...W sieci obraz siebie kreuje się słowami. Własnymi słowami."
Angel
Evans
Urodzona 24.08.1992r. w Diemen
Holenderka
Ma sklep muzyczny i sympatycznego kameleona.
Wolna, muzykalna dusza.
_____________________________________________________________________
Wątki zaczynam, wątki cudze przyjmuję i małe i te duże, do koloru do wyboru :DPS. Nie gryzie : )
477 komentarzy:
«Najstarsze ‹Starsze 201 – 400 z 477 Nowsze› Najnowsze»Mila nie uwierzyła. Dopóki nie usłyszała znajomych kroków i głosu. O kurwa, o kurwa, o kurwa. Natychmiast poderwała się z podłogi, wrzuciła puszkę do szuflady, a butelkę z wódką szybko zakręciła i schowała do szafki. Ta prędkość i zwinność ją samą zaskoczyła.
Zaraz wparowała szybko do przedpokoju, niemalże potykając się o... tak, ścianę, ale już zaraz była w pionie, tak chyba można to nazwać, chociaż wisiała na szyi przyjaciółki, powtarzając słowa Angel:
- Ja pierdolę, ja pierdolę, skąd ty się tutaj wzięłaś, do kurwy nędzy?!
Ej, nie ma to jak miłe przywitanie, nie?
[ech, mow tak dalej, to sie zaczerwienie ^^ wbijam na miesiac do kraju, bede wszedzie, wiec wypatruj skaczacego po drzewach/dachach itp xd jak cos to na gg mozesz pisac, moja kuzynka ma haslo i jest moja sekretarka xd]
Słuchał jej z nieco głupią miną. - Zamierzasz mnie swatać? - Parsknął w końcu. - Wybacz, ale kawalerski stan bardzo mi odpowiada. - Uśmiechnął się szeroko. - Poza tym... co masz na myśli mówiąc "zagmatwany"? To bardzo ciekawe! - Wbił spojrzenie w dziewczynę.
- Wow, ona jakby... urosła, nie? - rzuciła Mila przyglądając się dziecku, nawet nie z taką wielką odrazą co zwykle. Fajna była ta mała. Chociaż tak szczerze, to Mila za chuja nie mogła sobie przypomnieć jak dziecko ma na imię. Beznadziejna była z niej ciotka, poważnie.
- Jasne, jasne, wchodź - wyszczerzyła szeroko zęby, wpuszczając Mię do kuchni, bo było tam najwygodniej usiąść. Poza tym w jej sypialni panował niezły burdel, do czego w życiu się przyznać nie mogła - przecież była perfekcjonistką i pedantką, prawda?
- Świetnie się złożyło, akurat upiekłam ciasto - postawiła ciasto na stole, a z lodówki wyjęła pomarańczowy sok, licząc na to, że Mia w ogóle nie zauważy, że jej młodsza siostrzyczka pod opieką najlepszej przyjaciółki jest właśnie po czterech kieliszkach wódki. Nie, nie kieliszkach. Kurwa mać, po czterech lampkach wódki. To całkiem sporo.
- Wow, ona jakby... urosła, nie? - rzuciła Mila przyglądając się dziecku, nawet nie z taką wielką odrazą co zwykle. Fajna była ta mała. Chociaż tak szczerze, to Mila za chuja nie mogła sobie przypomnieć jak dziecko ma na imię. Beznadziejna była z niej ciotka, poważnie.
- Jasne, jasne, wchodź - wyszczerzyła szeroko zęby, wpuszczając Mię do kuchni, bo było tam najwygodniej usiąść. Poza tym w jej sypialni panował niezły burdel, do czego w życiu się przyznać nie mogła - przecież była perfekcjonistką i pedantką, prawda?
- Świetnie się złożyło, akurat upiekłam ciasto - postawiła ciasto na stole, a z lodówki wyjęła pomarańczowy sok, licząc na to, że Mia w ogóle nie zauważy, że jej młodsza siostrzyczka pod opieką najlepszej przyjaciółki jest właśnie po czterech kieliszkach wódki. Nie, nie kieliszkach. Kurwa mać, po czterech lampkach wódki. To całkiem sporo.
Amelie wcale nie zwracała uwagi na mężczyznę, którego zostawiły za sobą, ba, była zbytnio zajęta rozmową i nawet niespecjalnie widziała, kiedy Angel odwracała się co jakiś czas, by sprawdzić, czy ów osobnik ich nie śledzi. A mówiła dużo. W zasadzie trajkotała o byle czym, co jej tylko ślina na język przyniosła, w głównej mierze nadal przeżywając ich mały sukces związany z występem ulicznym. Poziom ekscytacji osiągnął niemal apogeum. Wręcz na pewno, w momencie gdy Angel porównała ją do swojej siostry.
- Naprawdę?- wręcz piskliwym z podniecenia i niedowierzenia głosem, wykrztusiła z siebie Amelie, będąc wyjątkowo zaskoczona takim wyznaniem.- Oh ciastko... mnie niespecjalnie kręcą słodycze. Chyba, że mają w sobie coś kokosowego, wtedy to się skuszę, a tak... to niespecjalnie.- skrzywiła się lekko słysząc o ciastku czekoladowym i zajęła miejsce przy najbliższym wolnym stoliku.- W każdym razie dziękuję za miłe słowa i ten komplement, choć ja nie mogę Cię przyrównać do brata. Po pierwsze to mężczyzna, po drugie to Gaspard.- wymówiła imię brata robiąc przy tym dziwną minę, zupełnie jakby w tym imieniu kryło się wszystko na temat panicza Morel. Na pewno w mniemaniu Amelie, choć Angel mogła go przecież nawet nie znać. Tego akurat Amelie nie wiedziała. Bo z jej bratem i jej znajomymi, zwłaszcza tymi płci żeńskiej, to różnie bywało...
[nie ma za co przepraszać, jest spoko:D ]
Patrzył na nią przez jakiś czas, nie odzywając się, tylko próbując przetrawić jej słowa. W końcu podrapał się po głowie i otworzył nieco szerzej zaspane oczy. Chwycił klucze z szafki, która stała obok drzwi, po czym zatrzasnął je i wyszedł z domu.
-Pan prawnik ratujący przeciekające dziewczyny w środku nocy. -pokręcił głową, kiedy zauważył jak absurdalnie to brzmiało, jednak uśmiechnął się do blondynki i postanowił jej pomóc. W jego domu było dużo tego typu awarii i można powiedzieć, że zdążył już się wprawić w naprawdę rur. Jakby nie patrzeć, stare domy mają to do siebie, że ciągle trzeba w nich coś robić.
-Więc, co się dokładnie stało? -zapytał, już trochę bardziej rozbudzony, schodząc ze schodów i idąc za dziewczyną w stronę zalanego domu.
[Wybacz, ale odpiszę po weekendzie...]
Wszystkich chyba na pewno nie (jakkolwiek by to zabrzmiało), bo na przykład taki Sammy zabijał nie patrząc czy świeci słońce czy pada deszcz i śnieg. Pogoda nie robiła mu żadnej różnicy. Nawet kiedy biegał to nie zwracał uwagi na wichury i upał, po prostu ćwiczył. Pewnie wcale nie zwracał uwagi na warunki pogodowe, były dla niego po prostu neutralne.
Czy był miłośnikiem natury? Trudno stwierdzić, zważywszy na to, że posiadał trzy samochody, które na pewno szkodziły powietrzu i samym ludziom. Nie wpadał w zachwyt widząc ślicznego kwiatuszka, tylko przechodził po nim, jeśli ten stanął mu na drodze. Z drugiej jednak strony lubił czasami posiedzieć w miejscu, gdzie nie było tego całego zawirowania. Na przykład w Hiszpanii, gdzie kupił sobie domek z ogródkiem. Śmieszne, bo nie mieszkał w nim już jakiś rok.
Starał się podzielić ludzi na grupy, żeby nie przychodziło do niego po trzydzieści osób, bo nawet jeśli sama była duża, to on nie miał możliwości poprawiania każdego z uczestników. Zdawał sobie jednak sprawę, że do każdej grupy zawsze musi przypałętać się więcej osób. Starał się nie zwracać na to uwagi.
I tak oto wysiadł z Impali przerzucając sobie torbę przez ramię i ruszył do wynajętej sali treningowej, gdzie dzień wcześniej przygotował kilka worków, maty i inne przyjemne rekwizyty. Wszedł do środka jak zawsze pewnym krokiem, w ciemnych okularach i w słuchawkach, więc nadal był odcięty od świata, co niezwykle mu się podobało.
- Trzydzieści pompek - rzucił do zebranej grupki. Cóż, jeśli ktoś był tutaj po raz pierwszy, to nie wiedział, że Sammy wyciska z ludzi ile się dało. Nawet jeśli następnego dnia dane osoby miałaby już nie przyjść.
Rozgrzewka przecież była ważna, nie? Dlatego zostawiając swoją torbę, okulary i ipoda pod oknem, sam zjawił się obok grupki i zaczął swoje pompki razem z innymi.
[Hej:) Bardzo chętnie:) Jakieś pomysły? Mogę nawet zacząć tylko punktu odniesienia potrzebuje :)]
Słysząc słowa Angel na tematem tego, że być może ona i Gaspard wcale się tak od siebie nie różnią, miała ochotę parsknąć śmiechem. I w zasadzie miała szczerą ochotę to zrobić, ale odrobina rozsądku w jej główce podpowiadała, że mogło to wyglądać głupio, a przy tym i urazić Angel, bo przecież brat nie był w tej chwili taki ważny.
- Oh, wybacz, ale Ty i Gaspard? Pfff...- pokręciła z niedowierzaniem głową uśmiechając się od ucha do ucha.- Nie jesteście do siebie podobni ani trochę. Przede wszystkim z niego to totalny leń i bezczelny spryciarz, a do tego straszliwy kobieciarz. Ty moja droga Angel, w żadne z tych określeń się nie wpasowujesz.- stwierdziła zacmokawszy, co tylko miało dobitniej potwierdzić jej tezę. W końcu ona najlepiej wiedziała jaki tak naprawdę Gaspard był. Spędziła z nim praktycznie 20 lat swojego życia. - Nawet w ich żeńskich odpowiednikach.
Zaraz też przy ich stoliku pojawił się bardzo miły młody człowiek, który zapytał się na co też dwie piękne panny mają ochotę, a Amelie jednomyślnie odpowiedziała, że gorącą czekoladę. To było w końcu ustalone.
Dla amelie nie było prywatnych spraw brata, nie takich w które ona swojego nosa wściubić by nie mogła, albo naturalnie była zmuszona. Gdy mieszkali razem niestety miała udział w większości spraw "prywatnych", bo albo ją wyrzucano z mieszkania, albo musiała cicho siedzieć u siebie. Dla dobra własnego i tak wybierała częściej to pierwsze, niemniej jednak wiedziała o wszystkim i zawsze to ona poganiała brata do roboty, ona prawiła morale, albo mówiła z kim powinien się zadawać czy też nie. Oczywiście wszystkie działania były bezskuteczne, bo i moralne przekonywanie Gasparda do czegoś to jak mówienie do ściany, niemniej Amelie zawsze była tym jego głosem sumienia, którego sam panicz Morel chyba nie posiadał. No, a do tego stanowiła źródło dochodów. Właściwie, ich ojciec stanowił, ale tylko jego kochana córeczka dostawała wspomożenie, bowiem konflikt rodzinny zdecydowanie bardziej dotyczył Gasparda, niż jej, i na nim, w głównej mierze wszystko się odbijało. A amelie, czy chciała, czy nie, brata zawsze było szkoda. W końcu panienka Morel była niezwykle uczuciową osóbką.
- Nie wiem, nie wiem... Wiesz nie mam nic do Ciebie, Gasparda, róbcie sobie co tam chcecie, tylko żeby potem nie było... Wolę ostrzegać, choć szczerze... Wcale mi się to nie podoba.- skrzywiła się lekko, bo i obawiała się konsekwencji relacji Angel z jej bratem, no ale przecież ostatnio starała się od niego odseparować i żyć własnym życiem. Nie będzie się wtrącać, nie ma mowy. Teraz wciskała nosek w nie swoje sprawy tylko przez wzgląd na Angel z którą się przyjaźniła. Ot, dokładnie tak!
Amelie zmarszczyła lekko brwi słysząc to pytanie, bo wcale jej się nie podobało. Skąd Angel mogła wyciągnąć takie wnioski?!
Dziewczyna spojrzała na kubek swojej czekolady, zaglądając uważnie do środka, jakby chcąc sprawdzić, czy sam wygląd jej odpowiada. Zaraz też upiła malutki łyczek łakocia i spojrzała na blondynkę.
- To nie tak, że go nie lubię... Kocham go jak starszego brata, tylko, że... Gaspard jest specyficzny... Nie mówię, że to zły człowiek, tylko... chciałabym żeby trochę bardziej wydoroślał. To wszystko... No i jakoś przezwyciężył swoje lenistwo. W końcu nie mogę mu pomagać w nieskończoność, prawda?- to pytanie brzmiało, jakby Amelie szukała potwierdzenia u Angel, że faktycznie postępuje słusznie, a nie w perfidny sposób mści się na bracie za jego zachowanie za czasów, gdy jeszcze mieszkali razem. Nie była przecież złośliwa, ani wredna, chciała tylko zacząć żyć własnym życiem, skupić się na karierze, może nawet przy dużym szczęściu kogoś znaleźć. A Gaspard... Cóż, też musiał żyć własnym życiem. Jej zdaniem tak było lepiej, choć nocami i tak dręczyły ją wyrzuty sumienia. ale przecież nie mogła się do tego przyznać!
- Angel... cieszę się, że jesteście przyjaciółmi, kumplami, czy kim tam jesteście, ja tylko mówię co myślę i co wiem. Ale jeśli Tobie wszystko odpowiada, to nie zamierzam się wtrącać. Niech po prostu wszystko będzie dobrze. U Ciebie, u mnie, u Gasparda.
Mila zrobiła poker fejsa. Świnka, no tak.
- To ona! - zawołała jak małe dziecko wskazując palcem na Angie. W sumie Mila mogła uchodzić za takie niewiniątko, jeśli się jej nie znało, ani nic na jej temat się nie słyszało. Wtedy jak rzucała te swoje przymilne uśmieszki, wzruszała ramionami... ale nie z Mią te numery, znała ją za dobrze. Ale tym razem to serio, nie była jej wina.
- Dobra, dobra, przyznaję się, jak byłam na gastro, to rzuciłam mój semiwegetarianizm i ją zjadłam. Ale rozumiesz jakie to musiało być gastro, z Angie całego taaaakiego wielkiego - tu pokazała w powietrzu odcinek długości trzydziestu centymetrów - blanta zjarałyśmy, nie dało się inaczej. Łapiesz, nie?
Mrugnęła do przyjaciółek, by potem odlepić plakat Sex Pistols ze ściany. I liczyła, że Mia odbierze to jako żart. Bo jak nie, to będą się musiały gęsto tłumaczyć.
[z miuśką coś się tam wykombinuje jak ten skończymy :P loooz]
[ Mnie pasuje :D Landon też jest muzykiem, więc mogliby nawet pracować nad jakimś wspólnym kawałkiem c; Zaczniesz? ;)]
Mila patrzyła to na Mię, to na jej córeczkę i w pewnym momencie wybuchła śmiechem. To było takie typowe, niedomówienia, pomyłki i komedia.
- Jezu, taki żarcik. Przecież miałam się nią opiekować. To się opiekowałam. No i pomyśl, zjadłabym świnię? W dodatku świnię na ścianie? - wywróciła oczami i wzięła od Mii dziecko, które o dziwo - jak kiedyś - od razu uspokoiło się w jej ramionach. nie no, Mila nadal była anty-dzieckowa, ale tak jakoś... miała wyjątkowy dobry humor, mimo tego, że dawno niewidziana przyjaciółka właśnie ją zjebała. Trudno.
- A Angie chyba zaszkodziło moje ciasto... nie byłam pewna czy przeterminowana mąka to dobry pomysł. Naprawdę przepraszam, nie chciałam jej otruć - wymruczała swoje przeprosiny. Nie łatwo było przepraszać, zwłaszcza jak było się tak zadufanym w sobie jak ona. Ale jakich to kłamst i przeprosin się nie wymyśli, żeby kryć przyjaciółkę. I Mila była pewna, że Angel zrobiłaby to samo dla niej.
- Może lepiej tego nie jedz. Siadaj, naleję ci soku - powiedziała zabierając ciasto ze stołu i odstawiając na blat, w dłoniach nadal, całkiem zgrabnie trzymając dziewczynkę, którą po chwili posadziła na szafce, by nalać Mii soku.
- A ty jak, młoda? Pamiętasz ciotkę Milę? No, to ta sama pizda co wcześniej, mamusia pewnie ci opowiadała, nie? - uśmiechnęła się do maleństwa i pogłaskała je po główce. Zeby było jasne - słowa te wypowiedziała do dziecka po polsku. Ażeby się znów nie zdenerwowała. Ani mała, ani Mia.
[kuźwaaa, jak ma ten dzieciak na imię? xD]
Kumple śmiali się, że Landon chodzi do różnych lokali po to, aby posłuchać konkurencji. Prawda była taka, iż brunet najzwyczajniej w świecie uwielbiał przebywać w miejscach, związanych z muzyką. Inni artyści go interesowali, niejednokrotnie zagadywał ich i wymieniał poglądy czy zastrzeżenia na dany temat.
Brytyjczyk był jednym z tych szczęściarzy, którzy nie musieli wstawać o szóstej rano, aby zdążyć do pracy. W studiu zazwyczaj spotykali się koło dziesiątej, a koncerty mieli wieczorami. Nie musiał więc chodzić za wcześnie spać i nocami mógł szlajać się po Amsterdamie. Tym razem nie było inaczej – postanowił wybrać się do jednego z bardziej znanych lokali, gdzie miał się odbyć pokaz talentów. Zajął miejsce przy barze, zamówił whisky i obserwował kolejne występy.
W momencie, gdy ponownie odwrócił się przodem do barmana, z którym nawiązał wcześniej dość ciekawą konwersację dotyczącą transportu miejskiego (problemy obecnego świata!), usłyszał znajomy głos. Zerknął na scenę, na której pojawiła się znana mu blondynka. Uśmiechnął się pod nosem na widok koleżanki, której śpiew przyjemnie wypełniał mu myśli.
Jako, że miał chody u właściciela, szybko znalazł się za kulisami. Tam postanowił zaczekać na swoją dawną znajomą.
Nie chodziło tutaj o stosunek Amelie do Angel, bo w ich przyjaźń akurat nie wątpiła i akurat jej brat nie był nigdy przeszkodą na tym polu, jednak rozmawiając o nim teraz z Angel traktowała go jak zwykłego mężczyznę. A w związku z tym chciała dla blondynki jak najlepiej. Skoro jednak ta na nic nie narzekała, Amelie uznała temat Gasparda za zamknięty. Nie po to przecież spotkała się z Angel, by o nim rozmawiać.
Korzystając z okazji, że jej gorąca czekolada zdążyła już nieco przestygnąć i była w tej chwili zdatna do picia, Amelie upiła niemal połowę kubka, nie chcąc odpowiadać na pytanie Angel, ani dalej ciągnąć tej rozmowy. Może i było to dziwne, a ona sama humorzasta odrobinę, ale nie uznawała Gasparda za ciekawy obiekt do rozmów. Tak jak i on raczej nie mówił o niej w towarzystwie swoich znajomych.
- Strasznie dużo ludzi coś kręci się po mieście. Myślisz, że coś się dzieje?- na szczęście Amelie udało się zaobserwować ludzki, którzy w większych grupach przemierzali uliczkę, co rzecz jasna, wzbudziło jej ciekawość.- Mhmm... jakieś większe wydarzenie o którym nie mam pojęcia?- Amelie w zabawny sposób zmarszczyła swój nosek, by zaraz też uśmiechnąć się wesoło.- Dopijamy czekoladę i idziemy sprawdzać!- zakomenderowała, już przykładając kubek do ust.
[Po to tu jestem ;) Spotkać się mogą praktycznie wszędzie.]
Jean mimo spowolnionego pod wpływem alkoholu procesu myślowego, dzielnie przekalkulowała, że ostatnio jadła wczoraj i w zasadzie nie zaszkodziłaby jakaś kolacyjka. Kolacyjko-śniadanie, zważając na porę.
- Spoko maroko, możemy iść - kiwnęła głową, dopiła resztkę swojego piwa, a butelkę, trochę niegrzecznie, ale jednak, rozbiła z całą siłą o wspomniany wcześniej mur. A na trzeźwo psioczyła na takie szkła, bo już nieraz podziurawiły jej opony roweru.
W sumie podobało jej się to jak Angel ciągnie ją za rękę przez te ciemne zaułki, od niechcenia mogło to uchodzić za seksowne.
[hahahaha, wybacz, dziura w musku -.-]
Całą sytuację można było zaliczyć do co najmniej kłopotliwych. Cały dom powoli zamieniał się w basen i trzeba było szybko coś zrobić.
-Wiesz gdzie można zakręcić dopływ wody do domu? -zapytał, kierując się w stronę wyjścia z domu, żeby otworzyć drzwi garażowe i pozwolić choć małej ilości wody wypłynąć na podwórko.
Podejrzewał, że jedyne co będzie trzeba zrobić to przykręcić parę śrubek, jednak jest to prawie niemożliwe, kiedy znajduje się tam aż tyle wody. Tony pogodził się już z faktem, że suchy do domu nie wróci.
[Jestem, jestem.... mam problemy z komputerem, a właściwie go nie mam dopóki nie zarobię na nowy :P]
Cierpliwie czekał aż dziewczyna się wyszykuje i skrzywił się lekko, gdy pojawiła się w swoim zwykłym stanie. - Wolę Cię w wersji niewinnej. - Stwierdził. - Wyglądasz wtedy bardziej jak kobieta. A poza tym dlaczego nie chcesz zdradzić co o mnie na prawdę myślisz? Jestem silny, poradzę sobie z tą świadomością, - zapewnił wesołym tonem. - A co do pomysłów... możesz potańczyć, chętnie popatrzę. - pokazał jej język.
[Nie... Ja na prawdę chcę pisać, ale bez kompa jest trudno. Ale moja "siostra" - Amelie właśnie okupuje mój pokój, więc mam jej laptopa - okup. Niektóre prawidłowości blogowe są całkiem realne :P]
- Ale moje pomysły są bardzo dobre! - Zaprotestował. - Zapewniają Ci aktywność i ruch, a mi doznania estetyczne! - Zapewnił. - A skoro nie chcesz mi wyznać swojej opinii o mnie to chociaż zdradź co tam chowasz po kątach. - zaproponował. Czy powinien bać się tej dziewczyny? Białe myszki czasem widzi, ale z zupełnie innego powodu...
[Jakaś opłata za odstąpienie swojego łóżka musi być, prawda? :D]
Nie wiedział, co dziewczyna ukrywa i pewnie by się tym specjalnie nie przejął, ale ciągłe niedopowiedzenia i ukradkowe ruchy sprawiały, że czuł się coraz bardziej... zaintrygowany. Nie miał jednak zwyczaju dopytywać, jeśli ktoś otwarcie nie przedstawiał mu swoich zamiarów czy poglądów. Dlaczego miałby się wtrącać?
- Pewnie. - Stwierdził i wzruszył ramionami. - Mieszkam sam i na prawdę ostatnio jestem całkiem grzeczny... może dlatego, że brak gotówki nie sprzyja zabawie... chyba tak. Ale podział rachunków bardzo by mi pomógł. - Zapewnił.
[Raczej odpoczynek na moim krańcu świata :P Choć pewnie kilka osób wpadnie...]
Zagadkowość... Gaspard chyba nie był takim typem. Sam siebie uważał za raczej... szczerego, ale co inni o nim sądzili to zupełnie inna sprawa.
- Kameleon? Obawiałem się czego... większego?- uśmiechnął się lekko. - O ile nie będzie spał na moim laptopie i mojej poduszce to nie specjalnie mi przeszkadza. - zapewnił. Nie był miłośnikiem zwierząt, ale też nigdy go nie drażniły. Istniały tak jak wszystko inne i na tym koniec. - Ale skoro nie możesz bez niego żyć, to co się dzieje, kiedy sobie kogoś sprowadzasz? Zwierzak patrzy? - zapytał raczej rozbawiony jej "przedstawieniem".
-Wszystko w porządku? -zawołał za nią, kiedy wychodziła wściekła z garażu. Sytuacja go rozbawiła, jednak dyplomatycznie starał się jej tego nie pokazywać. Podszedł do wspomnianej przez nią wcześniej konstrukcji i przyjrzał jej się ze wszystkich stron. W jego domu wyglądało to inaczej, jednak rzeczywiści mogło chodzić właśnie o ten.. sprzęt. Tony przekręcił coś w kształcie małego koła w jedną stronę a woda zaczęła jeszcze mocniej lać się z rury, ochlapując mu przy okazji głowę. Problem polegał na tym, że koło nie chciało kręcić się w drugą stronę. Anthony użył wszystkich swoich sił, co o tej porze było nie lada wyzwaniem i w końcu mu się udało- woda przestała lać mu się na głowę. Wyszedł z garażu w celu odszukania sąsiadki.
-To był strzał w dziesiątkę. -odpowiedział jej, próbując jednocześnie jakoś ją pocieszyć. -Teraz potrzebuję paru kluczy, żeby naprawić rurę. Powiedz, że nie musimy grzebać w wodzie, żeby je odnaleźć...
Landonowi nie zależało na rozgryzieniu konkurencji czy czerpaniu inspiracji. Obecnie on i jego zespół byli świeżym materiałem, pełnym idei na zmianę metalowego światka muzycznego, z mnóstwem pomysłów na piosenki, które tworzyli w tempie ekspresowym. Muzyka jakby sama z nich wypływała, słowa przelewały się na papier, nuty pojawiały się w głowach. Potem wystarczyło dopracować utwór, dokonać kilku drobnych zmian i… nagrać. To był ich przepis na sukces. Bycie szczerym wobec fanów, przesyłanie prawdziwych emocji w postaci dźwięków.
Przez cały występ panny Evans, delikatny uśmiech błąkał się na twarzy Brytyjczyka. Stał na backstage’u, zerkał z boku na scenę i przysłuchiwał się melodii, jaką wygrywała dziewczyna. Pozwolił się sobie zatracić w słowach i muzyce, od czasu do czasu przymykając powieki. Myśli przestały się kłębić w jego głowie, a zaczęły swobodnie przepływać, jak gdyby dźwięki go uspakajały i relaksowały od wewnątrz.
Bił brawo wraz z tłumem na widowni. Kiedy Angel pojawiła się za kulisami, ruszył powoli w jej stronę. Posłał jej szeroki uśmiech, kiedy blondynka go dostrzegła.
- Cześć – odparł, przytulając znajomą na przywitanie.
- Wszystko po staremu właściwie – przyznał, wzruszając ramionami. – A co u ciebie? Albo właściwie.. Powiesz mi za chwilę. Zapraszam cię na drinka – stwierdził, szczerząc zęby w uśmiechu.
[Było całkiem spokojnie :P]
Gaspard podszedł powoli do stworzenia i przyjrzał mu się uważnie. Nie nadawał się na opiekuna wszelkiego rodzaju potworków. Nawet kaktusa, którego dostał od babki na urodziny, ususzył.
- To żyje. - Stwierdził inteligentnie i wziął kameleona w rękę. - I nawet wygląda. - Westchnął i oddał dziewczynie "potworka". Następnie rozejrzał się po pomieszczeniu i uśmiechnął lekko. Pokój wyglądał mniej surowo niż jak go zapamiętał, ale wtedy nikt go nie zasiedlał. Usiadł na łóżku. - Tak... - Położył się. - I już mnie nie ruszysz.
[:P]
Całkiem nieźle się urządziła, a łóżko było dokładnie tak wygodne jak je pamiętał. Czekając na powrót dziewczyny sięgnął po jej poduszkę i podłożył sobie pod głowę. Gdy niezadowolona z życia wyjawiła powód swojej rozmowy, a potem zrobiła głupiutką minę, parsknął cicho. - Po pierwsze jestem leniem i jest mi z tym dobrze, po drugie możesz się do mnie wprowadzić. W ramach koleżeństwa oferuję swoją pomoc, której z pewnością nie chcesz jako kobieta wyzwolona, ale powinienem być uprzejmy dla nowej współlokatorki, dlatego pomogę, jeśli okaże się, że jednak owej pomocy potrzebujesz. - Swój mini wykład zrobił całkiem bezbarwnym tonem głosu.
Przewrócił się na bok i poczochrał czuprynę dziewczyny. - Oj tam, oj tam, marudko. Wprowadzaj się kiedy chcesz. Przyjadę po rzeczy. I jeśli jeszcze nie zwiałem z krzykiem to może pociągnę przez jakiś czas. - Stwierdził z przekonaniem. - Szybciej Ty będziesz miała dość mnie. - Stwierdził i nakrył twarz poduszką. Był zdania, że Angel wyolbrzymia całą sprawę.
[wybacz... wiem, że krótko]
Jęknął zrozpaczony, kiedy stracił skarb jakim niezaprzeczalnie była poduszka.
- Podsumowując: Twoje sprowadzenie się do mnie zaowocuje wieloma nieprzewidzianymi sytuacjami i porządkiem mojego domu, dzięki czemu będzie wesoło, czysto... i jeśli zrobisz zakupy jestem gotowy coś gotować na obiad. - Amelie i gotowanie się ze sobą nie łączyło, więc Gaspard nauczył się nie palić kuchni i przygotowywać dania całkiem jadalne. Większość z nich było jego osobistym wynalazkiem, ponieważ czytanie przepisów trwa zbyt długo i jest nudne.
- I nie ma za co. Najpierw się sprowadź. - stwierdził i uśmiechnął się, choć nadal nie mógł odżałować poduszki.
[No słyszałam właśnie xD Możesz zacząć.]
Spojrzał na dziewczynę pozbawiony. - Spoko. Jakoś sobie poradzimy. Nakrzyczymy trochę na siebie i posprawdzamy stan moich zawiasów. - Stwierdził z uśmiechem na ustach. Był doświadczony w kłótnia ze współlokatorką. - A co do potworka to mogę się postarać, ale niczego nie obiecuję.- Spojrzał na nią z niewinną minką. - Czyli jutro około południa mogę przyjechać? - Zapytał myśląc o tym, że może zdąży trochę ogarnąć mieszkanie.
Amelie nie miała bladego pojęcia czemu Angel nagle zapragnęła tak spotkania z nią i szczerze, nieco się zmartwiła, bojąc się, że coś złego przytrafiło się przyjaciółce, stąd ten nagły pośpiech i dziwny głos Evansówny w słuchawce. Rzecz jasna panienka Morel, swoim naturalnie wesołym tonem głosu zgodziła się na spotkanie, uprzedzając tylko Angel, że zobaczyć się z nią może dopiero po skończeniu swojej pracy opiekunki. To też przyczyniło się do jej małego opóźnienia, bo nie tyle Narcisse nie była na czas w domu, ile sam Lucas (którego Amelie dosłownie kochała) nie chciał puścić jej tak szybko. Musiała wynajdywać jakiś podstęp, by z ciężkim sercem opuścić malca i jego mamę.
Zdając sobie sprawę o swoim spóźnieniu Amelie zdecydowała się pobiec do kawiarenki, by nie kazać Angel czekać na siebie zbyt długo. W dodatku irytowało ją, osobę zawsze punktualną, to pewne obsunięcie czasu i fakt, że się spóźni, czego szczerze nie znosiła.
Nieco zdyszana, z uroczymi wypiekami na twarzy wpadła do kawiarni i od razu odnalazła wzrokiem blond czuprynę przy jednym ze stolików.
- Hej, Angel. Przepraszam, że jestem nie na czas, ale nie mogłam wyrwać się szybciej.- uśmiechnęła się do dziewczyny przepraszająco i cmoknęła ją w policzek na powitanie, po czym zajęła miejsce na krześle tuż obok niej.- A spotykamy się tutaj, bo polubiłaś tak bardzo wtedy czekolada?- zapytała wesołym głosem patrząc bacznie na Angel, która wydawała się jednak nie mieć najlepszego humoru.
Amelie zmarszczyła brwi wyraźnie zaniepokojona, a może nawet lekko wystraszona zachowaniem blondynki, które wydawało się jej tak bardzo nienaturalne. Nie skomentowała tego jednak w żaden sposób, tylko bacznie spoglądała na przyjaciółkę, jakby chcąc wyczytać z jej zachowania odpowiedź na to wszystko.
- Ah, tak bardzo przytulne miejsce. Choć moim zdaniem wcale nie tak słodkie.- stwierdziła rozglądając się po pomieszczeniu, które szczerze wcale nie wydawało jej się przesłodzone. Raczej ładne, stylowe, zdaniem Amelie akuratne.- Nie wszystko może być ciemne i mroczne. W każdym razie co u mnie... Mh... Trochę pracuję, w głównej mierze zajmuję się dziećmi, a poza tym pracuję nad nową, poprawkową kolekcją. Muszę niestety zaliczyć z lekkim opóźnieniem. To moja ostatnia deska ratunku na studiach. Inaczej będzie kiepsko...- skrzywiła się lekko, westchnęła i spojrzała na blat stołu. Nie były to wesołe wieści, a raczej coś co wyjątkowo trapiło panienkę Morel. Nie chciała jednak kryć się z tym, bo było jak było. A tak przynajmniej mogła liczyć na pomoc bliskich jej osób.
Spojrzał na dziewczynę z głupią miną i parsknął cicho. - Wiem, że siostra rozgłasza o mnie bardzo niepochlebne opinie, ale sądzę, że większość z nich jest nieco wyolbrzymiona. - Zapewnił. - Jeżeli będę planował całonocną orgię to wcześniej Cię poinformuję, ewentualnie wyślę zaproszenie. - Odpowiedział rozbawiony. - Poza tym jakiś czas temu stwierdziłem, że lepiej odwiedzać dziewczyny w ich mieszkaniach, żeby potem nie napastowały mnie w moim własnym.
Amelie była wdzięczna Angel za te słowa wsparcia, które ewidentnie ją podbudowały i zachęcały do dalszej pracy nad własnymi projektami, do tego by się nie poddawać. Wbrew pozorom akurat pewności siebie w ostatnim czasie zaczęło jej brakować. Bo skoro rektorat tak sądził, rodzice nie byli przychylni jej zainteresowaniom i pomysłom na życie, to trudno było się temu sprzeciwiać i być ponad to. Nawet dla takiej osoby jak panienka Morel.
- Dzięki.- uśmiechnęła się z wdzięcznością do Angel, a potem zerknęła z zainteresowaniem na menu szukając jakiejś ciekawej kawy. Ot, miała dzisiaj ochotę na coś nowego, odmiennego od swojej ukochanej koksowej latte. I szczerze mówiąc całą swoją uwagę skupiła na czytaniu, nie zaś na słowach wypowiadanych przez blondynkę.
- Tak...- mruknęła z uśmiechem i nawet się roześmiała.- Jasne. Ty mieszkasz z moim bratem. Doprawdy, Angel nie musisz mi aż tak poprawiać humoru. Naprawdę nie jest tak ze mną źle.
[hm.. trzeba będzie dłużej pomyśleć. nie są w podobnym wieku, nie maja raczej podobnych zainteresowań, a zwykłe 'wpadły na siebie' jest trochę trywialne.. może twoja Angie przyszła (z ciekawości lub ukrytej pasji) na zajęcia taneczne tam, gdzie tańczy Jessie...?]
Spojrzał zdziwiony na Angel. Nie rozumiał dlaczego dziewczyna tak szybko zmieniła temat i to w dodatku na tak smutny. - Każdy musi nieco przejść w swoim życiu. Choć chyba wy macie gorzej. Delikatność i te sprawy. - Stwierdził i spojrzał w sufit. Nie był dobry w pocieszaniu.
Usiadł na łóżku i słuchał Angel. Nie rozumiał skąd takie poważne tematy. Skąd ten pesymizm? - Może lepiej jej było umrzeć niż żyć ze świadomością tych przeszłych wydarzeń? - Podsunął spokojnie. Nie mógł powiedzieć by jego życie było złe. Rodzice się go wyparli, ale zdobył wolność. W pewnym sensie jego życie było sielskie i doskonale o tym wiedział. Czerpał z niego ze wszystkich sił. - I istnieje różnica. Faceci rzadziej padają ofiarami gwałtów, mniej rozpaczają w wyniku rozterek sercowych, mniej potrzebują do przeżycia. - Zauważył. -I... w życiu nie wolno się bać, gdyż wtedy życie traci sens a zmienia się w paranoje. - Wzruszył ramionami. - Jeśli obawiasz się mnie... to od razu mówię, że nie jestem przyjazny i uczuciowy, ale też nie pałam rządzą krwi czy czegoś podobnego. - Zmęczony wypowiedzią padł na łóżko...
Spojrzał na nią uważnie. - To głupie pytanie. Sama musisz zdecydować, kto jest godny twojego zaufania. - To było szczere i powiedziane od serca. Sam sobie by nie zaufał, ale wszystko zależy od niej. Była dorosła! Powinna sama decydować. On niczego od niej nie wymagał.
Co było w tym takiego dziwnego, że Amelie ni mogła uwierzyć w słowa Angel? Przecież to było niemożliwe. Ona, Gaspard... to byłby wyraz jego głębokiej desperacji wynikającej z potrzeby gotówki. A pomimo wszystkich wydarzeń i całej miłości, w tym i szacunku do brata, nie sądziła by ten skłonny był aż do tak odważnego i bezwzględnego ruchu.
- Tak i jeszcze pewnie zajmiesz mój pokój co?- uśmiechnęła się lekko, skłonna nawet się zaśmiać, ale ostatecznie się powstrzymała. Dalej jednak z głębokim zainteresowaniem spoglądała na menu, by w końcu dojrzeć zbliżającego się kelnera, będąc już gotową złożyć zamówienie. Niestety wtedy zdarzył się niefortunny wypadek z blondynką w roli głównej, który mocno wystraszył panienkę Morel.
- Oh daj spokój... nic się nie stało.- stwierdziła, jednocześnie spoglądając na przyjaciółkę, by sprawdzić czy nic nie jest. Zaraz też zabrała się za zbieranie szkła z podłogi, by pomóc kelnerowi, któremu posłała też przepraszający, pełen skruchy uśmiech. A gdy ten poszedł, na powrót zajęła swoje miejsce zerkając na Angel z zaniepokojeniem.
Westchnęła cicho.
- Angel... Coś się dzieje... Ale ja naprawdę nie rozumiem. Nagle zaczęłaś się dziwnie zachowywać. I jeszcze ta cała gadanina o przeprowadzce. Skąd Ci to w ogóle przyszło do głowy?- zmarszczyła lekko brwi, wbijając uważne spojrzenie swoich czekoladowych tęczówek w blondynkę.
[Może przejdźmy do momentu w ktorym juz mieszkają razem? Mogę zwalić na ciebie pozpoczęcie? Nie wygodnie pisze mi się na telefonie...]
Gapard nie należał do szczególnie wymagających współlokatorów. Nie potrzebował porządku i spokoju, ale lubił się wysypiać. Poza tym miło było czasem zrzucić część obowiązków na kogoś innego.
Kiedy Angel szukała swojego zwierzaka, Morel poczuł, że coś chodzi mi po twarzy. Przeklął i strącił natręta, a potem dopiero połączył fakty. Chwycił kameleona za ogon, aby oddać potworka właścicielce, kiedy usłyszał jakiś łomot. W samych slipach wypadł na korytarz.
-Żyjesz?!
[Nie wiem, nic mi kolorystycznie nie pasuje pod ten szablon :/ W ogóle strasznie mi się karta nie podoba, ale uznałam, że tamten wizerunek Amelki mi się znudził, a ten zdecydowanie lepiej pasuje, tylko... Wszystko kolorystycznie źle leży :(]
W końcu do Amelie dotarło, że Angel nie żartuje i wszystko dzieje się naprawdę, w tym Gaspard jest w doprawdy wielkiej desperacji i panienka Morel zaczęła się już bać, że może jest z nim fatalnie, choć nie przyznawał się do tego przy ich ostatnim spotkaniu. W końcu nie wyglądał wtedy tak źle, raczej normalnie, jak to Gaspard.
- Nie mówię, że to coś złego...- mruknęła, choć nie dało się ukryć niezadowolenia wypisanego na jej twarzy, którego przyczynie nie potrafiła jasno określić. Może była to siostrzana, egoistyczna miłość (na co odmianie braterskiej cierpiał też i Gaspard), która kazała nieprzychylnie patrzeć na wszystkie, bliskie bratu kobiety, a może chodziło o jej emocjonalne przywiązanie do dawnego pokoju, który teraz przypadnie Angel, albo chodziło o coś jeszcze, co Bóg tylko wie ubzdurała w swojej główce.
- Bać się mnie i mojej reakcji?- zaśmiała się, choć bardziej nerwowo, niż wesoło, niemniej chciała sprowadzić rozmowę na raczej przyjazne tory i nadać jej więcej swobody.- No przecież nic Ci nie zrobię. Jesteś moją przyjaciółką. Cieszę się, że w końcu znalazłaś sobie mieszkanie, choć wynajem z moim bratem raczej szczytem marzeń nie jest.- uśmiechnęła się przyjaźnie do blondynki.
Spojrzał na Anegl. Wyglądało na to, że żyje. Westchnął ciężko i podszedł do dziewczyny. - Trudno. - Mruknął. Położył jej na głowie kameleona. - Oto twoja zguba. - Dodał i zaczął układać książki, a potem spojrzał na półkę. Wziął ją do ręki i obejrzał. - Jeśli mi się zachce to naprawię ją. - Stwierdził, a potem spojrzał groźnie na Angel. - Ale za obudzenie mnie masz karę. - Powiedział poważnie. - Zrób mi mocną kawę, a ja wezmę prysznic w tym czasie. - Gdy książki leżały poukładane na boku i nie stanowiły zagrożenia, zniknął w łazience. Obudzony Morel to zły Morel.
Prysznic trochę pomógł mu się ocknąć, ale nadal nie był do końca przytomny. Wszedł do kuchni z marzeniem o kawie.
- Co? - Spojrzał rozmazanym wzrokiem na dziewczynę. - Aaa.. To różnie. Zależnie od tego, co było dla poprzedniego i co będzie następnego. - Nie ma to jak konkretna odpowiedź. - Idź planowałem koło pierwszej... może drugiej. - Ziewnął przeciągle, zasłaniając twarz dłonią. - To co z tą kawą? - Zapytał. Usiadł na krześle i oparł głowę na blacie.
Nie złościł się o półkę i inne głupoty. W końcu... wszystko musi się w końcu zepsuć, więc co za różnica kiedy?
Sięgnął po kawę i zaczął ją sączyć zapominając, że jest gorąca. Nawet temperatura na niego nie działała w tym stanie.
Spojrzał na nią nieco nieprzytomnie. - Hmm... Lepiej, żebyś nie sprzątała, bo już zupełnie niczego nie znajdę. Możesz mi zrobić śniadanie, jeśli już tak bardzo prosisz o jakąś karę. - Uśmiechnął się lekko.- Poza tym... co ty robisz o tak wczesnej porze? - Zapytał patrząc na zegarek. Dochodziła 9 rano.
- A to się nie umiera od wczesnego wstawania? - Zapytał popijając kawę. - Cokolwiek. - Zapewnił. - Może być nawet chleb z masłem. - Głowę ponownie położył na blacie. - Jeżeli chcesz możemy pooglądać jakieś nudne filmy to szybciej uśniesz. - zaproponował. Od kiedy Gasprd jest taki pomocny? Widać, że krótki sen mu szkodzi.- Świnka... to gdzie ty się wychowałaś?- zapytał w końcu
[Pisać jeszcze raz? toż to samobójstwo xD]
Amelie potrzebowała tylko chwili namysłu, by wszystko dokładnie zweryfikować i dojść do wniosku, że mimo wszystko Angel jest jedną z najbardziej odpowiednich osób do mieszkania z jej bratem. Choć blondynka wyglądała na dość niepokorną duszyczkę, to przecież Amelie wiedziała jaka też naprawdę jest Evansówna i nie było się czego bać. A przynajmniej nie dziewczyny i nie jej wspólnego mieszkania z Gaspardem. Nie rzuci się na niego zaraz, prawda?
- Oj, daj spokój. Mieszkaj tam ile tylko chcesz, ja akurat mam gdzie się podziać, a w razie czego będzie nas trójka.- zaśmiała się wesoło i aż klasnęła w dłonie, tak rozbawiła ją ta wizja. Oczywiście jednak stan ten nie mógł trwać zbyt długo, bo na kolejne słowa Angel zareagowała wielkim przestrachem.
- Jak to wyjedziesz?! Angel?!- pełnym wyrzutu głosem, spojrzała na przyjaciółkę, której pod żadnym pozorem nie chciała tracić. Dlaczego więc tak perfidnie sobie z niej żartowała? Czy to był odwet na niej, za to wcześniejsze niepoważne jej zachowanie?
Słuchał jej, choć o poranku wcale to nie było takie proste. Grunt, że zrozumiał. - No... i włóczysz się po świecie z butelką zacnego trunku... Czekaj... Podzielisz się? - Spojrzał na dziewczynę z lekkim uśmiechem, na jaki było go stać przed ukończeniem kawy. Zaczął gryźć chleb... Jakoś nie miał siły. Czuł, że powinien się jeszcze przespać z godzinę, żeby wrócić do życia. Może warto włączyć jakiś film? - Jakie masz plany na dziś? - zapytał w końcu.
[szczerze? zero pomysłów jak by je połączyć :P]
- Wejdź śmiało, właśnie ruchamy się w kuchni, na stole - zawołała, ale jej wybuch śmiechu niestety zrujnował wszystko. Chociaż owszem, nie była sama, jednak kompletnie ubrana, tak samo jak i jej towarzysz. Starszy mężczyzn o okrągłej uśmiechniętej twarzy, który siedział naprzeciwko blondynki przy kuchennym stole, pijąc kawę z dużego, białego kubka.
Gdy Angie pojawiła się w drzwiach, Mila od razu obdarzyła ją wesołym uśmiechem. Takim naprawdę wesołym, jaki ostatnio bardzo dawno widniał na twarzy Polki.
- Piotr, poznaj, to moja przyjaciółka Angel, Angie, to mój przyjaciel z Polski, Piotrek - przedstawiła im i sama upiła łyka posłodzonej o dziwo kawy. Wyglądałą zdecydowanie lepiej odkąd wróciła z Włoch. Była pełna energii, nieco przytyła, a skórę okrywała teraz ciepła, brązowa opalenizna.
- Napijesz się czegoś, no nie? - spojrzała na blondynkę, odstawiając swój kubek.
Mila nalała przyjaciółce wody do jednej z tych wysokich szklanek, które trzymała w szafce i usiadła na swoim starym miejscu, podsuwając dziewczynie picie.
W międzyczasie Piotr zajął się położonym na stole przez Angel ubraniem. W sumie jednak istniała szansa, że została wzięta przez przypadek. Bluzka była czarna. Tylko ten materiał, przecież zupełnie nie pasował do Angie. Był taki leisty, migoczący, prześwitujący. Nie, to był zdecydowanie styl Mili. Ten disco-styl [musiałam :D].
- Jak leci Angel? - zapytał mężczyzna uprzedzając w sumie pytanie Mili. Zaraz jednak dodał, już zupełnie wbrew myślom swojej przyjaciółki:
- Słyszałem, że trafiłaś ostatnio na nową miłość naszej Milki, nie? Jakie to uczucie? Pewnie traumatyczne, co?
- Chuju, to wcale nie jest moja miłość! - obruszyła się Mila i zrobiła bardzo obrażoną minę. Naprawdę, Brandi nie była jej miłością... po prostu... jejku, człowiekowi mogą się spodobać jakieś INNE przygody na jakiś dłuższy czas, nie?
Mila roześmiała się, słysząc tę ripostę i przybiła sama sobie piąteczkę, najpierw unosząc jedną rękę do góry, potem drugą - i puf! Kolejny znak, że Mila czuła się tak dobrze, że to było aż dziwne. Dwa tygodnie przerwy dobrze jej zrobiło. Zwłaszcza, że spędziła je z całkiem miłym chłopcem. Właśnie, chłopcem, nie dziewczyną!
Chryniewicz natomiast nieco tym zaskoczony i tak zaraz przywołał uśmiech na twarz i nie mogąc wymyślić już żadnej innej zgryźliwej uwagi, skinął jej głową i powiedział bardzo szarmanckim tonem, jednak Mila była pewna, że ton ów z pewnością nie będzie przyjęty z miękkimi nogami przez Angel. I szczerze, sam zainteresowany też na to nie liczył. Ot, zabawa. No, ale kończąc na tym co powiedział tym tonem:
- Oto właśnie ja, kłaniam się, i do usług.
Mila znowu wybuchła śmiechem. I poważnie, nie palili tym razem trawy, ani nawet nie było w ich krwi alkoholu!
Wysłuchał jej spokojnie.. bardzo powoli dochodząc do siebie. - Pytam, ponieważ jeszcze nie dałem CI klucza, a Amelie się swoim nie podzieli. Pomyślałem, więc, że pójdę i dorobię nowy, a wolałbym, żebyś nie czatowała pod drzwiami przez ten czas. - odpowiedział i uśmiechnął się lekko wyobrażając sobie jak dziewczyna musiałaby być wściekła, gdyby nie zastała nikogo w domu. - Mogę podrzuci Ci do pracy, jeśli chcesz. - Dodał i dalej zajął się przygryzaniem chleba.
Jean ziewnęła przeciągle, bo zawsze jak była podpita, tak cholernie chciało jej się spać. Powieki powoli zaczęły jej opadać, ale to nic, twarda przecież była, więc walczyła z tym uczuciem, próbując się skupić na tej zadziornej blondynce.
- Ej czekaj, nie widziałam cię może na jakiejś scenie? Jesteś Evans, no nie? Jej, pamiętam już, strasznie lubię jak śpiewasz! - zawołała rozradowana a potem uśmiechnęła się do mężczyzny, który właśnie wszedł do pomieszczenia, obrzucając Koffler dziwnie nieprzyjaznym spojrzeniem. Ojej, czy wyglądała na aż tak pijaną?!
- Skoro tak... to ok. - Stwierdził. - Idź sobie i zostaw mnie sam na sam z poduszką. - Dodał i uśmiechnął się lekko. - Myślę, że będę w domu. Dopiero na wieczór planuję wyjść. - Dodał. - W między czasie skoczę jeszcze gdzieś, ale to z pewnością nie zamie zbyt długo. - Zapewnił. - Mamy coś jeszcze do omówienia? - Zapytał, ponieważ zwykł o wszystkim zapominać.
Pewnie, że przyciągał wzrok innych pań. O ile lubiły one panów. Jean podeszłą do niego raczej sceptycznie.
- Może tortillę? Albo kebab? - zaproponowała i spróbowała ze wszystkich swoich sił otworzyć szeroko oczy i nawet jej ta sztuczka wyszła. Zmusiła się do jakiegoś chociaż lekkiego ogarnięcia i uśmiechnęła się. - A jak nie to też mogą być dwa hamburgery. I piwo. Imbirowe.
Oj no, noc jeszcze młoda. A skoro Jean zyskała już nową energię, trzeba było ją spożytkować, nie?
- Myślę, że on mnie nie lubi, bo wyglądam jakbym miała te kurewskie szesnaście lat - powiedziała szeptem, gdy Jack odszedł od nich. Sama świetnie sobie zdawała sprawę z tego jak jej wygląd zwodził - i nieco ją to drażniło. Ludzie traktują nastolatków bardzo protekcjonalnie. I to przenosiło się na nią.
Zdziwił się takim pożegnaniem, ale nie skomentował go. Wstał i powlókł się do łóżka... na choćby jedną godzinkę więcej snu. Dopiero gdzieś na granicy świadomości przypomniało mu się pytanie o świerszcze... A potem te małe stworzonka śniły mu się w wersji XXL, jak zjadają Leona... I to wcale nie był sen przepełniony nienawiścią.
[Twoja kolej na rozpoczęcie nowego wątku, szczególnie, że mój mózg działa dziś na bardzo zwolnionych obrotach]
- Tylko bez mięsa! - zawołała jeszcze brunetka, przypominając sobie o tym drobnym fakcie, że przecież nie znosi mięsa. A zapominała o tym, dopóki ktoś nie kładł jej na talerzu schabowego. Fuj.
Jean spojrzała na Angie trochę zaskoczona tym pytaniem i nagle uśmiechnęła się nad wyraz szeroko i wesoło.
- Za dziesięć dni będę mieć dwadzieścia cztery. Więc zapraszam cię na moje urodziny. W sumie nie wiem czy będę je organizować, a jeśli to nie wiem gdzie, ale tam, chuj - mrugnęła do niej i oparła się wygodniej na krześle, ziewając ponownie. Ale jakoś i tak udało jej się rozbudzić.
- A ty? - zadała po chwili milczenia bardzo ambitnie skonstruowane pytanie.
[Oj tam, oj tam...:P]
Spokojnie wrócił do domu i właśnie siedział nad jakimś projektem, który dostał z biura, kiedy usłyszał dziwny hałas. Zdziwiony nieco wyszedł na korytarz i poślizgnął się na komediowym bananie. Upadł na Angel. - Jeszcze nie... - jęknął. - Ale jeśli chcesz mnie wykończyć to powiedz po prostu, a nie wysyłaj do szpitala. - Poprosił i stoczył się z dziewczyny na podłogę, zrzucając przy tym kameleona. Odetchnął głęboko. - To co kupiłaś? - Zapytał. Nawet nie próbował wstać.
Pokręcił głową. - Z pewnością nie będę się nudził. - Stwierdził z przekonaniem. - Nic dziwnego, że nikt długo z tobą nie wytrzymuje. - Dodał złośliwie i pstryknął ją w nos. - Mam nadzieję, że Leon nie pozwoli żadnemu robalowi zagnieździć się w moich ciuchach. - Dodał. - Nie ma to jak obronny kameleon.
Powoli usiadł i spojrzał na Angel. - Wiesz co... będę wymyślał Ci kary po każdej takiej akcji, co ty na to? - Zaproponował. - Ty nauczysz się uważać, a ja się trochę polenię i wszyscy, czyli ja, będą szczęśliwi. - Zrobił niewinną minkę sięgnął po banana, który jeszcze cały leżał na podłodze. Włożył owoc do torby i wstał. Wyciągnął dłoń do dziewczyny. - Podnoś się.
Podczas gdy dziewczyna rozpakowywała swoje rzeczy, Gaspard zaczął przygotowywać coś na obiad. Kiedy weszła, obrócił się do niej. - Kary? A.. pomożesz mi przy robieniu czegoś do żarcia. - Zadecydował. - I uwierz... nie przytyję tak szybko. - Zapewnił. Wziął łopatkę i obrócił kawałki kurczaka na patelni, które smażył w przyprawach.
- Nie żałuję. Przynajmniej nie jest tu smutno i nudno. - Zapewnił. - Bez Amelie było tu stanowczo za cicho. - Wyjął z lodówki frytki w mrożonce. - Wstawisz? - Zapytał i rzucił do dziewczyny lodowate opakowanie. - Nie ma lenistwa.
- Wiesz, spędzając dwa tygodnie we Włoszech ciężko jest pozostać bladym jak papier - stwierdziła z uśmiechem, odgarniając włosy na jedno z ramion. Wakacje dobrze jej zrobiły. Pewnie więcej byłoby pożytku i szczęścia, gdyby Angie zamiast do psychiatryka wysłała ją na dwutygodniowy urlop. Nie byłoby przy tym problemów z chowaniem po kątach różnych rozweselających tableteczek.
- Jejku, dobrze się czuję, nie wiem o co ci chodzi - mruknęła zaraz wywracając oczami, a mężczyzna zaraz wciął się w jej wypowiedź:
- Też się zacząłem martwić jak pierwsze co zrobiła po odebraniu mojego telefonu, opowiedziała mi rasistowski kawał - uśmiechnął się i odstawił kubek po kawie do zlewu, wyciągając za siebie rękę.
- Właśnie, słuchaj - zaczęła Mila, opierając się o ścianę - Trzech murzynów jest na bezludnej wyspie. I łapią złotą rybkę. Wiadomo, mają trzy życzenia, każdy po jednym. No to pierwszy mówi - chciałbym być biały. Drugi powtarza życzenie. A wiesz co na to trzeci? "A ja chcę, żeby tych dwóch było czarnych" - i w tym momencie Mila wybuchła histerycznym śmiechem. Naprawdę, czuła się ZA dobrze.
- O patrz! Znowu wyglądasz jak człowiek. - Zawołał widząc ją bez makijażu. - Jeśli będziesz chciała mnie o coś poprosić to właśnie tak masz wyglądać. - Stwierdził wesoło. - Sprawdź frytki. - Dodał przewracając mięso. - Możesz ogarnąć coś z pomidora... chyba, że wolisz ketchup. - Uśmiechnął się do Angel. - I nie nazywaj mnie leniuchem, bo nie dostaniesz obiadu. - pogroził jej palcem.
Przemieszał po raz kolejny na patelni i przykręcił gaz. - Odpowiadając po kolei na Twoje pytania: większość kobiet nie ma okazji jeść obiadu, a poza tym Ty tu mieszkasz i nie spędzić z tobą pełnej namiętności nocy, więc nie mam potrzeby starać się o przypadnięcie Ci do gustu i nie walczę o twój zachwyt i podziw. - Uśmiechnął się lekko. Wyjął dwa talerze i sztućce. - Odpowiadając na Twoje drugie pytanie: nie.
Odwrócił się do mięsa w przyprawach. W końcu wyrzucił je na półmisek i postawił na stole. - Kawa? Herbata? Woda? - Zapytał sięgając po szklanki.
Roześmiał się, ale wyjął odpowiednie szklanki. - Nie wiem czy jestem godzien. - Powiedział wesoło. - Ale na pewno nie będę rozcieńczał. Jeśli oboje dostaniemy głupawki to nic się nie stanie, a jeśli jedno z nas.. to drugie da temu młotkiem po głowie i spokój. - Wreszcie mogli usiąść do obiadu. - Mam nadzieję, że będzie smakować. Póki co nie wiem jeszcze co lubisz, więc zgaduję co może będziesz w stanie zjeść. - Dodał. - Swoją drogą chciałaś o coś zapytać zanim wyszłaś. - Zauważył.
- Idę do łazienki - powiedział Chryniewicz odczytując dobrze spojrzenie Mili, po czym wstał od stołu i ulotnił się.
- Jak to kurwa wyjeżdżasz? I jak to na zawsze? - Mila zrobiła wielkie oczy, nie kryjąc swojego przerażenia. No pięknie, najpierw Mia, potem Angie, do której już się cholernie przyzwyczaiła. I szczerze mówiąc, bardziej ją wolała od Mii. Nie była aż tak konserwatywna. I kurwa mać, nie wylewała cennego alkoholu!
- I kiedy? Mów mi wszystko, a uwierz mi, Piotrek wyjdzie z łazienki dopiero jak trzaśniesz drzwiami wyjściowymi. Więc masz dużo czasu. Mam się martwić? I czy Mia też wyjeżdża?
Gaspard nie lubił przymierać głodem, dlatego często kombinował z potrawami, a jeśli zupełnie nie miał pomysłu to dzwonił o pomoc do babki, żeby coś mu podsunęła szalonego. Co do alkoholu... wychodził z założenia, że jeśli upije się w domu to nic się złego nie stanie... ewentualnie Angel go znienawidzi. - Jak chcesz. - Wzruszył ramionami. - Ale jak masz jakieś zastrzeżenia czy sprawę to mów... zwykle przedstawiając problem łatwiej go rozwiązać. - Stwierdził i zabrał się za jedzenie. W między czasie spróbował nalewki. - Um... dobra... i nieco mocna. - Skomentował.
Mila zrobiła minę zbitego psa, słysząc taką odpowiedź. Odpowiedź, na którą nawet nie szukała kontrargumentu, bo wiedziała, że takich rzeczy nikt nie ma prawa zatrzymywać. Bo gdyby ktoś ją zatrzymał, gdy wyjeżdżała do Amsterdamu... nie ma co gdybać, bo w sumie byłyby dwie opcje. Męczyłaby się z depresją, dzieckiem i niekochającym mężem, albo byłaby niewiarygodnie szczęśliwa u boku zatroskanego Marca. Czasem za nim tęskniła, ale hej, to przecież nie na jej temat!
- Zostanę całkiem sama - powiedziała trochę przybitym tonem. Humor nieco jej się już zepsuł. Dziwne, że w ciągu roku straciła wszystkich przyjaciół. Ro ją zostawił, Rose zapadła się pod ziemię, a Mia i Angel wyniosą się z Amsterdamu. Ona naprawdę musiała wydzielać jakąś negatywną energię! Tylko czekać, aż Piotrek dostanie lepszą posadę w Polsce i wróci do domu. Może ona też powinna wrócić? Nic jej tu nie trzyma. Oprócz tej dziewczyny o gęstych, ciemnych włosach. Ale to nie było nic wielkiego i też szybko minie.
- Kurwa, Angie, nie rozklejaj się - tym razem to Mila zebrała w sobie siłę, żeby jakoś rozweselić przyjaciółkę. Chwyciła ją w talii i odsunęła na siebie na długość ramion. - No bez jaj, gdzie ta złośliwa, ironiczna jędza którą poznałam? Nie mów, że się zamieniłaś w ciepłe kluchy.
Wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Nie chciała przecież wzbudzać w dziewczynie poczucia winy. Ona sobie poradzi. Miała przecież w sobie tyle zwierzęcego magnetyzmu [hahaha, wybacz, musiałam xD], że nie potrzebowała za dużo, by mieć towarzystwo, wystarczyła jej krótka sukienka i jakiś przyjazny lokal. I już miała towarzystwo na całą noc! Poradzi sobie przecież sama.
Dziewczyny w tym momencie usłyszały drzwi do łazienki, ale zamiast zobaczyć Piotra w kuchni usłyszały kroki i potem z kolei otwarcie drzwi do sypialni Mili. Nie chciał im przeszkadzać, miło z jego strony.
- Ej, idźmy na jakieś piwo w piątek, co ty na to? - uśmiechnęła się pokrzepiająco do przyjaciółki.
Uśmiechnął się do niej, odbierając skrzynkę z narzędziami. Chwilę później grzebał w niej poszukując odpowiedniego klucza, którym mógłby naprawić rurę.
-Niee, dzięki, niedługo pójdę do domu i się przebiorę. W końcu mieszkam po sąsiedzku. -zrobił krótką przerwę w mówieniu, bo w końcu znalazł odpowiednie narzędzie, jednak chwilę później kontynuował:
-Ale przydasz się tutaj. Gdybyś mogła podtrzymać rurę z tej strony.. -wskazał na kawałek, który niezgrabnie zwisał, wyróżniając się na tle innych rur. Chwilę później wszedł na coś, co wyglądało trochę jak warsztat i próbował dosięgnąć odpowiedniej śruby.
[Jaki, jaki, jaki? :D]
[To dajesz ;D]
[Cieszę się, ale dla mnie to wyczyn ponad moje zdolności. Przynajmniej póki co.]
Amelie już otwierała usta by wyrzucić z siebie cały natłok myśli kłębiących się jej w tej chwili w głowie; wszelkie emocje, swój stosunek co do tego, ostatecznie by powiedzieć cokolwiek, bo jak na złość nie była w stanie wykrztusić z siebie słowa. Przemknęło jej przez myśl, że zupełnie niepotrzebnie zachowywała się tak lekkomyślnie w stosunku co do rozmowy o mieszkaniu Angel z Gaspardem, a także, że była przewrażliwiona na tym punkcie. Tak, to bez wątpienia to... Nie było trzeba wtedy tak reagować, prawić kazań, ostrzegać, wtedy na pewno Angel nie wyskoczyłaby z informacjami tego typu.
W tej jednej chwili Amelie wydała się samej sobie okrutną, wstrętną osobą i w sobie samej dopatrywała się tylko winy. Bo Gaspard raczej nic o tym nie wiedział... Tak, na pewno, to przez jej zachowanie Angel powzięła taką, a nie inną decyzję. Pewnie przeraziła się reakcji Amelie i... no i teraz panienka Morel miała za swoje. Nigdy nie przypuszczałaby, że można aż tak boleśnie odczuwać świadomość rychłej straty kogoś bliskiego.
- Angel ja...- zaczęła, ale na powrót coś stanęło jej w gardle, nie pozwalając jej mówić dalej. Ale może to i lepiej? W tym natłoku myśli nie potrafiłaby nawet sklecić rozsądnego zdania. Pociągnęła tylko nosem, czując jak nagle oczy jej się przeszkliły. Nie chciała jednak robić scen, na pewno nie w kawiarni, więc przetarła oczy wierzchem dłoni. Wzięła głębszy oddech, starając się udawać, że wszystko jest jak w najlepszym porządku. Problem w tym, że marna z niej była aktorka.
- Angel ja nie chcę...- wydusiła w końcu z siebie, bojąc się chyba bardziej stracić przyjaciółkę, niż tego jak głupio mogłaby się teraz wysławiać.
[Szczerze? To nie... dopiero teraz przeczytałem :P]
Zwykle nie docenia się ludzi bliskich. Podobni jak początkowo Gaspard nie doceniał swojej babki. Dopiero, gdy został zupełnie sam, okazało się, że ta kobieta jako jedyna nie wyprze się pokrewieństwa... no może za wyjątkiem Amelie, ale to zupełnie inna historia.
Pokręcił rozbawiony głową. - Odważne świadczenie. - Stwierdził i zajął się swoim talerzem. Był głodny, dlatego jego brzuch aktualnie na pierwszym miejscu w hierarchii wartości, potem ten ciekawy wyrób babki Angel...a potem reszta świata.
[Em.... Jeśli Ci się chce to zrób... ja póki co walczę o przetrwanie :P]
Uśmiechnął się widząc, że dziewczyna jest w dobrym nastroju. Na pewno na przemianę materii nie mogła narzekać, gdyż do otyłości było jej daleko. Bez makijażu wyglądała znacznie delikatniej, przez co wydawało się, że jest jeszcze szczuplejsza.
Skończył jeść i posprzątał po sobie. - Idziemy sączyć nalewkę do salonu? - Zaproponował. Nie widział potrzeby siedzenia w kuchni. - Możemy włączyć jakiś film i się polenić... a Ty zaraz i tak nakrzyczysz na mnie, że nic nie robię. - Dodał.
[Starsi wrócili z urlopu... podobno zapuściłem dom...]
- Możemy obejrzeć coś głupiego... typu Indiana Jones po raz tysięczny albo poszukać czegoś nowszego. - Przyciągnął do siebie laptopa z ławy. Za raz po nim znowu napił się nalewki. Przyjemne ciepło rozchodziło się po ciele. Czy ma coś ważnego do roboty? Czy na pewno może sobie pozwolić na taki deserek? Nie ważne. Dopił do końca i polał sobie i Angel. Potem wrócił do przeglądania filmów. - Może nie dramaty... Francuskie erotyki też się nie nadają...To może American Pie...? - Nie lubił wybierać filmów. Szczerze tego nie lubił.
[Nic nie mów...]
Spojrzał nieco nieprzytomnie na dziewczynę. Podłączył kabel od laptopa o telewizora i włączył klasykę kina, czyli Jones'a. Spodziewał się, że i tak nie zwrócą większej uwagi na to co gra na ekranie.
Napił się.
- Czy przypomniałem? Nie.. chyba nie... wszystko wyjdzie w praniu. - Odpowiedział trochę na odczepnego, ponieważ nie pamiętał o co chodzi.- A Ty?
Mila zrobiła trochę przerażoną minę. Jej mała, kochana Angie odmawiała alkoholu?! Już miała powiedzieć oskarżycielskim tonem coś w stylu "a-ha! to tak! Mia przeciągnęła cię na jasną stronę mocy!", ale słysząc drugie zdanie uśmiechnęła się bardzo szeroko.
- Oczywiście, że przyjdę! Mnie dwa razy na takie przedsięwzięcia nie trzeba zapraszać - powiedziała z uśmiechem.
Piotrek, cóż nie był typem faceta, którego dawało się wytresować, ale w pewnych sytuacjach ustępował i rozumiał, że babą trzeba dać trochę czasu na prywatne pogaduszki. No bo kto jak nie ona miał być specjalistą od kobiet?
[:P]
- Wyglądasz dobrze, normalnie, ładnie... - Stwierdził nieco niezdecydowany. - Nie udław się... szkoda nalewki. - Dodał i polał jej na nowo...Napój był naprawdę dobry. Uśmiechnął się lekko. O tak... tego dnia już nic nie będzie robił. Nic a nic. Nawet Angel go nie zmusi! - Trąba Ci jeszcze nie wyrosła. - Zapewnił i na dowód tego pstryknął dziewczynę w nos. - Widzisz? Jest krótki.
Obserwował ją, ale kiedy wstała, podniósł się za nią. Lekko zachwiał, ale zdążył ją objąć od tyłu i pociągnął ją z powrotem na kanapę. - Nie marudź. Lubię Cię i lubię Cię wkurzać. - Zapewnił. - Ale zamiast robić z siebie potwora to napij się jeszcze. - Zaproponował wesoło. W takim tempie niedługo padną na tej kanapie i obudzą się najwcześniej rano. - A poza tym...Jakbym chciał Ci dopiec to robił bym coś więcej niż niewinne... pstryk. - Ponownie pstryknął ją w nos, ale tym razem nie mogła tak szybko wstać, ponieważ położył głowę na jej ramieniu i nadal ją obejmował, żeby nie uciekła paprać się w tych swoich farbkach do twarzy.
Roześmiał się. Normalnie pewnie tylko pokręciłby głową, ale alkohol trochę na niego działał... - Uwierz... nie boję się Amelie. - Zapewnił. Normalnie wypytywałby o co jej chodzi, co uważa za dziwne, ale po tej nalewce było my to obojętne. Wzruszył ramionami i zamknął na chwilę oczy. - Masz łaskotki? - Zapytał nagle. Spojrzał na nią, nie odrywając wzroku od tęczówek Angel. Potem powoli wyciągnął dłoń w jej kierunku, jakby chciał sprawdzić nie czekając na odpowiedź. Uśmiechnął się jednak szeroko i odsunął od niej. Usiadł po turecku na kanapie.
Zastanowił się za co można by się na pić. - No to... za to, żeby Twój Leo nie wyskoczył przez okno i żebym mu nie pomógł... za to, żebyśmy się nie pozabijali... i żeby nigdy nie zabrakło tak zacnych trunków jak ta nalewka. - Zakończył i polał im do toastu. Oj... wolniej, wolniej.. szkoda napitku... Uśmiechnął się szeroko. Czy ją lubił? Pewnie. Dobrze się z nią piło. I była mniej marudna od jego poprzedniej współlokatorki. Co prawda dostał niezły ochrzan od siostry i zapowiedź, że ma nawet nie próbować dobierać się do Angel... cóż... nawet nie chciał. Zwykle seks prowadził do kolejnego zbliżenia i tak dalej...a Evans była po prostu fajną dziewczyną, z którą mógł się spokojnie wygłupiać. Bez stresu i ujmy na honorze.
Wypił bez chwili wahania.
Jeśli chodzi o trzymanie się z dala od Angel w tym jednym, konkretnym sensie to Amelie i Gaspard o dziwo się zgadzali ze sobą. Evans stawała się ich wspólną kumpelą.
Mało kto uważał go za normalnego...a już szczególnie pozbawionego podtekstów, ale fakt, przy Angel był grzeczny. Słuchał jej z rozbawieniem, ale ostatnie zdanie dotarło do niego w zwolnionym tempie. - Zaraz, zaraz. Gdzie ty się do cho.lery wybierasz, co? - Zapytał całkiem poważnie. Wyglądało na to, że nawet trochę wytrzeźwiał. Trochę. Spojrzał groźnie na dziewczynę
Przyglądał się przez dłuższą chwilę dziewczynie, a potem westchnął i zrobiło mu się głupio. Nie potrzebnie na nią naskoczył. W końcu... to jej sprawa, prawda? Tylko przyzwyczaił się do niej, a Amelie na prawdę ją lubiła. Miałaby wyjechać?
- Przepraszam. Nie chciałem na Ciebie krzyczeć. - Powiedział w końcu. Winił alkohol za swoją gwałtowną reakcję. - W końcu to Twoja decyzja. Co mi do tego? - Uśmiechnął się do niej lekko i tradycyjnie pstryknął Angel w nos. Napił się. - Ale masz mi skombinować jeszcze tej nalewki. - Zapowiedział.
Amelie westchnęła cicho, spoglądając załzawionymi oczami na swoją blondwłosą przyjaciółkę, która poczęła jej wszystko wyjaśniać i tłumaczyć. Szczerze chciała przytaknąć jej słowom, powiedzieć, że rozumie i puścić wszystko w niepamięć, tyle że nie było to możliwe, bo i nie było to prawdą. Amelie całkowicie nie potrafiła pojąć tej chęci, która gnała Angel do zwiedzania świata, do nieostającej wędrówki w poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi. Bo zdaniem panienki Morel dom był najważniejszy, zawsze i wszędzie, a jeśli nie on, to najbliżsi ludzie, przyjaciele. Amelie, sama tęskniła niewyobrażalnie za ukochanym Paryżem, ale tutaj miała brata, babcię, Angel i masę innych bliskich jej osób do których zdążyła się mocno przywiązać. Na tyle mocno, że nie potrafiłaby od tak wszystkiego porzucić. Inaczej zrobiłaby szkodę tylko sobie, zagotowując sobie niewyobrażalny ból.
- Skoro... Skoro tak sądzisz...- wydusiła z siebie na jednym wydechu, starając się z wszystkich sił powstrzymać od płaczu i pokazać, że tak naprawdę całkiem silna z niej osóbka, co do końca, rzecz jasna, prawdą nie było.
Odcinanie się od innych i nie wtrącanie w ich sprawy... Gaspard wcale nie wypierał się, że to robi. Choć nie do końca. Czasem martwił się o Amelie, czasami go wkurzała, czasami był złośliwy, żeby pokazać jej, że coś jest nie tak. Sam może nie był ideałem, ale... nie widział sensu, żeby się starać skoro dobrze mu się żyło w takim stanie rzeczy.
- Może choćby z tego powodu nie wyjeżdżaj. Spróbuj się przekonać czy uciekasz... Pomysł. Przecież nikt Cię nie pospiesza. - Spojrzał na nią i pogłaskał ją po głowie jak psiaka. - Ja Cię nie wyrzucam.
Rzadko kiedy ktoś stwierdzał, że ma racje... może dlatego, że nie często dawał jakiekolwiek rady.
Gaspard nie pozwalał nikomu zbliżyć się w sposób mentalny... co innego fizyczny. Szczególnie dla kobiet był otwarty.
- Nudziłbym się. - Odpowiedział i uśmiechnął się delikatnie. - No i może trochę tęsknił. - Przytulił ją do siebie. Nawet jej kilku tonowa głową była lekka.
Pewnie! Każdy w końcu dochodzi do wniosku, że trzeba żyć inaczej! Kiedyś w końcu! Może... Ale nie teraz. Przynajmniej dla Gasparda nie nadszedł jeszcze ten czas. Nie widział siebie w roli spokojnego partnera jednej kobiety, a co dopiero jako męża i ojca! O nie! Szybciej zapije się na śmierć lub wpadnie pod samochód.
- Nie planuję póki co powrotu do Francji... z resztą nie mam po co tam jechać. - Zapewnił. Pocałował ją w czoło. - Ale gdybyś się jednak tam znalazła to daj znać... mogę załatwić jakąś pomoc. - Dodał i sięgnął po nalewkę. Napił się. Dużo... nie za dużo i za szybko. Odetchnął.
Gaspard nie wiedział, czy Amelie opowiadała koleżankom o ich sytuacji rodzinnej... Może wspominała coś o swojej. Morel nie był szczególnie gadatliwym typem i nie miał zwyczaju zwierzać się ze spraw tego typu. Nie był to jakiś dramat, ale raczej jego prywatna sprawa.
Zdziwiło go trochę jej pytanie, ale uznał, że to za zasługą alkoholu dziewczyna zaczyna bredzić.
- Pewnie. W końcu znajdziesz sobie jakiegoś szaleńca. - Stwierdził z przekonaniem i też się napił, ale ty razem spokojnie smakując nalewkę. I tak sporo już wypili. Przecież nie siedzieli wcale tak długo.
- Skąd pomysł, że mogłoby być inaczej?
Gaspard z pewnością nie był wyszkolony do opanowywania zrozpaczonych dziewczyn. Początkowo gapił się na nią, próbując zrozumieć, o co chodzi i nadążyć za sytuacją, ale w końcu się poddał. Kiedy wróciła odetchnął z ulgą. Obawiał się, że Angel się zamknie albo skoczy z okna. Ale wróciła.
Usiadł tak, żeby być bardziej na przeciwko niej. Wyjął jej z ręki medalion i odłożył go na ławę. - Nie chcę. Jesteś wstawiona i wcale nie uważasz, że chcesz mi to pokazać. - Zaczął powoli, czując, że głowa zaczyna go boleć. - To raz. Dwa: jesteś na prawdę ładna. Masz zgrabne ciało, miłą twarz i powinnaś być po prostu sobą. Trzy: jesteś całkiem normalna. Odetchnij i się uspokój. - Po tych słowach czuł się, jakby przebiegł maraton. Wykończyła go psychicznie. Łatwiej jest się uchlać z panienką do przelecenia... człowiek się chociaż nie martwi o jej psychikę.
Jego mózg nie był przyzwyczajony do takich scen. Zwykle ludzie nie oczekiwali od niego wsparcia, pocieszenia, ochrony. Czegokolwiek. Spodziewano się po nim, że dobrze wykona robotę i prześpi się z jakąś dziewczyną, a nie, że będzie dobrą duszą. I nie nadawał się na tę posadę.
- Zwierzę? - Parsknął rozbawiony. - Miałem szczura dopóki matka go nie spotkała. Kazała go wyrzucić i taki był koniec mojego pupila. - Wzruszył ramionami. - Więcej zwierzaków nie było, ponieważ mogłyby zabrudzić jej piękne dywany. - Cóż... w tamtym okresie jeszcze się nie buntował. Był idealnym synem, uczniem i spadkobiercą rodzinnych zwyczajów i majątku.
- Zapomniałaś o mnie - burknęła niby obrażonym tonem, po czym odstawiła szklankę z wodą na ławę. Nie była zła, tak o, tylko się z Angel droczyła. Czy ona kiedykolwiek wybuchała złością? Raz jej się zdarzyło. I wtedy akurat poroniła. Więc wolała więcej tego nie robić, bo zakrwawiła cholernie drogi dywan. Poza tym - w chwilach złości raczej wolała piec niż się wyżywać na ludziach. Ciastka i ciasta wychodziły wtedy bardzo pyszne.
- No, to dawaj tę nalewkę. Myślę, że Gaspardowi też możemy trochę dać, za to, że dotrzymał nam towarzystwa - wyszczerzyła ząbki w uśmiechu.
- Ja zawsze chętnie - oznajmił im chłopak.
- Ale i tak cię zostawimy, bo mam z Angie do obgadania kilka spraw - i tu popatrzyła znacząco na Angel. Czyli będą ploty!
[tęskniam za mijuśką :<]
Mieszkanie z Angel zapowiadało się na pełne niespodzianek, nieprzewidzianych wydarz i z pewnością dalece odbiegające od nudy.
Z lekkim uśmiechem na ustach wysłuchał opowieści o szczurzycy, ale nie odpowiedział na jej pytanie o miłość. Uznał, że napicie się jest w tym wypadku czynnością priorytetową. Z resztą co miałby jej powiedzieć? Że zwyczajnie i po prostu "nie"? Nawet nie potrafił sobie wyobrazić siebie w stanie zakochania. To dziwne zjawisko powodowało u większości ludzi pomieszanie zmysłów, a młody Morel był na to zbyt racjonalny.
- Za wolność. - Zgodził się. W końcu odsunął się i wstał z kanapy, po to, żeby położyć się na niej z głowa na kolanach Angel. - Ciekawy jestem tylko czy to samo powiesz za dwadzieścia lat. - Dodał nieco złośliwie. Kobietom trudniej się żyje w samotności. Podobno.
[He he. Mnie siostrzyczka zmotywowała do roboty, więc zrobię w końcu te powiązania...]
Roześmiał się. - Ja za dwadzieścia lat będę starym kawalerem, którego głównym zajęciem będzie rozpieszczanie dzieci Amelie. - Stwierdził. - Tak właśnie to się skończy. Może uda mi się trochę zarobić to będę zabierał maluchy na jakieś wesołe wypady, a siostra będzie mnie przeklinać, że nigdy nie dorosnę. - To była najbardziej prawdopodobna wizja świata, jaka nasuwała się Gaspardowi na myśl. Jakoś własnego małżeństwa nie brał pod uwagę.
[Ciekawe pytanie. Jesteśmy przyjaciółmi. Amelie zaproponowała mi przejęcie tej postaci, więc wziąłem, ponieważ nie miałem nic lepszego do roboty. Postacie to postacie, a nie życie.]
- Sądzisz, że nie nadaję się do opieki nad dziećmi? - Zmartwił się. - Przecież muszę coś w życiu robić, a własnych nie chce. - Stwierdził. Ciekawie patrzyło się na nią od dołu, szczególnie, gdy nagle machnęła mu rękoma przed oczami. - Nie mam nic takiego. Moje ciało jest zbyt piękne, żeby je szpecić. - Odpowiedział rozbawiony. - Ale Ty masz na pewno. Gdzie? - Zapytał z ciekawością.
Czy zmartwił się na prawdę? Pewnie sam tego nie wiedział.
Bóg grecki? Nie... słabi i grubi Grecy? Stanowczo nie! On był rzymską mieszanką. Wcieleniem boga w dzielnego legionistę żadnego walk, krwi i dziewek! No... prawie.
Zabrał jej butelkę, uważając by nic nie zostało rozlane. Odstawił ją na podłogę obok siebie.
-Pokaż, pokaż. Jestem na prawdę ciekawy. - Stwierdził wesoło. - No.. o jaki tatuażyk się postarałaś? - Obrócił się na bok, ale nadal trzymał głowę na jej kolanach, tylko nieco się odsunął, żeby móc zobaczyć jej twarz. - Gdzie go masz? - Pytał dalej.
Miała bardzo dobrą opinię o legionistach. Owszem ćwiczyli i walczyli, ale nie za ojczyznę tylko za pieniądze. Kradli, pili, gwałcili... tego ostatniego Gaspard nie preferował. Stanowczo nie był boginią... ale chciałby jedną mieć.
Parsknął cicho, ale usiadł obok niej na kanapie i wziął butelkę do ręki. Upił łyka i pomachał dziewczynie przed oczami. - Pokaż to Ci dam. - Zaproponował. - I uwierz nie chodzę po mieście rozpowiadając o Twoich zwyczajach.
Próbowali się dorobić, wybić na pozycję, przejąć władzę. Nie wiele to miało związku z patriotyzmem. Większość było kierowanych osobistymi dążeniami.
Był na prawdę ciekawy jaki tatuaż ma dziewczyna. Kiedy się odwróciła, usiadł wygodniej i czekał. Gdy odsłoniła plecy, uśmiechnął się lekko. - Interesujący. - Stwierdził i dotknął palcami końcówki ogona. Potem przesunął opuszkami palców po całym wężu aż do karku, "przeskakując" linie biustonosza. - Na prawdę intrygujący. Skąd taki pomysł? - Zapytał dotykając oczu "zwierzęcia". Potem opuścił dłoń, żeby nie krępować dziewczyny.
Nic dziwnego, że człowiek chce dotknąć i sprawdzić. Nigdy nie wyrasta się z bycia dzieckiem, a patrzenie na tego typu działa zawsze jest fascynujące. Odpowiedź dziewczyny jakoś nie zaskoczyła Gasparda. Nie tyle spodziewał się, historii w tym stylu, tylko to zwyczajnie pasowało do Angel. Taka chciała być, taką się kreowała, ale czy taka też na prawdę była? Tego nie wiedział. Za mało znał pannę Evans, aby rozsądzać podobne kwestie.
Z pewnością jednak tatuaż był imponujący. Zamiast odpowiedzieć, sam poprawił jej bluzkę. - Powinnaś chodzić na basen i szokować ludzi...Pływać delfinkiem pod wodą i wypływać z zaskoczenia. Jestem ciekawy ile osób krzyknęłoby z przerażenia. - Powiedział rozbawiony. Nalał jej nalewki, a butelkę postawił na stole. - Obiecane. - Mrugnął do niej.
Ludzie lubią różne stworzenia. Albo żadnych. Wąż jak wąż. Długi i pełza. Można sobie hodować te stworzenia, ale trzeba pamiętać, że one lubią jeść żywe ofiary. Potrzeba zimnej krwi, żeby wrzucać do klatki mysz albo szczurka czy królika. I to nie jest dobry pomysł, żeby przywiązać się do obiadu swojego pupila.
Roześmiał się, ale usiadł tak, żeby mogła wygodnie położyć głowę na jego kolanach. - To kiedy idziemy na basen. Chcę być przy tym. - Powiedział wesoło. - A w cyrku wyglądałabyś zbyt normalnie. - Stwierdził złośliwie i w z trudem powstrzymał się przed pstryknięciem jej w nos.
Zamknął oczy. - Umiesz pływać? - Zapytał nagle.
Gaspard dość często miał rację, ale nikt nie słuchał jego dobrych rad.
Przygryzł wargę i nie roześmiał się, słysząc, że dziewczyna nie potrafi pływać. - A masz chociaż kostium. Ponieważ umowa stoi i idziemy na basen. - Stwierdził całkiem poważnie. W końcu nigdy nie jest za późno na naukę. - Z tańcem u mnie gorzej, ale pływam całkiem dobrze. W końcu rodzice wysyłali go w dzieciństwie na jakieś letnie obozy.
Uśmiechał się lekko. Zapowiadała się ciekawa zabawa. Ciekawe czy można by to nagrać? Może jakiś monitoring basenowy?
Zaczął się śmiać widząc jej panikę. Oczywiście nie zamierzał jej wyciągać na basen w tej chwili. Po prostu zapowiedział jej, że to się wkrótce wydarzy.
- Trzeba było tyle nie pić. - Stwierdził. Sam nie wiedział kiedy opróżnili butelkę. Ale cóż poradzić? Było.. i znikło.
Pogłaskał ją po głowie. - Potrzebujesz lodu? - Zapytał poważnie.
[cierpliwości :P]
Mila zrobiła smutną minkę. Mało tego - zaczęła poruszać dolną wargą i marszczyć czoło, jakby miałą się naprawdę zaraz rozpłakać. Cholera, jedyne czego nie potrafiła, oprócz zawiłych zadań chemicznych i matematycznych, to rozpłakać się na zawołanie.
- Jak mogłaś? Wiesz jak się na to napaliłam? - pociągnęła nosem, ale łez jak nie było, tak nie ma.
- No i co my teraz, biedne zrobimy? Będziemy musiały se same kupić... albo wiem, jedźmy do twojej babci! - zawołała nagle triumfalnie i uśmiechnęła się - podle i szeroko. Oczywiście żartowała, ale ciekawa była reakcji Angel.
[Nie pominięta, ponieważ nikomu nie odpisałem :P]
Wszystko było dobrze. Rozmawiali, żartowali i nagle... z dziewczyną coś się zaczęło dziać, a Gaspard nie miał pojęcia co. Dygotała, a oddech miała urywany.
- Hej...Co Ci? Angel? Słyszysz mnie? Angel! - Lekko potrząsnął jej ramię. Nie reagowała. Ułożył ją na łóżku i podsunął poduszkę pod głowę. Potem widział jak dziewczyna powoli się uspokaja. Poszedł po wodę.
- Angel? - Zapytał cicho, kładąc jej mokry mokry okład na czole, ponieważ jej głowa była podejrzanie gorąca, co spostrzegł już wcześniej.
Szybko wytrzeźwiał.
Odetchnął z ulgą, kiedy zaczęła dochodzić do siebie. Wiedział, że potem musi się zapytać o jej jest, ale uznał, że na razie powinna odpocząć.
- Żadnego alkoholu więcej na dziś. - Powiedział poważnie.
- I chcę. Przynajmniej będę miał Cię na oku, żebyś nie zrobiła sobie sama krzywdy. - Stwierdził i przeczesał jej włosy palcami, a potem poprawił okład na jej czole, odwracając go na chłodniejszą stronę.
Amelie uśmiechnęła się blado, widząc, jako Angel stara się ją pocieszyć. Jeszcze raz pociągnęła nosem, po chwili się skrzywiła, ale ostatecznie nie rozpłakała i wydawało się, że wszystko wraca do normy. Niepotrzebnie tylko blondynka wspominała o studiach, bo Amelie zaraz zmarszczyła brwi, w tej chwili najwidoczniej zła. Cóż, chyba ten dzień nie należał do udanych.
- Nigdzie nie pójdziesz Angel! Poradzę sobie sama.- powiedziała pewnym siebie głosem, nie chcąc by ktokolwiek mieszał się w jej sprawy. Wiedziała, że to tylko może pogorszyć sprawę. Poza tym zawsze chciała być samodzielna, rzadko kiedy zdarzały się sytuacje, gdy kogoś prosiła o pomoc. A teraz jej nie potrzebowała.- Naprawdę dam sobie radę.- dodała już spokojniej, stwierdzając, że niepotrzebnie się tak unosi. Teraz było jej głupio. Ale przechodzenie ze skrajności w skrajność, to było dla niej całkiem coś normalnego, zwłaszcza gdy była zrozpaczona.
Uśmiechnęła się nieśmiało, a w ostateczności przytuliła się do Angel, uznając, że ten banalny gest rozwiąże wszystko i zakończy ich spory na dzisiaj.
- No tak, wiem... Mamy czekoladę, chude tyłki nam urosną, a jak nie to pójdzie w cycki, cały wieczór przed nami... Ogólnie powinnyśmy się cieszyć własnym towarzystwem. Musimy spędzać każdą chwilę razem ja najlepiej. W razie gdyby zachciało Ci się kiedyś wyjechać. O.- zakończyła z wesołym uśmiechem, przecierając wierzchem dłoni oczy. Nie było już powodu do płaczu.
- Leż i nie marudź. - Pogroził jej. - Nie jestem pewien czy po tej nalewce powinnaś brać jakieś polopiryny. Przyniosę lód i mokre szmatki. Oblepimy Cię nimi. - Powiedział i wyszedł, aby po chwili wrócić ze wszystkimi przedmiotami. Porozkładał co trzeba, próbując zbić temperaturę. Mimochodem pocałował ją w czoło, jak robił to Amelie, kiedy chorowała jako dziecko, a matki akurat nie było w pobliżu. - Nie waż mi się wstawać. Jasne? - Spojrzał jej w oczy.
[wybacz, ale nie mogłam wcześniej ;( ]
Parkiet taneczny był jej drugim domem. Każdą wolną chwilę spędzała w sali tanecznej, gdzie okazywała swoją radość, wyrzucała złe emocje, kipiała gniewem czy chociażby relaksowała się. Dziś poszła potańczyć tylko dla rozrywki. Nawet nie szukała swojego trenera, nie dzwoniła wcześniej, aby zarezerwować salę. Po prostu przyszła i zaczęła tańczyć. Po ponad godzinie, która wydawała jej się być jak zaledwie kilka minut, zauważyła w lustrze, że przygląda jej się jakaś dziewczyna. Skończyła tańczyć dopiero, kiedy piosenka dobiegła końca. Nieco zdziwiona nieoczekiwaną wizytą nieznajomej, odwróciła się w jej stronę, unosząc wysoko brwi w geście zdziwienia.
- Jej, przepraszam, nie wiedziałam - zapeszyła się, a jej policzki spłonęły czerwienią. Ale tylko na chwilę. Zaraz jednak postanowiła zmienić temat.
- Skąd ta nagła zmiana? - nie musiała nawet udawać zaskoczonej. Angie odstawiająca coraz to kolejne używki... tylko czekać, aż krzyknie na nią "nie pal kurwa w moim towarzystwie!". Omatko, zaczęłaby się niepokoić, że ją podmienili. Siedzi pewnie w jakiejś skrzyni, a jakiś bad ass wyrywa jej włosy do eliksiru wielosokowego.
- To gdzie idziemy w takim razie? - zapytała, chwytając świeże powietrze.
[ej, wróć mijuśką na trochę. nie mam się komu pozwierzać :P]
[Hej, hej... brak mi weny, a do tego wyjeżdżam dlatego nie będzie mnie tak do 20/21.08]
Spojrzał na nią groźnie. - Chyba oszalałaś jeśli sądzisz, że Cię zostawię. Jeszcze mi to skoczysz z okna czy coś innego. Nigdzie nie idę. - Usiadł na podłodze pod łóżkiem. - A wolnej chwili wyjaśnisz i co Ci jest jak w takich sytuacjach reagować. - Obrócił się tak, żeby widzieć Angel.
Tony nie miał nic przeciwko "odwalaniu całej roboty". Był staroświeckim typem mężczyzny i uważał, że kobiety absolutnie nie powinny bawić się z tego typu rzeczami.
Chłopakowi także coraz gorzej szła koncentracja nad wykonywanym zadaniem. Fakt, że dobrze wiedział co robić, oraz że robił to już niepierwszy raz trochę podratowały go i chyba udało mu się nie zdradzić ze swoim rozkojarzeniem. Tony był samotnym, zapracowanym facetem i brakowało mu dziewczyny ostatnimi czasy, a widok przyklejonego ubrania, które podkreślało nienaganną sylwetkę sąsiadki tylko potęgowało tęsknotę za zbliżeniem.
-Anthony. -również się przedstawił, szczęśliwy z faktu, że może skupić się na jej słowach, a nie ubraniach. Zeskoczył z warsztatu, uznając, że rura nie powinna już się psuć.
-Od czego są sąsiedzi, prawda? -posłał w jej stronę naturalny uśmiech, chwilę później odwracając od niej wzrok. -Już powinno być w porządku, a jeśli nie.. To wiesz, gdzie mieszkam.
[Witam ;D Bastiaan raczej nie chodziłby na tego typu spotkania w takim gronie, więc można jedynie ograniczyć się do tego, że chłopak robił jakieś wypady w mniej odwiedzane miejsca i ciągle natykał się na Angel grająca na gitarze, a on tańczyłby do melodii granych przez nią? nic innego mi do głowy nie wpadnie ;D]
[ Jestem jak najbardziej za. :) Zwłaszcza, że nie mam ostatnio dobrych pomysłów na wątki, a ten bardzo mi się podoba :) ]
- Szczerze, to nie mam ochoty widzieć się dzisiaj z Mią - przyznała, kierując się na najbliższy most, gdzie oparła się o poręcz, wpatrując w ciemną toń Amstelu. Czuła się fatalnie. Znowu.
- Pamiętasz tę dziewczynę, na którą trafiłaś ostatnio w moim domu? - mruknęła, rzucając niepewne spojrzenie Angie. Musiała się komuś wygadać, a z nią była najbliżej... tylko jeszcze nigdy tego nie robiła. Ale była przecież siostrą Mii. Jedna krew, były przecież w jakimś stopniu do siebie podobne, nie?
- Mam na jej punkcie jakąś manię. Uwielbiam się patrzeć jak się uśmiecha, a jak się kochałyśmy... ostatnio tyle czułości dał mi tylko Parker... w zasadzie jej nie znam, w sumie jej nie lubię, a jednak jej chcę. A ona wznosi toasty za fiuta innego faceta, który na dodatek miałby ochotę się z nią związać. Pięknie po prostu. Szlag mnie trafia, bo jestem bezsilna, nic nie mogę zrobić. Nawet nie wiem, dlaczego jej chcę.
Złapała oddech, bo wszystko to wyrzuciła z siebie jednym tchem. Może trochę pomogło, czuła się lżejsza, ale jednocześnie było jej tak cholernie głupio.
[ Łohohoho, się napisałaś :D ]
Otwierające się drzwi nie są znakiem, że ktoś chce zostawić tutaj swoje pieniądze. Nie są znakiem tego, że ten ktoś na pewno wejdzie na dłuższą chwilę i zacznie przeglądać zapełnione lady. W tej pracy, a zwłaszcza w tym butiku, nie zawsze chodzi o wrzucenie kolejnych banknotów do kasy. Jest jeszcze chęć zawarcia nowego, lub zaciśnięcia starego kontaktu, nie z klientem, ale z człowiekiem. Przyjacielem czy znajomym. Bo często bywa tak, że ci ludzie, chcą "zostać na dłużej". Przyjemna rozmowa, nie zawsze na temat biżuterii. Rozmowa na temat rodziny, pracy, czy nawet celebrytów. I nie dość, że kupuje się lepiej, to pracuje się dużo przyjemniej i praca satysfakcjonuje.
Greta spojrzała na otwierające się drzwi i podchodzącą powoli dziewczynę. Szczupła blondynka przyglądała się wszystkiemu dookoła dokładnie. Znała ją? Nie była pewna. Może kogoś jej przypominała?
Położyła medalion na ladzie. Greta podniosła go ostrożnie i obejrzała.
- To znaczy niestety nie skupujemy biżuterii, chociaż widzę, że jest nasza. - uśmiechnęła się do dziewczyny przyglądając się wygrawerowanym inicjałom "McC" na wisiorku. Przyjrzała się dziewczynie jeszcze raz. Zna ją? Podeszła z biżuterią do lady obok i wzięła lupę jubilerską. Obejrzała jeszcze raz wisiorek dokładnie, wracając za ladę przed dziewczyną.
- Na prawdę chce Pani to sprzedać? - odłożyła wisiorek patrząc na dziewczynę z nieustającym uśmiechem. - Wydaje mi się, że to bardzo sentymentalna rzecz. - "może dlatego chce ją sprzedać?" pomyślała. Ugryzła się w język natychmiastowo. Oby nie wkroczyła na żaden niewygodny temat.
- Nie chcę rad - pokręciła głową i sama wyciągnęła z torebki swoje mentole. Odpaliła jednego, zapałkę rzucając do wody.
- Nie wiem czy się zakochałam. Liczę na to, że zaduszę to w zarodku. Przestanę się z nią widywać, przestanę do niej dzwonić, zniknę z jej życia i po pewnym czasie mi przejdzie. To nie jest tak, że się wstydzę, że to durne, nie przeszkadza mi to, moja matka jest lesbą i żyłam z tym całe życie. Ja tego nie chcę, bo wiem, że to mi złamie serce. Że może wrócić to, co przeżywałam tej jesieni i zimy. A nie chcę.
Odwróciła się teraz plecami do barierki i spojrzała Angie w oczy, zaciągając się dosyć obficie.
- Angie, jedziesz ze mną we wrześniu do Włoch? - zaproponowała, licząc na to, że poprawi jej to humor.
[No bo tak jęczałaś, to coś dodałam. Mam nadzieję, że pasuje :D]
Spojrzała na Angel, początkowo niespecjalnie przekonana, ale z każdym kolejnym słowem blondynki oblicze panienki Morel rozjaśniało się coraz bardziej i kiedy przyjaciółka potargała jej włosy, ta zaśmiała się wesoło. Niespecjalnie przejmowała się swoją fryzurą, ale w jakimś odruchowym geście, przeczesała swoje włosy i ugładziła, by przypadkiem nie straszyć gości kawiarni. Choć ze swoimi czerwonymi oczami i tak pewnie mogła to robić. Nie zamierzała jednak płakać, na pewno nie tu, nie teraz. Nie było już powodu do wylewania łez, Angel skutecznie ją o tym zapewniła.
- Mnie powinno pójść wszędzie, bo wszyscy zaczynają ostatnio marudzić i chcą mnie dokarmiać.- pokręciła z rozbawieniem głową, zupełnie nie pojmując tego fenomenu, który opanował wszystkie najbliższe jej osoby. Nigdy nie przepadała za jedzeniem, była rodzinnym niejadkiem, ale odżywiała się w miarę normalnie, w końcu żyła, a do tego skądś musiała czerpać energię.- Ale Ty to w ogóle dobrze wyglądasz. Nie narzekaj.- zaśmiała się jeszcze i pokazała Angel język. O, wszystko znów byli w porządku.
[Może coś nowego? :D]
[Nie lubię Taylor Momsen (nawet nie wiem czy dobrze napisałam jej nazwisko), ale podoba mi się karta postaci, fajna jest, po prostu :) Pomysły na wątek? Bo podejrzewam, że chęci są :)]
[Jestem z powrotem :P]
- Nie marudź. Nie lubię jak ktoś umiera w moim mieszkaniu, więc będę Cię pilnował. - Pogroził jej palcem. - A poza tym ja mam czas, więc spokojnie możesz przedstawić mi wersję rozszerzoną z dodatkami. - mrugnął do niej.
Delikatnie wziął dziewczynę na ręce i zaniósł do zajmowanego przez nią pokoju, po czym powoli położył ją na łóżku. - Masz być grzeczna i nie marudzić. - Stwierdził groźnie.
[Widzisz? Internet jest zdania, że masz tak dużo nie pisać, ponieważ ja muszę potem odpisywać :P]
[Nie licz, że będę pisał tak dużo... jestem zbyt leniwy :P]
Położył się obok niej i słuchał. Nie przerywał, nie przeszkadzał, nie komentował. Wielu ludzi popada w różnego rodzaju kłopoty, w życiu im się nie układa, jest ciężko. W porównaniu z tym życie Gasparda było sielanką. Może ktoś inny na jego miejscu miałby trudniej, ale chłopak był za leniwy i wygodny, żeby doprowadzić do skrajnej sytuacji. Co prawda rodzice się go wyparli, ale zawsze miał Kochaną Babcię i Amelie.
- Opowiadaj. - Odparł. - Jestem wytrzymały. - Mrugnął do niej i pogłaskał po włosach. Skoro wolała patrzeć w ścianę niż na rozmówcę, jej decyzja.
[zazdroszczę]
A więc narkomanka. Była? Kto wie? Podobno wyjść z tego można tylko sięgając dna, ponieważ szok po przejściach wzmacnia siłę woli dążącą do abstynencji narkotykowej.
Nachylił się do niej i pocałował w czoło. - Właśnie upewniłaś mnie, że powinienem Cię pilnować. - Uśmiechnął się do niej. - Jeśli sądzisz, że wyrzucę Cię za drzwi to jesteś w błędzie. - Pogłaskał ją po policzku. - Przejdziesz przez to i pójdziemy do przodu. Pomogę. - Zapewnił. - Myśl o przyszłości, a nie przeszłosci.
Właściwie dlaczego chciał jej pomóc? W końcu była obcą mu osobą! Ale była pierwszą obcą mu osobą, którą szczerze mógł nazwać przyjacielem. Kiedy... jeszcze we Francji było takich więcej, ale w Amsterdamie był tylko tym złej sławy Morelem... bratem niewinnej Amelie. Czyżby miał serce? Polubił Angel. Tak po prostu.
- Nic nie zrobiłem. - Zapewnił i przytulił ją delikatnie do siebie. - Jeśli chcesz opowiadaj dalej. Jestem wytrzymały.
[Tak :) To chyba najbardziej pasująca data do niego. Zawsze na wczorajszy, ale w końcu wszystko można rozpocząć na nowo :P I przerażasz mnie tymi esejami...]
Spojrzał na nią zdziwiony. Jak można mieć tak dziwne życie? I jak można to przeżyć.
- Hej... nie płacz mi tutaj. - Przetarł jej policzki. - No ja się na Twojego męża nie piszę. - Zapewnił. - Więc mi możesz opowiadać wedle swojej woli i chęci... bez martwienia się, że Cię odrzucę. - Dodał siląc się na pogodny ton. - Czy teraz jesteś bezpieczna? - Zapytał o to co go najbardziej interesowało.
[:P Zwyczajnie nie jestem w stanie sprostać Twoim... esejom :D Pisz ile chcesz :)]
Gaspard zastanawiał się przez dłuższą chwilę. - Tak... czyli masz męża- ducha i wszyscy Cię nienawidzą? - Zapytał w ramach podsumowania. Z trudem powstrzymał się przed dodaniem "Na prawdę?" albo "to żart". - I w związku z tym wszystkim nie wiesz co dalej robić ze swoim życiem, myślisz o wyjeździe i często zmieniasz miejsce zamieszkania? - Spojrzał w sufit. - Kocham moje proste życie. Zero kłopotów, jasne cele i żadnych pościgów. - Przeniósł wzrok na Angel i pstryknął ją w nos. - Jeszcze jakieś niespodzianki? - Zapytał na wszelki wpadek.
Pokiwał w zamyśleniu głową. - To może dobrze, że mieszkasz ze mną, a nie z Milą. Stanowię większą siłę niż ona w razie czego. - Zauważył. - Szczególnie, że Twoje życie to jakieś przygody Bonda albo Indiana Jonesa w spódnicy. - Skrzywił się lekko. - Czekam na szczęśliwe zakończenie. - Dodał i położył się wygodnie obok niej.
Cóż... jej wątpliwości były całkiem racjonalne, ale co poradzić na to, że Gaspard był przyczajony, że właściwie wolno mu o wiele więcej niż przeciętnemu człowiekowi? Że robi co mu się chce?
- Zwyczajnie nie lubię się nudzić, a ostatnio dopadała mnie rutyna. Nie mam nic pasjonującego do roboty, więc mogę pilnować Ciebie. Uwierz, że nawet ciągłe imprezowanie może stać się... monotonne. - Uśmiechnął się do niej. - A co do Amelie... To dobrze, że tu nie mieszka. I jeśli możesz... staraj się widywać z nią tylko w bezpiecznych miejscach, co? To moja siostra i nie chcę, żeby ktoś ją dręczył. - Powiedział całkiem poważnie. Miał ochotę w ogóle zabronić Angel kontaktów z jego małą siostrzyczką, ale nie wierzył, że Amelie by się na coś takiego zgodziła.
Przytulił ją. - I jeszcze jedno. Jeśli mnie zaraz stąd nie wykopiesz, to w końcu usnę u Ciebie, więc radzę Ci szybko wracać do formy. - Mrugnął do niej.
Skinął głową w odpowiedzi na prośbę by nie mówić nic Amelie. Gaspard również był zdania, że lepiej, aby siostra o niczym nie wiedziała i trzymała się z dala od kłopotów.
Pogłaskał ją po głowie. - Nie ma za co. - Uśmiechnął się łagodnie. - Jakbyś potrzebowała dobrego prawnika to zgłoś się do Amelie... zakręci się grzecznie koło ojca to załatwi. - Dodał zamykając oczy. Poczeka aż Angel zaśnie i dopiero wtedy sobie pójdzie. Nie wcześniej. - Taki zwierzak ma proste życie. - Westchnął.
Morel nie był pomocny type z urodzenia, ale nie lubił jak jego znajomym coś się nie układa, ponieważ byli wtedy mniej zabawni. Cóż... był tym typem, który kiedy pomagał widział w tym jakąś swoją korzyść. Teraz zaś nie chciał tracić dobrej współlokatorki.
Cisza... spokój... patrzył jak dziewczyna zasypia. Okrył ją szczelnie kołdrą i zgasił światło, po czym wyniósł się do siebie. Nie zamierzał z nią spać, uznając, że w ten sposób nie zdołałby się wyspać. Sprawdzi rano co z dziewczyną. Wszedł do siebie i padł twarzą w poduszkę. Zasnął od razu, jakby nie słuchał, żadnych strasznych historii życia. Co mógł poradzić na to, że świat uznawał za nierealny i nigdy nie martwił się zbyt długo?
Niby dobrze jest nie myśleć o problemach, ale niektórzy uważają to za oznakę nieczułości. Na szczęście Gaspard nie musiał się specjalnie przejmować takimi opiniami. W końcu kto miałby mieć do niego pretensje? Amelie? Miała znacznie więcej zupełnie innych powodów. Rodzice? I tak z nim nie rozmawiali. Znajomi? Przecież był świetnym towarzyszem do chlania. Więc kto? Nikt. Cisza i spokój.
Obudził się i rozejrzał. Wszystko było na swoim miejscu... no właśnie. Czyli w jego pokoju panował tradycyjny chaos. Powoli się podniósł i powlókł do łazienki. Wziął prysznic i ubrał się w cokolwiek. Jakiś T-Shirt i spodenki. Zaraz... co to wczoraj się działo? Aaa....Zapukał do pokoju Angel.
-Śpisz? - Zapytał cicho, żeby w razie czego jej nie obudzić.
Wszedł do środka i rozejrzał się. Oparł się o framugę. - To dobrze. - Stwierdził patrząc na zwierzaka. Jakoś się z Leo specjalnie nie polubili. Może to przez te robaki? Albo przez chodzenie u po głowie. - Mam nadzieję, że będziesz dziś odpoczywać. - Powiedział poważnie, jednocześnie obserwując dziewczynę. - Ja wychodzę koło południa, ale mam nadzieję, że szybko się z tym uwinę. Potrzebujesz czegoś ze sklepu?
Próbował wyciągnąć pomocną dłoń.
[Raczej nie pomogę... :P Jedyna osoba, jaką znam z autorów to Amelie, ale ona wyjechała, więc nie ma szans, żeby pojawiła się przez najbliższy tydzień]
- Nie zamierzam Cię pilnować, tylko się Tobą opiekować. - Powiedział poważnie. Podszedł do niej, ponieważ nie mógł patrzyć jak się męczy. Delikatnie objął dziewczynę i przytulił do siebie, a potem podniósł i usadził na łóżku. Zero przemęczania się i głupich pomysłów. - Mówił surowym głosem. - Masz być grzeczna, wypoczywać i nie jęczeć mi tu, że jestem zły i okropny.
- Wolę patrzeć i widzieć co się z Tobą dzieje niż iść gdzieś i zastanawiać się czy jeszcze żyjesz. - Stwierdził i pogładził ją po włosach. - Skoro nie możesz leków to w szpitalu raczej Ci nie pomogą? - Zauważył cicho. Westchnął i wstał. Po chwili przeszedł ze szklanką wody. - Napij się trochę. - Zaproponował.
Co mógł zrobić? Właściwie nic, ale odejście wydawało mu się absurdem graniczącym ze zwykłym draństwem. Nie chciał by była sama.
[A dziękuję bardzo. Ja się za to mile zaskoczyłam, bo zwykle wizerunek Momsen połączony jest z koślawymi kartami, a tu tak ładnie i przyjemnie. I rzeczywiście w sklepie mogłyby się spotkać. W sumie Ann można spotkać wszędzie. Tylko powiedz, że chcesz zacząć. Proszę?]
Praca w cyrku zapewniała to, co niegdyś osiemnastoletni, młodzieńczo-głupi umysł Ann uważał za priorytetowe. Możliwość spełnienia siebie oraz swoich pasji, kontakt z ludźmi, którzy nie tylko będą podziwiali jej pracę, lecz również potrafili dopatrzeć się niedociągnięć w technice, a później także posiadali czas, by wszelkie te mankamenty dopracować. Do tego dochodziło słodkie uczucie wolności, bez poczucia, iż jest się czyjąś własnością. Co prawda jakiś kontrakt z cyrkiem miała podpisany, oczywiście, jednak oddanie Annelie i ograniczony nacisk ze strony dyrekcji nie przeszkadzały w odczuciu bycia niezależnym. Dotychczas wszystko toczyło się dobrym torem, Szwedka uważała swoje życie za całkowicie odpowiednie. Przebywała we właściwych miejscach, zawsze o właściwym czasie i w sumie nic nie stało na przeszkodzie, aby stać się bezgranicznie szczęśliwym, szczególnie że nie tkwiła w żadnym z cyrkowych problemów. Ciemna strona, tak to nazywali. W końcu każdy akrobata, treser, połykacz ognia, klaun to po zakończeniu spektaklu normalny facet. Zwykły, przeciętny, tak samo jak oczywista jest ochota do poużywania, a namiot przecież kiedyś się wraz z trupą zwijał. Mało to razy Ann sprawdzając pocztę, widziała listy od nastolatek, które kilka miesięcy temu krążyły po wozach, a później brzuchate szukały ojców swoich dzieci. A cyrkowym chłopakom przecież wtedy było wszystko jedno. Zwłaszcza iż po występach alkohol lał się litrami.
Jednak Ann trzymała się z dala od wszelkich ciąży, niekiedy rozpraw i wcale nie żałowała bycia poza kręgiem wydarzeń. Tylko jeden problem doskwierał jej coraz częściej. Pieniądze. Bo może widok twarzy ucieszonych artystką na linach znaczy wiele, ale życie za najniższą średnią w większości odwiedzanych krajów może dopiec. Fakt faktem, nie głodowała, cyrk też tam jakieś posiłki zapewniał, ale jako kobieta od czasu do czasu miała ochotę chociażby ubrać się w coś droższego. Wypłata jej na to nie pozwalała. Właśnie przez to również nie kupowała płyt. Ściągała muzykę z Internetu, nie czując się z tym jakkolwiek źle. Robił to każdy, a i przemysł muzyczny ostatnimi czasami cenowo rósł coraz bardziej, lecz tym razem było inaczej. Ann zaoszczędziła co nieco, przez co mogła skierować się do dawno nie odwiedzanych sklepów muzycznych. Wszak trzymanie w dłoni oryginalnej płyty, to bądź nie bądź, dość wspaniałe uczucie. Dlatego miejsce zakupu musiało też być odpowiednie.
Amsterdam według Heidenstam należał do miast zdecydowanie pięknych. No i dostarczał dużo widzów, największą ilość w ostatnich miesiącach, dzięki czemu blondi miała więcej występów i tym samym więcej pieniędzy spływało akrobatce do kieszeni. Frekwencja była na tyle wysoka, iż dyrekcja zastanawiała się nad zmianą wędrownego życia. Przynajmniej dopóki ludzie by się nie znudzili.
Przechodziła uliczkami, szukając właściwego sklepu. Przecież miała kupić coś, co dla niej samej było niezwykłe. Wreszcie znalazła ten stosowny, jedyny, niewielki, z gitarami wiszącymi na ścianach, przypominającymi Ann o tym, iż zawsze chciała nauczyć się grać na instrumencie.
Na początku stała. Rzeczywiście zagubiona. Zbyt dużo płyt, nazw, zespołów, okładek, wszystkiego. Idąc tutaj spodziewała się czegoś łatwiejszego, toteż prawie z westchnieniem ulgi przyjęła obecność kobiety, należącej najwidoczniej do pracowników.
- Tak, tak proszę. – Uśmiechnęła się niepewnie. – Bo ja szukam płyty i się nieco zgubiłam. Chodzi mi o „My Head Is an Animal”, jeżeli jest.
[Pewnie jak wejdziesz to znowu inne będą :D No, ale ja nic na to nie poradzę, Ty za rzadko jesteś, a mnie się szybko upodobania zmieniają xD
To co Angel wpadnie do Amelie?
Może chcesz łaskawie zacząć, czy mnie zostawiasz ten przywilej?]
[czy do wizerunku Maxa pasować będzie model Ash Stymest?]
[ Tak, będzie pasować :) ]
Dla Amelie szykował się miesiąc pełen wyzwań, niezwykle męczący, niesamowicie trudny, pod wieloma względami. Bo i czasu dla najbliższych było mniej, a w zasadzie, panienka Morel ograniczała się tylko do widywania Joshuy, a poza tym całe ranki, popołudnia i wieczory spędzała na szyciu i organizowaniu swojego przyszłego, pierwszego w życiu pokazu, który, nie ma co ukrywać, miał być fenomenalny, jedyny w swoim rodzaju; miał zaskoczyć i oczarować wszystkich. A jak wiadomo, nie było to rzeczą łatwą, na pewno nie współczesnych czasach.
Nie spodziewała się by ktoś miał ją dzisiaj odwiedzić, bo i niby dlaczego? Wszyscy wiedzieli, że jest zajęta i nie należy jej przeszkadzać, bo może zareagować impulsywnie i niezbyt miło. A chociaż wkurzona Amelka to widok niezwykle rzadki, to jednak wszyscy woleli się tego wystrzegać. Kiedy usłyszała pukanie do drzwi, w pierwszej chwili je zignorowała, nie chcąc przerywać pracy, czego szczerze nie znosiła. Raz oderwana od zajęcia, z trudem potrafiła do niego wrócić z zapałem. Skoro jednak osobnik nie miał zamiaru dać za wygraną, z niechęcią podniosła się z krzesła i otworzyła drzwi. Większej niespodzianki chyba mieć nie mogła.
- Angel? Ale...- jedynie na tyle była w stanie się zdobyć, kiedy w końcu dotarły do niej słowa blondynki, które potrzebowała przetrawić dobre kilka chwil.- Jak to pożegnać?- spojrzała na dziewczynę wystraszonym wzrokiem, marszcząc lekko brwi. Ręce jej opadły, a sama Amelka w jednej chwili wydała się niezwykle blada, krucha i słabiutka.
[A dzięki za komplement za zdjęcia, mnie też się podobają :D A poza tym to się tam kuruj i zdrowiej. W dodatku klasa maturalna to jeszcze nic takiego złego. Dobrze będzie :D]
[Ależ nie ma problemu, szkoła to także moja zmora :) I jestem za czymś nowym, bo tamto takie od zera, a ja za takimi wątkami zapoznawczymi nigdy nie przepadałam. Niech się znają, niech się lubią, niech plotą sobie warkocze i zamrażają razem staniki, jak na tych wszystkich hamerykańskich filmach.]
Nie musiała się tłumaczyć ze swojego postępowania, raz już Amelie dobitnie wyjaśniła wszystko, wystarczyło; zrozumiała. Nie miała zamiaru tym razem stroić scen, bez względu, czy wścibskie sąsiadki by patrzyły, czy też nie. To i tak nie miało sensu, a zmienić, raczej by nic nie zmieniły.
- Jasne, wchodź.- otworzyła szerzej drzwi, uśmiechając się jakoś tak niemrawo, blado, widać, że wymuszenie. Jak zwykle starała się choć sprawiać pozytywne wrażenie. Z większym, czy też mniejszym skutkiem.- Wybacz, że tak dziko wyglądam, ale jak już siadam do pracy, to pochłania mnie do reszty. Chcesz się czegoś napić?- spojrzała przelotnie na blondynkę, chyba obawiając się dłuższego kontaktu wzrokowego, bo jeszcze zachciałoby się jej rozpaczać, a to przecież było bezcelowe. Mogła za to być dobrą przyjaciółką, wysłuchać, ugościć i przedyskutować problem, choć tutaj raczej tylko stwierdzić fakt. Amelie nie sadziła bowiem, by jakkolwiek była w stanie zmienić decyzję Angel. Skoro ta chciała wyjeżdżać, nikt jej tutaj przecież siłą nie trzymał.-Mam nadzieję, że to w żaden sposób nie tyczy się mojego kochanego braciszka.- spojrzała na nią jeszcze podejrzliwie, po czym ruszyła do kuchni, by przygotować jakąś herbatę, czy też kawę. Tak, kofeina. Jej najbardziej teraz potrzebowała.
[Dasz radę, nie ma co się stresować :)]
Zapraszam na forum ogólnotematyczne z Pretty Little Liars w tle. Znajomość serialu nie jest konieczna. Zamierzasz dołączyć? Zaproś swoich znajomych wink https://gotsomesecrets.fora.pl/
Wrzesień, miasteczko Mystic Falls. Tak, to właśnie tę mieścinę zamieszkują mityczne stwory. Wśród niczego niepodejrzewających ludzi egzystują wampiry, wilkołaki, czarownice, a nawet hybrydy! Można też spotkać Pierwotnych, czyli najstarsze, najpotężniejsze wampiry. Nieważne, czy stworzysz mityczną postać, czy zwykłego człowieka, na pewno będziesz się świetnie bawił! Nie czekaj, dołącz już dziś!
http://mysticfallslife.blogspot.com/
[Pomijając fakt, że u Gasparda nic się nic działo, ponieważ nie miałem ochoty pisać, to ok :P
[Zyje, ale co to za życie ;P]
Gaspard wyszedł rano na uczelnię, potem zajrzał do biura, aby w końcu zajść do spożywczego i o godzinie pierwszej wracać z zakupami. Kupił trochę jedzenia, kilka piw i jakieś wino, żeby uzupełnić zapasy. Z drugiej strony dopadł go paskudny humor i wszystko go irytowało, przez co miał ochotę spożyć zakupione artykuły od razu.
Wszedł do mieszkania robiąc sporo hałasu, a potem wkroczył do kuchni i rzucił rzeczy na blat.
- O hej. - Przywitał się z Angel. Przez chwilę patrzył na dziewczynę. - Wyglądasz na nieco nieobecną. - Zauważył.
[Co w tym dziwnego? wcześniej też była Francuzką ;p powiązanie of course, ale strzel mi jakimś ;D]
[Tak, tak! Niech sobie "usprzątną" co niego ;D Zaczniesz? *.*]
[Dzień dobry, dzień dobry :) Hm... Może są sąsiadkami i od czasu do czasu sobie pomagają? Albo sklepik muzyczny, w którym pracuje Angela sąsiaduje z księgarnią, gdzie dorabia Catina i panna Murillo może czasami wpadać do sklepu Angeli, aby przejrzeć płyty czy coś takiego :D]
Catina
[Miałyśmy, miałyśmy ^^ Tylko to chyba wtedy było, jak AC przycichało powoli i jakoś nam nie wyszło. No, ale wszystko przed nami.
A Angel nie chciałaby może powyginać się trochę na szarfach? W końcu wszystkiego w życiu trzeba spróbować. Założyłybyśmy, że A. przyszłaby do cyrku, podczas gdy druga A. by występowała i jakoś by się wtedy poznały, no a teraz jedna rozciągałaby drugą czy cuś.]
[boże, boże, pustka we łbie, pustka -.- może Ty masz jednak jakiś pomysł?]
[e, śledzenie dopada, Crystaldobrze wie, co on robi i jest na to za dumna :D ale jednak wpadłam na pomysł jakiś :D Angie będzie znała jako tako Kerkhoffów, więc jak zobaczy Dana czule żegnającego się z Crystal, będzie oburzona i podejdzie do mego dziecka wybadać sprawę. ar ju in? bo jak tak, to mogę zacząć nawet :D]
[W zasadzie to mnie obojętnie to się stało, że się poznały ;D ważne, że się znają ;D]
[nie interesuje się, ale do śledzenia pierwsza chętna :D]
[w ratowaniu sytuacji to on raczej slaby jest, biorac pod uwage ze jezdzi na wozku xD! ale na pokrecona sytuacje jestem jak najbardziej chetna!]
[no dobra, ale Ty zaczynasz :D]
To był - mimo wszystko - udany dzień. Trochę dziwny, ale udany. Była niewyspana, na jej nowej bluzce malowała się ogromna plama po kawie, ale teraz nikt jej nie widział; płaszcze zimowe to dobry wynalazek. Stukała obcasami bo zmarzniętym bruku, naszło ją na spacer, mimo zimna, rozmyślała o całym dniu. Poznała cenionego przez siebie pisarza i zdążyła go nieco zwymyślać, nagrała udany wywiad dla wiodącej stacji telewizyjnej w kraju, a przy okazji udało jej się nie powiedzieć wszystkim, że powieść jest bardzo autobiograficzna. Przynajmniej te fragmenty, kiedy wraca do swojej starej miłości, faceta, który ma żonę, dziecko i dom na wsi. Nie powiedziała nic, świat nadal ją kocha, nikt się nie domyśli. Świeciło słońce, kolejny powód do zadowolenia, w domu czekały na nią ciepłe kapcie, laptop, garnek spaghetti i plany na wieczór. Znowu miała się spotkać z Danem, znowu dane było im spędzić razem całą noc. W przeciwieństwie do jego żony - Crystal uwielbiała jego delegacje. Każda z nich oficjalnie trwała dzień krócej niż mówił o tym żonie Kerkhoff, a każdą dodatkową noc spędzał z brunetką. Oj, Crystal, jesteś suką, inaczej nie da się określić tego zachowania.
I jakby na potwierdzenie tego przemyślenia - atak z nieba chciał ją zabić. Cudem tylko się uchyliła, ale coś i tak walnęło ją w ramię, które tak cholernie zabolało. Przywarła przerażona do ściany, rozejrzała się dookoła, ale nad jej głową nie wisiały żadne bombowce. Zobaczyła tylko burzę białych włosów, które zaraz zniknęły za oknem, a potem próbowała dojść do siebie. Ale... Valerie wie! Chce ją teraz zabić! Oboże! Nie, nie, myśl racjonalnie dziewczyno! Nikt nie wie, nikt się nawet nie domyśli, a na pewno nie nikt tak naiwny jak Valerie... To tylko wypadek. Zobacz, to doniczka.
A jednak serce biło jej jak oszalałe. Masz babo placek!
[Koncert. Jakiś taki luźny, na powietrzu. Bran, podejrzewam, będzie lekko-mocno wstawiona. Hm? :D]
Na początku nieco irytował go fakt, że Angel w ogóle się nie odzywała. Później był tak zajęty swoimi sprawami, że zapomniał o dziewczynie. Czasami, gdy siedział sam w mieszkaniu to przypominał sobie o niej i wkurzał się, że nie ma od niej znaku życia. Przecież nie powinno go to w ogóle obchodzi. Była dorosła! Ale przywykł do opiekowania się nią przez ten krótki okres, kiedy mieszkali razem.
Tego dnia wrócił z pracy w całkiem dobrym nastroju i do tego wcześniej niż zwykle. Wykorzystał tę okazję do zrobienia zakupów. Planował przygotować sobie porządny obiad, ponieważ w ciągu ostatnich tygodni jadł głównie chińszczyznę, której miał już dość.
Nie zdążył się nawet przebrać z koszuli, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi. Nie spodziewał się gości, dlatego chwilę zwlekał ze sprawdzeniem, kto nachodzi go bez zapowiedzi. Wyjrzał przez wizjer, ale nikogo nie zobaczył. W pierwszej chwili pomyślał, że to pewnie jakieś dzieciaki, ale potem stwierdził, że to może jednak ktoś ze znajomych stroi sobie głupie żarty. Przekręcił zamek i otworzył drzwi.
Dopiero wtedy ujrzał blondwłosą osóbkę i przez chwilę stał, próbując skojarzyć, kim ona jest. W końcu wychrypiał głosem pełnym zdumienia.
- Angel? Czy może wersja podstawiona przez kosmitów? - Bez tej okropnej tapety wyglądała na prawdę ślicznie. Zawsze wolał ją w naturalniejszej formie.
Gaspard raczej nie był przyzwyczajony do tego, że ktoś nagle wisi mu na szyi. Jednak, ponieważ była to właśnie Angel, nie miał nic przeciwko temu. Delikatnie ją objął i przytulił do siebie, a potem chwycił mocno w pasie i wstawił do mieszkania, po czym zamknął za nią drzwi nadal trzymając ją w pasie jedną ręką.
Początkowo chciał zrobić jej wyrzut, ochrzanić za milczenie, ale jakoś nie potrafił. Uśmiechnął się tylko głupio.
Właściwie to nigdy nie obiecywała, że będzie się odzywać. Wręcz przeciwnie - ostrzegała, że dość często zdarza jej się znikać. Nie mógł jej winić za to, że jest sobą. Przecież wiedział.
Dorastanie to bolesny proces. Jemu też zajmował sporo czasu i właściwie nie czuł się jeszcze dorośle. Wzrósł mu tylko element odpowiadający za odpowiedzialność. Poza tym lubił nie głodować.
- Miło, że wpadłaś. - Powiedział w końcu. - Ale pewnie tylko mi się podlizujesz, ponieważ wiesz, dzięki tej swojej kobiecej intuicji, że dziś gotuję obiad. - Dodał wesoło i roztrzepał jej fryzurkę.
- Ładnie wyglądasz. - Mruknął pod nosem. W końcu to nie miał być komplement, prawda?
Kobieta spojrzała na szczątki donicy po raz kolejny, nie kryjąc swojego przerażenia. No bo gdyby dostała w głowę, nie ma co, pęknięcie czaszki gwarantowane. Ale żyła i jedyne co jej groziło to gigantyczny siniak na lewym ramieniu, za które teraz się złapała, bo gdy szok minął - odczuła okropny ból.
- Dzięki, wszystko w porządku - westchnęła i przeniosła teraz wzrok na dziewczynę, poznając natychmiast jasne włosy. A jednak nie żywiła do niej urazy. Już wystarczyło, że rano zwyklinała zarówno Lestera, jak i swoją agentkę. Za karę została prawie zabita, czas być miłym dla ludzi.
- Pani tu mieszka? - zapytała nadal trochę oszołomiona, czując jak zupełnie zaschło jej w ustach i naprawdę pragnęła napić się teraz chociaż szklanki wody. A ramię zaczęło pulsować naprawdę ostrym bólem, który malował się nieprzyjemnym grymasem na twarzy Niemki.
Nie zrobiła tego i trudno. Było minęło. Gaspard raczej też nie należał do osób, które się meldują przy każdym kroku.
- Wiedziałem. - Pokręcił głową. - Rozbieraj się i przychodź do kuchni. Zrobimy coś smacznego do jedzenia i wyspowiadasz mi się trochę. - Powiedział wesoło, patrząc jej w oczy. Nawet jemu było jakoś lżej na sercu widząc Angel w jednym kawałku.
Czy był po niej jakiś ślad? Wszystko co miała, zabrała. Chyba, że pusty pokój, w którym od jej wyprowadzki nikt nie mieszkał. Gaspard go nie potrzebował, a współlokatora nie znalazł. Stał zamknięty i mężczyzna po prostu o nim zapominał. Poza tym w mieszkaniu panował ten sam odwieczny bałagan, ponieważ Morel nie miał czasu na tak przyziemne sprawy, jak porządki.
- Cieszę się, że wpadłaś. - Powiedział całkiem szczerze i poszedł rozpakować zakupy.
[Jakiś pomysł na wątek? ;d]
[To możeeee.... pojęcia nie mam! Albo mam. Ona uchlewa się jeszcze, czy grzeczna już jest?]
Czuł się dziwnie, kiedy tak na niego patrzyła, ale nie skomentował tego. W końcu nie powinien marudzić, prawda? Sam z resztą zerkał na dziewczynę. Głupio było przyznać, ale w tej wersji Angel na prawdę mu się podobała. Oczywiście nie miał wobec niej żadnych niecnych zamiarów, ponieważ znali się zbyt długo, ale jak mógłby nie zwrócić uwagi na jej kobiecość?
Słuchał jej uważnie, jednocześnie szykując mięso. Angel podsunął ziemniaki do obrania. To miał być zwykły domowy obiad. Najnormalniejszy jaki się da, ponieważ właśnie na taki miał ochotę.
- Dobrze, że masz to już za sobą. Może się spotkacie, może nie. Różnie się w życiu układa. Wiem z doświadczenia. - Zauważył i uśmiechnął się do niej. - Przede wszystkim jesteś wolna i możesz wszystko sobie poukładać jak Ci się żywnie podoba. - Spojrzał na Angel, ponieważ właśnie skończył kroić pierś z kurczaka. Obsypał przyprawami i wrzucił na patelnię.
- Zostaniesz w Amsterdamie przez jakiś czas? - Zapytał.
[Oczywiście mi pasuje. Szczególnie kameleon :P]
Widział jak świetnie radzi sobie z ziemniakami i nie tnie samej siebie. - Zostajesz? Świetnie! Będę dzwonił po Ciebie za każdym razem, gdy przyjdzie co do obierania ziemniaków. - Zapewnił wesoło, patrząc jak obraca nożem. Podsunął jej drugą patelnię, żeby miała, gdzie zrzucać swoje "dzieło".
- Własne mieszkanie, sklep? Czyli to powrót pełną parą. To fajnie. Urządzisz się tutaj i utkniesz na wieki. - Zakończył nieco złośliwie, ale co mógł poradzić, że przywykł do myśli, iż Angel jest żuczkiem-wędrowniczkiem.
Pytanie, co tam u niego, jakoś nie ucieszyło Gasparda. Głównie dlatego, że komu jak komu, ale Angel nie mógł się wykpić banalną odpowiedzią, ponieważ byłoby to niesprawiedliwe.
- U mnie? Hmm... Zrobiłem sobie krótkie wakacje i wpadłem z odwiedzinami do Francji. Wiesz... starzy znajomi, odnawianie znajomości, imprezy. Nic specjalnego. - Wzruszył ramionami. W końcu to była prawda. Po to tam pojechał. Tylko zakończenie wycieczki wyglądało nieco mniej... spodziewanie.
Przemieszał mięso na patelni.
- Przy okazji sprawdziłem jak wygląda tam służba zdrowia. - Mówił dalej. - Pobyłem sobie tam kilka dni. Miałem wstrząśnienie mózgu. Nic poważnego. - Dodał od razu, żeby przypadkiem jej nie nastraszyć. - No... a potem jakoś tak czas szybko minął i trzeba było wracać do nauki i pracy...- Uśmiechnął się lekko. - A swoją drogą dowiedziałem się, że mam córeczkę...- Dodał na koniec, jakoś dziwnie mając nadzieję, że Angel go za to nie zabije. Niby dlaczego miałaby?
Chyba powinien sobie zapamiętać, że niektórych rzeczy nie należy mówić, kiedy rozmówca ma w ręku nóż. Na przykład dotyczy to informowania o potomkach... ciekawe, co jeszcze wpisuje się na tę listę.
Widząc, że się rozcięła, odłożył to, co akurat miał w ręku i sięgnął do jednej z szuflad.
- Włóż rękę pod zimną wodę i opłucz. - Powiedział stanowczo. Wyjął gazę i bandaż. Wziął nożyczki odciął odpowiedni kawałek i podszedł do niej. Przecież nie zabandażują jej całej ręki z powodu kciuka! - Daj. - Mruknął i bez zastanowienia ujął jej rękę w nadgarstku, rozkręcił wodę i porządnie opłukał zakrwawione miejsce. - Pierdułka. - Zauważył mimochodem. Nie wracał do tematu dziecka. Jeśli będzie chciała to sama zapyta. Po chwili założył jej opatrunek. - Nie wiedziałem, że nawet obieranie ziemniaków jest niebezpieczne. - Powiedział nieco złośliwie, ale uśmiechał się do dziewczyny. Nie był głupi, rozumiał dlaczego tak zareagowała, tylko odłożył tę sprawę na później. - Trochę poboli. - Dodał z miną lekarza.
Patologia - przemknęło jej przez myśl, jednak to bardziej ją rozbawiło, niż przeraziło.
- Tak, chętnie się czegoś napiję - przyznała i weszła za blondynką do klatki. Cóż, widząc swoje odbicie w lustrze w windzie nie zdziwiła się nawet, że cała Angie jest przerażona. Przecież Crystal wyglądała jakby była faktycznie krok od śmierci i zawału. Cała blada i drżąca. Omatko, jeszcze ta dziewczyna dostanie przez nią zawału!
- Jestem Crystal, miło mi poznać. Ja tylko napiję się wody i nie będę zawracać głowy - powiedziała i odetchnęła z ulgą, gdy winda się zatrzymała. Jakoś nie przepadała za nimi, serio. I tak, codziennie jeździła nimi przynajmniej dwa razy, bo mieszkała na jedenastym piętrze. Nie, typowe, totalnie.
Nie spodziewał się po Angel tak gwałtownej reakcji, a tu wyraźnie domagała się szczegółów. Spojrzał na nią uważnie. Wyglądała na nieco ogłuszoną i nie był pewien czy przez krew czy przez jego nowości.
- Ma trzy latka i ma na imię Gaia. - Odpowiedział całkiem spokojnie. Początkowo był przerażony. Na prawdę. I siał panikę, i wszystko go dręczyło, i nie wiedział, co dalej robić. Potem Tess sprowadziła go na ziemię. Skutecznie.
- Dowiedziałem się tego będąc w szpitalu. Okazało się, że znam pielęgniarkę... to była krótka i owocna, jak się okazuje, znajomość. - Mówił spokojnie. Kończył "operację" na palcu, ale jakoś się nie spieszył. Chyba wystarczyło mu, że czuje jej spojrzenie na sobie, nie chciał spotkania ich oczu. - Nie byłem jej jedynym... partnerem w tamtym okresie, więc nie widziała, który jest ojcem i nikogo nie poinformowała. Ponieważ napatoczyłem się jej pod... ręce to powiedziała, że istnieje możliwość, że jestem ojcem Gai. Zrobiliśmy testy, które to potwierdziły. Gotowe. - Zerknął na Angel i odwrócił się przemieszać mięso, aby ich obiad nie poszedł z dymem.
Tym razem to on spojrzał na nią nieco zaskoczony. Cóż... jego sytuacja była w gruncie rzeczy prosta. Szczególnie, że Tess zależało na spokoju i o dziwo się z nią zgadzał. Po co robić niepotrzebne zamieszanie i stresować dziecko? Ale ciąża? To zupełnie inna sprawa.
- Jesteś... w ciąży? - Zapytał nieco niepewnie. Czyżby przerażało go to bardziej niż sama perspektywa posiadania dziecka? A może Gaspard zwyczajnie wykazywał jakąś patologię?
- Z nim? - Teraz to on patrzył na nią uważnie. To na prawdę był problem. Skoro tyle problemów robił jej z rozwodem, to co z prawem do opieki?
Morelowi przemknęło przez myśl, że jego życie zawsze jest proste. Wręcz czarno-białe. Zawsze to inni mają kłopoty.
I miej tu człowieku dzień wolny i wyjdź na spacer po okolicy. I bądź miły dla ludzi i nie przejmuj się tym, że większość wytyka cię palcami i to nie dlatego że jeździsz na wózku, po prostu robisz zsiebie debila Alexandrze. Czas zacząć zachowywać się normalnie! Czas wydorośleć! W głowie wręcz słyszał piskliwy głos sąsiadki, która krzyczała mu to w twarz przy każdm możliwym spotkaniu, Ojtam, rany boskie! Tylko raz przypadkiem w nią wjechał i spowodował, że była na językach całego osiedla przez dobre dwa tygodnie. Wielkie mi rzeczy! 'Spacerował'więc wesoło słuchając muzyki i kontemplując swoj eżycie, aż tu nagle TRACH, JEB, BUM! Kot wplątał się w koła jego zajebistego wózka. Ale jak on to zrobił? Alex pewnie zastanowiłby się nad tym faktem głębiej, gdyby nie to, że jakaś biedna dziewczyna klęczała przed nim i próbowała wyplątać sierciucha - No już, już.. Spokojnie... - próbował ją uspokoić choć na darmo. W niebogłosy klęła i na zmiane miło zwracała się do kociska - Czekaj chwile, zaraz coś wymyślimy...
Trochę niepewnie podszedł do niej i przytulił dziewczynę do siebie. Nawet nie wiedział, co powiedzieć. Jedyne co mu przyszło na myśl to, że oboje są beznadziejnymi niedoszłymi rodzicami.
- Nie masz mnie za co przepraszać. - Szepnął głaszcząc ją po włosach. Znowu miał kruchą Angel przy sobie. Mimo tego nie czuł się niezręcznie. Zwyczajnie się martwił. - I nie męcz siebie. Nie powiem, że dobrze zrobiłaś, ale nie warto się dręczyć. - Powiedział szczerze. Nie chciał mówić pocieszających kłamstw, w które i tak by nie uwierzyła.
- Zaczniesz wszystko od nowa. Całe życie. A pewnego dnia znajdziesz sobie porządnego faceta i będziesz wspaniałą matką. - Pocałował czule jej włosy. Wytarł jej łzę z policzka. - Nie jesteś sama. Masz przyjaciół, którzy Ci zawsze pomogą, więc będzie dobrze. - Spróbował się uśmiechnąć.
Miał córkę to fakt, ale jaki z niego ojciec? Z resztą nie zamierzał wpychać się na siłę w życie Tess, byli na to zbyt rozsądni i wiedzieli, że takie postępowanie nie niosłoby ze sobą niczego dobrego ani dla nich, ani dla Gai. Oczywiście nie zamierzał się odcinać od sprawy. Chciał pomóc finansowo wedle swoich skromnych możliwości, planował odwiedzać je co pewien czas i kazał dzwonić Tessie w razie problemów. W ten sposób, gdyby cały schemat się udał, stałby się raczej przyjacielem rodziny niż ojcem. Ale czy w ogóle mu się uda?
- Naprawdę nie masz za co dziękować. - Zapewnił. - Widocznie włącza mi się syndrom starszego brata odkąd nie muszę niańczyć Amelie. - Odpowiedział i uśmiechnął się do niej przyjaźnie. - Ale, jeśli naprawdę jesteś mi wdzięczna, to koniec ze smutnymi minkami. - Powiedział poważnie. - Było, minęło, nie ma. Od dziś masz się cieszyć nowym życiem. - Pogroził jej palcem i wreszcie puścił ją.
Podszedł do kuchenki, przemieszał wszystko. Obrane ziemniaki pokroił i po chwili smażyły się na drugiej patelni.
- Wiesz... może byśmy gdzieś wyszli? - Zaproponował. - Pobawić się. Jakieś kino? Salon gier? Tak po szczeniacku? - Zerknął na dziewczynę, oczekując jakieś reakcji z jej strony.
Chyba wychodzenie jest domenom par, a oni byli typowym przykładem pokręconych przyjaciół. Jakoś nigdy nie potrzebowali wychodzić z bezpiecznych czterech ścian. Wszystko się jednak zmienia więc może warto wykorzystać literacki topos wyjścia jako początku przemian?
Spojrzał na nią z ukosa.
- Wierz mi... byłem przerażony... i to było dziwne. - Przyznał nieco niechętnie. - I chyba nie czuję się jak ojciec. Serio. Jak mieć dziecko i być ojcem było dwoma zupełnie różnymi sprawami. - Przewrócił ziemniaki na patelni.
To dobrze, że mniej pijesz. - Przyznał. - Ja też, ale głównie dlatego, że pracuję, a jakoś nie lubią tam ludzi na kacu. - Mrugnął do niej.
- I jakby co nie mówiłem nic Amelie. Chyba nie chcę słyszeć tego: "wiedziałam, że to się tak kiedyś skończy". - Sięgnął po pomidory.
Roześmiał się. - Jak mógłbym Ci odmówić? - Zapytał wesoło. - Wyjmij talerze, za chwilę powinno być gotowe. - Polecił. Chyba nie musiał mówić jej, gdzie co jest. Wierzył, że sobie poradzi.
Doskonale rozumiał, dlaczego nie opowiadała siostrom o swojej sytuacji. Sam z resztą zachowywał się podobnie. Miał wrażenie, że spotkało się dwoje ludzi, którzy zrobili w życiu jakąś głupotę i teraz się z tego wyplątują. Przy czym jego sytuacja nigdy wcześniej go nie dręczyła. Właściwie spada na niego nagle i niespodziewanie w postaci małej uroczej dziewczynki. Nie ukrywał, że to dziecko na prawdę jakoś na niego wpłynęło. A jednocześnie zadało najgorsze pytanie świata: kto to? Wtedy zaczął żałować, że trzyletnie dzieci zaczynają mówić.
Koniec! Nie można tak użalać się nad sobą!
- Co do sklepu. To gdzie go otwierasz? Będę mógł wpaść w odwiedziny? - Zapytał wesoło.
Crystal usiadła i rozwinęła szalik, składając go na swoich ramionach, a potem odchyliła sweter i bluzkę, spoglądając na swoje ramię. Na szczęście było tylko zaczerwienione. Bardzo zaczerwienione. Ale nie odpadało, więc było dobrze.
Podniosła głowę, słysząc głos staruszki. Uśmiechnęła się do niej nadzwyczaj miło i przedstawiła się ze skinieniem głowy:
- Crystal, bardzo mi miło.
Dziwnie było siedzieć w czyimś mieszkaniu i rozmawiać z czyjąś babcią, czy kto to tam był, ale na szczęście zaraz wróciła Angel ze szklanką wody, którą brunetka opróżniła prawie natychmiast. Czuła się już o wiele lepiej.
- Bardzo ładne mieszkanie. Wprowadziłaś się dopiero? - zapytała, wskazując wzrokiem pudła pod ścianą.
[jezu, nie zabijaj mnie, że na taką powieść odpisałam kilkoma zdaniami :P]
[woooow... niezły esej :P wybacz, ale ja nie mam tyle zapału, szczególnie dzisiaj...]
Gaspard właśnie skończył przygotowywać obiad. Pokroił pomidora i rozłożył, wrzucił usmażone ziemniaki i mięso na salaterki, wyciągnął sok (SOK!) z szafki. Nie żeby nie miał niczego mocniejszego, schowanego na później. Zwyczajnie sądził, że upili by się na smutno.
- W żaden sposób nie możesz się jej pozbyć? - Zapytał nieco zmartwiony, widząc wściekłość Angel. - Ona nie ma kluczy, tak? To zostań tu na noc. - Zaproponował. - Prześpi się na klatce to może nie będzie chciała więcej u Ciebie mieszkać. - Poradził nieco bezdusznie. Nie mógł jedynak współczuć kobiecie, która ma takie pomysły. Z resztą pamiętał jak kiedyś dla przykrywki całowali się w parku, żeby kobieta ich minęła bez marudzenia.
[Nigdy więcej egzaminów w sobotę. Nie dość, że człowiek się zmęczy to jeszcze ma stracony cały weekend.]
Przez chwilę stał zastanawiając się nad odpowiedzią. Po czym usiadł wreszcie na swoim miejscu i zaczął nakładać ziemniaki na talerz. - Na którym piętrze mieszkasz? - Zapytał. To podstawowa informacja. W końcu jeżeli niżej niż czwarte to zawsze można spróbować się wspiąć po balkonie czy jakiś wypustkach.
- A poza tym możesz wezwać policję. Zgłosić nękanie, próbę włamania? - Zerknął na Angel.
[Właśnie... Jak mi się nie chce jutro iść na zajęcia. Studia... mówili, że będzie lekko, nauka tylko do sesji... zapomnieli wspomnieć o tym ćwiczeniowcom...]
- Zawsze mogę iść z Tobą jako bodyguard. Jeśli się nie rozpakowała, wystawię jej rzeczy na zewnątrz i podziękuje za miłe spotkanie. - Powiedział całkiem poważnie. Nie chciał robić problemów, żeby przypadkiem nie wniosła oskarżenia, ale niezmiernie... drażniły go osoby, które nie wiedziały, gdzie ich miejsce.
- Ewentualnie mogę załatwić Ci psa na kilka dni. - Uśmiechnął się przyjaźnie znad talerza.
[Wszystko zależy od kierunku... nie mam sesji - zasuw jest cały czas.]
Pokręcił rozbawiony głowa. - Jeśli pytasz mnie o zdanie, to nie mam nic przeciwko. Chyba poradziłbym sobie z rolą kochanka. - Mrugnął do niej. - Można powiedzieć, że mam pewne doświadczenie. - Dodał. I mięsko do buzi... am. Po chwili zerknął na dziewczynę. - Całujesz też nie najgorzej więc jeśli pomoże Ci to uwolnić się od ciotki to jestem skłonny poświęcić się sprawie. - Zakończył żartobliwie. - A tymczasem czekał na inne propozycje. - Dodał. - Opcja włamania się na trzecie piętro odsyłam do rozpatrzenia. - Kolejny kęs. Nawet nie najgorzej mu to wyszło.
Nie komentował samej osoby "pani ciotki". Wolał nie psuć sobie humoru.
[Przyznam, że ja też... Też masz dwa tygodnie wolne?]
Widział jak dziewczyna się denerwuje. Nie bardzo wiedział jak jej pomóc. Nie był też najlepszym przykładem na dobre stosunki rodzinne, biorąc pod uwagę, że od dwóch lat nie wymienił z rodzicami ani słowa.
Kiedy jednak zerwała się z miejsca przerażona, bez namysłu wstał za nią. Sięgnął swój telefon i portfel, wrzucił do kieszeni, w myślach przeklinając się, że jeszcze nie udało mu się odłożyć na samochód, choć nawet założył oddzielne konto w tym celu.
- Idę z Tobą. - Odpowiedział. Chyba nie myślała, że puści ją samą? Jeśli na prawdę coś się stało, to sama sobie nie poradzi.
[Pierwsza tura ferii? Będziesz się lenić, kiedy ja będę zakuwał do zaliczeń przedmiotowych :P]
Wciągnął adidasy i kurtkę, po czym pobiegł za nią.
- Spokojnie. Na pewno nic się nie stało. Nie myślałaby o wyłączaniu telefonu. - Zauważył wyrównując krok z Angel. - Poza tym to jej wina, że się rzuca zamiast grzecznie siedzieć na tyłku w swojej dziurze. - Zauważył. Chyba nie potrafił uspokajać. - A już na pewno nie ma w tym żadnej twojej winy. - Zakończył i chwycił ją za rękę, żeby spojrzała na niego. - Uspokój się, dobrze? - Poradził. Puścił ją i pstryknął w nos. - Daleko jeszcze?
[No to cudaśnie, bo mam super pomysł, czyli - uchla się dzieciątko, film się urwie i nagle zaśnie na ławce w parku czy gdzieś tam i Cohen będzie przechodził. I tak jakby się zlituje/wzruszy/whatever i zabierze ją do domu, co by jej tam nie zgwałcili w tym parku. Co ty na to? :D
I jeśli odpowiada, mogłabyś już tak w sumie zacząć jak się budzi biedna z kacem i w ogóle nie wie, gdzie się znajduje, o.]
[Spoko. Samo zdanie matury nie jest problemem. Serio. Gorzej, gdy potrzebujesz konkretnych wyników, ale jak się przyłożysz to bez stresu. Serio. Tak jak piszę te kolokwia teraz to matura przy tym to zabawa.]
Właśnie. Popcorn pasowałby idealnie. Gaspard stał przez dłuższą chwilę w szoku. Widząc jednak, że Angel ledwo stoi przytrzymał ją za ramię. - Spokojnie. - Szepnął do niej. Podszedł następnie do ciotki dziewczyny. - Nie mam pojęcia, czego pani oczekuje od Angel, ale radzę stąd odejść nim zadzwonię po policję. Angel jest prawnym właścicielem tego mieszkania i to jej nazwisko występuje na wszystkich dokumentach, a pani zachowanie podpada zarówno pod szantaż emocjonalny jak i napastowanie oraz próby przywłaszczenie mienia. Pomijam tu oczywiste wykroczenia natury etycznej. - Powiedział poważnie tonem, jaki setki razy słyszał w domu u rodziców - prawników. Następnie zwrócił się do sąsiadki.
- Przepraszamy za zakłócenie pani spokoju i oczywiste wprowadzenie pani w błąd przez tą kobietę. Miejmy nadzieję, że to się więcej nie powtórzy. - Uśmiechnął się uprzejmie, choć jego oczy pozostały poważne, wzrok wręcz groźny. Nie wykonał jednak żadnego zbędnego ruchu. Lata praktyki.
W końcu spojrzał na Angel.
Crystal, owszem, zdawała sobie sprawę z tego, że jej książki były dosyć popularne, a także z tego, że czytały je głównie kobiety w średnim i starszym wieku, czasami młodsze. Ale, poważnie, z taką reakcją nie miała się jeszcze okazji spotkać. W sensie, mało kto ją rozpoznawał. Babinka musiała być doprawdy wierną fanką.
Uśmiechnęła się jednak ciepło, jak zawsze, gdy rozmawiała z czytelnikami i już całkiem rozluźniona powiedziała:
-Jeśli tylko pani sobie życzy, to mogli się pobrać. No, ale jak już jest pani taka ciekawa, to ja też nie byłam za tym, żeby żyli długo i szczęśliwie, za bardzo się różnili. I zgadzam się z panią zupełnie, bo kto by chciał takiego przeciętniaka za męża? - zaśmiała się, a słysząc propozycję o autografie, na jej twarz wstąpił jeszcze szerszy uśmiech.
- Na książce chętnie się podpiszę - mruknęła z rozbawieniem i zerknęła w stronę wyraźnie zażenowanej blondynki. Nie, to było doprawdy całkiem zabawne zdarzenie.
[Nas też próbne przerażały.... i wyniki były przerażające. A sama matura poszła nie najgorzej.Wszyscy ze znajomych, którzy w ogóle składali papiery, na studia się dostali. Bez paniki. Spokój i wszystko się wymyśli.]
Był wdzięczny, że chociaż sąsiadka sobie poszła. Nie potrzebowali wielkiego zamieszania. Podszedł do Angel, nie specjalnie przejmując się kobietą. Widział jedynie przyjaciółkę w potrzebie.
- Hej... Skarbie. - Objął ją. - Nie przejmuj się wariatką. Może zamiast na policję zadzwonimy na pogotowie? - Zaproponował spokojnie. Niech sobie kobieta posłucha. Pomógł Angel wejść po schodach. Następnie wyjął telefon. Wykręcił numer na policję.
- Dzień dobry. Gaspard Morel. Chciałbym zgłosić napastowanie. Tak. - Spojrzał na kobietę i nie dał Angel sobie przerwać. Co z tego, że dziewczyna mu zabroniła dzwonić? Załatwić to raz i porządnie. Przyjmie na siebie wszelkie konsekwencje, nawet jeśli to będzie wściekłość przyjaciółki.
[Dasz radę. :)]
Taki obrót sprawy zszokował i Gasparda. Musiał jednak zająć się pilniejszą sprawą. Odszedł od Angel. - Tak. Moją znajomą nachodzi pewna kobieta. W tej chwili uciekła, ale sytuacja się powtarza. Dodatkowo niepokoi sąsiadów. Tak. Tak. Oczywiście już podaję. - Otworzył drzwi, żeby sprawdzić numer mieszkania. Podał adres. - Jakby patrol mógł mieć sprawę na oku, to był bym wdzięczny. Kobieta wygląda na około... - Dalej przestawił rysopis ciotki. Jeszcze kilka formalności i rozłączył się. Miał nadzieję, że dziewczyna go nie zabije.
[Na serio luzik.]
- Nie zabije. - Zapewnił. Klęknął obok niej. - W końcu to nie ty zadzwoniłaś, tylko ja. Masz na kogo zwalić. - Stwierdził pocieszająco. - I nie mam wyrzutów sumienia. Dlaczego ta kobieta ma Cię dręczyć? Jest psychiczna! Powinni zawinąć ją w kaftan i odizolować od społeczeństwa. Nie udowodniono, że głupota nie jest zaraźliwa. - Gadatliwy Gaspard. Dziwne zjawisko. Patrzył na dziewczynę nieco zmartwiony jej stanem
[To w sumie fajna opcja :P]
- Nie ma żadnego znikania. - Pogroził jej palcem. - Mam Ci się oświadczyć czy co? Może wtedy Ci te głupoty wyjdą z głowy? - Powiedział poważnie i usiadł obok niej na podłodze. - Widziałem, że tam dalej masz krzesła, ale skoro twierdzisz, że tutaj będzie nam wygodniej to spoko. - Oparł się o ścianę obok niej. - Nie możesz się przejmować opinią jakieś babsztyla. To Twoje życie i skoro masz je zacząć od nowa to od niej też powinnaś się uwolnić.
- Głupek. - Mruknął, jednocześnie w myślach pouczając samego siebie, że nie wolno dopuszczać do siebie możliwości, w której się do kogoś przywiązuje. Nie mógł jej tak po prostu zostawić. - A jak inaczej Cię pilnować, co? Nie jesteś okropna i sobie to wytatuuj na czole.... czy gdzieś tam. - Podniósł się i wziął dziewczynę na ręce. - Koniec mazania się, bo inaczej załaskoczę Cię na śmierć. Tylko nie mów, że nie masz łaskotek. - Powiedział groźnie. Stojąc z nią na rękach rozejrzał się.- I może podpowiesz mi, gdzie jest twoja sypialnia? - Zaproponował.
Parsknął cicho, niby rozdrażniony, ale odetchnął z ulgą, że przestała rozpaczać.
Poszedł we wskazanym kierunku.
- Wszyję ci czip pod skórę, kiedy będziesz spała i będę z domu monitorował wszystkie twoje zachowania. - Zagroził jej. Wszedł do sypialni dziewczyny i położył ją na łóżku. - A skoro nie masz łaskotek to... - Zrobił groźną minę. - Nie mam pojęcia. - Westchnął z zrobił minę zbitego psa.
Spojrzał na nią jakby urwała się z wielkanocnej choinki. - Tak, tak, tak, głupku. Mam Ci to na piśmie poświadczyć? A niby dlaczego biegłem tutaj za Tobą i walczyłem z Twoją ciotką? Lubię mieć dziwne stworzonka w pobliżu, a Ty dostałaś się na listę tych dziwactw. - Odpowiedział, kręcąc ze zrezygnowaniem głową. - Zapamiętasz to sobie wreszcie? - Teraz to on spojrzał jej poważnie w oczy.
Gaspard raczej nie był człowiekiem, który łatwo się przywiązuje, ale nie lubił, kiedy ktoś obok niego ma kłopoty, ponieważ zaburza to jego normalne funkcjonowanie. Chyba właśnie w ten sposób przyzwyczaił się do Angel i zaczął o nią troszczyć.
Sam nie do końca rozumiał, jak mógł przywiązać się do tej wariatki. Ale jakoś tak nudno bez niej było, kiedy się wyprowadziła. Na prawdę się ucieszył z jej powrotu.
- Widocznie taka jest moja rola. Ktoś musi Cię ratować, a ja jestem pod ręką. Nie przejmuj się. - Odpowiedział. Trochę niechętnie spojrzał na kameleona. On i Leo nie mogli dojść do porozumienia.
Gaspard położył się na jej łóżku. Podążył za jej spojrzeniem. - Możesz grać. - Powiedział. - Chętnie posłucham. - Uśmiechnął się lekko.
Podłożył sobie poduszkę pod głowę i patrzył jak dziewczyna gra. Nie pierwszy raz oglądał Angel w tym stanie, ale zawsze wydawała mu się zupełnie inną osobą. Najpierw patrzył na jej palce, które spokojnie i pewnie zmieniały położenie poruszając kolejne struny, następnie zaś jego wzrok spoczął na skupionej twarzy dziewczyny. Uśmiechnął się mimowolnie. Widział jak się uspokoiła i odpłynęła z tego świata. To chyba lepiej na nią działało niż przelane promile. Może i dobrze?
Nie przerywał. Dlaczego miałby. Słuchał jej gry, potem też głosu. To całkiem przyjemne leżeć i słuchać, kiedy świat nie ma znaczenia, ponieważ zabrakło go w myślach grającej.
[dobranoc :)]
Może te ucieczki były krótkie, ale czy da się żyć ciągle mocno stąpając po ziemi? Każdy ma swój sposób na chwilę oderwania, schowania się wśród chmur, a Angel robiła to właśnie tak. Lepiej drogi chyba nie mogła obrać.
Uśmiechnął się do niej. - Szkoda, że tego nie da się jakoś uwiecznić, służko Apollina. - Powiedział żartobliwie i łagodnie zarazem, jakby nie chciał zakłócić tego spokoju, który zapanował dzięki jej grze.
[To zaczniemy coś czy nie? :D Kto w ogóle ma zacząć?]
- Christie, tak? - zapytała dla pewności, a gdy staruszka kiwnęła głową, Crystal napisała dedykację na pierwszej stronie swojej powieści, na szczęście, nie na cyckach. Jak miło.
- King jest niezły, ale ja ogromną miłością darzę Ernesta Hemingweya - i trochę z innej paki, Terrego Pratchetta, zacni panowie - powiedziała i podniosła się w końcu z fotela, by nie siedzieć dłużej biednym ludziom na głowie, ale cóż, akurat gdy się podniosła, tak cholernie zakręciło jej się w głowie, a ból w ramieniu znów zaczął nieprzyjemnie pulsować, więc opadła na fotel, blednąc nieco na twarzy, która przecież dopiero co odzyskała swoje naturalne kolory.
- To chyba wynik szoku, przepraszam - mruknęła, łapiąc się za bolące ramię. Świetne zwieńczenie dnia, serio.
Czy w takim wypadku to życie, czy jedynie istnienie? Poza tym do niczego dobrego nie prowadzi. Odnalezienie siebie w jakiejś dziedzinie znacznie ułatwia egzystencję.
- Wolę wersję na żywo. - Odpowiedział. - Nagrania by tego nie oddały. - Uśmiechnął się do niej. Potem jednak znowu zaczęła się zadręczać.
- Angel. Masz dużo przyjaciół, a przecież to forma miłości, czyli twoja teza jest już obalona. A do tego kogo lepiej słuchać? Rozsądnego, przyszłego architekta, czyli mnie czy jakiejś staruchy? - Popukał ją w czoło. - Nie waż mi się nawet myśleć o takich głupotach.
Jakby się nie mieścili na tym łóżku, Gaspard chętnie użyłby dziewczyny jako poduszki.
Prześlij komentarz