But it's so empty living behind these castle walls
These castle walls
If I should tumble if I should fall
Rosalie Elle van Dijk
Rosie
Kiedy przychodzi się na świat w biednej, wielodzietnej rodzinie i jest się najmłodszym potomkiem dwójki alkoholików, z góry jest skazanym się na porażkę. Przez społeczeństwo. Nieważne, że chcesz walczyć. Ludzie zaszufladkowali cię, przykleili ci do pleców metkę "patologia" i tego się trzymają. Nieważne, że masz uczucia, że jesteś inna. Że jesteś dzieckiem. Nie masz szans na wybicie się. Wiecznie chodzić brudna i głodna. Dzieciaki w szkole mają cię za śmiecia, podobnie, jak Twoje starsze rodzeństwo. Trójka starszych braci i siostra. Jesteś najmniejsza, najchudsza i najmniej pewna siebie z waszej piątki. Wszyscy są silni, oprócz Ciebie. Chowasz się w ich cieniu, sądząc, że będziesz tam bezpieczna. Unikasz wzroku ojca, który nie boi się uderzyć, ani Ciebie, ani Twojego rodzeństwa. Pragniesz przytulić się do matki, która wiecznie leży na kanapie, popijając wódkę, jakby była zwykłym sokiem. Spoglądasz na puste puszki po piwach. Wiesz, że niebawem będziesz musiała je sprzedać. Przyniesiesz parę marnych groszy, licząc na świeży bochenek chleba. Matka ci na to nie pozwoli. Zabierzesz choćby jednego centa, ona będzie o tym wiedzieć. Za pieniądze, najstarszy z braci kupuje kolejną butelkę alkoholu i niechętnie, razem z rodzicami, sięga po pierwszego łyka piekła, zostawiając was wszystkich na pastwę losu. Ale rozumie, że robi źle. Błagasz go nocami, aby Cię zabrał z tego domu. Próbujesz uciec sama, zabierasz dwa lata starszego brata, chcesz się stąd wydostać. Nie potrafisz. Ojciec zaalarmowany katuje cię do nieprzytomności. Trafiasz na izbę przyjęć i wtedy wszystko się zmienia. Na lepsze.
Jako dziesięciolatka wprowadzasz się z czwórką, już praktycznie dorosłego, rodzeństwa do dość sporego, lecz nieco zaniedbanego mieszkania. Ale budujecie tam dom. I jesteście szczęśliwi. Wszyscy pracują. Ci, którzy mają możliwość, uczą się. Są wdzięczni. Kończąc szkołę średnią, chciałaś wydostać się ze zwykłego świata. Przypisane Ci było zostać artystką. Delikatne dłonie, wyczucie, bujna wyobraźnia i nieskażone złem serce. Obecnie masz dwadzieścia jeden lat i studiujesz na wydziale mody w Gerrit Rietveld Acadamy, ku swojemu szczęściu otrzymując stypendium. Dobrze wiesz, że gdyby nie te pieniądze, pracowałabyś w jakiejś sieciówce. Dostałaś się również na staż (Victor&Rolf). Z przyjaciółką, właściwie dzięki niej. Nie konkurujesz z nią. Trzymasz się w jej cieniu, jak zawsze. Amelie Morel jest wspaniała i nigdy nie chciałabyś jej skrzywdzić. Mimo niezbyt wielkiej ilości czasu wolnego, w weekendy dorabiasz w eleganckim, drogim hotelu na obrzeżach miasta, jako pokojówka. Praca jest ciężka, ale pieniądze są dobre. Są potrzebne. Nie chcesz zawieść dwójki rodzeństwa, z którą nadal mieszkasz. Masz chłopaka, z którym jesteś szczęśliwa, ale którego w gruncie rzeczy nie znasz. Nieważne. Twoje życie nabrało kolorów, a metka "patologia" już dawno odeszła w niepamięć. Mimo tego, że jedenaście lat temu gazety rozpisywały się o Twoich rodzicach, kiedy szukano dla was pomocy.
Zawsze byłaś najdelikatniejsza. Subtelna i nieśmiała dziewuszka. Skromna, szyjąca sobie i rodzeństwu ciuchy. Teraz, jeszcze do niedawna nosiłaś rzeczy po starszej siostrze i braciach. Nie mogłaś wybrzydzać. Ciosy od losu przyjmowałaś zawsze z podniesioną głową, mimo tego, że po Twoich policzkach płynęły łzy. Nienawidzisz przemocy, alkoholu i innych używek. Jedyną rzecz, od której jesteś uzależniona, to zielona herbata. Pomagasz każdemu, kto potrzebuje tej pomocy. Skłonna jesteś oddać ostatnie pieniądze komuś, kto ma jeszcze gorzej od Ciebie. Mówią na Ciebie Anioł, Skarb. Nie czujesz się tak. Być może swoimi czynami i słowami, próbujesz się dowartościować.
Jesteś miła, wręcz milutka, nie potrafisz długo gniewać się na ludzi, ale uwielbiasz się sprzeczać. Ze śmiechem wyrażać swoje zdanie i opinię. Wieczny uśmiech i roześmiane, jasne oczy, przyciągają do Ciebie ludzi. Przygarniasz do siebie każdego zwierzaka, znajdujesz mu nowy dom. Nic dziwnego, że często pojawiasz się w schronisku, gdzie służysz swoją pomocą. Zaciągasz tam często bliskich. Obecnie, Twoim wybrykom, towarzyszy długowłosy owczarek niemiecki, a właściwie piękna, młoda suczka - Sissi. Jest pełna energii, tak samo, jak Ty, dlatego często wybieracie się o poranku na przebieżki po parku. Długie spacery za miasto, pikniki na świeżym powietrzu. Obie to uwielbiacie. Nic dziwnego, że jesteście przyjaciółkami.
Mogłoby się wydawać, że jesteś ideałem. Ale masz też wady. Jesteś za bardzo skromna i za bardzo nieśmiała. Nie wierzysz w swoje możliwości, a mimo to jesteś wstrętnym uparciuchem. Czasami zdarza ci się być zbytnio bezpośrednią - krytykujesz ludzi na głos, zwykle mając podstawy do tego, ale... Z dzieciństwa wyniosłaś złą manierę - kłamstwo. Przychodzi ci ono z łatwością. Łatwo też dajesz ponieść się emocjom. Często krzyczysz, płaczesz. Popadasz ze skrajności w skrajność.
Nie wyglądasz za specjalnie. Właściwie Twój wygląd jest odbiciem Twojej delikatnej natury. Mierzysz sobie metr sześćdziesiąt i należysz do szczupłych kobiet, które nie mogą pochwalić się zbyt wieloma krągłościami. Jasne, szare oczy i pełne, bladoróżowe usta. Masz ładną buźkę, ale nigdy nie przyznasz tego na głos. Ciuchami nauczyłaś się maskować swoje ubytki - zbyt mało kilogramów, odstające tu i ówdzie kości. Długie włosy w kolorze średniego blondu są Twoim atutem. Nigdy nie farbowane, lekkie i miękkie. Warto też dodać, że zawsze ciągnie się za Tobą delikatny, kwiatowy zapach frezji.
Would anyone hear me screaming behind these castle walls
There's no-one here at all, behind these castle walls
POWIĄZANIA || POSTY
[Karta nie za specjalna. Ale Rosie jest chętna na powiązania i wątki. Amelko - skorzystałam z Twojego pomysłu, aby się razem uczyły i stażowały. Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza ;)]
10 komentarzy:
[Rosalie jest urocza. I kocha zieloną herbatkę! <3 Ogólnie to fajnie, Rozia jest fajna, tylko ty zawsze tworzysz jakieś takie nieśmiałe postacie. Ale to nic. I tak mi się podoba xD A zdjęcia to już w ogóle przegenialne!
Chcesz może zacząć?]
[ Jam chętny na wątek, ale trzeba mi pomysłu ; D ]
[ Może być tak, że Joshua wchodzi do siebie do mieszkania, a tu jakaś obca dziewczyna siedzi i nie wiadomo kto to ani nic, hm? Amelka gdzieś poszła, ot, na chwilę. ]
[Cieszę się :)
Ale pozmieniam ją i tak w najbliższym czasie xD Jakoś się dzisiaj nie mogłam wczuć w pisanie karty xD]
Pogłoski o tym, jak bardzo zalatani byli młodzi lekarze na rezydenturze, wcale nie były przesadzone. Może i na prywatnych uczelniach, na których Will, gdyby tylko przecież chciał, mógłby się bez problemu uczyć, przekupstwo i bezproblemowe praktyki były normalnością, jednak w publicznych placówkach, bynajmniej.
Wilhelm spędzał więc na praktykach średnio dziewięćdziesiąt procent tygodnia, pozostałe dziesięć spędzając na pozostałej nauce, przyjemnościach życiowych, lecz przede wszystkim, na spotkaniach z Rosalie. Rosie... Szczerze zależało mu na tej dziewczynie, nawet jeśli z punktu widzenia osób trzecich, kompletnie do siebie nie pasowali. I nie chodziło bynajmniej o ich różne pochodzenie, dziewczyna w końcu nawet nie znała jego pełnej tożsamości. Po prostu, Rose była taka... Czysta, dobra, niewinna wręcz. Zupełnie inna od niego.
- Hoff, za półgodziny przyjdź do pokoju rezydentów - usłyszał rozporządzenie szefa rezydentów w głównym szpitalu w Amsterdamie, w którym powoli kończył swoją rezydenturę, mając szczerą nadzieję na jak najlepsze wyniki. Od siódmej rano biegał od sali do sali, dbając o wszystkich pacjentów, szczególnie tych najmłodszych, których leczenie najbardziej go interesowało.
- Jak się wyrobię - odparł, uśmiechając się bezczelnie do przełożonego i ruszając na salę przyjęć, gdy zapiszczał jego pager. Czy kusił los swoim zachowaniem? Być może, niemniej tutaj powinny liczyć się przede wszystkim wyniki i umiejętności, a tych Willowi nie brakowało. Dotarłszy na miejsce, wysłuchał dokładnie informacji, podawanych mu przez pielęgniarkę. Miał do opatrzenia kilku pacjentów z drobnymi obrażeniami, nie czekało go więc sporo roboty. Po dwudziestu minutach wszystko było już skończone, a blondyn szykował się już do opuszczenia pomieszczenia. I pewnie by go już tam nie było, gdyby nie dostrzegł młodej kobiety, wchodzącej na salę. Widok ten ma moment wstrzymał bicie jego serca, a nogi same poniosły go w kierunku roztrzęsionej Rosalie, trzymającej na rękach kilkuletnie dziecko.
- Rosie - powiedział spokojnie, przyglądając się jej uważnie. - Co się stało? Co tutaj robisz? - pytał opanowanym barytonem, choć jego oczy wyrażały, jak bardzo się martwił. Przecież nie była mu obojętna. Nie, z pewnością nie. Wręcz odwrotnie.
[Ja na wątek z chęcią oczywiście ^^! Co prawda żadnego pomysłu na powiązanie nie mam, bo z krążącą po świecie Ann trochę o to ciężko, ale co powiesz na to, że obie jechałby w jednym autobusie (o ile Rosie z komunikacji takowej korzysta) i w pewnym momencie byłaby jakaś awaria, przez co kobiety zostałyby same ze sobą w środku jakiegoś pustkowia? To w sumie jedyne, co mi się jakoś udało wymyślić. Jak masz coś innego, to słucham c:]
Zawsze sobie powtarzał, że nie ma powodów, żeby panikować. Nigdy. Choćby nie wiadomo co się dokładnie działo, to zawsze da się to jakoś rozwiązać, jakoś z tego wyjść, byle tylko nie dać się zjeść strachowi i ogólnemu rozkojarzeniu. W sumie, to do tej pory się sprawdzało. Teraz też powinno, nawet jeśli sprawa nie wyglądała za dobrze.
Tak się właśnie motywował, kiedy szedł z Lucasem za rękę. Do mieszkania z przedszkola, oczywiście, ostatnio miejsca, gdzie bynajmniej Henderson czuł się... obco, zważając na fakt, że nie mógł już teraz w ciszy, spokojnie, z fretką na brzuchu obejrzeć jakiegoś filmu nie-dla-dzieci, bo albo zbyt drastyczny, albo zbyt straszny, albo w ogóle niedobry, więc należało wyłączyć, bo domownicy byli oburzeni. Przynajmniej jedno z nich, bo drugie albo się zabawiało klockami, albo rysowało lub robiło mnóstwo innych rzeczy, w tym także zawierając głaskanie Komety, posłusznie dającej się jakoś tam tarmosić.
W każdym razie - jako, że to popołudnie zapowiadało się spokojniej, a Joshua planował pracować w domu, co zdarzało się ostatnio bardzo rzadko, gdyż raczej miał na tyle innych zajęć, szedł z całkiem pogodną miną przez kolejne klatki, jak zwykle zamiast windy wybrawszy wspinanie się po schodach na piąte piętro. Tak zdrowiej i bardziej wyczerpująco, a jak się przyzwyczai, to będzie biegał szybko po tych stopniach.
Znalazł się przy drzwiach i wkładając klucze do zamka od razu zorientował się, że nici z pracy, bo, jak widać, panna Morel już zdążyła wrócić. Zbyt zajmująca jest, żeby tak można przy niej spokojnie zabrać się za obowiązki, a przecież na klucz w biurze się nie zamknie.
Jakież było jego zaskoczenie, kiedy wparował do środka i zastał tam kompletnie sobie nieznaną osobę. Nie miał zielonego pojęcia, co ma robić: czy pytać, o co chodzi, czy wygonić tę dziewczynę, czy co?
- Dzień dobry? - jakby spytał, cicho, łagodnie, ale w pewnym sensie także ponaglająco, tak, jakby samym tonem miał wymusić na gościu tłumaczenie się. Rozejrzał się dookoła; Amelie albo gdzieś wsiąkła w czeluściach hendersonowej posesji, albo wyszła. Nie wiadomo kogo zostawiając tu, kompletnie obcą Joshule osobę.
Nie zwykła się spóźniać i szczerze powiedziawszy nie znosiła tego robić, choć czasem samo jakoś tak wychodziło, nie dało się ukryć. Dziś jednak, powzięła sobie za punkt honoru, że nie pozwoli Rose czekać na nią, nie kiedy było tak zimno. Zdaniem Amelie, wręcz mroźno, bo panienka Morel już zamarzała. Nic więc dziwnego, że wstawanie z łóżka, nagle wydawało się niewyobrażalnie trudnym zajęciem. Opuszczenie ciepłej kołderki, było wręcz brutalne. Ale obowiązki wzywały, nie dało się ukryć. Zarówno studia, jak i staż były ważne, jeśli nie kluczowe w jej życiu, bo od tego zależało jak dalej potoczą się jej losy, kariera. Choć na dobrą sprawę mogłaby mieć i już teraz rodzinę, siedzieć w domu i zajmować się swoim malutkim synkiem albo córeczką. Iście idylliczna wizja, doprawdy.
- Rose! Hej, Rosalie!- Amelie już od początku chodnika machała i krzyczała w stronę przyjaciółki, z wesołym uśmiechem na ustach przeciskając się przez tłum ludzi spieszących się do pracy.- To co idziemy po herbatkę, a potem na zajęcia? Czy może dzisiaj dla odmiany czekolada? Zrobiło się jakoś diabelnie zimno, nie sądzisz? Albo znowu schudłam, choć to akurat jest nie możliwe. W każdym razie, zima i jesień, przede wszystkim jesień, powinny być zakazane. Albo lepiej, powinnam zapadać w sen zimowy, bo czemu by nie?- zachichotała wesoło, przestępując z nogi na nogę, by jakoś się ogrzać, a potem złapała Rose pod ramię.
- A co u Ciebie? Jakieś zmiany, niebywałe wydarzenia, coś...?
Zapraszam na forum ogólnotematyczne z Pretty Little Liars w tle. Znajomość serialu nie jest konieczna. Zamierzasz dołączyć? Zaproś swoich znajomych wink https://gotsomesecrets.fora.pl/
[Will ;)]
Prawda była niestety taka, że go nie znała. Nie chodziło przecież o suche fakty, a podstawowe informacje na jego temat, które miała prawo znać jako jego dziewczyna i najbliższy mu człowiek. Niejednokrotnie miał ochotę wyznać jej wszystko, powiedzieć jak brzmi jego pełne imię i nazwisko, wyznać prawdziwe zajęcia rodziców i swoje pochodzenie. Przecież nie chodziło o to, że się tego wstydził, choć odcinał się od korzeni, jak tylko mógł. Nie chciał Rosie, po prostu, stracić.
Lubił chwile, gdy ufnie wtulała się w jego ramiona lub przytulała go pleców, gdy leżąc z książką w łóżku, powtarzał terminy na sprawdziany. To zazwyczaj on nocował u niej, nie ona u niego i chodziło bynajmniej tylko o to, że nie chciał ryzykować tym, że któryś z jego współlokatorów powie za dużo. Nie chciał, by czuła się nieswojo. Poza tym, u niej było spokojniej. Mieli więcej prywatności, mimo wszystko.
- Daj mi ją - powiedział, uspokojony jej słowami, zapewniającego jego samego, że nic jej nie jest. Wziąwszy dziewczynkę na ręce, uśmiechnął się do niej przyjaźnie, podchodząc do jednego z wolnych łóżek i usadawiając na nim dziecko. - Ciocia cały czas przy tobie będzie, Sophie - zapewnił ją, gdy ta zaczęła rozglądać się niepewnie za Rose. Widząc, jak ta podchodzi do łóżka, chwyciła kurczowo swoją malutką dłonią jej nadgarstka, pozwalając zbadać się Willowi. Przyglądnąwszy się jej uważnie, odnotował w głowie wszystkie uwagi, po kilku minutach spoglądać z lekkim uśmiechem na swoją dziewczynę. - To nic poważnego, Rosie. Mała ma tylko lekki wstrząs mózgu - poinformował ją, obserwując reakcję młodej kobiety. - Zlecę jeszcze dodatkowe badania, by się upewnić, nie sądzę jednak, byś miała się o co martwić - dodał, biorąc dziewczynkę na ręce i podszedłszy do Rosalie, nachylił się nad nią, by musnąć ją lekko w czoło. - Wolisz iść i zaczekać na Sophie przed gabinetem czy zostać tutaj?
Wrzesień, miasteczko Mystic Falls. Tak, to właśnie tę mieścinę zamieszkują mityczne stwory. Wśród niczego niepodejrzewających ludzi egzystują wampiry, wilkołaki, czarownice, a nawet hybrydy! Można też spotkać Pierwotnych, czyli najstarsze, najpotężniejsze wampiry. Nieważne, czy stworzysz mityczną postać, czy zwykłego człowieka, na pewno będziesz się świetnie bawił! Nie czekaj, dołącz już dziś!
http://mysticfallslife.blogspot.com/
Prześlij komentarz