LISTA POSTÓW

sobota, 26 maja 2012

T H I S  I S... actually not Sparta, but it's as tough as that. 


- Pani Drozd, proszę usiąść - mówi dyrektorka liceum. Młoda, wysoka kobieta posłusznie siada za biurkiem, zakłada nogę na nogę, elegancko przytrzymując granatową, ołówkową spódnicę. Ma też na sobie czarne buty na niezbyt wysokich obcasach i białą, elegancką bluzkę. Naprawdę, wygląda jak niemająca sobie nic do zarzucenia nauczycielka, chociaż nawet nie jest nauczycielką, nigdy by nie chciała nią być. Ale ma teraz cholerne praktyki i jakoś się dostosowuje do sytuacji. Tak jakby.
- Słyszałam o pani bardzo wiele dobrych uwag. Jest pani oddana nauczaniu, prowadzi pani naprawdę interesujące zajęcia, a nauczyciel, który się panią opiekuje, pan Frank - nie ma żadnych zastrzeżeń.
- Bardzo miło mi to słyszeć - blondi uśmiecha się promiennie, ale ponura i raczej ostra mina dyrektorki wróży coś niedobrego i gasi ten wesoły uśmiech wyjątkowo szybko.
 - Nie dziwi mnie wcale ta opinia. biorąc pod uwagę, że profesor jest mężczyzną młodym, niezamężnym, a większość uczniów naszej szkoły, to chłopcy.
- Nie rozumiem - blondynka zmarszczyła brwi, próbując sobie przypomnieć, co takiego mogła przeskrobać. Nawet ubierała się regulaminowo, nie przesadzała ze szpilkami, ani razu nawet nie miała bluzki z głębokim dekoltem. Była bardziej poprawna niż większość uczennic.
- A powinna pani, bowiem słyszałam opinie, że jest pani osobą raczej rozgarniętą i inteligentną. Naprawdę, nie zastanawia panią, że zarówno męska część ciała pedagogicznego, jak i chyba wszyscy chłopcy w tej szkole oglądają się za panią na każdej przerwie? Nic nie świta w tej pani blond główce?
- Jestem młodą i atrakcyjną kobietą, mężczyźni dosyć często tak na mnie reagują, nie widzę więc w tym nic dziwnego - odparła zimno i oschle, urażona sugestią dyrektorki co do jej inteligencji i kolorze włosów. Co się dziwić, to była stara, tłusta prukwa, krzykliwie, nieumiejętnie umalowana, a na dodatek ruda. Rude to dziwki, przynajmniej z tego co doświadczyła w życiu. Nie wszystkie, ale jednak coś w tym było.
- Zatem niech pani mi jeszcze wyjaśni, dlaczego we wszystkich telefonach w tej cholernej szkole są pani zdjęcia. Zdjęcia pani, nagiej, tarzającej się w błocie. Mało tego, autorem tych zdjęć jest UCZEŃ NASZEJ SZKOŁY.
O kurwa, kurwa, kurwa. Blondynka spuściła teraz spojrzenie, już nie tak wojownicze, z twarzy dyrektorki na swoje własne dłonie.
- Myślę, że nie przyjmie pani mojego wytłumaczenia - mruknęła, a potem zebrała się w sobie, by spojrzeć dyrektorce w twarz, na której malował się teraz wyraz obrzydliwego tryumfu. 
- Też tak myślę. Myślę także, że powinna pani zabrać swoje rzeczy i poszukać miejsca w innej szkole. Razem z autorem tych pornograficznych zdjęć.
- Proszę?! - blondynka otworzyła oczy jeszcze szerzej. Ze swoim losem pogodziła się od razu, gdy usłyszała o tym, jaką to popularną modelką się stała, uderzyła ją raczej kara, która została zesłana na młodego fotografa. - Stanowczo protestuję! Jest pełnoletni, to był projekt konkursowy, więc tak czy siak musiałby sfotografować nagą kobietę, i to nie jest ŻADNA PORNOGRAFIA, tylko SZTUKA. Taka wyedukowana kobieta jak pani powinna mieć na ten temat jakieś pojęcie.
- Myślę, że pani zdanie w tym przypadku się nie liczy. Moja szkoła to porządna placówka. Nie będzie w niej zboczeńców, zasłaniających się sztuką. Ani tym bardziej nauczycieli, którzy dają taki przykład moim uczniom. Dziękuję, może pani wyjść.
 
 
Tak mniej więcej wygląda życie Mili Drozd, dwudziestoczteroletniej Polki, mieszkającej w Amsterdamie. Nie ma sensu w rozwodzeniu się nad jej charakterem, bo poznacie go przy bliższym poznaniu jej samej, albo chociaż po przeczytaniu fragmentu powyżej. Przegapić jej raczej nie przegapicie, będzie łazić po mieście w szpilkach i sukienkach, trzepać długimi, pomalowanymi na granatowo albo czarno rzęsami, albo długimi, pomalowanymi na blond włosami. Wysoka, anorektyczka, nic szczególnego, na dodatek bez cycków, ale podobno ma jakiś tam swój urok. 
Studiuje na piątym roku filologii angielskiej, ma praktyki w innej szkole, gdzie dyrektorem jest młody mężczyzna, a ów uczeń, który także został wylany, nie przejął się szczególnie, bo konkurs wygrał, dał sobie spokój z maturą, bo dostał stypendium w Londynie, w jakiejś szkole dla "uzdolnionych artystycznie". Wysyła pocztówki.
Kamila to przykład głupiej, zakochanej sobie blondynki. Dopóki się jej nie pozna i się nie dowie, że oprócz waginy, ma też uczucia, poczucie humoru i jest najlepszą studentką na roku, w co raczej nie jest za łatwo uwierzyć.


________________________
proszę państwa, ruchadełko wróciło, ale nie wiem wcale czy na długo. zobaczymy. w końcu miałam prawdziwe natchnienie na kartę, zawsze taką chciałam mieć, z historyjką w środku. :D
postaram się zająć tym moim dzieciątkiem. nara.

449 komentarzy:

«Najstarsze   ‹Starsze   201 – 400 z 449   Nowsze›   Najnowsze»
Anonimowy pisze...

[po?? a to jutro muszę przeczytać. Tak, imię zmieniłam, żeby nie było :PP ale mówię nazwisko niech zostanie]

Anonimowy pisze...

[no i przeczytałam, fajne. jak będziesz to jakiś wątek? ;d]

Unknown pisze...

- Czyli Holland się postarał. - Wydedukował szybko Tony, ale jakoś wątpił w orgię tych dwojga. Wypytywać przyjaciela nie zamierzał, wystarczą dwie butelki ginu i będzie śpiewał jak ten ptaszek.
- Owszem, jeszcze mnie stamtąd nie wyrzucili - odpowiedział na zadane pytanie.
Nie mógł nie patrzeć na jej cycki. Przecież one zawsze rzucają się w oczy i niesamowicie działają na wyobraźnię, szczególnie Vissera. I choć to dość głupia myśl, nagle zechciał ich zasmakować.
Ale z Ciebie chuj, Visser. Ty tylko o jednym. Ale jak już sobie coś Anthony umyślił w tej główce, to musiał to wprowadzić w życie. Miał szczerą nadzieję, że mu to się uda z Milą, bo w jego oczach wcale na niewinną nie wyglądała i podświadomie czuł, że może być z niej kurewsko dobra kochanka. Kolejna do kolekcji, co?

Unknown pisze...

[ spróbowałabyś nie <3 ]

Unknown pisze...

- A w to nie wątpię.
Nienawidził, kiedy zakładały szpilki. Były wyższe od niego i czuł się jak popierdółka, a nie jak prawdziwy facet. No chyba, że były sporo niższe. Po co im one, skoro i tak w łóżku się nie przydają? Chyba że do tortur na biednym facecie, który nie może podołać. Nic jednak nie powiedział. Jutro nie będą jej potrzebne.
Wyszedł za nią z kwiaciarni, obserwując jej tyłek. Zagryzł wargę, przesuwając wzrok nieco niżej. Chciał się z nią w to bawić, czy nie?
- Mam po ciebie przyjechać?
W głowie pojawiały się już mu najróżniejsze scenariusze i sam nie wiedział, który najbardziej mu się podobał. Chciał się przekonać, czy miał rację oceniając ją jako dobrą kochankę. Nie miał zamiaru poprzestać na niewinnych gadkach i pustych słowach. Czekał na czyny.

Unknown pisze...

- Ósma pasuje?
Nawet jeśli nie, i tak by przyjechał. Miło byłoby zobaczyć ją w totalnym nieładzie no i bez tych szpilek, bo Tony nadal czuł się głupio, stojąc tak obok niej.
Że też dzisiaj nie mógł. Był tak podniecony "randką" z Milą, że nagle zechciał jej tutaj, teraz, w tej chwili. Ale co nagle, to po diable. Z kobietami trzeba ostrożnie, bo one bywają zdradliwe, a obejść się smakiem w tym wypadku nie chciał. O ile w innych sytuacjach by to przełknął, to teraz... cholernie się napalił. Jutro wydawało się być za milion lat świetlnych, a perspektywa sprawy, którą miał załatwić, irytującą czynnością, która stawała mu na drodze do Mili. Aleś się kurwa napalił, stary. Zwolnij, bo się zrobi z ciebie sflaczały dziadek.

[ staram się :D no Visser to nie popierdółka, on się zna na tych sprawach :D chociaż mam wrażenie, że czasami przesadzam...]

Angel Evans pisze...

Angel nie dałaby się przekonać, nawet, jeśli ktoś proponowałby jej życie w luksusie, te wszystkie ciuchy... Eeeee, chociaż prawdę mówiąc to ona sama wybrała taką opcję... Ale nie chodziło o miliony! Fakt, mogło chodzić, jednak ona zdecydowała się na swoje wybory raczej z konieczności, niż z przyjemności.
Sięgnęła szybko po kieliszek, a potem wypiła wszystko jednym chlustem. To nic, że się prawie zakrztusiła, i to nic, że chciała jeszcze, i to nic, że myślała, że zaraz całkowicie polegnie.
- Nie - odpowiedziała szybko, kręcąc przy tym głową. - Wiem od dłuższego czasu - dodała, patrząc na Milę. Oczy Angel w tym momencie zaszkliły się jeszcze bardziej. - Cholera, Mila, podobno on żyje! - jęknęła, a potem wybuchła płaczem.
Tak, w takich przypadkach może, a co.

Unknown pisze...

Tony nie lubił się spóźniać. Było potem wiele pretensji, że ma gdzieś fakt, że się umówił, więc wolał być na miejscu wcześniej. W tym wypadku postanowił zrobić Mili psikusa i zjawił się pod jej mieszkaniem już pół godziny przed umówionym spotkaniem. Zaparkował swojego mercedesa na pobliskim parkingu i ruszył w kierunku, który Mila mu zapisała na karteczce. Orientację miał niezłą, więc nie zgubił się po drodze i w krótkim czasie znalazł się pod drzwiami jej mieszkania. Wprost się nie mógł doczekać spotkania, ale starał się, by nie było po nim tego widać. Sprawę wczorajszą załatwił szybko i bezboleśnie, odzyskał swój telefon i szybko umknął kobiecie, która chyba dopiero miała zamiar wziąć się za Vissera. ostro się wziąć. Była napalona, ale co z tego, skoro Tony już w głowie miał kogoś innego?
Przykro mi, baby. Kolej na następną.

Turner pisze...

[haha, no to mamy już pomysł:> Wybornie! Chciałabyś może zacząć w takiej sytuacji? :> ]

Unknown pisze...

Czyli ją zaskoczył. Chętnie by zerwał z niej ten ręcznik, ale co nagle... Etc. Zaprowadzenie go do sypialni było wybornym pomysłem, ale zanim zdążył chociażby coś powiedzieć, uciekła mu do łazienki. Cwana. Co miał robić? Zaczął rozglądać się po jej pokoju, ale nie miał natury detektywa. Nie grzebał jej w szafie ani nic z tych rzeczy. Gmerać będzie niedługo gdzie indziej, no ale o tym głośno mówić nie musiał. Jego uwagę przykuł obraz na ścianie. Jakaś ukryta słabość do nagich młodzieńców?
Odwrócił się, kiedy usłyszał jej głos i nawet nie udawał, że się na nią patrzy pożądliwym wzrokiem.
- Często chodzisz bez majtek?
No musiał o to spytać. Doskonale widział, że ich materiał nie odbija się pod sukienką, którą miała na sobie. Powstrzymywał śmiech resztą silnej woli. Dbała chyba o to, by nie musiał się specjalnie nadwyrężać.

Unknown pisze...

Już chciał zapytać, po co jej, kurwa majtki, ale korzystając z sytuacji, że była odwrócona, podszedł do niej cicho. Położył swoje dłonie na jej biodrach, a potem zbliżył twarz do jej i szepnął:
- Jeśli chodzi o mnie, możesz być nawet naga.
Rozpaliła jego zmysły już kiedy tutaj weszła, ale teraz kurewsko go podnieciła. Jej zapach wypełnił jego nozdrza i ciekaw był, jak zareaguje.

Angel Evans pisze...

[ Nie odpisałaś! Btw, ładne focie - ta ze świnią powala xD ]

Angel Evans pisze...

[ O kuźa. Aż tak jestem pijana? oO ]

Angel Evans pisze...

[ kuźwa* ]

Unknown pisze...

A więc to tak. Kto daje i odbiera... Ale w sumie, skoro tak stawiała sprawę.
- Jasne, w takim razie chodźmy.
Nie mówiąc nic więcej skierował się w stronę drzwi i otworzył je, a następnie się przesunął, by zrobić jej miejsce. Kulturalny z niego człowiek w końcu. I to nie były pozory, które miały za zadanie tylko ułatwić mu dostęp do dziewczyny, która w sumie i tak była już jego. No, prawie. Przecież nie zgodziła się na wizytę u niego tylko z powodu herbatki? Zresztą, kto pije herbatę o tej porze? O tej porze piło się dobry gin albo brandy, już on wiedział, co jej zaserwowac, jak tylko znajdą się u niego.
- Panie przodem.
Och, jakiś ty uroczy, Visser. Ślinka ci cieknie na jej widok, a ty zgrywasz dżentelmena.

Anonimowy pisze...

[W końcu James jest psychiatrą, co może być ciekawszego od anorektyczki uzależnionej od alkoholu? ;)]

Unknown pisze...

Mimo obcasów ( cholera jasna, znowu chciała być nad nim), zejście ze schodów nie zajęło jej dużo czasu. Dorównał jej kroku, machając wesoło kluczykiem od auta i to już był aż nadto widoczny znak tego, że Tony na coś niecierpliwie czekał. A on niecierpliwie czekał tylko na seks.
- Tu niedaleko. - Wskazał na drugą stronę ulicy, gdzie w światłach latarni lśnił jego czarny rumak. Kurde, jak to zabrzmiało. Rumaka to on miał gdzie indziej, szczerze mówiąc, no ale jeszcze się musiał wstrzymać. Ruszył przez ulicę, nawet nie patrząc, czy ktoś jedzie. W końcu powinni zatrzymać się na sam jego widok, toć to Visser, nie? Kiedy wreszcie dotarł do samochodu, wyłączył alarm i otworzył drzwi pasażera, by Mila mogła wsiąść. Znowu dżentelmen. I znowu dar ze szczerego fiuta.

Angel Evans pisze...

Znowu chwyciła kieliszek i szybko wypiła jego zawartość. Popatrzyła na ciastko, ale jakoś nie miała zbytniego zamiaru nim akurat się pożywić.
- No a co ja mam zrobić?! Ja kurwa uciekam, bo jakiś idiota w niego strzela, jest niebezpiecznie, mam zniknąć, nie wiem co mam zrobić, przyzwyczajam się do całej sytuacji, a teraz co?! Jeszcze nie wiem czy na pewno ŻYJE, takie są pogłoski! - mówiła coraz głośniej, nieźle się nakręcając. Wreszcie jej oddech był szybszy, oparła się łokciami o stół i schowała twarz w dłoniach. - Zwariuję. Pójdę do psychiatryka. Nalej mi jeszcze! - poleciła Drozd, chcąc odjechać od rzeczywistości. - Być wdową, lub nie być... oto jest kurwa pytanie.

Unknown pisze...

Postanowił, że przejdą przez bar. Skąd mogła wiedzieć, że jestem tam ciemno jak w dupie, bo nikogo tam nie było? Pękła rura i Tony musiał zamknąć interes na kilka dni, coby hydraulicy mogli doprowadzić lokal do porządku. Pociągnął ją za rękę w sobie tylko znane miejsce, tak zwane "przejście dla personelu". Kluczyk miał już dawno przygotowany, więc nie musiał go szukać. Drzwi otworzył dosyć szybko, a potem wciągnął Milę do środka i zamknął je za sobą.
Ciemność. Nie widział jej twarzy, ale słyszał jej oddech. Znał jednak to miejsce bardzo dobrze, w końcu był to jego drugi dom, więc znowu złapał ją za rękę.
- Tędy.
Te ciemności strasznie go podkręciły i wstrzymywał się, by się na nią rzucić. Miał jednak lepszy pomysł.

Unknown pisze...

Choć doskonale wiedział, gdzie jest włącznik światła, nawet do niego nie podszedł. Nie widział powodu, dlaczego miałby włączać światło. Zaciągnął Milę aż do swojego ulubionego miejsca za barem i nie czekając dłużej, pchnął ją na niego, a potem zbliżył się na tyle blisko, że czuł jej oddech na swoich wargach.
- Wolę uniknąć upadku ze schodów - wyjaśnił, choć nie wiadomo po co. Dłużej wytrzymać nie mógł - kusiła go od momentu wejścia do mieszkania, aż do tutaj. Po co czekać? W gruncie rzeczy, mógł się na nią rzucić już w jej mieszkaniu, ale stanowczo wyznaczyła mu granicę. Nie i koniec.
Odnalazł jej usta bez problemu, wpijając się w nie z taką zachłannością, jakby od dawna nie spał z kobietą. Jego dłonie powędrowały do bioder dziewczyny, by mocno przycisnąć jej ciało do swojego.
Ale mu to się podobało.

Angel Evans pisze...

- Dawaj - mruknęła pod nosem, nerwowo drgając nogą. Wszystkie emocje z niej wyszły, dosłownie czuła, jak wszystko się w niej rozpływa, a jednocześnie pali jej wnętrze. Wódka, czy nerwy, hm?
Sięgnęła po ostatni (chyba) kieliszek i wypiła go równie szybko, jak poprzednie. Potem stukała palcami o stół, zastanawiając się nad czymś. - Boże, jak to możliwe... Jak?! Co tu się dzieje! Jeszcze Mia... jak się do niej dobierze?! - przestraszonym spojrzeniem otoczyła postać Mili. Coraz bardziej się nakręcała, w głowie jej szumiało. Wstała od stołu, chodząc potem w kółko po kuchni. Nagle poczuła coś, czego już dawno nie przekazywał do jej mózgu własny organizm. - Cholera, leki uspokajające... Mia zawsze je gdzieś trzymała... odbijała się od szafki do szafki, przytrzymując się potem stołu. - Masz jakieś dragi? - spytała nagle, przerażonym spojrzeniem patrząc na Drozd. Matko.. co się z nią dzieje? Przecież już się z tego wyleczyła... Dlaczego teraz więc obudził się w niej głód? Gdyby wzięła, to byłby koniec. Więcej z tego nie wyjdzie.
Zaczęła jęczeć. Zakręciło jej się w głowie, aż opadła na podłogę. Zaciągnęła do siebie nogi, oddychając coraz szybciej. Organizm, każda, nawet najmniejsza żyłka wydawała się płonąć. Płonąć bezustannie, coraz bardziej, palić wszystko od środka. Wiązać ograny, zabierać oddech. - Kurwa! - warknęła, chcąc się uspokoić.

[ Cholera. Coś mi odbiło. ]

Unknown pisze...

Podciągnął do góry jej sukienkę i pożądliwym ruchem złapał ją za udo, a jego usta wędrowały po jej szyi. Ręka dotarła do materiału majtek, a Tony uśmiechnął się mimowolnie, zaczepiając palcem o ich krawędź.
- I po co ci były te majtki? - zapytał, choć domyślał się, że zrobiła mu na złość. Ale skoro tego, chciała, to z niej je zerwie. Obawiał się, że niewiele z nich zostanie. Złapał ją w biodrach i posadził na barze, a potem zsunął z ramion sukienkę. I jeszcze ten biustonosz. Chciała go wykończyć? Ogarniał jednak różnego rodzaju zatrzaski, więc nie zajęło mu długo rozpięcie biustonosza. Zabrał się za molestowanie jej piersi i sprawiało mu to niebywałą przyjemność.

Anonimowy pisze...

[I widzisz, stwierdzenie, że anorektyczki-alkoholiczki wcale nie są nudne, potwierdziło się. To lets go ;)]
To było takie cholernie smutne. Może nie tyle co smutne, ale dołujący wydawał się fakt społeczeństwu, że jakaś seksowna pani może mieć tak popierdolone w głowie, że ledwo James mógł to ogarnąć. O ile w ogóle można tak powiedzieć. Dla niego to było naturalne – w końcu bogatsi, piękniejsi mieli większe predyspozycje niż zwykłe „szaraki”. Pewnie by w to nie uwierzył, gdyby nie było to zakrapiane doświadczeniem przemieszanym z szkocką. Tak czy inaczej, dla Daveya dzisiejszy dzień był taki jak każdy, bez szału, większych dramatów. Było cicho, spokojnie, a on sączył sobie kawę i czytał jakiś artykuł o uzależnieniu od masturbacji. Cóż…
Wiedział, że weszła Mila. Kamila Drozd, co za przypadek. Kolejny z wielu, a jednocześnie trochę inny. I to było fajne w każdym człowieku – mimo, że tacy sami, to jednak inni. W każdym bądź razie lubił jej przypadek i zadziwiało go to, jak kurczowo trzymała się tego, że jest całkowicie normalna. Chociaż zmiatał jej zdanie swoimi trafionymi argumentami, ani razu się nie przyznała. Nigdy. Nie musiał podnosić wcale wzorku znad gazety i wolną ręką wygrzebał jej kartę, bo była już odłożona dużo wcześniej. James nie miał tak znowu dużo pacjentów, bo nie chciał pogarszać jakości pracy ani tym bardziej narażać siebie na zbyt duże zmęczenie.
- Dobrze, to dzisiaj ważymy. – To był standard. Skoro czuła się dobrze, to wręcz powinien ją zważyć. W końcu oderwał się od swojej uroczej czytanki i uśmiechnął się do niej, zdejmując z nosa okulary. Tak, to był „ten” uśmiech. Wszyscy jego pacjenci go znali.
[I nie, nie prywatna ;)]

Unknown pisze...

- Zupełnie niepotrzebnie.
Napastował jej nabrzmiałe sutki z sobie tylko znaną namiętnością, łaknąc jej coraz bardziej. Czuł jej pocałunki na szyi, a to podniecało go coraz bardziej. Nie czekając dłużej, zaczął przechodzić dalej. Sukienka mu trochę przeszkadzała, ale podwinął ją na pewną wysokość i pochylił się nad jej kobiecością. Przynajmniej tak mu się wydawało, bo w tych ciemnościach niewiele dało się zobaczyć. Jego usta jednak bezbłędnie odnalazły odpowiednie miejsce i Tony zabrał się do pieszczenia jej łechtaczki, co zawsze sprawiało przyjemność kobietom. Przynajmniej tym, którym już to robił. Wysunął język i zaczął się z nią drażnić, pomagał sobie palcem, by poczuła głębię tego uczucia. Czuł, jak wygina się pod jego dotykiem, a to spowodowało, że Tony zaczął robić to coraz brutalniej. Nie lubił być oszczędny w gestach, więc pozwalał sobie na więcej i więcej. Nie chciał jednak, by tylko na tym się skończyło, więc zwalniał stopniowo, a potem znowu przykleił się do piersi blondynki.

Unknown pisze...

- Ktoś tu jest niecierpliwy - stwierdził, czując jej palce na swoim lepszym. Nie musiała jednak powtarzać dwa razy, bo Tony nie należał do tych, którzy odmawiają takiej prośby. I tak miał zamiar w końcu zrobić to, na co czekał i co powinien zrobić, więc wcale się nie czaił. Wpił się w usta blondynki jeszcze raz, a potem w nią wszedł. Nie, nie był to ruch delikatny, ale nie był to też ruch jakiś specjalnie brutalny, bo nie chciał sprawić jej bólu. Wiedział, co ma robić, więc zaczął przyspieszać, jednocześnie nadal muskając językiem jej piersi. Na razie nie czuł jeszcze tego specyficznego gorąca, ale minęła chwila i zaczął powoli czuć to apogeum. Jednak wysunął się z niej, a potem okręcił ją tyłem do siebie i ponownie w nią wszedł. Nie czuł się bynajmniej jak samiec, który zalicza wszystko co się rusza. czuł się w jej towarzystwie dobrze i chciał jej dać jeszcze dużo rozkoszy tej nocy. Całował jej szyję, poruszając się coraz szybciej i zaczął powoli dochodzić.

Anonimowy pisze...

- Zapomniałaś też dodać, że resztę wyrzygałaś, bądź przeruchałaś, ale mniejsza o to, Miluś – rzekł wesołym tonem i znów założył okulary, przy przejrzeć jej kartę. Zerknął na nią, znów się uśmiechnął i rzekł: – No już, bo zsiwieję. A wiesz, nie chciałbym. Podobno to aseksualne.
Miał ogromną cierpliwość do innych, ale też i do pacjentów. To w końcu było warunkiem tego, by pracowało się mu znośnie i przyjemne. I swoją drogą, wcale nie złościł się gdy mu nie wychodziło, a z Milą stanowczo mu nie wychodziło. Ale w końcu była kobietą i było to jak najbardziej naturalne, że rozumiał ją mniej. Faceci zawsze byli łatwiejsi w przekazie, ale jak widomo – to czego nie rozumiemy, kręci nas bardziej, a gdy jest to babka, kręci nas to podwójnie. Dlatego kobiety oczarowywały mężczyzn, a zwłaszcza psychiatrów. Bo mimo najszczerszych chęci, James nie mógł wejść do głowy Mili, a przynajmniej nie na tyle, ile by chciał.
- Konieczne, jak najbardziej. Chcemy tabletusie, to trzeba zasłużyć. I trochę mnie martwi, że tak szybko je pożerasz, wiesz? – stwierdził, patrząc już na kartę. Fakt, to było niepokojące. Powinna przyjść przynajmniej dwa czy trzy tygodnie później, a jest już teraz.
Kobiety…

Anonimowy pisze...

- Zmieniła, zmieniła – pokiwał tylko głową i oderwał ślepia od karty. W końcu wstał, rzucił papiery na bok i podszedł do niej, i do wagi. Posłał jej pełne rozbawienia spojrzenie, patrząc na cyfry wskazywane przez urządzenie. Nawet bez patrzenia stwierdziłby, że kłamie. Niechęć do ustania na tym przyrządzie była zbyt wielka i wskazująca na to, że pani Drozd coś przeskrobała. Ostatnio, jakieś trzy miesiące temu, to się nawet ładnie rozebrała do tego badania, niemalże wskoczyła na wagę, z uśmiechem stwierdziła, że jest lepiej i już mu się nawet zachciało wierzyć, że i tak będzie i tendencja pójdzie w górę. Ale nie. Już od samego początku wyczuł, że coś jest nie tak. Boże Drogi Wszechmogący… Znaczy, do jasnego chuja, bo w końcu jest ateistą.
- Wcześniej ważyłaś więcej. Ładne, okrąglutkie pięćdziesiąt pięć. Tatuś był dumny, co się stało? – zapytał badawczo, podnosząc okulary z nosa i wetknął je za uszy. – Nie będę kazał ci zdejmować ubrania, bo załamię się jeszcze bardziej, co? – westchnął i podrapał się za tył głowy. Niektórzy oskarżali go o zbyt luźne podejście do pacjenta, mało etyczne. Prawda była taka, że umiał się dopasować do każdego, ale przeważnie był szczery i nie udawał kogoś kim nie jest. Pacjentom robiło się też lepiej, gdy ktoś taki jak on, mówił mu, że nie jest tak źle, ze wszystkiego da się wyjść.
Znowu zasiadł za biurkiem, zdjął okulary i przygryzł kciuk. Zaczął zastanawiać się, co mogło znowu wydarzyć się w życiu Mili Drozd. Dla Mili ta postawa była jasnym znakiem do tego, by również usiadła i zaczęła mówić. Najlepiej – od początku.

Lotte pisze...

[Ale pinkne te dwa zdjęcia <3]

- Tak, tak. W wieku Ro - odparła z uśmiechem. - Kilka miesięcy młodsza - dodała po chwili zastanowienia i westchnęła.
Wydoroślała, ach tak? Odkąd przybyła do Amsterdamu tego się obawiała. Chciała być wiecznie dużym dzieckiem, bo to znacznie ułatwiało życie, ale czasami doświadczenie nam na to nie pozwalało. Musiała walczyć, a dzieci nie walczyły. Nie mogła być dzieckiem. I już.
- Chyba masz rację... - mruknęła w zastanowieniu i oparła podbródek na dłoni, a łokieć na blacie stołu, wolną dłonią nadal bawiąc się szklaneczką. - Ale to chyba zasługa Daniela. Często przywoływał mnie do dorosłości - zauważyła. Bo tak też było. Chronił ją przed jej własną lekkomyślnością i naiwnością. A teraz nie miała kogoś takiego, chociaż... Może i. Ale nie zmieniało to faktu, że musiała dbać sama o siebie.

Anonimowy pisze...

- Wybacz. Sądzę, że nic by cię tam nie zachwyciło. Same jędrniutkie udka, kompletnie nic ciekawego – odparł z rozbawieniem, a uśmiech majaczył mu się na ustach. Mila bardzo lubiła te dwuznaczne propozycje, a on sam do końca nie wiedział, czy to po prostu jej dryg samicy alfa, czy zwykła lubieżność, a może ma ochotę przelecieć nawet swojego psychiatrę. Ponoć Davey był przystojny, przynajmniej on sam tak słyszał, więc możliwe, że pociągał nawet swoje pacjentki w ten sposób. W sumie, to sam nigdy nie doświadczył kosza od kobiety. Mężatek nie licząc, chociaż jego „wyrywanie lachonów” polegało na rozbawieniu i oczarowaniu swoją osobą bez jednoznacznych aluzji co do efektu końcowego. Bo on już wcale nie musiał potem czynić nawet tych aluzji. Bardzo komfortowe.
- Mila, powinnaś ważyć co najmniej sześćdziesiąt pięć kilogramów. SZEŚĆDZIESIĄT SZEŚĆ – westchnął i pokręcił głową. – Szczerze powiedziawszy, ja wolałbym się umówić z sześćdziesiątką. Pięćdziesiątki wbijają mi kość ogonową w sam środek miednicy. Dbaj też o bezpieczeństwo swoich partnerów, bo ich przedziurawisz – zaśmiał się i spojrzał na nią wesoło. – Gdybyś przytyła, poszłoby ci w cycki. Czy to nie wystarczająco piękna wizja?

Anonimowy pisze...

[*PIĘĆ i Davey chciał powiedzieć pięknie "piersi", jakby co :D]

Angel Evans pisze...

Angel już miała wziąć od niej skręta, jednak w ostatniej chwili się wycofała, oplatając swoje nogi rękami i opierając głowę o kolana.
Obiecała. Nie tylko jednej, ale kilku osobom, które się dla niej poświęcały. Cholera, czy ona nie jest w stanie nawet tego dla nich zrobić? Powiedziała, że jak noc, to nic. Papierosy i ewentualnie coś mocniejszego, koniec. Musi wytrzymać.
- Nie, Mila, nie mogę... Obiecałam mu. - Mówiąc "mu" miała na myśli więcej osób. Ale... o kim pomyślała w tej chwili? Chyba sama za bardzo się w tym wszystkim pogubiła.
Westchnęła bezgłośnie, chcąc odseparować się od tych wszystkich pokopanych myśli. Zaczęła skupiać się na czymś zupełnie innym, myśli zajęła wspomnieniami. Tymi pozytywnymi.
Po kilku minutach była już dużo spokojniejsza. Przymknęła oczy, a potem nieco się wyprostowała.
- Czemu ja sobie spaprałam życie... - mruknęła pod nosem, kręcąc lekko głową.

Kotofil pisze...

[ ja pierdzielę, sory za to niżej xD ]
- Kobiety nie są trudne w obsłudze… do czasu – Will wzruszył ramionami i westchnął lekko zrezygnowany, gdy o tym pomyślał. Naprawdę tak uważał, bo na początku było banalnie. Kwiatki sratki, uwodzenie, ruchanko, czułe słówka, przyjaźń, a potem bach! Zaczynają cwaniakować i… zakochują się. Nosz kurwa, jakby nie miały nic innego do roboty…
Will odpędził od siebie te myśli. I w ogóle, dlaczego on teraz tak dużo o tym myśli? Po co, co mu to da? Co najwyżej może wpędzić w depresję. Ewentualnie powinien napisać o tym książkę, bo teorii spiskowych na temat natury kobiet miał dużo. Nawet za, i zastanawiał się czy skąd mu to się bierze. Normalnie trauma.
- Striptiz? – Holland uniósł brew z rozbawieniem i wstał. Chwiejnie, niezbyt stabilnie, ale – wstał. I to nawet jakoś rytmicznie do muzyki, zaczął kręcić tyłkiem w stronę Mili, zdjął z siebie marynarkę, wymachując nią chwilę w powietrzu, chwycił Milę za ręką, obrócił dziewczynę wokół własnej osi i wykonując kolejny krok do tej komicznej choreografii uderzył się o brzeg łóżka, zachwiał i walnął na materac z całym impetem.
Nastała cisza, a potem Will zaczął się śmiać, na tyle, ze w kącikach jego oczu pojawiły się łzy, które szybko wytarł rechocząc… jak rasowy menel, ot co.

Turner pisze...

[Jestem jak najbardziej za ;> No i dziękuję, że zaczęłaś, dobra istoto! ]

Anthony przywitał się swobodnie z Milą, po czym zdjął swoją marynarkę. Trzydziestostopniowy upał i jego ciemne ubranie zdecydowanie nie szły z sobą w parze.
-Wolisz ugodę czy jego kompletną klęskę? -zapytał, nie odrywając wzroku od karty menu i tym samym proponując jej swoją pomoc przy wygraniu procesu o dom, który jej eks małżonek jej podarował na urodziny. Co prawda, Tony nadal był studentem bez licencji prawniczej, jednak znał ludzi, którzy umożliwiliby mu bycie na sali podczas procesu, co znacznie zwiększyłoby szanse na ich wygraną. Poza tym, to pewnie na niego spadłby obowiązek dokładnego zbadania sprawy, a powszechnie wiadomym było, że umiał on się dokopać do wszelakich brudów z kariery każdego człowieka.

Anonimowy pisze...

- Sześćdziesiąt brzmi seksownie – James wzruszył beztrosko ramionami, jakby powiedział najnormalniejszą rzecz na świecie. Bo w końcu powiedział, tylko szkoda, że nie w świecie Mili. – Nie wiem, nie zwracam na naszych spotkaniach na to uwagi, wybacz. Ale myślę, że każda kobieta chce mieć duże piersi, nie? – uniósł brew, bo nie słyszał faktycznie o takiej, która by tego nie pragnęła. W każdym bądź razie większe niż ma obecnie. Tak mu się zdawało, ale kobiety są w końcu nieobliczalne i należy to uwzględnić.
- Mila, po to tu jesteś, by walczyć z lękami. Ubzduranymi czy nie, ale walczyć – dodał po chwili namysłu, patrząc na nią uważnie. Właściwie, to wzrokiem wiercił jej aż dziurę w brzuchu i nawet nie zdawał sobie sprawy z intensywności swojego wejrzenia. – Póki jesteś w stanie zmieścić się w hmm.. M, to jest dobrze. Tak myślę. Żeby tylko cholera nie przegiął, bo na rozmiarach to się aż tak nie znał, ale uznał, że strzelił dobrze. Chyba.

Kotofil pisze...

Will chciał to nawet powtórzyć, ale jak chciał wstać, to zaraz z powrotem opadł. To był znak, że był już na tyle najebany, że aż zbyt leniwy, aby chociaż wykonać taką błahą czynność. Po podtrzymywanie pseudo-świadomości jeszcze mu jakoś wychodziło, za co winien dostać brawa. Po tym co wymieszał, zamieszał, dodał i w ogóle wypił powinien dostać nagrodę, bo robiło to wrażenie. Chociaż z drugiej strony, patrząc na posturę tego człeczyny, nie wydawało się to aż tak dziwne. Trudno upić porządnie takie cielsko. Seksowne cielsko, oczywiście.
- Nie dam rady – powiedział, po czym znów się roześmiał. Tak po prostu, na zaś, bez żadnego szczególnego powodu. Było mu gorąco i chciał się rozebrać, wierzgając w komiczny sposób, ale t-shirtu zdjąć nie mógł. Jakby się do niego przykelił. No, kurwa.

Kotofil pisze...

Bez t-shirtu świecił klatą, ale zdziwił się bardzo, że nagle Mila pozbyła się części jego odzieży. Popatrzył na nią jakby dość zszokowany, ale po chwili roześmiał się. I spokojnie można było wziąć go za wariata, bo tymi „kilowatośmiechami” zapewne zasiliłby małe miasteczko na tydzień. Ale właśnie taki był – beztrosko głupi, wesoły, komiczny i kobiety uwielbiały doprowadzać go do takiego stanu, chociaż trzeba przyznać, że momentami było to trudne, lecz efekt rzekomo był zadowalający, a taki William uroczo rozrabiający. Mila jednak w końcu wyciągnęła go od samego Tony’ego, a ten zawsze wiedział jak kumpla doprawić, bądź co bądź, więc zadania miała ułatwione od początku.
I jakież było jego zdziwienie, gdy przestał się szczerzyć i zobaczył, że panna Mila również pozbyła się jego odzienia. Zamrugał kilkakrotnie oczami i uniósł brew w rozbawieniu. Sięgnął po butelkę znajdująca się w jej kroczu i bezceremonialne ją wyciągnął, opierając się o łokciu i jako tako trzymając się w tej pozycji prawie-że-siedzącej. Upił łyczek, bo z wrażenia aż mu w gardle zaschło.
Popatrzył na nią znowu tymi swoimi niebieskimi ślepiami, od których ponoć miękły nogi i kobiece majty, i uśmiechnął się. Tak po prostu, zwyczajnie. Wcale nie znacząco, wcale nie uwodzicielsko, wcale nie znacząco. Jakoś tak miło…

Kotofil pisze...

- Nie wiem, nie chcę się ośmieszać. Zastanawiam się, czy nie założyłem dzisiaj tych śmiesznych różowo-oczojebnych gaci z jakąś chińską, narysowaną laską, czy innym takim gównem – odpowiedział z rozrabiającą szczerością, kładąc sobie dłoń na czole. Najlepsze było to, że on, kurwa, nie żartował. Naprawdę je miał w szufladzie, bo siostra mu kiedyś sprezentowała na Gwiazdkę razem z płytą Billa Evansa, bo uznała, że taka jedna płytka to zbyt ubogo. I leżały sobie na dnie szuflady, do dnia w którym Will zapomniał zrobić pranie i nie miał nic czystego do założenia na tyłek. Pomyślał, że przecież to nic, nikt nie zauważy i tak dalej, więc ten jeden jedyny raz włożył je na kapsko.
Kurwa.
Podrapał się po klacie i spojrzał na nią z głupawym uśmiechem.
- Nie patrz tak, wstydzę się. Kurwa – roześmiał się, patrząc na nią. Mógł ją jednak nie wprowadzać w takie szczegóły, nie daj Boże, traumę złapie albo coś.

Kotofil pisze...

- Njjeee, njjjee, njeee – pokręcił głową i nagle się podniósł. Szybko i gwałtownie, bo w innym wypadku nie dał by rady. Grawitacja jakby nagle przemierzyła się przeciwko niemu, ale udało mu się zachować pozycję siedzącą. Poczłapał do Mili, ręce oparł po obu bokach jej głowy, uprzednio chwytając jej nadgarstki i pochylił się ku blondynce. No weźcie, gacie ma zdejmować? A po co?...
Warto też dodać, że mimo, iż Holland w stanie jakim znajdował się teraz, był nie tylko uroczy, ale też.. wolno myślący. O ile tak to można nazwać.
- Nie śmiej się ze mnie – burknął nieco obrażony, nieco rozbawiony, po czym pochylił się jeszcze bardziej, przycisnął usta do jej szyi a potem z całej siły zaczął dmuchać w owe miejsce, tworząc charakterystyczne „pierdnięcie”. Śmiał się i prukał po całej jej szyi, o.

Unknown pisze...

[No oczywiście, że chcę wątek z rodaczką :)]

Kotofil pisze...

- To co? – uniósł brew, bo zaciekawił się bardzo co takiego Mila ma do zaoferowania, a raczej w ramach groźby, no ale, tak jakoś nic mu do głowy nie przyszło, bo zajął się prukaniem i słuchaniem jej zabawnego śmiechu. Pomyśleć, że akurat alkohol wprowadzał go w tak czysty stan umysłu. Baaardzo czysty.
Zamrugał kilkakrotnie oczami, czekając na odpowiedź i stwierdził, że mu jakąś ręce trochę drętwieją, bo jednak maltretował ją trochę, wsparty o dłonie. Siła siłą, ale rączki już napierdalają. Gdy przyłożyła dłoń do policzka, uśmiechnął się szeroko i zaczął przyglądać bezprecedensowo jej cyckom. Nie tam, że coś tam, ale coś się ruszyło. Coś się ruszyło…hm.

Kotofil pisze...

To, że go przewróciła na plecy, to był akurat jeden wielki fart, żeby nie było! Akurat kiedy tak się rozluźnił, pozwolił dopłynąć krwi tu i tam i chodziło oczywiście o rumieńce na twarzy związane z nadmierną ilością alkoholu we krwi… Więc, szybko odnalazł się w owej sytuacji, uśmiechając się wesoło, od ucha do ucha i zachowując się tak niewinnie, na ile to możliwe było.
Trochę się zgiął, ale łaskotek wcale nie miał takich dużych, więc akcja Mili zakończyła się fiaskiem. Pozwolił jej jednak kontynuować, bo bądź co bądź to było całkiem przyjemne, a przecież wszystkie męskie misiaki-pluszaki uwielbiał drobne, smukłe kobiece paluszki, które żwawo przebierają w okolicy pęka, blisko pewnego sekretnego miejsca, ale ciiii…
- Nie mam pojęcia jak ci to wynagrodzę – zawtórował wesołym głosem, patrząc się prosto w ładne cycuszki jakie miał przed sobą, bo aż tak pijany nie był, żeby tego dobra wzrokiem nie ogarnąć.

Owca. pisze...

[ Odpowiem jakże inteligentnie - no ba, że tak!]

Kotofil pisze...

- Ależ ja jestem otwarty na propozycje – odwrócił głowę w jej stronę, ale gdzie tam, że spojrzał w twarz. Cycki mu uciekły z zasięgu, a on lubił patrzeć na cycki i nie lubił, gdy mu się przerywało tą miłą czynność, zwłaszcza, że już się wkręcił. Polubił te cycki, fajne były. I jakoś w tym momencie nie szczególnie przejmował się właścicielką tego dobra, która mogła uznać to przecież za zbyt bezpośredni atak gałek ocznych na jej klatkę piersiową i wziąć to za jawne molestowanie. Bo można rzec, że wzrokiem robił wiele, interesujących rzeczy z jej klatką piersiową, hm…
Właściwie to można rzec, że nie tylko otwarty, a czuwający. If you know what i mean…

Turner pisze...

Tony zamówił espresso, bo jako jeden z niewielu ludzi na Ziemi wierzył w to, że w gorące dni, picie równie gorących napojów jest korzystne.
-W twoim przypadku ugoda by znaczyła mniej więcej tyle, że dzielicie się domem. Przykładowo jednego miesiąca jest twój i możesz w nim spędzać czas, płacić za opiekę nad nim i ruchać się w nim z kim chcesz, a w następnym miesiącu twój eks to robi. -wyjaśnił jej, dokładnie powtarzając to, co wcześniej powiedziała. -Aaalbo mogłabyś zwrócić mu kasę, którą wydał, żeby zakupić ten dom dla ciebie. To też byłoby ugodą. -zapewnił ją, chociaż nie wydawało mu się, że jej eks przyjąłby taki układ. Raczej nie zależy mu na pieniądzach. -Jeśli twoje szanse zostaną pomniejszone, to pozwę ich za nierówność polityczną. -dodał z zadowolonym uśmiechem. Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to zapewne chodzi o jakąś nierówność. Prawda była taka, że osoby, które urodziły się poza granicami państwa, w którym obecnie mieszkają, mają lepiej. W zależności od ich historii mogą wywołać uczucie współczucia w sędzi, a jeśli już to zrobią- mają wygraną sprawę.

Unknown pisze...

[W sumie mogą się już znać, tylko straciliby ze sobą na jakiś czas kontakt. Bo Mila się wydaje być dość entuzjastyczną osobą (czy nie?) więc mogłaby mieć dość wiecznie szukającego dziury w całym Izaaka. I teraz spotkali by się ponownie.]

Angel Evans pisze...

[ O rany, rany, znowu nowa karta :O Nie odpisałaś mi, wiesz? :P ]

Angel Evans pisze...

[ ONA NIE MA PROBLEMÓW Z WÓDKĄ! Dwa razy się jej napiła i to jeszcze Mile jej dolała XD ]

Izaak Laufer pisze...

[a mogli się ruchać.]

Owca. pisze...

[ Pomysła, powiadasz? Cóż, przychodzi mi do głowy rzecz (w moim przyzwoitym rozumieniu) pokręcona nie mniej niż szczur z kanalizacji - Sergiusz mógłby za Milą łazić i prosić ją, żeby zapozowała mu do portretu/aktu/whatever]

Angel Evans pisze...

[ Oui : D Poprawiaj się, bella ^^ huhu :D ]

Kotofil pisze...

Przecież powszechnie wiadomo, że William był niesamowicie zabawnym gościem. Najczęściej po pijaku, ale w stanie bezwzględnej trzeźwości w sumie też. Tylko ta jego zabawność nie była zmieszana z bezpruderyjnością, nadmiernym molestowaniem cycków i tym podobnych spraw. No, ale w końcu był pijany, a takim wszystko wolno.
- Dlaczego tak myślisz? – zaciągnął z pijackim akcentem (…ale narrator postanowił zostawić normalną pisownię, w obawie przed niezrozumieniem), po czym zaśmiał się tak niewinne na ile było go stać. Czyli prawie w ogóle. – Uszczęśliwać?...

Angel Evans pisze...

[ Jak ona prawie wódki nie pije XD Wino, bambino, WINO! xD A poza tym ona nie chce się z tego wyleczyć :D ]

Angel westchnęła bezgłośnie i pokręciła głową, a potem przymknęła powieki. Czuła, że zaraz spadnie na nią jakiś kamień, miała dziwne przeczucia...
- Mila, jest do dupy, ja jestem do dupy! - jęknęła, przygryzając dolną wargę.- Jestem kretynką. Wiesz, że najpierw uciekłam od kogoś, kto mnie kochał, a potem wyszłam za mąż? Jestem pierdolnięta... - zawyła, pukając sobie w czoło. - A w dodatku przeze mnie Mia musiała wyjechać. Musieli zostawić to wszystko i wyjechać, bo ja wolałam wszystko nakręcać. Idiotka ze mnie - mruknęła, podchodząc do okna. Czuła jakiś chłód, choć było strasznie gorąco. Coś jednocześnie w środku ją paliło, nie znała tego uczucia. Oparła się o parapet. - Czemu wszystko musi być tak... - nie dokończyła, bo w tym samym momencie usłyszała dzwonek do drzwi. Spojrzała w stronę dochodzącego dźwięku, a potem przeniosła wzrok na Milę. - Pójdę otworzyć - oznajmiła. W międzyczasie poprawiła włosy, makijaż. Musiała jakoś wyglądać. Gdy była już blisko drzwi, czuła narastający niepokój. Zmarszczyła brwi, a gdy chwyciła za klamkę i ją nacisnęła...
Wyglądała tak, jakby zobaczyła ducha. Zbladła jeszcze bardziej, niż to było możliwe, jej źrenice się rozszerzyły, a usta lekko otworzyły. Wpatrywała się w dziewczynę, nie wiedząc, co robić, mówić, myśleć.
- Co Ty...- pisnęła mając zaciśnięte gardło.
- Wpuścisz mnie? Nie możemy tak tu stać - odpowiedział cichy głos, z ust wykrzywionych w lekki uśmiech. Blondynka tylko się posunęła, wpuszczając do środka gościa.
- MILA!!!!!!!!!!!! - wrzasnęła Angel, powstrzymując się z całych sił od płaczu. - Ja pierdole, Mia! - mruknęła, rzucając się wręcz na swoją siostrę i obejmując przy tym małą Nathalie.

[ HA! ]

Izaak Laufer pisze...

Pogoda nigdy nie miała zbyt wielkiego znaczenia. Drażniła nieco Izaaka i była powodem porannych narzekań, mimo to nie rozwodził się nad nią. Zresztą i tak tylko by pomarudził. W końcu w zimę wiecznie za zimno, w lato za gorąco, w jesień zbyt mokro. Wiosnę jakoś tolerował, ale znając go można się szybko domyślić, że i ta pora musiała mieć w sobie coś dla niego nieodpowiedniego.
Była jeszcze jedna zła strona lata, niesamowicie związana z upałami. Komunikacja miejska stawała się udręką. Kilka osób potrafiło wytworzyć feerię zapachów godną zapełnionego po brzegi autokaru. Dlatego Laufer po raz pierwszy chyba cieszył się z deszczu. Aura taka skutecznie odstraszała potencjalnych miłośników spacerów, a tych zmuszonych do podróży zamieniała w jednostki do zaakceptowania.
Dłonie wepchnął głęboko w kieszenie, przy okazji nieco zsuwając spodnie z bioder. Mógłby sobie kupić pasek, owszem, ale jak cholernie dużo czasu musiałby na to poświęcić.
Już wyciągał dłoń z zapalniczką, już gotów był jak najszybciej zakończyć nie rozpoczęty jeszcze kontakt z kobietą, kiedy zdał sobie sprawę, kogo ma przed sobą. Zastygł w pół ruchu, jak na stop-klatce.
- O kurwa - zaklął całkowicie po polsku.

Owca. pisze...

Pieniądze. Jaki debil wymyślił pieniądze?! Toć to zło ostateczne; nic nie możesz w życiu zrobić, bo p i e n i ą d z e. Nie można powrócić do wspaniałych pradawnych czasów dzielenia się wszystkim?!
Tak, całe to zbulwersowanie miało u Sergiusza jedno, wcale nie idealistyczne i szlachetne podłoże - jak niektórych dopada czasem chcic... poszukajmy porównania bardziej cenzrualnego... jak czasami niektórych dopada potrzeba zrobienia czegoś idiotycznego, co zapamięta, jeśli nie cały świat, to przynajmniej sąsiadka z bloku obok, tak Sergiusza dopadła dzika chęć namalowania czegoś. Portretu. Aktu. Kobiety, oczywiście.
Poruszył więc niebo, ziemię i wszelkie swoje znajomości, by znaleźć dziewczynę, która będzie do koncepcji pasowała. Trafiło się kilka, które nawet do koncepcji pasowały. Ale, jakże dziwny jest ten świat!, żadna nie chciała poświęcić się dla dobra sztuki. Nawet, gdyby dostała ów obraz. Albo miała zapewnione domowe kolacje. Całkiem dobre. Nieprzypalone. Niezbyt ruchliwe. Martwe. Jak coś takiego, poparte spojrzeniem przywodzącym na myśl smutnego (acz wyjątkowo parszywego) spaniela, może nie działać?
Bo, jakżeby inaczej, pieniędzy to Sergiusz nie miał. A przynajmniej nie na tyle, by zapłacić jakiejś dziewczynie za kilka godzin pozowania.

Spotkanie z Milą z kolei, rzecz całkowicie oderwana od obecnych problemów; bo to przecież takie miłe, znaleźć starą znajomą po latach, i to w dodatku w innym kraju.
Ale nie, na serio, to było miłe. Milę bowiem zapamiętał jako sympatyczną, może trochę zamkniętą w sobie dziewczynę. Właśnie, pamiętał, słowo - klucz.
I gdy jakaś obca (?) kobieta przysiadła się do niego w pubie, był szczerze zdziwiony, ale, co by nie mówić, w jakiś sposób radosny. Zmysł artysty pracuje cały czas, choćby i podświadomie, a ta anorektyczna blondynka wprost wspaniale pasowała do ostatniej, niespełnionej wciąż z powodów finansowych, koncepcji. I już Sergiusz miał, jak to on zwykle, prosto z mostu przedstawić swoją propozycję... Stop. Nieco bardziej się skupić na rysach twarzy; jawi się coś znajomego, ale pewności się nie ma, dopóki nie spyta.
- Mila? - zaiste, inteligentne. Jeśli to nie ona, właśnie zaprzepaścił szansę na dalszą rozmowę.

Angel Evans pisze...

Taaaaaaaa.... Takiego przywitania na pewno Mii bardzo brakowało, tym bardziej, że jednocześnie w takim biegu to Mili nigdy nie widziała! No i jeszcze to, że nie patrzyły, że ma na rękach dziecko...
- Ej, spokojnie! - zachichotała brunetka, posyłając im swoje promienne, pełne iskier spojrzenie. To, którego nie miał ostatnio okazji oglądać nikt z Amsterdamu. - Przyjechałam, jak widać. Ej, ale dobra, weźcie, bo mi małą zgnieciecie - zauważyła, przytulając do siebie małą córeczkę. Pocałowała ją lekko w czoło, potem cmoknęła policzek dziewczyn. Stała i się uśmiechała, promieniała. Mia ewidentnie wróciła.
Angel za to uśmiechała się tak, jak osioł ze Shreka. Była szczęśliwa, nie mogła w to wszystko uwierzyć. Czy ona śni, czy to się naprawdę dzieje.
- Mia! Co się stało, gdzie Marcos? O co tu chodzi?! - spytała, biorąc wdech. No, nieźle ją zaskoczyła.
- Zaraz wam wszystko powiem. Ale... możemy gdzieś siąść? - spytała cicho, swoim kojącym głosem. W tym samym czasie malutka z wielkim zainteresowaniem oglądała swoje ciotki. Wariatki? Nieee. Wcale. Była podobna do Mii i Marcosa, to trzeba przyznać. Ciemne oczy i włosy po tatusiu. Buzia po mamusi. Śliczne dziecko!

Kotofil pisze...

- Nie, nie, nie – pokręcił głową z rozbawieniem, a potem spojrzał jej w oczy. Ale w te oczy na górze, a nie na klatce piersiowej, gwoli ścisłości. – Stwierdzam, że po prostu masz ładny stanik, biustonosz, rozumiesz. Bardzo ładne szycie. Krój też. Elegancko – pokiwał głową z pełnym przekonaniem, chociaż w głosie niekoniecznie dało się to poczuć.
I oczywiście, że był inteligentny. Był w cholerę inteligentny, i potwierdzało to to, że patrzył jej w cycki, ale wydawało się, ze patrzy cały czas na twarz, a przy okazji kłamał. Może nie z nut, ale faktycznie kłamał, a to już było coś. MEGA skupienie, a MUSK w całości.
- W takim razie uszczęśliw mnie, mon chéri.
Ho, ho, ho! Jeśli już jechał tą swoją łamaną francuszczyzną (żartujemy, całkiem fajny ma akcent), to znaczyło, że jednak coś wypił. Jednak coś go kręci. No, normalnie rzecz ujmując – najebany w trzy dupy. A fe.

mo pisze...

[Mila! Ty jesteś często na blogu, a ja nie mam z kim rozmawiać, bo mi pouciekali i poznikali... i mi się nudzi! Więc może możemy zacząć jakiś wąteczek? :D]

Mila pisze...

- Wow, ona jakby... urosła, nie? - rzuciła Mila przyglądając się dziecku, nawet nie z taką wielką odrazą co zwykle. Fajna była ta mała. Chociaż tak szczerze, to Mila za chuja nie mogła sobie przypomnieć jak dziecko ma na imię. Beznadziejna była z niej ciotka, poważnie.
- Jasne, jasne, wchodź - wyszczerzyła szeroko zęby, wpuszczając Mię do kuchni, bo było tam najwygodniej usiąść. Poza tym w jej sypialni panował niezły burdel, do czego w życiu się przyznać nie mogła - przecież była perfekcjonistką i pedantką, prawda?
- Świetnie się złożyło, akurat upiekłam ciasto - postawiła ciasto na stole, a z lodówki wyjęła pomarańczowy sok, licząc na to, że Mia w ogóle nie zauważy, że jej młodsza siostrzyczka pod opieką najlepszej przyjaciółki jest właśnie po czterech kieliszkach wódki. Nie, nie kieliszkach. Kurwa mać, po czterech lampkach wódki. To całkiem sporo.

Kotofil pisze...

Willa to zaskoczył, ale chyba nie powinno?... W końcu jakby nie patrzeć on sprowokował ją do tego ruchu, więc jak najbardziej powinien się tego spodziewać. Chyba jednak stanowczo za dużo alkoholu – człowiek gubi wątek i kompletnie plącze się w myślach, a do tego reaguje z opóźnieniem, czego doskonałym przykładem był właśnie William. Nic dodać, nic ująć.
Ujął jedną ręką jej twarz, zaś druga powędrowała do pleców, przesuwając się delikatnie palcami wzdłuż linii kręgosłupa i odwzajemnił jej pocałunek, gdy w końcu „trafiła” w usta. I to dość natarczywie; jego język drażnił jej podniebienie, ssał jej język, przygryzał wargi, przez co prawie że nie mogła złapać oddechu. On zresztą też nie. Za bardzo był zajęty, gdy próbował złapać pozycję i w końcu podniósł się i to właśnie Milę przewrócił na plecy. Oderwał wargi od jej warg i językiem zaznaczał ścieżkę od linii jej szczęki, brnąc przez szyję a na zagłębieniu pomiędzy piersiami kończąc, gdzieniegdzie przysysając się na chwilę i pozostawiając czerwone znaki. Ręka błądziła gdzieś po jej prawym udzie i kawałku pośladka, który automatycznie ściskał palcami. I gdy był w owym zagłębieniu to westchnął i musiał klęskę swą przyznać. Głuuuupi stanik.
Wygrał sto ojro! Prawie.

Turner pisze...

Słuchał jej wywodu, kiwając lekko głową. Chyba dobrze, że daje upust swoim złościom?
-Nie, nie wiem. Wiem za to, że nie lubi ciebie. -odpowiedział, uśmiechając się pod nosem i mając nadzieję, że choć trochę rozładuje tym atmosferę. -Nikt nie powiedział, że będzie zachowywał się fair. Poza tym, potraktuj to jako swego rodzaju komplement. Musiałaś naprawdę zajść mu za skórę. -dodał, a zadziorny uśmiech nie schodził mu z twarzy. Przeczesał odruchowo swoje nieco za długie włosy, zapisując sobie w pamięci, że powinien w końcu udać się do fryzjera.

Izaak Laufer pisze...

- A wybacz - przeprosił i postarał się uśmiechnąć, pomimo że Mila nie wydawała się jakoś specjalnie urażona.
Niezapowiedziane spotkania z ludźmi, których nie widziało się przez pewien czas, figurowały na liście rzeczy nielubianych oraz nieakceptowalnych. W takich chwilach nie można było się tylko przywitać, po czym stać bez słowa, społeczeństwo uznało, iż konieczna jest rozmowa. A z Milą dochodził jeszcze ten problem, że luźna pogawędka o pogodzie czy ogródku nie wchodziła w rachubę.
- Długo się nie widzieliśmy - stwierdził oczywistość, po czym ze szczerym zainteresowaniem spytał:
- Jakoś leci u ciebie?
Zauważył, że zapalniczkę nadal trzyma przy sobie jak najcenniejszy skarb, toteż wyciągnął ją w stronę kobiety, służąc usługą.

Anonimowy pisze...

Angel chyba nawet zapomniała o tym, że piła. Była w takim szoku, że chyba nigdy bardziej trzeźwa nie była. No, może wtedy, kiedy Mia zaczęła rodzić. O tak, wtedy o mało zawału nie dostała! Wszystko tak szybko się działo...
Angel przywarła do blatu, tępo wpatrując się w siostrę, jak i jej dziecko. Faktycznie, mała była większa. I już nawet coś gadała! Jak te dzieci szybko rosną...
- Czemu teraz...? - spytała nagle blondynka, starając się nie popłakać. Nadal czuła w sobie te wszystkie emocje... to nie było dla niej normalne. Mia, która teraz przytulała do siebie córeczkę, nieco się wyprostowała, spoglądając Angel w oczy.
- Bo teraz jest bezpiecznie - stwierdziła cicho, spuszczając po chwili wzrok i skupiając się znowu na córeczce. Angie milczała. Pomimo tego, iż cieszyła się, ze Mia wróciła, czuła się dziwnie. Może to przez ten szok? - Mila, co z moją świnką? - brunetka popatrzyła z lekkim uśmiechem na przyjaciółkę. Nie wiedzieć czemu, Nathalie zrobiła to samo. Uśmiechnęła się nawet radośnie, kopiąc nóżkami i gaworząc. Młodsza Evans nieświadomie uśmiechnęła się pod nosem przyglądając się im. Czyżby w tej buntowniczce wreszcie obudziły się jakieś "człowieczne" instynkty?

[ Angel E.]

Anonimowy pisze...

Prychnęła w odpowiedzi. Mila i otrucie? Że niby w jaki sposób? Drozdowa robiła lepsze wypieki niż niejedna amsterdamska cukiernia i Lilah była zdania, że gdyby otworzyła swój własny biznes, to zbiłaby niezłą kasę.
- To chyba oczywiste, że się pojawiłam! Jak mogłaby mnie ominąć degustacja ciasta truskawkowego? – zawołała, zsuwając w przedpokoju buty. Przeszła za znajomą do kuchni i zajęła miejsce na krześle.
- Dzięki. Wydałam na nie fortunę, ale było warto – stwierdziła, szczerząc zęby z zadowolenia. Popukała palcem w stolik i rozejrzała się po pomieszczeniu, mimo że doskonale je znała.
- Wody. Zwykłej wody proszę – odparła, przeczesując smukłymi palcami błękitne kosmyki.
Bezwiednie zmierzyła wzrokiem Milę, która jak zawsze wyglądała dobrze. Słodka Mila o figurze modelki. Akurat w tej kwestii mogły sobie podać ręce, bo Lilah z natury była szczupła, a dodatkowo szkoda jej było pieniędzy na jedzenie, przez co spokojnie można było jej nadać miano wychudzonej.

Anonimowy pisze...

Lilah nie zmuszała się do głodowania. Może kiedyś, w okresie dorastania, kiedy chciała mieć figurę Kate Moss. Obecnie jej organizm był przyzwyczajony do bardzo małych ilości pokarmu i dziewczyna nie potrzebowała zbyt wiele, aby mieć siłę i energię. Dochodziła do tego chora oszczędność na jedzeniu, bo pieniądze wolała przeznaczyć na artykuły plastyczne, aniżeli spożywcze. Lepiej dla niej, jeśli zabraknie bułek lub płatków, niż farb czy płótna.
Choć uwielbiała ciasto truskawkowe, nie potrafiła zjeść na raz więcej niż dwa małe kawałki. Nie była w stanie tego zrobić, gdyż po większej ilości robiło jej się niedobrze i słabo, zaś jedzenie czuła wręcz w gardle. Dlatego i tym razem skusiła się na niewielkie porcje.
- Zobaczyć mogę, ale nic nie obiecuję – odparła, pijąc duszkiem wodę. Opróżniła szklankę do połowy i wzięła się za pierwszy kawałek.
Gdy Mila wróciła z butami, odsunęła od siebie talerzyk i przyjrzała się obuwiu.
- Fajne, ale mam już podobne, także podziękuję – stwierdziła w końcu, uśmiechając się lekko.

Kotofil pisze...

Każde cycki są idealne. Każde. O ile nie są silikonowe, bo te podobno trudno miętosić. Tony tak mówił.
Szczypał, ugniatał i muskał jej piersi palcami, jednocześnie znów ją pocałował, przygryzając dość mocno dolną wargę, a potem zniżył się ku dołowi i zabrał się za to ustami. A że usta miał pełne, ładne i mięciutkie, to wychodziło mu to całkiem zgrabnie, gdy przysysał jej brodawkę, koniuszkiem języka zataczał kręgi po jej piersiach, lekko podgryzał i drażnił wargami delikatną skórę.
- Zdejmij mi spodnie – wymruczał w przerwie pomiędzy wyjątkowo dogłębnym badaniem jej biustu, bo rączki też miał zajęte ugniataniem jej zgrabnych ud. – Szybko.

[ Rozumiem, że Milcia to już bez stanika tak? Bo wcześniej Will się zawiesił na końcu, bo trudno mu było go zdjąć w tym stanie XD A chuj z tym! ]

Unknown pisze...

[ a jednak jestem :D Tony rzeczywiście na prezydenta, toć to człowiek zajebisty jest :D ]

Jej jęki przyspieszyły jego dojście, bo po chwili stęknął głośno do jej ucha i poczuł, jak nasienie wypływa z jego członka. Nie był pewien, co czuła Mila, ale on czuł się spełniony. Ucałował jeszcze kościste plecy dziewczyny, nadal trzymając ją w biodrach i zastanawiając się, czy czuje to samo, co on w tej chwili. Czuł się kurewsko dobrze i miał ochotę na więcej, ale nie chciał robić z baru banku jego nasienia, bo potem ktoś to musiał posprzątać. I pewnie będzie to on. Teraz na razie myślał tylko o dziewczynie pod nim i tym, czy wystarczająco jej dogodził.

Unknown pisze...

[ Ano ma :D Miluś, co robimy z wątkami? ]

Unknown pisze...

[ grzeczna Mila na zdjęciach.. nie, nie pasuje mi to do niej, te, które były na onecie, chyba lepiej wyrażały jej osobowość ; D ]

Unknown pisze...

[ to weź sobie chociaż zdjęcie Momsenowej, bo one są chociaż odrobinę niegrzeczne XD ]

Unknown pisze...

[ to trzeba poszukać jej jakiś mniej ułożonych zdjęć XD ]

Unknown pisze...

[ to trzeba poszukać jej jakiś mniej ułożonych zdjęć XD ]

Angel Evans pisze...

Mia niezbyt wiedziała co się dzieje. Patrzyła raz na Angel, raz na Milę... Nawet dziecko dość podejrzanie patrzyło na ciotki.
Nawet Angel w pewnym momencie nie wiedziała, o czym bredzi blondynka. I, kurde, czemu było jej tak niedobrze...? Nagle cała zbladła, zaczęło jej się kręcić w głowie. Mia, wysłuchując tego wszystkiego, zrobiła wielkie oczy. Szok na sto dwa, a jak !
- CO TY ZROBIŁAŚ?! - warknęła, wbijając wzrok w przyjaciółkę. Dosłownie rażąc ją spojrzeniem. - JARAŁYŚCIE?! - krzyknęła, tym razem patrząc na siostrę, która... - Co jej się dzieje?! - natychmiast wstała, przytulając małą.
- Sory, niedobrze mi - rzuciła tylko młodsza Evans i popędziła do łazienki. Mia wpadła w szał.
- Czyś Ty oszalała?! Mila, ona była na odwyku! - zawyła opadając na krzesło. - Naprawdę brała...? - spytała, mając ogromną ochotę się rozpłakać. Ale mała ją w tym wyprzedziła.

Angel Evans pisze...

Mia tylko skrzyżowała ręce na wysokości piersi, spoglądając na Milę, ale tez z uwagą obserwując dziecko.
- Uważaj, żeby Nathalie nie spadła - mruknęła, zakładając nogę na nogę. Pokręciła głową i wywróciła oczami, rozluźniając splot z rąk, a potem oparła się łokciem o stów. Przyjrzała się śwince. - Nadal jest w całkiem niezłym stanie - stwierdziła, kiwając głową. - Domalować Ci coś jeszcze? Mogę nawet całą farmę - poruszyła zabawnie brwiami, upijając łyk soku. Nawet nie zwróciła uwagi na to, co powiedziała Mila. Nie rozumiała, nie? Za to Nathalie wydawała się całkiem zainteresowaną... Nawet zaczęła coś powtarzać...
- Mijla - wymruczała pod nosem, chcąc powiedzieć "Mila". Tylko, kurka, chyba niezbyt jej się udało. Mia słysząc to, zrobiła jeszcze bardziej zdziwioną minę, nawet się popluła i prawie udławiła. Złapała za jakąś serwetkę, wytarła się i podbiegła do dziewczynki. - Co powiedziałaś, córeczko?! - zapiszczała. Nati tylko się na nią popatrzyła, potem szeroko uśmiechnęła do ciotki. Mia zwątpiła. - Mila! To było jej pierwsze słowo! - zawołała radośnie. Tylko czemu "Mila"? A nie na przykład "mama"? Nawet Angel przyczłapała z łazienki.
- Ja się położę. To cześć - pomachała im i poszła do siebie.

Mia Evans pisze...

Brunetka zmroziła spojrzeniem przyjaciółkę, zaraz uśmiechając się od ucha do ucha i podnosząc Nathalie. Musnęła jej policzek i przytuliła. Jej córeczka gada!
- Jeśli obiecasz, że te słowa będą NORMALNE, to okej. Ale jeśli chociaż raz dowiem się, że użyłaś przekleństwa... - nie dokończyła, bo i tego wolała przy dziecku nie mówić. Może jeszcze mała nie rozumiała wszystkiego... Lepiej jednak nie zapeszać.
- Mmmm... - zamruczała dziewczynka, wyciągając rączki w stronę Mili. - Mila - powiedziała już wyraźniej. A to ci dobre. Że aż tak ją pamięta? Mia uśmiechnęła się kącikami ust, a potem podeszła bliżej przyjaciółki i wsadziła w jej ramiona małą. Ta zaraz zaczęła dotykać twarzy ciotki, lekko ją szczypać, ale wciąż szeroko się uśmiechała.
- Chyba jesteś jej ulubioną ciocią - stwierdziła, przyglądając się córeczce. Chwilę później siadła znowu przy stole, w ręku trzymając szklankę z sokiem. - Mila... a co z Rorym? - spytała, może nawet trochę nieśmiało. Wiedziała przecież, ile dla blondynki znaczył chłopak. A teraz właściwie nie wiedziała, co się z nimi działo.

Kotofil pisze...

No pewnie, że był fajny. Taki wielki misiek, na taką małą… no, taką małą. Chociaż tutaj to zachodziła transformacja wspierana alkoholem w niedźwiedzia gwałciciela z lekką niesubordynacją ruchową. Ale lekką, bo to fajnie, jak ci babka zdejmuje spodnie, a ty w tym czasie możesz zająć swoje zboczone łapy czymś przyjemniejszym. Chociaż z tym stanikiem to poległ, bo lubił jak kobiety same go zdejmowały. Do tego, to mu się jeszcze obraz trochę rozmazywał, więc czuł się usprawiedliwiony.
Widoki fajnego mięska chyba wszystko wynagradzają, nie? …
No powiedziecie, że tak!
Zaczął od piersi zniżać się do brzucha, gdzie muskał go wargami, a potem do podbrzusza i sięgnąwszy ręką, zahaczył o krawędź majtek, zasunął je do kostek, a potem chyba same odnalazły swoje miejsce na podłodze, tym się już nie interesował. Żeby utorować sobie „gładkie przejście” (a raczej wejście, ale nie czepiajmy się szczegółów) koniuszkiem języka drażnił jej łechtaczkę, przysysał się, podgryzał nawet, a wolną rękę wyciągnął do piersi, ugniatając ją rytmicznie.

[ Się czepiasz! Ty się nie zdziw, jak on w trakcie zaśnie :D:D I zabija mnie to, że Willy razem z Tonym rucha Milę „na zmianę” XD Patologia! ]

Kotofil pisze...

To dla Willa akurat zbyt codzienne nie było, bo żaden z niego lowelas aż nadto nie był, ale lizanie cipek było fajnie; obcych, znajomych, whatever, byle były fajne. A potem, zwłaszcza fajnie było obserwowanie jak one się wiją, jęczą, wzdychają. Podniósł głowę znad jej kobiecości, oblizał usta, a potem „wbił się” w nią bez utrudnień - uznał to za niejako znak tego, że ma bardzo utalentowany język (kurwa, a jakże!).
Niedźwiedź Gwałciciel, psze państwa, w całej swej okazałości.
Poruszał się w niej rytmicznie, chociaż tempo obrał szaleńcze. Niewiele też brakowało mu do ostatecznego szczęścia, bo wystarczająco długo powstrzymywał się na tę chwilę, ale wypadałoby jeszcze trochę to przedłużyć. Pochylił się nad Milą i musnął przelotnie jej usta, po czym chwycił jej biodra i przewrócił ją na brzuch. Ścisnął jej pośladki, a potem ponownie w nią wszedł, chociaż jego ruchy były już wolniejsze.

[ No ja już wiem, że Tony będzie musiał potem blaty szorować… Will już nigdy nie będzie pił przy barze XD Jaka wojna? Urządzimy sobie trójkąt, mwahaha :D ]

Brandi pisze...

Nie widziała się jeszcze z Tony'm. Nie po tym... co zrobili. Przeżywała to spotkanie do tego stopnia, że miała za sobą dwa kieliszki wódki z rana i dwa w pubie. Tom był nawet na tyle miły, że jej pomagał, gdy ktoś był zbyt napastliwy i w momencie, gdy traciła humor po raz setny tego dnia przytulał ją i uspokajał. Nie, nie wiedział, co się stało, ale był cudowny. Dobrze, że gej.
Gdy usłyszała pytanie, w myślach przeklęła. Jasne, niech jeszcze pójdzie przespać się z jakąś dziewczyną... Westchnęła. Nie, nie będzie zazdrosna, nie ejst zazdrosna. Tylko dziwnie się czuła.
Odwróciła się i spostrzegła Milę. Pierwszą myślą było: o kurwa, załapałam syfa.
Pięknie, Tony! Sypiasz z narkomanką! Narkomanką, której nie cierpię, tak w ogóle! Brandi już zaczęła obliczać koszta wszystkich badań, na które pójdzie, jeśli on rzeczywiście z tą dziewczyną spał. Badań, ba! Już zaczęła myśleć o leczeniu!
Spokojnie, Bran, uspokój się.
- Musi pani poczekać - powiedziała - jeszcze nie przyjechał. Nie wiem w ogóle, czy dzisiaj będzie, wspominał, że może go nie być, ale jeśli pani zechce, może pani poczekać.
Już-już chciała dzwonić do lekarza i umówić termin badań na HIV.

Kotofil pisze...

I miło było to słyszeć, więc z radością to uczynił; stwierdziwszy, że jego kutas zbyt długo już pulsuje niemalże żywym ogniem podarował Mili ostatnie pchnięcie, po czym zatrzymał się, jęknął błogo i spuścił wewnątrz niej. Kiedy raz ostatnio się ruchał? Może z cztery miesiące temu, go ruszył, na potocznie zwane „łowy” razem z Tonym. Właśnie poczuł jak bardzo mu tego brakowało i jak chętnie powtórzyłby to z powrotem. Swoja drogą, Willy tak rozpędził, że aż mu tchu zabrakło, więc przewrócił się zaraz na plecy obok blondynki, patrząc ślepo w sufit i dysząc sobie cicho.
Statystycznie, blondynki częściej pozwalają dokańczać wewnątrz siebie. Dlatego lubił blondynki. Inna blondynka, którą znał. też mu pozwalała. No, blondynki są zajebiste.
I rude.
Odwrócił głowę i spojrzał na Milę.

[ Że niby ja?! :D Ja lubię powtórki! Trzysta siedemdziesiąt razy w ciągu nocy! Buahhaha :P ]

Bran pisze...

Brandi uniosła brwi. Wcale, wcale nie chciała powiedzieć jej, że nawet, gdyby mogła, numeru by jej nie podała w trosce o bezpieczeństwo i o to, żeby Tony nie został zgwałcony... choć podejrzewała, że on nic nie miałby przeciwko. Uśmiechnęła się jedynie.
- Nie mogę go pani podać... A jeśli to sprawa prywatna, to nie mogę zadzwonić do niego, gdyż może mnie wylać za nieprofesjonalność.
Nigdy nie mówiła tak chłodno i obojętnie jak teraz, ale podobało się jej to, zwłaszcza, że to była ta cholerna narkomanka. Gdyby to był Will albo znajomy Tony'ego, najpewniej podałaby nawet własny telefon, byleby sobie zadzwonił. Ale tej krowie nie zamierzała pomagać.
On ruchał wszystko, rzeczywiście. Jeśli zaczynał ruchać kogoś takiego jak ta paniusia przed nią, to naprawdę się stoczył. Bran miała tylko nadzieję, że spał w nią w czasie nieobecności Jones. Wtedy się nie zaraziła, przynajmniej nie tym, co przekazała mu ta blondyneczka.

Unknown pisze...

Czuł, że było jej za mało, jakaś taka cholerna męska intuicja. Ale nie zamierzał na tym poprzestać, blat był tylko małą grą wstępną, czekało ich jeszcze wrażeń.
- Idziemy do mnie, na górę - zakomunikował, kiedy oderwał się od dziewczyny. Założył spodnie, myśląc sobie, że to było kurewsko szalone i zdarzyło mu się to po raz pierwszy. Tak, może Tony należał do osób, jadących ostro po bandzie, ale w życiu jeszcze nie kochał się na barze, na dodatek jego własnym. Teraz pragnął jedynie swojego łózka i dotyku Mili, doprowadzającego go na skraj obłędu. Kiedy uznał, że dziewczyna jest gotowa, wziął ją za rękę i na ślepo ruszył przed siebie. Doskonale wiedział, gdzie wszystko stało, toteż zdziwił się, gdy z całej siły pieprznął stopą o coś, co chyba było krzesłem.
- Auć, kurwa!! - krzyknął z bólu, natychmiast łapiąc się za nogę, która mimo dobrego buta odczuła to niemiłe spotkanie. - Kto to jebaństwo tutaj postawił?

Unknown pisze...

[ teraz ona też ma, hihihi ;> ]
- A masz zamiar kończyć? - zapytał Tony, pół żartem, pół serio, krzywiąc się niemiłosiernie. Nie mogła tego widzieć, co przyniosło mu ulgę, bo musiał być mężczyzną. Więc zamiast się mazgaić, postawił stopę na ziemi i znowu złapał Milę za dłoń. Cierpiąc w duchu ruszył przed siebie, majac nadzieję nie trafić na kolejną niespodziankę i takim oto sposobem dotarł do odpowiednich drzwi. Od razu zapalił światło, bo schody mogły być jeszcze bardziej niebezpieczne, niż ten pieprzony stołek minutę temu. Światło oślepiło go na kilka chwil, ale nie przeszkodziło mu to spojrzeć na dziewczynę. Jej rumieńce były naprawdę słodkie, a czerwone i nabrzmiałe usta świadczyły o tym, jak bardzo namiętne ich pocałunki były. I będą.
Czuł, że może być po tym wszystkim bardzo obolała.

Kotofil pisze...

Skoro chciała się przytulić, to objął ją ręką. Takie odruchowe to było, bo gdy wbiła mu się już pod pachę, to zaczął ją głaskać po ramieniu. Najchętniej to by sobie zapalił, wypił czegoś, chętnie też przystałby na prośbę lodzika, czy coś. Nic jednak nie mówił wciąż patrząc na ten sufit, ale miał uśmiech na twarzy. Nie tam, że zaraz wyszczerz, ale coś mu się na tych ustach błąkało i z pewnością nadawało jego twarzy wyraz zadowolonego, a przynajmniej pozytywnego. Coś w tym guście.
Przykrył się też kołdrą, bo skoro nic nie robią, to nie wypada tak leżeć z siusiakiem na wierzchu, a po drugie mu troszkę zimno. Zresztą, skurczy się jeszcze od zimna i będzie wyglądał aseksualnie. A tego byśmy nie chcieli, nie?...
- Raczej nie doczłapię się w tym stanie do domu, więc musisz mnie znieść – zerknął na nią z rozbawieniem. Trochę go wytrzeźwiało. I wiadomo czemu ludzie się tyle ruchają! Jednakże, nadal czuł lekkie wirowania tu i tam, obraz ostrzył się i rozmazywał na przemian… tja, ale chuć to z niego eksplodowała wręcz, nie ma co.

Unknown pisze...

Odkąd wróciła do Amsterdamu szukała jakiejś osoby, która, tak jak ona, nie chce mieszkać sama. Bo jej znudziło się wracanie do pustego mieszkania, gdzie nie czekał na nią nikt, do kogo mogłaby otworzyć swoje usta, by chociaż zamienić parę słów. Dlatego dała ogłoszenie w jakiejś gazecie, informując ludzi, że zamierza sprzedać swój dom, a kiedy znalazł się pewny kupiec, zakasała rękawy do pracy i zaczęła szukać czegoś do wynajęcia. Takich miejsc było wiele, ale kiedy dzwoniła do ludzi, okazywało się, że albo nie są już zainteresowani, albo zdążyli sobie już kogoś znaleźć, albo, o zgrozo, okazywali się jakimiś napalonymi zboczeńcami. Jej ostatnią deską ratunku było ogłoszenie, jakie przyklejone było do ściany kamiennicy.
Z cichym westchnieniem oderwała je stamtąd, po czym dość niepewnie weszła do środka. Miejsce nie wyglądało zbyt miło, jednak nie zamierzała wybrzydzać, w końcu pozory czasem mylą. Dlatego też zaczęła wchodzić po schodach, aż dotarła na drugie piętro, gdzie, według zawartej na karteczce informacji, czekał wolny pokój.
Bladą dłonią zapukała delikatnie do drzwi, a gdy po chwili otworzyła je wysoka, wychudzona blondynka, pytając o co chodzi, pokazała jej ogłoszenie.
- Nadal aktualne? Bo jeśli tak, to jestem naprawdę zainteresowana - powiedziała cicho, wdychając zapach czekolady, który dotarł do jej nozdrzy.
A może jednak to drugie piętro nie było tak złe jak te niżej?

Unknown pisze...

Mia usiadła na poprzednie miejsce, potem cały czas wpatrywała się w Milę, od czasu do czasu rzucając tylko wzrokiem na Nathalie. Wiedziała, że blondynka jest pedantką, dlatego też nie zrobiła awantury o "posadę" na podłodze. skoro małej się podobało, to niech się bawi. W śmietniku nie jest.
z uwagą wsłuchiwała się w to, co mówi Drozd. Szczerze mówiąc miała cichą nadzieję, że jednak utrzymuje jakiś kontakt z Rorym... Chociażby dlatego, że sama chciałaby się czegoś więcej o nim dowiedzieć.
Słysząc nieznajome imię tylko lekko zmarszczyła brwi, usta układając w pionową kreskę. Zaraz jednak się rozchmurzyła. Najważniejsze, że Mila była... szczęśliwa? Bo chyba była, a przynajmniej brunetce tak się wydawało.
- Mila... - zaczęła powoli, wzdychając bezgłośnie. - Na pewno wiesz co robisz? - spytała dość cicho, patrząc na córkę. - Nie czujesz, że... powinnaś się zatrzymać, znaleźć kogoś na dłużej...? - dokończyła, unosząc jedną brew i przygryzając dolną wargę. Przeniosła wzrok na Milę, potem zaczesała kosmyk włosów do tyłu. - Nie uciekasz przed samą sobą?

Brandi pisze...

Cóż, Brandi też. Ale teraz nie potrafiła się powstrzymać. Ta dziewczynka ją denerwowała - nie tylko przez to, że była narkomanką i najpewniej sypiała z Tony'm, ale że była świadkiem, jak Bran się załamała. Ten jeden raz, kiedy nie potrafiła nawet ustać na nogach, bo życie ją przytłoczyło. Najbardziej wkurwiający był fakt, że ta dziewczyna jej pomogła się z tym uporać. Przynajmniej chwilowo.
Brandi szybko przygotowała jej colę z lodem, wsunęła pieniądze do kasy i ruszyła do innego klienta. Było jednak dość wcześnie, zatem nie było zbyt wielu ludzi; Jones wróciła do polerowania szkieł naprzeciwko Mili.
w pewnym momencie zauważyła, że obok szafki na szkła coś leży. Schyliła się, podniosła... O-Bogowie, to były majtki. Rozejrzała się i uśmiechnęła do Toma.
- Tommy, to nie Twoje? - zapytała, rzucając w chłopaka czarnymi koronkowymi majtkami. Wszystko za barem, tak, by mało kto mógł zobaczyć, co się tak dzieje.
- Haha, Bran! - zawołał Tom. - O ile się nie mylę, to właśnie znalazłaś fragment ubrania jednej z kochanek naszego szefcia - powiedział ciszej drugi barman. Bran pomyślała, że dobrze, że to gej. - Myślisz, że Samowi by się spodobały na moim tyłku?
Jones podeszła do drugiego barmana i zaczęła z nim śmiać się z owych majtek i upodobań Tony'ego do uprawiania miłości wszędzie, gdzie się da. I z kim się da.

Brandi pisze...

Brandi i Tom pomyśleli w tym momencie to samo - Tony do zabawy by się dołączył. Niemniej, Tom wrzucił majtki do kosza na śmieci.
Jones zajęła się swoimi sprawami, nie zwracając uwagi na Milę. Nie widziała się z Tony'm od ich nocy... Myślała o tym, jak to wyglądało, jak Will ją obraził, jak Tony zareaguje na jej widok, jak mu wyjaśni, że to był jeden raz, jak strasznie ma ochotę na seks - już nie z mężczyzną, a z jakąś dziewczyną i że to właściwie nie fair, bo przecież Słońce nie żyje...
I ja nie mam pojęcia, co dalej, serio.

Tony Visser pisze...

Kiedy usta Mili po raz kolejny dotknęły jego, poczuł, że jeszcze jest napalona. I na pewno za drzwiami jego mieszkania będzie się działo dużo różnych i ciekawych rzeczy. Wręcz nie mógł się doczekać, ale teraz delikatnie przygryzł jej wargę, a potem przejechał po niej koniuszkiem języka. Jego język splątał się potem z jej, by pobawić się przez chwilę. Jego dłoń zacisnęła się na jej nagim pośladku i nagle bardzo zaczęło mu przeszkadzać jej wdzianko. Kuse, bo kuse, ale jednak przeszkadzało. Wypadałoby więc pozbyć go jej jak najszybciej, a że Tony człowiekiem niecierpliwym raczej był, więc oderwał się od dziewczyny.
- Poczekaj, wejdziemy do środka.
Odszukał w kieszeni pęk kluczy i szybko znalazł odpowiedni. Włożył go do zamka, szybko przekręcił, a potem zaprosił ją gestem do środka.
Potem już nie miał zahamowań. Tak jak na dole, tak tutaj, popchnął ją mocno na szafę i przycisnął do niej swoim ciałem, a jego dłoń powędrowała od pośladków przez całą linię kręgosłupa. Jego usta szukały ust blondynki, ale kiedy już znalazły, to zjechały znowu niżej. Czuł się nienasycony, pragnął więcej, a to pokazywał przez ssanie jej sutków i gmeranie palcem tam, gdzie znajdowało się wszystko to, co mogło sprawić jej przyjemność.
Niegrzeczny Tony.

Kotofil pisze...

Nie przeszkadzało mu, że ktoś pali obok niego, jeśli o też mógł zapalić. W ogóle, uważał, że kobiety palące w odpowiedni sposób – ale jaki to ten odpowiedni sposób, to tylko sam Holland wiedział – są po prostu seksowne. Ta aura dymu papierosowego jakoś otulała ich słowa, pomruki i Will uważał to po prostu za seksowne. Fetysz może, chuj jeden wie.
- Zostań – złapał ją za nadgarstek, a potem wziął jej z dłoni paczkę z papierosami. Wyjął jednego, odpalił zapalniczką znajdującą się w pudełku, a potem potężnie zaciągnął i wypuszczając z siebie kółka gęstego, szarawego dymu. – Umiesz tak? – zerknął na Milę z uśmiechem, strzepując nieco popiołu z papierosa do popielniczki, którą trzymała. Uśmiechnął się do niej i ktoś mógłby to nazwać uśmiechem z serii „nad wyraz uroczych”.

Kotofil pisze...

- Cóż, na współczesnych kobietach nie robią wrażenia studia, podróżowanie po świecie czy umiejętność gotowania u faceta… bardziej romantyczne jest ruchanie się na osiedlowych ławkach z piwem w ręku, albo coś tam – roześmiał się, bo wiedział, że rację ma w połowie. I prawi trochę jak człowiek w średnim wieku, a jeszcze nie zdążył przekroczyć trzydziestki. Znaczy, w sumie niedaleko mu do tego było, bo już niecałe pół roku. Zresztą, chuj z tym. On jako student elegancko robił to w toalecie będąc pewnym, że nikt nie widzi, ale niestety z takich rzeczy się „wyrasta”. Nie daj Boże, ktoś nazwałby go nieodpowiedzialnym.
- Dobrze, że chociaż jestem przystojny – dodał po chwili nadzwyczaj skromnie, a w tej chwili mógł przypominać zadumanego filozofa. Nie no, wiedział oczywiście, że ma jakiś tam urok i czar, i jego facjata jest wystarczająca do tego, według poniektórych niewiast, żeby się z nim przelecieć, ale to wszystko. W końcu. – Nie muszę zbytnio się odzywać – zerknął na Milę po czym roześmiał się głośno. Człek powinien doceniać swą wartość, ne?

Brandi pisze...

Bran zza włosów spojrzała na dziewczynę. Nie, jej nie powie, ale... Dźwignęła się i zabrała telefon; ze słuchawki wciąż było słychać wypowiadane imię i wszelkie angielskie przekleństwa. Bran przyłożyła słuchawkę do ucha.
- Już, już - mówiła - już jest okej. Zajęta byłam. Tak, dokładnie, Sam. Znaleziono ciało Mili... jakieś trzy tygodnie temu, tak... Ja wiem, Sammy, ja wiem, że ona mnie kochała i... tak, Sammy, radzę sobie... Nie, ja wcale nie płaczę, coś Ty, wcale...
Minuta nie minęła, jak Brandi wróciła za bar. Otarła oczy i przełknęła z trudem ślinę. Cholera, żeby się rozklejać ponownie przed tą...
- Tony Cię po coś wysłał? - zapytała, jeszcze załzawionymi oczami patrząc na blondynkę.
Chciała teraz kogoś, kto jej pomoże. I wiedziała, kto to będzie. W takich chwilach nic nie było lepszym przyjacielem Brandi jak butelka whisky.

Brandi pisze...

Brandi uniosła głowę i pierwsze, co zobaczyła... to były te same włosy. Uśmiechnęła się lekko, potem otarła oczy.
- Nie cierpię Cię ani tego, że sypiasz z Tony'm, ale jesteś strasznie podobna do mojego Słońca, wiesz?
Pusto zaczęła wpatrywać się w półkę, mocniej zaciskając palce na swoich ramionach. Ile ona by dała, by jednak być ze Słońcem! Chociażby pod ziemią, martwa, bez oddechu, bez życia, bez skóry, włosów... Byleby tylko mieć ją blisko, a nie widzieć wcielenia Mili w jakiejś obcej narkomance... Przecież to profanacja...
Czuła, że znowu płacze. Zostało kilkanaście minut do otwarcia knajpki, a Brandi po prostu nie mogła się powstrzymać od płaczu. Chciała umrzeć razem ze Słońcem, bo świat był zbyt trudny do zniesienia... tak ciemny.

Kotofil pisze...

- W sumie, nic ciekawego. Studiowałem trzy lata, potem wyjechałem w tak zwaną „podróż życia”, zakochałem się, trochę nietrafnie, ale chuj z tym. Przeżyłem to jakoś, wróciłem a potem dzięki rekomendacji z Paryża trafiłem na fajną robotę – uśmiechnął się, patrząc na blondynkę. Nie uważał historii swojego życia za wybitnie interesującą, więc uogólnił ją na tyle, ile mógł. Zresztą, nie potrafił zbytnio opowiadać o sobie; słuchać innych natomiast lubił, chociaż to wiązało się z tym, że potem ktoś chciał usłyszeć coś od niego, co fajnie nie było. Zaciągnął się, wypuszczając kolejne szarawe chmury z ust. – Kompletnie nie umiem opowiadać, wybacz – mrugnął do niej. – Nie mogę się skupić – tutaj zerknął na jej cycki, bo dawno tego nie robił. Właściwie, to wcale nie tak dawno, no ale…
Zaśmiał się krótko i ponownie przystawił papieros do ust.

Tony Visser pisze...

Uśmiechnął się, lekko podgryzając skórę na jej szyi. Była tak złakniona seksu, że aż począł zastanawiając się, czy nie ma do czynienia z jakąś maniaczką. Bądź co bądź, nie przeszkodziło mu to w coraz intensywniejszych pocałunkach. Zdobył się też na pchnięcie ją lekko w kierunku jego sypialni, bo pieprzenie kogokolwiek na stojąco drugi raz z rzędu było męczące. A on się nie zamierzał męczyć, w końcu seks to przyjemność, nie?
Znowu powrócił do napierania na wargi dziewczyny, a jego pocałunki były już tak łapczywe i przepełnione dzikością, że samego jego zaczęły boleć i piec wargi. a miało to jeszcze potrwać. Cholera, w takim razie to jutro nie będzie mógł ich otworzyć.

[ wiem, czytałam to ;d ]

Brandi pisze...

- Kurwa mać.
Nie powiedziała więcej, po prostu położyła czoło na dłoni i przymknęła oczy. Oni wszyscy myśleli, że się trzyma! Nie, nie trzymała się. Nie chciała pracować, uśmiechać się do ludzi, rozmawiać z Tony'm, z jego kobietą, z kimkolwiek. Pragnęła tulić się do swojej Mili i olać wszystko inne, i chciała, aby to, że wtedy spała z Visserem poszło w niepamięć...
Tyle pragnień. A żadne do spełnienia.
- Wysłał Cię pewnie po coś mocniejszego, wiem, nie trzymam Cię. Weź sobie, co chcesz. I nie mów, że się rozkleiłam. To kompletnie nieprofesjonalne. - Uśmiechnęła się krzywo.

Unknown pisze...

[ Nie mogę się przestać śmiać jak czytam TO czytam xD ]

Nathalie odwdzięczyła się za jej spojrzenie szerokaśnym uśmiechem, piszcząc zaraz wesoło. Mia się zaśmiała.
- Nie chcę tylko, żebyś się w coś wpakowała - powiedziała, poważnie już patrząc na przyjaciółkę. - Ale może masz rację, może tak właśnie powinno być. Wiesz, czasami niczego nie można przyspieszać, wszystko biegnie własnym torem. Trzeba zdać się na los. Nawet wtedy, gdy bardzo boli - mruknęła cicho. Teraz miała na myśli głównie swoje rozstania i powroty z Amsterdamem, rodziną i przyjaciółmi. Ale przez to się wzmocniła, pokonała pewne bariery. Zaczęła ufać sobie, a to już spory plus.
Przez chwilę nad czymś dumała, wzrok skierowując na córkę.
- Angel powiedziała, gdzie byłam? - spytała nagle, poprawiając się na krześle, a opuszkami palców przejeżdżając po krawędziach szklanki.

Brandi pisze...

Bran pokręciła głową i wstała. Nie ma mowy, nie będzie mieć wolnego, jest na to zbyt silna. Poza tym, pieniądze są jej cholernie potrzebne, jeśli zawali - koniec z Amsterdamem, studiami, a skoro robiła to dla Słońca - to nie wolno tego zawalić...
- Jakie to ma być wino? - zapytała, stając naprzeciwko półki z alkoholami. - Słodkie, półsłodkie, wytrawne? Dam Wam najlepsze i najdroższe, Tony chyba się nie pogniewa, jeśli wypijecie najlepszy trunk... Te tutaj są kupowane w sklepach po siedem złotych, jak ktoś nie precyzuje, co chce, to mu to dajemy... Jej, nie wiem, po co Ci to mówię - powiedziała, jeszcze raz przecierając twarz dłonią. Uśmiechnęła się lekko do siebie, nerwowo, i sięgnęła po stołek. Weszła nań i zdjęła z półki jedną butelkę. - To polecam.
Zaraz zeskoczyła i je odkorkowała, potem wzięła kieliszek i nalała. Powąchała, upiła, wystawiła w stronę Mili.
- Jest dobre - stwierdziła - jeden kieliszek kosztuje o wiele więcej niż to, co dziennie wydaję na jedzenie...
Była wobec niej miła! Bran miła wobec narkomanki! Ale to Mila pierwsza okazała serce. Należało się jej.

Bran pisze...

- Czekaj - powiedziała Brandi, zabierając wino z jej rąk i odsuwając je na tyle, by nie spadło. Drugie zakorkowała. - Siadaj. Coś wiem o tym, jak należy usuwać szkło w nogi. Nie ruszaj się.
Wróciła po pięciu minutach, trzymając sporo ręczników papierowych i pęsetkę. Usiadła naprzeciwko dziewczyny i zaczęła oglądać jej stopę. Wyjęła większe odłamki szkła, mniejszych, których nie dała rady wyjąć, nie tknęła. Jeszcze.
- Nie mam tu wody utlenionej, więc zleję wódką, działanie to samo... Zaboli - powiedziała, biorąc najtańszą wódkę w barze. I zlała nią stopę Mili.
Trwało to trochę; wdepnięcie w szkło było o tyle dobre, że niektóre szkiełka się miażdżyło. Gdy coś rozpryskiwało koło stopy, czasami wchodziło w nią. I nie było tak miło. Dlatego też Brandi coś uważnie wyjmowała każde szkiełko, nogę dziewczyny trzymając silnie, by czasami się nie wyrwała. Wiedziała, że boli. W końcu to była praca na otwartej ranie. Ale lepiej wyjmować od razu, niż gdy się przesunie - wtedy wchodziło w grę nawet i rozkrawanie stopy, by wydobyć jedno, głupie szkiełko...
Kiedy skończyła, jeszcze raz zlała nogę wódką. Uśmiechnęła się lekko.
- Aż tak strasznie było? - zapytała, jednocześnie owijając stopę w bandaż. - Nie masz tam więcej szkiełek. Wiem, że bolało, Tony też wdepnął tydzień temu... I też mu wyjmowałam szkła.
Uśmiechnęła się lekko i wstała. Odkorkowała wino i jak gdyby nigdy nic spróbowała je.
[Baj de łej, Bran ma zacząć, Milą nie waż się tego zaczynać xD]

Bran pisze...

Brandi uśmiechnęła się lekko, upiła wina. Stanęła obok Mili, w myślach stwierdzając, że ta dziewczyna sobie nie poradzi w takich butach, jakie zwykle nosi - zwłaszcza z taką raną na nodze. Zwłaszcza, że bandaż - bo plastra w pubie nie było ani jednego - utrudnia chodzenie nawet w zwykłych butach.
- Dalej jestem wariatką - powiedziała Brandi z uśmiechem - ale po prostu się przyzwyczaiłaś.
Dla Bran widok krwi nigdy nie był straszny, raczej... nie, przyjemny nie, ale zwyczajny. Przyzwyczaiła się, bowiem nieraz miała do czynienia z zadrapaniami, większymi ranami, które ona i jej brat robili sobie nierzadko nawzajem. No i rodzina lekarzy - to w jakiś sposób zobowiązuje do zainteresowań.
Bran nalała wina do nowego kieliszka i podała dziewczynie.
- Spróbuj. Dotrzeć na górę dotrzesz, ale lepiej, żebyś się nie wracała tysiąc razy. Może boleć.
Uśmiechnęła się delikatnie.

Brandi pisze...

Jak tak może być, że dwie tak podobne wyglądem osoby, ba! majace to samo imię, tak różnią się od siebie? Słońce i ta... Bran nie wiedziała, jak ją określić. W znajomości z Jej Milą, ona robiła za Księżyc. Ale ta tutaj... Ona była ciemniejsza, mroczniejsza od samej Brandi. Jeszcze bardziej zdecydowana niż Brandi. A to rzadko się zdarzało.
Jones uścisnęła dłoń Mili i wyjęła z jej dłoni delikatnie kieliszek. Jakby bała się, że jeśli nie chwyci tego naczynia odpowiednio, ono zaraz wypadnie. Czyżby jakieś pozostałości z tej czułości, którą obdarowywała Słońce? Uśmiechnęła się tajemniczo sama do siebie. Możliwe. Możliwe, że jest teraz delikatna, bo twarz tej kobiety jest trochę rozmazanym odbiciem Słońca.
- Brandi - powiedziała.
Chwilę tak stała, trzymając dłoń Mili. Miała ochotę... Nie, Bran, nie wolno przecież zrobić czegoś takiego, to będzie nie fair i w ogóle. Ale... Przecież nie zdążyła się pożegnać ze Słońcem. Nie zdążyła zrobić nic, do cholery. Nie mogła nawet ucałować martwych ust, bo ust już nie było. A całowanie kości nie było tak romantyczne.
Nachyliła się nad Milą - wszystko trwało sekundę, może dwie - chciała, ale nie mogła - czy wypada?
Delikatnie, subtelne, czule i tęsknie, bardzo tęsknie pocałowała jej usta. Nie oczekiwała niczego; smak wina rozlał się po jej wargach. A potem uśmiechnęła się lekko, rzuciła tej Mili szelmowskie spojrzenie i odsunęła się. Wróciła do swoich spraw.
Nie wypadało. Ale nie obchodziło jej to. Miała nie-swój smak wina na ustach.

Brandi pisze...

Nie spodobał się jej ten pocałunek. Totalnie. Był zbyt gwałtowny, podczas gdy Brandi wolała wszystko delikatnie, spokojnie... Poza tym, był stanowczo zbyt szybki. Brandi nie chciała szybkich pocałunków.
Ale patrzyła, jak Mila kuśtyka w stronę mieszkania Tony'ego i jak znika za drzwiami. Potem zaś posprzątała szkło i umyła podłogę w miejscu, gdzie upadło wino, by to miejsce się nie lepiło.
Kilka dni później zauważyła Milę przy barze. Tony'ego akurat nie było i z tego, co wiedziała Jones, nie miało być go całą noc i jutrzejszy dzień. Brandi więc podeszła do Mili i z uśmiechem podała jej kieliszek wina tego, które ostatnio wzięła do Tony'ego. Niech będzie, że na koszt firmy.
- Tony'ego dzisiaj nie będzie - powiedziała. - Dwie godziny temu dostał jakiś ważny telefon i wyjechał. Kazał Ci przekazać, że jutro ma wolną noc.
Pamiętała o tym pocałunku doskonale. Pamiętała smak wina i to, jak je oblizywała, pamiętała, jak strasznie niefortunnie wypadło ich pierwsze spotkanie. I chociaż nie chciała nazywać Mili żadnym słodkim imieniem, które w myślach powtarzałaby niejednokrotnie, jej psychika zaczęła kojarzyć ją ze słodkim, cierpkim smakiem wina zmieszanym ze smakiem ust tej kobiety. Tylko jeszcze nie nazywała jej inaczej niż imieniem.

[Dziękuję <3]

Bran pisze...

Brandi wzruszyła ramionami; niekoniecznie ją to obchodziło. Nigdy nie sypiała z każdym i seksu nie było jej tak potrzeba jak tej dziewczynie. Zwłaszcza, że w ostatnich dniach, kiedy potaniało u nich piwo, zaczęła zbierać się w pubie hołota. Wcześniej zdarzało się więcej fanów jazzu, teraz byli tutaj głównie fani alkoholu.
Jones miała to do siebie, że obserwowała ludzi zza baru. Tak więc spostrzegła, że Mila siedzi z jakimś przystojnym, wyraźnie bogatym i wstawionym panem. Niezbyt ją to urzekało, ale co jakiś czas, jakby kontrolnie, zerkała w tamtą stronę. Niczego nie przeczuwała, to jasne, ale jako, że ochroniarzy było ledwie trzech, czuła się odpowiedzialna do zgłoszenia im, jeśli coś działo się pod jej nosem.
I w pewnym momencie właśnie zaczęło się dziać. Początkowo Bran uznała, że to forma zabawy, ale gdy zauważyła, jak tamten trzyma dłoń na twarzy Mili, a drugi rozrywa (co kurwa?!) jej bluzkę, od razu krzyknęła na Tima, aby zajął się tym. Sama też, jako, że nie miała zbyt wielu klientów, popędziła tam. Nie była pewna, dlaczego; może przez ten cierpki smak wina?
Sytuacja była gorsza, niźli się wydawała, niestety. Facetów było dwóch, podczas gdy jeden rozrywał bluzkę, drugi zaczął się dobierać do spodni. Co z tego, że dziewczyna się broniła! Jones miała ochotę zabijać. Sama raz ledwo uniknęła gwałtu i chociaż tutaj by Mili nic nie zrobili, to jednak... Aż nią trząsnęło, gdy ochroniarze wyprowadzali tamtych, zostawiając Milę pośrodku gapiów.
Gdyby Bran tam była wcześniej, jeszcze zanim tych sukinsynów zwinęli ochroniarze... Tony na pewno by ją zwolnił za zrobienie im z mózgów pasztetu...
Tim wzrokiem poprosił Brandi, aby zajęła się dziewczyną. Bran więc przysiadła obok niej, warknęła coś na gapiów ("wróćcie do swoich spraw, albo alkohol podrożeje") i zerknęła na kobietę.
Nie wiedziała, jak właściwie powinna się zachować. Nie widziała twarzy blondynki. Nie wiedziała, czy ta płacze, czy się śmieje, czy się gniewa. Ale współczuła jej.
- Chodź, pożyczymy coś od Tony'ego.

Kotofil pisze...

- Gastronomię i hotelarstwo – rzekł z uśmiechem. – Mieliśmy fajne praktyki potem w hotelu na Florydzie… - zerknął na Milę i się roześmiał. Można się domyśleć, dlaczego praktyki były takie fajne.
Will nie uważał swojego kierunku za wybitnie trudnego czy ambitnego, ale jego ojciec na przykład długo nie mógł pogodzić się z tym, że jego syn, syn prawnika idzie sobie właśnie na takie studia. Niby uszanował jego decyzję, ale zawsze widział go w roli prawnika, jego zastępcy, albo w innej fusze, bardziej… ambitnej? Chyba tak; ale Will oprócz talentu do kuchni i „jakiegoś” do muzyki nie miał innych, super zdolności. Ni matematykiem nie był, ani tym bardziej humanistą z czym w zupełności się pogodził. Cóż, zawsze umie coś więcej od zaparzenia i posłodzenia herbaty.
- A ty co studiujesz, studiowałaś?... – Opuszkiem przesunął po jej obojczyku, po czym chwycił w palce jej blond kosmyki, bawiąc się nimi, ale utrzymywał kontakt wzrokowy.

Anonimowy pisze...

Bran ujęła delikatnie dłoń Mili i rozmasowała ją.
- Nie martw się - powiedziała spokojnie, potem zaś pogładziła palcami twarz dziewczyny. Uśmiechnęła się słabo, jeszcze wewnętrznie kipiąc ze wściekłości, po czym odsunęła się i zaczęła przeglądać szafki Tony'ego.
Gdyby Visser tu był w momencie, gdy oni próbowali to zrobić Mili... Bran była pewna, że jej reakcja mogłaby być dość słaba przy tym, co zrobiłby pan właściciel. A przynajmniej miała taką nadzieję; bo co, jeśli Tony tylko by się śmiał? Nie, Bran, nie myśl o tym. Nie było go tutaj w tym momencie. Nie zastanawiaj się nad tym, jak traktuje kobiety.
Wróciła po dwóch minutach z koszulą w jasną kratę.
- Myślę, że się nie obrazi za pożyczenie - powiedziała Jones, rozkładając ją w rękach. - No, ubieraj. Zawsze możesz powiedzieć, że to część Twojego dzisiejszego stroju.
Zaraz zejdzie na dół i zapyta, czy wezwano policję. Bo należy im się oskarżenie o próbę gwałtu.

Anonimowy pisze...

- Jasne - powiedziała Brandi, siadając na kanapie.
Cholera, półtora tygodnia temu stała w tym pokoju przed Tony'm nago i przeglądała jego książki... Jeszcze półtora tygodnia temu nie zastanawiała się nad tym, czy było to właściwe, czy powinna ciągnąć to dalej. Tak! Jeszcze półtora tygodnia temu nie zastanawiała się nad tym, ale dbała o siebie. A teraz? Skąd to użalanie się? Skąd ta myśl, że jednak powinna dbać o cokolwiek?
Słońce nie żyje. Będzie ciężko się pogodzić z jej śmiercią. Będzie ciężko dbać o jej pamięć i jednocześnie żyć. Ale taki jest ten świat!
Wstała i podeszła do półki, którą oglądała półtora tygodnia temu. Uśmiechnęła się sama do siebie; nie powinna była z nim się kłócić i mówić mu, że żałuje. Nie żałowała, nie wstydziła się tego. Jest okej, jest okej, Bran. Możesz zdobyć cały świat, jeśli tylko zechcesz.
Zerknęła jeszcze w stronę łazienki. Bogowie, chyba tylko przez swoją depresję zaczęła rozmawiać z tą dziewczyną. Tylko dlatego, że stała się słaba i poczuła, jak to jest być w jej skórze. Wcześniej nie dałaby jej nawet szansy czegokolwiek wyjaśnić. To takie smutne, tak przykre, że z super silnej lesby stała się beznadziejnie słabym dzieckiem.
Weszła do łazienki i usiadła obok Mili na wannie.

Anonimowy pisze...

Brandi niemo zgodziła się - nie powinna. To wywołało trochę bólu. To sprawiło, że Brandi nie miała ochoty nic mówić. Wspomnienie Słońca, chociaż miłe, wywoływało nieznośne skurcze w brzuchu i dławiło ją.
W pewnym momencie Brandi po prostu odwróciła się w stronę Mili i dotknęła palcami jej policzka. A potem przesunęła opuszkami w dół, na jej szyję, którą lekko objęła - tak, jakby chciała ją zacząć dusić. Zaraz jednak opuściła rękę i chwyciła nią wanny. Nic nie mówiła, patrzyła na jej twarz - na usta, na nos, na policzki. Nie w oczy. Oczy miały zupełnie inne.
I pocałowała Milę, znów tak samo delikatnie i czule jak za pierwszym razem, nieszybko, leniwie nawet. Odsunęła się na kilka sekund i znowu to zrobiła, potem znów przerwa - i kolejny pocałunek. Prócz ust, nie dotykała żadnym fragmentem ciała jej ciała.
Bogowie, chciała kobiety. Znowu chciała kobiety. Tej, którą kilka dni temu jawnie gardziła. I chciała jej w mieszkaniu mężczyzny, z którym spała tydzień wcześniej. I chciała jej teraz. I chciała jej mocno.

[Miało nie być seksu, ale fajna scena w serialu mnie nastroiła]

Anonimowy pisze...

Trwało to chwilę, bo Bran przecież nigdy się nie spieszyła. Wszystko przerwał ostry klakson taksówki czekającej pod pubem i pukanie do drzwi - Tim, ochroniarz, mówił, że taksówka przyjechała, więc Mila miała się pospieszyć.
Brandi wstała z lekkim uśmiechem na ustach, potem przeszła do lustra i zmyła z twarzy kosmetyk do ust, którym pobrudziła się od Mili. Zaraz potem zerknęła na nią.
- Jestem pewna, że on czeka i już liczy kasę. Pospiesz się, bo inaczej wydasz fortunę.
Jones wyszła z łazienki i ruszyła w stronę wyjścia.
Była jakaś... oziębła, tajemnicza, choć to drugie mogłoby podlegać dyskusji. Nie wiedziała, skąd ten brak czułości poza pocałunkami, dlaczego w nich była delikatna, a potem odsuwała się jak gdyby nigdy nic. To musiało mieć związek z tym, że Mila sypiała z Tony'm. Że robiła to nawet z Willem. Że była łatwa... Że tym kurwieniem się niszczyła wygląd zmarłego Słońca.
Otworzyła drzwi i powiedziała Timowi, że Mila zaraz zejdzie.
A może wręcz przeciwnie - może te podchody miały sprawić, że Mila przestanie się kurwić... może wtedy? A może po prostu ją gnębiła sobą? Nie była pewna.

Kotofil pisze...

Zabrzmiało to „egzotycznie”, gdy wspomniała o matce, florystyce, homoseksualizmie i krakowskiej bohemie. Co to krakowska, tak swoją drogą? Ale pokiwał głową, zdając sobie sprawę, że specyficzność Mili wynika z specyficzności tego, co wspomniała… chyba on nie mógł się poszczycić takim bogatym życiorysem, skracając go tylko do dwóch zdań, tak więc imponujące to to było. Szczerość według niego była bardzo ważna, chociaż on ze swoją miał czasem problemy, więc jeszcze bardziej doceniał ją u kogoś. Taka beztroska bezpośredniość imponowała mu, na swój sposób.
- Ładnie tu masz – powiedział, gdy po dłuższym oglądaniu pokoju znów spojrzał na jej twarz. Śliczną twarz, warto dodać. W sumie, teraz dopiero zwrócił na to uwagę, może dlatego, że był zajęty innymi rzeczami, a dokładniej, to obraz mu się rozmazywał, więc czuł się w stu procentach usprawiedliwiony. – Tutaj też – powiedział ze śmiechem, patrząc na nią… nieco niżej.

[ A senk ju, skoro moja postać jest płytka i głupia, to chociaż ma zajebiste zdjęcie :) ]

Anonimowy pisze...

Bran patrzyła na nią i uśmiechała się. Czy to było podłe? Cholera, to chyba było podłe. Dlaczego się tak zachowywała? Za co się mściła? Czy w ogóle się mściła? Czy chciała tylko, aby Mila stała się lesbą? Czy to były podchody?
Zbyt wiele pytań. Kurwa mać.
- Przepraszam. Pomyślałam, że jeśli sypiasz z każdym, to nie wymagasz nic poza samym seksem. Ale jesteś słodka, Mila. I naprawdę piękna, cholernie piękna - dodała, w myślach dodając: "i wyglądasz jak Słońce". - Ale nawet, jeśli chciałabym... to chyba nie chcę być w katalogu Twoich kochanków. Jest ich za dużo, nie lubię być jedną z wielu. Przepraszam, więcej nie będę Cię całować.
Nie dotknęła jej, zachowała dystans. Źle zrobiła, czuła to, zabawa innymi była nie fair. Ale nie docierało to do niej. Jutro, pojutrze będzie czuć wstyd na tyle sromotny, że spojrzenie na Milę będzie czymś niemalże niemożliwym do zrobienia. Ale teraz była pewna siebie, pewniejsza niż ta kobieta. Była zimniejszą suką niż ona.
[Wie, Will jej powiedział.]

Kotofil pisze...

Akurat Holland miał rodzinę normalną – a przynajmniej w jego mniemaniu – i nie mógł narzekać. Jego matka była wokalistką, ojciec prawnikiem, klasyczne połączenie umysłu artysty z umysłem ścisłym, bądź co bądź. Potem na świat przyszedł Will, potem jego siostra i miało się na tym skończyć, lecz jego matka, Esther, zapragnęła jeszcze jednego potomka, a Sven, jego ojciec, nie miał nic do gadania. I tutaj można powiedzieć, że im „odpierdoliło”, jakby ktoś się uparł, bo adoptowali sobie cztery lata temu dziecko, a wiek pięćdziesięciu lat przekroczyli już dawno. No, może nie tak dawno, ale dla wszystkich może nie było to szokiem, a zdziwieniem, że jeszcze teraz postanowili wychować jeszcze jednego Hollanda. Może nie z krwi, ale z charakteru, mały Derek jest Hollandem stu procentowym. Po prostu.
Kształty (a może ich brak, jak to woli) u Mili nie przeszkadzały Hollandowi. Szczerze, zwracał uwagę na twarz, ładnie dłonie i pośladki, reszta miała wartość już podrzędną. Och, i oczywiście charakter, ale w ocenie okładki książki kierujemy się wpierw jej wyglądem, a dopiero badamy zawartość. A to Mila miała intrygujące, więc pozostało mu tylko dogłębnie wertować dalszą część książki, ot.
Dłonie położył na jej plecach, wodząc opuszkami wzdłuż kręgosłupa, a potem dłońmi osiadł ostatecznie na jej pośladkach, które ścisnął, bo wbrew pozorom, uwaga, było co! Odwzajemniał jej pocałunki, napierając gwałtownie na jej usta, gryząc je i przysysając, na tyle, że sam zaczął odczuwać pieczenie. Ale to było przyjemne. Podniecające. Przewrócił ją na bok tak, by na nim nie leżała, jedną ręką obejmując ją w pasie drugą zaś sięgnął do jej kobiecości, palcami delikatnie pocierając o jej łechtaczkę i masując ją; nie poprzestawał nieco brutalnych pocałunków.

Brandi pisze...

Nic nie powiedziała przez chwilę, patrzyła na Milę. Tak, wspomnienie o Słońcu zabolało, ale nie z samego faktu, że je wyciągnęła, a dlatego, że miała rację. Cholera, rzeczywiście ją potraktowała jak śmiecia. Jak kogoś, kogo można zranić, a potem sobie ot tak wyjść i olać tę osobę. Co by Słońce powiedziało? Nie, nie powiedziałoby nic; ono nie chciałoby znać kogoś tak podłego. Skąd ta podłość w Tobie, Bran?
- Przepraszam, Mila.
Mówiła szczerze. Zachowała się jak ostatnia suka, tak stamtąd wychodząc. Jak gdyby nic się nie stało, jak gdyby miała prawo zranić tę dziewczynę. A nawet, jeśli ona sypiała z byle kim... To co jej, Bran, do tego? Dlaczego niby się tym przejmuje?
- Chodź, taksówka nam odjedzie. Jeśli chcesz, żeby odjechała nam, nie tylko Tobie.
Yhy, właśnie jej to proponowała. Bez wyjaśnień, po prostu po jednych przeprosinach.

Bran pisze...

Brandi była pewna siebie. Znów kontrolowała sytuację i znowu to ona była tą silniejszą stroną. Znowu ona kogoś wtajemniczała i sprawiała, że dotychczas heteroseksualna kobieta, pewna siebie kobieta, stawała się niczym zagubiona we mgle. Bo czego niby się spodziewać po seksie z inną dziewczyną? Jak się do tego odnieść? Jak to jest - być lesbą?
Taksówkarz krzywo na nie spojrzał, więc Brandi poza trzymaniem dłoni Mili, nie zrobiła nic.
Gdy dojechały i doszły do mieszkania blondynki, Brandi zaczęła się rozglądać.
- A Twoja współlokatorka? - zapytała cicho, zdejmując buty.
Cholera, naprawdę nigdy nie było tak, że umawiała się na seks, że jechała spokojnie do drugiej osoby, żeby się z nią kochać. Nigdy nie wtajemniczała drugiej lesby po takiej dramie... Ale nigdy też nie była podła. To było dziwne doświadczenie. Ten wieczór był jakiś dziwny.

Kotofil pisze...

Will zamruczał. Jeden raz, drugi, trzeci, czuł jak krew napływa mu do penisa i zaczyna pulsować. Cholernie zajebiste uczucie, gdy drobne kobiece usta i dłonie zajmują się najbliższym organem dla faceta. Jej delikatność była cholernie podniecająca, ale lubił też patrzeć na ten akt, więc musiała wybaczyć mu to, że odkrył kawałek pościeli, z lekko rozchylonymi ustami patrząc na Milę. Jęknął przeciągle, naprężając wszystkie możliwe mięśnie i zmarszczył zabawnie nos.
- Masz… fach w ręku – wymamrotał i zaśmiał się z własnych słów po krótkiej chwili. Podniósł się nieco i wychrypiał do niej: - Wskakuj.
Chętnie skończy w niej po raz drugi, a zważywszy na zręczność Mili, nie zostało im zbyt wiele czasu.

Brandi pisze...

- Mogę wziąć prysznic?
Och, jakże pięknie było niszczyć romantyczną i nerwową poświatę. Ale Brandi była spocona po pracy i od wszystkich oczu, które gapiły się na nią całymi wieczorami i nocami, gdy podawała drinki czy piwo. Co prawda przyzwyczaiła się do nich, ale czuła się brudna po każdej nocy. Musiała się umyć, by nie myśleć o tym, ilu facetów w wyobrażeniach gwałciło ją na barze, zlizując z sutków piwo.
Zanim jednak ruszyła do łazienki, podeszła do Mili. Ujęła dłońmi jej twarz i ucałowała czoło. Spojrzała jej w oczy.
- Zaraz wrócę, mała.
Ten wieczór był naprawdę śmieszny i dziwny. Brandi, stojąc pod chłodną wodą, która wcale nie schładzała jej ciała, a wręcz przeciwnie, stwierdziła, że można by go uczynić jeszcze śmieszniejszym i dziwniejszym. Nie wytarła więc więc, ubrała za to bluzkę i majtki - i nic więcej. Wiedziała, że zanim wyjdzie do Mili, przez materiał wszystko będzie widać. I o to chodziło.
Stanęła w drzwiach, oparła się o framugę i przechyliła lekko głowę.
- Co Ty na to, aby zrobić to w jej pokoju? O ile nie jest zamknięty. Ta noc jest tak chora, że jeśli nie chcemy jej zniszczyć, trzeba złożyć coś w ofierze. Czy coś takiego.
Uśmiechnęła się szelmowsko.

Bran pisze...

- Nie mam zwyczaju uprawiać seksu po pijaku - powiedziała Brandi, podchodząc do łóżka. - Nawet chyba tylko raz mi się zdarzyło kochać się z kimś po alkoholu. Lubię robić to na trzeźwo, powoli, z pełną świadomością tego, co robię. Bo co mi po tym, że schleję się, a następnego dnia nie będę pamiętać, co dokładnie robiłam?
Weszła na łóżko na czworaka i z takiej pozycji pocałowała Milę znowu leniwie i niedbale. Uśmiechnęła się lekko w krótkiej przerwie pomiędzy jednym a drugim ssaniem warg kobiety.
Nigdy się nie spieszyła, bo kobiety nie musiały się spieszyć. Orgazm miały długi, a droga do niego mogła być gwałtowna, jak i spokojna, tak czy siak - osiągały szczyt dość łatwo. Dlatego też nie zamierzała rozbierać Mili od razu, chciała się nią nacieszyć.
Przeczesała jej włosy, założyła kilka kosmyków za ucho.
Pocałowała ją jeszcze raz, jeszcze raz, ale już trochę mocniej; dłoń przyłożyła do jej policzka, by dziewczynę lekko przyciągnąć do siebie. I nim się zorientowała, siedziała na jej kolanach, muskając, lekko przygryzając, całując czule, tańcząc biodrami na jej kolanach.

Brand pisze...

To słabe światło oddawało tylko przysługę Mili. Jej skóra zdawała się wyglądać jeszcze piękniej zroszona kroplami wody spadającymi z włosów Brandi.
Ciemnowłosa położyła powoli kobietę na łóżku i palcem położonym na jej ustach nakazała milczenie. Słowa, które wypowiadała Mila, były słodkie, ale odbierały czar tej nocy. Bran chciała ciszy, a poza nią - westchnień. Nic więcej, żadnych słów, bo słowa tragicznie zapisywały rzeczywistość. A Brandi chciała czuć się płynnie, bez ram czasu ani miejsca.
Podwijając bluzkę Mili, całowała subtelnie każde odkryte miejsce; poznawała dziewczynę leżącą pod nim. Językiem smakowała jej podbrzusze, potem okolice pępka - nosem otoczyła te miejsca - i znów wędrowała wyżej.
Jej ciało... pachniało, było aksamitne, w sam raz pod jedwab, stwierdziła w myślach Brandi, gdy odsunęła bluzkę na tyle, by odkryć stanik. Uśmiechnęła się lekko i pociągnęła ją jeszcze dalej, zaraz potem zrzucając ją na podłogę.
Całowała rowek, lekko masując ramiona kobiety. Gdy pieściła ustami obojczyki, dłońmi dotykała bioder Mili. Wsuwała palce za majtki, a potem je wysuwała, zanim dotarła nimi w jakiekolwiek wrażliwsze miejsce. I wciąż jej nie rozebrała, wciąż się z nią - nią - bawiła. Ciągle rysowała swoimi sutkami za materiałem wzory na brzuchu kobiety, ale sama - wciąż - nie była naga.

Bran pisze...

Brandi odwzajemniła pocałunek, obsuwając w dół ramiączka stanika Mili. I już po chwili oderwała się od niej, by wyswobodzić z biustonosza piersi blondynki.
Jones sprawnie oceniła piersi kobiety - były w sam raz, sutki trochę dziwne, ale dodawały jej charakteru. Jędrne, młode. Bran jedynie uśmiechnęła się, potem zaś nachyliła się nad lewą piersią i ujęła samymi wargami różową końcówkę.
Lubiła bawić się piersiami, nie tylko w formie erotycznej. Lubiła, gdy są jędrne i gdy sutkiem ociera się o dłoń, gdy podskakują w trakcie chodzenia choćby. Dlatego też nierzadko zdarzało się i jej, i jej kochankom po mieszkaniu chodzić bez staników, zwłaszcza zaraz po seksie lub po wstaniu z łóżka; widok biusty był po prostu przyjemny.
Jej pieszczoty stały się bardziej zdecydowane. Nawet lekko chwyciła sutek między zęby i pociągnęła go w swoją stronę, podczas gdy drugą dłonią bawiła się prawą piersią. Ściskała, macała, gładziła, masowała wprawnie, przyłapała się nawet na tym, że w ramach pieszczot wybadała, czy nigdzie nie ma guzków. Uśmiechnęła się, gdy to zauważyła. A potem wsunęła palce pod majtki Mili.
Poczuła wilgoć i rozbawiło ją to - ta wielka, wspaniała i pewna siebie Mila jest podniecona pieszczotami jakiejś lesby! Brandi dotknęła palcami swoich ust, oblizała się, a potem pocałowała kobietę. I wsunęła znowu dłoń pod majtki blondynki, tym razem jednak zaczęła delikatnie masować jej łechtaczkę.
Nie trwało jednak długo, bo znów przerwała, by zrzucić z Mili majtki. Uśmiechnęła się lekko, rozsunęła rękami jej nogi i położyła się między nimi. Spojrzała w oczy kobiecie, przygryzła lekko wargę i jakby zaczepnie przesunęła językiem po całej kobiecości. A potem znowu wbiła wzrok w Milę.
Chciała widzieć, co ona czuje. Ją samą zaczynało to wszystko coraz bardziej podniecać - ten wstyd Mili, to poddanie się i fakt, że to jest ta cholerna narkomanka.

Bran pisze...

Rumieniła się jeszcze przed poczuciem czegoś mocnego! Brandi poczuła się świetnie ze świadomością, że ta kobieta się rumieni przez nią. Nigdy tak nie było, by odczuwała dmę z faktu, że śpi z kimś. Z kimś łatwym, jak dotychczas sądziła.
Wsunęła w Milę da palce i zaczęła odszukiwać ten strasznie mityczny punkt G. Wbrew pozorom, wcale nie było trudno go znaleźć, jeśli wiedziało się, gdzie szukać, wymagało też trochę cierpliwości uczenie się, jak go pieścić, by odczuwać prawdziwą przyjemność. Bo co z tego, że wszystko wewnątrz było mocno unerwione, skoro jedna maleńka przestrzeń, ledwie centymetrowa, potrafiła doprowadzić do orgazmu o wiele szybciej, do orgazmu, którego nie dało się mieć z mężczyzną tradycyjnymi sposobami?
Jest, znalazła! Uśmiechnęła się delikatnie i, nie przerywając pieszczot łechtaczki ustami, zaczęła masować tę maleńką górkę. Wolną dłoń zwilżyła i położyła na piersi Mili. I zaczęła bawić się sutkiem ponownie, gładzić go, ciągnąć, masować, ściskać...
Chciała, żeby Mila krzyczała, jęki były nudne. Chciała, by miała dwa orgazmy jednocześnie, żeby nigdy nie zapomniała o tej jednej nocy. Pragnęła tego w tym momencie o wiele bardziej niż czegokolwiek innego.

[Muehuehue, teraz Ty się porządź.]

Brandi pisze...

Brandi przytuliła ją jedynie, lekko gładząc pośladki. Nie chciała, żeby Mila od razu przystąpiła do dzieła. Chciała, by leżała, by się nasyciła tym, co przeżyła. Więc po prostu objęła ją i patrzyła jej w oczy, co jakiś czas składając pocałunek na ustach blondynki.
- Nic Ci się nie może nie udać - szepnęła, splatając swoją dłoń z dłonią Mili. Potem zerknęła na to; seks z Tony'm, tak samo niezobowiązujący, był inny. Czuły, ale inny. Nie było tam uczuć, a tutaj... Brandi rozczuliła się, widząc taką Milę: zarumienioną, niepewną, przepraszającą za to, że jeszcze nigdy nie kochała się z kobietą.
Pocałowała ją delikatnie. Chyba tak, jak całowała Słońce.
A potem ujęła jej dłoń i wsunęła pod swoją mokrą bokserkę, i przycisnęła tę dłoń do swojej piersi.

Bran pisze...

Bran nie była chuda, miała trochę ciała - i trochę tłuszczu, i trochę mięśni. Jej piersi nigdy nie ucierpiały z tego powodu, bowiem nie odchudzała się. Ćwiczyła, ale nie była na wiecznej diecie.
Wzdychała przez jej pieszczoty, czasami kierując dłonią dziewczyny, by sprawiała jej większą przyjemność. Patrzyła przy tym na Milę, a ilekroć spotykała jej wzrok, uśmiechała się delikatnie. Tak, lubiła się poddawać czyimś pieszczotom, zwłaszcza kobiecym, niedoświadczonym, pieszczotom, które musiała udoskonalać. Nie była wymagająca.
Bólu nie czuła, czasami tylko ta delikatność ją łaskotała - nie roześmiała się jednak, wiedząc, jak to strasznie potrafi być peszące. Uśmiechała się jednak, wzdychając co jakiś czas. Mila miała wprawę w całowaniu; niekoniecznie w całowaniu sutków, ale to przecież można było nadrobić.
Bran przesunęła jeszcze nogę między nogi Mili i zaczęła nią delikatnie przesuwać.

Bran pisze...

Brandi mruczała cicho, ilekroć Mila dotknęła jej, gdy zaś nie dotykała - wzdychała cicho. Mocno też przesuwała palcami po pościeli, jakby to miało choć trochę zredukować drżenie nóg. Bo (jasna cholera!) świadomość, że kilka dni temu chciała tę dziewczynę własnoręcznie udusić, podniecała ją. Gdzieś ta niechęć do Mili pozostała i gnębiła ją, gryzła od środka - podczas gdy na zewnątrz Bran nie potrafiła opanować westchnień.
Tak, Bran też wolała kobiety. Mężczyźni... Cóż, oni byli inni, mniej czuli, mniej kobiecy, nie mieli piersi, a ich penisy zawsze smakowały dziwnie. W dodatku całowali o wiele brutalniej i bardziej szorstko. Jones lubiła delikatność, miękkość - chociaż nieraz określano ją mianem twardej dziewczyny.
- Ojej, Mila - mruknęła, wyginając się w łuk, gdy blondynka przesunęła językiem po jej łechtaczce. Nie była przygotowana na to, że jednak będzie jej aż tak dobrze.

Brandi pisze...

Nie, cholera! Było jej zbyt dobrze. Czuła, że cała drży, a przecież... Mila była w tym wszystkim nowa! Nie powinno tak być! Jęknęła raz czy drugi, napięła mięśnie brzucha, jeszcze bardziej wysunęła swoje biodra w stronę kobiety, a potem...
- Miluś, nie, czekaj - powiedziała Brandi, odsuwając się od Mili.
Pociągnęła ją do siebie i pocałowała mocno. A potem klęknęła okrakiem nad Milą tak, by miała ona przed oczami jej kobiecość, a Bran - by widziała czułe miejsca Mili.
Oddychała ciężko, jej ciało tańczyło, ilekroć blondynka go dotykała. Ale nie chciała leżeć bezczynnie, przynajmniej nie tej nocy; czuła, jakby to było niewłaściwe. A u Tony'ego zrozumiała, jak przyjemnie jest, gdy dochodzi się razem, gdy oboje mają te same dreszcze i gdy oboje jęczą w tym samym momencie. Chciała słyszeć krzyki Mili, kiedy sama będzie osiągac orgazm.
Całowała mniej delikatnie niż wcześniej, bardziej napastliwie, bo po prostu pragnęła o wiele mocniej. A może to był efekt tego, że sama była podniecona? Może to przez te dreszcze, przez nie zapomniała, że powinna być spokojna? Cholera tam wie. Było jej cholernie dobrze czuć smak innej kobiety, nosem zapach. I słyszeć jej westchnienia, gdy przesuwała szybko językiem po jej łechtaczce czy gdy ssała ją lekko.

Bran pisze...

Bran nie miała pojęcia, ile to trwało, ale doszła pierwsza. Starała się jeszcze zajmować Milą... ale nie wyszło zupełnie, zwłaszcza, że jej ciało zwariowało: wiło się, dociskało do ciała Mili, krzyczało, wypuszczało soki, miało dreszcze, skurcze, w niektórych miejscach pojawiły się drobne kropelki potu. Chwilę potem Brandi jeszcze raz doprowadziła do orgazmu blondynkę.
Obecnie leżała obok niej; oddech wciąż miała przyspieszony, serca biło w niezdrowym rytmie. Jeszcze nogi drżały, jeszcze sutki czerwieniły się od niedawno skończonych pieszczot. Patrzyła jej w oczy, bawiąc się kilkoma pasemkami włosów.
- Miluś?... - mruknęła szeptem, ruszając nogą; przeszły ją ciarki. Ciało nadal przeżywało resztki orgazmu. Bran aż zamruczała w zadowolenia. - Wiesz, że jesteś piękna?
Banalny komplement, ale Bran nie miała ochoty myśleć nad czymś bardziej wysublimowanym. Położyła się na plecach i przymknęła oczy, gładząc dłoń blondynki. Oddychała ich wspólnym zapachem i zlizywała z ust soki Mili. Chociaż zlizywała kilka minut, nie mogła się pozbyć tego smaku. Cieszyło ją to.

Bran pisze...

Bran po kilku minutach zasnęła, tuląc do siebie Milę. I chociaż ten dzień był naprawdę dziwny, nie miała do niego pretensji o to, wręcz przeciwnie - cieszyła się, że taki był.
Obudziła się o siódmej i pierwsze, co zrobiła, to wyciągnięcie się. Nie znała tego pokoju, więc przetarła oczy, usiadła i rozejrzała się uważnie. Znała to miejsce... Nie pamiętała, skąd, ale znała to miejsce. I znała też tę osobę leżącą obok.
Mila. Jej Słońce. Jej Słońce spało obok, włosy leżały rozwalone po całej poduszce jak zwykle. Jak zwykle spała na brzuchu.
- Mila! - zawołała. Od razu rzuciła się na nią i przytuliła się mocno, zaczynając całować jej ramiona. Chciała jej opowiedzieć o swoim chorym śnie, w którym zaginęła i zginęła, o tym, jak strasznie w tym śnie cierpiała i jaki ten sen był nierealny, bo mieszkała w nim w Amsterdamie i przespała się tam ze swoim szefem, i była tam jeszcze taka dziewczyna, która była prawie jak Słońce, i...
Nie, to nie był sen.
- Budź się - powiedziała ciszej i czulej. - Wstał śliczny dzień.
Wychodząc z pokoju, miała łzy w oczach. Zamknęła się w łazience i zaczęła lać na siebie wodę. Kurwa, kurwa, kurwa! Dlaczego ta Mila musi tak przypominać Słońce! Czemu?!
Łzy płynęły z wodą. Ale nie płakała głośno, nie było tego słychać. Brandi nie chciała, by ktokolwiek wiedział o tym.

William Holland pisze...

- Nidy więcej mi tak nie rób – odparł z uśmiechem, wodząc językiem po jej szyi. Złapał ją w pasie gwałtownie, zrównał swoją twarz z jej twarzą i patrzył jej prosto w oczy. Trzymał ją mocno, tak by więcej nie ważyła się uciekać i go straszyć. Teraz miał zdecydowaną pewność; przygryzając i ssąc jej dolną wargę skupił wzrok na jej tęczówkach, zaś na jego twarzy malował się już wyraz błogości, gdy czuł jak wypełnia jej wnętrze. Oderwał się od jej ust i opadł na materac, patrząc na nagie ciało Mili.

Bran pisze...

Brandi w tym czasie zdążyła ochłonąć i wyszła z prysznica. Uśmiechnęła się, a potem podeszła do Mili i stanęła przed nią. Ujęła w twarz jej dłonie i pocałowała ją. Cholera. Nie wolno niszczyć tak pięknego dnia Mili tylko dlatego, że ona, Brandi, wciąż za kimś tęskni.
- Najpierw prysznic - powiedziała z uśmiechem, takim wyjątkowo szelmowskim, łapiąc Milę za dłoń. I pociągnęła ją pod prysznic.
Chciała jej wynagrodzić ten pisk z samego rana - wiedziała, że blondynka się domyśliła. Musiała się domyślić, a taka rzecz nigdy nie mogła być miła. Więc Brandi, chociaż w planach seksu nie miała, chciała sprawić, żeby Miluchna czuła się dobrze. Zrelaksowana, szczęśliwa.
Dlatego właśnie przytuliła Milę od tyłu pod prysznicem i zaczęła masować lekko jej brzuch.
- Śniadanie może poczekać - powiedziała, całując szyję dziewczyny. - Teraz musisz się umyć. A potem będziemy chodzić nago po mieszkaniu do momentu, aż nie wyschniemy. A jak ktoś zapuka, ja otworzę drzwi, błysnę cyckami i będziemy się śmiać z miny tej osoby. Co Ty na to?
Lekko pociągnęła zębami ucho blondynki.

Kotofil pisze...

- A podobno, to rude jest wredne – spojrzał na nią z rozbawieniem, unosząc jedną brew i za chwilę się uśmiechnął, łaskocząc ją po brzuchu przez chwilę, i się śmiejąc. Żartował sobie, bo lubił niespodzianki w łóżku (i nie tylko w łóżku), ale takie bezpieczne, które nie kończyły się jakoś boleśnie. Lubił seks, ale taki zwyczajny seks, bez żadnych erotycznych zabawek i inne chujostwa tego typu. Willy był typem człowieka, który uważał, że prawdziwym „wytrawnym graczom” niepotrzebne są żadne „wspomagacze”, a urozmaicić seks naprawdę można na wiele, ciekawszych sposobów. Może dla kogoś powiało to nudą, ale raczej żadna z jego partnerek nie narzekała. Dobre chęci i nie skupianie się na własnym kutasie są najważniejsze! Proste, prawda?
- Jaki zakład?... Zakład, zakład… - patrzył się ślepo w sufit. Oho, przebłyski sklerozy. Lub jak kto woli, nadużycia alkoholu. Po chwili pstryknął palcami i powrócił wzrokiem na twarz Mili. – Cóż… będzie na porządną kolację dla dwojga, nie? – mrugnął do niej wesoło.

Bran pisze...

- Jak przyjdzie i zejdzie na zawał to z niej też zrobimy lesbę - powiedziała Brandi, zdmuchując trochę piany wprost na Milę. - Przywiążemy ją do łóżka, a kiedy się obudzi będziemy mogły spotykać się na trójkąciki.
Jones wzięła gąbkę i namydliła ją. A potem zaczęła mydlić szyję Mili, jaj piersi. Kark, zanim umyła, ostrożnie pocałowała.
- Nie przejmuj się współlokatorką, ja mogę serio błysnąć cyckami. Wtedy najpewniej od razu nie wejdzie, będziemy mieć czas... sporo czasu - dodała. - A może będzie chciała popatrzeć? Zaprosimy ją wtedy do zabawy?
Raz w życiu zgodziła się na trójkąt. To było... Kurwa, to było tak okropnie wyzwalające! Nikt nie przejmował się tym, że nie będzie wypieszczony, bo trzy dziewczyny doskonale potrafiły się sobą zająć. Bran żałowała tylko, że raz jedyny przespała się z dwójką naraz. Chciała to kiedyś powtórzyć. Może być nawet z Milą. Może być nawet z Tony'm, choć wątpiła, aby wtedy seks miał w sobie to coś, co daje tylko lesbijskie zbliżenie...
- Jasne, że się ośmieszyłaś. Kilkadziesiąt razy. Aż jęczałam ze śmiechu, potem krzyczałam ze śmiechu, a potem miałam orgazm ze śmiechu. W życiu nie przespałam się z kimś, kto zrobił to tak doskonale jak na pierwszy raz z dziewczyną, wiesz?
Uśmiechnęła się radośnie i cmoknęła Milę w usta, gąbką zjeżdżając na jej podbrzusze.

Brandi pisze...

Ale Brandi nie zamierzała się okrywać. Po co? Mila widziała ją, dotykała ją, całowała ją, musiała się już przyzwyczaić do tego widoku. Poza tym, jak pisałam, Brandi lubiła chodzić nago.
Grzecznie podreptała do kuchni i zasiadła przy stole. i już-już miała brać się do śniadania, gdy zauważyła, ile nałożone ma Mila, a ile ona sama. Uniosła brwi, a gdy blondynka się odwróciła, przerzuciła jednego tosta na jej talerz. I uśmiechnęła się niewinnie.
- Wiesz, wnet będę musiała się zbierać. Jakoś po śniadaniu. Mój pies najpewniej wyje, bo nie wyszłam z nim o piątej... - powiedziała Brandi z uśmiechem. - Ale trzeba kiedyś iść na jakaś kawę czy herbatę, czy po prostu na wódkę. Choć w Twoim przypadku polecałabym piwo...
Ugryzła kawałek tosta, patrząc na Milę.

Bran pisze...

Brandi akurat wkuwała ponownie żołądek, gdy zauważyła smsa. Jeszcze czytała o unerwieniu, gdy wybierała ze skrzynki owego smsa; jeszcze czytała, dlaczego ludzie wymiotują, gdy otworzyła wiadomość. i poczuła, co to znaczy mieć refluks, gdy przeczytała tę wiadomość.
Ona sobie chyba żartowała.
Włochy, wakacje? Na pewno sobie żartowała. Nie bierze się przecież kogoś obcego na tak drogie wakacje! Brandi pokręciła głową. Tak, Mila żartowała. Albo pomyliła numery! Więc... nie ma czym się przejmować. Brandi przekartkowała książkę i zaczęła czytać o sokach trawiennych, jednocześnie odpisując Mili: "Dobry żart. Albo zły numer. (;"
I jak gdyby nigdy nic wróciła do lektury.
Dla Brandi tamta noc... Była normalna. Znaczy, było jej naprawdę świetnie, Mila potrafiła uprawiać seks, nawet z dziewczyną, nawet, jeśli to był jej pierwszy raz. Ale wciąż - to była normalna noc. Bran nie zamierzała jej powtarzać; ot, seks, zabawa, na następny dzień się nie znamy i nie przyznajemy do tego. I może było to pewnego rodzaju wykorzystaniem - bo Brandi przespała się i z Tony'm, i z Milą z powodu smutku - ale czyż oni oboje nie byli amsterdamskimi ruchaczami? Im to nigdy nie robiło różnicy.

Brandi pisze...

Podpuszczka, rennina, chymozyna, będąca enzymem trawiennym...
Kolejny sms. Brandi uznała, że za chwilę wyłączy telefon albo poprosi Milę, aby napisała za kilka godzin. Bran musiała się uczyć, w końcu chciała na studiach pokazać, co potrafi. A każdy taki sms wytrącał ją ze skupienia na chwilę.
Odczytała. O jasna cholera. Serio? Ją chciała zaprosić? Ją? Przez jedną noc? Kurwa, Mila, oszalałaś. Włochy, piasek, morze, Słońce? Brandi już czuła ciepło na skórze i pełny brzuch od ilości pochłoniętej pizzy. Ale potem pokręciła głową. Nie myśl, że się tam znajdziesz.
"Chciałabym, ale po wyjeździe do Anglii jestem spłukana. Wybacz. Poproś Tony'ego, na pewno się zgodzi :)"
Cholera, zapomniała jej napisać, aby ją zostawiła na kilka godzin... Ale może nie odpisze. Bran wróciła więc do żołądka.
Podpuszczka, rennina, chymozyna, będąca enzymem trawiennym...

Rory Parker pisze...

Sam Roro już dawno odniósł takie odczucie, że nie czuje już tej gorącej miłości do Mili, jak kiedyś. Przeszło mu, za dużo wzlotów i upadków podczas tej relacji na to wpłynęło, jak sądził.
Faktycznie był zaspany, pracował do późna i próbował odespać, bo akurat dzisiaj nie miał zajęć. I szczerze mówiąc średnio chciało mu się widzieć kogokolwiek. Ale niech już będzie.
Wziął od niej tego sflaczałego loda.
- Ta... Dzięki - mruknął i wpuścił ją do środka. - Możesz, ale nie spodziewaj się, że będę dziś wspaniałym kompanem, bo nie mam siły na nic. Nawet nie ugotowałem obiadu, także mam nadzieję, że nie jesteś głodna.
Wiadomo, że Rory zawsze miał coś dobrego w lodówce. Nie tym razem. Leżał i spał, albo odpoczywał sobie przy muzyce.

Brandi pisze...

No, rozkręcała się. A Ty miałaś nadzieję, że w ogóle da Ci spokój...
Świętowanie z kobietą? Cholera, Bran, w cóżeś Ty się wpakowała? Ona z Ciebie teraz kochankę chce zrobić. Ale co za problem, odmówisz seksu i już... A na piwo zawsze można wyjść, co za problem. Sejs był jednorazowy, znajomość być nie musi. I już.
"Dziś nie idę do restauracji, mam czas do dwudziestej. Jestem wolna od osiemnastej."
W dwie godziny Mila nie zdoła jej przekonać do seksu i się wyseksić, więc powinno być okej. Jak to dobrze nie być facetem! Nie trzeba się tłumaczyć z niechęci i w dodatku nie wchodzi w grę piętnastominutowy seks...
Teraz nie czytała. Czekała na odpowiedź.

Unknown pisze...

Wypuściła zalegające w płucach powietrze, po czym uśmiechnęła się szeroko. Ta dziewczyna ratowała jej życie, naprawdę! W końcu była jej ostatnią deską ratunku i gdyby okazało się, że ogłoszenie jest jednak już nieaktualne, to chyba by się załamała.
- Nawet nie wiesz jak dobrze usłyszeć takie słowa - powiedziała, przekraczając próg mieszkania. I już miała ściagać buty, kiedy to blondynka przerwała ową czynność, po czym zaprosiła ją do kuchni.
Wzruszyła lekko ramionami i idąc za nią, rozglądała się po mieszkaniu. Musiała przyznać, że było naprawdę ładne, a wręcz zachwycające, jeśli porównać by je do klatki schodowej. No i przede wszystkim pachniało tutaj czekoladą a nie sikami, co było przeogromnym plusem.
- Jasne, nie ma problemu - powiedziała, siadając na wskazanym przez dziewczynę miejscu. Przyciągnęła do siebie nogi, kręcąc pobłażliwie głową, kiedy zauważyła w jaki sposób jej być może przyszła współlokatorka wyjmuje ciastka. A przecież wystarczyło obwiązać rękę ścierką i nie byłoby poparzonych palców.. No ale dobrze, nie będzie się wtrącać, w końcu to nie ona tutaj piecze.
- Nie, nie jestem ćpunką, raczej też nie piję, chyba, że nadarzy się ku temu okazja i na pewno nie morduję ludzi. A płacenie czynszy będzie dla mnie doprawdy miłą czynnością - oznajmiła dziewczynie, sięgając po jedno z gorących jeszcze ciastek. - A skok pomarańczowy zawsze mile widziany - zaśmiała się cicho, po czym ugryzła kawałek ciasteczka. - Ej, dobre! - wybełkotała, zanim jeszcze wszystko przełknęła.

Tony Visser pisze...

Uśmiechnął się, gdy ona przejęła inicjatywę. Już w barze dowiedział się, że ta dziewczyna lubi dobry seks, on też, wiec w sumie całkiem dobrze, że się spotkali, prawda?
Rozkoszował się jej dotykiem, a kiedy spojrzała na niego z tymi rumieńcami na twarzy, ponownie na jego twarz wstąpił uśmiech. Skąd w panu tyle radości, panie Visser?
- Nie mam nic przeciwko - odparł, następnie wpijając usta w wargi blondynki, nie chcąc tracić z nią kontaktu.
Co z tego, że miał następnego dnia paradować z wielką malinką na szyi. Nie po raz pierwszy, nie ostatni. Można powiedzieć, że był kolekcjonerem różnych znaków na ciele. i tak każdy wiedział, co Tony robi, jak ma dobry humor, a dzisiaj miał wyjątkowo bardzo dobry.
Ach, te baby. Czym byłby bez nich świat?

Bran pisze...

Brandi uśmiechnęła się lekko. A może jednak nie? Może jednak wcale to nie jest tak, że ona chce z Tobą sypiać? O dziewiątej jest umówiona. Na seks zapewne, bo na co innego? To ta Mila. Nie spodziewałaś się przecież, że przestanie sypiać z kim popadnie po jednej nocy z Tobą.
Potem ustaliłyście, że spotkacie się w barze Piekiełko niedaleko pubu Vissera. Był to klub dobry, nie wpuszczano tutaj nikogo, kto był już pod wpływem - aby zapobiec większym rozróbom. To Brandi odpowiadało, nie miała dzisiaj ani ochoty, ani siły na walczenie z kimś. Za dużo ostatnio się wydarzyło: ledwie kilka dni temu zszywali jej wargę, ledwo jej opuchlizna z oka zeszła... Chociaż wciąż wyglądała trochę paskudnie. Ale cóż. Za ochronę dziecka jakiejś kobiety się płaci.
- Cześć, Mila - powiedziała Brandi, widząc blondynkę nadchodzącą w jej stronę.

Bran pisze...

[Ja też :D:D]

- Zwykłe jasne piwo - powiedziała Brandi. - I spoko, też nie byłam taka cudna. Jak się dowiedziałam, że spałaś z Tony'm, uznałam, że oboje macie HIV, AIDS i tak dalej i zrobiłam sobie nawet badania, prawdę powiedziawszy... Wyniki okej, nie jesteście chorzy, ja też nie - dodała.
Czy jej się podobało? Powiedzmy... Bran zauważyła to, że Mila była ładnie ubrana. Ale ona zawsze była ładnie ubrana, dlatego Bran niespecjalnie zwróciła na to uwagę. Nie wspominając o tym, że komplementy o wyglądzie mogłyby zostać całkowicie opacznie zrozumiane. A tego Brandi nie chciała, z racji tego, że seks był jednorazowy, a potem miała być znajomość. Nic więcej.
- Domek w Toskanii... Twój mąż musiał być nieźle nadziany. Bogowie, gdzieś Ty go znalazła? Chyba też się pokuszę.
Uśmiechnęła się wesoło, przechylając głowę w bok i patrząc na kelnera niosącego dwa piwa.

Turner pisze...

-Prawo holenderskie nie różni się tak bardzo od wszystkich innych. -odpowiedział jej Tony. "No może, poza jaraniem trawy..", dodał w myślach, uśmiechając się pod nosem. -Będziesz na pewno musiała podpisać parę papierów. Zawsze jest pełno papierkowej roboty przy wszystkich sprawach. -westchnął, gdyż wiedział, że będzie musiał sam to wszystko uzupełniać, a nie przepadał za tym.
-No i ewentualnie potem będziesz musiała się pokazać w paru miejscach, aniele. -dodał, uśmiechając się przy tym łobuzersko.

Bran pisze...

Tak, to prawda. Brandi była lekką hipokrytką. Niemniej, usprawiedliwiał ją fakt, że potrzebowała bliskości za pierwszym razem - rozgoryczenie nie dawało jej żyć, a seks doskonale choć na chwilę odsunął myśl o śmierci Słońca. Seks z Milą zaś był wyborem.
Ale wciąż - co z niej za lesba?
Bran uniosła brwi, słuchając tej historii. Przyglądała się przy tym jednej kelnerce, która właśnie zanosiła piwo jakiejś dziewczynie. W pewnym momencie Jones odezwała się:
- Patrz na tamtą czarnowłosą dziewczynę. Nauczę się triku, jak rozpoznawać lesby... Pierwsze pytanie - straight czy nie? Patrz na to, jak się zachowuje i jak wygląda. A potem zobaczymy, czy masz instynkt lesby.
Brandi uśmiechnęła się i odgarnęła włosy, obserwując czarną. Nie, nie chciała zarywać, ale obserwować ludzi uwielbiała. Może nie było to zbyt grzeczne, ale czyż nie uratowała tym zachowaniem Mili kilka dni temu?

Unknown pisze...

Zaśmiała się dość głośno - jak na nią, w końcu ostatnimi czasy rzadko kiedy pokazywała ludziom siebie - sięgając po szklankę soku pomarańczowego.
- Mi to nie przeszkadza, chyba, że następnego dnia będę musiała biec do szpitala, ale w wakacje jest to raczej rzadkością - stwierdziła, wzruszając lekko ramionami. Bo taka była prawda. Stażystów, a szczególnie tych, którzy już prawie kończyli studia, nie wzywało się do szpitala pod byle jakim pretekstem. Tylko wtedy, kiedy przypadek był naprawdę ciekawy. Czyli piąty rok studiów przypominał jej ulubiony serial - House'a - co było jej całkowicie na rękę, bo w końcu mogła się odrobinę zabawić.
- Carllton Williams, ale lepiej mów Carlie, bo pełne imię brzmi zbyt poważnie - przedstawiła się i podnosząc się z kanapy, posłusznie podreptała za blondynką. - A co do informacji o mnie: jestem studentką medycyny na piątym roku, ale tego się już chyba domyśliłaś. Nienawidzę bałaganu, lubię gotować i... - urwała, zdając sobie sprawę, że powiedziała już za wiele. W końcu parę rzeczy od teraz musiało pozostać tajemnicą, a skoro dziewczyna nie wiedziała jak miała na imię, to nie wiedziała też kim była. A to było jej stanowczo na rękę. - .. I lubię biegać rano, więc jeśli mnie nie zastaniesz kiedyś w domu, to się nie zdziw - uśmiechnęła się lekko do dziewczyny, po czym wyminęła ją, by móc wejść do pokoju. Wcale nie był ciasny, doprawdy widziała mniejsze i gorzej wyposażone. Ten tutaj był dla niej natomiast idealny. Co prawda zrobi tu sobie jakieś małe przemeblowanie i z pewnością zamontuje na ścianach więcej półek, coby mieć gdzie trzymać wszystkie książki, jednak pokój był naprawdę doskonały. I spełniał jej wszystkie wymagania.
- To jest to - powiedziała, wyglądając przez okno. Taaak, ten widok morza dodatkowo umacniał ją w postanowieniu wynajęcia tego miejsca.

Rory Parker pisze...

Notatki... Pożyczyła mu je dawno temu i szczerze mówiąc nie pamiętał, gdzie je pierdolnął.
Poszedł do pokoju i poszukał w tym swoim wiecznym syfie. A kiedy już w końcu znalazł, uśmiechnął się zadowolony z własnego czynu. Były całe i nawet nie zniszczone. Bo prawie nieużywane.
- Oczywiście, że zdałem - odparł z szerokim uśmiechem. Zawsze zdawał, chociaż prawie nie zaglądał do książek. Nigdy nie było mu to potrzebne, raz przeczytał i pamiętał. Tak już miał.
Podał jej własność i usadził się na kanapie.
- Co tam, Drozd? Jakieś nowinki? - uniósł brew i ziewnął sobie rozkosznie. Kolejny ciężki dzień w robocie przez całą noc. Musiała mu wybaczyć.

Turner pisze...

Cóż, biblijnym aniołem na pewno nie była, ale kto wie? Może ktoś ją kiedyś zmieni na tyle, że naprawdę będzie się zachowywała jak jeden z nich? Ale czy to w ogóle możliwe?
-Spokojnie, poza sądem będziesz na pewno musiała wstąpić jeszcze do kancelarii. -wyjaśnił jej szybko, żeby uspokoić jej nerwy. -Albo nawet i do mojego domu, żeby... ustalić szczegóły. -dodał ze znaczącym uśmiechem na bladej, mimo słońca, twarzy.

Bran pisze...

Holandia sprzyjała imprezowaniu.
Bran nie lubiła typowych imprez w klubach; były zbyt głośne, zbyt tłoczne, zbyt smrodliwe, zbyt zboczone, latego jeśli już się wybierała, to na ognisko lub na omówki. Nie byo to częste, w końcu pracowała - ale zdarzało się jej pojawiać.
Tej nocy domówka była u Amelie. Była to znajoma, która również zamierzała iść na medycynę, również zgodnie z rodzinną tradycją. Mieszkała z rodzicami, łynnymi lekarzami, którzy raz w miesiącu wyjeżdżali na trzydniowe konferencje. Wtedy własnie dom Amelie stawał się jaskinią muzyki, alkoholu i seksu.
Brandi przyszła w sukience (!), bo ostatnio strasznie polubiła w nich chozić. I w lekkich obcasach. Nie była bardzo seksowna w tym, nie była też bardzo modna, ale czuła się w tym dobrze, a kto ją znał - ledwo mógł w to uwierzyć. Brandi w ubraniu niemęskim, niesportowym, niebylejakim!
W tamtym momencie chwyciła drinka i zaczęła iśc w stronę budynku. Chciała odsapnąć od hałasu i wszystkich ludzi, którzy wyrażali swój podziw lub powątpiewanie. Chciała usiąść w spokoju, wypić tego drinka, zrelaksować się, a potem.. a potem, w sumie, się zobaczy.

Brandi pisze...

Brandi siedziała właściwie z zamkniętymi oczami, kiedy jednak usłyszaa kroki - otworzyła je. Warto zauważyć, że niedaleko niej, na lewo, staó małe lusterko, które odbijało wszystko w pokoju - a przynajmniej ten fragment z drzwiami. I właśnie stąd wiedziała, że posiadaczką tego głosu jest nikt inny, a piękna Mila.
- Miluś, to Ty! Głos Ci się kompletnie nie zmienił, wciąż śpiewasz jak słowiczek! - zawołała Jones, dotykając dłońmi dłoni Mili i zdejmując je ze swoich oczu. Potem kobieta wstała i przytuliła blondynkę. - Cholera, ale Cię opaliło! - dodała.
Brandi nie tęskniła, nie czekała na Milę, bo Mila była zupełnie jak większosć znajomych - może nie obojętna, ale niezbyt ważna. Owszem, pomogłaby kobiecie, gdyby ta miała problemy, ale bardziej z powodu chęci do pomagania niźli z obowiązku czy poczucia, że powinna. Ot, zwykła znajoma.

Unknown pisze...

Dzisiejszy dzień był pt. "jak ja nie lubię poniedziałków". Niby dzień jak co dzień, kac zaleczony po sobotniej libacji w barze u znajomego, wszystko fajnie, ale czegoś Visserowi tego dnia brakowało. Może kobiety? Cóż, na ich liczną obecność w jego życiu narzekać nie mógł, ale dzisiaj chyba o kobietę nie chodziło. A jak nie wiadomo o co chodzi...
Znajomy głos wyrwał go z transu wycierania kieliszków. Przed sobą ujrzał blondynkę, która nagle zniknęła i równie nagle się pojawiła.
- Mila.
Nie był to jakiś specjalny entuzjazm na jej widok, ale dzisiaj daleko mu było do jakiejkolwiek radości z jakiegokolwiek powodu. Taki dzień.
-Ruch rzeczywiście średni, ale sobie odbijemy.
Tak naprawdę, nie obchodził go ruch w barze, ani dochody z dzisiejszego wieczora. Totalna olewka, można by rzec. - Co cię do mnie sprowadza?
Zapytał tylko z grzeczności. Wypadało, co nie?

Vran pisze...

- Rzuciłam pracę w restauracji, żeby mieć trochę więcej czasu i dla siebie, i dla nauki. Ale dalej pracuję u Tony'ego.
Aha, źle to zabrzmiało: pracuję u Tony'ego. I może Mili nie brzmiało to podejrzanie, ale Bran czasami zastanawiała się, za co ona dokładnie zarabia - za to, że dobrze serwuje drinki, czy za ten cały seks? Bo mimo, iż nie chce, iż za każdym razem obiecuje sobie z tym skończyć, kiedy Tony jej dotyka - kolana miękną, stają się słabe i Brandi chce tylko się z nim kochać. Całkowicie przeczy to jej lesbijskiej naturze, ale kto by się przejmował takim szczególikiem, skoro ma zapewniony jeden orgazm co noc?
- A tam? Co u Ciebie? Jej, aż mi przykro, że nie miałam kasy na ten bilet, też chciałabym się tak słodko zjarać, wiesz?
Uśmiechnęła się radośnie.

Angie pisze...

[ O. Blondi. Dajemy tu wątka, a co. Pomysła mam. ]

Przez ostatni czas właściwie tylko latała od jednego domu, do drugiego, starając się poukładać jakoś w całość swoje życie. Musiała przyznać, że nawet jej się to udawało.
Kiedy już jakoś zadomowiła się w mieszkaniu Gasparda, zauważyła, że przez przypadek spakowała jedną z bluzek Mili. Nie wiedziała, jak to zrobiła, bo ubrania przyjaciółki różnią się przecież znacznie od ciuchów Angel. Może to przez zbieranie wszystkiego w biegu?
Szła więc przez wąskie alejki Amsterdamu, spoglądając na ludzi, podchodzące do niej zwierzęta. Jednemu psu kupiła nawet kanapkę! Co się z nią dzieje...
Będąc właściwie przy drzwiach do mieszkania pani Drozd, przez chwilę zastanawiała się, czy aby na pewno chce wejść do środka. Wciąż pamiętała jakże przyciągającą wzrok scenę z udziałem pewnej brunetki... Teraz miała opory, czy nawet pukać może. Ale ostatecznie się odważyła. A nie słysząc odzewu, weszła sama. Wcześniej przymknęła oczy.
- Halo, Mila?! - zawołała, choć trochę niepewnie. - Jestem tu, więc uprzedź, jeśli jest JESZCZE ktoś! - poprosiła, zamykając drzwi i się o nie opierając. Teraz nawet te oczy dłońmi zasłoniła.

Angie pisze...

Niezbyt rozluźnił ją śmiech Mili, może nawet pognębił jej zdenerwowanie. Przełknęła ślinę, a potem wolnym krokiem zmierzała w stronę kuchni. Może nie chciała zastać blondynki z kimś, w jakiejś niecodziennej pozycji?
Gdy wreszcie stanęła w progach kuchni, źrenice dziewczyny lekko się rozszerzyły. To był naprawdę on?!
Stała jak słup soli i tępo wpatrywała się w mężczyznę.
- Ta... wódkę, martini, whisky... - mruknęła cicho, tym razem patrząc na Milę. - Wodę poproszę - wyszczerzyła się do niej szeroko, potem usiadła przy stole. - Z lodówki - dodała. Potem westchnęła bezgłośnie, całkowicie zapominając o powodzie przybycia tutaj. Ocknęła się dopiero po chwili.
- Mila, przyniosłam Ci coś - oznajmiła, wyjmując ze swojej czarnej, skórzanej torebki własność dziewczyny. Bluzkę położyła na stole i lepiej oparła się na krześle. - Przez przypadek ją wzięłam. W ogóle jestem trochę roztrzepana...- nieśmiałym okiem spojrzała na Piotra, potem odwróciła głowę, śledząc wzrokiem dziewczynę. Czego ona się tak bała?!

Angie pisze...

Upiła łyk wody, jednak zaraz tego pożałowała. Nie dość, że chyba Mila mówi temu gościowi wiele rzeczy (kto wie, co tak naprawdę mu wypaplała?), to jeszcze musiał, ale to koniecznie musiał wspomnieć o tej niebanalnej akcji.
Przełknęła zawartość swojej jamy gębowej, po czym zrobiła wytrzeszcz i trochę się wyprostowała. Westchnęła bezgłośnie, patrząc to na blondynkę, to na mężczyznę.
- E... ja... właściwie... - zaczęła się mieszać nie bardzo wiedząc, co mogłaby powiedzieć. - Tak naprawdę to ja nie wiem nic, nic nie widziałam - dokończyła szybko, chcąc chociaż na chwilę zapomnieć o tamtym momencie. Wzięła w dłoń szklankę, znowu upiła łyk i nagle, nie wiedzieć czemu, coś jej przyszło do głowy. - A pan to zapewne TEN Piotr, który fizycznie i psychicznie wysyła Milę na księżyc, albo i dalej, poza wszelkie możliwe granice wytrzymałości... Brawo, nie sądziłam, że w tym wieku jeszcze można - uśmiechnęła się szerokaśnie, może nawet nie tak do końca zgryźliwie. W końcu to było śmieszne i naprawdę trochę się dziwiła.
wzrok Angel powędrował najpierw do dziewczyny, potem pełzał wzdłuż ścian, prawdopodobnie poszukując znanego obrazka. Wreszcie dostrzegła go i uśmiechnęła się kącikami ust, prawie niezauważalnie. Teraz już mogła na niego patrzeć, nie sprawiało jej to żadnego bólu. Wreszcie.

Brandi pisze...

Brandi skinęła głową.
- Dlaczego chcesz rzucić kwiaciarnię? I co będziesz robić potem? I nie ma problemu z tym zaproszeniem. To było dziwne, ale dało się wytrzymać.
Piwo z ojczyzny Mili było dobre. Niemniej, jako, że ani ja, ani Bran nie jesteśmy piwoszkami, ominę część, w której Jones zachwalała trunek.
Nie, Bran jeszcze nic nie podejrzewała, ne wierzyła bowiem, że można się zakochać z kimś po jednym seksie. No, chyba, że było się spragnionym tak mocno... Gdyby jednak się dowiedziała, najpewniej starałaby się to Mili wybić z głowy, między innymi tym, że przestałaby się z nią spotykać. Bądź co bądź, Bran spała z Milą, bo ta przypominała Słońce. I najważniejsze - Jones nie byłaby w stanie pokochać tej blondynki. Za bardzo przypominała Jej Milę, za bardzo swoim wyglądem wbijała szpilki w jeszcze niezarośniętą ranę.

Angie pisze...

Trzeba przyznać, że w towarzystwie ów pana nastrój jakoś się blondynce poprawił, a co więcej, nawet się rozluźniła. No, no, może faktycznie Mila miała rację mówiąc, że Piotr jest niczego sobie? Oczywiście Angel nie miała najmniejszej ochoty się za niego zabierać, a gdzieżby! Po prostu zauważyła, że mężczyzna jest na oko gdzieś w okolicach wieku jej własnego ojca. Cóż, może i pan Evans nie jest jakimś ponurakiem, sztywnym jak powyciągane druty ciulem (ona tak o nim nie myśli! wcale), ale w takim momencie pewnie twarzą podobny by był do sowy. Te jej wyłupiaste oczyska...
I nie, nogi jej się nie ugięły. Co najwyżej końcówki włosów, ale tym prędzej do własnego rozdwojenia (nie, nie jaźni), niż jakoby miały padać na kolana i ślinić się do nieznajomego. Zaraz, czy tu dalej jest mowa o włosach...?
Założyła nogę na nogę, czując się już znaczenie pewniej, niż przed chwilą. Uśmiechnęła się nawet nieco szerzej, dopiła wodę do końca. Zaniepokoił ją jednak nagły wybuch śmiechu przyjaciółki. Czy ona aby na pewno się dobrze czuła?
- Mila, wszystko w porządku? - spytała, dopiero teraz uważniej przyglądając się blondynce. Rany julek! Ona przytyła! o Erosie, co żeś uczynił... To naprawdę wpływ tej baby od sweterka?
Angel zaśmiała się cicho przypominając sobie tamtą sytuację. Może do końca nie była taka straszna? W końcu ona nie widziała samego aktu, a dziewczyny po. Nie, to jednak wciąż jest dla niej... Po prostu to jest nie dla niej, o!
- Co Ty, opalałaś się?! - znowu spytała, mierząc panią Drozd spojrzeniem od góry do dołu. No, to Milka się rozszalała! - Wie pan co, faktycznie, Mila chyba poszerza horyzonty, a razem z nimi poznaje od środka osadzone we wnętrzu ciała uroki kobiecości...- poruszyła zabawnie brwiami. - Obcej kobiecości - dodała przygryzając lekko dolną wargę tak, żeby nie wybuchnąć śmiechem.

Brandi pisze...

- Praca magisterska... Cholera... Czuję się młodo - powiedziała Brandi i zaśmiała się. - Choć mnie czeka teraz sześć lat studiów na tyle wykańczających, że pod koniec będę wyglądać na trzydzieści lat, jak każdy lekarz. I dlatego też zrezygnowałam już z restauracji, muszę się zacząć jakoś psychicznie przygotowywać na to, że w paźzierniku kończę ze swoją urodą.
Brandi to odczuwała, widząc Tony'ego - podniecenie, pragnienie, chęć znalezienia się z nim blisko. Nie, nie seks, nie orgazm, tylko ta bliskość. To cholerne patrzenie w chłopięce i roześmiane oczy, to, że on jest jej szefem, to, że jest zależna i jednocześnie może się wycofać w każdej chwili, bo nie ma żadnych zobowiązań. Podejrzewała, że gdy skończy się seks, skończy się praca. Ale młodym nie jest trudno znaleźć posady.
- Zaraz wracam.
Jones wstała, podeszła do drzwi, wystawiła przez nie główkę, wyszła, po chwili zaś wróciła z butelką wina i dwoma kieliszkami.
- I tak mnie nie posądzą za wypicie tego - powiedziała, siadając znowu na swoim fotelu. - Chcesz?

Bran pisze...

Brandi nalała im wina, potem zaś - wyłożyła się na fotelu. Nie dbała o to, czy widać jej majtki, czy nie; przecież pała z Milą. Nie było co do ukrywania, nie było czego się wstydzić. A na pewno nie majtek, chociaż Mila widziała je ledwie przez chwilę - przez moment, gdy Bran je zdejmowała następnego dnia.
- W rodzinie prawie wszyscy są lekarzami, dość znanymi, bo dużo piszą. Ja nie chcę pisać, wolę być znana jako lekarz, który po prostu jest dobry w leczeniu luzi... I niekoniecznie będę kroić, choć nie mam pojęcia, kim będę, tak właściwie. Chirurgia jest fajna, ale wystarczy głupi wypadek w życiu i kończysz swoją pracę. No i nie widzi mi się cięcie grubasów, to ohydne - powiedziała ze śmiechem. - Nie, żebym była wobec nich okrutna, jako dziecko miałam nadwagę. Ale mam jeszcze czas, żeby się zastanowić.
Upiła pierwzy łyk. Milczała chwilę, co było naturalne dla niej; zastanawiała się, co powiedzieć.
- Tak, jestem Angielką. Urodziłam się w Londynie, wychowałam się w Londynie i z niego wyjechałam. Wielka Brytania jest fajna, ale trochę zbyt tradycyjna, a to mnie nie bawi. Amsterdam jest świetny dla lesbijek, przynajmniej w większości. Tu się nie musisz kryć ze swoją orientacją. W Londynie wzyscy kochają Królową Matkę i wychowują dzieci na porządnych pijaków herbatki o piątej. A mi to nie odpowiada. Jestem trochę zbyt żywiołowa jak na flegmatyczność tego kraju.

Bran pisze...

Bran uśmiechnęła się lekko i machnęła ręką na Milę, by ta przyszła i usiadła obok niej.
- Nie wiem, czy potrafiłabym. Może kiedyś, ale teraz nie. Poza tym, na wsi nie da się jeździć na desce, więc nie wiem, czy bym wytrzymała... - dodała. - Wolę miasto. Zakurzone, brzydkie, ale z atrakcjami. Choć może któregoś dnia, jak zajdę w ciążę z Tony'm i urodzę mu zieciaka, może wtedy osiądę na wsi, kto wie?
Zaśmiała się cicho. Upiła kolejny łyk.
- Szybko się wstawię... A mówią, że dzieci lesbijek też będą lesbami! Mają rację... no, w sumie, jesteś bi, ale co am. Czy jesteś hetero z doświadczeniami, jak wolisz. U mnie wujek, scenarzysta, jest bi. Czy tam mężczyzną z doświadczeniami. Miał żonę, ma trójkę dzieciaków, teraz mieszka ze swoim facetem... mężem, wzięli już ślub w Holandii. Ale reszta rdziny jest straight jak nic. Trochę czasu minęło, nim rodzinka zrozumiała, że Bran woli baby i nic na to nie poradzą. Uwierzysz, że część proponowała mi leczenie?

Angel Evans pisze...

Angel szczerze zmartwiła się jej stanem. Oczywiście, cieszyła się, że blondynka jest w dobrym humorze i w ogóle... Ale ona była aż nazbyt zadowolona!
Dziewczyna wzięła w dłoń szklankę, a potem wpatrywała się w jej dno. Westchnęła bezgłośnie. Chyba humor trochę jej się popsuł.
- Mila... Ja ci w ogóle mówiłam, że mieszkam z Gaspardem? - zrobiła usta w dzióbek, marszcząc brwi i spoglądając na przyjaciółkę. - Chyba z tego wszystkiego zapomniałam Ci powiedzieć... Miałam normalnie mieszkać u Savvy, ale okazało się, że wyjechał. No, a ja już obiecałam, że się wyprowadzę, więc znalazłam nowe lokum - uśmiechnęła się kącikami ust. - Poza tym całkiem ciekawie nam się razem mieszka. I... - i tu się zatrzymała. Przygryzła lekko dolną wargę, znowu westchnęła. - Wiesz, prawdopodobnie niedługo wyjadę... Już tak na zawsze - oznajmiła cicho. Nawet nie zwracała uwagi na to, że słucha jej też Piotr, nie zna (chyba) jej historii... Ale poczuła, że właśnie teraz powinna powiedzieć o tym Mili.
Nagle wstała, przeczesała włosy palcami i posłała miłe spojrzenie Piotrowi.
- Miło było poznać, naprawdę - powiedziała przyjaznym tonem. A to już dla niej dużo! - Mila... muszę już iść. Szef chciał, żebym przyszła, nie wiem po co. A koło piątej powinnam być w domu, muszę się jeszcze trochę lepiej ogarnąć - mruknęła cicho.

Angel Evans pisze...

Po raz kolejny westchnęła, a potem z powrotem opadła na krzesło.
- Nie, to nie tak... - zaczęła, przewracając oczami i zasłaniając twarz dłońmi. Zastanawiała się, jak ma to wszystko... ogarnąć?
Wyprostowała się, następnie rozsiadła lepiej i spojrzała na przyjaciółkę.
- Wiesz, że nie potrafię usiedzieć w miejscu. Nawet zmiany mieszkania nic już nie dają. A ja jestem przyzwyczajona do tego, że szukam nowych możliwości, poszerzam horyzonty, zmieniam co jakiś czas swoje życie. Nie chcę stać się monotonna, mieć stałą pracę, potem być kurą domową i siedzieć w domu. To nie dla mnie! - powiedziała trochę wyższym tonem. Wstała, pokręciła się po kuchni, aż wreszcie stanęła naprzeciwko Mili. - Nie wiem, co z Mią. Planują wyprowadzić się do Hiszpanii - oznajmiła cicho. - A ja chyba chcę zapomnieć o tym, co było, zacząć żyć, tak, jak naprawdę chcę. I zmierzyć się z kłopotami, a nie uciekać od nich. Już mam tego szczerze dość - skrzywiła się nieznacznie. Znowu usiadła. - Mila, prawdopodobnie wciąż jestem czyjąś żoną. Nie umiem sobie z tym poradzić. To jest już zbyt dużo...

Brandi pisze...

[Siedziała gdzie indziej, a Bran chciała, aby usiadła obok niej :D]
Brandi pociągnęła Milą tak, by dziewczyna usiadła na jej kolanach. Uśmiechnęła się lekko wtedy, patrząc na blondynkę tak blisko siebie. I czuła jej zapach. Znów. Truskawek abo innych owoców; Brandi doskonale rozpoznała ten zapach, ale ja nie mam pojęcia, jaki to był. Na pewno ładny.
- Nie, no co Ty, w życiu bym tego nie zrobiła. Jestem chyba normalną lesbą... wybacz, bez urazy dla Twojej mamy. Dziecko to dziecko, nie wolno go zostawić ot tak, nie? Poza tym, kiedyś byłam na wakacjach u jednej kuzynki. Miesiąc tam byłam. Jej syn miał wówczas dwa latka i jak coś się działo, tak po miesiącu przybiegał mięzy innymi do mnie i tulił się przez pół godziny... Wolałabym seks porzucić na kilka lat, byleby tylko taki dwulatek przybiegał do mnie i się tulił. Cudne uczucie, wiesz?
Bran uśmiechnęła się na to wspomnienie. I ja też się uśmiecham, bo Titi, syn brata, tak się do mnie przytulił wczoraj.
- Więc ja jestem lesbą na 99%, bo sypiam z jednym facetem i mi to nie przeszkadza. Ale tylko jednym. Chociaż wolę określenie... Jestem lesbą, która doświadcza różnych rzeczy. To lepiej brzmi, nie sądzisz?

Angie pisze...

Angel Evans pisze...

Dlaczego właśnie w tym momencie poczuła się jak dupa wołowa? Taka wielka, przeogromna dupa co jest nieźle, zajebiście do dupy. Masło maślane, za to jak pasuje!
Miała wrażenie, jakby zaraz coś miało spaść na jej głowę. Nie wiedziała dlaczego, ale jej serce jakby nieco przyspieszyło. Nie bardzo, raczej prawie nie zauważalnie. Wreszcie wstała, podeszła do blondynki i mocno ją objęła.
- Nie chciałam, żeby tak wyszło - szepnęła, ledwo powstrzymując łzy. Kurde, Angie! Weź się w garść. Co się z nią porobiło... Może faktycznie zaczęła się przyzwyczajać do Mili. - Ale jeszcze nie wyjeżdżam i nie jest to pewne. Zobaczymy, za jakiś czas - powiedziała pokrzepiająco. - A Mia chyba musi wyjechać. Tam będzie im podobno lepiej - wzruszyła ramionami.
Może już takie było to życie? W pewnym momencie pojawiają się osoby, które stają się naszymi przewodnikami, iskrami, które rozświetlają pochmurne dni, lub są jedną z gwiazd na bezchmurnym, granatowym niebie. Są przystanią, dzięki której zwiedzamy i poznajemy kolejne rejsy będące wycieczką po kolejnych rozdziałach naszego życia. Zostawiają po sobie wspomnienia, czasem złe, czasem te dobre. Ale przez to uczą, pokazują, że życie w każdej chwili może się odmienić, wywrócić się o sto osiemdziesiąt stopni. A po jakimś czasie muszą odejść, ponieważ zakończyły swoją misję. Niektórzy pozostają na zawsze bowiem pełnią rolę czegoś w rodzaju anioła stróża. Reszta się oddala. Jednak trzeba pamiętać o tym. że prawdziwa miłość, czy przyjaźń nie ginie nigdy. Bo jeśli coś jest naprawdę, to nie da się tego przerwać. Uczucie zawsze będzie wygrywać.

[ W dupe, morde jeża! To tu..]

Anonimowy pisze...

- Och, przestań, jesteś lekka jak piórko. Tony więcej waży, jak się na mnie połóży, to nie mam czym oddychać - powiedziała ze śmiechem, jednocześnie opijająć wino z kieliszka. Odłożyła je na półkę; zaczynało kręcić się jej w główce. Cholernie słaba główka. - Ja chcę mieć dzieci. Chyba. Nie wiem. Zależy, z kim się zwiążę i czy będzie się dało adoptować, gdy ja będę chciała to zrobić. No bo decyzja o dzieciach to nie tylko moja decyzja, a nie mam aż tak silnego instynktu macierzyńskiego, że dzieci muzę mieć, żeby żyć... A może jeszcze się nie rozwinął, kto tam wie?
Uśmiechnęła się, spojrzała na kieliszek... I znowu wzięła go do łapki i dolała wina. Potem zaś się poprawiła, usadzając Milę znowu na swoich kolanach.
- Poza tym, lepiej wyglądasz, wiesz? Jeszcze trochę kilogramów by Ci się przydało, ale jest już lepiej. Jeszcze tak z czterdzieści i będę szczęśliwa - dodała ze śmiechem.

Anonimowy pisze...

Więc niech nie porzuca węgowodanów. Brandi nie lubiła wieszaków - wolała albo panie z lekką nadagą - czy, jak to się określa, z krągłościami, albo takie jak ona sama - wysportowane. Chuzielców nie lubła, chyba tylko z powody charakteru i włosów spała z Milą.
- Ja chcę być jak moja mama. Jest świetna. Zawsze mnie wspierała, jednocześnie nie pozwalając sobie wejść na głowę. I była pewna siebie, mimo, iż jej rodzice byli okropni i traktowali ją jak śmiecia, bo zaszła w ciążę z moim ojcem i nie poszła przez to na studia... Ale to trochę za poważny temat, nie sądziz? Może coś lżejszego?
Brandi wzięła butelkę wina i dolała Mili. Uśmiechnęła się lekko.
- Miła ma Milo, dolałam Ci już. Co powiesz na temat... Hm... Zaczęłm ostatnio trenować boks, wiesz?
Jones uśmiechnęła się i przytuliła do boku Mili.

Anonimowy pisze...

- A mi się zdarza, że muszę komuś przywalić - powiedziała Brandi z uśmiechem. - Nawet dość często, niestety... Jestem jakiś super bohaterem w Amsterdamie, czy coś. Jakiś czas temu jakiejś kobiecie facet próbowa porwać dziecko i pobiłam się z nim na ulicy... Pamiętasz, jak miałam zszytą wargę? No, wtedy to było. Albo jakiś czas temu byłam w kawiarence z jedną lesbą, takiej lesbijskiej, i akurat wpadły jakieś skiny, zaczęły gwałcić, poobno jeden chłopak został zamordowany... Też musiałam wtedy jednemu przywalić, patelnią w łeb dostał...
Upiła znowu wina.
- Przyciągam same kłopoty ostatnio, cholera. Boks mi się więc jak najbardziej przyda.

Anonimowy pisze...

Bran patrzyła na Milę przez dłuższą chwilę. A potem uśmiechnęła się szelmowsko.
- Tak, sypiam. Nie wiem, jak się to stało, naprawdę... W sumie, co będę Ci tłumaczyć. Wiesz, że jest dobry w te klocki, prawda?
Zrozumiała to, co Mila chciała jej przekazac i mimo tego, że normalnie od razu zapytałaby, czy Drozd chce po prostu seksu, tym razem tego nie zrobiła. Dlaczego nie poudawać zaskoczonej, czemu się nie pobawić? Brandi kiwnęła jedynie głową, odstawiła swój kieliszek i zamknęła wino. Zerknęła jeszcze na zegarek.
- Jest pół do trzeciej, nie chcę jechać o takiej godzinie, zwłaszcza, że jestem wstawiona i obie mamy zbyt krótkie kiecki. Chodź, znajdziemy sobie jakąś ładną sypialnię i się tam zamkniemy. Wino mamy... Co niby jest nam jeszcze potrzebne, hm? Nikt nam nie będzie przeszkadzać.

Kotofil pisze...

- Dawaj ciacho, nie pierdol – uśmiechnął się szeroko, wręczając jej zapapierowaną butelkę i wchodząc do mieszkania wedle jej niemego zaproszenia. Faktycznie, dawno go tu nie było, ale… w końcu jest. Jak się tu znalazł? Ano, był u koleżanki, która miała Milę w znajomych. Sam Caleb tego cholerstwa nie miał i nie zamierzał. Zresztą, świat fejsbuka znał jego mordę, bo jeśli pojawił się na jakiejś imprezie, zaraz pojawiały się fotki z takowego spędu alkoholików i imprezowiczów, ot. A co do koleżanki, to była to taka koleżanka od notatek, nic specjalnego. Kompletnie aseksualna dla Claytona, dlatego w stu procentach nadawała się na koleżankę.
- Jak tam żyjesz? Dawno mnie tu nie było. Ale chyba ostatnio też piekłaś ciasto, nie? – uśmiechnął się do niej wesoło, rozglądając po mieszkanku.

Anonimowy pisze...

Brandi zsunęła swoje buty zaraz na wejściu. Znowu nalała wina, spokojnym krokiem podeszła do Mil ii klęknęła okakiem na jej kolanach. Podała jej wino.
- Opowiedz mi coś o sobie. Cokolwiek. Chcę Ciebie słuchać.
Tak, Bran wiedziała, że będzie seks; musiaby się dom palić lub zawalić, żeby to się nie stało. Dlatego chciała teraz być tak blisko panny Drozd, pić z nią wino i patrzeć jej w oczy. Bo widziała to zdenerwowanie, które rodziło podniecenie i na odwrót. I chciała się nim zabawić. Bo chociaż staraa się być czuła i delikatna za pierwszym razem, teraz to nie było jej obowiązkiem.
Upiła łyk, patrząc na Milę zza szkła.

Kotofil pisze...

- Oczywiście, oczywiście. Ale wiesz, że zasady da się naginać? Albo trzeba je pierdolić. O, już lepiej – roześmiał się w stronę Mili, rozglądając po jej sypialni. Cóż, całkiem ładnie tu było, jeśli ktoś chciał znać Claytona opinię. W każdym bądź razie podobało mu się, ale przestał o tym myśleć w chwili, gdy do jego nozdrzy dotarł słodki zapach ciasta, można rzec, że o mało nie zaślinił się na śmierć.
- A co się stało z poprzednią? Angie, nie? – podrapał się za tył głowy i starał sobie co nieco przypomnieć. Pamięci to wybitnej nie miał, trzeba podkreślić – a przynajmniej w kwestiach takich kto z kim i dlaczego, a dlaczego nie etc. – Oj tam, Roro ze mną wytrzymuje… chociaż w sumie z niego samego też niezłe ruchadło.
Oczywiście, bo czymże Clayton różnił się od Mili w tym całym seksualnym poczynaniu?
Przez chwilę zastanawiał się czy nie powiedział za dużo o Rorym, ale z tego co się orientował, zakończyli ze sobą definitywnie. I on i ona.
I dobrze, miał dość tej dramy.

Anonimowy pisze...

A Marc kiedyś powróci?

Anonimowy pisze...

Brandi uśmiechnęła się jedynie, słuchając tej opowieści. Tak, mogła być reinkarnacją zmarłej babci, choć Brandi w to nie wierzyła. Wolała myśąleć, że jest Milą, wyjątkową Milą, jedyną w swoim rodzaju Milą.
Zeszła z kolan blondynki i ruszyła w stronę okna. Otworzyła je, a potem wychyliła się. Dosyć mocno.
- Wiesz, że tam na dole ciągle się bawią? - zapytała, wsuwając się znowu do pokoju. Od razu zrobiłó się w nim chłodniej. - Nadal chleją. Jej, ale się drą...
Muzyka, która dobiegała z dołu, została przekrzyczana przez tłum. Brandi z uśmiechem wróciła na łóżko, teraz jednak usiadła obok Mili. I wręczyła jej kolejną pełną lampkę wina. Ze swojej też upiła.
- A ja się urodziłam w terminie i byłam podobno dość normalnie rozwijającym się dzieckiem - powiedziała Bran - pomijając oczywiście fakt, że zamiast bawić się lalkami, rozprówałam brzuchy mikom, a potem je zszywałam, twierdząc, że robiłam operacje... Raz zdarzyło mi się rozprć dwa miśki ,rpzełożyć z jednego do drugiego watę i z drugiego do pierwszego, a następnie udawać, że zrobiłam "transplancję"...

Mila Drozd pisze...

[Drogi anonimie,
nie mam zielonego pojęcia, bo postać ta nie w mej mocy już leży, jak ją oddałam, to już raz na zawsze.
Ejmen.]

Turner pisze...

Pokręcił przecząco głową, kiedy zadała mu pierwsze pytanie.
-Resztą sam się zajmę. -odpowiedział, skupiając się na swoim telefonie, na którym zapisywał jej postanowienia odnośnie tej sprawy.
-Jeśli wygrasz sprawę? -powtórzył po niej, podnosząc na nią wzrok zza telefonu i szczególnie akcentując słowo "jeśli". Był stuprocentowo pewny tego, że wygrają. Być może jego postawa mogła podchodzić pod arogancję, ale to był jego sposób bycia. I niektórzy uważali, że to może być na swój sposób urocze. -Lecimy więc do Włoch, bella!

[here you are! :D Jakże mogła nie wygrać z Tonym? :>]

Angel Evans pisze...

Angie aż się zdziwiła jej nagłą zmianą. Początkowo uniosła wysoko brwi, zaraz jednak jej twarz doszła do normalności, a jeden kącik ust wykrzywił się pod wysokim kątem.
- Nie ma sprawy, bejbe - odparła cicho, odgarniając włosy do tyłu. Wychyliła się lekko, żeby wzrokiem dosięgnąć jeszcze mężczyznę. To było dziwne, że działał jak jakiś robocik, lub piesek, który w odpowiednich chwilach zwiewał i czekał na odpowiednią komendę... A może to tylko pozory? Nie wiedziała, bo przecież znała go tylko z krótkich opowiadań Mili.
- Nie. Nie pójdziemy na piwo - stwierdziła po chwili. Najpierw zrobiła bardzo poważną minę. Ale nie mogła długo wytrzymać, bo powoli humor jej się poprawiał, a poza tym miała dla przyjaciółki świetną wiadomość. - Mam nalewkę babci. Piłaś ją w ogóle kiedyś...? - zapytała z ciekawością w głosie, przystępując z nogi na nogę. Te nowe koturny nie były jeszcze rozchodzone i w niektórych momentach niemiłosiernie ją obcierały.

Anonimowy pisze...

[Z nim byłoby ciekawie, tak myślę.]

Mila Drozd pisze...

[co masz na myśli?]

Angel Evans pisze...

Mała, kochana...? Jezu, czy ktoś, kiedykolwiek tak na nią powiedział?! Dobrze, że Mila nie wypowiedziała tego na głos, bo inaczej Angie by szczerze zwątpiła!
Aaa... więc specjalista od kobiet tak po prostu wyszedł, żeby one mogły sobie łazić i ględzić po całym domu, a on sam zamknął się w sypialni. Mhm. Bardzo mądre, w szczególności, jeśli przyodział sobie imię "pogromcy kobiet". Taak, bo przecież ma nad nimi taką władzę, że sam się zamknął.
Angel ucieszyła się z reakcji blondynki, uśmiechnęła się kącikami ust.
- Dobra, w takim razie... Wpadnij do mnie w piątek. Będę czekać - powiedziała wesoło. - A teraz muszę już iść. Pa, stara! - zawołała już z przedpokoju i wyszła.

[ Ołkej, to co teraz? Skoro ona z nim siedzi, to Angel raczej przyjść nie może... Masz jakieś pomysły? ]

Angel Evans pisze...

[ Z nim, w sensie z Gaspardem. ]

Gaspard Morel pisze...

Angel gdzieś poszła, a Gaspard siedział sam robiąc porządki w papierach, kiedy usłyszał dzwonek u drzwi. Podniósł się niechętnie, choć układanie dokumentów nigdy go nie fascynowało. Powolnym krokiem przeszedł przez pokój i korytarz przywitać gościa.
- O... cześć. Właściwie to sama się przygarnęła. Ale nie potrzebuje specjalnej opieki, jeśli się ją na karmi. - Stwierdził rozbawiony. - Wchodź. Angel gdzieś poszła, ale możesz zaczekać... z resztą ja też nie gryzę. - Stwierdził wesoło zapraszając ją do środka. - Masz na coś ochotę? Pić? Jeść?

Anonimowy pisze...

- Chciałabym, abyś mi coś ugotowała. Ja nie umiem, serio - powiedziała Brandi z uśmiechem, a potem przesunęła językiem od koniuszka dekoltu Mili do jej ucha. Oszukała jej usta i pocałowała je, lekko przygryzając słodką wargę i ciągnąc ją. Puściła. - Co najbardziej lubisz gotować?
Cholera jasna, nie chciała dzisiaj się bawić w grzeczność, niewinność, powolność. Miała ochotę na wszelkie niegrzeczne zabawki, ale - cholera - wszystkie miała w domu... Zaczęła się więc rozglądać po sypialni. Wstała nawet z kolan Mili i bezczelnie poczęła przeglądać szafki.
Wyjęła z nich paczkę gumek, jakąs tarą czekoladę, różowe pudełeczko z pocztówkami, a potem... Tekturowe opakowanie. Gdy je rozerwała, zobaczyła piękny, srebrny wibrator. Zerknęła na Milę.
- Rozbieraj się, mamy zczęście.
Uśmiechnęła się zawadiacko. Potem włączyła małe, brzęczące cudeńko.

Anonimowy pisze...

Brandi przesunęła po tym językiem. To ten alkohol, w przeciwnym razie w życiu by tego nie zrobiła, ale teraz czuła, że cały świat należy o niej - i nigdy nie złapie wirusów, bakterii, nic. Przecież jest szczęśliwą osobą, prawda?
- Teraz są też tam moje bakterie, więc... Pokonają czyjeś. Poza tym, jest czyste. Nie bój żabki - powiedziała Jones z zawadiackim uśmiechem. - A na makaron z sosem ziołowym chcę się załapać za kilka dni. Nie przepadam za makaronem, ale może sprawisz, że go polubię?
Brandi sama weszła na łóżko i usiadła okrakiem na Mili. Wibrator zostawiła obok i zaczęła powoli, spokojnie powijać czerwoną sukienkę, odkrywać każdy kawałek ciała. Może to ten alkohol sprawił to, ale chciała uprawiać seks nienamiętny, ale śmieszny, na luzie, taki, jaki uprawiają ludzie, dla których zbliżenie było już rutyną, a orgazm - ledwie przyjemnym doznaniem.
- Nie rób takich oczu, jakbyś mnie widziała po raz pierwszy w życiu - powieziała, pochylając się nad Milą i składając słaby pocałunek na jej wargach.

Angel Evans pisze...

Angel całkowicie zapomniała o tym, że Mila miała do niej dzisiaj wpaść. Nawet było jej głupio, bo dobrze pamiętała, w jakim celu dziewczyny miały się spotkać właśnie w mieszkaniu Gasparda.
W drodze do domu obmyślała plan, co zrobić, żeby ostatecznie wyminąć się prawdopodobnej wściekliźnie pani Drozd, jaka może równać się chyba w wybuchem wielkiego wulkanu. No, lub też zapaleniem drug moczowych ruchacza pospolitego. Ale tego ostatniego pewna nie była (bo skąd mogłaby wiedzieć...), lecz wiedziała, że miło raczej nie będzie. W końcu nalewka babki, to nalewka cymes, a nie jakieś przeciągnięte przez brudną szmatę powidła.
Po piętnastu minutach dopadła wreszcie do drzwi mieszkania, nacisnęła lekko klamkę i po cichu weszła do środka. Rozejrzała się, czy w oddali nikogo nie ma. Moment później usłyszała czyjeś głosy; z pewnością była to Mila i Gaspard. Odetchnęła z ulgą. No, teraz przynajmniej się na nią nie rzuci, a jeśli już, to Gaspard Angel obroni. Chyba.
Weszła powoli do salonu, z uśmiechem na ustach numer pięć, a potem się przywitała.
- Czeeeeeeeeeeeeeść, Mila! - zawołała wesoło, zbliżając się do przyjaciółki.

Bran pisze...

A Brandi zaczęło się podobać to, że Mila starała sę być pewna siebie. I chociaż Jones wolała sama być na górze i kontrolować wszystko, nie widziała problemów tym razem. Zwłaszcza, że Mila wyraźnie spłoszyłaby się, gdyby Brandi chciała zawalczyć o to, kto będzie wszystko prowadzić do orgazmu.
Zaczęła rozpinać sukienkę Mili powoli, jednocześnie wzdychając przez te skromne pocałunki na swoich piersiach. Tak, lesby miały do siebie to, że nie ukrywały, że im jest przyjemnie, zatem Mila mogła się nasłuchać. Bran uwielbiała cicho mruczeć, wzdychać, jęczeć przez pocałunki. I vice versa, uwielbiała również słuchać.
Kiedy zejmowała jej sukienkę, przesunęła z lubością po nagich ramionach Drozd. Uśmiechnęła się; tych kilka kilogramów dobrze jej zrobiły. Ale Mila powinna więcej przytyć. Brandi nie lubiła kochać się z wieszakami. Bywało, że nadziewała się na żebro, a to nie było tak przyjemne.

Unknown pisze...

- Bran?
Odwrócił się w stronę dziewczyny, przerywając nalewanie jej whisky. Kompletnie nie wiedział, skąd ta jej nagła ciekawość o jedną z jego pracownic. Na dodatek też partnerkę łóżkową, od czasu do czasu. Gdyby nie był Tony'm, pewnie poczuł się głupio, że pieprzy się i z jedną i z drugą. Na dodatek, skoro się znały, to pewnie jedna drugiej wyjawiła, z kim sypia. Kobiety. One nie umieją niczego utrzymać za zębami.
- Bran ma wieczorną zmianę. Ostatnio pracowała kilka dni pod rząd i dałem jej dwa dni wolnego.
Bran należała do grupy pracowników, na których zatrzymaniu bardzo Visserowi zależało. Miała dar do nawiązywania przyjaznych kontaktów z kilentami, choć nie chciał wnikać, jak to robi. Może lepiej dla niego, że pozostawał w niewiedzy. Bądź co bądź - Brandi była jak skarb dla Bloaters i na razie nie miał zamiaru tego zmieniać.

Anonimowy pisze...

[Że wprowadziłby pewne urozmaicenia.]

Mila Drozd pisze...

[Mila ma akurat dużo urozmaiceń, ale jak chcesz, to go sobie weź. Mi tam nie jest potrzebny ;)]

Kotofil pisze...

- Z wami to jest jak z parą kotów w pierdolonej rui. Bzyknijcie się na zgodę, czy coś, żyć się z wami nie da – mruknął z rozbawieniem Clayton, bo dokładnie to samo miał z Rorym. Tamten nie umiał normalnie rozmawiać o Mili, a podobno mu przeszło. Caleb zastanawiał się czy to ta kwestia czasu, czy może zostanie mu tak na zawsze. Miał nadzieję, że nie to drugie, bo albo on wyskoczy z okna, albo Roro.
Ja pierdolę. I po chuj się zakochiwałeś, ćwoku?
- Przekażę Roremu, że wpłynęłaś na nowe horyzonty swojego życia seksualnego – uniósł brew, patrząc na nią nieco ironicznie. Och, jasne, w ogóle nie było widać o co cho. Tutaj akurat Clayton miał zmysł dobry, to te babskie intrygi to jednak były niekiedy łatwe do przewidzenia. – O ile mi się uda, wiesz. Jak zwykle przewrażliwiony. I z drugiej strony nie chcę go drażnić, bo ostatnio to on mnie żywi. Nie chcę skończyć z nożem w dupie.
Seryjnie.

Angel Evans pisze...

[ A gdzie wzmianka o ruchaczu pospolitym? ;( ]

Popatrzyła na Gasparda tępym wzrokiem, jakby nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. No bo... Bo przecież to była cholernie ważna i straszna sytuacja!
- Mila, widzisz...- zaczęła powoli, biorąc głęboki wdech i wypuszczając powietrze ze świstem - A najlepiej to chodź - powiedziała szybko i dopadła ją, złapała za rękę i wyprowadziła z mieszkania. Tak, chamskie podejście zawsze znajdywało swoje zastosowanie w życiu codziennym dziewczyny. - Pa Gasp! - rzuciła jeszcze, a potem zamknęła drzwi do mieszkania i wyszczerzyła się kompletnie bez sensu do przyjaciółki. - Muszę Ci coś powiedzieć... - znowu dręczyła swoje struny głosowe cichym, jakby wypranym z siły głosikiem. Zaczęła też schodzić powoli ze schodów, a kiedy doszła do końca... - Wychlałam całą nalewkę z Gaspardem - oświadczyła, otwierając drzwi główne budynku i jakby stając w przejściu, aby móc w każdej chwili rzucić się do ucieczki. Teraz spoglądała jedynie na twarz Mili. Och, oby faktycznie nie wybuchła!

Bran pisze...

Cholera, pomyśleć, że za pierwszym razem jej ruchy były tak nieśmiałe! Z kim ta Mila się przespała, kto ją tego nauczył? I, co ważniejsze, ile razy robiła to z dziewczynami od ich wspólnego seksu, że nabrała takiej pewności siebie?
Brandi oddychała troszeńkę szybciej, ale głęboko, przez co kręciło się jej w głowie, nogi były o wiele miększe. Patrzyła uważnie na poczynania kobiety, czując, że im ona bardziej się zniża, tym podniecenie - to w powietrzu, to w majtkach, to w ustach - rośnie. Gdyby zeszła dalej, na uda, pewnie nadal by rosło. Bo pocałunki Mili stały się takie, jakich Bran brakowało - niemęskie, spokojne, zrównoważone, kobiece. Takie, jakich żądała od tych doświadczonych kochanek.
Jones milczała. Cały czas w tej Mili widziała Słońce, chociaż gdyby stanęły obok siebie nagie, różnic byłoby zbyt wiele, by ich nie odróżnić. Niemniej, te włosy, podobne oczy, podobna twarz... Brandi bezczelnie wymyślała sobie Słońce na miejscu tej Mili. Nie, nie teraz; nocami, gdy zasypiała, gdy wspominała całe zajście, gdy pieściła się. Ta blondynka nie była niczym, a aktorką, która jednak z oryginałem wciąż przegrywała; miała zbyt niedobry charakter, zbyt niedoskonałe ciało, jej światło wewnętrzne przypominało bardziej Księżyc niźli Słońce.
Ale teraz Brandi nie myślała o swojej Mili. Teraz patrzyła na Drozd i czuła, że jej pragnie. Nawet, jeśli miała się nadziać na jej żebra.

Kotofil pisze...

- Przerażasz mnie kobieto – mruknął z rozbawieniem. Akurat z Rorym było tak, że on prał mu gacie, a ten gotował. Clayton jednakowoż nie zamierzał się z tym faktem afiszować zbytnio, o ile w ogóle. To była ostateczna ostateczność i nie miał wyboru. Wracał zawsze z roboty głodny, zmęczony, a Rory czekał z obiadem i to on gotował. Więc Caleb się nie kłócił, bo sam nie miał na to czasu… A Roro gotował dobrze, co go zdziwiło i to bardzo. Na początku spodziewał się otrucia, albo podejrzewał, że Parker wszystko zamawia w restauracji albo coś. Bo szczerze, trudno jest znaleźć dobrze gotującego faceta. No, chyba, że szuka się w restauracjach. Tam, o dziwo, zawsze było więcej chłopów niż babek, niepojęte.
- O czym marzę… - otworzył usta, by mogła mu wpakować szarlotkę, a potem zaczął ją dokładnie przeżuwać, zmarszczył brwi i zerknął na Milę. – Kusz… - połknięcie i uśmiech uznania. – Dobra jest – oblizał usta, patrząc bacznie na blondynkę. – Nie kombinuj – roześmiał się, kręcąc głową z rozbawieniem.

Kotofil pisze...

- Podobno ja jestem erotomanem czy innym świrem – prychnął rozbawiony na jej komentarz. – Oboje pieprzycie i pichcicie jak pojebani, to nie ulega wątpliwościom – wyszczerzył do niej najszerzej jak potrafił, ukazując piękne, prawie że białe siekacze. Sam uważał, że kiedyś kiedyś Rory i Mila byli fajną parą… Ciekawą i fajną. Jasne, siebie nie widział w roli bojfrenda, ale to nie oznacza, że innych widzieć nie mógł. Inni jak najbardziej, ale on to broń Boże. Przekleństwo.
- Sama też byś próbowała swoich przysmaków, tak to chociaż by ci w cycki poszło – Właśnie mu się przypomniało, że ostatnio nic nie gadał o jej cyckach, normalnie zniewaga! Na szczęście zdążył się już zrekompensować, co skwitował kolejnym, wesołym uśmieszkiem jaki automatycznie wpełzł na jego usta. Wpakował sobie do ust kolejną porcję szarlotki.

Gaspard Morel pisze...

Pomimo opinii swojej siostry, Gaspard niechętnie zapraszał ludzi do siebie, ponieważ wiązało się to z utrzymywaniem porządku. Co prawda odkąd Angel z nim mieszkała starał się trochę bardziej, ponieważ nie miał pewności czy współlokatorka kogoś nie zaprosi.
- Nie przeszkadzasz. - Zapewnił ją. Wyjął z szafki szklankę i nalał jej wody. - A co do wyżywienia Angel to jakoś sobie radzę. Mam doświadczenie po mojej małej siostrzyczce. Zrobić obiad z tych marnych składników, które ona kupowała to nie taka prosta sprawa. - Stwierdził. Inna sprawa, że sam prawie nigdy nie robił zakupów, ponieważ mu się nie chciało.
- Powiedz lepiej co u Ciebie. - Zaproponował. - I rozgość się. Możemy przejść na kanapę.

Unknown pisze...

Schował pieniądze do kasy i podniósł na nią wzrok.
- Tak cię nudzę, że już chcesz iść? - zapytał, ale w pytaniu było więcej żartobliwości, niż urazy. - No tak, mogę ci się już wydawać starym dziadkiem.
Co go napadło? Sam dobrze nie wiedział. Cieszył się, że ją widział i chciał, żeby została tutaj trochę dłużej. A jeśli nie tu, to na górze. Nie, nie chciał jej przelecieć. To znaczy, w każdym innym wypadku by chciał, ale teraz brakowało mu normalnej, zwyczajnej rozmowie przy kawie. Zamiast jednak powiedzieć, co mu w duszy gra, to zaczął z siebie robić zgorzkniałego buca. Taki dzień.
A propozycja Mili była bardzo kusząca. Z pewnością skorzysta. Głównie dla tego łóżka, bo jego już trochę szwankowało. Ciekawe, DLACZEGO.

Brandi pisze...

Najpierw usłyszała coś dziwnego, jakby powtarzane słowa tej wiedźmy z przystanku z oddali. Potem zaś poczuła ból - najpierw mały, jakby nie jej, który promieniował. Potem zdała sobie sprawę - jeszcze śniąc! - że ból ten promieniuje z rzeczywistości. Brandi, jeszcze we śnie, zacisnęła pięści. I wtedy się obudziła.
Chwilę badała pokój zatopiony w ciemności, potem zaś, gdy nadeszła fala bolesnych kurczów, krzyknęła i skuliła się mocno. Co za ból! Jęknęła jedynie, potem chciała coś powiedzieć, ale znowu tylko jęknęła, czując, że między udami zaczyna pojawiać się jakieś ciepło. Chciała sprawdzić, nie mogła; krzyknęła jeszcze raz, potem zaś zawzięła się, nabrała powietrza i mimo bólu, który zdawał się ją rozrywać, usiadła. Na pościeli właśnie malowała się spora plama krwi. Nie zauważyła, że zaczęła z tego całego bólu już płakać.
- Tracę dziecko - jęknęła w pierwszej chwili, nawet nie zastanawiając się nad tym, co mówi; ten sen, ta wiedźma wydawały się teraz jak najbardziej racjonalne. Skoro tak powiedziała i to się dzieje...
Wasp zaczęła szczekać, warczeć i patrzyć krzywo to na Brandi, to na Milę. A Brandi kuliła się na łóżku, zaciskała ręce na ramionach i przeklinała, i krzyczała. I cały czas wiedziała, że to koniec.

Unknown pisze...

Lubił, kiedy zachowywała się wobec niego w taki sposób. Jakby był dla niej jedynym, chociaż wiedział, że nie był. Zakochał się? Nie, pewnie, że nie. On już NIGDY się w nikim nie zakocha, przecież sobie - i nie tylko sobie - to obiecał.
- Za dziesięć minut będę wolny, może pójdziemy do mnie? - zaproponował, a widząc jej wzrok, pospieszył z wyjaśnieniami. - Nie, wcale nie chodzi mi o to.
A może chodziło? Kurwa, sam nie wiedział. Dzisiaj naprawdę było chujowo i wszystko wydawało się totalnym bezsensem. Jednak rozmowy i posiedzenia z Milą nigdy sobie nie odmówi - miała w sobie coś, co pozwalało mu rozmawiać z nią o wszystkim, co mu ślina na jezyk przyniesie. Miał nadzieję, że nie skończy się to dla niego źle i następnego dnia Amsterdam nie będzie wiedział, co go boli. A bolało dużo, tak sądził, chociaż konkretnego powodu nie znał.

Bran pisze...

Nie pamiętała dokładnie, co się działo. Chcieli dać jej coś na uśmierzenie bólu, ale była jeszcze po alkoholu, nie ryzykowali więc i ciągle płaczącą z bólu, zalaną krwią, zabrali do karetki.
Ta noc była przeklęta. Zaraz w szpitalu zrobili jej łyżeczkowanie, mówiąc, że nie było już co ratować - mały człowiek, zarodek właściwie, oderwał się od macicy i coś tam, coś tam, Brandi nie słuchała lekarza prowadzącego. Zastanawiała się, skąd wiedźma wiedziała, że Jones jest w ciąży i skąd wiedziała, jak się to skończy. Zastanawiała się, na ile to było rzeczywiste, a na ile było snem. Zastanawiała się, czy Słońce dokładnie by tego nie powiedziało - Brandi, robisz źle.
Z przerażeniem stwierdziła, że wiedźma użyła słów, jakie wypowiedziałoby Słońce.
Leżała więc na boku, mając w nosie lekarzy, cały świat. Nie czuła bólu po dziecku - nazwijcie ją nieczułą - ale to nie było jeszcze dziecko, ledwie zarodek, który z jakiegoś powodu nie miał ochoty żyć. Brandi nawet uznała, że dobrze, że zginął, nie dałaby rady go wychować. Nie w tym momencie. Nie czuła bólu w związku z wiedźmą i słowami przekazanymi przez nią - bo jeszcze w to nie wierzyła. Nie czuła bólu fizycznego, leki uśmierzające zablokowały go, zablokowały emocje i myślenie. Trochę otumanienia dodało jej jakiejś jasności, jakkolwiek nieprawdziwie to brzmi.

Anonimowy pisze...

- Nie, nie chcę. Idź sobie. Zostaw wszystko mnie, poradzę sobie.
Chciała zostać sama, bo jedyne, co czuła, to obojętność. Nie chciała przyjaciół, pieszczot, kochanek, nikogo ani niczego blisko siebie, Wasp też nie chciała. Wolałaby nawet się zabić niż czuć cokolwiek.
Co za głupia myśl, Bran. O czym Ty w ogóle myślisz?
- Nie, Mila, ja... przepraszam, źle się zachowuję. Ale to przez te leki, jeszcze nie wiem, co się dzieje. Nie zawracaj sobie niczym głowy, przepraszam, że tak to wyszło. Nie myślałam, że... cholera, cały ten dzień był spieprzony, teraz jeszcze i z Tobą się podzieliłam nim. Przepraszam... i nie dzwoń do niego, nie musi wiedzieć, bo nie wiem, czy to on...
Położyła się na plecach i zamknęła oczy.
Tak, jednak chciała umrzeć w tym momencie. Nie tylko zniknąć, ale umrzeć. To przez te leki, wiedziała to, jej pragnienie życia było zbyt silne. Ale brak emocji w każdym może urodzić złe myśli.

Unknown pisze...

Oparł się wygodnie o kanapę i zamknął oczy.
- Kurwa, wiesz, że sam nie wiem? - mruknął, nie otwierając oczu i poddając pieszczotom Mili. Uwielbiał, kiedy ktoś przeczesywał jego włosy. "Ktoś" w sensie kobieta, najlepiej taka tylko jego. Niestety, nie było tak dobrze. - Może to brak kobiety? Tak, to może dziwnie brzmieć w moich ustach, ale... Od czasu rozstania z Lisbeth nie spotkałem żadnej, która choćby w jednej dziesiątej ją przypominała. Może to dobrze, bo chyba nie przeżyłbym, gdyby mnie zostawiła dla jakiegoś pierdolonego makaroniarza. Może to głupie, że porównuję wszystkie do niej, ale już tak chyba mam.
Dużo słów na raz wypłynęło z jego ust. Aż się zdziwił, że tyle Mili zdradził. był raczej powściągliwy w zwierzaniu się kobietom, ale Drozd miała coś ufnego w sobie, coś, co pozwalało mu mówić bez końca o Lisbeth i całym gównie z nią związanym.
- Muszę się napić.
No tak, on tego nie przełknie na trzeźwo. Zresztą, po pijaku język się sam rozwiązuje. Wstał z kanapy, podszedł do barku, wziął pierwsze, co mu się nawinęło pod rękę, czyli jakieś wino i wrócił do Mili. - Preferujesz? Wolę to, niż włoskie. Sama wiesz.
Włoskie wino, też coś. Uraz do Włochów chyba był oczywisty.

Bran pisze...

- Pewnie kilka dni. Nie kłopocz się, mam sąsiada, który już nieraz zajmował się Wasp. Mam tu zostać trzy dni oficjalnie, ale jutro porozmawiam z lekarzem.
Mówiła trochę automatycznie, tak, jakby nie do końca była świadoma tego, co mówi, jakby mówił ktoś przez nią. Czuła się za to coraz bardziej zmęczona - miała ochotę spać, nic więcej. Była pewna, że ten dobrotliwy pan doktor załadował jej coś usypiającego, żeby się nie przejmowała poronieniem. Nie przejmowała się kompletnie... a może to też od leków? Cholera?
Przymknęła powieki.
- Wracaj do domu. Ja zadzwonię do Jamesa... Podaj mi tylko mój telefon, dobrze? Wyjaśnię mu wszystko.
Kręciło się jej w głowie, tak mocno walczyła ze swoim zmęczeniem.

Angie pisze...

Zastanawiała się, jak ma zareagować na jej słowa. Cóż, mogłaby zacząć ryczeć (tak pewnie zrobiłaby Mia), mogłaby zacząć się śmiać (ale nie wypadało, a ona jako tako chciała przestać wyżywać się na osobach, których nie ma), albo po prostu pozostać niewzruszoną. Hm...
Uniosła jedynie jedną brew wysoko, uśmiechając się kącikiem ust.
- No wiesz... Nie byłoby problemu... Ale nie wiem, czy wystarczy rozkopanie czyjegoś grobu, żeby wziąć nalewkę... Poza tym sądzę, że babcia raczej nie chowałaby w trumnie alkoholu... - zrobiła usta w dzióbek, udając cholernie zamyśloną. - Nie, była w miarę normalna - dodała. Westchnęła bezgłośnie i oparła się i ścianę. - I niestety muszę przyznać, że chyba na jakiś czas powinnam dać sobie spokój z nalewkami, innymi trunkami... - zaczęła spokojnie, kątem oka zerkając na Milę. Nieco spoważniała, bo przecież mówiła prawdę. Ostatni wydarzenia to nie było byle co. - Jak widzisz, trochę spieprzyłam nasz dzień - stwierdziła, a potem skrzyżowała ręce na piersiach. - Wybaczysz, bejbe?

Unknown pisze...

Stuknął się z nią kieliszkiem, a potem wychylił wino do dna, cały czas słuchając tego, co mówi Mila.
Pewnie, że ją rozumiał. Sam przecież miał podobnie. Ból, jaki go ogarnął po rozwodzie, odciął go od świata na całe dwa tygodnie. Gdyby nie Willy, pewnie kompletnie by się załamał, wpadł w alkoholizm lub jakiś inny, paskudny nałóg.
- Ja dałem za dużo miłości. Napompowałem balonik, a potem on nagle pękł. Za dużo energii i uczucia w to włożyłem, wiesz? - Mruknął. - Nie warto ufać takim kobietom, jak Lisbeth.
Czym właściwie go ona zauroczyła? Spojrzeniem? Tym zawadiackim uśmiechem, kiedy ją poznawał? Nie miał pojęcia, dlaczego to właśnie z nią się ożenił, a nie z jej ładniejszą przyjaciółką.
Ponownie nalał sobie do pełna wina i utkwił wzrok w suficie.

B. pisze...

Kiedy Mila weszła, Brandi akurat pakowała do swojej torby dwie koszulki. Spojrzała na Milę i uśmiechnęła się.
- Cześć - powiedziała, spoglądając na siatkę z owocami. - Świetnie, zjemy, jak będziemy wracać do mnie. Wypisałam się na żądanie... Nie patrz tak na mnie, oni trzymają trzy dni, aby dostać kasę, a ja nie chcę tutaj leżeć bez powodu. Więc już wychodzę. Wszystkie badania mam okej, nic mi nie jest.
Uśmiechnęła się radośnie, tak, jak gdyby poronienia nie było, nigdy się nie wydarzyło; może dlatego ten uśmiech, tak spokojny i beztroski, był bardziej przerażający niż świadczący o dobrym samopoczuciu?
[Nie piszę dłużej, bo mam dość pisania tego samego -.-]

Bran pisze...

Brandi pokręciła głową. Wiedziała, że za chwilę skłamie i że to kłamstwo będzie wyjątkowo wiarygodne, miała jednak coś na głowie - coś pozornie nieważnego, dla niej jednak teraz stało się całym światem. Chciała pobyć sama, poleżeć, poodpoczywać, pomyśleć. Wszystko to w samotności, bez drugiej osoby, która będzie się troszczyć. Bo Brandi wolała być sama ze swoimi problemami.
- Lekarze mówią, że mam dużo odpoczywać, więc wybacz, ale nie przyjdę. Muszę pospać, muszę poleżeć, poleniuchować. No i ma do mnie wpaść brat, dowiedział się o wszystkim, więc...
Nie ma to jak używać Tommy'ego, podczas gdy się go nie cierpi.
Brandi chwyciła mocno torbę i spojrzała na Milę. Potem zaś wyszła z pomieszczenia, kierując się w miejsce, gdzie siedziały pielęgniarki. Zaraz podpisała wyjście ze szpitala na własne życzenie i zerknęła na Milę. Znowu się uśmiechnęła.
Nie, nie miała ochoty na seks czy na pieszczoty z nią. Nie chciała patrzeć na twarz, która tak przypominała Słońce.

Bran pisze...

- Nie lubię się użalać nad sobą... ale fajnie, że jesteś, Mila. Przykro mi, że straciłaś dziecko, ale... wiesz? To nie było jeszcze dziecko. To była komórka, połączony plemnik i jajnik. Nic więcej, nie miało jeszcze rączek, nóżek, serca czy mózgu. Dlatego nie czuję, jakbym coś straciła...
Brandi objęła Milę ramieniem. Dobrze, że ktoś przy niej jest; czuła się zdecydowana na brak cierpienia, ale lepiej było nie cierpieć w towarzystwie; prócz własnej upartości, miało się jakieś poczucie, że nie wolno się rozbeczeć, bo jest ktoś obok. Raz się jej zdarzyło to w publicznym miejscu i obiecała sobie, że nigdy więcej. Nie przy obcych, przy nikim właściwie. Brandi nienawidziła swoich słabości i... to właśnie dlatego nie rozumiała, nie lubiła tej blondynki. Bo ona zdawała się być słaba.
- Poza tym, muszę posprzątać w mieszkaniu, tej krwi tam będzie trochę... Jurto może też odpocznę. Co Ty na to, aby wyskoczyć gdzieś za dwa dni? Tylko Ty i ja. Może do kina, hm?
Źle to zabrzmiało, prawie jak propozycja randki. Ale Brandi nie myślała o tym tak, nawet nie myślała o seksie. Chciała jednak iść z kimś do kina na wyjątkowo durny film. Oderwać się od rzeczywistości.

Kotofil pisze...

- Tak, tak. Cycek winen być full hand, wiesz? – zapytał z rozbawieniem; tylko jej dokuczał, bo do piersi Mili właściwie nic nie miał a stosunek był co najmniej obojętny. Była byłą jego kumpla, więc nie rozpatrywał jej w kategoriach erotycznych. Znaczy… nie brał jej pod uwagę, wyszukując wszystkie mankamenty jej urody i ciała, ale musiał przyznać, że ładna była. Bo była, nawet z twarzą posmarowaną gównem by była.
- Bardzo ładnie. Wiesz, że sperma też ma mało kalorii? I podobno jest zdrowa, także… – powiedział ze śmiechem. – Korzystaj z naturalnych składników, chroń środowisko i tak dalej – rzekł, a potem zaczął otwierać wino przy pomocy korkociągu. Akurat nie było to dla Claytona zbytnią trudnością, mimo, że wina często nie pijał. Ale lepsze wino niż nic, nie?
- Rude, lesbijki, e, wiesz, to co zwykle, nic ciekawego – mrugnął do niej wesoło, biorąc kolejny kawałek ciasta i pakując sobie do ust. Pewnie, skoro Mila chwali się swoimi lesbijskimi zapędami, to on u innych dziewoj będzie je ostudzał, o. Caleb nie gorszy, radzić sobie musi.

«Najstarsze ‹Starsze   201 – 400 z 449   Nowsze› Najnowsze»