JOSHUA HENDERSON
11.09.1983
gdyby jego życie miało być zawarte w chronologicznie ułożonych tagach
szpital
lego rower złamanie róże ogródek silnik gotowanie garnitur
tatuaż irokez perkusja martensy ramoneska alkohol prawo jazdy
samochód więzienie chłód architektura miłość aborcja biuro
samotność zauroczenie zmiana
powiązania, historia, album
zanim spróbujesz nawiązać rozmowę
Śpi? Nie. Je? Czasem. Bluzga? Jak każdy. Oszukuje? Może. Zdradza? Zależy. W każdym razie - nie jest typowym bad boyem, jakich kreuje współczesny świat. Ma tylko swój mocny charakter. Nie potrzebuje wzmacniać wizerunku narkotykami, kilkunastoma kochankami i alkoholem w znacznych ilościach. Jest panem architektem, trzeba jakoś z tym żyć. Nie interesuje go, ile razy w tygodniu uprawiasz seks, ilu masz kochanków, jakie lubisz lody, a jakie filmy (całe twoje życie osobiste to dla niego dosyć nużący temat). Właściwie najbardziej ciekawi go, ile masz pieniędzy, bo jeśli sporo, to możliwe, że przeznaczysz ich część na jego honorarium, a potem wylądujesz w perfekcyjnie zaprojektowanym domu. Chyba, że intrygująca osoba z ciebie, to wtedy ot, może zacznie się jakaś znajomość wykraczająca poza biznes.
Uśmiecha się, bo czemu nie? Wygląda wtedy przystojniej, to się szczerzy. Choć niezbyt nachalnie do nikogo, tylko lekko. Rozbawić go - średnio trudna czynność, choć nie wszystkie żarty go śmieszą, ma specyficzne poczucie humoru. Jest fanem bycia uprzejmym, bo choćby świat się walił, on wciąż nie zrezygnuje z samodzielnie ułożonych zasad obycia w społeczeństwie. Lubi się bawić, ale bez przesady, trzeba czasem zachować też klasę.Jozue. Niektórzy wolą Jezus, ale Jozue lepiej brzmi. Podobno to wymyśliła jakaś ciotka, co jej nigdy w życiu na oczy nie widział i prawdopodobnie nigdy nie zobaczy. Ciekawe, czy wiedziała, że kiedy mały J. dorośnie, to będzie równie nieugięty, jak jego poprzednik sprzed ponad dwóch tysięcy lat. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że nie weźmie z niego przykładu z długości życia, bo 110 lat to byłaby męczarnia dla wszystkich ludzi znajdujących się wokół niego. W końcu jest dosyć nieznośnym człowiekiem, tak czy siak. Jakimś tam despotą i tyranem także, bo spróbuj tylko podważyć jego decyzje, to będzie krucho. Doskonale wie, co robi, nawet jeżeli wydaje się to kompletnym wariactwem, to on widzi w tym korzyści. Od czterech lat wychodzi na takim sposobie życia na korzyść, więc jest pewny siebie. Być może też miły, choć to zależy, dla kogo, jednak istnieje tylko kilka osób, które potrafią z czystym sumieniem powiedzieć o nim "dupek", bo pomimo, iż nie stosuje na co dzień do przykazania miłości, to próbuje się nie denerwować, nie krzyczeć, nie być sarkastycznym i tak dalej.
Uśmiecha się, bo czemu nie? Wygląda wtedy przystojniej, to się szczerzy. Choć niezbyt nachalnie do nikogo, tylko lekko. Rozbawić go - średnio trudna czynność, choć nie wszystkie żarty go śmieszą, ma specyficzne poczucie humoru. Jest fanem bycia uprzejmym, bo choćby świat się walił, on wciąż nie zrezygnuje z samodzielnie ułożonych zasad obycia w społeczeństwie. Lubi się bawić, ale bez przesady, trzeba czasem zachować też klasę.Jozue. Niektórzy wolą Jezus, ale Jozue lepiej brzmi. Podobno to wymyśliła jakaś ciotka, co jej nigdy w życiu na oczy nie widział i prawdopodobnie nigdy nie zobaczy. Ciekawe, czy wiedziała, że kiedy mały J. dorośnie, to będzie równie nieugięty, jak jego poprzednik sprzed ponad dwóch tysięcy lat. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że nie weźmie z niego przykładu z długości życia, bo 110 lat to byłaby męczarnia dla wszystkich ludzi znajdujących się wokół niego. W końcu jest dosyć nieznośnym człowiekiem, tak czy siak. Jakimś tam despotą i tyranem także, bo spróbuj tylko podważyć jego decyzje, to będzie krucho. Doskonale wie, co robi, nawet jeżeli wydaje się to kompletnym wariactwem, to on widzi w tym korzyści. Od czterech lat wychodzi na takim sposobie życia na korzyść, więc jest pewny siebie. Być może też miły, choć to zależy, dla kogo, jednak istnieje tylko kilka osób, które potrafią z czystym sumieniem powiedzieć o nim "dupek", bo pomimo, iż nie stosuje na co dzień do przykazania miłości, to próbuje się nie denerwować, nie krzyczeć, nie być sarkastycznym i tak dalej.
zdjęcie jest po to, żeby nie musieć go opisywać, ale...
Jedno oko ma wyżej, drugie niżej, waha się to o dwa czy trzy milimetry, jest za wysoki na na jego gust, a nos jest krzywy. I co z tego? Ma sobie robić operację plastyczną? Poza tym - jego sylwetka to nic zaskakującego. Chyba, że nienormalnym wydaje się posiadanie czterech kończyn, głowy i tułowia. Pięć palców u każdej ręki się znajduje. Tylko proszę nie gadać, że ma hipnotyzujące, niebieskie tęczówki, bo one wyglądają na bezpłciowo szare. Może podpadają w ten błękit, ale nie są, cholera, turkusowe ani żadne inne. Normalne. Do patrzenia, jakby ktoś nie wiedział. Czasem przez okulary, bo wzrok już osłabł, nie wiadomo dlaczego. Ciemne też Joshua zakłada, ale nie zawsze. Ubrany w garnitur. Koszulkę z nadrukiem. Bez koszulki. W koszuli. W spodniach. W spódnicach nie chadza.
Odpisuję zazwyczaj po kolei (chyba, że nie mam pomysłu, to mnie schodzi z odpowiedzią), przyjmuję wszystkie wątki, odpowiadam mniej-więcej taką ilością tekstu, jaką dostaję, ewentualnie więcej, jeśli dostanę polotu czy coś, pomysłów zwykle mi nie brak. A powiązania akceptuję, jeśli postaci nie są zbytnio spoufalone, bo wtedy się męczę. Lubię się upominać, jeśli mnie ktoś zignoruje, ot co. I zachęcam do pisania tu, bo lubię mieć z kim rozmawiać.
Na zdjęciach - R. Gosling.
310 komentarzy:
«Najstarsze ‹Starsze 201 – 310 z 310Chyba faktycznie z różnicą wieku były największe trudności w jej wypadku, bo poza nikłą świadomością, specjalnie jej nie odczuwała, chyba, że nadarzyła się jakaś sytuacja. Naprawdę chciała dobrze, liczyła, że uda jej się jakoś odpowiednio ustosunkować do całej tej sytuacji sprzed chwili. Nie jej wina, że nie sądziła, że może mówić to wszystko nie od tak, przedstawiać jej swoje plany na przyszłość, ale wręcz uwzględniać w nich i jej skromną osóbkę. Bo chociaż gesty i czyny mówiły wiele, to nigdy jednoznacznie nie stwierdził jakie tak naprawdę łączą ich relacje. Ona była zakochana, bez dwóch zdań, a On?
- Mhm, niestety, nie miałam tej przyjemności.- westchnęła ze smutkiem, za oddalającą się gondolą, którą to jeszcze nigdy nie miała okazji płynąć. Potem zadarła głowę do góry, by móc na niego spojrzeć, z delikatnym, uroczym uśmiechem na ustach i radosnymi iskierkami w oczach. To była taka subtelna prośba żeby uwzględnił taką wodną przeprawę w planie ich dzisiejszej wycieczki. Najlepiej jak najszybciej, najlepiej teraz.
Nie miała go zamiaru poganiać, w żadnym wypadku, a już gdy chodziło o jakieś głębsze wyznania. W końcu nie był tak wylewny jak ona, nie aż tak zakręcony i zawsze pełen radości i ciepła, jak i ona. Amelie chciała być ostrożna, ale i tak szybko okazało się, że kiepsko jej ta rozwaga wychodzi. Bo już była szaleńczo zakochana i świata poza nim prawie nie widziała. Wszystko zaś sprowadzało się do tego, że Amelie chciała kochać i być kochaną, a rozwaga, którą chciała się kierować, ginęła gdzieś po drodze. Tyle, że przy Joshule nie miała żadnych wątpliwości. Był wyjątkowo dobrym człowiekiem, przyzwoitym mężczyzną i zachowywał się wręcz nienagannie. Nie miała się specjalnie przyczepiać co do jego charakteru, poza tym, że chciała by częściej był wesoły, uśmiechał się i dzielił z innymi swoją radością. No i polubił dzieci. Poza tym, jej zdaniem był jednak idealny. Nie miała problemu z zaufaniem mu, a kiedy mówił, że ją przyganie, czy że jej nie zostawi, to wierzyła z całego serca.
Pokręciła przecząco głową, czując się odrobinę głupio, że wyszło na jawę jak mało tutejszych przyjemności miała okazję skosztować.
- Nie. Nie. Nie.- na każde postawione przez niego pytanie, odpowiedź była przecząca. Ona, cała zakłopotana tym faktem, oczywiście się zarumieniła i spuściła głowę, bo było jej wstyd. Jak na mieszkankę Amsterdamu już od tak długiego czasu, powinna wykazać się jednak jakimś doświadczeniem, gdy chodziło o tutejszą kuchnię, czy zwyczaje. Tymczasem, nie miała się czym chwalić, ani jak zabłysnąć przed nim. Najciekawsze i najładniejsze miejsca w mieście i tak pokazał jej on.
Trochę obawiając się jego reakcji, bo bała się, że Joshua dozna szoku słysząc, jak mało rzeczy Amelie próbowała w Amsterdamie, wskoczyła czym prędzej do wskazanej łodzi i zajęła sobie miejsce. Wygładziła jeszcze materiał sukienki na udach, starając się nim nawet zakryć kolana, co by nimi nie świecić i nie kokietować,ale było to zadanie bezcelowe, choć pozwoliło jej na moment pomyśleć o czymś innym. Dopiero po chwili odważyła się spojrzeć w jego stronę, wyraźnie onieśmielona i trochę zakłopotana.
[Sky własnie co przyjechała,nie ma jeszcze gdzie się podziać może coś z tym }
Uśmiechnęła się lekko, z początku niezbyt pewnie, kiedy tylko złapał ją za dłoń, nadal czując się nieco zażenowana, ale wystarczyło, żeby zrobił te pseudo smutną minę, a panienka Morel od razu uśmiechnęła się szeroko, co by nie martwić swojego pana H.
- No jasne, że się cieszę! Tylko... nie sądziłam, że będziesz chciał i w ogóle, czy znajdziesz dla mnie czas.- wytłumaczyła się spokojnie, powoli odzyskując swoją pewność siebie i typową dla siebie wesołość.- Przede wszystkim cieszę się, że jesteśmy tutaj razem.- dodała nieco ciszej, nie chcąc by pan sterujący ich łodzią, miał większy wkład w ich konwersacje, zwłaszcza te dość osobiste.
Powiodła wzrokiem po budynkach na które spoglądał, ale i tak większą uwagę skupiała na jego postaci niż na otaczającym ją krajobrazie. Przygryzając wargę starała się opanować szeroki, pełen radości uśmiech, który sam cisnął się jej na usta. Bo była szczęśliwa, niesamowicie szczęśliwa, czerpiąc tyle radości z takich zwykłych chwil, które spędzała w jego towarzystwie. I chociaż, czasami zastanawiała się jakim to się stało, że są razem, że ze sobą wytrzymują, choć z logicznego punktu widzenia niewiele ich łączyło, więc nie powinno mieć prawa bytu. A jednak, jakimś cudem miało miejsce. Nie mogła tego w żaden sposób zrozumieć, ani pojąć, ale wystarczała jej świadomość, że przy nim czuje się bezpieczna, szczęśliwa, a serce zawsze bije szybciej ilekroć jest w pobliżu.
- Joshua...- zaczęła cicho, nieśmiało przysuwając się jeszcze bliżej niego.- Chyba faktycznie zwariowałam, jak wszyscy myślą, ale...- spuściła na chwile wzrok i wzięła głęboki oddech. Przez krótką chwilę siedziała cicho wpatrując się tylko w niego i uśmiechając się delikatnie.- Chciałabym żeby zawsze tak już było. Żebyś nigdy nie przestawał mnie lubić.
Sama nigdy nie uznałaby siebie za osóbkę wyjątkowo uroczą, choć zawsze starała się taką być. Wszystko jednak wychodziło samo, bo taka już była z natury, wiecznie wesoła, optymistycznie patrząca na przyszłość, z głową pełną marzeń i wybitnie pogodnym nastawieniem do świata i ludzi, któremu towarzyszył nieznikający z jej twarzy uśmiech. Większość uznawała to jednak za zabawne wariactwo, co i tak przyjmowała z uśmiechem na ustach. Nie umiała nic specjalnie zmienić w swoim charakterze, czy sposobie bycia. I tak była z niej już taka słodka momentami, niewinna także, przede wszystkim zaś promienna osobistość, czy to się ludziom podobały, czy nie.
Przytulił ją, więc mogła odetchnąć z ulgą, pozwolić szerokiemu uśmiechowi zagościć na jej twarzy i w odwecie wtulić się w Joshuę, by móc w pełni rozkoszować się tą chwilą. Serce zabiło jak oszalałe, kiedy uznał, że ich relacje to coś więcej niż zwykłe lubienie. Ta wspanialsza.
- Chciałam tylko to usłyszeć od Ciebie, że nie przestaniesz mnie lubić, a teraz... skoro powiedziałeś, że to coś więcej...- podniosła wzrok, by móc na niego spojrzeć, tak jednak, by nie zmieniać swojej pozycji i móc pozostać w jego objęciach możliwie najdłużej.- Cieszę się, niesamowicie się cieszę.- przyznała pełnym ekscytacji głosem, uśmiechając się wręcz od ucha do ucha, z tego swojego szczęścia.- Oh, sama nie wiem... Pamiętam tylko, że polubiłam cię od pierwszej chwili, kiedy to zaatakowałam Cię tak bezczelnie na ulicy. Bo nie byłeś niemiły, chociaż sytuacja była co najmniej dziwna, jeśli nie głupia. Wydawałeś się sympatyczny, a w dodatku poczułam wielką chęć, by sprawić, żebyś stał się weselszym człowiekiem. Potem byłam już zwyczajnie ciekawa co z Ciebie za człowiek.
Liczyła, że taka odpowiedź go zadowoli, bo i trudno było jej tak naprawdę sprecyzowawszy i wyjaśniać, jak to się stało, że wybrała się z nim na kawę, a w dodatku chciała go widywać częściej. Może to był impuls, a może przeznaczanie? Nie była pewna, niczego poza kwestią, że zakochała się po uszy i była szczęśliwa. A to jej wystarczało.
[Ojoj, to ja mam odpisywać, czy chce Ci się coś zaczynać? :D]
[Ja? Czemu ja? to nie fair. W ogóle nie mam pomysłów i robię parę rzeczy na raz :P Serio, nawet nie wiem od czego miałabym potencjalnie zacząć, o. Liczyłam, że masz jakiś pomysł, czy co... ^^]
[No bo ja zawsze biedna jestem xD Ej nie, serio dzisiaj nie zacznę, nie dam rady. Poza tym... nie, musi być więcej akcji bo inaczej nam się wątki mega szybko nudzą xD]
[To ja mam myśleć? Co za bezczelność! :P
A może go gdzieś napaść? W domu np.? Albo mogliby gdzieś razem pójść,o. Ale na szukanie domków to jeszcze za wcześnie.Tyle ode mnie.]
[No, zbir okrutny.
Sądzę, że masz rację, ale w sumie nad wątkiem i tak można by pomyśleć zawczasu, patrząc jak nam idzie wymyślanie dzisiaj, czy ostatnio. Przynajmniej później byłoby mniej problemu, o :D
Ej, ale w sumie... może mogliby gdzieś razem spontanicznie pojechać,mhh?]
[Ooo, to już za dużo,ale... Mogą skoczyć do jakiegoś spokojnego miasta w Holandii, albo do babci Amelki do Hagi, czy też na wymarzone wakacje Melki we Włoszech :D]
[Oooo, widzisz to twoja wina! Było trzeba nie kazać mi wymyślać, bo później takie kwiatki wychodzą xD
W sumie mogłabym nawet zacząć, ale... skoro masz zapomnieć o czym był wątek, to się wstrzymam...]
[Dobra xD]
Babcia dowiedziała się pierwsza. Jakim cudem, Amelie nie miała pojęcia, ale tak to już zawsze z babcią było, że ona po prostu o wszystkim wiedziała. Wprawdzie Amelie miała swoją teorię, jakoby starsza kobieta należała do jakiś tajnych służb specjalnych i pozakładała podsłuch w mieszkaniach zarówno swojego syna i ich żony, jak i wnucząt. Innego logicznego wyjaśnienia na to nie było. Skoro jednak babcia panienki Morel dowiedziała się, że jej kochana wnuczka zapadła w błogi stan zwany zakochaniem, uznała, iż koniecznie musi poznać tego wybranka serca Amelie, skoro tak mocno zawrócił młodej dziewczynie w głowie. Oczywiście Amelie starała się wykręcać i z początku wcale nie chciała przystać na tenże pomysł, ale im częściej była męczona o to przez babcię, tym powoli zaczynała się przekonywać, a raczej tracić swój upór i asertywność. Bo może wcale nie było to jednak takie złe rozwiązanie na spędzenie kilku dni razem? Zawsze to byłoby coś innego, zmieniliby otoczenie i mieliby szansę spędzić ten czas wyłącznie we dwoje. No może nie do końca, ale prawie. Babcia obiecała nie przeszkadzać zbytnio.
Zdecydowanie gorszym aspektem całego tego przedsięwzięcia było wyjawienie wszystkiego Joshule, bo Amelie za nic nie wiedziała jak się za to zabrać. Bała się, że od razu powie, że nie, że nie pojadą razem, a już na pewno nie do jej rodziny. I byłaby w stanie to zrozumieć, bo i w jej przekonaniu byłoby to dużym wyzwaniem, tylko, że jednak on był mężczyzną, a w dodatku był poważniejszy, umiał się zachowywać i w ogóle Amelie wydawało się, że dałby sobie radę, w końcu babcie nie gryzą, prawda? A mimo to nie wiedziała jak zacząć, czy nawiązać ku temu ich rozmowę. Ilekroć próbowała zacząć, ostatecznie się zapowietrzała i nici z wyjawienia pomysłu na wspólny weekend w Hadze.
Męczyła się z tym okropnie i to całkiem długo, aż w końcu zdała sobie sprawę, że za niedługo będzie trzeba wracać na uczelnię, więc albo teraz, albo nigdy. Wyjawiła mu wszystko, mając zamknięte oczy i w napięciu czekając na jego reakcję, ale ku wielkiemu zdziwieniu, a także uciesze Amelie Joshua się zgodził. Czemu właściwie, nie miała pojęcia, ale była mu wdzięczna. Bo dla niej znaczyło to wiele, a i uważała, że i dla nich obojga to zawsze krok na przód w relacji, która ich łączyła.
Przyszła do niego z samego rana, choć mieli jechać znacznie później, ale z całego tego poddenerwowania i tak nie wytrzymywała w mieszkaniu, a nocy i tak nie przespała. Nie chciała więc już katować się w samotności, co zaowocowało tymi porannymi odwiedzinami. Oczywiście w ramach przeprosin za ewentualną pobudkę zaopatrzyła się w kilka świeżych bułek, a także swój niezbędnik w postaci jogurtu. Nie musiał z nią rozmawiać jeśli nie chciał, Amelie wystarczyła świadomość, że jest w pobliżu, a ona zajmie się już swoimi sprawami. Tak przynajmniej będzie spokojniejsza, na co liczyła. Przytuli ją i wszystko będzie dobrze, czy nie tak?
Z desperacją wręcz dobijała się do jego mieszkania, gotowa choćby za chwilę się rozpłakać z tego wszystkiego (ot, co nerwy z nią robiły). Do tego jęczała cicho, choć wiedziała doskonale, że w niczym to nie pomoże. Ale tak przynajmniej dramatyzm sytuacji był większy, a Amelie czuła się tragicznie. Kto by pomyślał, że aż tak będzie się stresować odwiedzinami u babci.
[W sumie mogliby iść razem na ślub siostry Joshuy, byłoby fajnie. Tylko że do niego jeszcze daleko, więc nędza :(]
Wcale jej nie pomógł tą swoją dezorientacją, nie wiedząc z początku, kto ma czelność dobijać się do niego o tak wczesnej godzinie. Wprawdzie było to jak najbardziej zrozumiałe, bo liczyła się ze świadomością, że przyjdzie jej go obudzić, ale mimo wszystko myślała, że będzie inaczej. Jakoś tak bardziej miło, romantycznie, przyjemniej, tak jak przez całą drogę to sobie wyobrażała, wmawiając sobie jednocześnie, że Joshua coś wymyśli, by ją jakoś uspokoić, bo on to na pewno takimi rzeczami w ogóle się nie przejmuję, więc wszystko się ułoży. Zjedzą razem śniadanie i będzie dobrze. A tak, mina jej nieco zrzedła, a ona utraciła jeszcze te resztki pewności siebie i już w ogóle musiała teraz wyglądać jak ostatnio sierotka, gotowa w każdej chwili się rozpłakać. Dlaczego właściwie? Tego sama jasno nie powiedziała stwierdzić.
- Uhm, dzięki...- mruknęła niepewnie, nawet nie wiedząc jak powinna się teraz zachować. Uśmiechnęła się blado i weszła do środka, zatrzymując się i tak koło niego, by obrzucić go uważniejszym spojrzeniem.- Nie wyglądasz tak źle.- stwierdziła ostatecznie, posyłając mu lekki uśmiech, na jaki była w stanie się zdobyć przy swoim kiepskim humorze.- Mam świeże pieczywo.- wyciągnęła przed siebie rękę z torebką, podtykając mu ją niemalże pod sam nos.- To tak w ramach przeprosin za tą wczesną napaść. Tylko, że ja sama nie mogłam już wytrzymać. I tak nie spałam tej nocy, więc...- wzruszyła lekko ramionami, chcąc uznać to za całkiem błahy fakt, ale bez wątpienia całe to zdenerwowanie odbijało się również na jej wyglądzie. Podkrążone oczy, blada skóra, a do tego jeszcze brak energii i sił na cokolwiek. Marnie, oj marnie z nią było, ale może chociaż jej pan H. jakoś ją uratuje.
[Tak? Możemy? ^^ Bo tak sobie myślę, że fajnie by było, zwłaszcza, że coś by się działo, bo ambitnych pomysłów i tak nie mam, więc uważam to za coś ciekawego. I zagięcie czasoprzestrzenne też xD]
No tak, to nie było logiczne, że to ona się stresowała, w dodatku chyba za nich oboje, zwłaszcza, że przecież jechali do jej rodziny, gdzie powinna czuć się swobodnie. Niestety Amelie obawiała się reakcji babci, nawet jeśli wiedziała, że to niezwykle tolerancyjna i miła kobieta, ale przez babcię mogli dowiedzieć się rodzice, a to już z pewnością nie byłoby za ciekawe. Z resztą, chciała, żeby jej jedyna i ukochana babcia odniosła równie dobre wrażenie na jego temat, jak i sama Amelie; zależało jej by go polubiła, żeby wszystko było w porządku i nie było czym się martwić w przyszłości. Poza tym, to był pierwszy raz kiedy kogoś zabierała ze sobą do babci, w takim sensie, by przedstawić jej kogoś niezwykle ważnego dla niej ważnego. Joshua był pierwszy, miała też nadzieję, że i ostatni, dlatego też tak bardzo zależało jej, by wszystko wypadło pomyślnie, stąd i tyle nerwów. Zawsze wszystko mocno przeżywała, bo jak była wesoła to niesłychanie, jak zdarzyła się tragedia, nagle stawała się wrakiem człowieka, a gdy coś zaczynała ją niepokoić, to zaczynała lekko wariować z tego poddenerwowania.
- Nie, nic się nie stało.- zapewniła go czym prędzej, nie chcąc by wyciągał jakieś pochopne wnioski, a tym samym przysparzał i sobie, i jej, kolejnych tematów do zmartwień.- Po prostu. Jakoś tak... zwyczajnie nie mogłam.- skrzywiła się lekko, nie wiedząc jak tą swoją bezsenność wytłumaczyć. Bo próbowała spać, tylko, że jej nie szło, za nic w świecie. Wierciła się tylko na łóżku, popadając w większa desperację. Musiała więc czym prędzej wyrwać się z mieszkania.- Chyba trochę się tym wszystkim denerwuję...- wyznała w końcu cichutko, wyraźnie zawstydzona tym faktem, zwłaszcza, że w porównaniu do niej Joshua wyglądał jak oaza spokoju. Na szczęście złe myśli na moment odgoniło pojawienie się uroczego stworzonka o wdzięcznym imieniu Kometa. Uśmiechnęła się i to nawet w taki typowy dla siebie uroczy sposób, gdy coś ją zaintrygowało. Nie miała jednak okazji specjalnie porozczulać się nad fretką, bo wylądowała w jego ramionach, co jednak ją uspokoiło i pozwoliło odetchnąć z ulgą.
Będzie dobrze.
[Ej, no już bez przesady. Jeszcze Lucas się kiedyś pojawi, jeszcze gdzieś razem mogą pojechać, domek muszą znaleźć na wybrzeżu, całą rodzinę poznać, ewentualnie przyjaciół, pójść na jakieś większe wydarzenie razem, no i obiecany dziki seks, także jeszcze jest z czego wybierać :D]
Wiadomo, z rodzicami Amelie będzie ciężko, tu nie było nawet co liczyć na jakiś cud, czy taryfę ulgową, ale póki co Amelka nie zamierzała się tym przejmować. W końcu państwo Morel siedzieli w Paryżu, daleko stąd, więc była bezpieczna, nienarażona na gniew matki, czy sprzeciwy ojca. Babci niby nie powinna się bać, więc być może ten jej niepokój wewnętrzny wynikał raczej z fakt, że zamierza przedstawić Joshuę członkowi swojej rodziny, co wydawało się jej niesamowicie szczególnym i poważnym krokiem, a nie wiedziała też jak się do końca za to zabrać. Wprawy w podobnych sytuacjach nie miała, może to i dobrze? Gdyby tylko Joshua wiedział o tym, na pewno poczułby się w jakiś sposób doceniony. No, ale nie zamierzała się tym chwalić.
- Mhm.- skinęła głową, jak mała dziewczynka, której coś własnie tłumaczono i poszła posłusznie za nim do kuchni, by skupić się na szykowaniu śniadania, co, jak liczyła, pozwoli jej się rozluźnić i odgonić wszelkie złe myśli.- W zasadzie byłam bliska dzwonienia, ale... no cóż, chyba chciałam być jednak łaskawa i dać Ci szansę się jako tako wyspać. Na drugi raz będę bardziej okrutna i egoistyczna.- mruknęła z przekąsem, uśmiechając się lekko.- Oh, mam coś o niej powiedzieć? W sumie... to miła osoba, zdecydowanie pewniejsza siebie niż ja, też zawsze pogodna, ale umie postawić na swoim i... moja babcia zawsze jakimś cudem wie o wszystkim. O mnie, moim bracie, rodzicach, co zawsze było dla mnie zagadką. Jak to babcie, lubi mnie dożywiać i narzekać, że jak dalej będę taka chuda to nikt mnie nie zechce, ale poza tym jest naprawdę sympatyczna. Nie przepada za moją mamą. Z dziadkiem rozwiodła się już jakiś czas temu i... jest jedną z tych nielicznych osób w rodzinie z artystyczną duszą i nigdy w życiu nie miała do czynienia z prawem, poza faktem, że dziadek był prawnikiem. z pozoru zupełnie do siebie nie pasowali i ostatecznie się rozeszli, ale... ogólnie trudno oprzeć się tak urokliwej osobie, jaką jest moja babcia. Naprawdę potrafi zaskarbić sobie sympatię każdego.- powiedziała wszystko, co tylko przyszło jej do głowy, i tak wiedząc, że naprawdę, Joshua będzie mógł sobie wyrobić zdanie o kobiecie, gdy dopiero ją pozna. Uśmiechnęła się pogodnie i wskoczyła jak zwykle na blat, bo przecież to była najwygodniejsza miejscówka.
- Ale nie jesteś zły, że wyciągnęłam Cię z łózka tak wcześnie, co?
[No wiesz, cicha woda brzegi rwie ^^
No, a teraz ładnie się żegnam, bo to mój ostatni komentarz przed wyjazdem.]
[a powiem, że nawet dobry pomysł :D A więc ja mam zacząć czy ty jednak wolisz? :)]
[Wątek? Za relację/okoliczności spotkania zacznę (; ]
Noemi Gates
[Usunęłam gadu.]
Cóż, najwyraźniej Amelie widziała w niego takiego rycerzyka. Ewentualnie szanowna panienka Morel wcale nie była tak grzeczna, jak się zdawała być i wcale, ale to wcale nie czekała na rycerzyka. Może odpowiedni dlań byłby jakiś cudowny woj, zamyślony, zuchwały, bezczelny i silny, który mógłby jej zaoferować seks życia?
Nie, lepiej nie. W końcu Brandi chciała mieć Tońka dla siebie.
- Nie mam pojęcia, co to jest to The White Stripes, ale okej. Nie, nie umiem śpiewać. Jestem od tym względem kompletnym beztalenciem. Ale zawsze można udawać, nie? Powiedzieć, że ja fałszuję i mam brzydki głos, bo taki był zamiar... Niejedna osoba przecież nie potrafi śpiewać, ale odnosi sukces.
Wokal krzyczany? Nie, to nie pasowało do Bran i jej sukienek i sandałków. Już prędzej wokal Guano Apes... Chociaż i to by się kłóciło z sukienkami i sandałkami. Zatem wątpię, aby Jones nadawała się do jakiegokolwiek zespołu. Kompletne beztalencie, jeśli chodzi o muzykę. Kompletne dno, jeśli chodzi o słuch, o gust, a co dopiero o tworzenie...
[Ja? Zacząć? No okey. xp ale będzie kiepsko. xD]
Czasami jej praca była męcząca, ale o tym chyba każdy wiedział. Uczyła historii 13-latków, bo jakoś chciała zobaczyć czy da sobie radę. i to był błąd. Rozwydrzone sma...a wcale że nie! Uczniowie bardzo lubili panią de Silva, uczyli się na sprawdziany, odrabiali lekcje i wszyscy szczęśliwi! Więc co tak bardzo ją męczyło? A to, że musiała sprawdzać ze sto kartkówek, sprawdzianów i różnego rodzaju prac, przez co czasami nawet siedziała przy biurku do północy. Dlatego wzięła urlop na tydzień, chciała odpocząć, nic więcej.
Wyszła z mieszkania by iśc na spacer. Chciała sobie podziwiac naturę, a co jej tam.
Wychodząc akurat spotkała swojego sąsiada.
- A witam serdecznie! - uśmiechnęła się szeroko.
[masakra. xDD wybacz mi za to coś :)]
[Jak najbardziej pasuje. Chcesz może zacząć czy ja mam się bezsensownie produkować? Od razu mówię, że wolę pierwszą opcję, bo miło by było wiedzieć, gdzie jest biuro i jak wygląda... to pomaga w pisaniu :P]
[ może wątek?]
[ Ty daj pomysł ja mogę zacząć :>]
Praktyki u Gasparda oznaczały koniec lenistwa, dorabiania na boku i wolnego życia, ale jednocześnie stanowiły zapowiedź dalszych losów mężczyzny. Pomimo niezwykle mało pochlebnej opinii, jaka krążyła o młodym panu Morel do obowiązków podchodził całkiem poważnie... No do ważnych obowiązków. Niektórzy zgłaszali szczercze plotki o całkiem... (No dobra... )Prawie niewinnym chłopaku. Przecież zajmował się wieloma różnymi sprawami poza alkoholem i kobietami!
Pierwszy dzień praktyk poprzedził odpowiednimi przygotowaniami. Przede wszystkim przygotował odpowiedni strój... Koszula, marynarka, buty. Musi się przecież właściwie prezentować. Potem poczytał co nieco o firmie, do której szedł, żeby wiedzieć czego mniej więcej się spodziewać. Rano wstał jak mu budzik nakazał i zaczął od kawy. Jak bez tego można funkcjonować o tak wcześniej porze jak siódma rano?! Następnie wyszykowany wyszedł wcześniej, aby się nie spóźnić. Niestety los nie chciał mu sprzyjać i autobus, na który się zdecydował postanowił się przyjechać po czasie, a następnie złośliwie stanąć w korku. W ten oto sposób Morel właściwie wbiegł do budynku firmy pięć minut przed czasem. Ochroniarz uratował mu życie wskazując właściwy kierunek i po chwili pukał do właściwych drzwi.
Kiedy usłyszał zwyczajowe "proszę", wyprostował się i wszedł.
- Dzień dobry. Nazywam się Gaspard Morel. Byłem umówiony z panem Hendersonem.
[ A obojetne mi to ;p to zacznij jak mozesz :D ]
Brandi zdawała sobie z tego sprawę, że z każdym krokiem zakochuje się coraz mocniej. Jej miłość, chociaż już wnet miała się nieco uspokoić, zamierzała przejąć wszystko w jej życiu - zmienić Brandi, sprawić, że każdy kawałek ciała, każda myśl, każda chwila będzie należała do niego. Chociaż już wnet przestanie o nim mówić, całe życie będzie podyktowane pod tego mężczyznę. Czy to uzależnienie? Nie, bo nie będzie potrzebowała go wciąż więcej i więcej, będzie potrafiła wyjechać i zajmować się swoimi sprawami, nie będzie gryźć sobie rąk z tęsknoty. Ale Tone stanie się dodatkową ręką, nogą, drugim sercem, żołądkiem. Bez niego po prostu będzie żyć się trudniej. Tak, B. była zakochana na zabój.
No tak - jakby nie zagrała nigdy na basie na serio, nikt by nie zauważył, że gra. Więc nikt również nie zauważyłby braku owego basu.
- No... - mruknęła jedynie.
Lodowisko nie było zaludnione, choć znajdowało się kilka dzieciaków, zapewne na randkach, gdyż usiłowali oni całować się nawet podczas jazdy. Brandi od razu ruszyła w stronę kasy.
[ Możemy przyjąć, że Wendy gdzieś pracuje a on po prostu przyjdzie w to miejsce ? Xd]
Cóż... Gaspard nie spodziewał się królewskiego przyjęcia, ale również nie potraktowania go jak przypadkowego przechodnia, który zajrzał i zaraz wyjdzie. Dodatkowo jego organizm był jeszcze pobudzony po wcześniejszy biegu. Musiał bardzo uważać, żeby nie odpowiedzieć od razu co myśli o podejściu Hendersona. Zebrał się w sobie i usiadł na wskazanym miejscu. - Pewnie, że zostanę. Miałbym stracić okazję do nauki? - Starał się, aby w jego głosie nie było słychać kpiny, ale nie był pewien czy mu się powiodło.
Spojrzał na teczkę i otworzył ją. Przebiegł wzrokiem po pierwszej stronie, potem zerknął na kolejną... zajął się papierami przed sobą, odcinając się od mężczyzny... tak na wszelki wypadek. Czyżby to system samozachowawczy? Przecież nie może wylecieć pierwszego dnia!
Nie oczekiwał wcale wielkiego przyjęcia. Nawet on potrafił pogodzić się ze swoją pozycją. Wiedział też, że nie jest w biurze dla przyjemności, ale znacznie łatwiej się pracuje, kiedy nie ma napięcia między osobami zamkniętymi w jednym pomieszczeniu.
Przejrzał papiery, zapamiętał ile był w stanie, przetworzył informacje i spojrzał na mężczyznę. Wstał i spojrzał na rysunki, które jego "opiekun" rozkładał. Wyglądało na coś na prawdę dużego. Nowoczesny biurowiec, apartamentowiec, hotel? Czy może ktoś ma jeszcze ciekawsze plany?
- To na spotkanie, prawda? - Odezwał się w końcu. Przecież nie będą milczeć przez kilka tygodni! A niestety wyglądało na to, że właśnie Gaspardowi przyjdzie szukać porozumienia, choć już się dusił w tym biurze.
Przyglądał się dalej rysunkom...
Jeśli chodzi o robienie kawy... to z pewnością Gaspard się do tego nie nadawał. Mógł gotować. Jeśli miał powód to nawet sprawiło mu to przyjemność, ale robienie kawy uznawał za wyższą zdolność, choć lubił pić ten zacny napój.
Morel przyglądał się rysunkom. Trudno było się nie zgodzić z Hendersonem. Mało przestronnie i brakowało światła, a więc musiało być dużo oświetlenia elektrycznego.
Przygryzł wargę. - Będą oboje? - Zapytał zastanawiając się nad czymś. - Próbował się pan podlizać kobiecie? Zwykle mają duży wpływ na partnerów. Jakby udało się ją przekonać to zapewne sprawa poszłaby po pańskiej myśli. - Dodał. Cóż... może to nie było profesjonalne podejście, ale za to praktyczny sposób.
[Witam ;)
Amelia bywa właściwie niemalże wszędzie, bo żyje szybko i intensywnie. Można ją spotkać zarówno w kawiarniach, pubach, galeriach handlowych, jak i w miejscach typu dom dziecka, gdzie jest wolontariuszką.
Tak sobie myślę, że skoro Twoja postać jest architektem, to może Amelia mogłaby odbywać coś na kształt stażu w firmie, w której pracuje? Wiesz, na razie coś w stylu 'przynieś, wynieś, pozamiataj'. Wprawdzie nie ma w planach bycia architektem, ale, jak już wcześniej wspominałam, lubi takie rzeczy, bo 'to świetnie wygląda w podaniu na studia.']
Amelie nie miała pojęcia jak będą wyglądały sprawy z poznawaniem rodziny, czy to jej, czy to jego i jak potencjalnie długo może to trwać, kiedy uznają, że są gotowi na taki właśnie krok, niemniej zdawała sobie sprawę, że Joshua pozna jej brata zdecydowanie prędzej niżby chciała. Bo jednak żyli w jednym mieście, widywali się dość często, a w dodatku Joshua mógł natknąć się na Gasparda w środowisku architektów, na co nie miała najmniejszego wpływu, pomimo szczerych chęci odłożenia takowego spotkania w czasie. Kierowało nią dziwne przeczucie, że mogą sobie nie przypaść do gustu.
Zadał jej pytanie na które nie potrafiła odpowiedzieć. Co w zasadzie jej babcia lubiła jadać? Coś dobrego... A tort na pewno się w takowy poczet zaliczał. Chyba, że był za słodki. Sądziła jednak, że jej dobra babcia i tak by go zjadła, choćby przez wzgląd na uprzejmość, bo najwyraźniej starszą kobietę wręcz ekscytowała myśl o poznaniu pana Hendersona, który to tak zawrócił w główce jej wnuczce. Amelie jednak wcale się to nie podobało, bo obawiała się też tego, że w takim spotkaniu zejdzie na drugi plan. Będzie tylko Joshua, Joshua, Joshua i jej babcia i ewentualnie jakieś pseudo zabawne anegdotki z młodości Amelki, które wywołają tylko rumieńce na twarzy dziewczyny.
- Chyba lubi...- mruknęła obojętnie, wzruszając do tego ramionami, co miało tylko potwierdzić jej słowa.
Pisnęła cicho, kiedy tak nagle i niespodziewanie przekroił bułkę, ale potem roześmiała się wesoło i zeskoczyła z blatu, by podejść go od tyłu i złapać za ręce.
- Sądzę, że ja już mogłabym się zabrać za to śniadanie. głupio, żebyś to zawsze Ty mnie dożywiał. Wypadałoby czasem sprawić Ci trochę przyjemności.- musnęła delikatnie ustami jego ramię.- Z jajecznicą sobie poradzę, bułki raczej też mnie nie zaatakują... Powiedz tylko co chcesz, to postaram się to zrobić. W miarę moich możliwości i szczerych chęci. A Ty w tym czasie możesz się umyć, przebrać, przyszykować, czy coś. Oczywiście, nie żebym miała coś do twojego obecnego wyglądu, tak tylko...
Poczuła, że się rumieni, ale tego Joshua nie mógł dostrzec, przynajmniej dopóki by się do niej nie odwrócił. Jak widać, wciąż pozostała w niej odrobina nieśmiałości, która czasem plątała jej język, tak jak to było na początku ich znajomości. Bo oczywiście do jego wyglądu nic nie miała, Ba, podobał jej się zawsze i wszędzie, w każdym wydaniu, ale chciała go jakoś odciążyć, a i sprawić odrobinę przyjemności. W końcu nie może wiecznie tylko on gotować i Amelie też się kiedyś musi jakoś wykazać, mniej lub bardziej, nie ważne. Poza tym kusił, co by nie mówić, a Amelie nie chciała, by zbytnio wyszło to na jaw, bo jeszcze sobie o niej pomyśli bóg wie co. Tylko, że pomimo szczerych chęci, szlo jej znacznie gorzej, niżby zakładała i na chwilę obecną Joshua pewno wszystko wiedział, rozumiejąc, że i te rumieńce nie pojawiają się na jej twarzyczce od tak.
[Fajna nowa karta i fajne nowe zdjęcie, ale wolałam poprzednie :P było bardziej urocze.
no nic, ja wróciłam na dobre, to postaram się szybciutko notkę z Lucasem napisać i wtedy się zacznie ^^ I kartę też chyba zmienię, a na pewno zdjęcia, o. Po raz setny chyba :D Ale mam jedno takie ładne, tylko na starszą Amelkę by pasowało :/ Nędza
Tęskniłeś? xD]
Całe szczęście, że swojego nastawienia do niej, ich relacji, nie powiedział na głos, bo Amelie z całą pewnością by się załamała, a z ich wyjazdu byłyby nici. W przeciwieństwie do niego, nie była w ogóle w stanie myśleć w sposób, gdzie z góry zakładałaby, że się rozejdą. W takim wypadku po co w ogóle miałby się ktoś starać, miałoby komuś zależeć? A przecież Amelie zależało, cholernie zależało na Joshule i gotowa byłaby zrobić dla niego wszystko. Nie oczekiwała wiele, nie przywykła by to robić, ale liczyła na odrobinę ciepła, a także na to, że chociaż on, po raz pierwszy potraktuje ją poważnie, nie będzie dla niego tylko chwilowym czasoumilaczem, zabawką, którą ostatecznie ciśnie w kąt, kiedy się znudzi. Bo Amelie się zakochała, a zgodnie ze słowami piosenki, ten stan miał już trwać zawsze. Nie chciała myśleć w ogóle o tym, że to mogłoby się kiedyś skończyć. Wolała skupiać myśli na domku na wybrzeżu, na tym jak zdobyć na niego pieniądze, na tym gdzie mogliby razem pojechać, albo kiedy mogłaby go przedstawić rodzicom. To były zdecydowanie przyjemniejsze rozważania, bo i takie snucie marzeń zawsze przychodziło jej najlepiej. Z tym, że wierzyła, że wszystkie są do spełnienia. Miała w końcu swojego pana H., całe swoje szczęście.
- Nie za ciebie, tylko dla ciebie, to różnica...- dodała cicho, wyraźnie zaniepokojona, jeśli w ogóle nie wystraszona jego zachowaniem, które nagle wydawało jej się tak chłodne. Przecież wcześniej nigdy nie narzekał i nie miał nic przeciwko, ilekroć się do niego przytulała, czy całowała. A teraz? Wolała jednak wszystko zwalić na zdenerwowanie, które najwidoczniej z jej powodu udzieliło się i jemu.- W każdym razie mogę Ci jakoś pomóc? Nie chce tak siedzieć bezczynnie.- dodała siląc się na uśmiech, by przypadkiem nie poznał się na tym, jak bardzo wystraszył ją takim swoim nagłym zachowaniem. Nie miała mu jednak niczego za złe. W końcu to stres, prawda? Innych możliwości nie chciała chyba uwzględniać, zwyczajnie się ich bojąc.
- Zobaczysz, wszystko będzie dobrze.- dodała uśmiechając się delikatnie, nie będąc nawet pewną czy chce uspokoić jego, czy też samą siebie. Bo przecież będzie dobrze, prawda? Musi być.
["Jakaś papka", to zabrzmiało dość drastycznie, ale rozumiem. Zdaję sobie sprawę, że widocznie Joshua przez to wszystko odbiegł nieco zachowaniem od pierwotnej, zaplanowanej wersji. Ale trochę taki miły i uroczy mógłby być, chociaż dla Melki :) Ah, i mam nadzieję, że nastrój się poprawi.
I tak jeszcze mam pytanie, czy mogę uwzględnić postać Joshuy w notce?]
No tak, lepiej było się przyjemnie rozczarowywać, ale jeśli chodziło o Amelie, ona nigdy nie chciała dopuszczać do myśli złych scenariuszy. Zawsze wybiegała w przyszłość, snując plany i marzenia, które pozwalały jej zachować radość i cieszyć się życiem. To chyba własnie był sekret jej osóbki.
Joshua jednak mógł mieć rację względem jej zachowania, bo gdy oczekiwał od niej powagi i większego zrozumienia, Amelie zazwyczaj stawała się nieśmiała i czym prędzej starała się uniknąć nieprzyjemnych rozmów, których zwyczajnie się bała. Ale to minie, z czasem, musiał jej tylko dać jeszcze trochę się przyzwyczaić, do niego i całej tej sytuacji. Jeszcze trochę a postara się być bardziej dojrzałą, by stanowić kobietę idealną dla pana Hendersona.
Westchnęła cicho, ale skinęła głową, kiedy powiedział jej, że najlepiej przyda się przy zabawianiu fretki, zgadzając się na taki los. Wzięła od niego Kometę, która początkowo patrzyła na nią złym okiem, w dodatku pełna nieufności co do jej osoby, ale ostatecznie Amelie i tak zaczęła głaskać, tulić i bawić się ze zwierzakiem, który specjalnie nie protestował, a jak zdawało się samej panience Morel, nawet przypadło to fretce do gustu.
- Taka jesteś śliczna i sprytna i wspaniała. Taka z ciebie ładna Kometa...- mamrotała z rozczuleniem, kiedy to angażowała się w zabawianie Komety, nie chcąc przeszkadzać Joshule, który to zajmował się przyrządzaniem śniadania.- Widzisz, pan Cię tak nie kocha i się z Tobą nie bawi, ale masz mnie moja śliczna.- trzymając fretkę w dłoniach, przed oczami, cmoknęła ja w pyszczek, a potem sprytnie, szybciutko uchyliła się, by uniknąć ciosu łapką zwierzaka. Zaśmiała się wesoło i położyła sobie Kometę na kolanach.
[Ojoj... to ja się boję. Bo jak znowu go Amelka rozpuści swoją słodyczą i znowu wyjdzie, że nie jest taki jak trzeba? Ja się teraz boję :P
A co będzie? Same straszne rzeczy xD Nie no wspomnę tylko, ale trochę się przetoczy Joshua przez pewną rozmowę, będzie mała niespodzianka, a suma sumarum panienka Morel będzie potrzebować swojego mężczyzny. To tak zdradziłam rąbka tajemnicy :D]
Jak zwykle mało się przejęła jego uwagą na temat jej zachowania, które ponoć było nieodpowiednie, bo przecież tak się nie robi, nie nastawia zwierzątek domowych przeciw ich właścicielom.
- Głowie rodziny?- spojrzała na niego z nieskrywaną wesołością. Ciekawa była, czy i tym razem z niezadowoleniem przyjmie ten żart, który przecież opierał się na grze słownej. Nie po raz pierwszy to robiła w jego towarzystwie, jednak wszystkie poprzednie razy jakoś nie poprawiły humoru panu Hendersonowi, niemniej Amelie liczyła, że ten trzeci raz okaże się szczęśliwy i wywoła uśmiech na jego twarzy.- To bardzo ciekawe co mówisz. Zastanawia mnie tylko w jakim stopniu jesteś powiązany z Kometą, bo podobieństwo między wami jest nikłe.- ponownie wzięła fretkę na ręce, by móc się jej lepiej przyjrzeć, a potem swoje spojrzenie skierować na Joshuę. Ze wszystkich sił starała się tylko nie roześmiać.- Ale oczywiście ja jestem ta zła, co to psuje ład i porządek w rodzinie.- wywróciła oczami i ponownie zabrała się za dopieszczanie fretki, uważając, by przypadkiem zbytnio od pani domu jej się nie dostało.- Ale widzisz, chyba głowa rodziny i tak woli zdecydowanie ciebie, niż moją skromną osóbkę. Nie wiem nawet czy można tutaj mówić o konkurencji...- westchnęła ciężko, w ogóle nie zwracając uwagi na stojącego nieopodal Joshuę, a pogrążając się w wyznawaniu Komecie swoich rozterek.- W sumie masz takie fajne futerko i jesteś taka łada, urocze i wręcz kochana, co wydaje się bezkonkurencyjne, ale chyba aż tak zła to ja być nie mogę, co? Wbrew pozorom nawet nie jestem tak całkiem bezużyteczna i... Myślisz, że Joshua mnie tak choć trochę lubi, albo... lubi tak odrobinę mocniej?- nachyliła się nad zwierzakiem, tak by mieć pyszczek fretki koło ucha. Bo kto wie? Może dowie się jakiejś tajemnicy na jego temat, albo prawdy na temat tego co pan Handerson czuje do niej?
[A idź Ty! :P
Nie, nie, tym razem już zdecydowanie więcej napisałam, ale nadal niekompletne. Jeszcze dzień ze dwa, choć warunki mam póki co ciężkie, ale mam nadzieję, że będzie cacy. Widzę, że Joshua z utęsknieniem czeka na małego Lucasa xD]
- Aha.- mruknęła mało elokwentnie, chyba bardziej będąc rozczarowaną z faktu, że fretka nie przemówiła, niż interesując się tym co ma do powiedzenia w tej sprawie Joshua. Choć nie, coś ją tam jednak ciekawiło.- Ale w takim razie kim ona jest dla Ciebie? A ja? Ja kim w takim razie jestem?- zaczęła się dopytywać, niczym małe dziecko, kiedy to Joshua ściągnął ją z blatu, zabierając uprzednio fretkę z która się tak ładnie bawiła i pociągnął w stronę stołu. Poszła posłusznie za nim, usiadła wielce zdziwiona, patrząc na to wszystko z lekkim niedowierzaniem, bo przecież aż nienaturalnie piękne wydawało się to, jak bardzo umila jej życie pan Henderson. Tyle dla niej robił, a każda kolejna rzecz, rodziła w jej sercu poczucie o jej arogancji i egoizmie. Bo czym niby mogła się pochwalić? Co takiego dla niego zrobiła? Czy w ogóle coś takiego było?
Westchnęła ciężko, ubolewając nad tym faktem, tak jak nad tym, że przyjdzie jej się zmierzyć z dużą porcją jajecznicy. Poświęci się dla niego i może jakoś to przeżyje. Jak nie, przynajmniej Kometa będzie miała co jeść.
Odruchowo w pierwszej kolejności chwyciła za bułkę, bo był tam pomidor, a przecież to zdecydowanie bardziej przemawiało do niej niż jajko, na które jej organizm reagował na rozmaite sposoby. Nie chciała się jednak zdradzać z tym przykrym faktem, licząc, że wszystko będzie w porządku.
- Jesteś pewien, że zawsze chciałeś być architektem? Póki co, w moim towarzystwie nieustannie sprawdzasz się w roli kucharza. A mnie potem dręczą wyrzuty sumienia, że cię wykorzystuję.- skrzywiła się lekko, kiedy już podzieliła się z nim swoimi obawami. Bo wcale jej się taki stan rzeczy nie podobał, a tak Joshua miał przynajmniej niepowtarzalną okazję by ponarzekać i przyznać jej rację, w kwestii jej bycia niesamowitą egoistką. Co z tego, że chciała dobrze. Zdawała sobie sprawę, że nie zawsze wszystko wychodziło tak, jak sobie to zaplanowała. Niemniej się starała. Dla niego zawsze.
[ Patrząc póki co na to co mam, to raczej nędznie. No, ale trudno. Ważne, że coś się wydarzy.
Tekst o gadającej fretki mnie powalił xD A przy okazji i przywrócił przytomność.]
Oczywiście, nie miała porównania, bo dla niej Joshua zawsze był miłym i niezwykle sympatycznym osobnikiem, od chwili gdy poznała, nie mogła więc stwierdzić by zaszła jakaś zmiana. No, może trochę udawało się jej skutecznie go rozśmieszać, ale nie zawsze, bo przekonała się, że ma on specyficzne poczucie humoru. No nic, jeszcze trochę i nauczy się z czego będzie mogła przy nim żartować, a z czego nie. Jeszcze tylko trochę, jeszcze pospędzają ze sobą wspólnie czas, a wszystko na pewno świetnie się ułoży. Tak, zdecydowanie.
Nie jadła nie z powodu uczulenia, czy swojej nikłej miłości do jajek, ile po prostu chciała na niego zaczekać. Nie lubiła zaczynać pierwsza, choć wydawało się to logicznym zabiegiem, zważając na to jak dużo czasu zabierało jej spożywanie posiłków, niemniej nigdy tego nie praktykowała. Towarzystwo było ważniejsze.
Uśmiechnęła się szeroko, od ucha do ucha, kiedy tak jej osłodził w jednej chwili dzień swoim wyznaniem.
- Naprawdę? Jestem taka ważna i... słodka? Mam tylko nadzieję, że w wyjątkowo przyjemny i wyśmienity sposób.- stwierdziła wesoło, chwytając za widelec. Po takich słowach, jakimi ją uraczył na temat jej skromnej osóbki, nawet jedzenie jajecznicy wydawało się czymś miłym, choć zazwyczaj był to ciężki bój. Ale dzięki Joshule wszystko stawało się lepsze.
- Oczywiście, że jestem twoja. Nikogo innego.- zapewniła skinieniem głowy i posłała mu ciepły uśmiech. Najchętniej poszłaby i się do niego przytuliła, by poczuć jego ciepło i usłyszeć bicie serca, ale uznała, że chyba lepiej skupić się na jedzeniu. Przynajmniej jeśli Joshua zobaczy, że jej smakuje, to będzie zadowolony, co nie miało miejsca, kiedy jeszcze niedawno się do niego tuliła. No cóż, panienka Morel uwielbiała wszelkie sposoby okazywania czułości. Zwłaszcza przytulanie.
- W takim razie wolę cię jako architekta. Przynajmniej wieczory możemy spędzać razem.
Zabrała się za jedzenie, które wcale złe nie było, choć zdaniem Amelie ogólnie jedzenie rzadko kiedy mogło sprawiać przyjemność, ale tym razem było inaczej. Może była straszliwie głodna, choć nie zdawała sobie z tego sprawy, a może Joshua miał zwyczajnie ukryty talent. Wszystko było możliwe.
Oczywiście, dobrze było wiedzieć pewne błahostki na swój temat, niemniej Amelie i tak była zdania, że wiedzą o sobie całkiem sporo, a już na pewno Joshua wiedział wiele na jej temat, bo i zawsze była chętna do zwierzeń. Wystarczyło zapytać, opowie o wszystkim i odpowie na wszystko.
- Mhm... Mogłabym.- zgodziła się, spoglądając na niego z lekkim zdziwieniem, że w ogóle ma ochotę coś takiego w jej wykonaniu widzieć na oczy, czy w ogóle prosi ją o podobną radę.- Jeśli chcesz... Choć marna ze mnie stylistka. Inaczej ubiera się ludzi, a całkiem inaczej tworzy ubrania. Nie spodziewaj się więc niczego wybitnego. Nie wyglądam wtedy jak natchniona. Ale... jakoś damy sobie radę.- zapewniła go promiennym uśmiechem, zaraz też spoglądając uważnie na niego, a potem na siebie, zastanawiając się co teoretycznie mógłby założyć dzisiaj na siebie.
- Swoją drogą... jak tam sprawy z siostrą i jej narzeczonym?- zapytała nieśmiało, bo nie wiedziała, czy Joshua będzie chętny udzielać jej odpowiedzi na podobne pytania, jednak dłużej wytrzymać już nie mogła, bo zżerała ją ciekawość. Ponieważ zależało jej na nim, interesowało ją również wszystko co działo się w jego życiu oraz w życiu bliskich mu osób, co przecież miało niezaprzeczalny wpływ na siebie.- W dodatku... myślisz, że mogłabym ją kiedyś poznać?
Chociaż wciaż była tego niepewna, w większej mierze naprawdę zależało jej na tym by poznać jego bliskich, a zwłaszcza siostry i rodziców, choć może było na to za wcześnie. Jeśli odmówi to się nie pogniewa, zrozumie, choć wolałaby usłyszeć odpowiedź twierdzącą. Ale nie zawsze ma się to co się chce.
Jak zareagowałby Gaspard, nie miała bladego pojęcia. Owszem mógłby wylecieć z jakąś braterską zazdrością, bo Amelie jest przecież taka słodka i niewinna, ale na dobrą sprawę panienka morel nie była pewna, czy Gasparda w ogóle by to obeszło. No może poza faktem, że Joshua jest architekt, ot taka znajomość może mu się przecież później przydać. Ale może się myliła, bo nigdy nie była w podobnej sytuacji, a tym samym nie mogła oczekiwać po bracie żadnej konkretnej reakcji, choć rzecz jasna wolała by panowie się zaprzyjaźnili. Nawet jeśli Joshua nie miał najłatwiejszego charakteru, to jednak nie był osobą pokroju Amelie, a normalnym mężczyzną. Jej zdaniem na lepszego trafić nie mogła.
- Gasparda? No nie wiem, kiedy chcesz, choć ostatnio wspominał coś o jakimś stażu. A może usłyszałam o tym od jego współlokatorki?- zastanowiła się chwilę, wcale nie będąc pewną co do tego skąd posiada taką informację. Widelcem grzebała w jajecznicy, przesuwając ją z jednej strony talerza na drugą, jakby w jakiś magiczny sposób miałoby jej od tego ubyć.- Ale powiedz, kiedy będziesz miał ochotę, to jakoś się z nim umówię. Albo odwiedzimy jego i Angel, albo możemy się jakaś większą paczką gdzieś wybrać. Jakieś kino, impreza, coś...- uśmiechnęła się delikatnie do Joshuy, chcąc mu pokazać, że wyraźnie cieszy się, iż ten pyta ją o takie rzeczy. W końcu dobrze, by poznali się jak najlepiej, a bliskie im osoby były nieodzownym elementem poznawania.
- Jesli zaś chodzi o twoją siostrę, to... no wiesz, nie chcę jej też specjalnie przeszkadzać. Na pewno ma masę spraw na głowie. Nie chcę się jej narzucać, ani nic z tych rzeczy, co by to głupio nie wyszło.- zarumieniła się delikatnie, w nerwowym odruchu zakładając kosmyk włosów za ucho.
Nie chciała przecież sprawiać mu kłopotu. Ani jemu, ani jego siostrze, czy jakiemukolwiek innemu członkowi rodziny. Niemniej chciała poznać wszystkich bliskich Joshuy.
- W takim razie może powiesz mi coś innego, ciekawego co wydarzyło się ostatnio. Albo co się wydarzy, albo... no nie wiem... czy jest coś, albo ktoś, co uwielbiasz, albo cię inspiruje do tego stopnia, że dzielisz się tą informacją z każdym? Bo jeśli tak, to ja bym się chętnie czegoś jeszcze dowiedziała na temat mojego ukochanego pana H.
Smutne, że Joshua jej nie wierzył, bo Amelie nigdy nikogo nie udawała, na nikogo też kreować się nie starała, była sobą w każdym calu, czy to się ludziom podobało czy też nie. Wiadomo, całkiem niewinna nie była. Miała swoje grzeszki i przewinienia, jak każdy człowiek. Mimo to w wielu kwestiach była bardzo nieśmiała, zwłaszcza w relacjach damsko-męskich, głównie ze strachu, nie zaś przez wzgląd na kreowanie jakiegoś wizerunku, który miałby na celu uwodzenie.
Gdy zaś chodziło o starszych mężczyzn, to nie było to jej żadne upodobanie, choć jakby nie patrzeć Joshua też był od niej starszy, choć to był raczej przypadek. Może po prostu jedynie starsi mężczyźni zwracali na nią uwagę? Sama nie wiedziała, czemu tak było, na pewno jednak nie miała na to żadnego wpływu.
- Nie wiem, nie chwalił się specjalnie. A co? Widziałeś go gdzieś może?- spytała z uśmiechem i skinęła głową na znak, że chętnie się czegoś napije.- Najlepiej kawę. Ale jeszcze wodę, jeśli bym mogła.- spojrzała na swój talerz, zjadła jeszcze trochę i odprowadziła go wzrokiem, uśmiechając się lekko do siebie.
- Ale chciałeś żebym Ci pomagała się ubierać.- zawołała za nim, uprzytamniając sobie, o co niedawno jeszcze ją prosił. Nie mogła przecież przepuścić takiej okazji.
[Haha, notka skończona i opublikowana. Możesz po zmęczeniu i przeczytaniu zacząć nowy wątek xD
A ogólnie fajny album ma Joshua,o.]
[Do babci jeszcze kiedyś dotrą, to się tam nie martw xD Ja się tam cieszę, że notka strawna, bo męczyłam ją długi czas z niemałym wysiłkiem. A i fajnie, że ci się muzyka podoba, bo ja tam ją uwielbiam ^^
Tak, teraz zaczynasz, ładnie cię o to proszę. Myślałam, że Amelie tak trochę porozpacza, co by to było inaczej, a i Lucas się pojawi...
Czemu nie lubi Adiego? Przecie to taki miły człowiek, najlepszy przyjaciel Amelki i do tego gej xD]
Cokolwiek Joshua by nie zrobił, Amelie powiedziała sobie, że zaakceptuje każdą jego decyzję. Zdawała sobie w końcu sprawę, że nie może od niego wymagać, by nadal był przy niej, gdy tak wiele się zmieniło. Pojawił się Lucas, pojawiło się dziecko, a to mogło być już dla Joshuy za dużo. Tego się chyba najbardziej obawiała, ale mimo to zdawała sobie sprawę, że nie może na nim wywierać presji, ani błagać żeby został. Bo nie to mu obiecywała, nie na to był przygotowany.
Kiedy jednak nie zrezygnował z ich znajomości, Amelie mogła choć trochę odetchnąć z ulgą. Bo chociaż problemy i obowiązki tylko się piętrzyły, to jednak najważniejsza była dla niej świadomość, że nadal ma swojego pana H., do którego w razie czego może zadzwonić, do którego się przytuli i przez chwilę będzie żyła tą złudną nadzieją, że wszystko będzie dobrze. Nawet jeśli teraz będą mieli dla siebie zdecydowanie mniej czasu. Jednak skrycie Amelie liczyła, że pojawienie się Lucasa, jednak tylko zbliży ich do siebie. Bo chociaż Joshua marudził, że za dziećmi nie przepadał, to przecież uznał nie tak dawno, że mógłby mieć już właśnie. Fakt, faktem, tutaj nie było dziewięciu miesięcy przez które można byłoby się porządnie przygotować na przyjście ukochanej pociechy, a obowiązek spadł na Amelie jak grom z jasnego nieba, niemniej trzeba było sprostać temu wyzwaniu i zapewnić dziecku jak najlepsze dzieciństwo. Nawet jeśli Lucas nie był jej synkiem. I tak będzie go kochać jak własne dziecko, opiekować się nim i poświęcać się dla niego do reszty. Nawet kosztem swojej kariery. Bo nawet jeśli miała swoje marzenia i plany zawodowe, to jednak rodzina i miłość były jej zdaniem w życiu najważniejsze.
- Hej!- zawołała wesoło, gdy otworzyła drzwi i ujrzała swojego ukochanego mężczyznę, którego przywitała subtelnym, ale jakże czułym pocałunkiem. Potrzebowała znaleźć w nim oparcie, zwłaszcza teraz, więc liczyła, że nie będzie miał jej za złe tych wszystkich oznak czułości, których zwyczajnie potrzebowała.- Właśnie się nudziliśmy i myślałam, że może powinniśmy się wybrać na spacer. Masz ochotę?- spytała z wesołym uśmiechem na ustach, wpuszczając go do środka. Lucas aktualnie bawił się w salonie samochodzikami w otoczeniu rozlicznych kartek papieru i kolorowych kredek. Norma.
[Ojoj, bidna i zła ja :( Jakoś marnie wyszło, ale Amelka jakoś odpokutuje :D Póki co mogła zapomnieć o urodzinach w całym tym zamieszaniu.
A i smutna ta cała historia z Emilie. Ale teraz ma na pociechę Lucasa xD]
Podobno nie było z nią tak źle, nikt tak nie twierdził przynajmniej, bo i nikt nie miał okazji zobaczyć jej smutnej, zapłakanej, czy choćby nieuśmiechniętej. Wydawało się, że nic specjalnie się nie zmieniło, oprócz tego, że w mieszkaniu pojawił się nowy lokator. Wszystko to jednak były tylko pozory, bo wystarczyło zostawić ją samą, wystarczyło by zapadała noc, a Amelie wcale dobrze się nie trzymała, a wręcz popadała w prawdzie ataki paniki i rozpaczy. Cóż, starała się usilnie ukryć to przed całym światem, a w głównej mierze przed Lucasem.
- Ja?- spojrzała na niego, jakby co najmniej zaskoczył ją tym pytaniem. Nie dało się ukryć, że uśmiech jakoś zbladł, a sama Amelie zrobiła się w jednej chwili niemal biała.- Jakoś jest. Żyję.- wykrzywiła usta w grymasie, który nie przypominał jej wesołego uśmiechu ani trochę. Zabrała pudełko z kremówkami i poszła do kuchni, zdecydowanie woląc by tam toczyła się ich rozmowa.
Widziała, że nie był zadowolony, co wywoływało w niej tylko poczucie winy i dręczyło niemiłosiernie, zwłaszcza, że jeszcze miała na sumieniu zapomnienie o jego urodzinach. Wszystkiemu jednak winne były niefortunne wypadki losu. W innym razie na pewno nie dawałaby mu spokoju przez cały boży dzień, a tak... sprawy mocno się skomplikowały i w zasadzie nic nie wyglądało dobrze.
- Szczerze mówiąc jestem przerażona.- wyznała przygryzając lekko wargę, jednocześnie zabrała się za wyjmowanie kubków i nastawianie wody, by tylko zająć czymś ręce. Tak było bezpieczniej, bo ryzyko, że nagle się rozpłacze było zdecydowanie mniejsze.- Masz na coś ochotę Kawę, herbatę, sok... Wiem, że mówiłam, że mamy iść, ale to za chwilę. Ogólnie to... Cieszę się, że przyszedłeś.- spojrzała na niego uśmiechając się blado, choć przynajmniej szczerze. Naprawdę go potrzebowała, choć być może to było za dużo. Może Adi miał rację, a ona była zbyt egoistyczna w stosunku do Joshuy; nie tylko w tej kwestii, ale wielu innych. To on zawsze robił coś dla niej, niemal nigdy na odwrót. A to tylko pogłębiało jej poczucie winy.
- Przepraszam. Za wszystko. Wiem, że nie tak powinno to wyglądać...- westchnęła cicho, siadając tak jak zwykle na blacie, tym razem jednak blisko kuchenki, by w razie czego wyłączyć gotującą się wodę w czajniku.- Ale jeśli tylko będzie możliwość to jakoś Ci wynagrodzić, to zrobię wszystko. Naprawdę. Chyba... chyba, że nie będziesz chciał.- posłała mu zlęknione, choć mocno zmęczone spojrzenie. Bała się jednak, że może zdanie, powiedzieć, że wcale nie chce dalej w to brnąć i tyle. Nie mogłaby mieć do niego wyrzutów, choć bez wątpienia by to zabolało. No, ale...
Przecież on na pewno nigdy nie wyobrażał sobie, że przyjdzie mu się zmierzyć z podobną sytuacją, być może to było za dużo dla niego. Cokolwiek jednak by się nie wydarzyło, Amelie wolała cieszyć się chwilą obecną, że miała go jeszcze przy sobie.
[Haha, bo ze mnie ciekawy zwierz jest, wybacz, ale z naturą nie wygram xD
Ale Melcia się jeszcze wybroni, co by się Joshua na nią nie pogniewał, o.]
No, tak, niestety Joshua poszedł w odstawkę, nie mogła tego zaprzeczyć, choć oczywiście chciała go mieć przy sobie, by mieć w kimś oparcie i szukać pomocy. Nie chciała go od siebie odsuwać, nie chciała by zszedł na drugi plan, ale z dziećmi było więcej zamieszania, niż by się człowiekowi zdawało. I czy chciała, czy nie, Lucas zajmował teraz znaczną część jej życia, bo był jeszcze małym chłopcem, któremu musiała pomagać w wielu rzeczach. Może gdyby był starszy, też wyglądałoby to inaczej. Ale tak...
Zrobiła dwie kawy, bo ostatnio rzadko kiedy pijała co innego, ale nie dane jej było się nacieszyć aromatem gorącego napoju, bo zaraz została przez Joshuę pochwycona.
- Czym?- spojrzała na niego niepewnie, sama będąc najwyraźniej mocno zdziwiona, że Joshua nie rozumie.- Joshua, ja... ja mam czteroletnie dziecko na głowie, do tego studia i jeszcze karierę. Dostałam wreszcie staż i to nie byle gdzie. Mało kto mógłby się podobnym doświadczeniem poszczycić. A przede wszystkim jesteś Ty, a boję się, że... że nie starczy mi na to wszystko czasu. Że wszyscy tylko będą cierpieć. Ty, Lucas, ja...- przymknęła powieki, by wziąć głębszy oddech i nieco się uspokoić.- Joshua.- odważnie podniosła wzrok, by móc patrzeć mu prosto w oczy.- Nie chcę Cię stracić i... Nie chcę byś mnie zostawiał. Nie dzisiaj, nie tej nocy, ani kiedykolwiek indziej.
Zamilkła czekając na jego reakcję, której swoją drogą też się obawiała, ale mimo to odważnie na niego patrzyła, czekając co też powie, czy zrobi. Z tego wszystkiego zrobiła się cała blada, choć serce biło jej jak szalone.
[Ekstra ^^ Okazja do poznania joshuowego światka. Się doczekać nie mogę.]
Zmarszczyła brwi, w ogóle nie rozumiejąc, jak podobne słowa mogą wychodzić właśnie od niego. Tak, właśnie łamał jej serce, bo takiego akurat najmniej się po nim spodziewała. Skrzywiła się delikatnie i chciała od niego odsunąć. Dlaczego nic nie rozumiał?
- Jak możesz coś takiego w ogóle mówić Joshua?- spytała lekko drżącym głosem, chociaż jeszcze potrafiła nad sobą zapanować.- Oczywiście, że nie mogę zostawić Lucasa, kto inny niby się nim zajmie? Jak... jak w ogóle możesz być tak okrutny. Wiesz doskonale, jak jesteś dla mnie ważny, ale Lucas to jeszcze małe dziecko. Ktoś musi się nim zająć. A jak mam niby poradzić sobie z tym, gdy na dobrą sprawę nie mam zawodu, ani większych dochodów? Jestem w stanie zrezygnować z kariery, bo nie ona jest najważniejsza, ale potrzebuję pieniędzy.- przełknęła nerwowo ślinę, przykładając jedną dłoń do obojczyka, po którym zaczęła delikatnie przesuwać palcami.- Z resztą o co tak naprawdę chodzi? O to, że nagle będę miała mniej czasu? Jesteś zazdrosny, czy też to oznaka egoizmu, co?
Patrzyła na niego, nadal nie wierząc, że to wszystko dzieje się naprawdę. Jakby ostatnio mało złych rzeczy się wydarzyło... Teraz musiało się jeszcze wszystko sypać w ich relacji. Czy naprawdę musiało to tak wyglądać?
- Joshua, mówiłeś kiedyś o dziecku...- pokręciła głową uśmiechając się blado, co i rusz przygryzając dolną wargę.- Myślałam... Wydawało mi się, że jesteś dojrzały, że... Czy naprawdę sądzisz, że z dziećmi jest inaczej? Pochłaniają całą uwagę, a im są młodsze, tym więcej czasu trzeba im poświęcać. I nie ma żadnej różnicy w tym, czy to twoje dziecko, czy nie.- mruknęła, pociągając nosem, chcąc jak najszybciej wydostać się z jego objęć. Zaskoczył ją w najgorszy z możliwych sposobów i wcale jej się to nie podobało, ani trochę. Sprawił, że bólu i zagubienia, zamiast ubyć, tylko przybyło.
- Liczyłam, że odważnie zechcesz mi pomóc, ale widać za dużo sobie wyobrażałam...
Była tak całkiem bezradna w obliczu tej okropnej sytuacji jaka miała właśnie miejsce. Nie chciała się kłócić, choć przez świadomość przebijała się myśl, że to najprawdopodobniej nieuniknione. Wtedy zaś, gdy zabraknie jej już argumentów, albo gdy padnie zbyt wiele ostrych słów, zwyczajnie się rozpłacze, niczym prawdziwe dziecko, wciąż mała dziewczynka. A wtedy tragedia była murowana
Pociągnęła nosem raz i drugi, skuliła się jakoś, obejmując się dłońmi za ramiona, jakby mogło jej to w jakiś sposób pomóc się uchronić przed wszystkimi trudnymi słowami z jakimi przyjdzie jej się zmierzyć.
- Chodzi mi tylko o to... Chcę żebyś...- przymknęła powieki i zamilkła na dłuższą chwilę, czując jak niekontrolowanie w oczach zbierają się łzy.- Chodzi tylko o to byś pomógł mi nieco w opiece nad nim, żebyś wykazał się odrobiną cierpliwości.- powiedziała cichutko, patrząc na niego wystraszonym wzrokiem, jakby to o co go właśnie go prosiła było za dużo. A może chodziło o coś innego, może gorsze rzeczy miały dopiero nastąpić?
Wiedziała jak krucho może być z czasem, często nawet jeśli bardzo by chciała go spędzić w jego towarzystwie, organizm w pewnym momencie mógłby zacząć się buntować. Bo tak jak sam zauważył, doba nie miała czterdziestu ośmiu godzin. W takim wypadku trzeba było znaleźć inne rozwiązanie. Amelie widziała tylko jedno, choć może nie do końca racjonalne. Z resztą jej zachowanie w ostatnim czasie również takie nie było.
- Zamieszkaj ze mną. Proszę.- dodała jeszcze ciszej, tym razem spuszczając wzrok. Czuła się bezpieczniej, gdy nie mogła widzieć jego relacji i zbyt szybko wysuwać pochopne wnioski. Wolała czekać w niepewności, do momentu aż sam się odezwie. Tak było lepiej, choć wcale nie łatwiej. Bo sekundy dłużyły się niczym godziny, a z każdą kolejną, Amelie wydawali się, że serce naprawdę jej zaraz pęknie z tego przerażenia.
[Ja nie mam, niestety, ale postaram się poszukać, Ty w sumie też możesz. Raz znalazłam fajne gify z "Crazy, Supid, Love" ale chyba ich nie zapisałam -__- (Ave ja). Po crackshipach nawet szukałam, ale nic specjalnie nie ma. Bida...
Wprawdzie zastanawiam się nad zmianą Amelce wizerunku, ale jakoś nic do mnie nie przemawia. Masz może jakieś pomysły?]
Wiedziała, że nie będzie zachwycony z początku, że to wszystko wyda się irracjonalne, głupie i nie na miejscu, zważając na słowa, które niedawno co padły z jej ust, ale musiał zrozumieć, że Amelie była naprawdę mocno zagubiona, a jego racjonalne spojrzenie na sprawę wcale jej nie pomagało. Bo najbardziej potrzebowała empatii, w drugiej kolejności trzeźwego myślenia, jak powinna zaplanować sobie życie. A gdy dochodziło do wyborów, zwłaszcza tak ciężkich, to Amelie zwyczajnie panikowała. Wtedy nie potrafili nad sobą panować. Niemniej, choć może powiedziała za wiele, i tak Joshua nie był bez winy, bo swoją opinią na temat Lucasa mocno ją zranił. Nawet jeśli miał odrobinę racji.
- Wiem. Wiem, że to poważna sprawa. Ale nie sądzę by było inne, lepsze rozwiązanie.- westchnęła ciężko, podnosząc ostrożnie wzrok, kiedy tak chwycił ją za podbródek.- Przepraszam. Za to wszystko. Wiem, że Tobie też nie jest pewnie z tym łatwo, zwłaszcza, gdy masz taką rozhisteryzowaną kobietę na głowie...- uśmiechnęła się lekko, jak zwykle, gdy starała się załagodzić sytuację jakimś drobnym, niewinnym żartem, chociażby dotyczył on jej własnej osoby.- Ale musisz zrozumieć, że mnie też jest ciężko. W końcu muszę zrezygnować z czegoś, a wszystko do niezwykle poważne i istotne dla mnie kwestie. Wiem, tylko, że nie chcę tracić Ciebie, ani tego co nas łączy. Do tego zobowiązałam się opiekować Lucasem.
Powoli opuściła ręce, choć nie ruszyła się z miejsca, nie będąc pewną, czy powinna wykonywać teraz jakiś krok, czy czuły gest w jego stronę. Mógł być w końcu jeszcze zły, a tego nie znosiła Amelie najbardziej. Zwłaszcza, że nie pierwszy raz udało jej się popsuć mu humor i go zdenerwować. Choć teraz widziała racjonalną przyczynę tego, tak poza tym, tej magicznej granicy jeszcze nie odkryła. Umiała tylko się bronić, przepraszać, ewentualnie rozpaczać, gdy już nic nie była w stanie zdziałać. Potrzebowała czasu by więcej nauczyć się na jego temat. A tak, wspólne mieszkanie mogłoby mieć swoje korzyści, chociaż było to poważne i odpowiedzialne przedsięwzięcie.
- Lubię sprzątać. Pewien pedantyzm odziedziczyłam po matce.- palnęła ni z tego ni z owego i w efekcie zaśmiała się nawet cicho.- To jak będzie?
[Ojoj *.* Pierwsze jest obłędne <3
A resztę znam i są w sumie fajne, ale strasznie widać Emmę, dla mnie aż za bardzo, ale siedzę cicho, dopóki sama niczego lepszego nie znajdę :D
A, i miałam Ci powiedzieć, że jesteś złym człowiekiem, bo mi teraz sweet dreams po głowie chodzi.]
Skoro tak uparcie stawiał na swoim mieszkaniu, Amelie nie zamierzała się stawiać, ani sprzeciwiać. Wiedziała z resztą, jak ważne jest dla niego. Ja zaś z tym miejscem nie łączyły ją żadne większe wspomnienia, no może poza tymi odnoszącymi się początków ich znajomości, czy wielkiego przełomu jakim był ich pierwszy pocałunek, ale poza tym to było tylko kolejne mieszkanie. Chyba nie miała tutaj, w Amsterdamie, zbytnio szczęścia do zagrzania gdzieś dłużej miejsca. Może chociaż tym razem, trzecim i miejmy nadzieję szczęśliwym, wszystko się ułoży.
Uśmiechnęła się delikatnie, z wyraźną ulgą wymalowaną na twarzy, ciesząc się, że Joshua się zgodził. Choć był to dla niego zapewne nie mały szok, a i wielka prośba, ale Amelie nie widziała innego wyjścia. Tak przynajmniej będą razem, choćby i zajmowali się całkiem różnymi sprawami. W dodatku będą mieli okazję poznać się lepiej, choć być może i bez spięć się nie obejdzie. Miejmy jednak nadzieję, że może teraz wszystko się uspokoi.
- Na pewno? Jesteś pewien Joshua? Tak przygarnąć nas pod swój dach?- wolała się jeszcze upewnić, choć mogło mu się to wydawać męczące i zbędne, ale Amelie musiała, musiała wiedzieć na pewno.
Przysunęła się bliżej niego, opierając się o blat i nieśmiało wyciągając dłoń w jego stronę. Jeśli zechce to ją złapie, jeśli nie, to trudno, wytrzyma jakoś tą niechęć do chwilowych kontaktów fizycznych.
- Powiedziałam, że Narcisse musiała nagle wyjechać. To wszystko.- wzruszyła lekko ramionami, wychylając się odrobinę, tak by móc zerknąć mu przez ramię i zobaczyć co Lucas robi w salonie i czy przypadkiem niczego sobie nie zrobił. Na szczęście rysowanie pochłonęło całą jego uwagę.- Póki co uśpiłam jego czujność, ale nie wiem na jak długo to wystarczy. W końcu zacznie pytać, wtedy pewnie znowu będę musiała skłamać. W nieskończoność pewnie taki stan się nie utrzyma, albo samo się wyda, albo może przestanie w końcu pytać? Tak chyba byłoby najlepiej.
Nie wierzyła za specjalnie w taki obrót spraw, tak jak i z każdym dniem coraz bardziej traciła nadzieję, na to, że zobaczy jeszcze Cissy.
- Ogólnie rzecz biorąc nie zabrałam jeszcze wszystkich jego rzeczy z mieszkania Cissy. Tak jak i czeka mnie jeszcze rozmowa z paniami z przedszkola, którym będzie trzeba wytłumaczyć całą sytuację. Bo musi gdzieś iść, ktoś musi się nim zajmować. Teraz kiedy mnie znów zaczną się studia, do tego staż, no, a Ty pracujesz. To chyba tyle z najważniejszych zadań jakie czekają mnie w najbliższych dniach. No, do tego pewnie dojdzie telefon, w którym będę musiała jednak odmówić współpracy przy tworzeniu przebojowych t-shirtów. Obawiam się, że ten domek na plaży będzie musiał poczekać.- westchnęła cicho, w gruncie rzeczy niezadowolona z faktu, że umknie jej możliwość zarobienia pieniędzy, które następnie mogłaby przeznaczyć na ten jakże wspaniały cel, jakim był domek na wybrzeżu. Choć Joshua obiecał ją tylko przygarnąć, to i tak chciała mieć w niego wkład. Pod innym pozorem pewnie nawet nie postawiłaby tam stopy.
[No nic, coś się znajdzie, damy radę xD
YMCA boję się słuchać, po tym jak oglądałam Grimmów z przyjaciółką. Flashomby są niebezpieczne o.O
Nie, ogólnie dobrze jest, ciekawie i inaczej. A do tego estetycznie ^^ Mnie tam się podoba.]
W dziwny sposób nagle się uspokoiła. Zupełnie. Wystarczył jej tylko pewny głos Joshuy i jego nagły zapał do sprawdzenia się w nowej roli. Tak było zdecydowanie lepiej i miała szczerą nadzieję, że tak też już zostanie. Odpowiadał jej ten stan Hendersona, który nie był aż tak racjonalny i nie rozmyślał zanadto nad daną sprawą. To po prostu się działo. Mieli razem zamieszkać. Dosyć nieoczekiwanie, w raczej osobliwych okolicznościach, ale mimo wszystko Amelie i tak cieszyła się na tą myśl. Może niezbyt widocznie, ale jednak. Świadomość tego, że będzie go oglądać z rana, przy nim zasypiać, napawała ją nieporównywalną radością.
- Masz rację.- ścisnęła jego dłoń i ruszyła w stronę salonu, by znaleźć Lucasa i przedstawić ich sobie nawzajem, choć obaj coś tam o sobie wiedzieli. Joshua słyszał nie raz o Lucasie, a malec czasem miał okazję usłyszeć o wspaniałym panu H., którym tak zachwycała się jego opiekunka. No, ale teraz miało być oficjalnie.- Myślę, że to jeszcze ustalimy, kiedy ja zobaczę jak stoję z zajęciami i wszystkim.- zapewniła go, posyłając mu delikatny uśmiech, a chwilę później ukucnęła, by na chwilę odciągnąć uwagę chłopca od kredek i rysowania. Skończyło się na tym, że zamiast słuchać panienki Morel, jej malec podbiegł do Joshuy zadzierając głowę dziarsko do góry, by przyjrzeć się uważnie mężczyźnie.
- Więc kto Ty jesteś i jak się nazywasz?- od kiedy Amelie często używała tego zwrotu przy opowiadaniu bajek, Lucas jakoś je podchwycił i uznał, że najlepiej komponuje się z jego groźną miną, kiedy to ma przyjemność poznać jakiegoś mężczyznę.- Chyba, że...
- Lucas...- wtrąciła się zaniepokojona Amelie, obawiając się, że jej Mały Książę zacznie tu zgrywać jakieś sceny zazdrości, czy Bóg wie co innego. Wtedy to już by była katastrofa, a Joshua na pewno zniechęciłby się do pomysłu wspólnego mieszkania.
-... jesteś panem od szarlotki. Dobra była, prawda?- zapytał ze swoim popisowym uśmiechem, którym zazwyczaj rozbrajał Amelie, ilekroć chciał coś dostać. Tym razem wydawał się on jednak całkiem szczerym, naturalnym odruchem.- Pomagałem Amelce przy jej pieczeniu.- dorzucił jeszcze dumnie wypinając pierś do przodu, jakby miało to dodać mu to trochę wzrostu i więcej powagi, by Joshua mógł go traktować jak poważnego, prawdziwego mężczyznę. Komedia, jednym słowem.
[E tam, nie ma co się wstydzić. Ja ostatnio też dziwnych rzeczy słucham, a jeszcze dziwniejsze oglądam xD Ale to Sweet Dreams to mi teraz z głowy nie wyjdzie. Zły Ty! :P]
Oh, Amelie tak wielką perfekcjonistką nie była, raczej działał zawsze spontanicznie, wychodząc z założenia, że wszystko można zawsze poprawić i jakoś to będzie. Nie należało tylko tracić nadziei i zacząć kombinować. Miało być idealnie, ale spokojnie można było osiągnąć ten cel w niezbyt traumatycznych warunkach i działania pod presją. Wtedy to Amelie w ogóle nie potrafiła pracować. Potrzebowała odrobiny spokoju, dobrej muzyki, czegoś dobrego do picia i wtedy jakoś szło, choć najlepsze pomysły i tak miała pod wpływem chwili, czasami w dość niespodziewanych momentach i sytuacjach. No niestety, niewiele cech charakteru odziedziczyła po rodzicach, którzy byli dobrze zorganizowani, byli perfekcjonistami, podczas gdy ona zawsze starała się od tego uciekać, bo wydawało jej się to przerażające. Tyle, że czasem należało wprowadzić odrobinę porządku do życia i chociaż pilnować planu dnia. Tego przynajmniej się trzymała.
Chcąc nie chcąc, faktycznie trochę ciężko było jej usłyszeć, o czym tam panowie sobie rozmawiają, w takim więc wypadku postanowiła zostawić ich samych i zniknąć na chwilę. Lucas w tym czasie, z dziecięcą ufnością, spoglądał na swojego towarzysza, zgadzając się też ochoczo mówić do Joshuy po imieniu, a potem przedstawił mu krótką relację o tym jak wyglądało pieczenie ciasta z Amelką i że w zasadzie nie było to jedyna ciasto dla Hendersona. Drugie czekało na niego w kuchni.
Tak oto trochę popsuła się mała niespodzianka Amelie, jednak i tak nie była pewna, czy na takie miano zasługiwały jej wypieki. Nieco skrzywiona wyszła z kuchni, trzymając w dłoniach blaszkę ze świeżym ciastem i położyła je na najbliższym stoliku. No trudno, Lucas musiał wykrakać, ale nie zamierzała go za to karać. I tak by się w końcu dowiedział. Lepiej wcześniej niż teraz.
- No więc... to tak w ramach spóźnionych urodzin. Wtedy nie byłam w stanie w ogóle o tym myśleć i ogólnie głupio wyszło. Ale nie chcę żebyś sobie myślał, że nie pamiętałam, czy coś... po prostu wydarzyło się, aż za dużo rzeczy. Ale teraz jest już spokojniej, więc...- spojrzała niepewnie na Joshuę, trochę się bojąc, czy przypadkiem nie będzie na nią zły, że tutaj tak nagle rozpamiętuje dzień jego urodzin, że może to nieodpowiednia chwila, niemniej i tak uparła się, że to zrobi. I raczej wolałaby, żeby choć trochę się ucieszył. Bo przecież chciała mu sprawić choć odrobinę radości, wynagrodzić jakoś tamten dzień i wszystkie te, które nie były zbyt wesołe. Bo za punkt honoru postawiła sobie już dawno temu, że postara się zrobić wszystko, byle tylko jej pan H. był szczęśliwy i zadowolony z życia.
- Jeśli chcesz mogę przynieść świeczki. Mam chyba ze trzy...- założyła kosmyk włosów za ucho, spoglądając to na Joshuę i Lucasa, a to na szarlotkę, czekając, co też Henderson zdecyduje. Co by się nie stresować, podeszła też do jednej z komódek, by wyciągnąć niewielkie pudełeczko.- No i oczywiście prezent.
Całe życie Amelie opierało się w głównej mierze na uszczęśliwianiu innych, w drugiej zaś kolejności siebie. Bo jasne, miała swoje marzenia, chciała coś osiągnąć, ale to ludzie byli najważniejsi. W innym wypadku jej życie byłoby nudne, szare i całkiem nieciekawe. Tak, dzięki znajomościom, mogła poznawać nowe miejsca, zdobywać informacje, doświadczenie, nabywać nowych zainteresowań. Wszystko to kształtowało obraz Amelie, która była osobą niezwykle otwartą, akceptującą różne odchyły i zboczenia innych, bo sama przecież nie była idealna. Dla niektórych zbyt wesoła i nazbyt urocza, dla innych zbyt delikatna, a do tego dochodziły różne fochy z jej udziałem, bo przecież i złościć się umiała. Tak jak i obrażać, kłócić, bo z łatwością popadała ze skrajności w skrajność. To była chyba największa wada jej radosnego usposobienia. Do łez zawsze jej było blisko.
Wolała taki obrót spraw, nie ma co ukrywać, zdecydowanie bardziej wolała zobaczyć go uśmiechniętego, niż gdyby miał jej wypominać o braku pamięci i terminie. Pamiętała. Naprawdę. Tylko... Chyba jednak lepiej było tego nie rozpamiętywać, a dla samej Amelie, liczyć, że Joshua w jakiś sposób będzie zadowolony z tego co dla niego przygotowała. Bo wcale łatwo wpaść na pomysł z prezentem nie było.
Zaskoczył ją jednak z tym wybuchem czułości, którego spodziewała się chyba najmniej. Ale choć jej zdaniem było to coś jak najbardziej pozytywnego i wspaniałego, wyglądało na to, że nie specjalnie podobało się to jej małemu podopiecznemu, który jęknął z niezadowoleniem widząc całującą się parę i uznał, że woli pooglądać bajki.
- Wiem.- uśmiechnęła się lekko, spoglądając na Joshuę.- Wszystkich zawsze trudno jest zadowolić. Ale będę próbować. Będę starać się, by szczęśliwe były najbliższe mi osoby.- posłała mu promienny uśmiech i złapała go za jedną dłoń, by móc ją uścisnąć, a następnie spojrzała na niego znacząco.- Zanim jednak jeszcze dam Ci prezent chcę Cię o coś poprosić. Wiem, że to pewnie wygląda strasznie egoistycznie z mojej strony, ale...- westchnęła cicho, czując że znów plącze się w słowach. Trochę się denerwowała, to prawda, bo i sytuacja była całkiem poważna, ale przecież nic jej nie groziło, a przygotowywała się nie wiadomo ile by w końcu mu to powiedzieć. Zebrała się więc w sobie i uśmiechnęła się ponownie, by dokończyć swoją wypowiedź.- Chcę, żebyś zawsze pamiętał o godzinie dziesiątej dziesięć. Czy to rano, czy wieczorem. I przez tą jedną minutę pomyślał o mnie, o sobie, o nas... O wszystkich dobrych i radosnych rzeczach, które nas spotkały. Tak, żeby to były chociażby te dwie minuty radości i szczęścia w Twoim życiu. A przede wszystkim, chcę żebyś pamiętał jedno.- z tajemniczym uśmiechem na ustach, odsunęła się od niego, na tyle, by móc rozłożyć szeroko ręce nad głową, dokładnie tak, jak wskazówki zegara ustawiłyby się na wspomnianej przez nią godzinie. Wyglądała zupełnie tak, jakby za chwilę miała ochotę rzucić mu się na szyję, albo znienacka przytulić, ale o to w tym wszystkim chodziło.- Miłość ma zawsze ramiona szeroko otwarte.
Zaśmiała się wesoło, chwyciła za pudełeczko z prezentem i poszła mu je wręczyć, choć najpierw wolała go przytulić.
Miała szczerą nadzieję, że spodoba mu się zegarek, którego się naprawdę naszukała, no, ale przecież musiał być idealny; na niezbyt grubym, skórzanym pasku, z grawerunkiem na tarczy- "Nieskończonej radości dla ukochanego pana H.". Więcej się nie zmieściło, choć z chęcią dodałaby, że to od jego Kota, no ale, musiało już tak zostać. I tak było dobrze, przynajmniej w jej mniemaniu. Liczyła tylko na to, że Joshua będzie podzielać jej zdaniem, bo on był tutaj najważniejszy i to był prezent dla niego, nie dla niej i jemu musiał podobać się najbardziej.
[Przechodzę konflikt tragiczny, bo nie wiem, czy nie zmienić Amelce wizerunku na Astrid Berges-Frisbey, bo znalazłam jej takie jedno piękne zdjęcie *.*
http://24.media.tumblr.com/tumblr_maelvzGuD11rg62wno1_500.jpg
Swoją drogą znasz może jakiś blog, który żyje?]
Choć może ciężko było to zrozumieć, Amelie naprawdę nieporównywalną radość sprawiało uszczęśliwianie innych, albo chociaż wywoływanie śmiechu. Lubiła, gdy ludzie w jej towarzystwie mieli dobry humor. Małą egoistką też była, nie można zaprzeczyć temu, bo chociażby chciała mieć Joshuę tylko dla siebie, a i czasami miała ochotę być w centrum zainteresowania. Jak każdy, czasem kaprysiła, ale starała się być możliwie najlepszą osóbką, choć wiedziała, że do ideału było jej daleko.
Nie tylko jemu wiele miejsc, rzeczy, czy sytuacji kojarzyło się z tą drugą osobą, ale to było zdaniem coś znacznie więcej i do tego coś znacznie ważniejsze. Chciała żeby pamiętał, a i ona nie zapomni, choć w zasadzie mogłaby powiedzieć, że jej cały dzień jest jedną dziesiątą dziesięć, gdzie nieustannie myśli o swoim panu H. Chciała by wiedział, że jest dla niej najważniejszy, że chce go mieć dla siebie i nigdy nie puszczać. Egoistycznie, nie chciała by i on myślał o kimś innym. No, a poza tym chciała by był szczęśliwy, by ich związek przynosił mu więcej uśmiechu i radości, niż cierpienia i bólu.
Odetchnęła z ulgą i zaśmiała się wesolo, ciesząc się co nie miara, że prezent przypadł mu do gustu. Tak się bała, że może jednak nie trafi, że Joshua będzie niezadowolony, czy coś... Na szczęście wszystko było w porządku, jak najlepszym, bo nie dość, że Joshua był zadowolony z prezentu, to jeszcze zasypał ją tyloma czułościami, że aż się je z tego szczęścia w głowie zakręciło. Chyba za dużo tego dobrego na raz było.
- Cieszę się, że ci się podoba. To najważniejsze.- uśmiechnęła się wesoło i skradła mu jeszcze jeden pocałunek. Zachichotała wesoło, będąc najwyraźniej dumną z tej swojej malej zbrodni. Dłonie ułożyła na jego ramionach, wpatrując się w niego z nieukrywaną czułością.- Kremówką możemy się podzielić. Ja pewnie całej nie zjem. Jak już wiesz, mało łakomy ze mnie kot. Ale jeśli chodzi o szarlotkę, to... obawiam się, że niestety musisz choć kawałek odstąpić. Inaczej będzie afera.
[Trudno xD Idę zmieniać zdjęcia, o.
W sumie szkoda, że tak cicho, bo bym wykorzystała jeszcze ten ostatni tydzień i chętnie popisała, ale wszędzie martwica totalna o.O W ogóle mam wrażenie, że z każdym rokiem jest coraz gorzej i coraz mniej chętnych do pisania :(]
Zaśmiała się razem z nim, ciesząc się, że wszystko tak dobrze się ułożyło. Patrząc na to z perspektywy chwili, gotowa była uwierzyć, że od teraz wszystko się ułoży, że będzie już tylko lepiej i razem dadzą sobie radę ze wszystkim. Zadziwiające jak szybko cały strach i przerażenie nowo zaistniałą sytuacją minęły, w głównej mierze za sprawą samego Joshuy. Gdyby nie zgodził się na wspólne mieszkanie, tragedie pewnie by się tylko spotęgowały. Tymczasem spotkało ją kolejne, jakże miłe zaskoczenie, gdy jej pan H. z takim ożywieniem zaczął mówić o przeprowadzce i wspólnym zamieszkaniu. Aż się zaśmiała, nie wiedząc jak inaczej mogłaby wyrazić swoje zdziwienie, przez które przeplatała się również wielka radość.
- Joshua, spokojnie.- spojrzała na niego z lekkim rozbawieniem, kręcąc delikatnie głową.- Ja tam dużo miejsca nie potrzebuję. No chyba, że w szafie... poza tym byle bym miała tylko jakieś biurko, czy stolik, gdzie mogłabym postawić maszynę do szycia. To chyba tyle...- wzruszyła lekko ramionami, nie sądząc, by coś innego należało uwzględnić. Jeśli o nią chodziło, była raczej mało problematycznym współlokatorem. A już na pewno nie zajmowała specjalnie wiele przestrzeni życiowej.- Sądzę jednak, że mógłbyś zatrudnić Lucasa do pomocy, a dla mnie może to być jedną wielką niespodzianką. On będzie zachwycony, bo jako maluch lubi mieć jakieś zajęcie. A to będzie coś nowego i będzie czym się pochwalić w przedszkolu. Więc moglibyście pracować we dwóch, a ja spakowałabym siebie i Lucasa. Co ty na to?- spojrzała na niego wyczekująco, uśmiechając się wesoło. Zaraz jednak wstawiła ponownie wodę na czajnik, uświadamiając sobie, że wcześniej obiecana kawa, jednak sama się nie zrobiła, co należało rzecz jasna zmienić.
Lucas wpadł dosłownie do kuchni, a dźgnięty przez Hendersona oczywiście mu oddał, uśmiechając się przy tym od ucha do ucha, bo najwidoczniej taka zabawa z przekomarzaniem bardzo przypadła mu do gustu. Gdy jednak chodziło o wybór ciasta, zażądał obu, więc trzeba było odkroić po niezbyt dużym kawałku zarówno szarlotki jak i kremówki, byle tylko chłopiec był zadowolony.
[Gangnam Style xD Aaaa, dobra nie wypowiadam się na ten temat, bo akurat koreańskich rzeczy słucham, ale wolę żebyś sobie o mnie zdania nie popsuł.
Nie, o ile bloga nie zawieszą to zostanę, bo szczerze mówiąc nie idzie mi przetrwać bez pisania. A i tak ograniczyłam się do minimum i w zasadzie tylko tutaj jestem :D]
Na początku nie zwracała na nich uwagi, no bo, co złego w tym że się tam trochę pozaczepiają? Zawsze to jakiś kontakt i powoli budowali jakąś relację, a lepiej co by się do siebie przekonali, skoro i tak mają mieszkać razem, we trójkę. Dlatego też zajęła się zalewaniem kawy, wyjęciem talerzyków i sztućców i poukładaniem wszystkiego na stole, tak by było idealnie. W końcu jednak zobaczyła, że to takie przekomarzanie robi się coraz bardziej niebezpieczne, więc spojrzała znacząco na obu panów, dając im tym samym do zrozumienia, że mają przestać i zająć się jedzeniem.
Lucas więc tylko uśmiechnął się rozbrajająco do Amelki, zapewnił, że pomoże w tej przeprowadzce, o której trzeba było mu jednak powiedzieć i wszystko wytłumaczyć, a potem wdrapał się na krzesło i zabrał się za pałaszowanie ciast.
- W takim razie może uda mi się już dzisiaj zabrać za pakowanie swoich manatków. Tyle, że zejdzie pewnie z tym kilka dni.- upiła łyk swojej kawy i zjadła kawałek połówki swojej kremówki.- Nie wiem jak Ci pasuje i jak maż zamiar czasowo to wszystko rozplanować, ale się dostosuję. Ewentualnie mogę w czymś pomóc. Tylko powiedz mi co mam robić.- uśmiechnęła się delikatnie, zaraz też chichocząc wesoło, widząc z jakim zacięciem Lucas wcina swoją porcję słodkości, tłumacząc się, że on musi zaraz na bajki wracać. To jednak bynajmniej nie przeszkadzało mu w kontynuowaniu tej małej, cichej bójki z Joshuą, której rzekomo Amelie w ogóle nie widziała.
[Eeee, nie wiem, też tego nie pojmuję, ale pośmiać się można. Choć w sumie tylko w dobrym towarzystwie, a wtedy to i tak człowiek się śmieje ze wszystkiego. Tak przynajmniej mam z przyjaciółmi.
No ja myślę, że nie zwwieszą:D Poza tym, ładne ma nowe zdjęcia Melcia?]
No tak, tego chyba nie przewidziała, nie wpadła nawet na pomysł, że takie sytuacje mogą stać się codziennością, bo przecież malec będzie miał inny stosunek do Joshuy, który był mężczyzną, a inaczej będzie zachowywał się przy Amelie. Trudno się jednak dziwić temu, bo i sam pomysł zamieszkania razem wpadł do głowy panienki Morel nagle, kiedy to w przypływie strachu i ogólnej rozpaczy, nie widziała innej możliwości na ich wspólne przetrwanie. Wtedy nawet nie była pewna czy się zgodzi, a teraz to się po prostu działo, w co nadal nie mogła uwierzyć.
- Przynajmniej nie będę musiała się tak gorączkowo spieszyć. Cztery dni to całkiem sporo czasu.- skinęła delikatnie głową, uśmiechając się lekko, bo jak najbardziej odpowiadało jej takie rozwiązanie. Ale choć był to wystarczający czas na jej przygotowanie się do przeprowadzki, to i tak wszystko działo się niesamowicie szybko. Była mocno zdziwiona, jak prędko życie może się jednak ułożyć, jak szybko wszystko wraca do normy, jeśli nie staje się jeszcze lepsze niż poprzednio. Jakby nie patrzeć, niesamowicie cieszyła ją myśl, że będą razem mieszkać. Zawsze będzie z kim jeść śniadania, komu truć nad głową, z kim się śmiać i żartować, kogo przytulać i z kim budzić się i zasypiać każdego dnia. To było zdecydowanie lepsze od samotnego mieszkania tutaj. Chyba po każdym względem.- Mam tylko nadzieję, że Kometa to przeżyje. Tyle zamieszania, nowe twarze i nowe osoby do kochania. W końcu może mieć dość czułości.
Choć Joshua zwrócił Lucasowi uwagę, Amelie tak naprawdę nie przywiązywała większej wagi do podobnych spraw, na pewno nie ostatnio. Dobrze jednak, że przypominał malcowi o przyzwoitym zachowaniu, skoro jej to kompletnie z głowy wyleciało. W końcu i tak wcale by się od tego nie przemęczyła.
Kiedy Lucas z nietęgą miną odstawił talerz do zlewu, spuścił najpierw głowę, a potem podszedł do Amelki, co by się spytać, czy teraz już może iść. Oczywiście Amelie się zgodziła, kręcąc z rozbawieniem głową.
- Naprawdę zrobiłeś ze mnie jakąś skatowaną kobietę. Jakbym co najmniej była w ciąży.- położyła dłonie na swoim brzuchu, na który to też spojrzała. Był jednak płaski i ani śladu tego, by coś miało się w tej kwestii zmienić.- No chyba, że planujesz mnie niecnie dokarmiać. Tak, że aż popadnę w tą spożywczą ciążę. Liczę jednak, że aż takich strasznych zamiarów to nie masz, co?- spojrzała na niego uśmiechając się wesoło. Do tego nie byłaby sobą, gdyby nie uznała, że lepiej się przesiąść i usadowić na kolanach Joshuy. No bo skoro i tak obdarował ją niedawno wyjątkową dawką czułości, to nie powinien jej mieć teraz za złe, tego, że chciała jeszcze trochę, odrobinę więcej tego dobrego. Tak to już z nią było.
[A już ładnie poprosiłam, ale nie wiem czy wchodzą ludzie z administracji, więc pewno sobie trochę poczekam. Ale ważne, że mam wyczepiste nowe zdjęcia i póki co karta i nowa Amelka mi się podobają :D]
Sama Amelie wolałaby, gdyby Narcisse jednak wróciła. Głównie przez wzgląd na samego Lucasa, którego było jej niewyobrażalnie szkoda, w drugiej kolejności dopiero martwiąc się o to, że może nazbyt przywiązać się do takiego stanu rzeczy. Bo przecież ważniejsze było szczęście chłopca, a ona jakoś by sobie poradziła. W końcu i tak zawsze mogliby się widywać; nie byłoby tak źle. Niestety z każdym kolejnym dniem Amelie zaczynała tracić nadzieję, że jednak Cissy wróci i wszystko będzie po staremu. Nie było się nawet co oszukiwać. Dawny stan rzeczy, już nie wróci, zawsze będzie inaczej. Pozostawało jednak wierzyć, że tylko lepiej, jakkolwiek sprawy by się nie potoczyły.
Roześmiała się wesoło, słyszeć jakie to też względem niej ma plany.
- No świetnie, czyli jednak chcesz mnie tutaj utuczyć. Chociażby tak tyci tyci, ale jednak.- zaplotła ręce na jego szyi, by było jej wygodnie siedzieć, a także by wygodniej było jej rozmawiać, tak by cały czas mogła na niego patrzeć.- Nie wątpię, że robisz wyśmienite śniadania, ale mógłbyś zrobić dla mnie czasem jakiś ustęp. Mały jogurcik. Albo miód. O, no właśnie! Miód jest dobry ze wszystkim. Prawie jak kokosy.- stwierdziła pełnym ekscytacji głosem, spoglądając na Joshuę. Chichocząc cicho przesunęła nawet nosem wzdłuż jego szyi, tak, że na koniec musnęła ustami płatek jego ucha. Taka była niedobra, że mu tutaj kawy nie dawała pić spokojnie, ani tym bardziej jeść ciasta. W końcu czasem i ona musiała się z nim podroczyć.
Na chwilę zaprzestała tych swoich jakże uroczych tortur względem jego osoby, spojrzała na niego podejrzliwie i zamyśliła się na dłuższą chwilę.
- Teraz już przesadzasz, bo jem też inne rzeczy. Nie zauważyłeś jak pięknie wcinałam kremówkę?- obruszyła się nieco, spoglądając na niego z ukosa.- Może i chce jakiejś odmiany, nie wiem. Sama jednak nie jestem chyba nie jestem w stanie nic zdziałać, bo jak zdążyłeś zauważyć nie mam czasu na marnowanie każdej cennej minuty.- mimowolnie uśmiechnęła się lekko, bo przecież nie mówiła tego poważnie. Choć nie przepadała jakoś wybitnie za jedzeniem, to nie miała do niego znowuż takiej chorobliwej awersji, ani tym bardziej nie cierpiała na żadne zaburzenia związane z odżywianiem. Ot, była szczuplutka i tyle. Taka się urodziła i tak jej już zostało.
Zacmokała z niezadowoleniem i dźgnęła go lekko palcem w pierś.
- Widzę, że nagle trzymasz stronę mojej babci. Czy mam przez to rozumieć, że taka Ci się nie podobam?- spojrzała na niego groźnie, domagając się rychłej odpowiedzi, jakby od tego zależało jego dalsze być czy nie być. Ale tylko się tak z nim droczyła, bo przecież nie było z czego robić afery. Ot, takie zwykłe przekomarzanie. Długo nawet ze swoją groźną miną nie wytrzymała, bo na usta wkradł się delikatny uśmiech, który z każdą chwilą stawał się coraz szerszy.
- Lepiej uważaj co mówisz, bo jak dalej taki będziesz, to Ci nie dam spokoju.- ostrzegła go, starając się by jej głos brzmiał jak najbardziej poważnie, choć i tak dało się w nim bezproblemowo usłyszeć wesołość. Amelie zaś na potwierdzenie swoich słów, ponownie przesunęła ustami po jego szyi, by w końcu złapać w ząbki kawałek jego skóry. O, taka groźna była.
Niewątpliwie nagle będzie brakowało jej czasu na wszystko, ale postanowiła sobie, że będzie się starać o wszystko dbać, w tym wliczając i siebie, bo jeśli nie ona, to i tak pewnie Henderson nie dalby jej spokoju, tylko kazał się zająć sobą. Póki co, miała jednak wyśmienite plany, choć różnie to mogło być z ich realizacją. Amelie, jak to ona, oczywiście wierzyła, że wszystko będzie dobrze i ewentualnie samo się ułoży, ale być może tym razem, los będzie potrzebował większego wsparcia i aktywności z jej strony. W końcu pisała się na coś całkiem odważnego. A i tak nie potrafiła jeszcze porządnie się wszystkim przejmować. Póki co musiała wszystko po przeżywać, a na chwilę obecną nacieszyć się, by dopiero potem móc zabrać się za to co mniej przyjemne, za wszystkie trudne sprawy, które należało jakoś rozwiązać i wszystko poukładać, bo innej możliwości nie było.
- Mama tylko nadzieję, że za karę nie będę spała na podłodze, co?- spytała ze śmiechem, choć może nie powinna?Jeszcze się okaże, że Joshua już sobie coś takiego obmyślił, a wtedy to dopiero mina by jej zrzedła. No, ale póki co nie należało się tym przejmować.
Nie sądziła, by faktycznie istniało wiele gorszych kar od przymusowego spania na podłodze, ale skoro Joshua twierdził inaczej, może powinna wyciągnąć z tego jakieś wnioski i zacząć się bać? Jeszcze coś tam strasznego jej wymyśli jak się będzie źle zachowywać. A to by była dopiero tragedia.
- Eh... mam wrażenie, że przy mnie stałeś się dziwnie interesownym człowiekiem. Zawsze liczysz, że będę cię jakoś przekupywać.- zauważyła jakoś niespecjalnie zadowolona z tego faktu. Bo jakby nie patrzeć, Joshua miał rację z takim podejściem, bo Amelie zawsze będzie gotowa zrobić wszystko, ale ostatecznie i jej mogą się skończyć pomysły, a co wtedy by było?
Westchnęła cicho, patrząc na niego uważnie, co, jak sądziła, miało jej pomóc w wymyśleniu czegoś godnego jego zainteresowania. A może łaskawie sam zechce jej coś podsunąć.
- Nawet nie licz na to, że zaproponuję siedzenie dzień w dzień w kuchni i że będę gotować. To wykracza poza moje możliwości.- dodała szybciutko, w obawie, że jednak może coś powiedzieć i zaproponować coś, co wcale jej się nie spodoba.- Przytulania pewnie też masz już dość, więc... mhm, sama nie wiem. I tak obiecałam jakoś ci tam pomagać i sprzątać, więc w tej kwestii też niespecjalnie mam co obiecywać i czym cię przekupić.- posłała mu pełne rozpaczy spojrzenie, bo doprawdy, nic już jej nie przychodziło do głowy; nic godnego uwagi.- Chyba, że... Mogę zobowiązać się do wiązania Ci krawatów. A w prezencie opowiem ci nawet ich historię.- uśmiechnęła się nagle tak przeuroczo, że aż wyglądało to podejrzanie. Nic złego jednak na myśli nie miała, raczej kryła swoją małą tajemnicę, o której Joshua mógł się dowiedzieć jedynie, jeśli przystałby na jej propozycję.- Poza tym, to mam do zaoferowania jedynie moją skromną personę. Ale nie wiem czy Cię to zadowoli.- uśmiechnęła się delikatnie, a po chwili zaplotła ręce na jego szyi, na chwilę obecną zaprzestając już dalszego torturowania jego osoby kolejnymi całusami, choć nie słyszała by zgłaszał sprzeciw ku temu. Trudno, uznała, że musi chwilę odpocząć. Ostatecznie nie chciała wyjść na złą kobietę i tak go perfidnie zadręczać. Jeszcze faktycznie kazałby jej spać na podłodze.
To, że ona była interesowna, to całkiem co innego, bo to akurat Joshua wiedział o niej od samego początku. Nie żeby ta cecha jej charakteru jakoś strasznie dawała się we znaki, jednak była zauważalna i stanowiła wręcz integralną część panienki Morel. Nawet jeśli zazwyczaj w żartach, z wesołym uśmiechem na ustach żądała czegoś w zamian, targując się chociażby o kawę. Z Joshuą było inaczej, bo początkowo nic nie zapowiadało, że się zrobi taki interesowny. A tu proszę. Minęło tylko trochę czasu i wszystko wyszło na jaw. Ale może było to sprawiedliwe? W końcu faktycznie może aż nadto miała ochotę go tulić, całować i mieć na wyłączność. W takim wypadku nic dziwnego, że chciał czegoś w zamian.
Pokręciła przecząco głową i zamruczała do tego, jednoznacznie wskazując mu, że nic mu nie powie.
- Tego nie opowiada się od tak. Bez wiązania krawatu, to nie to samo. To integralna część całej historii.- zakomunikowała, starając się wyglądać poważnie, by jej tutaj przypadkiem nie podpuszczał, co by się jednak nie złamała i nie wyjawiła tej tajemnicy. Chcąc nie chcąc, jednak uśmiechnęła się delikatnie, z tylko sobie znanego powodu. Cieszyła się jednak, że jest zainteresowany. To dobrze. W swoim czasie się dowie. Miała tylko nadzieję, że ta informacja go nie rozczaruje.
- No, to się cieszę. Skoro jestem najważniejsza.- odrzuciła włosy do tylu i zatrzepotała rzęsami, po czym roześmiała się wesoło i cmoknęła go w policzek. Potem z kolei przemieściła się tak, by usiąść na nim okrakiem i z rozkosznym uśmiechem na ustach popatrzyć na niego wesołym wzrokiem.- Bo skoro jestem najważniejsza, to muszę Ci wystarczyć.- ściszyła nieco głos i złożyła na jego ustach subtelny pocałunek.
Każdy miał swoje dobre i złe strony, a już na pewno Amelie idealna nie była. Chcąc nie chcąc, wszystko i tak w końcu wyjdzie, bo niemożliwe, by spędzając ze sobą tyle czasu, mieszkając razem, nie dowiedzieli się o sobie wielu znaczących informacji. Zarówno tych dobrych i złych. Ale to nie ważne. Amelie chciała o Hendersonie wiedzieć wszystko, dosłownie wszystko, by móc mu sprawiać różne przyjemności, by pomagać, by wiedzieć, jak zachowywać się w określonych sytuacjach. Wszystko to było niezwykle ważne, zwłaszcza, że za cel honoru postawiła sobie być dla niego jak najlepszą partnerką i współlokatorką; tak, by nie żałował swojej decyzji. Chciała, by ich wspólne życie po prostu było w miarę możliwości szczęśliwe, jeśli już w pełni idealne być nie może.
Wcale nie była zachwycona takim obrotem spraw, bo wiedziała, że w stanie zbyt długo mu się opierać, choć w ten sposób psuł całą niespodziankę związaną z tą tajemniczą, wspomnianą przez nią wcześniej historią. Miał ją usłyszeć dopiero w odpowiednim czasie, bo teraz, nawet nie była pewna, czy by mu się nawet spodobała. Zdecydowanie lepiej, kiedy dowie się wszystkiego, kiedy już będą razem mieszkać. Wtedy będzie miała odpowiedni wydźwięk, ewidentnie czarujący, więc powinien być zadowolony, choć tego akurat Amelie nigdy nie mogła być pewna, kiedy chodziło o Joshuę. No może oprócz paru kwestii, w wielu jeszcze nie wiedziała do końca, co na pewno sprawi mu przyjemność, a co raczej rozdrażni, bo i sam humor samego Hendersona czasem zmieniał się w jej towarzystwie. Dlatego wolała być ostrożna.
- Nie wiem.- wymamrotała, wyraźnie niepewnym głosem. Sama Amelie nie była przekonana co do tego by musiał ją jakoś wybitnie prosić. Wprawdzie się uparła, że nic mu nie powie, ale jeszcze chwila, a dosłownie oszaleje z powodu tego co właśnie z nią robił. Droczył się w doprawdy okrutny, ale jakże rozkoszny sposób.- Musiałbyś się naprawdę postarać.- oznajmiła, starając się ze wszystkich sił ukryć podniecenie w swoim glosie, które jednak było jej zdaniem wyraźnie wyczuwalne. Zawsze trudno jej przychodziło panowanie nad sobą, a już zwłaszcza w takich sytuacjach, no, ale nie chciała mu dać za dużej satysfakcji. Poza tym z niecierpliwością czekała na jego kolejny ruch, kolejną rozkoszną pieszczotę. Naprawdę zamącił jej w główce. Do tego stopnia, że w tej chwili naprawdę nic poza nim nie miało znaczenia. Najważniejsze byle tylko był blisko, tak blisko niej.
Westchnęła cicho, doprawdy rozkosznie, odrobinę się do niego przysuwając, by ułatwić mu niejako zadanie i pozwalając na te wysublimowane tortury. W zasadzie, chyba mogła tak "cierpieć". Zupełnie jej to odpowiadało. Oho, chyba faktycznie oszalała.
W zasadzie nie przeszkadzało jej to ani trochę, a nawet skłaniałaby się w stronę przyznania się do tego, że naprawdę jej to odpowiada, albo wręcz podoba. Dręczyły ją tylko pewne wyrzuty sumienia, że mu się tak daje tutaj znęcać nad sobą, w celach czysto egoistycznych, polegających na czerpaniu z wszelkich jego działań, bo przecież postanowiła sobie, że będzie nieugięta do końca i nie piśnie choćby słówka. A przecież Joshua mógł mieć jakieś nadzieje, że może jednak Amelie się podda i wyjawi całą tą tajemniczą historię, której Henderson tak się domagał. No nic, póki co nie była w stanie myśleć zbytnio o konsekwencjach. było jej zbyt dobrze, nazbyt przyjemnie, by zastanawiać się nad tym co będzie potem. Żyła chwilą i tak było najlepiej.
Wzdychała cicho i do tego jakże rozkosznie, ilekroć przesuwał wargami po jej skórze, która notabene, wydawała się Amelie niesamowicie rozpalona. A wszystko spowodowane było kilkoma subtelnymi pieszczotami, którymi to Joshua właśnie nad nią znęcał. Pewnie musiał być bardzo dumny z siebie, widząc jak Amelie reaguje na jego każdy gest, dosłownie tracąc dla niego głowę.
- Nie było tak źle.- wymruczała, równie cicho co on. Chcąc być jednak równie zła i okrutna, położyła najpierw dłonie na jego ramionach, by zaraz zacząć powoli przesuwać nimi w dół, przez jego tors, brzuch i podbrzusze.- Ale mógłbyś postarać się bardziej.
Chyba była naprawdę bezczelna i niedobra, że zachęcała go tylko do dalszego znęcania się nad jej osóbką, by samej czerpać z tego przyjemność. Choć, trzeba przyznać, liczyła, że i jemu nie jest tak źle. Ostatecznie, była to całkiem przyjemna i ciekawa zabawa. Na pewno podobała się Amelie. I to nawet bardzo.
Pomimo tego, iż najbliższe miesiące zapowiadały się na naprawdę zapracowane, Amelie postanowiła sobie, że z całych sił, będzie starała się spędzać z Joshuą, a także i z Lucasem, jak najwięcej czasu. Jakoś tak mądrze zorganizuje sobie czas, że da sobie z tym radę. O tym była przekonana i zamierzała się tego trzymać. Bo jeśli coś poszłoby nie tak, jej relacja z Hendersonem zaczęłaby się psuć, a jasno wiedziałaby, że to z jej powodu, to zwyczajnie rzuciłaby wszystko i z niepełnym wykształceniem, średnim doświadczeniem, ale pełną pasją, zaczęłaby tworzyć coś pod własnym nazwiskiem i z czasem na pewno udałoby się jej coś osiągnąć. Skoro Marc Jacobs mógł to czemu ona nie?
Oczywiście, że była zachłanna. I to jeszcze jak! Z każdym kolejnym dniem Joshua chyba tylko przekonywał się o tym coraz bardziej. Bo wbrew pozorom wcale z niej takie spokojne i w pełni niewinne stworzonko nie było. Wręcz przeciwnie, aczkolwiek w granicach rozsądku.
Była jednak lekko zawiedziona, że to już koniec przyjemności, bo wszystko to zupełnie jej odpowiadało. Siedzenie w kuchni, we dwoje, wszystkie te czule pieszczoty, tylko, że było małe ale, w postaci Lucasa, które jednak zmuszało do przyzwoitości i rozsądnego postępowania. A Amelie niestety łatwo było się zapomnieć. Zwłaszcza przy Joshule i w takich rozkosznych chwilach jak ta.
- Mhm...- zamyśliła się, przygryzając przy tym wargę, kiedy złapał ją za brodę i skierował jej wzrok na swoją twarz.- No nie wiem. Pewnie za dużo, choć... Myślisz, że mogłaby być kiedyś powtórka z rozrywki? Na przykład, kiedy bylibyśmy już u Ciebie?- spytała uśmiechając się wesoło, a swoje czoło oparła o jego. Malinką nie zamierzała się przejmować, na pewno nie teraz.- Wtedy też mogłabym Ci opowiedzieć całą historię. No chyba, że każesz mi spać na zimnej podłodze, całkiem samej, bo uznasz, że jestem bardzo złą i bezwstydną osóbką.- zaśmiała się wesoło i korzystając z okazji skradła mu jeszcze jeden, krótki pocałunek. A co. Musi korzystać póki jest okazja.
Złośliwa akurat specjalnie nie była, bardziej skłonna do niewinnych przekomarzań. Reszta w zasadzie się zgadzała, bo rozpaczała zawsze, ilekroć na jaw wychodziła jej bezsilność w jakiejś kwestii, gdy coś nie szło po jej myśli i było po prostu źle, jeśli nie tragicznie. Była jednak niezdecydowana, bo i z natury często zmieniała zdanie i zamiary, tak jak i pomysłów miała zawsze setki; przyzwyczajona do posiadania w zasadzie wszystkiego, co tylko chciała, niestety ale była zachłanna. Może i potrafiła to skrzętnie ukrywać, ale czasami wychodziło to na jaw, zwłaszcza, gdy Amelie na czymś zależało. Jak na przykład teraz.
Może i lepiej, by nigdy jej tego nie mówił, bo pewnie poczułaby się mocno dotknięta, a do tego oszalałaby chyba na punkcie własnej osoby, starając się doprowadzić do takiej perfekcji, która mogłaby Hendersona zadowolić, a to byłaby już paranoja. Tak było lepiej, kiedy żyła w błogiej nieświadomości, wiedząc tylko tyle, ile potrafi wyczytać z jego oczu, twarzy, zachowań i słów. Nad resztą nie należało się specjalnie zastanawiać.
Zaśmiała się po raz kolejny i nawet klasnęła z zadowolenia w dłonie. No, no, tyle dobrego jej obiecywał, jeszcze się kompletnie zmieni w rozpuszczoną osóbkę. Chyba, że będzie wiedział jak skutecznie ją drażnić, kiedy przestać, by czuła niedosyt i nie straciła całkowicie głowy. W przeciwnym razie byłoby źle, prawda?
- Tak, zdecydowanie bardziej mi się podoba.- skinęła głową, na potwierdzenie swoich słów. Nie miała nic przeciwko takim karom, w zupełności. Jeśli zaś chodziło o niego, to też może kiedyś ko tak pokarać za bycie niedobrym. Bo jej niewinność i zawstydzenie, przy bliższym poznaniu zawsze powoli znikały i Amelie robiła się odważniejsza, a czasami faktycznie nieco bezwstydna. Miała nadzieję, że Joshule akurat przeszkadzać to nie będzie, ale kto wie? Trzeba przyznać, po raz pierwszy budowała podobną relację, pierwszy raz w życiu nie była wykorzystywana w jakimś mniejszym czy większym celu i po raz pierwszy komuś faktycznie na niej zależało. Przynajmniej chciała tak myśleć, zwłaszcza, że Joshua zgodził się na wspólne zamieszkanie. To przecież musiało coś znaczyć. Dlatego też chciała się go trzymać kurczowo, nie pozwolić odejść pod żadnym porem i w razie czego starać się zmienić. Gotowa byłaby uczynić wszystko, byle tylko był z nią szczęśliwy. Bo Amelie się zakochała, o co nawet jeśli nie było tak trudno, to jednak jak już miało miejsce, to zdecydowanie szybko nie przechodziło. Miała jednak świadomość, że z Joshuą nie musi być tak samo, że on może nie posiadać jeszcze względem niej większych uczuć. Na pewno się nie przyznawał. Widziała jednak, że mocno przeżył fakt, że nie odezwała się w jego urodziny, a w dodatku w jej życiu pojawił się drugi mężczyzna, wprawdzie czteroletni, no ale, to i tak zmieniało wiele.
Uśmiechnęła się delikatnie, przeczesując jedną dłonią jego włosy.
- Naprawdę chciałabym, by tak zawsze kończyły się nasze każde kłótnie i spięcia, o ile w ogóle jakieś jeszcze będą miały miejsca. Nie sądzisz, że tak byłoby naprawdę dobrze? Moglibyśmy wtedy wieść całkiem udane życie.
Wiedziała, że musi być ostrożna, że wypadałoby przemyśleć zanim już coś powie. Kilka razy już doświadczyła nieprzyjemności z tego tytułu w jego obecności, więc nauczyła się już pewnego wyczucia i rezerwy. I chociaż z jednej strony wydawało się jej to dosyć ciężkie, bo i sam Joshua nazbyt łatwym do zrozumienia osobnikiem nie był, to jednak nieświadomie przy nim trochę poważniała, a przede wszystkim dorastała. Wprawdzie doświadczenie z Lucasem, cała odpowiedzialność jaka na nią spadła, ewidentnie była znacząca i miała niemały wpływ na jej zachowanie, ale zdecydowanie większe tryumfy święcił jednak Henderson. Bo z nim widywała się częściej, z nim rozmawiała i jakby nie patrzeć chciała być jak najlepiej ocenianą osóbką w jego oczach, co by jej przypadkiem nagle nie porzucił. Wtedy dopiero byłby dramat. Na szczęście gotowa była się do wielu rzeczy przyzwyczaić, kilka nowych nawyków i zachowań wykształcić, przy tym nie zmieniając swojego charakteru, ani tego kim naprawdę była. Bo przecież w pamięci wszystkim pozostanie wesolutką i pełną optymizmu Amelką. To akurat nigdy się nie zmieni.
Aż tak zaborczy o nią być nie musiał, bo i nie było o co się specjalnie obawiać. Amelie i tak nie widziała żadnego mężczyzny poza nim, więc nie musiał się o nic martwić. Była szaleńczo zakochana, nie minie jej. A jeśli chciałby się upewnić, mógłby spytać chociażby Gasparda, jaka to jego siostrzyczka potrafi być, jeśli przeżywa to wspaniałe uniesienie emocjonalne. Wprawdzie mogłoby paść stwierdzenie, że Amelie wariuje wtedy zupełnie, ale w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu.
- Nie.- pokręciła przecząco głową, uśmiechając się wesoło. A potem z radosnym śmiechem, opuszką palca pacnęła go w czubek nosa.- O nikim nie zapomnę. Nawet jeśli staż to świetna sprawa, bo to niemałe wyróżnienie i niejako spełnienie marzeń, ale są też inne, zdecydowanie ważniejsze. O na przykład, to tutaj.- zaśmiała się po raz kolejny, tym razem jednak przytulając się do Joshuy.- Nie zapomnę, obiecuję. Być może jeszcze będziesz miał mnie dość.
[Też chciałam akurat nowy wątek, ale zapomniałam wspomnieć xD
Znaczy, teraz ja powinnam, ale nie pogniewam się jak zaczniesz :D Jak już jednak ja muszę, to chociaż powiedz mi od czego wyjść, w sensie czy wolisz od przeprowadzki, czy jak mieliby już razem mieszkać.]
[ Ogólnie rzecz biorąc mnie też opornie idzie. Łatwo nie jest, ale zaczynam i się motywuję, bo potem będzie jeszcze ciężej, a i czasu pewno będzie brakować, więc... xD]
Choć z początku przeprowadzka wydawała się Amelie czymś całkiem naturalnym, bo i w ostatnim roku nie raz musiała zmieniać miejsce zamieszkania, szybko wyszło na jaw, że tym razem było całkiem inaczej. Zdecydowanie trudniej szło jej pakowanie się, a przecież cieszyła się, i to jeszcze jak, że przyjdzie jej mieszkać z Hendersonem, który w dodatku zapowiedział jej na wstępie, że będzie ją torturował. Wszystko to było iście idylliczną wizją i chyba na niej zbytnio się panienka Morel skupiała, zamiast przejść do rękoczynów i zabrać się za szykowanie manatków do przeprowadzki. Wszystko schodziło się jakoś dziwnie długo, bo nagle jeszcze zaczynała przymierzać dawno zapomniane kreacje, przeglądać stare magazyny, czy też książki. W efekcie noce były krótkie, bo i je musiała spędzać na pakowaniu się, skoro dnie nie wystarczały. A to tylko, gdy chodziło o jej mieszkanie i jej rzeczy, a przecież miała się zatroszczyć jeszcze o Lucasa. A w tej kwestii było jeszcze gorzej.
Potrzebowała trzech dni, zanim odważyła się pójść do mieszkania Narcisse i zabrać stamtąd rzeczy jej synka. Starała się jednak zrobić to możliwie najszybciej, by przypadkiem nie zacząć wspominać wszystkich tych wspólnie spędzonych tutaj chwil. Brakowało tylko tego, by znów zaczęła rozpaczać i wszystko przeżywać od nowa. Nie było nawet o tym mowy. Musiała być przecież silna. To poczucie dało jej przynajmniej jako takiego kopa, że wzięła się w garść i zrobiła to co miała, by potem wręcz uciec z miejsca, które napawało ją niewyobrażalnym smutkiem. Teraz powinna się cieszyć, w końcu to jedyna okazja na zamieszkanie z panem Hendersonem. Taki los był dla niej życzliwy, że pomimo tych małych tragedii, pozwolił jej cieszyć się przynajmniej ukochanym mężczyzną na wyłączność, całe dwadzieścia cztery godziny na dobę. Żyć nie umierać, nieprawdaż?
Ogólnie więc była szczęśliwa co niemiara i zadowolona z takiego obrotu spraw, ale zajęta pakowaniem do ostatniej chwili, bo oczywiście nie dała sobie rady, choć zobowiązała się do tych czterech dni. Teraz też musiała za to płacić, kiedy w pośpiechu sprawdzała, czy wszystko, aby na pewno wzięła, gdzie ewentualnie można dopchnąć parę szmatek, czy też znajdując nagle ważne dokumenty w pudełku pod łóżkiem, o którym na śmierć zapomniała. Joshua miał być lada chwila, a ona biegała jak oszalała po wszystkich pomieszczeniach szukając jeszcze swoich rzeczy. I zamiast się cieszyć, to tylko się stresowała. Do tego jeszcze zrobiło się tak zimno. I zamiast ładnie prezentować się w kwiecistej sukience, mającej na celu dodać jej uroku, to ginęła gdzieś w luźnym, ciepłym swetrze, którym to się opatuliła, by nie zginąć śmiercią haniebną i nie zamarznąć.
W zasadzie nie miała nic przeciwko, gdyby się trochę spóźnił, przynajmniej wtedy byłaby gotowa, a tak... no cóż, pewnie będzie trochę niezadowolony widząc ją w lekkiej rozsypce, ale nie zawsze Amelie wszystko wychodziło tak perfekcyjnie jak to sobie zaplanowała. Trudno. Może jakoś to przeżyją. Oboje. Nie. W zasadzie cała ich trójka.
[Bez ładu i składu, ale jest, o :)]
Niewyobrażalnym odciążeniem dla Amelie był brak Lucasa, który zapewne męczyłby ją o odrobinę zainteresowania, albo o zabawę, co byłoby raczej trudne do pogodzenia, zważając na to jak kiepsko tym razem szło jej pakowanie wszystkich rzeczy. Dziwnym trafem ucieczka z mieszkania brata, jakoś przyszła jej łatwiej i sprawniej, niż teraz. Cały czas pojawiało się coś nowego, a do tego ciągle ktoś dzwonił i musiała pozałatwiać jeszcze parę spraw. Wszystko ciągnęło się i ciągnęło, ale w gruncie rzeczy w większej mierze była gotowa i spakowana, tylko dziwnym trafem co jakiś czas pojawiały się nowe rzeczy, o których jakimś cudem zapomniała. Wyglądało na to, że miała głowę w chmurach, zbytnio skupiając się na przyszłości i innymi jakże przyjemnymi rzeczami, zamiast zajmować się tym co należało na chwilę obecną. No i mała tragedia gotowa.
Słyszała, że przyszli, oh, słyszała nazbyt wyraźnie, akurat przeszukując jeden z kartonów w poszukiwaniu swojego telefonu, który zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Słysząc jednak dzwonek do drzwi, rzuciła wszystko i pobiegła otworzyć, po drodze o mało co nie zabijając się o jedną z walizek. Przeklęła na głos, dobiegając z wysiłkiem do drzwi. Uśmiechnęła się lekko, nieco zła na samą siebie, że wygląda jak wygląda, a do tego, że nie jest w pełni gotowa, choć nie wątpiła, że Joshua wywiązał się z zadania, jak to zawsze robił.
- Cześć.- postarała się zawołać możliwie najweselej i otworzyła szerzej drzwi, zapraszając ich do środka, choć musiała szybko dodać, by lepiej uważali. Jak się sama przekonała, mogło być niebezpiecznie.
- Przepraszam.- uśmiechnęła się przepraszająco, już na powitaniu dręczona wyrzutami sumienia, ale i tak nieśmiało musnęła policzek Joshuy.- Większy tu sajgon niż porządek, ale jestem już prawie gotowa. Po prostu kilka rzeczy wyskoczyło. Ale to nic. Naprawdę jestem już w zasadzie spakowana, zwarta i gotowa do opuszczenia tego mieszkania.
[Mnie tam wygodniej, przy czytaniu komentarzy, bo za często załaduj musiałam wtedy klikać :P
Ano, widzę. Ale i tak nie jest źle :)]
[Zarówno Rosie, jak i Joshua mają jakieś powiązanie z Amelką. Możemy kombinować w tą stronę ;D]
[No, okej ;D Mi pasuje ^^]
Była zbyt impulsywna, o czym z resztą doskonale wiedział, dlatego też zdarzało się czasami, że coś nieprzyzwoitego się jej wymsknęło, choć zazwyczaj starała się zachowywać i mówić poprawnie, przyzwoicie. No, ale teraz była trochę nie w sosie, przerażona całą tą wyprowadzką, a raczej tym, ile tego wszystkiego ma. Dręczyło ją dziwne przeczucie, że zagraci Hendersonowi całe mieszkanie i z tego wszystkiego będzie chciał się jej czym prędzej pozbyć.
Spojrzała na niego lekko przerażona, przygryzając w nerwowym odruchu dolną wargę i opuściła ręce, wzdychając ciężko. Pokręciła też przecząco głową, na znak, że nie ma pomysłu i w ogóle zapomniała się jakoś o to zatroszczyć, szczerze licząc, że już Joshua coś wymyśli.
- Niby wszystkiego na raz nie potrzebuję, ale nie wyobrażam sobie tutaj zostawiać większości rzeczy.- spojrzała na wszystko to co do niej należało, a czego jakoś przez ostatnie miesiące dziwnie przybyło. Nie widziała jednak możliwości porzucenia ubrań, płyt, a przede wszystkim swoich trzech najlepszych przyjaciółek w postaci maszyn do szycia. Każda miała swoje imię i była niewyobrażalnie cenna dla Amelie, choć dwie z nich wyglądały niemal na zabytkowe. Ot, takie spaczenie zawodowe.
- Ewentualnie mogę zadzwonić do Adiego i spytać się czy kogoś nie zna dobrego, kto chciałby mi pomóc. No, albo wydam krocie na taksówkę.- wzruszyła lekko ramionami, patrząc na ten cały mały rozgardiasz w salonie z niejakim niesmakiem. Cóż, liczyła, że poradzi sobie znacznie lepiej z tym wszystkim.
- Ah,i w kuchni jest jeszcze wino i szampan, które czekają tam od twoich urodzin. Myślałam, że moglibyśmy je zabrać i zrobić jakąś małą kameralną parapetówkę, chociażby tylko we dwoje, dziś wieczorem, czy kiedykolwiek indziej...- spojrzała niepewnie na Joshuę, a potem jęknęła cicho i złapała Lucasa za rękę, przyciągając do siebie, kiedy o mało co nie wpadł do jednego z większych pudeł, bo zanadto się nudził i musiał pobiegać.- Swoją drogą, jak wam się we dwójkę mieszkało?
[Dobrze jest :)]
Gotowa była zrozumieć jego zazdrość i niejako się z niej cieszyć, bo w końcu to dobitnie znaczyło o tym, że chce mieć ją wyłącznie dla siebie, ale gdyby wyjawił swoje podejrzenia względem najlepszego przyjaciela panienki Morel, ta pewnie zaczęłaby się śmiać, wręcz histerycznie. Bo Adi był gejem, bo byli dla siebie jak rodzeństwo, tylko tak lepiej rozumiejące się, w przeciwieństwie do rodzonego brata Amelie. Z tym drugim to akurat bywało różnie, choć nie ulegało wątpliwości, że rodzeństwo się kocha. Tylko, że na swój dziwaczny, niezrozumiały dla nikogo sposób. Ale tak już chyba bywało w kwestii bratersko-siostrzanej miłości. Bo choć każda była inna, wszystkie jednakowo poplątane i osobliwe. Tak więc, jej relacja z Gaspardem nie była niczym nadzwyczajnym.
Uśmiechnęła się nieśmiało, nieco zakłopotana, patrząc teraz na swoje rzeczy z całkiem innej perspektywy. Nagle wydało się ich tak dużo. Amelie gotowa byłaby przysiąc, że w jakiś niezwykły, niezrozumiały dla niej sposób. Ot, rozpączkowały się. Chcąc ukryć swoje lekko zaczerwienione policzki, które zarumieniły się właśnie z tego małego wstydu, wynikającego z faktu, że rzeczy nagle tak przybyło, uciekła do kuchni, by zaraz przynieść wspomniane butelki z alkoholem. Do tego czasu zdążyła wziąć kilka głębokich wdechów, a tym samym i rumieńce wcale nie były już tak widoczne.
- Więc zabawa była przednia? To dobrze. Dwom mężczyznom zawsze lepiej się dogadać, prawda?- uśmiechnęła się delikatnie i oparła brodę na ramieniu Joshuy, zaglądając za nim do jednego z pudeł.- Wiem, że trochę tego jest, ale nie umiałam tego wszystkiego tak zostawić czy wyrzucić. W gruncie rzeczy, wszystko jest praktyczne i na pewno się przyda. A to... no cóż, mam zaszczyt przedstawić Ci Marie.- z niebywałą czułością zerknęła na swój zabytek, najstarszą z maszyn do szycia i jednocześnie pierwszą, jaką udało jej się zdobyć. W dodatku za własne pieniądze, na jakimś targu staroci. Trochę ją pomalowała, lekko, bo lekko, raptem ozdabiając kilkoma pnączami kwiatów, ale w jej mniemaniu wciąż była piękna, choć już nie tak użytkowa. Miała jednak niebywałą wartość sentymentalną i bez niej Amelie by się stąd nie ruszyła.
- Więc... jako, że ja bez Ciebie już kompletnie nie umiem sobie poradzić, mój ukochany mężczyzno...- spojrzała wesołym wzrokiem na Hendersona, odsuwając się od niego nieznacznie, tak by lepiej jej się patrzyło na jego twarz.- Co robimy teraz? Albo co planujesz na tę chwilę?
Oczywiście, że nie zdawała sobie z niczego sprawy, bo niby dlaczego miałaby to robić? Oczywiście, Joshua różnił się od niej diametralnie (a mimo to, jakoś uległ jej urokowi osobistemu), ale nie podejrzewała nawet go o to, że istnieją pewne tajemnice, kwestie, czy uczucia, o których nigdy się nie dowie. Wydawało jej się, że w jego przypadku to kwestia czasu, ale najwidoczniej się myliła. Każdy może, prawda? Gdy zaś chodziło o nią, to mógł zapytać Amelkę o wszystko, a ona udzieliłaby mu szczerej odpowiedzi. Istniały kwestie o których nie chciała by wspominać, z których może nie była specjalnie dumna, ale miały miejsce i koniec, nic zmienić w tej materii nie mogła. Lubiła mówić, więc z niej informacje wyciągało się nad wyraz łatwo, zwłaszcza, że często była z niej w tej kwestii dość naiwna osóbka. Ale pomimo kilku przykrych doświadczeń, nic się nie zmieniło. Ktoś o coś ją spyta, ona zawsze odpowie. A jeśli komuś się coś nie spodoba, to przecież pytał na własną odpowiedzialność, czy nie?
Uśmiechnęła się lekko, kiedy wyciągnął ją z mieszkania, mówiąc o tym, że zabiera ją do nowego domu i o całym remanencie, który to poczynili wspólnie z Lucasem. Serce jej rosło słuchając tego wszystkiego i nie zaprzątała sobie nawet głowy rzeczami, które właśnie zostawiła na pastwę losu. była szczęśliwa i tylko to się liczyło.
- Naprawdę? W takim razie już jestem ciekawa, niesamowicie.- przytaknęła głową na potwierdzenie własnych słów i zaśmiała się nawet wesoło.- Choć nie wiem, czy jest sens się śpieszyć. Możemy sobie zrobić mały spacer, skoro i tak nic z sobą na chwilę obecną nie zabrałam. Do tego Lucas będzie miał okazję się wyszaleć. Pasuje?- spojrzała na Hendersona, uśmiechając się od ucha do ucha, a jej dobry nastrój nie popsułby się nawet, jeśli Joshua by jej odmówił. Bo w takim wypadku szybciej będzie miała okazję zobaczyć mieszkanie, co niezaprzeczalnie wielce ją ciekawiło, chciała jednak możliwie najlepiej spożytkować czas. Bo jak się teraz Lucas wyhasa, to przynajmniej wieczorem będzie spokojnie, a tym samym, będą mili okazję do urządzenia małej parapetówki. Poza tym liczyła, że jednak uda im się spędzić trochę czasu we dwoje, nacieszyć się tą nową sytuacją, zanim oboje będą musieli wrócić do codziennych obowiązków i zajęć.
Ciężko będzie Amelie uświadomić, że brakuje jej czasu dla samej siebie, bo wydawało jej się to absurdalne, jeśli wręcz nie głupie. Jej życie, a także czas, oscylowało wokół Joshuy, Lucasa i studiów. Nic więcej nie miało znaczenia, a chwile przeznaczone na każdy z aspektów jej życia dawały jej niezaprzeczalne szczęście. Ponoć nie robiła nic dla siebie, ale przecież każdą swoją wolną chwilę spędzałaby z Joshua, tak czy siak, no chyba, że ten nie miałby ochoty. W taki sposób było lepiej żyć, funkcjonować, choć łatwo raczej nie będzie, o tym przekonała się już kilka dni temu. Warto jednak był próbować, za wszelką cenę. Zwłaszcza, gdy miało się wiadomość, jak znaczący i wart zachodu jest cel. Co do tego, Amelie nie miała wątpliwości.
Zwolniła kroku idąc z jego przykładem. Nieśmiało zerknęła na niego, uśmiechając się wesoło i szeroko, ale nieco jej mina zrzedła widząc w jakim stanie jest Joshua. Nie ma co, liczyła, że może w podobnym jej stopniu będzie podzielać jej entuzjazm związany z wspólnym zamieszkaniem. Zarzucać mu jednak niczego nie mogła, bo w końcu zmuszony był przez ostatnie cztery dni do wytężonej pracy, związanej z przygotowaniem mieszkania pod dwójkę nowych współlokatorów. To było wielkie brzemię i wielka odpowiedzialność, mógł się przecież czuć zmęczony.
- Mam nadzieję, że tak strasznie nie wykończył Cię ten remanent w mieszkaniu, mhh?- położyła dłoń na jego ramieniu, pełnym czułości, a jednocześnie lekko zaniepokojonym wzrokiem, zerkając na Hendersona. Bo może coś innego było na rzeczy? Może znów zrobiła coś nie tak?- A poza tym to chciałam Ci powiedzieć, że się cieszę, naprawdę cieszę, że zamieszkamy razem i w ogóle, że chcesz mi pomóc z tym całym zamieszaniem, jakie porobiło się w ostatnim czasie u mnie. Wiem, że pewnie nawet tego po mnie nie widać, bo wyglądam raczej nie najlepiej, ale chcę żebyś wiedział, że to wiele dla mnie znaczy. Naprawdę. Dlatego też postaram się być możliwie najlepszą współlokatorką. I twoim Kotem.
Zapraszam na forum ogólnotematyczne z Pretty Little Liars w tle. Znajomość serialu nie jest konieczna. Zamierzasz dołączyć? Zaproś swoich znajomych wink https://gotsomesecrets.fora.pl/
Oczywiście, nie wyglądał jakoś źle i nie to miała na myśli, a po prostu zwyczajnie się o niego martwiła. Co chociażby wskazywało na fakt, że nieustannie o nim myśli i nie ma najmniejszego zamiaru zapominać. Joshua nie miał się o co martwić pod tym względem. Nawet jeśli potem będzie ciężej, to i tak wciąż będzie zaprzątać sobie głowę jego samopoczuciem, a i ogólnie całą jego personą.
- To dobrze.- odwzajemniła jego uśmiech, z nieskrywaną radością odnotowując gest jaki poczynił w jej kierunku. Wszystko stawało się coraz bardziej naturalne, a mimo to Amelie cieszyła się niewyobrażalnie, ilekroć Henderson czynił wobec niej jakiś czuły gest. Bo z nią to było inaczej; ona zawsze i wszędzie chętna była do wszelkiego typu czułości. To się nie liczyło.- Marudzę, marudzę...- mruknęła, przedrzeźniając go odrobinę i zaśmiała się wesoło, przytulając się do niego.- Szczerze mówiąc chcę, naprawdę, jestem niesamowicie ciekawa, ale obawiam się, że jak już postawię tam swoją nogę to i wyjść za żadne skarby nie będę chciała. Dlatego, choć to niezmiernie trudne, wolę najpierw zrobić coś praktycznego, by potem móc się zachwycać mieszkaniem na spokojnie. Bo nie wątpię, że wygląda niesamowicie.- przytaknęła najpierw głową i spojrzała na niego wesołym wzrokiem, od tak skradając mu jednego całusa. Niestety oprzeć się nie była w stanie. Tak to już niestety z nią było. Może jakoś Joshua do sobie z tym radę, może wcale nie będzie tak źle, a wręcz przeciwnie, razem będą wiedli całkiem udane życie. Bo właściwie, czemu by nie?
Zaśmiała się wesoło, słysząc jak jej tu zapowiedział, że tak czy siak, by jej nie puścił. Oczywiście, Amelie niesamowicie przypadło do gustu takie stwierdzenie, a jeśli kryły się za nim jeszcze jakieś niecne plany, to też pewnie nie miała wobec nich większych obiekcji, no chyba, że byłyby to łaskotki. Jeśli zaś miał zamiar trochę ją potorturować, jak to jeszcze nie tak dawno temu zapowiedział, to ona nie miała nic przeciwko. Jej akurat taki stan rzeczy jak najbardziej odpowiadał.
- W takim razie, bardzo się cieszę.- stwierdziła radośnie, wspinając się na palce, by wygodniej jej było odwzajemniać pocałunki. Trzymała tylko za rękę Lucasa, by chłopczyk przypadkiem się im nie zgubił, ani nie wpakował się w żadne tarapaty. Na wpół świadomie słyszała, że rozwodził się na temat psa, jednak zdecydowanie bardziej skupiona była na składaniu czułych pocałunków na ustach swojego mężczyzny. Co z tego, że ludzie się patrzyli, że gdzieś na środku chodnika. W ogóle się tym nie przejmowała, bo przecież zdecydowanie ważniejsze od cudzej opinii było szczęście i ta banalna forma przyjemności. A skoro Joshua chciał już ją całować, to proszę bardzo, niech całuje do woli. Miał rację, trzeba było korzystać, a raczej dobrze wykorzystywać każdą wspólną chwilę razem. Bo kiedy przyjdzie im zająć się swoimi obowiązkami, pracą, wtedy zostaną im już tylko wieczory, a i te pewne nie było. Dlatego lepiej spożytkować możliwie najpełniej czas, który mieli teraz dla siebie.
- W sumie mógłbyś mnie i nigdy nie wypuszczać. Pod warunkiem, że byłbyś ze mną.
[Wybacz, że tak krotko, ale jestem na tyle wykończona po tym tygodniu, że nie jestem w stanie pisać długich komentarzy. Ale się poprawię, a przynajmniej postaram :)]
No tak, więc Joshua był jednak okrutny i to nie zawsze w znaczeniu które by się Amelie podobało. bo łaskotki to była rzecz straszna, a dla Amelie wręcz okropna, bo przy niej i niebezpieczna. A nie chciała, by Joshua miał przez nią podbite oko, czy dostał w nos. Bo nie dość, że miała łaskotki niemal na całym ciele i zawsze piszczała niemiłosiernie, ilekroć ktoś ją łaskotał, to do tego wierzgała niesamowicie. Słowem, o wypadek było nietrudno. Amelie wolała jednak unikać przykrych sytuacji, stąd też nie znosiła łaskotek.
Słyszała, oczywiście, że słyszała, a do tego nawet uśmiechnęła się szeroko słysząc takie wyznanie. Kolejna niespodzianka dzisiejszego dnia. Wyglądało na to, że szykował się dzień pełen wrażeń, o co Henderson chyba szczegółowo zadbał.
- Kimkolwiek Mervin by nie był, sądzę, że to świetny pomysł. Fajnie, że chcesz się spełniać w czymś jeszcze poza byciem architektem. Mam tylko nadzieję, że przez to granie nie będzie tak, że zdobędziesz rzeszę fanek, a o mnie zapomnisz.- mruknęła niby to urażona i lekko dźgnęła go palcem w pierś. Oczywiście, nie chciała by sprawy kiedykolwiek przybrały podobny obrót, ale poza tym cieszyła się, że Joshua znalazł sobie jakieś dodatkowe zajęcie, coś poza pracą. W dodatku faktycznie będzie to doskonała rzecz, jeśli rzeczywiście potrzebowałby się wyżyć. słowem wszystko fajnie, byle tylko znajdowali jeszcze kiedyś dla siebie czas.- W takim wypadku byłabym bardzo niepocieszona, czy wręcz popadła w desperację.- prychnęła cicho, ale i tak kąciki ust drgały, by w końcu podsunąć się ku górze i utworzyć delikatny uśmiech, który prezentował się na jasnej twarzyczce Amelie.
- Kim jest Mervin, mhh? To twój przyjaciel?- spojrzała na niego uważnie, woląc skorzystać z okazji i dowiedzieć się czegoś ciekawego na temat bliskich mu osób, jego przyjaciół. Bo szczerze mówiąc, on znał zdecydowanie więcej najbliższych jej osobników. Był Lucas, Gaspard (o czym Amelie nie miała nawet pojęcia), Adi... a pewnie niedługo i jakieś przyjaciółki przywieje do mieszkania Hendersona w poszukiwaniu Amelki. Niestety, musiał się s tym liczyć, bo z Amelie była raczej towarzyska osóbka, która zawsze chciała znaleźć czas dla wszystkich, choć teraz dwóch mężczyzn było najważniejszych w jej życiu. I obu miała właśnie przy sobie. Reszta niestety będzie musiała zejść na drugi plan, bo chociażby bardzo chciała, doba niestety trwała dwadzieścia cztery godziny, a Amelie nie była robotem i spać też musiała czasem. Poza tym były zajęcia, staż, Lucas i masa innych obowiązków. A do tego Joshua, któremu obiecała, że o nim nie zapomni, w żadnym wypadku. Trudno, jakoś ludzie będą musieli to znieść. Amelie zaś na pewno nie będzie z tego tytułu płakać, bo i czemu miałaby? Była szczęśliwa, było idealnie.
[Powiem szczerze, że mi też ciężko i źle, ale z drugiej strony be pisania też niedobrze. O proszę jaki ja tutaj konflikt tragiczny mam xD Ale coś zawsze jest i idzie do przodu, to się liczy ^^]
Problemu nie było, bo póki co Amelie nawet nie miała okazji zobaczyć się z bratem, a i ewentualne rozmowy i tak dotyczyły całkiem odmiennych tematów, więc Joshua nie miał się czym martwić. A nawet gdyby wszystko wyszło na jaw, to też nic strasznego by się nie stało. Oczywiście Amelie pewnie strzeliłaby focha, że żaden z panów nie raczył jej poinformować, ale raczej szybko by jej przeszło; jak zwykle z resztą.
Słuchała z zaciekawieniem wszystkiego na temat Mervina, bo bez wątpienia były to rzeczy istotne, takie które należało wiedzieć i zapamiętać. Swoją drogą, zawsze z zainteresowaniem słuchała wszystkich informacji tyczących się życia Hendersona. A już w szczególności tych bardziej osobistych, o które z kolei tak łatwo nie było, bo i Joshua nie był człowiekiem zbyt wylewnym, w przeciwieństwie do Amelie.
- Naprawdę, ma dzieci?- zapytała z zapałem, co zapewne zabrzmiało głupio, bo wyglądało na to, że jedynie ten aspekt z życia przyjaciela Joshuy ją interesuje, co rzecz jasna było nieprawdą. Ale reagowała zawsze impulsywnie, a to wybitnie ją zaintrygowało.- Przepraszam...- dorzuciła szybciutko lekko się rumieniąc, bo poczuła się odrobinie niezręcznie i zwyczajniej źle z faktem, że czasami wciąż zdarza jej się zachowywać tak beztrosko i niepoważnie. Ale trudno było się zmieniać, a już na pewno w krótkim czasie. Joshua musiał zrozumieć. Jeszcze trochę i Amelka się poprawi, na pewno.- Chodziło mi tylko o to, że skoro twój najlepszy przyjaciel ma dzieci, to pewnie się często widujecie, więc i z maluchami masz raczej często do czynienia, a tak narzekałeś na początku naszej znajomości na dzieci.- zmarszczyła lekko brwi, zastanawiając się nad tą kwestią i posłała mu nawet uważne spojrzenie, chcąc wiedzieć trochę więcej, zagłębić się bardziej w ten temat.- Skoro gra i śpiewa, to jest zawodowym muzykiem? Jeśli tak, to może mogłabym go kiedyś usłyszeć albo gdzieś zobaczyć, co?
Jak już jej tyle powiedział, nie powinien liczyć na to, że będzie siedziała spokojnie, wręcz przeciwnie, jak najszybciej będzie chciała poznać wspomnianego mężczyznę. I pewnie nie odpuści, stety bądź nie.
- Przyjaźń od liceum... To naprawdę świetna sprawa. U mnie wszystko przesądził wyjazd do Amsterdamu. A tutaj najbliższymi mi osobami są brat, Adi, Angel i Rose. I Ty, rzecz jasna.- uśmiechnęła się lekko.- Jednak tak imponującą, długotrwałą przyjaźnią jednak pochwalić się nie mogę. W sumie... chyba nawet Ci trochę zazdroszczę.
Piękna sprawa, mieć bliską osobę przy swoim boku przez tak długi czas. Życie na pewno było łatwiejsze w takim wypadku. Do tego ciekawsze, bardziej kolorowe, chyba pod każdym względem lepsze. No, ale co poradzić. Amelie miała pełno znajomych, mniej przyjaciół, a już tych najlepszych to w ogóle na palcach jednej ręki można by zliczyć. Niestety, tendencją młodych ludzi było zmienianie miejsca zamieszkania, poznawanie świata i nieustanne przemieszczanie się. Często nie było nawet możliwości, by się z kimkolwiek zżyć. A przecież przyjaźń była czymś niewyobrażalnie ważnym w życiu.
On przyspieszył kroku, to i ona automatycznie to zrobiła, bo przecież nie zostanie z tyłu. Poszło lawinowo, bo i to samo tyczyło się Lucasa. A przez to wszystko i Amelie stała się bardziej ciekawa. Bo skoro Hendersonowi było tak śpieszno, znaczyło, że faktycznie szykowała się niemała niespodzianka.
Wrzesień, miasteczko Mystic Falls. Tak, to właśnie tę mieścinę zamieszkują mityczne stwory. Wśród niczego niepodejrzewających ludzi egzystują wampiry, wilkołaki, czarownice, a nawet hybrydy! Można też spotkać Pierwotnych, czyli najstarsze, najpotężniejsze wampiry. Nieważne, czy stworzysz mityczną postać, czy zwykłego człowieka, na pewno będziesz się świetnie bawił! Nie czekaj, dołącz już dziś!
http://mysticfallslife.blogspot.com/
Westchnęła cicho, słysząc że zaszczyt spotkania bliskiego przyjaciela Joshuy spotkał już Lucasa, ale przecież i tak została pocieszona, bo podobno i jej się to niedługo przydarzy. Nie było sensu o co się boczyć, czy marudzić, ale zawsze to było chwilowe niezadowolenie, że nie ona była pierwsza. Ale mini chwila i jej przejdzie, bo co jak co, ale o Lucasa zazdrosna akurat być nie musiała.
- Nie!- krzyknęła wręcz natychmiast jak tylko Joshua zaproponował wspólną kolację. Nie chodziło bynajmniej o to, że nie ma na nią ochoty i czy by przypadkiem nie chciała poznać żony Mervina i jego, bez wątpienia wspaniałych, córeczek. Po prostu nie chciała, by brzmiało to tak, że cokolwiek na Hendersonie wymusza. Bo ledwo co się wprowadza, a już się tak zachowuje bezpretensjonalnie. Przynajmniej nie chciała, by tak wyglądało to w oczach Joshuy. Tego by nie zniosła.- Znaczy tak. Znaczy, ja... Bardzo chętnie, o ile Ty nie masz nic przeciwko.- udało jej się ostatecznie sklecić porządne zdanie i przyzwoicie wyrazić myśli. Aż westchnęła, ale potem uśmiechnęła się lekko, zadowolona, że jakoś z tego wybrnęła. Z resztą perspektywa poznania nowych osób też jej się niebywale podobała.
Joshuy akurat pod grono przyjaciół nie mogła podłączyć, więc w tej kwestii nie powinien mieć do niej pretensji, bo przecież był kimś zdecydowanie więcej niż przyjacielem. I bez wątpienia był najważniejszy, choć może nie zawsze było to widać. A przecież Amelka i tak świata poza nim nie widziała, będąc tak szaleńczo zakochaną. Gdy zaś chodziło o przyjaciół, to niestety specjalnie nie miała się kim pochwalić, bo niestety wszyscy znikali. Prędzej, czy później i naprawdę niezwykle ciężko było na kogokolwiek liczyć. Przekonywała się o tym chociażby w tej chwili. Bo dopóki wiodła całkiem beztroskie życie, sprawy wyglądały zupełnie inaczej. Teraz nawet i znajomych drastycznie ubyło. Wszystkich przerażał fakt, że Amelie ma pod swoją opieką czteroletnie dziecko. Bo kto w jej wieku myśli o macierzyństwie i podobnych sprawach? Na szczęście jednak miała Joshuę, który odważnie zgodził się jej pomóc, albo wręcz całkiem zaangażował się w to wszystko; całą przeprowadzkę i przygotowanie mieszkania. Dlatego też była mu niewyobrażalnie wdzięczna i zapewne nie raz jeszcze będzie mu dziękować.
[Widzę nowe zdjęcie ^^]
[ tak się zastanawiam czy Ci odpisywać, czy też może nowy zacząć ; D co Ty na to, hę? ]
Oczywiście, to było logiczne, bo skoro sam coś proponował, to raczej nie mógł mieć nic przeciwko, choć Amelie wolała być ostrożna, co by przypadkiem nie zrobić nieodpowiedniego kroku. Fakt, że swoim zaplątaniem w słowach, więcej i tak namieszała, niż zdziałała rzeczywiście, ale przynajmniej przedstawiła sprawę jasno, powiedziała co myśli i czego ewentualnie się obawia; była po prostu szczera.
Uśmiechnęła się wesoło, słysząc od Joshuy, że zaprosi Mervina wraz z żoną i dziećmi, jak tylko znajdzie się chwila. Cieszyła się niesamowicie, choć pojawiała się też odrobina obawy. No bo co jak się nie spodoba najlepszemu przyjacielowi Hendersona, albo nie znajdzie wspólnego języka z jego żoną? Pewnie będzie kłębkiem nerwów zanim przyjdą, ale nie należało raczej stresować się zawczasu, bo i tak nic to nie da. Wzięła więc głęboki oddech i postanowiła skupić się na kroczeniu przed siebie, a także okresowym sprawdzaniu, czy Lucas jest tuż obok i wszystko z chłopcem jest w porządku.
Wszystko było widać, oczywiście, należało być tylko wprawnym obserwatorem. Ale choć Amelie nie brakowało spostrzegawczości, chociaż potrafiła wiele zachować trafnie zinterpretować, to jednak uwielbiała, jeśli zwyczajnie nie potrzebowała słów, które upewniłyby ją tylko w poczuciu, że faktycznie jest tak, jak ona to odbiera, nic zaś nie jest projekcją jej wybujałej wyobraźni. Niestety, potrzebowała, co jakiś czas czuć się doceniane, kochana i dopieszczona, bo brakowało jej tego przez wszystkie młodzieńcze lata. Rodzinę miała taką, a ni inną, nie zamierzała narzekać, ale powzięła sobie za cel, że jej własna będzie wyglądała całkiem inaczej, lepiej. Bo nigdy, kariera nie mogła być ważniejsza od dziecka. A przecież, niestety jak wiadomo, tak działo się coraz częściej. Panienka Morel powzięła jednak sobie za cel, że jeśli już będzie miała swoją własną rodzinę, to będzie ona zawsze i wszędzie na pierwszym miejscu.
[Oooo. No ja na szczęście nie mam już z tym problemu :) Ale jestem ciekawego co tam ciekawego znajdziesz, o.]
Przecież nikt nie musiał się stroić. amelie aż tak mocno drażliwa na punkcie czyjegoś wyglądu nie była, ot miała tylko lekkie spaczenie i jeśli już odzywało się ono z rzadka, zazwyczaj nieproszone i zazwyczaj patrząc na nienamielonych, mijanych na ulicy. Przyzwyczaiła się do wnikliwej obserwacji otoczenia, z którego niejednokrotnie czerpała inspirację. W końcu zawsze mógł się zdarzyć ktoś z nietuzinkowym pomysłem, a ten nalewało zawsze szybko zarejestrować i pod żadnym pozorem nie zapominać, bo przecież może się przydać.
Kiedy zorientowała się, jak blisko są już mieszkania, poczuła lekką niepewność, pomieszaną z entuzjazmem, bo przecież nie wiedziała czego należy się spodziewać. W żadnym wypadku nie wątpiła w zdolności Hendersona, ba, wręcz wierzyła w nie zaciekle, ale zawsze była ta malutka obawa przed tym, jak to wszystko będzie wyglądać. Zarówno pod względem wizualnym, jak i ogólnym; jak to sobie poradzą we trójkę i jak im się będzie razem mieszkać. W zasadzie nawet we czwórkę, bo przecież nie wypada by Kometa została pominięta.
Stojąc przed drzwiami, przygryzła lekko dolną wargę, jak to miała w zwyczaju czynić, ilekroć na coś wyczekiwała w zniecierpliwieniu. Pewnie przestępowałaby jeszcze z nogi na nogę, ale ostatecznie aż tak nadpobudliwa być nie musiała, bo i drzwi zaraz się otworzyły, a Joshua zaprosił ją do środka. Zrobiła więc nieśmiały krok na przód, przekraczając próg i od razu rozglądając się z zaciekawieniem dookoła, by wyłapać wszelkie nowości i zmiany, jakie poczyniły się w przeciągu tych czterech dni w mieszkaniu Hendersona.
[Hhaha, problemy z kolorem. Znam ten ból, więc wspieram duchowo, a jak ^^
Różowy w kwiatki xP Nie, ale tak serio to jakiś kremowy jasny, ciepły kolor :D]
Może nie było wielkiej pompy, niesamowitego zaskoczenia, ale i tak widok, jaki ukazał się jej oczom zrobił na Amelie wrażenie. Czymś zupełnie niesamowitym wydawało jej się stworzenie w przeciągu tak krótkiego przedziału czasu, tak przytulnego i faktycznie ładnego pomieszczenia, co by nie mówić. Joshua znał się na rzeczy, ewidentnie.
Choć pomieszczenie było niewielkie, Amelie i tak musiała zwiedzić każdy zakątek, popodziwiać wszystko, każdy najmniejszy szczególik, a przy tym uśmiechała się wesoło. Wszystko ją tutaj oczarowało, co z resztą łatwo było można wywnioskować, patrząc tylko na jej oblicze, które zdradzało tą cichą fascynację miejscem i tym, co udało się zdziałać Joshule.
- Jak?- zachichotała cichutko i powoli przekręciła się tak, by móc stanąć naprzeciw niego i spojrzeć mu w twarz.- Jest niesamowicie. Naprawdę. Sama bym nigdy czegoś takiego nie zrobiła.- przytaknęła głową i stanęła na palcach, by w ramach wyrażenia swojego zachwytu musnąć kilkakrotnie zarówno oba jego policzki, jak i usta. Bo była zachwycona, bez dwóch zdań.
- Mhm... no jasne, mój zakątek interesuje mnie niebywale. Muszę zobaczyć co tam za atrakcje dla mnie przygotowałeś, co nie?- zaśmiała się ponownie, tym razem jednak łapiąc go za dłoń, chcąc by zaprowadził ją czym prędzej do jej pokoju.
[Brawo, jestem pod wrażeniem ^^ Swoją drogą, zielony kolor pokoju Lucasa świetnie komponuje się z aktualnym szablonem :P]
Tego co dla niej zrobił nie dało się chyba opisać słowami, a przynajmniej Amelie nie była w stanie dobrać odpowiednie słowa, które wyraziłyby jej zachwyt nad miejscem, które właśnie jej zaprezentował. Było to więcej niż oczekiwała, więc niżby mogła nawet przypuszczać. Przyzwyczaiła się do pracy w ciężkich warunkach, kiedy miała do dyspozycji wyłącznie jedno biurko, czasem większą klitkę, aż w końcu wszystko mieściło się w jednym pokoju, który z reguły był zagracony przez stertę materiałów, ubrań, gazet, książek i masy innych rzeczy należących do panienki Morel. Teraz za to rozpościerał się przed nią widok na całkiem inny komfort życia. Zdecydowanie lepszy.
W pierwszej chwili zaniemówiła z wrażenia, ale chwilę później odważyła się na małą wycieczkę zapoznawczą po pokoju, gdzie z namaszczeniem wręcz dotykała każdego mebla, tak ostrożnie i delikatnie, jakby mogła coś zaraz popsuć.
- Nie sądziłam, że doczekam się takiego biura. Na pewno nie w przeciągu najbliższych trzech lat...- wżynała w końcu, kiedy już zapoznała się z każdym, choćby najmniejszym elementem pomieszczenia. Spojrzała na Joshuę z malującą się na twarzy radością, świecącymi się oczami, promieniując szczęściem. Tylko czy nie było go za dużo?- Jest wspaniałe.- podsumowała w końcu i zapiszczała radośnie, choć mogło wydawać się to bardzo głupie i nieodpowiednie. Trudno, innego środka ekspresji w celu wyrażenia swoich emocji nie znała, a już na pewno nie zastanawiała się nad tym w tej chwili. Potem zaś rzuciła mu się na szyję i zasypała pocałunkami.
- Dziękuję.- w chwili przerwy od czułości, odsunęła się nieco, by móc patrzeć mu prosto w oczy.- Choć to chyba za dużo, Joshua. Tyle dla mnie robisz. W zasadzie nieustannie. A ja... czuję się źle ze świadomością, że tak niewiele zrobiłam dla Ciebie. A naprawdę bardzo bym chciała.- przytaknęła nawet główką, na potwierdzenie swoich słów. Nie ma co ukrywać, chciała się jakoś odwdzięczyć, sprawić mu radość, równie wielką jak on jej, a nie tylko obarczać go kolejnymi problemami, jak to działo się ostatnio. Chciała uczynić coś, co naprawdę by go ucieszyło; coś znacznie lepszego do szarlotki.
Jej taka wersja Hendersona jak najbardziej odpowiadała, choć bała się odrobinę, że faktycznie ją tutaj rozpuści, bo tyle wspaniałości czekało na nią na każdym kroku. Wprawdzie zdarzały się i trudniejsze chwile, ale zazwyczaj szybko mijały, a później znów wszystko było dobrze, jeśli nie jeszcze lepiej. Tak to już z nimi tak śmiesznie było.
- Kawa. Oczywiście.- z promiennym uśmiechem skinęła głową i jeszcze raz wdrapała się na palce, by dać mu buziaka w policzek, a potem ponownie obejrzeć swój pokój i zaklaskać radośnie w dłonie, ciesząc się dosłownie jak małe dziecko. Zaraz też pobiegła do kuchni robić obiecaną kawę, wierząc, że to będzie najlepsza jaką w życiu zrobiła, bo włoży w nią całe swoje serce, cały entuzjazm jaki właśnie ją rozpierał. Czy w ogóle Joshua był świadomy tego, jak zareaguje Amelie na ten jakże wspaniały prezent. Bo przecież nikt mu nie kazał tak się starać, równie dobrze to amelie mogła się dostosować do warunków panujących u Hendersona. A mimo to, zrobił to wszystko, czysto bezinteresownie, a dodatkowo obdarzył ją tyloma wspaniałymi, niezwykle miłymi słowami, że nic dziwnego, że Amelka tak się ucieszyła i wyglądała jak promienne słoneczko, chcąc zarażać swoją radością każdą napotkaną duszyczkę.
- Tylko ty mi musisz powiedzieć jaka dokładnie ma być ta twoja kawa. Bo nie chcę przypadkiem czegoś zrobić nie tak i nie trafić w twój gust smakowy.
O, i Amelie lubiła bardzo orzeszki, w zasadzie każdego rodzaju, byle tylko było coś dobrego do pochrupania. A kawa to już w ogóle, dobro najwyższe, choć trzeba wspomnieć, że od niedawna Amelie przerzuciła się na zdrowszy tryb życia i w głównej mierze piła tylko kawę zbożową, a przynajmniej starała się, bo jak wiadomo różnie to bywało. Aromat prawdziwej, świeżej kawy to jednak coś niepowtarzalnego.
Dla niej zawsze był inny, a z tego nie do końca zdawała sobie sprawę, bo wydawało się, że taki sam jest w stosunku do wszystkich, że przecież naprawdę przyjazny i miły z niego człowiek, choć uparty i zawsze twardo stawiający na swoim, o tym zdążyła się przekonać. Czemu jednak traktował ją inaczej już od samego początku, tego akurat zrozumieć nie mogła. Trudno logicznie w ogóle było jej wywnioskować, jak to możliwe, że w jakiś sposób zainteresował się jej osóbką, tak diametralnie różniącą się od niego. Ale przeciwieństwa się ponoć przyciągają. I w sumie to dobrze.
- Ok, ma nie być za słodka.- zanotowała to w pamięci, przy okazji posyłając mu swój promienny uśmiech. Wiedziała przecież, że nie o wykorzystywanie tu chodzi, a raczej o wykazywanie się, więc skoro już miała się popisać swoimi umiejętnościami, to należało to zrobić jak najlepiej.- Masz ubijacz do mleka? I czy w ogóle lubisz mleko?- zaczęła zadawać pytania, w trakcie, gdy wlewała wodę do czajnika, by moc ją zagotować.- Kubek, czy filiżanka?- to było akurat bardzo istotne, bo Amelie na przykład nie znosiła filiżanek, a już zwłaszcza, gdy chodziło o picie kawy. Najlepszy był największy kubek, w którym zmieściłoby się możliwie najwięcej kawy. Prosta filozofia.
- I co, wpadłeś już na pomysł, jak mam cię dalej odwdzięczyć?- spytała wesoło, korzystając z okazji i na chwilę do niego podchodząc. Lubiła być po prostu blisko niego.
No trudno, nie chciał współpracować, to nie. Będzie zgadywać, zrobi po swojemu, skoro nie dał jej zbyt wiele podpowiedzi. Byle tylko nie grymasił, jak już swoją upragnioną kawę dostanie.
Choć nie sądziła, by Joshua mówił to wszystko na poważnie, wyliczając tak namiętnie wszelkie jej obowiązki i zadania, mimo to zmarszczyła lekko brwi, zdając sobie sprawę ile tego wszystkiego jest. Może i się tylko przekomarzał, ale i tak większość, a przynajmniej polowy tych obowiązków będzie dotyczyła jej osoby. Może była to własnie ta pierwsza chwila, gdy zdała sobie sprawę z ogromu tego, w co właśnie się wpakowała- opieka nad czteroletnim dzieckiem, wspólne mieszkanie, a do tego kontynuowanie edukacji i stawianie pierwszych kroków w świecie mody. Może faktycznie było tego za dużo jak na nią jedną?
Uśmiechnęła się z początku lekko, wyglądając na nieco zamyśloną, a dopiero później zachichotała wesoło, kiedy to Joshua ją objął.
- Ah, mam do tego być bezwstydna, tak?- wtuliła się w niego na chwilę, tak by móc przesuwać nosem po jego szyi, a czasem nawet musnąć kawałek jego skóry. Skoro chciał, to teraz ma.- Nie wiem, czy to nie za dużo rzeczy jak na raz. Może lepiej najpierw skupić się na jednym zadaniu, takim najważniejszym dla ciebie, na chwilę obecną.- zaproponowała odsuwając się nieco, ale nadal była bardzo blisko niego, bo ręce zaplotła, jak zwykle wokół jego szyi.- Ah, no i obiecałam ci ten krawat. To prawda... W takim razie przygotuj się na to, że jutro obowiązkowo go zakładasz, a ja ładnie go zawiążę i w końcu opowiem tą tajemniczą, jakże fascynującą historię.- uśmiechnęła się delikatnie i wdrapała się na palce, by twarz mieć na wysokości jego. Nie robiła wprawdzie nic, ot, uśmiechała się tylko i patrzyła na niego. Ale taka perspektywa była zdecydowanie lepsza, bo i bardziej romantyczna, jeśli nie kusząca nawet. A w końcu miała być bezwstydna...
- Mam zaczynać od końca?- zapytała wesoło i zmarszczyła lekko nosek, po czym pokręciła przecząco głową nie zgadzając się na taką kolejność. Pewne rzeczy musiały odbywać się zgodnie z wyznaczonym harmonogramem, rotacje zaś, możliwe były tylko czasami, bo jak wiadomo życie bywa nieprzewidywalne.- No ja nie wiem...- nawinęła na palec kosmyk włosów, udając, że nie wygląda na przekonaną, choć, gdy Joshua przyciągnął ją bliżej siebie zareagowała na to wesołym uśmiechem.
Większości nieśmiałości wyzbyła się już dawno, a wraz z rozwojem ich znajomości, ustępowała ona coraz bardziej. Nie wszystko jeszcze zostało wyplenione, ale byli ewidentnie na dobrej drodze. Na pewno Amelie nie miała już tak częstej tendencji do rumienienia się, jak to niegdyś było, a co Henderson pamiętał pewnie doskonale.
Przygryzając lekko dolną wargę, spoglądając na niego uważnym, jednak radosnym spojrzeniem, wygodniej układając ręce na jego szyi, tak, by faktycznie być możliwie najbliżej niego. Kątem oka dostrzegła tylko, że woda się gotuje i wypadałoby się o ten fakt zatroszczyć, zwłaszcza że obiecała mu kawę. Była jednak ciekawa, czy pójdzie razem z nią zając się tą kwestią, czy też puści z objęcia, ze swoich ciepłych ramion i nakaże brutalnego powrotu do rzeczywistości. No, ale zobowiązała się co do tej kawy...
- Chyba woda się gotuje.- zauważyła subtelnie, czekając na jego reakcję.
[Wybacz, że dopiero teraz, ale z czasem ostatnio kiepsko, a i sił brakuje wiecznie na wszystko :(]
Z niemałym zadowoleniem odnotowała fakt, że zajął się sprawą czajnika, jednocześnie nie wypuszczając jej ze swoich ramion. Podobało jej się to, a już zwłaszcza wszystko to co nastąpiło chwilę później. Po tym krótkim pocałunku, kiedy to zaczepnie złapał jej dolną wargę zębami i delikatni pociągnął, westchnęła rozkosznie, choć wyjątkowo cicho. Potem z kolei uśmiechnęła się wesoło, nie chcąc by to całe droczenie za szybko się skończyło. Bo chyba obydwojgu się to podobało, czemu więc mieliby szybko kończyć tą wysublimowaną, a jakże ponętną zabawę?
- Czy ważniejsza? Mhhm... nie wiem. W każdym razie bardzo Ci na niej zależało, więc to rodzi moje wątpliwości.- wyswobodziła jedną dłoń ze splotu, którym otaczała jego szyję, by lekko dźgnąć go opuszką palca w pierś. A do tego zaśmiać się jeszcze cichutko, figlarnie.- Nie chcę Cię w żaden sposób rozczarować, no bo Ty tu jesteś najważniejszy, ale... Może faktycznie mocno Ci zależy na tej kawie...
Sama Amelie w to wątpiła, niemniej lubiła tak się z nim przekomarzać, trochę go podpuszczać, a zwłaszcza teraz. Dawno już nie mieli tak intymnej chwili tylko dla siebie. Należało więc korzystać. Do oporu.
- Co do ostatniego zadania, to... chyba nie jestem jeszcze do końca przekonana. w końcu to takie odpowiedzialne... mhh... wyzwanie?- przygryzła lekko dolną wargę, a następnie niedawno co wyswobodzoną ręką przesunęła po jego plecach, powoli zjeżdżając coraz niżej, aż wsunęła dłoń w tylną kieszeń jego spodni. O proszę, jaka się nagle bezwstydna zrobiła. I o dziwo jak łatwo jej to przyszło.- Chyba, że przypadkiem nie idzie mi najgorzej...
[To w zasadzie tak jak ja... No, ale zawsze tam wolę się wytłumaczyć, co by nie było, że nagle odchodzę, czy coś :)]
Prawdopodobnie czasu będzie mało, ale nie należało przejmować się niczym zbytnio teraz. W przyszłość też nie należało daleko wybiegać, bo nigdy niczego nie można było być pewnym. W każdym razie Amelie poczuła teraz dobitnie jak bardzo brakowało jej takich chwil, a w zasadzie, może zwyczajnie chciała by w końcu nastąpił taki moment przełamujący pewne granice i jej nieśmiałość. Wprawdzie wszystko przychodziło naturalnie, choć zawsze była chwila wahania. Bo co jeśli Joshule taki sposób droczenia i okazywania emocji wcale się nie spodoba? Bo choć chciała jak najlepiej, nie była przyzwyczajona do tego typu gestów i zachowań, nawet jeśli wielokrotnie się nad tym zastanawiała; przecież święta nie była.
Prychnęła cicho, kiedy to Henderson zaczął tak niby grymasić, że ona tutaj woli kawę od niego, co było oczywistym kłamstwem. ale był to na swój sposób zabieg taktyczny, bo Amelie przez to chciała się tylko bardziej wykazać w kwestii bycia niemoralną.
- Ale ja tutaj za dużo całusów wcale nie dostaje.- zauważyła, posyłając mu figlarny uśmieszek i nawet pokazała koniuszek języka, w jakże amoralnym geście. Ostatecznie jednak zerknęła na jego klatkę piersiową, na którą też przesunęła drugą dłoń, do tej pory trzymaną na jego szyi, by zacząć bawić się pierwszym guzikiem koszuli.
- Wiesz, że masz naprawdę ładną, wysoce gustowną koszulę?- stwierdziła wyraźnie zadowolona ze swojej błyskotliwej uwagi, która zapewne podbudowywała ego panu H. ale tylko do czasu. Bo musiała dodać swoje, prawda?- Ale założę się, że mnie byłoby w niej zdecydowanie ładniej.
[Nie mam zamiaru, możesz spać spokojnie :D]
Trochę się jednak zarumieniła, rady na to akurat nie było, bo jak słyszała tyle wspaniałych słów, w dodatku tak dwuznacznych z ust Hendersona, to nic dziwnego, że serduszko panienki Morel zabiło szybciej, co uwidaczniało się chociażby w ten sposób. Odważnie jednak nie spuściła wzroku, a tylko wdrapała się na palce, by mieć lepszą widoczność. do tego przynajmniej starała się patrzeć w wzywający sposób, choć raczej marnie jej to szło. Ale miała przynajmniej wysoce wspaniałe chęci.
- Skoro takie oferty mi tutaj składasz, to chyba nie wypada odmawiać.- przygryzła lekko dolną wargę, a jej wzrok spoczął na ustach Joshuy.- A jak ładnie muszę prosić?
Zamrugała nawet ładnie, uśmiechnęła się też wcale nie brzydko, a uroczo, jak to Amelka i spoglądała na niego wyczekująco. Bo była ciekawa co teraz zrobi. Od tak ściągnie koszulę i jej wręczy, czy też sprawy będą wyglądać całkiem inaczej. A może to tylko przekomarzanie, które do niczego nie prowadzi? To chyba mocno by ją rozczarowało.
Prowokacyjnie ściągnęła nawet z ramion sweterek i rzuciła go na pobliskie krzesło. Zaraz też odkryła jedno z ramion, zsuwając nieco ramiączko sukienki w dól. O proszę, jaka się nagle odważna zrobiła. Widocznie bardzo jej na tych całusach i nie tylko zależało.
- I jak mi idzie?
[Haha, cieszę się :D W ogóle, jakoś nagle zatęskniło mi się do pisania, po takiej przerwie kilkudniowej. Tylko szkoda, że tak cicho tutaj, a w zasadzie wszędzie. Co z tego, że nie nie mam czasu xD]
No tak, nie łatwe zadanie przed nią tutaj stawało, zwłaszcza, że jeżeli miała w to dalej brnąć w ten sposób, to najzwyczajniej będzie to nie fair. Bo ona musi się rozebrać cała, on raptem zdjąć koszulę. Ale trudno, Amelie i tak znalazła sobie sposób, jak sprytnie wyjście z całej tej opresji.
Słysząc pochwałę z jego ust, uśmiechnęła się delikatnie i zachęcona tymi słowami, odsunęła też drugie ramię. I jakby to określiła jej znajoma, własnie kokietowała ramionami. Na tym się jednak nie skończyło, bo Amelie przysunęła się do Joshuy, a następnie przesunęła dłonie na swoją talię, tak by móc odnaleźć jego ręce i spleść ich palce.
- Wiesz... pojawia się tylko jeden, mały problem- sama z odpięciem sukienki sobie nie poradzę. A do tego- tu spojrzała na niego wyjątkowo pewnym siebie, tajemniczym spojrzeniem, choć filuterny uśmieszek gościł na jej malinowych wargach. Wciągnęła się w to całe przekomarzanie, nie ma co. a może chodziło o coś innego?- jak już potencjalnie zostanę bez niczego, to nawet twoja gustowna koszula może nie wystarczyć. Ze mnie straszliwy zmarzluch jest...
Miała tylko szczerą nadzieję, że to przekona Hendersona i oszczędzi jej obnażania się tutaj, przed nim, w celu wyłudzenia koszuli. Ostatecznie mógłby jej chociaż pomóc w kwestii rozbierania, albo chociaż spróbować ją ogrzać.
[O jak przykro :( Może niech ci tak się nie odechciewa co? Wiem, że tydzień idzie nowy, ale... może jakoś się czas znajdzie i coś tam popisze ^^ Choć eposów już nie ma, bo i pomysłów, i siły na nie brak.]
Jak widać łatwo to z Joshuą nie było. Nie ustępował, tylko brnął dalej w tą całą zabawę, a Amelie, rzecz jasna nie miała zamiaru przestać, ani tego kończyć. Bo im bardziej jemu się to podobało, tym i jej większą sprawiało to przyjemność. Bardzo prosta zależność. Niemniej może Amelie poczułaby się pewniej, gdyby wykonał jakiś bardziej znaczący gest w stosunku do jej osoby; tak wszystko spoczywało na niej. A przecież nie rozbierze się tutaj, w kuchni, od tak, po prostu.
Musiała więc próbować kombinować dalej, innej rady nie było.
- Coś widzę, że ja tu spełniam dwa zadania na raz. Nie dość, że robię się bezwstydna, to jeszcze mam spełniać wszystkie twoje zachcianki...- pokręciła lekko głową i westchnęła niby to rozpaczliwie.- Poza tym... mnie już teraz jest zimno, a co dopiero jak mam się pozbyć sukienki.- prychnęła i nawet widocznie się skuliła, wprawdzie minimalnie, na tyle ile miała możliwości będąc w jego silnym uścisku, ale mimo wszystko widocznie. Powinien się chociaż jakoś wykazać i ogrzać zmarzniętą panienkę Morel.
On chciał oglądać ją, a ona, nie ukrywajmy, jego. Może powinni poczekać do wieczora, albo raczej nocy i wtedy ewentualnie uskutecznić dalsze etapy drażnienia siebie nawzajem, choć na pewno trudno będzie wytrzymać. Zwłaszcza, że Joshua już skutecznie sprawił, że Amelka nie zaprzątała sobie teraz głowy żadnymi przyzwoitymi rzeczami. Co innego chodziło jej po tej główce; coś znacznie przyjemniejszego.
[Matko, ten wpływ środowiska zabrzmiał taką terminologią biologiczną xD Ah, skoro tak, to już w porządku, a ja ładnie tutaj będę odpisywać ^^]
Trochę się zdziwiła, że sytuacja rozwinęła się w tenże sposób, jednak z lekką ulgą przyjęła fakt, że jej odpuścił, przynajmniej jeśli chodziło o chwilę obecną. Później może mu ulec, co i tak najprawdopodobniej będzie miało miejsce szybciej niż później, a Joshua nawet specjalnie nie będzie musiał jej podchodzić, jednak póki Lucas gdzieś za ścianą bawił się beztrosko, zawsze istniało ryzyko, że może nagle tutaj wparować. I co wtedy by było?
- Czy skostnieje, to już zależy od ciebie.- mruknęła wtulając się w niego, by zaczerpnąć trochę ciepła od jego rozgrzanego ciała. Bo jeśli o nią chodziło, to jednak z reguły zamarzała, ale to chyba nic dziwnego. Niemniej czasami był to bardzo dobry argument, jak na przykład teraz, bo od razu zaczynała być tulona w celu rozgrzania, a jej to bardzo odpowiadało. Zwłaszcza, że tulił ją nie kto inny jak jej pan H.
- Kawa jeszcze może chwile poczekać.- mruknęła, nie chcąc się jeszcze od niego odklejać, bo w sumie tak jej bylo bardzo wygodnie, zwyczajnie dobrze i przyjemnie. A kawa choć wspaniała w swej istocie musiała jeszcze choćby chwilkę poczekać. No chyba, że Joshua apodyktycznie zarządzi sprzeciw i uzna, że kawa jednak jest teraz najważniejsza. W to jednak Amelie wątpiła, zwłaszcza po tym wszystkim co miało miejsce przed chwilą.
- Swoją drogą nie wyjawiłeś mi tajemnicy na temat tego, gdzie będę od teraz spędzała swoje noce, czasem przeznaczając je na sen.- uśmiechnęła się lekko, odsuwając się minimalnie od jego ciepłego ciała, na tyle jednak, by móc spojrzeć na jego twarz, w szczególności oczy, tak by Joshua mógł podziwiać jej zalotny uśmieszek. Chyba faktycznie ją tutaj demoralizował, bo już się robiła wyjątkowo bezwstydna.
[Zapytać zawsze można :P Ja studiuję fizjoterapię, o. Stąd niestety niektóre skojarzenia, wybacz. Ale poza tym, to bardzo przyjemny kierunek.]
Może dla Joshuy sprawa ze spaniem była oczywista, ale dla Amelie nie. Owszem, liczyła po cichu na to, że Henderson łaskawie przygarnie ją do swojego łóżka, ale już taka pewna to tego nie była. Bo mógł się przecież nie zgodzić, mieć jakąś swoją wizję na temat ulokowania panienki Morel do snu, bo powiedzmy sobie szczerze, Amelie pewnie nie będzie mu dawać jednak spać. Na pewno nie na początku dzielenia łóżka. Bo nareszcie będzie czas, kiedy to będzie go miała dla siebie i co lepsze, będzie mogła już robić co jej się żywnie podoba- całkiem swobodnie rozmawiać, przekomarzać się, przytulać, całować i nawet, jak Joshule zależało, krok po kroku obnażać swoje ciało. Bo nawet gdyby z początku nie zgodził się na wspólne spanie, to i tak Amelie pewnie by do niego przychodziła i udając biedną i poszkodowaną, jakoś by się tam do niego wcisnęła. Spanie razem to w końcu wielka rzecz i niebywała przyjemność zarazem.
- Może być.- przytaknęła główką, uśmiechając się do tego wesoło, bo nie dało się ukryć, że bardzo ją ucieszyła ta wiadomość. Złapała też za materiał jego koszuli przyciągając go do siebie, by moc złożyć krótki pocałunek na jego ustach.- Obiecuję, że nasza pierwsza noc tutaj razem będzie niezapomniana.- dodała szeptem, przesuwając ustami po jego policzku w stronę ucha.
No i znowu się zapominała, a kawę należało przecież zrobić w końcu. Joshua czekał pewnie na nią niecierpliwie. Dlatego też westchnęła ciężko, zapięła te dwa guziki jego koszuli, które jeszcze przed chwilą kusiły niemiłosiernie i niemal przekonały ją do zdjęcia sukienki. No, ale trudno. Teraz kawa. Przekomarzać się najwyżej dokończą w nocy, kiedy, jak to wspaniałomyślnie obwieścił Joshua, przygarnie ją gdzieś tam na swoje posłanie.
[Brzmi lepiej niż moje skojarzenia. Serio. Z resztą takie muzyczne kojarzenie i rozmyślania, to moim zdaniem fajna sprawa ^^]
[Ah, no tak, po części to rozumiem, bo nie wszyscy rozumieją żarty związane z anatomią xD Ale i tak ja zawsze gadać lubię, słuchać w sumie też, ot, taka parszywa ze mnie gadułka :D
Nie wiem kto ostatnio zaczynał, ale ja nie mam pomysłu i jestem wykończona, więc robię piękne oczy do ciebie ^^ Wymyślisz coooś?]
[Oj dobra mogą się trochę pokłócić, jestem za, bo w sumie jakiś czas temu miałam nastrój taki xD
A mogą rzępolić, albo o coś innego pójdzie, najwyżej wyjdzie w praniu. Nawet o Maline może być Melka zazdrosna,o :)
Ojej, ty też? Ja się nie mogę do niczego zebrać :/]
Amelie faktycznie nie było w domu, bo i miała czym się zajmować. Na głowie miała obecnie nowy projekt, który musiała skończyć za dwa dni, a do tego dochodził jeszcze szereg innych powinności i obowiązków. Dzisiaj jeszcze zobowiązała się skoczyć na chwilę do brata, z którym nie widziała się już dłuższy czas. Zaraz potem musiała biec po Lucasa, bo zobowiązała się, że dzisiaj go odbierze. Znów powróciła do swojego zabieganego, chaotycznego trybu życia, gdzie każda minuta była niezwykle cenna, a ona z wytęsknieniem marzyła, że znajdzie się już w mieszkaniu i będzie mogła chwilę odpocząć, a potem znów zabrać się do pracy.
Do mieszkania niemal wpadła, rozbierając się gdzieś w biegu, torbę zanosząc jednak do swojego pokoju, żeby jednak nie bałaganić i nie zaburzać poczucia estetyki Hendersona. Z ulgą odnotowała fakt, że Lucas sam dzielnie i sprawnie poradził sobie ze zdjęciem bucików i kurtki, a potem dzielnie zaniósł swoje rzeczy do pokoju, jednak zaczął się uskarżać na chęć na zabawę. Przynajmniej nie był głodny, w przeciwieństwie do Amelie, która jak zwykle nie miała nawet chwili by coś przekąsić, bo przecież coś wiecznie się działo i kto by tam przejmował się jedzeniem?
Jęknęła rozpaczliwe, widząc jak Lucas nie chce odpuścić i zając się sobą, a do tego tak jak nigdy, zaczęło ją dosłownie irytować to całe granie Joshuy. Bo, doprawdy, mógł wybrać sobie lepszy moment na granie na perkusji.
tupnęła nogą, jęknęła głośniej i zmierzwiła włosy na głowie, przez chwilę wyglądając na naprawdę zdesperowaną, ale zaraz potem się uspokoiła i wyglądała na względnie opanowaną. Zakradła się do pomieszczenia, w którym siedział Joshua, by poinformować go o swoim przybyciu, a jednocześnie poprosić by zaprzestał tej swojej gry i zajął się przez trochę malcem. Potem mogą się jakoś wymienić, ewentualnie.
[Ja dopiero zaczynam myśleć o tej godzinie :D
Ah, no widzisz, mnie też z czymś zawsze nie wychodzi w tworzeniu postaci; np. strasznie ciężko mi stworzyć kogoś zdystansowanego i małomownego o.O A do tego większość moich postaci nie przepada za jedzeniem, bo tak się wygodniej wątki pisze xD
Swoją drogą... mam nadzieję, że bloga nie skasują, skoro się tak wszyscy z postaciami przenoszą o.O]
[Żyję, żyję, tylko czasu na wszystko brakuje. Postaram się dzisiaj wieczorem jakoś odpisać, ale jak będzie dalej to nie wiem, bo niestety czeka mnie świąteczny namiętny romans z anatomią :/]
[O rany rety, przepraszam Cię najmocniej, ale nie dałam rady i wciąż kiepsko mi idzie, bo za dużo się dzieje i nie wiem w co ręce wkładać, a na pisanie to już w ogóle czasu brakuje. Ale staram się wrócić, bo jednak czuję, że dramatycznie mi tego brakuje. Dlatego tez pytam się ładnie czy kontynuować tamten wątek sprzed tych 2, czy 3 tygodni, czy zaczynamy coś nowego?
Naprawdę, jeszcze raz najmocniej przepraszam. A do tego nowe zdjęcie jest rozbrajające. Super, świetne, wybitne :)]
[O nie! Jak tu tak o Hendersonie można zapomnieć. Toż to karygodne :)
Ok, to ja zacznę, ale to może jutro, a jak nie jutro to w czwartek, bo pomyśle nad czymś, chyba że zarzucisz błyskotliwym pomysłem, bo ja raczej wypruta jestem, ale potrafię się zmobilizować jak trzeba.
A poza tym to tak myślę, czy Melki gdzieś nie przenieść na żywszy blog, choć w sumie i tak nie bardzo mam kiedy pisać, ale zawsze tam...
Ej, tak w ogóle mam nadzieję, że to było pozytywne zaskoczenie :D]
[Tak w sumie sobie myślę, że może strzelilibyśmy jakiś świąteczny wątek, mhhh? Bo w sumie to już blisko, a przynajmniej bliżej niż dalej xD]
[O nie! Ja dzisiaj wielkodusznie kartę zmienię, nie wiem czy dam radę się tak rozpisać :P
To może miałeś lepsze pomysły na wątek i jednak chcesz zacząć? ;>]
[Ja też ledwo co myślę, mało mam sil, ale się poświęcam, doceń! :P
Inaczej pewnie nigdy byśmy nic nie zaczęli xD]
Przyszła zima, czyli najgorszy okres w całym roku. Amelie choć z całego serduszka uwielbiała święta Bożego Narodzenia, lubiła bałwany, a tym samym i śnieg, ale nienawidziła zimna, lodowatego powietrza, mrozu, które to skutecznie psuły jej życie. Nie ma co ukrywać, nie była ani trochę odporna na spadek temperatury i natychmiast dygotała, szczękała zębami i przestępowała z nogi na nogę, narzekając jak to jej zimno. Wyglądało pewnie komicznie, choć zdaniem poszkodowanej nie było takim ani trochę. Zawsze myślała, że ta zima jest już jej ostatnią i przyjdzie jej zginąć na tym mrozie. Na szczęście jednak wciąż żyła i w ogóle miała się świetnie.
Zwłaszcza dzisiaj, kiedy to wyjątkowo obudziła się wcześnie i uznała, że wypadałoby zrobić małe porządki w swoim małym biurze. Oczywiście starała się być jak najciszej, co by nie pobudzić swoich mężczyzn, w ten jakże piękny weekendowy poranek. W końcu byłby to czyn haniebny, jakby nie patrzeć.
Zadziwiająco jednak dała sobie z tym radę w miarę szybko, a może tak jej się tylko zdawało, więc poszła zrobić sobie ciepłą herbatkę, co by się ogrzać trochę, bo jak to już bywało, zdążyła się wyziębić i zmarznąć. Dlatego też z ciepłym kubkiem w dłoniach uznała, że wróci jeszcze do sypialni, oczywiście najciszej jak się da i subtelnie wślizgnie się pod kołdrę, nie budząc Joshuy. O, bardzo przyjemny sposób na spędzenie zimowego poranka. Najlepiej jednak żeby się nie kończył, a ciepłego łóżka nie trzeba było opuszczać. Zwłaszcza, że nie miała na dzisiaj żadnych planów, żadnych prac, czy zleceń, więc zapowiadał się naprawdę przyjemny dzień.
[Ale ciężko mi się pisze po tak długiej przerwie o.O]
Oj w lecie zdecydowanie dało się wiele robić, a już na pewno spacery był przyjemniejsze niż teraz, kiedy amelie wprost bała się wychodzić z domu w obawie, że zamarznie gdzieś po drodze. No, ale co kto woli. Jakby nie patrzeć, może w tym roku, własnie dzięki Joshule uda jej się dojrzeć jakieś uroki w tej paskudnej, jej zdaniem, porze roku.
Starała się wejść możliwie najciszej i najspokojniej, licząc, że Hendersona nie obudzi, ale były to raczej złudne nadzieje. Na pewno jednak nie spodziewała się takiego porannego powitania, które tak mocno ją zaskoczyło, że musiała uważać, by przypadkiem nie wylać gorącej herbaty na głowę swojego mężczyzny, który wyglądał doprawdy rozkosznie w tej dziwnej pozie; zupełnie nie jak Henderson, nie taki, którego widzą ludzie na co dzień. Zaśmiała się nawet cicho, a potem ostrożnie odstawiła kubek na szafkę obok.
- Nie uciekałam nigdzie daleko. Zrobiłam trochę porządków, no i ostatecznie zmarzłam...- wzruszyła lekko ramionami, bo i nie było czego odpowiadać. Gór nie przenosiła, nie chowała prezentów po kątach, ani nic bardziej emocjonującego. Ot, zwykle poranne porządki.- Uznałam więc, że dobrze by było wrócić do ciepłego łózka i takiego jednego, co to ma irokeza na głowie. Może by coś zrobił z faktem, że mi zimno...
[Możesz zmienić, ale ja ogólnie pisze nową kartę i liczę, że do świąt jakoś ją skończę i wtedy nowa twarzyczką Melki będzie Camilla Babbington xD Ale możesz zmieniać na ten czas :>]
[Tak trochę nie w porę i po fakcie, ale Wesołych Świąt! :)
Tak w ogóle, to ja chciałam się spytać czy pan tam jeszcze żyje, bo tak szkoda, że nam się wątki posypały :(]
[ Ah dziękuję pięknie i wszystkiego dobrego w Nowym Roku również życzę! :) Poza tym jak fajnie, że się odezwałeś ^^]
Wiadomo, kiedy osobisty grzejnik ucieka, to coś jest nie tak. Sama Amelie najprawdopodobniej byłaby niezadowolona w takiej sytuacji, na chyba, że potrzeba snu byłaby silniejsza nad zdrowy rozsądek i chorobliwe wręcz pożądanie ciepła. Oczywiście brak bliskiej sercu osoby tez był istotny, co by nie mówić!
Prychnęła cicho i już chciała sięgnąć po kubek, kiedy zaczął swój wywód na temat jej zachowania, które automatycznie dyskwalifikuje ją ze wszystkich przywilejów związanych z ogrzewaniem jej zmarzniętego ciała, kiedy niespodziewanie chwycił ją w pasie. Pisnęła, rzecz jasna, choć niezbyt głośno. Była zbyt zaskoczona, by nie zareagować. Kiedy jednak znalazła się już pod cieplutką kołdrą, zaśmiała się wesoło i przekręciła tak, by móc patrzeć na Joshuę.
- Ale ty szybko zmieniasz zdanie. Normalnie gorzej niż kobieta.- mruknęła rozbawiona i nawet pokazała mu koniuszek swojego języka, który jednak szybko schowała.
- I co teraz?- spytała szeptem, by nadać temu wyraz tajemniczości. W końcu byli pod kołdrą, we dwoje, wiele się mogło zdarzyć.
[Ja wiem, że teraz trudny okres i w ogóle, blog podupada i tak dalej, ale... tak chciałam powiedzieć, że mi szkoda Pana, bo tak mi się dobrze pisało razem, to może by tak poszukać szczęścia gdzie indziej? ;)]
Prześlij komentarz