LISTA POSTÓW

sobota, 14 lipca 2012

There is nothing between you and your dreams.


Chiara Maddalena Lancini

Urodzona 22.04.1988r we Włoszech
Odbywa staż przygotowawczy w biurze psychologów kryminalnych



                - Wzięliśmy czerwoną miseczkę, której spód wypełniliśmy truskawkową galaretką. Tę z kolei oprószyliśmy gorzkim kakao…

                - To była kawa!

                - No dobrze, niech będzie kawa. Na kawę posypały się orzeszki, słone i twarde. Żeby osłodzić je nieco, nie żałowaliśmy kolorowej, cukrowej posypki. I lodów waniliowych. A że ciepło zawsze jest wymagane, mieszankę otuliła gorąca czekolada. Z cynamonem. Całość uwieńczyła korona z bitej śmietany. I tradycyjna wisienka.

                - Czereśnia.

                - Na bitej śmietanie zawsze jest wiśnia, nie kłóć się.

                - I kiedy musia to zjadła, ulodziłam się ja? – zasepleniła po swojemu drobniutka postać, wlepiając spojrzenie błyszczących, szmaragdowozielonych oczu w szeroko uśmiechnięte twarze rodziców. Ci gorliwie pokiwali głowami, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia. Zdumieli się, gdy nieco piskliwy śmiech ich córki zalał salon. Nie musieli pytać, sama wyjaśniła, cóż ją tak rozbawiło: - A wiecie, ze Abi mówiła, ze dzieci biolą się z seksu? Jutlo jej powiem, ze jest głupia.
  

                Dzieci zapamiętują wiele. Chiara nawet po pięciu, dziesięciu, dwunastu latach potrafiła bez zastanowienia powtórzyć akt swojego stworzenia – pierwszy, jakim uraczyli ją zakłopotani rodzice. Z czasem dochodziła do wniosku, że dziwnym trafem (może to nadinterpretacja?) absurdalny opis stawał się coraz bardziej realny. Żaden z wymienionych elementów nie wydawał się już przypadkowy.




                Czerwona miska.
Wystarczy spojrzeć na jej czuprynę, by ten element stał się oczywisty. Fakt nieco naciągany, włosy są farbowane. Warto jednak nadmienić, iż w czerwieni od lat najmłodszych czuła się niezwykle pewnie, stąd spora ilość takowych ubrań w jej garderobie. Z czasem dojrzała, by z naturalnego, kasztanowo – rudego koloru przefarbować kosmyki na intensywną czerwień. W każdym razie – tak jak w opisie – w zewnętrznej powłoce dominuje czerwień.
                Truskawkowa galaretka.
Jej skóra, niezależnie od tego, jakich kosmetyków używa, zawsze pachnie truskawkami. Może ma na to wpływ fakt, że wychowywała się w Lombardii, gdzie – prócz czterech rodzajów winogron – w rozległych terenach winnic należących do jej pradziadka, później dziadka, aktualnie ojca, kryły się również i nieco mniejsze plantacje truskawek, z których wytwarzano jej ulubione Fragolino. Popijała je zarówno przy obiedzie, ciesząc się każdym łykiem i udając, że jest zachwycona możliwością kosztowania alkoholu, jak również po kolacji, w jednej z piwnic zabudowanej wysokimi półkami na butelki. Pewnej burzowej nocy po opróżnieniu trzech butelek Fragolino razem z bliskim kolegą, Giovannim, przekonała się, że kilka lat temu to Abi miała rację. Dzieci nie tworzy się z tego, co w lodówce. Dzieci powstają z plemników i komórek jajowych. Nie, nie zaszła wtedy w ciążę, choć przez kilka tygodni miała obawy.
                Kawa.
Pojedynczą, trafną, ale gorzką uwagą potrafi sprowadzić rozmówcę na ziemię. Czy to w sytuacji, gdy ten się zbytnio nad sobą użala, czy wtedy, gdy zaczyna snuć czarne scenariusze odnośnie swojej przyszłości, czy też w każdej innej wymagającej obecności kogoś silnego i odważnego, warto mieć ją przy sobie. Albo prosto z mostu ostudzi nieuzasadnione przerażenie/marudzenie/rozmemłanie, nazywając kretynem/idiotą/oszołomem, zmuszając do przełknięcia boleśnie gorzkiego łyku espresso, albo obejmie wątłym ramieniem i zajmie kojącą rozmową, wyciszając umysł niczym cafe mocha rozgrzewającą swoją słodyczą.
Uogólniając: uspokaja. Nie potrafi pocieszać, nie widzi sensu w klepaniu przezutych banałów, dlatego na każdą sprawę reaguje inaczej. Do każdego człowieka ma inne podejście, jej zdaniem stosowne w danej chwili. Stara się po prostu nie przekraczać pewnych barier, nie wnikać w tę osobistą sferę bez wyraźnego przyzwolenia.
                Orzeszki.
Jest twarda. Nie niezłomna jednak, wszakże i orzeszek ziemny zrzucony z wysokości pęka na pół. Chwile radości uwielbia dzielić z innymi. Gdy ma powód, śmieje się głośno, radośnie, szczerze. Śmieje się do ludzi i z ludzi, z ich zabawnych min czy misternie układanych fryzur, które ukorzyły się pod mocą wiatru; kilka minut później śmieje się z absurdu swojego śmiechu, zarażając nim.
Kiedy ma problem, ciężko wyciągnąć z niej więcej szczegółów. Zdecydowanie bardziej woli cierpieć w samotności, w ciemności, w ciszy. Dzieje się tak głównie dlatego, iż nie lubi okazywać słabości. Uważa, że ludzie uzewnętrzniający swój ból są słabi, a takowym trudniej odnaleźć się w świecie, ponieważ stają się łatwym celem dla ludzkich hien. Dlatego też woli ukrywać ból, rozgoryczenie i inne podobne emocje. Wydaje się być wtedy bezduszną i wyrachowaną suką, inni odbierają to jako przejaw dojrzałości. Nawet w chwilach zagrożenia nie traci zimnej krwi ani zdrowego rozsądku; pomimo wewnętrznego rozdarcia działa racjonalnie, nie zdradzając się najmniejszym drżeniem dłoni.
Jeśli jednak odnajdzie w kimś prawdziwą podporę, jeśli natrafi na osobę równie silną, co ona lub jeszcze silniejszą, może się rozpaść na setki milionów łez.
                Cukrowa posypka.
Znów odniesienie do jej aparycji. Postać jednakowoż barwna na zewnątrz, jak i w środku. Nie oznacza to, że jej nerki fosforyzują, serce jest czarne, płuca różowią się dumnie a wątroba zielenieje. O nie, narządy wewnętrzne zachowują swój naturalny kolor. Tu chodzi bardziej o ubrania, buty, torebki, paski, bandany – wszystko to, co można na siebie nałożyć. Jej stylu nie da się zdefiniować, nie wymyślono jeszcze tak pokrętnego, wiele znaczącego słowa. Rankiem powita Cię w różowych kapciach w kształcie głowy Pluta, wykładów słuchać będzie w kusej spódniczce i w glanach, torby z zakupami będą częściowo zasłaniać wysokie obcasy i obcisłe dżinsy, sosem do jedzonych na kolację naleśników zaplami zwiewną sukienkę, na barze w klubie śpiewać będzie w szortach i obcisłym topie.
Jest kobieta i lubi metamorfozy. Przyjemność sprawia jej tworzenie nowych upięć z długich włosów, odpręża ją malowanie paznokci. Tak, lubi dbać o siebie. Nie, nie jest to najważniejsza kwestia w jej życiu.  
                Lody waniliowe.
A to zagadka! Chyba po prostu chodzi o to, że je uwielbia i zjada pod każdą postacią. Dosłownie. Miesza z kruszonymi paprykowymi albo bekonowymi chipsami, zanurza w nich ogórki kiszone, je pół na pół z nutellą, zalewa winem, nakłada na chleb, obsypuje żelkami. Lody waniliowe z każdym dodatkiem smakują wybornie. Chiara często pozwala sobie na pełen zadowolenia uśmiech, gdy ktoś krzywi się na widok jej jedzącej wyżej opisane coś.
                Gorąca czekolada z cynamonem.
Płynie w jej żyłach i tętnicach. Chiara jest dziewczyną niezwykle temperamentną i zmysłową – jak na rodowitą Włoszkę przystało. Potrafi tupnąć nogą, wie, kiedy zasmucone spojrzenie i przygryzienie wargi odniosą skutek, zerka w Twoje oczy spod przymrużonych powiek i lubieżnie oblizuje wargi.
Uwielbia się bawić, tańczyć, śpiewać, pić wino. Nie jest alkoholiczką, zwykle się nie upija. Poskreślam: zwykle, bowiem zdarzały się i takie sytuacje. Gdy w plątaninie czerwonych kosmyków, natłoku jej myśli, setek słów wyrzucanych z każdym wydechem, uśmieszków i śmiechów odnajdziesz klucz do jej serca, nie pożałujesz. Jeśli i ona odwzajemni uczucie, możesz być pewien, że nawet, gdy stracisz wszystkie kończyny, nie odejdzie. Odda Ci nerkę, skórę, szpik. Zrobi wszystko, cokolwiek mogłoby sprawić, że łatwiej zaśniesz.
Uśmiechniesz się na jej widok. Wygląda słodko, dziewczęco. Niestosownie do wieku. Być może nazwiesz ją słodką idiotką, infantylną laleczką z czerwonymi włosami. Nie oceniaj, dopóki nie poznasz. Cynamon w pierwszych sekundach rozpływa się na języku rozkoszną słodyczą, by po chwili szczypać nutką pikanterii. Poznaj ją. Nie daj zwieść się pozorom. Pod pełną uroku osłonką kryje się ciekawa, nie do końca grzeczna osobowość.
Upij łyk gorącej czekolady z cynamonem z czerwonego kieliszka.
                Bita śmietana z wisienką.
Toż to banalne. Jest na tyle zabawna i otwarta, że nie miałaby problemu, by okrągły placek zwieńczony tą właśnie ozdóbką wetrzeć Ci w twarz.






Dodatkowe:
  • W przyszłości będzie reżyserką teatralną. A jeśli jej się nie powiedzie, pocieszy ją posada Goffy'ego w Disneylandzie.
  • Nie potrafi zajmować się dziećmi, nigdy nie wie, co powinna do nich powiedzieć. Choć często się wygłupia, strojenie zabawnych min do miniaturowego człowieczka wydaje jej się idiotyczne.
  • Muzyka warunkuje jej egzystencję. Uwielbia koncerty, ma w swojej kolekcji dziesiątki ulubionych płyt i tyleż samo jeszcze nieprzesłuchanych.
  • Kiedy tylko może, chadza do teatru. Bezgranicznie zafascynowana urokiem Broadway'u. 
  • Gra na fortepianie, pianinie, gitarze akustycznej, wiolonczeli, flecie poprzecznym, cymbałkach i nerwach. 
  • Pod lewą łopatką ma wytatuowane gęsie pióro ze stalówką i kałamarzem, o którym boi się powiedzieć rodzicom. Prędzej chyba przełknęliby jej ciążę.
  • Dzięki rodzicom pokochała książki. Upychała je w ozdobnych pudłach pod łóżkiem, żeby się nie kurzyły.
  • Lubi maskotki.
  • Magik - amator.



Nigdy nie byłam dobra w tworzeniu kart postaci, łatwiej mi przemycać cechy w rozmowach. Mam nadzieję jednak, iż powyższy twór zostanie zaakceptowany. Nie pytajcie i rozpoczęcie wątków, śmiało zaczynajcie! :)
I wiem, że zdjęcia przedstawiają różne osoby, ale proszę i wyrozumiałość, niesamowicie trudno było mi znaleźć coś odpowiedniego w klimacie redhead. 

36 komentarzy:

Kotofil pisze...

[ Zaczęłabym wącior, tylko podsuń pomysł, powiązanie, whateva :D ]

Brandi pisze...

[Jak wyżej :D:D]

Anonimowy pisze...

[ Generalnie to jestem zauroczona Twoją kartą postaci. Świetny pomysł z tym opisem, jaki zafundowali jej rodzice, a potem połączeniem tego z cechami Chiary. Naprawdę jestem pod wrażeniem!
Oczywiście chce mi się wątku, ale może masz pomysł na jakieś niebanalne powiązanie? Bo poznawanie się przy barze albo w parku stało się już nudne ^^ ]

Brandi pisze...

[Ojej, dziękuję ;3
Wybaczam.]

- WASP, TY WARIACKA, GŁUPIA SUKO!
Brandi wybiegła za psem zza rogu, a widząc, jak wpadł na jakąś kobietę, nie czekając, dorwała smycz. Mocno ścisnęła ją w ręku i odciągnęła psa.
Kto by pomyślał, że ten pies tak strasznie nie cierpi weterynarzy? Kto by pomyślał, że zwieje z gabinetu w momencie, gdy lekarz wstrzykiwał jej środek na odrobaczenie i że zgubi strzykawkę w połowie drogi?
- Przepraszam panią, naprawdę, mój pies oszalał - powiedziała Bran, kucając i sprawdzając, czy z psem wszystko okej. Nic na szczęście sobie nie zrobił mimo tak spektakularnej ucieczki. Chociaż Bran rozważała, czy nie udusić tego psa za wstyd, jaki jej przyniosła. - Wasp się tak przestraszyła igły, że mi uciekła od weterynarza, chyba z pięć minut już ją goniłam... Nic pani nie zrobiła?
A tu jeszcze trzeba wrócić do weterynarza. Dobrze, że on to w miarę zrozumie. Znał i Bran, i psinę.

Narcisse Blueberg pisze...

[Cyźka z NYCa! Oż ty...! Si z tej strony! :D ;** Zaczynamy coś? ;> Splagiatowałam twoje imię, hah.]

Narcisse Blueberg pisze...

[Haaa! A ja je pokochałam i przywłaszczyłam ;DD Wiesz co, zacznę, jak mnie najdzie taka konkretniejsza wena, bo nie chcę cię uraczyć ścierwem. Ale kiedyś wspólna notka musi być ;D]

Narcisse Blueberg pisze...

[Silverka jest, a może raczej była (patrz Roro), Brandi była na NYCu i Will też ;D Zacznę, zacznę, może jutro, bo mam wolne ;) A ja naszą ostatnio czytałam, jak przeglądałam Siennowskie notki na NYCu. Tej notki nic nie przebiło ;D "Zjeżdżaj ze sceny albo wydrapię ci oczęta!" :D]

Narcisse Blueberg pisze...

[U, bejbe. Teraz to już w miarę sprawnie chodzi. Ciesz się, że nie było cię miesiąc-dwa miesiące temu, kiedy wszyscy zaczęli się na blogspota przenosić. Było wtedy fatalnie. Yhmmm.. Ja też kiedyś próbowałam odpocząć od blogów, a i tak wróciłam... ;)]

Narcisse Blueberg pisze...

[A u mnie średnio - raz wena jest, raz jej nie ma. Ale do Onetu to już sił nie miałam i w ogóle na blogach tam nie pisałam, bo to było straszne... Czasami musiałam 20 razy odświeżać kartę, żeby się włączyła... o.O]

Narcisse Blueberg pisze...

[Też tak myślę. Dobrze mieć Cyźkę przy sobie ;* Weź zarzuć chociaż jakimś pomyślunkiem, żebym miała łatwiej, hah ;D]

Unknown pisze...

[ Witam :D Karta jest świetna! A postaci na zdjęciach są do siebie podobne, więc nie masz się chyba czym martwić :D No to tak... Gdzie mogłyby się spotkać nasze postacie?]

dewiacja pisze...

[Też popadam w paranoje! Jak chcę odpisywać, to szukam Cyźki w linkach i do siebie piszę... o.O ;D
Okej, zaczynam. Wybacz, że nieco kiczowato, ale czuję się niewsypana.]

Narcisse wykorzystywała ładną pogodę, nie mogąc oprzeć się temu, aby wyjść na świeże powietrze razem ze swoim synkiem, który już od najmłodszych lat wolał aktywnie spędzać czas, niżeli siedzieć w domu. Był jej promykiem, ale jednocześnie małym rozbójnikiem i momentami miała trudności z przypilnowaniem tego smyka.
Cissy siedziała na kocu, pod jednym z drzew w Vondelparku i trzymała na kolanach szkicownik, kreśląc tam pierwsze kreski sukienki, zwiewnej i w założeniu kolorowej. W pewnym momencie, zauważyła, jak do Lucasa podbiega pies. Może i nie wyglądał na groźnego, ale Cyzia zerwała się z koca i ruszyła w kierunku syna, ignorując fakt, że rozpoczęty szkic odfrunął przy lżejszym podmuchu wiatru. Kiedy do psa przyszła nastoletnia właścicielka i stwierdziła, że jej pies nie jest groźny, a także że go przypilnuje, aby Lucas mógł się pobawić z młodym zwierzakiem, Cyzia wróciła na koc, biorąc w ręce szkicownik i ku swojemu niezadowoleniu zauważyła, że brakuje kartki.

Kotofil pisze...

[ Te, dobre :D To zacznę później, bo najpierw muszę innych ogarnąć. Chyba, że ty chcesz bez czekania, nie będę bronić ;D ]

Unknown pisze...

[ może masz pomysł jak powiązać ze sobą nasze postacie? C; ]

dewiacja pisze...

[Dobrze, że blogspot nie nawala - tyle ulgi dla naszych psychik ;D]

O Włochach krążyło wiele, momentami niezbyt pochlebnych, stereotypów. Ale za każdym razem, kiedy spotykała Włocha lub Włoszkę nie mogła powiedzieć, aby byli tędzy. Znała sie na kuchni włoskiej jako-tako, bo uwielbiała sobie pichcić i dogadzać. Miała tyle szczęścia, że jej przemiana materii nie zawodziła, a tłuszczyk spalał się właściwie przy najmniejszym wysiłku. Co prawda, po ciąży bardzo szybko wróciła do poprzedniej wagi, ale mięśnie same się nie wyrzeźbiły, więc od tamtego czasu zaczęła regularnie odwiedzać siłownię. Mogła poszczycić się świetnym ciałkiem, ale nie robiła tego. Była zwyczajną kobietą, może nawet szarą myszką, ale czuła się z tym dobrze.
Powróciwszy na koc, wytarła rączki Lucasa chusteczką higieniczną i wyciągnęła z torby paczkę chrupek kukurydzianych, aby mógł się czymś zająć. Już myślała, że będzie musiała rozpocząć szkic od nowa, kiedy nieznajoma, czerwonowłosa kobieta nieco przestraszyła ją swoim najściem.
- O, moje! - klasnęła entuzjastycznie w dłonie i uśmiechnęła się pogodnie, odbierając kartki, wśród których odnalazła swój szkic. - Dziękuję. Ratujesz mi tyłek - oznajmiła bezpośrednio, nie kwapiąc się zwracać do niej per pani.
- Mamo! Nie mów tak brzydko... - zauważyła Lucas z pełną buzią, przyglądając się z zaciekawieniem nieznajomej.

Kotofil pisze...

[ Dziękować za zaczęcie i wybacz zwłokę ;) I zrobiłam, że się znają z jakiejś-tam wystawy, ale tylko z widzenia, mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe ;) ]

Dzisiaj był dzień jak każdy inny w dni powszednie; Holland trochę pokrzyczał, trochę nabluzgał, tu coś pokroił, tam coś posiekał, poprawił, doprawił, uśmiechał się do klientów ze swoim firmowym uśmiechem, który w zamierzeniu miał wyglądać szczerze i generalnie tak wyglądał. Było dopiero po południu, więc nie zdążył się zmęczyć pracą, a jeszcze na chwilę wyszedł na zaplecze i sobie zapalił. Ostatnio palił sobie coraz częściej, ale miał… dużo zawirowań. O nie, nie w pracy. W życiu prywatnym (co gorsza?...).
Zawołała go kelnerka, tłumacząc coś o łososiu, jakieś babce z czerwonymi włosami i włoskim akcentem. Wyrzucił niedopałek, przydeptał go butem, a potem wychylając się zza kuchennych drzwi, ujrzał za stolikiem znaną mu postać. Oho, dzień powszedni zaserwował mu niespodziankę.
- Łosoś z czerwonym kawiorem – Jakieś pół godziny później pojawił się przed nią z tacą z zamówionym jedzeniem, a także czerwonym winem, które według niego idealnie pasowało do wyrazistego smaku łososia. Białe również by pasowało, ale zdecydowanie było to „subtelne oczko” w stronę dziewczyny. – A tutaj wino prosto od plantacji Lancini z Włoszech, wprowadza ono do potrawy wyjątkowo ciekawe nutki malin i truskawek, doskonale podkreśli smak.

Unknown pisze...

[ Mi pasuje :D Dasz radę coś zacząć czy ja mam to zrobić? Tylko ja być może naskrobię coś dopiero jutro, bo dzisiaj już nie mam siły na pisanie nowego wątku ^^ ]

Cyźka pisze...

[Odpiszę ci bejbe jutro, żeby ładnie było ;*]

Unknown pisze...

O’Callaghan początkowo nie wierzył, że kolczykowanie I tatuaże wciągają. Był pewien, że zrobi ze dwa-trzy i na tym koniec. Nic bardziej mylnego. To było takie samo uzależnienie, jak to od komputera czy narkotyków. Po prostu co jakiś czas, czułeś potrzebę pojawienia się kolejnej dziary na twoim ciele. Albo kolczyka, bo Landona akurat jarały obie te sprawy. Z resztą było to widać bardzo wyraźnie na załączonym obrazku – szczególnie na basenie, gdzie wszystko było widoczne. Cały tors, podbrzusze i ręce zajęte różnorakimi obrazkami i błyszczące metalowe ozdóbki w wardze, sutku oraz karku.
Dumny był z tego wszystkiego niczym paw. Już mniejsza z tym, ile bólu go to kosztowało. Uważał to za bardzo trudną sztukę, bo zrobienie tatuażu wcale nie było takie proste.
Siedział właśnie w domu, oglądając jakiś durny program o… Właściwie to sam nie był pewien, o czym był, bo przez większość czasu drzemał ze znudzenia. Już miał zabrać się do jakiejś porządniejszej roboty (chociażby gry na PS), kiedy usłyszał dźwięk przychodzącego sms’a. Chwycił za telefon, leżący na stoliku i odczytał krótką wiadomość od Chiary.
„Nie zaczynaj jeść beze mnie” odpisał jedynie. Podniósł się z kanapy jak oparzony i popędził do sypialni. W ciągu niecałej minuty przebrał się w ulubione wąskie, czarne jeansy i tego samego koloru T-shirt. Przeczesał smukłymi palcami włosy, wsunął na stopy trampki, złapał za komórkę i wyszedł z domu, zamykając jeszcze drzwi na klucz.
Niecałe dwadzieścia minut później stał już przed mieszkaniem koleżanki. Zapukał.

Unknown pisze...

[Pewnie, że pasuje :D ]

Człowiek, gdy jest z dala od domu potrzebuje czegoś, przez co mógłby wyrażać siebie, przelewać emocje... A najlepiej jest, kiedy działa pod wpływem impulsu, jednak nie szkodząc, a robiąc coś dobrego. Mia wiedziała, czym może się zająć, aby przynajmniej na chwilę przestać myśleć o rzeczywistości, po prostu odpłynąć. Już wcześniej miała swoje sposoby na zło ogarniającego ją świata - malowała. Dzięki temu czuła, że coś potrafi, mogła być z siebie dumna.
Ale przecież jeśli już się coś wykonało, to jeszcze lepiej byłoby, gdyby dzieła zaistniały w większym kręgu. A chcąc to zrobić, zaniosła wszystkie swoje obrazy do znajomej galerii, gdzie już wielokrotnie organizowała własne wystawy, przez co stawała się rozpoznawalna w świecie artystycznym. Tak było i tego dnia.
Od samego rana pomagała właścicielce budynku uprzątnąć sale, aby móc rozstawić stoły z przekąskami oraz napojem tak, by nikomu nie przeszkadzały jednocześnie w zwiedzaniu galerii. Panience Evans udało się przekonać kobietę, żeby tym razem wystawić prace dotąd nieznanych jeszcze artystów. Każdy powinien mieć szansę, prawda?
Kiedy nadeszła godzina siedemnasta, a wnętrza zaczęły wypełniać coraz to liczniejsze grupy ludzi, Mia, ubrana w krótką, niebieską sukienkę zawędrowała do głównego wejścia. Witała gości, zapraszała ich do środka. Potem krótko opowiedziała o każdej z wystaw, pozostawiając ich wreszcie samych sobie. Podeszła do jednego ze stolików, aby móc się czegoś napić.

dewiacja pisze...

[Ja wiem.. Od jakiegoś czasu próbuję odpisać :(]

Unknown pisze...

Jedzenie takiej porcji lodów nie mogło się odbyć bez niego. Za to Chiara była odpowiednią towarzyszką i bardzo często jadali razem desery, które mogli pochłaniać chyba bez końca. To, że potem oboje leżanina podłodze z bolącymi brzuchami, było całkiem inną sprawą. Także wzmiankę o problemach żołądkowych po zbyt dużej ilości słodkości pomińmy.
W tej kwestii Landon zdecydowanie nie był stereotypowym facetem, bo brudnych gaci czy skarpetek na podłodze u niego nie dało się znaleźć. Wszystko miał raczej poukładane, nieczystości leżały w koszu na pranie jak bóg przykazał. Jeżeli faktycznie nie chciało mu się sprzątać, to wrzucał wszystko masowo do szafy, przy czym po jej kolejnym otwarciu, połowa ciuchów leciała mu na głowę. Ale to także inna sprawa.
- A co to się stało, że muszę ratować poczucie twojej wartości? – zapytał, robiąc smutną minkę godną słodkiego, małego szczeniaczka, w którego właśnie rzuciło się kapciem. Przytulił ją na powitanie, zsunął ze stóp buty i przeszedł do salonu, jakby był u siebie w domu. Rzucił się na kanapę i czekał na danie dnia.
Widząc ich desery, ślinianki bruneta od razu zaczęły pracować na wysokich obrotach.
- U mnie w sumie wszystko po staremu – przyznał, wzruszając ramionami.

dewiacja pisze...

[Nie w tym rzecz, koncepcja dobra, tylko ja niewsypana ;D A odpały jeszcze będą, nie ma innej opcji! :D]

Uśmiechnęła się pogodnie w odpowiedzi na pierwsze słowa czerwonowłosej kobiety i skinęła głową. Przecież projektowała, prawda? Może nie była światowej sławy osobnikiem związanym z modą, ale miała o tym pojęcie i powoli wdrażała się w tej zafajdany system. Westchnęła cicho, marszcząc brwi.
Scarlett Swan... Podobna sukienka. Ach, tak! Ostatnio stworzyła kolekcję zwiewnych, wakacyjnych kiecek, a ta miała być uwieńczeniem wszystkich sześciu projektów. Jeden sprzedawała, właśnie pannie/pani Swan. Potaknęła ponownie głową.
- Pamiętam. Dała dość sporą sumę na moją kieckę. Byłam zdziwiona - przyznała, przeczesując palcami blond czuprynę. Lucas nadal przyglądał się czerwonowłosej. Wstał i podszedł do niej, wyciągając drobną dłoń w kierunku kobiety.
- Lucas Blueberg - przedstawił się grzecznie, jak na dżentelmena przystało, bo przecież jego matka o tym zapomniała.

Unknown pisze...

Po deserowych akcjach z Chiarą [btw. chciałam napisać „po lodowych akcjach z Chiarą” ale stwierdziłam, że to po prostu brzmi źle XDD] dziękował swoim genom za to, że nie tyje. Mógł wcinać ile wlezie, ale wciąż pozostawał tym samym chudzielcem z wystającymi obojczykami i kośćmi biodrowymi. Próbował kiedyś coś osiągnąć na siłowni, ale poddał się po tygodniu, stwierdzając, że to dla niego. Z resztą nie widział siebie jako mięśniaka.
Landon zdecydowanie był artystyczną duszą i to od małego. Tyczyło się to raczej muzyki, aniżeli plastyki (choć jako dziecku zdarzało mu się oczywiście coś narysować), ale chodziło tutaj też o charakter i styl bycia. Był muzykiem z własnym, prywatnym światem. Odzwierciedlało to także jego mieszkanie i chaos, jaki często tam panował.
Odebrał bitą śmietanę i nałożył ją do obu miseczek. Zabrał swoją wraz z łyżeczką i zabrał się za jedzenie.
- Ty o wagę akurat nie powinnaś się martwić – stwierdził, uśmiechając się do niej. Spróbował lodów i zamruczał cicho z zadowolenia. Właśnie tego było mu trzeba.
- No dawaj, jestem gotowy – powiedział, gdy już siadł sobie wygodnie, wyciągając nogi na stół.

dewiacja pisze...

Chłopczyk potrząsnął dłonią kobiety i uśmiechnął się czarująco, spoglądając na swoją matkę, która potaknęła tylko głową, robiąc na kocu miejsce i dla czerwonowłosej, bo wyglądało na to, że pannie Lancini nigdzie się nie śpieszyło. Nazwisko kobiety brzmiało obco, na pewno nie znajomo, dlatego Cissy poświęciła dość skrytej obserwacji trochę czasu. Chiara była urodziwą kobietą, a czerwone włosy dodawały jej tylko uroku, i zapewne charakterku.
Młody poczęstował się dropsami i usiadł ponownie na kocu, palcem wskazując na blondynkę.
- A to mamusia, Narcisse Blu... - przerwał, rozkoszując się smakiem dropsa. Wziął swój szkicownik, owszem, Lucas nosił niewielki zeszycik ze sobą i podpierał mamie ołówki, tak jak teraz. Położył się na brzuchu i zaczął coś kreślić. Jak na dziecko, które zwykle tryskało energią, był dzisiaj niezwykle spokojny.
- Miło mi - odparła kobieta i również uścisnęła dłoń czerwonowłosej. - Moje kreacje... - mruknęła, przewracając przy tym oczami. - Są na sprzedać w internecie, na moim blogu, zawsze można przyjść i obejrzeć. Od czasu do czasu, wybrany projekt w niewielkiej ilości pojawia się w butiku mojej znajomej. Ach, sama szyję ubrania, więc rzadko kiedy pojawia się druga taka sama rzecz - dodała z uśmiechem. Akurat z tego była dumna. Już kilkukrotnie dostała propozycję od sieciówek, aby sprzedać im swój projekt. Ale nie. Twardo trwała przy swoim.

[By the way, widzę, że Chiara kumpluje się z Landonem, więc to też możemy wykorzystać ;D]

Kotofil pisze...

- W końcu nie na darmo jestem szefem kuchni – kąciki jego ust uniosły się lekko ku górze tworząc szelmowski uśmieszek. Gdzie tam, ze chciał ją uwodzić, czy coś. Uśmieszek szelmowski, acz subtelny wyrażający po prostu charyzmę człowieka, bo oprócz talentu do kuchni i potraw czy zdolności organizacyjnych, szef kuchni winien być człowiekiem charyzmatycznym i pewnym siebie. W gruncie rzeczy, praca szefa kuchni nie była pracą banalną, jak co poniektórzy mogli sądzić. Will nie raz wracał z pracy zmęczony, bez sił i jedyne co robił to całował poduszkę i całkowicie oddawał się w objęcia Morfeusza.
Tak czy inaczej, William odkorkował wino i nalał je do odpowiedniego kieliszka podając dziewczynie.
- Zostało mi tylko życzyć smacznego. – Ukłonił się jej lekko, po czym wrócił do swojego miejsca pracy. Nie powinno się nagabywać klientów a dać im spokojnie zacząć i skończyć posiłek. Tja, zasady etykiety też powinny wchodzić w zasięg wiedzy dobrego kuchmistrza.

[ I tak sobie myślę, że teraz możesz napisać o tym, ze się ze sobą spotkali jak wychodziła ona i wychodził on z pracy trochę wcześniej i by na siebie wpadli. Chyba, ze masz pomysł na podciągnięcie tego wątku, to spoko :D]

Unknown pisze...

[ umarłam przy “swobodnym toczeniu się po łąkach” i „radosnej kulce” :D ]

Landon od małego był karmiony wykwintnymi daniami, jakie serwowano w najlepszych restauracjach. Kuchnia, bo tak nazywano w jego domu ludzi zajmujących się jedzeniem, odwalała kawał dobrej roboty przed każdym posiłkiem. Często jednak chłopak zazdrościł szkolnym znajomym, którzy mieli na obiad zwykłego schaboszczaka z ziemniakami i jakąś surówką. Kiedy skończył piętnaście lat i zaczął się burzliwy okres jego buntu (trwającego właściwie do dnia obecnego) uparł się na tradycyjne żarcie i takie też otrzymywał, pomimo niezadowolenia rodziców. Niestety, a może stety – zależy z jakiej strony na to patrzeć – hot-dogi, hamburgery i inne tego typu pierdoły wcale nie pomagały mu w przybraniu masy. Wciąż trzymał tę samą wagę i najwyraźniej nie miało się to zmienić.
Kolejny dowód na to, że Lanny nie był stereotypowym facetem – zmieniał codziennie bieliznę jak i skarpetki. I szczerze mówiąc nie mógł sobie wyobrazić chodzenia w tych samych bokserkach dwa dni z rzędu.
Słysząc o tatuaży, kiwnął głową na znak, że zrozumiał. Doskonale pamiętał sytuację, w jakiej się poznali – właśnie w studiu, gdzie pomógł jej wybrać odpowiedni wzór.
- „Donnie Darko”? Nie oglądałem, ale kojarzę. Taki przerażający królik tam był, nie?

Unknown pisze...

[ Byłaś Narcisse na NYC’u? Kurka coś mi się kojarzy, że z toba pisałam XD Tylko nie wiem którą postacią :D Zdaje mi się, że jako Aki Vaara ^^
Wgl. Zobacz co wyskoczyło mi dzisiaj na fejsbuku: https://fbcdn-sphotos-a.akamaihd.net/hphotos-ak-snc6/s720x720/283597_448593425173057_1156019703_n.jpg Od razu pomyślałam o tatuaży Chiary :D ]

Landon wychował się w rodzinie, która rodziną była tylko na bankietach. Może początkowo, gdy państwo O’Callaghan byli młodymi ludźmi pełnymi pomysłów na zmianę świata i szczerze cieszyli się swoim potomkiem, żyjąc w skromnym mieszkanku na obrzeżach Birmingham, byli prawdziwą rodziną. Później, kiedy jego ojciec zaczął robić oszałamiającą karierę prawnika, zaś matka zajęła się projektowaniem ubrań, wszystko poszło się walić. Całe ciepło domowe uciekło wraz z przeprowadzką do ogromnego domu, który i tak przez cały czas stał praktycznie pusty. Żałosne, jak pieniądze mogą zmieniać ludzi.
Holenderska kuchnia również odpowiadała brunetowi. Z resztą mało było potraw, których nie lubił. Jedzenie było dla niego pewnego rodzaju hobby i czasami sam się dziwił, że jego żołądek jest aż tak pojemny.
Jadł powoli swoje lody, wpatrując się w Chiarę. Kojarzył tego królika, ale całe szczęście, że dziewczyna pokazała mu projekty. Obejrzał każdy z osobna bardzo dokładnie, po czym przeniósł wzrok na znajomą.
- Jak dla mnie to pierwszy wzór jest najlepszy. Tatuaże w stylu „3D” jakoś mi nie podchodzą, a ten błysk w oku jest dziwny. Klown jest rzeczywiście przerażający, ale jakoś nie widzę go w postaci dziary – przyznał.

Kotofil pisze...

Cieszył się, że w końcu skończył pracę i wszystko beztrosko zrzucił na swojego zastępcę. Potrafił czasem olać tę całą idealność, którą zawsze musiał utrzymać kuchni swoimi rękoma i powierzyć to komuś innemu. W innym wypadku pewnie nie dałby rady, chociaż kiedyś trudno mu było nabrać takiego dystansu, co przypłacał zmęczeniem i złym humorem. Dzisiaj jednak znów nadszedł dzień, kiedy to Will ruszył dupę w troki i wyszedł wcześniej – było mu wolno, więc korzystał, w końcu po coś ma tego zastępcę, prawda?
Zamyślił się na chwilę o pewniej blondwłosej istocie i o tym całym pierdolniku, zwany jego życiem prywatnym, który tylko czekał kiedy Holland wyjdzie z pracy. A tu bum, bach, ciach i po chwili ujrzał czerwień, a czerwień ta uformowała się w zwiewne fale włosów, a po chwili zniżając wzrok, ujrzał dobrze znaną mu twarzyczkę.
- O, panienka Lancini. – Również pochwalił się swoim brakiem sklerozy i kojarzeniem faktów i odwzajemnił uśmiech. – Mam nadzieję, że smakowało?

Unknown pisze...

Mia, całkowicie w danej chwili pochłonięta przez marzenia i fantazje niezbyt kontaktowała ze światem realnym. Owszem, spoglądała na ludzi, słyszała ich rozmowy, czuła ich dotyk. W środku jednak zamieniła się w wielki album, dzięki któremu powoli otwierała kartki z kolejnymi etapami swojego życia. Miała tak dość często, a co gorsza, nie kontrolowała tego. Zdążyła się jednak przyzwyczaić do tych dziwnych... anomalii? Czymkolwiek to było lubiła siebie. Nawet wtedy, gdy wyglądała dziwnie.
Nawet nie zauważyła, kiedy dopiła do końca sok, odstawiła szklankę i poczęstowała się mini czekoladowym ciastkiem. Takiej delicji nie można sobie odmówić! A na pewno nie taki łasuch, jak panna Evans.
Wzdrygnęła, gdy usłyszała za sobą czyiś głos. Tak... nie tylko marzenia potrafią wyprowadzić ją z równowagi. Smak rozpływającej się w ustach czekolady był tak samo mocny...
Przełknęła to, co miała w ustach, a potem z radosnym uśmiechem odwróciła się w stronę rudowłosej.
- Nie, nie jestem. Mogę w czymś pomóc? - spytała, bo zdążyła zauważyć, że dziewczyna chyba niezbyt orientuje się w obecnie ogarniającym ją spędzie. - Szuka pani jakiegoś obrazu, czy może konkretnej wystawy..? - ciągnęła dalej, nieco się prostując.

Kotofil pisze...

- Dziękuję, staram się – kiwnął lekko głową z uśmiechem. Nie był szczególnie łasy na komplementy, ale miło było usłyszeć od czasu do czasu jakiś całkowicie szczery z ust osoby znającej się na rzeczy. Oczywiście, każdy mógł skosztować i zasmakować, powiedzieć, że to dobre, a potem iść na hamburgera i również nazwać go dobrym. Coś takiego Will uważał za świętokradztwo i szczerze nienawidził fast foodów i innych jego pochodnych. Jedzenie to coś więcej niż paliwo i czasem naprawdę warto dopieścić swoje podniebienie, przynajmniej według Willa.
- Nie spodziewałem się tu pani zobaczyć – powiedział, bo widok jej bez ojca w Amsterdamie całkowicie samej faktycznie był zadziwiający, ale zdał sobie z tego sprawę dopiero teraz. – Samotna wycieczka?

Unknown pisze...

[ To chyba był Aki, ale mieliśmy krótki wątek. Chyba XD I nie szkodzi, ja też jakoś dzisiaj nie mam weny ^^]

W tym wypadku telewizja była kolejnym źródłem podającym wierutne kłamstwa. I to wmawianie, że bogatszym rodzinom żyje się lepiej… Co z tego, iż Landon mógł mieć każdą zabawkę, a nie miał nawet z kim dzielić swojej radości z nowej rzeczy? Z rówieśnikami nie mógł się spotykać, bo „nie byli z odpowiednich sfer” i jedynymi osobami, jakie zdawały się zwracać na niego uwagę byli ludzie ze służby i Kuchni. Chyba najzwyczajniej w świecie żałowali małego chłopca, który całymi dniami przesiadywał sam, wgapiając się w ekran telewizora.
Niestety, najwyraźniej nie wszyscy rodzice potrafili to zrozumieć. Państwo O’Callaghanowie byli tymi, którzy sądzili, że różne prezenty zrekompensują mu brak rodziny.
Postawił szklaną miseczkę z lodami na swoich udach i jeszcze raz zerknął na projekty.
- To oko świecąc może wyjść nieciekawie. No i ten w odcieniach szarości wydaje się ciekawszy. A w jakim miejscu chcesz zrobić?

Unknown pisze...

Landon nie pamiętał momentu, w którym rodzice okazaliby sobie czułość. Prawdopodobnie działo się to wtedy, gdy miał jakieś pięć do sześciu lat, a z tamtego okresu nie kojarzył praktycznie niczego. Wiedział tylko, że był szczęśliwy, a wraz z przeprowadzą wszystko prysło.
Państwo O'Callaghanowie traktowali się chłodno i oschle. Jedynie na bankietach, wśród ważnych osobistości, matka bruneta trzymała się ramienia męża, uśmiechając się sztucznie. Landon zawsze uważał to za najbardziej żałosną rzecz, zwłaszcza, iż wszyscy doskonale wiedzieli o ich problemach małżeńskich.
- Daj mi znać jak będziesz go robić, to wpadnę do studia i potrzymam cię za rączkę - powiedział, śmiejąc się cicho. Jako, że zjadł całą swoją bitą śmietanę, a był zbyt leniwy, aby nałożyć kolejną porcję, ukradł jej trochę z miseczki Chiary. Wyszczerzył zęby i oblizał palec wskazujący, którego użył jako narzędzia zbrodni.
- Dobre miejsce - stwierdził tylko.

Cyźka pisze...

]Nie upomniałaś się, a ja byłam pewna, że odpisywałam oO :(]

Unknown pisze...

[ wybacz, że tak krótko, ale totalny brak weny mam :C ]

Landon także był świadkiem takich sytuacji, bo w końcu do piętnastego roku życia musiał chodzić na te wszystkie durne spotkania rodzin "z wyższych sfer". Jego rodzice nie byli jedynym nieudanym małżeństwem, które robiło dobrą minę do złej gry. Z resztą sporo było dzieciaków takich jak on - z bogatych domów, gdzie najważniejsza była kasa, a nie miłość i ciepło. Większość z nich wyrosła na takich samych ludzi, jak ich rodzice - materialistów i egoistów. Lanny jakimś cudem się od tego ochronił.
Zaśmiał się w odpowiedzi i sam wytknął jej język. Zaraz potem wpakował do buzi łyżeczkę z lodami.
- Myślałem, ale nie mam pomysłu na wzór - przyznał, drapiąc się po policzku.
- Mogę jutro wpaść i popatrzeć? - spytał, spoglądając na nią.

Gaspard Morel pisze...

[Hej, hej... chcesz może ze mną popisać?]