Jafe Anthony McCaffrey
urodzony dwudziestego stycznia 1984 roku w Seattle.
Nauczyciel akademicki, wykłada historię starożytną.
Po godzinach hobbystycznie drze mordę w amatorskim zespole rockowym.
Miał być wiolonczelistą. To było marzenie jego matki-mieć syna, który będzie znanym i cenionym muzykiem. Ale może zacznijmy inaczej.
Urodził się w dość nietuzinkowej rodzinie. Jego matka była, a właściwie jest, śpiewaczką operową a ojciec-cóż, ojciec jest ekscentrycznym właścicielem zakładu pogrzebowego, który sam niekiedy lubi pomachać łopatą na cmentarzach i wszędzie chodzi w cylindrze, pelerynie i oficerkach, bawiąc się w wiktoriańskiego wampira. Jest ich najstarszym dzieckiem, których dorobili się trójki.W pewnym momencie państwu McCaffrey znudziło się Seattle i spakowali całą swoją "armię" i wynieśli się do Holandii, konkretniej-do Hagi.
Jeśli mowa o Jafe'ie-całe życie był posyłany do szkół muzycznych, co wcale mu się tak do końca nie podobało, ale w myśl zasady "zawsze może być gorzej" nie narzekał i nie stawiał się. Szczególnie po tym jak odkrył, że w szkołach "artystycznych" sprzedają najlepsze dragi.Na studia na Akademię Muzyczną jednak nie chciał iść, dlatego papiery, w tajemnicy przed matką, złożył na kierunek historyczny, w dodatku już nie w Hadze, a w Amsterdamie. Oczywiście po tym, jak wydała się cała prawda, został wyrzucony z domu, odrzegnany od wszelkiej czci i wiary, wyklęty i w ogóle, ale jakoś go to nie zniechęciło. Historia pasjonowała go do tego stopnia, że był w stanie odpuścić dla niej kontakty z rodziną.Po ukończeniu studiów przez dwa lata pracował jako nauczyciel w szkole podstawowej, by w tak zwanym międzyczasie zrobić doktorat i teraz, w wieku dwudziestu ośmiu lat być całkiem zadowolonym z tego gdzie aktualnie się znajduje nauczycielem akademickim.Lubi to co robi.
Książki nie należy oceniać po okładce.Jafe na przykład wyglądem trochę straszy. Wysokie, chude, blade, do tego stopnia, że w żartach można spokojnie przyrównać do wampira.W dodatku zawsze ubrane na czarnoo.W dodatku posiada długie, ciemne włosy, z którymi może liczyć na angaż w reklamie szamponu, czy innego cholerstwa włosów.Fakt, że z twarzy też ciężko dać mu prawie trzydzieści lat, a łatwiej mocno naciągnięte dwadzieścia pięć, daje kolejne powody do podejrzewania go o wampiryzm.Ma stosunkowo delikatny ryjek, który zdobią-bo jakże by inaczej-ciemne patrzałki.
Jest to generalnie człowiek o luźnym sposobie bycia.Nauczony, że trzeba dążyć do własnych celów, a nie cudzych, tak właśnie postępuje.Łączy w sobie kilka cech, które razem dziwnie się prezentują-jak choćby pesymizm połączony z prawie wieczną radością. Bo to jest gość, któremu ciężko jest zepsuć humor. Jest to jeden z tych ludzi, którzy zawsze chętnie wysłuchają, pomogą i (choć nie zawsze warto tego słuchać) doradzi.Ma od cholery dziwacznych pomysłów, które z jednej strony aż proszą się o realizację, z drugiej jednak strony niekiedy mu nie wypada, co czasem nawet bierze sobie do serca. Trochę z niego lekkoduch. Cierpi na 'syndrom Piotrusia pana', co znaczy tyle, że się nie starzeje.Biada natomiast tym, którzy mu podpadną-bo mimo całego jego opanowania, zdarza mu się poważnie zdenerwować, co potrafi być tragiczne w skutkach, przy jego mściwości.Ma problemy z trzymaniem się terminów i obietnic, nad czym stara się pracować.Szczerość też nie jest jego mocną stroną, ale to już mu nie przeszkadza, przynajmniej nie w takim stopniu.
-Był żonaty...małżeństwo trwało całe pół roku i skończyło się całkiem sympatycznym i wcale nie takim długim rozwodem, a ze swoją byłą żoną do tej pory utrzymuje kontakt.
-Mieszka razem z kuną...którą zastał w swoim mieszkaniu zaraz po tym, jak się wprowadził i nie miał serca jej wyrzucić, za to nazwał ją Joe, nie zwarzając na to, że może to być samica.
-Uwielbia Aerosmith, spiskowe teorie dziejów i stare cmentarze.
-Zafascynowany jest historią ludów celtyckich i słowiańskich.
-Zdeklarowany ateista.
-Ostatnio coraz częściej zdarza mu się zasiadać do wiolonczeli.
-Nie ma prawa jazdy.
[Bry. Z góry mówię, że mało kiedy wychodzę z propozycją wątków (ach, ta nieśmiałość ;), mało kiedy mam pomysły, ale mogę zaczynać.Nie odpisuję w określonej kolejności, czasem zajmuje mi to nawet dwa, trzy dni.
Zdjęcia pochodzą z niezastąpionego we<3it, a cytat z tytułu od Joe Boskiego Perrego.]
22 komentarze:
[Witaj! Zdjęcia i karta - nie wiem czemu, ale mam słabość do takich postaci - bardzo mi się podobają. Tak czy inaczej, bardzo bym chciała jakiś wąteczek, ale nie mam chwilowo pomysłu. Może Ty masz coś w zanadrzu? :)]
[ Dzień dobry, dobry wieczór! Coś mi się wydaje, że kogoś już mi przypomina Twoja postać, a może się mylę...? W każdym razie - od razu mówię, że karta super, a co za tym idzie i chęć na wątek z Tobą się pojawiła. Mogę zacząć, tylko powiedz mi, mają się znać, czy jeszcze nie? Jak wolisz? ;D ]
[Skoro Julia studiuję historię na AC to z chęcią poprowadzę wątek z jej wykładowcą. Jeśli coś nie będzie pasowało w tekście, daj znać (:]
Ponowny przyjazd panny Marsman do Amsterdamu nie wywołał wielkiego szumu. Z resztą nie trudno się temu dziwić. Julia nigdy nie była szaloną, wystrzałową osobą, a raczej spokojną i delikatną. Decyzja o powrocie na studia wcale nie była dla niej łatwa, jednak po przez długotrwałe namowy ze strony ciotki i przyjaciół, zgodziła się, aby ponownie podjąć to wyzwanie. Tym razem, miała zamiar skończyć szkołę i móc wreszcie zacząć poważne życie. Z takim właśnie nastawieniem ruszyła na pierwsze zajęcia, mianowicie z historii starożytnej. Doszły ją słuchy, że zmienił się wykładowca tego przedmiotu, nie zrobiło to jednak na dziewczynie większego wrażenia. Psorzy często się zmieniali, ale każdy uczył tego samego.
Kiedy jednak weszła do auli i ujrzała młodego, jak na jej oko, mężczyznę o długich, ciemnych włosach, oniemiała. Nie zrobił na niej dobrego, pierwszego wrażenia, jednak kiedy zaczął mówić, wszystko uległo zmianie. W jego głosie można było wyczuć wielkie zaangażowanie i zamiłowanie do przedmiotu, co było bardzo ważnym kryterium do zostania wykładowcą.
Julia z uwagą przysłuchiwała się całemu wykładowi, starając się jak najwięcej zanotować i zapamiętać. Ponownie włączyło się w niej wiele żaróweczek, które tylko napędzały jej pociąg do wiedzy z tej dziedziny. Nawet nie zauważyła, kiedy godzinny wykład dobiegł końca. Bardzo zaangażowana w lekcję, zaczęła pakować swoje rzeczy dopiero po zakończeniu mowy, co sprawiło, że wszyscy uczniowie już wszyli, a jedynie ona jedna została jeszcze w auli, męcząc się z upchnięciem wszystkich rzeczy do czarnej torby.
[Ok, to zacznę, jakby coś było nie tak, to daj znać, zmienię wątek.]
Jacqueline naprawdę nie miała pojęcia, skąd ona zna tyle różnych osób. Momentami miała wrażenie, że ma siostrę bliźniaczkę, o której istnieniu nie wie, a z którą wszyscy ją mylą. Wielokrotnie po spektaklach podchodzili do niej ludzie, o których istnieniu nie miała pojęcia, a którzy najwyraźniej znali jej życiorys doskonale. Siostra bliźniaczka to dobre wytłumaczenie, prawda?
Jako tancerka naprawdę nie miała zbyt wiele wolnego czasu, zwłaszcza przez kilka ostatnich tygodni. Przemykała pomiędzy próbami, konkursami jej podopiecznych i wieczornymi występami, wracając do domu o późnych porach. Od dawna nie była na imperezie. Jak przy takim stylu można mieć w ogóle jakichś zajomych?
Okazuje się, że można. Jacqueline wybrała się tego dnia na uczelnię, by porozmawiać ze swoją starą znajomą. Korzystała z tygodnia wolnego, jakie sobie wzięła w związku z niedawnym wypadkiem. Wciąż jeszcze kulała, przerzuciła się też na buty na płaskim obcasie. W dobrym humorze po udanej konwersacji z koleżanką, szła korytarzem w stronę wyjścia mijając klasy. Jako że Jackie to stworzonko uwielbiające przyglądanie się ludziom, zaglądała do większości pomieszczeń. W jednym z nich zauważyła znajomo wyglądającego mężczyznę, jednak jej umysł nie był jeszcze w stanie podać jej imienia tej osoby. Podeszła więc bliżej, zatrzymała się w progu, obserwując wykładowcę patrzącego na jakieś kartki. Wreszcie zaskoczyła.
- Jafe! - powiedziała głośno, być może odrobinę zbyt entuzjastycznie, ale była naprawdę zadowolona z siebie, że wreszcie wie z kim ma do czynienia. Miła odmiana.
[a, no i wybrałam opcję 'poznali się przez jego byłą żonę' :)]
[ W takim razie zacznę coś jutro, bo dzisiaj już padam :D ]
Julia wzdrygnęła się delikatnie na dźwięk usłyszanego głosu. Od zawsze była strachliwa i każdy gwałtowny ruch przyprawiał ją o dreszcze. Kiedy jednak obejrzała się do tyłu i zobaczyła profesora, odetchnęła z ulgą. Dopiero po chwili milczenia przypomniała sobie jego słowa, ich gwałtowność sprawiła, że w pierwszej chwili nie udało jej się ich prawidłowo przetworzyć.
- Julia Marsman. - Zaczęła od przedstawiania, w końcu ważne żeby człowiek wiedział z kim ma do czynienia.
- Ukończyłam tu pierwszy rok, później zrobiłam sobie przerwę, a teraz ponownie zjawiłam się w Amsterdamie. A skoro już tutaj jestem, stwierdziłam, że nie zaszkodzi jeśli znów posmakuje studiów - wyjaśniła prędko. Jej słowa mogły się troszkę posklejać, mówiła dość szybko, choć w gruncie rzeczy nigdzie się nie spieszyła.
[Nie ma za co (:]
[Hmm... tak myślę nad naszym wątkiem i zastanawiam się, gdzie ewentualnie mogliby się spotkać. Masz może jakieś pomysły? Albo inaczej - gdzie często przesiaduje twoja postać? ]
[wymyśliło mi się powiązanie. miałbyś coś przeciwko , gdyby Mila i Jafe zostali przyjaciółmi? bo mojej bohaterce ostatnio przydałby się taki ktoś. obiecuję, że blondi to wcale nie taka tapeciara na jaką wygląda ;)]
- Taak.. Niespodziewanie odkryłam w sobie pociąg do nauki, a już w szczególności do historii starożytnej, dlatego: Oto jestem! - powiedziała z całkowitą powagą, rozkładając ręce, zupełnie jak na filmach. Tak, od tego wolnego zaczęło jej się przewracać w głowie, ale kto by na to zwracał uwagę.
Tak czy inaczej stała tak, patrząc na Jafe'a, by dopiero chwilę później roześmiać się szczerze, podchodząc bliżej. - Tak towarzysko wpadłam na uczelnię, a do ciebie to już z ciekawości czy mam omamy wzrokowe, czy to rzeczywiście ty.. Dawno cię nie widziałam - ostatnie zdanie zabrzmiało być może odrobinę oskarżycielsko, ale szare oczy dziewczyny wskazywały na to, że ów ton jest czysto aktorski.
Julia podniosła nieco głowę by móc przyjrzeć się twarzy wykładowcy. Kiedy dostrzegła na niej niewielki i odrobinę wymuszony uśmiech, uspokoiła się i wróciło jej normalne tempo wypowiadanych słów.
- Dziękuję - powiedziała, choć w rzeczywistość wykształcenie traktowała jako ucieczkę od codzienności i możliwość rozpoczęcia swojego życia. Miała pasję i pociąg do wiedzy, jednak były to dopiero kolejne powody, dla których wróciła.
- Zgadzam się z panem, choć faktem jest, że teraz coraz więcej ludzi pragnie wiedzy.
[tylko powiedz mi jeszcze, w jakim okresie Twój bohater się rozwodził? bo mogli się poznać przypadkiem, u prawnika. u blondi to było w okolicach czerwca.
a skoro tak - to czekam, aż zaczniesz :)]
Jackie co prawda nie miała nic przeciwko historii, tak naprawdę wolała ją znacznie bardziej od takiej, no powiedzmy na przykład fizyki. O, przedmioty ścisłe nigdy nie były jej mocną stroną.
- Z braku czasu na cokolwiek i uczelnia wydaje mi się być dobrym miejscem na chwilę rozmowy - wzruszyła ramionami. Niestety miała już to szczęście, że kiedy jej znajomi mieli sporo wolnego czasu, ona spędzała czas w teatrze. Oczywiście działa to w dwie strony. Niestety.
Roześmiała się.
- Wiesz.. Początkowo planowałam wybaczyć ci to karygodne zachowanie tak po prostu, ale jak już wspomniałeś o formie wynagrodzenia... Propozycja z ciastem wydaje się być bardzo kusząca - uśmiechnęła się szeroko. - Co u ciebie, Jafe?
Julia uśmiechnęła się lekko. Sama także nigdy nie zastanawiała się nad tą kwestią.
- Moim zdaniem ludzi chcą się uczyć, ale z pewnością wielu z nich nie ma ku temu możliwości - stwierdziła. Spakowała ostatnie rzeczy i przerzuciła torbę przez ramię.
- Ale bez statystki ciężko jest to potwierdzić. Bez dowodów każda hipoteza umiera śmiercią naturalną, prawda?
[całkiem mnie zaintrygowałeś. Mila jest stworzeniem zwłaszcza nocnym, więc pewnie, czemu by nie. czekam więc :)]
Blondi sobie smacznie spała, śliniąc podusię, gdy jej sen został bezczelnie, gdy ktoś zaczął walić w jej drzwi.
"Angel znów się spiła" - przemknęło przez jej zamroczone myśli, zanim jeszcze świadomość podpowiedziała jej, że Angel już kilka tygodni temu wyprowadziła się i aktualnie nie było już żadnego możliwego lokatora, który zapomniałby kluczy. A po tym jak ostatnio jakiś gość zaatakował ją na ulicy - była nieco strachliwa. Podniosła się jednak z łóżka i po ciemku, cisiutko na paluszkach podeszła do drzwi, by zerknąć, kto jest za nimi.
Normalny człowiek by się zestresował, widząc mężczyznę ubranego na czarno, z długimi włosami, przypominającego w sumie samego szatana (ha!) o trzeciej nad ranem u swych drzwi. A ona się uspokoiła. Przekręciła łucznik, potem drugi i otwarła drzwi, wpuszczając go do środka.
- Człowieku nocy, czemu ludzi straszysz? - zapytała, ziewając i pociągnęła koszulkę w której spała w dół, bo miała na sobie tylko majtki, ale zrobiła to bardziej z grzeczności niż jakichkolwiek innych pobudek. Już tyle facetów widziało ją nago, że jej majtki w oczach d0obrego przyjaciela nie robiły na niej wrażenia.
Zaczynało się układać. Angel miała gdzie spać, lokum było całkiem całkiem, nie musiała martwić się o pieniądze, a sytuacja w jej rodzinie zaczęła się powoli uspokajać. Czego chcieć więcej? Lecz czegoś ciągle jej brakowało.
Występy. Muzyka, podróże, interesujący ludzie, bieg w nieznane. Uwielbiała czuć adrenalinę w żyłach, przeżyć coś niesamowitego, nawet niebezpiecznego. Pakowała się w kłopoty, to było raczej nie do obejścia. Ale cóż poradzić? Nie była kompromisową osóbką, raczej dziką, nieokiełznaną, która od czasu do czasu potrafiła zamienić się w normalnego człowieka. Pewnie dlatego zyskiwała nowych znajomych, takich ludzi, którzy jej się nie nudzą i co najważniejsze, potrafią z nią wytrzymać. Chwała Bogu!
A dzisiaj, w dość pochmurny dzień, udała się do sklepu muzycznego, znajdującego się w centrum, w jednej z ciasnych uliczek prowadzących do dużego parku. Była to podejrzana dzielnica, lecz jak już można się domyślić, nie miało to dla niej najmniejszego znaczenia.
Kiedy potrzebowała pieniędzy, udawała się właśnie tam. Musiała za coś kupować sobie jedzenie, spełniać te potrzeby, które były najważniejsze. Oczywiście wliczały się do nich papierosy i alkohol, tego zabraknąć nie mogło.
Siedziała tu właściwie od rana, sprzedała nawet kilka płyt, gitarę i saksofon. Nie szło jej najgorzej. Po kilku godzinach stania za ladą wyszła na zewnątrz, aby móc zapalić upragnionego papierosa. Zaciągnęła się nim, a potem wypuściła powoli dym z ust, obserwując otoczenie. Dostrzegła tam dość znaną jej postać. Uśmiechnęła się kącikiem ust, gdy mężczyzna się do niej zbliżył.
- Witaj, Jafe - mruknęła cicho, prostując się nieco.
[ Przepraszam, że dopiero teraz, ale wcześniej brakło mi pomysłu i zaistniał brak czasu. Ale wreszcie mamy weekend <3 ]
Szczerze rozbawiona, roześmiała się.
- Jafe.. Jak ty jesteś w stanie funkcjonować, bez takich umiejętności? - zapytała, kiedy udało jej się odzyskać powagę. Jako osoba dobrze obeznana z takimi sprzętami, a przede wszystkim jako kobieta, miała pewne problemy ze zrozumieniem, jak ludzie mogą mieć problemy z obsługą tych prostych urządzeń. - Dobra, odpuszczam ci ciasto - orzekła wspaniałomyślnie. Co jak co, ale szemrane źródło zabrzmiało niebezpiecznie.
- Owszem, nadal tańczę i nie zanosi się na to bym miała przestać - odpowiedziała. - Co prawda świat próbuje pozbawić mnie kończyn, nasyłając na mnie szalonych kierowców, ale dzielnie sobie radzę - dodała z uśmiechem.
[ Ochota na wątek/powiązanie z którąś z moich bohaterek ? :) ]
Widmo. Ta czasem nazywano małą, czerwonowłosą dziewczynę, przesiadającą godzinami w niewielkim barze, znajdującym się blisko centrum Amsterdamu. A czemu? Bo swoja obecnością przeważnie nic nie wnosiła do przebiegu wydarzeń. Była po prostu trochę nijaka, jakby starała się izolować od otoczenia.
Przywykła już do takiego stanu rzeczy i do tego, że była często niezauważana, nie sądziła jednak, że jej neutralność osiągnie tak wielką skalę.
Ale od początku.
Jak zwykle w piątkowy wieczór postanowiła zawitać do trochę obskurnego baru, znajdującego się na parterze kamienicy w której mieszkała. Lubiła tam przebywać, bo często wieczorami można było tam posłuchać amatorskich zespołów rockowych. To o wiele ciekawsze doświadczenie: obserwować kogoś kto kocha i bawi się muzyką w niewielkim barze, niż zadufaną w sobie gwiazdkę na wielkiej scenie przed tysiącami widzów.
Tego dnia, niespodziewanie, na scenie zobaczyła jednego z wykładowców ze swojej uczelni. Słyszała pewne pogłoski o tym, że jeden z nauczycieli śpiewa w zespole, ale sądziła, że to tylko plotki. Osobiście nie miała nigdy styczności z doktorem McCaffrey'em, ale na tyle wyróżniał się w tłumie studentów, że nie było trudno go zauważyć i rozpoznać, chociażby z opisów innych uczniów.
Po skończonym występie, mężczyzna udał się do baru, a następnie, usiadł dokładnie naprzeciwko Mony, zupełnie nie zauważając jej obecności, o czym świadczył dość zdziwiony wyraz twarzy, po kilku minutach, kiedy wreszcie zorientował się, że nie jest sam przy niewielkim stoliku.
- Witam pana doktora - powiedziała spokojnie, upijając kilka łyków jakiegoś kolorowego napoju, ale nie miała zamiaru ruszyć się z miejsca.
Londyn czeka właśnie na Ciebie. Zapraszamy Cię do tworzenia historii o ludziach ich marzeniach, planach i szarej rzeczywistości, z którą muszą się zmierzyć! http://try-in-london.blogspot.com/
[historia ludów słowiańskich? Oj, coś mi mówi, że autoreczka Brandi go polubi.]
Prześlij komentarz