Każda historia ma swój początek, prawda? Początek bierze gdzieś historia Ziemi, historia danego państwa, danej potrawy, nazwy, wybitnego przedstawiciela naszej rasy, czy jakiegoś gatunku. Moja też. Chociaż nie jestem czymś istotnym. Zwykłym żyjątkiem, na które można zwrócić uwagę, do którego można się uśmiechnąć. Ale niekoniecznie.
Na świat przyszłam pewnej styczniowej nocy, rodzice zawsze mówili, że to była najbardziej sroga zima, jaka dotknęła Holandię na przestrzeni lat. Nie urodziłam się w Amsterdamie, a w Venlo, chociaż dom rodzinny znajdował się w Maasbree. Byłam pierwszym i ostatnim dzieckiem moich rodziców. Moja matka, odkąd pamiętam, żaliła się na to, że miała problemy z zajściem w ciąże, a moje przyjście na świat było zarazem cudem, jak i totalną katastrofą, albowiem po moim narodzeniu... Cóż, została skazana na całkowitą bezpłodność do końca swoich dni. Moja matka była dziwną kobietą, bo początkowo nie potrafiła cieszyć się z tego, że obdarzono ją chociaż jednym dzieckiem. Początkowo... Użyłam złego słowa. Właściwie, cały czas nie doceniała tego faktu, nie obdarzyła mnie odpowiednią ilością matczynej miłości. Zdziwaczała jeszcze bardziej, kiedy mój ojciec odszedł od nas. W dniu moich piątych urodzin oznajmił, że jest nam niepotrzebny, że nie może patrzeć na to, jak matka mnie traktuje. Po paru latach chciałam zadać mu pytanie. Chciałam spytać dlaczego nie wziął mnie ze mną. Jednak nasz kontakt się urwał, ojciec założył nową rodzinę i zostałam sama z bogobojną matką.
Po odejściu ojca, rozpoczęłam nowy etap życia. Mimo tego, że nie byłyśmy szczęśliwe w swoim towarzystwie, matka nigdy nie pozwoliłaby mi odejść. Stwarzałyśmy pozory, aby sąsiedzi mieli nas za przykładną i szczęśliwą rodzinę. Miałyśmy ściśle określony plan dnia. Codziennie, tak samo. Przyzwyczaiłam się. Chociaż w pewnym momencie rutyna zaczęła mi przeszkadzać. Nigdy nie byłam spokojnym dzieckiem, a wręcz przeciwnie - ruchliwym i krzykliwym. Nie raz i nie dwa przywiązywana byłam do krzesła, aby moje emocje mogły opaść, a ja mogłam się wyciszyć. Głupotą byłoby, gdybym narzekała na matkę. Powinna być jej wdzięczna, że nie oddała mnie do domu dziecka. I do pewnego czasu byłam...
Skończyłam szesnaście lat. Wkręciłam się w nowe towarzystwo. Polubiłam imprezy, szukałam w nich inspiracji, a na kartkach papieru tworzyłam kolejne szkice. Zawsze ładnie rysowałam, chociaż niewiele osób mogło zajrzeć do moich prac. Były tylko moje, do czasu, kiedy nie zdałam sobie sprawy, że mogę dzięki nim zarobić. Wiodłam życie dość rozrywkowej nastolatki przez... Niezbyt długi okres czasu. W wieku osiemnastu lat zaszłam w ciążę. Ten fakt wywołał w moim domu piekło. Matka - nie cierpiała mojego obecnego chłopaka, który na wieść o tej nowinie wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Matka - nie mogła uwierzyć, jak mogłam pójść do łóżka z mężczyzną przed ślubem. Była wściekła. Dlatego mnie wyrzuciła, dając mi numer od ojca. Zadzwoniłam. On pomógł, a ja się nigdy nie poddałam.
Teraz mam dwadzieścia dwa lata, mój syn Lucas - cztery. Jest osobą, która skradła moje serce, jest dzieckiem, którego uśmiech nie raz doprowadził mnie do płaczu. Płaczu ze szczęścia. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia i wcale nie przeszkadzał mi fakt, że zostałam całkiem sama. Mieszkam w Amsterdamie, na drugim piętrze starej kamienicy. Mam sporych rozmiarów mieszkanie - dzięki ojcu, który odwiedza mnie i Lucasa parę razy do roku. Z matką nie mam kontaktu. Pracuję jako kelnerka w jednej z restauracji, dorabiam sprzedając swoje projekty. Coraz częściej jednak proszę, aby moje nazwisko pojawiało się przy nich. Nie chcę całe życie pracować dla kogoś, chcę odnieść sukces.
Każda historia ma też swój koniec. Mojego jeszcze nie widać.
Nie lubię mówić o sobie. O sobie jako o człowieku. O tym, jaka jestem. Wolałabym opowiedzieć wam dzień z mojego życia, niźli skupiać się na moich wadach i zaletach, bo jak się pewnie domyślacie - widzę w sobie same wady. Może dlatego przedstawię wam wypowiedzi ludzi, którzy mnie znają. Prawda jest taka, że nigdy nikt nie powie, że mnie zna. Od siebie powiem, że lubię zaskakiwać. I nadal nie potrafię usiedzieć w miejscu.
"Cissy? Ta małpa? Nie wiem, co mogę o niej powiedzieć. Chciałbym być krytycznym sędzią, ale zdobyła moje serce, kiedy tylko przekroczyła próg naszej restauracji. Z rocznym dzieckiem na ramieniu, zaróżowiona od zimna, roześmiana, rozczochrana i nieumalowana. Zawsze ceniłem w niej naturalność, ale kiedy zaprosiłem ją na randkę... Whoa! Nie poznałem jej. Ta kobieta ma tyle oblicz, ile jest dni w roku. Może dlatego pozostaliśmy przyjaciółmi"
Fredrick, kucharz, najlepszy przyjaciel
"Dla swojego syna jest wszystkim - opoką, matką, przyjaciółką, kolegą z podwórka, nianią, nauczycielką. Jej syn jest wszystkim dla niej. Nie wyobrażam sobie Naricsse Blueberg bez Lucasa. Byłaby kimś innym. Mimo tego, że urodziła młodo dziecko, nadal sama pozostała dzieckiem. Nie do końca, albowiem nauczyła się zachowywać adekwatnie do sytuacji. Pojawienie się dziecka - zmieniło ją. Z nastolatki stała się kobietą, która mimo wszystko potrafi cieszyć się z życia."
Samara, sąsiadka, dobra znajoma
"Jest wredna i potrafi pokazać pazur, kiedy tylko zechce. Zawsze stanie w obronie swoich przyjaciół. Traktuję ją, jak siostrę, ale nie we wszystkich sprawach. Inaczej byśmy się pozabijały. Ona projektuje i szyje mi ubrania, ja jej gotuję. Czasami opiekuję się Lucasem. Lubię jej bezpośredniość. Nigdy nie owija w bawełnę, chyba też nie widziałam, aby się rumieniła. Nie chodzi na randki i nie szuka faceta, ale wmawia wszystkim dookoła, że to nikt nie chce jej. Mogłabym o niej gadać i gadać. Uwielbiam ją, a momentami nawet kocham. Jestem jej wdzięczna za wiele babskich wieczorów, które stawały się początkiem lepszego okresu. Taka odnowa."
Justine, kelnerka, przyjaciółka
"Nie sądziłem, że ktoś tak żywioły może okazać się tak dobrą matką, jak ona. Obecność Lucasa zdaje jej się nie przeszkadzać w życiu, a zarazem nie odstawia go na drugi plan. Jest pomocna i ciepła. Wiecznie roześmiana, buńczuczna i zadziorna. Lubię takie kobiety. Ma w sobie moc, pełno energii i zdaje się, że nigdy się nie załamuje. Ale wiecie co? Jest strasznie niechlujna. Żebyście weszli do jej pracowni... Tam idzie się zabić."
Dereck, model, przyjaciel
Jestem... Ach, wszyscy mi zawsze mówili, że jestem ładna. Dobrze, niech im będzie. Nie mi oceniać. Mam metr sześćdziesiąt cztery, ważę pięćdziesiąt dwa kilo. Na sylwetkę nigdy nie narzekałam, chociaż mogłabym mieć większe piersi. Zwykle byłam płaska, jak deska, ale ciąża i narodziny Lucasa były dla mnie jakimś błogosławieństwem. Miseczki o rozmiar większe noszę do teraz! Ponoć mam kościsty tyłek i kolana. Nie narzekam, może dlatego, że rzadko pokazuję się w stroju, który by to podkreślił.
Włosy... Kurde. Zawsze miałam problem z określeniem koloru. Ni to brąz, ni to rudy. Ciemna miedź. Coś takiego. Aktualnie, nie wiedzieć czemu, przefarbowałam się na blond. Oczy - niebieskie. Lubię swoje oczy, matka miała takie same. Cieszą się razem ze mną. Nigdy nie potrafiłam zapanować nad mimiką swojej twarzy, dlatego najczęściej chodziłam wyszczerzona. Brak mi pewnej gracji i subtelności, ale walczę z tym. Uczę się chodzić na obcasach, a w pracy poruszam się coraz zgrabniej.
Moje marzenia? Moim marzeniem jest odwiedzenie kilku amerykańskich miast - wiem, oklepane, ale naprawdę mam ochotę się tam znaleźć. Przede wszystkim jednak pragnę tego, aby mój synek zawsze był zdrowy. Nie przeszkadza mi samotność, ta taka... No wiecie. Nie potrzebuję partnera i seksu. Nie jestem samotna, mam przyjaciół i syna. On jest dla mnie najważniejszy. Nie lubię czekolady, przynajmniej tej w kostkach. A, i wiecie co? Uwielbiam komedie romantyczne i głupie parodie - i wcale się tego nie wstydzę. Matko! Ile razy chciałam znaleźć się na miejscu takiej bohaterki takiego filmu.
Jednym, z moich kolejnych marzeń jest odniesienie sukcesu w modzie. Powoli zmierzam w tym kierunku.
n a j b l i ż s i || s p i s a n e
Narcisse Blueberg
Kelnerka w restauracji
Projektantka
Matka
79 komentarzy:
[Cyyyyyyyyzia<3]
[No ja myślę! W końcu to Amelki przyszły mąż xD W każdym razie panienka Morel chętna na posadę opiekunki!]
[Kocham to imię. Wprowadziłam je na new-york-college.blog.onet.pl i z zadowoleniem zauwazyłam, że się przyjęło, super :)]
[Aaaaaaaaaaaaaaaaaaa!
Ahahahahaha, zgon ;D Si, moja przyszła niedoszła współlokatorka, oł je ;D
ja je porzuciłam, coby mnie z Cyźką nie kojarzono, musiałam się od niej oderwać. :)
jak masz pomysł, to zarzucaj, ja dołączyłam na kilka grupowych i każdy prosi mnie o wątek ;p]
[Jam cierpliwa, zaczekam :)
Ostatnio na poczcie znalazłam nasza wspólną NYCową, z dziką rozkoszą to ponowię ;D
Jest tu więcej NYCowiczów? ;>]
[Właśnie włączam NYCa, żeby tę notkę odnaleźć, na poczcie mam nasze urywki, a chętnie przeczytam całą :)
Sama nie wiem, po co wracam na blogi, ale chyba tęskniło mi się za pisaniem. Ciekawe, czy tę postać pociągnę dłużej, niż Cyziaka, chociaz pewnie nie będzie dla mnie tak ważna, jak Cyziątko ;D
Nawiasem, zauważyłam, że onet jest jeszcze bardziej nieznośny, niż za moich czasów -.-]
[Sam blog teraz ładuje mi się dobre pół minuty, wejście w czyjeś zdjęcie to podobny wysiłek. O rany, coś okropnego -.-
Zastanawiałam się właśnie, dlaczego te wszystkie blogi tutaj przeskoczyły. I już wiem :)
Ja w ogóle od pisania miałam przerwę, długą, długą, długą. Powoli odżywam i zeszyty znów mi się zapełniają, więc energię pożytkuję na blogach :D]
[To mi zarzuć pomysłem na miejsce spotkania, albo okoliczność, bo nie mam siły myśleć, ale napiszę ;D]
[Miałam to przed chwilką, a przecież tylko szukałam rozdziału. Znalazłam. I, mój Boże, ja rymowałam. xD
Dobra, Si, nie zawracam Ci głowy, będę czekała na jakiś wątek ;*
Hah, dobrze mieć przyjazną znajomą duszyczkę pod ręką. ;)]
[ Trochę jeszcze będę :D ]
[ Też myślałam nad tym zdj, ale za poważne jak dla niego :D no i możesz zacząć od tego momentu ^^ ]
To lato zapewne zapisze się jako jedno z najbardziej zakręconych w jej życiu. Wraca w końcu po półrocznej przerwie do domu, do swoich przyjaciół. Czego można chcieć więcej? Nawet studia nie nie stanowią dla niej problemu, zważywszy na to, że ma pełno nianiek w postaci ciotek Nathalie, które z wielką pasją i poświęceniem zajmą się bobasem. Mia będzie miała pełno czasu dla siebie... Nic piękniejszego jak na tą chwilę chyba stać się nie mogło.
A teraz, spokojnie krocząc ulubionymi ścieżkami w pobliskim parku, rozglądała się dookoła, chłonąc widok przechodniów, napotkanych kwiatków, czy śpiew ptaków. Wzięła głęboki wdech i przymknęła na chwilę oczy. Tak... ukochany Amsterdam.
W pewnym momencie otworzyła oczy, słysząc cichy płacz Nathalie. Pochyliła się nad wózkiem, a następnie wyjęła maleństwo.
- Co jest, skarbie? - spytała cicho, uśmiechając się do córeczki. Pocałowała ją lekko w policzek, siadając zaraz na najbliższej ławce. Zauważyła, że siedziała na niej już jakaś kobieta. Mia uśmiechnęła się delikatnie spoglądając n jej synka, który bawił się obok.
- Ile ma lat? - spytała nagle, przytulając do siebie małą dziewczynkę. Posłała jeszcze ciepły uśmiech kobiecie, która mogła dostrzec w oczach dziewczyny iskry.
[Ty nawet nie wiesz, jak dziwnie się czuję widząc komentarze skierowane do Twojej osoby zawierające miliony zdrobnień od imienia Narcisse xD Popadnę w paranoję, a to będzie Twoja wina. I będziesz musiała kupić mi za to żelki. ;p
Hm, tak sobie myślę...
Wchodzi w grę szkicowanie kolejnego projektu w jakimś publicznym miejscu? Chiara moja podpatrzyłaby go i skojarzyła z np. sukienką, która jakiś czas temu miała na sobie znajoma z jej pracy i zagada Cyzię. ]
[Omnomnom *.* Ukradnę ci dziecko!
Lucas się musi Amelce oświadczyć xD]
Nie było na świecie chyba żadnego innego mężczyzny, którego Amelie darzyłaby równie szczerym i wspaniałym uczuciem, bo, ani z ojcem, ani z bratem, nie zawsze jej się układało, co innego było w przypadku Małego Księcia, jak zwykła Amelie określać Lucasa, swojego małego podopiecznego, którego dosłownie uwielbiała. A przy tym, żałowała, że nie jest paręnaście lat starszy, bo przynajmniej wtedy panienka Morel mogłaby wierzyć w swoje powodzenie w swym mizernym życiu miłosnym zazwyczaj znaczonym mianem fiasku. W każdym razie, Amelie równie mocno lubiła matkę Lucasa, a dzisiaj obiecując Cissy, że pojawi się i zajmie się jej synkiem, postanowiła wpaść trochę wcześniej i skorzystać z okazji, by móc rozmówić się z Narcisse. Nikt bowiem nie mógł jej lepiej doradzić w kwestii studiów i mody, a była to dla Amelie akurat sprawa życia i śmierci. Dlatego tez przed drzwiami mieszkania projektantki pojawiła się godzinkę wcześniej, z paczką pączków i delikatnie wciskając dzwonek do drzwi czekała, aż ktoś jej otworzy.
[Mam nadzieję, że chociaz na ten wątek mi poodpisujesz P]
[ ja mam zamiar to drugie zdjęcie zmienić i na stałe dać mu krótsze włosy, ale musze jakieś dobre znaleźć ;D ]
To był jeden z wielu wieczorów, które wraz z Cissy spędzał na graniu w gry. Normalni dorośli poszliby na kawę lub na spacer i porozmawiali o planach życiowych. Ale oni nie byli normalni. I nie do końca dorośli, przynajmniej nie w tej chwili. Obecnie wyglądali jak para nastolatków, która pod nieobecność rodziców postanowiła całą noc grać na Play Station i upijać się whisky z barku ojca. Po części byli jeszcze tymi dzieciakami, które zapomniały o bożym świecie, wgapiając się w szeroki ekran telewizora.
Zaśmiał się, słysząc tę wyszukaną obelgę z górnej półki. Cyźka już na stałe wrzuciła go do szufladki z napisem „głupi” i przypominała o tym za każdym razem, gdy on wygrywał. Nie żeby O’Callaghana to ruszało – zdążył się przyzwyczaić.
- Ty po prostu musisz się nauczyć przegrywać złotko – mruknął rozbawionym tonem, odkładając pada na bok. Sięgnął po szklaneczkę ze złotawym płynem, która leżała na podłodze tuż obok nich. Kolejne, mało dorosłe zachowanie – siedzenie na zimnej podłodze, pomimo że obok stała kanapa.
- Ciss, odsuń swoją blond czuprynę, bo mi twoje kłaki do buzi włażą – burknął z niezadowoleniem, przechylając się na prawo, aby cokolwiek zobaczyć. Zrobił to nieco za późno, bo gra właśnie się skończyła. Westchnął cicho i oparł głowę o miękką poduszkę, jaka leżała na sofie, o którą się opierał.
- O nie, nie. Nawet o tym nie myśl moja panno – zawołał, od razu łapiąc Narcisse za nadgarstki. Uśmiechnął się perfidnie, przekrzywiając zabawnie głowę. – Nie masz ze mną szans, mała – zaśmiał się wesoło.
[Idź Ty :P W każdym razie chciałam jeszcze zakomunikować, że ja urlop biorę od poniedziałku do soboty. Może cudem odpiszę, choć w to wątpię, dlatego uprzedzam,o.]
- Lucas!- zawołała radośnie Amelie widząc swojego ulubionego mężczyznę (co z tego, ze jeszcze małego), momentalne upuszczając na podłogę swoją torbę i świeżutkie pączki, by móc ukucnąć i wycałować na powitanie Lucasa, a potem, jeszcze wziąć go na ręce i zakręcić się z nim dookoła, co oboje skwitowali wesołym śmiechem. Owszem był to fakt zastanawiający, skąd tyle siły w wątłym ciałku chudziutkiej Amelki, ale najwidoczniej liczne ćwiczenia robiły swoje, bo niestety nigdy nie jadała zbyt wiele, o czym dotkliwie przekonać mogła się Evcia. Ale z drugiej strony... zawsze to były niższe wydatki, prawda?
- Cześć Cissy! Przyniosłam pączki!- zakomunikowała dziewczyna puszczając Lucasa, zbierając swoje rzeczy i ruszając w stronę kuchni, by przywitać się z właścicielką mieszkania.- O matko kochana... Goście przychodzą, że tyle dobroci upichciłaś?- z cichym śmiechem na ustach Amelie tradycyjnie trochę się podroczyła i cmoknęła blondynkę w policzek na przywitanie.- Ale serio, serio... Ja tego wszystkiego nie zjem. Obawiam się, że Lucas też... Może zaproszę przystojnego sąsiada z naprzeciwka?
Początek ich znajomości był… niecodzienny, trzeba to przyznać. Wiadomo, że ludzie poznają się przez Internet, potem spotykają i wykwita piękna przyjaźń. W ich wypadku było to bardziej skomplikowane, bo Landon o Cissy nie wiedział nic, dopóki kumple nie raczyli mu wspomnieć o fałszywym koncie na jednym z portali społecznościowych. Jakby tego było mało miał już zaplanowane spotkanie z jakąś blondynką, z którą jego przyjaciele czatowali od kilku nocy. Został właściwie postawiony przed faktem dokonanym, bo gdy zabrali go do jednej z knajp pod pretekstem napicia się piwa, okazało się, iż jest to miejsce jego pierwszego spotkania z ową panną z Internetu. Na domiar złego musiał jej wyjaśnić całą pokrętną historię i spodziewał się siarczystego uderzenia w policzek. Ku jego zaskoczeniu dziewczyna najzwyczajniej w świecie zaczęła się… śmiać. I to takim śmiechem, który zagnieździł się w mózgu Brytyjczyka i uparcie nie chciał stamtąd odejść, co jakiś czas przypominając o swoim istnieniu w zakamarkach pamięci.
- A właśnie, że nie umiesz – odparł, drocząc się z nią. Wytknął jej język, nadal zaciskając palce na jej nadgarstkach, choć oczywiście nie robił tego na tyle mocno, aby sprawić jej ból.
Zmarszczył zabawnie nos po tym, jak dziewczyna lekko go ugryzła. Zaśmiał się cicho i przewrócił ją na podłogę, unosząc jej ręce do góry i przygważdżając je do podłogi swoją dłonią. Nachylił się nad nią i zajrzał w oczy, jednocześnie wyginając wargi w zadziornym uśmieszku.
- W tym wypadku to ja mogę cię zjeść, kochana. Jesteś na przegranej pozycji.
[ zawsze jest niezła dupa :3 ale nie mogę żadnych dobrych zdjęć znaleźć ;< ]
Chyba tak już ma większość, a przynajmniej te matki, które w jakiejś części swojego życia odczuły dość boleśnie wychowanie rodziców. Mia na przykład nie mogła pochwalić się jakże cudownym spędzaniem czasu z ojcem. A matka? Umarła, gdy panna Evans miała sześć lat. Życie ją nie rozpieszczało, dlatego postanowiła, że dla swojego dziecka zrobi wszystko. Że będzie kochane, szanowane, otoczone dobrymi osobami. I tak też się stało.
Mia z ogromną radością przyglądała się poczynaniom chłopczyka. Zwłaszcza wtedy, gdy zaczął bawić się z jej córeczką.
- Nathalie - powiedziała, śmiejąc się cicho pod nosem. Dziewczynka złapała swojego nowego kolegę również za rączkę, a potem obdarowała go swoim pięknym, radosnym uśmiechem. Nie obyło się także bez iskier, które kryły się w jej oczach. - A ja jestem Mia - dorzuciła, podając dłoń kobiecie. - Chyba się polubili - zauważyła, zaczesując swoje ciemne włosy do tyłu.
- A no tak.- stwierdziła lekko wzruszając ramionami, jednak teraz zdając sobie sprawę, że mogła w jakiś sposób pokrzyżować Narcisse plany swoim wczesnym przybyciem. Spuściła więc na chwilę głowę, tym samym cały czas odciągając Lucasa od blatu, podczas, gdy ten i tak nieustannie chciał dorwać się do babeczek, choć mama ostrzegała, że są gorące. Po dłużej chwili ciszy, amelie w końcu krzyknęła "Berek!" i zaczęła ganiać się z chłopcem po mieszkaniu, tym samym zostawiając Cissy samą w kuchni. Przynajmniej babeczki były bezpieczne.
- Wiesz... Chciałam z Tobą trochę pogadać...- po niespełna minucie dało się słyszeć donośny głos Amelie z salonu.- Mam pewną niezręczną sprawę do rozstrzygnięcia i chciałam prosić cię o radę...
O’Callaghan nie wiedział wtedy, czego może się spodziewać po tej drobnej blondynce. Nie znał jej, nie mógł przewidzieć jej zachowania, lecz najbardziej prawdopodobną opcją wydawał mu się właśnie siarczysty policzek. Ewentualnie awantura na pół knajpy z powodu tego, iż została ona perfidnie oszukana. Nie żeby to była jego wina, bo on o niczym pojęcia nie miał.
Tak czy siak dobrze się stało, jak się stało. Kumple do dziś żądali od niego ciągłych podziękowań, bo to w końcu dzięki nim zyskał tak wspaniałą przyjaciółkę jak Cissy. Właściwie nie wyobrażał sobie teraz bez niej życia – to do niej dzwonił, kiedy miał ochotę na pizzę gry; do niej, gdy miał problem. Już miała na zawsze zostać jego Cyźką, która pomagała mu w gotowaniu, dzięki czemu jeszcze się nie otruł, a także projektowała dla niego wyjątkowe fatałaszki. On pełnił rolę między innymi przytulani, ale to jak najbardziej mu pasowało.
- Merci – odparł, choć zamiast francuskiego akcentu wyraźnie było słychać w jego głosie ten brytyjski.
Powiódł spojrzeniem po twarzy panny Blueberg, na koniec zatapiając się w jej radosnych oczach, okalanych wachlarzem ciemnych rzęs. Mruknął cicho, gdy objęła go nogami w pasie i uśmiechnął się łobuzersko.
- Puszczę cię, jak obiecasz, że nie będziesz łaskotać, samico – powiedział, wyraźnie akcentując ostatnie słowo.
Landon nie potrzebował nieskazitelnej czystości w mieszkaniu. Lubił swój bajzel, częściej nazywany artystycznym nieładem, a jedynym miejscem, o jakie dbał szczególnie, była łazienka. Bądź co bądź w chlewie się myć nie chciał, toteż tam starał się utrzymać wszystko tak, jak być powinno. Za to w sypialni pozwalał spodniom wisieć miesiącami na oparciu krzesła, a gry w salonie niejednokrotnie były wysypane na podłodze przez długie dni. Sumą sumarów O’Callaghan nie był jednak brudasem, bo w swoich czterech ścianach miał pięknie i pachnąco, i wbrew stereotypom nie zostawiał na wierzchu brudnych skarpet i gaci.
Ich relacja była specyficzna. Nie byli parą, gdzie by tam. Zwykłymi przyjaciółmi także nie można było ich nazwać. Byli czymś pomiędzy i właściwie nigdy o tym nie rozmawiali. Ich zachowanie było czysto naturalne; gdy mieli ochotę – kłócili się. Innym razem przytulali, a jeszcze kiedyś łaskotali do utraty tchu. Nie narzucali na siebie żadnych etykietek, nie wrzucali do żadnej szuflady. Byli sobą, nie potrzebowali żadnej specjalnej nazwy.
- W takim razie będę cię tak trzymał przez całą noc – stwierdził tonem psychopaty. Zaraz potem poruszał zabawnie brwiami i posłał jej szeroki, głupkowaty uśmiech.
- Zjem cię – potwierdził, nachylając się nad nią. Nosem odgarnął kosmyk jej blond włosów, a następnie delikatnie chwycił płatek jej ucha zębami.
O’Callaghan do pedantów zdecydowanie nie należał, a i nerwicy natręctw nie posiadał, lecz był zdania, że choć raz w tygodniu wypada ogarnąć mieszkanie. Mówi się, że to kobiety są odpowiedzialne za sprzątanie – gówno prawda. Mieszkający sam facet też sobie musi radzić, bo nie każdego stać na sprzątaczkę. Landon może i miał bogatych rodziców, ale od pamiętnej ucieczki nie utrzymywał z nimi kontaktu, a jako muzyk z średnio-znanej kapeli nie zarabiał milionów. Jak na razie musiał więc sobie radzić sam, a na szczęście nie szło mu to najgorzej.
Brunet jakoś nie potrafił sobie wyobrazić Cyźki na randce z kimś innym. Bo jak to, jego Narcisse, jego drobna blond przytulanka, miałaby flirtować z jakimś obcym gościem. Nie mógł jej tego zabronić, nie miał do tego jakichkolwiek podstaw, a mimo to sama myśl o tym, powodowała drobne ukłucie zazdrości. Nic na ten temat jednak nie mówił i prawdopodobnie gdyby Cissy kogoś spotkała, spróbowałby to zaakceptować.
- Tym gorzej dla ciebie – mruknął jej do ucha, wdychając przyjemny zapach dziewczyny. Blond kosmyki łaskotały go w policzek, lecz starał się to ignorować, podgryzając kolejne fragmenty ucha.
W pewnej chwili uniósł się nieco, zaglądając w jej jasne oczy. Uśmiechnął się lekko i puścił jaj nadgarstki, wzdychając cicho.
- Nawet nie potrafię cię długo więzić – wymruczał pod nosem z udawanym niezadowoleniem i z powrotem zajął swoje miejsce, opierając się plecami o kanapę, zaś nogi wyciągając przed siebie.
- Taak, a potem byś mnie oskarżyła o więzienie i znęcanie się nad biednymi nadgarstkami, i wylądowałbym w kiciu – odparł bardzo poważnym tonem, kiwając do tego głową. Zaraz jednak zaśmiał się cicho, zgarniając z twarzy kilka kosmyków włosów, które opadły mu na czoło.
Ich nie można było nazwać nawet mianem „friends with benefits”, bo ci z samego założenia nie żywili do siebie żadnych uczuć, a ich relacja polegała głównie na seksie. W ich wypadku było inaczej, bo mimo wszystko coś ich ciągnęło ku sobie, lecz obydwoje byli zbyt dumni (a może nieśmiali?), aby się do tego przyznać.
- Niech ci będzie – mruknął, wywracając teatralnie oczami. Przyciągnął ją bliżej siebie i objął ramieniem.
- Takie więzienie mi się podoba – przyznał z cichym śmiechem. Pochylił głowę, natrafiając tym samym na miękkie wargi Cissy, na których złożył drobny pocałunek.
Dziwna relacja, warto powtórzyć. Intrygująca w każdym calu.
No tak, to chyba było dość dobre podejście, zważywszy na to, że jeśli była matką, to nawet pogłębiając się w smutkach takie dziecko potrafiło dać wielką radość. A przynajmniej tak to działało u Mii. Widząc uśmiechniętą buźkę Nathalie, od razu wracała jej chęć do życia. Tym bardziej, że mała była podobna do swojego ojca, którego brunetka przecież kochała nad życie.
Mia na jej stwierdzenie zaśmiała się dźwięcznie, przechylając głowę lekko na bok.
- Widać... to u nich już chyba normalne - stwierdziła, wzruszając lekko ramionami. - Moja jeszcze nie zaczyna... na razie interesuje się tylko psem - zauważyła, uśmiechając się szeroko. Mrugnęła wesoło do chłopca, pochylając się nad swoją córeczkę.- Nathalie, masz branie - wyszeptała, a mała dziewczynka pisnęła. Brunetka powstrzymywała się, żeby nie parsknąć śmiechem. Czy jej się wydawało, czy ta sytuacja wyglądała z perspektywy kogoś obcego dość... dziwnie? - Wydaje mi się, że Lucas będzie niezłym łamaczem kobiecych serc. Wygląd i podejście już ma... - powiedziała wesoło.
Amelie od zawsze miała świetny kontakt z dziećmi, choć sama nigdy nie miała młodszego rodzeństwa, którym mogłaby się opiekować. Był tylko Gaspard, który raczej sprawował piecze nad nią, choć i to było wątpliwe. Oni razem tylko się bawili, a żadne z nich problemów z rówieśnikami nigdy nie miało. Co innego w domu... W każdym razie Amelie dogadywanie się z maluchami przychodziło naturalnie, bo i tak energiczna osóbka jak ona była w stanie za nimi nadążyć, a przy okazji bardziej zmęczyć malców niż siebie. A to już był sukces.
- Randkę? Nie...- jaśniutkie policzki panienki Morel natychmiast stały się urokliwie różowiutkie, bo i poruszony przez Cissy temat był dla niej drażliwy, choć nie o niego dziś chodziło.- Mam raczej problem ze studiami...- wymamrotała cichutko, wyraźnie wstydząc się swoich kłopotów. Tym samym niestety, ale Lucasowi udało się czmychnąć spod jej łapek do swojego pokoju,
Brytyjczyk nie sądził, aby Cyźka była kiedykolwiek zdolna go o coś oskarżyć. Działało to również w drugą stronę, bo on blondynce nie mógł zarzucić absolutnie nic. Prawdopodobnie żadne z nich nie zrobiłoby nic, aby wyeliminować ze swojego życia tego drugiego. Ich znajomość stała się zbyt skomplikowana, aby ot tak ją zakończyć.
Landon nie często się nad tym zastanawiał, lecz kilkakrotnie doszedł do wniosku, że codzienność bez Cissy nie byłaby już taka sama. Nie wyobrażał sobie tygodnia bez chociażby jednego z jej obiadów, bez jej wdzięcznego śmiechu i zabawnego marszczenia nosa. Wieczory bez niej byłyby nudne, bo nawet najlepsi kumple nie potrafili mu zastąpić towarzystwa dziewczyny. Przy niej mógł być w stu procentach sobą i za to ją sobie cenił.
Pociąg fizyczny był całkiem inną sprawą. Narcisse była atrakcyjną kobietą i oczywiście nie uszło to uwadze młodemu O’Callaghanowi. Cóż jednak mógł począć z tym fantem, kiedy nie chciał psuć ich przyjaźni? Kontrolował się, pomimo że chwilami było ciężko.
Pewny pocałunek dziewczyny nieco wytrącił go z równowagi. Nie tego się spodziewał i czuł, że posunął się za daleko. Nie powinien był tego nawet zaczynać. Oderwał się niechętnie od miękkich warg panny Blueberg i uśmiechnął się nieznacznie.
- Idziemy spać? – zapytał, choć w obecnym stanie ani trochę nie chciało mu się oddawać w ręce Morfeusza. Wydało mu się to jednak jedynym racjonalnym rozwiązaniem.
[To ja powiem, że Emma to też dobra dupa i wolę ją zdecydowanie w blondzie, niźli rudym ;)]
Mia lekko zmarszczyła brwi, przyglądając się dziewczynie. Zaraz jednak i ona rozpromieniała. Wiedziała, że niektóre tematy lepiej zostawić w spokoju. Po co burzyć sobie obecny świat, skoro było nawet dobrze? Brunetka od pewnego czasu stara się myśleć tylko o przeszłości, zostawiając to, co było w tyle. Zbyt dużo osób ucierpiało przez jej powroty do minionych dni. I tak już nic nie zmieni, nie warto się tego czepiać.
Zaśmiała się radośnie.
- Być może. Tylko, żeby nie przebrała za bardzo - stwierdziła, pomagając jej stanąć na nóżkach. Mała była bardzo ciekawa świata. Może jeszcze nie chodziła jakoś świetnie, ale jej raczkowanie przypominało pędzenie strusia pędziwiatra. Geny tatusia, a jakże. Po chwili Nathalie zaczęła się strasznie wiercić. Marudziła, wyrywała się z objęć Mii.
- Nati, poczekaj - powiedziała, stawiając córeczkę na ziemi i za nią schodząc z ławki. Usiadła na podłodze. - Ciągle gdzieś się wybiera. Wczoraj o mało co nie zjadła psich chrupek - uniosła obie brwi ku górze, nieznacznie się przy tym krzywiąc. - Lucas też taki był?
Wieczory bardzo często spędzali razem, chociażby na graniu na Play Station czy oglądaniu filmów. Brytyjczyk czasami nawet się poświęcał i pozwalał blondynce puścić jakąś komedię romantyczną, choć ten typ produkcji uważał za bardzo mało interesujący. Czego się jednak nie robi dla ukochanej przyjaciółki, która właściwie była kimś więcej?
Musiał przyznać, że była to jedna z niewielu chwil, kiedy czuł się zakłopotany w towarzystwie Cissy. Nie bardzo wiedział co zrobić, ciężko było nawet spojrzeć na Cyźkę. Na szczęście ona rozładowała napięcie, jakie między nimi się pojawiło, a brunet odetchnął cicho z ulgą. Przeklął się w duchu za brak samokontroli i podniósł się z podłogi. Wyłączył telewizor i skierował się do łazienki. Zdjął ciuchy i ubrał bokserki, które były jego piżamą, następnie przechodząc do sypialni.
Narcisse wyglądała przeuroczo w jego koszulce, która zakrywała jedynie fragment jej szczupłych nóg. Zgasił światło, pozostawiając jak na razie jedynie zapaloną lampkę nocną.
- To… dobranoc? – powiedział, siadając po swojej stronie łóżka. Spojrzał jeszcze na dziewczynę i uśmiechnął się ciepło.
Amelie najpierw spojrzała w stronę drzwi pokoju Lucasa, czy aby ten przypadkiem nie oczekuje kontynuowania zabawy, ani też nie zamierza podsłuchiwać ich rozmowy. Wprawdzie nie było to nic nieodpowiedniego, czy strasznego, ale Amelie jako dobra duszyczka nie chciała niepotrzebnie trapić malca. Widząc jednak, że Lucas nie wychodzi z pokoju najprawdopodobniej zajmując się czymś innym, Amelie szybciutko usiadła obok Narcisse i wzdychając ciężko, bawiąc się guzikami swojego sweterka, zaczęła w końcu mówić.
- Widzisz... Chodzi o studia... Po prostu o mało co mnie nie wylali i muszę popracować nad czymś nowym, bo moja ostatnia kolekcja niespecjalnie się im spodobała, a tym samym straciłam możliwość na jakiś wakacyjny staż u jakiejś znamienitej osobistości i... no nie wiem co mam robić...- wcale nie lubiła o tym opowiadać, bo strasznie ją ten temat drażnił, przede wszystkim jednak smucił. Była to jednak poważna sprawa, o czym Amelie świetnie wiedziała. Nic więc dziwnego, iż chciała ją jak najszybciej rozwiązać. A Narcisse była niewątpliwie jedyną osobą która mogła jej w tej kwestii pomóc.
[Lubi, nawet bardzo :)]
[Dobra, Cyziuchna, mimo psychicznych problemów, lecimy ;)
Zdarzało mi się tak mawiać do swojej Cyzi, kiedy onet nie chciał współpracować. ;p]
Chiara była rodowitą Włoszką. Te mają to do siebie, iż od małego karmione są wszelkiej maści makaronami, kalorycznymi risotto; potrawy sowicie obsypuje się serem, który do najchudszych również nie należy. Sól, tłuszcz a do tego wino skazywały małe Włoszki na miano pyz. Chiara nie była wyjątkiem - jej uda jeszcze trzy lata temu były zdecydowanie zbyt masywne w porównaniu do reszty sylwetki. Udało jej się je jednak wyrzeźbić, żeby jednak efekt nie zginał, zmuszała się do ćwiczeń i biegania. W zasadzie zmuszała się do tego przez pierwszych kilka tygodni, później weszło jej to w nawyk, stało się nawet przyjemne.
Również i tego słonecznego dnia uzbrojona w słuchawki, przemierzała parkowe alejki razem z innymi zaciekłymi biegaczami, których mijała na swojej chaotycznej trasie. Jej uwagę przyciągnęło przebijające się przez słuchawki szczekanie psa i radosny pisk dziecka. Wzrokiem powiodła za kobietą, która goniła małego; kątem oka uchwyciła inny ruch, więc odwróciła spojrzenie. Trzy, może cztery kartki ze szkicownika rzuconego przez tę kobietę uwolniły się, oddając się kontroli wiatru. Chiara nie miała pojęcia, co to takiego, ale naturalnym odruchem było schwytanie wszystkich. Trzy z nich okazały się czystymi kartkami, na czwartej zaś szarzył się niedokończony szkic sukienki.
Podobna już gdzieś widziała. Raz się żyje, prawda?
Gdy kobieta z dzieckiem wróciła na koc, Chiara wysuneła słuchawki z uszu i podeszła do niej, wręczając kartki.
- To chyba pani.
Przy Cissy Landon był jakby inną osobą. Łagodniał przy niej, a maska obojętności zupełnie opadała. Właściwie tylko przy niej mówił o swoich emocjach, choć był to ciężki temat i bardzo rzadko poruszany. Blondynka o tym wiedziała i nigdy go nie wypytywała, jeśli widziała, że nie ma ochoty na rozmowę, za co Brytyjczyk był jej dozgonnie wdzięczny.
Zawsze chciało mu się śmiać, gdy Narcisse płakała w trakcie komedii romantycznej. Zastanawiał się, czy w rzeczywistości jest jakiś bezduszny, czy może zamiast serca ma lód, bo ckliwe pożegnania głównych bohaterów lub śmierć jednego z zakochanych wcale go nie ruszały. Chyba po prostu nie był romantykiem i daleko mu było do rycerza w srebrnej zbroi na białym rumaku.
Przez chwilę jeszcze siedział i wpatrywał się w plecy Cyźki. Pokręcił lekko głową, zastanawiając się co on właściwie wyprawia, po czym zgasił lampkę, stojącą na szafce nocnej. Wsunął się pod kołdrę, układając wygodnie głowę na poduszce. Zagryzł lekko wargi, patrząc na jasne kosmyki rozlane na poduszce obok, kiedy usłyszał pytanie panny Blueberg. Usta bruneta ponownie wygięły się w szerokim uśmiechu. Parę sekund później przysunął się bliżej dziewczyny i objął ją w pasie ramieniem, splatając ich palce z sobą.
- Śpij dobrze, Cissy – wymruczał cicho wprost do jej ucha. Leniwie przymknął powieki, wdychając jej słodki zapach. Spokojny oddech blondynki uspakajał go, aż w końcu O’Callaghan oddał się w ramiona Morfeusza.
Landon doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż Cissy rozumie go bez słów. Działało to również w drugą stronę i milczenie nigdy nie było dla niego nie komfortowe. Wystarczyło spojrzenie, ruch kącika ust, a wszystko było wiadomo. Czasami mowa nie była do niczego potrzebna.
Kolejny dowód na to, iż byli nietypowymi przyjaciółmi. Normalni ludzie albo już dawno skończyliby na seksie, albo spaliby w osobnych pokojach. Dla nich spanie we dwoje nigdy nie było problemem, nawet po tej niezręcznej sytuacji.
Jak zwykle zapomniał o zasłonięciu rolet. Słońce uparcie wdzierało się do pokoju, oświetlając go jasnymi promieniami. O’Callaghan mruknął z niezadowolenia pod nosem, wolną ręką przysłaniając oczy. Czuł na sobie ciężar drugiego ciała, lecz w żadnym wypadku mu to nie przeszkadzało, zwłaszcza, że Cyźka do grubych zdecydowanie nie należała. Jej delikatny oddech łaskotał jego skórę, wywołując przyjemne dreszcze na plecach. Bezwiednie uśmiechnął się pod nosem – takie poranki zdecydowanie mu się podobały. Złożył drobnego buziaka na czubku głowy blondynki i zamrugał kilkakrotnie, wpatrując się w sufit.
Wysunął się spod dziewczyny i po cichu przeszedł do łazienki. Zsunął z tyłka bokserki i wszedł pod prysznic, odkręcając kurek z chłodną wodą. Musiał się jakoś rozbudzić, a był to jeden z lepszych sposobów.
Uśmiechnął się ponownie pod nosem, słysząc słowa dotyczące ucieczki, wypowiedziane przeuroczym, zaspanym głosem. Nie odpowiedział jednak, znikając już z sypialni. Był jedną z tych osób, które preferowały poranny prysznic, zamiast tego wieczornego. Zwłaszcza, że chodził późno spać i gdy był zmęczony, nie chciało mu się pakować pod wodę. Za to rano działało to niezwykle orzeźwiająco, dzięki czemu był pełen energii. Przynajmniej takie było założenie, bo niekoniecznie działało to za każdym razem.
Jemu również podobały się takie poranki i mógłby mieć takie częściej. I owszem, on także spotykał się z innymi dziewczynami, ale jakoś nigdy żadna nie była dla niego… odpowiednia. W każdej znalazł jakąś wadę, która bardzo mu przeszkadzała i na którą nie mógł przymrużyć oka. Nie ukrywajmy, że porównywał wszystkie nieznajome do blondynki, która właśnie wylegiwała się w jego łóżku.
Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, ale nie przejął się tym. Sytuacja, która z pewnością innych ludzi by skrępowała, dla niego była całkiem naturalna.
- Bardzo dobrze, a tobie? – zawołał, przekrzykując szum wody. Przeczesał dłońmi mokre włosy, spłukując z nich szampon, a następnie zakręcił kurek. Pomacał ścianki kabiny i przeklął cicho pod nosem.
- Podaj mi ręcznik. Ten niebieski, duży – poprosił, wyciągając rękę do góry, aby go odebrać.
Problem była, faktycznie, w dodatku nie mały i Amelie mocno go przezywała, co z resztą odbijało się na jej zachowaniu, które często traciła na swojej naturalnej radości, a sama panienka Morel na wesołym uśmiechu i dobrym humorze. Teraz już nie tylko kwestia brata była kłopotliwa, ale przede wszystkim jej dalsze kształcenie, które było dla niej niesamowicie ważne. Nie wyobrażała siebie na żadnym innym stanowisku, zajmującej się czymkolwiek innym jak moda. Bo chociaz mogła obecnie szukać pracy jako stylistka, sprzedawać swoje projekty na stronach internetowych, to przecież nie to ją interesowało. Chciała piąć się wyżej i wiedziała, że odpowiednie wykształcenie jest ku temu niezbędne, by zaistnieć w brutalnym świecie mody.
- Nie wiem kim jest Stephanie i co ona ma do tego...- mruknęła w pewnej chwili uśmiechając się lekko, chcąc jakoś rozładować tą napiętą atmosferę związaną z jej problemami. Jednak kolejne pytanie Cissy mocno wytrąciło ją z równowagi, bo przecież sama chciałaby znać na nie odpowiedź.
- Nie wiem.- wzruszyła lekko ramionami.- Powiedzieli mi tylko, że podobno moim pracom brakuje powiewu świeżości i nie wyrażają mojego indywidualizmu, choć sama uważam, że to nie prawda. Ale z nimi nie da się kłócić...
Tak, tak, tak. Włosi śmierdzą, nie myją się, jedzą za troje, etc, etc. Trudno jednak ich za to winić. Jedzenie traktują ze świętością - spróbuj tylko poprosić o parmezan do makaronu z owocami morza! Czy smierdzą... To zależy. Wiadomo, że ciezko, aby w autobusie pachniało liliami czy innymi konwaliami, kiedy horda Włochów wraca z pracy, a na dworze są 33 stopnie. Ogólnie należeli jednak do jednego z tych najsympatyczniejszych narodów, o.
Co do wagi - owszem, nie bywali grubi. Mieli, miały, znaczy się, nieproporcjonalnie masywne uda i siedzenie. Efekt wcinania hurtowych ilości makaronu.
- W przerwach od pracy bywam superbohaterką - odparła z rozbawieniem, wręczając jej kartki. - I przepraszam, że spytam... Projektujesz, tak? - Nim otrzymała odpowiedź, wyrzuciła z siebie z prędkością karabinu maszynowego. - Sukienkę w podobnym stylu widziała u znajomej z pracy, podobno indywidualnie ją zamawiała. Pamiętasz Scarlett Swan? - pozwoliła sobie również zarzucić zbędne zwroty. Wywód zakończyła radosnym usmiechem.
- Będę pierwszym przedstawicielem w zawodzie poduszkarza, hm? Powinienem brać za to jakąś należytą odpłatę – stwierdził, opierając się o chłodne kafelki. Ciemne włosy zaczesał do tyłu, pozwalając by woda skapywała z nich na nagie plecy. Odepchnął się od ściany tyłkiem, by wyciągnąć rękę po ręcznik, kiedy drzwiczki kabiny rozsunęły się. Praktycznie rzecz biorąc to nie miał czym się zakryć, dłonie były bezużyteczne, bo jedna wyciągnięta do góry, a druga… Druga niewiele by już dała, bo miał spóźnioną reakcję.
Westchnął cicho i odebrał niebieski ręcznik.
- I tak wiem, że podglądałaś – wymruczał pod nosem rozbawionym tonem, wywracając teatralnie oczyma. Ze śmiechem jednak przycisnął swoją dłoń do twarzy Cissy i delikatnie popchnął do tyłu.
- Odejdź, zboczuchu – zawołał, jak gdyby odpędzał złowrogą wiedźmę. Owinął się materiałem w biodrach i wyszedł z brodzika na kafelki. Chwycił za inny ręcznik, którym wytarł twarz oraz tors, na końcu osuszając czuprynę na głowie. Krucze kosmyki sterczały obecnie w każdą możliwą stronę, a Landon zaczął układać z nich koślawego irokeza.
[Spoko loko, na Twoje warto czekać ;):*]
[ zamiast wysłać ten komentarz tobie, opublikowałam go pod swoją kartą .___. brawo ja! ]
Zastanowił się nad tą kwestią.
- Ty jako stała klientka będziesz mieć darmowe. Znaj moje miłosierdzie – odparł, śmiejąc się wesoło. – Trochę jak Jezus, co? – spytał po niedługiej chwili, drapiąc się po głowie. Rzucił mniejszy ręcznik na kosz do prania i spojrzał w lusterko nad umywalką. Marny irokez przechylał się na jedną stronę i Landonowi nie pozostało nic, jak tylko przyczesać włosy. Niestety czarna czupryna i tak nie chciała się go słuchać, toteż postanowił zrezygnować z jakiejkolwiek stylizacji. Same się ułożą – jak to mawiali jego kumple.
- Oczywiście, że jesteś – odparł pewnym tonem, odwracając się. Oparł się tyłkiem o umywalkę, natrafiając spojrzeniem na dość ciekawy widok. Nim Cissy do końca zasunęła drzwiczki kabiny prysznicowej, on zdążył uchwycić widok je jędrnych pośladków. Mimowolnie wygiął wargi w szerokim uśmiechu, zaraz jednak karcąc się w duchu. To w końcu była Narcisse, nie powinna tak na niego działać.
Klepnął się w czoło, mrucząc pod nosem coś w stylu „idioty” pomieszanego z „kretynem”.
- Pewnie! – zawołał momentalnie. Chyba jeszcze nigdy nie odmówił jej obiadu.
Wyszedł z łazienki i skierował się do sypialni, gdzie wciągnął na tyłek czyste bokserki, a na to szare spodnie dresowe, w których zawsze chodził po domu.
Z lekkim uśmiechem wysłuchiwała jej opowieści. No cóż, sama była zwolenniczką tego, aby dzieci po swojemu poznawały świat, próbowały różnych rzeczy. Nie oznaczało to jednak, że miała zamiar pozwolić córce bawić się w psich kupach, czy innych bardzo śmiesznych rzeczach. Ale pod kloszem nie miała zamiaru jej trzymać. Co to, to nie!
Postawiła na swoich kolanach Nathalie, dając jej w policzek małego buziaka i uśmiechając się do niej promiennie. Potem przytuliła ją, przymykając lekko powieki. Kochała ją. Całym sercem i całą duszą. W końcu dzięki tej małej dziewczynce spełniły się najskrytsze marzenia Mii. A poza tym była córką jej i Marcosa. Jak więc mogłoby być inaczej?
- Chcesz się pobawić z Lucasem? Tylko nie ubij go... - powiedziała żartobliwie. Może i ten berbeć z ładnymi oczkami miał dopiero roczek, ale swoje już potrafił zrobić. Geny. Niestety. A może i stety?
Postawiła Nathalie na ziemi, blisko chłopczyka. Mała od razu złapała za jego rączki, piszcząc i uśmiechając się od ucha do ucha. Mię radowały takie widoki.
- Pasują do siebie - zauważyła, opierając się lepiej o ławkę. - Ale razem chyba potrafiliby zdziałać zbyt wiele.
Uśmiechnął się pod nosem. Akurat o to martwić się nie musiała, bo odkąd ją poznał znacznie się zmienił w kwestii kobiet. Kiedyś jednonocne przygody były niemal weekendową tradycją, obecnie kończyło się na tańcach w klubie i tylko gdy był mocniej podpity, dochodziło do pocałunku. Niemniej jednak zdarzało się to bardzo rzadko, bo ostatnimi czasy ograniczał alkohol do dwóch, trzech piw. Z resztą miał później ogromne wyrzuty sumienia, chociaż właściwie nie miał obowiązku wierności wobec Cissy. Przynajmniej nie takiego oficjalnego, bo wewnętrznie był związany tylko z nią.
Brytyjczyk uwielbiał zapach Cyźki w każdym wydaniu. Jej szampon, mydło i perfumy tworzyły woń, która mąciła mu w głowie i potrafiłby ją rozpoznać na końcu świata. Nawet, kiedy wykorzystywała jego żel pod prysznic i tak pachniała sobą, tak wyjątkowo i specyficznie.
Już dawno temu zdecydowali o tym, że Narcisse będzie miała kilka swoich rzeczy u niego w szafie, aby podczas ranków takich jak ten miała co ubrać.
- I kto to mówi – rzucił rozbawionym tonem, kiedy blondynka stanęła przed nim w samym ręczniku. Chociaż bardzo chciał nie potrafił oderwać od niej wzroku. Strużka wody z włosów płynęła po jej szyi, dekolcie wpadając pod materiał i zostawiając za sobą wilgotny ślad. Jasne, niezłożone kosmyki dodawały jej ogromnego uroku i przez moment miał ochotę podejść i pozbyć się tego cholernego ręcznika.
Zamrugał kilkakrotnie, gdy zdał sobie sprawę z tego, o czym właśnie pomyślał. Poczuł się jak jakiś chory psychicznie i mało brakowało, a walnąłby sam siebie w czoło, aby pozbyć się tego typu myśli.
- Co będziesz chciała na śniadanie? – zapytał o pierwsze, co przyszło mu do głowy, aby zająć swoją wyobraźnię czymś innym.
[ może jakiś wątek z Lucasem? ;) mały się zgubił, Aaron go znalazł, w końcu taki super hiroł :D ]
Brytyjczyk także nie wymagał od blondynki wierności, choć widok jej z jakimś napakowanym gościem raczej nie przypadł by mu do gustu. Choć najprawdopodobniej, pomimo dzikiej zazdrości, udawałby obojętnego na to wszystko i jeszcze życzyłby jej szczęścia. Taki właśnie był Landon – potrafił powiedzieć ci wprost, że wyglądasz jak gruba świnia, zaś nie umiał wyrazić swoich uczuć. Jeśli chodziło o emocje, stawał się iście skrytym człowiekiem, mimo że na co dzień był duszą towarzystwa. Nie był pewien, czym takie zachowanie było spowodowane i właściwie nigdy nie chciał się nad tym zagłębiać. Zaakceptował siebie takiego, jakim był i nie starał się nic zmieniać, nawet jeśli zmiana wyszłaby mu na dobre.
Naprawdę trudno było mu się skupić na czymkolwiek, kiedy Cissy stała przed nim prawie naga. Ręcznik ledwo co zakrywał jej ciało i wystarczył jeden ruch, by się go pozbyć.
Śniadanie. No tak. Przecież wiedział, że Blueberg go nie jada. Ledwo powstrzymał się pod wiązanką przekleństw, która cisnęła mu się do gardła. Zadał chyba jedno z najbardziej głupich pytań, jakie mógł wybrać. Idiota.
Przełknął ślinę i uśmiechnął się delikatnie, starając się patrzeć w oczy blondynki, choć najchętniej powędrowałby wzrokiem w nieco inną stronę. Ze względu na różnicę wzrostu, pochylił lekko głowę, kiedy dziewczyna znalazła się tuż przy nim.
- Właściwie to tylko trochę – przyznał, przeczesując wilgotne włosy smukłymi palcami.
[Cyziu, a Twoja imienniczka nadal czeka :<]
[Jeśli Ci nie idzie można zmienić koncepcję. Mogą się znać i czynić odpały podobne do tych z NYCa, takie się łatwiej pisze ;)]
O’Callaghan nawet jeśli chciał wyznać komukolwiek swoje uczucia, najzwyczajniej w świecie się zacinał. Wielka gula pojawiała się w jego gardle i nie potrafił wydukać ani słowa. W końcu kończyło się na tym, iż rozmowę kończył durnym tekstem w stylu „lubię placki” albo „wiesz, że Pluton ma prawdopodobnie pięć księżyców, a nie cztery?”. Po pewnym czasie postanowił więc nie poruszać tego temu, aby już nigdy się nie wygłupić. Często działało to na jego korzyść, ale w tym wypadku najwyraźniej było odwrotnie. Choć Landon oczywiście tego nie zauważał i uparcie twierdził, że gdyby powiedział Cyźce o swoich odczuciach co do jej osoby, to zepsułby całą ich relację. A nie był pewien, czy to umiałby przeżyć. Był już uzależniony od tej drobnej blondyneczki, która za każdym razem potrafiła poprawić mu humor chociażby jednym uśmiechem.
Nie patrz w dół, nie patrz w dół – powtarzał sobie w myślach. Zerknął. Chryste, a jeśli to dostrzegła? Znów zerknął, klnąc na siebie w duchu. Ale co on poradził na to, że ręcznik naprawdę mało co zasłaniał, a przez to nie potrafił się skoncentrować. Nie na co dzień widzi się swoją coś-jakby-przyjaciółkę-ale-więcej prawie nago.
No jeszcze brakowało tego, żeby zaczęła układać mu włosy. Teraz to miał widoki i całą siłę woli przekazał na odwrócenie wzroku i wbiciu go w ścianę za dziewczyną. Odchrząknął, czując przyjemne dreszcze przebiegające po plecach i ciepło, przechodzące przez jego ciało. Pięknie, tego tylko mu brakowało…
- Nie trzeba, zrobię sobie kanapki. Z nutellą może – wymruczał, odsuwając się od dziewczyny. – Zrobię kawę – dodał, zerkając na nią i uśmiechając się dość niepewnie.
Najdziwniejsze było to, że normalnie taka sytuacja w ogóle by go nie skrępowała. Tym razem nie stała przed nim „jakaś tam nieznajoma”, tylko jego Cyźka. A to stawiało sprawę w innym świetle.
Jedyne, co w kwestii uczuć potrafił powiedzieć Landon to “ja też cię kocham” żartobliwym tonem, kierując te słowa do najlepszego kumpla, który właśnie się na niego złościł. Jeśli chodzi o poważne sytuacje, to nie potrafił nic wydukać, chociaż właściwie takowe zdarzenie nie miało miejsca już od bardzo dawna. Jednonocne przygody nie wymagały mówienia o emocjach. W rzeczywistości w ogóle nie trzeba było mówić, bo człowiek skupiał się wtedy na czymś innym.
Może, ale tego nie mógł być pewny. Był na tyle ślepy, aby nie zauważać, iż Cissy najwyraźniej też ma coś do niego. W każdym bądź razie sądził, że przespanie się ze sobą równa się końcu przyjaźni, a blondynki w żadnym wypadku nie chciał stracić.
I tak stali – on wgapiony w czubek jej głowy, a ona w jego pokryty tatuażami tors. W pewnym momencie nawet zachciało mu się śmiać z samego siebie – pan wielce odważny, zdolny wykonać najdurniejszy pomysł kumpla, a wystraszony, jeśli trzeba było powiedzieć o swoich uczuciach. Żałosne. Chyba powinien się wybrać do psychologa lub psychoanalityka, może to by mu jakoś pomogło.
- Nie musisz jeszcze iść. O dwunastej wychodzę, mogę cię wtedy odprowadzić – zaproponował, starając się rozluźni sytuację. Odszedł na bok, aby dziewczyna mogła dostać się do komody i siadł na brzegu łóżka.
Wcale nie widział gęsiej skórki na dekolcie dziewczyny, biustu uniesionego do góry, ze względu na ułożenie rąk blondynki na dekolcie oraz pośladków, które widać był spod ręcznika. Starał się za wszelką cenę pozbyć wizji, jakie pojawiły się w jego głowie.
Oczywiście, że Amelie siedziałaby cały dzień z Lucasem. Obydwoje o tym wiedzieli. Cissy niejednokrotnie opowiadała mu o swojej przyjaciółce-wariatce, która równocześnie robiła czasami za nianię synka blondynki. Ponadto szczerze uwielbiała małego Lucasa i Brytyjczyk nie przypominał sobie takiej sytuacji, aby ów Amelie nie zgodziła się go popilnować.
Odwrócił wzrok, kiedy dziewczyna schyliła się do szafki. Jeszcze by zobaczył coś, czego nie powinien, a jego samokontrola i tak już była nieźle nadszarpnięta. Ledwo co trzymał swoje emocje na wodzy, ciało także odpowiadało na takie bodźce, a on starał się to za wszelką cenę pohamować. Głębsze wdechy i śpiewanie jakiejś durnej pioseneczki w myślach nawet pomagały. Zaraz jednak wszystko szlag trafił, bo kiedy poczuł jak dziewczyna siada obok i kładzie rękę na jego dłoni, która bądź co bądź znajdowała się na udzie, wizje z powrotem powróciły do jego głowy. Niby naturalna sprawa, a mimo to czuł się dziwnie. Przyjaciółka chyba nie powinna czegoś takiego wywoływać, czyż nie?
Był zupełnie pogrążony w myślach, kiedy usłyszał te dwa ciche słowa. Na moment serce mu zamarło, by po paru sekundach ruszyć ze zdwojoną prędkością. Zerknął na Cissy, uroczą Cissy z delikatnym rumieńcem i spuszczonym wzrokiem z szczerym zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Mógł odwrócić to wszystko w żart, zmienić płynnie temat, ale… Nie. Nie tym razem.
Nie odpowiedział. Pochylił się za to, dwoma palcami unosząc podbródek blondynki. Przymknął powieki i pocałował czule dziewczynę, czując przyjemne dreszcze na plecach.
[A, czaję ;D
Chcesz moje gadu? Spiszemy się na wspólny rozdział ;)]
Sukienka naprawdę zapadała w pamięć. I to nie tylko przez fakt, że Scar niemalże nigdy nie nosiła sukienek i dzień, w którym pojawiła się w pracy w tejże mógłby zostać ustanowiony świętem narodowym. Kreacja dzięki swej lekkiej, bardzo zwiewnej konstrukcji najwiekszego babochłopa zmieniała w zmysłową, świetnie czującą się w swoim ciele kobietę. Projekt był godzien uwagi i nie tylko Chiara to zauważyła. Tamtego dnia nie było osoby, która przeszłaby obok Scarlett obojętnie.
- Ja za to ani trochę - odparła ze szczerym uśmiechem na wzmiankę o cenie. Panna Lancini przykucnęła, bo jednak niezręcznie było jej stać nad kobietą i patrzeć na nią z góry - Aż dziwne, że trudno o pani kreacje w sklepach - dodała, nie kryjąc uznania. W zasadzie nie wiedziała, czy jej projekty są w ogóle sprzedawane hurtowo.
Zerkała na chłopca i nie potrafiła powstrzymać usmiechu, gdy ten z ujmującym czarem przedstawił się. - Chiara Lancini - pewnie uścisnęła jego dłoń, drugą dłonią szperając w kieszeni. Wyjęła z niej kilka owocowych dropsów i zerknęła na blondynkę. - Można? - nie każde dziecko mogło wcinać cuksy, wolała więc spytać.
Cokolwiek by powiedziała, byłoby to kiepską wymówką z racji tego, iż kiedy u niego sypiała, zawsze zostawała co najmniej do południa. Kiedy musiała coś załatwić rankiem, wieczorem zawsze wracała do domu. Taka drobna, niepisana zasada, której jak dotąd Cissy zawsze przestrzegała. Skoro tej nocy została – nie musiała się nigdzie spieszyć.
Z głowy O’Callaghana znikły wszelkie rozmyślania, bo skupił się jedynie na drobnej blondynce. Oparł dłonie po obu stronach jej bioder i zawisł nad nią, nie przerywające pocałunku ani na moment. Z każdą sekundą stawał się coraz pewniejszy i chyba już nic nie było w stanie zmusić go do odsunięcia się od Narcisse. Poczuł przyjemne ciepło na całym ciele, gdy palce dziewczyny wplotły się w jego ciemne włosy i przyjemnie zaczęły masować jego skórę.
Musnął koniuszkiem języka wargi blondynki, następnie delikatnie je rozchylając. Pogłębił pocałunek jeszcze bardziej, nie będąc w stanie się pohamować. Serce biło coraz szybciej, krew szumiała mu w uszach. Nie było powrotu, tego nie mogli już wyjaśnić. To zdecydowanie nie była przyjacielska czułość i oboje o tym doskonale wiedzieli.
Tak samo było w wypadku Landona. Cissy rozszyfrowywała go za każdym razem, nawet wtedy gdy uparcie starał się ukryć swój zły humor spowodowany jakimś problemem. Nie miał pojęcia jak to działało – czy rozpoznawała to po spojrzeniu, uśmiechu, może gestykulacji? – ale sprawdzało się za każdym razem. To właśnie dlatego rozumieli się bez słów i mogli siedzieć w milczeniu przez długi czas. Wszystko potrafili wyczytać ze swoich twarzy.
Prawdopodobnie dopiero w tej chwili zdał sobie sprawę z tego, od jak dawna tego pragnął. Tak długo silił się jedynie na drobne buziaki w policzki, że teraz ten dłuższy pocałunek był jak spełnienie najskrytszych marzeń. Przesunął się razem z nią, dzięki czemu oboje leżeli już na łóżku. A tak dla sprostowania to Cissy leżała, bo on wciąż pochylał się nad nią, co zupełnie mu nie przeszkadzało. Wolną ręką sięgnął po ręcznik, który został gdzieś przy ich nogach i wyrzucił go na podłogę. Przesunął opuszkami palców po udzie blondynki, następnie przechodząc na kość biodrową i podbrzusze. Zatoczył okrąg wokół pępka i leniwie sunął w górę, ściskając jej pierś. Drugą dłonią wciąż opierał się o łóżko, aby nie przygnieść Narcisse ciężarem swojego ciała.
To wszystko wydawało mu się dziwnie nierealne i w jego głowie pojawił się nawet strach, że jest to zbyt piękne, aby było prawdzie i że zaraz się obudzi.
Landon od początku zdawał sobie sprawę z tego, iż normalni przyjaciele nie przytulają się w sposób, jaki oni to robili, ani ty bardziej nie podgryzają sobie płatków uszu czy nosów. Momentami wydawało mu się, że widzi coś na kształt czułości, tej specyficznej czułości, w oczach Cissy, ale przekonywał sam siebie, iż tylko coś mu się zdawało. Bo jakże by to Narcisse mogłaby się zauroczyć w kimś takim jak on? Może i było to widoczne, lecz on nie przyjmował tej wiadomości do siebie, bo wydawała mu się zbyt nierealna. Był pewien, że to wyobraźnia płata mu figle. W końcu często bywa tak, że gdy zakochamy się w pewnej osobie zdaje nam się, iż ona także coś do nas czuje, choć w rzeczywistości może być zupełnie na odwrót.
Gdy minimalnie odsunęła się od niego, by zaczerpnąć powietrza, powoli otworzył oczy. Widząc tak dobrze znany mu pogodny uśmiech, kąciki jego warg same uniosły się ku górze. Trącił końcem swojego nosa jej nos i zajrzał głęboko w jej niebieskie oczy. Zamruczał z zadowolenia, kiedy blondynka zrobiła mu malinkę na szyi i niewiele myśląc odnalazł jej wargi swoimi.
Uniósł wyżej biodra, pozwalając Cissy pozbyć się swoich spodni i bokserek. Naparł bardziej na jej ciało swoim, zsuwając się jednak nieco niżej. Wysunął język i zaczął swoją wędrówkę od jej żuchwy, zsuwając się następnie na szyję. Podgryzł skórę, pozostawiając za sobą czerwony ślad, a następnie przeniósł się na jej dekolt. Kolejnym przystankiem był rowek między piersiami dziewczyny, aż w końcu musnął językiem jej sutek.
[Wedle zyczenia, Narcyzo ;D]
Czerwonowłosa skwapliwie skorzystała z niemego zaproszenia, przysiadając na kocu. Przez dłuższą chwilę studiowała twarze kobiety i chłopca, stwierdzając ogromne podobieństwo. Nieświadoma swojego uśmiechu przyglądała się im; z kieszeni wydobyła kolejne cukierki.
Była łasuchem, oj była.
Po kurtuazyjnej wymianie grzeczności skwitowanej szerokim, pełnym radości uśmiechem panny Lancini, chętnie przeszły do rozmowy o sukienkach. - Mogłabyś zapisać mi adres tego bloga? Chętnie je przejrzę - odruchowo sięgnęła do torebki po notatnik. O nie, przecież nie miała przy sobie torebki! Wymownie spojrzała na jedną z czystych kartek, które jej zwróciła.
Na wspomnienie o blogu z asortymentem wyraźnie się ożywiła, co mogło oznaczać rychłe zamówienie. O tak, panna Lancini była urzeczona projektami Narcisse.
Młody O’Callaghan miał przed Cyzią wiele kobiet, ale tak naprawdę żadnego poważniejszego związku. Raz czy dwa był z jakąś dziewczyną przez dwa, może trzy miesiące, ale to było całe jego doświadczenie w dziedzinie bycia z kimś. Jednak odkąd poznał blondynkę nie potrafił już żyć tak, jak wcześniej. Jednonocne przygody odpadały na wstępie, a nawet zwykły pocałunek podczas tańca w klubie przyprawiał go o wyrzuty sumienia. Chyba nie pozostawało mu nic, jak pogodzenie się z faktem, iż panna Blueberg porządnie namieszała mu w głowie.
Nie potrafił stwierdzić, czy to była miłość. Być może. On nie znał tego uczucia, nie potrafił go nawet poprawie zdefiniować, bo zawsze żył z przekonaniem, iż coś takiego nie istnieje, bo jest tylko przywiązanie i pociąg fizyczny, resztę wszyscy sobie wmawiając. Narcisse miała być najwyraźniej osobą, która zmieniłaby w nim ten światopogląd.
Brunet chciał poznać każdy milimetr pięknego ciała blondynki. Wolną dłoń wciąż przesuwał po jej udzie, raz po wewnętrznej, raz po zewnętrznej stronie, od czasu do czasu wjeżdżając na podbrzusze. Wargami objął nabrzmiały sutek, który drażnił koniuszkiem języka oraz delikatnie zahaczał o niego zębami. Przez moment zastanawiał się, jakim cudem udało mu się od tak dawna przed tym powstrzymywać. Każda noc spędzona jedynie na zwykłym przytuleniu była istną męczarnią i całą swoją siłę woli przeznaczał na to, aby nie muskać wargami delikatnej skóry dziewczyny.
Landon był obdarzony rodzicielską miłością tylko do pewnego czasu. Później najważniejszą rzeczą dla rodziców była praca, a on stał się tylko pionkiem, którego trzeba było wyszkolić tak, by mógł w późniejszych latach zastąpić ojca w kancelarii. Jak widać na załączonym obrazku plan się zupełnie nie udał.
Fizycznie Cissy pociągała go od samego początku, ale wobec niej czuł dziwną blokadę, która nie pozwalała mu na jakieś głębsze zbliżenie. Zadowalał się więc jedynie dłuższymi spojrzeniami i drobnymi, czułymi gestami.
Landonowi nie przeszkadzał fakt, iż to on zajmował się obecnie Cissy, a nie odwrotnie. Chciał dać jej jak najwięcej przyjemności, a przy okazji poznać jej ciało. Każdy detal pragnął zapamiętać, chciał zobaczyć jakie bodźce odbiera najintensywniej. Szczególnie upodobał sobie piersi blondynki, których pieszczenie jemu samemu sprawiało ogromną przyjemność. Drażnił teraz drugiego sutka, sprawiając, że stawał się coraz twardszy pod wpływem jego dotyku.
Uśmiechnął się zadziornie, gdy Narcisse przewróciła go i usiadła na nim. Odchylił głowę lekko w tył, kiedy składała pocałunki na jego szyi, dłońmi przesuwając po jej plecach.
Początkowo dzieciństwo Landona było niemalże idealne. Dopiero później cała miłość i czas przeszły na pracę i pieniądze, a dorastający synalek mógł schować się w kąt. Ot, krótkie streszczenie historii jego najbliższej rodziny.
Uśmiech Cissy działał na niego jak najlepszy afrodyzjak. Wyglądała wtedy najpiękniej i prawdopodobnie mógłby patrzeć się godzinami, jak wygina swoje pełne wargi ku górze. Teraz jednak ciężko było mu się skupić na obserwowaniu, kiedy z jego ciałem działy się takie rzeczy. Wystarczył jeden drobny ruch panny Blueberg, a napięcie w jego brzuchu jeszcze bardziej się zwiększało. Nie potrafił powstrzymać przyjemnego gardłowego pomruku, kiedy smukłe palce Narcisse przesunęły się na jego męskość. Przymknął oczy, czując jak oddech z każą kolejną sekundą robi się coraz bardziej płytki i nierównomierny.
[sorka, że tak krótko, ale tak jak kazałaś – przeszłam do konkretów, a nie gadania o rodzinie :D ]
Brytyjczyk był chyba jednym z tych nielicznych facetów, których nie jarały wszystkie te laski z porno. Może jako nastolatka jeszcze go to kręciło, ale obecnie? Nie widział nic atrakcyjnego w napompowanych piersiach, sztucznych tyłkach, nosach, ustach i wszystkich pozostałych częściach ciała. W tym wypadku stawiał na naturalność.
Może i Cyźka za seksbombę się nie uważała, lecz Landon miał całkiem inne zdanie na jej temat. Zdecydowanie potrafiła sprawić, aby mieszało mu się w głowie, co doskonale było widać na załączonym obrazku. Błądząc dłońmi po jej ciele tylko utwierdzał się w przekonaniu, iż jest zupełnie idealne i nic by w nim nie zmienił.
Odwzajemniał jej czułe pocałunki, zaciskając palce na jej jędrnych pośladkach. Powietrze w pokoju nagle zdało się ocieplić o co najmniej kilkanaście stopni, aczkolwiek był pewien, iż to w pełni zasługa przyjemnych ruchów, jakie wykonywała Cissy.
W pewnym momencie z powrotem ich przewrócił, tak, że blondynka znajdowała się teraz pod nim. Powiódł palcami po jej boku, musnął opuszkiem pierś, następnie zarzucając sobie jej nogę na biodro. Nachylił się i po raz ostatni zerknął w jej niebieskie oczy, by parę sekund później namiętnie ją pocałować.
Gdyby nie wiedział o Lucasie, z pewnością nie wpadłby na to, iż Cissy ma dziecko. Nie wyglądała na kobietę po ciąży i powtarzał jej to miliony razy, w odpowiedzi słysząc o męczących treningach i diecie. Cóż, jedynym sportem jaki on sam uprawiał była koszykówka i skakanie po scenie, ale szczerze powiedziawszy nie miał potrzeby realizowania się w tej dziedzinie życia.
Landon miał specyficzną urodę, zwłaszcza dzięki modyfikacjom takim jak tatuaże. Sam obecnie nie potrafił sobie wyobrazić siebie samego bez wszystkich dziar i kolczyków. Wiedział, że nie każdemu się to podoba, ale on czuł się dobrze w swoim ciele.
Nie potrafił się już dłużej powstrzymywać. Pchnął biodra, zagłębiając się powoli we wnętrzu dziewczyny. By stłumić pomruk, jaki cisnął mu się do gardła, wpił się w słodkie wargi blondynki. Paznokcie wbite w skórę jego pleców przyprawiały go o przyjemny ból, łączący się z rosnącą przyjemnością.
[ Możliwe, możliwe, on tam jeszcze gdzieś egzystuje, ale już raczej nieużywany, to trzeba było go gdzieś wsadzić.
Ach, to czekam, czekam ; > ]
Wargi Cissy były przyjemnie miękkie i Landon nie był w stanie zmusić się do oderwania od nich, nawet gdy zaczęło mu brakować powietrza. Dopiero gdy jego płuca uparcie zaczęły się domagać świeżej porcji tlenu, odsunął się minimalnie od blondynki, biorąc głębszy wdech. Pochylił ponownie głowę i musnął ustami żuchwę dziewczyny, następnie przesuwając się na gorącą skórę szyi. Musnął koniuszkiem języka miejsce, pod którym ciągnęła się tętnica i skierował się ku dołowi, kolejny przystanek robiąc przy obojczykach.
Ruchy jego bioder stawały się coraz płynniejsze, jak i szybsze. Źródło przyjemnego napięcia miało miejsce w podbrzuszu, a mimo to czuł je każdym kawałkiem swojego ciała. Ciche pomruki Narcisse jeszcze bardziej go nakręcały i z każdą sekundą pragnął jej coraz bardziej.
Powietrze było tak gęste, iż można by je kroić tasakiem, tak przynajmniej zdawało się Landonowi. Powietrze wciągnięte do płuc, zdawało się palić go od środka. Kosmyki czarnych jak smoła włosów przykleiły się do jego wilgotnego czoła, lecz w tym momencie nie bardzo mu to przeszkadzało, mimo iż w innej sytuacji zdążyłby je odgarnąć jakieś pięć razy. Obecnie w stu procentach koncentrował się na Narcisse, którą pragnął zadowolić w każdym stopniu. W żadnym wypadku nie przeszkadzał mu fakt, iż to on dominuje, ponieważ nie przepadał za byciem osobą bierną, zwłaszcza w kontaktach z kobietami. Być może zabrzmi to dziwnie, ale czuł się wtedy... mało męski. Ale cóż, każdy ma jakieś zboczenia, o ile można to tak nazwać.
Dźwięk swojego mienia w jej ustach, pomieszany z cichym jękiem, spowodował przyjemne dreszcze, które przebiegły mu wzdłuż kręgosłupa. Napięcie w jego ciele coraz bardziej się zwiększało i czuł, że jeszcze chwila dzieli go od spełnienia. Wrócił więc ustami do warg Cissy, po których powiódł językiem.
Landon nie przypominał sobie równie dobrego seksu jak ten. Może było to spowodowane po części uczuciami, jakie kierował w stronę Cissy. Inne dziewczyny nie miały dla niego większego znaczenia i był to tylko akt cielesny; w tym wypadku było zupełnie inaczej, bo emocje mieszały się z fizycznymi doznaniami.
Pchnął biodra po raz ostatni, kiedy głośny jęk wydarł się z gardła blondynki. Mocne skurcze objęły jego przyrodzenie, przyprawiając i bruneta o błogostan. Przyjemny pomruk uciekł spomiędzy jego rozchylonych warg, wpasowując się w gorącą atmosferę, jaka między nimi panowała.
Odwzajemnił silny pocałunek, jakim go obdarowała i przewrócił się na pościel, ciągnąc Cissy na siebie. Objął ją ramionami w pasie, dłonie umiejscawiając na pośladkach, zaś wargami delikatnie muskał usta dziewczyny, patrząc się jej jednocześnie w oczy.
Brunet miał wiele udanych stosunków za sobą, ale zwykle czuł się spełniony jedynie w sensie fizycznym. Obecnie, czując gorące ciało Cissy przy swoim i jej słodki oddech na twarzy, wiedział, że i jego psychika została zaspokojona. W końcu, pomimo że nie padły żadne słowa, wszystko zostało powiedziane. Nie było już chowania się za uśmiechami i całusami w policzek.
Miał tylko głęboką nadzieję, że ten jeden raz nie przekreśli całej ich przyjaźni. Może i nie znali się zbyt długo, ale Landon nie wyobrażał sobie przyszłości bez tej drobnej blondynki.
Chciał się odezwać, lecz żadne odpowiednie słowa nie przychodziły mu do głowy. Larkin miauknął w pokoju obok, domagając się zapewne jedzenia, promienie słoneczne oświetlały sypialnię... Na pozór nic się nie zmieniło. O'Callaghan czuł jednak, że nie będzie już tak samo jak wcześniej i najwyraźniej ta wiedza, odbierała mu mowę.
Uśmiechnął się tylko i przesunął dłońmi po aksamitnej skórze dziewczyny. Musnął opuszkami łopatki i ramiona Cissy, sunąc następnie z powrotem w dół.
On także nie miałby nic przeciwko leniuchowaniu przez resztę dnia, zwłaszcza z Cyźką u boku. Był pewien, iż teraz jeszcze trudniej będzie mu się z nią rozstawać. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, iż Cissy musi wrócić do Lucasa, gdyż Amelie nie mogła się zajmować chłopcem przez wieczność.
- Za co? - spytał głupio, delikatnie ją całując. Uważnie obserwował jak się ubiera, zwracając uwagę na każdy, nawet najdrobniejszy ruch.
- Uwielbiam cię - wymruczał, siadając na łóżku. Sięgnął po bokserki, leżące na podłodze, po czym wciągnął je na tyłek. Zajął znów miejsce pośród rozwalonej kołdry, ponownie przenosząc wzrok na pannę Blueberg. Gdy blondynka się nad nim pochyliła, wsunął dłoń pomiędzy jej włosy i odwzajemnił czuły pocałunek, nie mając dość jej słodkich ust nawet na moment.
- Widzimy się na obiedzie, tak? - spytał, aby się upewnić.
- Jak najbardziej! - odparł, mrucząc cicho z zadowolenia, kiedy Cissy złożyła kolejny pocałunek na jego ustach. Na wzmiankę o jedzeniu poczuł pustkę w żołądku i postanowił zaraz po wyjściu blondynki, zrobić sobie jakieś śniadanie.
Odprowadził dziewczynę do drzwi i na pożegnanie jeszcze raz musnął jej wargi swoimi.
Punkt szesnasta zjawił się pod mieszkaniem Narcisse. Zapukał, niepewnie przeczesując ciemne kosmyki smukłymi palcami. Kiedy mówił o wyjściu w południe, miał na myśli wizytę u fryzjera. Początkowo zamierzał tylko podciąć włosy, jako że wpadały mu już uparcie do oczu, lecz znajomy zaproponował mu nieco... drastyczniejszą zmianę. Jego krucze włosy, które sięgały mu już ramion zostały znacznie ostrzyżone i ułożone w ponoć modną fryzurę, którą wiatr i tak zdążył już zniszczyć. Czuł się dość dziwnie po tej zmianie, ale nie mógł powiedzieć, że mu się nie podoba. Musiał się tylko przyzwyczaić.
Obecnie zaczesane były po części na prawo, lecz kilka kosmyków uciekło do tyłu i na jego czoło. Fryzjer wpakował na niego chyba tonę jakiś świństw i Landon marzył tylko o omyciu głowy. No i zjedzeniu pysznego obiadu, ale to całkiem inna sprawa.
Zagryzł wargi, słysząc kroki po drugiej stronie drzwi. Był ciekaw reakcji Cyźki.
Landon tego dnia także był bardziej pogodny niż na co dzień. Przez cały czas lekki uśmiech błąkał mu się po twarzy, a co drugi przechodzień przyglądał mu się dziwnie, jak gdyby nagle wyrosła mu druga głowa albo trzecia ręka. Zdawało mu się nawet, że szczęście biło od niego w promieniu kilkunastu kilometrów.
Cóż, mina zrzedła mu dopiero u fryzjera, gdy zobaczył swoje ostateczne uczesanie. Niby sam zgodził się na podcięcie, ale nie sądził, iż będzie to aż tak ogromna zmiana.
Wypieki Cissy uwielbiał równie mocno, co ją samą. Był zdania, iż blondynka ma do tego ogromny talent i wpadał na jej obiady tak często, jak tylko się dało.
- Aż tak źle? - jęknął, wchodząc do przedpokoju. Oczywiście schylił lekko głowę, aby nie uderzyć się we framugę - wzrost robił swoje. Zsunął buty ze stóp i zerknął w lustro, ponownie przeczesując włosy palcami. Boże, przez następne pół roku nie zdoła się do tego przyzwyczaić.
Brunet wciąż nie był przekonany do nowej fryzury, lecz mimo to uśmiechnął się w odpowiedzi na słowa dziewczyny. Sam zdołał się zorientować po tych paru zerknięciach w lustro, że już nie wygląda jak zbuntowany dzieciuch, ale dorosły facet. Był ciekaw jakie zdanie na ten temat będą mieli jego kumple z zespołu, choć znając życie, najpierw walną porcję jakiś sarkastycznych uwag, a dopiero potem przyznają, że nie jest źle.
- Cieszę się, że ci się podoba – przyznał, obejmując ją w pasie. Nachylił się, aby złożyć drobny pocałunek na jej ustach, lecz w tej samej chwili do przedpokoju wszedł Lucas. Widząc malca, który aprobuje jego nowy wygląd, przykucnął i przybił mu piątkę.
- Cześć przystojniaku – przywitał się, mierzwiąc chłopcu włosy. Zaśmiał się, słysząc wzmiankę o jedzeniu, a gdy Lucas posłusznie poszedł do kuchni, podniósł się i ponownie przysunął do Cissy. Nachylił się nad blondynką i musnął jej wargi swoimi.
[Ej, bo cały czas miałam na uwadze ten ostatni raz, kiedy nie szło Ci odpisywanie, więc dałam Ci spokój i czas :(
Btw, mam pomysła na notkę. Będzie mi potrzebny Twój syn ;D Napiszę Ci może jutro na gadu, bo póki co wybywam z domu. A jeśli nie napiszę, przypominaj się, proszę, bo rzadko ostatnio bywam na gg :)]
[ Dobra, będzie ciekawiej XD ]
Nie chciał pokazywać przy Lucasie, iż nagle coś więcej zaczęło łączyć jego i Narcisse, dopóki blondynka sama nie zdecyduje się mu o tym powiedzieć. Dlatego dopiero kiedy upewnił się, że czterolatek zniknął w kuchni, przysunął się bliżej Cyźki. Odkąd wyszła z jego mieszkania marzył tylko o tym, by znów móc posmakować jej słodkich warg. Przyciągnął ją do siebie, trzymając mocno w ramionach, tak jakby chciał jej dać do zrozumienia, że nie zamierza jej z nich tak łatwo wypuścić.
- Tęskniło mi się już - wymruczał z uśmiechem, wplatając smukłe palce w jej jasne włosy. Bliskość jej ciała wywoływała w nim gorące wspomnienia z wspólnie spędzonego poranka i brunet miał ochotę na powtórkę z rozrywki. Pewnie gdyby byli sami, nawet by się nie wahał i od razu zaciągnął ją do sypialni. Albo na kanapę. Ewentualnie stół lub podłogę.
- Pewnie, że pójdę - zgodził się bez namysłu, unosząc wyżej kąciki ust. Nie miał żadnych planów na dzisiejszy dzień, toteż od razu przystał na jej propozycję.
Sam tembr głosu blondynki wywoływał przyjemne dreszcze na jego plecach. Przyparł dziewczynę do ściany w przedpokoju i ponownie nachylił się, rozchylając jej wargi językiem. Miał tylko nadzieję, że Lucas nie przyjdzie tutaj by sprawdzić, czemu tak długo się witają, bo prawdopodobnie ciężko byłoby wyjaśnić, jak tak szybko z pozycji przyjaciół przeszli na bycie parą. Bo byli razem, prawda? Niby nieformalnie, niby od kilku godzin, ale chyba inaczej nie dało się tego określić? A może znów oleją wszelkie szufladki i pozostaną w dziwnej relacji bez nazwy?
Niechętnie odsunął się od Cissy i przeszedł za nią do kuchni. Zajął miejsce naprzeciw czterolatka i posłał w jego stronę przyjazny uśmiech. Lucas był jedynym dzieckiem, jakie Landon lubił. Wszelkie inne najzwyczajniej w świecie go drażniły.
- Smacznego - powiedział, gdy Cyźka postawiła przed nim talerz.
Lucas był chyba jedynym dzieckiem, które lubiło Landona, a Brytyjczyk lubił jego. Większość dzieci wydawała mu się zbyt hałaśliwa, energiczna, marudna, niezdarna… I tak dalej, można by wymieniać do końca. Brunet najzwyczajniej w świecie miał swojego rodzaju niechęć do małolatów, właściwie nieuzasadnioną. Od zawsze go drażniły, a czterolatek był jedynym wyjątkiem. Może fakt, iż był to syn Cissy, jego kochanej słodkiej Narcisse, sprawiał, iż O’Callaghan faktycznie go polubił? Bardzo prawdopodobne.
Uśmiechnął się, kiedy Lucas zaczepił kolejnego przechodnia z psem. Chłopiec wręcz zarażał innych swoją radością, co z pewnością odziedziczył po matce.
Czując, jak Cyźka wplata swoją drobną dłoń w jego, delikatnie splótł ich palce ze sobą. Odwrócił w jej stronę głowę i posłał jej ciepły uśmiech. Kiedy znaleźli się w ZOO, kupił dwa bilety dla dorosłych i jeden ulgowy, po czym mogli zacząć zwiedzać.
Pomysł Narcisse był rzecz jasna bardzo dobry, jeśli nie genialny. Tylko na chwile obecną Amelie nie w smak była praca dla komercyjnej projektantki, choć wiedziała, że każda praca w jej zawodzie jest dobra, bo i nie łatwo o nią przecież było. Jednak, jak każdej osóbce z jej wydziału, marzyła się wielka kariera, własne pokazy, atelier i wszystko co najlepsze, a związane z modą. Owszem, było to jeszcze głupiutkie i naiwne przeświadczenie, o czym Amelie zdawała sobie sprawę coraz bardziej, jednak nie potrafiła się tych marzeń wyzbyć, bo w końcu to one były motorem napędzającym ją do działania. I to w zasadzie każdego dnia.
- Tak.- mruknęła trochę nieprzytomnym głosem, zupełnie jakby przed chwilą płakała, co na szczęście nie miało miejsca.- Masz rację i... i naprawdę mi pomożesz?- zadała to naiwne pytanie, choć znała na nie odpowiedź, ale patrząc na Cissy tym pełnym nadziei wzrokiem, po prostu potrzebowała jeszcze mocniej utwierdzić się w tym, iż ma w jej osobie wsparcie. Zwłaszcza w tych ciężkich chwilach.
Lucas, słysząc o warsztatach plastycznych, od razu postanowił się tam wybrać. Po krótkiej rozmowie z pracownikiem ZOO dowiedzieli się, iż jest to wydarzenie całkowicie bezpłatne i bezpieczne, jako że władze miasta zapewniły opiekę dzieciom, dając tym samym trochę wolnego czasu zmęczonym rodzicom. Cóż, oni dopiero co weszli i nie zdążyli nawet się zmęczyć, ale Landon nie miał nic przeciwko dłuższej chwili, którą mógł spędzić sam na sam z Cissy.
Kiedy stanęli we dwójkę na środku alejki, przysunął się do blondynki i objął ją w pasie. Ignorując spojrzenia przechodzących obok małżeństw z dziećmi, nachylił się musnął jej wargi swoimi.
- A na co masz ochotę? – wymruczał do jej ucha, lekko podgryzając skórę na jej szyi.
Wspomnienia z poranka znów powróciły, a bliskość ciała Cyźki spowodowała, iż spodnie zaczęły go nieco… Ekhm, cisnąć. Co miał jednak poradzić na to, że Narcisse właśnie tak na niego działała?
- Mamy godzinkę czasu, możemy to jakoś produktywnie wykorzystać – mruknął rozbawionym tonem, kreśląc palcem wskazującym niezidentyfikowane wzory na jej plecach.
Prawdopodobnie fakt, iż oboje hamowali swoje potrzeby od tylu miesięcy sprawiał, że teraz tak bardzo siebie pragnęli. Landon myślał o Cissy od momentu jej wyjścia z jego mieszkania, do chwili obecnej. Nawet u fryzjera nie mógł powstrzymać porannych wspomnień i tylko głębsze oddechy pomogły mu w kontrolowaniu swojego ciała, które ciągle domagało się bliskości blondynki.
- Może i być środek alejki – przyznał, śmiejąc się cicho. Zamruczał z zadowolenia, kiedy smukłe palce Cyźki wślizgnęły się pod jego koszulkę. Przyjemne dreszcze przebiegły mu po plecach, kiedy zaczęła drażnić skórę na jego podbrzuszu swoimi paznokciami.
- Chyba mam pomysł – stwierdził, chwytając ją za rękę. Pociągnął ja do pobliskiego budynku, gdzie znajdowała się knajpa. Odszukał łazienki i wszedł do tej dla matek z dziećmi – największej i pojedynczej kabiny, w której nikt nie będzie im przeszkadzał. Wpuścił Narcisse pierwszą do środka, następnie zamknął za nimi drzwi i przekręcił kluczyk.
Dla Landona było to oczywiste w chwili, gdy Cissy zgodziła się na puszczenie Lucasa na warsztaty plastyczne. Nie miał ochoty zmarnować danego im czasu na oglądanie zwierząt w klatkach czy popijanie kawy. Nie był pewien, czy wieczór będzie należał do nich, bo Amelie nie mogła w kółko zajmować się czterolatkiem. Z resztą doskonale wiedział o tym, iż Narcisse nie lubi zbyt często zostawiać synka pod opieką kogoś innego. Dlatego postanowił wykorzystać tę godzinę jak najlepiej.
Przesunął wzrokiem po niemalże nagim ciele blondynki i mimowolnie wygiął usta w zadziornym uśmieszku. Przysunął się do Cissy i wpił zachłannie w jej wargi, za którymi zdołał już zatęsknić. Powiódł dłońmi po jej boku, zaciskając palce na jej jędrnych piersiach. Parę sekund później pozbył się stanika, który wylądował na podłodze tuż obok sukienki. Wolną ręką powiódł po jej płaskim brzuchu, palcem zatoczył okrąg wokół pępka, następnie zahaczając kciuk o jej majtki. Zaczął je powoli zsuwać, jednocześnie zniżając się i muskając wargami skórę na jej podbrzuszu. Wysunął język, a jego koniuszkiem podrażnił łechtaczkę dziewczyny, dłonie umiejscawiając na jej udach.
Landon nie sądził, aby Cyźka kiedykolwiek go znudziła. Jeśli chodzi o seks to przeszłość miał całkiem bujną, nie można powiedzieć, że nie, lecz obecnie nie potrafił sobie wyobrazić sytuacji, w której Narcisse miałaby go przestać pociągać. Mieli do nadrobienia dość spory kawał czasu, a on stale czuł pożądanie względem blondynki.
Brunet jeszcze nie zastanawiał się nad „miłością”. Fakt faktem czuł coś silnego do Cissy, ale nie był chyba jeszcze w stanie tego określić. Z resztą nigdy nie był dobry w wyrażaniu swoich emocji, chyba że chodziło o te negatywne. Potrafił dać upust złości, ale nie przyznawał się do przywiązania do drugiej osoby.
O’Callaghan wiedział, że Lucas był i zawsze będzie na pierwszym miejscu w hierarchii Cyźki, ale zupełnie mu to nie przeszkadzało. Tak właśnie postępowały dobre matki – uważały swoje dzieci na najważniejsze. Niestety, rodzicielka Landona była zupełną przeciwnością Narcisse.
Głośne westchnięcie dziewczyny tylko zmotywowało go do działania. Odważniej przesunął językiem po jej łechtaczce, następnie muskając ją wargami i delikatnie ssąc. Dłonie przesunął z jej ud na pośladki, na których zacisnął smukłe palce. Chłodnym, metalowym kolczykiem w dolnej wardze niby przypadkiem drażnił najwrażliwsze miejsca, zaś językiem zataczał okręgi wokół wejścia do jej wnętrza.
Brytyjczyk, jako poboczny obserwator, pozwolił sobie na stwierdzenie, iż Cissy jest naprawdę dobrą matką. Bardzo młodą matką, warto dodać, która doskonale dawała sobie radę sama. Czasami się dziwił, skąd w tej drobnej blondynce znajdują się tak ogromne pokłady siły. Lucas, choć energiczny, był grzecznym chłopcem, a przynajmniej w obecności Landona. Jeszcze nigdy nie widział, aby czterolatek sprawiał jakiekolwiek problemy.
O’Callaghan nie martwił się tym, iż ktoś może ich usłyszeć. Łazienka dla matek z małymi bąblami była odsunięta od dwóch pozostałych i najwyraźniej nieczęsto używana, bo odkąd do niej weszli, nikt jeszcze nie dobijał się do drzwi. Z resztą w knajpie panował taki hałas, iż nikt nawet nie usłyszałby jęków dochodzących z końca korytarza.
Brunet nie przerywał pieszczoty nawet na moment. Przesuwał językiem po najwrażliwszych na dotyk miejscach, wsuwał go od czasu do czasu we wnętrze dziewczyny, by następnie wrócić do łechtaczki, którą obejmował wargami i delikatnie ssał. Przyjmował jej soki jako pochwałę i równocześnie zachętę do dalszego działania.
Nie przeszkadzało mu, że w tym momencie to on działa. Chciał dać Cissy jak największą przyjemność, bo w jego mniemaniu zasługiwała na wszystko, co najlepsze.
Dla Landona to nie była nowość. Z resztą, jak to się mówiło? Kobieta potrzebuje powodu, mężczyzna tylko miejsca. Tak było w wypadku O’Callaghana, kiedy jeszcze bawił się w przygody z nieznajomymi, których imienia nawet nie znał. Wcześniej było mu zupełnie obojętne, czy zrobi to w klubowej toalecie, w sypialni czy w przebieralni sklepowej. Wszystko działo się zupełnie spontanicznie, bez głębszego pomyślunku. Dopiero po poznaniu Cissy się zmienił. Może po części nawet wydoroślał, przynajmniej w tej kwestii. Choć nie do końca, co widać doskonale po akcji z ZOO.
Narcisse dawała mu ten komfort bycia sobą. Mógł być tym dzieciakiem, grającym na PS, nastolatkiem z głupimi pomysłami i dorosłym facetem, załatwiającym sprawy związane z zespołem. Żadna jego odsłona nie przeszkadzała blondynce, szanowała go takim, jakim był. To samo działało w drugą stronę – Cissy podobała mu się zarówno jako opiekuńcza matka dla Lucasa, jak i dziewczyna, która chciała trochę zaszaleć.
Czując, jak Blueberg ciągnie go ku górze, posłusznie wstał. Uśmiechnął się kącikami ust, widząc jej zarumienione policzki. Przesunął dłonią po jej szyi i ujął jej podbródek między palce, zatracając się w głębokim pocałunku, w jakim się złączyli. Mruknął znacząco, gdy ręka dziewczyny powędrowała do jego bokserek, które chwilę później wylądowały na podłodze. Naparł bardziej na jej ciało, ocierając się kroczem o jej wilgotną kobiecość. Musnął wargami jej żuchwę, zsuwając się następnie na wgłębienie w szyi.
Prześlij komentarz