LISTA POSTÓW

piątek, 25 maja 2012





Nie powiem, że kobiety nie mają charakteru,
raczej, że mają codziennie inny..
*


Podczas spaceru po Amsterdamie, napotykasz na swej drodze dziewczynę o nietuzinkowej urodzie. Początkowo jej nie zauważasz, to prawda, jest dla ciebie po prostu jedną z licznych przechodniów. Po chwili coś w jej postaci przyciąga Twój wzrok. Obserwujesz mowę jej ciała, twarz, sylwetkę, która podpowiada ci, że jest to dziewczę ruchliwe. Niestety tak szybko jak się pojawiła, tak szybko znika pośród otaczających cię ludzi. Jej obraz jeszcze przez chwilę tkwi w twej głowie. 'Tancerka' - myślisz sobie, po czym kręcisz głową i idziesz dalej. Cóż, niewiele się pomyliłeś. To Jacqueline Darrieux, kocha balet. Jeszcze o niej usłyszysz. 
Imiona: Jacqueline Renée
Nazwisko: Darrieux
Data urodzenia: 9 maj 1987 r. [25]
Pochodzenie: Francja, Paryż
Wykształcenie: Ukończyła z wyróżnieniem wydział rekreacyjny Uniwersytetu Paryskiego 
na kierunku Taniec, a dokładniej Balet.
Miejsce pracy: Teatr Duth National Ballet

 

Miss don't care, what I've done to me...

Charakter
   Jacqueline jest osobą chaotyczną, choć zarazem starannie uporządkowaną. Na pierwszy rzut oka stwarza pozory wyniosłej, chłodnej damy, która otaczającą ją rzeczywistość odbiera ze znużeniem oraz apatią. Odstrasza to od niej oszustów, których potrafi wyczuć na milę. Czasami ironiczna, niekiedy cyniczna, bywa i arogancka. Na co dzień jednak kulturalna i ułożona, gdyż w przeciwieństwie do większości swoich niekonwencjonalnych znajomych nie stroni od towarzystwa innych.
   Z całą pewnością jest pełna sprzeczności. Potrafi śmiać się z byle powodu, by chwilę później jej radość zastąpił smutek i depresja. Posiada zbuntowaną naturę, którą potrafi kontrolować i wykorzystywać w odpowiednich sytuacjach. Rozsądek i logika są jej bliskimi sprzymierzeńcami, tak jak przywiązanie, duma i odwaga, która nie raz i nie dwa pakowała ją w dość pryncypalne kłopoty. Bystra, odpowiednio wygadana, inteligentna. Szlifuje w sobie umiejętności pokory oraz cierpliwości, których odrobinę jej brakuje. Z podbramkowych sytuacji zawsze udaje jej się wyjść dzięki sprytowi i odpowiedniemu wyczuciu, dzięki któremu umie racjonalnie ocenić każdą sytuację.
   Szalenie ambitna, nigdy nie przyzna się do błędu. Zadziorna i tajemnicza, starannie dobiera swoje najbliższe otoczenie, dopuszczając do siebie jedynie tych, których uzna za godnych tego zaszczytu. Choć wydaje się rozsądna, potrafi szaleć do białego rana, nie szczędząc sobie przy tym ani alkoholu, ani tym bardziej używek.



I'm miss fortune, miss so soon...


Wygląd
   Panna Darrieux jest szczęśliwą posiadaczką długich nóg, które uwielbia podkreślać butami na wysokim obcasie. Jej styl ubierania się jest zdecydowanie bardzo kobiecy, przyciągający uwagę. Wszelkiego rodzaju sukienki są jej towarzyszami każdego dnia, choć i do 'zwykłych jeansów' przywykła i coraz częściej można ją spotkać w takim ubiorze. Nie jest fanką krzykliwych kolorów, tak więc w jej garderobie dominują kolory ciemne, stonowane, a w szczególności szarość.
   Natura obdarzyła ją ponadto długimi włosami w kolorze blond, układającymi się w fale, sięgające aż do łopatek. Jej szaro-niebieskie oczy doskonale pasują do jasnej karnacji. Z obu tych cech jest niezmiernie zadowolona.Szczupłe ciało tancerki jakie posiada, jest zaokrąglone w odpowiednich miejscach, choć sama Jacqueline w tajemnicy wolałaby, żeby jej biust był nieco bardziej obfity. Nauczyła się jednak akceptować samą siebie, więc ostatnio nie przeszkadza jej to aż tak bardzo.
   Jeśli zaś chodzi o dodatki, jakimi posługuje się panna Darrieux, to są nimi niewątpliwie kolczyki, których posiada niezliczoną ilość. Stroni od naszyjników, gdyż lubi odsłaniać swą szyję. Bransoletki zdarzają się sporadycznie, jeśli jednak nastąpi taki dzień, to posiada ich akurat tyle by ładnie wyglądały, ale nie przeszkadzały. Niemniej bez wymienionych błyskotek potrafi sobie poradzić w życiu, inaczej jest z lakierem do paznokci, który jest obowiązkową częścią jej ubioru.

 


Miss slighted, I mind it...

Historia
   Od wczesnego dzieciństwa fascynował ją taniec i balet, głównie dzięki wpływowi jej mamy, która nakłoniła małą Jackie na pierwszą lekcję. Dziewczynka szybko polubiła zarówno nauczycielkę, jak i sam balet, w związku z czym chętnie brała udział w zajęciach, czyniąc postępy w bardzo szybkim czasie. Efektem były częste występy na scenach, pochwały ze strony widzów oraz nauczycieli.Oczywiście, jak w większości przypadków przyszedł taki czas, kiedy czternastoletnia Jacqueline zbuntowała się i odmówiła dalszej edukacji w tym kierunku. Po śmierci jej babci, która bardzo ją wspierała, nikt nie próbował zmienić jej decyzji. 
  Tak jak przewidywano, nie minęły nawet trzy miesiące, a ona już zdążyła stęsknić się za baletem i choć niechętnie, musiała przyznać, że chce wrócić. Przyjęto ją z otwartymi ramionami i od tego momentu balet towarzyszy jej na każdym kroku. Ukończyła z wyróżnieniem wydział rekreacyjny Uniwersytetu Paryskiego w tym kierunku i obecnie pracuje w Teatrze Duth National Ballet.
   Z Paryża wyjechała chcąc wyleczyć zranione serce i zapomnieć o chłopaku, który ciągle ją zdradzał. Początkowo na to pozwalała, sądząc, że to chwilowe i niedługo mu przejdzie. Brian był uosobieniem jej dziewczęcych snów, dokładnie taki, jak jej ideał z tamtych czasów. Jedyną skazą w jego osobie było zainteresowanie większą ilością dziewczyn.. Tak naprawdę nie chciała wierzyć, że mógłby spojrzeć na inną, łudziła się, że to nic takiego. W końcu miarka się przebrała i Jackie spakowała swoje rzeczy, wyruszając za granicę.
   Osiadła w Amsterdamie, gdzie rozpoczęła pracę w teatrze, która sprawiała jej wiele radości. Kupiła mieszkanie, które wedle urządziła wedle swych marzeń, ale to nie koniec zmian. Poznała Daniela Walsha, w towarzystwie którego udało jej się odzyskać spokój wewnętrzny. Po upływie sześciu miesięcy, Jacqueline uległa namowom swojego byłego chłopaka i powróciła do ojczyzny. Rozpatrzyła jednak wszelkie możliwości i zostawiła sobie otwartą furtkę - w razie niepowodzenia zarówno praca, jak i mieszkanie miały na nią czekać w bezpiecznym Amsterdamie.
   Okazało się jednak, że ludzie nie zmieniają się aż tak diametralnie i chłopak, jakkolwiek zakochany, powrócił do swych starych nawyków, które tym razem bardzo przeszkadzały pannie Darrieux. Mimo że znalazła się blisko rodziny, a więc w miejscu, które było dla niej idealne, nie czuła się szczęśliwa, brakowało jej przede wszystkim kogoś komu mogłaby się wygadać, brakowało jej Daniela. Zachowanie Briana było tylko pretekstem, dla którego mogła wyjechać i powrócić do jedynego miejsca, jakie potrafi teraz nazwać domem. Do Amsterdamu.

 


Miss nothing, miss everything..

Zapisani w sercu  |   Zapisane w pamięci

* Heinrich Heine
** The Pretty Reckless - Miss nothing.

[Witam:)
Karta, no cóż.. Postaram się ją trochę zmienić w najbliższym czasie.
Nie odpisuję po kolei, zwykle robię to według weny.
Na zdjęciach Carmen Kass]

102 komentarze:

Lotte pisze...

[Cześć! Dobrze cię widzieć! ;) Jak widzisz, u Evy trochę się zmieniło, wysłałam też Daniela na aplikację, bo nie wiem, czy ten się pojawi na blogu, a w sumie takie były plany tej postaci po studiach ;) Mam nadzieję jednak, że przez ten czas dziewczyny utrzymywały kontakt i się nawet zaprzyjaźniły, co ty na to?]

Lotte pisze...

[Wiem, wiem! Zauważyłam, coraz więcej blogów się przenosi, dlatego kiedy pomyślałam o reaktywacji, przyszedł mi na myśl właśnie blogspot, który działa bez zarzutu *.* Jakiś konkretniejszy pomysł na wątek? ;)]

Lotte pisze...

[Tak, zauważyłam. Ale to raczej administracje tamtych blogów nie chcą się przenosić, bo autorzy głównie wykazują entuzjazm w tej sprawie ;) Okej, w porządku. Więc zaczynam ;)]

Kiedy Eva pierwszy raz spotkała Jacqueline, nie sądziła, że się zaprzyjaźnią. Być może i była wtedy innym człowiekiem, tą małą, słodką dziewczynką, która z otwartymi ramionami wpadała w objęcia innych, nieważne czy tamci byli dobrymi ludźmi, czy raczej tymi złymi. Nie baczyła na konsekwencje, dlatego wpuściła do swojego mieszkania Jackie. Dopiero po czasie Daniel opowiedział jej historię, jaką dzielił z blondynką, całkowicie różniącą się od panny Smit. Przyjęła to ze spokojem, ale do panny Darrieux zaczęła podchodzić dość sceptycznie. Co prawda, to negatywne nastawienie szybko się ulotniło, kiedy ciemnowłosa zrozumiała, że Francuzka jest wartościową osobą i całkiem niezłą towarzyszką rozmów. I lubiła pić herbatę, przynajmniej z tego, co Eva pamiętała.
Praca w barze, pisanie magisterki i wolontariat nie pozwalały Evie na posiadanie zbyt wiele wolnego czasu i chyba o to chodziło, bo dziewczyna nie chciała mieć ani chwili wytchnienia. Kiedy leżała w łóżku bezczynnie, to zaczynała rozmyślać, a to nigdy nie kończyło się zbyt dobrze. Wiadomo ku komu brnęły jej myśli.
Znajdując chwilę czasu zatelefonowała do Jacqueline i umówiła się z nią na kawę między wykładem, a... A niczym. Ordynator oddziału uznał, że nie będzie dzisiaj potrzebna, bo zgłosiła się też inna wolontariuszka do pomocy. Nie chciała być sama, dlatego zdecydowała się na telefon do blondynki, która chyba wydawała się być zadowolona.
O umówionej godzinie i w umówionym miejscu siedziała przy okrągłym stoliku, nie składając nadal zamówienia, wolała poczekać na przyjaciółkę.

Jonathan Blanchard pisze...

[Hej! Twoja postać także jest bardzo ciekawa. A co do wątku to chętnie poczekam:)]

Lotte pisze...

Pierwsze co rzuciło się w oczy, kiedy Jackie weszła do kawiarni to jej długie, blond włosy, których mogła zazdrościć jej każda dziewczyna. Pozornie wydawały się mocne i gęste, ale Eva znając Darrieux dość dobrze wiedziała, że jej czupryna bywała w lepszym stanie. Nie widziały się może parę tygodni, a zmiany, które zaszły w Jacqueline były widoczne, przynajmniej dla Evy, która znacznie wolała Jackie z dwoma kilogramami więcej, z nieco bardziej krągłymi bioderkami i pełną buzią. Daleko jej było do kościotrupa, ale to wychudzonej modelki z wybiegu całkiem blisko i Smit zdawała sobie sprawę, że to przez te treningi.
- Wyglądasz... - przechyliła lekko głowę w bok. Kimże ona była, aby krytykować blondynkę? Sama należała do szczupłych osób, sama miewała okres, kiedy żebra można było policzki, a kości biodrowe były jedyną rzeczą, która przytrzymywała spodnie na miejscu. - Strasznie schudłaś. Trzeba to zmienić - odparła z uśmiechem. Tak, dla niej to spotkanie też było możliwością, która niespodziewanie spadła z niego. - Co zamawiasz? - spytała, bawiąc się niewielką kartą menu.

Lotte pisze...

- Zdecydowanie potrzebujesz czegoś słodkiego - mruknęła, kręcąc przy tym głową. - Jutro robimy wspólną, tuczącą kolację, co ty na to? - zaproponowała od razu, wiedząc, że ma wolny wieczór, przynajmniej od dwudziestej, a w ten sposób zapobiegała nudzie. Uśmiechnęła się i uniosła lekko rękę, aby po chwili przy ich stoliku pojawił się młody kelner, za pewne młodszych od obu dziewcząt siedzących przy stoliku, właściwie to młodych kobiet, a nie dziewcząt.
- Dwie zielone herbaty bez cukru, jedna z odrobiną cytryny i dwa desery lodowe z owocami, te takie duże pucharki - uśmiechnęła się - A do tego po kawałku szarlotki - wyszczerzyła ząbki w uśmiechu, mrugając do chłopaka, który chyba nieco się speszył. Odszedł.
Tak, Eva się zmieniła i zmiana wyglądu pozwalała jej chyba na zerwanie z przeszłością, tak było łatwiej. Naprawdę. Zmiany były nieuniknione, a ona wolała mieć nad nimi kontrolę, więc brała wszystko w swoje ręce.

Lotte pisze...

- Nikomu krzywdy nie zrobiłam - uśmiechnęła się. - Tylko do niego mrugnęłam, jeśli chcesz pracować w tej branży musi być uodporniony na takie zagrywki - zaśmiała się, kręcąc przy tym głową. Nie, nie zerkała w stronę lady i nie patrzyła na młodego chłopaka. Prawda była taka, że mogła posyłać uśmiechy i naprawdę, w bardzo subtelny sposób flirtować z kimś, ale nie posunęła się więcej. Nie spotkała kogoś, kto chociaż w jakimś stopniu dorównywałby Danielowi, który stwierdził, że lepiej będą, jak się rozstaną, bo związki na odległość bywają bolesne. A ona i tak pozostawała mu wierna.
- Ja ugotuję, a ty będziesz odpoczywać przed telewizorem, ale weź jakieś filmy - uśmiechnęła się pogodnie, przeczesując palcami krótkie włosy.

Anonimowy pisze...

[Tak, tak, wiem ;D wspólnymi siłami jednak może na coś wpadniemy. Ostatecznie, ale to bardzo ostatecznie, Sammy może prawie przejechać Jacqueline xD Jak na razie nic innego nie przychodzi mi do głowy ;)]

Lotte pisze...

Jacqueline potrafiła przejrzeć ją na wylot, może dlatego jej uśmiech nieco zrzedł, bo przecież blondynka miała rację. Podszedł kelner i przyniósł ich zamówienie. Na sam początek Eva zabrała się za lody, chłopaka zupełnie ignorując.
- On... - odparła cicho, zagryzając dolną wargę. - Wiesz, byłam przekonana, że to z nim założę tę przeklętą rodzinę, i nie raz, i nie dwa mnie utwierdzał w tym przekonaniu. Mam nawet klucz do jego domu w Londynie, nie zabrał go... - wzruszyła lekko ramionami. Nie do tego domu, gdzie mieszkała jego matka, a do tego, który kupił dla ich dwójki, do tego domu, w którym razem zastanawiali się nad remontem.
- Smacznego - dodała już z promiennym uśmiechem, delektując się owocowymi lodami.

Angel Evans pisze...

[ Witam :) Karta super, postać Twoją pamiętam ;D Jesteś chętna na wątek? :> ]

Angel Evans pisze...

[ Ok, no to zaczynam :) ]

Niewiele się zmieniło od jej przyjazdu do Amsterdamu. Wciąż zachowywała się tak samo, może trochę spoważniała i uspokoiła się, jednak na pewno nie wywarło to na czymkolwiek większego wpływu. Wciąż ważna była dla niej muzyka, wolność, przetrwanie? Co do tego ostatniego można by mieć pewne wątpliwości, w końcu zawsze miała gdzie spać itd. Jednak jeśli wziąć pod uwagę to, że próbowała przestać brać... Zależy, kto i jak ją postrzega.
Czy się nauczyła czegoś? Hmm... Może tego, że nie powinna być taką straszną egoistką. Przez nią przecież wyjechała Mia, wydarzyło się wiele rzeczy, które nie powinny nawet zaistnieć w wyobraźni, a co dopiero wyjść na światło dzienne. Lecz człowiek podobno uczy się na błędach, tak więc może jednak coś w niej zostało, dało nauczkę? Ona sama chyba o tym nie wie.
Lecz może czas już zostawić rozważania o tym, co było, a zająć się samą przyszłością. A najlepiej zająć się daną chwilą.
Nie miała zielonego pojęcia po co wybrała się do teatru. Szanowała sztukę (to chyba jedyna rzecz, którą naprawdę szanuje), potrafiła zrozumieć fascynacje innych ludzi do różnych rodzajów twórczości. Ale balet? Nigdy za nim szczególnie nie przepadała. Po co więc tu przyszła? Co ją do tego zmusiło?
Zauważyła dziewczynkę. Małą, może miała koło pięciu lat. Była drobna, miała zielone oczy, jasną cerę, ciemne blond włosy. Kurczowo trzymała się swojej mamy i prosiła ją o to, aby weszły obejrzeć sztukę. Potem podała jej milion argumentów na to, żeby jednak udać się na przedstawienie. Co pozostało rodzicielce? Oczywiście weszły do środka.
Angel widząc to całe zdarzenie przed wejściem do teatru przypomniała sobie siebie, sprzed wielu lat. Pomimo tego, że nie czuje nic do swojej rodzicielki, która zginęła w wypadku przed jej czwartymi urodzinami, wspomnienia chyba zrobiły swoje.
Weszła więc do teatru, usiadła na jednym z miejsc, a potem oglądała przedstawienie. Cóż, musiała przyznać, że jej się spodobało, i to po raz pierwszy. Kiedy wszystko się skończyło, wyszła z sali i zaczęła kierować się do wyjścia. Po drodze jednak stało się coś, przez co nie mogła przejść przez drzwi.
Co się stało? Cóż, kilka tancerek zaczęło się ze sobą kłócić, nawet szarpać. Angel uniosła wysoko obie brwi, po czym pokręciła głową. Chciała ominąć te wszystkie baletnice, ale poczuła na swoim ramieniu jakiś uścisk, tak, jakby ktoś ją za sobą ciągnął. Odwróciła się w stronę "ciągnika" i westchnęła bezgłośnie. Pomogła jakiejś dziewczynie wstać, potem jeszcze innym. Angel pomaga! To niemożliwe! Miała nadzieję, że już wszystko będzie w porządku, jednak zaraz awantura rozpoczęła się od nowa. Panienka Evans zwątpiła.
- Czy do jasnej cho.lrey nie ma tu nikogo normalnego! - wrzasnęła na całą salę, tym samym zwracają na siebie uwagę wszystkich.
Super. Nie ma to jak powaga w teatrze w wykonaniu tejże dziewoi.

[ Chyba przesadziłam długością ;/ ]

Lotte pisze...

- Nie minie, tak, wiem o tym - mruknęła, ale uśmiechnęła się. Nadal tliła się w niej nadzieja, że nie będzie musiało to mijać. Chociaż była z siebie dumna, że nauczyła się żyć bez niego, bo przez pierwsze miesiące była nieco ograniczona w codziennych czynnościach.
- Nigdy nie było - przyznała z lekkim uśmiechem. - Ale zdarzają się kolorowe chwile, kiedy można być beztroskim. Powiedz mi, co jutro mam ugotować? Na pewno przyrządzę smaczny deser, ale nie wiem co z głównym daniem - mrugnęła do blondynki, wyjmując z pucharka kawałek kiwi, który wsunęła do buzi.

Anonimowy pisze...

[ Dziękuję i witam moją ukochaną, bo praktycznie wymyśloną przeze mnie postać *.* Jestem wniebowzięta, iż ktoś raczył się nią tak szybko zaopiekować. Przyznam szczerze, że chciałabym, aby Daniel zachował z Jackie jak najlepsze/najbliższe kontakty. Jak tworzyłam pannę Darrieux miałam w zamyśle odrobinę skomplikować idealne życia Daniela. Chodziło mi o to, że ani on ani ona nie wyleczyli się z siebie kompletnie, ale będą starali się jakoś żyć w 'normalnej' przyjaźni - naturalnie z różnymi skutkami ;) I skoro z wcześniejszym autorem nie wynikło nic konkretnego, to mamy w tej chwili większe pole do popisu ^^

Anonimowy pisze...

Wracał do kraju po tygodniu, co nie było długim urlopem. Szczególnie jeśli przez cały ten czas pracował. Dało się to zauważyć, kiedy za każdym razem, kiedy unosił rękę całe ramię przeszywał ból. Nie zwracał na to najmniej uwagi, tak samo jak na zakrwawiony bandaż. Jakie były plusy tego całego 'wyjazdu'? Cóż, uczniowie musieli być niezwykle zadowoleni, że Shephard był nieobecny przez cały tydzień. Dla niego jednak liczyło się to, że zażył dawkę adrenaliny, którą będzie się musiał zadowolić na kilka najbliższych dni/tygodni.
Samuel należał do naprawdę świetnych kierowców. A przynajmniej tak się wydawało biorąc pod uwagę to, że już jako nastolatek brał udział w nielegalnych wyścigach. Pewnie to było zasługą tego, że lubił jeździć szybko. Nawet jeśli znaki mówiły co innego. Nie potrącił jeszcze żadnego człowieka. No dobra, żadnego niewinnego (może parę razy zdarzyło mu się przejechać po jakimś człowieku, ale to tylko w samoobronie, o!). Wychodził z założenia, że już wolałby zabić siebie, niż kogokolwiek innego, jeśli ten dany ktoś nic mu nie zrobił. Tak było i w tym przypadku. Dziewczyna pojawiła się znikąd na środku drogi, a on jak na dobrego kierowcę przystało zrobił wszystko, żeby nie trafić z nieznajomą. Odbił kierownicą, dał po hamulcach i tak oto zatrzymał się może centymetr przed czyimś ogrodzeniem. Spojrzał w lusterko wsteczne, żeby sprawdzić, gdzie znajduje się przeszkoda i wysiadł z samochodu, nawet nie zamykając za sobą drzwi.
- Życie ci nie miłe?! - naskoczył od razu, bo jednak się zdenerwował. Musiał wziąć kilka głębszych oddechów, żeby jeszcze nie dopić tej dziewczyny, co byłoby na pewno nie na miejscu. Nie przejmował się bandażem na ramieniu, który wystawał spod t-shirtu, ani na to, że miał przy pasku broń.
Dopiero po chwili udało mu się zatrzymać napływ gniewu.
- Stało ci się coś? Zawieźć cię do szpitala? - zapytał w końcu przyglądając się nieznajomej. W końcu miał nie robić z siebie najgorszego człowieka, więc musiał zrobić coś, co obudzi w nim dobre intencje, tak?

Unknown pisze...

[hm, miałyśmy chyba jakiś wspólny wątek, nie?]

Unknown pisze...

[A, pamiętam już! Spotkały się wieki temu na balu charytatywnym, były mąż Mili wtedy zwrócił dużo uwagę na Jacqueline, a potem spotkały się w metrze po półtora roku i umówiły się na kawę. Możemy poudawać, że w metrze spotkały się w zeszłym tygodniu, o, a teraz idą na kawę... :D Zaczniesz? *>*]

Lotte pisze...

- Tak, wpadnij z winem, chociaż jestem pewna, że jakieś znajdę - uśmiechnęła się pogodnie. - Coś lekkiego.. Hm, nie wiem, czy wiesz, ale nauczyłam się robić sushi. Lubisz sushi? - spytała, chcąc uraczyć Jackie tym, co najlepsze.
Eva w kuchni nigdy nie czuła się najlepiej, przynajmniej do czasu, bo kiedy zaczęła poważnie do tego podchodzić i zaczęłą korzystać z rad matki, zdała sobie sprawę, że to wcale nie takie trudne.

Anonimowy pisze...

Tak naprawdę to sam nie widział kim był, o. Bo mógł wymienić całkiem sporo wyrazów, ale czy którykolwiek był zgodny z prawdą, choć w połowie? Tego nie był pewien, więc z pewnością na takie pytanie by nie odpowiedział.
- Gdyby było wręcz przeciwnie to nie wlazłabyś nie jezdnię, kiedy z naprzeciwka jedzie rozpędzony samochód - powiedział siląc się na spokojny ton, co wcale mu nie wychodziło. Nie jego wina, że był taki porywczy, ale przecież nie rzuci się na kobietę, której omal nie zabił, prawda? Może, gdyby była facetem to wcale by się nie powstrzymywał. Miał jednak jako taki honor.
Zawsze to ona mogłaby próbować mu nakopać, wtedy miałby jako taki pretekst, nie? Obrona własna, czy coś. A to, że kilka minut wcześniej omal nie zabił i kobiety i siebie to już schodziło na dalszy plan. Zresztą, mogła sobie dzwonić po policję, pogotowie czy kogo tylko chciała, raczej mu to zwisało, ale tylko przez to, że wiedział, co będzie działo się dalej. Samuel nawet nie będzie miał odjętych punktów karnych, a co dopiero rozprawy czy innych zdarzeń zabierających cenny czas.
- Najpierw musiałabyś po nią zadzwonić, co pewnie chwilę ci zajmie - powiedział widząc, że dziewczyna ledwo trzyma się na nogach. - Siadaj i głowa między nogi - dodał chwilę później. Wolał nie wspominać, że miał kurs ratownika medycznego, bo nie pracował jako owy ratownik. Kursów zaliczył wiele, dla własnej satysfakcji.

Anonimowy pisze...

- Bo akurat tak trudno zauważyć sporej wielkości samochód - stwierdził bardziej do siebie niż do dziewczyny. Nie miał zamiaru doszukiwać się swojej winy w każdym zdarzeniu, nawet tym razem uważał, że winę ponoszą oboje, bo przecież nie jechał znowu tak szybko. Samuel może i lubił szybką jazdę i był dobrym kierowcą nawet na torze, to przecież nie był na tyle głupi, żeby wyciskać dwieście na godzinę na terenie zabudowanym. Co innego autostradą.
Miał ochotę powiedzieć coś w stylu 'To czemu tego nie robisz', ale powstrzymał się po pierwsze dlatego, że już wystarczająco podnosił głos, a po drugie dlatego, że dziewczyna w końcu zjechała niżej.
- Nie, tylko wtedy, gdy same się o to proszą - odpowiedział krzyżując ręce na wysokości torsu. Cóż, stał tutaj, bo nadal nie wiedział czy będzie potrzebny. Szok może minąć i dopiero wtedy okaże się, że naprawdę była cała i zdrowa.

Lotte pisze...

- W życiu nie jadłam ośmiorniczki i chyba nigdy nie zjem. Mój tato się nią zachwyca, jest po prostu wniebowzięty, a mi się podnosi, kiedy widzę jak to wcina - zaśmiała się, ale pozwoliła sobie również na pewien grymas, który oznaczałby tylko to, że naprawdę nie uważa ośmiorniczek za coś apetycznego.
- A więc sushi - postanowiła, uśmiechając się przy tym wesoło. Dokończyła swoje lody, zrobiła łyka herbaty i sięgnęła po szarlotkę. - Coś mi się wydaje, że chyba za dużo cukru... - mruknęła, ale wgryzła się w słodkie ciasto i tak, była zadowolona. Brakowało jej tego.

Anonimowy pisze...

No dobra, Samuel nie miał pojęcia jak się czuje człowiek zaskoczony przez rozpędzony samochód, bo jak dotąd to rzucał się pod koła z własnej, nieprzymuszonej woli. Albo wyskakiwał z rozpędzonego samochodu na inny, żeby dostać się do przestępcy, albo specjalnie rzucał się pod samochód, przeskakiwał go, żeby nie połamać kości. Przykład w swoim życiu miał wiele, nawet próbowano go potrącić nie raz, ale był na to przygotowany, taki zawód, można rzecz. Pewnie sam byłby zaskoczony takim zajściem, ale doskonale wiedział, że wyszedłby z tego bez szwanku. Miał swoje sposoby, które doskonalił skacząc z jednego dachu na drugi.
- To ty powiedziałaś - odparł, bo jak dotąd nie powiedział niczego, co świadczyłoby o tym, że była głupią blondynką, która nie widziała samochodu. Nie, była to po części jego wina i jej. Trudno, stało się. Teraz trzeba było jakąś tą sytuację naprawić.
- Dobra, wolisz siedzieć tutaj, jechać do szpitala, czy zawieźć cię do domu? - zapytał w końcu widząc, że musiała się nieźle poobijać. - Raczej nie przekraczam potrącania kobiet niż jedna na dzień, więc mogę spokojnie stwierdzić, że będziesz bezpieczna - dodał.

Unknown pisze...

Nigdy specjalnie nie przepadała za teatrem. Ale raz na jakiś czas można się tam wybrać i poobcować trochę z kulturą. Szczególnie, jeśli dostało się od szefa darmowe bilety na przedstawienie i polecenie, aby obejrzeć sztukę i ją zrecenzować na antenie. Jej szef zdecydowanie nie był człowiekiem, który zna się na młodzieżowych trendach. Który nastolatek z własnej woli pójdzie do teatru?!
Siedziała w jednym z pierwszych rzędów, uparcie notując coś w swoim notesie, co rozpraszało starszą panią, siedzącą obok niej. A ona chciała tylko zrobić notatki do pracy. Czy to grzech?
Pomyślała, że dobrze by było, gdyby na początek poczęstowała słuchaczy czymś, co zachęci ich do pójścia do teatru. Tylko co to mogło być? Jej, osobiście, nic nie mogłoby zachęcić do dobrowolnego udania się w to miejsce. Pogrążyła się w myślach do tego stopnia, że nie wiedziała przez chwilę co wokół niej się dzieje. Dopiero po krótkiej chwili zorientowała się, że starsza pani, siedząca obok niej, chce wyjść na przerwę, która właśnie się rozpoczęła.
- Co? - wymamrotała niewyraźnie, po czym szybko się zreflektowała, robiąc kobiecie przejście i sama też udała się na zewnątrz, aby rozprostować nogi.
Wyszła na mały placyk na tyłach teatru, aby zaczerpnąć odrobinę świeżego powietrza i zastanowić się nad dręczącym ją pytaniem. Za plecami usłyszała energicznie otwierające się drzwi, ale nie obejrzała się. Dopiero po chwili odwróciła głowę w stronę wystrojonej dziewczyny, która wyszła na zewnątrz i zmierzyła ją uważnym spojrzeniem.
- Jak zachęcić młodzież, żeby chodziła do teatru? - spytała cicho, ale nie na tyle cicho, żeby obca kobieta jej nie usłyszała. Po raz kolejny zerknęła na jej strój, jakby chciała się zorientować, czy ma do czynienia z aktorką, czy zwykłym gościem teatru. Niestety, wszyscy tutaj byli równo przystrojeni. Nie dało się odróżnić tych pracujących, od osób, które przyszły tu dla rozrywki.

Jafe McCaffrey pisze...

[Cieszę się że moja postać Ci się podoba :)
Szczerze mówiąc, odparowywuję sobie mózg, żeby coś wymyślić i nijak mi to nie idzie.Ewentualnie mogę zaproponować na przykład znajomość przez byłą żonę Jafe'a, poznanie się na imprezie, czy coś takiego.]

Angel Evans pisze...

Angel uniosła wysoko brwi, oglądając całą tą akcję. Ona sama miewała dziwne pomysły, ale to, żeby wpychać kilka baletnic do małego pomieszczenia? Nie, tego jeszcze nie widziała, nawet na filmach. Uśmiechnęła się kącikami ust, opierając się o ścianę, a tym samym przyglądając się dziewczynie.
- Tak, brawo za siłę perswazji - rzuciła w jej stronę. Wydawało jej się, że ta oto tancereczka nie dawała sobie w kaszę dmuchać, miała raczej porządny charakter. A może się myliła? Cóż, nie dowie się tego, jeśli jej bliżej nie pozna.
Ostatnio non stop kogoś poznaje. Tak, to akurat w jej przypadku jest dziwaczne.
- Angel jestem - uśmiechnęła się nieco szerzej, wyciągając w jej stronę dłoń. - A, nieźle się kręcisz - dodała, chcąc jakoś skomplementować występ dziewczyny. Nie przywykła do tego, żeby mówić miłe rzeczy, ale przynajmniej się starała. A to już chyba był początek jakiegoś mini sukcesu.

Angel Evans pisze...

[ Przepraszam, że krótko ]

Gaspard pisze...

[Grzecznie zapytuję, czy skusisz się na jakiś wątek. :)]

Gaspard pisze...

[Co do pomysłów... to proponowalbym jakiś bar lub club ale jeśli byś mogła zacząć to byłbym wdzięczny. Muszę się trochę ogarnąć jak to tu wygląda itp a nie idzie mi to najlepiej...no chyba że koniecznie nie chcesz to coś stworze ]

Anonimowy pisze...

Och, Sammy też o siebie dbał, jak widać. W końcu doszedł do tego stadium, że byłe postrzał nic mu nie robił. Może gdyby miał złamaną kończynę i kość wystawałaby pod dziwnym kątem to może by się tym zainteresował. Jak mówiło powiedzenie 'Co cię nie zabiję to cię wzmocni', te słowa idealnie pasowały do Shepharda.
Nie chciał wzbudzać strachu w zwykłych mieszkańcach Amsterdamu, bo nie miał ku temu żadnych podstaw. Za to wrogowie i chłystki spod ciemnej gwiazdy odczuwali przed nim respekt, co było doskonałym posunięciem, chyba że chcieli rozlewu krwi. Zauważył, że spoglądała na jego broń, ale miał ją przy sobie zawsze, więc było to dla niego tak samo naturalne, jak trzymanie w kieszeni portfela.
- Nie ma sprawy, ale obawiam się, że będziesz musiała zaryzykować i podać mi adres - stwierdził unosząc kąciki ust do góry.
- Pomóc ci? - Zrobił kilka kroków w jej stronę. Samochód jednak stał nieco oddalony, a w ostatecznym wypadku Sammy mógł zrobić coś pożytecznego i użyć męskiego ramienia.

Unknown pisze...

Mona zamyśliła się chwilę nad jej słowami, które zawierały w sobie dużo racji. Stereotypy robiły młodym ludziom sieczkę z głowy i tworzyły ogromne skupiska mas, nie mające własnego zdania i bojące się pokazać swoje prawdziwe zainteresowania, ze względu na krytykę rówieśników. Straszne, co dzieje się ze współczesnym społeczeństwem. Nie możesz nawet robić tego, co lubisz, bo Cię zdepczą, zduszą, zakrzyczą, zniszczą.
- Chyba masz racje. - powiedziała powoli, zaglądając do swojego notesu, w którym było więcej wykreśleń, niż notatek.
- A gdyby tak powołać się na autorytety światowego kina? - spytała z nutką nadziei w głosie - często w wywiadach mówią, że prawdziwi aktorzy powinni grać głównie w teatrze, a nie tylko w filmie. Może to coś da...? - spytała, może nieco naiwnym tonem. Była jednak w takim stanie, że byłaby w stanie powiedzieć, wszystko, byleby nie stracić roboty. Już mniejsza o to, czy rzeczywiście pójdą do tego choler,nego teatru. Niech tylko spodoba im się jej audycja, to uratuje jej tyłek.
- A jak Ty zachęciłabyś ludzi, żeby poszli na ten spektakl? - spytała ciekawa, jakie zdanie ma owa nieznajoma. Była już prawie pewna, że jest aktorką, a nie widzem. Mimo wszystko jej sukienka nieco różniła się od balowych kreacji, które mieli na sobie goście. Mona założyła zwykłą, czarną sukienkę. Innej nawet nie miała.

Unknown pisze...

[ Huh, cieszę się. I czekam, bo sama żadnych pomysłów nie mam, niestety.]

Gaspard Morel pisze...

[dzięki za poświęcenie ;)]
Wieczór to właśnie ta pora dnia, kiedy Gaspard budzi się do życia. Tego dnia nie miał konkretnych planów. Wybrał się do pierwszego klubu, jaki przyszedł mu do głowy. Usiadł przy barze, zamówił piwo i patrzył na tańczące kobiety. Żeby tradycji stało się zadość, powinien spróbować którąś poderwać, ale opanowało go jakieś lenistwo i nawet nie miał ochoty podnieść się z wysokiego stołka przy barze.
Wtedy pojawiła się kobieta. Usiadła niedaleko i zamówiła coś. Potem spojrzała na niego. Uśmiechnął się lekko. Czy warto próbować? Może tak, a może nie... Niezależnie od tego, nie może siedzieć milczeniu przez cały wieczór! Z kimś trzeba porozmawiać, gdyż w innym wypadku upije się na smutno.
Zdecydowany po takich rozważaniach przesiadł się bliżej jej. W między czasie wymienili spojrzenia. Uśmiechnął się łagodnie. - Witaj, piękna nieznajoma. Mogę się przysiąść? - zapytał pogodnym tonem. Starał się nie być natrętny. Jeśli ktoś go nie chciał, to nie. Zwykł usunąć się na bok... ale nie często mu się to zdarzało. Raczej zwykle przechodził przez bariery ochronne i ludzie decydowali się zawrzeć w nim choćby krótką znajomość.

Gaspard pisze...

Uśmiechnął się rozbawiony. Trzeba było przyznać, że miała rację. I tak już się przysiadł. - A dziękuję bardzo. Nie łatwo pije się w samotności. - powiedział i pomachał do niej kufelkiem z "zacnym" trunkiem. - A tak w ogóle to jestem Gaspard. - przedstawił się,gdyż tego wymagała kultura. - Postawić Ci kolejnego drinka? - zapytał.

Gaspard pisze...

Nie lubił pić w samotności, ponieważ... to mało zabawne. A pije się po to by była zabawa, prawda? Jaki jest ens upijać się na smutno?
Zamówił jej kolejnego drinka. Nawet nie musiał się zastanawiać.
Roześmiał się, kiedy usłyszał jej imię. - Ty tez nie jesteś stąd. - odpowiedział po francusku. Jej akcent nie pozostawiały wątpliwości, że może swobodnie posługiwać się rodzimym językiem. - Co Cię sprowadza do Holandii? - zapytał pogodnie, ostatecznie przechodząc na francuski. Po co się męczyć?
[Mnie może nie być dziś... tak normalnie. Bardziej skokowo :P]

Gaspard pisze...

Nie trzeba było być jasnowidzem, żeby odkryć z jakiego państwa pochodzi, gdyż wcale się nie krył ze swoim akcentem. Jeżeli mu zależało potrafił zmusić się do czystego holenderskiego, szczególnie gdy odwiedzał babkę- swoją nauczycielkę tego języka. W innych przypadkach mówił jak mówił, nieszczególnie przykładając wagę do czystości wymowy, dlatego przejście na francuski traktował jak formę relaksu.
- Mnie przygnały studia. - odpowiedział wesoło. - Mam tu rodzinę i wiele czasu spędziłem u babki, więc nie traktowałem sprowadzenia się tutaj jak wielkiej zmiany, a raczej wolność i spokój. - Uśmiechnął się lekko, a potem napił. - Mimo to miło jest spotkać kogoś z Francji.

Gaspard pisze...

Miło jest dowiadywać się czegoś o rozmówcy. Spotyka się tylu ciekawych i często nieco dziwnych ludzi. A znajomości zawsze się przydają.
- Studiuję architekturę. - odpowiedział. - Takie tam. Zobaczymy jak to będzie, czy jakaś praca się znajdzie i w ogóle. - W myślach dodał, że zawsze może jeszcze pójść na prawo, jak tego żądali rodzice. - A Ty? W jakiej branży pracujesz? - zapytał.

Lotte pisze...

- Uwierz mi, popieram twoje zdanie, ale nie zrobię nic z moim tatą, który lubi jadać dziwne rzeczy - mruknęła, lekko się krzywiąc. Prawda była taka, że Daan Smit nie kończył tylko na ośmiorniczkach, jadał naprawdę dziwne rzeczy i eksperymentował, ale na szczęście jego żona mu w tym nie pomagała, a sama gotowała całkiem normalne, domowe obiady, które zjadł każdy.
- W porządku, chociaż w kwietniu straciliśmy dwójkę dzieciaków - uśmiechnęła się smutno. Dwóch małych chłopców, jeden w wieku czterech lat, drugi w wieku dwunastu zmarli dzień po dniu, co Eva uznała za coś okropnego. Ludzie z oddziału przywiązywali się do tych pociech, a strata aż dwóch w tym samym czasie, nie była zbyt... Optymistyczna. - Możesz kiedyś zabrać się ze mną, jak znajdziesz chwilę czasu. Dzieci są strasznie zadowolone, kiedy odwiedza je ktoś nowy - uśmiechnęła się.

Gaspard pisze...

[Inteligentnie nie podpisałem i nie wysłało się...]
- Balet... taniec... - zastanowił się. - To całkiem ciekawe. Może zaprosisz mnie kiedyś na jakiś swój występ? - zaproponował wesołym tonem. Rzadko kiedy miał czas i ochotę na "ukulturawianie się", dlatego może warto byłoby wyjść do ludzi i sztuki? Przecież nie można żyć dziko w środku miasta! Z drugiej strony... czy chce być człowiekiem światowym? On? Wątpliwe. - Poszedłem na architekturę na złość rodzicom... dopiero potem mi się spodobała na prawdę. - przyznał się.

Gaspard pisze...

Roześmiał się. - No nie wyglądam na takiego. - zgodził się. - Ale mam pewne doświadczenie w spektaklach i tym podobnych... "imprezach". Musiałem chodzić z rodzicami, gdy byłem młodszy, ponieważ "to wypada być obeznanym w świecie sztuki". - Pokręcił głową. - A co do rodziny, to nie przeżyła. Ojciec chciał mnie wydziedziczyć, ale matka miała więcej miłosierdzia. Finalnie znalazłem się tu, daleko od nich. - wzruszył ramionami. - I jakoś sobie radzę.

Jafe McCaffrey pisze...

Kolejny spokojny, leniwy dzień. Żadnych zaskoczeń, żadnych ciekawych wiadomości, flaki z olejem.Dodając do tego nieprzespaną noc, wynik był wręcz tragiczny-oczy, pod którymi straszyły wory i które zamykały się bez niczyjej pomocy, nie do końca sprawne działanie mózgu a, co za tym szło brak umiejętności składnego mówienia i rozumienia nawet najprostrzych przekazów.Tym sposobem w tak zwanym dniu dzisiejszym Jafe'owa egzystencja ograniczała się do marzenia o zapadnięciu w sen zimowy, czy inny stan, w którym można się schować w jakiś kąt i spać do oporu.No, ale rachunki trzeba za coś płacić, więc i do pracy trzeba chodzić.
Żeby nadrobić trochę energii, w przerwie między jednymi a drugimi zajęciami przeglądał najróżniejsze notatki. A raczej udawał, że to robi, bo tak naprawdę to drzemał, udając że jest po prostu wyjątkowo zafascynowany zapiskami, tak żeby nie budzić niczyich podejrzeń.
To, że rzeczywistość istnieje, uświadomił sobie dopiero, gdy usłyszał że ktoś wykrzykuje jego imię.Powoli podniósł głowę i spojrzał na drzwi. Tak, pewnie gdyby był w stanie logicznie myśleć, doznałby głębokiego szoku, ale tak było to tylko zaskoczenie.
-Oho, kogo ja widzę.-Powiedział, szcerząc przy tej okazji zęby.-Przyszłaś tu zaspokoić głód wiedzy, czy raczej to wizyta towarzyska?

Gaspard pisze...

- Będę wdzięczny. - powiedział wesoło i uśmiechnął się do niej całkiem przyjaźnie, a potem wypił kolejny łyk. W międzyczasie barman podstawił jej kolejnego drinka. - A co do rodziców... to uważają, że każdy członek rodziny powinien być prawnikiem... taki rodzinny biznes w innej formie. Niestety ani mnie ani mojej siostry nie pociąga ta dziedzina, więc nie mogą zrozumieć, jak mogli popełnić tak wielką pomyłkę w naszym wychowaniu. - Mówił, bo wyraźnie, na niego spadł obowiązek paplania przez większość wieczoru. Ponieważ nie miał zbyt wiele do powiedzenia, więc ciągnął jeden wątek z nadzieją, że nie zanudzi dziewczyny.

Gaspard pisze...

Nie był typem szczególnie gadatliwym, dlatego trudno było mu odnaleźć się w tej sytuacji, ale starał się. Może nie będzie tak źle?
Widział jak się śmieje. Zupełnie odruchowo odsłonił jej twarz, zakładając włosy za ucho. Potem szybko cofnął dłoń, rozumiejąc, że właśnie wkroczył jej strefę, a nie każdy lubi, taką bezpośredniość.
- Ja? Przecież to nie moja wina! - zaprotestował wesoło. - Taki się urodziłem... no chyba, że mnie adoptowali, a ja nic nie wiem... ale wtedy to tym bardziej ich wina, że nawet dziecka nie potrafią porządnie wybrać. - mówił.

Gaspard pisze...

Roześmiał się słysząc jej komentarz... zarówno pierwszy jak i drugi. - Cóż... może i moja, ale nie zamierzam z tym walczyć. - zapewnił ją. - Czuję się dobrze z sobą samym. - dodał wesoło i dla odmiany roztrzepał jej grzywkę. - Za to, że uważasz, iż jestem lękliwy. - powiedział wesoło. Napił się i odstawił pusty kufelek. Machnął na barmana i poprosił o drinka takiego jak ta "piękna pani". Uśmiechał się przy tym wesoło i nieszczególnie przejmował, że mógł ją do siebie zrazić. Jeśli coś jej nie pasuje... to trudno. Był jaki był.
- Uważam, że społeczeństwo potrzebuje czarnych charakterów, żeby dorośli mieli kim dzieci straszyć. Nie byłoby widać dobra, gdyby nie istniało zło. - Rzucił wracając do tematu.

Gaspard pisze...

- Wlewasz w moje serce nadzieję. - zaśmiał się. O dziwo dobrze się bawił. Spodziewał się, że będzie poważną baletnicą, ale chyba potrafiła się wyluzować.
- Zatańczysz z takim amatorem jak ja? - zapytał wesoło. Nie był wyśmienitym tancerzem, ale radził sobie. Miał wyczucie rytmu, gorzej szło z krokami, których nie znał, więc improwizował. - Chyba, że wstydzisz się pokazać z takim nieudacznikiem. - Dodał. Nie chciał, żeby czuła się przymuszona. Wolna wola.
Może jego życie nie było wspaniałe i może kiedyś pożałuje swojego postępowania, ale póki co było mu dobrze. Nie wyznaczał sonie wielkich celi i ambitnych progów, ale małymi krokami pokonywał przeszkody. Dzięki temu nie zaprzątał sobie głowy problemami i innymi nieznaczącymi sprawami, które zakłócałyby jego spokój burzliwej egzystencji.

Gaspard pisze...

[Odpiszę jutro... bo jakoś dziś już nie mam siły]

Gaspard Morel pisze...

Stereotypy stwarzają jedynie problemy, a nikomu nie pomagają. Trudno zrozumieć dlaczego właściwie jeszcze istnieją. Gaspard próbował być ponad nimi, ale nie zawsze mu się to udawało. Wszyscy zamknięci w jakiś ramach mimowolnie się dostosowujemy.
Parsknął rozbawiony słysząc jej komentarz. Raczej nie zdarzało się, żeby ktoś uważał go za lękliwego, a już na pewno nie z niską samooceną. Zwykle uważano go raczej za pewnego siebie napuszonego wariata, ale w gruncie rzeczy mało agresywnego.
- Idę, jaśnie panienko. - powiedział wesoło, stając na ziemi. Objął ją w pasie i poprowadził w stronę tańczących. On również był ciekawy jak zakończy się ich próba tańca.

Gaspard Morel pisze...

Trudno być ciągle poważnym. Szczególnie osobom z natury wesołym, dlatego Gaspard wcale się nie obrażał za parę słów bez znaczenia. Wręcz przeciwnie. Skoro dziewczyna żartowała to oznaczało, że czuje się nie najgorzej w jego towarzystwie.
Taniec... to wcale nie takie proste jak się wydaje! Szczególnie dla mężczyzn. O ile kobiety skupiają się tylko na wykonywanych ruchach, ewentualnie ruchach partnera, to mężczyźni muszą dodatkowo myśleć o tym, żeby nie myśleć o czymś zupełnie innym chociażby, żeby nie podziwiać partnerki, gdyż mogą się nagle zatrzymać, zapominając o ruchu.
A Jacqueline tańczyła bosko. Czuło się przez nią muzykę, bez namysłu reagowała na każdy jego ruch. Musiał mieć głupią minę, kiedy na nią patrzył, dlatego bardzo starał się koncentrować na tańcu i partnerce, a nie tańcu partnerki...

Jafe McCaffrey pisze...

-Wiedziałem to. Historia zawsze prędzej czy później podbija ludzkie serca.-Stwierdził, z rozbawieniem marszcząc nos. Był aż nazbyt świadom, że jest to mało popularny przedmiot.
-Mam dziwne wrażenie, że uczelnia to mimo wszystko miejsce o charakterze niezbyt towarzyskim, ale to jest szczegół, którym nigdy nie warto zawracać sobie głowy.-Wzruszył ramionami. Teorią raczej mało kto się przejmuje, chyba że bardzo trzeba, bo większość rzeczy i tak wychodzi dopiero w praktyce.-Aż tak ciężko było ci uwierzyć w to, że to ja? I czy mam paść na kolana, wyczyścić ci buty, czołgać się, biczować, umyć stopy włosami albo upiec ciasto, byś wybaczyła mi to chaniebne zaniedbanie, którym jest fakt, że się dawno nie widzieliśmy?-Mówiąc to, bez przerwy szeroko się szczerzył.

Gaspard Morel pisze...

Roześmiał się, kiedy zrozumiał powód jej docinki. Objął ją i okręcił wokół własnej osi. - Wybacz, ale nie często mam okazję tańczyć z tak wybitną partnerką. - powiedział jej do ucha. Na prawdę jakoś się rozluźnił dzięki niej i może dlatego dalszy taniec szedł mu o wiele lepiej.

Unknown pisze...

Doprowadzi to do powstania zbitych tłumów, które postępować będą w taki sam, idi.otyczny sposób, a każdą próbę indywidualizmu będzie się tłumić w zarodku. Przerażająca wizja.
Oczywiście, że jej to nie przeszkadzało. Jak sama siebie nazywała, była padlinożercą. Jak sęp czekała tylko na to, aby wydobyć z ludzi najistotniejsze informacje,tylko po to, aby zachować posadę. Oczywiście nie była jednym z tych obrzydliwych dziennikarzy, którzy siedzą w kubłach na śmieci, czy specjalnie przekręcają słowa innych, żeby uzyskać większy rozgłos. Jedynie bardzo uważnie rejestrowała każde słowo, padające z ust dziewczyny w nadziei, że będzie to mogła wykorzystać. Może trudno w to uwierzyć, ale znaleźć dobrze płatna pracę na pół etatu w Amsterdamie, jest nie lada sztuka.
Na jej słowa, nie odpowiedziała od razu, zajęta sporządzaniem szczegółowych notatek. Wiedziała, że zachowuje się troszeczkę niegrzecznie, cóż... innym razem jej to jakoś wynagrodzi.
- To może być jakiś pomysł, jeśli nie będzie się ich do niczego zmuszać. - przyznała z uznaniem na jej słowa, bo sama nie wpadła by na coś takiego. Skierowała w jej stronę szare tęczówki i uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- dziękuję za pomoc.

Gaspard Morel pisze...

Parsknął rozbawiony. - Uważaj, bo mogę zrozumieć to nieco opacznie. - odpowiedział wesoło. Jakby na dowód tego, odjął ją mocniej i przyciągnął bliżej siebie, cały czas poruszając się wedle muzyki.
Czy był świetnym towarzyszem? Może? Kto wie? Natomiast na pewno lubił się bawić i zawsze wspierał chętnych do tego zajęcia.
Po kolejnej piosence, chwycił jej dłoń i wyprowadził z grona tańczących. - Napijmy się. - zaproponował. Z resztą... co innego mieli do roboty. Mogli tylko wyjść i iść na spacer... czy gdzieś.

Gaspard Morel pisze...

Roześmiał się słysząc jaki mroczny plan rzekomo wymyślił. - Jeżeli tak bardzo tego chcesz to da się załatwić. - odpowiedział wesoło, choć pomysł wcale nie był taki zły, jakby to się mogło wydawać. - Ale możesz też więcej nie pić, a jedynie patrzeć jak ja delektuję się tym cudownym napojem. - dodał zamawiając kolejne dwa drinki. - Ale to twój wybór... - Spojrzał wymownie w górę, a potem uśmiechnął się wesoło.
A potem spojrzał na nią uważnie. - No... chyba, że jesteś cnotką... - zmrużył oczy, jakby to miało mu coś pomóc. Widocznie alkohol działał na nich oboje.

Gaspard Morel pisze...

- A ja wiem? Może zarabiasz na mężczyznach pieniądze? Najpierw z nimi sypiasz, a potem szantażujesz, żeby wymusić kasę przez grożenie, że zgłosisz gwałt? - wzruszył ramionami. - Jakoś częściej w takich wypadkach wierzą kobietom. - Westchnął dramatycznie.
Cóż... może nie wyglądała na cnotkę, ale kto to wie? Dziewczyny mają na prawdę dziwne i niezrozumiałe rzeczy w głowach. - Czym niby mam Cię zaskoczyć? Chcesz, żebym jeszcze myślał? - zdziwił się.

Gaspard Morel pisze...

- A jak reaguje większość mężczyzn? - zapytał i napił się. Był może odrobinę nienormalny, ale nie przywykł się tym specjalnie przejmować.
Jeśli chodzi o seks bez zobowiązań... to był jego gorącym zwolennikiem. Przyjemność, relaks, zabawa, odpoczynek... to wszystko same korzyści z tego naturalnego sposobu spędzania czasu.
[branoc :P]

Jafe McCaffrey pisze...

-Jeśli nie boisz się konsekwencji zjedzenia ciasta z szemranego źródła, to możesz poczekać. Nauczę się jak obsługuje się piekarnik to obiecuję, że je dostaniesz.-Mówiąc to, położył dłoń na sercu. Cóż, Jafe był z tych ludzi, którzy przy odrobinie techniki totalnie tracili grunt pod nogami, a jeśli na jakims urządzeniu było więcej przycisków niż tylko "włącz" i "wyłącz" dostawał nagłego ataku histerii i generalnie ściany się kurczyły, zaczynało brakować powietrza i wszystko wypełniał dwutlenek węgla.
-W zasadzie dobrze, głębszych powodów do narzekań niż to że się nie wyspałem nie mam.-Stwierdził, wzruszając ramionami.-Dalej tańcujesz?

Gaspard Morel pisze...

Nieco go przeceniała. Wcale nie był wolny od takich myśli. Zwyczajnie wiedział, co znaczy słowo nie, a nie widział przyjemności w zmuszaniu kogoś do seksu. Jest fajnie jak obie strony tego chcą. Po rozmowie uznał, że Jacqueline jest po prostu w porządku, poza tym dobrze porozmawiać z kimś po francusku.
- Nie mam zwyczaju nikogo zmuszać, choć szkoda byłoby takiego pięknego wieczoru, gdybym Ci chociaż nie zaproponował tej bardzo przyjemnej formy spędzania czasu. - powiedział wesoło i mrugnął do niej. Napił się. Uważanie go za cnotliwego było oczywistym błędem. Po prostu we wszystkim trzeba zachować rozsądek, a akurat z tym nie miał problemu swoim skromnym zdaniem.

Unknown pisze...

Faktycznie, różnica między Milą przed i po rozwodzie była naprawdę duża. Chociaż teraz, gdy weszła do kwiaciarni... sprawiała - tylko z wyglądu - wrażenie, jakby nadal wiodła sobie cudowne życie w cudownej złotej klatce. Z blond włosami upiętymi w eleganckiego koka, zawinięta w szary, prosty, ale elegancki płaszcz (tego dnia było raczej chłodno), w czarnych szpilkach i eleganckiej, też czarnej sukience, ze sznurem pereł na szyi. Wypisz, wymaluj - pani Kamila Vankleef. Ale po prostu wracała z egzaminu. W końcu zaczęła się ta straszna męka holenderskich studentów - sesja.
- Przperaszam za spóźnienie, ale trochę mi się przedłużyło - wywróciła oczami, siadajac naprzeciwko dziewczyny. Byłą zmęczona, ale szczęśliwa. Kolejna piątka w indeksie, nic nowego, nie u niej.
- Zdałam! - zawołała wesoło, ściągając płaszcz.

[spoko, ja z kolei długo się do tego zbierałam i ni chuja, nie starczało czasu wcale... ostatnio mam totalny zapierdziel, a towarzystwo z ac wcale nie daje próżnować - i pisać nowych wątków :D ale to miła odmiana po kilku miesiacach ciszy ;)]

Angel Evans pisze...

[ Kurtka siwa, chyba cię pominęła. Praaaszam! ]

Co jak co, ale jeśli Angel coś komplementowała, to na pewno nie kłamała. Rzadko się zdarza, żeby komentowała właśnie coś takiego, a jak już to robiła, to osoba zadająca jej pytanie spotykała się raczej ze słowami "nie wiem, nie znam się". Co było prawda. Lecz tym razem dostrzegła tę oto dziewoję, która naprawdę jej się spodobała. Pod względem talentu, oczywiście.
- To, że nie jest modny nie oznacza, że nie jest dobry. A ja... coś mnie naszło. I nie żałuję - wzruszyła lekko ramionami, spoglądając na dziewczynę. - Teraz mogłabym cię spytać, dlaczego wybrałaś pracę w balecie, a nie na wielkiej, nowoczesnej scenie - uniosła jedną brew, wkładając ręce do kieszeni kurtki. Ostatnio było jej zimno. - No właśnie, długo tańczysz?

Gaspard Morel pisze...

Roześmiał się. Nie z każdą kobietą można było spokojnie i bez zbędnych podchodów powiedzieć o czym się myśli. Większość spróbowałaby się wycofać, a nie przyjmowała ofertę. Podejście Jackie było wygodne, praktyczne i na prawdę mu się spodobało.
- To pozostaje nam wybrać miejsce. - powiedział wesoło i stuknął jej szklaneczkę, a potem napił się.
Nie widział powodu, dla którego miałby zmuszać dziewczynę do czegokolwiek. Chce to świetnie, nie to nie.

Gaspard Morel pisze...

Gaspard miał co prawda mieszkanie, ale dzielił je z Amelie, która zaczęła się buntować przeciwko częstemu wyrzucaniu jej na miasto, kiedy chciał mieć je tylko dla siebie. Dlatego odpowiadał mu pomysł z pójściem do niej.
- No tak... gdzie moje maniery? - zaśmiał się i skłonił lekko. - Czy życzy sobie Pani bym zamówił taksówkę czy też woli Pani spacer? - zapytał z powagą, ale oczy mu się śmiały.
Chyba nie mieli po co dłużej siedzieć w tym miejscu, więc może pora ruszyć dalej? Potańczyli, napili się i wypadało zmienić krajobraz.

Lotte pisze...

- Powiesz mi tylko, kiedy masz wolne, jak ugadam się z personelem i odwiedzimy dzieciaki - uśmiechnęła się promiennie. Ona sama miała nieograniczony wstęp na oddział onkologiczny, mogła spędzać z dzieciaczkami tyle czasu, ile chciała. Była wpisana w śmieszny rejestr stałych wolontariuszy, w dodatku oddawała dzielnie krew, a kiedy zaszła potrzeba, to nawet szpik kostny. Jakby nie było mało, niedawno odebrała certyfikat ukończenia kursu pierwszej pomocy i poważnie zastanawiała się na rozpoczęcie kursu na ratownika medycznego. Kruchutka, drobniutka Eva chciała ratować świat.
- Wystarczy spotkać się raz na miesiąc, a wychodzi na jaw ile można wspólnie robić - przyznała z uśmiechem. Wspólna kolacja, wspólny wypad do szpitala. Evie to pasowało. Uwielbiała spędzać czas z ludźmi.

Anonimowy pisze...

A Samuel nie podawał swojego adresu praktycznie nikomu. W zasadzie było to w jakimś stopniu utajnione, wiedzieli tylko o tym nieliczni. Chyba, że już naprawdę zamieniał się w całkiem normalnego człowieka, który zaprasza do siebie na kawę dane osoby. Mimo wszystko gdyby zapytać ludzi, którzy zamienili z nim choć słowo to na pewno mało kto będzie wiedział nawet, na której ulicy znajduje się mieszkanie Shepharda.
Na życzenie kobiety szedł sobie spokojnie obok, żeby w każdej chwili pomóc, co też uczynił, kiedy tylko nieznajoma zaczęła się chwiać. Kiedy tylko znalazła się w samochodzie i podała swój adres, Sammy wycofał i wrócił na drogę.
- Nie ma za co? Biorąc pod uwagę fakt, że wcześniej prawie cię zabiłem - stwierdził nieco rozbawiony. Tak, chęć pomocy. Sammy i chęć pomocy, świetne żarty.
//Samuel Shephard

Angel Evans pisze...

[ Ooo dziękować, dzięęękować :D ]

- Ale to jeszcze nie znaczy, że nikt. Zawsze jacyś chętni się znajdą. Ja na przykład, chociaż chyba jestem niezbyt dobrym przykładem... - zmarszczyła brwi, myśląc nad swoimi słowami. Cóż, w sumie była jak każdy inny człowiek, jej niektóre upodobania niczym nie różniły się od tych, którzy mieli jej znajomi. Jednak czy normalne było, żeby taka oto dziwaczna osóbka chadzała do teatru? Najwyraźniej wszystko może jeszcze człowieka zaskoczyć. I wydymać, ale to już inna sprawa.
Uważnie jej słuchała. Rozumiała ją, bo ona sama wybierała raczej niezbyt popularne kluby, ciche zakątki, czy opuszczone miejsca, w których mogła grać. Kiedyś dostała szansę na zrobienie większej kariery, lecz miała wtedy ze sobą dość duży problem, a poza tym kariera w show biznesie jest, według niej, strasznym niewypałem. Ona się na to nie nadawała i już, każdy rozgląda się za tym, czego mu potrzeba.
- Ja też gram odkąd pamiętam - zaczęła po chwili, gdy dziewczyna skończyła. - Grać nauczyła mnie matka, potem poleciało samo... Umiem też grać na pianinie. To już zasługa babki - powiedziała, patrząc przed siebie. - Jako czarna owca musiałam się czymś pocieszać, a muzyka to jest coś... czego nie da się wyrazić.

Lioness i Scarlett Peres pisze...

[ Bardzo mi miło :).
O ile powiesz, z którą bohaterką chciałabyś "obcować" i podasz jakiś pomysł to postaram się rozpocząć :). ]

Lioness i Scarlett Peres pisze...

[ Ok, no to postaram się coś zacząć, jak możesz to odpisuj pod Scarlett żebym się nie pomieszała :). Wybacz, że tak kiepsko :(. ]

Jej usta przestały wyginać się w górę, tworząc lekki uśmiech, a na twarzy pojawiła się zupełna powaga, jakby właśnie teraz na jej oczach stało się coś co nie pozwalałoby jej się śmiać. Nie takiego, jednak nie miało miejsca, a Scarlett po prostu przygotowywała się do odebrania jednej z kluczowych scen w całym spektaklu. Rudowłosa zawsze bardzo poważnie podchodziła do swojej pracy, choć na początku miała spore problemy, by zachować kamienną twarz. Raz niespodziewanie wybuchnęła śmiechem, lecz zatuszowała to szybko śmiechem złowieszczym i dodała coś od siebie, by wydawało się to być zgodne ze scenariuszem.
Dobrze improwizowała, genialnie kształtowała postacie. Była dobra, ale czy to wystarczy by być uważaną za jedną z najlepszych aktorek pokolenia? Nie jej było to oceniać.
Z jej ust wydobyły się ciche słowa scenariusza, lecz myślami tym razem była daleko od scenariusza. Obawiała się, bo premiera kroczyła ku nim wielkimi krokami, a ona nadal nie wyczuła do końca swojej postaci.
W końcu scena dobiegła końca, a na scenę wyruszyło kilka tancerzy. Dziewczyna patrzała na nich z lekką irytacją, lecz nie było w tym ani odrobiny złości w ich stronę. Po prostu była zirytowana.
- Scarlett. - Usłyszała głos producenta za sobą i poczuła, że ją obejmuje. Był prawym, dość sędziwego wieku człowiekiem, który zawsze dla każdego miał mądrą, życiową radę. - Co się z tobą dzieje, dziecko? - Rudowłosa wysłała tylko lekki uśmiech w jego stronę, nigdy nie potrafiła inaczej na niego reagować.
- Wszystko w porządku. - Wzruszyła ramionami. - Gorszy dzień.
- Odpocznij chwilę. - Zarządził, po czym rzucił do reszty załogi, że pora na chwilę przerwy. Scarlett usiadła gdzieś za kulisami i powoli sączyła wodę, nadal rozmyślając.

Lotte pisze...

[Cieszę się. Myślałam, że odstraszy to ludzi. Mam nadzieję, że innych kłopotów nie będzie. Ale powiem ci, że co by nie było, to tęsknię za prostotą Onetu i wiele bym dała, żeby zaczął normalnie działać ;P Odpiszę ci później, na razie muszę poświęcić trochę czasu na naukę ;*]

Unknown pisze...

- Nie wiem w sumie - wzruszyła beznamiętnie nieco ramionami. Wzięła od dziewczyny kartę i skupiła się na jej przeglądaniu. Zielona herbata - jedyne co jej przychodziło do głowy. Chyba najmniej kaloryczna rzecz - oprócz wody w tym miejscu. Ale zaraz zganiła się w myślach. Musiała przytyć,d o jasnej cholery. Nawet faceci nie zwracali takiej dużej uwagi na wieszaki. A przecież tak uwielbiała być w centrum męskiej uwagi. I nic nie mogła na to poradzić.
- Wezmę szarlotkę i waniliowe latte - oznajmiła kelnerce, która właśnie podeszła do ich stolika, a gdy odeszła z zamówieniem obu dziewcząt, Mili wyrwało się, całkiem bez skrępowania...
- Jackie, czy masz problemy z wagą? - zapytała, patrząc blondynce w oczy. Rzadko miała okazję porozmawiać z kimś, czyja waga też nie wydawała się zbyt... duża. A Mila chciała przynajmniej wrócić do tej wagi, którą miała wcześniej, dla porównania wyglądała właśnie jak koleżanka. Ale nadal musiała się zmuszać do jedzenia.

[mam wrażenie, że strasznie chaotycznie napisane, wybacz :P]

Unknown pisze...

- Pytam, bo wszystkie moje koleżanki... nie gniotą innych ludzi własnymi kośćmi - wbiła spojrzenie szarych tęczówek w swoje pomalowane na czarno paznokcie. Zrobiło jej się nieco głupio. Bo co sobie myślała, pytając dziewczynę w zasadzie jej obcą o jej problemy żywieniowe. Ale potrzebowała kogoś, kto nie mówił, że za niska waga to żaden problem. Że nic, tylko pozazdrościć.
- W ciągu zimy zeszłam do czterdziestu ośmiu kilo. Chodzę do kliniki, nawet przytyłam ostatnio, ale znowu zaczynam chudnąć i nie mam nad tym kontroli... a wcale nie mam treningów, ani wielogodzinnych prób.
Cóż, na ten temat jeszcze przed nikim się nie otworzyła. No, może przed swoim psychologiem. Ale i tak nie w pełni. Do teraz w zasadzie udawała, że nie widzi problemu.

Gaspard Morel pisze...

[Musiało nie dojść, ponieważ korzystam chwilowo z żałosnego internetu. ;/]
- Jak sobie życzysz. - powiedział rozbawiony. Spacer to nie był taki zły pomysł, szczególnie, że w tym czasie powinni pozbyć się części promili... a przynajmniej ich wpływu na procesy myślowe. - Tylko musisz być moim przewodnikiem. - dodał wesoło i zaoferował jej ramię. - Mogę Panią prosić? - uśmiechnął się wesoło do niej. Jackie była na prawdę ciekawą osobą, a rozmowa z nią stanowiła pewnego rodzaju wyzwanie, które z ochotą przyjmował.

Unknown pisze...

- No - odpowiedziała lakonicznie, nie umiejąc wykrzesać z siebie nic więcej.
- Wiesz, do tej pory nie widziałam problemu, dopiero jak przyjaciółka, która zazwyczaj olewa wszystko i wszystkich, nie dba o nikogo, tylko o siebie wysłała mnie z przerażeniem do kliniki to zdałam sobie sprawę, że coś jest nie tak... - wzruszyła ramionami w oznace swojej bezradności i po części głupoty. Bo chociaż wiedziała, że ma problem, to z drugiej strony sama ze sobą walczyła, że w sumie to nie, nie musi jeszcze jeść, naje się innym razem i wystarczy. A to gówno prawda była.

Angel Evans pisze...

- Nie. Chyba nie... - wzruszyła lekko ramionami, marszcząc delikatnie brwi. Cóż, w zasadzie muzyka była jedyną rzeczą, która w szare dni oświetlała ej świat, dawała nadzieję, pozwoliła zaspokoić stargane nerwami sumienie. Dzięki muzyce mogła się odstresować, odpłynąć, zapomnieć. A w chwilach, kiedy bardzo potrzebowała zapomnienia, mogła błogo odpłynąć w nieznane części duszy, które powoli odkrywała, jednocześnie wciąż ukrywając je przed ludźmi. Nie potrafiła całkowicie się otworzyć na drugą osobę, przez co traciła wiele wartości. Ale co zrobić? Nie każdy stworzony jest do chodzenia przez życie z otwartymi rękoma, niekiedy chociaż rozparte, są one wciąż wewnętrznie zamknięte.
Dlatego muzyka ją ratuje, wyłania duszę dziewczyny. Więc tak, na pewno tego nie żałuje.
- Chyba bym bez niej nie istniała - stwierdziła cicho, jakby tylko do siebie. Patrzyła na wszystko przed sobą, niemo spoglądała na ludzi. Westchnęła cicho, a chwilę później zerknęła na Jackie.
- Idziesz w jakieś szczególne miejsce?

Angel Evans pisze...

[ Spoczko, sama tez się nie rozpisałam ;/ ]

Gaspard Morel pisze...

Spacer dobrze mu posłużył. Rozbudził się i uspokoił. Kiedy doszli do jej mieszkania wszedł raźnym krokiem. - A dziękuję bardzo. - rzucił wesoło. Rozejrzał się wokół. - Mieszkasz sobie sama? - zapytał spoglądając na nią.
[Spoko :)Wieczorem będę w domu i zacznę normalnie odpisywać]

Gaspard Morel pisze...

Cierpliwie czekał aż dziewczyna skończy czynności, jakie zwykło się wykonywać po powrocie do domu. Spojrzał na nią. - Bardzo wygodny. -stwierdził i objął ją w pasie, po czym krótko pocałował. - Oprowadzisz mnie po domu? - zapytał wesoło.
Nie mieszkał sam i znał osobę, która wstaje rano i biega... jego siostra. Dzięki temu wykształcił w sobie funkcję nie budzenia się, gdy ktoś w środku jego "nocy" łazi po mieszkaniu i hałasuje.

Gaspard pisze...

[Ha! Teraz postaram się być grzeczny i pisać ładnie!]
Nie spodziewał się, że dziewczyna na prawdę pokaże mu całe swoje domostwo. Większość ludzi zwykle wskazuje łazienkę, kuchnię, salon i na tym kończy się cała prezentacja. Podobała mu się otwartość dziewczyny, dlatego uśmiechnął się szeroko i szczerze przyglądał się kolejnym pomieszczeniom i sprzętom, jakie się w nich znajdowały uznając, iż jest to dobry sposób, żeby choć trochę poznać towarzyszkę.
Uśmiechnął się szerzej na komentarz o lustrach i spojrzał na Jackie. - Spodziewam się...choć pewnie znalazłbym kilka innych zastosowań dla nich. - rzucił wesoło i spojrzał w jedną ze szklanych tafli i zrobił głupią minę. - Muszę przyznać, że nastrojowo urządziłaś swój domek. - stwierdził.
Poranne wstawanie nie było domeną Gasparda.... właściwie łatwiej było mu nie kłaść się spać niż wstać wcześnie rano. Może jakby popracował nad sobą to po kilku tygodniach by się przestawił, ale dobrze mu było z takim system z jakim żył do tej pory. Jedyną jego wadą było to, że zazwyczaj mijał się z siostrą i nie mieli nawet czasu z sobą porozmawiać.
- Co jeszcze mi pokażesz? - zapytał i spojrzał na dziewczynę.

Gaspard pisze...

[Ha! Teraz postaram się być grzeczny i pisać ładnie!]
Nie spodziewał się, że dziewczyna na prawdę pokaże mu całe swoje domostwo. Większość ludzi zwykle wskazuje łazienkę, kuchnię, salon i na tym kończy się cała prezentacja. Podobała mu się otwartość dziewczyny, dlatego uśmiechnął się szeroko i szczerze przyglądał się kolejnym pomieszczeniom i sprzętom, jakie się w nich znajdowały uznając, iż jest to dobry sposób, żeby choć trochę poznać towarzyszkę.
Uśmiechnął się szerzej na komentarz o lustrach i spojrzał na Jackie. - Spodziewam się...choć pewnie znalazłbym kilka innych zastosowań dla nich. - rzucił wesoło i spojrzał w jedną ze szklanych tafli i zrobił głupią minę. - Muszę przyznać, że nastrojowo urządziłaś swój domek. - stwierdził.
Poranne wstawanie nie było domeną Gasparda.... właściwie łatwiej było mu nie kłaść się spać niż wstać wcześnie rano. Może jakby popracował nad sobą to po kilku tygodniach by się przestawił, ale dobrze mu było z takim system z jakim żył do tej pory. Jedyną jego wadą było to, że zazwyczaj mijał się z siostrą i nie mieli nawet czasu z sobą porozmawiać.
- Co jeszcze mi pokażesz? - zapytał i spojrzał na dziewczynę.

Gaspard Morel pisze...

[Staram się! Tylko to trwa! Muszę się na nowo wciągnąć]
Śmiejąc się pozwolił dziewczynie poprowadzić się do sypialni. Na prawdę podobało mu się to mieszkanko z tym swoim niby-mrokiem. Było nieco tajemnicze jak właścicielka.
- Aż tak Ci się spieszy? - zapytał wesoło.
Jego własne mieszkanie było proste i umeblowane raczej na styl nowoczesny... niestety meblowało się bardzo powoli, gdyż musiał na wszystko sam odłożyć lub wyłudzić od siostry, a to nie było takie proste. Ostatecznie starał się odkładać na jakieś meble, ciułać i wreszcie kupować to, co mu będzie odpowiadało. Z tego powodu w jego własnej sypialni był materac, szafa na całą ścianę i wielka ławo- szafka, na której rozkładał projekty, kiedy się uczył. W środku zaś trzymał papiery, książki i inne rzeczy, które trzeba gdzieś upchnąć. Poza tym wisiał jakiś obraz, który dostał przed wiekami i laptop. Jego pokoju wiele mówił o trybie życia Gasparda...Pustka. Nic tylko poduszki i kołdra na materacu.
Spojrzał na Jacqueline. Zastanawiał się, co dalej. Kobiety mają różne pomysły i poglądy na to jak powinien wyglądać ich kontakt z mężczyznami i przestał się już dawno czemukolwiek dziwić, więc czekał na jakiś znak. Jednocześnie objął ją w pasie. - Miło jest tutaj.
Dlaczego matka dziewczyny miałaby być zadowolona?

Gaspard Morel pisze...

Każda rodzina kryje w sobie jakieś dziwactwa, tak jak każdy człowiek. Jego własna to maniacy prawa i dobrej prezentacji, dlatego ani Gaspard ani jego siostra nie byli w stanie wytrzymać ich nacisków. Oboje kolejno uciekali we własne życie poza Francją.
Jacqueline nie wyglądała na dziewczynę, która miałaby spędzić życie samotnie. Zapewne znajdzie się jakiś poważny, stateczny mężczyzna, który będzie przez całe życie ją podziwiał. Gaspard do takich nie należał. Owszem zachwycał się nad jej pięknem i poczuciem humoru, co zwykł cenić u kobiet, ale na pewno nie należał do ludzi stałych i spokojnych.
- Większość ludzi lubi jasne pomieszczenia. - zauważył rozbawiony. To była jakaś forma obrony przed jej uważnym spojrzeniem. Jednak chwilę później sam wbił wzrok w jej oczy. Pochylił się pocałował ją mocno. Objął w pasie i przyciągnął do siebie. - A dla mnie są całkiem przyjemne i klimatyczne. - dodał i przygryzł płatek jej ucha, dłonie wsunął pod bluzkę dziewczyny.
Spontaniczność i umiejętność improwizacji to cenne cechy, które nie każdy ma dane z góry.

Lotte pisze...

[Dobry wieczór! ;) Przepraszam, że dopiero teraz, ale dzisiaj pisałam ostatnie zaliczenie i teraz zostały mi tylko dwa egzaminy... Uf.]

- To bez różnicy czy za miesiąc, czy za dwa miesiące, zaglądam tam przez cały rok - uśmiechnęła się. Cóż, nie ukrywała, że cieszył ją fakt, że Jackie uważała ten pomysł za dobry. Lubiła, kiedy inni się uśmiechali. Ktoś jej kiedyś zarzucił, że za mało myśli o sobie, ale nie przyjęła tych słów do siebie, żyjąc tak, jak żyła wcześniej.
- A komu potrzebne jest życie codzienne? - spytała z uśmiechem, który jakoś nie miał zamiaru znikać z jej ust.

morphine pisze...

[Co powiesz na jakiś romansik? W obecnym życiu Noasia brakuje mu takich przygód, więc warto spytać, ot ;)]

morphine pisze...

[A chcesz coś ustalić? ;D Bo jeśli tak, to potem mogę zacząć. A jak nie, to zdaję się na Ciebie ^^]

morphine pisze...

[Właściwie to mogą się znać właśnie jakiś czas. I uznajmy, że poznali się, może w klubie? I od tamtej pory ten romansik trwa?]

morphine pisze...

[Oczywiście, że może być! :) Wybacz jakość, ale jestem trochę zmęczona i jeszcze nie wróciłam do odpowiedniego rytmu ;D]

Noah skłamałby, gdyby powiedział, że nie lubi Jacqueline. Faktycznie, była uroczą blondynką i nie odmawiał jej wdzięku. Owszem, jak to Noaś, lubił się z nią droczyć, ale szybko przystawał na jej propozycję. Nic dziwnego, miała w sobie coś, czemu trudno było się oprzeć. Należała też do osób, które poznał po wypadku i które przy nim były, w taki lub inny sposób. Nie mógł narzekać, mógł ją nawet nazywać bardzo dobrą znajomą. A ze znajomości tej czerpał przecież korzyści.
Siedział na kanapie z nogami na niskiej ławie i butelką piwa w dłoni. W drugiej dzierżył odważnie pilota i zmieniał programy, drapiąc się po umięśnionym brzuchu. Szczęśliwy był, że upał dobiegł końca i ustąpił miejsca wieczornemu chłodowi. Słysząc dobrze znaną już melodię, sięgnął po telefon, wypuszczając tym samym pilot. Co ciekawe, zainteresował się też serialem, na który trafił. Nie spoglądając na wyświetlacz odebrał, ale nie zdążył mruknąć nic poza słucham i od razu miał pewność kto dzwoni.
- A urocza blondynka zrobi kolację? - spytał, chociaż nie na poważnie. Nie był głodny. Paluszki i piwo mu wystarczało.

morphine pisze...

Skoro Jackie zamierzała go odwiedzić, miał misję - musiał doprowadzić się do względnego stanu używalności. Odłożył pustą butelkę, uznając, że to jego ostatnie dzisiaj piwo. Przecież przy kobiecie nie wypadało, prawda? Wstał z kanapy, przesunął, iście po męsku, dłońmi po brzuchu i spojrzał w okno.
Prysznic!
No, tak. Prysznic. Złapał butelkę, po czym wyrzucił ją do kosza i wpadł do łazienki, szybko się odświeżając. Wychodząc, ubrał jeansowe spodnie i luźniejszą koszulkę. Wilgotne włosy przeczesał palcami, zdając się na ich naturalne ułożenie i ogarnął wzrokiem pokój, następnie kuchnie i swoją sypialnię.
O, dziwo. Panował tutaj porządek, a Noah odkrywał w sobie nutkę pedantyzmu. Ale to dobrze, przynajmniej mógł zawsze kogoś zaprosić bez zbędnego odczuwania wstydu.
Siedział na kanapie, w dalszym ciągu oglądając serial Sposób Użycia, ale słysząc pukanie, wcale nie podniósł się i nie poszedł po dżentelmeńsku otworzyć drzwi. Jeśli była to Jackie - wiedział, że wejdzie. A jeśli nie, to ten ktoś mógł spadać. Nikogo innego nie oczekiwał.
Gwizdnął, widząc ubraną ją w sukienkę. Lubił kobiety w sukienkach. Uśmiechnął się i poruszył zabawnie brwiami.
- Dawno cię nie było - zauważył i przesunął się ze środka kanapy, jeszcze pokrótce mierząc wzrokiem jej sylwetkę, robiąc tym samym jej miejsce.

morphine pisze...

Nie był zgorzkniałym samcem, co to to nie, był raczej dzieckiem, które wymagało opieki. Owszem, wyglądem dziecka nie przypominał, starał też zachowywac się, jak najbardziej dorośle, ale z różnym skutkiem. Nie wiedział wielu rzeczy, nie miał pojęcia o wielu zachowaniach, chociaż z czasem robiło się coraz lepiej. Przy kobietach nie wychodził na durnia, miał wrodzone szarmanckie zasady, których ponoć wcześniej wcale nie uznawał. Cóż, być może ten wypadek nie był katastrofą a pewnego rodzaju szansą? Aby mógł zacząć wszystko od nowa?
Jasne, był zły, chodził poirytowany, kiedy ludzie uświadamiali mu, jak bardzo wiele stracił. Dwadzieścia siedem lat wyjętych z życia...
Uśmiechnął się, kiedy musnęła ustami jego policzek i spojrzał na nią, odrywając spojrzenie od telewizora.
- Wcale - mruknął z niejakim przekąsem. Myślał, że Jackie o nim zapomniała. Nie sądził jednak, aby była taką osobą. Tęsknił. Noah tęsknił, ale jak to facet, mający swoją dumę, nie lubił się do tego przyznawać. I wcale nie zamierzał. Przynajmniej nie przez słowa.

mo pisze...

[Nie zaznaczyłam tego w karcie, ale Aria też pochodzi z Paryża! Kurcze, zapomniałam xD Zaraz muszę to uzupełnić ^^
Możemy rozwinąć wątek, że znają się właśnie stamtąd? Wspólne liceum czy cokolwiek? Sąsiadki? :)]

mo pisze...

[Aria jest starsza od Jacqueline, więc niech będzie, że mieszkały na jednym osiedlu, za małolata bawiły się razem lalkami i w piaskownicy, a później chodziły do tego samego liceum. Jak poszły na studia to ich kontakt się urwał i od tej pory nie wiedzą co u nich nawzajem słychać :)
No i zacznę trochę banalnym pomysłem, wybacz. Rozkręcam się ;D]

- Jak miło! - pomyślała Arianne wychodząc ze szpitala po nocnym dyżurze. Słońce dopiero powoli wschodziło nad horyzontem i swymi promieniami muskało jej bladą twarz. Należała otóż do osób, które były lubiane przez słońce, jednak tak rzadko bywała na zewnątrz, że nie miała okazji jeszcze się opalić. Z okazji wolnego i pięknie rozpoczynającego się dnia postanowiła wrócić pieszo, po drodze zajść gdzieś na kawę i śniadanie, a potem może jeszcze długi spacer? Mieszkała w końcu kawałek drogi stąd.
Podziękowała koleżance proponującej jej podwózkę, pomachała na "do widzenia" i ruszyła przed siebie wolnym krokiem.
Mimo wczesnej pory, ulice tętniły życiem.

Lotte pisze...

[Nie wiem, czy zdjęcia, które wybrałam do powiązań mogą być ;) Sprawdź.]

- Gdybym tylko mogła, tak by było - uśmiechnęła się. Nie znała Jackie zbyt długo, nie były też przyjaciółkami typu papużki nierozłączki, ale jednak zbliżyły się do siebie, chcąc nie chcąc, i Jackie jako tako znała Evę. Nawet lepiej, niżeli sama panna Smit mogłaby się spodziewać.
- Więc w tej sprawie będę do Ciebie jeszcze dzwonić, a teraz mów, co u ciebie... Ktoś na horyzoncie? Jakieś przygody, o których nie wiem? - spytała, ciekawa życia blondynki. Bądź co bądź, ale stracony czas trzeba nadrobić. Nawet kosztem innych obowiązków.

Lotte pisze...

[To w porządku ;)]

- Żartujesz? Romantyczne przygody i ja? - zaśmiała się, kręcąc przy tym głową. - Odkąd Daniel... - urwała tutaj, bo nie potrafiła znaleźć odpowiedniego słowa. - Wyjechał - dodała po chwili, bo przecież tylko wyjechał, prawda? A fakt, że ostatnio nie dawał znaku życia, jakoś burzył wiarę Evci.
- Moje szczęście do facetów skończyło się z jego wyjazdem - wzruszyła lekko ramionami. - Nikt nie chce Evci... - rzuciła rozbawiona, pociągając teatralnie nosem. Starała się żyć normalnie, jakby nigdy nic i wychodziło jej to. Nie zamykała się, a wręcz przeciwnie - poznawała nowych ludzi i czerpała z życia tyle, ile tylko mogła z niego wyciągnąć bez większych konsekwencji.
- Nawet na drinki ze mną nie wychodzą! - prychnęła, poprawiając grzywkę. Nie było jej specjalnie z tego powodu smutno, bo nigdy do typowych randkowiczek nie należała.

mo pisze...

Gdy tylko weszła do środka kawiarni, poczuła ten cudowny aromat kawy unoszący się w powietrzu. Aria uwielbiała kawę, ale słodką - z cukrem, mlekiem i cynamonem. Nauczyła się taką pić na studiach.
Pierwszym odruchem było jednak wybranie sobie miejsca, więc też wolnym krokiem zmierzała do jednego ze stolików, kiedy to usłyszała swoje imię.
Pomyślała sobie, że to on! Zawsze o nim myślała najpierw! No bo kogo innego mogłaby się spodziewać, no przecież nie koleżanki z pracy...!? Dziwne dziewczę z tej Arii czasami.
Odwróciła się w kierunku osoby zajmującej inny stolik. Przyglądała jej się niepewnie, zastanawiając się czy to na pewno ona powiedziała jej imię. Czy mówiła do niej? Może się jednak pomyliła? Jednak im dłużej wpatrywała się w kobietę nabierała pewności, że skądś ją zna.
- Jackie...? - powiedziała prawie bezgłośnie.

Unknown pisze...

Melissa znów weszła do zatłoczonego klubu. Wprawdzie był środek tygodnia, ale to nie przeszkadzało innym by się zabawić. Wyrwała się z domu, gdyż nie mogła dłużej patrzeć na projekty. Potrzebowała odskoczni, a wybór był dość prosty.
Dziewczyna usiadła przy barze i zamówiła margaritę. Z lubością sączyła płyn, wpatrując się w młodsze od niej dziewczyny, które, ubrane dość skąpą, uwodziły mężczyzn. Serio? Kto mógł się dać nabrać, na... takie 'coś'? W ich wieku też chodziła na imprezy, ale nie sprzedawała się jakimś staruchom. Obrzydlistwo.
Mel siegnęła po torebkę, wyjmując z niej złoty 'pojemnik'. Otworzyła go i wyjęła gauloises'a, wkładając papierosa do ust.
-Tu nie można palić- powiedział barman i ponownie zajął się swoją pracą.
-Cholera- mruknęła i wyszła na zewnątrz. Była tam też wysoka blondynka wpatrująca się w niebo. Niespodziewanie usłyszała od niej pewnego rodzaju komplement. Melissa zaciągnęła się porządnie i spojrzała na sylwetkę nieznajomej.
-Dziękuję. Tańczysz balet?- spytała oceniając jej drobne ciało.

mo pisze...

[Wiesz, jednak trochę zmieniam historię Arii. Jednak w Paryżu była tylko na studiach... więc może kojarzą się z jakiejś wspólnej imprezy w akademiku lub mieli wspólnych znajomych na studiach? :)]


Jeszcze chwilę stała w miejscu nieruchomo, a na uwagę znajomej roześmiała się serdecznie.
- Jacqueline! Wyglądasz świetnie! - pochyliła się nad nią entuzjastycznie, by chociaż odrobinę uścisnąć jej ramiona w geście wytęsknienia.
W przypadku Arii była to pierwsza znajoma z dawnych lat spotkana w nowym kraju, co chyba też miało wpływ na radość jaką u niej to wywołało. W końcu ktoś swój!
- Skąd się tu wzięłaś? - zapytała szybko, stojąc dalej przy jej stoliku. Równie dobrze Jackie mogła zapytać o to samo. Skąd ty się tu wzięłaś panno Lemaire?

Anonimowy pisze...

[ochota jest, tylko tymczasowy brak jakichkolwiek pomysłów ;/ wybacz ehhh]

Karzeł pisze...

[ Nie widzę żadnego powiązania na dzień dzisiejszy, więc może po prostu załóżmy, że poznały się kiedyś w teatrze, gdy zachwycona dziewczyną Hope zaskakuje ją pod drzwiami i wyraża swój podziw, i tak wywiązała się z tego luźna znajomość (nieluźna przyjaźń?)
A wątek... Rozumiem, że w teatrze pracuje jako tancerka, więc może Hope przyszła tak po prostu na jedną z prób? Nie wiem. Nie mam pojęcia. Nienawidzę wymyślać, gdy w głowie mi matematyka -.- ]

Karzeł pisze...

[Oka. No bo widzisz, ja to taka sfizyczniona jestem i zadanka sobie liczę, a do myślenia, to jakoś nie tak zbytnio...
Hope]

Anonimowy pisze...

[Pas de deux to duet, wiec jaka solówka? O.o
No chyba, że ja coś źle pamiętam z WOTu... ;_
Poza tym na jogurcie i salatce to ona by daleko nie zajechała... ;)]

Balet wydawał się być tańcem niezwykle delikatnym i pełnym gracji. Ludzie zachwycali się tancerkami, podziwiając ich zdolności i tańca. Hope widząc niejednokrotnie treningi koleżanki, wiedziała już, że to, co na scenie odbierane jest jako powab i gracja, to w gruncie rzeczy ogromna praca i wysiłek.
- Cześć. - Uśmiechnęła się na widok Jackie. Hope zawsze była pełna podziwu dla tancerzy i dla ich pracy, jaką musieli włożyć w szlifowanie nie tylko talentu, ale i nabytych już umiejętności. Lubiła widzieć w ludziach to samo samozaparcie i chęć bycia jak najlepszym, które sama posiadała. Oglądanie tancerzy w sali dawało jej zatem ogrom przyjemności, a przy okazji mogła zaoszczędzić te kilka euro, nie wydając ich na bilet.
- Koniec? - zapytała, nie kryjąc cichej nadziei, że uda jej się wyciągnąć kobietę na herbatę.

Gaspard pisze...

[Krócej już nie mogłem :P Doskonale to rozumiem, ponieważ sam ostatnio nie mogę pisać... mam problem z netem]
Chyba ważne, żeby ewentualny partner jej odpowiadał...prawda? Reszta świata nie powinna się do tego wtrącać. A przynajmniej Gaspard nie planował interweniować.
Westchnął cicho pod wpływem jej pocałunków. Powoli zdjął z niej bluzkę i zaczął całować dekolt.

Lotte pisze...

[Wydaje mi się, że odpisywałam. To prawda? Czyżbym nie doczekała się odpowiedzi? ;D]

mo pisze...

Zupełnie się nie dziwiła, gdyż to samo przyciągało Arianne do tego miejsca. W jej przypadku pominiemy jednak utraconą miłość jej życia, która zameldowana jest w Amsterdamie. Właśnie dlatego Amsterdam, nie inaczej... ale trzymajmy się pracy.
Komentarz Jacqueline na temat urody Arii przyjęła z uśmiechem, delikatnie kręcąc głową z niedowierzaniem. Aria była ładna, jednak sądziła, że wiele więcej powinna zazdrościć Jackie. Jej długie nogi i ta gracja, sposób w jaki się rusza.
- Nie tyle olśniewać swoją urodą, jak ratować małych ludzi! - wypięła z dumą pierś i zajęła miejsce przy stoliku znajomej. Tak na momencik miało być... Chwilę, ale kelner chyba zdecydował się obsłużyć właśnie ten stolik.
- Przyjęłam pracę w tutejszym szpitalu. - Wytłumaczyła pokrótce zanim ten doszedł do ich stolika.

Gaspard Morel pisze...

Każdy sam decyduje o swoim życiu, prawda? Gaspard wychodząc z tego założenia żył na własną rękę. Jeszcze żył.
Pomógł jej pozbyć się zarówno swoich i jej spodni. Szybko rozebrali się do samej bielizny. Nie zaprzestawał niewinnych pieszczot...większość kobiet w końcu to lubi.

Gaspard Morel pisze...

Jakieś podobieństwo gatunkowe musi istnieć, więc czemu nie takie? Zrozumiałe dla większości mężczyzn? Przynajmniej dla niego, Gasprada Morela, było to często cudownym udogodnieniem.
Objął dziewczynę mocno i sprawnie rozpiął jej biustonosz, po czym chwycił ją mocniej, podniósł, podszedł bliżej i położył na łóżku, aby nachylić się nad nią i wargami pieścić jej piersi.

Gaspard Morel pisze...

Cóż... Łatwiej się znudzić dziewczyną, która nie ma żadnych wymagań, ale z drugiej strony takie właśnie są wprost idealne, kiedy chodzi tylko o szybki stosunek bez konsekwencji.
Czując jej reakcje starał się pieścić właśnie te części jej szczuplutkiego ciała, które sprawiały, że jej oddech przyspieszał. Zsuwał się przy tym coraz niżej aż przyszło mu zębami zdjąć z niej ostatni skrawek materiału. Kiedy tylko się go pozbył, musnął wargami jej kobiecość, a potem powrócił do wyższych partii tego wdzięcznego kobiecego ciała. Najchętniej zająłby się już tym co najprzyjemniejsze, ale dziewczyna zaimponowała mu już wcześniej i nie chciał potraktować jej tak przedmiotowo, dlatego starał się najpierw zadbać o jej "dobrą wolę".

lilac sky pisze...

Amelie w parku, mhh, to już była nowość, ewidentna odmiana jej trybu życia i sposobu spędzania czasu w chwili nastania wakacji. Zazwyczaj biegała tędy tylko rankami, potem już nie mając czasu, by znaleźć choćby chwilę i przemaszerować się wzdłuż urokliwych parkowych alejek. Niemniej teraz nadrabiała zaległości.
Z pogodnym uśmiechem na twarzy maszerowała przed siebie, mając słuchawki w uszach rozglądała się dookoła podziwiając przyrodę, która wprost inspirowała ją swoją soczystością barw, życiem i tym banalnym pięknem. A wszystko nabierało jeszcze lepszego wyrazu przy akompaniamencie ulubionych ścieżek dźwiękowych panienki Morel. I szła by tak pewnie dalej, napawając się urokiem tutejszego miejsca, gdyby nie wesoły okrzyk powitania i czyjaś ręka, która złapała ją pod ramię.
- Jacqueline...- uśmiechnęła się niepewnie rozpoznając znajomą blondynkę. Zaraz też wyciągnęła słuchawki z uszu, a uśmiech na jej twarzyczce tylko się poszerzył.- Oh, no tak... Dużo zajęć i w ogóle... Jakoś tak wyszło, że się nie widziałyśmy. W każdym razie Ty na pewno promieniejesz. Co dziwniejsze zdecydowanie bardziej ode mnie.- zaśmiała się.