LISTA POSTÓW

sobota, 26 maja 2012

T H I S  I S... actually not Sparta, but it's as tough as that. 


- Pani Drozd, proszę usiąść - mówi dyrektorka liceum. Młoda, wysoka kobieta posłusznie siada za biurkiem, zakłada nogę na nogę, elegancko przytrzymując granatową, ołówkową spódnicę. Ma też na sobie czarne buty na niezbyt wysokich obcasach i białą, elegancką bluzkę. Naprawdę, wygląda jak niemająca sobie nic do zarzucenia nauczycielka, chociaż nawet nie jest nauczycielką, nigdy by nie chciała nią być. Ale ma teraz cholerne praktyki i jakoś się dostosowuje do sytuacji. Tak jakby.
- Słyszałam o pani bardzo wiele dobrych uwag. Jest pani oddana nauczaniu, prowadzi pani naprawdę interesujące zajęcia, a nauczyciel, który się panią opiekuje, pan Frank - nie ma żadnych zastrzeżeń.
- Bardzo miło mi to słyszeć - blondi uśmiecha się promiennie, ale ponura i raczej ostra mina dyrektorki wróży coś niedobrego i gasi ten wesoły uśmiech wyjątkowo szybko.
 - Nie dziwi mnie wcale ta opinia. biorąc pod uwagę, że profesor jest mężczyzną młodym, niezamężnym, a większość uczniów naszej szkoły, to chłopcy.
- Nie rozumiem - blondynka zmarszczyła brwi, próbując sobie przypomnieć, co takiego mogła przeskrobać. Nawet ubierała się regulaminowo, nie przesadzała ze szpilkami, ani razu nawet nie miała bluzki z głębokim dekoltem. Była bardziej poprawna niż większość uczennic.
- A powinna pani, bowiem słyszałam opinie, że jest pani osobą raczej rozgarniętą i inteligentną. Naprawdę, nie zastanawia panią, że zarówno męska część ciała pedagogicznego, jak i chyba wszyscy chłopcy w tej szkole oglądają się za panią na każdej przerwie? Nic nie świta w tej pani blond główce?
- Jestem młodą i atrakcyjną kobietą, mężczyźni dosyć często tak na mnie reagują, nie widzę więc w tym nic dziwnego - odparła zimno i oschle, urażona sugestią dyrektorki co do jej inteligencji i kolorze włosów. Co się dziwić, to była stara, tłusta prukwa, krzykliwie, nieumiejętnie umalowana, a na dodatek ruda. Rude to dziwki, przynajmniej z tego co doświadczyła w życiu. Nie wszystkie, ale jednak coś w tym było.
- Zatem niech pani mi jeszcze wyjaśni, dlaczego we wszystkich telefonach w tej cholernej szkole są pani zdjęcia. Zdjęcia pani, nagiej, tarzającej się w błocie. Mało tego, autorem tych zdjęć jest UCZEŃ NASZEJ SZKOŁY.
O kurwa, kurwa, kurwa. Blondynka spuściła teraz spojrzenie, już nie tak wojownicze, z twarzy dyrektorki na swoje własne dłonie.
- Myślę, że nie przyjmie pani mojego wytłumaczenia - mruknęła, a potem zebrała się w sobie, by spojrzeć dyrektorce w twarz, na której malował się teraz wyraz obrzydliwego tryumfu. 
- Też tak myślę. Myślę także, że powinna pani zabrać swoje rzeczy i poszukać miejsca w innej szkole. Razem z autorem tych pornograficznych zdjęć.
- Proszę?! - blondynka otworzyła oczy jeszcze szerzej. Ze swoim losem pogodziła się od razu, gdy usłyszała o tym, jaką to popularną modelką się stała, uderzyła ją raczej kara, która została zesłana na młodego fotografa. - Stanowczo protestuję! Jest pełnoletni, to był projekt konkursowy, więc tak czy siak musiałby sfotografować nagą kobietę, i to nie jest ŻADNA PORNOGRAFIA, tylko SZTUKA. Taka wyedukowana kobieta jak pani powinna mieć na ten temat jakieś pojęcie.
- Myślę, że pani zdanie w tym przypadku się nie liczy. Moja szkoła to porządna placówka. Nie będzie w niej zboczeńców, zasłaniających się sztuką. Ani tym bardziej nauczycieli, którzy dają taki przykład moim uczniom. Dziękuję, może pani wyjść.
 
 
Tak mniej więcej wygląda życie Mili Drozd, dwudziestoczteroletniej Polki, mieszkającej w Amsterdamie. Nie ma sensu w rozwodzeniu się nad jej charakterem, bo poznacie go przy bliższym poznaniu jej samej, albo chociaż po przeczytaniu fragmentu powyżej. Przegapić jej raczej nie przegapicie, będzie łazić po mieście w szpilkach i sukienkach, trzepać długimi, pomalowanymi na granatowo albo czarno rzęsami, albo długimi, pomalowanymi na blond włosami. Wysoka, anorektyczka, nic szczególnego, na dodatek bez cycków, ale podobno ma jakiś tam swój urok. 
Studiuje na piątym roku filologii angielskiej, ma praktyki w innej szkole, gdzie dyrektorem jest młody mężczyzna, a ów uczeń, który także został wylany, nie przejął się szczególnie, bo konkurs wygrał, dał sobie spokój z maturą, bo dostał stypendium w Londynie, w jakiejś szkole dla "uzdolnionych artystycznie". Wysyła pocztówki.
Kamila to przykład głupiej, zakochanej sobie blondynki. Dopóki się jej nie pozna i się nie dowie, że oprócz waginy, ma też uczucia, poczucie humoru i jest najlepszą studentką na roku, w co raczej nie jest za łatwo uwierzyć.


________________________
proszę państwa, ruchadełko wróciło, ale nie wiem wcale czy na długo. zobaczymy. w końcu miałam prawdziwe natchnienie na kartę, zawsze taką chciałam mieć, z historyjką w środku. :D
postaram się zająć tym moim dzieciątkiem. nara.

449 komentarzy:

1 – 200 z 449   Nowsze›   Najnowsze»
Lotte pisze...

[My nigdy znajomości Mila-Eva nie rozkręciłyśmy porządnie ;D Witaj!]

Lotte pisze...

[No to rozkręcamy! :D]

Eva jakoś sobie radziła, ale z niczego się nie próbowała nawet wyleczyć. Nie chciała, uczucie, które jej towarzyszyło było bolesne, ale zarazem słodkie, ciepłe i dające nadzieję. Wiedziała jednak, jak to jest z Milą. Dzięki swojemu kuzynowi znała historię ich związku, a potem nie-związku, dzięki Rorkowi znała też historię samej Mili, która faktycznie do kolorowych nie należała, zwłaszcza ten fragment z mężem. Smit nie nabrała jednak podejrzeń, że tak kończy się każde małżeństwo - była świadkiem wielu udanych związków umocnionych węzłem małżeńskim.
Pogoda była okropna, ostatni tydzień nie należał do sympatycznych pod tym względem, ale dzisiaj był już szczyt. Burza?! Czy aby szanowna pani pogoda nie wiedziała, że Eva boi się burzy? Może dlatego wyszła z mieszkania, aby znaleźć się w publicznym miejscu i nie być samą? Tak, tak na pewno. Ale oprócz tego wzięła laptopa i dwie książki, aby sklecić coś sensownego do swojej pracy.
- O, Mila - uśmiechnęła się, widząc blondynkę. Przytyła? Całkiem możliwe. - Jasne, siadaj, siadaj - jej uśmiech stał się pogodniejszy. Ot, nie będzie teraz sama. Zamknęła laptopa, robiąc łyka zamówionej zielonej herbaty.

Angel Evans pisze...

[ Milaaa :*** To co kombinujemy z wątkiem? ;D ]

Anonimowy pisze...

[ mhhh... niet, ale wspólnymi siłami... ;) ]

Maja Troczyńska pisze...

[Powiedz mi piękna, jak się ta Twoja pani ze zdjęć nazywała ;)]

Unknown pisze...

[napisałam już w zajętych wizerunkach! :)]

Anonimowy pisze...

[Dobry ;D Śmiałbym zaproponować wątek, absorbuje mnie tylko co, jak i gdzie... ^^]

laqueum pisze...

[witaj :) a i owszem, wątek był. Poznały się kiedyś na jakiejś imprezie czy coś i ponownie spotkały się w metrze o ile moja pamięć nie szwankuje. To co z nimi robimy ? ;) ]

Lotte pisze...

- Ścięłam, ścięłam - poczochrała z tyłu swoje obcięte całkiem niedawno włosy. Mogłoby się wydawać, że to nic takiego, aczkolwiek nie było to zbyt proste dla Evy, która całe swoje życie przechodziła w długich włosach. Takiej długości nie pamiętała, było to coś dla niej nowego. - Idą upały, a przyda mi się trochę świeżości - odparła z uśmiechem, układając dłonie na blacie stolika. Zmiany były jej potrzebne, czuła się po tym fryzjerskim zabiegu o niebo lepiej, chociaż kiedy pierwszy raz zerknęła do lustra, była przerażona.
- Ty też wyglądasz coraz lepiej - przyznała całkiem szczerze, zaczynając bawić się dużym kubkiem, w którym miała jeszcze resztę herbaty. Zerknęła przez duże witrynowe okno. Padało coraz mocniej. Skrzywiła się lekko, ale po chwili postawiła na uśmiech.
- Bo to było strasznie dawno temu.. - przyznała całkiem szczerze, nawet nie potrafiąc sobie przypomnieć, kiedy widziała ostatni raz Milę. - Magisterka - poklepała lekko laptopa wolną dłonią i westchnęła.

Alison Owen pisze...

Bahati była niezwykle energicznym stworzeniem. Ciężko było utrzymać jej gorący temperament w ryzach, a jeszcze trudniej zabronić jej wyszalenia się. Nie przypuszczał jednak, że nie zdąży zdjąć psu smyczy a on już ucieknie. Westchnął głęboko i pobiegł za suczką. Kiedy wreszcie ją zobaczył, zdał sobie sprawę z tego iż nie jest sama i zdążyła już kogoś zaczepić.
- Bahati - mruknął i pokręcił głową, patrząc to na pisnę, to na dziewczynę na której opierała swoje łapy.
- Przepraszam za nią, nie panuje nad jej energią - dodał, śmiejąc się pod nosem. Labradorka zerknęła na swojego pana i podeszła do niego, siadając obok jego nogi. Milan wziął smycz do ręki, i zawinął w okół nadgarstka by pies ponownie mu nie uciekł.

Anonimowy pisze...

[Powiedźmy, że robię z niego w miarę normalnego faceta, z którym jednak da się wytrzymać dłużej niż pięć minut ^^]

Właśnie w takie miłe i wiosenne wieczory Samuel najczęściej przesiadywał w domu lub w miejscu, gdzie mógł spokojnie ćwiczyć. Zdecydowanie wolał spacerować w środku nocy, kiedy było zimno, czy uliczki wydawały się wręcz przerażające. Bo takie klimaty najbardziej mu odpowiadały. Dzisiaj jednak nie mógł już znaleźć nic lepszego do roboty, jak machnąć parę kółek i zabić czymś uciekające minuty. Zresztą w takich dzielnicach nawet nie było kogo się bać. Pijaczków? Wystarczył jeden zamach, żeby nauczyć takiego odpowiedniego zachowania. A może bady opryszków, którzy tylko myśleli, że są cwani, bo mieli przewagę? Wystarczyło, że Samuel odbezpieczył broń, a tacy nagle znikali. Oczywiście często dochodziło do rękoczynów, bo Shephard niewiele potrzebował, żeby się wkurzyć, czasami wystarczało nawet jedno spojrzenie.
Kiedy tak szedł sobie bez celu z rękami w kieszeniach, obserwował sobie okolicę. Lubił, kiedy było ciemno. Bo kiedy większość ludzi czuło się zagubionych, on posługiwał się słuchem, który zastępował mu oczy. Był czujny, więc łatwo przyszło mu zainteresowanie się zdarzeniem kilka metrów przed sobą.
Z początku może wyglądałoby to na parę pod wpływem, ale wtedy rzadko kiedy dana strona odmawia w dosyć widoczny sposób, prawda? Pewnie dlatego nie poszedł dalej, co normalnie by zrobił. Nie, Sammy po prostu 'lekko' się wtrącił, czyli szarpnął jakiegoś obleśnego faceta, a tej jak gdyby nigdy nic uderzył go szczęką w pięść, o. Shephard jednak podniósł faceta i przycisnął go do muru patrząc w przekrwione oczy. Cóż, nieznajomy mógł się przestraszyć, kiedy spojrzał na nienaturalne, teraz ciemne i bez wyrazu tęczówki Sama.
- Żebym cię więcej na dzielnicy nie widział - powiedział o dziwo spokojnie, ale i tak poważnie to zabrzmiało. Nie byłby sobą, gdyby drugi raz nie uderzył pijaczka, żeby ten osunął się na ziemię z bólu.
Dopiero wtedy spojrzał na kobietę, która (gdyby miała instynkt samozachowawczy) już dawno powinna stąd odejść.
- Żyjesz? - zapytał tylko, bo nic innego nie wpadło mu do głowy. Tak, rozmowy z rozmazanymi z płaczu dziewczynami raczej nie szły mu dobrze.

Anonimowy pisze...

[ rzyganie w barowych kiblach > robienie rozpierduchy w pubie > w miarę kulturalne wypicie paru piw.
jak widać na powyższym niezwykle skomplikowanym pseudo-wykresie Clayton zebrał trochę exp i wbił się na wyższy level, tak więc no problem :d ]


Pub był taki całkiem przyjemny. Za dużo szemranych typów o niecnych celach tu się nie kręciło, a i cena piwka była odpowiednia. Może by i poszedł do jakiegoś lepszego miejsca, ale nie miał do tego wystarczających środków pieniężnych by zakupić sobie tyle trunku ile mu do szczęścia było potrzeba. Zresztą, owy pub był całkiem klimatyczny. No, i nie znali go tutaj z chlania na czas, tylko z kulturalnego wypicia paru głębszych i przyzwoitych napiwków.
Claytonowa droga do wyrabiania reputacji, o.
Oczywiście rozpoznał kobietę, chociaż z lekka zdziwił się objętością jej klatki piersiowej [ przyp. aut. jak przytyła, to w cycki poszło, ne? xD ], ale oczywiście jak każdy dżentelmen zaraz spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się nad wyraz uroczo. Dopiero później pomyślał, że zachowuje się jakoś tak spokojnie zachowywała. A nuż, może jeszcze nic nie zdążyła wypić? Może zmieniła dietę z alkoholowej na spożywczą? Tak czy siak, wyszło jej to na dobre, a na pewno jej cyckom. Clayton pokiwał lekko głową, uśmiechnął się pod nosem i upił łyk swego piwa. Poklepał puste miejsce obok siebie - chciał by wstała, przeszła się kawałek i usiadła przy nim.
Nie to, żeby jakoś chciał sprawdzić jak z jej koordynacją ruchową, czy się nie przewraca, czy coś...

Lotte pisze...

- Tak, tak, pedagogikę przedszkolną - uśmiechnęła się. - Więc albo wyląduję w przedszkolu, albo dorobię sobie parę certyfikatów i skończę jako ratownik medyczny, wiesz, myślę o tym coraz częściej. Spędzam dużo czasu w szpitalu, uczę się, bo chcę, a lekarze i pielęgniarki nie mają nic przeciwko temu... - wzruszyła lekko ramionami z uśmiechem. No tak, bo kto nie chciałby jeździć karetką, prawda?
- Ale mów co tam u ciebie, mam wrażenie, że mówimy tylko o mnie - na krótką chwilę ułożyła usta w dzióbek, aby umoczyć je po sekundzie w ostygłej już herbacie.

Anonimowy pisze...

Tak, jeśli kiedykolwiek Samuel czuł się niezręcznie, to była to właśnie taka chwila. Cóż, na pierwszą myśl chciał się po prostu oddalić w nieznanym kierunku i zostawić tutaj blondynkę samą. W końcu zrobił, co miał zrobić, więc mógł odejść, nie? Szczególnie, że przyglądanie się jak owa kobieta próbuje wziąć się w garść i jakoś poskładać do kupy nie należało do jego ulubionych widoków. Mimo to stał i patrzył nie bardzo wiedząc, co ma ze sobą zrobić, a tym bardziej, co mógłby powiedzieć.
W końcu mógłby odetchnąć z ulgą, kiedy dziewczyna wstała i wyglądało na to, że już jakoś się trzymała. Nigdy nie był na jej miejscu i pewnie nie będzie, więc nie myślał o tym, jak się mogła czuć.
- Każdy zrobiłby to samo na moim miejscu, w zasadzie powinienem zafundować mu darmową kastrację - odparł swobodnie odwzajemniając spojrzenie nieznajomej. Nie bał się patrzeć ludziom w oczy, ba, robił to bardzo często. Wtedy doskonale wiedział, kiedy ktoś próbuje go okłamać.
- Nie ma sprawy. Ale może mógłbym cię odprowadzić do domu? W razie, gdyby szlajało się tutaj więcej takich buców - dodał unosząc lekko kąciki ust, dzięki czemu wyraz jego twarzy nieco złagodniał.

Lotte pisze...

- Ciekawiej? - roześmiała się cicho i pokręciła głową. - Nie sądzę - przyznała rozbawiona. - Po prostu staram się żyć całkiem normalnie, nieco bardziej dorośle - przyznała. - O, właśnie. Wpadnij jutro, jeśli możesz - dodała z uśmiechem. - Wiesz, przyrządzą swoją osławioną już sałatkę, może ci zasmakować. Chyba jadasz kurczaka, prawda? I ryż? I kuku... - urwała, zdając sobie sprawę, że włącza jej się słowotok. Tak, tak działo się przy znajomych i przyjaciołach. Odzywała się stara Eva.
- Nadal pracujesz w kwiaciarni? - spytała, przekrzywiając lekko głowę w bok.

Anonimowy pisze...

Pewnie, gdyby powiedziała to na głos to padłby ze śmiechu. On i dobre patrzenie z oczu? Świetne żarty. Ale czy na pewno? Oczywiście, że te oczy potrafiły kłamać, kiedy było trzeba, chociaż nie lubił tego robić, ale przecież nie był najgorszym draniem, prawda? Co prawda istnienia, które uratował wcale nie wymazywały z listy liczby ofiar, które zabił, ale nie był aż taki straszny. Chociażby dlatego, że właśnie pomógł dziewczynie i zrobił ten dobry uczynek, o co prosił go Rick. Miał udawać grzecznego chłopca, co prawie mu wychodziło.
Wyglądała o wiele lepiej niż jeszcze przed kilkoma minutami, więc nie było o co robić afery. Pewnie pójdzie do swojego mieszkania i użyje jakiś dziwnych kobiecych sztuczek, żeby doprowadzić się do porządku, co płeć żeńska niewątpliwie potrafiła.
- W takim razie prowadź - zakomunikował ruszając uliczką. Nie miał nic innego do roboty, bo i tak się nudził. Teraz przynajmniej mógł robić za bodyguarda, którym zresztą niegdyś swego czasu był.

Anonimowy pisze...

[świnio, a mnie to się nie dało do bliskich sercu. ;c R.]

Unknown pisze...

[Roro, rozumiem? hahaha, bo jak tak, to sorry, zostawił blondi na lodzie, już ma go w dupie, za późno :D czyżbyś planowała wrócić i znów zrobić chujnie z życia mojej bohaterki? ;>]

Angel Evans pisze...

[ To znaczy się Angie nie ma gdzie mieszkać teraz, a wyprowadziła się od Mili jakiś czas temu i wróciła do ciotki, bo mieszkanie blondi za bardzo przypominało jej Mię. Ale mogą się spotkać czy coś.. kombinuuuj ]

Angel Evans pisze...

[ nie dodało -> "proszę, proszę, proszę, proszę!" ]

Unknown pisze...

[no dobra, masz i ciesz się kobieto ;)]

Angel Evans pisze...

[ Dziękuję *.* :* I tak, wiem, dlatego muszę kilka szczegółów pozmieniać, nowa karta już wkrótce :D A co do tej twojej propozycji to ołkej, Mila w końcu może być teraz jej bliską koleżanką cy cuś ^^ Zobaczy się, ale takie coś jak najbardziej pasi :D ]

Przechadzała się między uliczkami, aby jakoś zabić czas i jednocześnie natknąć się na jakieś ogłoszenia w sprawie mieszkania. Czuła, że ta cała sytuacja zaczyna jej się wymykać spod kontroli, wszystko jakby ulatywało, a sama pogrążała się coraz bardziej. Ale przecież życie nie jest kolorowe (powinna się już dawno do tego przyzwyczaić), tym bardziej, że ona sama widzi świat raczej w kolorach szarych.
Coraz bardziej obwiniała też siebie o to, że jej siostra musiała opuścić Amsterdam, nawet Holandię i wyjechać gdzieś... no właśnie, gdzieś. Pomimo tego, że Angel doskonale wiedziała, gdzie jest jej siostra, nie pisnęła nikomu o tym ani słówkiem. Nie mogła, nie chciała sprowadzać na nią niebezpieczeństwa jeszcze bardziej. To był też jeden z powodów, które ostatecznie przesądziły jej decyzję o wyprowadzeniu się z mieszkania Mili. Nie mogła patrzeć na tego prosiaka, to było już zbyt dużo.
Ale wracając do chwili obecnej - gdy tak szwendała się bez celu po mieście, w pewnym momencie zauważyła znaną jej blondynkę. Przynajmniej z nią miała jako taki kontakt, chyba nawet najlepszy ze wszystkich dotąd utrzymywanych. Uśmiechnęła się nawet lekko i podeszła do niej, a następnie zachichotała cicho na reakcję pani Drozd. Niestety, po słowach znajomej twarz Evansówny nieco skwaśniała.
- Średnio - wzruszyła lekko ramionami, wzdychając bezgłośnie. - A Ty? Już... lepiej?

Alison Owen pisze...

Milan nie miał nic przeciwko wspólnemu spacerowi. W zasadzie lubił towarzystwo innych osób, z resztą kto tego nie lubi.
- Labradorka? Wabi się Bahati - powiedział, zerkając kątem oka na blond towarzyszkę.
- Taki żywiołowy psiak zawsze napełnia mieszkanie pozytywną energią - stwierdził. - Też bym tęsknił gdyby jej nie było. Szczególnie, że mieszkam sam.

Anonimowy pisze...

Nie wiedział, co ludzie mają do ciszy, przecież ona wcale nie była taka zła. Pewnie dlatego nie mówił nic na siłę, kiedy dziewczyna milczała. Jakoś nie znalazł odpowiedniego tematu, który mógłby poruszyć, a o pogodzie też jakoś nie sposób było rozmawiać. Cisza nie wydawała się teraz niezręczna, więc po prostu pozwolił jej panować do chwili, w której kobieta sama nie postanowiła zacząć. A poszło jej chyba całkiem nieźle, biorąc pod uwagę zasób jej słów.
Cóż, akurat tego, że jej nie zrozumie było odległym punktem. Nawet jeśli nie mówił w jakimś języku płynnie to i tak znał na tyle, żeby się dogadać. Zresztą angielski należał akurat do tych, które po prostu zostawały w jego głowie na zawsze. W końcu ojczysty język zna się chyba na całe życie.
- Wystarczy mieć w torebce gaz pieprzowy, za nóż możesz pójść siedzieć, a sądzę, że nie opłaca się na takiego gnoja - odparł swobodnie. Cóż, odezwał się ten, który ma przy pasku broń palną i sztylet, nie? Tyle, że jemu więzienie nie groziło. Albo groziło, ale potrafił nieźle zatuszować swoje ślady, skoro FBI nie wiedziało, że ma w swoich kręgach prawdziwego mordercę.

Unknown pisze...

[ Jeeej, Mila!
Zaproponowałabym coś, gdybym potrafiła wymyślić, co, jak i gdzie.]

Gaspard pisze...

[hehe... to zacznij jakiś wątek :P Niestety nie mam pomysłu, ale chętnie odpowiem :P]

Angel Evans pisze...

[ Spoko loko ;D ]

Angel się ucieszyła. Tak, naprawdę się ucieszyła! Nie rozumiała, czemu takie emocje zaczynały się u niej pojawiać. Nigdy nie była do tego przyzwyczajona, raczej pozostawała wielką cierpiętnicą, podłym karaluchem bez uczuć, puszczającym się i chlającym na lewo i prawo. Ale nadszedł czas zmian, może wreszcie będzie normalna.
Chociaż nie, bycie normalnym w jej przypadku to duża przesada.
- Świetnie. Mia by się ucieszyła - powiedziała szybko, uśmiechając się kącikami ust. Nie mogła skakać z radości, bo... bo chyba nigdy jeszcze tego nie zrobiła. Ta myśl w tym właśnie momencie spowodowała, że dziewczyna poczuła się dziwnie. Czy ona naprawdę była/jest takim potworem?
Mia. Znowu to. Cholera, a już było dobrze...
Zmarkotniała. Nagle jej oczy jakby zgasły, pomimo tego, iż nie tliły się w nich żadne iskry. Westchnęła bezgłośnie i pokręciła głową, przymykając przy tym powieki.

Unknown pisze...

[Proponuję wątek ;-)]

Z której strony by na to nie spojrzeć, panienka Alvarez miała bardzo nietypowe hobby, jak na człowieka w swoim wieku. Oczywiście poza studentami szkół artystycznych. Potrafiła bowiem cały dzień przesiedzieć w parku przed sztalugą i malować otaczający ją krajobraz. Z jednej strony to lubiła, gdyż mogła spędzić cały dzień, robiąc to, co kocha, a wśród gapiów nie raz zdarzył się niespodziewany miłośnik sztuki, który chętnie kupował jej pracę. Z drugiej jednak strony Ci właśnie gapie stanowili problem, gdyż często jej przeszkadzali, a nawet pouczali ją jak powinna malować, choć zazwyczaj nie mieli o tym zielonego pojęcia.
Ten dzień upłynął jej raczej spokojnie, nikt się jej nie naprzykrzał, mogła w spokoju skupić się na sobie i swoim obrazie. Jej uwagę, po pewnym czasie spędzonym przy malowaniu, przykuła dziewczyna o dość smętnej minie, która usiadła na ławce niedaleko niej. Zazwyczaj taka osoba lądowała na jej obrazie jako bezkształtna plama, ale tym razem Mona nie mogła tego zrobić. A dlaczego nie mogła? Bo osoba ta zdawała się smutna. Być może było to tylko złudzenie, ale dziewczyna jakoś nie umiała usiedzieć przy niej spokojnie. Jako dość wesoła i nastawiona pozytywnie do życia duszyczka źle reagowała na przygnębienie i smutek.
Wyjęła z plecaka blok rysunkowy i ołówek i w przeraźliwie krótkim czasie naszkicowała portret dziewczyny. Oczywiście do doskonałości mu bardzo wiele brakowało, ale akurat w tej pracy nie chodziło o to, żeby była idealna.
Mona spojrzała jeszcze raz na rysunek, pod którym ładnym, pochyłym pismem wykaligrafowała "uśmiechnij się".
Sam portret nie był przypadkowy, bo kobieta na nim, zamiast trzymać głowę spuszczoną i zasłaniającą twarz, miała ją rozpromienioną szerokim uśmiechem.
Wstała z niskiego stołka, przy którym pracowała, rozprostowując obolałe plecy i podeszła do nieznajomej bez słowa wręczając jej kartkę papieru. Uśmiechnęła się tylko przy tym delikatnie i wróciła na swoje dawne miejsce, przez chwile zastanawiając się, jaki akcent jeszcze dodać do swojej pracy.

Gaspard pisze...

Jego życie nie specjalnie się zmieniło w ostatnim czasie. Nadal pił, bawił się i ewentualnie czasem... w akcie desperacji zaglądał do książek.
Dziewczyna akurat idealnie wpasowała się w moment ze swoją wiadomością. Gaspard właśnie siedział i zastanawiał się co robić tego wieczoru. Już zaczynał rozważać tak straszną możliwość jak naukę, kiedy wybawiła go od nudnej czynności. Szybko wklepał tekst " Jedzenie? Pod dobry adres trafiłaś! Zawsze chętnie coś zjem. Za ile mogę być?". Rzucił komórką i zaczął szykować ciuchy, aby właściwie wyglądać.

[Pasuje mi]

Lotte pisze...

[To zdjęcie w szortach jest mrraśne <3 Ale widać jaka to chudzina :<]

Och, to Mila nie miała pojęcia, o jakiej sałatce mówi Eva. Z majonezem i to nie takim light, bo takich produktów to Eva nie uznawała. Jak majonez to majonez, jak jogurt to jogurt, a nie jakaś śmieszna woda w kubeczku. Sałatka Evy może i nie była bombą kaloryczną, ale nie należała też do tych, które służą diecie, jeśli ktoś na niej był. Słysząc "pizza", prawdopodobnie, gdyby była psem, uniosłabym uczy do góry i zamerdała ogonem. Mila wiedziała do kogo skierować tę prośbę. Pizzę uwielbiała, ba!, była wielką miłośniczką tego dania.
- Zjemy ją u mnie, mam butelkę whiskey, którą dostałam w prezencie od ojca. Możesz już po nią dzwonić, ale taką duuużą - uśmiechnęła się i podrapała lekko po nosie.

Gaspard pisze...

"Za godzinę" to bardzo odpowiedni czas. Gaspard musiał wszak się nieco ogarnąć. Dopiero po pół godzinie wychodził z mieszkania w koszuli, jeansach i z portfelem w kieszeni. Ponieważ jego dopływ gotówki był znacznie uszczuplony, musiał korzystać z transportu miejskiego. Czasem zdarzało mu się jeździć na zajęcia rowerem, ale przecież nie do klubu czy do znajomych! Mógł oczywiście wziąć taksówkę, ale uznał, że lepiej te pieniądze przeznaczyć na jakieś wino, po które wstąpił do sklepu monopolowego po drodze. Potem zostało mu tylko dotrzeć do drzwi starej znajomej.
Zapukał grzecznie i czekał aż dziewczyna mu otworzy.

Angel Evans pisze...

- Ona... - zaczęła powoli, zastanawiając się, co może powiedzieć. W zasadzie sytuacja Mii i jej rodziny polepszała się co jakiś czas, jednak nie na tyle, by Angel mogła wyjawić wszystko dziewczynie. - Ona jest zdrowa. Fizycznie. Z psychiką gorzej... - dodała bardzo cicho, nerwowo rozglądając się na boki. Być może teraz już przesadzała, ale chyba wreszcie doszły do niej wyrzuty sumienia, nie sama nie czuła się wystarczająco bezpiecznie. Ale jaka to była dziwna rzecz! Sama namieszała, to przecież ona miała największy wpływ na wszystko. A cierpi niewinna osoba. Chociaż... też w to wszystko uwikłana. - Mała w porządku. Rośnie jak na drożdżach. Podobno... - szepnęła. Cóż, sama nie widziała jej od wyjazdu, a pewne informacje dostawała nie od samej Mii, ale od powiernika. - Wiesz, dzieci lubią skaczące zwierzaczki z torbami... - przełknęła ślinę, patrząc się na Milę znacząco. Jeśli była na tyle kumata, aby połączyć ze sobą pewne fakty, chyba mogła zgadnąć, gdzie znajduje się dziewczyna.

Alison Owen pisze...

Dzieci? Milan wyraźnie zdziwił się, kiedy z ust blondynki padło ów słowo. Psy czy jakiekolwiek inne zwierzę jest czymś od dziecka zupełnie różnym. Nie chciał jednak wnikać w ten temat.
- Z tym sraniem po katach bywa różnie, trochę czasu musi minąć nim szczenie się nauczy gdzie powinno defekować - stwierdził na głos, przypominając sobie pierwsze dni wraz z Bahati, która nie mogła znaleźć sobie miejsca w mieszkaniu Milana.

Angel Evans pisze...

Ona? Wylewać wódkę? Phi! Na pewno nic takiego nie dojdzie nigdy do skutku. A przynajmniej nie w najbliższym czasie. Zmiany zmianami, ale trzeba wszystko robić powolutku, a trzeba też być sobą! A akurat picie to jedna z tych rzeczy, którą ta młodociana osoba uwielbia...
Angie spuściła głowę, przygryzła lekko dolną wargę, a potem rozejrzała się dookoła.
- Nie wiem - szepnęła, wzdychając bezgłośnie. - Chce wrócić. Nie jest tak źle, bo ma tam Marcosa i małą, nawet krajobrazy polubiła... Ale ona zawsze chciała wrócić - wzruszyła ramionami, zaczesując zaraz swoje włosy do tyłu. - Znasz ją. Przecież dla niej liczy się przede wszystkim rodzina. Tam ma niby najbliższe osoby, ale brakuje jej ojca, Dorothy... - skrzywiła się nieznacznie. Chwilę później obie stały przed starą kamienicą, w której obecnie pomieszkiwała panna Evans. Zaprosiła gestem blondynkę do środka, a następnie skierowała się do drzwi na wprost głównego wejścia. - Tu teraz mieszkam. - Cóż, może to hotel Hilton nie był, ale mieszkanko samo w sobie było całkiem całkiem. Nie narzekała. - Tęskni za Tobą - powiedziała nagle, otwierając drzwi i wchodząc do mieszkania.

Jafe McCaffrey pisze...

[A co mam mieć przeciwko? Mi tam takie powiązania stykają parawie zawsze.A jak wrócę i będę w stanie jeszcze myśleć, to mogę nawet spróbować pokombinować i zacząć wątek.:]

Gaspard Morel pisze...

Uśmiechnął się widząc, że dziewczyna jest w dobrym nastroju. - Mam to, ale nie wiem czy możesz chcesz. - Pokazał butelkę wina. Wszedł do środka i zdjął buty. - Jeśli chodzi o jedzenie to osobiście zwykle gotuję z tego co znajdę w lodówce. Jeśli Amelie zrobi zakupy, oczywiście... więc potrafię jeść jajka przez dwa dni... ziemniaki przez trzy... lub zmiłować się nad samym sobą i kupić coś po drodze. - Dodał wesoło. - Dlatego wierzę, że Twoja kuchnia będzie pełnieniem marzeń mojego żołądka. - mrugnął do niej.
Gdyby od niego zależało mógł zapewnić jej kolejne doznania po tym zacnym posiłku, ale nie widział jej na tyle długo, że nie zamierzał się specjalnie narzucać. Chyba, że spostrzeże, iż ma jakieś szanse.
- Fajnie, że się odezwałaś, bo byłem na skraju desperacji, gotowy zacząć się uczyć z powodu braku planów na wieczór. - Rzucił lekko.

Angel Evans pisze...

- T tylko tymczasowe lokum, właściwie na parę dni. Co jakiś czas zmieniam miejsce pobytu - powiedziała, kierując się do pokoju, który zajmowała. - Kumpel aktualnie mieszka sam, bo jego brat wyjechał, tak więc mam gdzie spać - dodała, a potem wyjęła coś z mini terrarium. Po chwili miała już na ramieniu swojego kameleona, Lea i razem z nim kierowała się do Mili. - Mordercą nie jest, ćpunem też nie. To mój... przyjaciel? Nie wiem, dużo razy mi pomógł - wzruszyła ramionami. - Napijesz się czegoś? - uniosła jedną brew, spoglądając na dziewczynę. Zaraz poprowadziła ją do salonu, który był w jasnych kolorach, na kanapie była granatowa narzuta, wszystko było jakby opanowane przez płeć męską. Same dodatki w takim stylu. - Nie masz nikogo? Cóż, jeśli brakuje ci kogoś, może idź na koniec ulicy, drzyj się i wystaw swoje nóżki. Chętnych nie powinno brakować - uśmiechnęła się do niej ironicznie. Lubiła ją, ale przecież nie mogła wyzbyć się tego swojego charakterku.

Gaspard Morel pisze...

Nie planował jej rozpijać. Mogli wypić kieliszek do kolacji, żeby "lepiej się trawiło". Usiadł na łóżku, a potem zwyczajnie padł na nim na w znaczki. Zupełnie nie przeszkadzał mu surowy stan mieszkania dziewczyny. U niej,choć dość ubogo, było czysto, czego nie mógł zawsze powiedzieć o swoim "gniazdku". Był mistrzem rozprzestrzeniania chaosu, dlatego podczas porządków był przyzwyczajony szukać mebli, które w między czasie zaginęły w bałaganie.
- Nie spiesz się. Masz wygodne łóżko. - zawołał do niej.
Idąc do niej wcale nie był głodny, ale na myśl, że zje coś ciepłego i smacznego nabrał ochoty na przygotowaną przez nią kolację.

Angel Evans pisze...

Nieco się wyprostowała, a na jej twarzy zagościł delikatny uśmiech. Nie wiedziała dlaczego, ale te jego poszukiwania trochę ją rozbawiły, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu!
- Jeśli mnie nie otrujesz, to znaczy już wiele - zaśmiała się cicho i zeszła z blatu. Rozumiała, że ktoś mógł nie lubić wiecznego obserwowania, ona sama przecież tego nie cierpiała. Zeszła z blatu, ale kiedy zamierzała wyjść, zatrzymała się w przejściu, obróciła w jego stronę i uśmiechnęła się diabelsko. - Może i ty mnie nie otrujesz, ale skąd wiesz, co ja zrobię? Ze mną niczego nigdy nie możesz być pewny - wyszczerzyła się jeszcze bardziej, a następnie skierowała się już do pokoju. Nalała trunku do obu szklanek, a chwilę później znowu znajdowała się w kuchni. Podała mu jego szklankę, sama zatopiła usta w cieczy. - Jeśli naprawdę mnie nie otrujesz, to dostaniesz nagrodę - mruknęła, rzucając mu krótkie spojrzenie. - Mam sobie iść?

Angel Evans pisze...

[ To nie tu -,- ]

Angel Evans pisze...

[ To nie tu -,-]

laqueum pisze...

Z wszystkich spotkań po latach, jakie Jacqueline miała przyjemność mieć, rozmowa z Milą była najdziwniejsza. Nie ze względu na dziewczynę, czy styl rozmowy, czy cokolwiek takiego, ale dlatego, że natknęła się na nią w metrze. Mało dziwne? Może i tak, ale jeśli się pamięta ową osobę jako kobietę z balu charytatywnego, ubraną w ładną sukienkę i będącą w towarzystwie dość osobliwego mężczyzny, to można się nieco zdziwić.
Tak czy inaczej panna Darrieux tego nie żałowała. Cieszyła się, że mogły chwilę porozmawiać, a jeszcze bardziej z tego, że umówiły się na kawę, na którą właśnie szła.
Kawiarnia do jakiej zmierzała, mieszcząca się w dość spokojnym miejscu, była wręcz idealna. Nigdy nie świeciła pustkami, nie była też zatłoczona. Ot, takie sobie miejsce na pogaduszki przy kawie i cieście, tudzież lodach. Czegóż chcieć więcej?
Weszła do środka i zajęła stolik w rogu sali. Z głośników płynęła jakaś w miarę spokojna muzyka, a wokół niej nie było zbyt wielu ludzi. Odprawiła kelnerkę, chcąc zaczekać na Milę.
Kiedy drzwi do kawiarni się otworzyły, podniosła głowę i uśmiechnęła się do blondynki.

[Wybacz, że tak "szybko".. Cierpiałam na kompletny brak weny co do tego wątku ;/ ]

Jafe McCaffrey. pisze...

[Nie określone. Ten pomysł przyszedł mi w sumie ngle i równie szybko odeszła mi chęć nad myśleniem nad nim.
To nim zacznę udawać, że umiem napisać coś kreatywnego-w jaki sposób Mila zareagowałaby na wizytę o dziwnej porze, na kształt trzeciej, czawrtej rano? ]

Unknown pisze...

[Fajny pomysł z tym mieszkaniem ;D]

Po oddaniu dziewczynie rysunku, przestała jakoś bardziej się nią interesować. Pomogła na tyle, na ile jej emocjonalne kalectwo pozwalało. Teoretycznie twierdzi się, ze ludzie, którzy nie okazują uczuć mają łatwiej w życiu choć to nieprawda. Taki stan umysłu, kiedy nie umiesz wprost powiedzieć co czujesz, ani nie potrafisz nikogo wesprzeć w odpowiedni sposób jest katorgą nie tylko dla tego małego, emocjonalnego kaleki, ale także dla ludzi w jego otoczeniu i prowadzi do wielu niezręcznych sytuacji.
Sama, pogrążona w swoim malowniczym transie, zarejestrowała fakt, ze ktoś do niej mówi dopiero po krótkiej chwili. Odwróciła głowę w stronę blondynki i uśmiechnęła się delikatnie.
- Być może dlatego, że jest nieskończony. - odparła, przyglądając się portretowi który dziewczyna nadal trzymała w dłoni. - jeśli chcesz, mogę Ci narysować lepszy, ten był robiony na poczekaniu.
Mona nie lubiła prac, robionych na poczekaniu. Choć czasem to one były najlepsze i sprawiały najwięcej radości, bo było w nich tyle niedociągnięć, że nawet nie opłacało się niczego poprawiać. Jeśli tworzysz coś na poważnie, siedzisz nad tym nawet kilka tygodni, a efekt i tak cię nie zadowoli.
- Chociaż, ten chyba najlepiej Cie obrazuje. Profesjonalne portrety są dla biznesmenów i sztywnych pań, które dbają jedynie o etykietę...

Anonimowy pisze...

[zastanawiam się nad tym. i nie mów, że Ci było z nim źle. :|. R.]

Unknown pisze...

[och, pewnie, że nie było. ruchu-ruchu w szafie i wszędzie gdzie się da :D ale ten... jako Rory, czy ta panienka? zapomniałam imienia! Fela?]

Jafe McCaffrey pisze...

Jafe miał dziwne wrażenie, że świat fajniejszy jest nocą. Wszystko nabierało wtedy jakiegoś smaku, jakiejś nuty tajemniczości. A poza tym, uwielbiał kolorowe, pstrokate światła, o które za dnia było zdecydowanie ciężej.
Do tego dochodziły jeszcze problemy z zaśnięciem raz a porządnie. Tak więc wyjście z domu w okolicach godziny drugiej nie było niczym nienaturalnym, przynajmniej u niego.
Tak w czasie jednego z takich spacerów stwierdził, że się nudzi. Do tego jakże ambitnego i jasnego wniosku doszedł gdzieś w okolicach godziny trzeciej i postanowił, że trzeba coś z tym fantem zrobić.Po rozważeniu wszystkich możliwości, wszelkich za i przeciw, wybrał opcję pod tytułem "wycieczka do znajomych".Z wybraniem kogo odwiedzić nie miał większego problemu.
Tym właśnie sposobem, jakieś pół godziny później, stał pod drzwiami, z nadzieją, ż nie przyszedł na darmo.Oparł się o ścianę i czekła, wlepiając wzrok w drzwi.
[Jakby cokolwiek było nie tak-krzycz.:]

Unknown pisze...

[mam, Freja nie Fela! xD]

Angel Evans pisze...

[ Haaaaa, Mijka i Angie w karcie ^^ :* Muszę się wreszcie za swoją wziąć... może dzisiaj? ]

Zmarszczyła brwi, kiedy blondynka opowiadała o swoim przeżyciu. Z tego co wiedziała, nie bardzo, lecz jednak, to Mia też miała podobne zdarzenie, tyle, że z kimś kogo znała. Ale nie znała tej historii dokładnie, nie rozmawiały przecież często, jeśli w ogóle. I na pewno nie na takie tematy.
- Przynajmniej tyle - skomentowała, rozglądając się po pokoju. - Chcesz się czegoś napić, albo zjeść ?[ nie pamiętam, czy wcześniej już proponowała ]. Może Josh... - nie dokończyła, ponieważ do pokoju wszedł właśnie wspomniany przed chwilą pan. [ tak wygląda - http://data.whicdn.com/images/29682122/tumblr_m4cxh07TKw1qit0n2o4_250_large.png ] Uśmiechnął się do obu dziewczyn, podchodząc zaraz do nich. - Właśnie, Mila, to jest Josh - powiedziała, spoglądając w jego stronę z lekkim uśmiechem.
- Angel, nie mówiłaś, że będziesz przyprowadzać do mojego mieszkania swoje koleżanki. Przyszedłbym wcześniej... - uśmiechnął się szeroko, podchodząc do Mili. - Mila, tak? Fajne imię - stwierdził, podając jej rękę na przywitanie.
Panna Evans wywróciła oczami, uśmiechając się kącikiem ust.
- Kiedy wraca Max? Wolałabym wiedzieć, kiedy masz zamiar wyrzucić mnie z domu... - uniosła obie brwi do góry, uparcie wpatrując się w kumpla. Ten patrzył jeszcze chwilę na panią Drozd, następnie oparł się na kanapie.
- Za dwa dni. Coś mu nie wyszło - poinformował, wzdychając bezgłośnie. - Dokładniej nie wyszło mu z kimś. Związał się z jakąś wariatką, która podobno go śledzi... Podobno będzie miał z nią dziecko - zmarszczył brwi, mówiąc wszystko ze stoickim spokojem. Angel niezbyt się to spodobało. No cóż, trzeba przyspieszyć poszukiwania.
- Super... - mruknęła cicho, zatapiając się w kanapie, nieznacznie się przy tym krzywiąc. Chłopak zauważył to i trochę się nad nią pochylił.
- Przecież wiesz, że zawsze tu będzie dla ciebie miejsce. Możesz zostać - oznajmił również cicho. Evans nie chciała dłużej o tym rozmawiać, mieli przecież gościa!
- Dobra, wyjaśnimy wszystko później. No, Mila, to jak? Coś do picia? - odwróciła się w stronę blondynki, zaczesując włosy do tyłu. Josh również na nią spojrzał.

Gaspard Morel pisze...

Patrzył na nią z podziwem, kiedy wnosiła rzeczy. - Zdolna jesteś. - zauważył wesoło i sięgnął po wino oraz korkociąg. Po chwili już nalewał płyn do kieliszków. - To może ukradnę Ci to łóżko? Albo tylko przywłaszczę na czas nieokreślony? - zaproponował. Podał jej kieliszek i sam napił się łyk wina.
Ponownie rozejrzał się po pomieszczeniu, a następnie zsunął z łóżka na podłogę i opadł o tenże mebel. Spojrzał na leżącą dziewczynę i puknął ją lekko w czoło. - Jemy? - zapytał pogodnym tonem.

Anonimowy pisze...

[Fela hahahhahah XD nie Fela, Rorek. albo nowa postać, tylko pewnie by była bardzo podobna. R.]

Anonimowy pisze...

Tylko nie ten pedałek

Lotte pisze...

Gdyby Eva wiedziała o problemie Mili z pewnością nie zaproponowałaby butelki whiskey. Była jednak pewna, że całej nie wypiją, bo ona sama po dwóch szklankach miała dość. Nie żeby była już pijana - może i miała słabą głowę, ale bez przesady. Nie była jednak wielką miłośniczką alkoholowych trunków i nie potrafiła przesadzić. A jak przesadzała, to chorowała.
- Zbieramy - potwierdziła ochoczo, spakowała niewielkiego laptopa do torby i przerzuciła ją przez ramię, razem z blondynką wychodząc z kawiarenki. Co z tego, że padało. Burza się jeszcze nie zaczęła, ona miała dużą parasolkę, a jej mieszkanie było niedaleko.
- Ja lubię hawajską, ale zdaję się na ciebie - uśmiechnęła się, trzymając parasol w jednej dłoni, a drugą ujęła chudzinę pod ramię.

Anonimowy pisze...

[uważaj, bo ten pedałek może Cię kiedyś odwiedzić w nocy za karę. :* R]

Mila pisze...

[o taaak, wróć Rorem, zrujnuj moje życie łans egejn ]

Mila pisze...

[btw, kto śmie nazywać miłość życia mojej bohaterki pedałek! ej no, raz w dupę to nie gej :D]

Anonimowy pisze...

Nie był do końca pewien czy tej kobiecie spodoba się więzienie. Owszem, nie było tam źle, bo człowiek miał zapewnione:
a) dach nad głową
b) żarcie
c) telewizor
d) spacerniak
Jedynymi punktami przeciw mogłoby się wydawać to, że czasami trzeba zrobić coś w kuchni, posprzątać, itp. No i towarzystwo. Shephard bez problemu znalazłby się tam jako autorytet i nikt nie próbowałby mu podskoczyć. A owa nieznajoma? Cóż, niekoniecznie ten pobyt byłby wesoły.
- Obawiam się, że to nie tylko stereotypy - odpowiedział unosząc kąciki ust. W zasadzie to kobieta wydawała mu się niezwykle interesującą osobą, co nie często się zdarzało.
//Samuel Shephard

Angel Evans pisze...

Angel nie za bardzo rozumiała postawę blondynki. Może to dlatego, że ostatnio miała zbyt wiele na głowie, a poza tym prawie co noc chlała do nieprzytomności w jakimś barze. Tak, to mogło być to.
Zmarszczyła lekko brwi. Wojenna ścieżka? Ale przecież ona zupełnie nic do niego nie czuje, to jest jej kumpel, na którego zawsze może polegać, daje jej gdzie spać, czasem coś ugotuje, wspomoże finansowo... O, chyba ktoś coś do kogoś czuje. Jednak to na pewno nie wychodzi ze strony panny Evans.
Josh tylko się zaśmiał na słowa Mili. Rozczochrał trochę te tlenione włosiska Angel i poszedł do kuchni zrobić herbatę. W międzyczasie blond panda wszczęła rozmowę z towarzyszką.
- Tylko nie sprowadzaj na złą stronę brata mojego kumpla! - syknęła cicho. - Chociaż jemu i tak już nic nie pomoże... - zrobiła wyłupiaste oczy, robiąc przy tym usta w dzióbek. Zupełnie tak, jak robiła to Mia. - Ale żeby dziecko? Tyle razy dmucha i jeszcze się nie nauczył... - westchnęła bezgłośnie i opadła na kanapę. - Tylko się nie zabieraj za niego! Zbyt młody jest... - dodała, patrząc na nią znacząco. Nie to, że Mila jest stara, czy coś... No, ale dziewiętnastolatek to chyba jednak lekka przesada...

Gaspard Morel pisze...

Roztargnienie dziewczyny wprawiło go w rozbawienie. Pewnie zwróciłby jej uwagę... jakby zdążył zauważyć, ale niestety nie miał szansy.
-Zdrowie uroczej gospodyni. - powiedział wesoło i napił się wina. - A co do łóżka... to masz pecha, bo nie zamierzam z niego zrezygnować. Musisz mnie w nim zaakceptować w trybie przyspieszonym, bo po posiłku idę się w nim zakwaterować. - Dodał i spojrzał na nią z wesołymi iskierkami w oczach.

Rory Parker pisze...

Fakt, mogła być odrobinę zaskoczona. Nie dał znaku życia od kiedy wyjechał do Hagi. Ale potrzebował tego. Musiał sam poradzić sobie ze sobą, żeby wrócić do swojej poprzedniej, prawdziwie Rorowej postaci.
- Nie drzyj się jakbyś była na adoracji krzyża - prychnął i dosiadł się do niej jak gdyby nigdy nic. - A tak w ogóle to serio tak wyładniałem, że mnie pomyliłaś ze świętą kobietą? - uniósł brew i wyjął swój szalony zeszyt, ten sam od lat, w którym razem rysowali na każdym wykładzie.
Spojrzał na nią z lekkim uśmiechem. Nic się nie zmieniła. No, może trochę schudła. Ale kiedy tylko zobaczył ją z daleka, tyłem i tak wiedział, że to akurat Mila. Wszędzie by ją poznał. Nawet, gdyby przebrała się za faceta z wąsami, łysiną i pekaesami. Nawet, gdyby zdjęła kiedykolwiek obcasy i zrobiła z siebie kurę domową.
- No, to jak leci, panno Vankleef? Czy już oficjalnie Drozd?

Angel Evans pisze...

[ Właśnie zauważyłam :D Jupi! :D ]

- Pewnie, jak tylko znajdę jakiegoś chętnego, to go właściwie nakręcę... - wyszczerzyła się do niej szeroko. - Wiesz, ja bym mogła być twoją współlokatorką... Ale ten prosiak... - skrzywiła się nieznacznie, wzdychając bezgłośnie. Zbliżyła się do dziewczyny, aby coś jej wyszeptać. - Jak tylko wróci brat Josha, nie będę miała gdzie mieszkać. Nie za bardzo lubię Maxa, kiedyś miał do mnie zbyt duże popędy... - wzruszyła ramionami. - Jeśli nie będzie ci to jakoś strasznie przeszkadzać, mogłabym wprowadzić się do ciebie na.. miesiąc? W spokoju mogłabym szukać mieszkania, no i wiem, że ty jesteś jako tako normalna - uśmiechnęła się do niej kącikami ust. - Nie bój się, pieniądze mam. Pracuję dorywczo w takim sklepie muzycznym, coś tak odkładam z występów. Mogę płacić za czynsz i w ogóle...

Rory Parker pisze...

- Rory Aaron Parker - ujął jej dłoń i ucałował jej wierzch.
Zaśmiał się, słysząc jej beznadziejnie złożone zdanie. To też się nie zmieniło.
- Bo i tak zdam - wzruszył ramionami. - Zawsze zdaję, chociaż nie mam żadnych notatek i prawie się nie uczę. Ale oboje dobrze wiemy, że zdam i to z dobrym stopniem - uśmiechnął się iście po Rorowemu do Mili. Promiennie i jednocześnie cwaniacko.

Angel Evans pisze...

[ E, Milka, gości sobie popie.przyłaś :P To jest Josh, a Max to jest ten dzieciorób :D Zaraz ci odpiszę ;)]

Rory Parker pisze...

- Oczywiście, że oba - zaśmiał się. Co on by zrobił bez tych notatek? Tyle samo, co bez uroku osobistego, bo pewnie przeczyta je może z raz.
Jego pierwszy wykład po powrocie i już ma zwiewać? Okej. Bardzo chętnie. Chociaż specjalnie wstał wcześnie, by zasnąć sobie w ławce. Zero spokoju. Mimo to liczył na spotkanie z Milą, także ucieszył się nawet podwójnie.
- Nie mów, że znów zrobiłaś się prymuską - skrzywił się. - Zawodzisz mnie!
A tak serio, to był z niej w pewien sposób dumny.
- Wyglądasz na zaniedbaną. - stwierdził. Tylko on mógł powiedzieć coś takiego, kiedy wyglądała jak bogini na koturnach. Ale tak właśnie było. On potrafił to dostrzec.

Angel Evans pisze...

[ Łokens spokens ;D ]

Lioness i Scarlett Peres pisze...

[ Bardzo dziękuję :). Może chętna na wątek ? :). ]

Rory Parker pisze...

Zatrzymał się i spojrzał na nią zmieszany.
- Sześć kilo? - uniósł brwi, a kiedy tylko wyszli z budynku szkoły, przybił ją do ściany. - W coś Ty się wpakowała, Vankleef? - zapytał, patrząc na nią uważnie. Zmartwił się, ale w dość ostry sposób. Zdenerwował, można by nawet rzec. Próbując wyobrazić ją sobie sześć kilogramów temu, gdzieś po drodze zgubił cały wizerunek Mili. Miał nadzieję, że radziła sobie bez niego. A tu masz.
- Głupia dieta? Anoreksja? Bulimia? No, już, słucham. Inaczej nigdzie z Tobą nie idę, Mila. - spoglądał na dziewczynę hardo. Tym bardziej, że miał pojęcie, iż to z jego winy.

Lioness i Scarlett Peres pisze...

[ Też jestem dzisiaj wyjątkowo bez weny i nie bardzo wiem jak je powiązać, ale jeżeli tylko chcesz to jutro, ewentualnie w poniedziałek coś wykombinuje :).
Rozwiń swoją myśl "podziwiam, że masz dwie postacie w dodatku spokrewnione", bo nie bardzo rozumiem co w tym takiego interesującego :). ]

Angel Evans pisze...

[ Zastanawiam się co mam zrobić... Tobie odpisać! Boże, głowa nie ta już xD]

Lioness i Scarlett Peres pisze...

[ Bardzo miło mi, że tak uważasz, ale jeszcze nie ma się z czego cieszyć, bo po raz pierwszy mam dwie postacie (w dodatku spokrewnione) i nie wiem czy mi też się wszystko nie pomiesza, no ale na razie wszystko zapowiada się dobrze :). ]

Angel Evans pisze...

[ Kurtka siwa, znowu zapomniałam O.O Chyba już dzisiaj nie ogarnę, ale zaraz zrobię jeszcze jedną próbę -,- ]

Angel Evans pisze...

Ucieszyła się, że Mila też się ucieszyła. W końcu nie ma to jak mieszkać u przyjaciółki siostry (a właściwie swojej już też), tym bardziej, że wiadomo, że dostawa alkoholu jest 24/h na dobę. Tak, nic lepszego pewnie ją nie spotka.
Uśmiechnęła się kącikami ust, spoglądając na Milę z małymi iskierkami w oczach. Potem się zaśmiała.
- Ale Mila! To jest Josh, a nie Max... -przewróciła oczami, gdy chłopak wszedł do pokoju. Postawił na ławie kubek z gorącą herbatą, obok umieścił cukierniczkę, słodzik, łyżeczkę i plasterek cytryny na talerzyku. Potem usiadł obok Angel.
- Nie będę wam przeszkadzać, prawda? - uniósł obie brwi, spoglądając raz na Milę, a raz na Angel. Uśmiechnął się szeroko i nie czekając na odpowiedź którejś z nich, lepiej rozsiadł się na kanapie. - Wiedziałem, że problemów nie będzie - dodał, tym razem szczerząc się do Evans, która patrzyła na niego z pobłażaniem.
- Przeszkadzasz.
- Nie wyrzucisz mnie z własnego salonu.
Angie westchnęła i pokręciła głową. Nie była zła, po prostu śmieszyło ją to trochę. Spojrzała na Milę.
- Mila, ratuj.

[ Haaa, późno, ale jest! NO to teraz dobranocka :* do juterka ;) ]

Gaspard Morel pisze...

Jeśli chodzi o jedzenie to Gaspard nie miał z tym żadnych problemów. Łyżka i widelec? Ok. Dwa noże do ryby? Ok. Pałeczki do dań azjatyckich? Nie ma problemu. Ale przyczyna takiego stanu rzeczy nie były jakieś niezwykłe umiejętności, ale potrzeba jedzenia rozmaitych potraw. Również posypał serem swoje danie i zabrał się za jedzenie. -To co tam u Ciebie? - zapytał. W końcu nie będą jedli w milczeniu. Widząc jak dziewczyna walczy z makaronem, zakręcił trochę na widelcu i podsunął jej pod usta. - Powiedz aaaaaa... - rzucił wesoło. - Swoją drogą bardzo dobre Ci wyszło. - Dodał. [Jestem poza zasięgiem, wracam jutro wieczorem]

Angel Evans pisze...

[ ;D ]

Angel uniosła wysoko obie brwi, patrząc na Milę. Josh również czuł się dość dziwnie... W końcu nie wiedział, o co chodzi.
- Dobra, dobra, uspokój się... Nic mu nie powiem - wywróciła oczami.- I tak, wiem, że wrócił - dodała. Josh przez chwilę przyglądał się obu panią, marszcząc przy tym lekko brwi.
- A o co chodzi? - spytał nagle. Tak, był wścibski, jednak potrafił się w odpowiednim momencie zahamować. Teraz jednak chciał się podroczyć z nimi. Uwielbiał to robić.
- Josh, nie ważne - powiedziała, po czym wystawiła mu język. Skrzyżowała ręce na wysokości piersi, patrząc na blondynkę z miną błagalną, jakby chciała przekazać jakąś wiadomość "WEŹ GO JAKOŚ WYWAL". Pani Drozd znała przecież tyle sztuczek...
Zadzwonił telefon. Josh odwrócił głowę w stronę przedpokoju, skąd dochodził dźwięk.
- No cóż, moje panie, idę odebrać i już wam nie przeszkadzam - oznajmił, a potem wstał. Zanim jednak wyszedł, pochylił się nad Angel. - Mogłabyś się od czasu do czasu uśmiechnąć, Pando - szepnął, a potem cmoknął jej policzek i poszedł odebrać. Angel jęknęła cicho i schowała twarz w dłoniach.
- Mila, wprowadzam się do ciebie jutro... - mruknęła, krzywiąc się nieznacznie. Nie chciała, żeby Josh się do niej jakoś bardziej przywiązał, nie chciała stracić dobrego kumpla. A chyba już coś się zaczęło dziać.
Nagle z przedpokoju zaczęły dochodzić jakieś odgłosy, Josh wyraźnie mówił głośniej.
- Co?! Czyś ty oszalał! Ty naprawdę nie masz już nic w tym pustym łbie! - krzyknął. Angel się zdezorientowała. - Nie! Nie! Natychmiast?! - warknął. Po chwili nastał moment ciszy. - D.ebil. - zakończył i wszedł do pokoju.
- Josh... stało się coś... - zapytała niepewnie, patrząc na Milę. Widać było, że chłopak jest zły.
- Ten kre.tyn wplątał się w niezłe bagno - oznajmił krótko. - Przyjeżdża wieczorem.
Dziewczyna zwątpiła. Zmarszczyła czoło, zaczesała włosy do tyłu.
- Mila, wprowadzam się dzisiaj.

laqueum pisze...

Jacqueline miała już za sobą (na szczęście!) ten jakże wspaniały okres w życiu studentów. Chociaż ona nie narzekała, kierunek jej był spełnieniem jej marzeń, ponadto była dobra w tym co robiła, a więc jakiekolwiek egzaminy nie sprawiały jej problemów.
- Nie przepraszaj - odparła spokojnie, patrząc na nią z uśmiechem na twarzy. Może i już nie była studentką, ale nadal pamiętała jak to jest, więc była wyrozumiała. Poza tym nie należała do tych osób, które wychodzą, jeśli drugi człowiek spóźni się o dwie minuty. Nie ona.
Słysząc jej kolejne słowa, uniosła nieznacznie brwi do góry.
- Nie powinno mnie to, jak mniemam, ani trochę szokować? - Wolała się upewnić. Podała Mili kartę, żeby dziewczyna mogła sobie coś wybrać.

Rory Parker pisze...

- Drozd, Srozd - mruknął. - Zmieniasz temat.
Odsunął się od niej, jednak nawet się nie uśmiechnął. Z czego miał się cieszyć? Wiedział, że to przez niego wpadła w takie świństwo. Jakby nie mogła zwyczajnie zrozumieć, że musiał wyjechać. Trochę przesadzała. Ale to była cała Mila. Zawsze albo w jedną stronę, albo w drugą. Z nią nie było półśrodków.
- Skoro tak twierdzisz - odparł tylko, wbijając dłonie w kieszenie dżinsów.

Angel Evans pisze...

Angel odetchnęła z ulgą. Zaraz podniosła się z kanapy, zostawiając na niej Josha i podchodząc do Mili.
- Tak! Chodź, pomożesz - złapała dziewczynę za rękę i popędziła z nią do pokoju Maxa. Cóż, nie miała zbyt wielu rzeczy, ale pewnie jakiś pełny karton się znajdzie. No i kuferek. I terrarium. Nie, jednak jakieś zaplecze ma.
Mijając łazienkę, dziewczyny dotarły wreszcie do danego pomieszczenia. Evansówna zaczęła wyjmować z szafy swoje rzeczy i pakować je do wcześniej wspomnianego kufra.
- Możesz spakować moje rzeczy. Czyli wszystko to, co jest na biurku - wskazała wzrokiem ów miejsce. Mebel zagracony był mnóstwem płyt, bransolet, notatników. Znalazły się nawet dwie książki. A pod nimi... Fotografia, na której znajduje się Mia i Angel, kiedy jeszcze były małe. I szczęśliwe.

Gaspard Morel pisze...

Rozbawiony, przesunął kciukiem po jej podbródku i starł sos, po czym sam wyssał palec. Jej ciapowatość była mimo wszystko urocza. - Możesz częściej zapraszać mnie na jedzonko. - zapowiedział wesoło. Niezwykle szybko opróżnił swój talerz, a potem kieliszek. Z ciężkim sercem wstał z podłogi i padł na łóżko. - Ja się stąd nie ruszę. Nie ma takie możliwości. - zapowiedział. - Możesz mnie zepchnąć jeśli dasz radę, ale mogę też posłużyć za wygodną poduszkę.

Angel Evans pisze...

[ Może niech coś zrobi z tym zdjęciem, wpakuje to do pudła i zrobi coś dziwnego i juuuż :D ]

Gaspard Morel pisze...

Spojrzał na nią i delikatnie się uśmiechnął. - Możesz pognieść moje kości. - stwierdził. Przyciągnął ją do siebie i delikatnie pocałował, a potem pozwolił ułożyć się sobie na klatce.
Nie zwrócił uwagi ile zjadła... z resztą nigdy nie miał zwyczaju kontrolować drugiej osoby.
- Co do Twojego wolnego łóżka to zawsze możemy je przetestować. - powiedział wesoło. Przesunął dłonią po jej boku, jakby badając jej ciało. Była na prawdę szczupła. Wiedział, że miała jakieś problemy, ale nie lubił pytać, jeśli ktoś sam nie mówił o sobie. Nie chciał by ktoś na siłę wtrącał się w jego sprawy, więc sam też nie wymuszał takich informacji od innych.

laqueum pisze...

Szarlotka to było chyba jedno z tych ciast, które każdy lubił i chętnie wybierał, jak zdążyła zauważyć panna Darrieux. Często bywała w kawiarniach, czy to sama, czy z kimś i co drugie zamówienie jakie niósł kelner/kelnerka to właśnie to ciasto. Jackie zaśmiała się cichutko słysząc wybór Mili i sama wzięła to samo, z tym że wybrała espresso.
Pytanie dziewczyny ją zaskoczyło. Ta bezpośredniość i temat... Jackie po prostu przez chwilę milczała, patrząc na nią i myśląc. Czy to co się z nią działo, można nazwać problemami z wagą?
- Tak, mam - odparła w końcu. - Wynika to głównie z baletu i ilości prób - dodała, wzruszając ramionami. Inna sprawa, że nie miała ochoty jeść jak wracała do domu, bo była zwyczajnie zmęczona. Nie była szczególnie zadowolona z tego, że chudnie, ale pocieszała się myślą, że niedługo to się skończy. - Czemu pytasz?

[:)]

Gaspard Morel pisze...

Roześmiał się. - Masz mnie. - Stwierdził. - Ale chyba wolę miększe łóżko. - dodał. Przekręcił się na bok i musnął wargami jej czoło, a dłonią przesunął po jej biodrze. Jej pocałunki całkiem mu się podobały. Ułożył dłoń na jej udzie. Leginsy sprawiały, że bez trudu mógł obserwować jej szczuplutki kształty. - Choć z drugiej strony... możemy sprawdzić oba. - Rzucił wesoło i musnął jej wargi swoimi.

Angel Evans pisze...

Zamarła. Przestała pakować ubrania, zmarszczyła brwi i pytającym wzrokiem spojrzała na Milę. Odsunęła się od kufra, a potem usiadła po turecku na podłodze, wciąż wpatrując się w dziewczynę.
- Ja? - spytała z niedowierzaniem. Zawsze jej się wydawało, że jest dziecinna, nie potrafi dostosować się do otoczenia. Nigdy tego głośno nie powiedziała, ale tak czuła. Może nawet tego nie pokazywała, chyba, że w skrajnych emocjach. Ale była zastraszona jak dziecko. - Czemu tak myślisz?

Gaspard Morel pisze...

Roześmiał się, ale poszedł za nią. Kiedy wkroczył do pomieszczenia, parsknął rozbawiony i szybkim krokiem do niej podszedł. – No, no, no… Nie spodziewałem się, że jesteś taka niecierpliwa. – powiedział złośliwie. Usiadł naprzeciwko niej i nachylił się, żeby całować jej dekolt. Potem lekko popchnął ją na materac i usiadł jej na nogach. – Mówił Ci ktoś, że jesteś bardzo interesującą kobietą? – zapytał cicho. Czemu miałby nie skorzystać z jej oczywistej propozycji? Całował jej szyję, brzuch. Powoli wsunął dłonie pod jej plecy i rozpiął stanik. W końcu zdjął go i czule zaczął pieścić jej piersi. Zdjął z siebie koszulę i odrzucił ją na bok. W końcu spojrzał jej w oczy, a jego własne świeciły wesołością. Może to alkohol… a może towarzystwo dziewczyny wprawiało go w tak świetny humor.

Gaspard Morel pisze...

[ A mi szlag trafił komentarz do Ciebie, bo mam ledwo łapiący internet na tym... krańcu świata]
- Szkoda... wielka szkoda... - wyszeptał jej do ucha i pocałował ją mocno. Dłonią objął jej pierś, drażniąc skórę i sutek. Podobały mu się jej reakcje i zachęcały do dalszych pieszczot. - Świat nie wie, co traci. - stwierdził patrząc jej w oczy, a potem zszedł niżej i całując brzuch, zaczął zsuwać z niej leginsy... Kiedy wreszcie mu się to udało, zdjął z siebie spodnie i położył się obok niej, obejmując ją silnym ranieniem. Przyssał się do jej skóry na szyi, kąsając ją lekko.

Gaspard Morel pisze...

Syknął cicho, czując jej paznokcie i w konsekwencji przegryzł jej skórę. Kropla krwi spłynęła jej po szyi, więc zlizał ją, a potem wyssał. Dłońmi przesunął po jej ciele, masując pierś i pośladki. Nagle położył się na plecach, wciągając ją na siebie. - Co tam, kociaku? - zapytał niewinnie. dłonią przesunął po jej udzie, pośladku i wsunął pod materiał bielizny.
Nie przejmował się śladami na własnej skórze.

Gaspard Morel pisze...

Nie mógł odpowiedzieć, ani się roześmiać, zajęty jej wargami. Dziewczyna była ciut szalona, ale to tylko zachęcało go do dalszych działań. Musnął palcami jej kobiecość, ale wycofał się i powrócił do pieszczenia jej piersi. Choć z powodu jej niezwykle szczupłej figury i jej biust nie był pokaźny, to dotykanie go i drażnienie sprawiało mu pewną satysfakcję, gdyż widział jej wcześniejsze reakcje na pieszczoty.

Rory Parker pisze...

- Nie Rorusiaj mi tu - mruknął. Już nie był aż tak ustępliwy, jak kiedyś. - I tak wyglądasz prawie jak trup, Mila. Jak mogłaś się tak zaniedbać? - zapytał z westchnięciem. Tak, tak. Jego bardzo wielka wina. Ale z drugiej strony zawsze wydawała mu się silną kobietą. Z resztą kiedy Marc sprawiał jej problemy, znalazła sobie pocieszenie w nim. Równie dobrze mogła teraz mieć kogoś na jego miejsce.

Rory Parker pisze...

Parsknął śmiechem.
- To chyba ja powinienem Cię zaprosić na obiad. Dobrze wiemy, kto z naszej dwójki lepiej gotuje - pokazał jej jedynie język.
Spojrzał na nią z lekkim uśmiechem na ustach. Sam nie wiedział, co myśleć o niej i o ich relacji. Widząc ją nie poczuł nagłego ukłucia w sercu, jak kiedyś, gdy zakochiwał się szybko i nietrwale. Chyba nasz Roro zwyczajnie wydoroślał.
- A poza tym co u Ciebie? Jakieś sympatie?

Anonimowy pisze...

Mila nie musiała czuć się głupio, bo Jackie wcale nie miała jej za złe tegoż pytania. Nigdy nie należała do osób zbyt wstydliwych i choć może nie zawsze opowiadała każdemu o swoim życiu prywatnym, to w miarę możliwości udzielała odpowiedzi na przeróżne pytania. Czemu by nie? W końcu sama też oczekiwała od innych odpowiedzi.
Spojrzała na nią uważnie, odnajdując w słowach blondynki ukryte znaczenie.
- Anoreksja? - zapytała, choć akurat na to pytanie odpowiedzi nie oczekiwała. To była prywatna sprawa dziewczyny i jeśli chciała, to mogła jej powiedzieć.

[Jackie D.]

Angel Evans pisze...

Szczerze zadziwiona była słowami dziewczyny. Angel i odpowiedzialność, ha! To niezwykłe połączenie. Ale być może faktycznie coś w tym było? I tak, nie walczyła już ze wszystkimi, nawet nabywała nowe znajomości... Zmieniła się?
Spuściła na chwilę głowę, zastanawiając się nad tym wszystkim.
- Nie, to już wszystko - stwierdziła, spoglądając na Milę. Potem się podniosła, jeszcze raz rozejrzała po pokoju.- Zaraz wracam - rzuciła w stronę blondynki, maszerując do łazienki. Tam pozostało jeszcze trochę klamotów, które jednak udało jej się szybko zebrać. Niedługo potem Angel wróciła do pokoju, dokończyła pakowanie, zamykając tym samym szczelnie kufer, pudło, jak i terrarium.
- Powiem Joshowi, żeby nam z tym pomógł - stwierdziła. - Poczekaj tu - poprosiła i wyszła z pokoju. Po krótkiej rozmowie z chłopakiem ponownie pojawiła się w pokoju, uśmiechając się lekko. - Jeśli nie sprawi ci to kłopotu, to moglibyśmy jechać do ciebie już teraz.

Gaspard Morel pisze...

Każdy kto chce prowadzić bardziej imprezowe życie, niestety powinien liczyć się z wynajmem albo kupnem mieszkania, żeby współlokatorzy nie mieli pretensji o wszelkiego rodzaju odgłosy nocą.
Rozumiejąc bez trudu jej znak, zsunął z niej bieliznę i pocałował jej szyję. Sięgnął po leżące na podłodze spodnie i procesem zbyt wolnym, jak na gust Gasparda, wyjmował kolejno portfel, opakowanie, zabezpieczenie. Następnie pocałował ją mocno i wsunął w dłoń dziewczyny okrągły przedmiot. - Załóż mi. - szepnął do jej ucha i przygryzł jej płatek. Był to pewnego rodzaju test dla towarzyszki, aby sprawdzić na ile jest odważna i chętna do wszelkiego rodzaju zabaw.

Gaspard Morel pisze...

Nie krył swoje zadowolenia jej zachowaniem. Chwycił ją mocno za kark i przyciągnął do siebie aby mocno pocałować. Pieścił jej pierś palcami, apotem lekko się uniósł, żeby wziąć jej sutek w zęby. - Dawaj. - szepnął i pocałował jej szyję. Skoro przejęła prowadzenie, niech się wykaże - proste i logiczne. Jednocześnie ułożył dłoń na jej pośladu i ścisnął.
[ :D Zawsze możesz dać mu do poczytania :P]

Gaspard Morel pisze...

Ponieważ przypadła mu mniej... aktywna rola, co wcale nie było takie złe, skupił się na zabawie jej piersiami i wręcz brutalnych, choć krótkich pocałunkach. Słuchanie jej głosy też należało do tych drobnych i podniecających przyjemności. Silnie ściskał jej pośladki i pomagał unosić się na nim. Mruknął z zadowolenia. CHoć lubił się napić, zawsze starał się zatrzymać na granicy pamięci, gdyż szkoda byłoby nie pamiętać czegoś tak przyjemnego.
[ :P ]

Angel Evans pisze...

- Tak - odpowiedziała krótko, a potem zarzuciła gitarę na plecy, wzięła terrarium, a Joshowi kazała trzymać kufer. - Weźmiesz pudło? Brakuje nam rąk - zawołała do Mili. Potem już wszyscy wyszli z mieszkania, a następnie wsiedli do samochodu chłopaka. Angel wytłumaczyła mu drogę (w końcu ją pamiętała), a niedługo później znaleźli się już pod mieszkaniem blondynki.
- Angel, przepraszam, ale muszę iść. Ten kre.tyn niedługo będzie, a ja muszę jeszcze coś załatwić.
- Rozumiem - uśmiechnęła się do niego lekko, poprawiając terrarium, które wyślizgiwało jej się z rąk. Josh pożegnał się z dziewczynami i poszedł. - No, to teraz znowu masz mnie jako współlokatorkę - powiedziała do Mili, psychicznie przygotowując się na ujrzenie prosiaka.

Rory Parker pisze...

- Jesteś tego taka pewna? - prychnął. - Dobra, challenge accepted. Zadziw mnie swoją kuchnią. Utucz polskim, tłustym żarciem.
Przewrócił oczami, pokazując, jak strasznie przejął się jej zapewnieniami i groźbami. Wyjął z kieszeni ramoneski paczkę papierosów i zapalił jednego, następnie podsuwając pakunek Mili. Pewnie nie przestała palić, znów będzie miał z kim wspólnie karmić raka.
Zaciągnął się i powoli wypuścił dym spomiędzy warg.
- Nie odpowiedziałaś mi na moje drugie pytanie - upomniał się.

Rory Parker pisze...

Przysunął zapalniczkę w jej stronę z błyszczącym płomieniem wydobywającym się wprost z niej.
Zakupy poszły szybko i sprawnie, wziął od niej siatki.
- A co to są pierogi? - zapytał, bo nie miał zielonego pojęcia o polskiej kuchni. Już z daleka widział tą dobrze mu znaną kamienicę, w której kiedyś nawet pomieszkiwał. On i Arjan. Dobry kumpel był z niego, stwierdził w myślach i uśmiechnął się na wspomnienia pod nosem.

Anonimowy pisze...

[Oj tam, oj tam..xD pomysł na wątek?XD]

Anonimowy pisze...

[Nożeszkurwajapierdole....;q doobra jutro na coś wpadnę. Może.;D]

Angel Evans pisze...

[ Hm... a może by tak nowy wątek? Jak już mieszkają razem? Można by coś wymyślić ^^ ]

Anonimowy pisze...

Może i Samuel był facetem i znikał wieczorami w towarzystwie różnych kobiet, by potem do nich nie wracać, ale nie oznaczało to, że patrzył na ludzi jak na potencjalny towar na jedną noc. Był draniem, o tak, ale tylko w kwestii zabijania. Dlatego gdyby dowiedział się, że Mila jest najlepszą studentką, pewnie w ogóle by się nie zdziwił tym faktem.
- Może i nie, ale to pewnie kwestia sporna - stwierdził rozbawiony.

Angel Evans pisze...

[ Ja też mam pomysuuuaaa!!! Ale poczekam z nim, bo lepiej będzie, żeby to wypaliło trochę później... ]:-> ]

Unknown pisze...

[Jej, to Savva jest czyimś idolem? Miłe, acz zadziwiające]

Savva w tej właśnie chwili przeżywał małą, osobistą tragedię i, mówiąc kolokwialnie, w myślach opierniczał się za postępującą sklerozę. I nie, wytłumaczenie, iż można pomylić dwie niemal identyczne marynarki, nie jest dobrym wytłumaczeniem.
Przestał jak głupi klepać się po kieszeniach i dopiero teraz zauważył, że nieświadomie przygryzał filtr papierosa. Z westchnieniem wziął papieros pomiędzy palce. Pięknie. I nie dość, że zapomniał zapalniczki, to jeszcze wieje. Zaraz zacznie lać. A świat nigdy się nie skończy, podobnie jak brazylijskie tasiemce. To dopiero nieszczęście.
I gdy pojawiło się światełko w tunelu, jakim było wołanie Milii, to zaraz zgasło. Przez ciąg dalszy wypowiedzi.
Savva postanowił ruszyć swoje szanowne cztery litery, co by nie krzyczeć, może nie przez cały dziedziniec uniwersytetu, ale przynajmniej jakąś jego część.
- Niestety - rozłożył bezradnie ręce, kiwając przy tym lekko głową na powitanie. - Zapomniałem.

Rory Parker pisze...

Rory nie przyjechał tu dla Mili. Co jak co, ale nie miał jej absolutnie nic do wyjaśnienia. Musiał wyjechać, miał sprawy rodzinne, jego obowiązkiem było zająć się ojcem i szczerze mówiąc nie wyobrażał sobie Mili obok, jakkolwiek okrutnie by to brzmiało, która siedziałaby cały dzień z jego rodzicem często bez słowa, spędzała z Rorym czas również po cichu, bez żadnych ekscesów, bo zwyczajnie nie miał na nic ochoty, ani siły przez ostatni rok. Zamiast zabierać mu trunki, pewnie piłaby razem z nimi. Starała się kreować na osobę silną, a tak naprawdę była chyba najsłabszą, jaką kiedykolwiek poznał.
Zdziwił się, kiedy posłała go do pokoju, ale wzruszył tylko ramionami i wyjął owe pudełko, a z niego flaszkę. Och, super. Teraz niech jeszcze próbuje wzbudzić w nim poczucie winy. Dobrze wiedział, co to za butelka.

Gaspard Morel pisze...

Roześmiał się, kiedy narzuciła zmianę pomieszczenia. Gdy tylko usiadł, chwycił ją mocno za pośladki i przeżucił na łóżko, po czym uniósł jej nogi i ucałową jej kobiecość,a chwilę później wszedł w nią głęboko i zaczął poruszać biodrami. Przygryzł jej sutek. Po kilku chwilach zszedł z niej jednak i obrócił dziewczynę na brzuch. Muskał wargami jej kark, masując jej pośladki, palcami masując jej łono.

Angel Evans pisze...

[ hahahahah, boskie! ]

Angel było dobrze w mieszkaniu Mili. Nawet bardzo dobrze. Lecz fakt, niezwykle ciężko było patrzeć na świnkę, która przecież nie jest jedynie jakimś rysuneczkiem, a wręcz dla dziewczyny całą, długą historią. Nie mogła zrozumieć, czemu nagle zaczęła się tym przejmować, wcześniej przecież życie było bardzo proste, nie przejmowała się niczym, ani nikim. Czas spoważnieć? Tylko dlaczego akurat teraz. Nie wiedziała i pewnie się nie dowie, a czas biegnie dalej i nic się już z tym nie zrobi. Błędów też nie można cofnąć, nawet choćby się bardzo chciało. Taki już los.
No właśnie.
Zastanawiając się nad ów losem, dziewczyna ponownie wybrała się na poszukiwania mieszkania. Jak na razie na coś swojego raczej liczyć nie mogła - nie miała zbyt wielu oszczędności.
Poszukiwania okazały się niezbyt owocne, jak to pewnie teraz normalne. Albo wysokie ceny, lub mieszkania, w których zagnieździły by się jedynie karaluchy. O ile już tam ich nie ma.
Dziewczyna z zrezygnowaniem wróciła do mieszkania. Zrobiła to co zwykle: otworzyła drzwi, klucze odrzuciła gdzieś na bok, a potem skierowała się do swojego pokoju. Grała na gitarze, rozmyślała, zapaliła... aż zachciało jej się pić. Poszła w tym celu do kuchni. Od samego przekroczenia progu coś było nie tak. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się, o co chodzi. Nalała wody do szklanki, oparła się o blat, spojrzała przed siebie... a potem dostała oświecenia.
Uniosła wysoko brwi, zastygając w miejscu. Nie wiedziała, o co chodzi, czemu ten cho.lerny prosiak jest zasłonięty. Wpatrywała się tylko w to miejsce. Po chwili usłyszała, że Drozd wróciła. Angel spokojnie popijała wodę, a gdy blondynka również zjawiła się w pomieszczeniu, Angie nie kryła swojego zdziwienia.
- Gdzie jest prosiak?! - uniosła jedną brew, patrząc to na nią, to na ścianę.

Lotte pisze...

[Gdzie moja wena?! :< Czy to możliwe, aby prawo rzymskie je zjadło?]

Eva nie wybrzydzała, jeśli chodziło o ciuchy. Może dlatego, że zwykle kupowała tylko to, co jej się podobało. Prawda była taka, że niezbyt często wybierała się na zakupy, bo... Bo nie miała z kim, ale wstyd było jej się przyznać, że nie jest na tyle blisko z żadną z dziewczyn, aby mieć wesołego kompana na spacer po galerii. Mia wyjechała, Abigail znowu zniknęła, Neela już dawno opuściła Amsterdam. Przyjaciółki jakoś nigdy się Evy nie trzymały, ot.
- Niech będzie gyros, ale niech kukurydzę i paprykę dołożą, co? - spytała z uśmiechem, wolną dłoń wsuwając do kieszeni lekkiej bluzy. Cóż, bezdomna w cekinowej sukience od Prady i bucikach Louboutina wyglądałaby zupełnie, jak nie-bezdomna i może gdyby sprzedała te dwie rzeczy byłoby ją stać na noclegownie?

Angel Evans pisze...

Początkowo patrzyła tępawo na dziewczynę, wciąż w dłoniach dzierżąc kubek. Ale! Stało się coś... nieoczekiwanego? Jej kąciki ust samoczynnie drgnęły do góry. I nie był to uśmiech wesoły, który w chwilach dobrego humoru pojawiał się na twarzy dziewczyny, który jednocześnie kontrolowała, ale też nie uśmiechała się prawdziwie. Teraz to było coś innego, naprawdę prawdziwego (masło maślane, ale co tam). Mila mogła zaobserwować, że Angel jakby rozpromieniała, była przez sekundę szczęśliwa. Nikt jak dotąd nie mógł tego doświadczyć, ponieważ dziewczyna nie była szczęśliwa. A to, że się czasem śmiała, czy szeroko uśmiechała, było jedynie płachtą, pod którą kryły się wszystkie niedoskonałości. A w tym momencie płachta zniknęła. Odleciała.
- Dziękuję - szepnęła, a potem w ciszy spojrzała na ścianę i przeszła obok Drozd, kierując się do pokoju. Musiała być teraz sama, tak czuła.
Dopiła wodę do końca, odstawiła kubek na małą szafkę znajdującą się obok łóżka. Sięgnęła po gitarę, a potem zaczęła grać melodie spokojne, wprawiające człowieka w stan rozmarzenia, zmuszające do wspominek.
Grała dość cicho, zaczęła nawet śpiewać...
Hey Jude, don't let me down.
You have found her, now go and get her.
Remember to let her into your heart,
then you can start to make it better...

Lotte pisze...

[Prawo! I zostały mi dwa egzaminy teraz... A ja narzekam, a ci z szóstego semestru mają chyba pięć! :<< Swoją drogą, fajny pomysł z narysowaniem tego mieszkania. Będzie bardzo źle, jak zrobię podobnie? ^^]

No tak. Uderzyła się lekko w czoło, rozkładając nad sobą i nad blondynką parasolkę. Ulewała zelżała, ale Eva wiedziała, że to nie koniec, bo niebo za nimi było niezwykle ciemno granatowe i zwiastowało burzę, o której mówili w telewizji. Szybko wymamrotała swój adres, kiedy Mila o to poprosiła i pilnowała, aby ta nie pomyliła się w powtarzaniu, a potem ledwo słyszalny grzmot zabrzmiał za ich plecami.
- Szybciej, jeśli nie chcemy zginąć na ulicy... - poprosiła. Tak, bała się burzy, zwłaszcza kiedy była poza domem. Albo kiedy była sama. Dlatego cieszyła sie, że dzisiaj oprócz towarzystwa Fifo, będzie Mila.

Lotte pisze...

[Czuj się zajebista, bo z tym mieszkaniem to zajebisty pomysł! ;d I wracaj z zadupia ;D]

Rory Parker pisze...

Chodziło tylko o to, że on zwyczajnie nie potrzebował jej pomocy, a tym bardziej litości. Wiedział, że musi zająć się ojcem samodzielnie. Sam Scott Parker nie przyjąłby pomocy od niej. Ledwo zgodził się na opiekę syna.
- Po co ją trzymasz? - zapytał, potrząsając butelką. Była nawet nie odpieczętowana. Nie miałby jej przecież za złe, gdyby wypiła ją całą, oczywiście w ludzkich dziennych ilościach.
- Ojciec już lepiej. Na razie nie pracuje, więc wysyłam mu pieniądze z pensji. Znajomi próbowali go przekonać, by sprzedał dom. Wiesz, że jest dosyć spory, a teraz mieszka sam. Ale się uparł, że tego nie zrobi.

Eva Smit pisze...

[Ale słodkie zdjęcie, to z kokardką ;D Rozumiem, więc że jesteś dobra z angielskiego? :D]

Eva też do tej pory żyła, a przecież parę tygodni temu porwano ją i jej brata, żeby zwabić Samuela i zabić właśnie jego. Żyła, chociaż całe dzieciństwo spędziła na podróżach między domem a szpitalem. Żyła, a kilkukrotnie spadła z konia, ze schodów, została zrzucona z mebli kuchennych, poślizgnęła się na mokrych kafelkach, etc. Eva uchodziła w swojej rodzinie za niezdarę, ale będąc samodzielną musiała wziąć się w garść.
- Już... - pociągnęła Milę za rękaw uroczego płaszczyka do klatki schodowej jednej z ładnie odrestaurowanych kamienic i zaczęła wdrapywać się na trzecie piętro.

Anonimowy pisze...

[ przyznaję bez bicia, że zakochałam się w twojej karcie postaci *_* ]

Anonimowy pisze...

[ w porząsiu ;) co powiesz na wątek/powiązanie? ;]

Eva Smit pisze...

[Więc wiem do kogo się zgłosić przed egzaminem z angielskiego ;D Będziesz udzielać mi korepetycji za pół roku xD]

- Właściwie to nie płacę go w ogóle, tylko rachunki - przyznała spokojnie, wchodząc po schodach. Prawda była taka, że Eva nigdy nie ukrywała, że pochodzi z bogatej rodziny, ale nigdy też nie manifestowała tego w okół, bo nie uważała tego za potrzebne.
- Daniel je kiedyś kupił, potem moi rodzice oddali mu część pieniędzy, z tego co się orientuję. On wyjechał, ja zostałam... - wzruszyła lekko ramionami, otwierając drzwi do swojego mieszkania. Nieduży przedpokoik, a po prawej dwa schodki prowadzące w dół i dość obszerny salon, w jego tyle zaś drzwi do pokoju Amelie. Naprzeciwko drzwi do łazienki, a po lewej pokój Evy i trochę dalej kuchnia. Mieszkanie było urządzone dość skromnie, modernistycznie można rzec. Jasne mebelki, jasne ściany. Mieszkanie zajmowało całą szerokość niedużej kamienicy, dlatego na każdym piętrze mieściły się tylko dwa mieszkania. A pięter było pięć. Jednak budynek nie wyglądał śmiesznie, bo połączony był z bliźniaczą kamienicą.

Anonimowy pisze...

[ Jestem jak najbardziej za! Byłabym ogromnie wdzięczna za zaczęcie, bo już mi brak pomysłów, ale za to obiecuję, że następny wątek napiszę ja ;]

Kotofil pisze...

[ Ubiegłaś mnie, bo chciałam napisać - głównie dlatego, że twoja Mila ma twarz Dree H. @u@ Tylko kurczę muszę odpisać i jakby co, mam chyba pomysł ]

Unknown pisze...

- Mhm - wreszcie, mógł się spokojnie zaciągnąć! Jaki ten mózg jest jednak prosty w działaniu, daj mu trochę nikotyny albo chociaż wykonaj pewne charakterystyczne czynności, a zaraz się uspokoi, zaraz będzie błogo, chociaż wieje, jakby miało ci głowę urwać.
- Proponowałbym znaleźć jakieś miejsce, z którego na pewno nas nie wywieje - tak, zdecydowanie, kolumny to osłona zbyt wątła dla, nie czarujmy się, wychudzonej dziewczyny i małego, złośliwego chochlika. Najlepszy byłby jakiś lokal. Z herbatą. I salą dla palących.
Albo w ogóle jakiś lokal. To przecież nie koncert życzeń.

[oj tam, oj tam, kombinerki. Ja nie myślę cały czas :D]

Kotofil pisze...

[ well, chciałam to najpierw skonsultować, ale oko - jak ogarnę tym co nie odp. to napiszę ;) ]

Anonimowy pisze...

Tak, kojarzył tę blondynkę. Dziewczyna była obiektem plotek każdego studenta filologii angielskiej i nie tylko. Sam Jonathan nie miał szczęścia poznać dziewczyny, ale gdyby tak się stało nie sądził by ich znajomość zakończyła się tak jak większość opowieści jego znajomych.
Po części Blanchard wiedział jak musi czuć się Mila. On sam ostatnimi czasy był tematem plotek prawie każdej studentki na ich wydziału, a to dzięki jego arystokratycznemu pochodzeniu, majątkowi i dość ciekawej urodzie. Niestety żadna z tych głupiutkich dziewczyn nie zdawała sobie sprawy z braku zainteresowania ze strony obiektu swoich westchnień.
wielu kumpli Blancharda zastanawiało się dlaczego ten nie korzysta z okazji, ale nie wiedzieli oni o pewnej historii sprzed czterech lat kiedy to ukochana porzuciła go w dniu ślubu.
kiedy Mila usiadła obok niego, nerwowo poprawiał krawat, który jak zwykle wpijał mu się w szyję.
- Przygotowałem się do egzaminu,ale stres jest. A ty zestresowana?- zapytał uśmiechając się do dziewczyny i mimowolnie mierząc ja wzrokiem.

Kotofil pisze...

Piątkowy wieczór, pub. William Holland razem ze swoim przyjacielem, Tonym Visserem grali zwyczajnie w karty na barowej ladzie oddzielającej barmana od reszty klientów… których dzisiaj jakoś nie było wcale wiele. Zdawać by się mogło, że coś jest nie tak – piątek wieczór i w barze Vissera nikogo nie ma? To prawie tak koniec świata, Armagedon, ponowne przyjście Chrystusa, wahtever. To nie było, tak czy siak, normalne zjawisko w tym lokalu, ale jak najbardziej wytłumaczalne.
Otóż Tony Visser był poza Amsterdamem (nie wnikajmy już co ten pan tam wyprawiał) i gdy przyjechał, było grubo po 10 w nocy. Pub przeważnie otwiera się o ósmej, dziewiątej wieczór. Nie da się opisać zdziwienia ludzi, kiedy to ruszyli tyłki na miasto, do pubu, a było zwyczajnie zamknięte. Mimo to, nawet i po temu dwudziestej drugiej trafiło się trochę klientów, chociaż nie było takiego tłoku jak zazwyczaj. Holland odebrał telefon od znudzonego Tony’ego i przyjechał. Zawsze raźniej w końcu było pić we dwójkę, nie?
- Pierdolone korki – mruknął tylko Tony rzucając wybraną przez siebie kartę z dłoni na stół. Tutaj też mu nie szło. – Nudzę się.
- Mhm – mruknął Will. Akurat on miał to gdzieś. Był zmęczony po pracy i jedyne czego mu do szczęścia potrzeba, to szklaneczka burbonu z lodem i talia kart. Nic więcej.
Niedaleko nich, siedziała całkiem ładna blondynka. Choć może trochę za szczupła, nie ujmowało to wcale jej urodzie. Tony zawiesił na niej spojrzenie, a Will natychmiast to zauważył. Upił łyk ze swojej szklanki i zastanawiał się, co też jego przyjaciel zamierza. Gdy się dowiedział, o mało nie zakrztusił się ze śmiechu.
- Stawiasz 50 euro, że będzie wolała bzyknąć ze mną a nie z tobą?
- Pojebało cię? Daj kobiecie spokój – roześmiał się pod nosem, jednak zerknął na ową panią. – I oczywiście, że ze mną, bo jestem młodszy. Nie ma powodu w ogóle pytać – to był akurat żart, po to, by Visser dał sobie spokój.
- Przepraszam, mam pytanie…
Nie no, proszę. On naprawdę to powiedział.

Kotofil pisze...

[ I git – cieszmy mordki, będzie fajno! *mam nadzieję* :D ]

Wyglądała nawet zbyt „wytwornie” na taki luźny pub, ale dobrze. Akurat lokal Tony’ego nie był ani obskurny, ani nic z tych rzeczy. Całkiem miłe miejsce do siedzenia, picia i słuchania muzyki. Tylko dzisiaj akurat było cicho i to nawet za bardzo – ale Visser sam był sobie winny, zapewne jutro już ludzi będzie więcej, bo jak na razie przyszły jeszcze dwie osoby w przeciągu… trzech godzin. Czyli dobrze, nie będzie zbyt wielu świadków do podziwiania technik podrywu pana Tony’ego. Właściwie to Will sam nie wiedział, czego tak konkretnie chce Tony, ale pewine tego co zwykle… tylko na kij mu do tego Holland?
- Nie słuchaj go, za dużo wypił – William machnął ręką, chociaż wiedział, że kumpla i tak już nie powstrzyma. Owszem, to było całkiem zabawne, ale Will myślał też o kobiecie i doszedł do wniosku, ze dla niej już niekoniecznie, chociaż, kto wie. Tak czy siak, patologii mówimy zdecydowane nie!
- Sory, przyjaciel jest gejem…AŁ! – Tutaj dostał prosto między żebra potężnego kuksańca od samego Willa.
Kobieta chyba się zaśmiała, ale Holland nie był tego pewien. Był pewien natomiast, że była całkiem ładna. Co jak co, ale musiał przyznać Tony’emu, że wie kogo zaczepia.
- Po prostu chodzi o to, że się założyliśmy… - w tym miejscu przerwał, bo Will, który już olał wszelkie próby powstrzymywania go, dodał, że to Visser się założył, nie on – o to, którego z nas byś chętniej przeleciała. Stawka wysoka, 100 euro.
- Co?... – mruknął Holland. Na pewno nie będzie mu płacił, takiego wała.

Anonimowy pisze...

[Masz pomysł jakiś konkretny? :D//Brandi]

Anonimowy pisze...

Tego dnia Brandi miała wyjątkowo paskudny humor.
Rano zadzwonił do niej ojciec Mili, Dominic. Dzwonił do miesiąc i donosił, czego dowiedział się o sprawie zaginięcia swojej córki. Policja mówiła, że ma trop i że Mila może żyć - ale to był już trzeci trop w tym roku i prawdę powiedziawszy, wszyscy przestawali wierzyć. Wszyscy, oprócz Bran, więc kiedy Dominic znowu zaczął opowiadać jej, że to straszne tak stracić córkę, gdy znów płakał - Bran, wściekła, trzęsąc się ze złości, odłożyła słuchawkę. Nie chciała słuchać tego, jakoby Mila miała nie żyć. Musiała żyć!
Jechała na deskorolce przez miasto, specjalnie co chwilę potrącając przechodniów. Czuła, jakby wewnątrz niej ktoś zapalił świecę, która dymem zasłaniała i dusiła, i wędziła wszystkie wnętrzności. Miała gulę w gardle. I był to kolejny raz w tym roku, gdy nie wiedziała, co zrobić. Chciała się wyżyć, ale na kim? Jak? Gdzie? Co zrobić, żeby Słońce wzeszło znów?
Minęło kilka godzin, gdy się uspokoiła. Czuła ogromny smutek, ale złość z niej uszła. Wracała do domu na piechotę, deskę niosąc pod pachą, i niewidzącym wzrokiem oglądała wystawy. Przy niektórych zatrzymywała się na sekundę, dwie, i ruszała dalej. Przy innych wcale. Wszystko działo się na zasadzie "Mili by się spodobło", "Mila lubiła niebieski kolor", "Mila cudnie wyglądałaby w tym staniku, jeszcze lepiej bez niego". Co z tego, że każda taka myśl pogłębiała dziurę w sercu? To nie było istotne. Widocznie musiała cierpieć, widocznie zrobiła coś nie tak... Poza tym, w ciemności trzeba cierpieć...
W pewnym momencie zatrzymała się przed kwiaciarnią. Spojrzała na żółte i różowe tulipany. "Mila uwielbiała żółte. Różowe były jak jej usta..."
Weszła do pomieszczenia. Chciała kupić dwie, a potem narkotyzować się swoim bólem caluśką noc. I tak by nie zasnęła, tak przynajmniej będzie czuła, że coś zrobiła - choćby miało to tylko sprawić, że przeklnie kilka godzin ze swojego życia.
Wtem zauważyła kogoś o tej samej barwie włosów i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby z zaplecza nie rozległo się "Mila, ktoś czeka!" Bran wtedy już nie myślała. Widząc dziewczynę o jasnych włosach za ladą, przeskoczyła ladę, przewróciła jakiś bukiet i już po chwili gwałtownie odwróciła obcą kobietę. Radość, jaka ją przepełniała na moment na twarzy obcej osoby wymalowała rysy jej Mili. Ale to było tylko złudzenie.
- Ja... - bąknęła, po czym najzwyczajniej w świecie pokręciła głową. Zmęczenie całego dnia zwaliło się na jej ramiona. - Przepraszam. Wzięłam Cię za kogoś innego.
Jeszcze przed chwilą czuła i biła od niej radość, jaką można porównać do radości setek dzieci. Teraz w oczach nie było nic. Nawet zdumienia. Zwykła pustka, jakby świat w ułamku sekundy stracił całe swoje znaczenie i kolor.

Anonimowy pisze...

[To pacz tera.]

Gdy tracisz bliską osobę, jakby grunt ustępował spod palców. Zamiast jednak upaść, jesteś zawieszony w powietrzu. Obawiasz się, że spadniesz, które to spadnięcie sprawić by mogło, że przestaniesz cokolwiek czuć, ale nie spadasz. Wisisz. A wokół Ciebie świat istnieje, jakbyś nikogo nie stracił; nie dotykasz podłoża, a oni wszyscy tak.
Gdy stracisz najbliższą na świecie osobę, grunt nie ustępuje. Żyjesz jak dawniej i nikt nie zauważa tego bólu. Nie masz nawet prawa go czuć; bo jak to, będziesz ciągle to przeżywać? Ile można? Krzyknąć też nie możesz, przecież jesteś w tłumie. Wszystkie twarze są jakby znajome, ale z drugiej strony - nie ma Słońca. Są ciemne, zniekształcone, niewłaściwe.Nie rozumieją; ich Słońca wciąż są gdzieś w górze.
Przez chwilę Bran była pewna - jakże to było złudne! - że odnalazła tę właściwą drogę, że wszystko wróci do normalności, że świat nie będzie ani trochę zły anymore . Kiedy jednak zaszklone oczy przywrócviły prawdziwą twarz obcej (tak, dokładnie - wcześniej widziała Słońce), wszystko upadło ponownie. Jakby Milę straciła po raz kolejny. I znów widziała w wyobraźni największą obawę - jej kości, zbielone, stare, poszarpane ubrania będące na wpół zgniłe, brak oczu - tylko puste wgłębienia...
Nie usiadła, osunęła się na najbliższe krzesło. Zaklęła cicho, czującv, że po policzkach zaczynają płynąć łzy. Tak po prostu, chociaż nie płakała już tak dawno. Nie płakała pełna wiary, a teraz jakby... nagle do niej wszystko dotarło. Mila nie żyje!
Skuliła się na tym krześle i najzwyczajniej zaczęła płakać, szlochać, głośno, spazmatycznie, z pragnieniem, by ze łzami wypłynęła cała krew, by gdy dusiła się nimi, wypluła wszystkie wnętrzności i umarła, i by nic więcej nie było. Ręce na swoich ramionach zaciskała do białości i do siniaków, a i to nie pomagało - jak gdyby fizyczne odczuwanie zniknęło, jakby neurony uznały, że zbyt wiele bólu dprowadzi do wybuchu, do znknięcia Brandi.
Chciała zadzwonić do kogoś. Do Mili. Chciała powiedzieć, że się boi i że nie chce już żyć w świecie tak pustym i przykrym, tak ciemnym. Ale przecież Mila nie żyła...

Rafa Celoso pisze...

[Powiązanie z cyklu znamy-się-ale-chuj-wie-skąd są jak najbardziej spoko! A co do postaci... Nigdy nie wiadomo, czy jest ona aż taka pozytywna. A marudy są też ciekawe ;) hehe. Czekam na wątek ;)]

Kotofil pisze...

Oczywiście Tony czekał w zniecierpliwieniu na odpowiedź dziewczyny, bo w końcu jego ostatnie sto euro w portfelu czekało na ten werdykt; kompletnie inaczej sprawa miała się z Willem, który z rozbawionym uśmiechem popijał sobie whisky, ale patrzył na nią uważnie bez żadnego „stresu”. Zerknął na Tony’ego – roześmiał się, a potem znów na kobietę. Cóż, za dużo burbonu w siedzącym, spokojnym trybie, prawdopodobnie dawało o sobie znać. Na szczęście Willy tylko grzecznie sobie siedział i nie zamierzał podbijać stawki, jak można byłoby podejrzewać.
- Ha! – krzyknął triumfalnie Holland i zaśmiał się Viserrowi prosto w twarz, a ten pokręcił głową zawiedziony. Po chwili zgarnął ręką karty i swoją szklankę i przeniósł się do blondynki. Will również (zainteresowało go to i oczywiście musiał mieć oko na kumpla) i teraz mogła się poczuć otoczona – Will obok z prawej, Tony na wprost zza barem.
- Proszę pani, niech się pani uważniej przyjrzy. To oczywiste, że jestem przystojniejszy – rzekł Tony, wyprostował się, naprężył i uśmiechnął rozbawiony.

Anonimowy pisze...

Ja pierdolę, co ja robię.
Nie, to było żałosne. Co z tego, że... Nie wymawiaj tego! Co z tego, że boli? W obcym miejscu, z obcymi ludźmi? Brandi miała ochotę zapaść się pod ziemię. Słysząc, że szefowa może ją zawieźć do domu, pokręcił głową. Wzięła chusteczkę jedną, drugą, trzeci i doprowadziła się do porządku. Odetchnęła ciężko.
- Nie, nie trzeba, jeszcze umiem chodzić - powiedziała, starając się trzymać pionowo.
Wiedziała, że jeśli tylko wróci do domu i zostanie sama, skończy się to źle. Najlepiej byłoby zostać z kimś całą noc, najlepiej przy winie. Jutro weźmie wolne i będzie się męczyć, byleby się uspokoić. Zostać ze świadomością, że... nie wymawiaj tego!, i przyzwyczaić się do tej myśli.
- Ale wino i nieznajomy człowiek się stanowczo przyda - powiedziała, siląc się na uśmiech,
To było żałosne, Brandi. Nie powtarzaj tego. Wino pozwoli Ci zapomnieć.
[Nee, nie lubię. Ale melodramat był potrzebny. Na moment.]

Kotofil pisze...

[ Spoko, Tony jutro dołączy i Mila będzie mogła go zobaczyć z każdej strony >:D ]

- Anthony, polej tej damie – rzekł teatralnym głosem William. Wkręcił się. Trochę. Jak w każdą głupotę Tony’ego. Tony ukłonił się niczym kamerdyner, odwrócił do swojego królestwa alkoholi na półkach i wybrał coś sam. Gdy stanął do nich przodem ponownie, ujrzeli koniak.
- Na koszt firmy – rzekł Tony i nalał jej pełną szklankę, kolokwialnie rzecz ujmując, pierdoląc proporcje. Po chwili postawił przed nią trunek. – Tony Visser, przedstawił się i nawet sam sobie rączkę wyciągnął i ucałował. Potem, dalej trzymając dłoń Mili skierował ją wprost na twarz Willa. William, zezując, spojrzał to na Tony’ego to na Milę, powstrzymując się od śmiechu.
- William Holland, bardzo mi miło. – Ucałował nadstawioną dłoń.

Kotofil pisze...

[ Yah, zmusiłam kumpelę i nie miała wyboru, mwahaha. A i wygląd od początku był planowany Roberta Downey Jr. Tak, stanowczo za dużo Iron Mena, Holmesa i Avengersów @u@ ]

Gdy Mila tylko powiedziała o prezentacji tego i owego, Tony zaraz podłapał grę. A Will nie mógł być wcale gorszy, mowy nie ma.
- Umiem szpagat!
- Salto!
- Chuj, nie umiesz, nie pierdol… - Tony roześmiał się i dopił resztki alkoholu ze swojej szklanki. – Pokażę ci, jak to się robi.
Zdaje się, że cała trojka wzbudziła zainteresowanie klientów będących w pubie i nie dziwota, bo Will i Tony zachowywali się nadzwyczaj głośno. Zresztą, dwóch facetów oblegających Bogu ducha winna kobietę zapewne też wzbudzało zainteresowanie i bez krzyków. Ale Bogu ducha winna kobieta wydawała się być nawet zadowolona z tego faktu. Sam Holland wkręcił się na tyle, że naprawdę zamierzał zaprezentować swoje salto. I nie chodziło nawet o Milę a sam fakt tego, że chciał udowodnić Tony’emu, że jeszcze to potrafi. Zresztą, był przyjacielem, ale serio – porażka z tym podymiaczem nie wchodziła w grę. Mowy nie ma.
Tony wlazł na ladę.
- Poddaj się, niewierny.
- Nigdy – odparł mu Will, wstając z krzesła i odchodząc trochę od nich, stając blisko parkietu do tańczenia.
Zdawało się, że oni naprawdę chcieli to zrobić.

Kotofil pisze...

[ Mrrrrau @u@ Ale cieszę się, że postać "Tońka" sie nie zmarnuje :p ]

- Za co?! – zawołali niemal jednocześnie, jakby nieco piskliwym głosem. Tony kucnął na ladzie, zaprzestając rozciągania, a Will z głupim uśmiechem sięgnął ręką za bar i wyczarował sobie buteleczkę burbonu i oczywiście z buteleczki, do szklaneczki, potem do gardełka... I zadowolony uśmieszek.
- Dokończymy to kiedy indziej, załatwię cię, starcze – powiedział rozbawiony Will. Tony poklepał go po głowie, mamrocząc coś w stylu „tak, tak synu”, ale Holland dodaj jeszcze. – Nie podpuszczaj dziadka, krzyżu mu łupnie. Albo coś – wyszczerzył się złowieszczo do Vissera. Lubił mu dogryzać, tym bardziej odnośnie jego wieku.
- Wtedy pani zafunduje mi masaż. Starzy ludzie są tacy biedni i bezbronni…
Uważaj, bo kto uwierzy.

Anonimowy pisze...

Brandi pokręciła głową. Upiła łyk i wpatrzyła się w ciemność za oknem. Znowu pokręciła głową.
- Za mało wypiłam, aby o tym mówić. Po alkoholu jestem silniejsza niż bez, chyba - powiedziała, usilnie odrzucając myśli o Mili. Dobrze jej to nawet szło. - Mieszkasz tutaj, jak mniemam. Studiujesz?
Żeby całkowicie zapomnieć w tym momencie o swojej Mili, zaczęła oglądać ściany, półki, to, co na nich było, jednocześnie popijając wszystko winem. Wolałaby whisky albo... albo... samą wódkę, ona szybciej uderzała do głowy. Ale wino też może być; nie jadła prawie nic przez cały dzień, szybko się upije. A może potem z siebie wszystko wyrzuci? Byłoby dobrze. Brandi co prawda nie lubiła się zwierzać, ale było to pomocne jak nic innego.
- Kim jest ta dziewczyna, do której zaglądałaś?

Kotofil pisze...

- Grunt, że ładna. Co mi ze starego, zmarszczonego babsztyla… – rzekł całkowicie poważnie Tony, a William roześmiał się, opierając szklaneczkę z burbonem o brodę. Ten drugi z kolei w ogóle nie zauważył, że kobieta właśnie jemu się przygląda; bądź co bądź, to Tony był głośniejszy, zabawniejszy i w gruncie rzeczy to on z nią rozmawiał.
- I popatrz Willy, jeszcze wypić umie, anioł nie kobieta… – Mimo, że Visser czasem traktował kobiety niemal jak podludzi, to miał wyjątkową zdolność dostrzegania pewnych sygnałów i znaków, jak u tych uroczych person. I nie chodziło tu o wymowne spojrzenie Mili, ale już wcześniej zauważył, że to w Hollandowi przygląda się bardziej i zerka częściej. Oczywiście ten jełop niczego nie zauważył, ale od czego to ma się kumpla? Nalał Mili, dolał Hollandowi, a potem uśmiechnął się do obojga nad wyraz uroczo; Mila już zapewne domyślała się o co chodzi, a Will uniósł brew, ale machnął na to ręką i zatopił usta w szklance.
- Idę na chwilę na górę. Pilnuj panią, dobrze synuś? – I tanecznym krokiem powędrował do drzwi obok tych prowadzących do zaplecza i zniknął.
- W sumie, to nigdy cię tu nie widziałem… - powiedział cicho Will; można by nawet rzec, iż zamruczał do kobiety.

Anonimowy pisze...

Brandi uśmiechnęła się lekko.
- Widać. Może i jest tu bałagan, ale taki, jak u mnie w domu, taki... babski - rzekła, upijając znowu wina. - No i nie masz tutaj nic męskiego. Żadnych brudnych, męskich skarpetek, żadnych męskich gatek i koszulek, żadnych męskich dodatków, więc znając życie najpewniej też z nikim nie sypiasz - stwierdziła.
W tej chwili poczuła się głupio. Zawsze była nadmiernie bezpośrednia, ale ludzie, którzy ją znali, wiedzieli o tym i nie mieli jej tego za złe. Rzadko myślała nad tym, co powiedzieć, zwłaszcza, odkąd zniknęła Mila.
- Przepraszam. Zawsze mówię, potem myślę. Nie czuj się urażona, nie chcę Ci wchodzić z buciorami do łóżka. Wolałabym, w sumie, bez, w butach jest...
Zamilkła. To wino musiało być mocne. Albo po połowie lampki już zaczynało uderzać jej do głowy. W sumie, możliwe. Zwłaszcza, że nic nie jadła. Chociaż czy czasami skoro ostatnio dużo piła, nie powinna mieć mocniejszej głowy?

Anonimowy pisze...

Brandi uniosła brwi. Czyli z tym swoim całym podrywaniem była naprawdę grzeczną dziewczynką, bo nie sypiała z kim popadnie. Seks był zbyt ważny... Kolejna zdolność lesbijska, przynajmniej obecna u niej - doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak intymne jest zbliżenie. Nie uprawiałaby seksu z każdą osobą, którą poznawała... Prawie nikogo nie wpuściłaby do łóżka. Jeśli więc Bran zaczyna się z Tobą kochać jeszcze w łazience, wiedz, że nie znaczysz dla niej nic.
- Aktualnie pracuję jako kelnerka, ale zamierzam dawać korki. Od przyszłego roku, o ile mi się uda, pójdę na medycynę - powiedziała. - Mój brat już studiuje. W Londynie. Jesteśmy z takiej rodzinki lekarzy, tylko ja i mama się wyłamujemy.
Bran uśmiechnęła się lekko, siadając obok Mili.
- Pomyliłam Cię z kimś w kwiaciarni. Z moją zaginioną dziewczyną... miała włosy jak Twoje. I też miała na imię Mila... Miała - przełknęła wino; zamknęła oczy, wewnątrz krzycząc na siebie, by się teraz nie rozkleiła - bo nie żyje. Mila nie żyje.
Uniosła powieki i uśmiechnęła się blado. Nie chciała tego roztrząsać. Płakałaby, a płacz tu nie pomoże.

Anonimowy pisze...

Nie chciała o tym rozmawiać.
Dolała sobie jeszcze wina, jednocześnie czytając etykietkę - skąd wino pochodziło, z jakich winogron było robione, co do niego dodawano. Rozumiała prawie wszystko; dobrze, wiedza nie umknęła jej, choć dziewczyna się tego nieco obawiała. W końcu, gdyby chemia jej uciekła z głowy, jak miałaby zdawać na medycynę za kilka miesięcy?
Upiła spory łyk i westchnęła. Wstała i poszła za Milą, a widząc, co robi, zmarszczyła brwi.
- Co Ty tam łykasz, hm? - zapytała, podchodząc do niej. - Mam wrażenie, że to nie jest witamina C, wiesz? Pokaż mi - powiedziała ostro.
Odstawiła kieliszek. A co tam, będzie się działo!

Anonimowy pisze...

Brandi spojrzała na nią i zgodziła się, okej. Niech jej da tego ciasta, ale trzeba działać szybko. Bran nie miała pojęcia, co ta dziewczyna wzięła, ale widocznie coś mocnego, skoro ukryła to. Zachowywała się jak Sarah, gdy jeszcze była narkomanką... Podchodziła do sprawy z taką samą radością, rozbawieniem...
Kiedy tylko nadarzyła się okazja, Brandi przedarła się do kuchni, nawet pomimo tego, że Mila usiłowała ją odepchnąć - Bran była silniejsza, w końcu uprawiała sport w postaci siłowania się ze swoim psem. Gdy tylko wyjęła leki...
- Ty chyba oszalałaś - powiedziała ostro, patrząc na leki. - Ile tego wzięłaś, co? Nieważne, nawet, jeśli niewiele, to popiłaś to alkoholem, to silne leki, kurwa, naćpałaś się przy mnie - rzekła.
Już czuła, że alkohol z jej krwiobiegu wyparował. Była trzeźwa i poważna. I wiedziała, że musi zrobić kilka rzeczy, przede wszystkim zmusić dziewczynę do wymiotów, potem zaś zawieźć ją do szpitala, bo kto wie, co jeszcze... Nie, nie może jej zawieźć do szpitala! Jeśli okaże się, że zna ćpunkę!...
- Ja pierdolę, ja mam szczęście - powiedziała lodowatym tonem. - Wyrzygaj to. Natychmiast!

Kotofil pisze...

- Nie wierzę, że nie masz się z kim napić – uśmiechnął się z lekkim pijackim „akcentem”. Dobił resztki ze szklanki. To chyba powinno mu się chwalić, bo nie oglądał się za każdą ładną pupą, ani też bezczelnie nie mierzył kobiet wzrokiem, co nie znaczy jednak, że nie lubił popatrzeć, nie, nie. William był takim przyczajonym tajniakiem; gdy mógł sobie beztrosko, spokojnie patrzeć, to wtedy właśnie wytężał patrzałki i podziwiał. I w sumie dziwne, że jej nie kojarzył. Bo kojarzył sporo osób z pubu Tony’ego, ale być może Mila pojawiała się dopiero w sytuacjach takich jak ta, gdzie William powoli tracił trzeźwy kontakt z rzeczywistością i zatapiał usta w co kolejnej szklance alkoholu. Bądź też w takim, gdy grzecznie sobie tu siedział i grał na scenie. Nieważne – grunt, że teraz na siebie wpadli, nie?
- Miło z twojej strony – powiedział dalej lekko się szczerząc i gdy sobie nalał do szklaneczki, zatopił w niej pysk i zassał zawartość niczym odkurzacz. – Wyglądam na tyle ciekawie, czy to tylko po prostu grzeczność – mrugnął do niej przyjaźnie i skosztował kolejnego łyku trunku. I taki był z nim cały problem – gdy zaczął, zwyczajnie nie potrafił przestać. Że aż nawet zapomniał o kumplu, który miał tu zaraz wrócić. Podobno…

Anonimowy pisze...

- Dzwonię na pogotowie, potrzebne Ci czyszczenie żołądka - powiedziała ostro, wyjmując telefon. - Idiotka! Nikt nie mieszka leków z alkoholem, bo nie tylko nie działają, ale i wprowadzają w fazę, kretynko! - zawołała głośno. Co z tego, że wszystkich obudzi? Co z tego, że będzie mieć problemy? Nie zna tej idiotki. Nie zna jej! Ulotni się stąd i po sprawie, nie będzie się przejmować jakąś chorą ćpunką!
Szybko wybrała numer. Patrzyła przy okazji na Milę, gotowa nawet i ją uderzyć, jeśli spróbuje coś zrobić.
Nienawidziła takich sytuacji. Nienawidziła ludzi przegranych, bo była zbyt dumna, by się wokół takich kręcić. Jej przyjaciele i bliscy musieli być silni, bo nie tolerowała słabości. I nie potrafiła pomagać, nie potrafiła być subtelna w trudnych sytuacjach. Tak, jak i teraz. Ale może to lepiej?
- Dzień dobry, znajduję się na ulicy X-skiej 7, mam tutaj dziewczynę, która połknęła antydepresanty i stabilizatory nastroju i popiła winem, nie wiem, ile wzięła, ale ma już rozszerzone źrenice, a wzięła kilka minut temu... Tak, tak, nie, nie znam jej, przyślijcie tu kogoś, a ja... Tak...
Była wściekła. Ręce zaczęły się jej trząść z nerwów.
[Czuję, że Bran jej nie lubi.]

Anonimowy pisze...

Cały czas była przy telefonie. Mówiła ratowniczce, że blondynka wyszła, że trudno byłoby ją zatrzymać bez szarpaniny, a naćpana nie wiadomo, co zrobi. Nie, nie powie, jak się nazywa, bo ma głęboko w dupie całą tę chorą sytuację. Tak, to te i te leki, nie są zbyt ciężkie w połączeniu z alkoholem, ale i tak powinno się uważać. Tak, tak. Nie, nie ma pojęcia, gdzie poszła i nie, nie chce wiedzieć. Nie, nie chce rozmawiać z ratownikami i z policją, zaraz stąd wychodzi. Tak, niech policja się zajmie tą narkomanką.
Nie wyjaśniła nic Angel, po prostu wyszła z tego chorego mieszkania. Nie miała ochoty słuchać o tej chorej sytuacji. Zrobiła, co do niej należało. I nie kupi kwiatów w tej kwiaciarni. I nie będzie szła za żadną empatyczną osobą. Większość to chore ćpuny.
[Co zrobisz dalej, tak z ciekawości?]

Anonimowy pisze...

[Och, nie o to mi chodzi. Raczej co Mila zrobi z faktem, że przez Brandi ma policję na karku. Wątpię, aby pozwolono narkomance (lekomance, jak wolisz) wałęsać się samej po ulicy Oo]

Anonimowy pisze...

[Brandi niecierpliwość i niechęć do słabości odziedziczyła po mnie, więc pewnie tak. Z tym, że ja zrobiłabym to po cichu, bez kłótni, by tamta nie zwróciła na nic uwagi, dopóki policja i lekarze by nie wpadli ;3]

Anonimowy pisze...

[Brandi niecierpliwość i niechęć do słabości odziedziczyła po mnie, więc pewnie tak. Z tym, że ja zrobiłabym to po cichu, bez kłótni, by tamta nie zwróciła na nic uwagi, dopóki policja i lekarze by nie wpadli ;3]

Kotofil pisze...

- A ja facetem, wiesz?... Mogę być zboczeńcem, mordercą, debilem, czy kimś tam. Nie boisz się mówić takich rzeczy?– zapytał z lekka ironią, uśmiechając się pod nosem, a potem zerknął na nią i kolejny łyczek. Odetchnął z sielskim wyrazem twarzy, zamrugał kilkakrotnie oczami. Patrzył w jej stronę, nie chcąc stracić ostrości. W gruncie rzeczy podobało mu się, że była taka bezpośrednia i szczera wobec niego, ale znając kobiety, to równie dobrze mogła być zwyczajna, „elegancka” zagrywka, nic więcej. Znał kobiety, które właśnie w taki sposób lubiły się drażnić z facetami w nic z tego nie wynikało. Ot, for fun.
Tony? Tonny?... A kto to w ogóle jest?

Kotofil pisze...

- Jakaż ty tolerancyjna – roześmiał się, patrząc jej prosto w oczy. – I wcale jakiś dużych wymagań nie masz. Normalnie ideał kobiety, co? – mrugnął do niej. Wcale się nie nabijał. No, może troszkę, ale niekoniecznie z niej, tylko tak, ogółem. Jej komentarze również były rozrabiające, więc zaśmiał się jeszcze raz, krótko. Pociągnął łyk ze szklanki i tym samym opróżnił jej zawartość. On akurat miał wyjebane na to, co tam sobie inni poczynają, więc jej odpowiedzi w ogóle go nie zgorszyły czy też oburzyły, nieważne.
- Wytrwały z ciebie zawodnik – mruknął i nalał jej burbonu, który powoli zaczął się kończyć. Dolał jeszcze sobie i ot, koniec. Ze smutkiem spojrzał na butelkę, a usta wykrzywił w charakterystycznej podkówce. Oczywiście udawał, bo brak alkoholu nie był dla niego tak ogromną żałością, ale… cóż, zawsze trunki miał przed sobą na półkach i mógł beztrosko okraś Tony’ego, nie?

Kotofil pisze...

- Nie wątpię – przytaknął z rozbawieniem i pokiwał głową. Popijał co chwila zawartość szklanki i doprawiał się jeszcze bardziej. Wątpliwie jednak, czy po tej jednej szklance mogłoby mu jeszcze coś dolegać – czucie miał, Milę widział teraz całkiem wyraźnie, więc chyba było w porządku.
- Pewnie, tylko powiedz mi gdzie – rzekł z uśmiechem i wstał, wyprostowując się. Zdecydowanie za długo zasiedział się z Tony’m, a teraz i z Milą. Rozciągnąwszy się, spojrzał na blondynkę z uśmiechem. Cóż, można z ręką na sercu powiedzieć, że do odprowadzania kogokolwiek to on się średnio nadawał, ale póki się nie chwiał we wszystkie możliwe strony, to dało się znieść. Chyba. Tak czy siak, Holland kobietom nie odmawiał, a ta pani była na tyle urocza, że zgodził się niemalże od razu.

Lotte pisze...

- Za tydzień ma wprowadzić się do mnie taka jedna dziewczyna - odparła z lekkim uśmiechem. - Widzisz, Mila, gdybyś wcześniej się odezwała i dała znać, to byśmy rozwiązały to inaczej, a teraz? Teraz, co najwyżej, możesz być moim gościem... - rzekła iście dramatycznym tonem, przykładając zewnętrzną stronę dłoni do czoła. - Za ile będzie pizza? - spytała, kiedy ściągnęła już buty i powędrowała do kuchni, gdzie w jednej z szafek schowaną miała butelkę alkoholu, o której wcześniej wspominała. Była głodna i to cholernie, a w jej brzuchu burczało na tyle głośno, aby co jakiś czas docierało to do uszu blondi.
Eva nie jadała zbyt dużo, ale kiedy miała ochotę na jedzenie, to po prostu jadła. A taka ochota przychodziła zupełnie niespodziewanie i to było w tym wszystkim najgorsze.

Unknown pisze...

[ a mogę wiedzieć jak i gdzie? :D bo widzę, że Will już to namieszał co nieco z moim Tony'm xD ]

Unknown pisze...

[ a nie, ogarnęłam już :D wymyślę coś i napiszę :P chyba, że Ty masz jakiś pomysł ;) ]

Unknown pisze...

[ nie ma sprawy :D ]

Daniel pisze...

[No ja jestem za;) zaczniesz może coś? ja mam dzisiaj zjechay mózg biologią]

Daniel pisze...

Chłopak aż lekko podkoczył, kiedy usłyszał dziewczynę. Zwyczajnie wczesniej jej nie zauważył, szkicował właśnie więc był nieco w swoim świecie. Jednak jak tylko zobaczył, kto się dosiadł uśmiechnął się lekko. a szkicownik został automatycznie zamknięty. Nie lubił jak ktoś oglądał jego prace, w szczególności te nieskończone.
Nie znała go zbyt dobrze, gdyby znała to wiedziałaby, że chłopak nie nalezy do tych, którzy jakos często umawiają się na randki. Był względem dziewczyn nieco nieśmiały, jak przychodziło do czegoś więcej niż czysto koleżeńskich stosunków.
-Nikogo nie odstraszasz, nie martw się -uśmiechnął się prostując się na krześle.
-CO słychać? Nie widzieliśmy się jakiś czas.

Lotte pisze...

Drgnęła, słysząc pytanie zadanie przez Milę. Daniel... Czy naprawdę wszystko musiało się sprowadzać do jego osoby? Zagryzła lekko wargę, wyciągnęła dwie szklaneczki i worek z kostkami lodu, kładąc wszystko na kuchennym stole. Kuchnia była dobrym miejscem do przyjmowania gości. Zawsze mogły przejść do salonu, gdyby naszła je ochota na film. Ale na razie, Eva włączyła tylko radio i zajęła jedno z krzeseł, polewając trochę whiskey i wrzucając po trzy kostki lodu.
- Nie wiem. Chyba nie jesteśmy już razem - mruknęła cicho. Od dłuższego czasu nie miała od niego żadnych wiadomości, a naprawdę nie chciała mu się narzucać. Początkowo zżerała ją, być może nieuzasadniona, zazdrość, ale z czasem wszystko stawało się coraz bardziej obojętne.
- Przeszkadzało mi to, że niby byłam z nim, a byłam sama... Rozumiesz? - spytała, unosząc lekko brew ku górze.

Kotofil pisze...

- Nie wiem. Nieważne – machnął ręką lekceważąco, bo nie wiedział ile sam wchłonął, a co dopiero Mila. W sumie to problem Tony’ego, on tutaj tylko sobie grzecznie pije, ot, nic więcej. Zresztą, można spokojnie założyć, że na koszt firmy, bo Tony lubił rozpijać kobiety całkowicie za darmo. Oczywiście to co się potem z nimi działo, to kompletnie inna sprawa… Tak czy siak Mila mogła opuścić pub bez dodatkowych kosztów, ot co.
- Nie mam pojęcia gdzie on jest – mruknął jeszcze z uśmiechem i unosząc ręce do góry, rozciągnął się. – Możliwe, że nas olał… - to byłoby całkiem w jego stylu.

Daniel pisze...

Rzeczywiście wyglądała o niebo lepiej. Aż miło było popatrzeć, chociaż była nieco nie w typie chłopaka. Nie żeby mógł cokolwiek zarzucić jej urodzie, jednak on był chłopakiem który woli te grzeczne dziewczynki, a ją znał tylko jako imprezowiczkę.
-Sophie z tego co wiem nie ma jeszcze planów -powiedział słysząc o wakacjach.
-Chociaż to może nie jest dobry pomysł żebyś ją brała -dodał po chwili przypominając sobie, że siostra coś wspominała i klinice i problemach dziewczyny.
-Słyszałem że miałaś ostatnio trochę problemów, a sama wiesz że Sophie nie jest najlepszym kompanem do utrzymywania zdrowego trybu życia.

Eva Smit pisze...

- Słyszałam o nim... - dodała tylko dla pewności, zanim Mila zaczęła opowiadać. Można było, więc stwierdzić, że obie były w bardzo podobnej sytuacji. Z tym, że Mila była mężatką, a Eva tylko snuła podobne plany względem Daniela. Nie ukrywała tego, że ma złamane serce - nie ukrywała tego przed sobą, ale nie pozwalała całemu światu zwalać jej się na głowę i wtykać nos w nie swoje sprawy. Czasami potrzebowała pocierpieć w samotności, cierpiała zwykle wtedy, kiedy była sama, a przy innych była tym energicznym promykiem, któremu uśmiech nie znika z twarzyczki.
- Chyba jednak nie istnieje coś takiego, jak wieczna miłość. Byłam głupia, że w to uwierzyłam... - mruknęła i upiła sporego łyka whiskey. - Ale przy nim nic innego, nie miało większego znaczenia, wiesz?

Anonimowy pisze...

Dla Lil było zaś typowe to, że nie gotowała, bo jej się nie chciało i nie potrafiła. Pieniędzy też szkoda jej było na jedzenie, bo codzienne zamawianie pizzy lub chińszczyzny nieźle uszkodziłoby jej budżet, a za coś trzeba było imprezowa i kupować nowe farby, czyż nie? Dlatego Norweżka była niezłym przykładem drobnego pasożyta, który uwielbiał podkradać przekąsi innych. Za wiele ich nie potrzebowała, bo jej żołądek przyzwyczajony był do małej ilości pokarmu, ale jednak.
Na szczęście miała Drozdową. Cudną piłkarkę Drozdową, do której mogła wpadać o każdej godzinie, a ona upiekłaby jej ulubione ciasto z truskawkami.
Kiedy tego dnia zobaczyła znajomy wpis na facebooku, wypadła od razu z mieszkania – w za dużym, luźnym T-shircie i czarnych legginsach z BlackMilk w odwrócone, białe krzyże. Wskoczyła do autobusu i niedługo później znalazła się przed drzwiami koleżanki. Nie zdążyła nawet zapukać, gdy drzwi się przed nią otworzyły otworem.
- Nie waż się go dawać nikomu innemu! – ostrzegła, lecz chwilę później uśmiechnęła się szeroko.

Daniel pisze...

Sam poczuł się nieco dziwnie, bo o psychiatryku nic nie słyszał. Sophie użyła ładnego sformułowania 'jest w klinice, bo była trochę wycieńczona' nic więcej nie wiedział.
-TO nie jej wina -powiedział od razu kręcąc lekko głową.
-Jak chcesz się złościć, złość się na mnie. Nie widziałem Cię przez jakiś czas, więc zacząłem się wypytywać, i tak dowiedziałem się jedynie że jesteś w szpitalu, nic konkretnego. - z ust Daniela wydobył się potok słów, jak zawsze kiedy coś tłumaczył.
-Z tego co wiem tylko ja jestem w tym przypadku natrętem i nie odczepiłem się od niej po 'nie twój biznes', nie rozpowiada tego na prawo i lewo... -co jak co, ale nie można było powiedzieć o Sophie by była jakąś paplą.

Daniel pisze...

[jeździsz po bandzie, aż mi głupio odpisywać suchą, pozbawioną finezji i polotu prozą xD]
TO że miało to pozostać między nimi, było oczywiste. Są sprawy o których się po prostu nie mówi, i chłopak doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
-będę milczał jak grób, to nie moje sprawy -uśmiechnął się lekko upijając trochę swojej kawy.
-Gdzie planujesz wakacje, że szukasz towarzystwa? -spytał po chwili, poniekad chcąc skończyć temat, bo wydawao się że nie jest on dla dziewczyny najprzyjemniejszy.

Lotte pisze...

Nie zgadzała się z Milą. Jasne, była głupia, że uwierzyła w to, iż chłopak ze studiów zostanie z nią na zawsze. Kto chciałby zostać z Evcią na zawsze? Była rozchichotaną trzpiotką i pewnie większość ludu po prostu było przykro, kiedy taką dziwną dziewczynę mijała. Jeszcze całkiem niedawno, nie potrafiła zachowywać się adekwatnie do sytuacji. Śmiała się praktycznie cały czas i wciskała swój nos tam, gdzie nie trzeba. Teraz ograniczała te dwie czynności, ale i tak żaden facet przy zdrowych zmysłach, by z nią nie wytrzymał. Kobieta też nie. Jak widać, Eva wszystkie niepowodzenia w tym związku, zrzucała na siebie. Daniel był niewinny. To ona zawiniła, a blondynowi się wcale nie dziwiła i koniec.
- Pierdolić facetów - mruknęła, co mogło być dziwne, bo przecież Evcia nie przeklinała. Nie przy ludziach. Uniosła w połowie pełną szklanicę, w której powoli rozpuszczały się kostki lodu i uśmiechnęła się. - Nasze zdrowie, Miluś.

Gaspard Morel pisze...

[Przepraszam za nieobecność. Już jestem. :)]
Któż nie lubił tych chwil rozkoszy wolności i zwierzęcego instynktu, kiedy świat nie ma znaczenia? Kiedy liczy się tylko to, co odczuwają całym ciałem, rozgrzanym do granic możliwości?
Z przyjemnością spełnił jej prośbę. Wszedł w nią i mocnymi silnymi ruchami dążył do szczytu ich rozkoszy. Zagłębiał się w nią do końca uderzając ją mocno. Jej głos był melodią dla jego uszu.

Gaspard Morel pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Gaspard Morel pisze...

Oddychał ciężko, westchnienia same wyrywały mu się z gardła. Jeszcze kiedy dziewczyna rozluźniła się pod nim, mocno poruszał się w jej wnętrzu. Wiedząc, że w ten sposób nie uda mu się skończyć, a jego męskość jest boleśnie napięta, wysunął się z niej. - Dokończ. - mruknął, podsuwając swój członek do jej dłoni. Wolałby widzieć go w jej ustach, ale może sama się domyśli?
Dla nich obojga był to niezobowiązujący seks, który miał im dać jak najwięcej przyjemności. Chyba żadne z nich nie podchodziło do tego na poważnie.

Angel Evans pisze...

[ Hej beeeeeeeejjjjjjbe! Przepraszam, że dopiero teraz, ale mam urwanie głowy przed końcem roku ;/ ]

Angel w zasadzie coraz bardziej zadomowiała się u Mili. Czy to dobrze? Sama nie wiedziała. Chciała przecież szukać mieszkania, ale w zasadzie tylko dlatego, aby nie oglądać znajomego już prosiaka. Teraz był zasłonięty, więc w czym jej przeszkadzał? Ale i tak postanowiła, że ostatecznie przeniesie się gdzieś indziej, aby nie bruździć bardziej w życiu pani Drozd. I chyba się udało.
Niedawno znalazła całką ciekawą ofertę, która zapewniałaby jej ciepły kąt, oraz nawet ciekawe towarzystwo. Czego chcieć więcej? Ale jak wiadomo, póki nie podpisze się papierów, nic nie ma na sto procent. Lecz cieszyć się już można. Chyba.
A teraz siedziała w pokoju, który zajmowała od pewnego czasu, brzdąkając na gitarze. Śpiewała cicho, nucąc smutne słowa. Nie miała ochoty na melodie radosne, bo czym tak naprawdę się radować?
W pewnym momencie zadzwonił telefon. Dziewczyna wyrwana z zamyśleń zmarszczyła brwi, odłożyła gitarę na bok, a potem odebrała połączenie.
- Halo? - spytała cicho, a gdy moment później usłyszała znajomy głos, zastygła. Jej oczy się zaszkliły, serce oszalało. - To ty...?! - jęknęła. Podeszła do parapetu, lecz zaraz odwróciła się w stronę drzwi, w których teraz stała Mila.

Daniel pisze...

Sam mały domek brzmiał pięknie, a co dopiero coś więcej. Jadąc do TOskani, można by było mieszkać chociażby w namiocie i też by było fajnie.
-Ja tam jestem żebyś ją zabrala, chociażby i na dwa miesiące -uśmiechnął się lekko. Prawda była taka, że czasem przy swojej kochanej siostrzycce chłopak przestawał być tak grzeczny jak zazwyczaj, a późniejszy kac był nie do wytrzymania. Nie była to jej wina, jednak bez niej znacznie łatwiej było się trzymać w miarę trzeźwym.
-Tylko niech się po pijaku z żadnym Włochem nie ochajta, podobno straszne z nich nieroby...

Daniel pisze...

[co to tych powiązań, bo zapomniałam, w sumie nie mam nic przeciwko, ale nie chciałabym namieszać i robić tej rodzinki mieszkanki francusko-polskiej mieszkającej w amsterdamie, takze nie obraziłabym się gdybyś zmieniła nazwisko jednaj na Durand;)]

Angel Evans pisze...

Odrętwiała spoglądała na Milę, wsłuchując się jednocześnie w głos osoby "ze słuchawki". A gdy dziewczyna wyszła, Evansówna znowu odwróciła się w stronę okna, opierając jedną z dłoni o parapet. Wzięła głęboki wdech, kontynuując rozmowę.
Po półgodzinie wyszła z pokoju. Gdyby Drozd ją teraz zobaczyła, mogłaby zauważyć lekko rozmazany makijaż blondynki, która z całej siły próbuje się opanować i powstrzymać płacz.
Szybko wparowała do łazienki, doszła jako tako do siebie, ostatecznie opierając się o drzwi. Przymknęła oczy, wzięła jeszcze raz głęboki wdech. Kilka minut później wolnym krokiem zmierzała do kuchni.
- Dobre to ciasto ci wyszło - powiedziała krótko. Kto by pomyślał, że rycząc można zjeść ciasto. Taaak, dla niej to było dziwne. - Masz jeszcze? - spytała, a właściwie jęknęła cicho, siadając przy stole, z morową, kamienną miną. No kuź.wa,zaraz znowu się poryczy.

Daniel pisze...

-Jeśli ona Ci nie przeszkadza, to ja się jej chętnie pozbędę -zaśmiał się cicho, lubił z nią spędzać czas, ale przydałyby się wakacje.
I owszem, był grzeczny. Prawiczkiem już co prawda nie, co nie zmieniało faktu, że niejednokrotnie brany był za dziwnego, nienormalnego czy świętoszkowatego, bo nie był tacy jak reszta. Czy mu to przeszkadzało? Jakoś nie bardzo.

Gaspard Morel pisze...

Uśmiechnął się słysząc jej odpowiedź, a potem westchnął z przyjemności. Musiał zapamiętać, że na Mili można polegać. Wplótł palce w jej włosy, przez chwilę się nimi bawił, ale potem właściwie przytrzymywał ją przy sobie. Zaczął żałować, że ta chwila nie ma szansy trwać zbyt długo. Poruszał biodrami mocniej wpychając jej członek do ust.
Niedługo potem jego podniecenie sięgnęło zenitu. Spojrzał na jej słodką twarz, a potem jęknął z rozkoszy i zadowolenia spuszczając spermę w jej czerwone od "pracy" usta.

Unknown pisze...

Pytanie to zabiło Savvie przysłowiowego ćwieka. Bo jak można odpowiedzieć? "Nie wiem" będzie niezwykle nietaktowne, słowa "Zdaję się na ciebie" w podświadomy sposób podkopują autorytet, o ile jakikolwiek w tym wypadku istnieje... I stał tak, zasępiony niby filozof głowiący się nad problemem sensu istnienia, wiatr próbował wyrwać mu parasol, a dymem z papierosa dmuchał w oczy.
- Miejsca, które znam i lubię, są albo zamknięte, albo też pełne skacowanych bywalców z poprzedniej nocy - w końcu, odpowiedź taktowna, z aluzją zdania się na gust Mili. - Ewentualnie... - zrobił pauzę, jakby zastanawiał się, czy na pewno chce o czymś wspomnieć. Zastanowienie owo było sztuczne, bo, koniec końców, Savva niejako miał wrodzony instynkt co do tego, jakie rzeczy mówić należy, a które przemilczeć. - ... jest jeden lokal. Gdy akurat nie jest zadymiony, na ścianie widać porosty.


[huh, w sumie, to niejakim archetypem Savvy był mój, dosyć daleki, znajomy (niski, cyniczny, lubi jazz, nosi Kapelusz, bo "kapeluszem" nazwać go nie można). Typ chyba raczej nie ten sam, ale może podobny]

Gaspard Morel pisze...

Był w takim stanie, że nie specjalnie przejął się jej oburzeniem. Przecież mogła powiedzieć wcześniej, że tego nie lubi.
Ułożył się wygodnie na jej łóżku i patrzył co robi. - Powiedziałbym... okazyjnie. - Nie był narkomanem i raczej nie ciągnęło go specjalnie do tego typu używek. Nie ze względu na jakieś wyższe wartości, ale zwyczjanie nie potrzebował takiego oderwania od rzeczywistości i wolał pamiętać wszystkie swoje zachowania. - Ale nie odmówię, jeśli postanowisz mnie poczęstwoać. - Dodał i uśmiechnął się lekko.

Gaspard Morel pisze...

Wcale nie gapił się ciągle na jej biust! A przynajmniej nie tylko. W między czasie wciągnął na siebie bokserki, a potem ponownie się położył na łóżku. W końcu, gdy dziewczyna delektowała się chwilą po zaciągnięciu, wyjął jej skręta z dłoni i sam pociągnął. Po chwili odetchnął głęboko i uśmiechnął się lekko. - Niezłe. - Przyznał. Ponownie się zaciągnął, ale nie wypuścił dymu od razu, ale nachylił się do jej warg i pocałował ją, pozwalając by opary dotarły do jej ust. Potem ponownie się odsunął, zaciągnął i oddał jej skręta. Westchnął cicho z zadowoleniem. Nie ma to jak miło spędzony wieczór.

Unknown pisze...

[ nie mam pojęcia, co :D bar czy jakiś 'neutralny grunt'? :P ]

Kotofil pisze...

[ nie wiem czy byli jeszcze w lokalu czy poza nim… anyway :P ]
- Tony wszystkie olewa. Rucha i olewa, rucha i olewa… rozumiesz, nie ma się czym przejmować – wymamrotał z głupim śmiechem, bo przecież w swej szczerości nie chciał być gorszy, a i również był wylewniejszy, będąc w stanie wskazującym, a co dopiero, gdy otrzymał do tego odpowiedni… „implus”, tak to ujmijmy. – Też bym chciał być takim tępym chujem, bez serca, ale nie umiem. Dlatego nie lubię ruchać kobiet… hm, to znaczy…
Zabrakło mu słowa i znowu się roześmiał. Zapewnie to było działanie Mili. Jej niesamowita bezpośredniość (nawet po pijaku, ale pijany pijanego nie rozlicza…) była dobrym kopem do wypowiedzenia nurtujących go zagadnień.
- Chodzi mi o to, że nie potrafię… wiesz, po prostu się z kim r…przespać, bo to zawsze wiąże się z tym, że one potem czegoś chcą, a ja nie mogę im tego dać. Tony nie ma z tym problemu – dodał, wsadzając dłonie do kieszeni kurtki. Było w cholerę zimno. – Chyba mam za dobre serce, albo coś w tym stylu.
Cóż, przynajmniej chłodny, wieczorny wiatr miał cudowne właściwości otrzeźwiające…

Turner pisze...

[Za to, że jarasz się tym jak Londyn w 1666 roku to ja przybijam Ci piąteczkę! Hahah, myślałam, że tylko ja tak mówię!:D O, wiesz co? ja trochę utożsamiam się z Milą! Znaczy.. Tylko jeśli chodzi o ten semiwegetarianizm. :| Pomysł na wątek? hmm... Czy Mila ma jakieś problemy z prawem? :> ]

Gaspard Morel pisze...

W drugiej kolejce zaciągnął się tylko raz i słabiej. Wiedział, że nie ma silnej głowy do tego typu "środków", a nie chciał paść w trans przed nią. Na szczęście dziewczynę już brało, na co wskazywał jej chichot. Uderzał palcami o swoje udo według dźwięków muzyki. Miała rację twierdząc, że jest mocne.

Turner pisze...

[Problemy z rozwodem byłyby w tej sytuacji wskazane, bo jako, że Anthony ni ma jeszcze licencji prawnika i może jedynie robić praktyki, to mógłby Milę tylko przesłuchiwać czy coś w tym guście ;> ]

Unknown pisze...

Tony był sukinkotem, to każdy wiedział. Ostatnio się o tym przekonała pewna ładna i... otwarta kobieta. Obyło się bez złamanego nosa i innych obrażeń, za to aż nazbyt dosadnie Visser odczuł zatrzaśnięcie mu drzwi przed nosem. Może nie byłoby nawet tak źle, gdyby nie fakt, że w jej mieszkaniu została jego komórka. A w niej bardzo osobiste zdjęcia i... hmmm. No kurna, musiał ją odzyskać, inaczej piekiełko może przerodzić się w duże piekło, a tego Tony nie chciał. Już dosyć miał kłopotów ze zranionymi kobietami. Po burzy mózgów wpadł na świetny i raczej prosty do wykonania pomysł. Drogą dedukcji wymyślił, że jest pewne coś, od czego kobietom od razu mięknie serce. I nie tylko serce, ekhmm... Visser, jesteś boski.
Tego dnia było raczej ciepło, więc Tony mógł odsłonić to i owo i pokazać wszystkim, jakie to on ma zajebiste ciało. O ile zwyczajnie chodził w koszulach na długi rękaw, teraz założył t-shirt opinający jego umięśnione ciało, krótkie spodenki i na nos założył standardowo okulary. Swoje kroki skierował ku kwiaciarni. Taaak, kobiety kochają kwiaty, a Tony miał nadzieję spotkać jakąś miłą kwiaciarkę, a nie jakąś nabzdyczoną starszą panią. Przekroczył próg kwiaciarni znajdującej się najbliżej jego lokum i już miał wybrać jakieś badyle, ale jego wzrok padł na osobę, którą zdążył poznać.
- Poproszę te, te i te - po kolei wskazywał jej kwiaty do kompozycji i można powiedzieć, że gust miał całkiem dobry. Bo wyuczony. W końcu nie pierwszy raz dawał obrażonej na niego kobiecie kwiaty. Można się domyśleć.
- I ten bukiet róż - zakończył i uśmiechnął się. - Dla ciebie - mrugnął do niej, mając nadzieję, że i Mila go pamięta.

Unknown pisze...

- Kobiety - wywrócił oczami z rozbawieniem. - Wy wiecznie jesteście niezadowolone. A to było tak ze szczerego serca.
Pf. Chyba z fiuta, Visser.
Zamrugał kilkakrotnie oczami, by przekonać ją, że te oczy stanowczo nie kłamały, ale pewien był na stówę, że nie wierzy. Jemu nikt nie wierzył, to w końcu on. Może to dlatego musiał teraz wykładać kasę na kilka zielonych badylków.
- Niech stracę. Walnij jakąś kokardę, spryskaj święcącym gównem i spraw, by na jego widok chciała mi obciągnąć - odparł na zadane pytanie, a potem spojrzał na nią z powątpiewaniem. - Dasz radę?

[ masz konkurencję, bo ja też :D ]

Lotte pisze...

Być może takie podejście nie było najrozsądniejsze, ale w chwili obecnej najlepsze. Nie chciała żadnych związków, ale dziwnym trafem, ojej, trafiła na mężczyznę, która stał się kimś, przy kim czuła się bezpieczna. Zupełnie, jak przy Danielu, a jednak inaczej. Brakowało tutaj przytulasków i czułych słów, ale były czyny. Gdyby nie on, to kto wie, ale Evci mogłoby już tutaj nie być. Dzięki niemu stawała się silniejszą osobą, na razie w niewidoczny sposób, ale czuła to. I tyle.
- Zmieniłam? W jakim sensie? - spytała cicho, przyglądając się również Mili, dlatego też wpatrywały się w siebie nawzajem. Po chwili jednak Eva odwróciła wzrok, czując, że może dzisiaj nadszedł wieczór, kiedy wyleje swoje smutasy w towarzystwie tej blondynki. Biedna Mila.

Kotofil pisze...

- Czy wyglądam na geja? – roześmiał się wesoło, ale potem nagle spoważniał i zerknął na nią z lekkim strachem. – Nie wyglądam, nie?...
Miał nadzieję, że nie i osobiście sam uważał, że może nawet uchodzić za wzór męskości, przy tych wszystkich metroseksualnych, wypacykowanych „mężczyzn”, którzy golą każdy centymetr kwadratowy swojego ciała. Nie no, może akurat rozumiał depilację klatki piersiowej, ale kompletnie we łbie się mu nie mieściło, żeby facet depilował sobie nogi. To chore, kompletnie, a do tego męczące. Nużące. I na cholerę to komu? Oczywiście, nie tam zaraz, żeby on sam nic ze sobą nie robił i żył jak ostatni prymityw, bo wiedział co to krem, co to szampon, perfumy, jak się pierze skarpetki i nie wypada w tych samych gaciach chodzić trzy dni...

Turner pisze...

[Dzięki, miło mi :D

Za chwilkę zacznę, tylko jeszcze małe pytanie- Mila dostała na urodziny willę w Toskanii i ciągle jest jej właścicielką, prawda? ]

Anonimowy pisze...

[ Kuź.wa! Zjadło mi komentarz -,- A notkę czytałam, bardzo fajna. Przepraszam, że tak płytko to określiłam, ale jestem zakręcona i nie wiem co sie dzieje :D ]

Spojrzała tylko na blondynkę, biorąc jeden kieliszek w dłoń, a chwilę później wypijając całą jego zawartość. Zmarszczyła lekko brwi, sięgając po następny kawałek ciasta.
- A widziałaś mnie kiedykolwiek skaczącą z radości? - uniosła jedną brew, wpatrując się w dziewczynę. Potem westchnęła bezgłośnie, spuściła wzrok i zaczęła pałaszować zawartość talerzyka.
Cholera, jakie to dziwne. Całe to poczucie winy. Od zawsze masz wszystko gdzieś, a jak cie coś męczy, to po prostu zrzucasz winę na innych. Proste, prawda? Tylko czemu nie da się tak żyć wiecznie. Dlaczego w pewnej chwili musi się odezwać ten pochrza.niony głos, który mówi, że czas się zmienić, że już po prostu przekroczyło się jakąś barierę. Dlaczego masz nagle porzucić swoje życie, robić coś dla innych? To nie jest normalne! A przynajmniej nie dla Angel.
Siedziała tak, jadła, dławiła się cierpieniem. Tak, dosłownie. Dzięki Bogu, że to uczucie nie jest materialne, bo inaczej dziewczyna pewnie zamieniłaby się w kostkę lodu (o ile to właśnie by przypominało ów cierpienie), lub zmieniłaby się w fontannę, z której wypływa ciemna, cierpka, lepiąca ciecz z dodatkami kilku larw i jadowitych węży. Całkiem przyjemne, no nie?
Znowu westchnęła cicho i popatrzyła na Milę.
- Tak, jasne. Oczywiście, że jest w porządku. A nie, może poza tym, że dzwoniła do mnie siostra mojego męża. Zajebi.ście, nie? - uśmiechnęła się cwaniacko, ze świdrującym spojrzeniem mierząc postać Drozd.
Hm... Czy ona w ogóle Mili o tym mężu powiedziała...? O KU.RWA!
Angel zrobiła się leszcze bledsza, niż można było to sobie wyobrazić. Jej oczy były wielkie, pustoszyły duszę młodocianej osóbki. Skamieniała, zaraz odkładając pusty już talerzyk i biorąc całą butelkę wina. Upiła trochę, odstawiła na stół, potem chowając twarz w dłoniach.
Pięknie, Angel. Pięęęęknie!

[ Angel Evans ]

Kotofil pisze...

- Nie o to chodzi, że nie lubię. One myślą, że jestem takim zajebiście dobrym gościem. A to chuja prawda. Ja nawet ruchałem siedemnastolatkę… Ale nie wiedziałem, że ma siedemnaście lat… Nieważne. Chodzi o to, że myślą, że jak je przelecę, to ślub, dzieci, dom z własnym ogródkiem. – Jak to powiedział, to jakoś mu się lżej na sercu zrobiło, ot co. Dobrze się było wyżalić, nawet po pijaku. Pewnie nie będzie nawet tego pamiętał, co najwyżej będzie mgliście kojarzył, że musiał coś pierdolić od rzeczy. Tak czy siak to, że wszystkim wydawał się takim uprzejmym mężczyzną, wzbudzało potem we wszystkich groszy szok, gdy zrobił coś „nie na miejscu”, niż gdyby zrobił to ktoś, po kim można się było tego spodziewać. Wkurwiało go to. Strasznie. I taka była różnica między nim a Tonym.
- A, tak. W porządku – powiedział, jakby zaprosiła go na herbatę po południu. Uśmiechnął się i podrapał za tył głowy. Taki beztroski i rozgadany mógł wydawać się naprawdę uroczy. Bo w gruncie rzeczy na co dzień taki nie był. Na takie „pierdolenie”, to sobie pozwalał przy Visserze na przykład.

[ a ja się „rozpisałam”, o, żeby nie było ;D ]

Angel Evans pisze...

Jęknęła cicho, chcąc zapaść się pod ziemię. Do jasnej ciasnej, czy ona naprawdę musi zawsze robić jakiś problem? Albo nie odzywa się wcale, a jak już się odezwie, to tak coś palnie, że konia by z kopyt wyrwało.
Wywróciła oczami, szybko wypijając dolewkę. Miała ochotę się upić, ooooj miała! I dlaczego to było takie słabe?
- Nie przesłyszałaś się... - szepnęła, czując, jak sama robi się mniejsza, coraz mniejsza... może całkiem zniknie? Pstryk i po Angie? To by było dobre.
- Miałam męża - odparła zarzucając te tlenione włosiska do tyłu. - Mila, nie wiesz, co się ze mną działo przez rok nieobecności w Amsterdamie. Uwierz mi, nie chcesz wiedzieć, co robiłam - patrzyła jej uważnie w oczy, unosząc jedną brew. Oddychała spokojniej, ale nadal była na siebie wściekła, że coś powiedziała.

Unknown pisze...

Słowotok ten przyjął z błąkającą się na ustach sugestią uśmiechu. Tak, należał do tego chwalebnego wyjątku pośród mężczyzn, który lubi, gdy kobieta coś mówi. I tu nawet nie chodziło o to, że ogólnie lubił słuchać ludzi (poza tym - to miała być właśnie jego świetlana przyszłość, słuchanie o bólu istnienia innych!), ale raczej o to, że kobiety w jego rodzinie ogółem mało się odzywały. Pełne boleści milczenie matki, niewypowiedziane wyrzuty siostry... Kobieta, która się nie odzywa, podświadomie go przerażała.
- Ruszajmy więc - zarządził, świetnie udając chory entuzjazm domorosłego obieżyświata. By jeszcze dać dobry przykład, pierwszy wyszedł zza osłony kolumny i już na dziedzińcu czekał na Milę, by mogła schować się pod parasolem.

[jejku. Wciąż mnie zadziwia, jak takie wątrobiarstwo może się komuś (prócz mnie) podobać. Co do fanpage'a na facebook'u, to coś takiego o dziwo miało powstać, wraz z publikacją moich inteligentnych inaczej komiksów (skoro Życie i Śmierć miało prawo istnieć, to ja też!).]

Kotofil pisze...

- Cóż, sam miałem kiedyś się wplątać w to „gówno”, ale nie wyszło – wzruszył ramionami, ale nie rozwodził się nad tym bardziej. Może, że przez to „gówno” do tej pory się nie zakochał w żadnej innej kobiecie, albo coś z tych rzeczy… ale na co komu to? Same, kurwa, problemy, nic więcej i przekonał się, że te całe pierdolenie w filmach, to tylko i wyłącznie pierdolenie w filmach, nic więcej. A te całe miłości w świecie rzeczywistym też się kończą. Może trochę wcześniej, może trochę później. Bo zawsze musi się coś spierdolić. Zawsze.
Więc, Holland miał traumę, a wiadomo – faceci łapią traumę jak grypę, a ta grypa nie opuściła Willa po dzień dzisiejszy. I nie to, żeby mu źle od razu było, ale trafić na taką zwyczajną babkę, która by po prostu chciała się normalnie „seksić” bez żadnych durnych marzeń o gromadce dzieci… Dlaczego, do cholery, dlaczego one widziały w nim taki wzór cnót? Z której, kurwa, strony? Kobiety naprawę były naiwnymi stworzeniami.
Trochę ta sytuacja dziwna by dla niego była, gdyby był trzeźwy. Bo Mila w tak subtelny, dziwnie subtelny sposób sugerowała mu… coś tam. Ale pierdzielił to całe rozkminanie kobiet, bo nie dość, że same z siebie są naiwne nieważne jakby się zapierały, to jeszcze weź je zrozum. William już dawno się nauczył, że to równie możliwe, jak… no nie wiem, kolejne małżeństwo Tony’ego? Teeee, dobre! Powinien to gdzieś zapisać…
- Niech żyje AIDS! – zażartował, wznosząc szklankę z whisky do góry, a po chwili opróżnił całą jej zawartość. Cóż, nie praktykował nigdy picia whisky jak trzeciorzędnej wódy, ale w tym stanie akurat już było mu wszystko jedno.


[ podbijam stawkę ;P ]

Jacqueline pisze...

Słuchała dziewczyny z uwagą, nie przerywając jej i cierpliwie czekając aż sama przestanie mówić. Jak ktoś chciał coś z siebie wyrzucić, to należało mu to umożliwić, a przynajmniej tak uważała Jackie.
- Najczęściej sami nie dostrzegamy powagi problemu i robią to za nas bliscy - powiedziała z namysłem. Owszem, były również wyjątki, ale to normalne, prawda? Nikt nie jest taki sam, historie i powody się różnią.
- Ale w takich sytuacjach dobrze mieć przyjaciół - uśmiechnęła się delikatnie.

Unknown pisze...

- A te motylki to taki afrodyzjak, tak? - zapytał ironicznie, patrząc na zrobiony bukiet. Jakoś mu się to nie podobało, ale w końcu jak wyjdzie, to będzie mógł je jakoś "uprzątnąć". O tak, to dobre słowo.
- 15 euro?! Chcesz mnie z torbami puścić? - oburzył się, w końcu ile kilka badylów może kosztować? W końcu jednak wyjął portfel z kieszeni i sięgnął po odpowiednie banknoty, a potem podał jej.
Nie obciągnie mu, to nie ten typ. czuł, że jeszcze będzie musiał skoczyć po kilka takich bukietów, ale jak nie pójdzie tam, to się nie przekona. zapragnął, by ktoś z nim tam poszedł i w razie czego go obronił. Ale Mila... Nie, ona nie wyglądała na taką, która mogłaby robić za jego osobistego bodyguarda. Zresztą, co za poroniony pomysł. Iść z kobietą przepraszać drugą kobietę?! Aleś Ty głupi, Visser. Chcesz skończyć na chirurgii tego popołudnia?

Angel Evans pisze...

[ No i mam Milę w powiązaniach :D Zobacz, czy jest ok ;P ]

Angel Evans pisze...

[ Czyli rozumiem, że pasi :D ]

Zatopiła usta głęboko w winie, chcąc się w nim utopić. O tak, to było by świetne, tylko czemu kur.de takie niemożliwe...
Co jakiś czas spoglądała na dziewczynę, starając się ułożyć wszystko w głowie. Jasna cholera, co teraz?!
- W sumie to jestem wdową - powiedziała, zatrzymując wreszcie wzrok na blond mopie na szczudłach [xD]. Jej oczy się zaszkliły. Ale nieeee, nie będzie płakać! Nie będzie beksą, ot co.
Piotrek? No, no, to tylko czekać, aż nadejdzie ten ODPOWIEDNI moment. Byle by to nie był jakiś surprise, bo wtedy Angie padnie trupem. Chociaż nie, przecież sama miewała chwile zgorszenia, czego więc może się czepiać? Lecz miło raczej nie będzie. Tylko sobie wyobrazić: Anegl wraca do domu, a z sypialni Mili dochodzą jakieś dźwięki... Może ma astmę i nie może oddychać? Panienka Evans bez pardonu wparowuje do sypialni, a tam...! Siema, jestem Piotrek! Ups, ty nie rozumiesz po polsku? Och, peszek...
Nie, chyba za bardzo ponosi ją ostatnio wyobraźnia.

Angel Evans pisze...

Ta, zdarza się... Ale w życiu Angel zbyt dużo rzeczy się "zdarzyło", może chociaż teraz będzie spokojniej?
Usilnie trzymała kieliszek, powstrzymując z całych sił łzy. Wreszcie nie wytrzymała. Ostatecznie popatrzyła na Milę i jęknęła:
- Dawaj, kur.wa, wódki - mruknęła, a potem się rozryczała. Tak. Ta Panda, która przy innych nie ryczy, puściła zawory. Czuła się tak beznadziejnie... Nie dość, że spaprała sobie życie, to jeszcze teraz wygląda jak pie.przony pudel z podbitymi oczami, rozklejający się nad sobą. Pięknie, po prost cuuuudownie!
Ale z tą astmą to akurat nie chodziło o niego... Może to Mila się zakrztusiła?
Nie, stop! Rozmyślenia o panu Piotrze nie wychodzą najlepiej. DELETE!

Anonimowy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Anonimowy pisze...

[zależy kogo :D]

Tony Visser pisze...

- Skoro taka jesteś uczciwa, to dlaczego nie weszłaś do mnie na górę? - zapytał zawadiacko, opierając się o ladę i utkwił w niej spojrzenie swoich brązowych oczu. - Chętnie bym cię ugościł.
O, co do tego to nie mogła mieć wątpliwości. On lubił, gdy kobiety do niego przychodziły, zawsze znalazło się coś w zanadrzu, czerwone winko, szmery bajery, a potem wiadomo. Ale czy Mila taka była? Cóż, mieli jeszcze czas, mogli się przekonać. Visser myślał w tym momencie jak typowy samiec, ale nikt mu w myślach nie czytał. Chyba, że dziewczyna naprzeciwko miała jakieś specjalne zdolności. Zazwyczaj można było rozpoznać to po jego uśmiechu, ale na razie jakoś nie czaiło się w nim aż tyle dwuznaczności, co zwykle.

Anonimowy pisze...

[to moja pierwsza tak długa notka więc miło, że ktoś mówi że mu się nie chce czytać a nie narzeka, że krótka. Ja tam nie lubię długich :D]

Kotofil pisze...

Pokręcił tylko głową, bo jakoś zaczęło mi dziwnie w niej szumieć. Stonesi są spoko, tja… Chwila, kto to? W tej chwili kompletnie wszystko było mu obojętne i cud to był, że jeszcze trzymał się i jako tako prezentował z tą swoją z lekka rozpijaczoną facjatą. A gdyby miał wyjść… nie, to nie ma racji bytu. Musiałby się zwyczajnie czołgać, bo nóżki mu odmawiały posłuszeństwa. Tak troszkę.
- Stwarzasz atmosferę, hm? – zapytał rozbawiony, mierzwiąc włosy dłonią, a następnie zerknął na nią kątem oka. Jakoś tak po prostu przyszło mu to, do tej szumiącej, jakże ślicznej, główki. I było to rzecz jasna żartem, aczkolwiek…

Anonimowy pisze...

[pizgam, bo nie czytałam bo mi się nie chciało ale patrze na imię i mówię przecież znam twoją historię. Ta zmiana nazwiska ciągle mnie zmyla :PP]

Anonimowy pisze...

[wybacz, po prostu dzisiaj max opierdalanko :D]

Unknown pisze...

Roześmiał się głośno. Spać, ach tak. Głupi przecież nie był.
- I jak się spało? - zapytał z bezczelnym uśmiechem. Williątko mu się za bardzo zwierzyć nie zdążyło, a Visser to człowiek ciekawy przecież. - A co do zaproszenia... Jutro jestem wolny.
Dla niej byłby gotowy nawet dzisiaj, ale dzisiaj przecież miał ważną misję do wykonania. Nie mniej jednak miał nadzieję, że skorzysta z zaproszenia, bo powtarzać się nie będzie. Zgarnął bukiet z lady, a potem utkwił w niej spojrzenie, zastanawiając się, czy jest taka niewinna, na jaką wygląda.
Szczerze? Bardzo wątpił. Przecież się na kobietach zna, nie?

«Najstarsze ‹Starsze   1 – 200 z 449   Nowsze› Najnowsze»