LISTA POSTÓW

piątek, 20 lipca 2012

Du­ma bez po­kory - to próżność; po­kora bez du­my - to podłość.

Jacob Beniamin Moore Jr.

Czyli kto?

Pan Obrotny, Pan Przedsiębiorca, Pan Inwestor, Pan Właściciel, Pan Milioner.

Pan Idealny?

Pan Samolubny i Pan Pyszny. Nieidealny popapraniec. Pan Wybredny i Pan Działający Charytatywnie.

Przerost formy nad treścią?

Drogie zegarki, szyte na miarę garnitury, idealnie ułożone włosy, wyprasowane koszule, wypolerowane buty, perfekcyjny uśmiech, żywotne błyski w błękitnych oczach. Wyraźne, ostre i regularne rysy twarzy. Sto dziewięćdziesiąt siedem centymetrów wzrostu. Zadbany, kontrolowany dwudniowy zarost. Ciemno blond kosmyki przystrzygane przez drogiego fryzjera. Wąskie wargi, twarde, ale potrafiące przynieść rozkosz. Duże dłonie, z wyczuciem uderzające o klawisze drogiego fortepianu. Proste plecy, szerokie barki, wąskie biodra. Wysportowana sylwetka. Wyprofilowana szczęką, odstające kości policzkowe, głęboko osadzone oczy o magnetycznym spojrzeniu. Wyraz twarzy budzący zaufanie.

Ambicje?

Skąd. Dziedzictwo. Fortuna ciężko zarobiona przez przodków. Bystry umysł przyćmiony żądzą bogactwa. Silne ciało poddające się przyjemnością.

Hedonista?

Przyjemności i jego własne dobro na pierwszym miejscu. Dwudziestoośmioletnie ciało dbające jedynie o siebie. Idealnie wyrzeźbione mięśnie, idealna kondycja, idealny wzrost.



Pan Idealny?

Mówiłam, że nie. Pan Głupi. Nie znający życia. Będący otumaniony luksusami. Bystry, acz stępiony, niegdyś podążający za wiedzą. Niegdyś podróżujący i szukający sensu swojego życia. Obecnie osiadły na laurach, obecnie zarządzający wielkimi włościami na obrzeżach Amsterdamu. Obecnie właściciel sieci hoteli i trzech galerii sztuki. Przymierzający się do kupna dużego teatru w centrum miasta.

Wykształcony?

A jakże. Ukończone dwa kierunki. Marketing i zarządzanie. Z wyróżnieniem. Nauki politologiczne - całkiem zadowalające. Sprytny, przebiegły, działający na swoją korzyść, nieznający współczucia. Działalność charytatywna wymusza przez dobrotliwą mateczkę. Szanujący kobiety, które według niego na to zasługują. Przebierający w nich, jak w skarpetkach, których ma dwie szuflady. 

Kobieciarz?

Może. Próba odepchnięcia od siebie kobiety, którą naprawdę kochał była trudniejsza, niż przypuszczał. Nurzanie się w ekstazie i bogactwie przyniosło mu ulgę, chwilowe ukojenie. Prymitywne instynkty, zmęczona seksualność. Zgubione serce. Wzruszenie ramion w odpowiedzi na każde wspomnienie Mai. 

Zajęty?

Teoretycznie i praktycznie - tak. Teoretycznie jego serce nadal jest przy kruchutkiej, acz silnej Mai Dierman. Praktycznie? Zaręczony z najgorszą z możliwych kobiet - Loreen van der Kampf. Próżna, piękna, skąpa modernistyczna arystokratka. Nie pracująca córeczka tatusia. Rozpieszczana przyszła żona. Dobra w łóżku. Pusta. Śliczna. Dająca w kość. Wymagająca i dziecinna.

Ukryte talenty?

Pianista. Wnikliwy obserwator. Wbrew pozorom czuły dupek. Wbrew pozorom całkiem dobry człowiek, nienawidzący całym sercem swojego ojca. Nie cierpiący prawie pod żadnym względem swojej narzeczony. Ukochany synuś mamusi. Nieznośny brat. Pyszny chłoptaś, szukający ścieżką, którą ruszy i już się nie zatrzyma. 

Dobry człowiek?

Skrzywdzony. Ambitny właściciel Moore Industries, na pewno nie podły. Zgrywający wielkiego pana. Niby bóstwo. Trzymający w garści wszystko. Przynajmniej tak sądzi. Idiota. Dobry słuchacz. Dobry rozgrywający. Dobry koszykarz. Dobry wędkarz. Dobry szef. Zły syn, zły brat. Zły pomocnik. Zły podwładny. Dobry obywatel. Krew amsterdamska i nowojorska. 

Jake w pigułce

Jacob Moore
28 lat - urodzony 23 maja
Przedsiębiorca, inwestor
Pianista
Heteroseksualny
Zaręczony
powiązania / posty




Próżne­mu łat­wiej wznieść się po­nad tłum...

dobry. Jake wyszedł, jaki wyszedł. Karta dziwna, ale na taką naszła mnie wena, nie lubię wszystkiego w nich umieszczać, bo wtedy bohater może szybko się znudzić. Jacob urodził się w Amsterdamie, chociaż okres studiów spędził w USA. Często też podróżuje, dlatego można było go spotkać w wielu, przedziwnych miejscach. Zapraszam do wątków i powiązań!

57 komentarzy:

foksu pisze...

[Ciekawa postać się zapowiada, a zdjęcia niebanalne, o! :>]

foksu pisze...

[Ja bym powiedziała, że zdziwiona, ale tak czy siak sama uwielbiam owe zdjęcie. Nie tylko twoje nie jest dopracowana :). Może jakiś wątek, powiązanie się ustali? :)]

Rory Parker pisze...

[Sposób pisania dziwnie znajomy. Może była tu już Twoja jakaś postać?]

foksu pisze...

[Można zawsze uznać, że Jacob zna brata Lilianne. Dokładnie nie wiem, jak można to wszystko określić :D]

Rory Parker pisze...

[Więc możliwe, że zwyczajnie pomyliłam. c: witam w takim razie ponownie na blogu.]

foksu pisze...

[Brat Lilianne poszedł na Uniwersytet Amsterdamski na medycynę jako chirurg. On mieszka dłużej od dziewczyny w Holandii (czyli ponad 3 lata), więc jest szansa, żeby się znali nawet z tego, że są w podobnym wieku. Ponadto, Charlie (brat) ma swój warsztat samochodowy, gdzie to mógłby modyfikować auto Jacoba. ;)]

Flo Johnson pisze...

[kurczę, nie uważasz, że strasznie podobne nam te postacie wyszły? :D trza by coś z tym fantem zrobić!
powiedz mi proszę, czy możliwe, żeby ktoś Twojego pana pozwał o coś, a dzielna Flo-pani-adwokat zostanie przez Twojego pana wynajęta? :D]

Flo Johnson pisze...

Byli klienci specjalni. Klienci, do których można było odwiedzać w domu, żeby nie kazać im się fatygować do miasta, klienci do których posyłało się najlepszych prawników. I najładniejszych, bądź najprzystojniejszych.
Takim klientem był Jacob Moore. Oskarżony o dosyć spory przekręt. Jak było wiadomo - niesłusznie. Trzeba było to jednak udowodnić przed sądem. Sprawa całkiem banalna, więc wysłano do niej Florence. Nie tylko dlatego, że była niezła w tym co robi. Ale dlatego, że umiała oczarować klientów.
Wysiadła z taksówki przed sporych rozmiarów domostwem. Została wpuszczona do sporych rozmiarów salonu, gdzie stał - także sporych rozmiarów - fortepian. I Florence już się zaczarowała. Chociaż to zupełnie nieprofesjonalne, podeszła do instrumentu i jakby odruchowo - zagrała kilka nut swojej własnej piosenki. Jednej z tych lepszych, jakie napisała, ażeby przypadkiem nie wystawić się na ośmieszenie. W pewnym momencie poczuła, że ktoś ją obserwuje. Odwróciła się trochę przestraszona, czego poznać po sobie nie dała, zakrywając speszenie uprzejmym uśmiechem.
- Imponujący instrument, panie Moore - powiedziała szczerze, spoglądając w bystre oczy swojego klienta.

Flo Johnson pisze...

- Oczywiście panie Moore - powiedziała, nie ustępując w uprzejmym uśmiechu, chociaż przez myśl przeszła jej krótka obelga. Chuj.
- Tak więc o sprawię - mogę bez problemu stwierdzić, że nie ma się pan czego obawiać. Szczerze mówiąc, wygranie tej sprawy to czysta formalność, tak samo jak przeprowadzenie jej. Wszystkie dokumenty, jakie przejrzałam razem z moim ojcem wskazują na to, że wszystko jest w porządku i w pańskich finansach nie ma nawet błędu w centach, w groszach, wszystko jest idealnie. Sprawa będzie jedną z prostszych - wystarczy, że przedstawimy te dokumenty w sądzie, udowodnię, że całe zajście jest zupełnie bezsensowne i sprawa zostanie umorzona. Przy takim obrocie sprawy, prawdopodobnie nie będzie pan nawet przesłuchiwany - wyrecytowała spokojnie Florence, zupełnie zapominając o swoich ewentualnych uprzedzeniach co do klienta, bo to przecież nie ważne. Ważne były pieniądze, jakie zostawi na koncie firmy jej ojca za coś tak banalnego, za formalność. Cóż, było go stać. A Johnson - ani ta młodsza, ani ten starszy - nie odczuwali żadnych wyrzutów sumienia z powodu pieniędzy, jakie zedrą z klienta. Byli w końcu najlepsi, a jeśli Moore chciał tańszego prawnika - przecież byli inni do wyboru.
- Mało tego, to pan może wyciągnąć sporą sumę pieniędzy od powoda. Jeśli to pana interesuje oczywiście? - zaczęła na zachętę, rozpinając guziki swojego pudrowego żakietu, pod którym kryła się biała, elegancka bluzka z niewielkim dekoltem i sznur prawdziwych pereł. Nie był to zdecydowanie styl młodej Johnson, ale praca w tak renomowanej firmie wymagała poświęceń.

Flo Johnson pisze...

Cóż, prawdę powiedziawszy Florence większość swoich klientów nazywała w myślach chujami, popaprańcami, etc, etc. To nie tak, że narzekała. Po prostu szybko oceniała. A cóż z tego, że przy okazji większość klientów firmy jej ojca właśnie takimi ludźmi była.
- Wodę proszę - powiedziała, wiedząc, że w pracy nie może sobie pozwolić na nic mocniejszego, bo przecież byłoby to takie nieprofesjonalne, a gdy dostała swoją szklankę z wodą, usiadła, nie czekając na zaproszenie - na jednym z foteli, obstawiając obok swoją teczkę.
- Tak więc - podjęła dalszy wywód - Teraz możemy pozwać stronę zarzucającą panu oszustwa za pomówienie. W końcu oskarżenie jest niczym nie poparte. A jednak sprawa przedstawia się tak, że ucierpiało pana dobre imię i z tego tytułu może pan ponieść jakieś straty. Nie muszę tego chyba panu tłumaczyć, prawda? - zapytała z uśmiechem. Ona mimo swej uprzejmości, nadal mówiła oficjalnym tonem. Z klientami spoufalała się dopiero po godzinach pracy, jeśli zapraszali ją na kolację, albo kawę. I Johnsonowie mieli od groma takich znajomych. Zabawne jednak, że w przypadku Florence byli to głównie mężczyźni.

[ej, musisz mi tylko pomóc, bo piszę tak w ślepo. kto mógł zarzucić dżejkobowi oszustwa jakieś i w jakim stylu miałyby to być oszustwa? podatkowe może? i czym się konkretnie zajmuje dżejk]

foksu pisze...

[Lilianne mieszka tutaj drugi lub trzeci rok, a z początku mieszkała u brata. Można zatem założyć, że oni już wtedy się znali i było to bardziej przyjacielskie, a że Lily mieszkała u C. to przecież nie siedziała cały czas u niego i sama zachodziła do warsztatu, by coś porobić, bo też tam swoje potrafi :D]

Unknown pisze...

[A ja chcę wątek. Z powiązaniem. Najlepiej na tle seksualnym, bo w tym akurat Elle jest dobra.]

lilac sky pisze...

[Po pierwsze witam, pod drugie strasznie chcę wątek, choć u mnie z pomysłami różnie. Póki co mogę jedynie wymyślić, że Amelka szukałaby szczęścia i pracy przez jakieś znajomości, czy kochaną mamusię, która chciałaby żeby jej wyrodne dziecko wyszło na ludzi.
No chyba, że świta Ci jakieś obłędne powiązanie ^^]

lilac sky pisze...

[Git majonez. To wtedy Amelka by się przyjaźniła, albo może lepiej kolegowała z jego młodszą siostrą, bo póki co ma kiepską sytuację na studiach z których o mało co jej nie wyrzucili z powodu różnic i odmiennych zdań na temat projektów i zdolności panienki Morel. Tylko nie wiem jak by się spotkali, bo chyba nie mieszka razem z siostrą i matką. To może wtedy jakaś większa impreza u Moore'ów? :D]

lilac sky pisze...

[Nędza, ale jest :D]

Być może faktem, dla którego matka aż tak strasznie nie była zła na córkę, jak na syna, za obranie innego kierunku studiów, zamiast kontynuowania rodzinnej tradycji prawniczej, był fakt, iż panienka Morel miała na roku niebywałą osobistość, a mianowicie córkę słynnych wszystkim państwa Moore. Oczywiście kochana mama z całych sił namawiała Amelie do zawarcia możliwie najlepszej znajomości z panienką Moore, jednak nawet dla tak przyjaznej i tolerancyjnej osóbki, jaką była Amelka, nie było to wcale proste zadanie. Mogły się kolegować, a i owszem tak było, czasem nawet poszły razem coś zjeść, niemniej stanowiły dla siebie konkurencję na roku, a także w branży, co automatycznie wytwarzało pewną barierę i niechęć do siebie nawzajem. Problem był jeszcze taki, iż panienka Moore miała zagwarantowany start na przyszłość, w przeciwieństwie do Amelki, która nawet jeśli odbywała jeden staż u Moureta, znała Cysię Blueberg, to jednak nigdy nie potrafiła znaleźć wspólnego języka z wykładowcami, ludźmi do których zależała jej przyszłość i kariera. Niestety, choć początkowo była złotym dzieckiem uczelni, tak z czasem, odnajdując własny styl i upodobania, nie wpasowywała się w gusta rektoratu, choć znajomi podziwiali kunszt i kreacje Amelie. Dobre i miłe słowa, rzecz jasne były dla niej ważne, zachęcały do dalszej pracy, ale nie mogły zdziałać cudów. A na cud póki co Amelie liczyła, modląc się by wpaść na genialny projekt, obronić się jeszcze ze swoją kolekcją i ukończyć studia. Ale z tym póki co było ciężko.
Wakacje, jak to wakacje, płynęły spokojnie, noce jak zawsze mijały na zabawach, a dnie na pracy, cięższej lub mniej, tak przynajmniej wyglądało życie przeciętnego studenta, w tym samej Amelie, której rodzice niespecjalnie chcieli łożyć na utrzymanie, w ramach swoistego protestu, odnośnie tego jaki kierunek studiów młoda Morel wybrała. Niemniej dzisiejszy wieczór miał upłynąć zupełnie inaczej, bo i Amelie, ku swojemu zdziwieniu, została zaproszona nie na byle jaką imprezę. Nie wiedziała co skłoniło młodą Moorównę ku takiemu krokowi, jednak wiedziała, ze nie wypadało odmawiać, albo wręcz byłoby to prawdziwym głupstwem z jej strony. Tak też postanowiła zaprezentować się w swojej niedawno uszytej sukience ze zwiewnych i delikatnych materiałów, które swoją wielobarwnością doskonale pasowały do jej radosnej i pogodnej osóbki. Ale nawet jeśli wyglądała wcale nie brzydko, to nie wygląd odgrywał kluczową rolę, jak okazało się na miejscu, bo i Amelie nikogo tam nie znała. W dodatku wydawało jej się, że całe to towarzystwo jest niesamowicie poważne i zwyczajnie nudne, czego sama Morel nie znosiła. W młodości zawsze psuła rodzicom bankiety, teraz jednak wolała być spokojna. Przynajmniej do czasu. Uśmiechając się nieśmiało, stanęła gdzieś przy wyjściu na rozległy taras, oglądając zjawiskowy ogród rozciągający się tuz przed jej oczami. Jednocześnie objęła dłońmi ramiona, czując, że nawet jeśli sukienka świetnie prezentowała się na jej szczuplutkim ciele, to jednak była nie praktyczna na tenże wieczór. No cóż, dla tego piękna trochę przecierpi. O ile w ogóle, ktokolwiek zwróci na nią uwagę.

Cosmos pisze...

[Mam dziś jakąś fazę na zachwycanie się zdjęciami postaci męskich. No i kartą, bo jest bardzo fajna. Odezwij się, jak przeczytasz moją. Dzisiaj chyba nic wielkiego nie wymyślę, zużyłam całe siły na opisanie tej mojej Aniki. I to chyba oczywiste, że wątek jest obowiązkowy.]

lilac sky pisze...

[Jakoś tak wyszło, a o Sarze przeczytałam. I powiem, że twarzyczkę Troian uwielbiam ^^]

W tej chwili Amelie utwierdzała się w przekonaniu, iż każdy moment jest odpowiedni po to by szukać inspiracji. Zwłaszcza, gdy z każdą minutą mijała ją kolejna kobieta, jeszcze ładniejsza od drugiej,w jeszcze piękniejszej i wykwintniejszej kreacji, o której ona mogła tylko pomarzyć. Bo nawet jeśli na chudym nadgarstku dumnie prezentował się biały zegarek od Marca Jacobsa, który dostała w prezencie urodzinowym od kochanego ojca, a wszystko w ścisłej tajemnicy przed matką, to jednak sama na nic podobnego nie mogłaby sobie pozwolić. Nie z tego co miała w zamian za pewne usługi krawieckie, czy opiekę nad maluchami, które uwielbiała. Pozostało jej więc tylko oglądanie i wzdychanie do tego wszystkiego, czując się doprawdy nie na miejscu. Owszem, chciałaby kiedyś zostać znaną na świecie projektantką, ale póki co, wciąż była młoda, wciąż chciała szaleć i bawić się. Powaga, zwyczajnie do niej nie pasowała.
- Oh... tak...- wielce zdziwiona czując materiał marynarki na swoich ramionach, spojrzała na mężczyznę uśmiechając się z początku nieśmiało, ale zaraz też pogodny, przyjazny uśmiech pojawił się na jej malinowych wargach.- I dziękuję.- zerknęła sugestywnie na marynarkę, którą jej łaskawie podarował.- Inaczej pewnie bym tu zamarzła i robiła za całkiem niewyględną rzeźbę.- zaśmiała się cichutko, przepuszczając jakąś kobietę w drzwiach, by potem samej zwinnie zrobić mały skok przez próg i znaleźć się na tarasie. Nie, nie mogła zachowywać się jak dama, bo i nią nie była. Ot, taka energiczna i pozytywna osóbka, w dodatku studentka. Zupełnie nikt specjalny.

Flo Johnson pisze...

Pod tym względem zapewne by się zrozumieli. Johnson też uwielbiała whiskey. I koniaki. W końcu był to alkohol klasy wyższej, nie każdego było stać na dobry trunek. A ona była najzwyczajniej w świecie zepsuta. Ale nie widziała w tym żadnego problemu.
Dziewczyna wyciągnęła ze swojej teczki kserokopię pewnego formularza i podała go mężczyźnie, streszczając wszystko krótko:
- To są zeznania pana van Djika, twierdzi, że był świadkiem jak umawiał się pan z panem Patersonem o przelew na sporą sumę pieniędzy. To niby dowód, ale tak naprawdę na naszą korzyść. Skoro zeznanie jest fałszywe. Cóż, łatwo możemy to podważyć - odebrała od Moore'a kartkę papieru, sama założyła nogę na nogę, uważnie przytrzymując krótką spódnicę garsonki, by jej klient przypadkiem nie mógł przyjrzeć się jej bieliźnie. Kolejna nieprofesjonalna rzecz.
- Potrzebne mi będą jednak dokumenty o pańskich dochodach jeśli chodzi o restauracje jak i hotele. Jestem przekonana, że afera odnosząca się do tej sprawy ma jakiś wpływ na pańskie dochody. Rozumiem, że mam wolną rękę w tej kwestii dostać wszystko, czego potrzebuję od pańskiej, nie wiem, sekretarki, asystentki? - strzeliła Florence, mając nadzieję, że to jednak kobieta i że jednak jest ktoś taki. To byłoby dziwne, gdyby wszystkim zajmował się sam Moore. Z tego co było jej wiadomo - sam niekoniecznie zajmował się swoimi interesami. Podobno po prostu wolał błyszczeć w świetle otaczającej go sławy przez wzgląd na jego pozycję społeczną. Johnson nieraz gardziła takimi ludźmi, a jednak Jacoba mogła znieść.
I tak szczerze mówiąc, zupełnie nie porównywała się do tych ludzi, którzy zdobyli wszystko dzięki nazwisku. Może i miała pracę w firmie ojca, dzięki niemu zawsze miała na wszystko pieniądze, ale gdyby nie jej własna praca - i wysokie wyniki w nauce - pewnie nie fatygowałby się by ją przyjąć. Musiała być najlepsza, to był jedyny wymóg, jaki Horacy Johnson stawiał swojej córce.

foksu pisze...

[Można od tego zacząć. Może być też przyjacielskie z dziewczyną. W końcu dwa lata przebywania w warsztacie i wizyty Jacoba w nim, przy czym nieraz rozmawiał z jej bratem, jakoś się pokrywają, prawda? ;>]

Unknown pisze...

[Cóż, Ellie nie obrazi się, jeśli Jake przechowa ją w jakiejś wynajmowanej(lub nie) kawalerce ;3. Albo może ją dopiero co poznać, na jakimś bankiecie, przykładowo. I potem kawalerka ;3 ]

Cosmos pisze...

[O, o, o! Mam pomysł zdaje się na jakiś wątek, może być też na powiązanie, zobaczymy, jak się zmodyfikuje. Daj znać.]

Cosmos pisze...

[To może być skomplikowana sprawa, a ja jeszcze bardziej mogę ją pokomplikować, więc z góry wybacz.
Jacob ma pewnie mnóstwo papierowych dokumentów, mówiących o przetargach, zarobkach pracowników, wszystkich tych duperelach, które trzeba wypełnić jako właściciele. Takie rzeczy trzeba też tłumaczyć, szczególnie w takim wielokulturowym Amsterdamie. Tylko tłumacze przysięgli mają na to licencje, więc możemy zrobić wątek, w którym Jacob przychodzi do biura Aniki i akurat ona dostaje zlecenie przetłumaczenia jego dokumentu (a że ona jest dosyć... ekscentryczna, to pewnie będzie oczarowana nim niemiłosiernie), albo robimy z tego powiązanie i wątkiem może być moment, w którym Anika przybywa do biura Jacoba, by oddać mu dokumenty i dokończyć ostatnie formalności. Twój wybór. Mam nadzieję, że napisałam to zrozumiale.]

Cosmos pisze...

[Coś mi się wydaje, że zauroczona nie zwracałaby uwagi na jego sposób zachowania, hah. Kto zaczyna? Mogę coś wystukać na początek, ale to trochę zajmie, bo chyba straciłam wenę, a nie chcę, żeby wyszło tandetnie.]

foksu pisze...

[Może, może :D I byłabym niezmiernie wdzięczna za rozpoczęcie!]

lilac sky pisze...

[A no pasuje, pasuje. W dodatku Spenc i tak najbardziej z serialu lubię ^^]

Na słowa mężczyzny, które niewątpliwie stanowiły komplement, na który Amelie nigdy nie wiedziała jak reagować, jak również jak go przyjmować, jednak organizm jakby sam w odpowiedzi na tą sytuację obwieścił stosunek panienki Morel uroczymi rumieńcami, które tylko dodawały jej dziewczęcego powabu. Zaraz też poczuła się z tego powodu niezręcznie, a policzki jak na złość zrobiły się tylko bardziej czerwone. Dlatego też Amelie starała zakryć się tę część twarzy dłońmi.
- Uhm, zaprosiła mnie Sara. Jesteśmy razem na roku.- wyjaśniła pospiesznie, zerkając niepewnie na swojego towarzysza, rzecz jasna obawiając się jego reakcji na jej tak głupiutkie i naiwne zachowanie. Bo musiała wyglądać jak mała dziewczynka, a nie studentka na wydziale mody, poważnie myśląca o swojej karierze. Taka jednak była Amelie Morel. I można ją była albo kochać, albo nienawidzić. Innych opcji nie było.- A Ty? Jeśli można wiedzieć? Czy jesteś tutaj incognito...- zapytała uśmiechając się do niego wesoło, nieco odważniej.

Unknown pisze...

[Niegłupi? Toż to pomysł genialny! A tak serio, to już zaczynam. I z góry proszę o wybaczenie, jeśli coś nie będzie Ci pasowało, ale piszę niemalże zasypiając na biurku ;]

Ellie była tu, Ellie była tam. Ellie była wszędzie, gdzie widziała forsę, dom, ubrania i seks. I faceta, oczywiście, choć raz czy dwa kobietą też nie wzgardziła. Zazwyczaj jej znajomości kończyły się po kilku tygodniach, raz tylko z jakimś tam chirurgiem plastycznym przebalowała ich aż siedem. A dzisiaj mijał tydzień trzeci odkąd poznała Jacoba Moore'a. Był przystojny, co zalicza się na plus. Był bogaty, co również daje plus. Dawał jej dach nad głową i wszystko inne, czego mogła potrzebować, kolejne dwa plusy. I miał narzeczoną, co - oczywiście - było minusem. Jak dla niej był to jeden minus facetów na wstępie dyskwalifikujący, bo jeszcze jakaś furiatka wpadnie i zacznie ją obrażać oraz bić(przeżyte jeden raz, teraz Ellie dziękuje, ale nie skorzysta). Tu sytuacja miała się jednak inaczej, bo ten oto pan posiadał miliony, które mnożył również za pomocą swojej sieci hoteli. I właśnie w apartamencie na szczycie jednego z nich obecnie pomieszkiwała Elaine.
Było to niejakie utrudnienie, bo nie miała dostępu do Jake'a i jego kart kredytowych dwadzieścia cztery godziny na dobę, ale kiedy już się w jej lokum pojawiał, dawał jej wszystko, czego chciała. A jak go nie miała przy sobie, mogła sobie zająć czas czym - kim - innym.
Odpowiadał jej taki układ, jak zawsze. Moore'owi pewnie też, choć nie podejrzewała go o częste - czy jakiekolwiek - kontakty z kobietami takimi jak ona. W końcu, miał już damę swego serca (a przynajmniej nią powinna jego narzeczona być...), to po co szukał kolejnej?
Z rozmyślań nad tym tematem i bezwolnego wciągania kolejnych czekoladek wyrwało ją pukanie do drzwi, a potem ciche ich skrzypnięcie i kroki, które rozpoznała od razu, mimo iż przytłumił je dywan.
- Tutaj jestem! - zawołała, przełknąwszy kolejną czekoladkę. Powoli zamknęła wieko i wsunęła opakowanie pod łóżko.

[Mam nadzieję, że jest okej ;3. Nie chce mi się czytać i sprawdzać ;]

Marylin pisze...

[Są... teoretycznie, oczywiście, rywalami, jeśli chodzi o sztukę. Bo Marylin w swoim domu prowadzi maleńką galerię, odbywają się tam wystawy, wieczorki poetyckie, recytatorskie, muzyczne i tak dalej, i zjeżdża się o niej elita - nie jacyś podrzędni artyści, byle jacy ludzie, tylko sami ważni w tej branży. Co Ty na to, aby pan Ważny zechciał odkupić od Marylin jej domek, przejąć jej działaność?]

Anonimowy pisze...

[ chciałam poinformować, że przejmuję postać narzeczonej pana Moore'a, ponieważ jestem nią doprawdy zaintrygowana ; ]

Flo Johnson pisze...

- Bardzo proszę - powiedziała i wyjęła długopis, którym zapisała numer na wewnętrznej stronie teczki, w której trzymała kilka dokumentów odnośnie tej sprawy. Cóż, co prawda i tak skontaktuje się z tą Lisabeth przez firmę Moora, ale dobrze byłoby mieć z nią jakiś stały kontakt. - Bez numeru do pańskiego biura. Mam wszystko w dokumetach - uśmiechnęła się do niego miło, po czym oparła plecy, wygodniej usadawiając się w fotelu. Dopiła wodę do końca i odstawiła ją na stolik.
- W takiej sytuacji wygląda na to, że będzie musiał pan zeznawać. Nie sądzę, żeby to był duży problem. Wystarczy przedstawić temat rozmowy z panem Patersonem i jak przebiegała ta rozmowa - później to samo pytanie zostanie skierowane do obecnego właściciela teatru, który potwierdzi, jak mniemam, pańskie słowa. A poza tym, to już wszystko. Ma pan jakieś pytania, na które mogłabym udzielić odpowiedzi? W czymś pomóc?

Anonimowy pisze...

[ chciałam się tylko jeszcze spytać, czy zamiast twarzy Lindsay Ellingson mogę użyć Rosie Huntington-Whiteley? nie wiedzieć czemu jakoś bardziej mi ona współgra z postacią Loreen.. ]

Emily Thorne pisze...

[Rosie jest już używana na blogu... Pierwsza moja myśl również dotyczyła tej pani. Ale jednak zostaniemy przy Lindsay, co? ;)]

Anonimowy pisze...

[ no chyba nie mam wyboru ; > ]

Emily Thorne pisze...

[Lindsay jest śliczna i nieco delikatniejsza - to są jej niezawodne plusy, a Lorie ma być delikatna ;) I cieszę się, że Loreen kogoś zaintrygowała]

Anonimowy pisze...

[ a czego konkretnie wymagasz od karty Lorie? ]

Emily Thorne pisze...

[Jedynie tego, co zawarłam w jej krótkim opisie. Możesz go odrobinę zmodyfikować, aby łatwiej ci było nią pisać, ale stosunek do narzeczona ma pozostać taki, jaki jest, o ile ci to nie przeszkadza ;)]

Anonimowy pisze...

[ może być świadoma swojej urody, nie? ]

Emily Thorne pisze...

[Jak najbardziej]

Marilyn pisze...

[Wszystko możliwe :D:D Uznajmy, że jego luzie polegli, bo Marilyn jest nieugięta. A skoro Pan Ważny jest ważny, to może coś podłego niech zrobi? Byłoby ciekawiej. Może jakiś podstęp, żeby Lyn się zgodziła?]

Marilyn pisze...

[Ja zacznę. Dziś lub jutro. Tylko mi napisz, gdzie będą, jak się spotkają.]

Marilyn pisze...

[Like. A może nie tyle na wystawę - bo to ich wspólna działka - ale może na wieczorek muzyczny?]

lilac sky pisze...

Uśmiechnęła się lekko na wzmiankę o stypie, bo jakby nie patrzeć zgadzała się z nim w tej kwestii, tylko, że nie wypadało by powiedziała to głośno. W przeciwieństwie do brata Sary, który mógł w swoim własnym domu pozwolić sobie na wszystko. Przynajmniej w granicach przyzwoitości.
- Oh, ma, owszem ma. I to wcale nie tak mało. Fakt, faktem nie jest nas tam za dużo, konkurencja też jest dość poważna, ale lepiej mieć chyba w miarę przyjazne stosunki, niż już na starcie utrudniać sobie życie nawzajem.- spojrzała na mężczyznę, jakby oczekując od niego potwierdzenia jej słów. Bo Amelie, która z natury była niezwykle przyjazną i miłą osóbką, wolała usłyszeć, że to nie są jej kolejne naiwne teorie na temat życia i ludzi, lecz faktycznie słuszne domysły.
- W każdym razie, miło mi Cię w końcu spotkać Jacob.- uśmiechnęła się do niego pogodnie.- Chyba powinnam docenić tą chwilę, bo podobnie to nie takie proste zdanie.

Anonimowy pisze...

Uwielbiała wieczorki muzyczne. Działo się tak może dlatego, że rozumiała muzykę lepiej niż inną sztukę - sama przecież grała, rozróżniała nuty, uderzenia, zaś przy machnięciach pędzlem potrafiła jedynie poziwiać i określić styl. Nie umiała powiedzieć, czy coś ejst trudne, czy nie, bo nie malowała.
Ten wieczór był doprawdy udany. Żadnych gimnazjalistów, którzy chcieli wszystko zepsuć, żadnych podrzędnych muzyków chcących grac coś bezwartościowego. Tylko wysokiej klasy muzyka z wysokiej klasy ludźmi. Tak, może i Marilyn dzieliła społeczeństwo na grupę wyższej sfery i niższej sfery, ale nie nazywała ich lepszymi czy gorszymi. Innośc nie ma tego podziału.
Właśnie grał Karl Junneman, gdy Marilyn zobaczyła... jego. Cholera, zaklęła w duchu. Ile jego ludzi próbowało ją nakonić do sprzedaży domu i prejęcia przez tego człowieka jej działalności, nie liczyła. Fakt faktem, za każdym razem odmawiała coraz barziej horrendalnym sumom. Jakoś nie mogło do żadnego dotrzeć, że nie sprzeda swoich wieczorków ze ztuką, bo to jej pasja. Dlaczego dla niektórych pieniąze były najważniejsze? Ona wielkimi pieniędzmi nie dysponowała. Domek nie był przecież wielce opłacalną inwestycją. Dlaczego więc m utak zależało? Dla prestiżu, dla zabicia konkurencji?
Postanowiła zachowywać się naturalnie, nie dać po sobie poznać, że drażni ją cała ta farsa.
- Dzień dobry - powiedziała, podchodząc do niego. - Widzę, że przyszedł pan wreszcie osobiście obejrzeć mój dom.

Unknown pisze...

Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze. Uwielbiała to robić, uwielbiała się w nim przeglądając, kiedy ubrana była jedynie w jego koszulę. Oczywiście On o tym nie wiedział. Nie wiedział, że ma jedną z jego koszul, w której chodzi codziennie po domu, by choć przez te kilkanaście godzin móc czuć na sobie jego zapach. To byłoby dla niego zbyt sentymentalne, zbyt uczuciowe. Ale ona inaczej nie potrafiła. W końcu była kobietą, a każda kobieta w końcu zaczyna coś czuć do mężczyzny, z którym jest związana. Tyle tylko, że każda inna też jest kochana, a ona nigdy nie będzie..
Westchnęła cicho, opuszczając sypialnię. Musiała przygotować kolację, jako że Martha miała dzisiaj wolne. Nie przeszkadzało jej to jednak, bo uwielbiała gotować. Szczególnie dla niego.
Zeszła po dużych schodach, po czym skierowała się do kuchni, gdzie roznosił się już zapach pieczonego kurczaka. Podeszła do piekarnika, by zobaczyć ile jeszcze ma na wszystko czasu. Dwadzieścia minut - wystarczająco, by nakryć do stołu i doprawić uprzednio przygotowaną sałatkę.
Podeszła do szafki, z której następnie wyjęła dwa białe talerze. Ustawiła je na stole, by po chwili położyć po ich bokach sztućce i serwetki. Kieliszki do wina ustawiła na środku stołu, tak jak lubił Jacob.
A kiedy wszystko było już gotowe, wyłączyła piekarnik, udając się do sypialni. Musiała się przecież przebrać, choć na to miała jeszcze godzinę, jako że jej narzeczony nigdy nie wracał przed dziewiątą do domu. Wolała jednak zrobić wszystko wcześniej, tak na wszelki wypadek.
W tej chwili usłyszała kroki na schodach i swoje imię wypowiadane przez mężczyznę.
- Jacob... - wyszeptała, rozglądając się dookoła. Przecież nie mógł jej zobaczyć w tej koszuli, musiała szybko się w coś przebrać! Ale w co? Sukienka wisiała w szafie, a bielizna na założenie bielizny było zbyt mało czasu. Chyba, że..
Podbiegła do leżącego na łóżku szlafroka, jednak w tej chwili drzwi ich wspólnej sypialni się otworzyły, a stanął w nich nie kto inny jak pan Moore. Z wypełnioną po brzegi szklanką whiskey.
- Jacob.. - powtórzyła jego imię, tym razem jednak głośniej, aby mógł ją usłyszeć. A potem zamilkła, bo dostrzegła jak mężczyzna lustruje wzrokiem jej ciało, z którego nie zdążyła zdjąć tej przeklętej koszuli.

Unknown pisze...

[och, och, och, właśnie takich lubi Jess :) masz jakiś pomysł na wspólny wątek?]

Unknown pisze...

Spuściła nieśmiało oczy, wypuszczając z dłoni szlafrok, który upadł na ziemię. Nie było już sensu się przebierać. Zobaczył ją w tej przeklętej koszuli, więc teraz mogła tylko czekać aż odwróci się na pięcie i wyjdzie z domu, by następnie odjechać spod niego swoim jaguarem i już więcej nie wrócić. Tego była pewna, dlatego też zaskoczyło ją zachowanie chłopaka, a w szczególności jego gesty i słowa. W końcu tak rzadko był wobec niej czuły. Zwykle tylko przychodził, spożywał wraz z nią kolację po czym szedł do sypialni, gdzie brał szybki prysznic i szedł spać. Czasem tylko zdarzyło mu się musnąć jej policzek, ale ust - nigdy.
- Dziękuję - wyszeptała, również patrząc mu w oczy. Pozwoliła sobie nawet na delikatny uśmiech, który jednak momentalnie zniknął. Przecież musiała trzymać się pozorów, a pozorami było brak jakichkolwiek uczuć.
Skinęła głową, kiedy kazał jej wykonać połączenia. To akurat nie było żadnym problemem, tym bardziej, że Alfred wraz z Marthe byli przyjaznymi ludźmi, którzy wiedzieli co muszą robić. Dlatego też, kiedy Jacob zniknął w łazience od razu sięgnęła po leżący na toaletce telefon.
- Witaj, Martho - przywitała się, kiedy w słuchawce usłyszała kobiecy głos. Nie bawiła się jednak w żadne plotki, a jedynie przekazała najważniejsze informacje. Przypomniała im o której mają się jutro stawić, jak mają być ubrani i czego jutro się od nich oczekuje. A gdy Martha potwierdziła, że wszystko jest dla niej jasne, przerwała połączenie, komórkę odkładając na swoje miejsce.
Teraz musiała się tylko szybko przebrać, by być gotową na kolację, kiedy jej narzeczony wyjdzie spod prysznica.
Rozpięła guziki koszuli, po czym pozwoliła jej swobodnie zsunąć się z ramion. następnie podeszła do lusterka, przed którym przeczesała palcami długie blond włosy. I kiedy miała już zamiar wyjąć specjalny komplet bielizny do głowy przyszedł jej pewien pomysł.
Po cichu, żeby przypadkiem jej nie usłyszał, otworzyła drzwi łazienki, następnie do niej wchodząc. Na palcach podeszła do kabiny prysznicowej, którą powoli uchyliła.
- Mogę? - spytała, lekko przygryzając wargę. Nie weszła pod prysznic, bo przecież wiedziała, że może nie mieć ochoty na jej towarzystwo. Choć z drugiej strony miał dziś wyjątkowo dobry humor, więc może odważy się na tak 'poważny' krok w ich związku, jakim byłaby wspólna kąpiel.

Unknown pisze...

Przygryzła jeszcze mocniej wargę, nie wiedząc co ma powiedzieć. Czyżby pomyliła się tak bardzo? Aż tak się nią brzydził? Do tego stopnia, że nie chciał na nią patrzeć? Oczywiście zdawała sobie sprawę z tego, że przed nią był ktoś, kogo ten mężczyzna bardzo kochał, w końcu niejednokrotnie gładziła jego policzek w nocy, kiedy śniły mu się jakieś koszmary. Jednakże doprawdy nie jej zachcianką było ich narzeczeństwo, a ich rodziców. Czemu więc kiedy ona się starała, on odsuwał się od niej jeszcze bardziej? Nie mógł dać jej szansy? Jeden, jedyny raz? Przecież nie ograniczałaby go, zresztą nigdy tego nie robiła. Nie sprawdzała, nie śledziła, o nic nie pytała, bo wiedziała, że to jedynie mogłoby go wyprowadzić z równowagi. Jednak była na każde jego skinienie, mieszkała z nim, spała w jednym łóżku, gotowała i, choć idealnie to ukrywała, to mimo wszystko kochała.
Spojrzała na niego ostatni raz, mając zamiar już odejść, jednak w tej chwili mężczyzna odwrócił się w jej stronę. W pierwszej chwili miała ochotę się zakryć, w końcu nie była przyzwyczajona do pokazywania mu się bez ubrań, jednak gdy wciągnął ją do kabiny, przypierając do chłodnych kafelków, owa chęć zniknęła.
- Chciałam.. - wyszeptała, układając swoją drobną dłoń n jego piersi. Miał rację, ten mur zniknął, a przynajmniej jego większość. Choć zapewne jutro on znowu się pojawi, chyba, że dostrzeże jakąś iskierkę nadziei na jakąś zmianę. Nie w niej, a w nim.
Sięgnęła po stojące na jednej z licznych półeczek mydło, które następnie wylała na nagie ciało Moore'a. Obiema rękoma zaczęła rozcierać je po jego skórze, aż płynna konsystencja zmieniła się w pianę o zapachu wanilii.
Nie potrafiła wyrazić słowami swoich zamiarów. Chciała mu po prostu pokazać, że przyszła tutaj nie dlatego, że musiała, a dlatego, że chciała. Że chciała być przez chwilę przy nim. Poczuć się jak prawdziwa narzeczona, a nie dodatek potrzebny plotkarskim gazetom.

Unknown pisze...

Oczywiście, że nim była. A przynajmniej dla niego. W końcu gdyby nim nie była, to czy przez te lata ich niby wspólnego życia traktowałby ją w taki sposób? Wracałby do domu tylko po to, żeby się przespać, raz na jakiś czas tylko przypominając sobie o narzeczonej? Ona w to wątpiła, chyba, że dla Jacoba tak właśnie wyglądała rodzina.
A co do potomka - cóż, tutaj cudu pan Senior raczej nie powinien się spodziewać, w końcu Jakowi nie speszyło się do spędzenia choćby jednej upojnej nocy z nią, a co dopiero mówić o spłodzeniu jakiegokolwiek dziecka.
Spojrzała mu w oczy, dłonią delikatnie gładząc jego policzek. Tak bardzo chciała być jego Loreen. Jedyną, którą by kochał, z którą chciałby spędzać każdą wolną chwilę. Ale przecież on nie zmieni swojego stylu życia specjalnie dla niej. Nie była przecież tak seksowna jak wszystkie jego dziwki, by mógł 'zawiesić' na niej oko dłużej niż na parę minut, o spędzeniu reszty życia z nią, tylko z nią, nawet nie mówiąc.
Westchnęła cicho, kiedy przejechał dłonią po jej nagiej piersi. Zawsze lubiła czuć jego dotyk na swojej skórze, jednak ten był zupełnie inny, wyjątkowy i o wiele bardziej intymny. Był dotykiem, którego tak bardzo przez te wszystkie lata jej brakowało. I może właśnie ta intymność spowodowała, że nagle stanęła na palcach, by następnie złożyć na ustach mężczyzny delikatny pocałunek.
Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, że nie powinna była tego robić. Dlatego też odsunęła się do niego momentalnie, spuszczając wzrok.
- Przepraszam.. - powiedziała jedynie, robiąc jeszcze jeden krok w tył.
Pozwoliła sobie w końcu już na zbyt wiele.

Unknown pisze...

Przez chwilę jeszcze stała pod prysznicem, nie wiedząc do końca co ma ze sobą zrobić. Dopiero, kiedy Jake wyszedł z łazienki, trzaskając przy tym drzwiami, obudziła się z tego jakby transu i sięgając po szampon, który następnie wylała na włosy, dokończyła spokojnie prysznic.
Była przyzwyczajona do takiego traktowania, do tego, że on nie okazuje jej prawie uczuć. Jednak dzisiaj, mimo jej usilnych starań, zabolało ją jego zachowanie. Jednakże nie mogła dać po sobie tego poznać, bo wtedy wyszłoby na jaw, że i jej zaczyna zależeć, a tego żadne z nich nie chciało.
Zakręciła wodę, po czym owinęła się jednym z ręczników. Drugim otarła lekko mokre włosy i rzucając go na podłogę, opuściła łazienkę. Podeszła do jej własnej komody, wyciągając z niej przygotowaną dużo wcześniej czarny komplet bielizny, którą następnie założyła na jeszcze wilgotne ciało. Po chwili zastanowienia sięgnęła jeszcze po szlafrok - nie będzie przecież chodzić prawie że nago po domu - a kiedy zarzuciła go na siebie, usiadła przed toaletką, chcąc doprowadzić się do jako takiego porządku. Rozczesała włosy, twarz posmarowała jednym z kremów, po czym psiknęła się ulubionymi perfumami. A kiedy stwierdziła, że wygląda tak jak na córkę państwa van der Kampf przystało, opuściła sypialnię, kroki swoje kierując do pokoju dziennego, gdzie to leżał właśnie jej narzeczony.
- Obiad masz podany w kuchni, więc jeśli jesteś głodny, to zapraszam - poinformowała mężczyznę oficjalnym tonem, po czym sama udała się do kuchni, gdzie nalała sobie wina do kieliszka, przelotnie spoglądając na swój talerz.
Jakoś przestała być głodna, dlatego też sięgnęła po niego, po chwili odkładając go na swoje miejsce.
naprawdę nie była już głodna, a i na wspólny posiłek z Jacobem straciła chęć. Jednak ona jak widać nie, bowiem w chwili, kiedy chciała udać się z powrotem do sypialni, on zagrodził jej wyjście swoim ciałem.
- Smacznego - powiedziała, podchodząc do niego. - A teraz przepraszam - dodała jeszcze, kiedy mężczyzna nie usunął się z przejścia.
Wspólna kolacja naprawdę nie była teraz dobrym pomysłem. Nie po ich wspólnym prysznicu.

Unknown pisze...

Och, dla jej dobra? Dla jej dobra w takim razie powinien zerwać zarówno zaręczyny jak i kontakt z nią. Bo to, co było pomiędzy nimi teraz nie było dla niej dobre. Było trucizną, która zaczynała ją powoli wykańczać. W końcu nie chciała wiele, chciała tylko jego pieprzonej miłości, ale jeśli nie mógł jej tego dać, to po co dalej to wszystko ciągnąć? Dla rodziców? Tak, chyba tylko dla nich.
Zasyczała cicho, kiedy zacisnął dłoń na jej nadgarstku.
- To boli! - krzyknęła, kiedy przyparł ją do ściany. W pewnej chwili z jej drugiej dłoni wypadł kieliszek, który rozbił się na tysiące drobnych kawałeczków, a wino rozlało się po całek kuchni, jednak nie obchodziło jej to w tej chwili. - Dwulicowa? Tak, jestem, ale tylko dzięki tobie, wiesz? - spytała, starając się go od siebie odepchnąć. Nie wyszło jej z tego niestety zbyt wiele, był od niej o wiele silniejszy. No ale w porządku, skoro zachciało mu się tak nagle rozmowy, to proszę bardzo! - To przez ciebie muszę udawać kogoś kim nie jestem! Dzień w dzień kłamię ci w żywe oczy, udaję oschłą i obojętną, żeby mości pan był zadowolony, a ty śmiesz mi teraz mówić, że jestem dwulicowa?! - uderzyła go dłonią w pierś, następnie ocierając nią łzy,które zaczęły spływać po jej policzkach. - Jesteś pieprzonym draniem, którego muszę znosić. I na dodatek muszę zostać twoją żoną, a tego nie chciałam nigdy. Łudziłam się tylko do tej pory, że może jednak kiedyś mnie pokochasz, że przestaniesz bzykać inne panienki na boku i zaczniesz kochać się ze mną. Że będziesz miał ze mną dziecko, które wspólnie wychowamy. Że przestaniemy stwarzać pozory idealnej rodziny i stworzymy ją naprawdę. Głupia byłam, co? Przecież to nie w twoim stylu, ty nie potrzebujesz nikogo bliskiego. Mnie też nigdy nie potrzebowałeś, chociaż przed moimi rodzicami uwielbiałeś grać kochającego narzeczonego - przerwała na chwilę, odchylając głowę do tyłu. Teraz już naprawdę płakała, jednak nie ze smutku, a ze złości. Bo była wściekła, naprawdę wściekła. - Więc może lepiej skończmy już to całe przedstawienie. Po co męczyć się kolejne cztery lata ze mną, skoro możesz mieć każdą inną, o wiele lepszą ode mnie? Może ona nie będzie dwulicowa - dodała jeszcze, po czym zamilkła.
Nie będzie już więcej mówić. Niech się teraz on wypowie albo wyrzuci ją z mieszkania. Jej było już wszystko jedno. Po raz pierwszy w życiu. I to dzięki niemu.

Unknown pisze...

Zacisnęła dłonie w pięści, biegnąc tuż zanim. Zatrzymała się jednak na chwilę na schodach, by choć odrobinę uspokoić serce, które coraz częściej dawało się jej we znaki. Ale nie, teraz nie może być słaba. teraz on jej jednak posłucha.
Pokonała resztę schodów, po czym pchnęła z całej siły drzwi, wchodząc do ich sypialni. Złapała jakąś poduszkę leżącą na ziemi, po czym rzuciła nią w leżącego na łóżku Jake'a.
- Nigdy nie chciałam odejść - powiedziała, wchodząc na łóżko. Usiadła na nim okrakiem, dłonie opierając na jego barkach - Bo ja potrafię czuć, wiesz? Potrafię nawet kochać, co tobie zapewne nie mieści się w głowie. I nie chcę odejść, bo pomimo tego, że nienawidzę cię całym sercem, to zależy mi na tobie Jacob - wyszeptała, pochylając się w jego stronę. - Gdyby mi na tobie nie zależało, to myślisz, że znosiłabym to wszystko? - spytała cicho, po czym zsunęła się z niego, siadając na skraju łóżka. - A jakbyś nie zauważył, to już od jakiegoś czasu chciałam się z tobą kochać, ale ty zawsze znalazłeś jakąś wymówkę - wzruszyła lekko ramionami, spoglądając na niego przez ramię. - Albo uciekałeś.. - dodała jeszcze, przyciągając nogi do piersi.
No ładnie Lorie, bardzo ładnie. teraz on cię już na pewno zostawi, bo ktoś taki jak ty nie jest mu potrzebny. Trzeba było trzymać język za zębami i być grzeczną potulną narzeczoną. Ale nie, zachciało ci się szczerości. No to teraz masz, płać za swoją głupotę.

Unknown pisze...

Uśmiechnęła się lekko, po czym idąc w jego ślady, zdjęła z siebie szlafrok, po czym wsunęła się po kołdrę. Jeśli chciał, to mogła przestać udawać. Pytanie tylko, czy jego nie zacznie to w końcu uwierać.
Dzisiaj jednak mogła być Lorie, której zależy, dlatego też przysunęła się bliżej Jake'a i opierając głowę na jego piersi, zamknęła oczy, by po chwili zasnąć.
***
Następnego dnia obudziły ją promienie słońca, które przyjemnie łaskotały jej twarz. Uchyliła lekko powieki, spoglądając w bok, gdzie, o dziwo!, dostrzegła śpiącego Jacoba.
Uśmiechnęła się lekko na ten widok. W końcu tak rzadko miała okazję zobaczyć go rano leżącego obok. Wyciągnęła rękę w jego stronę, by móc delikatnie przejechać dłonią po jego policzku.
- Dzień dobry - powiedziała cichutko, żeby przypadkiem go nie obudzić, po czym sama wstała z łóżka i przeciągając się niczym kotka, skierowała się do łazienki, gdzie obmyła twarz zimną wodą. Po chwili jednak stwierdziła, że to jej nie wystarcza, dlatego też pozbyła się bielizny i weszła pod prysznic.
Pięć minut później, owinięta jedynie w ręcznik, wyszła z łazienki i na palcach podeszła do toaletki. Przelotnie spojrzała tylko na łóżko, gdzie.. gdzie nie było mężczyzny.
Rozejrzała się dookoła siebie, jednak dalej nie mogła go nigdzie zauważyć. A przecież był tutaj jeszcze parę minut temu!
- Jake?! - zawołała, przygryzając wargę.
Przecież nie wyszedł do pracy bez pożegnania, prawda?

Brandi J. pisze...

Tedo dnia Brandi postanowiła zrobić coś dobrego dla świata. Mawia się (a przynajmniej fani House'a mawiają), że ludzie są dobrzy dla innych, bo potrzebują okupić swoją winę, tórą najczęściej sobie wymyślają. Dokładnie tak było z Brandi. Kiedy czas depresji-uciekania od świata minął, nastał czas depresji-przepraszam, podczas którego Jones chciała jakoś zamazać swoją winę za śmierć Mili, swojego Słońca.
W mieście akurat odbywała się jakaś większa akcja charytatywna na rzecz schroniska psów. Jakiś wielce bogaty pan wpłacał porządną sumkę na schronisko, wobec czego potrzebowano ochotników, którzy pomagaliby schronisku ładnie wyglądać na czas zdjęć. I właśnie to było zadaniem Brandi - uprzątnięcie klatek, oczyszczenie psów. A miała w tym wprawę po przejściu z Wasp, swoją suczką.
Pracowała jak gdyby nigdy nic, szybko, w miarę sprawnie, ale było stanowczo za mało rąk do pracy. W pewnym momencie weszła właścicielka i powiedziała, aby olać klatki, które były jeszcze nietknięte i psy, które były nieczyszczone, a sprawić, by kilka wyglądało świetnie. Sama pani dyrektor, ubrana w czerwony wystawny strój zaczęła czyścić jedną z klatek. Nikt nie brzydził się pracy.
Wtem wszeł właśnie on, postawny pan, który ofiarowywał pieniąze. Brandi, jeszcze zanim zdążyła pomyśleć, odezwała się:
- Pomożesz nam?
Miała policzek posmarowany zielonym płynem do mycia klatek, bluzkę, którą stargał jej pies i miły wyraz twarzy.
[Hue hue hue. :D:D]

Cosmos pisze...

Czasami żałowała, że sprzedała swój samochód. Cóż, auto nie było najnowszym modelem i miało swoje wady, ale dostała za niego całkiem przyzwoitą sumkę, jak się okazało. A to przybliżyło ją o parę kroków do zdobycia własnego, sensownego mieszkania, w którym będzie mogła słuchać sobie do woli własnej muzyki, mieć porządek i oglądać tyle brytyjskich komedii, ile tylko się da. Tymczasem, musiała przerzucić się na rower i to nim podróżowała do pracy i wszędzie, gdzie tylko potrzebowała się dostać. No, może nie dokładnie wszędzie.
Dostarczanie dokumentów teoretycznie nie było w jej zakresie obowiązków, jednak nie mogła się oprzeć, by zaproponować klientowi taką opcję. Kij z tym, że musiała zamówić taksówkę na własny koszt, żeby dostać się tam najłatwiejszą drogą.
Siedziba robiła wrażenie, oj tak. Już w samym holu przewijała się masa ludzi. Ktoś spytał, kogo szuka, więc mruknęła tylko coś o tłumaczeniu dokumentów i o panu Jacobie, więc z lekkim niesmakiem pracownik skinął głową i podał jej dokładne informacje, gdzie ma się stawić.
Wina zdawała się mieścić ze trzydzieści osób, przynajmniej w jej mniemaniu. Było dosyć ciasno, a ludzie kompletnie zdawali się nie zwracać uwagi na małą blondynkę z klipem papierów pod ręką, przyciśniętą do ściany i uważnie obserwującą to, co dzieje się dookoła niej. Kiedy winda znalazła się na odpowiednim piętrze, w środku było już luźno. Bez słowa wyszła, pozostawiając dziwnie patrzącą na siebie parę mężczyzn za sobą i skierowała się do wielkiego pomieszczenia na końcu korytarza, w którym miał przebywać Jacob Moore.
Zapukała cicho, czekając na odpowiedź. Ta nadeszła dopiero za drugim podejściem, więc niepewnie uchyliła drzwi, od wejścia uśmiechając się nieśmiało.
- Dzień dobry. Nie wiem, czy pan mnie pamięta... - mruknęła cicho, jakby kompletnie ją onieśmielił. - Anika Aigner, z biura tłumaczeń.

Loreen van der Kampf pisze...

Westchnęła cicho, kiedy po paru minutach Jacob nie zjawił się w ich sypialni. Nawet dzisiaj, kiedy to przyjeżdżali ich rodzice, musiał iść do pracy? No ale cóż mogła zrobić? Nigdy nie mogła go od niej odciągnąć, to był jego świat, jego życie i jego wybór, o ona, pomimo tego, iż była jego narzeczoną, nie miała tutaj nic do powiedzenia.
Obwiązała się mocnej ręcznikiem, siadając na skraju łóżka. W gruncie rzeczy nie miała do niego żalu o to, że wyszedł. Przykro jej było tylko dlatego, że nawet się z nią nie pożegnał. Nie zbawiłoby go w końcu choćby głupie 'do widzenia'. Żadnych czułości przecież od niego nie wymagała, wczorajszego dnia nie licząc. Ale wczoraj to było wczoraj i ona sama nie wiedziała tak naprawdę co się z nią działo, co w nią wstąpiło. Jednak jemu łatwo przychodziło zapominanie o tym co było, więc mogła liczyć na to, że dziś w drzwiach znowu stanie oschły Jacob, który w oka mgnieniu zmieni się w kochającego narzeczonego, gdy to przybędą ich rodzice.
Podskoczyła na łóżku, kiedy ktoś otworzył drzwi sypialni. Obejrzała się przez ramię z myślą, że to za pewne Marta przyszła ją o coś zapytać, jednak to nie ona stała w progu.
- Co ty tu robisz? - spytała zdziwiona, momentalnie podnosząc się z łóżka. - Nie jesteś w pracy? - dodała, wodząc spojrzeniem po trzymanej przez niego szklance wypełnionej po brzegi kawą, zapewne z dodatkiem jakiegoś alkoholu. No cóż, jak widać nie był jednak w pracy, a w takim bądź razie ona nie powinna wyglądać tak, jak wygląda. Powinna być ubrana w elegancki kostium, a nie otulona ręcznikiem, bo tego się od niej wymagało.
- Przepraszam - wyszeptała cicho, spuszczając głowę. Na palcach pobiegła do łazienki, gdzie miała zamiar się przebrać i doprowadzić swój wygląd do doskonałego, żeby zadowolić mężczyznę.

Anonimowy pisze...

[Bałam się tej karty jak ognia ; d to w takim razie zaczniesz? wybacz, ja jestem wyssana kompletnie. chyba, że poczekasz za wątkiem do jutra jak trochę się zregeneruję, bo padam na klawiaturę - dosłownie]

Anonimowy pisze...

[To jak zaczniesz ( :D) nie przestrasz się, że długo nie będę odpisywać. Dzisiaj dowiedziałam się, że muszę na kilka dni wyjechać, ale w niedzielę wracam także pewnie wtedy odpiszę ; ) ]

Anonimowy pisze...

[Dzieńdobrycześćhej. Tak sobie myślałam, czy nie dołączyć do bloga, a zanim to zrobię zawsze przeglądam karty postaci autorów. No i trafiłam na twoją, przeczytałam, spodobała mi się. Ale nie o to chodzi. Chciałam zapytać, czy byłaby możliwość wcielenia się w postać Mai, czy też tego nie planujesz? Jaka by nie była twoja odpowiedź proszę o kontakt na maila: oyshia@gmail.com :))]