Wstałem.
Wstałem z okopów matczynej nadwrażliwości, ojcowskiej obojętności, siostrzanej pogardy i własnego swawolnego podejścia do życia. Przepędziłem z głowy wspomnienia wczorajszego dnia - zapomniałem o narodzinach małego chłopca. Ciemnobrązowe, wyjątkowe gęste włosy zniknęły mi sprzed oczu. Przeraźliwy krzyk noworodka został zastąpiony przez przyjemną ciszę. Nic nie zmąciło mojego spokoju, a serce wróciło do właściwego rytmu…
Caster Patterson przyszedł na świat 20 października 1988 roku. Rodzice nie znają dokładnego miejsca jego narodzin bowiem pierworodnemu synowi zapragnęło się zrobić im niespodziankę i narodzić na pustkowiu, w czasie drogi do dalekich znajomych. Państwo Patterson nie należeli do klasy wyższej ani też do średniej, cechowali się dużą pracowitością i nie pogardzali żadnym zajęciem mogącym przynieść korzyści materialne, co czyniło z nich klasę robotniczą, rzec można – najgorszego szczebla. Wychowali się w rodzinach wielodzietnych, stawiających duży nacisk na religię i patriotyzm. Nie interesowali się polityką, idąc w myśl, że jest ona przejawem coraz większego komercjalizmu, konsumpcjonizmu i służy jedynie władzy (urzędnikom, politykom, a nawet policjantom). Większość decyzji podejmowano grupowo, na rozmaitych konferencjach, pogadankach czy nawet rozmowach telefonicznych. Rodzina Pattersonów od dawien dawna wierzyła iż największą siłę, stabilność i udaną przyszłość, daje wyłącznie życie w zgodzie z krewnymi, bliższymi oraz dalszymi. Stanowili i stanowią doskonały przykład malutkiej sekty, nie dopuszczającej do siebie możliwości własnych wyborów, własnych poglądów lub własnego pomysłu na spędzenie kilku miesięcy z dala od kuzynów, ciotek, babć, wujków i Bóg wie jeszcze kogo. Mały Caster nie utrzymywał kontaktów z rówieśnikami nie zaliczającymi się do jego rodziny. Rodzice chłopca byli przekonani, że w ten sposób uchronią pierworodnego syna przed wszystkim tym, co niemoralne i niewłaściwe. Jak na złość, w późniejszym czasie okazała się to jak najbardziej błędna decyzja, gdyż wyzwoliła w Pattersonie niejaki bunt, za którym pociągnęło się mnóstwo niewłaściwych postanowień i problemów natury zdrowotnej.
Pattersonowie po dziewięciu latach od narodzin pierwszego dziecka, doszli do wniosku, że warto byłoby się postarać o większy dochód, a taki mogła zapewnić przeprowadzka do innego kraju. Matka Castera ze strony biologicznego ojca, miała w Holandii dalszą rodzinę, z którą jednakże nigdy nie nawiązała kontaktów. Długo myślano nad konsekwencjami - zaletami, bądź wadami wyjazdu z Anglii. W końcu zapadł wyrok o zmianie miejsca zamieszkania. Rodzice chłopca wiedzieli, że w ten sposób pomogą nie tylko sobie, ale i trójce swoich pociech. Wspomniana trójka wyróżniała się na tle innych rodzeństw, ponieważ praktycznie nie mieli cech wspólnych. Tak jakby nie wiązali ich rodzice, pochodzenie, grupa krwi czy DNA. Jedno z jasnymi włosami, drugie z ciemnymi, trzecie rude. Caster przez pewien okres czasu (właściwie do czternastego roku życia) pozostawał przy swoim naturalnym, ciemnym kolorze włosów. Sam dokładnie nie pamięta, dlaczego zdecydował się rozjaśnić i skrócić burzę gęstych kudłów. Zawsze uważał, iż długie (tudzież długaśne włosy) są odpowiednie dla dziewczyn, nie dla facetów. Dziwi więc fakt, że rok później jego fryzurka sięgała ramion. Przeważnie nie zwracał uwagi na ubiór - co rano zakładał pierwsze lepsze rzeczy, brał krótki prysznic, w skład którego wchodziło oczywiście mycie zębów, a potem wychodził, najczęściej bez śniadania. Nigdy nie jadł dużo. Ba, jadł o wiele za mało. Pielęgniarki czy lekarki, do których wprawdzie chadzał rzadko, wytykały mu niewłaściwą wagę. Chłopak, jak to chłopak, nie przejął się wcale. Nie przejmował się zdaniem obcych mu ludzi, właściwie opiniami rodziny także nie wykazywał zainteresowania. Przez kilka lat naprawdę niewiele rzeczy go obchodziło. Ani szkoła, ani znajomi, ani nawet dziewczyny. Był niczym całkowicie aseksualny obiekt. Mimo wszystko nie postrzegał siebie jako dziwaka.
W wieku szesnastu lat zapragnął przeprowadzki do Amsterdamu. Ot tak, pewnego dnia wmówił sobie, że właśnie tam będzie szczęśliwy albo mniej obojętny. Jego obojętność nie miała na celu wyrażenia sprzeciwu wobec kogokolwiek czy czegokolwiek. Czuł się po prostu lepiej nie musząc o nic troszczyć. Rodzice w pierwszej chwili stanowczo zakazali swemu synowi wyjazdu. Caster zaplanował, iż zamieszka z ciocią, której nigdy nawet na oczy nie widział. Odmowa najbardziej leżała po stronie matki chłopca, która jako nadopiekuńcza istota, cierpiałaby katusze nie wiedząc o tym co się dzieje z jej synusiem. Niewątpliwie ojcowska obojętność nieco ostudziła jej obiekcje. Mężczyzna nie wyraził jasno sprzeciwu, wręcz przeciwnie potraktował to jako okazję do zaoszczędzenia pieniędzy. Im mniej darmozjadów, tym więcej forsy na własne potrzeby. Młodsza siostra w pewien naiwny sposób również ucieszyła się z pozbycia starszego brata – teraz bowiem mogła zaskarbić ojcowską miłość, czyli coś, o czym marzy każda dorastająca dziewczynka lub chłopiec. Zawsze chciała być córeczką tatusia, a młody Caster pomimo bardzo rzadkich kontaktów wzrokowych lub rozmowy, stanowił dla niej przeszkodzę (jak do wtedy) nie do przeskoczenia. Mimo wszystko po latach musiał im wszystkich przyznać rację – dokonali słusznego wyboru. Patterson wstawszy z okopów matczynej nadwrażliwości, ojcowskiej obojętności i własnego swawolnego ( i tutaj trzeba zaznaczyć, że dla dorastającego, młodego chłopaczka to raczej normalne, ale z wiekiem nic a nic mu nie przeszło) podejścia do życia. Ocknął się. Narodził. Zachłysnął nowym światem.
Zjadłem śniadanie.
Zjadłem śniadanie – mocno tuczące, mogłaby powiedzieć kobieta przesadnie dbająca o linię. Pożywny, poranny posiłek dał mi siły na resztę dnia. Tego chciałem, tego pragnąłem. Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia, czyż nie?
Caster nie należał do najodważniejszych dzieci, w późniejszych latach, czyli w okresie dorastania zaczął nabierać fałszywego przekonania, jakoby nic i nikt nie mogło go ruszyć. Wszak on był C A S T E R E M, samowystarczalną skałą, murem nie do przebicia. Już choćby swoje imię uważał za coś specjalnego. Zawsze stawiał na indywidualizm i samouctwo, bo jeżeli ktoś nie potrafi poradzić sobie bez pomoc, to tak naprawdę jest stracony. W życiu najbardziej można liczyć tylko na siebie i on doskonale o tym wiedział. Był niczym Zosia Samosia – przeważnie sam z wyboru. Co prawda miał kilkoro dobrych znajomych, lecz do zawierania trwałych przyjaźni nie przywykł i zwyczajnie przywyknąć nie potrzebował. Indywidualizm (nawet wmówiony) do czegoś zobowiązuje, prawda? Nie posiadał specjalnych talentów malarskich, pisarskich, sportowych czy tanecznych. Nigdy nie był i nigdy nie będzie najinteligentniejszym, najprzystojniejszym, najwyższym oraz najpopularniejszym wśród kobiet facetem. Po prostu sobie żył. Z dnia na dzień. Cieszył się, smucił, czasem wdał w bijatykę. I tęsknił za rodzicami. Nawet za siostrzyczką, która nie raz, nie dwa wprowadzała go w stan wkurzenia. Żeby w tak młodym wieku nabawić się przez kogoś nerwicy? Nie do pomyślenia. Fakt faktem, że nic takiego nie przydarzyło się Casterowi.
Przyszedł dzień, gdy trzeba było odebrać od życia kolejną lekcję, być może pierwszą i najważniejszą. Trzeba było zjeść "śniadanie". Trzeba było wziąć się za siebie. Trzeba było skończyć naukę, postanowić co dalej z życiem. Potrzebował samozaparcia i planu. O tak, potrzebował planu. Ów plan jednak się nie pojawiał. Po skończeniu szkoły długo zastanawiał się nad dalszą edukacją. Nie widział siebie w roli pilnego studenta, więc postanowił zrobić roczną przerwę. Po roku nic jednak się nie zmieniło i studia odłożył na kolejny. W tym czasie łapał się różnych zajęć - a to pracował jako ankieter, a to jako barman w jakiejś spelunie.
Wyszedłem.
Wyszedłem z emocjonalnego dołka, a znalazłem się w nim za sprawą niechcianego pożegnania z miejscem, gdzie fizycznie i psychicznie dojrzałem. Wiesz jak to jest? Nie masz pojęcia co ze sobą, do cholery, zrobić. Pójść tu lub tam. W najmniej oczekiwanym momencie pojawi się jednak ktoś, kto wskaże Ci drogę do miejsca, do którego od pewnego czasu dojść chciałeś. Chciałeś, ale nie zdawałeś sobie z tego sprawy. Czy to nie aby przykre?
Robota za biurkiem nie była jego największym marzeniem. Nie lubił ograniczeń, toteż każda praca, jakakolwiek by nie była, wiązała się z rezygnacją bądź zwolnieniem. Szczerze mówiąc kierunek studiów wybrał bardziej dla rodziców, zaczynających powoli wywierać na nim presję. Czasem warto się poświęcić, żeby ktoś dał nam wreszcie spokój. Przyszłości nie wiązał z ekonomią, ale przyznać trzeba, że byłby jednym z lepszych studentów na swoim roku, gdyby nie oczywiste lenistwo z jego strony. Problem był z nim taki, iż zadowalał się byle czym, nie parł wyżej i nie posiadał większych ambicji. Jedyne czego pragnął, to żyć możliwie jak najmniejszym kosztem. Nie zdarzyło mu się zastanawiać nad wrażeniem jakie wywierał na płci przeciwnej, choć owszem, bywały momenty przebłysku czegoś, co spokojnie można określić urokiem osobistym. Każdy odludek, każdy dziwak, każdy indywidualista ma coś w sobie. Caster zwykle dostawał, co chciał, aczkolwiek szybko się tym nudził. Tak na dłuższą metę nikt i nic nie było w stanie przykuć jego uwagi. Malarstwo nie cieszyło oka, muzyka klasyczna nie była przyjemna dla uszu, a do sportów zwyczajnie się nie nadawał. Przyjdzie czas, gdy będzie musiał podjąć konkretne decyzje odnośnie swojej przyszłości, albowiem beztroska kiedyś się skończy. Pytanie: kiedy? Jak na razie niczego nie stracił, a wręcz przeciwnie powodzi mu się całkiem nieźle.
BLEED THE FREAK
[Oczywiście karta nie wyszła jak chciałam... Normalka. Jutro/dzisiaj wieczorem będzie zapewne poprawiana, ponieważ wkradło się kilka błędów i gdzieniegdzie brakuje przecinków (jestem trochę zaspana). Tymczasem trzeba przeboleć beznadziejność powyższej karty ;) A, i jakby kogoś interesowało - Bleed the freak to tytuł piosenki Alice in Chains. Polecam wersję na żywca, bo wokal Layne'a jest genialny :D
Wizerunku użyczył Layne Staley.]
BLEED THE FREAK
[Oczywiście karta nie wyszła jak chciałam... Normalka. Jutro/dzisiaj wieczorem będzie zapewne poprawiana, ponieważ wkradło się kilka błędów i gdzieniegdzie brakuje przecinków (jestem trochę zaspana). Tymczasem trzeba przeboleć beznadziejność powyższej karty ;) A, i jakby kogoś interesowało - Bleed the freak to tytuł piosenki Alice in Chains. Polecam wersję na żywca, bo wokal Layne'a jest genialny :D
Wizerunku użyczył Layne Staley.]
13 komentarzy:
[Drugie zdjęcie najlepsze, a sama postać ciekawa. W ogóle podoba mi się, jak karta jest napisana :)]
[Po przeczytaniu karty jestem pełna podziwu, naprawdę.]
[Witam. Sugeruję wątek i być może powiązanie - w końcu nasze postacie są w tym samym wieku i obie czepiały się przez dłuższy czas prac dorywczych. Co Ty na to?]
[Wbrew pozorom są jeszcze ludzie, którzy czytają karty postaci. Inaczej nie widzę sensu ich pisania. To też jest pewien gest w docenianiu pracy, no i można pomyśleć nad wątkiem na poważnie. A skoro już o tym mówimy, to zapraszam do mnie.]
[Przeczytałam kartę i muszę przyznać, że jest ciekawa. Mimo tego, że długa, to wydaje mi się, że o Pattersonie nie wiemy zbyt wiele, nawet po zapoznaniu się z notką. Drugie zdjęcie - urzekło mnie i patrzę na nie, i patrzę ;) Ogólnie rzecz biorąc - karta genialna, postać również.]
[Można i tak, od końca. Byłabym bardzo wdzięczna za zaczęcie. A jeśli chodzi o długość, to zgodnie z dopiskiem odautorskim, tzw. dłuższe. Ja lubię się rozpisać od czasu do czasu, ale nie wymagam esejów ani opowiadań, bo to też jest głupie.]
[W porządku, mi się nigdzie nie śpieszy. Będziemy grzecznie z Aniką czekać. A, i ja nie chcę nikogo ograniczać, też z drugiej strony. Nie musisz dla mnie skracać swoich odpowiedzi. Może być i esej nawet, jak wyjdzie. Tylko mi będzie głupio, jak nie odpowiem podobnie. Ale nie mówmy jeszcze "hop". Zobaczymy. Coś czuję, że będzie ciekawie. ;]
[Cześć! Chciałam tylko pochwalić Twoją kartę. I pochwalam. I miałam jeszcze stwierdzić, że najfajniejsze zdjęcie to to pierwsze. Ale na wątek pomysłu nie mam. ]:
[Wyyymyśl. Choć chyba miaaś zacząć też, nie?]
[To gzie mogą się poznać, spotkać? A może już się znają? Daj mi jakiś haczyk, na którym mogę znaleźć pomysł i zacząć :D]
Miesiąc temu Brandi, spacerując po lesie za miastem z Wasp, znalazła nieduże jeziorko. Najprawdopodobniej z powodu tego, że nie zło po drodze ścieżki i było dość płytkie - sięało ledwie do pasa - nie przychozili tu ludzie. Po wóch tygoniach, gdy Bran upewniła się, że weń groźnych stworzeń typu żmije nie ma, jak również raków czy szczupaków, zaczęła wpuszczać do kąpieli Wasp. To, jak pies szalał najlepsi piarze nie mogliby opisać; pies po prostu wariował z radości, ilekroć ógł wskoczyć do chłonej, choć nieco mętnej wody.
Tego dnia na kąpiel dała się namówić również Brandi. Było wyjątkowo upalnie, nawet las nie chronił przed gorącem tak, jak zwykle. Dlatego już niedługo po przyjściu nad jeziorko i spuszczeniu ze smyczy psa, Jones sama zaczęła się rozbierać. I już po chwili, ukrywzy ubrania obok torby, weszła do wody.
Była chłodna, chłodniejsza niż powinna być, wobec czego na skórze Bran pojawiła się gęsia skórka, dziewczyna jednak dzielnie szła dalej. Już po chwili zamoczyła się cała; jej skóra lekko buntowała się, stawiając wszystkie włoski na baczność, sutki stwardniały, włosy lekko zaczęły się kręcić. Ale to nie przeszkadzało kobiecie; która nie chciałaby znaleźć się w jeziorze w środku lasu sama, za dnia i czuć się jak część jakiegoś tajemniczego, leśnego kręgu?
[Wszystko zależy od tego, jak P. jest bezczelny ::D]
[O, dziękuję Ci bardzo! Pierwszy raz dostałam taki komentarz pod kartą postaci... i jakże szalenie mi teraz miło! :) Twoja także mi się podoba. Jest taka inna niż wszystkie zazwyczaj :)
Co powiesz na wątek? Jak czytałam Caster niezbyt często robi badania kontrolne, ale może w ten sposób mogli by się właśnie poznać z moją Fleur? Ona jest stażystką w laboratorium medycznym :)]
[ mi te zdjęcie też się straaaasznie podoba, dlatego je wstawiłam ;D chociaż jednej osobie przypadła Lotte do gustu, to już jest coś ;) ]
Prześlij komentarz