...W sieci obraz siebie kreuje się słowami. Własnymi słowami."
Angel
Evans
Urodzona 24.08.1992r. w Diemen
Holenderka
Ma sklep muzyczny i sympatycznego kameleona.
Wolna, muzykalna dusza.
_____________________________________________________________________
Wątki zaczynam, wątki cudze przyjmuję i małe i te duże, do koloru do wyboru :DPS. Nie gryzie : )
477 komentarzy:
1 – 200 z 477 Nowsze› Najnowsze»[Witam cię z powrotem! ;) Kiedy tylko pokażę się karta Evci z pewnością zaciągnę cię do jakiegoś wątku, o! <3]
[Okej, Eva jest ;) Nie wiem, czy taka ci odpowiada, ale jeśli tak - to daj znać, to pomyślimy nad powiązaniem, w końcu Smit znała Mię, to może własnie starsza Evansówna ich jakoś zapoznała ;D]
[Myślałam, że Angel może mogłaby potrzebować noclegu i zatrzymałaby się u Evy na parę dni? ;)]
[Witaj:) Oczywiście, że jestem chętna na wątek. Jeśli masz jakiś pomysł to zacznij:) ]
[Mogę zacząć, ale to za jakiś czas, jak uporam się z obowiązkami... :(]
[ Jasne! Bardzo chętnie. Może chcesz zacząć, że tak spytam się nieskromnie :)]
Angieeeee! :):)
Czekam sobie na zaproszonko :)
Łiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii!!!!!!!!!!!!!!!!:*:*:*:*:*:*
[Moje "większe" nie będzie :(]
A Eva ostatnimi czasy miała się dobrze, naprawdę dobrze. Nie cierpiała, a nawet jeśli, to bardzo cicho. Miała pracę, dorywczą i tylko w weekendy, ale jednak zajmowała sobie czas, a w tygodniu przebywała albo na uniwersytecie, albo w szpitalu, albo w mieszkaniu czy w jakieś kawiarence, z laptopem na kolanach. Szczerze powiedziawszy, Eva nie bardzo orientowała się w temacie rodziny Evansów. Wiedziała jedynie, że Mia wyjechała wraz ze swoją córeczką, ale czemu - nie miała pojęcia. Utrzymywała jednak z przyjaciółką znikomy kontakt majlowy, tęskniąc za tym małym promykiem i jej dzieciaczkiem. Tęskniła też za Marcosem, którego nie widziała od dawna. Przyjaciele uciekali od niej, jakby ich czymś odstraszała.
Pewnego dnia, kiedy wracała ze szpitala do mieszkania, nie zwracała zbytniej uwagi na przechodniów, skręciła jednak w mniej uczęszczaną uliczkę, zakładając słuchawki i delektując się muzyką. Lekko kroczyła chodnikiem, w pewnym momencie kucając, aby zawiązać sznurówkę. Ubrana w botki na koturnach czuła się nieco pewniej, niż bez tych kilku, dodatkowych centymetrów.
Kucając spojrzała w bok i zauważyła pod jednym ze sklepów znajomą blond czuprynę.
- Angie! - krzyknęła, przechodząc szybko na drugą stronę ulicy.- Co ty tu robisz? - spytała, wyciągając słuchawki.
[ Jasne, że może! :D]
Oczywiście na propozycję spędzenia wspólnie wieczoru przystała od razu, nie zastanawiając się ani chwili. Prawdopodobnie i tak zostałaby wyrzucona przez brata z mieszkania z rozporządzeniem zagospodarowania sobie czasu na cały wieczór i trochę nocy, bo panicz Gaspard znowu kogoś sprowadzał. Parszywy drań, jak w ostatnim czasie zaczęła go nazywać Amelie, która miała już po dziurki w nosie mieszkania ze swoim dziwacznym braciszkiem.
Tak więc perspektywa spędzenia wieczoru z kimś znajomym była wręcz kojącą informacją na poszarpane nerwy panny Morel. Wprawdzie nie stroiła się zbytnio, raptem szorty, t-shirt własnego autorstwa, luźny sweter i ukochane, udoskonalone przez samą Amelie trampki, nie robiły wielkiego wrażenia, ale było to na tyle wygodne odzienie, że bez skrępowania dziewczyna mogła szaleć całą noc.
Jak zwykle biegiem i tradycyjnie odrobinę spóźniona, zjawiła się w umówionym miejscu, zdyszanym głosem wykrzykując imię swojej towarzyszki.
- Cześć!- wydyszała lekko zmęczonym glosem i cmoknęła blondynkę na powitanie w policzek.- To jakie plany na dzisiejszą noc?
Amelie, jak to Amelie, oczywiście mężczyznami się nie przejęła wierząc w to, że jako dorosła i sprytna osóbka poradzi sobie ze wszystkim i z każdym. Wzruszyła więc tylko lekko ramionami, dając znak Angel, że jej to naprawdę obojętne, jak też spędzą dzisiejszy wieczór, choć trzeba przyznać, an wybitnie szalone ekscesy ochoty nie miała. Przeczesała dłonią włosy i otworzyła drzwi przepuszczając blondynką, by zaraz wejść za nią do klubu.
- Myślę, że odrobina alkoholu i dobra muzyka na pewno wystarczą.- poklepała ją po ramieniu i czym prędzej udała się w stronę baru, gdzie usadowiła się na wysokim taborecie i już uśmiechem kokietowała barmana. Pewne rzeczy po prostu nigdy się nie zmieniają.
[zakładam, że jak na razie nadal mieszka z Milą?]
Eva nie była pewna, co stało się z Mią, dlatego też nie miała siły, czasu, ani prawa nikogo osądzać. Nie wiedziała co się stało, nie wiedziała dlaczego, kiedy i co. Dlatego też żyła w tej błogiej nieświadomości, mając zamiar potraktować Angel, jak siostrę najlepszej przyjaciółki, nie chcąc jej też wystraszyć, gdyż blondynka nie wyglądała najlepiej.
Jak mały zwierzak porzucony przed sklepem muzycznym. Westchnęła cicho i usiadła obok dziewczyny, wyciągając przed siebie nogi. Spojrzała na Evansównę i uśmiechnęła się.
- Czy za znak uznasz zaproszenie na robienie wspólnej kolacji? - spytała, mając przeczucie, że Angel nie ma gdzie się podziać. Z resztą, zapytać nigdy nie szkodziło.
Była zmęczona. Nie tyle fizycznie, co psychicznie. Jej ciało przywykło do ciągłych treningów, wielu godzin wycieńczających ćwiczeń i małej ilości snu. Jednak Jacqueline męczyło bardziej to, że teatr przyjął w związku z konkursami, jakie obecnie trwają, nowe tancerki tylko na sezon wiosenny. Nie dość, że młode i niedoświadczone, to jeszcze piskliwe, krzykliwe oraz bardzo egoistyczne. Gwiazdeczki od siedmiu boleści, ot co.
Co roku było to samo, co roku najlepsze tancerki z teatru brały udział w niezliczonej ilości przedstawień w całym kraju i za granicą. Poza tym, powstawała też i masa nowych spektakli, które także musiały mieć obsadę. Chociaż Jacqueline, jako ta utalentowana rzadko musiała być na tych 'tutejszych', czasami jej się to zdarzało. Tak jak dzisiaj.
Wychodząc z teatru była zła, ale jednocześnie zadowolona, że ten dzień już dobiegł końca. Nie obwiniała nikogo o to, że jedna z tańczących się pochorowała, ani o to, że to właśnie ona musiała wystąpić za nią. Obwiniała jedynie dyrekcję, że zatrudniła tą krzykliwą Rosjankę, która obecnie tarasowała wyjście, kłócąc się z jakąś inną dziewczyną. A Jackie bardzo chciała z tego budynku wyjść.
Rozejrzała się wokoło, notując w myślach, że coraz więcej osób zbiera się w pobliżu i bynajmniej nie mają szczęśliwych min. Zwłaszcza jedna blondynka, która właśnie postanowiła dać upust swoim emocjom.
- Są, zaraz coś na to poradzimy - powiedziała do niej nieco rozbawiona, po czym rozejrzała się za Lyne, swoją koleżanką z którą zwykle załatwiała takie problemy. Kiedy ją znalazła, porozumiały się wzrokiem i ruszyły w stronę kłócących się dziewczyn. Otworzyły drzwi do pobliskiej szatni i bez większych skrupułów wepchnęły je tam. Robiły to dość często przez ostatnie tygodnie, więc miały już opracowaną technikę.
Poczekała chwilę przy drzwiach, na wypadek gdyby chciały sprawiać jakieś problemy, a przy okazji obserwowała ludzi.
- A nie mówiłam? - powiedziała z promiennym uśmiechem, kiedy blondynka znowu pojawiła jej się w polu widzenia.
[Nie jest źle :)]
[Witam, proponuję wątek. Jeśli nie będzie Ci odpowiadał, daj znać, wymyślimy coś innego ;)]
Mimo, że Ronald, jako starszy kuzyn, miał się opiekować Moną od czasu kiedy wprowadziła się do Amsterdamu, to bardziej ona czuła się jak jego niańka. Cieszyła się z wolnego wieczoru, kiedy to mogłaby popracować nad nowym obrazem, kiedy chłopak zadzwonił i histerycznym szeptem zaczął ją błagać, żeby wyciągnęła go z niewygodnej randki. Udawanie jego dziewczyny naprawdę zaczynało ją męczyć.
Jak zwykle pojechała do restauracji, zrobiła awanturę niczemu niewinnej dziewczynie i odwiozła kuzyna do domu, a ich głosy niosły się już od parteru, kiedy wchodzili po schodach.
- Zachowujesz się jak dziecko...
- Ja przynajmniej spotykam się z ludźmi na mieście - skwitował krótko chłopak, wywracając oczami - serio, dlaczego nie masz znajomych?
- Mam Rivera - zaprzeczyła z oburzeniem, rozdrażniona, że zaczął ten temat.
- On się nie liczy, to świr... - mruknął chłopak, wywracając oczami i zatrzymał się na środku korytarza drugiego piętra, patrząc z rozbawieniem na dziewczynę, dobijającą się do drzwi z numerem 17. Obydwoje domyślili się, że pewnie zobaczyła w gazecie ogłoszenie wynajmu lokum i chciała z niego skorzystać. Niefortunnie.
- Nie otworzy - powiedziała Mona w stronę blondynki tak, żeby ta ją usłyszała. - szukasz mieszkania, prawda? W takim razie nie otworzy - odparła, wzruszając bezradnie ramionami.
[a tak swoją drogą, jak patrzę na pierwsze zdjęcie i potem wychwyciłam fragment "mam czym oddychać" to śmiać mi się zachciało. Momsen jest przeciwieństwem dużego biustu ;)]
Idzie sobie wysokie i chude, przyglądając się witrynom sklepowym. ładna kiecka w sumie, pasowałaby do niej. Obcisła na górze, na dole luźna. Lubiła takie. Akurat z tak patykowatą figurą mogła sobie pozwolić na ubrania prosto od projektantów. Był tylko jeden mankament, a mianowicie zasobność portfela.
Tak gapiła się i gapiła, idąc wolnym krokiem, gdy ktoś z całej siły pociągnął ją z bara. I pewnie bardziej na tym ucierpiał, bo blondi składała się głównie z kości i... no i jak nazwa wskazuje, z blond włosów.
- Uważaj, kurwa - mruknęła niezbyt sympatycznie, bo iPod wyleciał jej z kieszeni płaszcza i z hukiem uderzył o wybrukowany chodnik. Schyliła się po niego i dostrzegła na kogo tak pozłorzeczyła.
- Angel, przepraszam, nie poznałam cię. Jak leci, znalazłaś lokum?
[czy jest szansa, że Angie pomogła wyjść Milce z depresji, itd? na przykład przy pomocy starszej siostry wysłały ją do kliniki, żeby znowu zaczęła wpierdalać makaron zamiast wódki? :D bo odkąd Mii nie ma, to nie widzę nikogo, kto mógłby przejąć taką rolę]
Amelie należała do tych osób, którym niepotrzebne były dodatkowe atrakcje by dobrze się bawić. Miała tak wybuchowy charakter, będąc równocześnie osóbką pełną energii, że nie potrzebowała ani specjalnie alkoholu do dobrej zabawy, ani żadnych innych używek. Co nie znaczy, że była abstynentką. stosowała zasadę, że wszystkiego należy próbować, ale z umiarem. Choć różnie z tym bywało...
- Oh...- westchnęła cicho patrząc pełnym zaskoczenia wzrokiem na Angel. Sama nie była pewna jak powinna się zachować, bo zdecydowanie nie było to błahe wyznanie, choć wypowiedziane chyba w najmniej oczekiwanej chwili i równie osobliwy sposób.- Na pewno była świetną osobą. Kobietą, równie genialną co i Ty.- zapewniła blondynkę przyjaznym uśmiechem kładąc dłoń na jej ramieniu, w nadziei, że ten drobny gest okaże się pomocny.- Szczerze mówiąc ja też je lubię. Jest niczego sobie.- zaśmiała się wesoło.
[No problem. Sama nie piszę dłużej i tak.]
Milan nigdy nie był dobrym wokalistą. Oczywiście kiedy grał na gitarze mruczał pod nosem teksty piosenek, tak samo będąc pod prysznicem wyśpiewywał słowa lecące z radia. Mimo wszystko nie lubił swojego głosy, który nie był na tyle dobry by świat mógł go usłyszeć.
Kiedy do jego uszu dobiegły słowa piosenki 'My immortal' - przystanął na chwilę i zapatrzył się na grającą blondynkę. Osobiście nie przepadał za wokalistką grupy Evanescence, jednak wersja piosenki śpiewana przez dziewczynę mocno go zaintrygowała. Oparł się więc o ścianę kamienicy i przysłuchiwał.
Chłopak, towarzyszący Monie, pokręciła tylko z rozbawieniem głową i wyciągnął ręce w obronnym geście.
- nic nie widziałem, nic nie wiem... - mruknął ze śmiechem i ruszył schodami ku kolejnym piętrom. Mona jedynie westchnęła ciężko, obserwując zachowanie kuzyna i podeszła bliżej blondynki, nadal starając się w miarę miło uśmiechać.
- To nie tak - skwitowała jej ostatnie zdanie i zatrzymała się kilka kroków przed nieznajomą. Spojrzała na drzwi, jakby to miało jej powiedzieć, czy ktoś jest w środku, czy mieszkanie jest puste, ale w sumie i tak mało ją obchodziło, czy jego lokator to usłyszy.
- To dość specyficzny człowiek. To, że ludzie tracą przez niego czas i nerwy sprawia mu jakąś dziwną satysfakcję, więc nagminnie znęca się nad innymi takimi ogłoszeniami. - mruknęła wzdychając cicho i spojrzała na dziewczynę z dość niewinną miną. - może nie wiesz, ale od strony jego mieszkania są schody pożarowe. Nikt z mieszkających tu ludzi by się nie obraził, gdyby kolejna osoba go zaskoczyła i urządziła mu małe piekło - ostatnie zdanie wypowiedziała wręcz z błogim uśmiechem. To, ze facet proponuje mieszkanie w gazecie, a potem nie otwiera i nie oddzwania to jego najdelikatniejszy dowcip. O wiele bardziej wyżywał się na mieszkańcach kamienicy, dlatego co jakiś czas ulegał małym sabotażom z ich strony. Trochę nieładnie, ale jeśli ma się uporczywego sąsiada, to nawet nie myśli się o takich rzeczach. - chętna? - spytała, z nutką nadziei w głosie, bo blondynka nie wyglądała na delikatna kobietkę, niepotrafiącą porządnie podnieść głosu.
[Kiedy ja nie mam pomysłu, żeby zacząć ;)]
[Ojejku, aż mi się ciepło od Twojego entuzjazmu zrobiło. Nie wiem czy może przypominać, pewnie może.
No więc osobiście nie lubię tego całego procesu zapoznawania, więc szczerze mówiąc myślę że miło by było jakby się znali :]
[Jak wymyślę to napiszę, nie potrafię tak na zamówienie napisać czegoś, co ma sens xD]
[Jak chcesz to zacznij, bo ja mam chwilowy zastój i nawet komentarzy długich nie mogę skleić xd]
[Tak naprawdę to ja nigdy nie mam wakacji xP]
[Odpiszę ci jutro xD walnęłaś taki skomplikowany wątek, że jeszcze bardziej mnie dobiłaś ;p]
[Informacja na samym szczycie karty ;)]
[Pewnie, że nie xP dobry, tylko nie chcę odpisywać jednym zdaniem. no i muszę wymyślić reakcję xd]
[Pojutrze, albo nawet jutro już odpiszę ;*]
[Dobranoc ;P]
[Może chetna na jakiś wątek? Jestem całkiem nowy i dopiero zwerbowany więc liczę na miłosierdzie :) ]
To śmiesznie musiało brzmieć, ale Samule starał się nauczyć, jak ma żyć, żeby nie zabijać każdego człowieka, który go zdenerwuje albo rozdrażni. To dziwne, ale wolał już spędzać te kilka godzin dziennie w szkole niż iść na piwo z kimkolwiek. Dlatego zazwyczaj chodził sam. Jakby nie patrzeć wystarczało mu to, że musiał gadać przez kilkanaście godzin najpierw do młodszego pokolenia, a potem do studentów. Chyba w życiu tyle nie mówił, ile na zajęciach, o.
Irytowało go trochę to, że Rick tak bardzo się starał zrobić z niego normalnego człowieka. Nie chciał tego. Wiedział, że nie potrafi się zmienić, a i nie chciał tego robić, więc wystarczało mu to, jak jest teraz. A było dobrze, skoro nie miał ochoty wybić całego społeczeństwa, nie?
Był dzisiaj długim gościem w jednym z barów, bo zamówił całkiem sporo, ale jak widać nadal trzymał się na nogach. Wypił wystarczająco, żeby poczuć się pod wpływem, ale nie pił pijany, jeśli można było to tak nazwać. Na jego nieszczęście miał mocną głowę.
Może i wypił dużo, a teraz zaciągał się tytoniem, ale nie bardzo wiedział, dlaczego jakieś blond babsko rzuca się na niego z liści. Owszem, bardzo często mu się należało, biorąc pod uwagę fakt, że nie był księciem na białym koniu, ale to też wina owych dam, że tego nie rozumiały. Z drugiej strony, pamięć miał dobrą i nie przypominał sobie, żeby ta dziewuszka mogła mieć do niego, jakieś 'ale'.
Spojrzał na nią z tych swoich dwóch metrów i mocno się zaciągnął. Cóż, uderzenia prawie nie poczuł.
- Coś jeszcze? - uniósł brew.
[Fajnie. :D]
Gaspard stanowczo należał do ludzi towarzyskich. Niestety nawet on, musi czasem poświęcać czas na tak prozaiczne czynności jak nauka. Skazując wieczór na straty wybrał się do kolegi z roku i razem zasiedli do książek. Po długich godzinach, pełnych wątpliwości i pytań bez odpowiedzi wybiła północ. Obaj utwierdzeni w przekonaniu, że ani książki, ani notatki, ani internet nie są w stanie im pomóc, postanowili poszukać rozwiązania gdzie indziej. Po poważnym rozważeniu wszelkich "za" i "przeciw" zdecydowali się na jeden z częściej rzez nich odwiedzanych clubów. Ponieważ noc była jeszcze młoda liczyli na pełny relaks.
Następne kilka godzin spędzili w sposób szczególnie przyjemny, a więc na piciu, paleniu i pląsach, mających imitować taniec. Gaspard dopiero rano wrócił do swojego mieszkania i zasnął snem sprawiedliwych.
Obudził się koło południa. Zdziwiony, że nie nęka go ból głowy i, że jest nawet wypoczęty udał się pod prysznic. Po dokładnym wymyciu i spłukaniu ciała, stwierdził,iż czuje się na prawdę dobrze i rześko. Właśnie wychodził spod prysznica, kiedy usłyszał pukanie. Pomyślał, że pewnie Amelie tradycyjnie zapomniała klucza, a jednocześnie do jego umysłu dotarła informacja, że siostry nie ma w domu. Może znowu pobiegła gdzieś poćwiczyć? Albo coś innego? Nie ważne...
Ubrał się szybko w bokserki i susząc włosy ręcznikiem poszedł otworzyć drzwi. Pewien, że to siostra, obrócił się chcąc wracać do swoich zajęć, zaraz po przekręceniu zamka, ale coś mu nie pasowało. Otworzył szerzej drzwi i spojrzał na gościa.
- Em... witam piękną panią. Czym mogę służyć? - Powiedział wesoło, jednocześnie się kłaniając, jednocześnie chcąc odwrócić uwagę nieznajomej od jego obecnego wyglądu... zupełnego bałaganu na głowie i brakiem ubrania, za wyjątkiem zwykłej bielizny.
[Jak najbardziej mi odpowiada :)I dziękuję za pochwałę, szczególnie, że jak zwykle pisałem na szybko i Amelie kazałem sprawdzić, bo mi się nie chciało :P]
Są różne rodzaje fetyszów. Ten był chyba najdziwniejszym, jaki Mona spotkała, ale nikt nie powiedział, że na świecie nie ma ludzi, którym robienie na złość innym nie sprawia przyjemności.
Jak już zostanie tym śmiesznym psychologiem, to będzie używać radykalnych metod do walczenia z tego rodzaju palantami. Co z tego, że to niepedagogiczne? Przynajmniej skuteczne.
- Mogłoby być zabawnie - stwierdziła bez cienia strachu i zaśmiała się cicho pod nosem. Każdy sposób był dobry, żeby wykurzyć niechcianego sąsiada. Niemal jak w filmie "Starsza pani musi zniknąć". No, mniej więcej mieli ten sam problem, tylko tytuł brzmiałby "Pan Howard musi zniknąć".
- Nie. Już nie - odparła, mimo wszystko łakomym wzrokiem pożerając jej papierosa. Zawsze tak się działo, że jak już prawie zapomniała, ktoś musiał jej przypomnieć o dawnym nałogu. Nie obwiniała o to nigdy tej palącej osoby, miała po prostu okropnego pecha.
Kilka sekund po tym, jak wypowiedziała te słowa, zamek w drzwiach kliknął charakterystycznie i stanął w nich naprawdę otyły człowiek około czterdziestki. Mon aż skrzywiła się na jego widok. Był obleśny, nosił poplamione ubrania i chyba rzadko się kąpał. na sam jego widok, miała ochotę uciec do swojego mieszkania, dwa pietra wyżej.
- Witam panie - odparł dziwnie radosnym głosem, zamykając drzwi na klucz, z niezwykle zadowoloną miną. Dziewczyna dyskretnie zatkała sobie nos rękawem bluzy, żeby nie musieć wąchać jego smrodu. - naprawdę chciałabyś z nim mieszkać? - spytała półszeptem, patrząc na blondynkę ze śmiechem.
Akurat komuś takiemu jak pannie Alwarez pakowanie się w kłopoty absolutnie nie przeszkadzało. Życie jest zbyt krótkie, żeby bać się wyrażać swoje zdanie i udawać kogoś, kim się nie jest. Jeśli coś ją wkurzało: zwyczajnie się na tym mściła. Oj zły charakter, zdecydowanie zły charakter. Zamiast studiować psychologię, powinna chyba sama do jakiegoś się udać, na terapię, która pomoże jej zwalczyć nadmiar agresji i destrukcyjnych planów, kłębiących się w jej głowie. Nie, żeby była zawiedziona, czy zła na dziewczynę. Każdy postępuje tak, jak chce i byłoby to niegrzeczne, gdyby starała się narzucić swoje poglądy tej osobie, do tego całkiem obcej.
Na jej słowa, tylko roześmiała się wesoło. Fakt, istniały na świecie gorsze rzeczy, niż Howard, na szczęście Alwarez nie spotykała ich zbyt często.
Co do pomysłu z Hogwartem nie byłoby to takie głupie, te rzesze fanów mogłyby go zgnieść i ułatwić życie wszystkim ludziom. Ale, pewnie nikt nie da się na to nabrać, nie ma szans.
Mężczyzna odwrócił się w stronę blondynki z wyrazem pewnego szoku na twarzy. Pewnie spodziewał się awantury, albo w ogóle zignorowania jego osoby. Mona wątpiła w to, żeby ktoś taki przywykł do uprzejmości. szybko się jednak zreflektował, starając nie dać nic po sobie poznać.
- Nie, ale potrzebuję striptizerki na wieczór. Może jesteś chętna? oczywiście nie zapłacę zbyt wiele... - mruknął z cwaniackim uśmieszkiem. Tak, wyraźnie ją prowokował, choć w tym wypadku dziewczyna wręcz modliła się w myślach, żeby blondynka nie dała mu się wyprowadzić z równowagi. To chyba rozwścieczyłoby go dostatecznie, żeby nie wracał do mieszkania przez trzy dni.
Zmarszczyła gniewnie brwi słysząc to osobliwe porównanie z ust Angel, które ani trochę jej nie pasowało, a już na pewno nie przypadło do gustu. Co więcej Amelie bez większego trudu mogłaby sobie wyobrazić taką scenę, choć... nie, chyba nie do końca. Była pewna, ze Angel świetnie prezentowałaby się w białej kreacji, ale skrzydła jakoś jej nie pasowały. Aureola tym bardziej. Jasne pasma włosów, zdanie panienki Morel, w zupełności wystarczały.
- Poza tym, mam nadzieję, że nie wypijesz całego baru.- spojrzała znacząco na szklankę dziewczyny, kiedy ta otrzymała kolejna porcję alkoholu, podczas gdy sama Amelie nie wypiła swojego drinka nawet do połowy.- Są zdecydowanie lepsze formy rozrywki. I w ogóle miałam się Ciebie spytać, kiedy mogłabym posłuchać jak śpiewasz. No wiesz, kiedy dajecie jakiś koncert. Chętnie bym się wybrała. Ostatnio brakuje mi jakiś większych rozrywek. Chodzenie po barach i klubach staje się monotonne.- westchnęła cicho upijając malutki łyk trunku.- Poza tym zastanawiam się nad znalezieniem mieszkania...
Blondi w odpowiedzi na pytanie uśmiechnęła się wesoło.
- No, moja droga, czynię postępy. Zgadnij ile przytyłam... - zaczęła, ale nim koleżanka wyraziła swoje zdanie, a raczej próbowała zgadnąć, Mila zagłuszyła ją wesołym wrzaśnięciem:
- Całe sześć kilo! Nie wiem jak mam wam dziękować!
W sumie to raz miała ochotę dziękować, jak teraz, a czasami jej wracała ta mała mania liczenia kalorii i wtedy nie mogła patrzeć na swoje "ogromne" odbicie w lustrze. Prawda jednak była taka, że nadal miała niedowagę.
[wybacz, że tak krótko, nic mi nie wpadło do łba]
[Piszę... różnie. Od nastroju zależy :P]
Wysłuchał jej na spokojnie, jednocześnie przyglądając się koleżance siostry. Może powinien poznać i inne jej znajome? W końcu dwa lata różnicy to żadna różnica... Interesujące kogo jeszcze zna mała Amelie.
Uśmiechnął się lekko słysząc jej komentarz. - Wchodź. Przeszkodziłaś mi w tak perwersyjnej czynności jak prysznic, więc daj mi szansę się ubrać. - odpowiedział pogodnie, otwierając przed nią szerzej drzwi w zapraszającym geście. - Amelie... gdzieś znikła. Widziałem ją... - zastanowił się, kiedy widział siostrę po raz ostatni. - Jakieś dwa... może trzy dni temu. Wyglądała na zdrową. Pewnie nic jej nie jest, tylko znowu o czymś zapomniała. - Zbagatelizował problem. Doskonale wiedział, że jego współlokatorka jest nieco szalona, ale da sobie radę. Skoro przeżyła dzieciństwo z nim... To jest silna.
[Ano... I dużo zależy od tego ile mam czasu na odpisanie :P]
Uważał się za całkiem normalnego człowieka. Przecież... nic nie robił, prawda? Nikogo nie zabił, nie okradł... był wręcz idealny!
Gość był na prawdę interesujący. Jeśli siostra ma więcej tak ładnych koleżanek i do tego całkiem odważnych, to na prawdę powinien pomyśleć o zrobieniu w domu jakieś imprezki ze specjalnym zaproszeniem znajomych siostry.
Parsknął cicho, kiedy się przedstawiła, a potem wyszczerzył w szerokim uśmiechu. - Gasper, aniołku. - powiedział wesoło. - Witam w naszym skromnym piekiełku. Nie bój się. Wchodź, rozgość i w ogóle. Pijesz coś? - zapytał. Rozejrzał się po pomieszczeniu jakby sprawdzając, czy gość ma gdzie usiąść. Na szczęście nie było źle. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że w mieszkanku panował porządek... no może poza jego sypialnią. - Amelie... przecież jest dorosła. Nie trzeba się o nią martwić, prawda? -zerknął na nią. Jej uroda na prawdę przykuwała wzrok. Zamknął za dziewczyną drzwi. - Siadaj. - zachęcił, lekko popychając ją w stronę fotela, wcale nie dlatego, żeby ją dotknąć... ani trochę.
Skinęła głową, choć z niezbyt przekonująca miną, ale nie chciała drążyć tematu. Ostatecznie Angel była dorosła i mogła robić co jej się żywnie podobało. A skoro zapewniała Amelie, że ta nie ma się o co bać, to i nie było po co robić afery z byle czego. A już na pewno nie o alkohol. Byle blondynka nie spiła się do nieprzytomności, ani nie zaczęła wymiotować, to wszystko będzie dobrze.
- Wiesz, chętnie bym Cię zaprosiła do siebie, ale niestety wieczorami mieszkanie zostaje pod władaniem Gasparda, który subtelnie sugeruje nie wracać w godzinach nocnych, raczej o wczesnym poranku.- westchnęła ciężko. O ile tylko nadeszła wiosna ich wspólne życie zmieniło się diametralnie, na czym, nie ukrywajmy, amelie straszliwie cierpiała. Takie wieczory, gdy zmuszona była do tułania się po mieście stawały się coraz częstsze, a ona sama coraz bardziej zmęczona. Kto w ogóle wymyślił starszych braci?- Ale możemy pośpiewać na ulicy. Może zarobimy na jakieś dobre jedzenie, mhh?- zapytała nagle z rozmarzonym uśmiechem na ustach, bo od zawsze marzyły jej się jakieś publiczne występy tego typu, choć nigdy nie miała najlepszego pomysłu na zaprezentowanie się. Niestety muzycznie, ani tanecznie, specjalnie zdolna nie była. W końcu nikt nie jest ideałem i we wszystkim dobry być nie może. Nawet jej ukochanemu bratu wiele brakowało, choć sam uznawał siebie za kogoś doprawdy wybitnego.
Może nie był idelany, ale nadrabiał pewnością siebie. Zwykle szedł przed siebie niewiele myśląc, dążył do celu nawet po trupach, ale kto by się martwił? Jakby miał sam siebie osądzić to pewnie stwierdziłby, że jest nijaki, ale nie często zdarzało mu się prowadzić egzystencjalne dysputy z samym sobą.
Zaskoczyła go, kiedy zażyczyła sobie alkoholu. Uśmiechnął się weselej. - Zaraz coś przyniosę. - obiecał gorąco i wyszeł na kilka chwil. Wrócił w krótkich spodenkach, ale o bluzkę już się nie pokusił. Zamiast niej trzymał w ręku dwie szklaneczki i butelkę Jonny'ego oraz karawkę wina. - To tak jakbyś czuła się nie nasycona. - powiedział stawiając wszystko na ławie
- A więc... co Cię łączy z moją siostrzyczką? - zapytał siadając na kanapie. Odkręcił butelkę i polał im, poczym podsunął trunek dziewczynie.
Nie ćpał... zbytnio. Czasem coś zapalił, czasem coś wciągnął, ale nie uważał się za uzależnionego. Jeśli nie było okazji to nie potrzebował. Gorzej ze zwykłymi papierosami i alkoholem, ale w końcu na coś trzeba umrzeć, prawda?
Roześmiał się. Dopiero po chwili zrozumiał, o czym mogła pomyśleć. Nie sądził, żeby siostra była lesbijką czy też bi... choć co tam? Wszak to nie jego sprawa. Jednak zupełnie o co innego pytał. - Zastanawiam się, czy dobrze się znacie. - powiedział wesoło. - Jakoś nie często rozmawiamy i zwyczajnie jestem ciekawy jak sobie radzi w życiu. - Dodał w ramach wyjaśnień.
Przyjrzał się dziewczynie uważnie. Wyglądała na zadowoloną. Nie miał nic w planach, więc spokojnie mogli posiedzieć przy trunku... może nawet Amelie wróci w między czasie? Kto wie?
Może rzeczywiście wydawało się to rodem z filmów, a z pewnością była to metoda niekonwencjonalna, niemniej w tym przypadku podziałała, a to Jacqueline uważała za najważniejsze. Cóż, mogła uchodzić za potwora, osobę bezduszną, bezczelną, czy co tam jeszcze sobie dziewczyny wymyślą, nie robiło jej to najmniejszej różnicy.
- Jacqueline. Jackie - dodała po krótkiej chwili, dając tym do zrozumienia, że woli krótszą wersję swojego imienia. Była mniej oficjalna, mniej sztywna.
Również się uśmiechnęła.
- Doprawdy? - uniosła jedną brew do góry, lustrując dziewczynę wzrokiem, zupełnie jakby chciała ocenić, czy blondynka faktycznie tak uważa. Słyszała już wiele podobnych komentarzy, rzuconych od niechcenia, bo 'tego wymaga dobre wychowanie'. W wiekszości przypadków wątpiła, żeby ów ktoś w ogóle ją zauważył na scenie, ale to już inna sprawa.
- Dziękuję - powiedziała w końcu. Nawet jeśli było wymuszone, to podziękować powinna..
- Cóż młoda osoba robi w teatrze? - zapytała z rozbawieniem, wychodząc z budynku. - Zwykle takie tutaj nie goszczą, ponieważ teatr nie jest już modny..
[Jackqueline Darrieux]
Ludzie krzywdzą się nawzajem bez względu na to co robię. Rozmyślanie o każdym po kolei prowadzi do paranoi. Trzeba zwyczajnie żyć, cieszyć się tym, co się ma i korzystać z każdej chwili. Czyżby epikureizm był filozofią jego życia? Może... choć czasami zahaczał o hedonizm. Oczywiście nie celowo. W każdym razie każdy musi kiedyś odejść z tego świata i zrobić miejsce dla kolejnych pokoleń. Przy takim trybie życia ma szanse dość szybko udostępnić swój kawałek ziemi dla potomnych.
Roześmiał się. Podobała mu się i szczerze zaczynał ją lubić. Za tę bezpośredniość i prostotę. - A lubię. Nawet bardzo. - Odpowiedział bez wahania. - Jesteście bardzo ładnymi istotami i patrzenie na was zaspokaja moje potrzeby estetyczne. - Rozparł się wygodnie opróżniając szklaneczkę. - Ale Ty też na mnie patrzysz. - zauważył i dolał im smakowitego płynu.
Dlaczego miałaby to być jej wina? Przecież chyba nie chodziła z nożem w ręku wbijając go wszystkim bliskim w plecy?
Rodzeństwo zazwyczaj się różni. Nie widział wielkiego podobieństwa między sobą a Amelie... choć nie mniej lubił swoją siostrę i nawet odetchnął z ulgą, kiedy wydostała się spod czujnej obserwacji rodziców.
Pokręcił rozbawiony głową. - Może na to nie wygląda, ale znam zasady dobrego wychowania. - odpowiedział pogodnie, w ogóle nie myśląc o tym, że pewnie powinien poczuć się urażony. - Ale skoro Ty możesz patrzyć, to ja również. - dodał, ponownie polewając. - Muzyka, powiadasz... grasz gdzieś? - zapytał. Nigdy specjalnie nie skupiał się na muzykach, więc ten świat był dla niego tajemnicą. Sam kiedyś dotykał instrumentów, ale to było dawno. Zapewne teraz nie umiałby zagrać nawet prostego utworu...Może powinien pomyśleć o kupieniu gitary? Nie... nie stać go. Może w jakiejś innej alternatywnej rzeczywistości jego odpowiednik zajmuje się muzyką.
- Będziesz mogła grać tyle, ile chcesz i wcale nie w kąciku. Mówisz do osoby, której miłością jest właśnie muzyka. Po przygrywam ci na swojej gitarze lub skrzypcach - dodała z uśmiechem. Wolała akompaniować na pianinie, ale niestety takiego w mieszkaniu w Amsterdamie nie miała. Cóż, szkoda, ale nie mogła go tachać z Hagi, aż tutaj. Nowego też nie miała zamiaru kupować, bo prawda była taka, że wraz z dorosłym życiem, w którym nie obrała muzyki za obowiązek, miała coraz mniej czasu dla nut, dla swoich ukochanych instrumentów.
Proponowała jej to, bo była dobrą kobietką, której się nudziło i która uwielbiała pomagać innym ludziom, nawet jeśli nic z tego nie miała. A Angel była właściwie znajomą, więc nie mogła zostawić blondynki na chodniku. Wstała z niego i wyciągnęła w jej kierunku.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko szczeniakom. Bo taki jeden na mnie tam czeka, na nas właściwie - uśmiechnęła się pogodnie, czekając na reakcję dziewczyny.
[Biorę się za komentarz już trzeci raz i nadal nie wiem, co mam odpisać. ;D]
- Tak, na pewno - odpowiedziała z uśmiechem, ale spoważniała, gdy zobaczyła, że uśmiech z twarzy Angel także znikł.
- W którą stronę idziesz? - zapytała, a gdy dziewczyna wskazała jej drogę, ruszyła z nią w tamtą stronę.
- W ogóle wiesz co u niej? Jak się trzyma? I co z Małą? - zarzuciła Angel natłokiem pytań, chociaż wcale nie natrętnych. Już doskonale wiedziała, że nie uzyska odpowiedzi gdzie jest Mia, nie miał nikt pojęcia kiedy wróci, ale przecież samopoczucie ukrywającego się gdzieś człowieka wcale nie jest jakąś super tajną informacją.
Chyba...
Nie znał dziewczyny, a szczególnie jej rodziny i historii i dlatego nie mógł potwierdzić ani sprzeciwić się winie, jaką Angel sobie przypisywała. Wiedział natomiast, że każdy jest indywidualną jednostką i nawet geny nie mogą wpływać na wszystkie cechy ludzkich osobowości. Przyjmując, że całą jego rodzina należała do klasy prawników on wraz siostrą wyglądają jak adoptowane dzieci, choć, o ile miał rację, było oczywistą nieprawdą.
Reguły... nie sprzeciwiał się wszystkim, niektóre zwyczajnie ignorował, część nawet pochwalał... jeśli tylko się nad tym zastanawiał, co przypadało tak mniej więcej... raz na rok? Prawdopodobnie. Jednak wychowanie w "dobrym domu" sprawiało, że niektórych zachowań się zwyczajnie brzydził lub nimi pogardzał. Nie tyczyło się to jednak picia czy paleniu jakiś niewinnych ziółek.
- To w sumie ciekawe. I godne podziwu, że jakoś sobie radzisz. - stwierdził po pijając alkohol.
Przez dłuższą chwilę patrzyli sobie w oczy. Zastanawiał się czy dobrze ją rozumie, ale nie czuł potrzeby upewniać się w tej kwestii. - Usypia nie tylko czujność. - potwierdził. Uśmiechnął się i stuknął jej szklaneczkę. - Twoje zdrowie. - Rzucił wesoło i opróżnił naczynie.
- Usypia... - zastanawiał się co powiedź. - Czujność, rozsądek? - powiedział wesoło i cmoknął ją w policzek, żeby udowodnić swoje poglądy. Na jego twarzy był zaczepny uśmiech i widać było, że nie traktuje sytuacji poważnie. Spodziewał się, że ona również tak się zachowa, gdyż z jej wcześniejszego zachowania wnioskował, iż nie należy do ludzi przesadnie porządnych.
- A na co chorowałaś? - zapytał zaciekawiony. Przysunął się do niej, żeby nalać jej więcej trunku. Sobie z resztą też.
Jeśli chciała gdzieś nocować, to mógł jej udostępnić kawałek przestrzeni. Zawsze też istniała możliwość wyeksmitowania Amelie.
Milan grywał na gitarze, więc miał niewielkie pojęcia na temat muzyki. Kiedy z ust blondynki padło pytanie, uśmiechnął się szeroko i jedynie zaklaskał kilka razy. Nagle jakby obudził się z transu i zaczął rozglądać się po miejscu, w które dziewczyna wybrała sobie na recital.
- Podobało się, owszem - powiedział w końcu, przenosząc wzrok na twarz, a dokładniej na jej zielone oczy. - Ale dlaczego tutaj? - zakończył pytaniem, na które rzeczywiście chciał poznać odpowiedź. W zasadzie, nie dziwił się, że nie ma miejsc dla wszystkich muzyków na tym świecie w światłach reflektorów. Jednak zobaczenie artystki w takim miejscu wcale nie jest czymś przyjemnym dla oka. Większość ludzi marnuje się właśnie w taki sposób. Nie powiedział jednak tego głośno, najpierw chciał poznać odpowiedź.
Blondynka zrobiła nagle duże oczy, chciała wręcz wrzasnąć zaskoczona "W Australii?!", ale tylko milczała. Już wiedziała, że byłaby to ogromna nieostrożność. W tym krótkim czasie, gdy Angel mieszkała jeszcze w pokoju obok jej sypialni, zdarzyło się, że nieprzyjemny gbur jeszcze odwiedził Milę pytając to o Mię, to o Angie i zdecydowanie nie chciała, aby przez nią ucierpiała jej kochana przyjaciółka, albo jej dziecko.
Z kolei zabawne, że bardziej jak młodszą siostrę traktowała Mię, kiedy Angel, chociaż jeszcze młodsza i głupiutka - była osobą, z którą naprawdę mogła się dogadać. Zwłaszcza, że najmłodsza siostra Evans nie wylewała jej wódki przez okno, ale wręcz przeciwnie, dosiadała się do niej i piły razem. Do pewnego momentu oczywiście. Ale i tak nic nie wylewała, chwała jej za to.
- Myślisz, że wróci tutaj? - zapytała niepewnie, spoglądając na blondynkę.
[Gdzie spotkać...Wszędzie, dosłownie.Park, klub, bar, pizzeria, boisko, teatr, muzeum, gorzelnia, parking, sklep etc, etc.innymi słowy-gdzie Ci wyobraźnia pozwoli.:]
Szczerze się roześmiał. Może był to wpływ alkoholu, ale całkiem się rozluźnił i dobrze mu się siedziało. Nie zamierzał być nachalny. Nie to nie. Z resztą możliwe, że miał pewne opory ze względu na to, że w końcu była koleżanką siostry.
- To chyba dobrze. - stwierdził. - Poco tracić czas na chorowanie? - uśmiechnął się wesoło. - Chcesz coś zjeść? - zapytał wstając. Sam zrobił się głodny. Wątpił by w jego lodówce było coś więcej niż jajka, masło i kawałek wędliny o wątpliwym stanie, ale może da się stworzyć coś z niczego. - Nie wiem kiedy Amelie wróci, ale chyba nie warto czekać z pustym żołądkiem. - dodał.
Zrobił krok w stronę kuchni i podziękował sobie za lata praktyk w piciu. Zupełnie go nie ruszyło. No... może wprawiło w lepszy humor, ale koordynacja ruchowa była w stanie idealnym.
- Miło. Ja w sumie jeszcze nie zaczęłam się rozglądać za nowym współlokatorem, a powinnam, bo jak przyjdą rachunki, skończy się sielanka - wywróciła oczami, jednocześnie wchodząc na klatkę schodową.
- Z kim mieszkasz? - zapytała, zakładając od razu, że Angel nie ma tylu zasobów finansowych i pustki w głowie, żeby kupować własne mieszkanie. - Mam nadzieję, że nie jakiś ćpun i morderca - wzdrygnęła się, chociaż wiedziała, że są to w sumie klimaty Angel.
o, sorry, nie to konto. egejn -.-
Wszedł do kuchni obawiając się istnej stajni Augiasza, ale siostra musiała przed wyjściem posprzątać. Może zrobiła jakieś zakupy? Otworzył lodówkę i zlustrował szafki. – No… Świetnym kucharzem nie jestem. – Przyznał się. – Ale otruć Cię nie chcę. – Spojrzał na nią i uśmiechnął się lekko. – Zwykle moje „potrawy” to dania z niczego i tak będzie tym razem. Jak zwykle nie było komu zrobić zakupów… więc mamy… - Obrócił się do szafek. – Ziemniaki…-Ponownie otworzył lodówkę. – Ketchup… parówki wyglądające na jadalne… O! Nawet świeży ogórek się znajdzie. – Ponownie rzucił na nią okiem. – To nie będzie uczta, ale powinno być jadalne. – stwierdził i wyjął deskę i patelnię, zaczął obierać ziemniaki. – Jakby Ci się nudziło, to możesz coś zrobić. – Rzucił do siedzącej dziewczyny. – Na przykład polać jeszcze jakiegoś trunku. – Podpowiedział. Trochę chciał się jej pozbyć z kuchni, żeby nie patrzyła mu bez przerwy na ręce, ponieważ nieco go to drażniło. A napić mógł się zawsze.
Życie jest ciężkie i zawsze jest co do garnka włożyć... szczególnie, jeśli wszystko się przepija. Bawiło go jej komentarze. Kiedy przyszła z trunkiem właśnie skończył obierać ziemniaki i zaczął je kroić w odpowiedni sposób, aby powstały takie... coś podobnego do trójkącików. - Jeśli zamierzasz mnie otruć, to trudno. Tylko pamiętaj, żeby przekazać Amelie, że wszystkie swoje dobra zapisuję na nią, a długi na ojca. Jesteś świadkiem mojego testamentu. - powiedział wesoło. Napił się łyka trunku, jako forma przerwy. - I możesz zostać, tylko nie patrz na mnie jak na ekran. - Dodał i pogroził jej nożem, a potem wrócił do krojenia. Potem rozgrzał patelnię i wrzucił ziemniaki na oleju do smażenia, a jego kolejną ofiarą zostały parówki.
Jej wzrok spokojnie wędrował od twarzy blondynki, do twarzy obleśnego Howarda. Lubiła obserwować ludzi w ekstremalnych sytuacjach. Dziewczyna, mimo, że po tonie głosu, ani po gestach nie wyglądała na zdenerwowaną, to mimo wszystko została wyprowadzona z równowagi. Umiała jednak bardzo dobre spożytkować swoją złość, nie wyżywając się na innych krzykiem i groźbami, a spokojnie i z niejaką finezją przekazać co czuje. Mona Alvarez, jako emocjonalna kaleka nie zawsze umiała nad sobą panować, dlatego zachowanie dziewczyny zrobiło na niej duże wrażenie.
Z kolei Howard, do którego chyba nigdy żadna kobieta nie zbliżyła się aż tak, musiał odczuwać wielki psychiczny dyskomfort, co objawiło się nadmierną potliwością i przyspieszonym oddechem.
Tak, Mona była obserwatorem. Rzadko kiedy mieszała się do takich sytuacji, bo jej obecność i tak niewiele by wniosła.
Mimo wszystko była także osobą, którą bardzo trudno zaskoczyć, dlatego, po rękoczynie dziewczyny i zaciągnięciu jej na górę, tylko roześmiała się wesoło, w myślach powtarzając "dobrze Ci tak, sukinkocie!"
- Tak właściwie, to gdzie idziesz? - spytała, nadal rozbawiona całym zajściem, bez oporów dając jej się prowadzić schodami ku górze. - no i przy okazji, to ładnie go załatwiłaś. Chyba żadna laska wcześniej nie odważyła się podejść tak blisko. Nie zdziwiłabym się, gdyby mu stanął - odparła, zdziwiona faktem, że nie zwróciła na to uwagi wcześniej. Gdyby jej hipoteza się potwierdziła, ta historia byłaby jeszcze zabawniejsza, niż jest.
I tak nie mógł się przez nią skoncentrować. Dobrze, że nie pokroił sobie palców. Odetchnął z ulgą dopiero, gdy pokrywką zasłonił ziemniaki, a mięso leżało pokrojone na boku. - Musimy chwilę poczekać, marudo. - Stwierdził kręcąc głową. - I możesz na mnie patrzeć, ale nie gapić się. - dodał i kucnął obok niej. - Jesteś jak dzikie zwierzątko, wiesz? - powiedział śmiejąc się. Raz była miła, za chwilę złośliwa, potem agresywna, następnie przyjazna i wesoła.... a uogólniając: szalona.
Miał ochotę szczerze się roześmiać. Sytuacja była komiczna z jego punktu widzenia. Nie... nie czuł do niej niczego wielkiego. Była fajną dziewczyną i nie taką delikatno - pseudo - niewinną, z jakimi zwykle miał do czynienia, ale z pewnością się nie zakochał. Inna sprawa, że wygląd też miała niczego sobie i zwyczajnie, fizycznie mu się podobała. Nie był to jednak powód, żeby ją atakować w jakikolwiek sposób.
- Mała dzikusa. - Powtórzył, utwierdzając się w swej opinii. Szybkim ruchem, chwycił ją za ramiona i popchnął ją na szafkę. Musiała się o nią oprzeć, ale nie powinna mieć żadnego siniaka. - Raczej trudno byłoby Cię oswoić. Łatwiej zamknąć w klatce lub pokazać, że wcale nie jesteś niepokonana. - Powiedział patrząc jej w oczy, z trudem kryjąc rozbawienie. Po chwili podniósł się sprawdzić patelnie. Odwrócony do niej tyłem odpowiedział. - Jeżeli chodzi i postawę zwierząt...- zerknął na nią. - To chyba jestem leniwcem. - dodał już wesoło, jednocześnie mieszając ziemniaki.
Miłość to wielkie słowo, a Gaspard spokojnie mógł powiedzieć, że kocha... jedną osobę na świecie i nie była to miłość mężczyzny do kobiety, ale więzy krwi. Może nie chciał zobowiązań, może zwyczajnie go to nie obchodziło? Kto wie?
Ponieważ ziemniaki był na dobrej drodze, dorzucił skrojoną parówkę i zabrał się na przygotowywanie ogórka. - Dzikuski nie są nudne. To chyba ich największa zaleta. - odpowiedział wesoło. Jakoś nie mógł sobie wyobrazić tej dziewczyny w zamknięciu. Jej strażnicy chyba błagali by o miłosierdzie, żeby zostawiła ich w spokoju. Jako osoba wolna była szalona, zabawna i całkiem ciekawa. Przynajmniej Gaspard się przy niej nie nudził.
Rozpraszała go jak każdy człowiek, który kręci się po kuchni i wygłupia. Z drugiej strony bez niej zapewne by się nudził. To już działało na korzyść w jego opinii. Nie znał jej przeszłości i właściwie nawet specjalnie go to nie interesowało. Należy poznać człowieka, a nie dramat jego życia. Poza tym... czy ich znajomość potrwa na tyle długo by miało to jakiekolwiek znaczenie?
Wyjął talerze z szafki. Podziękuje później siostrze za porządki... może.
- Niektórzy nie lubią spokoju. Potrzebują obok siebie żywej, dzikiej osoby, żeby nakręcała ich do wstawania, chodzenia, gdyż w innym wypadku popadają w letarg. - odpowiedział, rozkładając sztućce. W miedzy czasie zajrzał na patelnię. - I pij. Po to wyjąłem tę butelkę. - dodał wesoło. Napił się łyka i odstawił szklaneczkę. - Kiedyś zażądam rewanżu. - Rzucił jeszcze i odwrócił się do ogórka, którego pokroił, wyłożył na talerzyk i przyprawił.
Mila roześmiała się wesoło, siadając na miękkiej kanapie. Zaczęła się chwilę zastanawiać nad tym pomysłem, ale zaraz w myślach się zganiła za swoją głupotę. Przecież to tylko zart, prawda? Prawda?!
- Ale z kolei potem mogę mieć problem z nadmiarem chętnych. Pan Mike nie będzie ich wiecznie odganiać, nie? - zrobiłą smutną minkę. Swojego sąsiada nadal nieco się obawiała (cóż, samo stwierdzenie, ze to niemiecki, był zapaśnik brzmiało strasznie), chociaż już zdarzyło się jej z nim pogawędzić, nawet i wypić, gdy Angel jej nie przypilnowała (ha, to była zima, prawdziwa zamiana ról!), ale... ale i tak wolała uważać. Za bardzo się na nią patrzył w TAKI sposób.
- Właśnie, nie uwierzysz co mi się ostatnio przytafiło... Wracałam sobie z ranki, takiej wiesz, prawdziwej, nie byle pijacko-rucho-randki! I w pewnym momencie zaatakował mnie mój, pff, "adorator", który wcale nie okazał się dżentelmenem - odruchowo złapałą się za głowę, a gęsia skórka wstąpiła na jej ciałoi na samo wspomnienie nieprzyjemnego wieczoru. Miałam dużo szczęścia, jakiś gość mi pomógł.
Nie, to nie było normalne. Tak się nie zachowywała, to nie było dla niej typowe. Nocne wypady, szaleństwa? Była do tego przyzwyczajona, a jakże, niejednokrotnie była prowodyrem w tego typu eskapadach, czy imprezach. Lubiła, kiedy coś się działo, kiedy życie pełne było nieoczekiwanych zwrotów akcji, ale nawet ktoś tak otwarty i ekscentryczny jak panienka Morel miał pewne zahamowania, czy ograniczenia. Jeśli o nią chodziło był alkohol, którego po prostu nie potrzebowała do bycia radosną i pełną energii. Zdecydowanie miała o wiele więcej do zaoferowania na trzeźwo. Ale sprawa mieszkania to coś zupełnie innego. Ile można się bawić i ile można się nie wysypiać? Amelie żyła w strachu, że niedługo przemieni się w zombie, albo równie przerażająca istotę, która bez kawy nawet nie będzie oddychać.
- O, jaki uroczy.- zachwyciła się dziewczyna widząc niepozorne stworzenie wychylające swój łebek spod kurtki blondynki. do tej pory nie miała jeszcze okazji oglądać kameleona z bliska Doprawdy, wielkie niedopatrzenie z jej strony.- Mhm miejsce... Może coś w centrum... albo jakiś mościk, czy coś?
Mogli się raz na jakiś czas spotykać, dlaczego by nie? Tyle tylko czy będą chcieli? Czy znajdą czas? Kto wie? Wszystko się może wydarzyć.
Parsknął cicho i sprawdził po raz kolejny patelnię. Pokrywkę odłożył na bok i podkręcił gaz, żeby obsmażyć wszystko na chrupko. Mieszał.
- Ładnie to tak mnie obgadywać? - zapytał rozbawiony. -A co takiego o mnie mówiła? - dodał z ciekawością i spojrzał na dziewczynę.
Spojrzał na nią i lekko uniósł jej brodę. - Wracaj na miejsce i nie marudź. Siedź grzecznie skoro nie chcesz mi powiedzieć, co za plotki o mnie rozpowszechniacie. - powiedział niby poważnie i odwrócił się do patelni. Po chwili wyłączył gaz i zaczął rozkładać "danie" na talerzach. - Mów ile chcesz. - polecił. Nie był zły czy chłodny. Po prostu nie miał dla niej nic do roboty i był szczerze głodny, a ziemniaki usmażyły się na jego wersję frytek, tyle, że z mięsem. Podał ogórka i wyjął ketchup.
- A co do alkoholu... to jest jeszcze wino, ale może później? - zaproponował.
[Wspaniałomyślnie wybaczę: Z okazji dnia dziecka ;p A tak na serio, to nic się nie stało;) ]
- Miło mi słyszeć taką opinię. Mało kto nas docenia - westchnęła. Taka już była smutna prawda.
Rozszerzyła oczy ze zdziwienia. Pytanie dziewczyny odrobinę ją zaskoczyło. Po prostu nie spodziewała się takiego i musiała się chwilę zastanowić nad odpowiedzią.
- Zaczęłam jako mała dziewczynka i rozstałam się z tym tylko na chwilę, więc można uznać, że poświęciłam na to całe moje życie. Zaś co do mojego miejsca pracy.. Wyjeżdżam na konkursy i inne tego typu spotkania, ale teatr mnie satysfakcjonuje. Nie marzę o nowoczesnych scenach - odparła z uśmiechem, zgodnie z prawdą. Miała dobrze płatną pracę, mogła też uczyć dzieci, miała odrobinę czasu dla siebie. Czegóż chcieć więcej?
Rozłożył jedzenie na ich talerze. - Mam nadzieję, że będzie smakowało. - powiedział i odłożył patelnię, a potem usiadł na przeciwko niej. - Nie wiem, dlaczego tak narzekasz. Na prawdę miło się spędza z Tobą czas, marudo. - powiedział wesoło. - Oczywiście byłoby przyjemniej, gdybyś skusiła się na innego rodzaju przyjemności, ale picie też jest w porządku. - dodał wesoło. - A co do moich zapasów... to jak widać ich specjalnie nie ma, więc i tak muszę je uzupełnić, więc o to się nie martw. - dodał. - Smacznego.
[Uuu, bejbę ;D Zmieniłam parę rzeczy i uznałam, że Eva nigdy psychologii nie studiowała, a teraz studiuje pedagogikę ;D]
Eva Smit pochodziła z muzycznej rodziny. Jej ojciec grał na gitarze, co było raczej jego pasją, bo pozostawał wiecznym samoukiem, a jej matka była z wykształcenia muzykiem i obecnie pracowała w filharmonii, grając na wiolonczeli. Eva nie chciała jednak być, jak oni. Miała ochotę coś zmienić i mimo tego, że od dziecka uczona była muzyki, nie potrafiła obrać jej, jako swojej przyszłości. Muzyką nie mogła bezpośrednio pomagać ludziom, a chciała to robić. Chciała pracować wśród ludzi, a nie wśród nut, w muzycznym zaciszu. Robiła wiele rzeczy: studiowała, udzielała się jako wolontariuszka, oddawała krew, pracowała, ale coraz mniej grała, więc okazję pogrania na swoich zakurzonych już pewnie skrzypcach, wyłapała od razu, tym bardziej ciesząc się z odwiedzin Angel.
- Bo muzyka to moja pasja, a nie zajęcie na resztę życia - odpowiedziała całkiem szczerze. Odpowiadała tak każdemu, kto o to zapytał. Uśmiechnęła się do blondynki, widząc, że ona skora do uśmiechów nie była. Ale Evcia zamierzała to zmienić, ot.
- Hm, w sumie to... - zastanowiła się, zabawnie marszcząc czoło, gdy w końcu odpowiedziała: - Herbaty mogę się napić, cholernie zimno mi jakoś.
Coś jej ze składnią nie wyszło. Ale miała jakąś niewielką słabość do chłopców o imieniu Josh. Zwłaszcza w chuuuuuj ładnych. Cóż, shit happens sometimes, right?
- Zawsze można zrobić zamianę, ja przygarnę brata, ty przygarniesz moją eks współlokatorkę i wszyscy będą zadowoleni. O ile - oczywiście - masz podobnego do siebie brata - roześmiała się wesoło, puszczając mu oczko. I licząc na to, że sama Angel nie odbierze tego lekkiego pół-flirtu wrogo. Wcale i w ogóle nie chciała z nią wstąpić na wojenną ścieżkę.
Oczywiście, że by nakrzyczał, a nawet nie omieszkałby jej oddać, w końcu nie bił kobiet, jednak jeśli one same zaczynały... Wypadałoby się bronić, ot co. Zresztą, dzisiaj nie miał siły na użeranie się z pijanymi/naćpanymi nastolatkami, które chodziły po świecie i biły każdego, kto był do kogoś podobny.
Uniósł nieco brew spoglądając na dziewczynę, a chwilę później również bezpardonowo wyrzucił papierosa tuż obok siedzącej dziewczyny. Tak, dzielił się swoją własnością, ale tylko z ludźmi, którzy należeli do jego grona. Ona nie należała. Proste.
Pokręcił tylko głową i zdecydował się zostawić na pastwę losu tą dziewczynę, bo w końcu nie był od pilnowania ludzi, którzy nie potrafili pić z umiarem, nie?
Dlatego ruszył sobie przed siebie i zatrzymał się parę kroków dalej, żeby móc usiąść na ławce i odchylić nieco głowę.
//Samuel Shephard
Spojrzał na nią uśmiechając się lekko. - Nie rób mi nadziei, marudo. - powiedział wesoło, mając wrażenie, że to przezwisko do niej przylgnie bezapelacyjnie. - Mam nadzieję, że smakuje, ponieważ nic innego w lodówce nie znajdziemy. - dodał. Jadł spokojnie, ale całkiem szybko. Na prawdę był głodny... kiedy ostatnio coś jadł... to będzie chyba koło południa dnia poprzedniego. - Bardziej wierzę w twój rewanż. - Rzucił wesoło i napił się "zacnego" trunku.
- O tam, wiek nie gra roli - roześmiała się. Ale prawda była taka, że na jakiś czas miała dość młodszych od siebie facetów. Marzył jej się stały, porządny związek. Ale stały, porządny związek nie oznaczał też powtórki z rozrywki, że hop na ślubny kobierzec i zaraz potem na porodówkę. Ale ktoś stały emocjonalnie, cóż, cóż, czemuż by nie?
- Angel, ważną sprawę mam - powiedziała ściągając z nóg koturny, by mieć możliwość podciągnięcia nóg na kanapę, pod własny tyłek. - Pytaj ludzi, czy nie szukają taniego lokum z zajebistą właścicielką/współlokatorką, bo mi się kończą pieniądze.
A to nowina. Mili dosyć często kończyły się pieniądze. Należała do tych osób, które mimo swojej wrodzonej odpowiedzialności - gdy już zaszalały, to wolały mieć nowe buty, dużo nowych butów - niż płacić rachunki.
[a wiesz, że Roro wraca?! :D]
- Z nieba mi spadasz, będę zachwycona - powiedziała wesołym tonem i spojrzała w stronę drzwi, za którym zniknął owy Max. Cóż, nie dziwiła się, że mógł mieć ochotę na najmłodszą Evansównę. Pewnie gdyby Mila była facetem, jeszcze bardziej ucieszyłaby się z kilku dodatkowych nocy, gdzie Angel zamieszka w jej mieszkaniu. Ale spoko maroko, bez zboczeń.
- A on wcale nie jest najgorszy. Wydaje się sympatyczny... ale z drugiej strony... - wzruszyła ramionami nie kończąc. Właśnie, z drugiej strony to nie był Rory. Ale o nim już zdążyła spokojnie zapomnieć. Tyle tylko, ze potrzebowała faceta tak pozytywnie nakręconego jak Parker.
[hahaha, faktycznie. ale załóżmy, że to błąd przez barierę jezykową - Mila nadal niezbyt udolnie posługuje się holenderskim xD]
[spoko maroko, to ja czekam, w międzyczasie idę z psem, więc może mi trochę czasu zająć. jak się nie spotkamy już to dobranoc i do jutra :)]
[no i co z moją odpowiedzią?:<]
[usnęłam zanim dotarło :D hahaa]
- Jeden pieron - machnęła ręką, niezbyt przejmując się tym, że popełniła właśnie błąd kardynalny.
- Angie, Rory wrócił, wiesz? - powiedziła nagle, próbując nie przejmować się intruzem. Zabawne, że myślała o tym cały dzień, a teraz zupełnie zapomniała.
- Jeśli kiedykolwiek piśniesz mu cokolwiek o tym, co było, to Cię zamorduję. I dopilnuję, żeby nikt Ci nie wynajął nawet i balkonu - zagroziła palcem, mając oczywiście na myśli hektolitry wódki i whiskey, którą w pewnym momencie zaczęła zupełnie zastępować jakiekolwiek pożywienie, chmury marihuanowego dymu, które stworzyła z Matiasem, sąsiadem narkomanem z dołu no i - chwilowego, co chwilowego, ale jednak - pobytu w psychiatryku. I w spojrzeniu, którym blondi popatrzyła na przyjaciółkę było to wszystko zawarte. Tylko nie chciała o tym wszystkim mówić przy Maksie. Tfu, Joshu!
[Hej... wiem, że piszę beznadziejnie krótko i w ogóle... trochę na odczepnego. Postaram się jakoś po weekendzie, bo aktualnie nie ma mnie w domku]
Niedowiarkiem? To nie jest złe określenie. Raczej jest nieufny. Poza tym często ludzie co innego mówią i co innego robią. Tym jednak razem Angel go na prawdę zaskoczyła. Choć w bardzo miły sposób. Kiedy usiadła na swoim miejscu, uśmiechnął się wesoło i ukradł z jej talerza ziemniaczka. - To było bardzo ciekawe. - przyznał prawie radośnie. Włożył sobie do buzi "łup" i na powrót zajął się swoim posiłkiem.
Słuchał jej z lekkim rozbawieniem. - Jeśli nie zaskakujesz wbijając nóż w plecy , serce i jakieś inne części ciała, to jakoś dam radę z Tobą wytrzymać. - powiedział lekko. - Nie lubię się nudzić, więc sądzę, że jakoś będzie. No... chyba, że już Cię znudziłem i szukasz wymówki, aby jak najszybciej stąd wyjść. - dodał. Nie wątpił, że jest prawdomówna czy słowna. Zwyczajnie znał ją od godziny? Może dwóch, dlatego nie ufał. Z resztą szczytem naiwności byłoby wierzyć na słowo nowopoznanej osobie.
- Spoko maroko, im wcześniej, tym lepiej - oznajmiła wesoło. Lubiła, jak jej puste, zimne mieszkanie było pełne ludzi. Zdecydowanie nie można jej było nazwać samotniczką. Uwielbiała być otaczana ludźmi. Zwłaszcza, gdy była w samym centrum uwagi. No cóż, chociaż miała dobre serduszko, potrafiła być miła i cała cudowna, to jednak życie trochę ją zmieniło. Oczko w głowie Marca, oczko w głowie Rorego, dziewczyna na którą większość mężczyzn zwracało uwagę w klubach czy pubach nie potrafiła odnaleźć się w otoczeniu, gdzie dla wszystkich jest zupełnie obojętna.
- No to co, pomóc ci się spakować? - zapytała z uśmiechem słodząc herbatę. Kiedyś wsypywała trzy łyżeczki cukru. Teraz miała wyrzuty sumienia po połowie. O tak, naprawdę się zmieniła.
[no i nie wiem co ci teraz odpisać :P]
- Pewnie. - zaśmiał się. - Na jedzenie? Jestem zawsze chętny. - dodał wesoło. - Tylko ostrzegam, że przy właściwym nastoju potrafię opróżnić nie tylko butelki, ale i lodówkę. - dodał. - Masz ochotę na coś jeszcze? Posiedzisz? Możemy włączyć film albo muzykę i może się moja głupiutka siostrzyczka odezwie. - zaproponował "sprzątając", czyli wrzucając wszystko brudne do zlewu z nadzieją, że samo się umyje... albo przynajmniej nie wyrośnie nowa forma życia.
Wpakowała ostrożnie rzeczy do kartonu, z typowym dla siebie pedantyzmem. A gdy zobaczyła zdjęcie coś aż ścisnęło ją w żołądku... u niej w sypialni też był zdjęcia Mii, ale była już do nich przyzwyczajona... a teraz... jakoś smutno jej się zrobiło. Ale nie powiedziała nic, tylko włożyła zdjęcie między kartki jednej z książek, nie chcąc być może psuć nastroju samej Angel.
- Strasznie wydoroślałaś, wiesz? - rzuciłą z powagą, siadając na łóżku, gdy skończyła.
Pokręcił rozbawiony głową. - Jest jeszcze wino, ale w saloniku. - Stwierdził. Ponieważ podeszła bliżej niego, chwycił ją mocno i wziął na ręce, po czym lekko podrzucił. - Czemu jesteś taka lekka? - zapytał wesoło i zaniósł na kanapę. Położył delikatnie, pocałował jej czoło i sięgnął po wino. Wyszedł po korkociąg i kieliszki, a potem ponalewał i podał jeden z nich dziewczynie. - Możesz zostać jak długo chcesz. - zapowiedział. Sięgnął po laptopa i otworzył. - Czego chcesz posłuchać? - zapytał.
- Zgadzam się z Tobą. Poza tym lekkie dziewczyny są szczuplejsze, przez co zgrabniejsze i milsze dla oka. – powiedział wesoło. Po chwili namysłu włączył jakiś pierwszy lepszy tytuł z listy, zupełnie nie zastanawiając się co gra. – Możesz zmieniać ile zechcesz, więc nie krępuj się. – dodał. Usiadł obok niej. – I zostawaj ile ze chcesz. Możesz do wieczora, możesz do rana, możesz do wieczora za dwa dni. – rzucił i uśmiechnął się do niej, a potem zanurzył usta w lekko cierpkim napoju. – Gorzej, że alkohol nam się kończy. – westchnął dramatycznie.
- Oczywiście, że jakoś da się bez niego wytrzymać. - stwierdził po chwili. - I owszem, jesteś w sam raz. - Na dowód tego objął ją w pasie, tak że palce dłoni stykały się ze sobą, jakby obręcz. - Widzisz? - uśmiechnął się do niej. - Mogłabyś spać gdzie tylko chcesz... Oczywiście byłbym w stanie podzielić się własnym łóżkiem, ale ewentualnie jest jeszcze pokój Amelie i ta kanapa... choć i tak zapraszałbym do mojego pokoju. - powiedział wesoło.
Cała sytuacja go bawiła i nie traktował tego poważnie. Przekonał się już, że dziewczyna ma dziwne pomysły i lepiej nie próbować przewidywać jej reakcji. - Sądzisz, że zrobiłbym Ci krzywdę? - zapytał, patrząc jej w oczy. - Zapewniam Cię, że w moim łóżku miałabyś tylko to, na co sama miałabyś ochotę. - Dodał ciszej, nachylając się do jej ucha. To akurat była prawda. Nie miał zwyczaju zmuszać kobiet do czegokolwiek. One same zwykle chciały tego samego.
Pokręcił rozbawiony głową i wyjął jej kieliszek z dłoni, a potem wypił jego zawartość, właściwie tylko dlatego, że nie chciało mu się sięgać po własny. - Dlaczego miałbym nie chcieć? - zapytał lekko. - Zwyczajnie wierzę w wolną wolę. - mrugnął do niej i oddał jej pusty kieliszek. - A co do nagrody... pozostawię to Twojemu osądowi, wierząc, że jest właściwy. - dodał nieco patetycznie, robiąc do tego grobową minę, ale długo nie wytrzymał i już po chwili uśmiechał się wesoło, jak to miał w zwyczaju.
Szczerze się roześmiał. Miał wrażenie, że patrzy na rozpieszczone dziecko. Objął ją i przytulił do siebie. - Eh... marudo. Naleję Ci jeszcze. - westchnął i napełnił oba kieliszki. - Tylko mi tu się nie obrażaj. - pstryknął ją w nos i na wszelki wypadek wypuścił z objęć, żeby mu nie oddała z łokcia. - Poza tym wiem, żeby więcej nie dawać Ci możliwości podejmowania decyzji. - Wesoły ton jego wypowiedzi doskonale służył do ukrycia cichego zawodu, że pokusiła się o inną "nagrodę".
- A spróbuj mi wmówić, że nie lubisz pić. - Rzucił wesoło. - Poza tym nie będę starał się o żadne nagrody, ponieważ nie są mnie warte. - stwierdził z przekonaniem. - O ile dobrze pamiętam to twoja kolej na rewanż, dlatego mogę postarać się być mile bezczynny. - stwierdził wesoło i rozłożył się bardziej na kanapie. - Jestem przykładem błogiego lenistwa. - zamknął oczy i udawał, że śpi.
- Oczywiście, że to nie znaczy, że nikt - zgodziła się dosyć chętnie. - Jednak zdecydowana większość woli kino i to miałam na myśli - powiedziała. Kto by się spodziewał, że tak pożądany kiedyś zawód i miejsce ukulturalniania się, stanie się czymś, co wyszło z mody?
Jackie mogłaby jeździć po świecie i tańczyć w wielu znanych operach, czy teatrach. Mogłaby, bo jest utalentowaną tancerką, ale to z własnego wyboru siedziała w Amsterdamie. Lubiła spokój, ciszę. Chciała normalnego, ułożonego życia, którego by nie miała w innej sytuacji.
- I pewnie nie żałujesz, że cię tego nauczyły jak byłaś mała, co? - zapytała z uśmiechem. Bo choć ona musiała poświęcić dużo czasu w dzieciństwie na balet, to każdego dnia dziękowała matce za zapisanie jej na te lekcje. - Zawsze dobrze jest mieć coś, do czego można uciec w trudnych chwilach, żeby nie zwariować.
[Przepraszam, że tak krótko...]
Otworzył oczy i spojrzał na dziewczynę. Wyglądała na rozdrażnioną. Ale potem się uśmiechnęła. Mimowolnie odetchnął. - Przestań. - Chwycił ją w pasie i pociągnął ją do siebie tak, żeby usiadła mu na kolanach. - Nie wychodź jeszcze. Wcale nie mam Cię dość. - Stwierdził. Dlaczego nie pozwolił jej normalnie opuścić mieszkania? Chyba dlatego, że nie chciał zostać sam z książkami... albo dlatego, że czuł się przy niej swobodnie i nie miał możliwości się nudzić? - No chyba, że masz zamiar mnie znienawidzić, to wtedy uciekaj. - Puścił ją, żeby mogła wstać, jeśli tylko zechce.
- No ty, ty, nie ja - wzruszyła ramionami, bawiąc się jakimś rzemykiem, który znalazła na biurku, które ostatnimi czasy dzierżawiła panna Evans.
- Serio. Sprawiasz wrażenie bardziej dojrzałej, nie walczysz ze wszystkimi, no i... chyba w końcu odezwała się u ciebie odpowiedzialność, co? - uśmiechnęła się lekko, wrzucając rzemyk do kartonu.
- Dobra, ale dajesz, co ci jeszcze popakować?
- Spoko maroko - wzruszyła tylko ramionami i podniosła się z łóżka, ruszając do salonu, w którym zostawiła swoje buciki. Usiadła na kanapie i założyła je, a potem narzuciła na siebie cienki, przewiewny sweter.
- To co, idziemy? - spojrzała na przyjaciółkę, przewieszając torebkę przez ramię.
Roześmiał się. - To cieszę się. - stwierdził. Chwycił ją w pasie i przysunął do siebie, a potem pocałował lekko. - Nie lubię pić do lustra. - dodał i z nią na kolanach sięgnął po butelkę. Pomachał jej trunkiem przed oczami. - Masz ochotę? - zapytał wesoło i napił się z butelki, a potem podsunął ją dziewczynie. Szczyt lenistwa! Nie chciało mu się sięgnąć po kieliszki.
Z uśmiechem obserwował jak dziewczyna pije. Pokręcił rozbawiony głową, gdy tylko wspomniała o spirytusie. - Próbowałem, ale...- skrzywił się. - Nie lubię pić, tylko po to, żeby pić. Alkohol musi być dobry. - stwierdził. Co innego nalewki... te potrafią być rozkoszą dla podniebienia, jeśli są dobrze przyrządzone. Lubił testować zarówno drinki, jak i czyste alkohole, ale nie w samotności. Nie pił, żeby pić... był pewnego rodzaju smakoszem. Podobnie jak nigdy nie korzystał z usług prostytutek i nie pił taniego wina. Prawdziwa kobieta i prawdziwy alkohol trzeba traktować z należytym szacunkiem, cenić i podziwiać, być gotowym do poświęceń, aby na koniec zaznać prawdziwych rozkoszy.
- Widzę, że rozmawiam ze specem w tej kwestii. - zaśmiał się.
[przeoczyłam. :|]
Siedział w tym muzycznym, bo miał ochotę na jakieś nowe winyle do kolekcji. Kiedy znalazł płytę Dawida Bowie, zapłacił za nią i wyszedł sobie spokojnym krokiem, właściwie ostatnią osobą, której by się spodziewał była siostra Mii, która wcale nie była takim aniołkiem, jakby sugerowało jej imię.
- Cześć, bachorze - odparł, zatrzymując się przy niej. - Czyżbyś zastanawiała się, jakie to zło wyczynić dzisiejszego dnia? Mam się odsunąć, dopóki nic mi się nie stało? - zapytał z parsknięciem. Zawsze trochę śmieszyła go ta postać. Szczególnie wtedy, kiedy próbowała go podrywać, gdy odwiedził Mię w jej rodzinnych stronach.
[ja nawet pomysł mam, ale to juuuuutro]
Gdyby była mądrą dziewczynką to próbowałaby się wyładować na tym panu nieco inaczej, bo dużo więksi od niej mężczyźni mogli łatwo i mocniej jej oddać, prawda? Nawet jeśli Samuel o dziwo tego nie zrobi, to facet, z którym go pomyliła nie musiałby być tak przyjemny. Poza tym nie szło się na takiego człowieka z pięścią. Następnym razem powinno się nico bardziej zastanowić nad tym, jak działała.
Odwrócił wzrok w stronę dziewczyny i uniósł lekko brew widząc przy niej jakiegoś faceta. Cóż, nie wyglądali jakby się kochali, więc automatycznie wstał i podszedł.
- Nie powinieneś bawić się ostrymi przedmiotami - powiedział, kiedy znalazł się już bliżej. - Zrobisz sobie krzywdę - dodał spokojnie.
Rodziny się nie wybiera. Niestety.
Zastanawiał się nad jej ofertą rewanżu. Może to całkiem dobry pomysł? Uchlać się do nieprzytomności?
Roześmiał się. - Nie zapowiada się na to, mała pijaczko - odpowiedział wesoło. Zaczął poruszać nogami, jak podrzuca się małe dziecko, z tą jednak różnicą, że maluch się cieszy, a jej przeszkadzał w spokojnym piciu.
[ Hm. Pamiętam, że chyba prowadziłam z tobą kiedyś wątek (zapewne inną postacią, a tych to było dużo). No ale, było i nie wróci, chciałabym zaproponować jakiś wątek teraz.]
Spojrzał na nią poważnie.
- Po pierwsze zabicie Cię byłoby nie opłacalne, gdyż oczekuję tego obiecanego rewanżu. - Zrobił chwilę przerwy. Nabrał powietrza w płuca i wydusił z siebie. - Gdzie ty mnie wyciągasz?! - jęknął rozpaczliwie i lekko zsunął się, jakby chciał zakopać swoje ciało w kanapie. - Czy jesteś aż tak okrutna? - zapytał, po czym zasłonił się poduszką. Był gotowy nie oglądać słońca tego dnia.
- Dawno o mnie nie słyszałaś, bo już od wieków się o mnie nie mówi w towarzystwie ćpunów - uśmiechnął się do niej przeuroczo i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, wyjął jednego, a resztę z powrotem schował.
- Sam nawet dawno o sobie nic nie słyszałem - przyznał, wsadzając fajka pomiędzy wargi i podpalił go zapalniczką, następnie się zaciągając.
- A co u Ciebie? I u Mii? Gdzie sie ona podziewa tak w ogóle? - uniósł brew.
Starał się nie śmiać, widząc jej zdecydowanie. - Ale dokąd mnie wyciągasz? - pytał dalej marudnie. - I każesz się ubierać, wstawać... może jeszcze buty mam założyć? - zakończył niemal z przerażeniem.- Czemuż mam płacić tak wielką cenę?! - lamentował. - I jeszcze mnie bijesz... kobiety są tak okrutne.. - zwinął się w kłębek na kanapie, ale chwilę później już się śmiał. Następnie stoczył z zacnego mebla, a potem stanął. - Stoję. - oświadczył dumnie.
Mila cały ranek czekała czujnie, aż Angel w końcu ruszy dupsko z ich mieszkania i zacznie szukać nowego lokum. Usprawiedliwić jednak można to zachowanie tym, że miała niecny plan. Gdy panda tylko zniknęła za drzwiami, Mila zamknęła je na dwa zamki i wyciągnęła plakat, który kupiła gdzieś na pchlim targu na obrzeżach Amsterdamu, gdzie ostatnio wybrała się na korepetycje.
Dziewczyna znalazła taśmę i przystąpiła do zaklejania świnki, która tak bardzo utrudniała egzystencję Angel. Gdy dziewczyna wyprowadzi się, prosię znów będzie cieszyć do swojej pani mordkę, ale teraz świńskie oblicze zostało zastąpione flagą Wielkiej Brytanii z logiem Sex Pistols. Idealnie. Mila zadowolona ze swego dzieła spakowała torbę i wyszła do pracy, ciekawa jaką zastanie reakcje, gdy wróci do domu, gdzie będzie na nią czekała Angie.
[Wybaczam! W końcu to nie jest, aż taki straszny błąd ;) Wybacz jednak, że dopiero teraz odpisuję ;*]
O tak. Eva chciała uszczęśliwić siostrę swojej przyjaciółki i bądźcie tego świadomi, ale nie myślała tutaj tylko o dobrze blondynki. Bądź co bądź, zachowywała się też nieco samolubnie, ale przecież nikt o tym nie musiał wiedzieć, prawda? Ale fakt faktem, trzeba przyznać, że Eva ostatnimi czasy odczuwała brak przyjaciół. Większość powyjeżdżała z Amsterdamu, a jeszcze inna część nie miała czasu, a Evcia nie lubiła samotności. Angel też nie była złą towarzyszką, prawda? Wraz ze swoją gitarą mogła w pewien sposób uszczęśliwić też Evę? Może właśnie takiej Angel Evans potrzebowała panna Smit, aby przypomnieć sobie o wartości muzyki.
- Lodówka jest pełna, więc możemy zrobić cokolwiek. Masz jakieś pomysły? - spytała, spoglądając na Angel. Nie, nie. Eva o kolacji nie zapominała.
[Bo póki co nie mam sil, ani pomysłu. Takiego pięknego komentarza i strzeliłaś, że teraz nie wiem co odpisać. Ale się zbieram. :)]
- No cóż... - zawahała się. - Jak wiesz, czasy są ciężkie... ja nie miałam innego wyboru... poszedł na szynkę.
W tym momencie popatrzyła na przyjaciółkę zasmuconym wzrokiem. Dawniej nijak jej szło kłamanie, bo od razu zaczynała się śmiać, ale od sprawy Marc-Rory ukazało się, że nie jest w tym taka marna. Chociaż wtedy jeszcze nie była w stanie przekonać Vankllefa, że naprawdę chce dziecka. Ale teraz... teraz pewnie by się jej udało.
[Pomysły właściwie mam dwa, oba niezbyt kreatywne - ewentualne poszukiwanie przez Savvę współlokatora/ki, albo też wspólne granie na jakimś małym koncercie.]
[no i skończyłaś wątek, wredna małpo :P to teraz Ty zaczynaj. i patrzaj, patrzaj, mam nową kartę! :D]
Noah nie przejmował się pogodą. Była mu obojętna, jak to, kim zostanie przyszły prezydent Stanów Zjednoczonych. Czemu? Nie miał żadnych planów. Ostatnimi czasy w ogóle ich nie miał. Nie planował. Kiedy pogoda nie dopisywała, siedział w mieszkaniu, starając się szkicować, przeglądając kanały telewizyjne lub gotując, tak odkrył śmieszny talent. Kiedy zaś świeciło słońce, a on nie miał wizyty u pani psycholog, wychodził. Włóczył się po mieście, zachodził do różnych kawiarenek, błąkał się po parkach. Robił zdjęcia turystom, jeśli o to poprosili. Rozmawiał z nieznajomymi, odwiedzał miejsca, które wcześniej wypisał sobie na kartce. Były to miejsca związane z nim przed wypadkiem. Szkoła, uczelnia, kluby, kawiarenki. Po prostu, miejsca. Od czasu do czasu, spotkał się z jakimś starym znajomym, wysłuchał historii ich znajomości, a potem do jego uszu docierały słowa współczucia. Tego nie lubił. Żegnał się, proponował następne spotkanie w nieokreślonym terminie i odchodził.
Po ulewnej nocy wyszło słońce. Nowy dzień stawał się coraz piękniejszy, a Noah wyszedł z mieszkania, znowu błądząc w jednym z parków. Znalazł się na mniej uczęszczanej alejce, kiedy do jego uszu dotarły dźwięki gitary i czyjś delikatny głos.
Przechylił lekko głowę, pod jednym z drzew zauważając blondynkę.
[ Gdybyś mogła zacząć, byłabym ci niezmiernie wdzięczna. Polisacharydy gaszą twórcze zapędy :< ]
[Heeej piękna ;3 Pamiętasz Melissę? Wróciła :D. Masz pomysł na jakiś wątek?]
[ Nie no, ja tak tylko pytam, bo osobiście mam mniej czasu niż normalnie ^^ i chyba wspominałem, że jak dla mnie wakacje nie istnieją, bo mam taki sam zapieprz jak w każdy inny dzień ;D]
[Hej... wątek nam się posypał, co oczywiście jest moją winą, ale może zaczniemy coś nowego?]
[Postaram się pomyśleć]
[Przepraszam, że dopiero teraz, a pewno i tak mizernie, ale w końcu mam siłę, wenę i chęci by pisać i coś tam zmajstrowałam :D]
Póki co problem z mieszkaniem powoli zmierzał ku końcowi, bowiem w życiu Amelie pojawiła się nadzieja w postaci Evy, która jako dobra przyjaciółka uznała, że może przygarnąć panienkę Morel pod swój dach. Mimo to Amelie wciąż się wahała, mając pewne obawy przed opuszczeniem brata. Oczywiście panikowała zupełnie niepotrzebnie, ale taki już miała charakter- dziwny i tyle.
- Mhhm, ok.- mruknęła trochę nieprzytomna, bardziej zajęta podziwianiem kameleona, który ewidentnie przykuł jej uwagę. Nigdy nie była wielką fanką zwierząt, nie była skora do posiadania żadnego, jednak o dziwo zawsze miała dobry kontakt z większością pupili jej znajomych. Kameleon, to jednak było coś nowego, coś czego nie miała do tej pory okazji zobaczyć. Nic więc dziwnego, iż teraz patrzyła na zwieszaka z pasją w oczach, porównywalną z zachwytem kilkuletniej dziewczynki. Dlatego też, gdyby nie Angel, Amelie pewnie wpadła by na kogoś, albo zaliczyła bliskie spotkanie z słupem, bo kompletnie nie zważała na drogę, cały czas obserwując kameleona. Dopiero, kiedy się zatrzymały u celu swojej wędrówki, Amelie rozejrzała się dookoła, lekko zaskoczona, że tak szybko minęła im podróż, a ona nawet nic nie zauważyła- jak szły, dokąd szły, ani jak wyglądali mijani przez nie ludzie.
- Ale, że co? Ja powiem jakiś tytuł, a ty tak po postu zagrasz? Nie wiem czy słuchamy podobnej muzyki...- mruknęła stając nad Angel i przyglądając się całemu procesowi strojenia gitary i przygotowywania się przyjaciółki do gry.- Bo chyba nie piosenki dla maluchów. Chociaż osobiście uwielbiam Disneya. To klasyka.- stwierdziła z szerokim uśmiechem, choć jej słowa nic nie wnosiły do ich rozmowy na temat utworu, który miałaby zagrać panienka Evans. Trudno, najwyżej posiedzą sobie trochę pod tym drzewem i podumają co nieco.
Była słoneczna, leniwa sobota. Drozd miała już zaliczone wszystkie egzaminy (w dokumentach uczelni nadal figurowała jako Vankleef, ale nie przeszkadzało jej to bardzo) i teraz siedziała w kuchni, piekąc ciasto. Ostatnio nakupiła mnóstwo truskawek i co chwila na klatce schodowej czuć było ciastem drożdżowym z truskawkami. Miała tylko nadzieję, że Angel się nie przejadło. Bo bardzo cieszyła się, że ma kogoś bliskiego za ścianą.
Jeszcze nie rozmawiały o tym incydencie, kiedy jakaś maniaczka, którą Mila łaskawie zaprosiła na ciasto oświadczyła, że blondynka jest narkomanką i zadzwoniła na policję i pogotowie i to Evansówna miała im oświadczać, że to wszystko jest jakaś pomyłka, ale Mila liczyła na to, ze po cieście zapomną o całej sprawie.
Posypała gotowy wypiek cukrem pudrem i ruszyła do sypialni Angie, wchodząc akurat gdy ta odbierała telefon. Widząc dziwnie zaszklone oczy dziewczyny nieco się przestraszyła, ale nie chcąc jej przeszkadzać, postawiła tylko talerz z ciastem na biurko, sama zaś wycofała się do kuchni, by wziąć ze sobą dwie lampki białego, półsłodkiego wina.
W herbacie wylądowała kolejna łyżeczka cukru. Normalnie, to Savva uznałby coś takiego za barbarzyństwo; słodzenie herbaty, o ile nie jest ona zaparzona tak mocno, że aż przybiera kolor czarny, zabija wszelkie, bogate przecież, doznania smakowe. Ale sytuacja nie była normalna, a herbata również nie należała do tych pierwszego sortu - ot, błyskawiczna, w torebkach, jaką można kupić wszędzie. Słabo zaparzona, smakowała papierem.
Wszystko było winą niezwykłej ugodowości Savvy, ugodowości cokolwiek dziwacznej. Mianowicie, próbował pogodzić on naukę do egzaminów, których po prawdzie niewiele zostało, i wszelkie sposoby umilenia sobie życia. To ostanie często późną nocą, już po pracy. Wszystko przez złośliwą ambicję oraz pewien rodzaj, słowo to niezwykle do Savvy nie pasuje, przywiązania do ludzi, z którymi grał.
Efekt zaś był taki, iż Savva jakoś od miesiąca funkcjonował półżywy. Zombie w wydaniu wyjątkowo estetycznym. Jak na zombie.
Szczerze zdziwiło go, że ktoś puka do drzwi o tej porze. I puka, a nie d o b i j a się. Dlatego też, powodowany po trosze ciekawością, postanowił przejść do korytarza i otworzyć drzwi niespodziewanemu gościowi.
[widziałaś w ogóle, napisałam nową notkę! :)]
- A pewnie, że mam. Coś mi się ujebało w proporcjach i wyszły dwie blachy. Ale jak ci smakuje, to nie ma co narzekać - uśmiechnęła się i pokroiła kolejne kawałki pysznego ciacha, stwierdzając, że skoro pachnie tak fantastycznie, to może sama się skusi, ignorując chociaż raz fakt, ze jest cholernie słodkie - i co za tym idzie, pewnie też kaloryczne.
Postawiła duży talerz z ciastem na stole, a zaraz potem dwa kieliszki z białym winem, którego - cóż za wstrzemięźliwość! - nie tknęła, czekając wytrwale na Angel. Dopiero teraz ugryzła kawałek ciasta, stwierdzając, że zaiste, zajebiste, a potem napiła się łyka wina. Które - mimo słodyczy - nie przeszkadzało jej. Widząc jednak nadal niewyraźną minę Angel, przełknęła szybko to co miała w buzi i postanowiła się wtrącić.
- Wszystko w porządku, Panda? Nie wyglądasz na okaz szczęścia, jak mam być szczera.
Mila zmarszczyła czoło, nie będąc do końca pewną co do cholery się dzieje. Przez myśl sobie pomyślała, że to przejęzyczenie i do Angel dzwoniła siostra męża Mili, Claudia Vankleef, największa suka w Rotterdamie. Ale tak szybko jak nadszedł ten pomysł - tak szybko zniknął, gdyż blondynka stwierdziła, że to się wcale a wcale kupy nie trzyma. Nonsens totalny.
- Że co? - zapytała niezbyt inteligentnie, dolewając sobie i dziewczynie wina, zadowolona, że jednak kupiła tym razem bardzo słabe - butelką na dwoje nie szło się upić. A Angie... cóż, chyba miała ochotę. Ale teraz znowu Mila była tą bardziej odpowiedzialną.
Przyznać trzeba, mózg chłopaka pracował dziś na spowolnionych obrotach. Spoglądał przez chwilę na dziewczynę wzrokiem nieco zamglonym, takim łagodnie tępym jak u owcy. A potem trybiki w umyśle poprzeskakiwały na właściwe miejsca i cała machina analizowania ruszyła opornie z miejsca, rozpędzając się coraz bardziej.
Ogłoszenie. Odzew na takowe, gdy już przypuszczał, że nie ma na co liczyć. Nawet nie potrzeba towarzystwa, co zmniejszenia kosztów. Teraz należy jedynie zrobić mały wywiad z główną zainteresowaną.
- Mhm, tak... Wynajem - poukładać wszystko w głowie, żeby wyszło to w miarę zgrabnie. - Przypuszczam, że chciałabyś obejrzeć mieszkanie? - od razu przeszedł na "ty"; dziewczyna nie wyglądała na starszą od niego, a poza tym, zdawała być się osobą, która na zwracanie się per "pani" mogłaby zareagować śmiechem.
[Ah, pięknie dziękuję za zdjęcia, bo co niektórzy narzekali -__- A moim zdaniem, te lepiej pasują do Amelki.]
Pytanie było wręcz obraźliwe, bo jak taka miłośniczka Disney'a jak Amelie, mogłaby nie znać choćby jednej piosenki z tego repertuaru?! Kiwnęła jednak tylko głową i z wesołym uśmiechem na swoich malinowych wargach przyłączyła się do blondynki. I choć głosu najpiękniejszego nie miała, to nie przeszkadzało jej to w siedzeniu tutaj, przy Angel i śpiewaniu piosenek z dzieciństwa przed tłumem przechodniów. Panienka Morel nie należała do ludzi posiadających jakieś większe skrupuły, czy ograniczenia. Jak na szalonych osobników przystało, uwielbiała robić dziwne rzeczy, nie zawsze poprawne, nie zawsze bezpieczne, ani w pełni kulturalne. Co poradzić, taka już po prostu była; zwariowana.
Mimo wszystko Pocachontas nigdy nie należała do tych najukochańszych bajek Amelie. Może przez fakt, że druga część bajki, zepsuła wszystko i panienka Morel ewidentnie obraziła się na myśl o takim właśnie zakończeniu, a może kiedyś za często ją oglądała, w każdym razie zdecydowanie bardziej lubiła Herkulesa,Śpiącą Królewnę, czy Zakochanego Kundla. Z resztą najnowsze produkcje też nie były wcale złe i trzeba przyznać, że Amelie lubiła od czasu do czasu pooglądać bajki, szczerze się pośmiać i od tak odprężyć. Może faktycznie było w niej jeszcze dużo z małej dziewczynki, a mniej z prawdziwej kobiety? Fakt, że kiepsko jej szlo w relacjach damsko-męskich chyba tylko to potwierdzał.
[Jest dobrze! :D Na starym AC długo nie wąciłyśmy, może dlatego. I już mówię, że uwielbiam Twoją postać przez Taylor *______*]
Był wczesny poranek. Promienie słoneczne wdzierały się przez okno, oświetlając twarzyczkę Melissy. Ta przekręciła się na drugi bok i chciała jescze trochę pospać. Była w końcu sobota, a tę bolała głowa po wczorajszym balowaniu do rana. Minęło parę minut. Szlag. Głowa jej pękała i za nic nie mogła ponownie zasnąć.
Mel przekręciła się na plecy i wpatrywała w sufit. Miała na głowie masę projektów, ale za nie zabierze się później. Niechętnie wstała z łóżka, nałóżyła kapcie i podreptała do kuchni. Nastawiła czajnik, otworzyła lodówkę i chciała wyjąć coś do jedzenia. No właśnie- chciała. A chęci czasem mijają się z tym, co możemy zrobić. Otóż jej lodówka była zupełnie pusta {nie licząc paru piw)! Cholera.
Poszła do łazienki i zajęła się typowymi czynnościami. Uczesała włosy w koński ogon i ruszyła do pokoju. Na dół od piżamy zarzuciła bluzę, wzięła porfel, kluczyki i wyszła z domu. Ruszyła do pobliskiego marketu. Do koszyka włożyła jakiś ser, szynkę, chleb i masę innych rzeczy. Zatrzymała się na chwilę na dziale z gazetami (Ronaldo zmienił dwie fryzury podczas meczu, no co Wy??!!) i ruszyła w stronę kasy, gdy nagle usłyszała jakiś huk. Kiedy się odwrócła zobaczyła stos porozrzucanych puszek i drobną blondynkę (intrygującą ubraną) pośród nich.
-Pomogę- powiedziała Melissa kładąc swój własny koszyk obok. Gdy miała już ułożyć jedną puszkę na stosie, podknęła się o inną i wylądowała na podłodzę. Plecy bolały ją niemiłośiernie i na początku miała grymas na twarzy, który ustąpił miejsca uśmiechowi.
Panna Moon pękała ze śmiechu. Jak mogła być taką niezdarą?
[Pierwszorzędna sprawa- wyrzucić te bzrdury, a jak! :D Ale Anggie, jaka brrr.. ;P]
Melissa trochę się zdziwiła. W końcu zaoferowała nieznajomej pomoc. No oczywiście ta nie miała padać na kolana i całować ją po stopach, ale wystarczy być miłym, czy może.. dziękuję?
Dziewczyna momentalnie się zamknęła widząc nieprzyjemne spojrzenia blondynki. Chciała wstać, wytrzepać się, (teraz najchętniej by tej coś powiedziała i poszła..) i dalej pomóc nieznajomej. Ale nie. Jakiś zwierz musiał wskoczyć na nią (Mel krzyknęła z całych sił - w końcu nie codziennie z czyjejś kieszeni wyskakuje kameleon i leci na ciebie), a do tego całym swym ciężarem upada na Ciebie jakaś niewdzięczna laska. Nie ma co. Jest dobrze.
-Mogłabym zacząć się wydzierać, co do cholery robisz, ale nie zrobię tego- rzuciła Mel i pomogła dziewczynie wstać. -Zajmijmy się znikającym.. kameleonem, a później puszkami- mruknęła i zaczęła się rozglądać.
[Niestety brak pomysłu...]
[Marcos... Ja pierdole, jak widzę to zdjęcie to aż chce mi się do niego wracać xD Nie wiem ile ma lat... coś koło 25? czy to ważne? ^^ Seth był chyba jakoś w wieku Angel o ile pamiętam, a charakter... kurde pytasz mnie o coś, co było dawno temu, a ja nie pamiętam, co robiłem wczoraj xD ]
[pewnie ;) masz jakiś pomysł ?:)]
[Nie no, nie ma takiej opcji xD ja ledwo daję radę z Samem, nie mam czasu na neta w ogóle ^^]
[fajny pomysł ;) chcesz zacząć ?]
Jak to miał w nawyku, siedział przy barze zaciągając się dymem tytoniu. W ręce trzymał szklankę z mocnym trunkiem.
Ten dzień nie należał do najbardziej udanych, zaliczenia na uczelni dały w kość. Zmusiły go do nieprzespanych nocy, gdyż starał się nadrobić zaległy materiał. Zgadza się to była jego wina ale przecież każdy ma prawo do odrobiny wolności i zabawy.
Nieudane spotkanie z dziewczyną, która już kiedyś poznał nie było ciekawe w skutki. W jego krwi były już promile alkoholu, jego usta nie znały już zahamowań a dłonie nie czuły wstydu. Pewnie dlatego właśnie czuł pieczący policzek a jego złość rosła wraz z każda opróżnioną szklanką.
- Chyba coś ci się pomyliło dziewczynko. -wrzasnął zdenerwowany, nie miał ochoty na rozmowy z dziewczynami.
Zaczął się denerwować.
- Przypadkiem nie wypiłaś czegoś mojego? -zapytał ironicznie blondynkę, która miała chyba prawdziwą ochotę wyprowadzić go z równowagi.
- Dobranocka się skończyła, a ty kochaniutka masz chociaż lata by pić alkohol? -rzucił rozdrażniony. Nie wiedział co ta dziewczyna sobie wyobrażała, uznał jednak że gdy odkupi to co była winna to da jej spokój.
Pech, o tak. To było właśnie było to co ostatnio ciągnęło się za nim przez ostatnie dni. Dziewczyna piła bez umiaru, zamawiając kolejny raz postanowił nie czekać aż z łaski swojej coś mu postawi lecz sam zabrał jej sprzed nosa to co jak najbardziej mu się należało.
- Dziękuje. -syknął z uśmiechem na twarzy. Wiedział, że to mu wystarczy. Odpalił papierosa i postanowił skończyć konwersacje z dziewczyną siadając znowu prosto do baru. Jakież błogie było uczucie, gdy czuł jak dym wypełnia jego płuca a potem powoli opuszczał jego ciało.
[pedantyczny mop na szczudłach, łiiii :D]
- Nie no, nie osądzam - powiedziała robiąc poker face'a, a potem napiła się. Ona miała osądzać? Eks mężatka? No bez jaj.
- Domyślam się, że nie masz ochoty o tym mówić, więc nie będę cię ciągnąć za język. Tylko dlaczego jesteś taka roztrzęsiona? Nie wiem, może mogę ci jakoś pomóc? - popatrzyła empatycznie na dziewczynę. Cóż, Angel była jedną z niewielu osób, z którymi aktualnie utrzymywała w miarę dobre kontakty. W sensie, że okazywała im jakieś uczucia, była zawsze miła, zdolna, żeby wysłuchać i pomóc. Na takie dobre serce pani Drozd zasługiwali aktualnie tylko Angie i Piotrek, którego, swoją drogą, dziewczyna jeszcze nie poznała z przyjaciółką.
Amelie doskonale wiedziała, że Angel nie miała niczego złego, stąd też nie skomentowała jej słów, nawet żartobliwie. Ważniejsze było w tej chwili śpiewanie, ludzie, którzy podziwiali ten osobliwy duet i samo niezwykłe uczucie napawające panienkę Morel, kiedy tak siedziała sobie z przyjaciółką pod drzewem, czerpiąc wiele radości z tak banalnej czynności, jak śpiewanie. Tego, jeszcze nigdy nie przerabiała. No chyba, że po pijaku i całkiem nieprzytomnie. Ale to się nie liczy.
Oczywiście, bajki niejednokrotnie okazywały się najlepszym filmem na mile spędzony wieczór, czy otarcie łez po nieudanym dniu. Za każdym razem dostrzegało się w nich coś nowego, nagle zaczynało się rozumieć pewne kwestie, które kiedyś wydawały się nieistotne, teraz zaś śmieszyły do rozpuku.
Kiedy usłyszała pytanie blondynki, zamyśliła się na dłuższą chwilę, szukając odpowiedniej piosenki, którą chciałaby zaśpiewać.
- A "I Don't Care" Fall Out Boy?- spojrzała niepewnie na swoją towarzyszkę, nie wiedząc, czy podpasuje jej ten utwór. Amelie w każdym razie go uwielbiała i zawsze nuciła pod nosem ilekroć miała gorszy dzień. W tej chwili to był po prostu strzał, pierwsza piosenka jaka wpadła jej do głowy. W końcu miały śpiewać, a nie dumać.
[Ale ładnie *.* Ja coś napiszę o Angel niedługo, ale póki co nie mam zbyt dobrych stosunków z bloggerem -__-]
Angel zaczęła grać, a Amelie natychmiast poderwała się z ziemi, zaczynając wykonywać swój chaotyczny i dziwaczny taniec, jednocześnie lekko zdyszanym głosem wyśpiewując kolejne słowa. Zapewne musiała wyglądać dość... oryginalnie, może nawet kogoś odstraszyła, ale niestety zawsze tak miała ilekroć słyszała ten utwór. Dziwne i osobliwe, bez wątpienia. Poczuła się jednak lepiej, gdy ktoś się zaśmiał. Może i śmiał się z niej, ale nie myślała o tym w ten sposób. Cieszył ją raczej fakt, że jest w stanie komuś poprawić humor, sprawić, że uśmiech pojawił się na czyjejś twarzy. To było wspaniałe uczucie.
Do gwiazd raczej było im daleko. No, chyba, że ktoś opublikuje w sieci to kompromitujące nagranie z Amelie w roli głównej. Akurat tego nie przewidziała, bo i nie sądziła, że wzbudzą aż takie zainteresowanie. Ojej...?
- Zda... - zakaszlała, żeby się zamknąć. Chwilę myślała, że Evans robi sobie z niej jakieś jaja, ale jak tak patrzyła na jej zaszklone oczy, to postanowiła jednak nie mówić, że "zdarza się". No ale... zdarza się, tak?!
- Co mogę dla ciebie zrobić? Wyciągnąć wódkę, czy pożyczyć ci trochę moich uśmiechaczy? - zapytała już poważniej, a jednak próbując się uśmiechnąć. Słabo jej wyszedł ten uśmiech.
A Piotr wcale nie był taki stary. I nie miał astmy. Był wysportowany, silny, umięśniony, cholera, był intelektualistą, to powinno wszystko załatwiać!
Koffler była zadeklarowaną lesbijką i nigdy się tego nie wstydziła, jednakże nie krzyczała o tym fakcie światu, nie wyrywała też znienacka laseczek. Raczej je - bardzo podstępnie - uwodziła swoją wrażliwą duszą artystki, błagała, żeby zapozowały jej do obrazu, w międzyczasie upijała, a jak były już zupełnie oczarowane - dopiero wtedy ruchała. I większość na to leciało.
Ale teraz była jakaś studencka impreza, na której byli wszyscy, studenci i niestudenci, do wyboru do koloru. Gdy impreza przeniosła się raczej na podwórko przedmiejskiego domku, Koffler wpadła do łazienki, zalana w trzy dupy, a jednak wciąż utrzymująca się w pionie. Na pralce siedziała jakaś wysoka, szczupła blondynka w króciutkich szortach, z natury w typie Koffler, ze stylu - w ogóle w jej stylu. Jean od razu odechciało się rzygać. Uśmiechnęła się uroczo do nieznajomej, przez co wyglądała na jeszcze młodszą niż zwykle i uniosła wysoko butelkę piwa, mówiąc troszeczkę już niewyraźnie:
- O kurwa, zdrowie najpiękniejszych nóg jakie w życiu widziałam! - napiła się łyka prosto z butelki, zatoczyła nieco, że aż musiała usiąść na brzegu wanny (na szczęście pustej) i dorzuciła: - I za twoje cycki. Jezu, dziewczyno, nie powinnaś nosić takich dekoltów!
[wybacz, naszło mnie na imprezowy ton, jako, że oglądam skinsów :D]
Gdy dziewczyna jednak postanowiła oddać mu papieros ten bez zastanowienia zagasił go w popielniczce i odpalił nowego.
- Nie przesadzasz? -spojrzał na dziewczynę, która piła bez przerwy. Rozumiał, że to nie jego interes ale nie ciekawie było by widać zataczającą się dziewczynę. Odwrócił się tyłem do baru, opierając się o niego plecami i zaciągając się papierosem patrzył na tłum spoconego ciała, które ocierało się jedno od drugiego.
- Majonezu, keczupu i tak z... jezu, nie pamiętam - strapiła się, próbując sobie przypomnieć ile kieliszków wódki i butelek piwa miała za sobą. Zdecydowanie była już w stanie, w jakim powinna jedynie iść do łóżka. SPAĆ, Koffler, SPAĆ, nie ruchać tę ładniutką blondyneczkę. Kurewsko ładniutką, nie ma bata, shit happens.
Jean wygrzebała z kieszeni swoich dżinsów wyjętą paczkę Djarumów i zapalniczkę, po czym odpaliła jednego papierosa. Łazienkę wypełnił goździkowo-tytoniowy dym, a brunetka zaczęła rozkoszować się słodkim posmakiem wiśni na jej języku, zapijając go przy okazji gorzkim piwem. Cóż za wykwintne połączenie smaków, zaiste!
Koffler zsunęła się do wanny, z nogami ułożonymi zdecydowanie wyżej od tyłka, co tym razem było jednak zupełnie zaplanowane.
- Gdybym była chociaż trochę trzeźwiejsza, to błagałabym cię, żebyś mi pozowała. Ale domyślam się, że w tym stanie nie namaluję nawet takiego genialnego cycka - wymruczała, po czym znowu zaciągnęła się papierosem, o wiele za bardzo go przeciągając. Ale to nic. Przynajmniej teraz jej płuca wypełniły się cudownymi litrami trującego dymu. Hurra, bliżej do śmierci.
Ależ słodkiej Jean nie było co się bać, skoro ani już nie dawała się ruchać za działkę prochów, nie wstrzykiwała sobie podejrzanych substancji do żył, ani nie myślała o zabiciu swojego chłopaka. Którego już zabiła, więc po sprawie. Było, minęło, nikt nie wie. Zresztą, to była sprawka Beatrice Baker, a nie odmienionej Jean Koffler, która sprawiała, że wszyscy rozpływali się nad jej dziewczęcą, niewinną urodą.
- Ja nic nie mam do twoich cycków. Sęk w tym, że są zajebiste i mam... - ziewnęła, jednocześnie stwierdzając, że nie ma sensu rozwijać tego zdania. To co chciała - niech pozostanie tylko w jej głowie. Teraz będzie to bezpieczniejsze. - Po prostu masz piękne, blade piersi, bardzo... ładne.
Koffler, lepiej się zamknij, ta panna ma cię już wyraźnie dojść i zaraz sobie pójdzie - pomyślała i uszczypnęła się w udo, tak dla upomnienia, a jednak w taki sposób, by mocno pomalowana dziewczyna niczego nie zauważała. Cóż, sama Koffler wcale nie była pomalowana delikatniej.
[już zapomniałam, że z Angie to taki potworek :D]
No dobra, kobiety miewały opory, czyli nie wszyscy. Ale faceci, przynajmniej ci, którzy nie gardzili takim dzieckiem szczęścia jak Koffler, to już owszem.
- Deutschland - odpowiedziała z bezbłędnym niemieckim akcentem, jednak jakoś dziwnie miłym dla ucha i miękkim. Cóż innego mogłoby wyjść z ust tego oto niewiniątka.
- Z Niemiec się wzięłam, ale tutaj też mi dobrze, zaiste - przyznała i napiła się, nie przejmując się w ogóle tym, jak najebana była i jak żałośnie musiała wyglądać. I brzmieć. O matko, sama autorka jest zażenowana postawą podopiecznej.
- Żyjesz, blondi? - zapytała z pijacką troską.
Zdecydowanie były lepsze od większości gburowatych ludzi, czy pseudo grajków, jeśli w ogóle nie najlepsze, ot co! Amelie szalała, a przy tym świetnie się bawiła. Na szczęście jej niezbyt piękny głos, zazwyczaj ginął gdzieś przy barwnych tonach, jakie wydobywały się z gardła Angel. Chociaż tyle dobrego dla uszu słuchaczy. Jeśli zaś chodziło o zmysł wzroku, panienka Morel nadrabiała wszystko swoim radosnym skakaniem i subtelnymi ruchami, mającymi tworzyć jakąś dziwną, zawiłą choreografię, która na szczęście nie prezentowała się najgorzej. Zabawa szybko się jednak skończyła, a słysząc wypowiedź blondynki, sama Amelie zorientowała się, że jest spragniona. Nie dostrzegła jednak wcale mężczyzny, który się im przyglądał.
- Więc dla zdrowotności pójdziemy na wodę, albo lepiej! Czekoladę...- dodała rozmarzonym głosem, już myśląc o kubku gorącego płynu, który tylko wzmoże poziom radości w organizmie panienki Morel. O ile w ogóle to było możliwe, by mogła być bardziej zadowolona z życia i radości...
- Co ty możesz wiedzieć -syknął patrząc na nią. - Ocenianie ludzi z wyglądu nie zawsze się trafnie udaje. -odpowiedział już spokojniej. Nie nienawidził, gdy ktoś uważał go za lovelasa. Może taka była prawda, ale w końcu siedział teraz obok baru i palił papierosa a nie wyrywał dupy więc skąd ten osąd. Siedzieli w ciszy, jeśli nie zaliczać głośnej muzyki płynącej z głośników i krzyków innych niesłyszących się ludzi.
- Ty na świętą też nie wyglądasz. -podsumował szybko swoją towarzyszkę.
Och tam, to przecież nic, że stary. Ważne, że inteligentny, oczytany... ej, facet ma dwa domy i dwa mieszkania, jeździ na wczasy do Afryki i zarabia masę kasy. Jak go ma tu nie kochać taka Mila, dla której ubrania to najwspanialszy aspekt życia, a związek z kimś takim dawał jej możliwość długich długich zakupów?
Żeby było jasne - wcale nie chodziło o pieniądze. Serio!
Blondynka wstała, otworzyła lodówkę i wygrzebała półlitrówkę zza sałaty. Zdrowe za zdrowym, cóż.
- Teraz się dowiedziałaś? - zapytała niepewnie, nalewając Angie wódki do kieliszka po winie. Sobie dolała jednak wina. Nie miała ochoty się upijać. Odkąd trafiła do kliniki wolała na siebie uważać. Piła tylko wtedy dla towarzystwa - gdy była z przystojnymi mężczyznami. I nie była to wódka. Ta była do celów... eee... czysto spożywczych?
- Byle z dala od palantów - zawołała, nie przejmując się, że jakiś tam tatuś patrzy na nią spode łba. Bardzo nie spodobało jej się jak potraktował tę blondynkę o zajebistych nogach. I cyckach. Koffler wygrzebała się z wanny, wylewając na siebie nieco piwa, zaciągnęła się jeszcze raz papierosem, przypalając już filtr, po czym zgasiła go na brzegu wanny i zostawiła w niej. A jak już udało jej się wygramolić, podążyła za blondynką. Jak dobrze, że nie miała tych dziwnych upodobań do szpilek. Na pewno leżałaby już pięćsetny raz na podłodze. Martensy rocks, nie ma co.
- Chyba się nie lubicie - stwierdziła pseudo odkrywczym tonem, odstawiając pustą butelkę na szafkę, a zaraz potem przechwycając następną ze stolika. Wygrzebała z kieszeni zapalniczkę i otworzyła piwo, nie zwracając nawet uwagi na to, gdzie upadł kapsel. Dogoniła dziewczynę i zapytała, zupełnie w prost, bo oh, jak to cudownie być najebanym:
- Czemu takie śliczności tak się smucą, hm?
Brunetka zastanowiła się nie na żarty. W zasadzie miała imię. Nawet dwa, żeby było ciekawie. Jedno było super tajne, a drugie prawie nie używane...
- Jean - przyznała z pewną niechęcią. Niekoniecznie jej się podobało. Beatrice była o wiele słodsza i bardziej dziewczęca, ale to przecież tylko imię. I jeśli porównać do tego imienia życie istotki, która kiedyś je nosiła... nie, obecna "Beatrice" była o wiele milsza, kochańsza i... lepsza. Nie mordowała swoich chłopaków, nie wstrzykiwała sobie heroiny i nie ruchała się z facetami.
- Ale wszyscy mówią na mnie Koffler. Tak jest jakoś... ładniej. Wiesz, bardziej niemiecko - wyszczerzyła żeby, nie przejmując się, że może zabrzmieć jak jakaś nazistowska nacjonalistka. Uwielbiała swoją ojczyznę - ale jednak bez przesady.
Nawet Gaspardowi zdarza się uczyć. Szczególnie, gdy koniec semestru jest już faktem, a jemu pozostał najważniejszy egzamin do zdania. Zrezygnował ze swojego zwykłego trybu życia i poświęcił się nauce. Okazało się jednak, że nie mógł zbyt długo siedzieć w domu, ponieważ zasypia nad notatkami. Zdecydował się w końcu na spacer z książką w ręku. Przechadzał się właśnie uliczkami parkowi, kiedy usłyszał dźwięki gitary. Uśmiechnął się do siebie. Komuś całkiem nieźle szło. Do jego uszu nie dotarły żadne fałszywe tony. Zaciekawiony zbliżył się do źródła. Zza wysokiego krzewu wyjrzał i zobaczył znajomą twarz. Okrążył dąb i zaszedł od tyłu. Zakradł się i stanął tuż nad Angel, opierając się o drzewo
W między czasie zdążył usiąść pod drzewem obok niej. Słuchał jej śpiewu i zupełnie zapomniał o tym, że powinien się uczyć. Kiedy skończyła na jego ustach gościł spokojny uśmiech.
- Długo? Nie wiem. Jakiś czas. - Stwierdził. Chyba oboje stracili rachubę czasu. - Ale masz śliczny głos. - Stwierdził z przekonaniem i posłał jej pełne aprobaty spojrzenie.
Zamyślił się, chyba ją trochę obraził. Tylko taka myśl mu chodziła po głowie.
- Spokojnie nie przeszkadzasz mi, zresztą ten klub jest dla każdego a nie wybranych przeze mnie. -powiedział spokojnie patrząc jej w oczy. - Ale jeśli nie odpowiada ci moje towarzystwo mogę przesiąść się na drugi koniec baru. -powiedział po dłuższym zastanowieniu się. - A więc? -ponaglił dziewczynę by jednak dała jakąś odpowiedź.
Pokręcił rozbawiony głową. - Pewnie. - Odpowiedział bez wahania i pstryknął ją w czoło. - Możesz mi jeszcze pośpiewać. - Dodał i położył się na trawie, układając książkę pod głową... a miał się uczyć... on?! - Poza tym fajne miejsce sobie wybrałaś. Całkiem tu spokojnie. Planowałem trochę poczytać, ale mi nie wyszło przez Ciebie. - Zerknął ją nią, a potem zamknął oczy i odetchnął głęboko.
Nic dziwnego, że zajmowała się muzyką przy takim głosie i grze. To wymarzone zajęcie dla takiej dziewczyny. On grał na pianinie i gitarze, ale to było tylko brzdąkanie. Forma relaksy, kiedy nikogo nie ma w pobliżu.
Pokręcił rozbawiony głową, ale nawet nie otworzył oczu. - Graj co lubisz. Na co masz nastrój. - Odpowiedział. Nie kłócił się o tego lenia, bo był świadomy, że nim właśnie jest. Niestety wiedział, że będzie musiał niedługo przejść jakąś mentalną przemianę, ponieważ bez pomocy Amelie nie utrzyma mieszkanka przy takim trybie życia. - Poza tym... chętnie się rozpłynę. - Rzucił wesoło i spojrzał na nią. Nie chciał przegapić jej wyrazu twarzy, kiedy śpiewa.
Przyglądał się jej uważnie, zapamiętując dobrze ten wyraz twarzy. Nie chciał jej przerwać zbędnym hałasem, więc w ogóle się nie poruszał. Jej gra i śpiew... był cudowne, a w otoczeniu natury nabierały wręcz magicznego nastroju. Kiedy skończyła, odczekał chwilę, żeby miała czas powrócić do świata, bo coś podpowiadało mu, że Angel gdzieś uleciała.
- Jesteś piękna. - powiedział spokojnie i spojrzał jej w oczy. Oczywiście miał na myśli jej wygląd podczas śpiewania, choć w zwykłych sytuacjach też była ładną dziewczyną. Był to jednak zupełnie inny rodzaj urody.
- To, że masz niesamowity głos już wiesz, więc chyba to wszystko. - Odpowiedział żartobliwie. Nie chciał jej krępować ani nic z tych rzeczy. Podziwiał jej pasję i talent, co współcześnie rzadko kiedy się ze sobą łączy. Wyglądała jak boginka i cieszył się, że nikt nie przerwał jej gry. Może nie wyglądał na romantyka, ale wychowany w bogatym domu od dziecka uczono go szanować sztukę, a śpiewająca Angel okazała się arcydziełem. - I nie wstydź się mnie. - Dodał może nieco złośliwie, ale sytuacja była zbyt baśniowa by zbyt długo wytrzymał pod naporem wibrującego w napięciu powietrza, które zdawało się omijać dziewczynę.
Niestety niektórych nauk rodziców nie tak łatwo się pozbyć. Są też rzeczy, którym dobrze nie zapomnieć.
- Mogę słuchać, jeśli chcesz grać. - odpowiedział i zamknął oczy, układając się wygodniej na ziemi. Dla Gasparda ta sytuacja również była odmianą. Wyjście na dwór za dnia, świeże powietrze i spokojna muzyka kontrastowały z zadymionymi lokalami, w jakich przebywał nocami. A co dziwne... nie było mu w cale źle. - Gdybym zasnął... obudź mnie, dobrze? - poprosił uśmiechając się błogo.
Może właśnie upór Gaspard wyssał z mlekiem matki. Z pewnością właśnie ta cecha była przyczyną jego nieporozumienia z rodzicami. Poza tym, jeśli miałby na starość stać się taki apodyktyczny jak jego matka, lub tak bezwzględnie podporządkowany jak ojciec z pewnością nie zdecydowałby się nigdy na założenie rodziny i posiadanie dzieci. Choć jedno i drugie uważał za odległą przyszłość.
Nie zasnął kiedy grała, ale słuchał odpoczywając.Kiedy wreszcie dźwięki ucichły, podniósł się usiadł bok niej i musnął swoimi wargami jej usta. Potem uśmiechnął się do niej przyjaźnie. - To nagroda za piękną grę, bo na inną mnie póki co nie stać. - Stwierdził wesoło.
Wolność i swoboda... coś cudownego, ale jeśli nie ma się dużych wymagań. Gaspardowi by to nie wystarczyło. Potrzebował pieniędzy i nic nie mógł na to poradzić. Nie wiedział jak można żyć tak bardzo się ograniczając, a odkąd Amelie się od niego wyprowadziła był w głębokim kryzysie.
- Dlaczego miałbym tak od razu... ostatecznie zejść z tego świata? - zapytał rozbawiony. Jego towarzystwo raczej na nikogo dobrze nie wpływa, ale podobno muzyka potrafi sprawić by ludzie odnaleźli w sobie spokój i kulturę.
[Myślę, że spoko ;> Może mogliby się poznać nawet przy okazji jakiegoś garden party, organizowanego przez Mię i jej narzeczonego :> ]
- Że żyje... czyli dlatego tak rozpaczasz? - zmarszczyła czoło, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że to najprawdopodobniej brzmi zupełnie bezdusznie i durnie. Ale Angel zrobiła jej taki mały mindfuck i... no. Tak jakoś wyszło.
Postanowiła się po prostu zamknąć, tak będzie najmądrzej - i po prostu nalała dziewczynie kolejnej porcji wódki, patrząc z przerażeniem na to, jak szybko blondynka ją pochłania. Ona ledwo upiła łyka swojego wina. Lepiej zatkać Angel ciastem. Drozd podsunęła przyjaciółce talerz.
[wybacz, mam małą głupaweczkę xD]
[Bo znowu nie wiedziałam co. Nie wiem, czasami mam jakieś problemy. No lenia, ale to swoją drogą :D]
Jeśli tylko Amelie swoimi wybrykami w jakiś sposób pomogła Angel, to nie pozostawało jej nic innego, jak cieszyć się z sukcesu przyjaciółki. Zwłaszcza, że ona co najwyżej mogła wszystko zepsuć- zarówno swoim kiepskim wokalem, jak i chaotycznym tańcem. Na pewno jednak bawiła się świetnie, głównie za sprawą Angel. Nadal nie potrafiła pojąć jakim cudem możliwa jest przyjaźń między tak odmiennymi charakterami, ale nie zamierzała w to wnikać, dopóki ich relacje były tak dobre.
- Ja wiem, o czym ty myślałaś.- mruknęła, z lekkim uśmiechem, który sugerował ironię. Wbrew pozorom Amelie nie była aż tak dziecinna, jednak preferowała czekoladę od alkoholu. A w przypadku jej i Angel, akurat taka bomba kaloryczna w niczym nie zaszkodzi. Ba, może nawet pomoże?- Taaa... jakiś koleś się na Ciebie gapi. Myślisz, że powinnam zadzwonić po policję?- najpierw spojrzała przestraszona na Angel i zakryła już usta dłońmi, chcąc podnieść napięcie, ale ostatecznie i tak parsknęła śmiechem.- W sumie... nie, nie znam go, ale to może być tylko kwestią chwili. Choć, sądzę, że bardziej interesuje go twoja osoba.
[ej, to nie świnia... to jest jakaś różowa małpka :D]
- To ja też idę - powiedziała ochoczo, z niespodziewanym jak na siebie entuzjazmem. Niby była pozytywnie nastawiona do świata, bardzo dobra dla ludzi, ale taki entuzjazm, nawet w stosunku do ładnych dziewcząt, był u niej raczej ewenementem. Chyba, że była najebana jak teraz. W zupełności i do końca. No cóż.
- Angel - zaczęła w swojej głowie rozkminę nad anielskim imieniem. Cóż, jego posiadaczka faktycznie nie wyglądała na anielicę, niech te blond włosy nie mylą! W zasadzie Jean bardziej wyglądała na aniołka, z tym swoim dobrotliwym uśmiechem i błękitnymi oczętami. Ale to tylko twarz. Nic poza tym.
- Gdzie chcesz iść Angel? - zapytała, powtarzając jej imię, po czym napiła się piwa.
Słuchał jej zastanawiał się nad sensem tych słów. Czy coś potrafiło go zmienić? Był uparty i zdecydowany, ale tego nauczyła go życie. Czy rozczulał się nad czym do tego stopnia, że przestawał być sobą? - Rozumiem co masz na myśli, ale chyba jestem nie zdolny do takich... mistycznych przeżyć. Za to lubię podziwiać jak inni ich doznają. Ty, na przykład, wyglądałaś jak bogini...albo jakaś driada. - uśmiechnął się do niej.
Roześmiał się. - Aż tak dobrze nie ma. Chyba, że przyczepisz sobie butelkę po czystej do czoła, to pokuszę się o jednorożca. - Odpowiedział wesoło. - Ale ta Twoja wersja jest ciekawa. - Przyznał. - Ale nietrwała. - Pokazał jej język. - Normalny aniołek jest wcielonym diabełkiem, który próbował mnie już raz upić. - Stwierdził z przekonaniem.
- Hej, hej, nie pij w takim tempie, bo ta wóda wypali ci gardło. A poza tym pomyśl co cię będzie czekało rano. Chyba nie ma nic gorszego od kaca po wódzie, nie pamiętasz? - przypomniała przyjaciółce, jednak nalała jej kolejną porcję wódki. Odsunęła też talerz z ciastem. Skoro Angel nie chciała, to Mila tym bardziej. Jeden kawałek ciasta zdecydowanie jej wystarczał. ZA DUŻO PIERDOLONYCH KALORII! Za bardzo lubiła swoje wystające żebra.
- Poza tym... spokojniej, błagam - poprosiła i upiła łyka wina, po czym dodała:
- Słuchaj, może chcesz chociaż jakąś popitę?
Mila patrzyła na przyjaciółkę z niemałym przerażeniem. Gdy ta poprosiła ją o jakieś prochy... w sumie gdyby była w takiej sytuacji od razu wzięłaby garść czegoś fajnego... ale to była siostra Mii. Miała się nią, kuźwa, opiekować. A nie wciskać jej swoje leki. Leki na receptę na dodatek.
Mila, nie przejmując się popełnianym właśnie świętokradztwem, wylała resztkę wódki z kieliszka Angie i wyszła z kuchni, wracając jednak bardzo szybko, zanim dziewczynie strzeliłoby coś głupiego do głowy. Usiadła obok niej na podłodze i zaczęła skręcać jointa. Bardzo lekkiego. W zasadzie tyle było w nim marihuany, że Angie nic nie poczuje, ale efekt placebo zrobi swoje. A skoro paliła normalne papierosy, tytoń jej nie odrzuci.
Na szybciku stworzyła raczej koślawego skręta, odpaliła go i podała dziewczynie, licząc na to, że to szybko ją uspokoi - a przy odrobinie szczęścia Angel nawet zgoni - i jak się obudzi nie będzie jej w głowie histeria. Właśnie, jedyne, co będzie miała w głowie to cholerny szum.
- Uspokoi cię. Chyba cię pojebało, jak myślisz, że dałabym ci coś, co działa... wiesz, bardziej od marihuany. Oj, Angie, Angie...
[łostro hahaha :D]
Jean miała szczerą nadzieję, że nie pieprznie w nikogo butelką, bo mogłaby sobie narobić problemów, co skutkowałoby odkryciem jej tożsamości - i co za tym idzie - powrotem do pudła. O nie, dzięki wielkie.
- Idę, idę - wymamrotała, podążając za Angel, chociaż jej stan sprawiał, że faktycznie, najpewniej czułaby się teraz leżąc na miękkiej trawce w wygodnym, przyjemnie wyprofilowanym rowie... nie, nie, nie ważne. Pójdzie za tą blondi o zajebistych nogach i cyckach, chociażby na koniec świata i jeszcze dalej. A czemu by nie.
Jean miała szczerą nadzieję, że nie pieprznie w nikogo butelką, bo mogłaby sobie narobić problemów, co skutkowałoby odkryciem jej tożsamości - i co za tym idzie - powrotem do pudła. O nie, dzięki wielkie.
- Idę, idę - wymamrotała, podążając za Angel, chociaż jej stan sprawiał, że faktycznie, najpewniej czułaby się teraz leżąc na miękkiej trawce w wygodnym, przyjemnie wyprofilowanym rowie... nie, nie, nie ważne. Pójdzie za tą blondi o zajebistych nogach i cyckach, chociażby na koniec świata i jeszcze dalej. A czemu by nie.
Roześmiał się. Widział już ludzi udających jednorożce. - Dzięki. Nie chce pić... teraz. - Kto by uwierzył, że kiedykolwiek to powie? Niestety... smutna rzeczywistość go dopadła i chciał czy nie chciał musiał się tego dnia jeszcze pouczyć, a po alkoholu było to wykluczone. Uśmiechnął się do niej. Ona? Spokojna? Mało prawdopodobne. Ale może powinna kiedyś spróbować?
Spojrzał zaskoczony na dziewczynę, potem na książkę... na Angel i znów na książkę. Przetoczył się po trawie w jej kierunku i objął jej nogi. - Nie zostawiaj mnie sam na sam z tym potworem! - Zaczął marudzić. Na prawdę nie chciało mu się uczyć. Jeśli mógł choć na kilka chwil odsunąć od siebie ostateczność postanowił chwytać się ratunku jak tonący brzytwy.
[Upał wypala mi mózg]
Co do przeciwieństw bez wątpienia była to prawda. Bo chociaz Amelie chętna była do zawierania nowych znajomości z właściwie każdym, tak jednak często najlepiej dogadywała się z ludźmi całkiem odmiennymi od niej samej. A i do nieodpowiednich mężczyzn często ją ciągnęło. Niestety. Chyba cechowała ją zbyt duża tolerancja i wiara w ludzi. A nawet jeśli nie raz się na tym przejechała, dalej wierzyła i nie zmieniała się wcale. Nadal zbytnio ufała ludziom, nawet tym których ledwo co poznała. Los był dla niej o tyle łaskawy, że póki co nie doszło do żadnej tragedii.
- No! Przynajmniej jakaś rozsądna decyzja. Zobaczysz zafunduję Ci najlepszą czekoladę w mieście. Kawiarnia jest tu niedaleko.- wskazała palcem na urokliwie oświetloną uliczkę rozpościerającą się tuż przed nimi, a następnie posłała Angel wesoły uśmiech. Mężczyznę kompletnie zignorowała, zupełnie o nim zapominając w tej chwili. W końcu co znaczył przy kubku gorącej czekolady?
- Jasne - przesunął się na bok, by wpuścić dziewczynę do mieszkania. I dopiero po tym geście przyszła refleksja.
Idiota! Przecież obecnie jego mieszkanie wygląda jak jakaś melina i burdel jednocześnie - czy też raczej, wyglądało tak w odczuciu Savvy, człowieka, który ubrania układałby według kolorów tęczy, gdyby nie to, iż preferował barwy raczej ciemne i neutralne.
W odczuciu przeciętnego człowieka, na chybił trafił wziętego z ulicy, mieszkanie wyglądałoby porządnie. Nie przeszkadzałaby niedbale rzucona na dywan marynarka, minimalna warstwa kurzu na meblach zostałaby zwyczajnie zignorowana, może nawet zaliczona do kategorii "nawet czysto". Ba, mógłby mieć w mieszkaniu prawdziwą melinę, i tak uszłoby mu to płazem, nawet w odczuciu potencjalnej współlokatorki. Jest przecież studentem; studenci mają ważniejsze sprawy niż dbanie o porządek, ot, choćby eksperymenty na własnej wątrobie.
- Oczywiście, bez problemu - mruknęła Jean, chociaż w jej ustach pewnie nie brzmiało to zbyt wiarygodnie. Zwłaszcza, że nieco się teraz zataczała. - Tylko, że można go zwyczajnie obejść, spójrz tam - wskazała palcem wąskie przejście między murem a jedną kamienicą. Tam zaraz można było spokojnie przejść.
Sama Jean z kolei nie bała się jakoś tych dziwnych dźwięków i szumów. No, niechby ktoś jej spróbował podskoczyć. Albo zaatakować tę niezłą blondynę. Oberwałby od Koffler po jajcach. Kilka razy. Bo Jean nie zakładała, że zaatakowałaby ich kobieta. Zresztą, kto mógłby je tknąć! Czy nie wyglądały groźnie z tym mocnym makijażem na twarzy?
[Oczywiście :> Więc zaczynam! ]
Bycie studentem prawa i odbywanie praktyk w kancelarii w tym samym czasie nie było niczym prostym. Anthony musiał zaprzyjaźnić się z kawą i rozstać z łóżkiem na parę długich tygodni. Dzisiaj jednak po powrocie z pracy padł na nie i zasnął szybko jak nigdy, albowiem wiedział, że następnego dnia ma wolne i może robić wszystko, co tylko zechce. Pierwszy raz od paru miesięcy naprawdę ma wolne! W środku nocy (jak mu się wydawało, chociaż tak naprawdę był wieczór), coś go obudziło. Było to pukanie do drzwi. Wstał ze swojego łóżka i powlókł się do drzwi. Dopiero w korytarzu zobaczył, że jego włosy są całe roztrzepane i że ciągle ma na sobie koszulę, która była teraz tragicznie pognieciona.
-Hm..? -wydał z siebie zaspany pomruk, kiedy stanął twarzą w twarz ze swoim gościem.
[Wydaje mi się, że pokrętnie wakacje nie sprzyjają mojemu pisaniu... Dziwnie nie mam na to czasu :P]
Westchnął ciężko i przetoczył się na plecy. - Możesz mi zrobić masaż, jeśli się nudzisz. - odpowiedział wesoło. On miał przeciwnie do niej. Mógł tylko leżeć i zupełnie nic nie robić.
[Jakoś potrafię to zrozumieć :P]
Patrzył na nią spod uchylonych powiek. Było gorąco i widocznie nie tylko jemu ten upał doskwierał. - Muszę. Jakoś samo nie chce wejść do głowy. - Westchnął.
Najchętniej zanurzyłby się w basenie... pełno zimnej, przyjemnej wody. Cudowne marzenie...Choć chowanie się do lodówki to też nie taki zły pomysł. Ale nawet cola z lodem byłaby miłym urozmaiceniem. Albo lody... duże lody.
[:P]
Najpierw się roześmiał, a potem niechętnie podniósł. - Mogłabyś ładniej poprosić, ale idę. - Powiedział wesoło. Właściwie szedł, gdyż nie chciało mu się uczyć, ale to zupełnie inna sprawa. - A Propozycja czegoś zimnego bardzo mi się podoba. - Dodał. Wziął od niej torby. - Ale dobrym pomysłem byłby tez prysznic.
- Muszę dobrze wyceniać moje usługi żeby nie zbankrutować. -odpowiedział wesoło. - Poza tym nie zrobisz mi czegoś tak okrutnego, ponieważ wierzę, że masz jakiś serco-podobny organ. - Dodał i pstryknął ją w nos w zamian za buziaka.
Chwilę później go zaskoczyła nagłym zrywem. Czyżby nieprzejmująca się niczym Angel przed kimś uciekała? - Kto to był? - Zapytał zrównując z nią krok. - Jakaś znajoma? Czy może wstydzisz się, że ktoś zobaczy Cię ze mną? - Starał się mówić żartobliwie, ale jej mina jakoś nie sprzyjała wygłupom.
Miał ochotę się śmiać. Panikować z powodu jakiejś ciotki? I to Angel? - Pomóc? Możemy uciekać, ale to prymitywne... - Zauważył. Wyjrzał zza drzewa, żeby sprawdzić, gdzie jest kobieta. Niebezpiecznie się do nich zbliżała. Gaspard całkiem celowo dał się "zobaczyć". Potem ponownie stanął za drzewem, postawił na ziemi pakunki, objął dziewczynę, tak, żeby oparła się o pień. Stanął, tak, żeby zasłonić ją sobą, poprawił jej włosy, żeby wpadały na policzki Angel i pocałował ją, dzięki czemu nie było widać jej twarzy. Czy czerpał z tego przyjemność? Oczywiście! Ale miało to też pozytywny skutek, gdyż kobieta przeszła koło nich, spojrzała z niechęcią i ruszyła dalej, rozglądając się uważnie i coś mamrocząc pod nosem.
Kiedy zagrożenie minęło, a Angel nie dała mu w twarz, odsunął się i uśmiechnął lekko. - Oczywiście, że nie. Miałbym przepuścić taką okazję? Nie żebym Cię chwalił, ale jesteś ładną dziewczyną i całkiem dobrze całujesz. - Zapytał robiąc pełną zdziwienia minę, a potem uśmieszek znawcy. - I nie ma za co. - Podniósł torby. -Idziemy? - zapytał i mrugnął do niej. - Opowiesz mi coś więcej o tej kobiecie? Wyglądałaś na szczerze przerażoną. - Zauważył.
Wysłuchał w milczeniu jej opowieści. Nie zamierzał zmuszać dziewczyny do zwierzeń, z resztą nie lubił wtrącać się w czyjeś sprawy. Ludzie potem oczekują wsparcia, współczucia, pomocy. Kiwnął tylko głową w zamyśleniu, zapamiętując te kilka faktów, a potem się uśmiechnął.
- Kot na gorąco? - Zapytał spojrzał na Angel. - Czy może w potrawce? Albo zupa z kota? Dachowiec czy rasowy? - Pokręcił głową. - Nie pytam, ile wtedy wypiłaś. - Dodał złośliwie. - Jak daleko stąd mieszkasz? - Zapytał, zmieniając temat.
Wszedł za nią... i poszedł do kuchni. W między czasie rozglądał się po mieszkaniu... - Najpierw coś do picia, jeśli można. Prysznic bardzo chętnie, ale za chwilę. - Powiedział i oparł się o ladę, patrząc jak dziewczyna rozpakowuje siatki. - Swoją drogą...Chyba znam Twoją współlokatorkę. Mila, prawda? Zajęłaś ten wolny pokój? - Zapytał niefrasobliwym tonem. Chwilę mu zajęło skojarzenie skąd zna tę kamienicę i lokal, ale oświecenie wreszcie nadeszło. Czyżby Mila zrezygnowała z... rozrywkowego trybu życia? Czy może po prostu nie sprowadza już mężczyzn? Nie możliwe...
- Z Milą... widzieliśmy się kilka razy. - Odpowiedział powoli. Wolał nie wspominać, że ich ostatni stosunek odbywał się między innymi w tym dodatkowym pokoju. Lepiej nie psuć Angel humoru. - A daleko jest to twoje upatrzone mieszkanko? - zapytał i sięgnął po wodę, którą z najwyższą przyjemnością napił się. - Jesteś wędrowniczkiem tak? Jak chętnie przygarnę współlokatorkę. Zwolnił się pokój po Amelie, a mi trochę brakuje do rachunku. - Westchnął dramatycznie
[ojej, wybacz. obiecuję odpisać... w krótce xD ale serio nie zauważyłam.
a kartę chciałam zrobić jak najbardziej krótką i minimalistyczną i chyba nawet mi się udało, nie?]
Zaproponowała by mu powtórkę? Czy może przeniosła by się ze śpiworem na podłogę?
Pokręcił rozbawiony głową. - No wiesz? Te historie o mnie są na prawdę wyolbrzymione! - Powiedział nieco urażonym tonem. - Poza tym odkąd nie ma Amelie jakoś nie mam motywacji, żeby sprzątać, dlatego staram się nikogo nie zapraszać. A co do dobierania się do Ciebie... Znając życie powiedziałabyś, że nie możesz zdradzić swojej gitary. - Dodał wesoło i odstawił pustą szklankę na bok. - Tymczasem... Mógłbym zaproponować wspólny prysznic, ale pewnie odmówisz, aniołku? - Dodał może nieco złośliwie, ale sama się o to prosiła.
No cóż... nieprzewidywalność do pewnego stopnia jest zaletą, gdyż łączy się z kreatywnością i wyjściem poza schematy.
Gaspard prawdopodobnie powinien się gniewać albo poczuć dotknięty, ale tylko roześmiał się. Choć miał bujną wyobraźnię, szczególnie jeśli chodzi o sprawy seksu, to trudno byłoby sobie wyobrazić stosunek z Angel. Nie żeby była brzydka czy mało atrakcyjna, ale... Traktował ją jak coś miedzy kumpelą a siostrą, więc coś więcej... wydawało się dziwne. Musiałby być mocno podpity. Ale proponować mógł w nieskończoność, ponieważ był pewien negatywnej odpowiedzi. Zabawne. Nie często zdarzała mu się taka sytuacja... a właściwie po raz pierwszy. - A pożyczysz mi jakiś ręcznik? - zapytał rozbawiony. - Wcale nie zamierzałem Cię wykorzystywać jako sprzątaczkę tylko moją motywację do sprzątania. Dla samego siebie nie ma sensu utrzymywać ładu.
Oryginalność jest przecież w cenie! Warto ją pielęgnować, pracować nad nią i dokarmiać.
Między kumpelą a siostrą! To drobna różnica! Nie pocałowałby Amelie... Ble... Straszna myśl. Wręcz przerażająca. Z przyjaciółką nie miałby takich oporów.
- Nie rozpędzaj się, ok? Mówię, że bym posprzątał, a nie zaraz dbał o Ciebie. - Zaśmiał się. Wziął ręcznik i powędrował do łazienki. O wodę się nie dopytywał, gdyż i tak sprawdzał ją przed wejściem. Prysznic był tym czego potrzebował. Cudowne odświeżenie. Zajęło mu to dłużej niż się spodziewał i z żalem wychodził spod strumieni zimnej wody. W końcu jednak wyszedł. Nie pokusił się jednak o założenie bluzki uznając, że zadba o to wychodząc, a póki co jest za gorąco.
Grzecznie sobie czekał. Sam na sam z butelką wody. Póki woda nie wyszła... do jego brzucha. Potem siedział samotnie. Kiedy Angel wróciła, początkowo nawet na nią nie spojrzał, ale w końcu uniósł wzrok i uśmiechnął się. - Wooow... Czyli jednak jesteś dziewczyną. - zaśmiał się, patrząc na jej buzię bez całej tapety. - Wiesz, że nawet jesteś ładna? - Zapytał wesoło. Może warto zapamiętać ten moment? Raczej nie prędko zobaczy ją ponownie w tak naturalnej... postawie. Z mokrymi włosami sprawiała wrażenie niewinnej... i aż chciało się jej pomóc, wytrzeć czy przytulić.
Woda... Błogosławieństwo, które tak rzadko się docenia. Parsknął cicho. - Zastanawiam się czy nie zrobić Ci zdjęcia na pamiątkę. - Stwierdził. - Ale serio... Tak wyglądasz lepiej. - Przypatrywał się jej z uwagą. - A przy okazji mniej groźnie. Czyli zazwyczaj starasz się odstraszyć ludzi od siebie? - Zapytał.
Zaskoczył sam siebie. Nie łatwo było rozgryźć Angel. Uśmiechnął się do niej i oparł wygodniej o blat. - No... Delikatniej...bardziej dziewczęco? I chyba wolę taką wersję Ciebie. Przecież jesteś w porządku. Nieco rąbnięta, ale w pozytywnym sensie. Wampirowata część Ciebie jest... wymuszona. - Powiedział całkiem poważnie, siląc się na myślenie, co w takim upale nie było prostym zadaniem. Ale jak już rozmawiali to może warto wysilić się na szczerość?
Raczej nie był typem szczególnie współczującym. Wychodził z założenia, że każdy pracuje na swoją osobę - charakter, wygląd, postawę - i nie ma co się zbytnio wtrącać.
[Ja wiem, że to sprytne z mojej strony, ale nie zauważyłem, że minęło 200 komentarzy :P]
Parsknął cicho. - Wiesz... czasami mi się zdarza. - zapewnił z urażoną miną, ale po chwili się uśmiechnął. - Nie ma za co. - Zapewnił, a potem dodał. - Za butelkę wody w taki dzień zrobię wszystko. -
[:P]
Pokręcił rozbawiony głową, chwycił za rękę i okręcił. Ręcznik z niej nie spadł. - Pozwól mi nacieszyć się tym widokiem nim zaczniesz ponownie straszyć ludzi. - Odpowiedział. - Kiedyś zmuszę Cię do wyjścia tak na miasto. - Zapewnił. - Albo jeszcze lepiej do klubu... ciekawe ilu będzie Cię chciało. - Uśmiechnął się nieco złośliwie.
Pokręcił głową w milczeniu. Nie było czego komentować. Wesoła Angel to równie duże zagrożenie, jak ta w nieco gorszym nastroju. - Czemu sądzisz, że ja bym Cię chciał? Jesteś w porządku i nawet ładna, ale po co miałbym sobie psuć nerwy na bliższe stosunki z kimś tak upierdliwym? - zapytał, ale dopiero po dłużej chwili. Nalał sobie kolejną szklankę wody.
[branoc]
[ej, nie napisałam, że ma problemy z wódką, tylko, że leczy problemy wódką :D różnica jest! :D]
Mila zaciągnęła się tylko raz, ale zgasiła jointa na pokrywce puszeczki, w której trzymała bletki, filtry i inne tego typu, "robocze" rzeczy. Normalnie nie była zdolna do czegoś takiego, ale Angel zrobiła dla niej już całkiem sporo, to i blondi się poświęciła, przytulając do siebie przyjaciółkę.
- Angie, wyluzuj... przecież jeszcze wszystko ma szansę się ułożyć. Jestem wręcz przekonana, że jeszcze będzie idealnie, to przejściowe. Okaże się, że problemy nie są wcale takie... duże. Tylko potrzeba czasu. Zawsze potrzeba czasu.
A swoją wypowiedź poparła uśmiechem, i to całkiem szczerym, bo... o dziwo sama wierzyła w tę swoją pogodną, pełną nadziei i optymizmu wypowiedź. Mila, dziadziejesz, gdzie Twoja sukowatość i oziębłość? Come back!
Prześlij komentarz