Czy marzyłeś kiedyś o jeżdżeniu na uczelnię luksusowymi limuzynami, imprezowaniem do późnej nocy, robieniem co chcesz, kiedy chcesz i gdzie chcesz? Mona nigdy nie musiała „marzyć” o tego typu rzeczach. Zawsze była rozpieszczana, przez wszystkich wokoło, a gdy czegoś chce, zawsze to dostaje. Na świecie nie ma bowiem rzeczy, której nie można by kupić. To bardzo smutne, ale prawdziwe.
Mona jest córką wpływowego biznesmena, który większość czasu spędza poza granicami kraju. Dziewczyna nie wie dokładnie czym zajmuje się jej ojciec, wie tylko, że jego interesy nie są do końca legalne. Nie przeszkadza to jednak ani jej, ani jej matce, liczy się tylko jego miesięczny dochód. Największy koszmar, który nawiedza Monę w nocy, opowiada historię, w której jej ojca zamykają w więzieniu i odcinają wszystkie fundusze ich rodzinie. To doprawdy byłaby prawdziwa tragedia. W końcu całe życie czerwonowłosej dziewczyny opiera się na wydawaniu pieniędzy. Co miałaby robić, gdyby nie ten przywilej, słusznie jej ofiarowany przez los? Warto dodać, że panna Alvarez uważa, że to co spotyka ludzi na ziemi, jest z góry przesądzone i jej bogactwo oraz wpływy dają jej poczucie wyższości nad innymi ludźmi.
Na mocy danej mnie, przez... mnie.
Może zanim przejdziemy do głównej i najważniejszej bohaterki, zajmijmy się jej najbliższymi. Matka dziewczyny jest byłą modelką, a za Olivera Alvareza wyszła tylko z pobudek finansowych. Ponoć niesamowicie ubolewała, gdy dowiedziała się, że jest w ciąży, ale gdy młoda Mona trochę podrosła i stała się dobrym kompanem w wydawaniu ciężko zarobionych pieniędzy Olivera, Sofia zaczęła ją znosić, a po jakimś czasie nawet na swój sposób lubić. Panna Alvarez ma trzy przyjaciółki, tak samo rozpuszczone i rozwydrzone jak ona. Często, po kryjomu, spiskują przeciwko sobie nawzajem i doskonale o tym wiedzą, ale nigdy nie mówią o tym głośno, aby nie zaprzepaścić tej wielkiej przyjaźni, którą darzą niezwykłym sentymentem. Ostatecznie wszystkie uwielbiają chodzić na zakupy i gardzić ludźmi gorszymi od siebie, a więc… wszystkimi wokół.
Która to opowieść mnie znudziła, bo nie była o mnie. Kumasz zależność?
No dobrze, dobrze. Przejdźmy jednak do tej, która jest najważniejsza w tej historii, czyli do Mony. Jak każda bardzo bogata dziewczynka, uwielbia spędzać czas przed lustrem, na strojeniu się i robieniu makijażu, dodatkowo ma cztery kucyki i czerwone, sportowe auto. Nigdy do żadnej szkoły nie dostała się „uczciwie”, a zawsze przez wpływy ojca, który wpłacał pokaźne sumki na konta dyrektorów. Tak samo było z jej ocenami semestralnymi. Tak naprawdę, to Mona nigdy się nie uczyła, nie umie nawet poprawnie wymienić nazw miesięcy, ale w sumie do czego jej ta wiedza potrzebna? Jest przecież niesamowicie bogata!
Zaliczyła już w swoim życiu kilka wypadków drogowych, raz niemal potrąciła dziecko na pasach. Najgorsze dla niej w tym wszystkim było jednak to, że za każdym razem porysowała swoje ukochane autko i musiała jechać do salonu po nowe, nie skażone żadną rysą.
Co jeszcze można o niej powiedzieć? Bywa troszeczkę nieodpowiedzialna, ale oczywiście tylko odrobinę. W wieku dwudziestu jeden lat przeszła już dwa zabiegi aborcyjne. Co więcej, mówi o tym zawsze ze śmiechem na ustach i nie uważa tego typu spraw za niewłaściwe. Jeśli mamy problem, trzeba się go szybko pozbyć, czyż nie? Często żartuje słowami, typu: „ciekawe co zrobiłoby moje dziecko, gdyby mnie teraz widziało”. Poza tego typu zabiegami, przeszła też kilka operacji plastycznych, aby zniwelować swoje niewielkie niedoskonałości. Dzięki temu stała się wręcz idealną postacią o pełnych, czerwonych ustach, długich, zgrabnych nogach, zabójczym spojrzeniu i zgrabnej pupie. Szczerze mówiąc, to dziewczyna przechodzi tego typu operacje bardzo często, gdyż sprawie jej to przyjemność, a świadomość, że może być jeszcze piękniejsza daje jej chorą satysfakcję.
Mmm... anatomia, to mnie kręci.
Mona Alvarez cechuje się bardzo silnym temperamentem. Nie boi się wyrażać głośno swojej opinii na dany temat, ani skrytykować przypadkowo spotkanej na ulicy osoby. Jest lepsza od reszty plebsu, więc nawet powinna robić tego typu rzeczy. Kolejki w sklepach jej nie obowiązują, co często sprawia, że inni klienci jej zazdroszczą, ale to nie jej wina, jest od nich po prostu lepsza i tyle.
Jak na niesamowitą bogaczkę przystało, jest także wszechstronnie uzdolniona. Wszystko, czego się dotknie jest idealne i nieskazitelne. W końcu ona sama taka jest. Czy ma jakieś wady? Nie, zdecydowanie nie posiada tak okropnej cechy charakteru jak wada. Jest urocza, czarująca i zawsze dostaje to, czego chce. Czy ktoś taki mógłby mieć wady? Czy dziedziczka wielkiej fortuny mogłaby mieć jakieś wady? Nawet jeśli, to zawsze można by kupić coś, co je zniweluje. Jak już wspomniałam, na świecie nie ma rzeczy, których nie można kupić.
Poza tym, dziewczyna uważa się za kogoś, kto mógłby zawładnąć światem, gdyby tylko miał na to ochotę, ale, że na razie jest zbyt zajęta sobą i swoimi przyjemnościami, nie ma czasu na takie głupie błahostki. Przecież i tak wszyscy ludzie są jej poddanymi, którzy powinni robić to, co im rozkaże i być na jej usługach.
Ta, chcielibyście, się na niej wyżyć, co nie, kurna? Zobaczymy teraz, kto czyta te całe karty postaci. Niestety macie do czynienia z nieco inną osobą, niż z tą, opisaną wyżej. Choć Mona Alvarez jest na tyle nietuzinkową postacią, że jeśliby chciała, mogłaby wykreować taki, a nie inny wizerunek i nie przeszkadzałoby jej to, co inni o niej sądzą. Jaka więc jest naprawdę, jeśli opis powyżej do niej nie pasuje? Ciężko jest to stwierdzić. Każdą jednostkę, traktuje w inny sposób, w zależności od tego, z kim ma do czynienia. Jeśli nie spodoba jej się dany delikwent, potrafi zrobić z siebie tak rozwydrzona primadonnę, że każdy normalniejszy człowiek ucieka, gdzie pieprz rośnie. Potrafi być jednak także niesamowicie miła dla niektórych, a także zwyczajnie obojętna. Pytanie jest zatem jedno: co sprawiło, że dziewczyna traktuje ludzi tak, a nie inaczej? Otóż fakt, że im nie ufa. Nie, nie została nigdy brutalnie skrzywdzona, porzucona, czy pobita. Zwyczajnie uważa, że ludziom nie wolno ufać, ot tak. Ta głupia zasada sprawia, że dziewczyna ma niesamowite problemy z nawiązywaniem kontaktów z innymi ludźmi, gdyż bardzo szybko się do niej zniechęcają i spisują na straty. Jej skomplikowaną osobowość odłóżmy jednak na bok i nie zagłębiajmy się w nią dłużej, gdyż zwyczajnie nie da się tego opisać. Trzeba ją poznać… o ile komuś się tak naprawdę uda.
Co wiadomo o niej na sto procent? Wychowała się w malutkim miasteczku, na północy Holandii, którego nazwy nikt nie kojarzy, ani nikt nie wie gdzie ono leży. Rodzice nie chcieli, żeby zmarnowała się w tak malej mieścince bez większych perspektyw, więc wysłali ją do Amsterdamu, aby tam kontynuowała naukę, a później znalazła jakąś dobrą pracę.
Jak jej kazano, tak też zrobiła i, nie ukrywajmy, z wielka satysfakcją przeprowadziła się do wielkiego miasta. W swojej rodzinnej miejscowości dosłownie się dusiła, więc wyjazd był dla niej zbawieniem. Obecnie studiuje na wydziale psychologii, jej prawdziwą pasją jest jednak malarstwo. Kilka razy udało jej się nawet otworzyć wystawę z własnymi pracami, ale nie marzy o karierze malarki. Umie oddzielać marzenia od rzeczywistości, więc sumiennie przykłada się do nauki. Pracuje też dorywczo w weekendy, jako dj’ka lokalnego radia, prowadząc wieczorny program wraz z przyjacielem z roku.
Ano, przyjaciele. Jej najlepszym przyjacielem jest chyba jej pies, Spark. Jest jej nieodłącznym kompanem i Mona nie wyobraża sobie życia bez tego czworonożnego towarzysza. Jeśli chodzi o tych bardziej ludzkich przyjaciół, ma ich niewielu. Dokładnie dwóch, ale nigdy o nich nie mówi.
Im więcej człowiek o Tobie wie, tym bardziej może Cię zranić…
Jeśli trzeba by podsumować Monę Alvarez w kilku zdaniach, to wystarczy stwierdzenie, że na pierwszy rzut oka, jest osobą, która stanowczo wyróżnia się spośród tłumu swoimi czerwonymi włosami i czujnym spojrzeniem. Jeśli jednak już odważysz się do niej podejść okaże się, że nie jest tak brawurowa, jak mogłoby się wydawać. Z pewnością jest kimś, od kogo bije pewność siebie. Nie boi się sprzeciwić, jeśli coś jej się nie podoba, nie boi się kogoś poprawić, gdy ten popełnia błąd, jeśli kogoś nie lubi, to mówi mu o tym prosto w twarz. Nigdy nie opuszcza jej poczucie humoru i dobry nastrój, uwielbia taniec i gimnastykę, choć na razie nie ma osoby, z którą mogłaby dzielić te zainteresowania.
Nie jest też typową laleczką, która nie wyjdzie z domu bez makijażu, ani kimś, kto wyróżnia się wybitna urodą, co nie oznacza, że jest maszkarą.
Co powinno się wiedzieć o Monie?:
-Nie jest to jej prawdziwe imię, ale jak na razie nikomu nie zdradziła tego prawdziwego. Nigdy nie podała powodu.
- Dzieli mieszkanie blisko centrum miasta, wraz z kuzynem, Ronaldem. Często udaje dziewczynę mężczyzny, gdy jego „przygoda na jedną noc” nie chce się wynieść z ich lokum.
- Jest bardzo tolerancyjna, zarówno w kwestiach poglądów, jak i wyglądu.
- Nie lubi ludzi, którzy myślą, że mogą jej rozkazywać.
- Nie ma żadnych nałogów, choć w przeszłości różnie bywało.
- Jej największą wadą jest spóźnialstwo.
Gdzie można ją najczęściej spotkać?
- Na uczelni
- W parku, gdzie często rozstawia swoją sztalugę i pracuje nad obrazem, niemal cały dzień
- W okolicach radia „Jet”, gdzie pracuje dorywczo w weekendy
- W barze „Heavy Heavy”, który znajduje się na parterze budynku, w którym mieszka.
[A teraz krótkie wyjaśnienie: dlaczego karta taka, a nie inna? Cóż, nie lubię podawać innym autorom całej historii i charakteru mojej postaci na talerzu, wolę, aby sami ją poznawali z biegiem czasu. Witam serdecznie wszystkich autorów i dedykuję wam piosenkę, przy której pisałam tę notkę: [Klik] (kochamy Nickelbacka! <3)]
*Zdjęcia należą do tego autora: Noukka
26 komentarzy:
[Dobry wieczór ;) Zdjęcia cudowne! Niestety na obecną chwilę nie mam pomysłu na wątek, a z resztą piszę ich już trochę sporo i nie wiem, czy bym wyrabiała ;)]
[Łahaha. A więc to ty! :D Dobra, jak będziesz miała pomysł, to zaczynaj ;D]
[ Powiem, że karta intrygująca. Przebrnęłam przez całą i powiem, że sprytnie została karta napisana. Naprawdę mi się podoba. A sama Mona równie intrygująca :)]
[Pf! Po mailu bym poznała, ot co ;D A czytaj, czytaj, tak dużo tego nie ma ;P]
[Ale żeś się rozpisała, a ja nie mam siły na taki długi komentarz! Damn it ;D Trochę to potrwa, ostrzegam.]
[Jak mi się nie uda dzisiaj, to będzie jutro ;D]
[ Sprytny zabieg, nie powiem. I ślicznie dziękuję za rozpoczęcie.]
River, nawet nie do końca wiedziała kim jest ów chłopak, choć na liście kontaktów w jej telefonie widniało jego imię i nazwisko. Podobno parę razy byli razem na jakiejś imprezie. Mhh, ciekawe, doprawdy ciekawe, tylko jakimś cudem panienka Morel za Chiny ludowe nie mogła sobie przypomnieć jak wygląda ów jegomość. A trzeba przyznać, że cierpiała na chorobliwe wręcz zapamiętywanie ludzkich twarzy. Tym razem w jej głowie panowała pustka, kiedy słyszała o niejakim Riverze, którego podobno znała. Gdy zadzwonił i poprosił o przyjście do studia nie odmówiła, bo była zbyt dobrą duszyczką, a poza tym zawsze marzyło jej się odwiedzenie radia i zobaczenie jak wygląda praca w takim miejscu. Potraktowała to więc jak wyzwanie.
Gdy tylko wprowadzono ją do studia, a tam zastała czerwonowłosą dziewczynę, przygryzła lekko wargę w geście zakłopotania, nie wiedząc co dokładnie się dzieje i czemu przychodzi jej obcować z ową osóbką. Niemniej nie zraziła się na wstępie i z charakterystycznym dla siebie wesołym uśmiechem zajęła wskazane jej miejsce.
- Jestem Amelie, ale wiesz, ja się na tym nie znam. Znaczy zajmuję się projektowaniem, a świecie mody wiem to co jest jego podstawą- projektantów, modelki, najlepsze szkoły, ale bardziej skupiam się na własnej karierze, a przede wszystkim uczelni i nie wiem czy będę w stanie odpowiedzieć na wszystkie pytania.- stwierdziła spoglądając na Monę, nieco przerażona wizją tej rozmowy, obawiając się, iż nie sprosta zadaniu. Posłała wiec czerwonowłosej przepraszające spojrzenie i delikatny uśmiech.- Mam nadzieję tylko, że nie będzie pytań o trendy, bo są głupie. Wystarczy wejść na style.com i pooglądać pokazy, albo zaopatrzyć się w jedno z pisemek, które powie wszystko.- mruknęła pod nosem, nie do końca wiedząc, czy wypowiedź ta była skierowana do kogokolwiek konkretnie, czy tylko tak narzekała sobie pod nosem, jak to w sytuacjach stresowych miała w zwyczaju.
Szczerze mówiąc spodziewała się, że będzie zdecydowanie gorzej, że na jakimś pytaniu się potknie, zapadnie martwa cisza, bądź zacznie dukać. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca i póki co rozmowa szła gładko, bez zbędnych komplikacji, a sama Amelie coraz lepiej odnajdywała się w całej tej sytuacji, wręcz zaczęło jej się to wszystko podobać. Jednak gdy skończyła się część pierwsza ich rozmowy odetchnęła z ulgą.
- Jest świetnie. Naprawdę.- uśmiechnęła się wesoło sięgając po wodę.- Od dawna tutaj pracujesz? Wiesz, niespecjalnie słucham radia, bardziej wyznając kult mojego ipoda. Ale przyznam, że masz niesamowicie ciekawe zajęcie.- upiła łyk wody, jeszcze raz rozglądając się ciekawskim wzorkiem po studiu. I to naprawdę nie było tak, że nie chciała rozmawiać, raczej czuła się trochę skrępowana i niepewna, nieco przerażona tą niecodzienną sytuacją w jakiej przyszło jej się znaleźć. Ale gdy tylko się uspokoiła, jak zwykle na wierzch wychodziło jej gadulstwo i ciekawska natura, czego Mona mogła być teraz świadkiem.
- W ogóle skąd pomysł na podobną audycję? Nigdy o niczym takim nie słyszałam. W ogóle sądziłam, że do tego lepiej nadają się czasopisma, ale sądzę, że to świetny pomysł. O ile faktycznie ktoś nas słucha.- zaśmiała się wesoło. Nie chciała w żaden sposób urazić Mony, ale nie wierzyła by ona, Amelie Morel, miała jakąś siłę przebicia i mogła zachęcić ludzi do wysłuchania tejże audycji.
Fifo - tak bardzo pomysłowe imię, ale Eva nigdy nie przykładała wagi do tego, jak nazwie swoje zwierzę. Golden, który mieszkał z jej rodzicami w Hadze wabił się Goldie, a właściwie to ona się tak wabiła, bo Goldie była niezwykle przyjazną suczką, która pozwalała sobie na bycie zabawką małego Milana od dnia jego narodzin. Fifo był za to nieco nadpobudliwym szczeniaczkiem, który wszędzie szukał miejsca, rzeczy lub towarzysz do zabawy i teraz trafił na innego psa, który zaczął obskakiwać Evę.
Nie, dziewczyna się go nie bała, a swojego psiaka niosła na rękach, bo przeszli już spory kawałek, a Fifo nie był jeszcze tak wytrzymały, jakby chciał, a w dodatku był okropną niezdarą.
- Oj, cześć piesku... - mruknęła, jedną ręką klepiąc tamtego psa po głowie. Zarówno nieznany pies, jak i Fifo zaczęli szczekać. No, pięknie, pomyślała, ale w tej chwili podeszła do niej czerwonowłosa dziewczyna, która wydawała się być dziwnie znajoma.
- Nic nie szkodzi... - odpowiedziała i postawiła Fifo na ziemi, a ten pognał przed siebie, odciągając też tego drugiego psa. Najważniejszym jednak było to, aby mieć go na oku. Był nierozsądny, ale mając teraz starszego towarzysza, nie powinien zrobić nic głupiego. - Ten mały diabeł mnie kiedyś wykończy - odparła, przeczesując palcami włosy.
- Normalna? Uwierz mi, zdecydowanie to nie odpowiedni przymiotnik dla opisania mojej osoby.- zaśmiała się cicho, kręcąc z niedowierzaniem głową, że ktoś tak określił jej osóbkę. Wszyscy przyjaciele pewnie pokładaliby się teraz ze śmiechu, gdyby tylko to usłyszeli.- Choć rzeczywiście nie płaczę, gdy coś mi nie wychodzi, czy nie znam odpowiedzi. Czasami tylko się wkurzam, choć zazwyczaj jest raczej spokojnie. W razie czego zawsze można zmyślać.- mrugnęła do dziewczyny uśmiechając się wesoło i dopijając niemal do końca wodę ze swojej butelki.
- No niestety, z pracą tak bywa. Wszystko po pewnym czasie zaczyna nużyć.- westchnęła cicho, wiedząc doskonale jak to jest. Czasami chciała już rezygnować ze studiów, obranej drogi, kiedy brakowało jej pomysł, czy projekty w rzeczywistości okazywały się mocno ustępować genialnym szkicom. Ale nigdy się nie poddawała. W chwilach zwątpienia wybierała się na spacery, słuchała muzyki, bądź oglądała filmy, by w jakiś sposób znaleźć inspirację. I choć czasami trwało to całkiem długo, zawsze jednak skutkowało i zwiastowało powrót panienki Morel w wielkim stylu.
A więc studentka. Zatem kojarzyła ją z uniwersytetu. No, dobrze. Jedna zagadka rozwiązana, ale kiedy tylko się rozwiązała, Evę zaskoczyła drugą: dlaczego u licha miałaby zostać modelką tej dziewczyny? Niczego w niej specjalnego nie było, w sensie, w Evie, ale skoro mały sobie wesoło hasał z nowym kolegą, to ona mogła posiedzieć trochę z nową koleżanką, prawda?
Prawda, zatem niepewnie, bo niepewnie, ale skinęła głową i uśmiechnęła się lekko, łapiąc się za tył głowy.
- Jeśli naprawdę uważasz, że mogę być modelką, to w porządku. Nie widzę problemu - odparła z uśmiechem, nieco pewniejszym, niż ten, który przed chwilą pojawił się na jej ustach. Nie rozumiała, czemu dziewczyna chowa się do cienia, skoro pogoda była naprawdę cudowna. Eva wręcz uwielbiała, kiedy promienie słońca muskały jej, jeszcze bladą, skórę. Zażywanie kąpieli słonecznych w trakcie wakacji było jedną z jej ulubionych rozrywek, oczywiście poddawała im się w umiarze, aby nie wyglądać, jak skwarek.
[ Jest okej ;) Dzięki, że zaczęłaś :D ]
Angel miała serdecznie dość mieszkania z natarczywą, wścibską, wielbiącą ponad wszystko swojego kota ciotką. Już od dłuższego czasu szukała jakiegoś lokum, które byłoby jednocześnie tanie, jak i dość wygodne. Oczywiście takich nie ma wiele, ale czemu by nie spróbować? Dlatego też, kiedy już znalazła pewne ogłoszenie w gazecie, skierowała się pod wskazany adres, a następnie próbowała przyciągnąć kogoś do drzwi, aby łaskawie jej otworzył. Stała tam może piętnaście minut, powoli krew ją szczerze zaczęła zalewać. Po jasną cho.lerę ktoś daje ogłoszenie, jeśli ma potencjalnego współlokatora gdzieś? A może jej widok odstrasza? Naprawdę przestała się tym przejmować.
Już miała skierować się do wyjścia, gdy usłyszała kogoś za sobą. Odwróciła się w stronę dobiegających głosów, marszcząc przy tym brwi.
- Dlaczego? - spytała, krzyżując ręce na wysokości piersi. - O ile wiem, to komuś bardzo zależy na współlokatorze, a poza tym ogłoszenie w gazecie też do czegoś zobowiązuje - rzuciła, czując, jak nerwy zaczynają nią szarpać. - Och, wiem! Ktoś chyba woli cukrowe lalki z cy.ckami na wierzchu... - mruknęła z niezadowoleniem i oparła się o ścianę obok.
Poranek wykorzystany na próbach, południe spędzone na konkursie dla grupy jedenastoletnich baletnic, którymi Jackie się opiekuje, no i popołudnie spędzone w teatrze - oto dzisiejszy dzień blondynki. Mimo że kompletnie nie miała czasu dla siebie, ani dla przyjaciół, nie marudziła. Sama się zdecydowała na takie a nie inne życie.
W czasie przerwy wyszła na świeże powietrze, chcąc uciec od tych wszystkich piskliwych, początkujących tancerek, jakie obecnie siedziały w szatni. Owszem, ona sama kiedyś taka była, no może parę tonów cichsza, ale jednak. Podekscytowana, radosna, ambitna. Ostatnia cecha jej pozostała do dziś, podobnie jak radość z tego co robi. Podekscytowanie zaś uciekło gdzieś daleko i prawdopodobnie zrobiło to bezpowrotnie.
Pierwsze co jej przyszło na myśl, to : "Dać im do wyboru teatr i operę. Wybiorą teatr, bo przynajmniej coś się dzieje."
Uśmiechnęła się delikatnie do swoich myśli. Tak, może i pracowała w teatrze i może i była związana z muzyką, ale to nie oznaczało, że nie znała podejścia innych ludzi do tego typu sztuki. Teatr sam w sobie nie jest czymś pociągającym dla wielu młodych ludzi, którzy znacznie bardziej wolą pójść do kina. A przecież w teatrze łatwiej się obserwuje ludzkie zachowania, widać pracę i wysiłek, jaki aktorzy oraz tancerze włożyli w spektakl.
- Ciężkie zadanie - podzieliła się swoimi myślami z dziewczyną. - Młodzież nie zacznie chodzić do teatru, do póki nie wybije się stereotypu, który zapanował nad światem. Tego, który głosi, że teatr jest tylko dla starych babć, albo nadętych biznesmenów, którzy chcą pokazać jacy są bogaci...
Ileż to razy słyszała takie komentarze od młodych ludzi zmuszonych przez szkoły do 'ukulturalnienia się'? Mnóstwo. Jacqueline potrafiła uważnie słuchać i często to robiła. No chyba że sprawa dotyczyła ślubu, rozwodu, śmierci, czy czegoś w tym stylu. Wtedy starała się nie słuchać.
Słuchała jej uważnie, chociaż całość wydała jej się głupotą. Po co ktoś w takim razie marnuje sobie czas? Nie lepiej wyjść na ulicę i od razy wszystkich rozstrzelać? Albo podłożyć bomby. Będzie miał ludzkie fajerwerki, a poza tym dokuczy większej ilości osób.
Chociaż może ów osoba nie jest na tyle trzepnięta. Tak, wtedy mógłby zaistnieć problem ze zrealizowaniem tego jakże fascynującego planu.
Zaraz... czy tylko ona miewa takie głupawe myśli?
Wzruszyła ramionami, unosząc głowę lekko ku górze i przestępując z nogi na nogę. Co jak co, ale te wysokie obcasy może i akurat dla niej były wygodne, ale ślęczenie w nich przez cały dzień to lekka przesada.
- A bo ja wiem - powiedziała po chwili zastanowienia. - Znając swój temperament nie zjarało by się tylko jego mieszkanko, ale i cała kamienica. Naprawdę chcesz ryzykować? - wywróciła oczami, po czym wyciągnęła z kieszeni kurtki papierosa, odpaliła go, a potem się zaciągnęła. Kilka sekund później wypuściła dym z ust, opierając się o ścianę. Spojrzała na dziewczynę. - Palisz?
[Witam. Oczywiście piszę zapytać czy masz ochotę na jakiś wątek. Ciekawie próbowałaś wyjść z problemu karty, choć... mam kilka zastrzeżeń, ale nie mi sądzić :P Poza tym to zabawne, że blogi ściągnęły z RPG karty postaci, a teraz dużo ludzi ma ich dość i próbuje się jak najskuteczniej od nich wykręcić...]
[Zatem:
1. Zapamiętam!
2. Co taki prosty człowiek, jak ja może o tym wiedzieć :P
3. Też nie lubię kart, ale pokornie się z nimi godzę. Poza tym postać nie ma przecież stałego charakteru. Pewne wydarzenia zmieniają bohaterów.
4. Niestety nie pomogę, bo właśnie wracam do pisania na blogach i rozkręcam wszystko.... w wyniku czego brakuje mi pomysłów...
:D]
No tak, jeśli już nic nie pomaga, to najwyraźniej trzeba odnieść się do siły perswazji. Szkoda tylko, że pomimo tego, iż chcemy zrobić coś dobrego dla innych (to nic, że ktoś i tak ucierpi, liczy się przecież dobro większości), sami możemy wpakować się w niezłe kłopoty, a co za tym idzie i tak temu komuś sprawić przyjemność. Bo jeśli człowiek nie celowi, lecz sobie zrobi na złość, wtedy te dobre strony przechodzą na stronę przeciwnika. Zawiłe to trochę, ale tak już jest.
To może i by w takim razie było dobrym wyjściem z opresji. Czemu w zasadzie utrudniać życie innym? Tylko, żeby to nazwisko nie pomyliło się komuś z Hogwartem, bo wtedy jeszcze zleci się stado nastolatków z ogromną chęcią ratowania swojego sprzymierzeńca. A to wtedy popsułoby wszystkie szyki.
Ona jeszcze paliła i chyba przestać nie zamierzała. W końcu musi się pocieszyć czymś, skoro ćpać już nie może. Ale strasznie ją nęci. Najbardziej wtedy, gdy idzie do klubów, w których wie, że na każdym rogu znajduje się jakiś diler. Po co tam łazi? Chyba jeszcze z przyzwyczajenia.
- Uwierz mi, gorsze rzeczy widziałam - mruknęła tylko, odprowadzając mężczyznę wzrokiem i dalej paląc papierosa. Nie ruszyło ją to ani trochę. W końcu sama przebywała w podobnym towarzystwie, czasami przebywa nadal. Czego więc się bać?
- Szuka pan współlokatorki? - spytała zaraz, jakby nawet od niechcenia.
- O mnie się nie martw. Jestem już duża i umiem sobie poradzić.- zapewniła czerwonowłosą prezentując jej jeden ze swoich wesołych uśmiechów, które i tak chyba zawsze gościły na jej twarzyczce. Wieczna optymistka, zawsze radosna i rozgadana. Ot, cała Amelie.- Ale uwierz, wystarczy kilka godzin w moim towarzystwie i przekonasz się, że szalone ze mnie zwierzę.- stwierdziła wesoło, choć zaraz lekko zmrużyła oczy, nie będąc pewna, czy aby to wyrażenie dobrze brzmiało. Coś chyba jej nie wyszło. Machnęła więc tylko ręką, chcąc puścić swoje głupie słowa w niepamięć, by przypadkiem Mona zawczasu nie wyrobiła sobie o niej złego zdania. Tego ewidentnie nie chciała.- No w każdym razie... będzie dobrze. Na pewno. Dam sobie radę. A w razie czego będziesz świadkiem tej wyjątkowej chwili, gdy robię się agresywna i ciskam przekleństwami w każdym znanym mi języku.- dodała nieco ciszej, już wcale nie z takim radosnym uśmiechem, bo i nie było się czym chwalić. Nawet jeśli nie była w pełni porządną panienką z dobrego domu, to i tak nie sądziła by było to coś godne podziwu. Nie,z decydowanie nie. Choć... Na pewno wyglądało zabawnie i równie śmieszne brzmiało.
Ale podobno przeciwności lubią się przyciągać. Może i tak było z nią? Bo skoro wybrała psychologię, ale twierdzi, że samo by jej się takie coś przydało... Nigdy nic nie wiadomo. A może ludzie zajmują się tym, czego najbardziej im trzeba/brakuje? To na pewno była jedna z tych kwestii, nad którymi można by dyskutować w nieskończoność. Lecz tak, lepiej się zająć tym, co jest tu i teraz. W końcu następnego dnia można wpaść pod samochód.
Ale jeśli chodzi o Angel... Czy ona nie wykorzystała czasem już swoich wszystkich żyć?
Czasami mówienie i przy okazji przekonywanie kogoś do własnych poglądów może okazać się sukcesem. Bywa jednak też tak, że z tego wszystkiego, zamiast porozumienia może powstać nie mała kłótnia. A po co do tego doprowadzać? Lepiej zachować neutralność, póki nie jest się pewnym, że druga osoba ma takie samo zdanie, jak my. No, można tez ryzykować. Co kto woli.
Po jego słowach Angel mocno się zaciągnęła, powoli wypuściła dym z ust, a potem zaśmiała się drwiąco. Pokręciła głową, znowu się zaciągnęła, a potem podeszła do faceta.
- Striptizerki powiadasz... - uniosła wysoko jedną brew, uśmiechając się znacząco. - I nie zapłacisz wiele... - powtórzyła po nim, zbliżając się do mężczyzny coraz bardziej. Kolejny raz się zaciągnęła, a potem wypuściła jeszcze wolniej dym z ust, w końcu się zatrzymując. Oparła się na jego ramieniu, a swój wzrok skierowała w jego oczy tak, że mogło się wydawać, iż przegląda go na wylot. - Wiesz co ci powiem? - szepnęła mu do ucha, w jednej dłoni wciąż dzierżąc papierosa. - Spier.dalaj - również szepnęła, a potem z całej siły kopnęła go w czułe miejsce. A jakże. Wrzuciła mu za koszulkę jeszcze papierosa, a potem złapała dziewczynę za rękę i jak najszybciej się stamtąd oddaliła, kierując się na schody prowadzące do góry. - Idiota - warknęła.
[.... z filmu, który mnie zaciekawił, ale nie wiem czy obejrzę :P A poza tym ja piszę w tej chwili z piętnastoma osobami... to niestety trochę trwa]
[Dziękuję za zaczęcie wątku (:]
Julia dopiero od kilku dni ponownie zagościła w Amsterdamskich granicach, a co za tym szło, postanowiła podjąć ponowną próbę ukończenia studiów. Wydział historyczny był interesujący, jednak dla niewielkiej liczby studentów. Panienka Marsman nie miała im tego za złe, wiedziała, że jest to kierunek, który zazwyczaj męczy.
Kiedy zegar wybił godzinę kończącą ostanie, dnia dzisiejszego zajęcia, Julia z uśmiechem na twarzy wyszła z budynku college'u, by udać się na mały spacer po kampusie. Minął niespełna rok, nim ostatni raz zwiedzała swoje ulubione kąty. Z ciekawością udała się pod drzewo, przy którego pniu siadała wraz z przyjaciółmi w czasie przerw między zajęciami. Kiedy zobaczyła ów miejsce, wspomnienie momentalnie napłynęły do jej głowy. Nagle, niespodziewanie wpadł w jej drobne dłonie zwykły, drewniany ołówek. Widząc dziewczynę zeskakującą z drzewa, zdziwiła się jeszcze bardziej.
- Nie miałam zamiaru go zabierać - powiedziała, oddając jej zgubę. Minę miała niezwykle zdziwioną i chyba nie trudno się jej dziwić.
Przerażająca jest myśl o tym, ile potencjalnych talentów do przeróżnych dyscyplin się marnuje tylko dlatego, że rówieśnicy, najbliżsi, czy też przyjaciele tego nie akceptują. Do czego to doprowadzi?
- Prawda jest taka, że wbrew pozorom gra w teatrze jest o wiele wiele trudniejsza - przerwała, zbierając myśli. Może i nie była aktorką, a tancerką, ale mimo wszystko wiedziała jak to wygląda. - Aktor filmowy ma możliwość wielokrotnego powtórzenia tej samej sceny, aż zagra ją dobrze. Pracownik teatru może to zrobić te kilkanaście razy na próbach, ale na przedstawieniu każda pomyłka może okazać się zgubna dla spektaklu. Oczywiście, może się zdać na improwizację, ale to zawsze jest ryzyko. Niestety mało ludzi docenia pracę jaką ci drudzy aktorzy wkładają w to co robią. A szkoda - zakończyła z westchnieniem. Po chwili uświadomiła sobie, że się nieco rozgadała, ale dziewczynie to chyba nie przeszkadzało.
- Trudno mi powiedzieć - zawahała się. - Dzieci są ufne i w pewnym sensie naiwne, więc łatwo byłoby je przekonać, że teatr jest warty uwagi. Młodzież ma tę przewagę, że ma swój rozum. Znacznie więc trudniej przekonać ją do czegokolwiek, zwłaszcza, że jest ona dość buntownicza - znowu się rozgadała. - Myślę, że nie próbowałabym ich do niczego zmusić. Pokazałabym po prostu jakie ma zalety teatr i czym się różni od kina - uśmiechnęła się.
Mila zmierzała akurat do kliniki. Stwierdzając jednak, że ma w chuuuu... dużo czasu, zasiadła na ławce i patrzyła się tępo w przestrzeń, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, jak depresyjnie musi wyglądać.
Czasami z błahyh powodów jej humor, który w końcu już nieźle się trzymał - zaczął się pogarszać. Dzisiaj na przykład klient w kwiaciarni potraktował ją jak śmiecia, tylko dlatego, że jest młoda, jest kobietą - i sprzedawcą. To obrzydliwe, że większość ludzi traktowała sprzedawców jak podludzi. Jak służbę. A przecież pracowanie w kwiaciarni w centrum Amsterdamu to co innego niż siedzenie na kasie w polskim Tesco. Tworzyła małe rękodzieła. Niezbyt trwałe, ale mimo wszystko - rękodzieła.
Dopiero po chwili zorientowała się, że w rękach trzyma swój własny portret. Na sam widok uśmiechnęła się, a gdy przeczytała podpis - jej uśmiech jeszcze się poszerzył. Podniosła się z ławki i podeszła do dziewczyny.
- Łał, naprawdę chociaż na jednym portrecie wyszłam do siebie podobna - zaśmiała się lekko.
Zauważyła, że dziewczyna robi notatki, ale jej to nie przeszkadzało. Domyśliła się, że taka jest jej praca, więc czemu miałaby jej ją utrudniać? Zwłaszcza, że własne zdanie na ten temat wyrobione miała, a była akurat w gadatliwym nastroju. Przynajmniej czas minął jej szybciej, a to w jej przypadku dobrze. Strasznie nie lubiła tych przerw, one kompletnie rozstrajają tancerzy i potem jest jedna wielka histeria na scenie, kiedy ludzie nie robią tego co mają.
- Nie dziękuj - wzruszyła ramionami, uśmiechając się delikatnie. - Powiedziałam tylko co o tym sądzę, a czy miałam rację.. Cóż, pewnie się kiedyś dowiesz.
Z budynku wyszła inna tancerka i zawołała pannę Darrieux. Blondynka kiwnęła głową, po czym zwróciła się twarzą do stojącej przed nią dziewczyny.
- Obawiam się, że moja przerwa dobiegła końca - westchnęła. Tancerki zawsze zbierały się szybciej, tak samo jak i orkiestra, czy aktorzy. Lepiej być na miejscu przed końcem przerwy niż wpaść spóźnionym na własne przedstawienie, czyż nie?
- Tobie pozostało jeszcze kilka minut, ale jeśli chcesz zdążyć przed wlewającym się do sali tłumem, to proponuję żebyś też już szła - to była tylko propozycja. Co prawda uzasadniona, bo Jackie doskonale wiedziała jak wygląda takie wchodzenie do sali po przerwie. Masa ludzi, zlewające się ze sobą, mocne i często słodkie perfumy oraz hałas związany z ostatnimi rozmowami. Cóż.. Ona tego nie lubiła, ale dziewczyna może i tak.
Idąc do budynku, odwróciła się jeszcze na moment.
- Jestem Jacqueline - powiedziała dosyć głośno.
- I których na to stać - dorzuciła ze śmiechem blondynka. W sumie nieraz wyglądała tak, jakby jednak ją było stać, w pięknych sukienkach, fantazyjnych butach i złotej biżuterii (to się nazywa WYNIEŚĆ COŚ ze związku!), którą miała jeszcze od męża, z drogimi z pozoru torbami. Ale dużo w jej stylu zostało z "dostatniego małżeństwa", a tak niewiele było w tym prawdy, bo nieraz nie starczało jej na rachunki.
Przyjrzała się obrazowi, który malowała teraz dziewczyna i już miała w sumie odejść, gdy znów popatrzyła na samą autorkę i coś ją uderzyło! Kojarzyła tę dziewczynę... Była kiedyś na randce, z gościem całkiem miłym, dogadywali się, ale ta randka była jedną z najbardziej niezręcznych i drętwych i chwała Bogu ruda zbawiła ją przed tym okropnym i przedłużającym się spotkaniem...
- Ty jesteś dziewczyną Rona, prawda? - uśmiechnęła się nagle, czując niewielkie skrępowanie. - Przepraszam cię za tamto, on naprawdę nie mówił, że ma dziewczynę... nie umawiam się z zajętymi facetami.
[haha, wybacz, musiałam :D wyplątuj się teraz]
A więc w takim razie mógł przeżyć jedną z najlepszych, jak i pewnie najgorszych chwil w swoim życiu, jeśli chodzi o kontakty z kobietami. Kto wie? Może przeżył traumę... Może się uspokoi? Czas pokaże.
Angel zawsze się mieszała, do każdej sprawy. Czasami, właściwie w większości sytuacji nie robiła tego świadomie, po prostu takie było jej fatum. I charakterek, który wiele rzeczy prowokował i robił jednocześnie niezłe zamieszanie. Co poradzić, taka już jest.
Angel potrafiła ukrywać swoje emocje. Jedynie jakieś mocne przeżucia, czy coś, co graniczyło z cienką linią, której nie chciała przekraczać powodowało, że dziewczyna zaczynała krzyczeć, rzucać rzeczami, czy po prostu się ranić. Za dużo chyba tłamsi w sobie.
- Właściwie to nie wiem, jak najdalej od niego - powiedziała z obrzydzeniem, a po słowach dziewczyny dodatkowo się skrzywiła. - Masz jakiś pomysł? Bo ja po tym widoku i myślach mam ochotę się schlać...
Prześlij komentarz