Elaine Margaret Blur
~ Call
me Ellie
Jest wiele opowieści o ludziach
takich jak ja. Na pozór zwyczajnych, nieszkodliwych, niewartych uwagi. Każda z
tych historii zaczyna się jednakowo i tak też kończy: wszyscy się rodzimy, i
wszyscy umieramy. Ale na całym świecie nie ma dwóch osób, które przeżyłyby to
samo. Ta chwila, którą jest nasza egzystencja, przynosi ze sobą wiele
przeróżnych sukcesów i porażek, radości i smutków. Niektórzy byli dziećmi
niechcianymi, inni pożądanymi do przesady, jednych obdarzano niemalże boską
czcią, innych traktowano jak śmieci. Jaka była twoja historia? Kim jesteś a kim
będziesz? Szczerze mówiąc, to mnie nie obchodzi. Ciebie więc niech nie
obchodzi, kim jestem ja.
Nigdy nikomu nie zdradziłam, jak
znalazłam się w Amsterdamie. Przyjechałam, przyleciałam, przyszłam, czy
zwyczajnie się tu urodziłam? A może wypełzłam z kanałów niczym postać z książki
Zafóna? Zawsze uznawałam to za jeden z moich
największych sekretów i zawsze stwierdzałam, że to nieważne, skoro już tutaj
jestem. Żyję, mieszkam, może nawet pracuję. Czasem jestem tu, czasem tam,
poznaję tych i tamtych. Czaruję, uwodzę, zostawiam. Specjalizuję się w
istnieniu, bez perspektyw na bycie.
Problem ze mną polega na tym, że
jestem pijawką. Wysysam z człowieka wszystko: od energii życiowej, po
pieniądze, a jak skończę, odchodzę z uniesioną głową i uśmiechem na twarzy. Jawnie
jednak w tych głupich ludzi wierzę. Wiara ta sięga tak głęboko, jak ich
koneksje i jest wynikiem mojej dbałości o własny tyłek. Nie jestem dobrą
istotą. Czy sprawia ci to jakiś problem?
Mówię kiedy chcę. Jem kiedy chcę.
Śpię kiedy chcę. Żyję jak i gdzie żyć mam ochotę, choć moim naturalnym
środowiskiem są domy pięknych i bogatych. Albo tylko bogatych. Przez kilka dni
żyję ich życiem po czym znikam, pozostawiając po sobie jedynie niedosyt i wspomnienia
spędzonych razem dni i nocy.
Nie wierzę w szczęście,
przeznaczenie, fart, los, Fortunę, miłość i wszelkie inne prawidła, jakimi
karmią się dziewczyny w wieku zbliżonym do mojego. Nie mam przyjaciół, rodziny,
ukochanych. Nie studiuję, nie kelneruję, nie robię nic, co mogłoby mnie usadzić
w jednym miejscu. Jestem wagabundą i nie mam zamiaru tego zmieniać.
Elaine Blur – wedle posiadanych
dokumentów – urodziła się 27 lipca 1990 roku w jakimś małym holenderskim
miasteczku o dziwnej nazwie. Jedynym dobytkiem, jaki posiada, jest stary Ford
Mustang z roku 1973, w którym przechowuje ona swoje ubrania, rzeczy
podręczne oraz – od czasu, do czasu – samą siebie. Żadnych mieszkań, żadnych
zobowiązań. Nie należy do odpowiedzialnych, sam przyznaj.
Dwadzieścia dwa lata i Ford
Mustang pełen markowych ubrań, za które ona nie zapłaciła. Ładna twarz, brązowe
włosy, długie nogi i nieco ponad sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, pełnych
wdzięku i uroku osobistego. Elaine Margaret Blur. Ślicznotka z nikąd.
[Karta jakaś taka krótka i mało treściwa, zapewne jej nie poprawię, ale to nic. Ja tam już wiem, kim jest Ellie, a wy się tego dowiecie, kiedy wystosujecie pod jej kartą wątki. To witam i zapraszam ;]
19 komentarzy:
[Brandi jej nie cierpi, ja osobiście ją uwielbiam. Świetna postać.]
[ Pomysł na wątek jakikolwiek? Z chęcią zacznę :) ]
[Dokładnie stamtąd zaczerpnęła je Bran (; A ja, jako jej autorka, po prostu podsunęłam jej pomysł...
Hm. Chciałabym. Ale dzisiaj jestem padnięta, ledwo na oczy patrzę. Jeśli wpadnie mi pomysł - odezwę się, jeśli zaś dziś nie dam rady z siebie nic wykrzesać, jutro już powinno cuś być :D]
[A masz jakiś pomysł?]
[ Problem w tym, że ja od paru dni (tygodni?) mam pewnego rodzaju zastój i kompletny bak pomysłów. XD ]
[ *LAndon, nie LOndon :D
1. tak, może polubić ^^
2. najlepiej tak :D
3. hmm. tutaj nie wiem, chyba wyjdzie w praniu?
4. obecnie Lanny ma dziewczynę, więc mogą być dobrymi znajomymi, albo Elaine może być jego byłą ;> ]
[ ach, mnie też Londyn się marzy :3
Zgadzam się, możesz zaczynać ^^ ]
[ Z tej strony też kobitka z zamiłowaniem do męskich postaci! :D
btw. inspirowałaś się "amerykańskim ciachem"? ;> ]
Głośny huk wyrwał Landona z głębokiego snu. Serce waliło mu jak dzwon, kiedy zerkał na zegarek, który wskazywał na trzecią w nocy. Niepewnie zsunął się z łóżka i ruszył w stronę przedpokoju, już w salonie słysząc znajomy głos. Przeklął siarczyście, domyślając się, iż nawet kochana starsza pani, sąsiadka z środkowego mieszkania, będzie się wypytywała rankiem o nocne hałasy. Przekręcił klucz w zamku i otworzył drzwi, wychylając tylko głowę na korytarz. Tak jak się spodziewał – stała przed nim Elle, z drogimi walizkami przy nogach, których w stu procentach nie kupiła za własne pieniądze.
- Właź… - mruknął z cichym westchnięciem. Nie musiał o nic pytać, by wiedzieć, co się stało.
Chyba nigdy nie zrozumie postępowania Elaine. Już milion razy powtarzał jej, aby znalazła sobie pracę, wynajęła jakieś niewielkie lokum i zaczęła normalnie żyć. Ona oczywiście tylko machała ręką i po kilku nocach spędzonych u niego, zamieszkiwała u jakiegoś bogatego fagasa z najnowszym mercedesem.
- Nie chce mi się ścielić kanapy, więc przyjdź do sypialni. Pogadamy rano – mruknął tylko i leniwie wrócił do swojego pokoju. Zakopał się pod kołdrą, przymykając oczy. Był już przyzwyczajony do takich sytuacji.
[ Ja też, uwielbiam ostatnie zdjęcie! Tylko pomysłów mi brak, chociaż, zawsze mogła o mało go nie przejechać tym swoim wózkiem ;D ]
[W cholerę podoba mi się karta, postać, zdjęcie i w ogóle, dlatego nie mam nic przeciwko temu, aby naszych bohaterów połączyło tło seksualne. Ale.. Jakieś konkretniejsze pomysły? Bo myślę, że nieco ciężko byłoby Jake'owi przetrzymać Elaine u siebie skoro ma wredną narzeczoną, odwiedzającą go non-stop i marudzącą. Chociaż, nie powiem, mogłoby być ciekawie ;)]
[ Ja kiedyś dzień w dzień oglądałam Spread :D ]
Landon nawet nie zwrócił uwagi na to, iż powinien pomóc jej w targaniu walizek i wszelkiego rodzaju tobołków. Zamiast tego najzwyczajniej w świecie stał, a kiedy dziewczyna wtarabaniła się do przedpokoju, z powrotem zamknął drzwi i przekręcił klucz. Gdy doczłapał się do sypialni i ponownie zakopał pod kołdrą, nie docierało do niego kompletnie nic. Ani fakt, iż Elle nie potrafi ściągnąć jeansów (choć w stanie jasności umysłu zapewne zacząłby się z niej wyśmiewać), ani to, że prawie wpadła na stolik, który po przewróceniu z pewnością narobiłby sporego hałasu.
Zapadł już w lekki sen, kiedy Elaine zerwała się i zadała mu pytanie, którego sens dotarł do niego dopiero po jakiejś minucie.
- Tak, jesteś. I śpij. Pogadamy rano – wymruczał, wciskając z powrotem twarz w poduszkę. Jeszcze chwila, a będzie w stanie zakneblować jej usta i przywiązać do jakiegoś krzesła – powieki same mu opadały i marzył tylko o oddaniu się w ramiona Morfeusza.
[Ta kawalerka to nie głupi pomysł, w sumie hotelowy apartament też nie - Jake jest właścicielem sieci hoteli. I mogą się znać, lub nie. Byłabym ci dozgonnie wdzięczna, gdybyś zaczęła, bo ja wpadłam tylko na chwileczkę i najpewniej będę dopiero jutro ;)]
[ Dzięki piękne za zaczęcie! ;) ]
Był weekend, sobota dosadniej, a godzina dwudziesta pierwsza – Clayton wracał z uczelni, na której od przeszłego roku studiował zaocznie by znaleźć czas na pracę i nie obciążać swojej matki zbędnymi kosztami, które równie dobrze sam mógłby opłacić. Idąc tą zasadą zatrudnił się w sklepie i z ciężkim sercem postanowił wolne dotychczas weekendy zapełnić studiami. W porządku, kochał fortepian, kochał muzykę, ale nie cierpiał teorii, a ściślej – tego co już czytał. Akurat tak się składało, że Clayton czytał z wyprzedzeniem, a potem przychodził na zajęcia właściwie po to, by upewnić się, że wszystko pamięta. Nie robiłby tego, ale akurat miał profesora żądającego bycie na każdych jego wykładach. Caleb powiedziałby najchętniej „pocałuj się chuju łysy w dupę”, ale wątpił czy wtedy zdałby ten rok bez żadnych poprawek i niedogodności.
Wracał pieszo, jak zwykle tą samą trasą. Nie była nazbyt ruchliwa, ale czasem przejeżdżały nią samochody czy rowery specjalnie do tego przeznaczoną ścieżką rowerową. Nie spodziewał się już dzisiaj żadnych ekscesów i marzył tylko o tym, by coż zjeść, odpalić film na dvd i walnąć się do łóżka. Tak realne, a tak jeszcze dalekie.
I wtedy stało się to. Mignęły światła, coś zatrzeszczało, coś zapiszczało i to z takim natężeniem, gwałtownością i prędkością, że praktycznie nie wiedział co się dzieje. Przewrócił się, bo coś śmignęło całkiem blisko niego i obtłukł sobie dość mocno ręce (obtłukł sobie też wiele też łokieć, prawy bok i kawałek tyłka, ale na Boga, jego ręce!), ale tylko przednią stroną, wewnętrzną część tuż nad nadgarstkiem. Piekło, ale dało się żyć.
- POPIERDOLIŁO?! – wrzasnął w końcu, prostując plecy, a potem wstając, choć nieco chwiejnym krokiem to uczynił. Ale nie dziwota (z opóźnieniem, jednak!) życie mu przed oczami mignęło, gdy w ogóle zorientował się w całym tym zdarzeniu.
[Ja własnie też dużo ich widuję i nie ukrywam, że mnie to smuci :< Póki co pomysłów brak, ale zaraz może coś nam wpadnie... Oj, ciężko będzie coś wymyślić skoro Ellie jest i bez pracy i bez studiów :< Gdzie mogę ją spotkać? ]
Landon zazwyczaj miał głęboki sen i naprawdę ciężko go było wtedy doprowadzić do stanu przytomności. Oczywiście jak na złość tej nocy było zupełnie inaczej, bo od kiedy Elle wpakowała mu się do łóżka, budził się co pół godziny, godzinę. Możliwe, iż była to zasługa tego, że dziewczyna co rusz zabierała mu kołdrę lub poduszkę, a ze dwa razy omal nie spadł z łóżka. Przeklinając pod nosem odsuwał wtedy ciemnowłosą na drugi kraniec materaca i odwracał się do niej plecami, ściskając mocno pierzynę, co i tak zdawało się na nic, bo prędzej czy później Elaine z powrotem przytulała się do jego pleców.
Dopiero nad ranem oddał się całkowicie w ramiona Morfeusza, co skutkowało pobudką o godzinie jedenastej. Ziewnął, leniwie podniósł się i poczłapał do kuchni, po drodze głaszcząc czarnego kocura, który zaplątał mu się pod nogami. Zatrzymał się przy lodówce i przeciągnął. Miał wyciągnąć karton z mlekiem, gdy zauważył kubek gorącej kawy na blacie. Niewiele myśląc złapał za naczynie i upił łyka.
- Następnym razem postaraj się wpaść wcześniej – wymruczał, spoglądając na Elle. Uśmiechnął się jednak pogodnie i zmierzwił jej włosy, śmiejąc się cicho.
Jacob nie wiedział, czemu przygarnął Ellie pod swój dach, a właściwie dach jednego z moteli. Było to dla niego zagadką jeszcze większą, kiedy uświadomił sobie, jak zareagowałaby Loreen. Ale Loreen żyła w błogiej nieświadomości, ciesząc się każdym dniem u boku narzeczonego, a przynajmniej takie pozory stwarzała. Kolejną zagadką był fakt, dlaczego nie potrafi traktować Lorie inaczej, chociaż na to zasługiwała i on o tym wiedział. Drobnej blondynce nie zależało na rozpieszczaniu przez Moore'a i to była znaczna różnica między nią i Ellie, która naciągała go w każdy możliwy sposób, ale dotychczasowe wydatki na kochankę były niczym, jeśli idzie o cały majątek Jacoba. Nic dziwnego, prawda?
Zaraz po pracy, kiedy opuścił jeden z modernistycznych, wysokich budynków w centrum, postanowił odwiedzić swój hotel, co niczym dziwnym nie było. Był właścicielem. A nikt nie wiedział w jakim pokoju zdarza mu się znikać na długie godziny. Elaine była zameldowana w hotelu jako drogi gość z obcego kraju, nikt o nią nie pytał, wszyscy traktowali ją z należytym szacunkiem.
Loreen nie miała prawa dowiedzieć się o Ellie, ale Elaine została uprzedzona o tym, że Jake ma narzeczoną.
Wszedł do obszernej sypialni, której centrum zajmowała duże łóżko. Zerknął na usadowioną tam kobietę i zrzucił marynarkę z ramion, układając ją na oparciu fotela, na którym sam usiadł.
- Jak minął dzień? - spytał spokojnie, opierając łokcie na udach i złączył swoje dłonie, na czubkach palców opierając podbródek. Był zmęczony, ale jak zwykle nie dawał tego po sobie znać.
[Przepraszam, że tak kiepsko ;)]
Właśnie. Czy przeciętny studenciak, ciężko pracujący i trochę mniej ciężko się uczący, zamiast spokojnie wrócić sobie do ciepłego, przytulnego mieszkania, musi otrzeć się o śmierć w drodze do domu? Toż to zakrawa o dramat i to wyjątkowo do bólu banalny. Nie czas umierać dla Caleba, no way. Zbyt dużo w nim życia, żeby to tak wszystko spuścić jak z balonu, bo jakaś babka dorwała samochodu i rozpędziła się zbyt dużo w terenie zabudowanym. Nawet on to wiedział, bez prawa do jazdy!
I właśnie na własnej skórze przekonał się, że baba za kierownicą = śmierć. Ot co, nic dodać, nic ująć. I zarzucajcie mu seksizm, proszę bardzo!
- Podwiozę? I myślisz sobie, że teraz z tobą pojadę? – zakpił, bo jej propozycję uważał za niezbyt udany żart. Jasne, można powiedzieć, że każdemu się zdarza, bo i tak jest; Clayton nie myślał zbyt jasno, bo cały czas krążyła po jego głowie myśl, że mógł kopnąć w kalendarz jakieś pięć minut temu.
[Mam pomysł!
Brandi uzna, że chce kupić sukienkę i buty. Ellie zaś "z jakiegoś nieznanego powodu, z którego wiele wątków na blogach się zaczyna i kończy" zechce jej pomóc. W końcu ma mnóstwo markowych ubrań - musi się na tym znać :D:D]
[Barmanka? Okej, okej. Może uda nam się coś ciekawego z tego rozwinąć ~~ ]
Tony miał w końcu chwilę dla siebie, więc wybrał się do baru, który mieścił się niedaleko jego mieszkania i jednocześnie jego obecność tam nie groziła spotkaniem kogoś znajomego. Mógł czuć się tam nieco odosobniony, co poniekąd umożliwiał półmrok, który tam panował. Pomieszczenie było utrzymane w schludnym, eleganckim stylu, co sprawiało, że młody mężczyzna dobrze tam się czuł. Przywykł już do takich klimatów. Zajął miejsce przy ladzie i czekając, aż kelnerka zwróci na niego uwagę odchrząknął.
-Whiskey z lodem. -powiedział, kiedy podniosła na niego swój wzrok.
Prześlij komentarz