Lena Ostrovska, 24 lata.
Przyszła na świat 27. sierpnia 1988. roku w Archangielsku za sprawą ojca Rosjanina i matki Holenderki.
Współwłaścicielka nowo powstałego, niewielkiego studia modyfikacji ciała "Feast of five senses".
Jak długo szarpie się wisielec, jaki jest maksymalny kąt wychylenia jego ciała - zależy tylko od niego. Od wzrostu i wagi delikwenta, chęci życia czy jej braku. Siergiej Ostrovsky nie miota się prawie wcale. Po żałosnym kopnięciu taboretu, na którym stał do tej pory, jedynie raz wierzga nogami. Pośmiertnie. Sznur dobrał odpowiednio, bowiem ten momentalnie skręca mu kark. Lena budzi się dokładnie w chwili, gdy stołek zderza się z gładką strukturą paneli, co z kolei powoduje huk, który roznosi się echem po całym mieszkaniu.
- Sierg? - Podrywa się do siadu, nieśpiesznym ruchem dłoni przecierając zaspane powieki. Kolejno spogląda na zegarek na nadgarstku, który mówi jej, że niedawno minęła czwarta. Powiesił się dokładnie o czwartej szesnaście piętnastego sierpnia 2008. roku. Lena przekonuje się o tym trzy minuty później, kiedy przekracza próg jego sypialni. Traci równowagę, upada na kolana i zakrywa dłonią usta. Wahadłowy ruch jego ciała kpi z niej, dając do zrozumienia, że spóźniła się zaledwie o kilka chwil. Sekundy, w których traci wszystko. Jedyne co jej pozostaje, to smród jego moczu i ostatnich alkoholowych oddechów. Żałosny jęk niepohamowanej rozpaczy wyrywa się spomiędzy jej warg moment później, kolejno odbijając się echem o ściany ich przeklętego mieszkania.
Przepicie spadku po ojcu, który w całości został przekazany w jej ręce, zajmuje jej nie więcej niż tydzień. Negatywne emocje buzują w jej krwi przez kilka długich miesięcy, mamiąc i kompletnie zapanowując nad jej ciałem. Naprawdę nie jest w stanie przypomnieć sobie w jaki sposób przeżyła ten okres. Z marazmu wychodzi równie niespodziewanie, jak w niego wpada. Zupełnie jak gdyby pod wpływem chwili wsiadła do pociągu i opuściła go na zupełnie losowej stacji. Skrajnie wyczerpana nie tylko psychicznie, ale i fizycznie, ląduje na ulicy, chwytając się każdej możliwej pracy, jaka wpada jej w ręce. Wreszcie przelotnie będąc barmanką poznaje Wolanda, tyczkowatego wyznawcę krysznaizmu z pasją zajmującego się tatuowaniem ludzi. Po kilku latach pogłębiania stosunków partnerskich i tym samym ciężkiej pracy, decydują się na otwarcie wspólnego studia modyfikacji ciała. Jego "menu" zawęża się do trzech zasadniczych ofert: piercingu, tatuażu i skaryfikacji.
Tlenione włosy, w świetle poranka przypominające raczej biel, aniżeli blond; ciemne, głębokie oczy; idealnie skrojone, karminowe usta; szczupła sylwetka o kobiecych kształtach; arystokratycznie blada skóra. Nieidealna lalka, oprawiona w drogocenną porcelanę, o białych dłoniach zbrukanych zbrodnią. To wszystko, na co się składam. Niczym więcej nie jestem. Niczym więcej nigdy nie będę.
[Pozwoliłam sobie zmienić Charlesa na lepszy model. Mam nadzieję, że administracja nie ma nic przeciwko. Post postaram się uzupełnić w najbliższym czasie. Hare Krishna!]
10 komentarzy:
[Witam, witam. Wczoraj czytałam kartę, ale było już dla mnie za późno i śpioch się we mnie odezwał, więc chwilę później odleciałam... Muszę przyznać, że pierwsze zdania Karty są interesujące, a najbardziej zapadło mi w pamięci imię Wolanda. Będzie mi się wiecznie kojarzyć z najlepszą powieścią, jaką czytałam, chyba wiemy, o jakiej mówię. Ale nie zbaczam z tematu: na wątek mam chęć, oczywiście, że mam. Co powiesz na sytuację, w której Anika zawita do jej zakładu, żeby zrobić sobie drugą dziurkę w jednym z uszu? Póki co, tyle jestem w stanie z siebie wykrzesać. Ale mogę tez zacząć, jak pasuje i dasz mi dłuższą chwilę. ;)]
[Coś się niedługo pojawi, bo już kiełkuje w mojej głowie. Ale musisz mi najpierw wybaczyć, bo od trzech dni mam ochotę na obejrzenie jednego filmu i nie mogę sobie odpuścić :)]
[ja bardzo bym chciała wątku <3 na razie mnie nie będzie, ale tak pod koniec lipca, to już będę często odpisywać, promise. byłoby zajebiście, gdybyś coś zaczęła]
[Oh... Gaspard poszukuje pracy, więc może zajrzy do Ciebie z zapytaniem czy nie potrzebujesz kogoś na recepcji? ]
[Kurcze, przeciągnęło się trochę. Wczoraj wena mnie chyba opuściła, więc piszę dzisiaj. Wiem, późno, ale zawsze coś. Mam nadzieję, że będzie w porządku.]
Liceum jest okresem, kiedy dzieciaki zmieniają się powoli w dorosłych, a co za tym idzie, wybierali swój styl. Zanim jednak do tego ostatecznie doszło, trwała wielka pogoń za modą. Mimo, że Anika nie należała do kręgu osób popularnych i niesamowicie ładnych (czy może udających, że takie są, bo tak to działa wśród młodych ludzi), nie koniecznie odrzucała reguły mody. Nigdy niby nie latała na każdą wyprzedasz najmodniejszych resztek kolekcji, nigdy nie śledziła magazynowych rankingów, tym bardziej nie oglądała telewizji o takiej tematyce. Ale nie można było powiedzieć, że ubiera się niemodnie. Szczególnie, kiedy przestała być typem nieszczęśliwego kujona. Mimo to, czasem budziła się nieco za późno, stwierdzając, że jest parę długich kroków w tył.
Od zawsze miała tylko pojedyncze dziurki w obu uszach, nigdy nie myślała jakoś, żeby przekuć je więcej razy. Nie, żeby bała się bólu. Zwyczajnie nie myślała. Ale kiedy wszyscy na około, nawet faceci, mają ich więcej, człowiek może zmienić zdanie.
Polecili jej nowy, ale ponoć całkiem niezły zakład. Nie myślała nad tym długo - stwierdziła, że raz na ruski rok spontaniczność się jej przyda i wyjdzie na dobre. Z taką myślą podążyła do wskazanego salonu piercingu. Przekraczając próg, w sumie nie wiedziała, czego się spodziewać.
Złapała za klamkę, rozglądając się nie pewnie. Nie zauważyła nikogo, dlatego niepewnie, cichym głosem mruknęła "Halo?" w przestrzeń, zamykając za sobą drzwi.
[Rzadko podoba mi się jakaś karta tak barzo, jak Twoja. I próbowałam wymyślić wątek, ale nic nie mogę wykombinować. Jeśli masz pomysł - pisz, wtedy zacznę :D:D]
[Niech będzie.]
Marilyn, wbrew tandecie, którą się otaczała, lubiła pracować. Czy było to ustawianie kwiatów, czy odkurzanie, czy wieszanie obrazów - nieważne. Praca zabijała czas, czasami myśli, czasami pozwalała myśleć czyściej. Dlatego też Marilyn prędzej garnęła się do robienia czegoś niż do bezczynnego leżenia na łóżku. Choć z drugiej strony, jeśli ktoś chciałby ją zmusić do czegoś w momencie, gdy pragnęła ciszy i spokoju, nie osiągnąłby niczego.
W momencie, w którym ktoś zapukał do drzwi, Marilyn wieszała na ścianach obrazy. Tego wieczoru miało odbyć się spotkanie przedstawiające prace Gustava von Berga, popularnego niemieckiego artysty tworzącego nowoczesną sztukę. Marilyn średnio go lubiła za technikę, ale tematy, jakie poruszał były świetne. Teraz bowiem modne było mówienie o gwałtach, przemocy lub o seksie - a on wbrew przeciwnie, pokazywał codzienność, jej trudy - matkę, która wychodziła do pracy przed porankiem i wracała nocą - więc nie miała czasu rozmawiać z dziećmi...
Wracając do sedna: Marilyn zeszła z drabinki, ubrała jakiś cienki sweterek zakrywający blizny i podeszła do drzwi. Otworzyła je.
- Dzień dobry - powieziała z uśmiechem.
Spotykała kiedyś takich ludzi, cholera. Tylko z takimi się zadawała. Im więcej skaryfikacji, tatuaży i kolczyków, tym lepiej. A teraz? Teraz nosiła żółtą, prostą sukienkę. I jak tu uważać, że człowiek się nie zmienia?
[Raczej ktoś zamierza, Bran ma za małe mieszkanie.
Niech Brandi czeka na sąsiada, bo ma mu zwrócić jakieś kieliszki na przykład. Zapytana o niego, zaproponuje kawę/herbatę czy coś takiego, bo sąsiad ma wrócić za pół godziny, hm? :D]
Z cienia wyłoniła się dziewczyna, na oko w jej wieku. Uśmiechnęła się niepewnie, w pierwszej chwili nie mogąc odnaleźć języka w gębie. Czemu czuła się tak nieswojo? Cóż, w głowie miała wiele teorii, dlaczego tak krępowała ją ta perspektywa przekłucia ucha. Nie chodziło tutaj bynajmniej o ból, jaki może temu towarzyszyć. Niby nie była zahartowana i takie rzeczy też ją nieco przerażały, ale akurat nie było to jakieś wielkie cierpienie. Chyba raczej chodziło tutaj o wstyd, że jest tak daleko za modą. Szczególnie, że dziewczyna pracująca tutaj miała już ozdobione ciało znacznie bardziej, co dawało całkiem ładny efekt. Odetchnęła delikatnie.
- Chciałabym sobie zrobić drugą dziurkę w lewym uchu - odparła. - O, tutaj... - jej palce na sekundę powędrowały do ucha, smagając miejsce, na którym jej zależało. - Zaraz obok tej pierwszej...
[powiedz mi, jesteś nadal aktywna na blogu? bo chętnie zacznę, tylko mi się nie chce na darmo ;)]
Prześlij komentarz