwierdzić nie mogła, bo nie wiedziała, jak wyglądają ludzie idealni, o ile tacy w ogóle istnieją. W końcu, jak osoba, która non stop działała (dalej działa) wszystkim na nerwy, wpada w kłopoty i jeszcze rani i sprowadza przy tym niebezpieczeństwo na innych może być dobra? Chyba tak się nie da.
Wywróciła oczami, kiedy zareagował w ten sposób na jej imię. Tak, nienawidziła tego imienia, wprawiało ją w szał. Chociaż, jeśli tak rozsądnie pomyśleć, zdążyła się do niego przez te dziewiętnaście lat przyzwyczaić. Ale gdzie jej do aniołka? Nawet przeszły po niej dreszcze, gdy tak właśnie do niej powiedział. Ona i skrzydełka? Rodzicom się we łbie poprzewracało...
Miała się bać? A niby czego. Nie widziała nigdzie żadnego stwora, a nawet jeśli się tu taki krył, to nawet lepiej. Zastrzyk adrenaliny jej nie zaszkodzi, a raczej poprawi humor. Ale weszła pokornie do środka, wciąż dziwnie się czując.
- Martini masz? Albo coś innego? Najlepiej coś mocnego - stwierdziła, a potem rozsiadła się na fotelu, zakładając nogę na nogę. Westchnęła bezgłośnie, unosząc głowę lekko ku górze, by móc na niego patrzeć. Wolała to, niż gadać do podłogi. - Może być nawet czysta.
[ Tam tarram, coś stworzyłam. Może się nie zabiją :D W razie czego będzie materiał na wspólną notkę, o. Staram się myśleć optymistycznie o naszym wątku...]
To był kolejny wieczór, a w zasadzie noc, gdy Amelie, jako siostra o dobrym sercu, zgodziła się wyjść i zostawić Gaspardowi mieszkanie do użytku własnego. Nie miała nawet najmniejszego zamiaru wiedzieć po co i dlaczego, zwyczajnie bojąc się szczegółów jakich mogłaby się nasłuchać. Zdecydowanie wolała dalej egzystować w swoim nieco szalonym światku, który jej zdaniem wydawał się cichy i spokojny w porównaniu do burzliwego, nocnego żywotu panicza Morel. Niestety, o ile jeszcze początkowo takie szwendanie się po miecie było całkiem ciekawe i sprawiało frajdę, to im częściej się przytrafiało, zaczynało tracić na uroku i powszednieć jak wszystko. A Amelie miała też już tego po dziurki w nosie, bo chciała się wyspać, a może nawet coś poszyć. Maszyna stała sobie spokojnie w jej pokoju, w ostatnim czasie będąc używaną naprawdę rzadko. Zapewne ku uciesze Gasparda, który jakoś nigdy nie potrafił zapałać przyjaznym uczuciem do tego ustrojstwa. W każdym razie, po wypiciu kolejnego drinka, gdy stała się mniej przytomna, ale bardziej odważna, zdecydowała się wrócić do ich wspólnego mieszkania, które notabene należało do Gasparda, choć opłacane było przez nią, i obwieścić swojemu szanownemu starszemu bratu, że zamierza się wyprowadzić. Co z tego, że jeszcze nie wie gdzie, jak i czy z kimś ma dzielić owe domniemane lokum, ważne, że pokarze mu, że sama też sobie poradzi. Ot , co.
Weszła do ciemnego mieszkania, robiąc co nie miara hałasu, gdy potykała się o własne nogi, pod drodze jeszcze wpadając na jakąś komódkę, której do tej pory chyba na oczy nie widziała, by w końcu dopaść drzwi sypialni brata i otworzyć je z hukiem.
- Wyprowadzam się.- wybełkotała mało składnie i zrozumiale, aż ostatecznie osunęła się na podłogę, na której usiadła po turecku, a na jej jasnej twarzyczce widniał zbolały uśmiech, a w ręku trzymała jeszcze butelkę niedopitego alkoholu. Dawno już w ten sposób nie szalała.
Zaśmiała się cicho, słysząc o tym nienasyceniu. Trzeba przyznać, że jeśli ktoś jej proponował dobry trunek, to nie odmawiała. Może i ćpać przestała, ale jednak inne używki dalej traktowała jako coś może nie niezbędnego, ale potrzebnego w relaksacji życia codziennego. Tak więc nie protestowała, gdy podał jej szkło, zaraz upiła łyk alkoholu.
- Znasz się - stwierdziła krótko. - Z twoją siostrą? To zależy, co masz na myśli - uniosła wysoko jedna brew, przejeżdżając delikatnie palcami po krawędziach szklanki. Najpierw wpatrywała się w jej zawartość, potem przeniosła wzrok na chłopaka. - Jesteśmy znajomymi, po prostu. Czemu pytasz? - spytała z zaciekawieniem. Może myślał, że Angel woli dziewczyny? A może spytał tak po prostu. Jednego może być pewien - n pewno woli mężczyzn.
Julka uśmiechnęła się szeroko, słysząc słowa chłopaka. Ulżyło jej, kiedy zauważył, że nie ma on jej za złe tej małej kolizji, którą spowodowała.
- Wybacz, strasznie się zamyśliłam - powiedziała od razy, starając się wytłumaczyć i wyjść z opresji obronną ręką. Dźwignęła się, by podnieść się z ziemi, stanęła i wyprostowała się.
Obejrzała swoją zwiewną sukienkę, by choć spróbować zauważyć jakieś zabrudzenia, jednak kiedy otrzepała materiał, wszystko wydawało się być w porządku.
- Tak, ze mną wszystko dobrze, chyba się nawet nie poobijałam - stwierdziła z zadowolonym uśmiechem i spojrzała na chłopaka. Przez ten cały wypadek zupełnie zapomniała, że spieszyła się na zajęcia. Ach, Julia była strasznie zakręconą osobą.
Ona naćpała się w swoim życiu aż za bardzo. I z pewnością robiłaby to dalej, gdyby nie jedna, a właściwie kilka osób, które stanęły na jej drodze i odpowiednio przekierowały. Nie można jednak powiedzieć, że obeszło się bez strat - cierpią w końcu niewinne osoby, i to właśnie przez nią. Czasami, gdy myśli o tych wszystkich wydarzeniach nie jest w stanie sobie z nimi poradzić. Może przygniotła ją ta cała odpowiedzialność? A raczej jej totalny brak. Od zawsze była postrzelona, liczyło się dla niej tylko to, czego sama potrzebowała. A przynajmniej, co jej się wydawało, że potrzebuje. Raczej graniczyło to z uzależnieniami, urazami, które były początkiem wszystkich problemów.
- Znamy się od niedawna. Ale nie mogę powiedzieć, że jest mi całkowicie obca. Do mnie trudno dotrzeć, a jej się udało - oznajmiła po chwili, zatapiając usta w trunku, lecz wciąż go obserwując. - Znam to, o czym mówisz. Nawet za bardzo... - mruknęła cicho, na chwilę się nad czymś zastanawiając. Przygryzła lekko dolna wargę, lecz zaraz znowu uśmiechnęła się po "swojemu", czyli zadziornie - kokieteryjnie. - Lubisz tak bardzo patrzeć na kobiety?
[No dobra, nie obiecuję, że to co sklecę będzie miało ręce (o nogach nawet nie marzę), ale się postaram ;) ]
Wieczór. Idealna pora na życie towarzyskie, nieprawdaż? Naturalnie większość mieszkańców Amsterdamu właśnie o tej porze dnia wychodziła na ulice i rozpoczynała zabawę, w której Jacqueline zazwyczaj nie uczestniczyła. Nie dlatego, że nie chciała, czy nie lubiła się bawić, ale dlatego, że była zwyczajnie zbyt zmęczona, żeby wyjść z domu.
Między innymi dlatego przez ostatnie miesiące stała się raczej typem pracoholika. Już od dawna chciała ten stan zmienić, ponieważ doskonale wiedziała jaka dusza tkwi w jej ciele tancerki. Brakowało jej całonocnego picia, głośnej muzyki, tańca na parkiecie nie mającego nic wspólnego z baletem.
Dlatego postanowiła to zmienić.
Poszła do jednego z lubianych przez siebie klubów i uśmiechnęła się już na wejściu. Tak, to było to. Ruszyła w kierunku baru, czując na sobie kilka spojrzeń. Kiedy ona ostatnio miała na sobie krótką sukienkę, tak typową dla starej Jackie? Nieco wyzywającą, ale jednocześnie tajemniczą..
Usiadła przy barze i zamówiła sobie drinka, stwierdzając że zacznie od czegoś lekkiego. Kiedy barman przyniósł jej szklankę, zerknęła na boki. Jej wzrok zatrzymał się na mężczyźnie, siedzącym dwa krzesła dalej. Uśmiechnęła się, kiedy i on zwrócił na nią uwagę.
[Jacqueline Darrieux]
Julia swobodnie dała prowadzić się chłopakowi. Wydał jej się niezwykle przyjazny i opanowany, jak na takie okoliczności poznania. Odpowiadało jej to. Z chęcią nawiązywała nowe kontakty, w dodatku iż niewielu ludzi do tej pory udało jej się poznać w Amsterdamie. Uśmiechnęła się więc szeroko.
- Może gorącą czekoladę? - zaproponowała nie myśląc o niczym.
- Ach, jestem Julia - dodała szybko, zupełnie zapominając, że do tej pory nie ujawniła chłopakowi swojego imienia, które oczywiście nie było wielką tajemnicą.
Tylko, że akurat to, co przeżywają inni jest jej winą. Tego nie można zaprzeczyć, coś się wydarzyło naprawdę, a nie powinno nigdy wyjść na światło dzienne. Ale cóż poradzić, życie nie jest bajką, ma swoje ciemne strony. Może faktycznie powinno się wszystko porzucić, odłożyć troski na bok. Tylko, że one wrócą prędzej czy później.
Ona się martwiła, wiadomo. Lecz nie była swoją siostrą, co do tego nie było najmniejszych wątpliwości. To ta druga była chodzącą bidą z nędzą, wiecznie tą martwiącą się. Angel jest inne. Zupełnie inna.
- Od tego mam oczy, prawda? - odparła bez wzruszenia. Podała mu swoją szklankę, czekając, aż znowu zagości w niej ten pyszny trunek. A gdy już dostała swoją porcję, wypiła kilka "głębszych" i znowu uśmiechnęła się lekko. - Nigdy nie oduczę się uwielbiania tego smaku... - prawie że szepnęła, uśmiechając się z zadowoleniem. - Potrzeby estetyczne? Ale mam nadzieję, że nie masz zamiaru zaraz spełnić swoich potrzeb fizjologicznych na moich oczach, prawda? Co jak co, ale tego widoku bym już nie zniosła, jakieś granice mam powiedziała z nutką ironii w głosie.
Zaczynał ją lubić? A to ciekawe, bo niewiele osób zdobywa się na takie uczucie względem tej dziewczyny. Ale może faktycznie nie jest już taka wkur,wiająca? To by chyba znaczyło, że wychodzi na prostą. - Mi wystarczy muzyka. To nią żyję...
Uśmiechnęła się lekko, kątem oka zerkając na chłopaka, jednak tym razem jednocześnie obserwując ziemię pod stopami. Nie chciała bowiem ponownie wpaść na przechodnia.
- Studiuję na AC, drugi rok na kierunku historycznym, który niestety interesujący jest dla bardzo wąskiego grona ludzi - stwierdziła, wiedząc, że zarówno studenci, jak i młodzież ucząca się w niższych szkołach, nie przepada za tym przedmiotem.
- Pracuję w kilku małych gazetach - dodała, przypominając sobie, że za dwa dni musi oddać kilka poprawionych artykułów.
- I do tego staram się jako tako żyć - stwierdziła z uśmiechem.
- A Ty?
Wiedziała, czuła ze mężczyzna wykorzysta okazję. ZresZtą nie miała nic przeciwko temu. Czasami takie znajomości były warto uwagi.
Nie skomentowała tego komplementu, ale w myślach dała mu kilka punktów za odpowiednie podejście do kobiet.
- mam niejasne wrażenie że już to zrobiłeś - zauważyła , śmiejąc się cicho. - ale owszem, możesz się przysiąść. Jest to wręcz wskazane..
[a co powiesz na to, żeby znali się z jakichś imprez i teraz utrzymywali taki luźny kontakt? bo jak tak, to zaczynam wątek, a jak nie, to sam(a?) kombinuj :)]
Mila straciła masę kontaktów. Cóż, gdy miała przy sobie najlepszą przyjaciółkę i ukochanego - reszta świata dla niej nie istniała. trzymali się we trójkę i fajnie było. Sytuacja zaczęła się psuć, gdy oboje wyjechali i przestali dawać jakiekolwiek ślady życia. Więc Mila wtedy poznała nowych znajomych. W zasadzie ledwo ich kojarzyła, bo pojawiło się ich sporo, głównie towarzyszyli jej w piciu, snuciu pijackich planów i ruchaniu. Ale potem wybrała się na terapię i gdy wróciła - pojawił się kolejny problem - to znaczy znowu jej zaczęło brakować znajomych. Miała kilka numerów, ale miała opory, żeby zadzwonić pod którykolwiek z nich. Aż do pewnego dnia. Wybrała losowy numer. Ann. Nie, ona była zbyt optymistyczna, może by i dobrze zadziałało na zdepresjonowaną blondi, ale nie, była ZA BARDZO pozytywna. Kolejnu numer. Gaspard. Czemu by nie?
"sorry że tyle nie pisałam. wpadniesz do mnie na kolację? ostatnio znowu zaczęłam jeść :)" - napisała sms-a i wcisnęła przycisk "wyślij". Odłożyła telefon na parapet, wstała z łóżka i zaczęła nerwowo chodzić po sypialni, bo w głowie pętliło jej się pełno myśli w stylu: "cholera, kto chce się zadawać z laską, co miesiąc spędziła w wariatkowie" albo "kto by mnie pamiętał, jestem fatalna!". Ale nie, po chwili jej telefon zaczął wibrować. Odpowiedź! Rzuciła się na łóżko, szybko chwytając telefon, by przeczytać odpowiedź.
[drobne pytanie: znajomi mężczyźni z okresu głębokiej depresji Mili to głównie rucho-kumple, czy Twój bohater jest szlachetniejszy?
drobne informacje: Mila zmaga się z anoreksją, stąd wiadomość, że je, a wariatkowo nie taka straszna rzecz. Miała depresję i przy okazji karmili ją tam i zabraniali picia wódki ;)]
- To zależy co, kto lubi - wzruszyła delikatnie ramionami. Ona nie miała nic przeciwko wypiciu wina we własnym towarzystwie. Z drugiej jednak strony, przychodząc do klubu raczej nie szukało się samotności, prawda?
- Jeśli masz ochotę, to proszę bardzo.. - odparła tak, jak to zwykła robić. Nie mówiąc nie, nie mówiąc tak, pozwalając na podjęcie własnej decyzji. Takie jej prywatne zasady postępowania.
- To by znaczyło, że nie jesteś stąd - miała na myśli jego imię. No cóż, holenderskie nie było. - Jestem Jacqueline.. - dodała, przedstawiając się z francuskim akcentem, który na co dzień raczej jej nie towarzyszył.
[J.D.]
[Mogę odpisywać raz jako anonim, a raz jako zalogowana osoba, więc z góry przepraszam za drobne przeszkody :) ]
Jego przejście na francuski, skomentowała jedynie uśmiechem. Z satysfakcją stwierdziła, że się nie pomyliła w jego ocenie. Cóż, zawsze wiedziała, że powinna była szkolić się na jasnowidza.
Jego pytanie, choć było z pozoru łatwe, sprawiło jej niemały kłopot. Nie dlatego, że nie lubiła o sobie opowiadać, ale dlatego, że po prostu odpowiedź była strasznie skomplikowana.
- Głównie praca - odpowiedziała w końcu. - Amsterdam dał mi sporą możliwość rozwoju, a w Paryżu niewiele mnie trzymało. A ty? - zapytała pogodnie, przyglądając mu się z uwagą.
[Podobnie u mnie ;) ]
A więc student, pomyślała Jackie. To była kwestia, która zastanawiała ją od początku, ot tak, z czystej ciekawości. Lubiła coś wiedzieć o ludziach, z którymi rozmawiała.
- Jakiego rodzaju studia? - sięgnęła po swojego drinka. - Rzeczywiście, miło jest móc porozmawiać bez żadnych ograniczeń, czy barier jezykowych - uśmiechnęła się. Mimo że języki nie były dla niej problemem, bo z łatwością się ich uczyła, ojczysta mowa zawsze jest najmilsza, prawda?
A owszem, przydają się. Poza tym obracanie się ciagle w tych samych kręgach nie jest najlepszą opcją na życie.
- Architekturę? - powtórzyła z namysłem. - Zawsze podziwiałam tych co to robią - stwierdziła całkiem szczerze. Nie minęła się z prawdą. - Cóż, a ja tańczę. Ukonczyłam studia o kierunku balet no i teraz spędzam czas w teatrze.
"za godz" odpisała skrótowo i rzuciła telefon na parapet, zaścielając łóżko, po czym powiesiła ubrania walające się po podłodze na wieszaki. Cóż, Mila zawsze miała zapędy iście pedantycznie, ale ostatnio dało się to widzieć tylko w jej książkach, ubraniach i kuchni. Jej sypialnia natomiast była istnym pobojowiskiem.
Ruszyła do kuchni, by nawrzucać różnych warzyw do garnuszka, aż w jego wnętrzu pojawił się sos (po kilku skomplikowanych procesach oczywiście), doprawiła go na ostro, tak jak lubiła i przygotowała makaron, który planowała wstawić za piętnaście minut. Wróciła więc do pokoju i poszukała odpowiedniego ubrania. Zdecydowała się na luźną tunikę i legginsy, ażeby jej było wygodnie, włosy rozczesała porządnie i rozpuściła, pomalowała rzęsy, wstawiła ten nieszczęsny makaron i zdołała przygotować zadania dla swoich uczniów. Dopiero wtedy nastąpiło pukanie do drzwi.
- Bez obrazy, ale nie wygladasz mi na takiego co zniesie 2 godziny przedstawienia tanecznego na motywach muzyki klasycznej... - przymruzyla oczy. - chociaż może...
Rozesmiala się kiedy powiedział z jakich powodów wybrał ten kierunek. Dla niej, tak samo dla jej rodziny, oczywiste było że wybierze balet. Robiła to od wczesnego dzieciństwa...
- i jak rodzina to przeżyła ?
Można powiedzieć, że to było właśnie coś w tym stylu. Nie dosłownie... ale na pewno przyczyniła się do paru rzeczy, które niefortunnie odbiły się na jej rodzinie. No i "przyjaciołach", lecz akurat oni byli sami sobie winni.
Jej rodzeństwo na pewno się ze sobą różni! Najstarsza siostra - energiczna, pełna wybuchowego humoru kura domowa; średnia z sióstr - osóbka z dobrym sercem, zamartwiająca się każdą, nawet najmniejszą rzeczą, oraz widząca świat w trochę innych barwach, a co za tym idzie poznająca życie głębiej; no i ona. Czarna owca, która niczym nie przypomina ŻADNEGO członka swojej rodziny. To znaczy, z wyglądu całkowicie przypomina swoją matkę, w zasadzie jest jej kopią. Ale charakter? Szczerze nie wie, po kim go ma. To chyba taki unikat.
- Tak? O widzisz, ja je znam, ale się do nich nie stosuję - przyznała z zadowoleniem. Nie lubiła trzymać się reguł, wytyczonych przez kogoś zasad. Po prostu nie i już, nienawidzi się czuć pod presją, lub tak, jakby była w klatce. To najgorsze uczucie, chociaż spotkała się nawet ze śmiercią bliskiej osoby. Ale brak wolności jest dla niej największą karą.
Upiła łyk trunku, coraz bardziej rozkoszując się jego smakiem i aromatem. Nie mogła nic poradzić na to, że alkoholiczką (poniekąd) stała się już dawno. Nie przeszkadzało jej to, inne zdanie miało jednak otoczenie, w którym się znajdowała. Taki los. - Gram. Jeżdżę po całym świecie. Oczywiście wtedy, gdy mam pieniądze. I występuję sama. Całkowicie sama - powiedziała, lekko wstrząsając płyn w szklance. - Jestem tylko ja i moja gitara. I muzyka. Nic więcej do szczęścia mi nie potrzeba - dodała, unosząc jedną brew, a potem spoglądając na chłopaka. Po chwili uśmiechnęła się do niego nawet zaczepnie, układając się lepiej na fotelu. - To patrz, w końcu to nie jest zakazane, jak już ustaliliśmy. Tylko, że jak człowiek długo patrzy, to potem jego wzrok staje się zmęczony, a umysł nie dostrzega innych bodźców. A alkohol dodatkowo usypia czujność... - stwierdziła nieco ciszej, powoli sącząc trunek i nie odrywając jednocześnie wzroku od chłopaka.
Kiwnęła głową.
- Rozumiem.. W takim razie, może jednak cię kiedyś zaproszę.. -obdarzyła go kolejnym uśmiechem, o dziwo, nie wymuszonym. Dawno tego nie robiła, ot tak, spontanicznie, w stosunku do praktycznie nieznajomej osoby.
- Aż tak są związani z tradycjami rodzinnymi? Nie zazdroszczę - stwierdziła, pijąc drinka. - I co jeszcze mi o sobie powiesz?
Nie chodziło o to, że Jacqueline nie chce prowadzić rozmowy, woli pozostać tajemnicza, czy po prostu jest nieufna, tylko o to, że lubiła słuchać. Dlatego jeśli mogła, to lubiła skłaniać ludzi do opowiadania o sobie, o psie, samochodzie, czy nawet roślinkach w ogródku. Wybór tematu nie przeszkadzał jej nawet w najmniejszym stopniu, tak więc Gaspard nie musiał się obawiać, że ją zanudzi.
- No tak, zdecydowanie musieli gdzieś popełnić błąd. Pewnie zbyt późno podsunęli Wam kodeks karny do poduszki. Swoją drogą, tak złamać im serca, jesteście bezduszni... - Jackie to wszystko powiedziała poważnym tonem, a jedynie iskierki rozbawienia w jej oczach zdradzały, że kpi.
- Powinieneś się wstydzić, Gaspardzie.. - pozwoliła by włosy opadły jej na twarz, bo tym razem nie mogła już powstrzymać uśmiechu.
- A co w takim razie może jeszcze usypiać..? - spytała, przygryzając lekko swoją dolną wargę. Westchnęła bezgłośnie i ponownie zaczesała palcami włosy do tyłu. Przechyliła głowę lekko na bok, zatapiając usta w trunku. Moment później szklanka znowu była pusta, a Angel spojrzała się na chłopaka znacząco. No co? Jak szaleć, to szaleć, nie ma co żałować! Młodzi są. Nacieszyć się trzeba. - Nie wiem, czy można to tak określić - uznała po chwili. - Z głodu nie umieram, codziennie udaje mi się zaszantażować kumpli o to, żeby udostępnili mi jakiś kącik w swoich progach, a co najważniejsze, przyjmują też Lea - uśmiechnęła się kącikiem ust, podając Gaspardowi naczynie. - Zdrowa już jestem, to jest aż dziwne jak na mnie - dodała cichutko, jakby tylko do siebie. W końcu po jej trybie życia można się wielu rzeczy spodziewać...
Jego gest sprawił, że na moment zesztywniała, ale szybko się otrząsnęła i spojrzała na niego uważnie.
- Jakbyś nie cofnął w popłochu ręki, sprawiałbyś wrażenie odrobinę pewniejszego siebie - zauważyła. Nie uraził jej, nie zirytował, to było.. miłe.
Powróciła do głównego tematu.
- Jak nie Twoja? Charakter to nawyk umysłu, jak głosi jeden z wielu cytatów, więc mogłeś nad nim pracować. Marna wymówka, mój drogi - pokręciła głową, ukazując swoją 'dezaprobatę'.
Chyba o to chodzi w życiu, prawda? Żeby czuć się dobrze z samym sobą. Znać swoje wady i zalety, a mimo to darzyć siebie sympatią. Niestety wielu ludzi nie czuje tego do swojej osoby i stąd biorą się problemy, uzależnienia i choroby cywilizacyjne.
Korzystając z tego, że siedział dość blisko, walnęła go w rękę.
- Za zmaltretowanie mojej grzywki - powiedziała zaczepnie. Nie żeby jakoś szczególnie dbała o fryzurę, ale zawsze można to wykorzystać do takich właśnie celów.
Kiwnęła głową na znak, że się z nim zgadza. Owszem, matki i babcie potrzebują takiego kogoś. Swoją drogą, to ciekawe, że te czarne typy równie często okazują się groźne, jak ci idealni młodzi dżentelmeni..
- Poza tym drani kocha się najbardziej.. - stwierdziła, ze szklanką przy ustach, po czym upiła łyk drinka.
Zauważyła to, że coraz bardziej się do niej przybliża. Na jej ustach powstał mały uśmiech, a ona miała ochotę zachichotać. Osobiście śmieszyła ją ta cała sytuacja. Gdyby tak przypomnieć sobie te wszystkie wcześniejsze lata... Tak, na pewno porządna nie była. Co nie co teraz się zmieniło, ale nie przesadzajmy...
Pokręciła tylko głową, unosząc obie brwi, a potem przytknęła palec wskazujący do jego policzka, sprawiając, że twarz chłopaka nieco się odwróciła w przeciwną stronę. Sama przybliżyła się trochę do niego i oparła jedną ręką na jego ramieniu.
- Nie tak szybko, kotku... - zamruczała mu do ucha, potem wróciła na swoje miejsce i upiła łyk trunku, patrząc przed siebie. Uwielbiała prowokować, choć chyba nie robiła tego teraz. Zresztą, każdy czuje inaczej.
- Ja? Właśnie nie chorowałam. I to mnie dziwi - przyznała z szatańskim uśmiechem.
Prawda była taka, że panna Darrieux usilnie starała się uciec od stereotypu, który mówił, że powinna być zgorzkniałą kobietą. Najlepiej taką z kotem, co to zostanie wieczną panną i dziewicą, na co dzień spinającą włosy w kok i torturującą biedne czterolatki, które rzecz jasna będą się u niej uczyć baletu. Uroczy obrazek, nie ma co.
- Nie dość, że lękliwy to jeszcze z niską samooceną? - spojrzała na niego podejrzliwie, kończąc swojego drinka. Poczekała aż chłopak wypije swój, po czym zeszła z krzesła i stanęła obok. Dobrze, że nie wypiła zbyt wiele..
- Idziesz, czarny charakterze? - zapytała z uśmiechem na twarzy. O tak, ona też się dobrze bawiła. A taniec z nim mógł być ciekawym wydarzeniem. Poza tym do poruszania się po parkiecie w klubie nie trzeba było znajomości kroków. To jest właśnie piękne w takich miejscach.
[Ok :)]
Zanim otworzyła spokojnie zapisała pracę, zamknęła laptopa i dopiero potem otworzyła drzwi. A i tak wyglądała świeżo i uroczo, z jasnymi włosami okalającymi twarz w tej zwiewnej tunice.
- W samą porę - oznajmiła, wpuszczając go do środka. Zamknęła drzwi na łucznik (stany lękowe nadal się pojawiały, ale po tym, gdy po ciemku zaatakował ją jakiś nadgorliwiec - ma na tym punkcie kompletną manię.
- Dzisiaj wybiłam się z rytmu mojego codziennego gotowania i zrobiłam obiad w stylu studenckim - uśmiechnęła się do chłopaka. Cóż, w jej mieszkaniu, nietypowe to było, bo jak już jadła/gotowała, to przyrządzała pieczonego kurczaka, wymyślne sałatki, lasagne, albo najróżniejsze pieczenie czy drobiowe pasztety. A spaghetti nieodłącznie kojarzyło jej się ze studenckim życiem. Może dlatego, że najczęściej to właśnie tę potrawę jadła z Parkerem? Ich pierwszą wspólną noc poprzedzało to niewinne danie. Ale Gaspard nie musiał wiedzieć, że spaghetti kojarzy jej się głównie z dzikim seksem w każdym zakamarku jej mieszkania. I nie tylko.
Jackie mówiła to żartobliwie, jako że nigdy nie oceniała ludzi po pozorach. Lubiła dobrze ich poznać zanim pozwoli sobie na wypowiedzenie własnego zdania...
Wraz z Gaspardem znalazła się na parkiecie wśród kilku innych tańczących par. Zatrzymała się przed nim i rzuciła mu wyczekujace spojrzenie. Lekki uśmiech nie znikał z jej twarzy kiedy zaczęli tańczyć w rytm muzyki. Była naprawdę zadowolona, zwłaszcza że dobrze im szło...
- Ja bym nie chciała? - zapytała ironicznie, śmiejąc się. Wzięła od niego butelkę i zaniosła do swojej sypialni, pokazując mu, aby podążał za nią. Tak, mieszkanie Mili już miało meble, miało już ten cholerny stół, na który tak długo odkładała pieniądze, ale jej kuchnia nadal nie była miejscem szczególnie pasującym do nawet i randkowej, a co, kolacyjki we dwoje, przy winie.
Dwie ściany pomalowane były na biało, kolejne dwie nawet nie były otynkowane. Pod oknem stało gigantyczne łóżko, parapet służył jej za "kładę tu wszystko, co normalnie leży na biurku", a na jednej z ceglanych ścian wisiał obraz przedstawiający sporą ilość młodych chłopców w polu maków. Był jeszcze pręt, taki jak w sklepie, na którym zawieszone były stosy ubrań, pod nim sterta schludnie ułożonych pudełek na buty i tylko mały kredensik, na którym piętrzyły się książki i kosmetyki. Podłoga była zasłana poduszkami, a po środku stały dopiero dwa talerze, prosty, zgrabny świecznik i serwetki, na których rozłożone były sztućce. O, u tej tutaj je się na podłodze, ale mimo warunków - wyglądało to całkiem... powiedzmy, że, o!, dizajnersko.
- Rozsiądź się, jak chcesz to na łóżku, ja przyniosę kieliszki - oznajmiła mu i przemknęła do kuchni, powtarzając sobie uparcie w myślach, że wino do kolacji to jeszcze nie powrót do pijaństwa i zdwojonego nawrotu depresji, wcale nie muszą wypić całej butelki i wystarczy po kieliszku. No, może dwóch. A przynajmniej miała taką nadzieję.
- Nie wszyscy doceniają to, że czas mija, a życie jest krótkie... Zresztą, ja też tego nie doceniam - przyznała z zadziornym uśmiechem, odprowadzając chłopaka wzrokiem. Po chwili wstała i poszła za nim. Nie miała zamiaru wydzierać się do niego, a poza tym sama siedzieć też nie chciała. Oparła się więc o jedną ze ścian, a następnie skrzyżowała ręce na wysokości piersi.
Głodna nie była, jadła śniadanie. Ale czemu by nie spróbować tego, co on może przyrządzić?
- Jeśli nie chcesz mnie otruć, to chętnie - stwierdziła, uśmiechając się lekko. - Na "umilaczu życia" (czyt. alkohol) się znasz, więc może coś ciekawego na talerzu wyczarujesz? - uniosła jedną brew, uśmiechając się nieco szerzej. Podeszła też do blatu i nie przejmując się niczym, usiadła na nim, zakładając nogę na nogę i spoglądając na Gasparda. - Ja nie potrafię gotować. No, może coś bardzo podstawowego. Wody i jajecznicy jeszcze nie spaliłam - dodała, łokieć opierając na kolanie, a tym samym głowę podpierając delikatnie na dłoni, nie odwracając wzroku od swojego obecnego towarzysza.
Nieco się wyprostowała, a na jej twarzy zagościł delikatny uśmiech. Nie wiedziała dlaczego, ale te jego poszukiwania trochę ją rozbawiły, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu!
- Jeśli mnie nie otrujesz, to znaczy już wiele - zaśmiała się cicho i zeszła z blatu. Rozumiała, że ktoś mógł nie lubić wiecznego obserwowania, ona sama przecież tego nie cierpiała. Zeszła z blatu, ale kiedy zamierzała wyjść, zatrzymała się w przejściu, obróciła w jego stronę i uśmiechnęła się diabelsko. - Może i ty mnie nie otrujesz, ale skąd wiesz, co ja zrobię? Ze mną niczego nigdy nie możesz być pewny - wyszczerzyła się jeszcze bardziej, a następnie skierowała się już do pokoju. Nalała trunku do obu szklanek, a chwilę później znowu znajdowała się w kuchni. Podała mu jego szklankę, sama zatopiła usta w cieczy. - Jeśli naprawdę mnie nie otrujesz, to dostaniesz nagrodę - mruknęła, rzucając mu krótkie spojrzenie. - Mam sobie iść?
Początkowo nie do końca wiedziała co jest powodem tego, że Gaspard ma tak skoncentrowaną twarz. Próbowała wymyślić o co może mu chodzić i kiedy w końcu się domyśliła, parsknęła cichym śmiechem.
Wyciągnęła dłoń i przejechała jej wierzchem po policzku mężczyzny.
- Nie myśl tyle - powiedziała, kiedy znalazł się na tyle blisko, by ją usłyszeć. Zwykle im bardziej człowiek się nad czymś skupia, tym gorzej mu to wychodzi i przynosi wręcz odwrotny efekt. A taniec miał być czymś odprężającym, być może i odrobinę zbliżającym do siebie, ale z pewnością nie czymś, co ćwiczy wolę. Po prostu nie chciała się dobrze bawić kosztem innych, to wszystko.
- Chyba nie będzie zbyt zadowolona - mruknęła pod nosem, wywracając oczami i jednocześnie kierując się na sam koniec kuchni. Tak wprost w kącik. Usiadła sobie na podłodze, popijając leniwie trunek i rozglądając się po wnętrzu. W końcu miała na niego nie patrzeć, prawda?
Patrzyła w sufit. Potem oglądała podłogę, oceniała stabilność okien, oceniała kolor ścian wnętrza...
- Mam dalej udawać, że cię nie widzę? Czy mogę co jakiś czas zerknąć? - spytała, robiąc usta w dzióbek i unosząc obie brwi ku górze. Chyba alkohol spowodował, że również się rozluźniła, na pewno nie udawała wielkiej damy, która olewa wszystko dookoła. - Jak nie, to nie. Ale wiesz, lepiej oglądać drugą osobę, niż pajęczyny w rogu ściany... - dodała ciszej, obracając szkło w dłoni. - A nożem to sobie machać nożem, ale to w innych okolicach... Tylko uważaj, żeby nie poleciał ci zbyt nisko.
[ *a nożem to sobie machać możesz ]
"Od razu lepiej" pomyślała, ale nie wypowiedziała tych słów na głos, po prostu cieszyła się, że udało jej się go skłonić do odrobiny luzu.
- Więc ją wykorzystaj - odparła w podobny co on sposób, patrząc na niego z wyzwaniem w oczach. O tak, był świetnym towarzyszem na ten wieczór, co do tego nei miała wątpliwości.
Nieco opacznie? Jacqueline momentalnie miała w myślach kilka scenariuszy, które pojawiły się w jej głowie nieproszone i absolutnie nie chciały zniknąć.
Posłusznie poszła za nim, pogrążając się w swoich myślach, a kiedy zatrzymali się przy barze, przymrużyła oczy.
- Już wiem! Chcesz mnie upić i wykorzystać do swoich niecnych celów, prawda? - Niby zadała mu pytanie, ale nie zostawiła mu zbyt wiele czasu na odpowiedź. - Ha! Przejrzałam cię, mój drogi. Musisz wymyślić nowy, mroczny plan. - Tak.. Odrobina alkoholu plus jej bujna wyobraźnia bywały ciekawym połączeniem.
Czyżby aż tak na niego działała, że właśnie dlatego nie mógł się skoncentrować? A może to była sprawa alkoholu? Ona na pewno o tym nie wie, lecz on coś tam chyba może czuć.
Trzeba przyznać, że sama coraz chętniej spoglądała w jego stronę. Cóż, nie przypominał potwora, ciepłą kluchą też nie był... A rozmawiało się całkiem nieźle, biorąc pod uwagę też to, że zaopatrzeni byli w procenty, czyli coś, co Angie baaaardzo lubi.
Uśmiechnęła się szeroko, po jego stwierdzeniu. Dzikie zwierzątko? O tak, akurat takie porównania uwielbiała. Chociaż był takie jeden minus...
- Znajomi mówią na mnie diablica. Mówili - skrzyżowała ręce i uniosła nieco głowę. - Ale ty też bardzo dobrze trafiłeś, bo nie jeden nazwał mnie pandą - dodała po chwili, uśmiechając się zadziornie. Przysunęła się bardziej w jego stronę, spoglądając w bok, później w dół, aż w końcu znowu na niego spojrzała. - Lubię dzikość. Wtedy jest się wolnym - wyszeptała, a w jej głosie można było dostrzec powagę. - Jeśli jesteś dziki, jesteś też przewodnikiem, możesz być królem stada, albo zwykłym pożywieniem dla innych. Zależy, jaką postawę sobie wybierzesz - wymruczała i jeszcze bardziej się do niego zbliżyła, trochę pochyliła w jego stronę. - A ja kocham być niepokonana... - powiedziała mu prosto do ucha, uśmiechając się przy tym zawadiacko. Zaraz jednak cofnęła się, lecz wciąż była blisko. Swoimi zielonymi oczami świdrowała jego postać.
- W takim razie liczę na to, że mnie zaskoczysz - uśmiechnęła się szeroko.
Nie odmówiłaby alkoholu, no chyba że ledwo by stała na nogach. Należała raczej do tego gatunku ludzi, którzy lubią jak im w głowie szumi, a myśli są nieco bardzie rozbiegane, niż zwykle.
- No i się wydało.. - Położyła dłoń na klatce piersiowej, teatralnie wzdychając. - No jasne, że jestem cnotką. Przecież właśnie dlatego ubrałam dzisiaj golf i trzy swetry, oraz babciną spódnicę do kostek. Nie no powagi, czy ja ci wyglądam na cnotliwą? - zapytała, spoglądając na samą siebie. Cóż, sukienka nie należała do tych, które dużo zakrywały.
Raczej trudno chyba byłoby się zakochać w kimś w minucie, czy w troszeczkę dłuższej chwili, gdy się tego kogoś praktycznie nie zna. Ona prawdę mówiąc chyba jeszcze nigdy w nikim się nie zakochała. Nie znała tego uczucia i jakoś nie żałowała. Po co się wkręcać w zobowiązania? Jak już wspomniała, woli być wolna.
Była zdziwiona jego nagłym gestem, na pewno się tego nie spodziewała. Może dlatego wyglądała teraz jak wyłupiasta panda, która nie wie, co się dzieje. Albo miesza już jej się w głowie. Oba stwierdzenia są poprawne.
Zaraz jednak sama zaczęła się śmiać. Czy wszyscy ludzie myślą o niej tak samo?
- Uciekać z klatki. A oswajać mnie niewielu próbowało - wywróciła oczami, kręcąc lekko głową. - Leniwcem? Chyba z odrobiną ADHD...- zmarszczyła brwi, podchodząc do okna. Oparła się o parapet, obserwując przechodniów. Nie rozumiała, czemu wszystkim ludziom się tak spieszy. Nie lepiej rzucić te wszystkie niepotrzebne rzeczy w kąt i zająć się tym, co przynosi naturalnie czas?
Przez chwilę nad czymś rozmyślała, zaraz jednak odwróciła się w jego stronę.
- Lubisz dzikuski? - spytała z zaciekawieniem.
- Dokładnie - pokiwała głową. - Rozgryzłeś mnie. W garderobie zaś, zapisuję sobie moje ofiary, czasami nawet dołączając zdjęcia - przewróciła oczami.
Seks dla przyjemności i wyładowania swoich emocji była w stanie zrozumieć. Ba! Nawet go w takiej formie popierała. Była nawet w stanie zrozumieć kobiety sprzedające swoje ciało mężczyznom. Może i nie chciałaby tak żyć, ale jednak to rozumiała. Za to dziewczyn, które posuwają się do tak żałosnych sztuczek, żeby zdobyć pieniądze, wręcz nie tolerowała. Jak mieć do takiej szacunek?
- Już ci się udało, nie reagujesz jak większość mężczyzn - odparła wymijająco, sięgając przy okazji po swojego drinka.
Ona w zasadzie dopiero niedawno odkryła w sobie jako taką miłość do bliskich. I tak nie umiała poradzić sobie z tymi emocjami, bo od zawsze czuła się osamotniona, lecz to też jej nie przeszkadzało. Była jak ten kot, który chodzi swoimi drogami, nie ogląda się na innych, a jak zrobi szkody, to pozostawia je i idzie dalej. Zawsze spada na cztery łapy? Nie, tego o niej powiedzieć nie można, ponieważ przez swój charakterek to dziewczę potrzebowało czyjejś pomocy. Nie umiała podziękować, może teraz się coś zmieniło?
Pewnie jeszcze rok temu nawet przez myśl by jej nie przeszło, że ktoś mógłby pomyśleć, że jest zabawna. Zazwyczaj uznawana była za osobę choleryczną, trudną w porozumieniu. Powinna się więc ucieszyć, nie każdy może w dość krótkim czasie aż tak się przestawić. Sama się sobie dziwiła.
- Ale jeśli non stop coś robią, to w pewnym momencie robią się uciążliwe. Chyba wtedy czas uciekać - pomyślała, przygryzając lekko swoją dolną wargę. - A przy okazji można zwiedzić wiele miejsc, coś zapamiętać - dodała, całkowicie odwracając się w jego stronę. Czegoś jej brakowało.. A, no tak!
Szybkim krokiem udała się do pokoju, a po chwili wróciła z butelką trunku. Jej zawartość znacznie się zmniejszyła, lecz czy komuś to teraz przeszkadzało?
Dolała sobie, jak i jemu kolejną porcję cieczy. - Wydaje mi się, że będę musiała ci odkupić całość. Chyba, że nie pozwolisz mi więcej pić.
- Uznaliby mnie za łatwy towar - wzruszyła ramionami. Trochę bywała w klubach, znała więc realia. Czasami wystarczyło się uśmiechnąć, by taki facet pomyślał sobie "o, ta to jest chętna".
Gaspard jednak nie spoglądał na nią w ten sposób, mimo jej licznych słów, które można by różnie interpretować. Dużo tym zyskał w jej oczach.
Co do tego, że w tej kwestii by się dogadali, nie było większych wątpliwości. Tak, niezobowiązujące znajomości są genialnym wynalazkiem. To taka przewaga bycia singlem nad osobami związanymi. Samotnik może spędzać niezobowiązująco czas w łóżku z inną osobą, a ludzie będący w związkach mają w takiej sytuacji pobudzone sumienie.
[Dobrej nocy:)]
Architektura. Ta dziedzina nauki zawsze niezwykle fascynowała Monę, gdyż swoją sztukę można było przenieść na realne budowle. Sama jednak nigdy nie miała talentu do liczb i skomplikowanych pomiarów, jej jedynym talentem była abstrakcyjna sztuka. Potrafiła tworzyć wymyślne, cudaczne, a nawet bajeczne domy na swoich obrazach, ale czy długo by one postały? To bardzo wątpliwa kwestia. Co złego jest w pracy architekta? Cóż, Mona uważała, że brak wyobraźni u większości ludzi zajmujących się tą profesją. Bo jeśli umiesz tylko liczyć, a nie masz w sobie grama talentu artystycznego nie stworzysz nic, co przykuje ludzką uwagę. Takie było przynajmniej zdanie panny Alvarez.
Bardzo lubiła odwiedzać sale w których owi przyszli i niedoszli studenci architektury pracowali, ale nigdy do głowy by jej nie przyszło, żeby przeszkadzać im w pracy. Dlatego też odwiedzała to miejsce zazwyczaj dopiero wtedy, kiedy wszyscy inni studenci już rozeszli się do domów.
Nie miała z tym specjalnych problemów, gdyż opiekun wydziału architektury już przywykł do jej częstych wizyt i bez problemu pozwalał jej się kręcić pomiędzy licznymi projektami.
Przechodziła pomiędzy kolejnymi nudnymi projektami wieżowców, kiedy jedna z prac szczególnie przykuła jej uwagę. Nie była jakaś wyjątkowa, ani cudaczna, ale po prostu inna. Nie był to kolejny klocek betonu z dokładnymi obliczeniami.
Uniosła ostrożnie rękę i przesunęła wzdłuż stołu kreślarskiego tuż nad powierzchnia kartki, nie dotykając jej jednak. Nie była na tyle głupia, żeby niszczyć czyjąś pracę. Z zamyślenia wyrwał ją dość ostry głos za jej plecami. Nie zrozumiała, co do niej powiedział, ale tez nie przestraszyła się. Nie zrobiła przecież nic złego.
- Spokojnie, nie zniszczę go - powiedziała spokojnie, odwracając się z lekkim uśmiechem, po czym powróciła wzrokiem do projektu.
Nie. Chodziło jej raczej o to że nie pokazywal tego. W jego myśli nie miała możliwości zajrzeć więc nie mogła tego wiedzieć. Zresztą, czasami lepiej nie wiedzieć co druga osoba myśli, niespodzianki są ciekawsze. Jackie np. nie bardzo lubiła rozmawiać z osobami których oczy wyjawiaja wszystko..
Mimo to spodobała jej się jego bezpośredniość. I to że dawał jej wybór.
- Jestem podobngo zdania - odparła pogodnie. To chyba nie pozostawialo większych niedomówień, prawda?
W sumie to nie przeszkadzało jej zbytnio, gdy mężczyźni ją rozpijali. Bo zazwyczaj mieli wtedy wobec mnie miłe zamiary. A ona nic nie mogła poradzić na to, że uwielbiała być w centrum męskiej uwagi, rozpieszczana, całowana i uwielbina. Cóż, taki typ.
- Wiem, ze wygodne, spędziłam w nim w końcu całą zimę - roześmiała się, chociaż większa część tego wspomnienia wcale nie była wesoła. Tej mniejszej nie pamiętała. Pijana była. Sama, albo... no tak, z kimś.
Wróciła do pokoju, dzielnie niosąc w dłoniach garnuszek z sosem, półmisek z makaroinem, dwa kieliszki i korkoiciąg. I do tego wszystkiego użyła tylko dwóch rąk!
Odstawiła te rzeczy na podłoge i padła obok niego na łóżko z delikatnym uśmiechem. Robiło się fajnie.
- To co, otworzysz to wino? - powiedziała, przewracając się na brzuch, żeby go lepiej widzieć.
Jeśli będą chcieli tego oboje, to pewnie przetrwa. No, a jeśli nie, no to trudno, przecież pod koła się rzucać nie będzie. Oczywiście miło by było, gdyby Angel zyskiwała osoby, które mogą z nią wytrzymać chociażby pięć minut i nie chcieć od razu daleko uciekać. Lecz przecież świat jest na tyle duży, że jeszcze pewnie nie raz kogoś na swojej drodze spotka.
Dopiła zawartość szklanki do końca, a potem odstawiła ją na bok. Taka ilość alkoholu jak na razie jej wystarczy, nie powinna przesadzać. Nikt jednak nie mówi, że to koniec na dziś. Nie, nie, to by była głupota...
- To najwidoczniej takich ludzi jest mało, bo ja nie spotkałam jak dotąd żadnego - stwierdziła, a następnie usiadła przy stole. - Rewanż? A proszę bardzo. Nie jestem tylko pewna, czy twoja siostra będzie ucieszona faktem, że się tu z tobą rozpijam - uśmiechnęła się kącikiem ust, wpatrując się w talerz i rzucając chłopakowi krótkie spojrzenie. - I tak słyszałam, że niezłe z ciebie ziółko...
Ale po co się zastanawiać nad tym teraz. Obecnie nie wyglądają na takich, którym wzajemna obecność przeszkadza, więc chyba martwić się nie mieli o co. Jeśli dobrze im się rozmawia, to powinni się skupić na tym, a nie na przyszłości. Wtedy wszystko będzie spontaniczne, co nie znaczy, że gorsze.
- Nie powiem ci. Zbyt dużo chciałbyś wiedzieć - poruszyła zabawnie brwiami, uśmiechając się szeroko i rozsiadła się lepiej na krześle. - Nie sądzę, żeby chciała, abyś dowiadywał się o tym, co jest tematem naszych rozmów. Trzyma mnie kobieca solidarność... - zaśmiała się cicho. Po chwili wstała, aby kolejny raz tego dnia zasmakować jakże przepysznego trunku. Dolała sobie ODROBINĘ ( w końcu trzeba mieć jakieś granice), a zatapiając usta w cieczy, z powrotem usiadła na swoje poprzednie miejsce. - Wiem, że święty nie jesteś - wymruczała między jednym, a drugim łykiem. Spojrzała na butelkę. - Kończy się - stwierdziła z niezadowoleniem, nieznacznie się krzywiąc. Aż się dziwiła, że nadal myślała trzeźwo. Może już się wprawiła?
Nagle odstawiła szklankę na stół i podeszła do chłopaka.
- Nie lubię siedzieć w miejscu. Daj mi coś do roboty - powiedziała, stając przed nim i krzyżując ręce na wysokości piersi, oraz unosząc jedną brew. - Tylko nie karz mi sprzątać, bo tego nie lubię - wywróciła oczami - Coś przyjemnego poproszę - powiedziała i uśmiechnęła się szeroko, trzepocząc rzęsami, udając słodką dziewczynkę. Zaraz jednak przestała. Zbyt dużo cukru.
Jakoś nigdy nie żałowała, że nie jest dziewczynką z głową w chmurach. Wolała swoje realistyczne podejście do życia od złudnych nadziei o księciu na białym koniu i czystości aż do ślubu. Zbytnio religijna także nie była, po cóż więc utrudniać sobie życie?
Jej to większej różnicy nie robiło, chociaż w takich przypadkach doceniała wolność, jaką posiadała mieszkając samotnie. Nie miała rodziny wiszącej jej na głowie, ani żadnych znajomych, którzy by u niej przebywali. Lubiła swoją samotność, bo miała gdzie uciec kiedy chciała spokoju.
- No wiesz, maniery nakazywałyby, żebyś mnie odprowadził do domu - zauważyła z uśmiechem.
[Dzień dobry! Ja pana nie miała okazji jeszcze powitać, więc witam teraz ;) Mam nadzieję, że zostaniesz u nas na dłużej i będziesz dobrze się bawił. Zaproponowałabym wątek, ale chwilowo nie wyrabiam z obecnymi, wszakże, nad jakimś pomysłem możemy już pogłówkować, jeśli masz ochotę^^]
Zrobiła naburmuszoną minę, zmrużyła oczy i wróciła na swoje miejsce. Czyżby zaczęły jej się udzielać pijackie humorki? Być może.
Spojrzała na niego tylko kątem oka, opierając się łokciami o stół.
- Nie masz mnie jeszcze dość? - uniosła jedną brew, wzdychając bezgłośnie. - Nie wiem, czy ja bym chciała oddać komuś swoje zapasy alkoholowe - uśmiechnęła się lekko, wyobrażając sobie pewną sytuację. Nie, na pewno nie oddałaby nikomu butelki. No, może jednej osobie, ale to naprawdę był wyjątek. I wtedy raczej butelka była by wspólna, a nie tylko jej. A to zmienia postać rzeczy.
Wyprostowała się, czując miły zapach, który powoli zaczynał zapełniać całe wnętrze. Upiła łyk trunku, spoglądając na patelnię. - Ładnie pachnie - stwierdziła, mając coraz większą ochotę na jedzenie. Chyba też zgłodniała.
Uwielbiała chodzić, jeśli tylko miała wystarczająco dużo czasu. Niestety na co dzień musiała się mocno spieszyć, żeby wszędzie zdążyć. A teraz? Nie było większego pośpiechu.
- Jakby to nie było oczywiste - pokręciła głową, ale kąciki ust unosiły się ku górze. - Odrobina świeżego powietrza nie zabija, a do mnie nie jest daleko - dopowiedziała, kończąc swojego drinka. Chociaż kobiety (podobno) często przesadzają jeśli chodzi o określanie czasu, czy też odległości, ona mówiła prawdę.
[Jak najbardziej ;) Powiedz mi tylko, kto użycza mordki Gaspardowi? Muszę wypełnić formalności.]
Nabiła na widelec kawałek jego dzieła, a potem włożyła go do ust. Musiała przyznać, że naprawdę jej to posmakowało. Czyli chłopak gotować też umie. Plusik.
Uśmiechnęła się kącikami ust, próbując się nie roześmiać.
- Naprawdę dobre - powiedziała, gdy przełknęła, a potem jeszcze upiła łyk trunku. - No tak, przecież liczysz na ten rewanż... - uśmiechnęła się nieco szerzej, dalej smakując posiłek. Co jakiś czas spoglądała na chłopaka, rozmyślając o różnych rzeczach. - Nie bądź taki pewny siebie. Przecież powiedziałam ci, że ze mną bywa różnie - dodała, zaczesując dłonią swoje włosy do tyłu. Nie było przyjemnie, gdy wpadały jej do talerza, za długie ma te kudły. - I powiedziałam ci, że jak mnie nie otrujesz, to dostaniesz nagrodę, prawda? - przystawiła sobie szklankę do ust, powoli sącząc znajdującą się w niej ciecz i spoglądając na niego znacząco.
- A pewnie, że jemy - podniosła się z łóżka z niespodziewanym jak na jej figurę zapałem do jedzenia. Nałożyła najpierw makaron, potem pachnący sos pomidorowy, a potem puknęła się w czoło.
- Fuck, nie taka jednak zdolna, zapomniałam - wywróciła oczami i nie uświadamiając chłopaka o co chodzi, pobiegła do kuchni, ślizgając się na zakrętach (podłoga w jej mieszkaniu - oprócz łazienki - pokryta była panelami), by po kilku sekundach wrócić ze spodkiem wypełnionym tartym żółtym serem.
- Voila! - zawołała z udawanym francuskim akcentem i usiadła na swojej ulubionej, fioletowej poduszce, gotowa do jedzenia. I jakże, do picia!
- Łóżkiem mogę się tylko dzielić, nikt beze mnie na nim go z tego mieszkania nie wyniesie - stwierdziła ze śmiechem, nie przejmując się, że mogło to zabrzmieć co najmniej jak jakaś propozycja.
Wywróciła oczami i uśmiechnęła się jeszcze szerzej, niż wcześniej. Matko, czy wszyscy mężczyźni to takie niedowiarki?!
Oparła się łokciami o stół, a potem na złączonych dłoniach oparła swoją twarz. Spoglądała na niego z wesołością w oczach.
- A ty wciąż nie wierzysz, że ja jestem nieprzewidywalna... - westchnęła bezgłośnie, uśmiechnęła się jeszcze szerzej, wstała szybko od stołu i podeszła do chłopaka. Chwyciła jego twarz w dłonie, a potem złożyła na jego ustach długi, namiętny pocałunek. Następnie oderwała się od niego i wyszeptała coś.
- Teraz już wierzysz...? - wymruczała mu do ucha i przygryzła lekko jego płatek. Następnie wróciła na swoje miejsce i jakby nigdy nic zaczęła jeść.
- O to ci chodziło? Jeśli nie, to przepraszam - powiedziała i zabrała się za jedzenie.
Blondynka uśmiechnęła się z rozbawieniem i wbiła widelec w zawartość swojego talerza, po czym - znowu zapomniała! - posypała kolację serem. A już by zjadła bez!
Chociaż była fanką kuchni włoskiej, tak naprawdę nigdy nie opanowała jedzenia spaghetti łyżką i widelcem. Nie była zbyt udaną w tym względzie osobą. Chociaż potrafiła sobie poradzić na piętnasto-centymetrowym obcasie - inne czynności wychodziły jej nadzwyczaj nieporęcznie. Nawet jeśli było to jedzenie makaronu łyżką.
Miłe ciarki przeszły jej w sumie po plecach. No cóż, miał być koniec z rucho-randkami, ale wyglądało na to, że ten wieczór skończy się tak samo jak milion innych. Przynajmniej w jej mniemaniu. I nie miała nic przeciwko.
[ Ochota na wątek/powiązanie z którąś z moich bohaterek ? :) ]
[ W takim razie bądź tak miły i przypomnij o sobie po weekendzie, to zacznę jakiś wątek :). ]
[ Spoko luzik, rozumiem :) ]
- Wiem - skomentowała krótko, jednocześnie przeżuwając już kawałek parówki i ogórka.
Cóż, jeśli o Angie chodzi, kiedy mówi, ze coś zrobi, to zrobi to naprawdę. Akurat w tym zawsze była prawdomówna, nie kłamała.
- Przecież ci mówiłam, że ze mną bywa różnie. Lubię zaskakiwać - wzruszyła lekko ramionami, rzucając mu krótkie spojrzenie. Upiła łyk trunku. - Nawet jak nie piję to tak się zachowuję. No, może nie zawsze. Ale jednak - uśmiechnęła się zaczepnie, unosząc jedną brew. - Jestem nieobliczalna i lepiej ze mną uważać... - uśmiechnęła się nieco szerzej, tym razem dłużej zatrzymując wzrok na twarzy chłopaka. Może i to zabrzmiało śmiesznie... Tylko, że ona mówiła to bardzo poważnie.
Ale przecież ona tylko informowała, a może nawet ostrzegała. Nie liczyła na to, że chłopak całkowicie jej uwierzy, sama miała z tym nie mały problem. Dopiero od niedawna jako tako otworzyła się na ludzi.
- Chyba mi się jeszcze nie zdarzyło - powiedziała po chwili namysłu i zaśmiała się cicho. - I nie, nie zanudziłeś mnie. Całkiem fajnie spędza się z tobą czas - puściła mu oko, uśmiechając się szeroko. Dokończyła swój posiłek, popijając wszystko trunkiem. Po chwili na jej talerzu nie zostało już nic, szklanka też świeciła pustką. - Dziękuję, było bardzo dobre. Następnym razem ja ci coś ugotuję. W ramach tego rewanżu - stwierdziła, unosząc jedną brew i uśmiechając się lekko. - Oczywiście, jeśli będziesz miał ochotę na następny raz.
No to zrobiła aaa, nadzwyczaj szerokie jak na możliwości anorektyczki (no, przeszłość odkurzacza zobowiązywała, mimo wszystko). Wciągnęła makaron, zostawiając nieco sosu na swoim podbródku. Ze śmiechem go obtarła, nie zauważając nawet, że jeszcze trochę jej zostało. Ale to Mila była, nic dziwnego. Z pozoru taka piękna i ułożona, w tych swoich eleganckich ciuszkach i szpileczkach, nadal była ciapowatym dzieciakiem. Który mimo ciężkiego okresu - i tak lubił się śmiać.
[spoko maroko, poczekam :)]
- Spoko, mam jeszcze drugi pokój, cały wolny. Ale nie mam pojęcia, czy łóżko jest wygodne - stwierdziła ze śmiechem i usiadła koło niego z kieliszkiem wina. Nie zjadła wiele, jak zwykle, ale chłopak raczej tego nie zauważył. Zresztą, co mogły go obchodzić problemy żywieniowe obcej mu właściwie blondynki.
- Z drugiej strony to jednak dziwne, że nigdy nie spałam na łóżku, które jest w moim własnym mieszkaniu - roześmiała się, kończąc swoje wino. Nalała sobie jeszcze, ale pełny kieliszek nie został od razu opróżniony - wypiła tylko łyka i odstawiła go na parapet, kładąc się koło chłopaka. Już czuła alkohol w swoich żyłach, ostatnio miała dosyć słabą głowę, po dłuższym czasie całkowitej abstynencji i nie chciałą całkiem się spić, za to poczuła potrzebę, żeby go pocałować. I tak też zrobiła. Lekko, w usta, przesuwając kościstymi wręcz palcami po jego dłoni.
- Ja jestem słabą poduszką, raczej gniotę kośćmi - rzuciła z rozbawieniem.
- Spokojnie, specjalnie dla ciebie zrobię zapasy - powiedziała i wystawiła mu język, zaraz jednak się zaśmiała. - Wiesz, miałam do twojej siostry małą sprawę, ale skoro jej nie ma... - zrobiła usta w dzióbek, zastanawiając się chwilę nad czymś. - Dobra, mogę jeszcze chwilę zaczekać. A muzyka jak najbardziej, kocham muzykę - wstała od stołu i podeszła do chłopaka. - A procenty...? Tamta butelka już się skończyła - powiedziała ciszej i się do niego wyszczerzyła.
- Ha, tu cię mam! Mówiłeś, że nigdzie się z tego łóżka nie ruszysz - roześmiała się i przekręciła tak, że teraz na nim siedziała. Zmierzwiła włosy chłopaka i zapędziła się ustami do jego szyi. Nie odepchnął jej, więc pozwoliła sobie na spokojne, niespieszne rozpinanie guzików jego koszuli.
- Tamto chyba jest twardsze. I ciaśniejsze... tylko nie wiem, czy w takich przypadkach to liczy się to jako zaleta, czy wada... - uśmiechnęła się między pocałunkami, a gdy rozpięła jego koszulę opadła obok, znów wtulając się w jego... no, pachę właściwie i wodząc zimnymi palcami po torsie chłopaka.
Chwyciła się go mocno, kiedy ją podrzucił. Coś czuła, że nie tylko ona go może zaskoczyć. Bo jak na razie, jego niektóre ruchy nawet bardzo ją zadziwiały.
Odprowadziła go wzrokiem, gdy już była na kanapie. Usadowiła się na niej wygodniej, rozglądając się po wnętrzu.
- Lepiej być lekkim, niż ważyć tyle, co słoń, prawda? - popatrzyła się na niego i wzięła naczynie, a potem zatopiła swoje usta w winie. - Hm... może czegoś, co ty lubisz? Poznam cię bliżej - zaśmiała się cicho, obserwując chłopaka.- A jak będę chciała zostać do wieczora? Albo nawet do kolejnego ranka...? - wyszczerzyła się szeroko, wywracając oczami.
- No to chodź tam - mruknęła do niego i zerwała się z łóżka. Nim zdążył dojść do wolnej sypialni obok ona siedziała po turecku na łóżku w legginsach i staniku tylko, a ściągnięta tunika wisiała na krześle. I tak sobie siedziała i chichotała do niego niczym złośliwy chochlik. Tyle tylko, że była nieco większych rozmiarów. Zlosliwy chochlik rozciagniety wzdluz.
Usmiechnela sie do niego jak odurrzona, po czym przymknela oczy, rozkoszujac sie jego pocalunkami. Tego jej bylo trzeba. Opuszkami palcow wodzila po jego plecach, torsie i ramionach, a gdy calowal jej piersi czichutko pojekiwala.
- Cos mi sie tam obilo o uszy, ale w ogolnej opini spolecznej wychodze na pusta tapeciare - wymamrotala cicho, nieporadnie, oczywiscie, probujac rozpiac jego rozporek. ha, i nawet jej sie ten wyczyn udal!
[wybacz, ze bez polskich znakow, ale cos mi sie popieprzylo :<]
- Ja jestem chyba w sam raz... - mruknęła i przyjrzała się sobie. Zmarszczyła lekko brwi, a potem uniosła lekko głowę i już się uśmiechnęła. Spojrzała na chłopaka. - Ale chyba bez niego też się da wytrzymać... - przygryzła lekko swoją dolną wargę, również upijając łyk trunku. - Chociaż przyjemniej byłoby, gdyby się nie kończył. Jednak ostatecznie można chyba znaleźć coś zastępczego, no nie? - zaśmiała się cicho. Oj, chyba już jej zaczęło odwalać. No w końcu trochę wypiła. Nadal jednak się trzymała. Westchnęła bezgłośnie. - A gdzie bym spała? Chyba najpierw trzeba jeszcze o zdanie spytać Amelie. Nie wiem, czy byłaby zadowolona... - uśmiechnęła się do niego zadziornie, przechylając lekko głowę na bok.
[och, a gdzie to jest na krancu swiata? :D]
Znowu zamruczaøa, gdy przyssaø sié do jej szyi i teraz juæ n ie samymi opuszkami palców, ale paznokciami przejechala po jego ramieni,pozostawiajác na nim podluzne, rozowo-czerwone slady, by zaraz potem wsunac dlonie w jego bokserki i pogladzic go po posladku, a zaraz potem ponownie wbic w jego skore paznokcie. Usmiechnela sie wrecz zlowieszczo. Juz dawno minela etap spokojny seks wcale nie musi byc nudny. Teraz lubila sie nieco zabawic.
- Ach, wiesz, nie narzekam - znowu zachichotala, tym razem jednakze niemal jak mala dziewczynka, bardzo subtelnie i uroczo. le zaraz szybkim haustem zlapala spory lyk powietrza, gdy chlopak wsunal dlon w jej koronkowe, czarne majtki. W sumie nie nosila jakiejkolwiek innej bielizny.
- Ostre masz zabki, nie ma co - szepnela i wpila sie w jego usta z nnieslychana zachlannoscia i sila jak na istotke jej "wielkich"gabarytow.
Spojrzała na jego dłonie i uśmiechnęła się lekko. Odwróciła się bardziej w jego stronę. Dlaczego nie miała nic przeciwko temu? Nawet przysunęła się do niego odrobinę.
- Własnym łóżkiem... - powtórzyła za nim, sięgając po swój kieliszek i upijając łyk trunku. Potem odłożyła kieliszek na jego poprzednie miejsce i znów spojrzała na chłopaka. - A skąd miałabym wiedzieć, że twoim łóżku byłabym bezpieczna... ? - wymruczała mu do ucha, uśmiechając się zaczepnie, zaczesując swoje włosy do tyłu. - Co by było, gdyby czegoś ci się zachciało... - spytała cicho, patrząc mu w oczy.
Zaśmiała się cicho po jego słowach i pokręciła lekko głową. Potem wzruszyła ramionami i przewróciła oczami. Ona również nie brała na poważnie tego, co się dzieje. Zresztą, czy ona kiedykolwiek tego typu sytuacje brała na poważnie... Całe to życie było dla niej zabawą.
Znowu sięgnęła po swój kieliszek. Sączyła trunek powoli, rozkoszowała się jego smakiem. - I co, nie zachęcałbyś mnie do niczego? - spojrzała na niego kątem oka, uśmiechając się wesoło. Właściwie to miała ogromną ochotę się roześmiać, co było spowodowane chyba nadmierną dawką alkoholu we krwi. Chociaż z drugiej strony musiała przyznać, że dość sympatycznie spędza się czas w towarzystwie tego oto pana obok. - Wiesz, tak wracając, to czuję, że chyba jednak mnie nie otrułeś. A więc, ma być jakaś nagroda? - poruszyła zabawnie brwiami, uśmiechając się do niego szeroko.
Zmarszczyła czoło, robiąc usta w dzióbek, kiedy zabrał jej kieliszek. - Czy ktoś cię nauczył, że nie wolno wypijać drugiej osobie zawartość kieliszka? - uniosła obie brwi, starając się zrobić groźne spojrzenie. Odłożyła szkło na stolik i sięgnęła po jego kieliszek, również wypijając całość. Jak on jej, to ona jemu, a co. Potem uśmiechnęła się zwycięsko. - Phi, no wiesz. Moje wybory są... nadzwyczajne - zaśmiała się wesoło. Ale po chwili zbliżyła się do chłopaka i z pełnym zadowoleniem w oczach dała mu prztyczka w nos. - Kazałeś mi wybierać. No to masz - wzruszyła ramionami i lepiej zatopiła się w kanapie, jednocześnie nie zmieniając właściwie swojej pozycji.
Londyn czeka właśnie na Ciebie. Zapraszamy Cię do tworzenia historii o ludziach ich marzeniach, planach i szarej rzeczywistości, z którą muszą się zmierzyć! http://try-in-london.blogspot.com/
Coś w tym było. Czasami swoim zachowaniem przypominała małe dziecko. Ale czy rozpieszczone? Cóż, może po części i tak było. Lecz teraz bardziej chciała się z nim trochę podrażnić... Fakt, to mogło być trochę dziecinne.
- Dlaczego ty wciąż mówisz do mnie "marudo"? Przecież nie marudzę... - zamruczała z uśmiechem na ustach. - Przecież sam chciałeś. A teraz jeszcze chcesz mnie upić - mówiła, patrząc jednocześnie na alkohol, który stróżkami wypełniał oba naczynia. Oddać to by mu raczej nie oddała. Chociaż kto wie?
Wzięła jeden z kieliszków i upiła łyk cieczy znajdującej się wewnątrz. - Zawsze możesz postarać się o drugą nagrodę. Wszystkie chwyty dozwolone - odparła, uśmiechając się do niego zadziornie.
Chciała już coś powiedzieć, ale jego zachowanie ją... podburzyło? Sama nie wiedziała. I tak, pić uwielbiała, więc nie mogłaby podać teraz żadnych argumentów, które mogłyby zmienić myślenie chłopaka. A i tak pewnie nie udałoby jej się tego zrobić.
Prychnęła, kręcąc głową. Skrzyżowała ręce i sączyła powoli trunek, patrząc przed siebie. Potem jednak jej wzrok przeniósł się na chłopaka. Zmarszczyła brwi, przyglądając mu się przez chwilę. Powstrzymywała się, aby nie parsknąć śmiechem.
- No dobra... najwidoczniej zmęczyłam cię swoim towarzystwem... - powiedziała z zadziornym uśmieszkiem, dopiła trunek, który znajdował się w kieliszku i przesunęła się trochę do przodu. - A w ramach rewanżu zostawiam cię samego. Możesz się teraz wyspać, najwidoczniej ci zawadzam - mrugnęła do niego wesoło, patrząc jeszcze przez chwilę na jego postać.
Zdecydowanie wolała taki obrót sprawy. Nie chciała, aby pozwolił jej wyjść, bo po co? Pewnie sama nie miałaby nic lepszego do roboty, szwendałaby się po ulicach... A z nim na pewno lepiej spędzi czas.
Przez chwilę nie mówiła nic, jedynie uśmiechała się lekko.
- Fajnie, że nie masz mnie dość - stwierdziła wesoło, śmiejąc się zaraz cicho. I musiała przyznać, że było ciekawiej, kiedy jednak ją trzymał. - I nie chce mi się uciekać. Zbyt dużo wina jeszcze zostało - powiedziała, unosząc wysoko brwi i spoglądając na butelkę. O tak, tam było jeszcze baaaaardzo dużo pysznej cieczy. Nie mogła jej tak zostawić! - Znienawidzić? Hm... - zrobiła usta w dzióbek, zastanawiając się nad czymś chwilę. Zaraz jednak uśmiechnęła się zadziornie, spoglądając mu w oczy. Potem pochyliła się nad nim trochę i musnęła lekko jego usta, jakby piórkiem. - Nie, raczej nie chcę cię znienawidzić - oznajmiła, uśmiechając się wesoło.
[Czuć się pominięta, czy raczej nie? :)Jacqueline D. ]
Tak, właśnie ta możliwość otrząśnięcia się z wpływu alkoholu, choćby i w pewnym stopniu, była czymś, o czym myślała Jackie wybierając spacer. Może i nie wypili jakichś niewyobrażalnych ilości, ale coś tam jednak w ich organizmach siedziało.
- Naturalnie - odparła z uśmiechem, kiedy zaoferował jej ramię, które zresztą przyjęła.
- Postaram się nas nie zgubić - zapewniła, choć nie widziała nawet takiej możliwości. Mieszkała w Amsterdamie dość długo, żeby znać się na ulicach, a poza tym miała dość dobre wyczucie terenu.
Wyszli razem, po czym Jackie narzuciła kierunek, stając się owym przewodnikiem. Dotarcie do kamienicy nie zajęło im dużo czasu, tak jak mówiła. Dość sprawnie otworzyła drzwi i zaprosiła go gestem ręki do środka.
- Witam, w moich progach - dorzuciła z uśmiechem.
[Ok, rozumiem;)
Wybacz pominięcie 'spaceru' ale strasznie nie lubię tych momentów.]
Mila należała do tych głośniejszych osób, jeśli chodziło o łóżkowe przygody. To był głównie pomysł przeprowadzki do własnego mieszkania. Na dodatek w starej kamienicy o grubych murach. Jej krzyki nie przedostawały się tak bardzo do innych mieszkań... nie ma porównania z tekturowymi ścianami w akademiku, prawda?
Zsunęła do reszty jego bokserki, by zaraz nakierować dłonie chłopaka na swoje majtki, dając mu znak, że ona chce już i teraz.
[To ja chcę wątek! :) Studiują podobne kierunki, co prawda Liliana jest młodsza, ale jednak można by tego się uczepić :)]
- Challange accepted - odpaerła ze śmiechem i zsunęła się w dół, najpierw pieszcząc trochę chłopaka językiem i palcami, czekając na jego konkretną reakcję, a gdy uzyskała to co chciała, całkiem sprawnie, może i sprawniej niż niejeden meżczyzna założyła chłopakowi prezerwatywe i podniosła się do góry by szybko nadziać się na niego. Znowu się uśmiechnęła i puściła do niego oczko.
[hardkorowo, jeśli popatrzeć na to, że piszę to na kompie mojego chłopaka hahahahhahah :D]
Odpowiedziała mu długim pocałunkiem. Nieco bardziej agresywnym, przygryzła wargę chłopaka i zaczęła się poruszać, to do góry, to do dołu. Mrużyła oczy i cicho - jak na razie - pojękiwała, zaciskając mocno paznokcie na ramieniu chłopaka, drugą dłonią zaś drażniła jego sutek. W jej zamiarach było, żeby każdy facet, który się z nią kochał - na długo zapamiętał te wrażenia. O ile nie był zalany w trupa. Bo wtedy z pamięcią już gorzej. Coś o tym wiedziała.
[e, jeszcze mnie wyśmieje :P]
[ A ja? :( ]
Zamknęła drzwi, zapaliła światło. Ot, zwykłe czynności, które należy wykonać.
- A i owszem - odparła, przyglądając się Gaspardowi z uśmiechem błądzącym jej po twarzy. Podeszła bliżej i stanęła za nim. - Wygodny styl życia, prawda? - szepnęła mu do ucha, muskając ustami jego skórę. Tak naprawdę mogłaby z kimś mieszkać, ale nikt nie chciał się skusić na tę propozycję. Nie przy jej przyzwyczajeniach takich jak poranne bieganie w normalne dni..
- Jasne - odparła krótko i zwięźle. Jeśli chciał zobaczyć jej mieszkanie, to proszę bardzo, nie widziała większych przeszkód.
Po kolei pokazywała mu różne pomieszczenia, utrzymane raczej w ciemnej kolorystyce, sypialnię pozostawiając na koniec. Nie jej wina, że nie przepadała za bardzo za radosnymi barwami. Jedynym jasnym pokojem w jej domu, było pomieszczenie z licznymi lustrami - sala jej domowych ćwiczeń, jak nietrudno się było domyślić.
- Jakbyś miał jakieś wątpliwości, to te lustra nie są tutaj z powodu mojej próżności - poinformowała go dość pogodnym tonem.
No cóż, to może on by wytrzymał, ale cała reszta? Przerażająca jest już sama myśl, że trzeba do tego przywyknąć, zresztą Jackie doskonale to rozumiała. Dopóki sama nie stała się porannym ptaszkiem, nie rozumiała osób wstających o tak iście barbarzyńskich porach.
- Pewnie, dawaj - mruknęła cicho, zabierając od niego butelkę. Upiła porządny łyk, rozkoszując się trunkiem, a potem oblizała usta ze smakiem. - Cudowne - wymruczała z zadowoleniem. Oddała mu butelkę, uśmiechając się zaczepnie. - A piłeś kiedyś sam spirytus? - uniosła jedną brew, patrząc na chłopaka z ciekawością. - Chociaż to i tak nie umywa się do nalewki mojej babki. Co jak co, ale w tym była mistrzynią - uśmiechnęła się dumnie, nieco się prostując. - Kto tego spróbuje raz, będzie już zawsze pamiętać ten smak. Ebony miała niezłe pomysły... - zaśmiała się cicho.
[No ja myślę, że się postarasz! ;p]
No cóż, biorąc pod uwagę fakt, że w jej mieszkaniu nie było wiele ponad łazienkę, kuchnię i salon, to można powiedzieć, że była otwarta.
Spojrzała na niego spod przymrużonych powiek, rozważając jego słowa.
- Chyba wolę nie znać tych zastosowań - stwierdziła w końcu, po czym roześmiała się dość głośno, widząc minę Gasparda. Kręcąc głową, popchnęła go lekko, dając mu znać, żeby wyszedł.
- A dziękuję, starałam się żeby był nietuzinkowy - uśmiechnęła się. W pewnych sprawach nie lubiła utartych schematów, wolała się wyróżniać.
- Cóż, pozostało ci tylko jedno miejsce warte zobaczenia.. - odparła, biorąc go za rękę. I tak trafił do jej sypialni. No cóż, babcia zawsze jej mówiła, że do grzecznych panienek nie należy, więc może śmiało wpuszczać mężczyzn do swego pokoju - oczywiście, ku uciesze jej matki.
- Czy jestem specem to nie wiem, ale od zawsze w mojej rodzinie była ta nalewka, więc coś we mnie z babci musi być - stwierdziła. - A trzeba przyznać, że babcia potrafiła swoim sławnym wyrobem upić całą okolicę, najwięcej osób zbierało się w święta - wywróciła oczami, wspominając tamte chwile. Jak to było? Wszyscy siedzieli w salonie, non stop ktoś wychodził z piwnicy z buteleczką nalewki i szerokim uśmiechem na ustach. Nawet dzieci (trochę większe) po kryjomu upijały przynajmniej najmniejszy łyk trunku, bez tego nie mogło się obyć!
Angel zmarszczyła brwi, krzywiąc się nieznacznie.
- Właśnie zdałam sobie sprawę, że chyba pochodzę z pijackiej rodziny... - mruknęła cicho, a potem się zaśmiała. - A tak długo się zastanawiałam po kim ma ten charakter. Wszystko jasne! - powiedziała z zaczepnym uśmieszkiem, unosząc brwi nieco ku górze. - Spirytus jest świetny. Pali od środka, można się poczuć tak, jakby się stało w płomieniach... - wymruczała z rozmarzeniem. - Ale nalewka i tak lepsza. O widzisz, to będzie mój rewanż - mrugnęła do niego wesoło. - O ile dalej nie będziesz miał mnie dość - zerknęła na twarz chłopaka, a następnie znowu sięgnęła po butelkę i upiła łyk wina.
[Ok, ok.. Z góry przepraszam jeśli moje komentarze nie mają dziś większego sensu :)]
- Tak, powstrzymuję się od rzucenia na ciebie już od dobrych piętnastu minut - rzuciła z powagą, wzdychając teatralnie. - I dlatego znalazłam czas, żeby cię oprowadzić po domu - dorzuciła, ze słyszalnym rozbawieniem w głosie.
A to dlatego, że jej matka była pewna, że Jacqueline stanie się samotną dziewczyną. I oczywiście obwiniałaby o to siebie, bo to ona ją nakłoniła do baletu. Może i niekoniecznie chciała żeby jej córeczka stała się rozwiązła, ale cieszyła się, że ma własne życie. Ot, taka sobie zwariowana rodzinka.
- Czyżby? - zapytała z twarzą przy jego policzku. Dłoń dziewczyny błądziła po jego klatce piersiowej i zajęła się guzikami, które stanowiły swego rodzaju przeszkodę. Ale czymże ona była dla Jackie? Otóż niczym, z czym by sobie nie potrafiła poradzić.
- Jesteś pierwszą osobą, która to mówi - stwierdziła, przyglądając mu się uważnie swoimi szarymi oczami. Potem musnęła kącik jego ust, by chwilę później go pocałować.
Poglądy? Wymagania? Nie, panna Darrieux raczej takowych nie posiadała. Stawiała raczej na improwizację, a nie jakieś określone sposoby działania. Brr... Sama myśl o tym była dla niej dziwna.
[Dobry, rzuć powiązaniem dobry człowiecze...;DD]
Po raz pierwszy, odkąd rozpoczęła studia, Liliana znalazła się w kompletnej kropce. Utknęła gdzieś w architekturze średniowiecza, gdzieś między architekturą romańską i gotycką. Zawsze nie znosiła tego okresu. Miała porównać jakichś budowniczych, architektów, ale jak miała to zrobić, skoro połowy z nich nie mogła znaleźć nawet w internecie?
Liliana postanowiła poprosić o pomoc kogoś ze starszych roczników. Nie miała tam zbyt wielu znajomości, ale zapytała o radę koleżankę, która wskazała jej niejakiego Gasparda Morela. Liliana miała wątpliwości, czy dziewczyna wskazała jej go, bo jest cholernie przystojny, czy może naprawdę taki dobry z architektury. Cóż, raz kozie śmierć. Potrzebowała pomocy. Widząc więc chłopaka, stojącego samotnie gdzieś na korytarzu, nie czekając długo podeszła, posyłając mu ładny uśmiech.
- Cześć, jestem Liliana - Wyciągnęła w jego stronę rękę.
To był bardzo dobry pomysł. Człowiek wtedy odpływa, ,ciało pozostaje w bezładzie, myśli są błogie, nikt się niczym nie przejmuje. Liczy się tylko to, co pobudza organizm, a jednocześnie go rozluźnia. Czy jest coś lepszego?
Popijała trunek w ogóle się nie spiesząc. Kiedy jednak zaczął się z nią bawić, dziewczynie się to nie spodobało. No przecież ona zaraz się udławi. Zaczęła lekko podskakiwać, a potem z niemałym oburzeniem spojrzała na niego, odkładając na bok butelkę i odkaszlując.
- Chcesz mnie zabić? - spojrzała z wyrzutem, kręcąc lekko głową. Westchnęła, a po chwili znowu uśmiechnęła się "po swojemu". - Chodź, zróbmy coś. Nie lubię stać w miejscu! Siedzieć też nie.. - mruknęła, oswobadzając się z jego uścisku i wstając. - No chodź, szkoda dnia! Nie możesz się tak wiecznie lenić. Ja muszę mieć zajęcie! - zaczęła gestykulować.
Spojrzała na niego nieco zaskoczona tym, jak się przywitał. Tego się nie spodziewała. Rzadko miała do czynienia z prawdziwymi dżentelmenami, właściwie to nigdy. Tym bardziej, ten chłopak na takiego nie wyglądał. A tu proszę. Była mile zaskoczona, a uroczy uśmiech nie schodził jej z twarzy. Spojrzała na jego rękę, która jeszcze przed chwilą trzymała jej dłoń, ale szybko przeniosła wzrok z powrotem na twarz chłopaka.
- Tak, mam sprawę - powiedziała równie pogodnym głosem. - Mam problem z jedną pracą. A wiem, że jesteś starszy, co prawda studiujemy nieco inne kierunku, ale te zajęcia mieliśmy podobne, a ktoś mi ciebie polecił. Naprawdę potrzebuję pomocy - wyjaśniła, patrząc na niego proszącym wzrokiem. Rzadko ktokolwiek jej czegokolwiek odmawiał.
Stanęła naprzeciwko niego, uważnie go obserwując. Zmarkotniała, skrzyżowała ręce.
- Przestań! - mruknęła, wyrywając mu poduszkę, a potem uderzając nią chłopaka w głowę. Nie mocno, tak tylko... delikatnie. Przecież krzywdy by mu nie zrobiła! Trzymając w jednej dłoni poduszkę, oparła ręce na bokach, przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą. - Ruszaj się, albo dostaniesz ponownie - wyszczerzyła się szatańsko. Odrzuciła poduszkę gdzieś na bok, upiła łyk wina, a potem złapała chłopaka za rękę i pociągnęła do siebie. - Jeśli chcesz, to rewanż może być jeszcze dzisiaj. Ale! - uniosła palec wskazujący ku górze, aby podkreślić powagę sytuacji. Sztuczną, bo przecież śmiech chciał się wydobyć z jej ust.- Najpierw pójdziesz ze mną! - skinęła głową. - Inaczej nawet nie myśl o nalewce - uśmiechnęła się do niego szeroko. - Raczej mnie nie powstrzymasz.
- To dla ciebie zapewne nic trudnego, ale ja chyba pierwszy raz od początku studiów, jestem w kompletnej kropce - powiedziała bezradnie, robiąc smutną minę. Zaczęła grzebać w torbie, a po chwili wyciągnęła jakiś spis zagadnień. Zbliżyła się do niego, pokazując coś na nim palcem. Do jej nozdrzy wdarł się nieco ostry zapach jego męskich perfum. Uśmiechnęła się delikatnie.
- Utknęłam gdzieś między tym, i tym. Kompletnie nie mogę znaleźć żadnych informacji o tych gościach - powiedziała, krzywiąc się na samą myśl o czasie, który straciła na poszukiwania.
[Zdjęcia O.O! Ja również ładnie się witam. Wątku sobie nie odpuszczę i nawet go rozpocznę. Niestety jestem do tego stopnia zła, że potrzebuję jakiś malutkich wskazóweczek, no. Okoliczności spotkania, ewentualne powiązanko... Jesteś w stanie coś wymyślić? :>]
- Naprawdę? - Spojrzała na niego, a jej niebieskie, wesołe oczy aż rozbłysły. Miała ochotę rzucić się chłopakowi na szyję, była tak bardzo wdzięczna.
- Pewnie, więc chodźmy, na razie nie mam zajęć - mówiła z entuzjazmem, po chwili już ruszyli do jakiejś kawiarenki. Liliana wciąż uśmiechała się promiennie, jakby ukochany chłopak co najmniej poprosił ją o rękę.
- Boże, no z nieba mi spadasz. Gdybym nie miała tych resztek przyzwoitości, które mi zostały, chyba bym cię uściskała - powiedziała, chichocząc uroczo i mając nadzieję, że chłopak nie pomyśli o niej nic złego. - Ale kawę ja stawiam!
- Chcesz, to idź boso, ja cię na rączki nie wezmę. Prędzej ty mógłbyś mnie - wystawiła mu język, śmiejąc się zaraz wesoło. - Jak to czemu... No ta nalewka jest tego warta, chłopcze! - powiedziała to takim tonem, jakby to było oczywiste. - Najwyraźniej ci się należało. Kobiety są fajne, to wy się nie umiecie z nimi obchodzić. Wiesz co? Żebym cię jeszcze wyciągać musiała... - prychnęła, jednocześnie lekko się uśmiechając. Rozejrzała się po mieszkaniu, jakby sprawdzając, że niczego nie zapomniała. Przez chwilę nawet pomyślała o tym, że być może powinna poczekać jeszcze chwilę na Amelie. Ale dziewczynie raczej się nie spieszyło, a Angel nie była przyzwyczajona do beztroskiego nic nie robienia. Taka dusza, cóż na to poradzić? Można najwyżej dotrzymać jej tempa.
Stanęła za chłopakiem, chwilę później popychając go do przodu.
- Fajnie, że przynajmniej tyle potrafisz zrobić sam. Oj, weź wykaż się większą aktywnością! - jęknęła, wywracając oczami. Nie rozumiała, jak ktoś może być tak bardzo leniwy! Owszem, ona sama potrafiła zastygnąć, lecz wtedy przynajmniej medytowała, albo zajmowała się czymś innym. Samo leżenie, czy wpatrywanie się w sufit wprawiało ją w podły humor, wracały wspomnienia, których nie chciała oglądać nawet w snach.
- Ej - miała już go dalej pchać do przodu, jednak w pewnym momencie zabrała od niego ręce i zaczęła się nad czymś zastanawiać. - A co będzie, jak wych.rzanimy się po drodze? Na przykład tak - zawołała, następnie wywracając chłopaka na podłogę. Stała nad nim i się śmiała.
Pijana, ojjj pijana...
- Naprawdę? I nic o mnie nie pomyślisz złego? - zapytała wesoło, patrząc na niego z szerokim uśmiechem na ślicznej, radosnej buzi. Jak zwykle, zresztą. Bez skrępowania, choć z niemałym trudem (gdyż była sporo niższa od chłopaka) zarzuciła swojego drobne ręce wokół jego szyi i uściskała go mocno.
- O, tak jestem ci wdzięczna! Albo i mocniej, bo jestem taka wątła, że pewnie nic nie poczułeś - powiedziała zrezygnowana, jednak wciąż się uśmiechając.
Podobały jej się te mocne pocałunki, wcale tego nie ukrywała. Ale teraz, biedaczkę, zaczęła męczyć monotonia.
- Mieliśmy wypróbować drugie łóżko - szepnęła zasapana, podnosząc się z chłopaka niespodziewanie. A potem z całej siły, której w zasadzie niewiele miała w tym swoim anorektycznym ciałku, pociągnęła go za rękę i zaciągnęła do swojej sypialni. W zasadzie, jak to ona, prawie już potknęła się o poduszkę, ale udało się jej dotrzeć do celu. Usadziła Gasparda na skraju swojego łóżka i usiadła mu na udach, czekając na jego kolejny ruch.
- Nie jestem zwariowana, tylko trochę... uczuciowa - powiedziała ze słodkim uśmiechem, wzruszając delikatnie ramionami. Gdy ją obrócił, roześmiała się szczerze. - I kto tu jest zwariowany... - powiedziała ze śmiechem, idąc za nim w kierunku kawiarni. - Nie wiem skąd. Jem dużo owoców. Może od tego - Wyszczerzyła się do niego. Od pierwszej chwili polubiła tego chłopaka. - A co, zarażam? To źle? - zapytała, robiąc smutną minę, jednak nie wytrzymała zbyt długo. Jej buzię ponownie rozjaśnił uśmiech.
[Dzieńdoberek! ;D Wpadł pan na coś? ;>]
[Lubię wpadać na łóżko ;D Ale wpadłam też na pewną myśl - skoro Evcia ukradła Gaspardowi siostrę, haha, to może pójdziemy w tym kierunku bardziej? Np. Eva, dajmy na to, miała już kiedyś okazję poznać Morela - wymyśl tylko, jaka relacja ich łączy - a teraz nagle wpadnie po jakieś rzeczy Amelki, czy coś w ten deseń.]
Liliana spojrzała na niego wyraźnie rozbawiona, choć nie tym, co dokładnie powiedział, lecz faktem, że, no cóż, udało mu się trafić prawie w stu procentach. Oparła się na jakiego ramieniu, wpatrując się w niego z przesłodkim uśmiechem.
- Nie, raczej nie płaczę. Moje emocje znajdują inne ujście - Wyszczerzyła się. - Mam kilka różowych sukieneczek, bardzo lubię ten kolor. Jest taki dziewczęcy - mówiła pogodnie. - I jestem dziewicą. Ale chyba nie cudem natury - Zaśmiała się. Nie krępowała się za bardzo, mówiąc o swoim dziewictwie. Chociaż było dziewicą, to nie rumieniła się, gdy tylko padało słowo 'seks', ani nie unikała tego tematu. Była wręcz dumna, że nie rzuciła się do łóżka pierwszego lepszego.
- Nie wiem, czy powinnam w tym momencie podziękować za komplement? - zapytała nieco niepewnie, chichocząc cichutko. Czy to dobrze, że była niewinne dziewczęca? Cóż, zależy chyba od gustu.
- Specjalnie dla ciebie mogę ubrać jutro różową sukienkę - Mrugnęła do niego zalotnie, uśmiechając się słodko.
- Ja? A, no robię wiele rzeczy. Przede wszystkim maluję. Oj, wiele maluję. Ogólnie, to dużo się ruszam. Jeżdżę na rolkach biegam, jeżdżę na snowboardzie, łyżwach, gram w piłkę nożną, gram na gitarze, śpiewam, tańczę, czytam. Nie lubię siedzieć bezczynnie - powiedziała, zdając sobie sprawę, ile rzeczy właśnie wymieniła. Jak ona znajdowała na to wszystko czas, mając jeszcze przy tym tak dobre wyniki w nauce? Sama nie wiedziała. Roześmiała się.
[Nie wiem, czy wiesz, czy nie, ale ponieważ w łaskawości swojej mi nie odpisałeś, teraz informuję, że Amelka się wyprowadza do Evci :P]
Zawodziła cicho, zaciskając kościste palce na śnieżnobiałej pościeli.
- Błagam, wejdź we mnie z powrotem - ledwo co wyszeptała pomiędzy szybkimi wdechami i wydechami, czując, że jest już u szczytu.
Uwielbiała to. Chwile, kiedy zapomina się o wszystkim, głowa jest pusta, i krąży w niej tylko jedna myśl, żeby skończyć, oddać się temu do reszty, a myśl ta obija się o czaszkę jak szalona.
[Nie krzycz na Evcię! Bo będziesz zaczynał ;P]
[Ależ depresja jest paskudna ;(]
[Jest już 18, więc sprawdzam, czy pan wrócił z urlopu ;)]
Sunęła czerwonymi paznokciami pozostawiając na jego skórze ślady niemalże w tym samym odcieniu. Może tylko trochę bardziej różowawe. Czując, że jest już blisko orgazmu, napięła chyba wszystkie mięśnie swojego ciała, o mięśniach pochwy już nawet nie wspominając i wydała z siebie przedłużony jęk, który - mimo tych grubych murów - napewno słyszało kilku sąsiadów. Ale to nic takiego, zapewne przyzwyczajeni byli do tego jeszcze od czasów aż pomieszkiwała z Rorym. Och, wtedy to się działo, zwłaszcza w jej sypialni. I w sumie wszędzie indziej. Ale to nie były czasy, do których z przyjemnością wracała uprawiając bezmyślny seks z kim popadnie. Bo nie oszukujmy się, Gaspard nie był dla niej kimś specjalnym... tyle tylko, że nie poznała go dopiero co w jakimś barze, była trzeźwa i sama zaprosiła go na kolację. Kurczę, czyli pod pewnym względem czymś się wyróżniał.
Dziewczyna, czując rozkosz, przepełniającą jej ciało, skuliła się w sobie, jednocześnie rozluźniając swoje zmęczone ciało. Nieczęsto zdarzało się, żeby kończyła pierwsza.
[spoko maroko, rozumiem. ja w sumie też jestem co drugi dzieńó... loooz]
[ A pewnie :D Ale teraz ty zaczynasz ;P ]
[Chętna zawsze jestem, ba, nawet zacznę! :D]
Był wieczór. Panna Moon siedziała znudzona przed telewizorem. Spojrzała na zegarek; 20:08. 'Serio Melly?'- pomyślała.'Jest piątek, a Ty sama, jak palec siedzisz w domu'. Sięgnęła po telefon, lecz przypomniała sobie, że dziewczyny z akademika bawią się na potańcówce. Nie miała zamiaru do nich jechać. Wzięła do ręki pilota i z zaciśnionymi ustanmi zmieniła parę kanałów, lecz zdenerwowana wyłączyła telewizor. Spojrzała na szafę i ponownie na komórkę. A jakby połączyć te dwie rzeczy?
Trzydzieści minut póżniej siedziała zadowolona w taksówce. Po przebłysku wstała szybko, wrzuciła na siebie kusą, czerwoną sukienkę, rozczesała długie, czekoladowe włosy, umalowała się i zadzwoniła po transport. Zmierzała do nowo otwartego lokum, mieszczącego się kilka przecznic od jej domu. Patrząc na mijane domy przypomniała sobie o LA. Jej kochanym mieście. Tak bardzo różniło się od Amsterdamu, który wydawał się dość spokojny. Taksówka zatrzymała się z piskiem opon budząc ją z zamyśleń. Grzecznie podziękowała, zapłaciła, złączyła wdzięcznie długie nogi i stanęła na chodniku. Po zatrzaśnięciu drzwi spojrzała na niekończącą się kolejkę przed wejściem. Cholera. Czy była tak głupia myśląc, że przyjmą ją z otwartymi rękoma? Przypatrzyła się, jak pewien chłopak własnie miał być przepuszczony przez bramkę.
-Ohh kochanie, jak dawno się nie widzieliśmy!- pisnęła słodko podbiegając do nieznajomego. Musnęła jego policzki i spojrzała na bramkarza. -Ja jestem z nim- powiedziała i wzięła pod rękę chłopaka i rzuciła mu figlarny uśmiech.
- Oj, bardzo aktywny! - powiedziała rozbawiona, a uśmiech nie schodził jej z twarzy. - Nie lubię leniuchować - dodała zgodnie z prawda, marszcząc nieco nosek. - A pewnie, mam czas, wbrew pozorom. Kiedy ci pasuje? - zapytała wesoło, wpatrując w niego swojego jasnoniebieskie, przepełnione radością oczy. Bardzo chętnie spotka się jeszcze z Gaspardem. Ten chłopak od pierwszej chwili zyskał jej sympatię. Co prawda, nie było to bardzo trudne, ale to już można przemilczeć.
[Chcę i zacznę, ale po piątku.]
[Spoko, spoko. Uporam się tylko z egzaminem i będę dostępna ;)]
Rozbawiona jego powagą zrobiła skruszoną minę -Ojej, a może zapłacę w naturze?-spytała przygryzając dolną wargę. Po chwili roześmiała się perliście i spojrzała na chłopaka. -Mogę Ci postawić drinka, a z resztą zobaczymy- rzuciła figlarnie, ruszając do baru.
Klub urządzony był stylowo, jak na taki, który dopiero się rozkręca. Usiadła na krześle i zmierzyła chłopaka, który dołączył do niej. Nie był taki zły. Uśmiechnęła się do niego.
-Dwa martini- powiedziała do barmana i ponownie skupiła uwagę na chłopaku. -Może się przedstawisz paniczu, który uratował me życie, za com będę ja wdzięczna do końca mych dni?- spytała rozbawiona. Podciągnęła w dół opinającą ją sukienkę, która podskoczyła ciut za wysoko, i czekała na odpowiedź nieznajomego.
Spojrzała na niego rozbawiona. - Sama nie wiem, jak to działa. Mam to chyba we krwi - Rozłożyła bezradnie ręce, po czym zachichotała cichutko. Weszli właśnie do kawiarni, zajęli jeden ze stolików. Po chwili podeszła do nich kelnerka i złożyli zamówienie. Liliana wzięła tylko herbatę, bo w stanie euforii, w jakim się znajdowała, kawa nie była zbyt dobrym pomysłem.
- Mi pasuje choćby jutro. Zajęcia kończę o 16 - powiedziała z uśmiechem, kładąc ręce na stole i podpierając głowę na rękach.
- Dobrze, to jesteśmy umówieni - powiedziała z delikatnym uśmiech, po czym oparła się o oparcie wygodnego fotela i przyglądała się z uwagą skupionemu na poszukiwaniach chłopakowi. - Też jestem ciekawa jej źródła, bo czasami chciałabym ją trochę pohamować - Zaśmiała się. - Ale niestety. Chyba nie mam z nią szans - dodała bezradnie, wzdychając teatralnie.
Uśmiechnęła się do siebie i ściągnęła z członka chłopaka prezerwatywę, rzucając ją na podłogę, w myślach odnotowując, żeby nie zapomnieć później posprzątać. Najchętniej teraz by się wtuliła w chłopaka, otworzyła okno i zapaliła co nieco - ale musiała mu się jednak zrewanżować.
- Z przyjemnością, panie Morel - oświadczyła i zaczęła pieścić jego członka najpierw dłonią, a później językiem. Bardzo ostrożnie, by go przypadkiem nie ugryźć (to takie dla niej typowe by było!), jednak po chwili nieco się rozkręciła, ssąc chłopaka mocno, palce zaś zaciskając na jego udach.
-Gaspard- powtórzyła. Imię wydało jej się dziwnie znajome, lecz może się myliła. W swoim 19letnim życiu poznała wiele osób.
Przyzwyczajona było do tego, że inni mężczyźni jej się przypatrują. W końcu była młodą, atrakcyjną kobietą, prawda? Mogli ją obserwować całą noc, lecz i tak 'jej nie dostaną'.
Zdziwiona poczuła rękę chłopaka na swoim udzie i jego ruch wygładzający materiał. -Przecież i tak nic nie mogą zrobić. Twoja rozmówczynia jest od kilku chwil tylko z Tobą- powiedziała zadziornie upijając łyk napoju. Nie stroiła się dla innych, robiła to dla samej siebie. Jeśli humor jej dopisywał mogła nawet w piżamie wyjść i kupić poranne byłeczki. Dobrze czuła się w swoim ciele oraz w tym, co nosiła.
-Melissa, w skrócie Melly. Możesz wybrać, jak chcesz mnie nazywać- stwierdziła. Z kopertówki sięgnęła po złotą tubkę, z której wyjęła papierosa i wsunęła go między wydęte wargi. Zapaliła i zaciągnęła się pozwalając by dym wypełnił jej wnętrze. -Chcesz?-spytała przysówając do Gasparda rządek schludnie ułożonych złoych gaulois'ów.
-Twoja rozmówczyni jest najlepsza, dlatego składa najlepsze propozycje- powiedziała uśmiechając się zadziornie. -Może być Mel.. W takim razie będę mówiła na Ciebie Gas, co Ty na no?
To prawda. Zabawa była na wysokiej liście Melissy. Bo co innego w życiu się liczy? No tak. Kasa i zdrowie. Ale co z tego? Miała siedzieć, zamartwiać się, myśleć o tych wszystkich problemach? Nie, wolała cieszyć się chwilą.
-Hahaha- zaśmiała się głośno. -To brzmiało, jakbyś był ustatkowanym biznesmenem po piędzisiątce- przypatrzyła mu się przez chwilę i kontynuowała. -A masz, co najwyżej... 26 lat?- przygryzła kącik dolnej wargi, zastanawiając się, czy strzeliła z wiekiem. -A no właśnie, Gas, może opowiesz coś o sobie?- spytała i zaciągnęła się ponownie. Wypuściła dym z ust na twarz chłopaka, chichocząc przy tym.
Liliana nachyliła się do niego i wpisała swojego maila, po czym spojrzała na niego z uroczym uśmiechem i wciąż rozpromienionymi oczami.
- Dobrze, to nie będę hamować. Chociaż czasami chyba męczę ludzi - powiedziała, wzruszając obojętnie ramionami. Czasami miała wrażenie, że jej żywiołowość, energia i optymizm są wręcz przesadne i męczące. A może trafiała na gburowatych ludzi, którym to po prostu przeszkadzało?
Zachichotała, patrząc na niego. - No tak, możesz pisać. Chociaż pocztę sprawdzam rzadko - dodała, marszcząc delikatnie nosek. Po chwili jednak uśmiechnęła się promiennie, po czym wzięła łyka swojej malinowej herbaty. Zamruczała cicho. - Mhm, kocham to. Malinowa herbata - mruknęła, uśmiechając się błogo. Spojrzała na niego z uśmiechem. - Więc zobaczymy po jakim czasie ty się mną zmęczysz - stwierdziła pogodnie, jakby mówiła o czymś zupełnie normalnym i zabawnym.
Liliana spoważniała, patrząc na niego, mrużąc przy tym delikatnie oczy. Ten niepozorny, sympatyczny chłopaczek miałby wykorzystywać kobiety? Cóż, pozory mylą. Popijała herbatę, przyglądając mu się przez chwilę w zamyśleniu.
- Wykorzystywać? Uwodzisz je i porzucasz? - zapytała, uśmiechając się delikatnie. - I nie martw się, ja wytrzymuję ze wszystkimi. Moja cierpliwość jeszcze nigdy mnie nie zawiodła, a spotykałam najróżniejszych ludzi w swoim życiu.
Liliana zachichotała, przyglądając mu się uważnie. Owszem, był przystojny i na swój sposób ujmujący, ale żeby... Nie, nie mogła w to uwierzyć. A już ona na pewno nie da się wykorzystać.
- Dobrze, możemy się założyć. Jestem pewna swojej wygranej - Uśmiechnęła się od ucha do ucha, wyciągając do niego z przekonaniem rękę.
- A co sobie życzysz - stwierdziła radośnie, śmiejąc się uroczo. I tak wiedziała, że chłopak nie wygra. Liliana miała anielską wręcz cierpliwość. Nikt jeszcze nie wyprowadził jej z równowagi, a gorszy okres miała tylko po zniknięciu Anthony'ego. Była wręcz pewna swojej wygranej, dlatego była gotowa zgodzić się na wszystko.
Mila zaklęła w ustach. Nienawidziła słonego smaku spermy, jej lepkości i zapachu. Chociaż po tym, jakie plotki o niej krążyły, ktoś mógłby być zdziwiony. Jednak bardzo spokojnie odsunęła się od chłopaka i wypluła to, co miała w ustach ma swoją koszulkę nocną, którą zauważyła kątem oka, gdy ta wystawała spod łóżka.
- Nigdy więcej tego nie rób - powiedziała tym swoim standardowym, oziębłym tonem, którego nieubłaganie używała zawsze, gdy coś jej nie pasowało. Zaraz jednak, by nie przestraszyć chłopaka, uśmiechnęła się i podniosła z kolan, rozcierając je lekko, by potem otworzyć okno i odnaleźć na jednej z półek małą, pomalowaną na kolorowo puszeczkę, którą rzuciła na łóżko, koło chłopaka. Nie chciała, żeby teraz wychodził, toteż postanowiła go zatrzymać.
- Palisz zielone, nie? - zapytała, nie będąc pewna, czy chłopak nie ucieknie z krzykiem posądzając ją o narkomanie, ale... facet który spuszcza się w zasadzie nieco obcej dziewczynie w usta by pogardził zielonym? Tego nie widziała.
Usiadła na łóżku, rozwaliła jednego swojego papierosa i na gazecie zabranej z parapetu zaczęła skręcać jointa.
[sorry, nie zaklęła w ustach, tylko w myślach :D]
Nie uważała tego za narkomanię. Ani siebie za narkomankę. Zdarzyło jej się spróbować kilku psychoaktywnych substancji i marihuana, jak na razie, była najmniej niebezpieczna i nie robiła wody z mózgu. Bo Mila czuła się po niej tylko przyjemnie odprężona i radosna. No i - to ważne - gdy dopadała ją gastro - jadła bez zahamowań, nie martwiąc się, że przypadkiem przytyje.
- Zatem jest miła okazja. W razie czego, lodówkę mam pełną wałówy - stwierdziła z lekkim uśmiechem, koncentrując się zupełnie na skręcie. Musiał być idealny, taki jak pani domu zawsze próbowała być.
Gdy skończyła, z zadowoleniem odłożyła swoje rękodzieło na gazetę, wstała z łóżka by ubrać na siebie jakąś koszulkę na ramiączka (doszła do wniosku, że paradowanie zupełnie nagi jest raczej wkurwiające, ze względu na wzrok chłopaka lądujący na jej sutkach), potem znalazła zapalniczkę w swojej torbie i wlazła na łóżko, ściągając z parapetu popielniczkę i odpalając skręta.
Zaciągnęła się trzy razy, czując już nagłe działanie rośliny, jednak na razie niezbyt dokładne. Po prostu uśmiech sam wparował na jej usta.
- W porządku, mi to pasuje - powiedziała z rozbrajającym uśmiechem, zabierając rękę. Upiła kolejnego łyka herbaty, po czym oparła się o oparcie fotela i patrzyła na niego z uśmiechem.
Liliana roześmiała się szczerze, patrząc na niego z czułością. - Nie jesteś zwierzątkiem w ZOO! Owszem, jesteś przystojny, ale ja tam zawsze patrzę na nowo poznanych ludzi - Mrugnęła do niego i upiła jeszcze herbaty, kręcąc głową z rozbawieniem.
- Nie, mam fotograficzną pamięć - Wyszczerzyła w szerokim uśmiechu swoje białe, równe ząbki, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że Gaspard wcale się z niej nie nabijał. Po prostu to wiedziała, i czuła się dobrze. Polubiła tego chłopaka. - No dawaj. Mam dobry dzień, odpowiem na wszystko - powiedziała zachęcająco, chichocząc uroczo.
-Oj Gas, oczywiśćie, że widać!-zaśmiała się dając chłopakowi lekkiego kuksańca w bok. Słuchała wywodu chłopaka, składając wdzięczne usta w dziubek i robiąc kułeczka z dymu papierosowego. Przez parę lat próbowała robić coraz większę i w sumie jej się to udawało. Zaprzestała swoją zabawę, zwracając twarz ku chłopakowi. -Kombinujesz? To znaczy zaczepiasz takie dziewczyny, jak ja- młode, piękne, inteligentne, i prosisz je o szklaneczkę martini?- spytała, śmiejąc się przy tym. -Ale rozumiem, co masz na myśli. I proszę, nie rób z siebie biednej sierotki. W końcu jesteśmy młodzi, piękni i inteligentni- coś wymyślimy!- podsumowała swój wywód, słysząc chwilę później kontynuację wypowiedzi chłopaka. -Szukasz szczęścia? Jak mam to rozumieć? Bo szczęcie można znaleźć w wielu rzeczach, zależy czego potrzebujesz- stwierdziła.
Szczęście. Nie wiedziała nawet dokładnie, co to jest. W końcu szczęśliwym można być, gdy spojrzysz na twarz swojego dziecka, zdasz egzamin, albo... zaliczysz panienkę. No tak. Szczęście ma wiele obliczy.
Gdy usłyszała jego pytanie o mało, co się nie znakrztusiła. -Kolorowym? No tak. Jeśli to, że mój ojciec bzykał moją najlepszą przyjaciółkę, uważasz, że jest zajebiste, to racja- jest kolorowe- na samo wspomnienie zrobiło jej się niedobrze i wzięła spory łyk płynu. -Hmm.. Studiuje projektowanie ubioru, bloguje, imprezuje. Może moje życie jest całkiem niezłe.. Okej, to jest żałosne. Siedzimy i użalamy się nad sobą. Czekam na Twoją propozycję.
- Panie Morel, co pan powie na jakąś muzykę? - zapytała, po czym zaciągnęła się. Szary dym przyjemnie zadrapał ją w gardło, starała się trzymać go w płucach jak najdłużej. A gdy chłopak kiwnął głową, wypuściła już niemalże zielona na twarzy dym i zaciągnęła się ponownie, podając mu skręta, sama zaś odwróciła się do tyłu, by wziąć swojego laptopa z parapetu. Już był włączony, więc tylko zalogowała się, włączyła iTunesa i zaczęła przeczesywać listę utworów w poszukiwaniu czegoś chwilowego. Jest, Empire of the sun! Kliknęła dwukrotnie na tytuł pierwszego utworu, a zadymioną sypialnie wypełniły przyjemne, pozytywne rytmy. Już odczuwała przyjemny wpływ marihuany po drętwiejących powoli palcach u dłoni. I wszystko wydawało się być nieco spowolnione. Cholera, mocne.
- Coś mi się wydaje, że to nieco zmodyfikowany genetycznie "towar" - mruknęła unosząc lekko dłoń i potrząsając nią w powietrzu. Nie przeszkadzały jej te zabawne uczucia. Właściwie to wręcz przeciwnie. Spojrzała na twarz Gasparda i zachichotała, sama nie wiedząc dlaczego. Wydawał jej się śmieszny, siedzący ze skrętem w samych bokserkach w jej pokoju. Nie on pierwszy i nie ostatni.
-Jeej zacznij żyć- mruknęła dając ponownie chłopakowi kuksańca. Nie lubiła tego. Ciągłego użalania. -Czas za szybko biegnie, nawet się nie obejrzysz, a będziesz siwiejącym staruszkiem żałującym, że nie rozkręciłeś tego wieczoru- zaśmiała się. -Jezu- westchnęła, wyjęła Gasowi z ręki szklankę i pociągnęła go za rękę. Niektóre dziewczyny z zazdrością spoglądały na towarzysza Mel, przez co ta mocniej objęła chłopaka. Śliczny, co?
Przekroczli razem próg lokalu i Melissa ruszyła na tyły klubu. Przycupnęła na pobliskiej ławeczce, widząc, że sukienka robi to samo, co przy barze. Nie miała siły znów jej poprawiać. Otworzyła kopertówkę, wyjęła z jej woreczek i dwa złote ustniki. Przysypała otwory trawką i zapaliła. Wręczyła jeden chłopakowi, sama zamykając oczy i się zaciągając. Po chwili otworzyła oczy, które zaczęły ją piec. Rzeczywiście chłopak, który to sprzedawał miał rację. Mocne. Niestety Melissa miała dość słabą głowę i nikt nie wiedział, co mogła za chwilę zrobić..
[A tak serio; ile masz lat? :D]
Melissa uśmiechnęła się do chłopaka. Wzięła parę porządnych buchów i jeszcze raz spojrzała na wziągającego chłopaka. Jak już zostało powiedziane; miała słabą głowę.
-Oj Gas, ja jestem lepsza- powiedziała i usiadła chłopakowi na nogach. Objęła go smukłymi kończynami i zanurzyła paznokcie w czuprynie Gasparda. Spojrzała w jego oczy, żeby poczuł ciary i pocałowała chłopaka. Było to głębokie i namiętne. Chwyciła własnymi ustami jego i składała pocałunki na wargach.
-I co, dalej jest nudno?- mruknęła figlarnie, szepcząc prosto w jego ucho.
[Nie wiem, lubię wiedzieć z kim piszę :D Pewnie jesteś starszy, ale to nic, napisz ;>]
-Oczywiście, że warto- odpowiedziała zjarana, obejmując głowę chłopaka. Nie wiadomo, co ją napadło, że się na niego rzuciła. Pewnie trawka. Jak zwykle.
Taaak. Była to typowa scenka z życia Melissy. Nie wiadomo, kiedy w końu jej sie to znudzi. Pewnie nigdy. Pocałunki dziewczyny były coraz to głębsze, aż w końu położyła się razem z chłopakiem na ławce. Ocierała biodrem o jego nogę i pozwała by ją dotykał. Melissa nie wytrzymała i wybuchnęła śmiechem, po czym musnęła wargami jego usta.
Roześmiała się, ale postanowiła nie komentować uwagi o zaciąganiu do łóżka. Zamyśliła się na chwilę, marszcząc przy tym zabawnie nosek.
- Studiuję architekturę wnętrz, więc pewnie chciałabym pracować w tym zawodzie... - Wzruszyła ramionami ze śmiechem. - Koloru ulubionego nie mam, ale lubię te ciepłe, pastelowe. Nie lubię... Papryki i cebuli - Wyszczerzyła się od ucha do ucha.
[No ok. Albo jesteś 'stary' i obawiasz się, że jestem młodsza, i będzie coś nie tak z naszym pisaniem, albo jesteś 'młody' i boisz się, że jestem 'stara', hahaha :D. Więc takie pytanie; jesteś po dwudziestce? :P]
Oderwała się od Gasa, gdy ugryzł ją w wargę. -Hej spokojnie, nie chcę mieć żadnych śladów- powiedziała z grymasem na twarzy, dotykając ust i upewniwszy się, że nie ma śladów. Po chwili potrząsnęła głową i się roześmiała kłądąc głowę na jego ramieniu. -Niezła ze mnie aktorka, co?-spytała całując namiętnie jego wargi. -Gówno warte- odpowiedziała. -Jest nam miło i przyjemnie, ale chyba nie będziemy leżeć tu całą noc?- spytała wstając. Poszukała wzrokiem ustnika na ziemi i podniosła go zaciągając się. Usta złożyła w dziubek, podeszła do chłopaka i wdmuchnęła dym do jego otwartyk warg. Kolejny raz głęboko go pocałowała i usiadła mu na kolanach. -Gdzie teraz idziemy?
[Jako że nie było mnie dłuższy czas, odpisuję dopiero teraz. Z góry przepraszam za małą ilość tekstu, ale muszę się na nowo wciągnąć w ten wątek..]
Może i wyglądała na taką, co będzie miała męża i stateczne życie, a może i nie. Każdy postrzega to zagadnienie inaczej, w ogóle większość ludzi ma odmienne zdanie na temat przyszłości. Owszem, Jackie nie pogardziłaby mężczyzną, który będzie ją darzył uczuciem, okazywał czułość i tak dalej. Z drugiej strony wychodziła z założenia, że będzie co będzie.
- Mhm.. - mruknęła, nie wchodząc już bardziej w temat dekoracji wnętrz. A nawet jeśliby chciała coś więcej powiedzieć, to dotyk jego dłoni na jej brzuchu skutecznie przerwał jej tok myślowy.
Palce blondynki zręcznie poradziły sobie z resztą guzików od koszuli i dopadły skóry na jego klatce piersiowej. Błądziła dłońmi po jego ciele przez dłuższą chwilę, po czym ściągnęła z niego ową część garderoby, odsłaniając jego ramiona.
[ I jak tam pomysł na wątek? Jak coś masz, to dajesz, jak nie to ja coś wykminię ;D
//Angel Evans ]
[Ty! Obczaj rodzinkę, bo stworzyłam w końcu zakładkę z powiązaniami. Mam nadzieję, że się zbytnio czepiać nie będziesz.]
[ Okej, w takim razie coś wymyślę ;) Tylko nie bij jak nie wyjdzie ;D ]
W zasadzie wszystko zaczęło nabierać normalnego tempa. Mieszkanie z Milą było całkiem przyjemne, tak więc na chwilę obecną mogła dać sobie spokój z poszukiwaniem nowego lokum. Niestety, jeśli się już z kimś mieszka, trzeba też samemu co jakiś czas zaopatrywać lodówkę. Wstała więc wcześnie, nakarmiła Leo, a potem wybrała się do pobliskiego sklepu. Zanim jednak wyszła z domu zabrała ze sobą gitarę. A może jednak tym razem uda jej się przeprosić panią sprzedawczynię za ostatnie zamieszanie? Wybrała najpotrzebniejsze produkty ( w tym oczywiście wino), a gdy płaciła już za wszystko i chciała wymówić to magiczne słowo, sklepikarka jedynie zmroziła ją spojrzeniem. Nie to nie, na siłę nic nie będzie robić.
Powinna wrócić do mieszkania. Lecz pogoda była doskonała, słońce delikatnie rzucało swoje promienie zza chmur. Angel postanowiła, że wybierze się jeszcze do parku, w końcu przyda jej się chwila w odosobnieniu. Skierowała się więc do wybranego miejsca, a kiedy już się tam znalazła, usiadła pod wielkim dębem, zakupy położyła obok i wzięła gitarę w ręce. Początkowo sunęła tylko delikatnie dłonią po strunach, chwilę później zaczynając wygrywać spokojne melodie.
[Gasuś o mnie zapomniał? :<]
A ona, całkowicie pochłonięta magią muzyki, wciąż grała, nie zwracając uwagi na wszystko, co znajdywało się dookoła niej. Przymknęła nawet oczy - robiła to dość często. Wtedy miała wrażenie, że nic więcej nie istnieje, liczą się tylko uczucia, lecz te dobre. Oczywiście, czasem sięgała po gitarę też dlatego, aby się uspokoić. Był to świetny sposób na ukojenie nerwów, a jednocześnie wprawienie swoją duszę w nastrój pozytywny. Może dlatego tworzenie czegoś, będąc panem własnych emocji, jest nawet zalecane? Można wyrzucić z siebie wszystko, a w zamian dostać coś niesamowitego.
Gdy tak odpływała, zapominała się coraz bardziej. Całkowicie przejęta grą na gitarze w ogóle nie dostrzegła stojącego za nią chłopaka. Zaczęła nawet śpiewać. Jej głos był, być może ku jego zaskoczeniu, dość delikatny, ale również mocny, charakterystyczny. Jeśli ktoś raz go usłyszał, na pewno zapamięta tę barwę głosu.
Śpiewała, opowiadała o pewnej historii. Robiła to z uczuciem, wkładała w to całą siebie. A gdy skończyła, czuła się tak, jakby coś z niej uszło, jakby pozbyła się części siebie.
Westchnęła bezgłośnie, a potem odłożyła na bok gitarę. Zmarszczyła brwi, czując na sobie czyjeś spojrzenie. Odwróciła się w stronę Gasparda, nieco się wzdrygając.
- Boże, Gaspard! - mruknęła, zamieniając się w słup soli. Słuchał jej. Świetnie. - Długo tu stoisz...? - spytała niepewnie, wciąż go obserwując.
Jej oczy nieco się powiększyły, zaraz jednak zmarszczyła lekko brwi, uśmiechając się kącikiem ust.
- Ja? No...dzięki? - wzruszyła lekko ramionami. Dziwnie się czuła w takich sytuacjach. To prawda, była w parku, więc normalne było, że ktoś mógł ją usłyszeć podczas śpiewania. Jednak same występy na scenie, a chowanie się przed innymi nieco się różniły. Wtedy śpiewała dla innych, teraz tylko dla siebie. Lecz skoro mu się podobało, to nie miała się czego wstydzić? Może jedynie tego 'odpłynięcia'.
Po chwili całkowicie doszła do siebie, rozluźniła się. Usiadła po turecku, tym samym układając swoje ciało bardziej w jego kierunku.
- Naprawdę ci się podobało? - uniosła jedną brew, przyglądając mu się z ciekawością. Spojrzała też przelotnie na książkę, ale zaraz znowu swój wzrok zatrzymała na jego twarzy.
Najpierw zrobiła naburmuszoną minkę, kiedy ją pstryknął. Zaraz jednak na jej ustach powstał zadowolony uśmieszek.
- No dobra... tylko co mam ci zagrać? Leniu? - spytała, patrząc na niego wyczekująco. Hm, czy w jej przypadku powinna nazwać go leniem? Sama przecież rzuciła szkołę, nawet nie ma matury. No, ale to było tylko tak pieszczotliwie... - Od razu mówię, że mam szeroki zakres znajomości różnych tekstów i utworów. Możesz więc wybierać jak ci się tylko podoba - poruszyła zabawnie brwiami, sięgając po gitarę. - Żeby tylko słuchanie mnie nie weszło ci w nawyk. Jeszcze się rozpłyniesz... - zaśmiała się cicho, kręcąc lekko głową.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Odgarnęła włosy do tyłu, a potem...
- A to znasz? - spytała, najpierw przejeżdżając lekko, jakby piórkiem, po strunach, zaraz zaczynając grać odpowiednią melodię.
Początkowo tylko cicho wodziła głosem, jakby nie chcąc przekrzykiwać spokoju, który panował wokół nich. Uwielbiała takie miejsca, może nawet dodawały jej sił? Wszystko przecież było możliwe.
Zaczęła się coraz bardziej rozkręcać. Jej twarz była niezwykle spokojna, sama dziewczyna czuła się tak, jakby jej dusza gdzieś ulatywała. Znowu śpiewała o pozytywnych rzeczach. A kiedy doszła do refrenu, zamknęła oczy. W pewnym momencie się nawet uśmiechnęła. Potem jej głos cichł, melodia stawała się wolniejsza. Angel ostatnie słowa piosenki wypowiedziała już bez dźwięku gitary, wyszeptała je. Chwilę miała zamknięte oczy. Bo gdy wykonywała takie czynności nie tylko skupiała się na samej piosence, ale też wracały do niej różne wspomnienia. Akurat teraz były to tylko miłe chwile, które stanowiły część jej dzieciństwa.
Westchnęła bezgłośnie, otwierając oczy. Chłopak mógł dostrzec malutkie iskry, czające się gdzieś w spojrzeniu blondynki.
Od bardzo dawna ich już tam nie było.
Patrzyła się na niego ot tak, po prostu. I te jego słowa... Dlaczego poczuła się dziwnie? Jakoś tak... niezwykle? Dawno nie słyszała tego typu słów, chyba się od niech nawet odzwyczaiła. Tak, to musiało być to.
Pewnie dlatego przez jej ciało przeszły ciarki. Nie wiedziała, czy były miłe, czy wręcz przeciwnie... Czy ona naprawdę aż tak odsunęła się od innych?
Wzięła głębszy wdech, również się nie ruszając. Zamarła, nie wiedziała, co mogłaby teraz powiedzieć. A to nie było u niej normalne.
Spuściła na chwilę wzrok, zaraz jednak przenosząc go na poprzednie miejsce, czyli na chłopaka.
- Coś jeszcze...? - szepnęła, unosząc lekko brwi, kiedy wiatr delikatnie muskał jej twarz i unosił końcówki włosów.
Uśmiechnęła się promiennie, dłonie kładąc na trawie i odchylając głowę do tyłu.
- W porządku - wymruczała pod nosem, po raz kolejny przymykając oczy. Wzięła głęboki wdech. Cóż, to była chyba raczej miła odmiana. Wreszcie zażyła trochę świeżego powietrza, a nie wdychała wciąż tylko dymu papierosowego. W końcu trzeba zachować granice.
Przez chwilę się nie odzywała, znowu się zamyśliła. Wpatrywała się w niebo, potem przeniosła wzrok na dąb, pod którym się znajdowali. Nie była osobą szczególnie związaną z naturą, jednak nauka matki do czegoś zobowiązuje. W końcu jako dziecko wciąż spędzała czas na dworze, wysłuchując różnych opowieści rodzicielki, czy babki. Nie przywiązywała do tego zbyt dużej wagi, chociaż... może nawet nie zdawała sobie z tego sprawy?
- Rozpłynąłeś się, czy mogę coś jeszcze zagrać? - nieco się wyprostowała, a potem oparła się o korę drzewa.
Jeśli spojrzeć na wszystko z tej perspektywy, to rodzice odwalali kawał roboty. Czasami lepszej, czasami gorszej, ale coś po nich zawsze zostawało. Nawet ruchy, które były niezamierzone pozostają w głowie dziecka na całe życie. Potem ono samo zachowuje się w podobny sposób, choć o tym nie wie. Krew z krwi, czyż nie? Zasada genów, wrodzone przypadłości... Niektóre cechy jednak nabywa się też z wiekiem. I choć być może z początku potomek nie jest podobny do swojego rodzica, na starość może się całkowicie zmienić i upodobnić do niego w dużym stopniu. Zależy od człowieka.
Zmrużyła oczy, robiąc usta w dzióbek.
- Masz zamiar spać, gdy ja będę grać? No wiesz co.. - prychnęła, wywracając przy tym oczami. Uśmiechała się jednak cały czas, więc nie była na niego zła, czy coś w tym guście. Nawet się cieszyła, że może zrobić komuś przyjemność.
Zaczęła więc grać. Tym razem melodia była nieco bardziej dynamiczna, lecz wciąż delikatna, miła dla ucha. Przez dłuższą chwilę słychać było jedynie dźwięki gitary, Angel się nie odzywała. Dopiero pod koniec pieśni cicho zaśpiewała. Nie zrobiła tego wcześniej, ponieważ cały utwór był dość smutny. A ona jakoś teraz nie chciała się skupiać na tych emocjach.
Angel jak na razie również nie widziała żadnych podobieństw nie tylko do swoich rodziców, ale też do sióstr. Jedna i druga pragną żyć spokojnie, spełniać się jako matki. A ona? Dla niej świat od zawsze był otwarty, nie stawiała sobie żadnych ograniczeń. Od zawsze liczyła się dla niej tylko i wyłącznie muzyka. Lubiła też podróżować, chociaż wszelkie wojaże bardziej związane były z przymusowym zmienieniem miejsca przebywania. Trzeba jednak przyznać, że sprawiały jej przyjemność, a więc i ucieczki polubiła.
Obserwowała jego poczynania, cały czas uśmiechając się lekko. Widać gra na gitarze naprawdę dobrze na nią wpływa. No, towarzystwo również, jakby nie było.
- Miła ta nagroda - stwierdziła, uśmiechając się delikatnie. - Aż strach pomyśleć, co by było, gdybym swoją grą powaliła cię na łopatki - mrugnęła do niego wesoło, zaraz cicho się też śmiejąc. - Padłbyś trupem...
Dlatego dawała koncerty. Nie było to coś wielkiego, ale trzeba przyznać, że publikę miała niezłą. Nie zależało jej na tym, żeby skupić wokół siebie ogromne zbiorowisko - nie na tym to polegało. A przynajmniej nie u niej. Chciała przede wszystkim pokazać, że jednak na coś ją stać, a muzyka to jedyna rzecz, która nigdy jej nie zostawi. Przynajmniej pasja Angel potrafiła z nią współgrać. I chyba idealnie jej się to udawało.
- No wiesz, nigdy nie możesz się spodziewać, co tak naprawdę do ciebie trafi. Coś niby zwykłego może okazać się czasem tym, czego zawsze nam brakowało, co w jakimś stopniu nas otwiera. Pokazuje to co robimy z zupełnie innej strony. Zmienia nas - stwierdziła spokojnie, co jakiś czas przejeżdżając dłonią po strunach. Gitara to była jej kochanka i nic już nie mogła na to poradzić. - Sam widzisz, że jestem inna, kiedy gram. Nie robię tego specjalnie, to samo wychodzi... - szepnęła. Czasami nawet sama się dziwiła, jak zwykły instrument potrafił ukazać jej inną stronę.
Ale czasami bywają nawet takie chwile, w których człowiek zaskakuje sam siebie, poznaje własne JA z innej strony. Nawet najbardziej zasiedziały staruszek po osiemdziesiątce może nagle dostać olśnienia. Cuda się zdarzają, tak? Więc każdego może wszystko spotkać.
Zaśmiała się cicho, słysząc jego stwierdzenie. Ona? Boginią? Tego jeszcze nie słyszała.
- Więc ciekawie to musiało wyglądać... Ja i takie coś.. - zastanowiła się nad jego słowami, zaraz uśmiechając się szeroko. - Spodobałam ci się w takiej odmianie? Przecież jestem dzikuską! - zawołała wesoło, kręcąc lekko głową. - Jeszcze nazwiesz mnie niedługo jednorożcem...
[ jakikolwiek ajdija? :D ]
- A musi być czysta...? - spytała, powstrzymując się od parsknięcia śmiechem. Cóż, wtedy wyglądałaby pewnie jeszcze dziwaczniej... Taka panda z butelką niczym jednorożec, jeszcze do tego 'anielskie' imię. Pomieszanie z poplątaniem. - Ale ja lubię być taka... piekielna! - zauważyła, szczerząc się od ucha do ucha, może nawet nieco sztucznie. - I widzisz, zadziwiam. Chyba. No bo pomyślałbyś wcześniej, że mogę być przez chwilę spokojna? - uniosła jedną brew, wpatrując się w niego. - Właśnie, upić! Mam tu wino, chcesz?
[ dosyć to oklepane, bo każdy od baru zaczyna, ale okej. zaczniesz? ]
Uniosła obie brwi, szczerze się zadziwiając. Potem uśmiechnęła się tylko lekko, nie chcąc się zaśmiać... to przecież nie byłoby właściwe!
Ależ ona potrafiła być spokojna! Po niezłej dawce, alkoholu... Czasy odległe, lecz prawdziwe. Teraz przynajmniej próbuje wyładować się na muzyce. A to chyba lepsze.
Spojrzała na książkę, przypominając sobie co wcześniej mówił Gaspard. Ach tak, miał się uczyć... Czy to więc oznacza koniec ich posiedzenia?
- Mam się ulotnić, żebyś mógł w spokoju kuć? - spytała nagle, uparcie się w niego wpatrując i przygryzając lekko dolną wargę. - Mogę policzyć do dziesięciu i już mnie nie będzie. Raz... - kąciki jej ust nieco drgnęły, tym samym poszerzając uśmiech. - Dwa...- westchnęła bezgłośnie. - Trzy... - Wyprostowała się. - Cztery... - wstała - Pięć... - sięgnęła po gitarę, wciąż obserwując chłopaka. - Sześć? - powiedziała, czekając na jego ruch.
Um... Po co sobie komplikować sprawę, niech się znają z klubów! Raczej nic głębszego nie wymyślę, najwyżej jak coś mi się na myśl nasunie to napiszę, jednak nie przejmuj się, zaczynaj :3 ]
[Dooobry! Pan może chętny na watek, czy niekoniecznie? ;P]
[Ale to jutro, bo dzisiaj ja już usypiam na siedząco :D]
[ Mnie chyba też zaczyna ]
Uniosła obie brwi i spojrzała na niego z zaskoczeniem, a jednocześnie jedną ręką oparła się o drzewo, żeby się nie przewrócić. Nie chodziło jej o to, że pewnie przy upadku by się obiła, raczej nie chciała w żadnym stopniu uszkodzić swojej gitary.
- Dobra, zostanę! - powiedziała wesoło, uśmiechając się lekko i odkładając instrument w bezpieczne miejsce. Potem jakoś wyswobodziła się z jego objęć, siadając też zaraz na trawie. - Więc, co robimy? Nie lubię siedzieć bezczynnie - zauważyła, kładąc się na trawie, oraz spoglądając na chłopaka.
[Nie przeszkadza mi długość :)]
O tak. A Jackie z pewnością resztą świata przejmować się nie zamierzała, bo i po co? Miała swoje życie i babciom w moherowych beretach nic do tego co z nim robi, o.
Wypuściła głośno powietrze z ust, kiedy dotknął jej dekoltu. Nie należała jednak do tego typu dziewczyn, które już od samych pocałunków kompletnie odlatują, w związku z czym zajęła się jego spodniami.
- Nie wiem, jak tylko zjem paprykę to potem czuję ją przez trzy kolejne dni. Po prostu nie mogę znieść tego smaku - Wzruszyła ramionami, rozkładając bezradnie ręce i śmiejąc się uroczo i melodyjnie. - A ty jesteś takim fanem papryki? To może dobrze, że nie próbujesz mnie zaciągnąć to łóżka, bo na pewno by ci się nie udało z oddechem od papryki - Mrugnęła do niego tylko i dopiła swoją herbatę.
W tym przypadku zdecydowanie należała do tej większości kobiet, co niechętnie przyznawała. Cóż, czasami trzeba się pogodzić z tym, że jest się podobnym do reszty.
Wsunęła palec za gumkę od materiału jaki na nim pozostał i cofnęła się kilka kroków do tyłu. W stronę łóżka.
Jacqueline.
[ A ja mam wrażenie, że upały zabierają mi wszystkie pomysły i chęć na cokolwiek xD ]
Prychnęła, śmiejąc się zaraz cicho.
- Jeszcze czego... - wywróciła oczami, przymykając powieki. Lekki wietrzyk tylko delikatnie obijał się o jej twarz, a cień dawał przyjemny chłód, który teraz było bardzo ciężko uzyskać... No, chyba, że poszłaby do domu i otworzyła lodówkę (nie swoją w dodatku), włożyła do niej głowę i trwała tak przez kilka minut. Ale potem pewnie byłoby jej jeszcze bardziej gorąco - ta cholerna różnica temperatur! A poza tym mogłaby ów lodówkę rozmrozić. Z tego raczej Mila zadowolona by nie była. Pozostaje jej więc chłodzenie się w cieniu.
Otworzyła jedno oko, spoglądając na Gasparda.
- Tak w ogóle... czego się uczysz? Coś ciekawego? - spytała w międzyczasie zabierając mu książkę i oglądając okładkę. - Mnie by się nie chciało, naprawdę - uśmiechnęła się zadziornie, odkładając przedmiot. - W zasadzie to nigdy jakoś specjalnie się nie uczyłam. Buntowałam się od początku - stwierdziła.
W to akurat nie wątpiła. Z drugiej strony jak partner musi się natrudzić, żeby rozgryźć dziewczynę, to czyż nie jest to znacznie ciekawsze?
Westchnęła, czując na sobie jego usta. Jej oddech odrobinę przyspieszył, a dłonie błądziły po jego ramionach i plecach, zaciskając się na nich, kiedy trafiał na czułe punkty jej ciała.\
Jacqueline.
[ O, jak miło, przynajmniej ktoś mnie rozumie ^^ ]
- No to rzuć w pierony, olej - wzruszyła ramionami. Jakie to było proste. Takie mocno banalnie proste. W jej głowie, oczywiście. Bo ona sama by pewnie tak zrobiła, jeśli oczywiście już by zdecydowała się na coś w rodzaju studiów. Ale najpierw musiała by zdać maturę, dokończyć liceum... Nie, to wydawało jej się zbyt skomplikowane. Szkoda życia. I czasu.
Basen, tak, to był całkiem dobry pomysł. Lubiła pływać, ale raczej pluskała się (o ile tak to w ogóle można nazwać) w jakimś jeziorku w Diemen. Najlepiej jej szło, gdy była już "lekko" podchmielona, choć skutki nie były później najmilsze... Ważne, że gdyby miała teraz wpaść do jakiejś wody to by się nie utopiła, o. A lody to też bardzo dobre wyjście. A może po prostu wybiorą się do jakiejś masarni?
- Ej... zakupy mi się roztopią - powiedziała, dopiero w tej chwili sobie o nich przypominając. No tak, miała być w mieszkaniu jakiś czas temu i od razu wszystko wpakować do lodówki. A ona co? Leży. A tam... matko, pewnie się wszystko gotuje... Wstała więc i podeszła do siatki, chwilę później robiąc wielkie oczy. - O kurde! - jęknęła. - Muszę wracać. Idziesz ze mną? Książka nie zając, a Ty możesz mi pomóc. Poniesiesz trochę - stwierdziła i położyła obok niego dwie siatki. A raczej torby ekologiczne. Trzeba dbać o planetę. - I dam ci coś zimnego. No chodź - powiedziała wesoło, podnosząc gitarę, a potem kierując się w stronę mieszkania.
Teraz to ona się zaśmiała i to głośno.
- Dużo sobie liczysz za ponoszenie toreb. Ale dobra, niech ci będzie - wystawiła mu język, a potem pokręciła głową z rozbawieniem. - Mogę ci udostępnić prysznic. Chyba - uniosła jedną brew chwilę się nad tym zastanawiając. - Mooogę! Najwyżej zamienię kurki i zgotuję ci prażoną kąpiel. Czy coś... - uśmiechnęła się diabolicznie, patrząc na chłopaka. Potem uniosła tylko lekko kąciki ust i do niego podeszła, żeby następnie cmoknąć go w policzek. - A to masz na zachętę - mrugnęła do niego wesoło, wzrok przenosząc na jakąś kobietę, która... dlaczego ona wyglądała znajomo? Angel nagle zmroziło ( i to nie tak, jakby chciała). - Chodź szybciej! - rzuciła, nieco przyspieszając.
Zmrużyła brwi uśmiechając się jednocześnie pod nosem.
- Phi, no wiesz... Podobno mam serc. Podobno - stwierdziła, co jakiś czas zerkając w stronę kobiety. - A ona... - chciała już coś powiedzieć, ale wtedy usłyszała swoje imię. Wołała ją stara, ubrana od góry do dołu w kolor różowy kobiecina, która swoim niecnym krokiem zmierzała w ich stronę. - Cholera... - jęknęła, kryjąc się za drzewem. - To moja ciotka świruska. Odwala jej - szepnęła, nie ruszając się spod drzewa. - Nie lubi mnie. Jest na mnie wściekła! - jęknęła z przerażeniem. Wiedziała, do czego jest zdolna ta kobiecina. - Jak mnie znajdzie, to będę żywym trupem. Wściekła krowa...- wychyliła się zza drzewa, żeby monitorować teren. Potem lekko zadrżała, gdyż ciotka była niesłychanie bliska. - Pomóż mi..! - pisnęła, robiąc oczka kotka ze Shreka.
[ *zmrużyła oczy* -,- ]
To nie była normalna ciotka! To była zabójca w tandetnym wdzianku... Baba z jajami, ot co!
Miała ochotę zapaść się pod ziemię, żeby tylko uniknąć tego babska. W końcu o pewnych rzeczach się nie zapomina. Zwierzakach też nie...
Gdy jednak ciotka ich wyminęła, oczywiście parszywie lokując na nich swoje spojrzenie, Angel odetchnęła z ulgą, a nawet lekko się uśmiechnęła, kiedy staruszka zniknęła z horyzontu.
- Nie mogłeś sobie tego odmówić, prawda? - mruknęła z zadziornym uśmiechem, spoglądając mu w oczy. - Ale dzięki - szepnęła, oddając mu pocałunek.
Z zadowoleniem wysłuchała jego stwierdzenia, bo trzeba przyznać, że było miłe.
- Mam wprawę - oznajmiła, uśmiechając się zwycięsko. Potem tylko westchnęła bezgłośnie i ruszyła w kierunku wybranego miejsca. - Wiesz, o niej opowiadać by można i do końca świata, a i tak byłoby mało... Jest nienormalna. Chyba jak my wszyscy - wzruszyła ramionami, wciąż się rozglądając. Przezorny zawsze ubezpieczony. - To jest jakaś tam ciotka mojej matki. Niemka. Od zawsze była palnięta, non stop imprezy i takie tam... Przynajmniej wiem, że do kogoś jestem podobna... - skrzywiła się nieznacznie. - Miała męża, ale długo z nim nie wytrzymała. Była organizatorką przyjęć, jednak stwierdziła, że to nudne i to rzuciła. Była w tym całkiem niezła, zarobiła sporą sumkę, więc miała za co żyć. Kiedy skończyła sześćdziesiąt lat stwierdziła, że do tej pory tak naprawdę tylko "lewitowała", ale nie żyła. Wyprowadziła się więc z Diemen, miejsca, skąd pochodzę i przyjechała do Amsterdamu, po to, żeby: odwiedzić najlepszy burdel w mieście, łazić po kasynach i znaleźć miłość swojego życia. Potem chciała adoptować mojego... - i tu się zatrzymała. Nie wiedziała, jak ma określić ów osobę. - Przyjaciela. Ale zwiał, więc została z niczym. Mieszkałam u niej przez jakiś czas. Nie dawała mi spokoju, bo obwiniała mnie o kilka rzeczy. O jedną najbardziej. To trudny temat - powiedziała nieco ciszej. - Kiedyś prawie ugotowałam jej kota, więc nienawidzi mnie podwójnie. I to chyba tyle - stwierdziła, posyłając mu delikatny uśmiech.
Zrobiła usta w dzióbek, a potem z całej siły walnęła go w plecy jedną z toreb.
- Nie piłam nic. Sam wlazł... - mruknęła cicho, jednocześnie powstrzymując śmiech. Potem nieco się wyprostowała. - To już tutaj - oznajmiła, wchodząc do kamienicy, idąc po schodach i wreszcie otwierając drzwi. - Zapraszam do lochu mojego i mojej współlokatorki - uśmiechnęła się kącikami ust. Weszła po chwili do wnętrza od razu kierując się do kuchni, aby włożyć wszystko do lodówki. Spojrzała też odruchowo na ścianę, gdzie wcześniej mieściła się wymalowana świnka, która teraz była zasłonięta wielkim plakatem z brytyjską flagą. Pomysł Mili. - No, to co teraz? Coś do picia, czy od razu chcesz prysznic? - spytała z zainteresowaniem, wkładając wszystko do lodówki.
Zamknęła lodówkę, wcześniej wyjmując z niej wodę. Raz trzeba spożyć coś neutralnego i w miarę zdrowego, a co! Wyjęła dwie szklanki, do których wrzuciła dwie kostki lodu, wlała ciecz i podała jedno z naczyń chłopakowi.
- Nic poza tym i winem nie mam, a pamiętam, że nie chcesz się upić - powiedziała, siadając przy stole i upijając łyk. - Tak, mieszkam z Milą... Znacie się? - spytała, lepiej opierając się na krześle. - Mieszkałam u niej już wcześniej, ale potem przeniosłam się do ciotki... i wróciłam. Ale poszukuję mieszkania. Nawet mam już jedno na oku. Wiesz, nie lubię siedzieć w miejscu. Muszę coś zmieniać - wzruszyła ramionami. - Może kiedyś znowu tu wrócę? Jeśli Mila mnie przyjmie - uśmiechnęła się szeroko.
Cóż, ona w życie prywatne swojej współlokatorki raczej nie wnikała. No, może nie do końca było to prawdą... Jednak wszystko miało swoje granice.
Czy ona by się po tej wiadomości poczuła dziwnie? Hm... no na pewno dziwnie by jej było potem spać w tym łóżku... Ale z drugiej strony jej reakcja mogłaby być dość ciekawa. Tak, chyba sama bo się siebie zdziwiła.
Przystawiła sobie szklankę do ust, obserwując go.
- Jakiś kawałek stąd. Jest ładnie, przyjemnie... Mnie wystarczy łóżko - stwierdziła z lekkim uśmiechem. - I też będę prawdopodobnie mieszkać z kimś. Wynajęcie mieszkania samej, lub jeszcze lepiej, kupienie go, byłoby bezsensowne. Skoro jestem tym wędrowniczkiem, to równie szybko chciałabym je sprzedać. Zresztą, nie mam pieniędzy - przygryzła lekko dolną wargę. - Mieszkać z tobą? Żartujesz... - zaśmiała się cicho. - Wysłuchiwałabym pewnie tylko po nocach westchnięć twoich i jakiejś panienki. Albo sam byś chciał się do mnie dobrać - pokręciła z rozbawieniem głową, wstając od stołu i odkładając szklankę do zlewu, tym samym stając obok Gasparda. - Jeszcze by ci się za bardzo spodobało - mruknęła, uśmiechając się zadziornie.
Prędzej poplułaby się wcześniej trzymaną w ustach wodą, a potem pewnie wybuchłaby niepohamowanym śmiechem. Już tak miała, że na niektóre sytuacje reagowała przeciwnie, niż reszta społeczeństwa... Sama sytuacja nie była dla niej obca, w końcu ona była nie lepsza... Ale na wraca się. Tak, mhm. Na pewno.
Słysząc to "aniołku" aż krew się w niej zagotowała. Skrzyżowała ręce i uśmiechnęła się, naburmuszając jednocześnie. Odwróciła się bardziej w jego stronę, przysunęła się i uparcie wpatrywała w jego twarz.
- Wyolbrzymione? A ten prysznic to chyba jednak jakaś sugestia, prawda? - uniosła jedną brew, wciąż go obserwując. - Szukasz we mnie sprzątaczki, chłopcze? Źle szukasz - mruknęła, uśmiechając się kącikiem ust. - A gitara... wiesz, to zależy, czy ktoś byłby wart tego, żeby ją z tym kimś zdradzić - stwierdziła, uśmiechając się zawadiacko. Potem pstryknęła go w nos. Jak on ją, to ona go, a co. - A prysznic wezmę po tobie. Nie będę ci przeszkadzać... - szepnęła mu do ucha, śmiejąc się zaraz cicho.
Angel na pewno wychodzi poza schematy. Dotąd nie spotkała kogoś równie porypanego (nie licząc ciotki, bo to rodzina). Była więc unikatem? Całkiem możliwe, choć sama mówiła sobie raczej jak o jakimś dziwolągu... W końcu przypomina pandę, tak?
Nie miała najmniejszego zamiaru go obrazić, czy coś takiego. Droczyła się, lubiła to robić, nic na to nie mogła poradzić. Taka już z niej niesforna dusza. I chyba lepsze to, niż ubliżanie komuś w innym celu, czy trzęsienie się po każdym słowie. Ona była bezpośrednia, waliła prosto z mostu.
Czyli całowałby swoją siostrę. Mhm. A to ciekawe, bo z tym to znowu ona się nie spotkała. A kto wie, czy za którymś razem nie otrzyma innej odpowiedzi? Ona była zdolna do wszystkiego. Tak, dosłownie do wszystkiego. Lubi zaskakiwać!
- Och, dbałbyś o mnie! - westchnęła teatralnie, idąc po ręcznik. - I byłabym twoją motywacją... Gaspard! - zawołała, udając, że mdleje z zachwytu. Potem zaczęła się śmiać. - Masz - powiedziała, wręczając mu ręcznik. Mrugnęła do niego wesoło, a potem poszła do swojego pokoju. Zaczęła się tam rozbierać. Przecież w ubraniach kąpać się nie będzie, tak?
Po kilku minutach wróciła do kuchni, owinięta w ręcznik. - Zapomniałam, coś się popsuło i niebieski kurek to ciepła woda, a czerwony to zimna. Serio, nie kłamię - oznajmiła, sięgając jeszcze po wodę.
Cholernie dzisiaj gorąco.
[ Boże, mam plagę biedronek w pokoju O.O ]
Ale podobno robienie czegoś po to, by szlifować jaką cechę, dla niektórych jest zbawienne, dla innych wręcz przeciwnie. Ona na przykład chyba starając się utrzymać swój charakterek, tylko by go bardziej ugięła, lub wyprostowała. Być może to i dziwnie brzmi, ale ona nawet się nie zastanawiała, co robi, Teraz chciała się zmienić, to była chyba jedyna rzecz, którą sobie z góry narzuciła. Nie wiedziała, czy robi dobrze, ale przecież cały czas nie można się na wszystkich boczyć.
Jego hm... nagość jej wcale nie przeszkadzała. Co w tym dziwnego? Gdyby była na plaży widziałaby pewnie naturystów, albo gorzej, swoją ciotkę, która pokusiłaby się o skąpe bikini... o matko, tragedia!
Widząc, że wyszedł z łazienki, wywróciła oczami.
- Chyba za bardzo ci się tam spodobało - stwierdziła, schodząc ze stołu, a potem poklepując go po ramieniu i udając się do łazienki. Zmyła makijaż, a dopiero potem wzięła dość krótki prysznic. Gdy skończyła, zastanawiała się, czy ma znowu się malować, czy zrobić chłopakowi zaskok i wyjść prawie tak, jak Pan Bóg ją stworzył. Była ciekawa jego reakcji, w końcu nieumalowana bardzo różniła się od tego, co inni widzieli codziennie. Zdecydowała, że spróbuje. Tak samo jak weszła, wyszła w ręczniku jednak nie mając na sobie ani grama tapety. Lekko wilgotne głosy zostawiały na podłodze małe kropelki wody, zaznaczając tym samym przebytą drogę dziewczyny.
- Bu - mruknęła, stając za nim. Cóż, wyglądała teraz bardzo dziewczęco i... delikatnie? Aż dziwnie się czuła.
Wody jak na razie nie brakowało, miały całą zgrzewkę. W takich upałach lepiej zaopatrzyć się w coś innego, niż wino, wódka, czy... nie ważne. W każdym razie mógł pić do woli.
Najpierw skrzyżowała ręce udając, że jest obrażona. Długo jednak nie wytrzymała i zaśmiała się wesoło, siadając przy stole.
- Dzięki, wiesz. Już myślałam, że powiesz, że przypominam jeszcze innego zwierzaka - stwierdziła, bez pardonu wyrywając mu butelkę i upijając kilka głębszych łyków. Wygodnie rozsiadła się na krześle, wzdychając cicho. Jak to miło chociaż przez chwilę poczuć na sobie zimno... - Masz wielkie szczęście. Tylko kilka osób mnie widziało w takim... stanie. Czuj się wyróżniony - oznajmiła, poruszając zabawnie brwiami i uśmiechając się szeroko.
Przełknęła głośno wodę, którą teraz trzymała w ustach. Czyżby trafił w sedno? Aż na chwilę ją zatkało. Patrzyła jedynie na niego tępo. Kurde, chyba ją rozgryzł. A to dobre. Taki Gaspard i ją rozczytał... Nie do wiary!
- Czy ja wiem... kiedyś tak było - przyznała, robiąc usta w dzióbek. Zaczesała palcami swoje włosy do tyłu, zastanawiając się nad tym. - Wcześniej marzyłam o tym, żeby odstraszyć od siebie innych. Byłam samotnikiem, niezrozumianym przez innych. Nawet sobie nie wyobrażasz, co się ze mną działo... - uśmiechnęła się kącikiem ust, kręcąc lekko głową. Teraz jej przeszłość wydawała jej się dziwna, bardziej odległa? Nawet nie rozumiała tego, czemu mu to mówi. Ale na pewno nie chciała, żeby się nad nią użalał, pocieszał, czy nie wiadomo co. Nie lubiła tego. - Czemu wyglądam lepiej? - spytała, marszcząc lekko brwi.
Prześlij komentarz