LISTA POSTÓW

sobota, 14 lipca 2012

She danced with you last night so you will remember her..

 

Carllton Charlotte Williams

popieprzona studentka piątego roku medycyny, licząca sobie dwadzieścia dwa lata i dziewięć miesięcy

Śniadanie
Długie, rude i proste włosy, których nigdy nie spina, blade, duże, zielone oczy, występujące w towarzystwie wachlarza rzęs, wychudzone, blade ciało, będące pozostałością po wykańczających treningach baletu, piegi pokrywające skórę, nie zliczone jeszcze przez nikogo, sine, pełne malinowe usta, którymi wypowiada każdą swoją myśl, drobny oraz zadarty nosek, który marszczy zawsze, kiedy jej coś nie pasuje  Oto śniadanie jakie serwujemy Państwu oczom.
 


Obiad
Jest sierotą od siedemnastu lat, jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym, a ona została oddana do sierocińca, bo innej rodziny nie miała. W wieku osiemnastu lat opuściła mury owego budynku, postanawiając wymazać przeszłość z pamięci. Poszła na studia taneczne, by w ten sposób udowodnić, że nazwisko jej rodziców to nie wszystko, że sama też potrafi coś osiągnąć. I osiągnęła. W ciągu niecałego roku poznała najsławniejszych choreografów i tancerzy na świecie. Nauczyła się od nich kontroli nad własnym ciałem i umysłem, a potem.. Potem odrzuciła taniec gdzieś w kąt i poszła na medycynę. Jest tam do dziś, i nie żałuje swojego wyboru.



Kolacja
Nikt nie wie kim tak naprawdę jest, bo.. bo ona sama tak do końca siebie nie poznała. Legenda głosi, iż jest rudowłosym elfem, którego zapasy entuzjazmu nigdy się nie kończą, a szeroki, zwariowany uśmiech nigdy nie schodzi mu z twarzy. Inna natomiast mówi, iż jest ona przeklętym gburem, który wszystkich i wszystko ma gdzieś. A jaka jest prawda? Zapewne jest kimś po środku, odrobinę zwariowaną a jednocześnie doświadczoną życiem kobietką, która powoli odkrywa samą siebie. 


[ karta krótka, niezawierająca w sobie wiele informacji, ale o to mi właśnie chodziło.
na zdjęciach boska Loren Kemp ]


97 komentarzy:

Arianne Lemaire pisze...

[Jako, że Arianne jest pediatrą, a Carll studiuje medycynę mogą kojarzyć się np. z praktyk w szpitalu może? :)]

Lotte pisze...

[Nie lubię Klamki, ot!]

Brandi pisze...

[WŁOSIĘTA :D:D:D:D:D:D:D Ómarłam :D:D:D:D]

Brandi pisze...

[Dobra, dobra. Masz pomysł na wątek? Ja zacznę :D:D]

Anonimowy pisze...

[E... Nie lubię takich wątków, nigdy nie wiem, co się tam ma niby dziać O.o Ale spoko, mam nadzieję, że to ładnie poprowadzisz :D Zacznę jutro. Albo później.]

Anonimowy pisze...

[Hahahahaahaha xD]

mo pisze...

[A nie raczej, Carlie obserwuje? Aria to jeszcze rezydentka, jest przed egzaminami więc sama też się uczy... no i Carlie na praktykach wszędzie za nią chodzi czy coś? xD]

mo pisze...

[Ja! Może nie takie friends, bo Aria ma mało przyjaciół w pracy :P Spółkuje tylko z jednym doktorkiem, specjalistą pediatrii :P]

Od rana była zaganiana, gdyż mieli kilka przyjęć na oddział. Trzeba było wykonywać kolejno różne badania, a tylko ona była wolna. Doktor Mark właśnie prowadził operację wyrostka u dwunastoletniej dziewczynki, i nie dość, że zgarnął do niej większość stażystów, to jeszcze praktykantów z trzeciego roku! Wtem Aria została sama z pielęgniarkami i kilkoma wystraszonymi studenciakami, którzy nie brali się ochoczo do roboty.
Odetchnęła dopiero koło południa, mogąc pozwolić sobie na kubek kawy. Swoją drogą, kawę z kubka piła tylko w pracy.
Zajęła miejsce przy jednym z biurek i zajęła się wypełnianiem kart pacjentów. Zabawne, że dopiero wtedy pojawił się Mark ze swoją zgrają podwładnych, żartując, że teraz należą do Arianne.

mo pisze...

[Ale jak to Carllton ma opiekować się razem z Arią tymi studenciakami, jak sama Carlie jest studenciakiem i to właśnie 3 roku? xD]

lilac sky pisze...

[Ponieważ cechuje mnie przedwczesna demencja starcza, z przykrością muszę powiedzieć, że... nie :(]

Unknown pisze...

[ ale z tego co pamiętam to na ostatnim blogu chyba nie miałyśmy razem wątku, co? :D trzeba będzie to zmienić :D ]

Mila pisze...

[no też mi się tak nie widzi, znaczy się pierwsze. ale nie chce mi się szukać na razie. i mnie wkurzają już takie sztuczne, patetyczne i pozowane zdjęcia. a ciężko znaleźć tego typu zdjecia w taaakim stylu xD]

Unknown pisze...

[ a widzisz, sklerotyk ze mnie jednak jest .___. błagam zacznij, ja już wylałam siódme poty na zrobienie karty XD ]

Unknown pisze...

[ aa, to ja już cię pamiętam :D no to zaczynaj bez kotka ^^ ]

lilac sky pisze...

[Ze mną jest naprawdę źle o.O Za Chiny Ludowe nie pamiętam...]

Unknown pisze...

[ Witam :D My nigdy ze sobą wątku nie miałyśmy... Może czas to zmienić? ]

lilac sky pisze...

[Masz ochotę może zacząć? xD]

Unknown pisze...

Landon nie należał do rannych ptaszków i zazwyczaj budził się dopiero koło godziny dziesiątej, gdy uparte słońce wdzierało się do pokoju przez niedokładnie zasłonięte rolety. Niemniej jednak, gdy spał u kogoś, nie potrafił zbyt długo wylegiwać się w łóżku. Błogie lenistwo było odpowiednie jedynie we własnych czterech kątach, pomimo że kumple z pewnością nie mieliby nic przeciwko, gdyby w ich domach wstawał o swojej zwyczajowej porze.
Tę noc spędził u przyjaciela, perkusisty w jego zespole. Przyszedł wieczorem, obalili całą wódkę, grali w durne strzelanki i o drugiej w nocy O’Callaghanowi po prostu nie chciało się wracać. Ku swojemu niezadowoleniu obudził się o godzinie siódmej i za nic w świecie nie potrafił zmusić Morfeusza, aby ponownie zabrał go w swoje ramiona. Bezczynnie nie chciał siedzieć, toteż ogarnął się, nie budząc jednak kumpla. Przed wyjściem zostawił mu na blacie w kuchni drobny liścik z żartobliwym tekstem „ta noc była wspaniała, musimy to powtórzyć. Xoxo <3” i z uśmiechem na twarzy wyszedł na ulicę. Amsterdam już dawno był pobudzony do życia, ludzie spieszyli się do pracy, albo dopiero co z niej wychodzili.
Bruneta orzeźwiło chłodne powietrze, przez co nie był już tak otępiały, a lekki ból głowy powoli mijał. Stanął na światłach, gdy kątem oka zauważył znajomą sylwetkę, która pomimo czerwonego weszła na jezdnię. Niewiele myśląc złapał za drobne ramię i przyciągnął czerwonowłosą do siebie.
- Cześć Carll – uśmiechnął się nieznacznie, puszczając ją.
- Nic takiego, do domu wracam – wyjaśnił, wzruszając ramionami.

Unknown pisze...

[ Hm..hm.. A co byś powiedziała na to, żeby po prostu zderzyły się ze sobą na uczelni? Dawno "szkolnego" wątku nie miałam... Może być? Jeśli tak, to zacznę :D ]

Unknown pisze...

Przetarł oczy i zasłonił dłonią usta, ziewając. Faktycznie ta pobudka o siódmej nie była najlepszym pomysłem i mógł zostać trochę dłużej w łóżku. Chłodne powietrze jednak go rozbudzało i do pełni szczęścia potrzebował teraz dużej kawy. Najlepiej latte z dwoma łyżeczkami cukru.
- Impreza to za dużo powiedziane. Zasiedziałem się u kumpla – wyjaśnił pokrótce, uśmiechając się krzywo. Nie zważając na to, iż znajduje się prawie na środku ulicy, przeciągnął się, wyciągając ręce do góry. Niemal dwumetrowy kościotrup, którego zdmuchnie mocniejszy podmuch wiatru. Norma.
- Nie ma za co – odparł szybko, wzruszając ramionami.
- Właściwie to nie – przyznał, spoglądając na dziewczynę.

Unknown pisze...

[ Kurde, to już jutro, bo zaraz mi padnie bateria w laptopie ;/ Tak więc... w sumie do dzisiaj ! Branoc ;) ]

Unknown pisze...

O’Callaghan do pedantów zdecydowanie nie należał, a i nerwicy natręctw nie posiadał, lecz był zdania, że choć raz w tygodniu wypada ogarnąć mieszkanie. Mówi się, że to kobiety są odpowiedzialne za sprzątanie – gówno prawda. Mieszkający sam facet też sobie musi radzić, bo nie każdego stać na sprzątaczkę. Landon może i miał bogatych rodziców, ale od pamiętnej ucieczki nie utrzymywał z nimi kontaktu, a jako muzyk z średnio-znanej kapeli nie zarabiał milionów. Jak na razie musiał więc sobie radzić sam, a na szczęście nie szło mu to najgorzej.
Brunet jakoś nie potrafił sobie wyobrazić Cyźki na randce z kimś innym. Bo jak to, jego Narcisse, jego drobna blond przytulanka, miałaby flirtować z jakimś obcym gościem. Nie mógł jej tego zabronić, nie miał do tego jakichkolwiek podstaw, a mimo to sama myśl o tym, powodowała drobne ukłucie zazdrości. Nic na ten temat jednak nie mówił i prawdopodobnie gdyby Cissy kogoś spotkała, spróbowałby to zaakceptować.
- Tym gorzej dla ciebie – mruknął jej do ucha, wdychając przyjemny zapach dziewczyny. Blond kosmyki łaskotały go w policzek, lecz starał się to ignorować, podgryzając kolejne fragmenty ucha.
W pewnej chwili uniósł się nieco, zaglądając w jej jasne oczy. Uśmiechnął się lekko i puścił jaj nadgarstki, wzdychając cicho.
- Nawet nie potrafię cię długo więzić – wymruczał pod nosem z udawanym niezadowoleniem i z powrotem zajął swoje miejsce, opierając się plecami o kanapę, zaś nogi wyciągając przed siebie.

Unknown pisze...

[ to drugie nie tu .__. ]

Unknown pisze...

O’Callaghan już niejednokrotnie słyszał zastrzeżenia, co do swojej budowy ciała. Nic jednak nie mógł poradzić na to, iż natura fundnęła mu taką, a nie inną sylwetkę. On w żadnym wypadku się nie odchudzał, a wręcz przeciwnie – jadł ile wlezie. Ponadto wydawał się bardzo szczupły także ze względu na swój wzrost, bo w końcu metr dziewięćdziesiąt to nie byle co.
- Jestem jak najbardziej za! Kawa to teraz moje pierwszorzędne marzenie – przyznał z błogim uśmiechem na twarzy.
Kiwnięciem głowy zgodził się na pójście do kawiarni, która znajdowała się tuż za nimi. Wpuścił Carll pierwszą do środka, następnie samemu wchodząc i zajmując miejsce przy jednym ze stolików.

Unknown pisze...

Musiała uporządkować wszystkie sprawy, których nie zdążyła skończyć przed wyjazdem. Trochę się tego nazbierało, biorąc pod uwagę też to, że i studia spokojnie płynęły podczas jej półrocznej nieobecności. Miała dużo więcej pracy, niż zazwyczaj. Ale czy tym się naprawdę martwił? Niezbyt. Wiele razy przecież znajdowała się w takiej sytuacji i doskonale sobie radziła. Tak pewnie będzie i tym razem.
A w tej chwili, biegnąć z pełnym plikiem papierów w dłoniach, przemierzała korytarz uczelni w nadziei, że uda jej się jeszcze złapać wykładowcę. W pewnym momencie chciała zerknąć na jedną w kartek... Szkoda tylko, że przez to zderzyła się z kimś, a wszystkie dokumenty poszybowały w górę, opadając i zatrzymując się na posadce. Mia jęknęła, krzywiąc się i wywracając oczami.
- Przepraszam! - powiedziała do nieznajomej. Zaraz... na pewno nieznajomej? Powinna się zająć papierami, ale jakoś nie mogła oderwać wzroku od rudej. Kojarzyła ją skądś... - Znamy się? - spytała nagle, marszcząc brwi i wpatrując się w dziewczynę.

Unknown pisze...

Mia wpatrywała się w nią teraz jak jakiś... głąb? Tak, na pewno tak właśnie wyglądała. Bo jakież to było spotkanie! Właściwie czasami tylko wzrokiem mogła namierzyć ją na uczelni, nigdy chyba nawet ze sobą nie rozmawiały... Dziwna odmiana.
Skinęła głową, gdy podała jej kartki. Sama zaczęła chwytać w dłoń kawałki papieru, które leżała obok niej. Jeszcze jakiś czas temu miałaby do Carlton mnóstwo pytań. A teraz? Nie wiedziała, co mogłaby powiedzieć. W zasadzie Nate to była już przeszłość, ale...
- No to pewnie już wiesz, że ja jestem Mia - powiedziała tylko cicho, uśmiechając się lekko. Jej policzki delikatnie się zaróżowiły. To było dla niej dość krępujące. W końcu zapamiętała słowa Nate'a, jego opowieści o dziewczynie... Tylko czemu ona nadal czuje się dziwnie?!
Po krótkiej chwili wstała z podłogi, trzymając w rękach większość dokumentów.
- Dzięki za pomoc - rzuciła w stronę dziewczyny, zaczesując za ucho kosmyk włosów. Nie wiedziała, czy ma zostać, czy się oddalić... Nie, stop. Tak nie będzie. Przeszłość, tak? Za przeszłością zamykamy drzwi i wywalamy klucz.
Nieco się wyprostowała, a następnie uśmiechnęła szeroko. - Może masz ochotę na kawę? - spytała, uważnie przyglądając się dziewczynie.

Mila pisze...

[e, Momsen już zajęta, poza tym nie pasi mi. boska Dree jest dla mnie już uosobieniem mojej blondi, uwielbiam tę kobitkę :)]

Anonimowy pisze...

[A z tego zachwytu coś będzie?...]

Unknown pisze...

Brunet nie znosił, gdy ktoś czepiał się jego sylwetki. A uwielbiały to robić starsze panie w autobusach, którym wydawało się, że ich plotkowania nikt nie słyszy. „Nie dość, że wygląda jak dziecko szatana to jeszcze kościotrup! Pewnie wszystkie pieniądze rodziców przepija!” – tego typu zdania były bardzo częstymi uwagami, jakie Landon otrzymywał od starych Holenderek. Po pewnym czasie przestało go to ruszać i kiedy tylko słyszał o sobie wzmiankę, zakładał na uszy słuchawki i zatapiał się w świecie muzyki.
- Latte proszę – powiedział, gdy podeszła do nich kelnerka. – I najzwyklejszą jajecznicę, bez żadnych ekstra składników – dodał szybko, uśmiechając się lekko.
Lokal pełen był ludzi takich, jak oni – niewyspanych, prawdopodobnie spieszących się do pracy, którzy nie mieli w domu czasu na przygotowanie kawy lub śniadania. Amsterdam był kolejną z zabieganych metropolii.

Anonimowy pisze...

[Why not? ;)]

William Holland pisze...

[ Yaaay, srsly? Ja nie lubię Klamki, bo jest przereklamowana, ale fajne włosy ma xD ]

Kotofil pisze...

[ Ja wyznaję gyllenhaalism ogólnie, także wiesz :D I bardzo dobra zmiana! To pisz wątek xD

Unknown pisze...

To była chyba już stała cecha staruszek – plotkowanie. Obojętnie na czyj temat, ważne by kogoś skrytykować. Za gruba, za chuda, za niski za wysoki. Zniszczone ubranie, wymyślne ubranie, za długie włosy, za krótkie włosy… I tak dalej. Było milion rzeczy, które mogły obgadać i właśnie na tym mijały im autobusowe podróże lub spotkania w parku. Doliczały się do tego przechwałki o wnuczętach, bo przecież każda babcia chciała pokazać swoją rodzinę z jak najlepszej strony.
Landon miał tylko nadzieję, że w wieku siedemdziesięciu lat nie stanie się takim starym prykiem, który będzie musiał chodzić na tego typu spotkania za swoją żoną (o ile ją będzie w ogóle miał) i słuchać tych wszystkich bzdur.
Słyszą słowa dziewczyny, powiódł wzrokiem za jej spojrzeniem. Widok spoconego grubaska, dla którego ogromnym wysiłkiem było sięgnięcie po filiżankę kawy, rzeczywiście rozbawiło Brytyjczyka. Zaśmiał się cicho, spoglądając ponownie na Carll.
- Ty za to przypominasz tamtą babkę - mruknął szeptem, kiwając głową w stronę kobiety z wybałuszonymi oczami, która sprawiała wrażenie wystraszonej wszystkiego, co się wokół niej znajdowało. Z przerażeniem patrzyła nawet na cukierniczkę, co wyglądało dość komicznie.

Unknown pisze...

Mieszkanie Mili wyróżniało się w tej kamienicy. Zaszczana klatka schodowa, sypiące się cegły - trzeba było uważać na głowę - krzyki maltretowanych żon. Cudowna okolica. Ale tutaj wchodziło się na ostatnie, czyli drugie piętro i czuło się zapach kruchych ciastek. Czekoladowych. I od razu wiedziało się, pod które drzwi zapukać.
Tam w mieszkaniu siedział sobie blond potwór o twarzy aniołka, czytało ksiązkę, tak, tak, nadal maltretowała, nie żonę, a historię literatury angielskiej, mimo tego, że egzaminy skończyły się dwa tygodnie temu. Ale Mila była pracowitym leniem. Kujonem, tak będzie lepiej brzmiało. Piekła ciasteczka i uczyła się, gdy ktoś zapukał do jej drzwi. Naciągnęła na siebie koszulkę - przy tej temperaturze i jeszcze chodzącym piekarniku w kuchni było tak gorąco, że siedziała w samych szortach i staniku.
Ubrana więc otworzyła drzwi. Rude jakieś, nawet dobrze ubrane, ale co to to chciało?
- Tak? - uniosła brwi, zastanawiając się, czy to świadek Jehowy, czy może jednak akwizytorka. Szczerze, to ani na jedno, ani na drugie nie wyglądała. Ale Mila raczej na ludziach się nie znała.

Unknown pisze...

Mia bardzo silnie przeżyła rozstanie z Natem. Właściwie wyjechał i zostawił ją bez słowa - to bolało najbardziej. Potem do siebie wrócili, znowu zniknął... Dziewczyna nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Być może dalej by cierpiała, choć mniej, gdyby nie jeden człowiek, który pomógł jej się podnieść, ujrzeć prawdziwą miłość. Nie można jednak powiedzieć, że to, co brunetka czuła do chłopaka było zwykłym zauroczeniem. Bo tak nie było na pewno. Ale cóż, to są rzeczy, których nie wspomina się najmilej... A przynajmniej Mii ów wspominki sprawiają mały ból. Co prawda jakiś czas temu pogodzili się, rozmawiali normalnie. I zniknął. Tylko, że tym zniknięciem akurat dziewczyna się już nie przejęła.
Upewniła się, że wszystko wzięła, a następnie posłała dziewczynie przyjazne spojrzenie i udała się w stronę głównego wejścia szkoły. Dzisiaj już raczej nie zdąży zahaczyć o dziekanat, więc chyba może pozwolić sobie na chwilę relaksu.
- Znam idealne miejsce, gdzie podają najlepszą herbatę, kawę, czekoladę. Co tylko chcesz! - oznajmiła z entuzjazmem. - To jest dość niedaleko. Kilka alejek stąd - dodała, uśmiechając się kącikami ust. - Tak właściwie... co studiujesz?

Unknown pisze...

Landon czasami zastanawiał się nad starością, której szczerze powiedziawszy sobie nie wyobrażał. Obecnie całym jego życiem była muzyka – koncerty, godziny spędzone w studiu i fani, których było coraz więcej. Jego zespół stawał się z każdym dniem bardziej popularny i O’Callaghan wiązał z nim całą swoją przyszłość. Jednak sława wiecznie trwać nie może, jednego dnia możesz być na topie, kolejnego zaś na dnie. Choć zdawał sobie sprawę z tego, iż przydałby się plan awaryjny, jak na razie nic z tym nie robił.
Nad śmiercią niewiele myślał. Był zdania, że trzeba korzystać z każdego dnia, bo nigdy nie wiadomo, co się przytrafi. Mógł wpaść pod samochód, umrzeć w katastrofie lotniczej, a nawet poślizgnąć się pod prysznicem i rozwalić głowę na kafelkach. Takich wypadków nie dało się przewidzieć.
Zaśmiał się cicho, widząc mściwe spojrzenie koleżanki. Zaraz jednak na jego twarzy odmalowało się zaskoczenie, pomieszane ze zdezorientowaniem, gdy Carllton zaczęła odstawiać scenę. Później wszystko potoczyło się, jak w jednym z tych internetowych tekstów o bohaterach autobusowych – Carll skończyła przemowę, a cała sala zaczęła klaskać.
- Nieźle po mnie pojechałaś – przyznał z nieco rozdziawioną buzią. Gadane miała niezłe.
- Ale przyznaj, ta wzmianka o tyłku to wierutne kłamstwo. Jest całkiem zgrabny – stwierdził po chwili, wytykając jej język.

Aaron Meyer pisze...

Wolne popołudnie po nocnej zmianie było dla Aarona jak zbawienie. Od kilku dni był przemęczony, a to wszystko przez nadzwyczajne w ostatnich dniach wybuchy pożarów. Nie było dnia, by Aaron nie musiał jechać na akcję. Nic więc dziwnego, że nie miał czasu dla siebie. Jednak nie odmówił sobie przyjemności, by po przespanych kilku godzin nie iść na boisko. Nosiło go straszliwie, więc zjadł szybko śniadanie, jeśli można tak nazwać posiłek o godzinie wpół do drugiej popołudniu. Założył jakieś dresy i czystą bluzę, wziął piłkę pod pachę, swoje mp4, z którym się nie rozstawał i wyszedł z domu. Po drodze minął znaną mu bardzo panią Van den Berg, której kilkakrotnie pomagał ściągać kota z drzewa i ruszył ku najbliższemu boisku.
Zajęło mu kilka minut, zanim się rozgrzał i już zbierał się do kolejnego rzutu za trzy punkty, kiedy jego telefon w prawej kieszeni bluzy dał o sobie znać. Szybko wyjął go i spojrzał przelotnie na ekran. Nieznajomy numer.
- Cześć, tu Carly, gdzie jesteś?
Już miał odpowiedzieć, kiedy zorientował się, że żadnej Carly na pewno nie zna.
- Przepraszam, z kim mam przyjemność?
W tym samym momencie usłyszał czyjś głos, bardzo podobny do głosu w słuchawce i przez chwilę pomyślał, że słyszy go właśnie przez komórkę. Ale nie, jakaś dziewczyna siedząca naprzeciwko niego patrzyła na niego i zdawało się, że oczekiwała odpowiedzi.
- Jeśli ty to ty, to tak - odparł, a następnie zbliżył się do niej, kończąc połączenie. - Niezły sposób na podryw, długo nad tym myślałaś? - zapytał nonszalancko, uśmiechając się do niej lekko.
Żartował. No pewnie, że żartował.


[ takie uju muju wyszło, ale musisz się z tym pogodzić =p ]

Aaron Meyer pisze...

Jej wyzywający wzrok i obronna postawa spowodowały pojawienie się na jego ustach jeszcze większego uśmiechu. Czy ona myślała, że on jest z takich? Oj, pewnie by się obraził, ale w końcu nic o nim nie wiedziała, tak jak on o niej, więc w sumie za co miał się obrażać? Zresztą, na Boga, miał trzydzieści lat, a nie pięć.
- Takich jak ja? Co masz na myśli? - zapytał.
Właśnie, to go bardzo ciekawiło. Takich jak ja, czyli? Wielkoludów, małpoludów, typków z przerostem masy mięśniowej? Z tym ostatnim nie mógł się zgodzić, bo jego mięśnie były całkiem w porządku. A już na pewno nie przerośnięte.
Kurna, chyba miał na ich punkcie jakąś obsesję. Ale nie, to nie znaczy, że był jakimś lalusiem, podziwiającym swoje bicepsy w lustrze i uważającym, że jest panem wszechświata. To nie był Aaron i wcale nie zamierzał taki być. Chwała Panu.

[ damy radę ;D ]

Unknown pisze...

Mila od razu uśmiechnęła się miło, ale ani trochę nie podchodził ten uśmiech pod sztuczny. W końcu jak chciała, to potrafiła.
- No aktualne. Co prawda od przyszłego tygodnia dopiero, ale aktualne - otworzyła szerzej drzwi, by wpuścić dziewczynę.
- Nie ściągaj butów - uprzedziła dziewczynę i zaprosiła ją do kuchni.
- Słuchaj, muszę cię na chwilę przeprosić, ale zaraz ciastka mi się zjarają. Usiądź sobie - poprosiła i zajęła się ciastkami, prawie parząc palce. Ale ona była urodzoną niezdarą. Cud, że bez większych problemów schodziła ze wszelakich schodów, biorąc pod uwagę fakt, że tylko czasami nosiła płaskie buty. Nawet zimą, mimo oblodzonych chodników. Hardkorowa babka, ot.
- Cena, jak pewnie zauważyłaś na ogłoszeniu, jest niska, ze względu na okolicę. Ale nie mam większych problemów z sąsiadami. Mili, tolerancyjni ludzie. Ja też jestem tolerancyjna, wymagam tylko, żebyś płaciła czynsz, nie była uzależnioną ćpunką i nie mordowała ludzi nocami - oznajmiła dziewczynie z uśmiechem, wysypując ciasteczka na talerz i stawiając je na stole.
- Soku pomarańczowego?

Unknown pisze...

Bardzo dawno temu, kiedy Landon był jeszcze dzieciaczkiem niewinnym niczym nieobsrana łąka, sądził, iż faktycznie pójdzie w ślady ojca. Początkowo interesował go zawód prawnika, zwłaszcza, że jego matka prawiła mu słodkie bajeczki, wyolbrzymiające zalety tejże pracy. Z czasem, gdy dorósł, zaczął widzieć minusy i już wiedział, że nie jest to, co chce robić w życiu. Czar prysnął, rodzice musieli się pogodzić z jego wyborem, a mimo to nie zrobili tego. O’Callaghanowi została tylko jedna opcja – ucieczka. I właśnie ją wybrał, czego nie żałował ani razu od tamtego czasu.
Z resztą, czy ktokolwiek potrafiłby go sobie wyobrazić bez tych wszystkich kolczyków i tatuaży, w uprasowanym garniturze na sali sądowej? Może i miał gadane, ale prędzej sam dostałby karę za obrazę sędziego lub używanie niewłaściwych słów, niż uratowałby komuś tyłek.
- Proszę cię bardzo – odparł, również z uśmiechem. Złapał za kromkę chleba i wziął się za pałaszowanie jajecznicy. Bardzo smacznej, warto dodać.
- Szkoda, chętnie bym się dowiedział – mruknął żartobliwym tonem, śmiejąc się cicho.

Kotofil pisze...

[ Kurczę, nie mam :D Will mógł twoją prawie ze motorem przejechać, o! :d Albo White, jego pies się rzucić na biedną rudą, gryząc nogawkę, albo coś. Tylko to musiało by być w lesie, bo tam tylko suczka bez kagańca hasa. ]

Unknown pisze...

Niepoważne? Ale przecież człowiek, od czasu do czasu, musi sobie pozwolić na chociażby właśnie coś takiego. Ileż można być poważnym? Poza tym, szczęśliwi i uśmiechnięci, śmiejący się ludzie żyją znacznie dłużej, o będących w stresie i bezbarwności istot. Mia, choć będąc już mamą, również "szalała". W końcu jest młoda, zdrowa... Dlaczego miałaby nagle przestać się bawić i być jedynie domową kwoką? Owszem, chciała być panią domu. To jednak nie oznaczało życia pozbawionego atrakcji, czy wystrzałów. Jakkolwiek by to brzmiało. Poza tym, z jej charakterem raczej ciężko byłoby być szarą i poważną. Może wcześniej tak, lecz teraz już na pewno nie.
- Malarstwo - odpowiedziała bez zwłoki, uśmiechając się delikatnie. - Kończę drugi rok, bo miałam sporą przerwę. Zaczęłam też kierunek związany z filozofią, jednak przy moim obecnym trybie życia jest to trochę trudne do połączenia. Musiałam zrezygnować - przyznała, nieznacznie się krzywiąc i wzruszając ramionami.- Ale mam zamiar do tego wrócić. Za bardzo lubię rozmyślać o ewolucji człowieka i jego sensie bycia, żeby pozostawić takie studia gdzieś za sobą - zaśmiała się cicho. O tak, jeśli chodziło o egzystencję żyjątek, Mia nadawała się do tego idealnie.- Godzinami mogłabym mówić o teorii praw człowieka, o tym, dlaczego został stworzony... Również często zastanawiam się nad zwierzętami, roślinami... A nawet kamieniami! - zauważyła. W jej oczach teraz dobrze widoczne były iskry, twarz jakby rozpromieniała. Była w swoim żywiole. - Lecz teraz się wolę skupić na sztuce i wychowaniu córeczki. Jest jeszcze malutka - dodała.

Joshua Henderson pisze...

[ MARYJO, ja to się umiem wpakować ; D Z dobrego serca, bom tu dla Ciebie w pewnym sensie przybył. ]

Joshua Henderson pisze...

[ Żebyś nie była odrodzynkowiona. ]

Joshua Henderson pisze...

[ Zawsze jestem miły :3 ]

Joshua Henderson pisze...

[ Ej, no weź, bo się rozdrażnię! ]

Joshua Henderson pisze...

[ Hehehe, na pewno XD ]

Joshua Henderson pisze...

[ Tak c: ]

Joshua Henderson pisze...

[ Nie bądź okrutna, kochaj mnie! ]

Arianne Lemaire pisze...

[Wybacz, będę upierdliwa, ale to dlatego, że lubię mieć wszystko jasne i czytelne. Lubię porządek w informacjach :)
Skoro ma prawie dwadzieścia trzy lata to idzie dopiero na 5 rok, no nie? Tak sobie obliczyłam, że nie możliwe inaczej. No a Aria jest na drugim roku rezydentury już, więc nijak się pokrywają ich obowiązki. Przyznasz mi rację, nie? Bo ogólnie trochę się wcześniej pogubiłam. :)]

Unknown pisze...

- Przy mnie będziesz mieć dużo okazji, nie zdziw się - powiedziała ze śmiechem i nalała soku pomarańczowego do wysokiej szklanki, którą potem podała dziewczynie.
- W zasadzie to jeszcze nie wiem jak masz na imię. Chodź, opowiesz mi coś o sobie, a ja pokażę ci pokój. Tylko uprzedzam, że może tam panować mały burdel, bo pokój nadal jest zajęty, ale tak poza tym to w domu mam względny porządek. Przekleństwo pedantki - zaśmiała się, bo te dwa ostatnie słowa brzmiały jak tytuł jakiegoś strasznie kiczowatego filmu. Mila sama wzięła ciastko i stwierdziła, że faktycznie, jest dobre. Znów przelała na nie wszystkie swoje uczucia, na ugniatanie, wałkowanie i wycinanie wzorków świnek. Zabawne, że nie ważne czy przelewała na wypieki pozytywne czy negatywne wypieki - one i tak wychodziły pyszne, w przeciwieństwie do tego, gdy w ogóle o niczym nie myślała, piekła z zasady. Czyli potrzebowała dramatu do swojej "sztuki". Prawie jak Cobain.
Zaprowadziła dziewczynę do pokoju Angel i okazał się całkiem czysty, wbrew temu, co pomyślała na początku Mila. Był trochę ciasny, ale przynajmniej wyposażony - w przeciwieństwie do jej sypialni. Pod oknem stało biurko, po prawej tapczan, a po lewej szafa. Niewiele, ale komu co więcej do szczęścia trzeba?

Joshua Henderson pisze...

[ Jak to: po co? Żebyś miała komu leżeć na żołądku. ]

Joshua Henderson pisze...

[ Czuję ; D ]

Joshua Henderson pisze...

[ Sam nie dam rady. ]

Joshua Henderson pisze...

[ Tak, Ty umiesz pewnie.
Jeszcze co najmniej godzina jazdy, ale pociągiem. Już nie biorę motoru, bo przecież by mnie zjadła. ]

Kotofil pisze...

[ Jedyne jego uśmiechnięte zdjęcie/gif. W sumie, na jednym takim też jest uśmiechnięty, ale wygląda jak gwałciciel królików, albo coś. Bleh.

Dawaj wąta, kurde! :D ]

Joshua Henderson pisze...

[ Możesz ze mną, hę?
Ja to bym chętnie tu kimnął i jechał gdzieś w cholerę dalej, a nie wysiadał w K. Może dojadę od razu w góry >D ]

Joshua Henderson pisze...

[ Dobra, nie napastuję Cię. Powiem Ci coś, ale potem, jak już włamię na komputer A.
Co Ty, to nie moje, to mojej parze do tańca. Przecież mniejszy obcas niż 10 cm to nie bierze nawet, gdzie tam, nawet jak mówię, że się w tym zabije ; D ]

Joshua Henderson pisze...

[ Pomęczę Cię czymś później. Jeszcze chyba z 40 minut, bo się opóźnia jak nie wiem.
Zaraz jak tam przyjadę, to A. padnie D. w ramiona i będzie przekomarzanie, kto kogo bardziej kocha. I pewnie zaraz wyciągną sukienki i resztę dziadostwa.
UMRĘ. ]

Joshua Henderson pisze...

[ Mam taką propozycję, ofkors nie do odrzucenia, związaną z niskim poziomem. Zajarz to, skrót taki XD
Coś w tym stylu. Kochają się nawzajem bardziej niż mnie, czujesz powagę sytuacji? ]

Joshua Henderson pisze...

[ Tak ; D Pewnie się nie zgodzisz, ale dobra. Bo planuję chyba ewakuację, sama wiesz, co o tym wszystkim myślę.
Zjadłyby Cię, Serniku <3 Jedna należy do mojej rodziny, a potrafimy być upierdliwi i niemili, ja nawet mniej ; D ]

Joshua Henderson pisze...

[ Uaaau : D
Jest słodka. Na zdjęciu i z piccolo, a jak przyjdzie co do czego. Zgadnij, co powiedziała, jak spytałem, jak odpowie na propozycję wątku >D ]

Kotofil pisze...

[ To może zróbmy tak, że Caleb jechał sobie rowerem, za bardzo się rozpędził, a potem nie zdążył wyhamować czy coś tam i poleciał do jakiegoś rowu, a twoja była tego świadkiem, jeszcze śmignął jej centymetr przed nosem :D

Szaleństwo, wjjjem. ]

Joshua Henderson pisze...

[ Ja już mam cały zamysł, będzie spoczo. Epopeję dostaniesz normalnie ; D
Zaskakująco trafny wybór, da. Do niej trzeba cierpliwości, a on ma aż za dużo. Swoją drogą, dziś mieli próbę, pewnie A. będzie tryskać radością.
BINGO! XD ]

Joshua Henderson pisze...

[ Tylko spróbuj ._.
Nie dostaną ode mnie błogosławieństwa i tak. Hehehe.
A poznasz jeszcze bliżej... XD ]

foksu pisze...

[Nie mogę się przestać napatrzeć na to zdjęcie *-* i to jakiś wątek i powiązanie trza trzasnąć, prawda? :>]

Joshua Henderson pisze...

[ Już dojeżdżam, no. PKP to nie rakieta c:
Teraz to mnie pcha do grobu, a wcześniej "Nie pozwolę ci umrzeć, nie pozwolę!". Kobiety.
Dobra. Ewakuacja i trzeba biegać po dworcu. Jak się włamię A. na komputer, to będę :* ]

foksu pisze...

[Jak miło <3 Mogą się znać z kawiarni, więc rozumiem, że ja mam zacząć? :>]

foksu pisze...

Każdy dzień zaczynał się rutyną, którą człowiek nijak mógł ominąć. Rozpoczynał od narzekania na to, jak ktoś mógł określić godziny, jak pracodawcy mogli rozmyślać nad wczesną porą przychodzenia do zakładu pracy, by w końcu narzekać na to, że człowiekowi się tak bardzo nie chce. Szkoda tylko, że nie ma tak, że komuś chce się tak bardzo, jak mu się zazwyczaj nie chce. Wtedy to wszystko byłoby wykonane niemalże od razu.
Lilianne dzisiaj wstała o dwie godziny za wcześnie i w żaden sposób nie mogła spożytkować tego czasu. Nie miała żadnych planów z samego rana, jak dłuższe odświeżenie zmęczonego po śnie (bo i tak można!) ciała oraz przeciągłe ubieranie się i dochodzenie do stanu używalności. Później powoli spakowała swoją torbę, wymieniając kilka zdań ze współlokatorem i z westchnięciem pełnym bezsilności, opuściła kamienice, chwytając przed zamknięciem drzwi klucze do mieszkania.
O tak wczesnej porze nieraz dziewczyna wyruszyła, a Amsterdam jeszcze sypiał sobie w najlepsze. Przeważnie sypiały to osoby starsze, które już zdążyły się w tym mieście wyszaleć oraz dzieci, przed którymi ta szansa jeszcze była.
Miała ogromną ochotę zamknąć oczy i przespać się na przednim fotelu samochodu, ale świadomość, że ktoś by trzasnął ją w tył auta, zbyt przerażała dziewczynę. W końcu jej dziecię byłoby uszkodzone!
Wtargnęła do "swojej" kawiarni, gdzie to już znali ją na pamięć i miała wrażenie, że ci już mają dość tej rudowłosej dziewczyny, która posłała uśmiech w stronę znajomej pracownicy i zajęła miejsce przy którymś ze stolików czekając, aż ona przyniesie jej zamówienie, jakie zazwyczaj składała. Przy okazji był cień szansy na rozmowę.

[Wybacz za to, co jest powyżej, ale ta pora dzisiaj wyjątkowo mi nie służy ;c]

lilac sky pisze...

[Wybacz, że tak późno, ale dopiero co wróciłam do domciu z wyjazdu. Mhm... mnie to obojętne. Jak tam ci wygodniej z wątkiem (o ile nadal chcesz go zacząć). Dla mnie mogą się znać :)]

lilac sky pisze...

[Wybacz, że tak późno, ale dopiero co wróciłam do domciu z wyjazdu. Mhm... mnie to obojętne. Jak tam ci wygodniej z wątkiem (o ile nadal chcesz go zacząć). Dla mnie mogą się znać :)]

Mila Drozd pisze...

- Bardzo się cieszę, że ci się podoba. Naprawdę, strasznie ciężko jest kogoś znaleźć. To przez tę dzielnicę. Ale na serio, nie jest to takie straszne, na jakie wygląda. Jedyne przed czym muszę cię ostrzec - to sąsiad z mieszkania obok. Jest całkiem sympatyczny, ale lepiej z nim nie zadzieraj. I nie prowokuj zbyt dużymi dekoltami. Ja parę razy się na tym przejechałam, a ja nawet nie mam dużych cycków - powiedziała ze śmiechem. Zawsze jakoś tak uważała na pana Mike'a. Był byłym niemieckim zapaśnikiem i zawsze patrzył się na Milę w taki sposób, jakby już ją ruchał i dokładnie wiedział, jak wygląda nago. Inna już sprawa, że w wyobraźni nieraz musiały mu pomagać jęki Drozdowej. Ta to jednak lubiła się zabawić. Ale wolała, żeby Carlie jeszcze tego nie wiedziała.
- No to chodź, teraz pokażę ci łazienkę - zaprowadziła dziewczynę do drzwi naprzeciwko. Łazienka nie była klaustrofobicznie mała, na dodatek - miała i wannę i prysznic. Awesome.
- Ej, czekaj, Carllron Williams mówisz... - zmarszczyła czoło, dopasowując to nazwisko do czegoś.
- Znasz może Mię Evans?

Mila Drozd pisze...

[ej, a teraz tak: nie wiem czy wiesz, mieszkanko Milci masz rozrysowane na podstronie. i druga sprawa: carll kręciła coś z nejtem jak ten był na blogu? czy mi się pokićkało?]

Marilyn pisze...

Bibioteka była miejscem, w którym Marilyn czuła się jak w domu. Mnóstwo książek, spokój, ciza i czas, który zewsząd ją otaczał, przemawiał przez woluminy drukowane lata wstecz. Uwielbiała zapach nowego druku i starego papieru, a nade wszystko literki, które tworzyły historie.
Akurat tego nia wróciła do czytania Jane Austen i jej opowieści o wielkich, poważnych i strasznie męczących miłościach. Duma i uprzedzenie - najważniejsza książka na liście Marilyn - spoczywała własnie w jej dłoniach. Byrne już nieraz ją przeczytała, wracała do niej, ilekroć pragnęła ponownie statecznego męża, jakim był pan Darcy.
Bo Marilyn chciała być taką Jane, taką Lizzy, które będą uważane za najlepsze na świecie. Gdzieś w głębi serca cierpiała, że teraz wyzwolona kobieta jest najlepsza, wyzwolona - czyli najczęściej mająca z dziwkami więcej do czynienia niż ze stricte wyzwoleniem spod jarzma mężczyzn. Sprawiao to tylko, że Byrne ze swoimi manierami, ze swoim spokojem i ogładą wydawała się nudna i dziwna. Żaden mężczyzna, który ma do wyboru dziwkę i Marilyn, w pierwszej chwili nie zwróci uwagi na tę drugą. To było cholernie smutne.
Przy jednej z półek, jak zauważyła Marilyn, stała jakaś kobieta. Właściwie miała na nią nie zwracać uwagi, bo to niegrzecznie jest wtrącać się w czyjeś życie, ale spostrzegła w niej pewne podobieństwo - choć nie wiedziała, do kogo. Z dala więc oglądała, co tamta robi... i ją olśniło!
- Cześć - powiedziała, stając za Carllton. - Od kiedy Ty czytasz romansy?
Wyjęła z półki ten, nad którym umysłowo pastwiła się dziewczyna.
- Słaby jest. Spotykają się, on się nią nie interesuje, zaczyna, gdy ta ma założoną sukienkę. Już lepsza klasyka gatunku.

Unknown pisze...

Państwu O’Callaghan pewnie marzyło się, aby ich jedyny synalek został jednym z najlepiej zarabiających prawników w Wielkiej Brytanii. Ba! Kiedy zaczął naukę w najlepszym liceum w mieście, planowali już jego studia na Cambridge lub University of Oxford. Był nawet okres, w którym zastanawiali się nad wysłaniem go na Harvard. Niestety, Landon wyśmiewał ich propozycje, przynosząc ze szkoły średniego kalibru oceny, bo najlepszym uczniem to on nigdy nie był. Fakt faktem do najgorszych nie należał, ale w czołówce szkolnej się nie pojawił.
„Ukryty geniusz, który ujawni się dopiero po wyjściu z tego beznadziejnego domu” powtarzał matce z bezczelnym uśmiechem za każdym razem, gdy wracała z konsultacji z nauczycielami.
No i ten jego wizerunek. Pierwszy kolczyk w wieku piętnastu lub szesnastu lat, brunet sam już nie pamiętał. Potem tatuaż, kolejny kolczyk, znów tatuaż… I tak dalej. Był uznawany za satanistę, rozbójnika i ogólnie zło wcielone, lecz rodzice nadal usilnie wmawiali wszystkim, jaką to idealną rodziną są. Żałosne, mówił za każdym razem Landon, gdy sobie to przypomniał.
- Będę cię męczyć tak długo, aż mi powiesz – stwierdził, uśmiechając się szeroko. Dokończył swoją jajecznicę i wyprostował się na krześle, klepiąc się po brzuchu.
- Pychota – mruknął tylko.

Marilyn pisze...

No tak, wiele osób nie przyznawało się do tego, że lubi romanse. Głównie ze względu na harlequiny, które pokazywały płytką cechę miłości, przyjaźni, które upraszczały życie w niesamowity sposób. Marilyn rozumiała to, ale nie obchodziło jej specjalnie czy jak komuś powie, że lubi romanse, to ją wyśmieje za lubienie słabych powiatek o miłości, czy zapyta o Austen choćby. Kompletnie miała to gdzieś.
- Mam sentyment do Dumy i uprzedzenia, nie wspominając o tym ,że uwielbiam Darcy'ego - powiedziała Marilyn, nie komentując próby ściemnienia jej, że książka dla siostry. Carllton zbyt energicznie to powiedziała, zabrzmiało więc tak nierealnie jak to, co ostatnio próbowała jej wmówić kuzynka - że jednorożce wciąż istnieją. - Jest taki... nie wiem, męski. Chociaż nie wiem, czy taka męskość spodobałaby mi się na żywo, zwłaszcza, że on był taki strasznie... sztywny. Ale gest, cholera, miał.
Czy ja wiem, czy z Lyn była taka szara myszka... Może trochę. Nie świeciła cyckami i nie chodziła z twarzą wymalowaną na pandę, nie robiła też za chodzący seks. Niemniej, starała się wyglądać kobieco. Świadomie kobieco. A to ostatnimi czasy było dość rzadkie.
Marilyn nie czytywała książek o wątrobie, nerkach i mózgu, ale zdarzało się jej chwycić za stare mitologie czy psychologię, kiedy była już znudzona czy zmęczona wszystkimi romansami. Bo ileż można czytać o pięknej miłości, hm?

Marilyn pisze...

No tak, wiele osób nie przyznawało się do tego, że lubi romanse. Głównie ze względu na harlequiny, które pokazywały płytką cechę miłości, przyjaźni, które upraszczały życie w niesamowity sposób. Marilyn rozumiała to, ale nie obchodziło jej specjalnie czy jak komuś powie, że lubi romanse, to ją wyśmieje za lubienie słabych powiatek o miłości, czy zapyta o Austen choćby. Kompletnie miała to gdzieś.
- Mam sentyment do Dumy i uprzedzenia, nie wspominając o tym ,że uwielbiam Darcy'ego - powiedziała Marilyn, nie komentując próby ściemnienia jej, że książka dla siostry. Carllton zbyt energicznie to powiedziała, zabrzmiało więc tak nierealnie jak to, co ostatnio próbowała jej wmówić kuzynka - że jednorożce wciąż istnieją. - Jest taki... nie wiem, męski. Chociaż nie wiem, czy taka męskość spodobałaby mi się na żywo, zwłaszcza, że on był taki strasznie... sztywny. Ale gest, cholera, miał.
Czy ja wiem, czy z Lyn była taka szara myszka... Może trochę. Nie świeciła cyckami i nie chodziła z twarzą wymalowaną na pandę, nie robiła też za chodzący seks. Niemniej, starała się wyglądać kobieco. Świadomie kobieco. A to ostatnimi czasy było dość rzadkie.
Marilyn nie czytywała książek o wątrobie, nerkach i mózgu, ale zdarzało się jej chwycić za stare mitologie czy psychologię, kiedy była już znudzona czy zmęczona wszystkimi romansami. Bo ileż można czytać o pięknej miłości, hm?

foksu pisze...

Była to jedna z jej najulubieńszych kawiarni, ponieważ obsługa była dobra, życzliwa i dość zwinna. Ponadto można było w spokoju sobie zasiąść na jednej ze skórzanych sof, a oni i tak nie mieli pretensji, gdy się siedziało kilka godzin, nie zamawiając wiele. Z tego Lilianne korzystała, ponieważ mogła wtedy pozwolić sobie na porządną dawkę kawy i ciekawą lekturę, w którą zazwyczaj się wciągała bardzo szybko, więc gdy tylko ktoś do niej podszedł i chciał ją o coś spytać, musiał się spotkać z chwilowym zignorowaniem, powtórzeniem pytania i dopiero wtedy uzyskaniem odpowiedzi, która nie zawsze była tą przez człowieka przewidzianą.
Jeszcze ogromnym plusem było wydzielenie lokalu na strefy dla palących i niepalących, więc czasem zdarzało się Llilianne to i owo zapalić, zatem zasiadała w tej strefie, najczęściej zadymionej, racząc swe płuca dymem nikotynowym.
Po prostu zboczenie panny Holmes, czasem lubującej się w zabawianiu na około i drążeniu i irytowaniu poszczególnych osób, że gdyby tylko byłyby stworzone z tego jakieś zawody, wzięłaby w nich udział niemalże z marszu.
Uraczyła Williams szczerym i dziękczynnym uśmiechem, gdy jej smukłe dłonie o długich palcach pianistki objęły wysoką, kremową szklankę, chwilowo obracając ją w palcach.
- Dzisiaj nie przeżyję.
Ton jej głosu wydał się być nader poważny, jakoby rudowłosa mówiła o samobójstwie lub jakiejś niebezpiecznej akcji, w wyniku której mogłaby stracić życie. Ba, nawet siedząca nieopodal kobieta spojrzała na nią spode zmarszczonych, cieniutkich i chyba dorysowanych kreską brwi, by westchnąć ociężale i upić łyczka kawy.
Ta to olała, wpatrując się w ciecz, ogrzewającą jej dłonie i w końcu pociągnęła porządnego łyka na rozbudzenie.

Brandi pisze...

Brandi nie lubiła komputerów. Nie, żeby się nie znała - wiedziała, co to przycisk start i jak włączyć komputer - ale to urządzenie było jakieś fałszywe. Mnóstwo ludzi traciłó życia, przesiadując przed nim, oddając się mu w całości, barziej niż niektórzy oddawali się innym ludziom. Niemniej, w obecnych czasach było świetne, jeśli chciao się znaleźć znajomych z uczelni, starszaków, którzy powiedzieliby, co i jak. Bo bądź co bądź, znajomości na uczelniach zawsze się przydawały.
Tak właśnie Bran poznała Carll. Obie w końcu studiowały ten sam kierunek - Brandi miała iść na pierwszy rok, Carll już siedziała na medycynie. I chociaż nie wymieniły nawet dwudziestu wiaomości, umówiy się na spotkanie. Brandi nie miała pojęcia, czy tak robią normalni, zaznajomieni z internetową "etykietą" ludzie. Ale kto by się przejmował?
Żółta sukienka, symbol, który zamierzam uczynić początkiem nowego życia Brandi. Żółta sukienka, która delikatnie ujawniała jej atuty, która ani nie była seksowna, ani męska; sukienka zwykła, prosta, tak kobieca, jak tylko kobieta może być. Jej prostota, z której chcę uczynić nowe Słońce. Cholera, powinnam pić mniej napojów z bąbelkami.
Jones siedziała w barze i patrzyła na zegarek. Jeszcze pięć minut... Nie powinna była się aż tak spieszyć z tym wyjściem. Punktualność to cnota, każdy o tym wie, ale bez przesady, aby wychozić na pół godziny przed spotkaniem... Bran jeszcze raz zerknęła na zegarek. Ciągle pięć minut.

Brandi pisze...

Jasne, e-booki były czymś cudownym, informacje w necie - również. Brandi z nich korzystała, a jakże. Ale komunikatory, maile, skajpaje, wszelkie portale spłecznościowe - to nie było dla niej. Nie lubiła znajomości długodystanowych i takowych nie utrzymywała, nierzadko ku niechęci drugiej osoby Czasami nawet z tego powodu była nazywana wredną suą - bo wraz z końcem obozów i rozjechaniem się do domów na różne krańce świata, kończyła przyjaźnie. Zaś jeśli chozi o rozmowy z luźmi bliska - czy nie lepiej rozmawiać w parku lub w barze pzy piwie?
- Nie ma problemu z tym spóźnieniem. I nie, jeszcze nie - powiedziała Bran - właściwie sama chwuilkę temu przyszłam, nie zdążyłam.
Drobne, maleńkie kłastewko.
- Brandi Jones - powiedziała, wyciągając rękę w stronę kobity.

Kotofil pisze...

Caleb też się uczył, ale nie obsesyjnie. Akurat jego kierunek studiów wymagał talentu i zawziętości w ćwiczeniu, a tego Calebowi nie brakowało, ani też za bardzo namawiać go nie trzeba było. Jedyny przedmiot z którego chętnie coś czytywał, to historia muzyki – naprawdę do uwielbiał. Matmy nie trzeba było się uczyć, bo dla niego była dość banalna i niezbyt potrzebna. I to właściwie tyle z jego nauki, bo jeszcze zostawała praca, w której trzeba było zapieprzać, a to zdecydowanie cięższe niż nauka. Ale dawał radę i było w porządku. Względnie w porządku, bo akurat nie był człowiekiem, który narzekał czy marudził. Czasem kręcił nosem, ale to jak każdy normalny człowiek, nieco zmęczony swoimi obowiązkami. Bo na pewno nie życiem.
Claytonowe życie było kolorowe. Dla niektórych, aż jebało od niego blaskiem tęczy. Sam zainteresowany uważał, że jest w porządku. Był młody, przystojny, podobno utalentowany, więc czego chcieć więcej?
Przejażdżka rowerem. Dla Caleba chleb powszedni, codziennie wracał z pracy na tym sprzęcie, a także do tej pracy jeździł. Nie posiadał samochodu, ani tym bardziej prawka, więc musiał się tym zadowolić i szczerze – nie było mu z tym tak źle. Rower był oszczędniejszy i pomagał trzymać formę, nie? Zresztą, połowa stolicy poruszała się na rowerach, wszyscy wiedzieli jakie korki potrafią być w Amsterdamie. Caleb był niecierpliwy, więc kroki nie są dla niego. Absolutnie.
A potem po prostu wylądował w jakimś rowie, bo gdy zjeżdżał z górki, to nie wymierzył dobrze odległości i prędkości, więc skończyło się to tak, jak się skończyło. Wszystko doprawione śmiechem na końcu, bo jeśli w palce i w dłonie nic mu się nie stało i dalej może poruszać górnymi kończynami, to reszta to pikuś. Zresztą, nie bolało go nic zbytnio oprócz kolana, ale szału nie było.
- To jest sposób na poniedziałkową nudę, a jeśli działa też w innych rzeczach, to warto to powtarzać – zaśmiał się głośno, próbując wstać, ale zaraz znowu przewalił się na plecy, bo z lekka zakręciło mu się w głowie. Uwierzyć, że zrobił niezłe salto w powietrzu i dalej żył, praktycznie bez szwanku a do tego jeszcze się śmiał.

Joshua Henderson pisze...

Ostatnio jego cudowna odporność uległa lekkiemu naderwaniu, co poskutkowało aż zapaleniem oskrzeli. Może to przez klimatyzację zainstalowaną w biurze, może przez to, że nad ranem biegał niezbyt ciepło ubrany, a przecież jest zimno, nawet bardzo. Jako średnio krnąbrny pacjent, udał się po dniu męczarni do lekarza, który zalecił zostać w domu, a po kilku dniach wrócić na kontrolę albo też zgłosić się wcześniej, jakby leczenie nic nie poskutkowało.
Dziś właśnie postanowił wybrać się znowu do tego swojego medyka, czując się już na tyle na siłach, że mógł swobodnie przywlec się do szpitala. Nie znosił siedzieć w tych niezbyt przyjemnych poczekalniach, ale cóż zrobić, skoro kolejka zawsze jakaś tam była, a on do kogoś innego nie miał zamiaru dojść? Traf chciał, że tym razem usiadł trochę dalej od wybranego gabinetu; już zaraz miał wchodzić do środka, kiedy jakaś lekarka kazała mu usiąść na wózku, zrobił to. Niech będzie, w końcu zwróciła się do niego po nazwisku, co więc miał robić?
Kiedy jednak usłyszał, że chcą go zawieźć na salę operacyjną, a potem coś o jakimś wyrostku, nic mu się kompletnie nie zgadzało. Pozwolił jednak, by dowieźli go tam, gdzie chcieli, po czym zaraz po tym, jak oddał lekarce płaszcz, wstał z wózka.
- Pani doktor - zaczął uprzejmie, nie chcąc wydać jej się jakimś upierdliwym pacjentem, co się boi wycinania wyrostków. - Wydaje mi się, że zaszła pomyłka. Ostatnio miałem zapalenie oskrzeli i przyszedłem na kontrolę, a wyrostek wycięli mi już siedem lat temu, więc wątpię, żeby była potrzeba operować mnie drugi raz.
I przywołał na twarz przepraszający uśmiech, jakby natychmiast poczuł się obwiniany za to, że nie powiedział jej tego wcześniej.

Maja Troczyńska pisze...

[No i gicior ;D]

Joshua Henderson pisze...

Naprawdę, wiedział, kiedy mu wycinano wyrostek, jak bolało, zanim tego nie zrobili i całą masę innych szczegółów z tą sprawą związanych. Ona popełniła karygodną pomyłkę, bo pacjent, który miał to POWAŻNY problem, powinien się tu znaleźć zamiast niego i w tej chwili być ratowanym, a pewnie czekał teraz w jakiejś sali albo, co gorsza, w poczekalni na swój zabieg. A Henderson planowo miał się już znajdować w gabinecie u innego doktora, żeby skontrolować stan swojej ostatnio osłabionej odporności. I oczywiście swoim pojawieniem się u lekarza zasygnalizować, że nie umarł tam w mieszkaniu, bo pozostania w szpitalu kategorycznie odmówił, zabierając się do domu tylko i wyłącznie na własną odpowiedzialność.
Obejrzał się z lekką trwogą wymalowaną na twarzy, kiedy usłyszał ów żarcik od lekarza prowadzącego. Świetnie, że humor mu dopisuje, ale gdyby naprawdę miał mieć za chwilę operację, wolałby chyba nie słyszeć żadnych kawałów.
- Wystarczy mi świadomość, że chirurdzy nie pragną mi wyciąć już nieistniejącego wyrostka - stwierdził spokojnie, po czym słabo uśmiechnął się do stojącej przed nim lekarki. Wcale nie musiała mu fundować kawy, chciał się tylko wyswobodzić ze szponów chirurgów, byle szybko. Zresztą, już był spóźniony i pewnie teraz go nie przyjmą, świetnie. - Albo ewentualnie mogę wypić z panią jakąś kawę. O ile jest tutaj bufet, bo nie widziałem.
Dobra, jednak porządna dawka kofeiny mu się przyda. Albo jakakolwiek, w gruncie rzeczy, nawet taka skromna; lury pić nie będzie, ale miał nadzieję, że nie podają tu takiej złej.

Unknown pisze...

[ kurde, co druga karta, którą tutaj przeglądam, ma zajebiste zdjęcia. I aż mi głupio się tak ciągle powtarzać, no ale jednak - tak, cholernie mi się podobają. ]

Unknown pisze...

[ Bo ja po prostu uwielbiam subtelne kobiety, to chyba dlatego ;) ]

Unknown pisze...

[ :) masz ochotę na wątek? ]

Rory Parker pisze...

Parkerini wpadł na Uniwersytet Medyczny, bo miał całkiem istotną sprawę do jednego znajomego. Nie mogło to czekać, a tamten był oczywiście na tyle pochłonięty nauką, że nie miał czasu, by podrapać się po tyłku. Innymi słowy, był kompletnym przeciwieństwem Rorka, który szkołę traktował iście towarzysko, a później nie spał nocami przed samym egzaminem.
Kiedy transakcja dobiegła końca usłyszał za sobą piskliwe:
- Jude!
Nawet nie musiał się odwracać, by wiedzieć, że to jedna z takich dziewczyn, których nie chciałby ponownie spotkać. Była całkiem bystra, ale za szybko się przywiązywała. Na tyle, że brała go za swojego chłopaka po jednej upojnej nocy. Dlatego nigdy nie wiadomo, kiedy przydaje się fałszywe imię.
Udawał więc, że jej nie słyszy i skręcił w prawo, po czym zdesperowany zaczął szukać drogi ucieczki. W końcu znalazł jakąś pustą pracownię i wszedł do środka, choć słyszał, że tamta wręcz deptała mu po piętach. Hura.
W pomieszczeniu zauważył jakiegoś rudzielca, który w dodatku się uczył. No nic, trochę poprzeszkadza.
- Mnie tu nie ma - szepnął i schował się pod biurko w ostatniej chwili, kiedy drzwi się już otwierały, a jego psychiczna znajoma zaczęła się za nim rozglądać.

Unknown pisze...

[ mogę zacząć tylko podaj mi jakieś szczegóły skąd mogą się znać...
czy Carllton od zawsze mieszkała w Amsterdamie, czy wychowała się, gdzieś indziej, tak żeby mogli znać się z młodszych lat, albo czy podróżowała po świcie tak jak Ryan... brak mi jakiegokolwiek punktu zaczepienia.

jedynie co mi przychodzi do głowy to to, że Ryan mógł się skaleczyć mocno w nogę, gdy był np. pijany czy coś i Carllton go opatrzyła jako, że jest studentką medycyny.

powiedz co ci najbardziej odpowiada... ]

obnoxious pisze...

[Witam i jakiś miły wątek proponuję :3]

Unknown pisze...

[ na pewno nie, ale kto go tam wie.. ;p to ja zaczynam, tak? ]

Rory Parker pisze...

Musiała mu wybaczyć brak długich powitań, bo czas i jego walnięta była go gonili. Nie miał wyjścia, nadrobi to później.
Kiedy usłyszał rozmowę dziewczyny z wariatką tylko odetchnął (bezgłośnie) z ulgą, że nie trafił na kujona, który od razu go stamtąd wywali, by tylko móc się dalej uczyć. Był dosyć wysoki, więc nie czuł już tyłka ani kończyn przez ten ścisk pod tym cholernym biurkiem. Trzeba być jednak twardym nie miętkim i nie dać się złapać. A to, że uciekał jak mała dziewczynka, pomińmy.
Kiedy tamta polazła, wręcz wypadł spod tego blatu, bo poczuł, że jego płuca były już konkretnie miażdżone tą prowizoryczną klatką.
- Jezu, dzięki - westchnął i wstał, otrzepał się z kurzu, który wytarł sobą przy okazji (żeby nikt już nie miał wątpliwości, że się nie zeszmacił), po czym dopiero wtedy spojrzał na nieznajomą. Ładną, rudą, piegowatą, śmiejącą się z niego. Przyzwyczaił się już do takich widoków, tak szczerze.
- Jesteś wariatką, czy mogę powiedzieć, że jestem Twoim dłużnikiem i zrobię co chcesz? - uniósł brew. Wolał się upewnić, czy nie usłyszy 'wyjdź za mnie', albo...yy... 'wyjdź za mnie'.

Anonimowy pisze...

Zapraszam na forum ogólnotematyczne z Pretty Little Liars w tle. Znajomość serialu nie jest konieczna. Zamierzasz dołączyć? Zaproś swoich znajomych wink https://gotsomesecrets.fora.pl/

Anonimowy pisze...

Wrzesień, miasteczko Mystic Falls. Tak, to właśnie tę mieścinę zamieszkują mityczne stwory. Wśród niczego niepodejrzewających ludzi egzystują wampiry, wilkołaki, czarownice, a nawet hybrydy! Można też spotkać Pierwotnych, czyli najstarsze, najpotężniejsze wampiry. Nieważne, czy stworzysz mityczną postać, czy zwykłego człowieka, na pewno będziesz się świetnie bawił! Nie czekaj, dołącz już dziś!
http://mysticfallslife.blogspot.com/

Unknown pisze...

[czy carllton nadal u Mili mieszka?]

Mila Drozd pisze...

[a pocztówka nie doszła :<]

Mila Drozd pisze...

[ano normalnie, nie doszła :< co powiesz na przeniesienie tej rozmowy na gg - 1031839 albo na facebooka https://www.facebook.com/mila.ciula ?