LISTA POSTÓW

piątek, 20 lipca 2012

Frank Lawler to obecnie dwudziestoczteroletni mężczyzna, student dziennikarstwa. Pochodzi z niezbyt zamożnej rodziny z Los Angeles. Mając siedem lat, razem z rodzicami (Allie i John Davies) oraz dwoma siostrami (Catherine; Elizabeth), przeniósł się do Bostonu.. Nie zabawiwszy jednak tam zbyt długo, bo zaledwie rok, postanowił jechać dalej. Zwiedził niemalże pół kraju, by ostatecznie osiąść w Amsterdamie, gdzie w końcu podjął studia.
Frank to typowy nocny marek, zależny od swojej weny. Na koncie ma jedną książkę, burzliwy debiut z 2005 roku zatytułowany "Apogeum wieczności", dzięki któremu jego sytuacja finansowa w końcu uległa znacznej poprawie. Obecnie szuka natchnienia przechadzając się pełnymi turystów ulicami, próbuje zebrać myśli w chaosie (to w nim lepiej ostatnio się odnajduję), co jakiś czas odpoczywając, uczęszcza na wykłady.
Ku wielkiej rozpaczy całej rodziny, a, o dziwo, ogromnemu zadowoleniu ojca, odziedziczył wszystkie cechy charakteru po matce. Zawsze był przygotowany na każdą ewentualność, prawdopodobnie wyssał to z jej mlekiem. Jest niemalże równie zawzięty jak Allie, co za tym idzie Frank do tej pory najlepsze relacje ma z rodzicielką, z którą stara się rozmawiać kilka razy w tygodniu przez telefon, z siostrami zaś kontaktuje się sporadycznie. Odkąd przestał obchodzić chrześcijańskie święta i stał się pełnoprawnym (nie)posiadaczem żadnej wiary raczej nie wpada już do rodzinnego domu.
Był dziwnym dzieckiem, nie znoszącym zabawy na świeżym powietrzu. Od najmłodszych lat wiadomo było, że to typ indywidualisty, intelektualisty. Zamiast zabawy w śniegu preferował ustronne zacisze własnego umysłu. Częściej zamieniał podwórkowe wrzaski w srogą, kojącą ciszę niż parkowe bijatyki. Pomimo młodego wieku potrafił docenić piękno licznych słownych potyczek i przy ich pomocy tworzył swoją własną, całkowicie awangardową sztukę, wysnutą z pajęczyny czarnych myśli. W jego umyśle kłębiły się nieraz przerażające wizje, których sam potrafił się naprawdę przerazić. Dorastał wierząc, że może liczyć i ufać tylko sobie, pozbywając się jednocześnie wszelkich uczuć i naiwnie wypełniającej pustkę w sercu nadziei. Zdążył znieczulić samego siebie na każde okrucieństwo przewijające się od setek lat przez zbroczoną krwią historię ludzkości. Oczami wyobraźni odnajdywał własne miejsce pośród wybitnych indywidualności, zdolnych podążać za swymi przekonaniami bez zważania na wszystko. Zaślepiony podłą władzą nad słabszymi już dawno wymazał wyrzuty sumienia z kart swego umysłu. Jednak nie wszystko poszło tak, jakby to sobie wymarzył.
Obecnie Frank zaniechał traktowania ludzi z góry, zaczął patrzeć na nich przez nieco inny pryzmat, zwracając większą uwagę na wnętrze aniżeli piękną okładkę. Zweryfikował swoje priorytety i pomału zaczyna rozglądać się za kimś, z kim mógłby spędzić razem choć połowę swego życia. Stał się nieco bardziej życzliwy i uczynny, ale dalej potrafi niespodziewanie (dla siebie i innych) wbić komuś nóż w plecy. Czasem nieumyślnie rani ludzi swą szczerością, bądź sarkastyczną uwagą. Uwielbia słowne gierki, drobne przekomarzania się. Jeśliby mógł, to najchętniej wcale nie wychodziłby z mieszkania, tylko zakopywał się pod stertą milionów książek i chłonął je niczym gąbka wodę.
Podświadomie lubi zaskakiwać ludzi. Jest nieco zamknięty w sobie, sprawia wrażenie wycofanego, jakby specjalnie był dwa kroki w tyle, co poniekąd wiąże się z jego zawodem. Nigdy nie potrafił otwarcie mówić o własnych uczuciach czy też problemach i o tej pory ma z tym pewne problemy i wcale nie stara się ich rozwiązywać. Wychodzi z założenia, że wszystko co przytrafia się w życiu człowieka ma jakiś sens, bardzo często niewidoczny na pierwszy rzut oka, ukryty między wierszami.
Mierzy ponad metr osiemdziesiąt pięć. Ciemnobrązowe, niemalże czarne oczy okalają długie rzęsy, czasami tuż pod nimi można zauważyć również ogromne worki. Jego włosy, przypominające kolorem poranną kawę, wiecznie pozostając w nieładzie. Frank rzadko kiedy zalicza bliższe spotkanie z jakąkolwiek żyletką czy golarką toteż jego twarz najczęściej pokrywa dwu-trzydniowy ciemny zarost. Fioletowawy tatuaż po lewej stronie szyi pamięta jeszcze szalone czasy wczesnej młodości, choć on sam nie potrafi przypomnieć sobie okoliczności jego powstania.
"Apogeum wieczności" ukazało się nakładem wydawnictwa "Scribble" w 2009 roku. To historia siedemnastoletniej Sophie, którą czytelnik poznaje, gdy w wypadku samochodowym ginie jej matka, Anabelle. Od tej pory Sophie mieszka sama ze swoim ojczymem, Johnem. Zaczyna szukać sposobu, by ukoić ból. Pomału odtrąca od siebie po kolei wszystkich przyjaciół i biednego Angela, który już od kilku lat bezskutecznie próbuje zdobyć jej serce. Pewnego dnia nieświadomie zaczyna uwodzić Johna. Zaskoczona odkrywa, że w podobnych momentach potrafi na chwilę wyłączyć swój umysł.
Sophie znajduje się w środku błędnego koła, z którego nie może uciec, w którym pozostanie już na zawsze zawieszona gdzieś pomiędzy tym, co można, a tym, czego się pragnie. To książka nieetyczna, opowiadająca o poszukiwaniu siebie, odkrywaniu pomału własnych uczuć i chęci wyzbycia się ich korzystając z najkrótszej możliwej drogi. "Apogeum wieczności" to rozbudowana metafora, w której odzwierciedlenie znajduje sens niektórych wydarzeń z życia Franka Daviesa.

5 komentarzy:

foksu pisze...

[Frankie, mój ty najdroższy!]

Unknown pisze...

[Powiązanie/wątek?]

foksu pisze...

Dobrze, że pomimo upalnego dnia, gdzie to człowiek nie mógł oddychać spokojnie, noc należała do tych znacznie chłodniejszych. Ludzie nawet skłonni byli założyć grubsze bluzy, gdy podmuch nocnego, letniego wiatru okalał skórę człowieka, ziębiąc ją, przez co pojawiała się gęsia skórka na ciele.
Lilianne szła niewzruszona taką pogodą, ponieważ uwielbiała chłodne wieczory. Z pewnością lepiej było coś więcej założyć, niż ściągać więcej aż zostać nagim, a i tak się czuje ten upał, prawda? Wtedy to nawet modlitwy do tego, w którego się wierzy, nie pomogą.
Akurat dzisiejszy wieczór oraz noc spędzone miały zostać w łóżku, gdzie rudowłosa wczytywałaby się w jakąś nużącą lekturę, która wprowadziłaby ją w senny stan. Zdała sobie sprawę, że pozostawienie Henriksenowi numer telefonu, by dzwonił, kiedy zajdzie potrzeba, było złym pomysłem. Plusem jednak było zarobienie kolejnych pieniędzy, żeby móc sobie odłożyć na jakieś bibeloty.
Po kilku godzinach w klubie, gdy klientów było ponad maksymalną stawkę, wjechała na miejsce parkingowe naprzeciw kamienicy. Człowiekowi mogłoby się zdawać, że nocą jest święty spokój. Prawda była taka, że jeśli to było centrum stolicy to nigdy nie można było zaznać spokoju. O tym dziewczyna się przekonała, żyjąc dwadzieścia lat w Londynie i kolejny rok w Amsterdamie. Kilku mężczyzn kroczyło w stronę dzielnicy Czerwonych Latarni, inni stamtąd wracali, a młodsi mieszkańcy Holandii kroczyli ze świeżo zrobionymi skrętami.
Holmes sięgnęła do bagażnika, z którego wzięła zakupy, jakie zdążyła zrobić w drodze do domu. Dopiero zauważyła, że ona od wyjścia ranem, nie była jeszcze w swoim lokum, więc teraz z pewnością zachce jej się wracać szybszym krokiem. Trzasnęła drzwiami bagażnika i skierowawszy się do klatki schodowej, zaczęła wchodzić po odrestaurowanych schodach.
Była pewna, że Frank już dawno skończył robić swoje, więc poszedł spać.
Będąc pewną swojej myśli, wkroczyła do mieszkania dość cicho, jedynie przeklinając w myślach na te klucze, co tak niemiłosiernie brzęczały z każdym krokiem. Jeszcze ten mrok panujący w mieszkaniu zmusił ją do tego, by machnęła dłonią po ścianie kilka razy szukając włącznika. Gdy już to zrobiła, wystarczyły trzy kroki by dostać się do kuchni, jednak zanim tam wkroczyła, zaniosła się krzykiem i natychmiast odwróciła plecami.
- Frank, do cholery jasnej - zaczęła z jakimś to skrępowaniem w głosie - Może i mieszkamy już kilka miesięcy pod jednym dachem, ale naprawdę... zaoszczędź mi - dodała, powstrzymując się od śmiechu, bo chyba samej sobie przeczyła.
No ale nago, w kuchni? Bez przesady, o.

Unknown pisze...

[Liczyłam na pomysł z Twojej strony, a ja bym zaczęła ;]

Flo Johnson pisze...

[masz jakiś pomysł na wątek? a ja wtedy - promise - zacznę :)]