T H I S I S... actually not Sparta, but it's as tough as that.
- Pani Drozd, proszę usiąść - mówi dyrektorka liceum. Młoda, wysoka kobieta posłusznie siada za biurkiem, zakłada nogę na nogę, elegancko przytrzymując granatową, ołówkową spódnicę. Ma też na sobie czarne buty na niezbyt wysokich obcasach i białą, elegancką bluzkę. Naprawdę, wygląda jak niemająca sobie nic do zarzucenia nauczycielka, chociaż nawet nie jest nauczycielką, nigdy by nie chciała nią być. Ale ma teraz cholerne praktyki i jakoś się dostosowuje do sytuacji. Tak jakby.
- Słyszałam o pani bardzo wiele dobrych uwag. Jest pani oddana nauczaniu, prowadzi pani naprawdę interesujące zajęcia, a nauczyciel, który się panią opiekuje, pan Frank - nie ma żadnych zastrzeżeń.
- Bardzo miło mi to słyszeć - blondi uśmiecha się promiennie, ale ponura i raczej ostra mina dyrektorki wróży coś niedobrego i gasi ten wesoły uśmiech wyjątkowo szybko.
- Nie dziwi mnie wcale ta opinia. biorąc pod uwagę, że profesor jest mężczyzną młodym, niezamężnym, a większość uczniów naszej szkoły, to chłopcy.
- Nie rozumiem - blondynka zmarszczyła brwi, próbując sobie przypomnieć, co takiego mogła przeskrobać. Nawet ubierała się regulaminowo, nie przesadzała ze szpilkami, ani razu nawet nie miała bluzki z głębokim dekoltem. Była bardziej poprawna niż większość uczennic.
- A powinna pani, bowiem słyszałam opinie, że jest pani osobą raczej rozgarniętą i inteligentną. Naprawdę, nie zastanawia panią, że zarówno męska część ciała pedagogicznego, jak i chyba wszyscy chłopcy w tej szkole oglądają się za panią na każdej przerwie? Nic nie świta w tej pani blond główce?
- Jestem młodą i atrakcyjną kobietą, mężczyźni dosyć często tak na mnie reagują, nie widzę więc w tym nic dziwnego - odparła zimno i oschle, urażona sugestią dyrektorki co do jej inteligencji i kolorze włosów. Co się dziwić, to była stara, tłusta prukwa, krzykliwie, nieumiejętnie umalowana, a na dodatek ruda. Rude to dziwki, przynajmniej z tego co doświadczyła w życiu. Nie wszystkie, ale jednak coś w tym było.
- Zatem niech pani mi jeszcze wyjaśni, dlaczego we wszystkich telefonach w tej cholernej szkole są pani zdjęcia. Zdjęcia pani, nagiej, tarzającej się w błocie. Mało tego, autorem tych zdjęć jest UCZEŃ NASZEJ SZKOŁY.
O kurwa, kurwa, kurwa. Blondynka spuściła teraz spojrzenie, już nie tak wojownicze, z twarzy dyrektorki na swoje własne dłonie.
- Myślę, że nie przyjmie pani mojego wytłumaczenia - mruknęła, a potem zebrała się w sobie, by spojrzeć dyrektorce w twarz, na której malował się teraz wyraz obrzydliwego tryumfu.
- Też tak myślę. Myślę także, że powinna pani zabrać swoje rzeczy i poszukać miejsca w innej szkole. Razem z autorem tych pornograficznych zdjęć.
- Proszę?! - blondynka otworzyła oczy jeszcze szerzej. Ze swoim losem pogodziła się od razu, gdy usłyszała o tym, jaką to popularną modelką się stała, uderzyła ją raczej kara, która została zesłana na młodego fotografa. - Stanowczo protestuję! Jest pełnoletni, to był projekt konkursowy, więc tak czy siak musiałby sfotografować nagą kobietę, i to nie jest ŻADNA PORNOGRAFIA, tylko SZTUKA. Taka wyedukowana kobieta jak pani powinna mieć na ten temat jakieś pojęcie.
- Myślę, że pani zdanie w tym przypadku się nie liczy. Moja szkoła to porządna placówka. Nie będzie w niej zboczeńców, zasłaniających się sztuką. Ani tym bardziej nauczycieli, którzy dają taki przykład moim uczniom. Dziękuję, może pani wyjść.
Tak mniej więcej wygląda życie Mili Drozd, dwudziestoczteroletniej Polki, mieszkającej w Amsterdamie. Nie ma sensu w rozwodzeniu się nad jej charakterem, bo poznacie go przy bliższym poznaniu jej samej, albo chociaż po przeczytaniu fragmentu powyżej. Przegapić jej raczej nie przegapicie, będzie łazić po mieście w szpilkach i sukienkach, trzepać długimi, pomalowanymi na granatowo albo czarno rzęsami, albo długimi, pomalowanymi na blond włosami. Wysoka, anorektyczka, nic szczególnego, na dodatek bez cycków, ale podobno ma jakiś tam swój urok.
Studiuje na piątym roku filologii angielskiej, ma praktyki w innej szkole, gdzie dyrektorem jest młody mężczyzna, a ów uczeń, który także został wylany, nie przejął się szczególnie, bo konkurs wygrał, dał sobie spokój z maturą, bo dostał stypendium w Londynie, w jakiejś szkole dla "uzdolnionych artystycznie". Wysyła pocztówki.
Kamila to przykład głupiej, zakochanej sobie blondynki. Dopóki się jej nie pozna i się nie dowie, że oprócz waginy, ma też uczucia, poczucie humoru i jest najlepszą studentką na roku, w co raczej nie jest za łatwo uwierzyć.
Kamila to przykład głupiej, zakochanej sobie blondynki. Dopóki się jej nie pozna i się nie dowie, że oprócz waginy, ma też uczucia, poczucie humoru i jest najlepszą studentką na roku, w co raczej nie jest za łatwo uwierzyć.
________________________
proszę państwa, ruchadełko wróciło, ale nie wiem wcale czy na długo. zobaczymy. w końcu miałam prawdziwe natchnienie na kartę, zawsze taką chciałam mieć, z historyjką w środku. :D
postaram się zająć tym moim dzieciątkiem. nara.
449 komentarzy:
«Najstarsze ‹Starsze 401 – 449 z 449- Jestem po prostu szczery – wyszczerzył się szeroko do Mili. Przecie prawdę mówił, tak w gazecie czytał, a jak wiadomo, gazety nie „kłamią”; plemniki są pełne protein i mają dużo składników odżywczych, a do tego maja bardzo mało kalorii, więc blondi powinna łykać ile wlezie. I nawet się to zgadza z jej trybem życia i dietą… no sama troska była w Claytonie, ot co, a ta się jeszcze czepia!
- Chyba lesby przerzuciły się na mnie, ale cóż się dziwić… - powiedział i niczym prawdziwy celebryta zmierzwił sobie włosy i poprawił kołnierzyk koszuli. Prawdziwy Casanova normalnie. Brawa dla tego pana, gdyby nie on heteroseksualizm wymarłby śmiercią naturalną! A raczej i nienaturalną…
Kolejny kawałek szarlotki i ze zdaniem o Brandi z ust Mili, o mało nie ozdobił jej ściany przeżutymi jabłkami i ciastem.
- Ja… się trzymam z dala. Tylko wiesz. Kobiety mają problem z trzymaniem się z dala ode mnie. Nawet lesbijki.
Zamiast kina, Brandi zaproponowała lody. Po tym, jak powiedziała Claytonowi prawdę, nie mogła przeboleć chodzenia do kina; kojarzyło się jej z jednym, zwłaszcza, że dnia poprzedniego, jak szła obejrzeć, co jest, zauważyła swoje majtki wciąż leżące w trawie.
Tak więc lody. Brandi siedziała pod lodziarnią w swoim starym stylu - ubrana jak normalna dziewczyna skrzyżowana ze skejtem i niechlujem. Nie dbała o nic, miała za to ochotę zaszyć się i nie prowokować nowych spojrzeć. Tak, Brandi w pewnym sensie się złamała, pragnęła stać się niewidzialna. Ale może był to efekt leków...poronienia? Jakby ciągle gdzieś była ta straszna krew?
Rozejrzała się. Gdy zauważyła Milę w oddali, pomachała jej łapką.
[ Hm, akcja tego wąta ma miejsce kiedy? Może tydzień po przyjeździe Claytona z Londynu a trzy tygodnie po dowiedzeniu się o poronieniu Brandi, co? ;d ]
- Twoja lesbijka jest ci niewierna – mruknął, a uśmiech mu nieco zmalał. Cóż, nie zamierzał nabijać się czy żartować z czegoś, co jak się wydawało, było dla Mili w jakiś sposób ważne. Nie zamierzał jednak też się nad tym wyjątkowo roztkliwiać, bo chyba powinna wiedzieć, że Brandi Jones nie była odpowiednią osobą do kochania. Chyba, że Mili nie przeszkadzało to, że robiła to z jakimś innym facetem, i z Claytonem i… o nikim innym nie wiedział, ale nie chciał nic już insynuować, bo nie poczuwał się do tego specjalnie. Zresztą, róbta, co chceta, tak?
Clayton i tak miał wszystko dość. Ledwo co do siebie jakoś doszedł, więc pierdolić wszelkie dramaty, jego do tego nie mieszać.
- Ciasto jest naprawdę dobre, Mila – powiedział, gdy nastała głucha cisza. Spojrzał na blondi.
Chujowo.
[Brak mi weny i wyjeżdżam, więc jakiś czas nie nie będzie]
- Widzę, że jesteś opalona. - Uśmiechnął się. - Wygląda na to, że masz ciemniejszą skórę niż włosy. - Dodał.- A teraz? Skoro wróciłaś? Co dalej? - Zapytał. Objął ją w pasie i lekko popchnął aby przejść na kanapę. Przecież nie będą stali do powrotu Angel!
Brandi była okropną hipokrytką. Tak, bywało, że czuła się lepsza niż inni, wobec tego łatwo przychodziło jej oceniać obcych, gorzej - krytykować siebie. Czy właściwie - inni podlegali jej ocenie, ona miała prawo robić, co chciała i nie zastanawiać się nad konsekwencjami czy ocenami. Miała gdzieś opinię innych. Z tego powodu zdarzało się jej śmiać i gardzić tymi, którzy nie dostali się na studia, mimo, iż jej też raz się nie udało, nazywać innych puszczalskimi, podczas gdy ona sama robiła to samo.
- Nie, nie jesteś. Lubisz seks, nie wtrącam się w to, co robisz.
Chwilę się zamyśliła; to brzmiało, jakby powiedziała: "Mila, jesteś łatwa i się puszczasz, ale mi nic do tego". Ale zostawmy tę kwestię... Dlaczego niby była puszczalska? Bo Bran widziała ją z Tony'm? To śmieszne; Brandi sama z nim sypiała, a nie uważała się za łatwą. A plotki? Kto by się plotkami przejmował! Odkąd wyszło, że niby przespała się z Gaspardem - co prawdą nie było - nagle okazało się, że śpi nie tylko z Tone'em, ale uprawiała seks z Willem i jego kilkoma kumplami naraz; wyszło, że ruchnęła Jean i Amelie, i tę małą okularnicę z liceum, którego imienia nikt nie znał. Nie byłó więc po co wierzyć w plotki. Tym sposobem Mila została niejako oczyszczona z zarzutów puszczania się.
- Czy właściwie... Nie jesteś puszczalska. Wcześniej tak uważałam, teraz już nie, bo przecież nie idziesz do łóżka czy pod kino, czy gdziekolwiek z każdym, nie? Widziałam Cię ostatnio z Gregiem, tym kujonem-okularnikiem, który też studiuje anglistykę z Tobą. Nie spałaś z nim. Tak samo jak z innymi facetami. Gorzej, jeśli tak, jeśli jesteśmy z lokalu, gdzie spałaś z połową facetów, wtedy ponownie rozważyłabym tę kwestię.
Uśmiechnęła się, biorąc na łyżeczkę kolejną porcję lodów cytrynowych.
Brandi za to zaczynała się domyślać. Rozmawiała z kilkoma znajomymi Mili; mówili oni, że przestała tyle pić, już nie bierze tych swoich proszków co chwilę, nie flirtuje z każdym facetem, za to zdarza się jej siedzieć na murku i o czymś intensywnie myśleć. Nawet ktoś rzucił propozycję, że Mila jest zakochana, bo jej wariactwa były niczym w porównaniu z tym, co się działo teraz. I chociaż Brandi nie chciała w to wierzyć, przywoływała słowa wróżki - jest tu ktoś, kto Cię kocha, ale nie ma cycków...
Nie było to przyjemne, prawdę powiedziawszy. Bran nie chciała, by ktoś ją kochał, podczas gdy ona nie mogła jeszcze przestać kochać innej osoby; czasami podejrzewała, że bez leczenia psychiatrycznego nie wyleczy się ze Słońca. Dawała sobie jednak na to wszystko czas. Nie zmieniało to jednak faktu, że dla niej miłość aktualnie nie istniała. Był seks, była przyjemność, była zabawa - ale bez jakiejkolwiek miłości.
- Przykro mi, ale nie mogę Ci nic poradzić, nie byłam mężatką. A jeśli wróci... Cóż... Jestem pewna, że pokażesz mu, ile stracił - powiedziała z uśmiechem. - Nie znam się na tym i nie znam jego, ale nie wierzę, że będziesz płakać, bo Ciebie zostawił. Ty mu po prostu pokażesz, że zrobił ogromny, ogromniasty błąd.
Kiedyś objęłaby Milę, teraz nie chciała. Właściwie, nie chciała dotyku ani seksu od czasu poronienia. Z nikim. No, może Tony; nie umiała się od niego uwolnić. I chociaż Clay był lepszy w seksie, chociaż nikt oprócz Mili nie dawał jej tyle czułości... Tony był z nią najdłużej. I najprawdopodobniej on...
Otrząsnęła się z tych myśli.
[Ani słowa na sb xD]
Brandi uśmiechnęła się jedynie. Nie odpowiedziała nic.
- Drugi czy trzeci raz mi to proponujesz, głupio mi odmówić, więc... prowadź - powiedziała Brandi z uśmiechem malującym się na ustach.
Na Bran nie miało wpływu już nic. Nie czuła zobowiązań wobec ludzi, odkąd miała Słońce, nie przejmowała się nimi, kiedy zaszło. A może ten bezdech uczuć był wywołany emocjami, jakie w niej siedziały? A może to system obronny, który - nie chcąc dopuścić do siebie zwalającej siły cierpienia, zaczął umniejszać porcje uczuć? Bardzo patologiczne zachowanie psychiki, wyparcie, zaprzeczenie - ale Brandi było z tym dobrze. Jej skorupa nie pękała i bynajmniej nie było podstaw, by sądzić, że pęknie. Zatem - na Bran nie miało wpływu nic. Ani to, że jakiś facet gapił się na nią na plaży, gdy szła z Tone'em, ani to, że jej brat chciał mieszkać w Amsterdamie.
Cholera, to się zmieni w katatonię w końcu...
- Ja poproszę z pomidorami. Im więcej, tym lepiej.
Dobrze Mila mówiła, polać jej! Brandi, jakkolwiek by się nie opierała... Cholera, przecież nie chciała się z nim kochać. nie chciała, żeby ją całował, żeby ją rozbierał, żeby dotykał. Czasami kompletnie zmęczona szła oddać mu klucze po zamknięciu klubu, on tak ją zachodził od tyłu i szeptał i mimo, iż uważała, że pada z nóg, pieprzyła się z nim co najmniej dwa razy. I zasypiała w jego ramionach, bezpieczna i szczęśliwa, i rozleniwiona do granic możliwości.
- Wolę pomidor - powiedziała Brandi - a ryb nie lubię prawie wcale, więc...
Szła za kobietą, rozglądając się. Od tej strony do niej nie szła nigdy.
Chociaż pierwsza część monologu Mili Brandi rozbawiła, ostatnie słowa wprawiły ją w zły nastrój. Bo chociaż Jones lubiła i ceniła szczerość i nie miała problemów z jej wypowiadaniem i słuchaniem, gorzej było, jeśli ktoś nieświadomie wypowiadał się o tym, jak bardzo Brandi kogoś rani. A poronienie, Clayton, jego reakcja i to, jak strasznie się pomyliła w opinii o nim, od razu nasunęły się po słowach Mili. Nawet, jeśli nie miały z nią samą nic wspólnego.
- A wiesz? Może. Widziałam kiedyś Tone'a z jego kochanką... wiesz, z tych jednonockowych. Z twarzy przeciętna, resztę ciała miała dość ładną, chociaż była pulchna... Czy właściwie, przez to naprawdę było na czym zawiesić oko... i widziałam jego minę. Był... nie wiem, zawiedziony tym, że był z nią. Nie chciał mi tego powiedzieć, ale po jego twarzy i radości jego przyjaciela, gdy ja się rozebrałam, wnioskuję, że wolał mnie. I to mnie chyba podnieca. Świadomość, że mimo, iż może mieć każdą, chce mnie. To strasznie egoistyczne, ale... nie należę do skromnych czy mało egoistycznych ludzi.
Starała się jak mogła nie myśleć o Calebie i o jego słowach, jego zagubieniu... takim chłopięcym, dziecięcym zagubieniu, gdy dowiedział się, że mógł zostać ojcem, a po jego dziecku została tylko krwawa plama. Właściwie, Bran zamierzała za kilka dni - gdy znajdzie wolną chwilę - policzyć dni od seksu z Clayem i Tony'm, żeby dowiedzieć się, kto powinien się przejmować. Może i była nieczułą suką, ale nie chciała, aby poronione było dzieckiem Caleba, by aż tak się nie przejmował...
- Z Calebem nie sypiam. Raz mi się zdarzyło. I to w ogóle wyszło nie tak, jak powinno. W zamiarach seksu nie było, wyszło, jak wyszło. Więcej się nie powtórzy.
Pomyślała, że on tego dopilnuje.
[ jaką uwagę? ;d ]
- Nie wie, że ty co? – Caleb uniósł brwi; jak widać, Brandi doskonale sobie poczynia i łamie niewieście serca, a więc nie zrezygnowała kobiet. Szkoda, że w taki sposób, ale Clayton nie zamierzał wnikać. Już miał dość tego całego syfu, a sam postanowił przejść na celibat. Oczywiście nikt nie musiał o tym wiedzieć, a sam zainteresowany nie zamierzał o tym nikomu mówić ani tym bardziej się chwalić czy zwierzać. Jego sprawa gdzie wkłada siurka, a właściwie gdzie już nie wkłada. Miał dość bab, szczerze. Wszystko potrafią spierdolić i nawet się do tego nie przyłożą.
- I tak z nią nie rozmawiam – wzruszył ramionami. Nawet gdyby jakimś cudem, to wątpiłby aby temat zauroczonej Mili się napatoczył… a przynajmniej nie z jego ust. Nie był takim typem i zresztą, w takiej sytuacji taki temat byłby akurat najmniej przyjemnym. A Caleb ma dość nieprzyjemnych rzeczy, serio.
Nieco się zdziwił, gdy go przytuliła, ale odwzajemnił to, klepiąc ją lekko po plecach.
- Wiem coś o tym – mruknął z lekkim rozbawieniem, bo przecież nie tak całkiem dawno czuł się podobnie, a właściwie tak samo… a może i gorzej?
Brandi zgodziła się, stwierdzając w dodatku, że oprócz tego, Tone wie, co robi, do czego służy jego trzecia noga i jak ją wykorzystywać. Chociaż na początku musiała go uczyć, jak należy ją traktować, bo nie jest kochanką od mocnego, gwałtownego seksu, to jednak Visser był dobrym uczniem i teraz oboje mieli przyjemność za każdym razem, gdy się kochali.
Jones jedynie czuła spojrzenia mężczyzn na niej, gdy miała sukienki, jednak jej sława naczelnej lesby Amsterdamu sprawiła, że niewielu panów na nią leciało. Tylko ci, którzy byli nieuświadomieni lub ci, którzy byli na tyle odważni - jak Tony czy Caleb. Na szczęście - a może na nieszczęście? - reszta ją omijała. Bo przecież lesba woli kobiety.
- Przecież Tobie nie odpowiada ta sytuacja z Tony'm - powiedziała Brandi po chwili milczenia; musiała się zastanowić, czy chce to wyjaśnić. - Widać to.
Staruszkowie zaczęli coś szemrać i szeptać między sobą. Bran jednak się nimi nie przejmowała, patrzyła cały czas na Milę.
Dzień w pracy był ciężki i co najmniej smutny, a powrót do pustego mieszkania tylko bardziej go przygnębiał, więc kiedy dostał smsa od Mili, niemal natychmiast odpisał "będę za 10 minut", po czym poinformował taksówkarza o zmianie trasy.
Niedługo po tym, żółty samochód zaparkował pod mieszkaniem dziewczyny. Tony zapłacił jego kierowcy i chwilę później pukał do jej drzwi. W międzyczasie poluzował swój ulubiony krawat, który nie wydawał mu się być już tak wygodny jak parę miesięcy temu, kiedy praca nie była taka ciężka.
Brandi uśmiechnęła się jedynie, kiwając głową. Może się myliła, a wiedźmicha wcale nie miała racji? Mila nie zachowuje się jak zakochana. Nie próbuje jej uwieść, nie zaprasza na randki, nie szepcze jej czułych słówek... poza tym, to Mila, nie? Ona lubi seks, nic więcej. Nie wspominając już o tym, że widać było po Jones, że lubi szczerość. Nikt, kto byłby zakochany, a znałby Bran, nie chowałby w tajemnicy swoich uczuć, bo na dłuższą metę nie przynosiło to korzyści.
Tak, najpewniej dlatego Visser je obie zachował. Z Brandi miał czułość, której nie dawała mu Mila, z Milą miał gwałtowność, której nie dawała Bran. I wszystko jasne; mężczyzna powinien mieć taką kobietę, która go utuli do snu oraz taką, która zedrze z niego ubranie i go przerucha na stole. Najlepiej, aby te kobiety nigdy się nie poznały. A gdyby zostały kochankami to w ogóle...
- Tak, to jest fajne. - Brandi uśmiechnęła się, a potem nalała do kieliszków wina. Podała jedno Mili. - Chociaż nie zawsze mi odpowiada, szczerze powiedziawszy. Jak jemu się chce, bierze mnie z sali na pięć minut przed wyjściem, prowadzi do łazienki, rozgrzewa, każe się umyć i nie pozwoli mi już wrócić do domu... Jej, chyba to jest nienormalne, taki trójkącik. Ale za Vissera i jego penisa - powiedziała, unosząc lampkę z czerwonym trunkiem.
Staruszkowie obok byli już na tyle oburzeni, że wstali i zapłacili kelnerowi, nie kończąc dania. Brandi uśmiechnęła się przepraszająco, ale... czyż nie ma prawa wznieść toastu za coś tak wspaniałego, jak narząd rozrodczy Tony'ego?
[...moje pomysły są genialne xD]
- Sory Milka, lecz mam dość bycia gównem. Ale chętnie cię powspieram – mruknął z rozbawieniem i poczochrał ją po blond główce. Miał już swoje pięć minut w tej roli, więc musiała mu wybaczyć, ale sam Clayton nie był aż na tyle odporny. I w porządku, zaraz wielkie załamanie to nie było, ale nie zmienia faktu, iż miły stan to również nie jest. Można nawet powiedzieć, że Milę rozumiał, chociaż nie był w nikim zakochany… znaczy, nieważne. Chodzi o to, że Caleb na tyle emanował empatycznością, że potrafił zrozumieć uczucia Drozd, ot, po prostu.
- Prosto z Polski? – śmiesznie wymówił nazwę tego kraju [rozwala mnie zawsze, że muszę pisać w taki sposób, jeśli wiesz o co mi chodzi XD], ale chociaż się postarał. Skoro chciała się napić, nie miał żadnych „ale”, aczkolwiek… sam nie zamierzał zbyt dużo używać. Tak na wszelki wypadek, bo wypadki ostatnio zapierdalały za Calebem wielkimi stadami i miał tego dość, więc profilaktycznie się za rzecz biorąc – lepiej nie kusić ani wypadków, ani losu.
Angie jedynie uniosła wysoko brwi, ze stoickim spokojem uśmiechając się kącikami ust.
- Spoko, bejbe! Przecież nic się nie dzieje... - To fakt. Była tak przyzwyczajona do wiadomości, że jej babka, a nawet matka nie żyją, że takie słowa nie robiły już na niej żadnego wrażenia. Może to i normalne nie było... Kto jednak powiedział, że Angel jest normalna?
A ta skrzynia... To nawet nie był taki głupi pomysł. W końcu ma pewien kuferek i to całkiem niezłych rozmiarów. Gdyby się postarała... Z pewnością by się zmieściła. Tylko po co sobie życie utrudniać? Jej zmiany, a raczej chwilowy ich brak (musi stopować, nie?) zależały raczej od czegoś innego.
Westchnęła bezgłośnie, obserwując Milę.
- Jak ostatnio wypiłam nalewkę... Dobrze, że Gasp był w domu, bo po jej wypiciu zareagowałam tak, jakbym się czegoś naćpała - wzruszyła ramionami. Uśmiech z jej twarzy znikł. - Przestraszyłam się, serio. Dawno czegoś takiego nie czułam... Nigdy po nalewce nic mi się nie działo... - zmarszczyła brwi, patrząc przed siebie. - Dlatego chyba powinnam na jakiś czas dać sobie spokój z alkoholem, a przynajmniej tym dającym większego kopa - stwierdziła, nabierając świeżego powietrza w płuca. Rozejrzała się dookoła. - Nie wiem... Może... - zamyśliła się na chwilę. - Chcesz iść do domu Mii i Marcosa? - spytała nagle, spoglądając na Milę.
[ A jednak odpisałam. A na tamtą nie licz, bo już jej nie będzie. Może się wygadać Angie! ]
Szczerze? Nie pomyślał o Mili jako o kobiecie, z którą mógłby być. Jasne, była fajną dziewczyną. Czuł, że może się jej wygadać i raczej tego nie powtórzy. Czuł. że może zwrócić się do niej z prośbą, a ona mu nie odmówi. Och, jak te łóżko łączy ludzi.
- Jest pewna osoba, z którą mógłbym być. - Powiedział, całkiem serio. Bo była. Ale jeszcze jej o tym nie powiedział. Zresztą, po co się spieszyć. - Tylko... Jest lesbijką. Chociaż nie, teraz to już bi, w końcu przeleciała mnie kilka razy.
Chciało mu się śmiać na te wspomnienia, kiedy to właśnie w Brandi wstępowała drapieżna kocica i robiła z nim to, co chciała. Dosłownie.
- Ale kto wie, może pieprzy lesby, kiedy mnie nie ma?
Sam nie wiedział, dlaczego to powiedział. Ale skoro miał być szczery, to był szczery. Nie był pewien Brandi. Nie był pewien, czy nie śpi z kimś innym, nie spotyka się. Nic łączył ich żaden związek, żadna głębsza relacja (gówno prawda), ale jednak gównianie czuł się z myślą, że KTOŚ INNY mógł ją dotykać w TEN sposób. W sposób, w który on jej dotykał.
Czyli wychodzi na to, że jej nie ufał. A związek powinien opierać się na zaufaniu, prawda? Kurwa jej mać, nigdy nie czuł się tak niepewnie, jeśli chodzi o kobietę.
- Widać, wiesz? - Uśmiechnęła się radośnie. - Wyglądasz jak kobieta. Znaczy, zaczynasz. Jeszcze tak z dziesięć i będzie okej. Jak by to powiedział poeta, będziesz piękniejsza.
No tak, chory trójkącik zaczynał się rozpadać. Brandi kochała się w Tony'm, Mila w Brandi, a Tone... Nikt nawet nie wiedział, czy Tone był zdolny do kochania. Istniała jednak pewna różnica między Jones a Drozd - ta pierwsza nie robiła z miłości najważniejszej sprawy w życiu. Jej priorytetem było pójście na studia i wychowanie psa, by nie skakał na obcych, Tone walczył o siódme miejsce z lodówką. Tak, ważny był, ale nie naciskała, nie chciała, by los jej go zesłał. Będzie, co będzie. Mila zaś zaczynała wpadać w depresję, w histerię, bo Brandi nie była weń zakochana.
- No, wreszcie, zaczynałam być głodna - rzekła Bran, widząc kelnera idącego z jej spaghetti.
Angel popatrzyła się na nią bardzo poważnie, następnie spuściła głowę, oparła się o barierkę plecami. Wyciągnęła powoli małą paczkę, dzierżąc zaraz w dłoni papierosa. Zapaliła, zaciągnęła się, w milczeniu wysłuchując dziewczyny.
To prawda. Może nie były z Mią bliźniaczkami, nawet podobne do siebie nie były. Ale przecież to nie o to chodzi. Raczej o to, czy komuś się ufa, czy nie. Więzy rodzinne chyba odgrywają tutaj najmniejszą z możliwych ról.
Przez chwilę zastanawiała się nad jej słowami, składała wszystko do kupy.
- Zakochałaś się? - spytała dość cicho, spoglądając na Milę, a dym z ust wypuszczając w stronę przeciwną do twarzy blondynki. Wcale nie miała ochoty się z niej nabijać, śmiać, czy dogryzać. Spytała jak najbardziej po przyjacielsku, z pełną powagą. - Może po prostu uciekasz od tego, że właśnie tak jest. Ale nie będziesz szczęśliwa, jeśli nie zaakceptujesz siebie... - mruknęła, odwracając się i opierając łokcie na barierce. Tym razem wpatrywała się w daleki horyzont, ludzi wyglądający jak malutkie lalki, pełzające pośród tłumów, czy między obijających się o nią samotnością.
Westchnęła cicho, wyrzuciła zalegający w dłoni papieros, przekrzywiła lekko głowę.
- Nie wiem, jak to jest kochać. Więc jeśli chcesz, żebym coś Ci w tą stronę podpowiedziała... Nie dam rady. Mogę tylko wysłuchać - wzruszyła ramionami, układając usta w cienką kreskę [suta w dzióbek <3]. - Ewentualnie coś podpowiedzieć, ale nie licz, że to się sprawdzi...
No i co z tego, że tyle ważyłaby? Przynajmniej urosłyby jej cycki. Brandi lubiła cycki. Wszystkie lesby je lubiły. A mężczyźni, którzy uważali Milę za kobiecą... Cóż. Nic do nich nie miała, ale po co anorektyczkę wpędzać w manię chudości? Czyż nie lepiej podstawić jej talerz i gdy jest zakochana, powiedzieć jej, że powinna przytyć?
Choć nie znam się na terapiach anorektyczek.
Współczesny świat miał tę cholerną wadę - pokazywał dziewczynkom mit o pięknej, szybkiej miłości bez poznawania swojego księcia. Niewiele w końcu bajek, które aktualnie są oglądane przez dzieci, pokazuje uczucie - to najczęściej są głupie, nastoletnie miłostki, które dorośli nazywają ledwie zainteresowaniem. Bo przecież w momencie, gdy się szaleje z radości, gdy uczucie ogłupia, nie mamy do czynieni z miłością, tylko zauroczeniem. Brandi to wiedziała, więc kochała powoli - pozwalała sobie na etap szaleństwa, ale niezbyt długi. Potem zaczynała poznawać tę osobę bardziej, mocniej, ot, by wiedzieć, czy się ulokowało swoje uczucia w dobrej osobie... I w momencie, gdy się nie chciało nic zmieniać - wtedy była miłość. Nie wcześniej.
- Bo faceci są głupi. Patrzą na modelki i chcą modelek, idioci. A przecież one wszystkie są przerabiane w setkach programów. Jeśli chcą się kochać z kimś idealnym, musi im zostać format jot pe gie, jeśli zaś chcą kogoś prawdziwego... cóż, wtedy fotoszop idzie w odstawkę.
No pewnie, że nie mógł puścić mimo uszu uwagi Mili. Zdawało się, że wiedziała o Brandi więcej od niego. I więcej tego, o czym raczej wolałby nie wiedzieć.
- Ciebie też zerżnęła?
Było w tym pytaniu więcej żartu, niż poważnej chęci odpowiedzi, ale lekko to zaniepokoiło Vissera. Miał nadzieję, że Drozd za chwilę zaśmieje się i spyta, czy kompletnie zdurniał, ale jej mina nie była raczej zabawna.
No kurwa, pieprzyły się?! Visser głupi nie był, chociaż był facetem. Umiał sobie poskładać dwa do dwóch, a teraz nie wyszło mu pięć, a cztery. Czyli wszystko się zgadzały. Brandi przerżnęła Milę, albo Mila Brandi, bez różnicy. Pierdoliły się równo, to nie ulega wątpliwości. Nic więc dziwnego, ze kiedy oznajmił Mili, że chyba chce być z Jones, to ta błysnęła złośliwą uwagą o lesbach.
Nic więcej nie powiedział. Wino zaczęło smakować jak szwajcarskie siki, więc wstał i podszedł do barku. A po co? No pewnie, że po whisky. A jak to będzie za słabe, to skoczy jeszcze po jakąś wódkę.
Nic w końcu nie miał do stracenia.
Sam właściwie nie wiedział, dlaczego w te wakacje wciąż siedzi w Amsterdamie. Normalnie gdzieś by wyjechał, zobaczył coś nowego, oderwał się. Ale miał świadomość tego, że pewnie nigdy by tu już nie wrócił, a przynajmniej nie w najbliższym czasie. A chciał się jakoś ustatkować, no przynajmniej jakoś spróbować.
Amsterdam miał ten plus, że Frank zawsze znajdował sobie nowe, ciekawe zajęcie. Włóczył się po muzeach, starych uliczkach i przeróżnych knajpach, barach i klubach. Czasem odwiedzał niewielkie kina studyjne, czasem udzielał jakiemuś ze swoich uczniów korepetycji. Były dni kiedy po prostu zaszywał się w swoim lofcie i dopisywał dalsze strony swojej powieści, której najpewniej i tak nigdy nie skończy. Nigdy z niczym nie kończył. Poza ludźmi.
Nic nie stało mu więc na przeszkodzie, żeby stawić w umówionym miejscu, o umówionej godzinie, w sprawie, o której nie miał zielonego pojęcia. Nie pytał, wolał przekonać się sam. W innym przypadku mógłby się łatwo zniechęcić, a wtedy ciężko go było na nowo pozytywnie nastawić.
Punktualnie, o wpół do siódmej zaczął rozglądać się po niewielkiej kawiarence. Gdy dostrzegł kobietę pasującą do przedstawionego mu opisu, podszedł do niej i uśmiechnął się lekko.
- Frank de Guise - przedstawił się i spojrzał na nią z zaciekawieniem. - To z panią byłem umówiony?
[Wiesz, że zaraziłaś mnie spaghetti? O.o]
- Zależy, co chcesz wiedzieć. Nie umiem... ot tak opowiadać o sobie.
Jedzenie było... pyszne! Brandi, jako, że gotować nie potrafiła, najczęściej żywiła się odpadkami albo czymś, co nazywano szybkim żarciem - chińską zupką, mrożoną pizzą, kebabem... Gdy gotowała, cała kuchnia potem tonęła w nieumytych naczyniach, brudnych talerzach, nożach, łyżkach, widelcach i czegokolwiek Jones by nie robiła, nigdy nie udawało się jej oganiczyć ilości naczyń używanych do zrobienia choćby prostej potrawy. A zrobienie sobie jednej porcji spaghetti nie było warte spędzenia potem godziny na szorowaniu.
Dlaczego niby nie będzie mogła z nią później porozmawiać? Nawet, jeśli się hajtnie, Tone jej nie wywiezie, nie uwięzi, nie sprawi, że rzuci studia, znajomych, całe poprzednie życie. Będzie praktycznie tak, jak dotychczas - może trochę więcej czasu przeznaczy dla swojego szefa. Ale przyjaźnić się będą mogły dalej, ponadto Brandi zachowa trochę czułości dla Mili - jak zawsze robiła wobec dawnych kochanek.
- Aha, no widzę, że od razu do konkretów przechodzimy - roześmiał się i usiadł naprzeciw kobiety. Jednocześnie skinął na stojącą w pobliżu kelnerkę i szybko zamówił espresso, po czym całą swoją uwagę skupił na swojej rozmówczyni.
- Czyli generalnie chodzi o to, że miałbym pani odstąpić kilka swoich godzin w tygodniu, służyć radą, a na koniec wystawić pani najbardziej obiektywną z możliwych ocen, tak? - spojrzał na nią niepewnie. Nigdy się tym nie zajmował, właściwie nawet nie było mu to na rękę, bo on uwielbiał uczyć. Żałował nawet jednej straconej godziny. Ale z drugiej strony, miał przecież niewytłumaczalną potrzebę pomagania innym. Jakkolwiek było to absurdalne w stosunku do jego charakteru.
Rozsiadł się wygodnie i upił niewielki łyk ze swojej maleńkiej filiżanki. Uwielbiał tę dawkę kofeiny, zarówno wieczorem, po południu, jak i o poranku. Sięgnął po jej teczkę i zaczął przeglądać papiery, które się w niej znajdowały.
- Też chciałem się zajmować tłumaczeniami. Na studiach tak dorabiałem. Z francuskiego na angielski, albo odwrotnie. Ale nigdy nie ruszałem poezji, czy dokumentów - wzdrygnął się na samą myśl o tym. Tego nie lubił, po prostu nie lubił.
Po chwili podniósł głowę i chwilę przyglądał się kobiecie.
- Wszystko ładnie i pięknie, ale nauczanie w dużej mierze zależy od podejścia do uczniów, do pracy, do przedmiotu. Jakie jest pani? - spytał i nachylił się trochę ku niej. Taki już miał nawyk, gdy coś zaczynało go interesować.
- Ja... ogółem lubię jeść. Uwielbiam pizzę, ryż z jabłkami i pomidorami i kurczakiem. Nie umiem jednak dobrze gotować, więc najczęściej żywię się byle czym. Piję mnóstwo mleka... Jestem uzależniona od niego, właściwie. Muzyki specjalnie nie słucham, jak mi coś wpadnie w ucho, męczę to przez tydzień, a potem zapominam. Filmów nie oglądam. Wole rzeczywistość niż filmy. Nie korzystam też z komputera i tak dalej. Wolę iść do parku, pojeździć, iść na siłownię czy na lody niż siedzieć przed komputerem. Albo coś poczytać. Trochę staroświeckie, żyć w takiej dziwnej grze, jak rzeczywistość, ale jakoś mi lepiej.
Brandi uśmiechnęła się, nawijając na widelec makaron. Potem spojrzała na Milę inaczej, niż zwykle, jakoś tak głębiej, uważniej.
- Myślisz, że Tone zachowuje się tak, jak się zachowywał do teraz? Dalej ma te wszystkie kochanki i w ogóle?
W końcu niedawno wrócili z wakacji. Coś tam zaiskrzyło, było inaczej, niż w Amsterdamie. Spędzili ze sobą dużo czasu, nie? Oglądali razem telewizję, Bran czytała mu przed snem o układzie pokarmowym, gładząc Visserowe włosy, jedli lody z tego samego pucharka, milcząc, słuchali nocą morza, leżąc naprzeciwko siebie i patrząc sobie w oczy. Tak po prostu, jak kochankowie, którzy są nie tylko kochankami.
Ale nie nalegała. Przecież mogło być to jednostronne.
- Miał żonę, był jej wierny. Myślę, że nie. Myslę, że mógłby się zmienić, gdyby chciał... Gdyby znalazła się odpowiednia kobieta - powiedziała Brandi, wkładając do ust makaron.
No cóż, niech nie mówi, Brandi sama chce usłyszeć to z jego ust - gdy mu powie, co czuje. Ale żeby to zrobić, musi minąć trochę czasu, musi minąc zauroczenie. Głupio bowiem by wyszło, gdyby po zauroczeniu emocje sie wyczerpały, co już jej się zdarzało. Niechże już minie ta podnieta jego istnieniem! Wtedy będzie mogła określić, co czuje. Powiedzieć mu, że za nim szaleje albo dalej z nim tylko uprawiać seks.
Patrzyła na jedną parę, która jadła coś z jednego talerza. Uśmiechnęła się lekko; zupełnie tak, jak oni w tej słodkiej Hiszpanii. Zupełnie tak, jak ona chciałaby z nim jeść dalej. Cholera. Tylko co zrobić, żeby ją pokochał?
Brandi uśmiechnęła się lekko.
- Nie, to nie jest tak. Nie każdy związek się wypala, niszczeje. Przecież są ludzie, którzy wytrzymali ze sobą kilkanaście lat, czasami kilkadziesiąt. Ale jestem za młoda, żeby o tym mówić. Póki co, chcę poznać Tony'ego. Wiedzieć, kim jest. A potem się zobaczy.
Brandi to nie brzydziło; cieszyła się, że ktoś okazywał miłość sobie choćby tak drobnymi gestami. Sama zresztą chciałaby to robić. Cholera, że też te wakacje się skończyły... Co z tego, że bolało ją pewne miejsce od ilości seksu każdego dnia? Co z tego, że nie zarabiała kasy przez dwa tygodnie, skoro przeżyła coś tak cudownego, jak wakacje z Visserem? Co z tego, że...
Spojrzała na Milę.
- Zachowuję się jak zakochana nastolatka, prawda? Zmieńmy temat. Dobrze mi to zrobi, mam już dość Tońka w moim umyśle.
Tak właściwie to on uwielbiał konkretnych ludzi. Lubił takich, którzy mają pomysł na siebie i na swoje otoczenie i przede wszystkim, bez zbędnego marudzenia, dążą do osiągnięcia swoich celów. I takich, którzy prosto z mostu mówią, o co im chodzi. Ale czasem potrzebował też chwili do podumania, do poowijania w bawełnę, porozmawiania o niczym. Potrzebował równowagi, tak po prostu.
- Tłumaczenie sprawiało mi kiedyś niesamowitą przyjemność. Ale zacząłem odsuwać się od własnych tekstów, dlatego też z tym skończyłem. Wolę pisać coś swojego, nawet jeśli nigdy nie miałoby ujrzeć światła dziennego - uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na nią z tym swoim charakterystycznym błyskiem w oku. Nic nie mógł poradzić na to, że jego pasje tak go nakręcały.
Słuchał jej uważnie, co jakiś czas kiwając głową. Gdy skończyła mówić, westchnął cicho i splótł palce dłoni, jak zwykle, gdy nad czymś myślał.
- Ale wie pani, ja nie jestem tylko od tego, żeby nauczyć kilku nowych słówek i wytłumaczyć gramatyczne zasady. Ja pokazuję kulturę, sztukę, przekazuję tradycje i opowieści. Czasem oglądamy wspólnie filmy, czasem tłumaczymy teksty piosenek, a czasem czytamy fragmenty książek. Lubię też opowiadać im o znanych ludziach, o bohaterach i historii. Dopiero wtedy mogą poznać ten język i poczuć tę towarzyszącą mu atmosferę - powiedział i znów się uśmiechnął. Tak niewiele było mu do tego potrzeba. - I kwestia tego, czy pani potrafiłaby również coś takiego poprowadzić.
- A ja wierzę. I tak, strasznie. Myślałam, że po dwóch tygodniach razem będziemy mieć siebie dość, ale było inaczej. Kurczę... - Brandi westchnęła. - Ja się w nim zakochuję. A wiem, że najpewniej nic z tego nie będzie, bo jemu na mnie nie zależy... aż tak. Ale cóż - powiedziała Brandi, znowu pakując makaron do buzi. - Nie pierrfshy, nhe ostathny.
bo trzeba było znać Słońce! Jej twarz, ramiona, piersi, nogi, które były spełneniem snów Jones; jej uśmiech, charakter, łagodne spojrzenie, słodki głos i głośne, przeciągłe jęki, za duże palce u stóp i blizna nad kolanem. Jej niechęć do kawy i słodka mina, gdy się denerwowała. Nie dało się jej nie kochać.
Brandi westchnęła, jak gdyby nic się nie działo, jakby serce nie bolało, jakby nie wyło z rozpaczy, że miłości nie zobaczy.
Adam Mickiewicz mode on.
- Może mam polskie korzenie – skwitował to śmiechem. Akurat sam też miał „problem” z przepijaniem towarzystwa, i mało to razy było tak, że po prostu kończył imprezę wcześniej, albo udawał się na kolejną, bo na tej pierwszej wszyscy spali w swoich rzygach?
Gdy przyniosła odpowiednie... składniki i sprzęt do picia owego trunku, otworzył wódkę, polał po kieliszkach i zerknął na Milę. Dlatego właśnie Clayton się nie zakochiwał, bo po pierwsze, z babami są same problemy, a po drugie z miłością też są same problemy, więc po ki chuj sobie życie komplikować?
- I co zamierzasz z tym wszystkim zrobić, hm? – uniósł brew i spojrzał na Milę nieco podejrzliwie. Nieco.
Wzruszył ramionami i uśmiechnął się do niej przyjaźnie. Nie był do końca przekonany, czy faktycznie tak będzie, no ale też nie mógł zachować się jak ostatni dupek i powiedzieć "nie, bo nie".
- No to ze mną sprawę już załatwiłaś, teraz gadaj z dyrekcją. Ale w żadną papierkową robotę mnie nie angażuj, nie ma takiej opcji - pokręcił głową i skrzywił się na samą myśl o rubryczkach do wypełniania. Pieprzona biurokracja.
- A dziękuję - uśmiechnął się szeroko. - Życie bez pasji, tak między nami, jest gówno warte - mrugnął do niej porozumiewawczo i dopił swoje espresso do końca.
Ściągnął brwi i chwilę coś mruczał pod nosem, po czym znów wzruszył ramionami.
- Podrzędny pisarzyna to lepsze określenie. Ale owszem, siadam przy maszynie każdego dnia, codziennie coś zapisuję w notesie, który przy sobie noszę. Wszędzie widzę inspirację i po prostu lubię bawić się słowami - powiedział. Bez tego nie potrafił normalnie funkcjonować. Nie umiał. I nie chciał.
- Gówno wiesz.
Nie chciał być niemiły, ale tak wyszło. Poczuł jakąś dziwną pustkę w sercu, kiedy Mila przyznała się, że spała z Bran. A jednak. Kobietom nie należy ufać.
- Wiesz, co jest w tym najzabawniejsze? - zapytał. - Niby to faceci to skończeni skurwiele, ale wy, kobiety, wcale nie jesteście lepsze – żachnął się.
Był wkurwiony? To mało powiedziane. Nagle zapragnął znaleźć się sam, bez nikogo. Przez głowę przeszła mu myśl, że znowu przez kobietę może się stoczyć do tego stopnia, że nie będzie w stanie rozróżniać dni i pór dnia, że nie będzie w stanie podnieść się z łózka. A kiedy już wstanie, znowu zajrzy do barku. I tak znowu i znowu.
Czyli się zakochał. Bo gdyby nic do Brandi nie czuł, a ich relacje opierałyby się tylko na dobrym seksie od czasu do czasu, to pewnie miałby wyjebane. Zaśmiałby się i powiedział, że jednak nie udało mu się zabić w niej homoseksualizmu. Drozd miała rację. Lesba zawsze pozostanie lesbą.
Właściwie, nie byli w związku, ale czuł się jak zdradzony. Po raz kolejny. A postanowił sobie, że już że dna kobieta go nie skrzywdzi. Gwałtownym ruchem strząsnął dłonie Mili i odstawił swoją szklankę, a następnie ruszył w stronę sypialni. Nie, nie była to zachęta, a raczej subtelna aluzja, że chce zostać sam.
I pewnie gówno się tym przejęła.
[ ahaha, no luzz, ogarnie się xd ale wiesz, Frank to już dojrzały mężczyzna, nie rzuca się na wszystko co się rusza, weź to pod uwagę ;pp ]
Roześmiał się i zamówił jeszcze jedną kawę, tym razem zwykłą czarną, bo odniósł wrażenie, że pewnie trochę tu jeszcze posiedzą.
- Skoro chcesz, to działaj - powiedział swobodnie i rozłożył ręce, bo przecież to było oczywiste. - Ja tam rzadko kiedy się zastanawiam nad tym, jak mogę coś osiągnąć, co może mi zagrażać, jak to może na mnie i na moje życie wpłynąć. Po prostu działam, ot tak - wzruszył ramionami i uśmiechnął się szeroko. - Dlatego całe swoje dorosłe życie jestem w podróży. I powiem pani, że nie żałuję niczego, kompletnie. Nawet negatywnych przeżyć i kryzysowych sytuacji.
Rozsiadł się wygodniej w fotelu i uważnie się jej przyjrzał. Też tak kiedyś miał, twórczo się zablokował. To było dla niego okropne, ale wyszedł z tego. Jakoś.
- W takich chwilach zaczynam opisywać swoje emocje. Nawet jeśli tekst składa się z samych epitetów, z samych pojedynczych słów, które nie układają się w logiczną całość. Bo jednak piszę i nawet jeśli to nie ma sensu i jest bezwartościowe, to piszę dalej i z czasem zaczynają tworzyć się z tego zdania i nim się obejrzę, już wpadam w swój rytm - powiedział, ciepło się do niej uśmiechając. - Albo wystarczy opisywać to, co się widzi. Nawet teraz, na tych swoich papierach może pani zapisać to wszystko o czym pani opowiedziałem, albo to, jak smakowała pani kawa - uśmiechnął się szeroko, a jego oczy rozbłysły. To zdecydowanie był jego temat.
Odetchnął głośno i upił spory łyk kawy. Dawno tyle nie powiedział na raptem kilku wdechach.
- Frank.
[Miluś, Brandzia nie ma fejsbuki. Wymyśl coś innego, to zacznę :D]
On rzadko kiedy cokolwiek planował. Zazwyczaj robił to, na co w danej chwili miał po prostu ochotę. No, chyba, że trafiła mu się jakaś premiera filmu, albo wernisaż - wtedy skrupulatnie układał swój plan dnia, po to, by za nic w świecie tego nie przegapić. Często szybko zmieniał zdanie, w dodatku był bardzo elastyczny. Pewnie dlatego nie istniało dla niego takie słowo jak "nuda".
Uśmiechnął się szeroko i pokiwał głową z uznaniem. Zawsze lubił inspirować ludzi, pomagać im w odnalezieniu jakiejś pasji. To go niesamowicie nakręcało, a jednocześnie jeszcze bardziej nadymało jego i tak przerośnięte ego. Był przydatny. A po śmierci na pewno przez kilka osób zapamiętany i to było najlepsze.
Na jej ostatnie pytanie aż się wzdrygnął i pomachał dłońmi w przeczącym geście.
- Broń boże! Mam chorą potrzebę bycia indywidualistą. Lubię swój specyficzny styl, bo nie można mnie pomylić z kimkolwiek innym - powiedział z dumą. - Ja mam nawet problem z czytaniem książek, żeby przypadkiem się za nadto nie zainspirować - roześmiał się głośno. Fakt, nienawidził jakichkolwiek porównań.
[ Mi też. Jest bardziej mięęęski @u@ ]
Clayton postanowił gorszy nie być, zwłaszcza od kobiety, zwłaszcza od blondynki, więc chwilę potem opróżnił swój kieliszek w przeciągu praktycznie sekundy. I nie brzydził się zarazków blondi, więc zaraz popił – z pewnością miał do czynienia z najprawdziwszą, porządną wódką z Polski. A co do zarazków, to sam Caleb był podejrzany po posiadanie HIV, kiły, rzeżączki, grzyba i co tam chcecie. Oj, nie ma to jak uczelniane plotkary, nie? Zwłaszcza te ze złamanym serduszkiem, autorstwa samego Caleba.
- Jak dla mnie wyglądasz lepiej – rzekł, wzruszając ramionami. Nie rozumiał tego całego szału na diety u dziewczyn, które tego nie potrzebowały, ba, w zasadzie to wzbudzało w nim to jaką straszną frustrację. Caleb uważał swoją sylwetkę za w porządku nawet wtedy, gdy był chuderlawy i bez żadnych, chociaż minimalnie wyrzeźbionych mięśni. Teraz oczywiście nie był napakowany, ale prezentował się zdecydowanie lepiej. – Milowy sposób na problemy, co? – zapytał rozbawiony i westchnął.
Baby.
Zamarł w bezruchu, z prawie wciągniętą na siebie czystą koszulką i słuchał monologu Mili. Tak, nie miał okazji jej takiej widzieć, ale to wcale nie znaczy, że się jej bał. Nie miał w sobie bojaźliwości, bo jeśli chodzi o wkurwione blondynki, to zawsze sobie z nimi radził. Uśmiech, gadka, sratatata, była jego. Ale nie w jej przypadku. Zresztą, nawet nie chciał, by była jego. Zbyt bardzo oszołomił go kolejny fakt, który usłyszał. I wcale nie chodziło o to, że Brandi się w nim zakochała, że o nim gada w kółko, że pieprzyły się przed ich wspólnymi wakacjami. Nie zrobiło na nim wrażenia to, że Mila też chyba coś poczuła to tej wariatki, do której on też poczuł miętę. Nie miała to dla niego znaczenia.
Znaczenie miało to, że znowu utaiła przed nim prawdę. Prawdę, która dotyczyła także jego. Dotyczyła ich dziecka. Dziecka, którego już nie było, a które mogło być. Kurwa, tyle wiadomości naraz nie mógł przetrawić. Tak, powiedziała mu już to na wakacjach i nie, nie przyjął tego spokojnie. Ale świadomość, że każdy wiedział o tym wcześniej, niż on, stała się dobijająca.
- To dobrze, że miała wtedy kogoś przy sobie – stwierdził i założył koszulkę do końca. Nie miał ochoty sprzeczać się z Milą o to, kto bardziej zasługuje na Brandi, albo kto był przy niej wtedy, kiedy było jej to najbardziej potrzebne. Na usprawiedliwienie miał fakt, że nic nie wiedział, bo nawet do niego nie zadzwoniła. Choć parę dni wcześniej spędzili razem cały dzień, oglądając stare komedie.
Wyszedł na gbura, który nie interesuje się losem dziecka? Możliwe. W głębokim poważaniu miał jednak to, co Drozd o nim myśli. On sam się pogubił i wyglądało na to, że musi z Jones odbyć poważną rozmowę. Choćby zaraz, teraz, dzisiaj. Inaczej oszaleje. Musiał wiedzieć, na czym stoi. Że może jej ufać. Bo wyglądało an to, że prawdy dowiaduje się od każdego, tylko nie od niej. Wydawało się, że obcy wiedzą więcej o nim, niż on sam o sobie.
[Nie wiem czy Mila i Roxie się dogadają, ale zawsze można spróbować ;) Pomysły na wątek, bo jak mniemam, chęci są? :) Ewentualnie powiązania, o.]
[Aaa...nie wiem o co chodzi, ale Roxie nie zamierza nikogo 'nawracać' ;)
Ja też nie mam pomysłów za bardzo, więc kuszę wszystkim chęcią zaczęcia przeze mnie, ale wszyscy nagle okazali się bez pomysłów... Bueh.]
Bran była u koleżanki studiującej weterynarię. Ot, zwykła, medyczna pogawędka na temat tego, co działo się w schronisku, jak trzyma się Wasp i ile wypiło się dwie noce wcześniej na imprezie dla przyszłych studentów medycyny. Zwykła, normalna pogawędka, podczas której nikt nie poruszał tematów Drozd, poronienia, Tońka... cud! Bran już była zmęczona tymi wszystkimi opowieściami, płaczami, jęczeniem, kłótniami... Cud...!
W pewnym momencie koleżanka, której imienia nie wyjawię, bo po chwili je zapomnę, uruchomiła komputer, aby pokazać Bran zdjęcia, które na fejsie ujawniła strona schroniska, w którym obie kobiety się udzielały. Pokazywały zdjęcia po przyjęciu i po wyleczeniu psa wraz z podpisami, kto psy leczył. Bran poczuła dumę, widząc, że pod niektórymi zdjęciami widnieje jej nazwisko, nawet, jeśli leczenie wymagało podania kroplówki i kilku zastrzyków, a potem dopilnowania psa, by ten czuł się dobrze...
Po obejrzeniu zdjęć, koleżanka jeszcze przesunęła kółkiem. W pewnym momencie, choć to straszne nierealistycznie brzmi, rzekła:
- O, znowu ta pieprzona alkoholiczka próbuje załatwić alkohol za ciastka. Pewnie nawet piec nie potrafi...
Brandi uniosła brwi, pytając, kto taki. Odpowiedź otrzymała: Mila Drozd, która "ostatnio miała podobno rozwód i nic kasy nie dostała, stąd szuka kogoś, kto da jej na alkohol..."
Jones, zaraz po wyjściu od koleżanki, wstąpiła do sklepu. Kupiła wino i ruszyła z nim w stronę mieszkania Drozd, która wcale a wcale nie mieszkała daleko. Stanęła przed drzwiami, zapukała kilkakrotnie.
- Ej, Mila, wiem, że jesteś. Otwieraj, mam wino. I chcę ciastek.
[marichuana xD]
Ale widocznie koleżanka, którego imienia nie podałam i nie pamiętam, nie była dokarmiana albo Mili wyjątkowo nie lubiła, tak, że niechęć do kobiety przeniósł się na smak i upośledził odczuwanie. To się chyba zdarza, siła psychiki ludzkiej nie ma granic.
- Facebook. Nie, nie mam, ale znajoma ma - wytłumaczyła Brandi. - Coś tam przeglądałyśmy, zauważyłam Twój wpis... I jestem.
No cóż, zatem Brandi nie miała się czym przejmować. Chociaż, będąc szczerą, nie przejmowała się. Oficjalnie nic nie wiedziała, Drozd nie chciała jej uprzedzić o swoich gorących uczuciach, wobec czego Jones nie musiała się tym martwić. Gdyby zauważyła, gdyby to było ciągle w formie podchodów, w pewnym momencie zapewne zaczęłaby się usilnie zastanawiać, co zrobić, by Mili nie zranić i uwolnić się od jej uczuć. Była jednak wolna - z wiedzą i świadomością, że właściwie nic nie wie.
[Mów do mnie brzydko.]
- Wody albo soku. Zdecydowałam sobie odpuścić herbatę, tylko barwi zęby - powiedziała Brandi, siedząc już na krześle. Rozglądała się tak, jak zawsze - oglądała obrazki na ścianie, talerze, kolor ścian. Lubiła oglądać wystroje wnętrz, nawet, jeśli nie miała o technice strojenia bladego pojęcia.
Jeszcze miesiąc temu widok Mili sprawiłby, że czułaby pewną wilgoć między nogami. Teraz nic, zero, pustka; nawet te uroczo poskręcane od wody loczki jej nie zauroczyły. Wspomnienia owszem, przesuwały się, ale nie pozostawiały po sobie nic - Brandi nie czuła żadnego pożądania, podniecenia na dawną myśl. A nawet, jeśliby poczuła, nie byłaby w stanie, ba!, nie byłaby chętna nic z tym zrobić. Seksualność jakby skupiła się tylko na jednym punkcie, na jednym mężczyźnie, pierzchnęła ze wszystkich innych osób, miejsc, wspomnień. Myśl o tym, że kiedyś rozebrała Milę w pokoju obok, stała się wspomnieniem prostych ruchów, które wykonywała.
- A poczęstuję się, poczęstuję - powiedziała Bran. - Swoją drogą, też ostatnio upiekłam ciasto. Ściągnęłam przepis z Internetu. Jest świetne, kiedyś Cię zaproszę.
[ Siemasz Milka! Może coś nowego? Bo pewnie znowu się podziało, a ja nic nie wiem xD ]
[ no hej :) masz ochotę na wątek? ]
[cześć, zmoro!]
[Trzeba coś zacząć, don't U think?]
Zapraszam na forum ogólnotematyczne z Pretty Little Liars w tle. Znajomość serialu nie jest konieczna. Zamierzasz dołączyć? Zaproś swoich znajomych wink https://gotsomesecrets.fora.pl/
Wrzesień, miasteczko Mystic Falls. Tak, to właśnie tę mieścinę zamieszkują mityczne stwory. Wśród niczego niepodejrzewających ludzi egzystują wampiry, wilkołaki, czarownice, a nawet hybrydy! Można też spotkać Pierwotnych, czyli najstarsze, najpotężniejsze wampiry. Nieważne, czy stworzysz mityczną postać, czy zwykłego człowieka, na pewno będziesz się świetnie bawił! Nie czekaj, dołącz już dziś!
http://mysticfallslife.blogspot.com/
[ mieszka, a jak! ; D ]
[ jak nie doszła?! oO ]
Prześlij komentarz