Można powiedzieć, że
Aaron był genialnym dzieckiem. Przynajmniej do pewnego czasu. Pilnie
się uczył, był grzeczny i poukładany, a rodzice - Jansen i Eva
Meyerowie nie mogli posiadać się z dumy, gdy słyszeli o wynikach
syna. Podobno prawdziwy był z niego aniołek, w przeciwieństwie do
braci - Milana i Jaydena. Wkrótce im tego pozazdrościł, bo ku
zgrozie rodziców zaczął wagarować, mieć w dupie zdanie innych i
znacznie opuścił się w nauce. Śmierć ojca nauczyła go jednak
pokory. W wieku szesnastu lat musiał stać się głową rodziny,
zastąpić braciom ojca i pomóc matce. Zamiast iść na studia
medyczne, szybko zaciągnął się do ochotniczej straży pożarnej, a
po kilku latach przeszedł testy sprawnościowe, które zdał z
wynikiem pozytywnym. Pracuje więc w straży od dziesięciu lat i
chociaż nie jest to łatwe, daje sobie radę. To on zdejmuje z drzew
wszystkie koty, a staruszki go za to uwielbiają. Ugasił też
większość pożarów w Amsterdamie. Póki co, jest mu tam dobrze i
nie ma zamiaru robić niczego innego.
Aaron to człowiek uparty,
rzetelny i pracowity. Kiedy czegoś się podejmie, nie spocznie, póki
nie skończy. Jest ambitny, uparcie dąży do celu i stara się nie
przejmować przeciwnościami. Ponadto - nerwowy z niego gość.
Czasami ma humorki, nie należy się wtedy do niego zbliżać, a
stres zawsze zajada. Uwielbia spać. Gdyby mógł, nie wychodziłby
z łóżka, można więc stwierdzić, że jest w nim dobry. Kobiety?
Pewnie, że lubi. Lubi ich towarzystwo, czasami nawet niewinnie
poflirtuje, puści oczko, uśmiechnie się. Uznaje, ze nic na siłę,
więc jeśli kobieta go nie chce (a to rzadko się zdarza), nie
nalega. Do tej pory jednak nie znalazł kandydatki na żonę, chociaż parę
związków ma za sobą. Nie jest raczej draniem, do kobiet podchodzi
z szacunkiem i stara się, by zapamiętały go jako porządnego
faceta, a nie kawał skończonego kretyna. Aaron to człowiek, który
nie płacze z powodu porażki, mobilizuje go to do dalszej pracy.
Bywa, że ma gorszy dzień, pocieszyć go wtedy mogą waniliowe lody,
wchłaniane litrami w chwilach psychicznego dołka. Bywa też
awanturnikiem, co wynika z jego nadmiernej nerwowości. Wdał się w
kilka bójek, choć na co dzień jest tym z tych, którzy bronią
słabszych. Uwielbia żartować, ma poczucie humoru. Jest
spontaniczny, często jego pomysły są szalone, jest to jednak
absolutnie cecha pozytywna. Lubi sporty ekstremalne, ma za sobą skok
na bungee i udział w rajdzie. Samochody to jego konik, lubuje się w
samochodach sportowych i marzy o Chevrolecie Corvette, najlepiej
czarnym. Na razie ma starego, poczciwego VW Golfa, którym porusza
się po mieście. Czy pije? Abstynentem nie można go nazwać,
potrafi wypić dużo, ale nie nadużywa. Zresztą, w każdej chwili
może zostać wezwany do pomocy. Szczególnie lubi dobre piwo i
czerwone wino, ale nie pogardzi alkoholami bardziej
szlachetnymi.
Meyer to spory gość. Mierzy sobie aż metr dziewięćdziesiąt cztery, co czyni go wielkoludem. Blond włosy często zapuszcza, ale kiedy zaczynają mu przeszkadzać, wędruje do fryzjera i ścina je. Posiadacz niesamowicie ładnych w odcieniu niebieskich oczu - wabik na kobiety, jak mówi jego mama. Ma głęboki, seksowny głos, który niekiedy powoduje ciarki u słuchacza. Swoją wyrzeźbioną sylwetkę ma dzięki regularnym wizytom na siłowni. Jako strażak musi mieć w sobie mnóstwo siły, więc ćwiczenia fizyczne są jakby koniecznością. Dobrze się trzyma, choć przecież najmłodszy już nie jest. Kilka zmarszczek wokół oczu to skutki częstego uśmiechania. Zazwyczaj brody nie goli, zdarza się że chodzi w niej tydzień. Lenistwo? Nie, po prostu lubi siebie z zarostem. Zazwyczaj chodzi w dżinsach i w zwykłych t-shirtach. Garnitur też narzuci - byleby była okazja.
Co
więcej?
Aaron to raczej okaz zdrowia, nie ma alergii, no chyba że na idiotów. Mieszka na obrzeżach miasta, bo nie lubi tłoku. Dość przestronne mieszkanie utrzymuje w porządku, bo nienawidzi, gdy coś wala się po podłodze. Posiada kameleona - Lolę. Kiedyś marzył o psie, ale brak czasu nie pozwala mu na kupno tego czworonoga. Nie lubi gorzkiej czekolady, za to mleczną mógłby wcinać kilogramami. Możecie go spotkać na boisku do koszykówki - lubi sobie porzucać. Ma słabość do truskawek, pięknych pań i dobrych filmów akcji.
Aaron to raczej okaz zdrowia, nie ma alergii, no chyba że na idiotów. Mieszka na obrzeżach miasta, bo nie lubi tłoku. Dość przestronne mieszkanie utrzymuje w porządku, bo nienawidzi, gdy coś wala się po podłodze. Posiada kameleona - Lolę. Kiedyś marzył o psie, ale brak czasu nie pozwala mu na kupno tego czworonoga. Nie lubi gorzkiej czekolady, za to mleczną mógłby wcinać kilogramami. Możecie go spotkać na boisku do koszykówki - lubi sobie porzucać. Ma słabość do truskawek, pięknych pań i dobrych filmów akcji.
16 komentarzy:
[No to ja pirsza, bo mam pomysł! Brandi będzie przechodzić obok jakiegoś pożaru, zatrzyma się i w tym momencie jakaś deska poleci w stronę wozu strażackiego. Akurat na drabinie będzie stać Aaron. Żeby się uratować, zeskoczy na ziemię i przez uderzenie na chwilę zatrzyma mu się praca serca. Nie wiem, czy to możliwe, ale na wątek będzie dobre. Brandi go uratuje :D:D]
[Uwielbiam imię Aaron ;D W sumie, nie wpadłam na nic konkretnego, ale może ty masz pomysł? :D]
[To ja chętna na wątek, ale przeraża mnie uwaga o niechęci na banalne wątki. W takim razie spytam się czy masz jakiś pomysł a ja zacznę :D Po jedyne co mi przychodzi do głowy to desperacka wizyta Amelki na siłowni, albo jakiś pożar...]
[ dwóch wielkoludów się spotkało! C; co powiesz żeby byli kumplami od piwa i gry w kosza? ^^ ]
- Te truskawki poproszę - wskazała owoce, uśmiechając się do sprzedawczyni. Po skończonym treningu była wykończona i głodna, tak więc postanowiła wstąpić do pobliskiego warzywniaka, by uzupełnić zapas witaminy C w organizmie. Dlatego zapłaciła starszej pani należytą ilość pieniędzy, po czym z uniesionymi kącikami ust, opuściła sklepik, kierując się na boisko, gdzie miała zamiar zadzwonić do jednej ze studentek, by omówić z nią parę rzeczy, zjeść wraz z nią zakupione truskawki ( bo przecież sama z nimi sobie nie poradzi ) i przy okazji pooglądać grających tam ludzi. Ona była na grę niestety za niska, bowiem metr pięćdziesiąt pięć nie pozwalał jej nawet doskoczyć do kosza.
Kiedy dotarła na miejsce zdjęła sportową torbę z ramienia, po czym rzuciła ją na ziemię, by chwilę później na niej usiąść. Wyciągnęła z kieszeni spodenek komórkę i wybierając z pamięci numer, przyłożyła urządzenie do ucha, cierpliwie czekając na sygnał. W między czasie przyglądała się jedynemu mężczyźnie, jaki był tutaj dziś obecny. Wysoki, opalony, raczej przystojny i w chwili, gdy w słuchawce usłyszała sygnał, on zaczął wyciągać z bluzy własny telefon. Dziwne..
Wzruszyła lekko ramionami, po czym znowu skupiła się na połączeniu.
- Cześć, tu Carly, gdzie jesteś? - spytała, kiedy dziewczyna odebrała słuchawkę. A jednak to nie była dziewczyna, bowiem odpowiedział jej jakiś mężczyzna. I mówił dokładnie to samo co ten stojący naprzeciwko niej. - Czy ja właśnie do ciebie zadzwoniłam? - pytanie skierowała do owego blondyna, odsuwając telefon od ucha. Taak, było to i może głupie, ale dziwny to był zbieg okoliczności, czyż nie?
[ a ja pozwoliłam sobie wątek rozpocząć, ot co. i choć nie jest on może najwyższej klasy, bo moje pomysły skradły powyższe cztery osoby, to jednak jest i mam nadzieję, że będzie Ci pasował ^^ ]
[Ogólnie pewno mówiłam że mogę zacząć i nawet to zrobię ale to dopiero w sobotę, bo póki co nie mam ku temu warunków. Więc jeśli chcesz trochę szybciej zacząć to obowiązek spada na ciebie xD]
[W porządeczku! ;D Jak najbardziej, ale zacznij <3]
Zmarszczyła lekko brwi, odkładając telefon na ziemię. Podryw? Dobre sobie! Pytanie tylko skąd miałaby wziąć jego numer, skoro do dnia dzisiejszego prawie z domu nie wychodziła, praktyk w szpitalu nie licząc, a na studiach ze zbyt dużą ilością ludzi kontaktu nie utrzymywała, bo najzwyczajniej na świecie czasu na to nie miała, więc o jego numer na pewno nikogo nie poprosiła, tym bardziej, że do dnia dzisiejszego nawet tego chłopaka na oczy nie widziała.
- Że co proszę? - spytała, podnosząc się z ziemi. Otrzepała brudne od ziemi spodenki, po czym spojrzała na chłopaka. - Chyba śnisz - stwierdziła, zaplatając ręce na piersi. Ot, taka niby zwyczajna postawa, a jednak według specjalistów od mowy ciała uważana za obronną. Bo przecież miała się prze czym bronić. A w szczególności przed tym obcym chłopakiem. - Wybacz, ale nie podrywam nieznajomych mężczyzn, a już tym bardziej takich jak ty - spojrzała na blondyna i widząc jego uśmiech sama, ale tylko przez chwilkę, chciała się uśmiechnąć. Ba, kąciki jej ust nawet się uniosły, ale tego przecież na pewno nie było widać, prawda? Nie mogło, bo wtedy cała sytuacja straciłaby swój jakże urokliwy dramatyzm, a to przecież niedopuszczalne!
[ nie tylko Tobie, więc vice versa XD ]
Wracała ze skateparku, kulejąc. Spadła na tyle poważnie, że po pół godzinie jej noga cudownie spuchła i dalsza jazda była niemożliwa. Brak drobniaków skazał Bran na powrót do domu o własnych siłach, bez pomocy autobusów. Noga ani złamana, ani skręcona nie była, tylko mocno stłuczona. Więc szła biedna Jones przez Amsterdam, kląć w myślach na własną głupotę i na niezabranie pieniędzy.
Kiedy przechodziła przez ulicę X i Y zauważyła pożar. Niby nic wielkiego, chciałoby się rzec, zdarza się. Przed budynkiem, oprócz straży pożarnej, zebrał się dodatkowo tłum gapiów. Brandi chciała go wyminąć, ale zauważywszy szereg samochodów i potężne zamieszanie, postanowiła przysiąść niedaleko i odpocząć. Jak szopka się skończy, przynajmniej ta na drodze, zamierzała iść dalej.
Wtem spostrzegła, jak fragment balkonu najzwyczajniej urywa się. Niesłychane! Brandi otworzyła szerzej oczy, nie mogąc się nadziwić temu, jak łatwo to wszystko się niszczyło, waliło pod wpływem zwykłego, zdałoby się rzec, ognia.
Wszystko było jak w spowolnionym tempie. Widziała kawał betonu, który spadał w stronę wozu strażackiego, krzyk strażaka stojącego na podeście, by szybko ruszyć drabiną a potem skok tego strażaka... A potem wołanie "zostaw go, najwyżej się połamał, w budynku są dzieci!"
Nie myślała wiele, zerwała się. Bólu w nodze nie czuła, widziała jedynie, że nikt nie zajmuje się strażakiem, który upadł na ziemię. Przecież coś mu się mogło stać! Brandi dopadła do niego po kilku sekundach. Ktoś z tłumu krzyknął, aby go zostawiła, ale jak, do licha!?
Zaczęła sprawdzać po kolei - oddech, bicie serca, czy pod mężczyzną nie zbiera się krew. Nie, nie spadł przecież z wysoka, ledwie z pierwszego piętra, w dodatku na trawę, więc nic nie powinno mu być, mógł się ledwie połamać, ale nie. On najzwyczajniej stracił oddech. Jeszcze przy Brandi próbował go zaczerpnąć, a potem stracił przytomość.
Jones nie myślała, to było automatyczne. Wrzasnęła do babinki stojącej najbliżej, aby dzwoniła po pogotowie, a kiedy babinka zaczęła kręcić nosem, rzuciła telefon stojącemu obok chłopakowi, każąc przysłać karetkę, bo nastąpiło zatrzymanie akcji serca. Sama zaś rozpięła kask strażaka i pierwszych kilka guzików jego uniformu i zaczęła go reanimować.
Nie ma to jak ćwiczenia na kimś żywym tuż przed studiami, nie?
[Opisz, jak się budzi i jak go biorą, bo głupio będzie, jeśli napiszesz, że tylko sobie leży. xD]
[och, po prostu uwielbiam to imię! aczkolwiek na wątek nie mam żadnego pomysłu]
Oj tam, tak się jej tylko wymsknęło, bo przecież pod presją gada się różne, głupie rzeczy, prawda? No, więc właśnie. Tyle tylko, że po cichu liczyła na to, iż chłopak nie wyłapie jej wszystkich słów, a tutaj proszę, słuch miał wręcz fenomenalny..
- No wieesz.. - zagryzła wargę, zaczynając się drapać po karku. - Nie miałam nic złego na myśli, znaczy, no nie chciałam cię obrazić ani nic, po prostu czasem paplam bez składu i ładu..- zaczęła się plątać, chcąc wytłumaczyć całe to swoje niemiłe przywitanie, jednak chyba nie zdało się to na zbyt wiele. Dlatego wyciągnęła dłoń przed siebie. - Catllton jestem - przedstawiła się, by po chwili spuścić dłoń razem ze wzrokiem. - Znaczy to już wiesz.. - mruknęła cicho, nie do końca wiedząc czy dalej ma z nim rozmawiać czy może sobie iść. Obie wydawały się w pewien sposób kuszące, choć ta druga chyba lepsza.
[ och i: no jasne, że damy XD zaczęłam wątek, więc trzeba go skończyć ; D ]
[ no to się cieszę ^^ kto zaczyna? c; ]
[Witaj! ;D Tak sobie myślę, że Aaron i Aria mogą się już znać. I tak wymyśliłam, że mogli poznać się jakieś pół roku temu w przedszkolu/szkole podstawowej, gdzie każde z nich opowiadało o swoim zawodzie. Jakieś takie, dni pracy dla dzieci czy coś w tym guście ;D Hm?]
[ja chcę wąta z tym panem!]
[ tak się zastanawiam.. Pan jest czy Pana nie ma? ]
Prześlij komentarz