LISTA POSTÓW

wtorek, 25 grudnia 2012

Mówiłem, że to prawda? Kłamałem.

Simon Timothy Luft
radca prawny • menadżer/ sekretarz/agent • 30 lat

Drogi Boże. Piszę do Ciebie, ponieważ muszę Ci się do czegoś przyznać. Czasami zapominam o Twoim istnieniu. Nie wiem, czy to dobrze i czy tak należy. Właściwie nie jestem również pewien tego, czy mój ateizm nie przeważa nad restrykcyjnym wychowaniem chrześcijańskim, ani czy tłumaczenie, jakie Ci teraz przedstawiam, coś dla mnie znaczy, niemniej jednak wiedz, że zapominam o Tobie tylko wtedy, gdy czytam dzieła młodych, utalentowanych pisarzy, lub gdy wgłębiam się w mój ranking gorących aktorek, którym piszę wspólny scenariusz, z rolą obsadzoną zawsze u mego boku. Chwilowo to oni stają się wtedy moim Bogiem. W gruncie rzeczy nie żałuję, ale mimo to - przepraszam.

- Simon Luft dla magazynu Love Hate Press (grudzień 2012) 

Chcesz prawdy? Ludzie przez większość życia gonią za białym, zapisanym w świadomości zbiorowej, króliczkiem - tak zwanym sukcesem, osiąganym rzadko i niejednokrotnie z czystego przypadku - który wydaje się im jedynym sposobem na osiągnięcie szczęścia. Widzą jego cień, czasem kawałek puchatej nóżki. Są pewni tego, że za chwilę go złapią i... nie łapią go wcale. Właśnie tak. Ta słodka złośliwość losu to ich jedyna rzeczywistość. Biegną za nim, by gdzieś przy końcu zdać sobie sprawę z tego, że mimo podstawowego założenia nigdy nie przyjdzie im wytargać go za długie, zaróżowione uszyska. Tak działa prawo grupy. Jeden na setkę osiąga szczęście. Jeden z tej setki, prowadzony przez świadomość zwycięstwa, zapomina o jego sensie. Ważne jest jednak to by nie pędzić za tym, co wspólne, czy wysyłane z modelu świadomości zbiorowej. Istotne jest budzenie świadomości indywidualnej. Bez tego można zapomnieć o pułapie szczęścia. Mylenie wyobrażenia zbiorowego ze strefą emocjonalną to błąd, o którym zapomina się nie łatwo i w nie krótkim czasie. Oddzielenie świata zewnętrznego od pola wewnętrznych przeżyć to jeszcze nie syndrom pełnego egoizmu, a jedynie zalążek nowego, lepszego światopoglądu. Własnego. 
Dystans, umyślnie trzymany do ludzi nieświadomych własnych możliwości, choć graniczący z chłodem emocjonalnym, nie ma w sobie nic, co mogłoby uczynić z człowieka kogoś gorszego, jedynie mniej przewidywalnego. Ten niby szary mieszkaniec-racjonalista, trzymający swoje racje blisko siebie, przedstawia sobą typ osoby niezłamanej żadnymi zasadami. Nie przejmuje się niesprawiedliwością bytu, frustrującym prawem, rządzącym światem lub, co gorsza, wymaganiami stawianymi przez społeczeństwo, w które wdrążył się niejeden nieśmiertelnik, nieświadom roli jaką przyszło mu odegrać - cudownego syna, fantastycznego przyjaciela, idealnego partnera na lata trwałego związku. Beznadziejnego protektora ludzkiej (nie)uczciwości. 
Indywidualista (w przeciwieństwie do pozostałych) wie, kim jest. Jest sobą. I to mu wystarcza. Nie chce być nikim więcej. Nie pragnie sławy, rozgłosu. Nie interesuje się modą, trendami (nawet jeśli często z dóbr luksusu korzysta). Nie wdrąża się w świat pełen przekupstwa i fałszu. Bo nade wszystko ceni sobie prawdę. I taki jest też Simon. Nie daje się wciągnąć w skomplikowane mechanizmy społeczne przy których zatraca się siebie. Nie przypomina w niczym pociąganej ze wszystkich stron za sznurki marionetki, prędzej sam odgrywa rolę wprawnego lalkarza, czym nigdy się nie chełpi. Trzeba bowiem wspomnieć, że jeśli już to robi, zwykle nie z chęci manipulowania innymi, a bardziej z wrodzonej umiejętności przyciągania do siebie ludzi, którzy pozostają przy nim najczęściej ze względu na jego świątynny spokój i opanowanie. Całe to zjawisko przeczy jego naturze samotnika, aczkolwiek nie wyklucza jej całkowicie - chodzi wśród nich, choć nie jest jednym z nich - tak najłatwiej wytłumaczyć osobliwość tejże relacji.
Ma w sobie sporą dawkę pokory, choć przyćmioną przez pewność siebie, typową dla siebie specyfikę działań oraz świeżość czasem niezrozumianych przez ogół społeczeństwa idei, będących podstawą jego niezachwianego światopoglądu. Ciągłe intuicyjne podkreślanie własnej indywidualności sprzyja budzeniu zainteresowania wśród płci pięknej, acz, również ku ich rozczarowaniu, Simon chowa się we własnej skorupie przekonań, w której to romanse i zauroczenia, jako wartość przodująca u niektórych, u niego plasują się ledwie na podpince listy. 
Nie jest świadomy własnej seksualności, bo i nigdy nie szukał zaspokojenia w tchnieniu miłości, mimo to budzi erotyczny głód zawsze wtedy, gdy spodziewa się tego najmniej. I nigdy nie odpowiada z równą zachłannością. Ponad doznania cielesne stawia sobie chwilowo spełnienie duchowe (także pracę), nie szukając go w rozmowie z drugim człowiekiem. Jako artystyczna dusza i promotor książek, znajduje je w przepływie myśli, przelewanych zgrabnie czarnym atramentem na białe karty recenzowanych dzieł. Nigdy drukiem, choć ostatecznie do niego sprowadzane przez wydawnictwo, w jakim pracuje. Zresztą temu poświęca się do reszty, w przerwach między tym znajdując jeszcze czas na stanowisko radcy prawnego w kancelarii kolegi. O, tak, niepoprawny z niego pracoholik, jeszcze gorszy mecenas przyjaźni, miłości, czy jakichkolwiek, długoterminowych obligacji. Jedynym wyjątkiem stanowi dla niego nie do końca sklasyfikowana więź z Lesterem, któremu, ku własnemu zdziwieniu, oddał się do reszty.

Do Adama: Przyznam szczerze, że nie lubię szukać zdjęć, więc jeśli znajdziesz inne fotografie, które bardziej odpowiadają Twoim wyobrażeniom Simona, zawsze możesz zwrócić się z prośbą o zmianę. Mi wizerunek jest obojętny.

Do wszystkich: Witam na blogu i mam nadzieję, że współpraca przy blogowaniu jakoś Nam się ułoży. ;) Zaznaczam, że nie preferuję pustych pytań o propozycję pisania. Jeżeli masz prawdziwą chęć na konwersację z Simonem to i znajdziesz w sobie na tyle kreatywności i zaangażowania, by zacząć wątek. W ramach konieczności mogę podrzucić pomysł na wspólną relacje, bądź okoliczności spotkania.

Na zdjęciach: Anthony Gastelier

175 komentarzy:

Lester pisze...

[Ależ miły prezent bożonarodzeniowy. Żyję, nie wymarłam i niezmiernie się cieszę.
Pomysłów na wątki z Luftem mam naprawdę niezliczone ilości, pytanie który z nich przypadnie Tobie do gustu. Może być tak, że Luft przyjdzie do mieszkania Adasia po dwutygodniowej nieobecności i zastanie go w naprawdę opłakanym stanie (dla przykładu zalanego w trupa czy też zaćpanego), albo Lester wpakuje się Simonowi do redakcyjnego biura, kiedy ten będzie w nim nocował, albo sam spędzi w nim noc bez większej przyczyny. Może też Lufta gdzieś najść, dla przykładu na siłowni czy w kancelarii, bo akurat upierdliwy to on umie być wybitnie. Która z opcji odpowiada Tobie najbardziej?]

Allegedly Loyal pisze...

[Witam się! Z chęcią rozpocznę wątek, ale byłabym niezmiernie wdzięczna za podrzucenie jakiegoś pomysłu na powiązanie, cobym jakiś punkt zaczepienia miała. :)]

Allegedly Loyal pisze...

To był jeden z tych dni, kiedy Marion czuła się zdecydowanie zbyt przytłoczona. Ale czym? Na ulicach nie było jeszcze zbyt wielu ludzi, większość z nich spędzała jeszcze ten świąteczny poranek w domu, z rodziną. Jej mieszkanie stało puste- brat na święta pojechał do rodziców, czego dziewczyna uniknęła, zarzekając się, że ma do napisania nawet nie rozpoczęty jeszcze scenariusz na zajęcia. Wyglądało więc na to, że przytłaczała ją cisza, i wszechobecna biel spowitego śniegiem Amsterdamu, dodatkowo rażącego w oczy poprzez odbijanie światła słonecznego. Nie wiedziała, co począć- wena zniknęła, z obrzydzeniem patrzyła na pułki zastawione filmami, spacer tylko pogłębiał jej stan. Skręciła więc w nieco mroczniej wyglądającą, wąską uliczkę i zlustrowała ją wzrokiem. Jej uwagę przykuła jedna z witryn- książki, stare i nowe, ułożone na kształt choinki i owinięte czerwonymi lampkami. Otwarte, na szczęście, więc ochoczo weszła do środka natychmiastowo znajdując ukojenie w ciemnym dość wnętrzu, wypełnionym bo brzegi książkami i ich cudownym zapachem. Przywitała się uprzejmie ze sprzedawczynią siedzącą z kubkiem kawy przy ladzie i weszła wgłąb pomieszczenia. Ominęła krzykliwe okładki nowych książek, bardziej interesowały ją te stare, jedyne w swoim rodzaju, aż krzyczące o uwagę. Sięgnęła po stare wydanie książki, o której nigdy nie słyszała, choć uwielbiała jej autora... choć najwyraźniej nie tylko ona. Ze zdziwieniem podniosła wzrok na mężczyznę, który niemal w tym samym momencie chwycił ten sam egzemplarz. Była przekonana o tym, że oprócz niej i zblazowanej sprzedawczyni nikogo tu nie było. -Ups- mruknęła, gratulując sobie w duchu za umiejętność tworzenia konfliktów zawsze i wszędzie.

[ Eh, chaotyczność w pisaniu mnie póki co nie opuszcza, wybacz. :)]

zgniły anioł pisze...

Ubezwłasnowolnienie każdego rodzaju Lestera trwoży, odstręcza i obrzydza. Jest to niesmak zupełnie nieuzasadniony, strach tak potężny, że przez to sam z siebie uwłacza mu wolności i jednocześnie czynnik zupełnie niezależny, nad którym nie jest w stanie zapanować. Niemniej za każdym razem gdy tylko pojawia się choć niewielkie widmo zagrożenie uciemiężeniem, Adam unika go całym sobą. Szarpie się i wyrywa, pomimo faktu, iż w większości przypadków już jest za późno, nie jest w stanie nic zrobić, uzależnienie zamyka go w szachu i ucieczka każdego rodzaju jest bezcelowa. Dokładnie tak samo dzieje się w kwestii Lufta. To rzecz zgoła absurdalna, zjawisko nie posiadające jakiejkolwiek racjonalnej przyczyny. A jednak za każdym razem, gdy Lester w świadomości traci przyjaciela z oczu, kiedy Simon informuje go, że wyjeżdża, Adam rozsypuje się w mgnieniu oka. Zupełnie jak gdyby sama obecność tamtego utrzymywała go w jedynym kawałku, w pozycji wyprostowanej. Pomagała oddychać.
Nic więc dziwnego, że dokładnie w chwili, gdy Simon rzekomo opuszcza Amsterdam, coby od pisarza odpocząć, ten barykaduje się w swoim mieszkaniu. I przez chwilę naprawdę jest w nim nikła wola walki z tą osobliwą niemocą. Stara się wziąć w garść. Utrzymuje zarówno siebie jak i kawalerkę w stosunkowej czystości, robi zakupy oraz pranie i nawet w wolnych chwilach zaczyna uczyć się japońskiego, coby zająć czymś konstruktywnym myśli. Jednak zbieg okoliczności sprawia, że po kilku dniach Lester niespodziewanie pęka. Pocztą przychodzi świąteczna paczka od matki, która od ponad dziesięciu lat wysyła ją doń niestrudzenie każdego roku, a ten w zamian odsyła ją z równym uporem. W następnej chwili kończą się papierosy, a on sam zupełnie przypadkiem kaleczy się niewytrzymującym wrzątku kubkiem. Zebrane razem, owe trzy czynniki niszczą go kompletnie, wprawiając w tygodniowy stan wegetacji. Dopiero po tym czasie, Adam dochodzi do wniosku, że należy powziąć jakieś sensowne kroki i w tymże celu ambitnie zakupuje flaszkę wódki oraz garść kokainy i... cóż, dalej już nie pamięta.
Dopiero dźwięk dzwonka do drzwi wreszcie wkrada się pod poły jego świadomości, cucąc go całkiem skutecznie. Chwilę zajmuje mu uzmysłowienie sobie, że leży w samych bokserkach na lodowatych kafelkach w kuchni, w dodatku z całkiem niedawno pociętymi udami. Stara się przypomnieć, kiedy się rozebrał i w jakim celu, jednak uświadomienie sobie tego okazuje się zbyt trudnym i przede wszystkim nadto wyczerpującym zadaniem. W zamian całym sobą skupia się na nieprzyjemnym chłodzie, który, jak ma wrażenie, bije zewsząd, coby przypadkiem znów gdzieś nie odpłynąć. Jednocześnie doskonale wie, że kilka metrów w bok, za drzwiami, stoi Luft. Słyszy, jak wkłada klucz w zamek i przekręca go, a jednak owa informacja jeszcze nie do końca do niego dociera.

zgniły anioł pisze...

- Luft - rzuca nad wyraz odkrywczo, spojrzeniem wyrwanym z całkiem innego świata nietrzeźwo lustrując twarz tamtego. Ciągle nie ma pewności, czy postać Simona nie jest przypadkiem jedynie jakąś zmorą, ale kiedy kilka wyjątkowo długich sekund nie zmienia jego zachowanie w owo bardziej charakterystyczne dla delirycznych omamów, wreszcie nabiera pewności. Tym samym podnosi się ciut nazbyt gwałtownie, czego efektem jest kompletnie zignorowany atak zawrotów głowy, by kolejno zarzucić ręce na kark kolegi. Następnie całuje go w szyję, mocno i krótko, jak czasami zwykł go witać, kolejno jedynie wtulając w nią twarz.
- Dobrze, że jesteś... ciepły. - Pierwotnie wypowiedziane przez Lestera zdanie miało brzmieć nieco inaczej, jednak temperatura ciała mężczyzny, tak przyjemnie różna od lodowatych płytek, zasnuwa jego umysł do tego stopnia, że Adam po prostu nie jest w stanie skupić się na czymkolwiek innym. Tym samym zupełnym zbiegiem okoliczności zgrabnie lekceważy groźbę tamtego.

zgniły anioł pisze...

Podniesienie się do pozycji stojącej na ten moment przyprawia Lestera o wrażenia podobne do jazdy kolejką górską. Reasumując: żołądek podchodzi mu do gardła. Paradoksalnie mimo swojego stanu Adam jest jak najbardziej świadomy faktu, że zwymiotowanie to dla niego w tym momencie rzecz iście mało prawdopodobna, bowiem naprawdę nie pamięta, kiedy i co jadł ostatnim razem.
Gdy tylko staje na nogi, właściwie odnosi wrażenie, jak gdyby wcale ich nie miał. W naturalnym odruchu cały ciężar ciała opiera na Simonie, jednocześnie wciąż kurczowo obejmując jego szyję. Nie, żeby tamten mógł to jakoś szczególnie odczuć. W końcu po ostatnich kilkunastu dniach w towarzystwie braku apetytu, Adam waży tyle co nic.
Jednocześnie w akcie ratunku przed kolejną możliwością utraty świadomości, Lester wtapia dłoń we włosy mężczyzny i pozornie bezcelowo zaczyna się nimi bawić. Wszystko tylko po to, by mieć na czym się skupić i pozostać w stanie bardzo względnej trzeźwości.

zgniły anioł pisze...

[Mam nadzieję, że to "jutro" to jednak dzisiaj, niemniej o bardziej ludzkiej godzinie. Tak czy inaczej - poczekam.]

zgniły anioł pisze...

Wcale nie podoba mu się to nagłe przemieszczenie i oderwanie dłoni od jego włosów. Marszczy brwi w komicznym geście niezadowolenia i omiata spojrzeniem jego przystojną twarz. Ze skupieniem analizuje każdy jej element, w tej jednej chwili nagle chcąc nie mieć mu nic do powiedzenia. Niestety obaj wiedzą, że ma.
- Wciągnąłem kilometr pierdolonej koki. - Nachyla się nad jego uchem, atakując je ciepłym oddechem, by kolejno trącić je pieszczotliwie nosem.
- Bialutkiej. Jak cholerny śnieg w Alpach. - Wyrzut w jego głosie? Może delikatny. Przede wszystkim jednak drwina. Zupełnie jak gdyby samym tonem głosu chciał mu powiedzieć, że nie wierzy, nigdy nie wierzył, we wszystkie te bajki o nagłych wakacjach i odpoczynku gdzieś w górach. Bo rzeczywiście nie wierzy, choć właściwie nie ma żadnego racjonalnego powodu. Po prostu czuje, że to zawsze jest kłamstwo. Z tą drobną różnicą, że na trzeźwo wmawia sobie, że wszystko to prawda i uparcie stara się w tą wyimaginowaną prawdę wierzyć.
- Ja jestem skończonym ćpunem, a Ty: skończonym dupkiem. Dobrany z Nas duet, co skarbie? - Wykręca nadgarstek z jego uścisku, kolejno splatając ich palce razem, i jednocześnie wciąż uśmiecha się, zupełnie jak gdyby drwiące słowa wcale nie padły chwilę temu z jego ust. Jest to uśmiech szczery i niewymuszony, bo ostatnimi czasy tak potrafi się uśmiechać jedynie pod wpływem.

zgniły anioł pisze...

Bez względu na to, czy przyczyną jest samo pytanie mężczyzny czy może ton, w jakim je zadaje, Adamowi wcale się ono nie podoba. Uśmiech schodzi mu z twarzy, zupełnie jak gdyby nigdy go na niej nie było, a dłoń nerwowo rozluźnia uścisk, by następnie znów zacisnąć się mocno na ręce przyjaciela.
- Masz papierosy? - pyta nagle zupełnie wypranym z euforii głosem, wreszcie puszczając jego dłoń i ociężale zabierając się za przeszukiwanie kieszeni płaszcza Simona, choć przecież doskonale wie, że tamten nie pali. Nie zdąża sprawdzić jednak wszystkich, gdy decyduje się po prostu zsunąć okrycie z jego ramion.
- Luft, papierosy są ważne - mówi karcącym tonem, zupełnie jak gdyby tamten dokonał jakiegoś poważnego zaniedbania. Następnie bez skrępowania przejeżdża dłońmi po udach przyjaciela, by kolejno wsunąć je w tylne kieszenie jego spodni. Bardzo sugestywnie, tym samym znów minimalizując przestrzeń między nimi.

zgniły anioł pisze...

- Pieprzę Twoje pięć minut. Chcę papierosy - mówi jakoś ospale, tonem bardziej rozkapryszonym niż u niejednego pięciolatka. Jednocześnie przenosi dłonie nieco ku górze, wsuwając je pod materiał ubrania mężczyzny. Czuje jak jego własne, lodowate opuszki palców wywołują na skórze przyjaciela gęsią skórkę, a jednak mimo to nie przestaje. Przesuwa je na jego plecy, wodząc po nich przez chwilę. Jego podbródek opada leniwie na ramię Lufta, a dłonie zaczynają pieścić zimnym dotykiem jego tors, a dalej brzuch. A to wszystko zupełnie bezcelowo. Właściwie trudno stwierdzić, czy sam Lester zna przeznaczenie tego dotyku. Niemniej z całą pewnością jest świadomy każdego swojego ruchu, bowiem w następnej chwili znów przelotnie i krótko całuje jego szyję i ledwo słyszalnym szeptem mówi:
- Jesteś piękny. - Właściwie można by to uznać za czcze gadanie, bo jego zamknięte oczy sprawiają wrażenie, jak gdyby spał. A jednak szczery uśmiech, który znów wkrada się na jego wargi sprawia, że owych słów nie można uznać za nic innego jak tylko świadomą ocenę.

[W takim razie całkiem dobrze Ci idzie.]

Unknown pisze...

[Witam :) Może masz ochotę na jakiś luźny wątek pomiędzy naszymi postaciami? Zastanawiałam się już nad jakimś powiązaniem- tak jest łatwiej, ale troszeczkę ugrzęzłam w tych moich poszukiwaniach mimo, że Twój bohater jest charakterystyczny :) Może drobna pomoc? :)]

zgniły anioł pisze...

Jeszcze przez chwile rozkoszuje się ciepłem spiętych mięśni przyjaciela, kiedy ten udaremnia mu owe poczynania. Wcale mu się to nie podoba, a jednak jest zbyt osowiały, by stanowczo wyrazić swój sprzeciw. Jedyne na co go stać, to otarcie się oszronionym zarostem policzkiem o szyję Lufta i ściślejsze przylgnięcie do jego torsu w komicznym pożądaniu jego ciepła.
- Byłoby zdecydowanie łatwiej, gdybyś w końcu przyznał, że sprawia Ci to przyjemność. Wreszcie mógłbym przestać - mruczy cicho i niespecjalnie sensownie, wtulając się w niego bez zbędnego skrępowania.

zgniły anioł pisze...

Właściwie nawet nie zauważyłby, że został przeniesiony do łóżka, gdyby nie fakt, że nagle przyjemnie ciepłe ciało Lufta opuszcza go. Resztkami wolnej woli jakie mu pozostały, otwiera oczy, omiatając sylwetkę przyjaciela.
- Chodź tutaj. Połóż się obok mnie, proszę - mówi pokornym tonem, chociaż oboje wiedzą, że na ten moment absolutnie nie jest przekonywujący, bowiem cała jego umiejętność perswazji i urok osobisty zostały pożarte przez narkotyk.
- Bo nie zasnę - grozi, choć właściwie jest to groźba bez pokrycia. Lester nie pamięta, kiedy ostatnim razem miał okazję porządnie się wyspać. Dodatkowo zdecydowany nadmiar narkotyku sprawia, że oczy właściwie same się zamykają. I w tym tkwi parszywe szczęście Lufta, bowiem w każdym innym wypadku po dawce kokainy byłby pobudzony seksualnie do tego stopnia, że nieprędko dałby mu spokój.

zgniły anioł pisze...

- Pieprz się, Simon - mówi do poduszki, sam nie do końca świadom faktu, że po raz pierwszy od kilku dobrych lat zwrócił się do przyjaciela jego rzeczywistym imieniem. Czuje, jak jego ciało staje się przyjemnie lekkie, a mięśnie ogarnia bezwład. Ostatnią myślą, która trafia do jego świadomości, jest ta, że rzeczywiście nie poradzi sobie z nieprzemożonym pragnieniem snu.
- Kiedyś Cię jeszcze przelecę, zobaczysz - mówi, jak gdyby to wszystko było takie łatwe i jak gdyby przez cały ten czas chodziło tylko o seks. Jednak znaczenia owych słów już nie rejestruje - zasypia dokładnie w chwili, w której kończy je wypowiadać.

Unknown pisze...

[dziękuję bardzo :)]

Mona szanowała każdą decyzję ojca. Był jej bohaterem, który potrafił odgonić złe chmury znad jej głowy, kapitanem statku, przecinającym niezbadane dotąd szlaki na burzliwych wodach- wzór do naśladowania, którego decyzję były niepodważalne. On wiedział najlepiej co jest dobre dla jego firmy, klientów i pracowników, w tym Mony, która przez swoje niedbalstwo została wykluczona z kilku ważnych projektów. Mimo wielkiego zapału, ciężkiej pracy nad sobą i kilku sesji terapeutycznych, pan Mayfair nie był przekonany, czy jego córka jest w stanie podjąć się kolejnemu wyzwaniu i nie zemdleć na posiedzeniu rady nadzorczej...
Na początku grudnia, kancelaria prawnicza Anthonego dostała poważne zlecenie od jednego z klientów, który nie chciał ujawniać swoich danych personalnych. Masa długów i oszustw finansowych w końcu wyszła na jaw i trzeba było się tym jak najszybciej zająć, inaczej bogaty klient mógł stracić nie tylko swój majątek, ale także wolność; Pan Mayfair skuszony wielką sumą pieniędzy, postanowił powołać odpowiednich ludzi by zajęli się tą sprawą, w tym utalentowanego, młodego pana Luft'a, o którym słyszał w samych superlatywach- ten jednak pomysł nie spodobał się młodej dziedziczce, która już od dawna spoglądała z nadzieją na to zlecenie. W końcu ona też była utalentowana, znała się na swojej pracy i nie potrzebowała kogoś takiego jak Simon... Kim on w ogóle jest?!- zadawała sobie to pytanie mijając go w ciemnym korytarzu.

-JUŻ?!- wparowała do gabinetu młodego mężczyzny, mimo, że już pięć minut temu usłyszała negatywną odpowiedź- Dostałeś te dokumenty dziś rano! Nie nadążasz? Przecież to proste- usiadła na skórzanej kanapie i z satysfakcją wypisaną na twarzy spoglądała na pracownika. Lubiła go denerwować, co wcale nie znaczyła, że darzyła mężczyznę jakimkolwiek, przyjaznym uczuciem- był rywalem, tryb eliminacji włączony.

[o tak mi to wyszło, mam nadzieje, że Ci odpowiada :)]

zgniły anioł pisze...

Śpi przez ponad dwanaście godzin, a jedyną przyczyną jego pobudki jest... kot. Zwierzę, w którego posiadaniu Adam zdecydowanie nie powinien być, zważając na kompletny brak odpowiedzialności z jego strony. A jednak koegzystują ze sobą całkiem dobrze. Bezimienny kociak zdaje się mieć na tyle rozumu (czy raczej instynktu samozachowawczego, którego jego właścicielowi zdecydowanie brak), że za każdym razem, kiedy czuje, że z Lesterem coś jest nie tak, usuwa się w bok, następnie jedynie wybudzając go, gdy ten śpi za długo po alkoholowym/narkotykowym upojeniu. Zwykł robić to przyjaznym liźnięciem w policzek, które przez te kilka miesięcy ich współlokatorstwa, wydawało się pisarzowi pieszczotą całkiem przyjemną. Aż do teraz. Szorstki język krótko przejeżdża po jego policzku, a Adam ma wrażenie, jak gdyby ktoś ścierał mu zeń skórę tarką do warzyw. Krzywi się nieznacznie w niemym wyrazie bólu i przewraca się na drugi bok. I oto odkrywa, że ból odczuwa niezmiennie na całym ciele. Przeciera dłonią powieki, starając się dokładnie przypomnieć sobie, co działo się ostatniej nocy, a jednak jedyne co pamięta, to fakt, że po cholernie dużej ilości narkotyku, którą wciągnął, dostał halucynacji, w skład których wchodziło wrażenie, jakoby schodziła z niego skóra, czemu towarzyszyło uporczywe swędzenie. I oto odkrywa przyczynę owego cielesnego bólu. W niemym akcie desperacji pozbył się ubrań, następnie obijając się chyba o wszystkie pierdolone meble w mieszkaniu, coby usunąć irytujące uczucie swędzenia. A dalej nic. Kompletna dziura w pamięci. Zupełnie jak gdyby sam wpakował się do łóżka i spał przez cały ten czas. Co naturalnie nie jest możliwe, ponieważ nie wyjaśnia tak dobrze mu znanego szczypania w okolicach ud, tak charakterystycznego dla ran po samookaleczeniu.
Właściwie wolałby pozostać w błogim stanie uśpienia, aniżeli uświadamiać sobie, że jednak jest kompletnym czubkiem.
- Pieprzony kot - warczy cicho, odpychając zwierzę, zupełnie jak gdyby to on był przyczyną tego wszystkiego.
[Kontynuujemy, skoro nie masz nic przeciwko.]

zgniły anioł pisze...

Luft. No tak. To sporo wyjaśnia. Podnosi się do siadu i już ma odparować, że zna zdecydowanie ciekawsze sposoby na okazanie swojej uprzejmości, a jednak uniemożliwia mu to taca, która ląduje na jego całkiem niedawno okaleczonych nogach, przy czym Adam ma wrażenie, jak gdyby ktoś rozciął mu je na nowo.
- Kurwa mać - wita kolegę, na powrót wciskając mu tacę w dłonie, oczywiście rozlewając przy tym trochę herbaty. W następnej kolejności odkrywa pościel, spojrzenie momentalnie skupiając na własnych udach. Cóż, sznyt jest całkiem sporo, a jednak są zdecydowanie zbyt płytkie, by powodować tak wielki ból. Najwyraźniej cholerna kokaina znów uwrażliwiła jego układ nerwowy.
- Pracujesz na dziesięć zmian i jeszcze Ci mało? Ile razy mam powtarzać, że nie musisz być moją pierdoloną gosposią? - Tak, to zdecydowanie nie jest dobry dzień. Zwłaszcza, że spojrzenie, którym obdarza Lufta przypomina raczej to psychopatycznego mordercy, aniżeli człowieka na narkotykowym kacu. W następnej kolejności Lester podrywa się z łóżka i opuszcza pomieszczenie, by za moment znów do niego wrócić, stwierdziwszy, że resztki herbaty w kubku jednak mogą się przydać, po czym jak huragan wpada do łazienki w poszukiwaniu tabletek przeciwbólowych, które, cóż za pech, ostatnim razem skończył.

zgniły anioł pisze...

Słysząc odpowiedź Simona, marszczy sceptycznie brwi, jednocześnie omiatając spojrzeniem swoje odbicie w łazienkowym lustrze. Świetnie. Nie dość, że czuje się co najmniej jak gdyby zgwałcił go jakiś cholerny TIR, to jeszcze dokładnie tak wygląda.
- Wielka strata - kwituje pierwszą część wypowiedzi przyjaciela, w lustrzanym odbiciu analizując swoje spojrzenie, a raczej to, co z niego zostało.
W następnej kolejności połyka kilka tabletek na uspokojenie. Z jednej strony, dlatego że na kokainowym kacu bywa agresywny i jakimś sposobem chociaż tego chciałby oszczędzić Luftowi, a z drugiej, ponieważ odczuwa nieprzemożoną chęć zlikwidowania bólu, nie ważne, czy tego fizycznego czy właśnie psychicznego. W końcu z jednym z nich da sobie radę zdecydowanie lepiej, aniżeli z dwoma.
Sięga po papierosy, które wczoraj nie wiedzieć czemu zostawił na podłodze w łazience i zapala jednego z nich, tym samym zastanawiając się, jakim sposobem zapamiętał ich położenie. Opiera się o framugę drzwi, z niemałą rozkoszą wciągając kłąb dymu do swoich płuc. Jednocześnie omiata spojrzeniem swoją kawalerkę, która po wizycie Lufta, jak zwykle zresztą, wreszcie bardziej przypomina mieszkanie, aniżeli dekadencką bohemę, bo do takiego stanu zwykle doprowadzał ją Lester. I szczerze Simona za to nienawidzi. Trzeba mieć całkiem niezły tupet, żeby najpierw doprowadzać go do stanu skrajnej marności, by następnie, jak przystało na dobrego przyjaciela, zbierać go z podłogi. I choć w owym stwierdzeniu obiektywizmu nie ma za grosz, fakty są takie, że czegokolwiek nie zrobiłby Luft, absolutnie zawsze mija się to z celem Lestera, jakim jest nic innego jak tylko kompletna autodestrukcja.
- Więc? - Wreszcie skupia spojrzenie na Lufcie, w najlepsze rozgoszczonemu w jego własnym łóżku.
- Jak było na wakacjach? - pyta swobodnie, następnie upijając długi łyk ciepłej herbaty.

zgniły anioł pisze...

Z pełną swobodą lustruje sylwetkę przyjaciele, co, patrząc z boku, może mu nadawać naprawdę sceptycznego wyrazu twarzy. W rzeczywistości jest to jednak spojrzenie krytyczne, niemal oceniające. Bowiem Luft wygląda bardziej na zmęczonego, aniżeli wypoczętego po owym urlopie, jak zresztą po każdym poprzednim. Mało tego, Adam ma wrażenie, że tamten trochę schudł, a gdyby pamiętał, że dotykając go wczoraj, czuł pod opuszkami palców całkiem wyraźnie zarysowane żebra, zapewne nabrałby w swoim podejrzeniu jedynie pewności. Niestety nie pamięta. Co wcale nie przeszkadza mu w snuciu dalszych przypuszczeń, które z kolei wywołują na jego twarzy całkiem wiarygodny uśmiech.
- Jeśli nie chcesz opowiadać o tym stadzie pięknych kobiet i przystojnych mężczyzn, które to nie pozwalało Tobie spać przez ostatnie dwa tygodnie, nie musisz. Niemniej wyglądasz okropnie. Prześpij się - sumuje całkiem swobodnie po kolejnym zaciągnięciu się nikotynowym dymem, wciąż z uwagą przyglądając się twarzy tamtego.
- I nie krzyw się tak, księżniczko, bo wcale nie dodaje Ci to uroku. Już otwieram okno - dodaje ciut prześmiewczo, już brnąc w kierunku okna rozpościerającego się ponad łóżkiem. Mijając Lufta nie omieszkuje przelotnie pogłaskać go opuszkami palców po policzku w geście całkiem pieszczotliwym. Może nawet czułym.

Unknown pisze...

-Słyszałam, że słowo "nie" jest pustą bańką, której nie da się przetworzyć bo zaraz pryska. Dlatego małe dzieci łamie zakazy rodziców a ja nie przestanę mówić...- dziewczyna usiadła na wygodnym krześle przy biurku, na którym brakowało jeszcze baby z dziadem. Stosy papierów, co raz zsuwały się na podłogę a teczki, leżał gdzieś na skraju blatu i próbował utrzymać równowagę co było nie lada wyzwaniem... Cóż, tylko geniusz zapanuję nad chaosem, więc dziewczyna postanowiła nie wtrącać się w rozkład pracy mężczyzny i zająć się czymś zupełnie innym. Mianowicie, nie tylko dręczył ją pracoholizm, na lewym ramieniu usiadł duszek z nerwicą i tylko szeptał do ucha, żeby zaczęła zbierać te drobne elementy, paprochy z biurka na ziemie...
-Wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze...- wychyliła się zza stosu papierów by zerknąć w dokumenty, które przeglądał Simon- to dopiero początek, a Ty jesteś gdzieś poza skalą daleko w tyle- pokręciła nosem, z pobłażliwym uśmiechem. Tym razem nie chciała być niegrzeczna, po prostu zwróciła uwagę na istotny szczegół, który Luft powinien mieć na uwadze- Więc będę łaskawa- wstała od biurka i stanęła za mężczyzną, chcąc w jakiś delikatny sposób zabrać mu jedną z początkowych teczek, aby poznać sprawę nieco bliżej- i pomogę...- jej mały duszek, świadczący o pracoholizmie już zacierał rączki z ekscytacji.

Unknown pisze...

-Ja w przedszkolu?- prychnęła odsuwając się od stanowiska pracy mężczyzny- Ślęczysz nad tymi papierami od rana a zrobiłeś całe G- mruknęła spoglądając na towarzysza, który najwidoczniej nie był fanem panny Mayfair.
Całe swoje nadzieje i marzenia Mona pokładała w firmie ojca, która rozwijała się dzięki takim ludziom jak ona- zaangażowanych po uszy w sprawy bogatych przedsiębiorców. To oni napędzali ten cały mechanizm, pozwalali prosperować maszynie do obróbki pieniędzy, dającej pożywienie, równowagę i spokojny sen. Simon, mimo wielu spraw na głowie, był kolejnym pionkiem, przede wszystkim PRACOWNIKIEM, który podlegał nie tylko Anthonemu, ale także Monie- prawej ręce szefa, mającej dopracować wszystkie najdrobniejsze szczegóły do kolejnej rozprawy karnej klienta. Jak śmiał jej uwłaczać wiekiem, mniejszym stopniem doświadczenia? Pracowała w kancelarii dłużej niż on, więc z szacunku, który powinien wynieść z domu rodzinnego, musiał się z nią liczyć
-Słuchaj Luft- przekręciła obracane krzesło, na którym siedział mężczyzna w swoją stronę, by w końcu ten zapracowany "robol" obdarzył ją krótkim spojrzeniem- Nie jesteś teraz w swoim biurze, nie czytasz wypocin podrzędnego pisarza, którego jedynym priorytetem jest kokaina i inne używki. Teraz grasz o życie mężczyzny, który ma rodzinę na utrzymaniu- mruknęła z posępną miną- Pracujesz w zespolę, tu nie jesteś jednostką, którą nagradza się poklaskiem i drobnym wynagrodzeniem. Ten facet- wskazała na plik pogniecionych kartek- ma dużo do stracenia i mimo swoich błędów chcę to teraz naprawić- bez ostrzeżenia sięgnęła w końcu po teczkę, którą Simon od niej odsunął.
-Idę po kawę- mruknęła w stronę chłopaka- Spędzisz ze mną jeszcze kilka godzin i chcąc nie chcąc musisz mieć trzeźwy umysł- wychylając się z zza drzwi rzuciła mu nieco wredny uśmieszek- a uwierz mi, że przebywając w Twoim towarzystwie przydałaby mi się co najmniej szklanka wódki...

Unknown pisze...

Nie przejmowała się naburmuszoną miną mężczyzny, nie interesowały ją niezręczna cisza, która unosiła się w powietrzu. Miała do wykonania pracę, jedyne szczęście jakie dawał jej ten świat to papierkowa robota z filiżanką kawy w tle.
Dla Mony nie każdy pisarzyna był artystą, mężczyzna na scenie aktorem, kobieta z potężnym głosem, śpiewaczką operową. Wszyscy wyżej wymienieni, mimo jakiegoś talentu, powinni pokazać światu, że potrafią brylować w swojej dziedzinie, są nie do zastąpienia i bez nich wszystko ległoby w gruzach. Jeżeli ktoś nie poświęca się sprawie bez reszty, to po co w ogóle próbuję? Nagły przebłysk geniuszu, jedna dobra rola, porządna historia spisana na kartach, utwór który wpada w ucho- i co dalej? Taki marny człowieczek tonie po uszy w pieniądzach, które przesłaniają mu serce- a one rozpada się na drobne kawałeczki, zostawiając nieprzyjemny posmak w naszej świadomości. Jeżeli tak zwany "artysta" po stworzeniu czegoś wartego uwagi, spada po równi pochyłej i sam nie chwyci się szczebelka, ręki, która chcę mu pomóc, to niech leci w dół, byle jak najszybciej. Człowiek bomba, w końcu zejdzie z tego świata, sam dąży do autodestrukcji, po co więc się nad nim litować niżeli skrócić mu cierpienie? Nie można przejść obok ludzkiej krzywdy, jednak gdy takowy obiekt tej pomocy nie chcę, odrzuca ją, czemu więc zawracać sobie nim głowę? Jest wiele innych spraw, istnień do ocalenia.
Nie ufała Simonowi, nie widziała w nim zaangażowania w sprawę, która mogła zakończyć się jedną wielką katastrofą. Siedząc za biurkiem przykrytym papierami, może nie dostrzegał tego, że Mona była nie tyle co upierdliwa- ona po prostu bała się, że przez niedopatrzenie nowego "pracownika", klient mógł stracić wolność a firma jej ojca podupadłaby na "zdrowiu". Z drugiej jednak strony pochopna ocena dziewczyny wytrącała mężczyznę z równowagi- dziedziczka nie miała pojęcia jak pracuję pan Luft, nie znała jego metod pracy, mogła tylko ogarnąć wzrokiem ten cały bajzel i powiedzieć...
-CHOLERA JASNA!- wyrwało się z ust dziewczyny, gdy filiżanka którą niosła dla mężczyzny zaczęła balansować na cienkiej granicy zniszczenia. Porcelanowe naczynie unosiło się i opadało a dziewczyna zastanawiała się tylko, czy lepiej wylać całą zawartość na siebie czy na tego trutnia, który tylko czekał aby przez jej błąd wyciągnąć nóż z komody. Swoisty taniec, który wykonała blondynka ocalił nie tylko głowę mężczyzny, ale i papierzyska leżące na biurku- nie oznaczało to jednak, że skóra panny Maifrai nie ucierpiała przez kilka kropel gorącego napoju. Co to dla niej! Z czerwonymi plamami na policzkach, już w milczeniu i bez zbędnych uwag, postawiła naczynie na biurku, a sama oddaliła się w przytulny kącik, między szafą a kanapą...

zgniły anioł pisze...

I owo wieczne dopatrywanie się w wypowiedziach Lestera dosłowności dziwnym sposobem jego samego bawi najbardziej. Głównie przez wzgląd na to, że tym oto sposobem Luft wciąż pozostaje jego ulubionym obiektem niewinnych drwin i sprośnych żartów. I właśnie przez wzgląd na to, odpowiedź Simona wywołuje na jego twarzy jeszcze szerszy uśmiech. Nie bawi się jednak w dalsze komentarze, zabierając się za podstawowe czynności, które zwykł wykonywać po powrocie do żywych, tym samym odsuwając się od parapetu - nawet dla takiego masochisty jak on, paradowanie w zimie w samej bieliźnie na wprost otwartego okna jest rzeczą mało przyjemną. Dalej, wciąż nieskrępowany własnym negliżem, gasi papierosa w popielniczce na ławie, wstawia ekspres do kawy, włącza laptopa i telefon. I oto uruchomienie tego drugiego urządzenia na moment zbija go z pantałyku i nie ma to nic wspólnego z całkiem sporą ilością nieodebranych połączeń oraz wiadomości. Kalendarz uświadamia go bowiem, że narkotykowy odjazd nie trwał jedynie przez jedną noc, jak przypuszczał, ale całe dwa dni. Nie byłoby w tym zasadniczo nic trwożącego, gdyby nie fakt, że tym sposobem data jego trzydziestych urodzin przybliża się w zaskakującym tempie. A każdy, kto choć raz przeżył z Adamem trzydziesty dzień grudnia, wie, że działa on na niego gorzej niż wszystkie inne święta razem wzięte. Mało tego, z czterech prób samobójczych dwie popełniał właśnie w ten dzień. Bynajmniej nie chodzi jednak o błahy proces starzenia się, o to, że wtedy o owym zjawisku myśli się najintensywniej. Raczej o fakt, że do Adama dociera wówczas, że mimo usilnych chęci i prób wciąż żyje. A ta myśl jest zdecydowanie nieprzychylna.
Odkłada telefon na stół, rzucając Luftowi krótkie spojrzenie, zupełnie jak gdyby podejrzewał, że tamten wie, o czym Adam jeszcze chwilę temu myślał. Ale ponieważ z jego twarzy nie wyczytuje niczego, rusza w kierunku łazienki.
- Idę pod prysznic. Ciągle zachęcam, żebyś się przespał. Nie zjem Cię w tym czasie, nic się nie bój - rzuca po drodze, znów prześmiewczo i właściwie wbrew sobie, bo nagle cała chęć do żartów i kpin gdzieś z niego ulatuje.

Unknown pisze...

-Obiecuję, że od tej pory będę śledziła Twój krok bardzo uważnie. W końcu nie mam nic innego do roboty jak śledzenie Cię w firmie, zaglądanie we wszystkie zakamarki tego budynku, byle tylko Cię odnaleźć- mruknęła, wciąż nie odrywając wzroku od zapisek, które w końcu trafiły do jej rąk- I jeżeli chcesz napomknąć, że najwidoczniej to robię, to nie mój drogi. Jakbyś nie zauważył spotykamy się tylko i wyłącznie w Twoim biurze. Nie wiem co robisz poza nim, więc musisz wybaczyć mi mój błąd...- rzuciła przelotne spojrzenie małej filiżance i z uśmiechem powróciła do notatek- Swoją drogą masz szczęście...
Wsparcie? Dla kogo? Persona, która uważa, że nie potrzebuję pomocy, radzi sobie w wyimaginowanym świecie, widocznie jej nie potrzebuję. Człowiek, nawet gdyby bardzo tego chciał nie uszczęśliwi każdego, nie ma takiej możliwości by wyciągnąć kogoś z najciemniejszych zakątków nałogu, nędzy. Każdy jest kowalem swojego losu i mimo wielkiego serca, chęci i nadziei na lepsze jutro trzeba pogodzić się ze stratą bliskiej osoby- takowa już dawno skreśliła nas z życiorysu, a jeżeli wciąż nas trzyma przy sobie, to tylko dlatego, żeby pociągnąć nas na dno. To nie jest kolejna historia z dobrym zakończeniem, mimo wspaniałych wspomnień, przygód, toksycznej znajomości trzeba kiedyś dać umrzeć. I nie chodzi tu tylko i wyłącznie o relację międzyludzkie- podobnie jest z pracą, talentem. Jeżeli wypali się w Tobie wszystko co masz do zaoferowania najlepszego, najlepiej usunąć się w cień i zmienić coś w życiu. Wena, zapał, umiejętności- wszystko z czasem blednie bo czasy się zmieniają, ludzie wkraczają w nowy etap w życiu. Nie wolno ich zatrzymywać, nawet jeżeli kolejną bramką jest śmierć...
Powiedzmy sobie szczerzę- są ludzie i ludziki. Jedni popełnili więcej grzechów, drudzy mniej, ale chodzi o zwykłą chęć naprawy swoich poczynań. W grę nie wchodzą pieniądze, znajomości- każdy z nas potrafi zmienić swoje życie i bez tych środków. Wystarczy tylko chcieć- gdy takowych chęci brak, można śmiało stwierdzić, że owy człowiek poradzi sobie doskonale sam. I nie jest to znieczulica, tylko zwykła kalkulacja z której jasno wychodzi, że nie każdy człowiek potrzebuję takowej dłoni, niektórzy po prostu na nią nie zasługują. Jeżeli jednak Mona miałaby się nad tym teraz zastanawiać musiałaby wypić jeszcze jedną filiżankę kawy bo jej klasyfikacja jest dość długa w obróbce...

Lester pisze...

Nastrój Lestera ostatnimi czasy waha się z taką częstotliwością, że w chwilach trzeźwego myślenia zaskakuje to nawet jego samego. Ten problem mógłby zniknąć jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, gdyby tylko Adam brał tabletki przepisane przez psychiatrę. Albo raczej, gdyby chciał go rozwiązać. Ale nie, on uparcie woli brnąć w to bagno dalej, niezmiennie odpychając pomoc wszelkiego rodzaju.
Prysznic zabiera mu wyjątkowo niewiele czasu, głównie przez wzgląd na to, że mydło dostające się do ran na okaleczonych udach pieści go kolejną dawką bólu, którego Adam na dziś ma już zdecydowanie dość. Łazienkę opuszcza nago. Właściwie generalnie po każdej kąpieli zwykł paradować po mieszkaniu jak go pan bóg stworzył, a i obecność Lufta nieszczególnie go wstrzymuje. W końcu tamten nie raz widział go roznegliżowanego, nie wspomniawszy o tym, że za pierwszym razem dodatkowo miało to miejsce w jego wannie, pełnej adamowej krwi.
Wyciąga z szafy świeży ręcznik i, jednocześnie wycierając się nieśpiesznie, analizuje jej wnętrze z nadzieją, że znajdzie w niej jakąkolwiek czystą część garderoby.

Unknown pisze...

Od kilku dobrych minut nie odezwała się ani słowem, ale skoro mężczyźnie tak przeszkadzała jej osoba... Ze wzruszeniem ramion, podniosła się z podłogi i zbierając swoje kartki, rzuciła mu krótkie spojrzenie. Kolejny wywód o pracy w zespolę był chyba bezsensowny, najwidoczniej mężczyzna nie znał tego pojęcia. Fakt, faktem przez pierwsze minuty jego pracy, dziewczyna próbowała mu utrudnić życie, jednak po chwili starała się tylko pomóc- miała swoje specyficzne metody, ale dostała to czego chciała. Teczka zapełniona papierami leżała teraz w czerwonej aktówce, którą kobieta trzymała zawsze przy sobie. Miała teraz jakąś bazę, podstawę tego, że nawet gdyby mężczyzna nie ukończył projektu na czas, prawnicy mogliby ułożyć wstępny plan działania.
-Gdy skończysz, zostaw wszystko u Marcusa w recepcji- postanowiła zmienić plan dalszej drogi dokumentów, bo nie chciała mieć więcej styczności z tym gburem. Skoro kij, który utknął mu gdzieś w jelitach zdążył się zakorzenić, nie chciała go ruszać, tym bardziej wyciągać.
-Żegnam panie Luft, życzę dalszych sukcesów- zamknęła za sobą drzwi i ruszyła w swoją stronę.

Unknown pisze...

[Jak uważasz, decyzję pozostawiam Tobie]

Lester pisze...

Ten komunikat nieco go rozczarowuje i choć wie, że może zrobić wiele, żeby go cofnąć, w ramach komentarza dalej bez zmian osusza włosy. Uwagę na Lufcie skupia dopiero w chwili, gdy ten go dotyka. Dość bezczelnym ruchem dłoni mierzwi mu włosy, jednocześnie przelotnie muskając wargami jego usta.
- Tylko się wyśpij - kwituje i brzmi to raczej jak groźba, aniżeli wyraz zatroskania. Następnie jedynie odprowadza go do drzwi spojrzeniem, by wreszcie kontynuować dobieranie sobie garderoby.
[Skoro masz pomysł, zapraszam.]

Lester pisze...

Zwykle kiedy nie może spać, niezależnie od pory dnia czy nocy wychodzi do któregoś z amsterdamskich klubów, coby zapalić dobre zioło i po przebywać w zupełnie losowym towarzystwie, tym samym odsuwając cały ten chaos w swojej głowie na dalszy plan. Tej nocy było zupełnie inaczej. Marihuanę owszem zapalił, ale u siebie w mieszkaniu, jednocześnie skupiając się na tłumaczeniu, z którym zwlekał już kilka dni. I skupił się do tego stopnia, że całą okropnie nudną książkę przełożył w jedną noc. Ostatecznie nie mógł jej jednak przesłać Luftowi na maila, jak zwykle robił z podobnymi materiałami, bowiem okazało się, że od trzech miesięcy zalega z zapłatą za internet, wobec czego dostawca zerwał z nim umowę. Tym sposobem musi się pofatygować, by zgrany na przenośny dysk plik dostarczyć do wydawnictwa. Z racji braku lepszego zajęcia stawia się tam natychmiast, ze zdziwieniem odkrywając, iż Simona w gabinecie nie ma. Oczywiście ów fakt wcale nie przeszkadza mu w wygodnym rozlokowaniu się na kanapie przyjaciela, zarzuceniu nóg na niską ławę i zabranie się za czytanie książki (wcześniej znalezionej na biurku przyjaciela) w towarzystwie ciepłej kawy. Lektura całkiem go wciąga, a jednak Lester przerywa ją, gdy tylko Simon rozdrażnionym krokiem wpada do pomieszczenia, dość nieprzyzwoicie traktując wszystkie rzeczy, które wcześniej trzymał w rękach.
Adam poprawia okulary na nosie, jednocześnie marszcząc brwi. Lufta w takim stanie widział ostatnio... cóż, właściwie to nigdy.
- Kiepski dzień? - zagaduje wreszcie, gdy po kilku chwilach wciąż pozostaje niezauważony.

Lester pisze...

Wszystkie poczynania kolegi obserwuje z bezbrzeżnym zdumieniem mającym swoje epicentrum w adamowym spojrzeniu. Wciąż trzyma książkę w dłoni, nawet nie zdejmując nóg z ławy, chociaż doskonale wie, że Luft nie cierpi, kiedy tak robi. Właściwie do pełnego osłupienia brakuje mu jedynie szeroko rozdziawionych ust, z czym na całe szczęście się hamuje. Względną równowagę odzyskuje dopiero w chwili, gdy Simon bezsprzecznie go atakuje. Ze zdumieniem odkrywa, że słowa przyjaciela trafiają w niego bardzo celnie i że to boli. Zaskoczony, stara się przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek wcześniej czuł się podobnie i dochodzi do wniosku, że i owszem. Mianowicie kiedy ojciec oświadczył mu, że jeśli ma mieć syna pedała, to właściwie woli nie mieć żadnego. I, jak na ironię, pierwszą osobą do której po tym zdarzeniu się zgłosił i która wtedy zaopiekowała się nim, był Luft.
Stawia nogi na ziemi, szklankę z whiskey oraz książkę odstawiając z cichym hukiem na ławę, i wciąż nie spuszcza spojrzenia z Simona.
- Sam pij - kwituje, wciskając mu w dłonie kubek jeszcze ciepłej kawy i owa odpowiedź właściwie mogłaby brzmieć jak odpyskowanie czteroletniego dziecka, gdyby nie ton jego głosu, który dziwi nawet samego Lestera. Gdyby wcześniej wiedział, że potrafi mówić w sposób tak skrajnie oziębły, zapewne wykorzystałby to w niejednej sytuacji.
Następnie nawet nie słuchając bełkotu Lufta poluźnia jego krawat, zdejmuje z jego ramion marynarkę i jak gdyby nigdy nic zaczyna spokojnie i rozluźniająco masować jego kark. I wychodzi mu to całkiem sprawnie. W końcu, któż mógłby sprawiać większą przyjemność cielesną mężczyźnie, jeśli nie Adam?

Lester pisze...

Ma wrażenie, jak gdyby spięte mięśnie przyjaciela, krzyczały mu o całym napięciu, które w Simonie siedzi. Dotyka go wprawnie, z dziecinną łatwością odnajdując punkty bardziej newralgiczne i rozluźniając je. W czym, swoją drogą, Luft wcale mu nie pomaga. Za każdym razem, gdy Adam przechodzi na kolejny mięsień, poprzedni znów spina się niemiłosiernie.
- Rozluźnij się. Inaczej nic z tego nie będzie - rzuca krótko i już karci się za te słowa w myślach, bowiem jemu przywodzą na myśl jednoznaczne skojarzenie. W odrzuceniu go Luft i jego dłoń wcale mu nie pomagają. I choć jest to dotyk całkiem niewinny, nawet nie muskający dość obszernej plamy po whisky, Lester z zaskoczeniem odkrywa, że to na niego działa. I to bardziej, niż sam mógłby się spodziewać. Gdy tylko zdaje sobie sprawę, że jest to efekt całkiem niepożądany, skupia myśli na czymś zupełnie innym. Mianowicie na tym jak brutalnie i przedmiotowo został potraktowany jeszcze chwilę temu. A jednak to wcale nie pomaga, bowiem dochodzi do wniosku, że gdyby się uprzeć, teraźniejsze poczynania jego i Lufta również można by uznać za całkiem przedmiotowe i tym oto sposobem znów wraca myślami do niepokojącego i jednocześnie, o ironio, całkiem przyjemnego dotyku na własnym udzie.

Lester pisze...

Kiedy dłoń przyjaciela znika z jego uda równie niespodziewanie, jak wcześniej się na nim pojawiła, Adam jest naprawdę bliski odetchnięcia z ulgą, czego oczywiście nie robi. Gdyby zawsze pozwalał sobie na wszystko, na co ma ochotę, nie tyle jego życie wyglądałoby zupełnie inaczej, ale przede wszystkim relacje z Luftem. Wyrzuca tą myśl z głowy, bez skrępowania pozwalając sobie na wsunięcie dłoni pod materiał koszuli Simona i tym samym bezpośredni kontakt z jego ciepłym ciałem. Kontynuuje miarowe pieszczenie dotykiem jego karku, aż do chwili, w której słyszy odpowiedź przyjaciela. Oczywiście odbiera ją jako atak na swoją osobę, jako potwierdzenie, że rzeczywiście sam niczego nie umie zrobić dobrze. Głównie przez wzgląd na tą hiperbolizację, gdy tamten się odwraca, Lester obdarza go spojrzeniem skrajnie chłodnym i nieprzyjemnym, jednocześnie zaciskając dłonie na jego skórze nieco zbyt mocno.
A jednak w końcu to Adam zabrał się za ten masaż, w dodatku z własnej inicjatywy, dlatego wreszcie powraca do niego spokojnie, ignorując wcześniejsze słowa Lufta, które wciąż buzują mu we krwi. Oczywiście ten komfort i spokój nie mogą trwać długo, bowiem dłoń przyjaciela wraca na wcześniej wybrane przez siebie miejsce na udzie Lestera, a nawet nieco wyżej. Biedny Adam w panicznym geście niemocy porusza się niespokojnie, następnie ów niekontrolowany ruch tuszując chęcią wygodniejszego ulokowania się za Luftem. Niestety ten manewr wcale nie polepsza jego położenia, ale wręcz je pogarsza, bowiem tym sposobem dłoń przyjaciela ląduje jeszcze wyżej.

Lester pisze...

Pierwszy wniosek do jakiego dochodzi, z uwagą obserwując poczynania przyjaciela, jest taki, że to co tamten robi i co mówi w sporym stopniu się ze sobą kłóci, dlatego też wstrzymuje się z masażem. I być może przez wzgląd na ten wniosek, zakłada, że to tylko jakaś specyficzna gra i, o dziwo, ta myśl go nieco uspokaja. Spojrzeniem omiata dłoń przyjaciela przelotnie ulokowaną na własnym kroku, by wzdłuż jego ręki powędrować wzrokiem aż na jego twarz. To na niej skupia się na dłużej, niespiesznie nachylając się w kierunku Simona. Krótko i zupełnie bezcelowo dmucha mu ciepłym powietrzem w policzek, swobodnie analizując jego spojrzenie.
- A seks? - rzuca wreszcie, zdecydowanie spokojniejszym tonem, aniżeli ten, którego zwykł używać jeszcze chwilę temu.
Całe napięcie spowodowane tą sytuacją wynika stąd, że Lester już jakiś czas temu pogodził się z tym, że Luft jest dla niego fizycznie nieosiągalny, jak ludzie chorzy czy heterycy, choć (w mniemaniu Adama, oczywiście) akurat Simona nie może zaklasyfikować do żadnej z tych kategorii. I chociaż całą tą zmianę powinien odebrać całkiem pozytywnie, dzieje się zupełnie inaczej. Bowiem kiedy ktoś przez dwadzieścia lat znajomości zachowuje w ściśle określony sposób, naturalnym jest, że tak diametralna zmiana wprawia go w osłupienie czy nawet w pewnego rodzaju dyskomfort. Co więcej, jest niemal pewnym, iż gdyby wreszcie przełamali tą fizyczną barierę, całkiem solidnie zachwiałoby to już i tak niestabilną emocjonalnością Adama, a może nawet również i Lufta.
Inna kwestia jest taka, że jedyna niezmienna rzecz w życiu Lestera to postawa Simona. Kiedy zostaje jej pozbawiony, to zupełnie tak, jak gdyby stracił grunt pod nogami.
[Ohoho, właśnie widzę. I chociaż dopóki mogę zrozumieć, co masz na myśli, jakoś szczególnie mi to nie przeszkadza, ale tak czy inaczej namawiam do przerzucenia się na czas teraźniejszy. Jest bardziej optymalny, łatwiej wrzucić nawiązanie do przeszłości. A poza tym niewiele osób pisze w ten sposób, co jest jedynie dodatkowym plusem. ;>]

Lester pisze...

Nagły brak przekonania w głosie przyjaciela dziwi go i jednocześnie utwierdza w przekonaniu, że zdarzenia sprzed chwili były jakąś głupią gierką, co jedynie dodaje mu pewności siebie. Owo odzyskanie przewagi zdecydowanie jest mu w smak, bowiem w następnej chwili już przylega do pleców kolegi, jednocześnie niedbale obejmując go w pasie.
- W takim razie może powinieneś korzystać z niego nieco częściej, bo obchodzenie się ze mną jak z kupą bezwartościowego gówna jakoś nieszczególnie przypadło mi do gustu - rzuca zupełnie pozbawionym emocji półszeptem wprost do ucha Simona, wspominając jego niezbyt chwalebny wyczyn ze szklanką whisky. W następnej chwili wstaje, odsuwając się zupełnie, i szuka czegoś po kieszeniach spodni.
- Uspokoiłeś się? Świetnie - kwituje, chociaż doskonale wie, że Luft jest równie spięty jak w chwili przekraczania progu gabinetu. Z tą różnicą, że teraz przyczyna napięcia jest zupełnie inna.
Rzuca na uda tamtego pendrive z nocną pracą, wciąż nie spuszczając z niego spojrzenia.
- Tłumaczenie tej norweskiej książki. Odłączyli mi internet, przyszedłem tylko po to, żeby Ci to dostarczyć - prostuje zwięźle, jednocześnie zakładając swój płaszcz. Rzuca Luftowi jeszcze jedno, krótkie spojrzenie, by wreszcie bez pożegnania ruszyć w kierunku wyjścia.

Lester pisze...

Na do widzenia pozdrawia przyjaciela środkowym palcem, nawet się nań nie oglądając.
Jak na ironię, Lester zawsze twierdzi, że w większości przypadków to właśnie Simon wszystko komplikuje. W końcu gdyby od samego początku powiedział, co jest na rzeczy, cała akcja z whisky byłaby zbędna. Może i taki tok myślenia odznacza się sporą dozą hipokryzji, niemniej Adam zdaje się tego nie zauważać. Bo i po co?
Najwyraźniej na coś się jednak przydał, ponieważ czuje, że opuszczając biuro Lufta zabiera z niego sporą część rozdrażnienia. I przy okazji pobudzenia seksualnego. Sęk tkwi w tym, że akurat Adam jest w stanie pozbyć się tych dwóch czynników z dziecinną łatwością. W dodatku za jednym zamachem.

[Jakieś pomysły na nowy wątek?]

Lester pisze...

[Może umówią się na lunch z przedstawicielem jakiegoś międzynarodowego wydawnictwa w sprawie sporego projektu na serię tłumaczeń, a Lester (cóż za niespodzianka!) potraktuje wszystko lekceważąco, i nie dość, że się spóźni, to jeszcze przez cały czas będzie potwornie niemiły, co, jak się później okaże, będzie miało solidną przyczynę?]

Lester pisze...

[No rozpaczać nie będę, jeśli zaczniesz. Raczej wprost przeciwnie.]

Lester pisze...

Lester, dla odmiany, podobnych spotkań nie trawi. Sztuczne uśmiechy i grzeczne słówka są czymś, co zamiast przekonywać, po prostu go odstręcza, nie wspominając już o fakcie, że w przypadku gości takich jak ten, należy pokornie przystawać na każdą propozycję, wprost całując go za jej wysunięcie po stopach.
Co więcej, dziś Adam obchodzi trzydzieste urodziny i bynajmniej nie uznaje tego za wydarzenie chwalebne, dlatego tym bardziej nie ma ochoty wychodzić tego dnia z domu, o czym raczył poinformować Lufta jakieś... dziesięć tysięcy razy? Jednak, o ile zwykle to o spotkania z Lesterem trzeba było zabiegać, tym razem sytuacja jest przeciwna, dlatego na termin kolacji nie mają wpływu.
Co wcale nie zmienia faktu, że jest to jeden z tych dni, podczas których Adam nie ma ochoty wygrzebywać się z łóżka, za to mieć wszystko w nosie i owszem. Może właśnie przez wzgląd na to, wzięcie się w garść zajmuje mu taką ilość czasu, że w progu restauracji staje z trzydziestominutowym spóźnieniem, ponadto w stroju, który z filozofią lizodupizmu ma nieszczególnie wiele wspólnego. Owszem, raczył włożyć dopasowany garnitur, a jednak krzykliwa mucha oraz czerwone lenonki mimo to w znaczącym stopniu odstają od wizerunku restauracji. Niemniej stawia się w niej w pełnej garderobie i na trzeźwo, co w niezbyt skromnym mniemaniu Adama należy docenić.
A i spotkanie zaczyna dobrze. Przeprasza za spóźnienie i wita się z przedstawicielem "tego cholernie wielkiego i wpływowego wydawnictwa", ale w tym momencie cała jego dobroć się kończy.
- Cóż... Miejmy nadzieję, że przynajmniej z tłumaczeniami nie spóźnia się Pan w tak grubiański sposób, Panie Lester - wita go tamten zabawną angielszczyzną z tym charakterystycznym, dźwięcznym akcentem.
- Nie, zawsze kończę na czas. Prawda, Luft? - kwituje Adam spokojnie, a szeroki uśmiech, który wkrada się na jego wargi, oraz fakt, że właśnie musnął nimi policzek przyjaciela w ramach powitania, sprawia, że słowa te brzmią dwuznacznie. Bardzo dwuznacznie, i Lester widzi, że cudzoziemiec to wyczuwa, bowiem jego uśmiech momentalnie znika.

Lester pisze...

Simon Luft, jak zwykle nie do rozstrojenia. Właściwie, gdyby Lester nie był świadomy faktu, że jego przyjaciel jest w stanie uratować każdą sytuację, nawet nie próbowałby igrać z jej powagą. W końcu nie byłoby w tym za grosz rozrywki.
A jednak na ten moment chwilowo sobie daruje. Zresztą zazwyczaj podczas podobnych spotkań jego rola zawęża się do dwóch podstawowych czynności: siedzenia i odpowiadania poprawnie na zadane bezpośrednio jemu pytania, jeśli takie w ogóle są. Całą resztę zawsze odwala za niego Simon i Adam wbrew pozorom to ceni. Na ten moment okazuje to jednak jedynie poprzez rozlokowanie się na przeznaczonym dla niego miejscu i skupienie się w milczeniu na swoim własnym menu.

[Właściwie sęk spotkania możemy streścić, bo nie sądzę, żeby mógł być interesujący, jak myślisz? Chyba, że masz pomysł na jakieś sytuacje, które Adaś mógł szczeniacko zreasumować.]

Lester pisze...

- Ty pazerny dupku - kwituje bez zbędnego spięcia i emocjonalności w głosie, kiedy po uściśnięciu dłoni i serdecznym pożegnaniu cudzoziemca, z powrotem lokuje się na swoim miejscu, coby ze spokojem dopić lampkę wina.
- Masz pojęcie, że jego pierdolony przełożony jest chyba największym homofobem w całym Zjednoczonym Królestwie? Oczywiście, że masz. Zawsze wyszukujesz o nich wszelkich informacji, zanim umówisz się na jakiekolwiek spotkanie. Ten skurwysyn sponsoruje wszystkie marsze i organizacje, które napomkną choć słówko o antygejowskiej ideologii. A Ty lizałeś dupę jego podwładnego, jak każdą inną. Nie masz za grosz wstydu - mówi swobodnie do swojego talerza, tonem tak obojętnym, jak gdyby opisywał pogodę.
Oczywiście, spełnił swoją funkcję jak zwykle. Jedynie jadł i pachniał, niemniej Anglik skierował ku niemu kilka pytań. I wtedy Adam nawet się nie powstrzymywał przed uszczypliwymi uwagami, dwuznacznymi aluzjami i prowokującym uśmiechem. Jednak jakie to ma znaczenie, skoro Simon wybrnął ze wszystkiego wzorowo i tym sposobem spotkanie poszło całkiem nieźle?
Zresztą... Lester może i jest skrajnie nieodpowiedzialnym chujem, ale talentu zarówno do języków, jak i tłumaczeń samych w sobie, po prostu nie można mu odmówić.

Lester pisze...

Gdy przyjaciel dla świętego spokoju potwierdza jego zdanie, Adam wreszcie raczy go spojrzeniem, sceptycznie marszcząc przy tym brwi.
- Pięknie piszę. Czyżby to już Tobie nie wystarczało? - odparowuje kpiąco, pomimo faktu, że oboje wiedzą, iż od ponad roku, to jest publikacji ostatniej książki, Lester nawet nie napomknął o tym, że pisze cokolwiek, co nadałoby się pod publikę.
- Czekam na prezent, kochanie - prostuje wreszcie, obdarzając Lufta dość pobłażliwym spojrzeniem i tym samym zupełnie zapominając o tym, że kiedy w zeszłym roku Simon jedynie złożył mu życzenia, Adaś rozpętał mu małe-wielkie piekło.

Lester pisze...

Właściwie prezent interesuje go w najmniejszym stopniu, ale przecież nie powie Luftowi, że chodzi mu właśnie o to "sto lat", a raczej o zgrabne trzydzieści, i o to, że to wszystko ogromnie go boli, i że ten ból jest nie do zniesienia do tego stopnia, że żeby go uśmierzyć dzisiejszego poranka po raz kolejny rozciął sobie rękę.
A jednak kiedy Luft wyciąga z kieszeni marynarki ekskluzywne etui, w tęczówkach Lestera pojawiają się radosne ogniki zaciekawienia. Bowiem jeśli chodzi o okulary, Adam naprawdę przypomina rozpieszczone dziecko, każdą przeciętną kobietę tudzież takiego Lufta i jego obsesję na punkcie drogich zabawek. To jedyny gadżet, przed kupnem którego nigdy nie może się powstrzymać (choć w domu ma podobnych naprawdę solidny przesyt), a który chwilami poprawia mu humor lepiej aniżeli cokolwiek innego.
Nie wręczenie prezentu bezpośrednio do rąk jakoś szczególnie Lestera nie drażni, chociaż jest doskonale świadomy faktu, iż to zagranie przyjaciela miało dokładnie takie przeznaczenie. W zamian podnosi się z miejsca, by następnie bez skrępowania ulokować się na kolanach Lufta, tuż przed wręczonym przez niego prezentem. I o ile manewr ten nie powinien być szczególnie uciążliwy przez wzgląd na niewielką niedowagę blondyna, może być ze względu na dość krytyczne spojrzenia pojedynczych klientów restauracji. Lester bynajmniej zdaje się tego nie zauważać, kiedy z niemałą czcią zabiera się za otwieranie kusząco ekskluzywnego etui.

Lester pisze...

Zasadnicza różnica w wizerunku medialnym między Luftem a Lesterem jest taka, że Adam może sobie pozwolić na bycie przegiętym homosiem, ponieważ jego orientacja została zdemaskowana przez prasę już spory kawał czasu w sposób na tyle drastyczny, że każdy kto zadaje się z nim na bieżąco, nie jest w stanie o tym nie pamiętać. Zresztą... Lester sam nie jest pewien preferencji seksualnych swojego przyjaciela, natomiast wie, że ten chce i uchodzi za całkowicie heteroseksualnego. Co wcale nie musi oznaczać, że taką kolej rzeczy respektuje. Jest raczej wprost przeciwnie, zważając na to, że zamiast zreflektować się i wrócić na swoje miejsce póki ma taką okazję, w pełni zadomawia się na udach kolegi.
- A może pójdziemy do jakiegoś klubu i postawię Tobie drinka? - odpowiada, jednocześnie odwracając się tak, by lepiej widzieć twarz Lufta. Kolejno bez zbędnego skrępowania zakłada nań wcześniej noszone przez siebie lenonki, samemu przymierzając nowy nabytek i przeglądając się w czerwonych szkłach na nosie przyjaciela. Jednocześnie (cóż za zaskoczenie!) Adam nieszczególnie zdaje się zauważać, że ich obecna pozycja jest dla Simona nieco niekomfortowa i że ten całym sobą stara się schować za jego postacią.

Lester pisze...

Ciekawszego rozwiązania? Nie ma absolutnie żadnego ciekawszego rozwiązania, aniżeli amsterdamskie kluby tolerancji pełne pięknych, kolorowych ludzi, dobrych alkoholi, potwornie głośnej muzyki i przede wszystkim seksu w każdym ciemniejszym zakamarku. I bynajmniej nie jest to jedynie zdanie samego Adama.
- Doskonale - sumuje w zamyśleniu i trudno stwierdzić, czy ma na myśli swój wygląd w nowych okularach czy raczej nietypowy entuzjazm Lufta, który z kolei kończy się tym, że Adam nieomal ląduje na ziemi. Korzystając z okazji, że Simon w porę się reflektuje, obejmując go w pasie, Lester sam pozwala sobie na otoczenie go ramieniem i niedbałe popchnięcie w kierunku kas, zupełnie jak gdyby się bał, że po usłyszeniu jego następnych słów, kolega może mu gdzieś uciec.
- Oczywiście, że to będzie klub dla gejów, skarbie - kwituje tym pobłażliwiej, iż Luft przystaje na propozycję przed zadaniem tego kluczowego pytania.

Lester pisze...

Lester jest przekonany, że jego przyjaciel naprawdę nie chce wiedzieć, co zwykle robi w podobnych miejsca, niemniej nie widzi sensu, by straszyć go tym stwierdzeniem zawczasu.
- Uśmiechnij się, będzie fajnie - rzuca spokojnie, kiedy wreszcie opuszczają ową zapyziałą restaurację. Jednocześnie mierzwi mu pieszczotliwie włosy, tym samym wyciągając z nich własne lenonki i chowając je do kieszeni marynarki. Luft zapewne nie był nawet świadomy tego, jak komicznie w nich wyglądał.
- Bierzemy taksówkę czy idziemy pieszo? - pyta swobodnie tylko przez wzgląd na to, że dzielnica gejowska jest zaledwie kilka przecznic dalej.

Lester pisze...

Marszczy sceptycznie brwi, mimo to posłusznie odbierając kluczyki od przyjaciela.
Adam prawo jazdy owszem posiada, czego niestety nie można powiedzieć o samochodzie. Najzwyczajniej w świecie nie odczuwa potrzeby jego zakupienia. W przeciwieństwie do Lufta mieszka w samym centrum miasta, w związku z czym praktycznie wszędzie ma blisko. Poza tym w razie potrzeby może przecież poprosić o podwózkę Simona. Tym bardziej decyzja kolegi go dziwi, bowiem ten doskonale wie, że Lester siada za kółkiem rzadziej aniżeli raz na ruski rok.
- Wypiłem trzy kieliszki wina, niemniej jeśli opłacisz ewentualny mandat, nie widzę obiekcji - sumuje z czarującym uśmiechem, jednocześnie wsiadając do samochodu. W podobnych przypadkach alkohol nie stanowi dla niego najmniejszej przeszkody. Z jego doświadczeniem musiałby wypić naprawdę sporo, by nie być w stanie podnieść się z podłogi. Naturalnie podobne sytuacje zdarzają się tylko i wyłącznie podczas niespodziewanych urlopów Lufta.

Lester pisze...

Obdarza mężczyznę bardzo pobłażliwym spojrzeniem, jednocześnie zapinając pas. Luft jak zwykle każdy niewinny żart bierze śmiertelnie poważnie, ale tym razem Lester z czystej przekory nie ma zamiaru się podporządkować.
- Już się rozsiadłem. Oddawaj kluczyki - żąda swobodnie, wyczekująco wyciągając dłoń w kierunku mężczyzny.
- Spójrz na to z drugiej strony: prawdopodobieństwo, że w ciągu tych kilku przecznic trafimy na radiowóz jest dokładnie takie samo jak to, że dzisiejszej nocy wylądujemy razem w łóżku. Reasumując: zważywszy na to, że nie udało nam się to przez całe dwadzieścia lat, taka możliwość jest bardzo wątpliwa - argumentuje zwięźle, wciąż uparcie wpatrując się w oczy Simona.

Lester pisze...

- Dobrze, mnie się nie udało - poprawia się powoli, jednocześnie uśmiechając się pozornie pokornie. I ten uśmiech zdecydowanie jest zapowiedzią czegoś niedobrego. Cofa siedzenie maksymalnie do tyłu, wciąż nie spuszczając spokojnego spojrzenia z twarzy przyjaciela. Jeśli Luft chce prowadzić, to niewątpliwie będzie. W następnej chwili kilka rzeczy w zaskakującym tempie jak na osowiałego zwykle Adama dzieje się na raz: ten łapie Simona za łokieć, niezbyt mocno, a jednak zdecydowanie kopie go w piszczel, tym samym pozbawiając równowagi, i wciąga do wnętrza samochodu, jednocześnie zmuszając go, by tym razem to on usiadł na jego kolanach. Kolejno zatrzaskuje za nim drzwi, z pełną swobodą kładąc dłonie na jego bokach, coby ten przypadkiem mu nie uciekł.
- Prowadź więc - mówi do szyi Simona, pieszczotliwie trącając ją nosem, zupełnie jak gdyby złośliwości jeszcze mu było mało.

Lester pisze...

Wyczuwa gwałtowną reakcję ciała kolegi (bo przecież trudno nie wyczuć, kiedy jest się tak blisko) i, prócz oczywistego uczucia satysfakcji, po raz kolejny po prostu go to dziwi. Nie sam fizyczny odzew, oczywiście, ale fakt, że Simon ciągle się hamuje. I choć Adam kilkakrotnie analizował podobne sytuacje, naprawdę nie potrafi dotrzeć do sedna sprawy, bo możliwości jest przecież od groma, zaczynając od tych najbardziej oczywistych, jakoby Luft bronił się przed swoją własną seksualnością przez jakąś wstydliwą chorobę weneryczną czy inne, krępujące upośledzenie aż wreszcie po samego Lestera i możliwą przyczynę, tkwiącą w nim samym. I choć Adam nie jest w stanie tego stwierdzić, bo przecież nie wie wszystkiego, najczęściej w efekcie skupia się na ostatniej z opcji, co nie jest znowu takie nietypowe, biorąc pod uwagę jego wieczny defetyzm. I właśnie ta świadomość, że być może w nim samym tkwi jakiś defekt, który odpycha od niego tą jedną jedyną osobę, na której na ten moment mu zależy i z którą, wbrew wszelkim pozorom, jeszcze się liczy, naprawdę boli. Być może jest to główna przyczyna, dla której niespodziewanie puszcza przyjaciela, kolejno popychając go lekko w stronę miejsca dla pasażera. Jednocześnie jakoś tak przygasa i nagle czuje, że nie ma co zrobić z rękoma, choć koniecznie powinien.
- Nigdy nic nie mówisz, Luft - wypala ni stąd ni zowąd z niemałym żalem w głosie, co jest naprawdę nie lada rzadkością, bowiem zwykle Adam skutecznie ukrywa się z tym, co mu leży na sercu. - Twoja matka, zanim zmarła, w szpitalu, spytała mnie, czy jesteśmy razem. Nawet jej nic nigdy nie mówiłeś, co? - ciągnie ciut sentymentalnie i może nazbyt patetycznie, by wreszcie w porę się zreflektować. Nerwowym ruchem przejeżdża dłonią po kilkudniowym zaroście wiecznie zdobiącym jego własny policzek, by kolejno wyciągnąć ją w kierunku Simona.
- To jak, dostanę te kluczyki? - pyta zdecydowanie lżej, aniżeli jeszcze chwilę temu, obdarzając kolegę wyczekującym spojrzeniem.

Lester pisze...

Z jednej strony nie spodziewa się wyznania tej wagi, a z drugiej - czekał na nie od dłuższego czasu. Wpatruje się w ewidentnie unikającego jego spojrzenia Simona, by wreszcie zrobić coś, co pozornie jest jedynie jak najbardziej pełnym ignorancji skwitowaniem jego słów. Łapie go za podbródek, kolejno przyciągając do siebie do długiego i niewątpliwe pełnego pasji pocałunku, który w rzeczywistości jest po prostu dość ekspresywnym wyrazem wdzięczności. I może jeszcze zaspokojeniem jego samego, biorąc pod uwagę fakt, że raczej nie będzie miał okazji, by to powtórzyć. Dalej wyciąga z kieszeni spodni Lufta pęk samochodowych kluczyków, wreszcie oswabadzając go z zapierającego dech pocałunku.
- Już. Skończyłem. Możesz się rozluźnić - kwituje swobodnie, przy czym ma na myśli zarówno pozbycie się napięcia psychicznego, jak i fizycznego. A jednak nawet sam Adam nie ma pojęcia, czy "skończyłem" oznacza "skończyłem na teraz", "skończyłem na dzisiaj" czy "skończyłem na zawsze". Bez względu na to, która z powyższych opcji jest tą najbardziej prawdopodobną, najwyraźniej rzeczywiście sobie daruje, bowiem w następnej chwili już odpala silnik, by wreszcie powoli ruszyć z podjazdu.

Lester pisze...

Lester jest jedną z tych osób, które podczas prowadzenia zmieniają się w stopniu znaczącym. Nie, żeby nagle stawał się stonowanym heterykiem kochającym motoryzację. Niemniej pojawiają się w nim cechy na co dzień kompletnie zapomniane. Sprawia wrażenie skupionego, poważnego i niemalże odpowiedzialnego, jakkolwiek komicznie by to nie brzmiało w połączeniu z nazwiskiem Adam Lester. Dodatkowo biorąc pod uwagę fakt, że jeździ całkiem płynnie i pewnie, aż dziwnym wydaje się, że nie chce prowadzić codziennie.
Zatrzymuje się w bocznej uliczce w okolicach klubu, zapewne dochodząc do wniosku, że przy głównej nie znajdzie miejsca parkingowego, by kolejno omieść spojrzeniem postać Lufta i obdarzyć go czarującym uśmiechem.
- S'il vous plait.

Lester pisze...

Marszczy nos w komicznym geście niezadowolenia, teatralnie urażony słowami przyjaciela.
- To tylko Twoje zdanie, skarbie - sumuje swobodnie, wreszcie gasząc silnik, odpinając pasy i wysiadając z auta. Zanim decyduje się na zamknięcie samochodu, krytycznym spojrzeniem omiataja sylwetkę przyjaciela.
- Wyglądasz jak stuprocentowy heteroseksualista - ocenia z wyraźnym zawodem w głosie i w jego mniemaniu zdecydowanie jest to ocena negatywna. Bez skrępowania poluźnia krawat przyjaciela, by kolejno zupełnie się go pozbyć, odrzucając do wnętrza samochodu. Kolejno zabiera się za rozpięcie kilku pierwszych guzików jego koszuli, a po zmierzwieniu mu już i tak nieułożonych włosów, najwyraźniej dochodzi do wniosku, że Luft jest przypadkiem beznadziejnym i, o dziwo, daruje sobie. Wreszcie zamyka samochód, kolejno bezpardonowo wsuwając kluczyki do kieszeni marynarki Simona.

Lester pisze...

- Właśnie nie potrafię sobie tego wyobrazić, bo ja dla odmiany wolę świecić pełnym blaskiem - odpowiada nieco ironicznie, podążając za Luftem. Ewidentnie jest zachwycony faktem, że chociaż tym razem nie musi go do niczego przymuszać, bowiem Simon z własnej woli wchodzi do klubu. A ten jest zdecydowanie stricte gejowskim, o czym przeważa fakt, iż główna sala zapełniona jest masą atrakcyjnych i często półnagich mężczyzn. Jednocześnie zalewa ich głośnie "umpa umpa", bo muzyką to zdecydowanie nie można tego nazwać. I, choć może wydawać się to dziwne, Lester naprawdę nie przepada za takimi miejscami. Hałas uniemożliwiający rozmowę i masa ocierających się o Ciebie ciał jest czymś, co naprawdę go odstręcza. Niemniej dopóki spotyka tu tych wszystkich pięknych ludzi, dostaje alkohol i narkotyki za darmo, tym samym zapominając o dręczących go myślach, dopóty bez wątpienia będzie się tutaj pojawiał.
Mija Lufta po drodze łapiąc go za nadgarstek, by kolejno zaprowadzić go do następnej sali, nieco cichszej i mniej zatłoczonej, za to przeznaczonej dla ludzi palących. Lokuje się przy barze, obrzucając towarzysza długim spojrzeniem.
- Co pijesz?

Lester pisze...

- Whisky i wódkę z tonikiem - poleca barmanowi z szelmowskim uśmiechem, by znów powrócić spojrzeniem do Lufta.
- Nie chcę, żebyś się zgubił, silny chłopczyku. Albo żeby ktoś mi Ciebie porwał - prostuje całkiem zwięźle i bynajmniej nie jest to żart. Lester zawsze postrzega podobne kluby jako osobliwe świątynie hedonizmu i cielesnego zaspokojenia, głównie przez wzgląd na to, że nie tylko on przychodzi tu samotnie, by kilka godzin później wyjść w towarzystwie jakiegoś atrakcyjnego nieznajomego. Sęk w tym, że tym razem jest z nim Luft, w dodatku całkiem niedoświadczony w obcowaniu z ludźmi, których można znaleźć w podobnych miejscach, co z dziecinną łatwością może przeistoczyć się w katastrofę. Dlatego decyduje się mieć go na oku.
Upija łyk właśnie postawionego przed nim trunku i z przykrością stwierdza, że nie jest to jedyny powód, dla którego chce mieć Simona pod kontrolą. Niemniej ktoś taki jak Lester musiałby wypić przynajmniej kilka litrów wódki, by otwarcie stwierdzić, że jest o przyjaciela zazdrosny. Przyprowadzenie go do tego klubu pełnego gorących facetów (z których niektórzy już zdążyli zawiesić na nim spojrzenie) nie było złym pomysłem do czasu, kiedy to sam Lester mógł go bez skrępowania dotykać i prowokować. Teraz, kiedy wyraźnie zadeklarował się, że przestanie... co tu dużo mówić, czuje się niejako zagrożony.

Lester pisze...

To nie tak, że Lester nie docenia Simona. Raczej wprost przeciwnie: ujmuje wartości i rozwagi samemu sobie, a to w połączeniu z jego wrodzonymi tendencjami zarówno pesymistycznymi jak i katastroficznymi naprawdę dodaje mu przezorności.
Z zaskakującą prędkością wypija całą szklankę alkoholu, by kolejno obdarzyć Lufta czarującym uśmiechem.
- Chodźmy zatańczyć - proponuje swobodnie, by kolejno nie czekając na aprobatę kolegi już ruszyć w kierunku parkietu.

[Hej, hej, hej, mam szalony pomysł. Co Ty na taki rozwój wydarzeń, coby ktoś dosypał Simonowi do drinka jakichś mocnych prochów (w smaku tabletki gwałtu) z późniejszym zamiarem przelecenia go w toalecie, kiedy ten już się tam wybierze? Oczywiście do tego nie dojdzie, bo tym razem Lester z Luftem zamienią się rolami i tym sposobem tej nocy dla odmiany to Adam będzie super hiroł i wybawi go z opresji?]

Lester pisze...

- Jak już się wsłuchasz, to zapominasz jak bardzo jest gówniana - rzuca swobodnie, przy czym ma na myśli oczywiście muzykę. Chociaż na ten temat Lester akurat nie powinien się wypowiadać. Jeśli chodzi o wrażenia słuchowe jest naprawdę wybredny. Właściwie w większości przypadku najbardziej satysfakcjonuje go mruczenie kota, przyśpieszony oddech kochanka czy po prostu cisza. A jednak do muzyki klubowej już zdążył przywyknąć, bo i na parkiecie ląduje nie pierwszy raz. Wsłuchany w muzykę staje się nawet całkiem przyzwoitym tancerzem, a już na pewno zdecydowanie lepszym, aniżeli Luft.
- Któż by pomyślał, że taki stonowany dżentelmen jak Ty nie potrafi tańczyć? Koszmarnie Ci to wychodzi - rzuca mu do ucha, nie skąpiąc sobie przy tym perfidnego uśmiechu. Kładzie dłonie na jego biodrach, by chociaż ich naciskiem wspomóc Simoa nieco w tańcu.

[A Adam po raz pierwszy będzie miał nietrzeźwego Lufta do swojej dyspozycji, hehe.]

Lester pisze...

Odepchnięcie własnych dłoni Lester kwituje śmiechem, choć właściwie nie powinien, bo jakby nie patrzeć znów naruszył przestrzeń osobistą Lufta. Nawet jeśli zrobił to nieświadomie. Spojrzeniem pobieżnie omiata tłum tańczących, by następnie znów skupić je na twarzy przyjaciela.
- Więc? Który jest w Twoim typie? - pyta z czystej ciekawości, jednocześnie nie umiejąc się powstrzymać przed posłaniem przyjacielowi dość prowokującego uśmiechu.

[Jeśli po prochach wciąż będzie SZTYWNY to dla Adasia jeszcze lepiej. XD]

Lester pisze...

- A jednak przyszedłeś ze mną do klubu pełnego roznegliżowanych samców i dałeś postawić sobie drinka. Czyli nie mogę być znowu taki zły - droczy się z nim bezlitośnie, uważnie obserwując poczynania Lufta. Fakt, że ten w nerwowym skupieniu bada otaczających ich nieznajomych tylko upewnia go w przekonaniu, że pociągi homoseksualne Simona nie zawężają się tylko do niego.
- Hmm? Który to? - drąży uparcie, jednocześnie dochodząc do wniosku, że taniec już go znudził, a duszność w pomieszczeniu zaczyna być nieznośna.
- Czyżbym był tylko ja? - rzuca prowokująco, nie szczędząc sobie przy tym szerokiego uśmiechu.

[Adaś sam się doskonale pilnuje, zresztą przy Lufcie wymięknięcie to ostatnie co może zrobić. ;>]

Lester pisze...

- Też zauważyłeś, że zrobiło się trochę za ciepło? - Szczerzy doń kły w szerokim uśmiechu, jednocześnie zabierając się za rozpinanie własnej koszuli. Oczywiście nie ma mowy o tym, żeby zdjął ją całkowicie - jakoś nieszczególnie przepada za afiszowaniem się swoim pociętym ciałem w miejscu publicznym. Niemniej jest to całkiem dobra okazja, by pochwalić się przed Simonem swoim nowym, absolutnie zbędnym wymysłem. Nieco uniemożliwia mu w tym biały podkoszulek, niemniej nie jest to przeszkodą aż tak skrajnie wielką. Zaczepia palcem o biały materiał, by kolejno zsunąć go nieco, odsłaniając całkiem niedawno przekłuty sutek.
- Zrobiłem sobie mały prezent z okazji urodzin. Jak Ci się podoba? - prostuje swobodnie. Nigdy nie był jakimś szczególnym fanem prętów w różnych, dziwnych częściach ciała (może za wyjątkiem szkoły średniej, kiedy to nosił kolczyk w lewym uchu), niemniej ten krążył mu po głowie od jakiegoś czasu, a co za tym szło - nie mógł się powstrzymać.
Swobodnym spojrzeniem lustruje reakcję Lufta, dziwnym zbiegiem okoliczności wyobrażając sobie, jak ten testuje jego nowy nabytek. Bo, co tu dużo mówić, Adam jest już dawno za fantazjami o Simonie wijącym się w łóżku.

[A przy nietrzeźwym, całkowicie mu podlegającym Simonie dodatkowo prawie awykonalne.]

Lester pisze...

Zarzuca mu rękę na ramię, tym samym ulegając mu i brnąc w kierunku baru.
- Rozumiem, że nie podoba się wcale. Jeśli mam być szczery, to zdecydowanie lepiej się na niego patrzy, aniżeli posiada. Chociaż sam moment przekłucia był całkiem przyjemny. Teraz tylko muszę sobie znaleźć jakiegoś dobrego kolegę, który się nim zaopiekuje. Niezwłocznie podzielę się z Tobą wrażeniami - drąży z czystej przekory i Simon rzeczywiście może być pewien, że Lester to zrobi. Lokuje się na swoim miejscu przy barze, wcześniej zrzucając z ramion zdecydowanie zbyt ciepłą marynarkę.
- Jeszcze raz whisky i wódkę z tonikiem - zamawia u barmana, zupełnie ignorując fakt, iż Luft nie skończył jeszcze wcześniejszego drinka.

[Ja bym mu na Twoim miejscu współczuła tego, że jego wybawicielem będzie Lester. On nie da mu o tym zapomnieć, zapewniam.]

Lester pisze...

- Przykro mi, bo zrobiłem go, myśląc o Tobie - kwituje z miną zbitego szczeniaka, jednocześnie wpatrując się w zawartość swojej szklanki. Mieszanka wina i wódki oraz niezaprzeczalna duszność pomieszczenia sprawiają, że Adam powoli odczuwa obecność alkoholu we krwi. Jednocześnie jest świadomy faktu, że podobny stan będzie się utrzymywał przez następne kilkanaście drinków, nad czym naprawdę ubolewa. Może gdyby łatwiej się upijał, nigdy nie przerzuciłby się na twarde narkotyki.
- Zawsze jesteś dużo w tyle - poprawia go spokojnie, wreszcie podnosząc na niego wzrok.

[Jeśli zapomnienie nie wiąże się z brakiem reakcji na to, że ktoś dobiera mu się do spodni, to myślę, że dobrze się domyślasz.]

Lester pisze...

- Luft, skarbie, czyżbyś był już pijany? - pyta rozczulony, zupełnie jak gdyby mówił do małego, słodkiego kociaka. Przygląda mu się z wyraźnym zaintrygowaniem, by kolejno wsunąć palce w jego włosy i znów zmierzwić je bez skrupułów.
Jeśli po tych niecałych dwóch szklankach whisky pozwala sobie na takie komentarze, ciekawe w jakim stanie będzie po większej ilości alkoholu?
Lester znów opróżnia swoją szklankę, by kolejno utkwić wyczekujące spojrzenie w koledze i tym samym postanowić, że dzisiejszego wieczora go upije.

[Lepiej współczuj mi. Właśnie zdałam sobie sprawę, że za cztery godziny muszę wstać, coby zniszczyć próbną maturę z polskiego. I naprawdę żyję w przeświadczeniu, że wyobrażenie nietrzeźwego Lufta pomoże mi w tym choć w niewielkim stopniu.]

Lester pisze...

Nie może się powstrzymać przed prychnięciem krótkim śmiechem na widok poczynań Lufta. Naprawdę nie sądził, że po upiciu brunet będzie tak niesamowicie uroczy i ujmujący, doprawdy porównywalnie z chwilami, kiedy czuje się skrępowany. I oto Adam znajduje zastępstwo dla wcześniejszych prowokacji, do którego w niemałym stopniu zmusza go dzisiejsza, nieszczęsna deklaracja.
- Jeszcze raz to samo - rzuca do paradującego za barem barmana, jednocześnie nie spuszczając z oczu twarzy Simona.

[Zaraz będę się zbierać, ale jeszcze nie teraz. Zwłaszcza, że Luft zaraz pójdzie do łazienki.
Oczywiście, że ogranicza myślenie. I właśnie to mnie frustruje, bo akurat do osób, które nie mają własnego zdania nie należę.]

Lester pisze...

Marszczy sceptycznie brwi, nie będąc pewnym, czy pozwolenie mu na samowolne pójście do łazienki jest szczególnie trafnym pomysłem. Niemniej daje mu czas. Upija łyk ponownie przyniesionego przez barmana drinka, zapala papierosa, w niepokój wpadając dopiero w chwili, gdy wraz z jego skończeniem Luft ciągle nie wraca. Wreszcie rusza za przyjacielem do obskurnej, klubowej łazienki. W pierwszej chwili, gdy otwiera drzwi i widzi Simona w ramionach innego, dobrze zbudowanego mężczyzny, dochodzi do niego, że być może wcale nie powinien był tu przychodzić. Do myślenia dają mu jednak dziwne otępienie, bierność Simona i fakt, że sam wciąż pozostaje niezauważony, choć przyjaciel patrzy bezpośrednio na niego. Dopiero wtedy uświadamia sobie, że Luft jest napastowany. Gwałt, oto z czym mają do czynienia. Ma niemal absolutną pewność, że nie da sobie rady z agresorem. Byłoby dużo łatwiej, gdyby akurat w tym wypadku Luft NIE BYŁ pasywny i wysilił się na jakikolwiek fizyczny wyraz negacji. Na dalsze rozważania Lester nie ma jednak czasu, bowiem napastnik już wsuwa rękę w spodnie jego kolegi. Adam z całą siłą uderza tamtego w tył głowy na dokładkę kopiąc go w krok. I, o dziwo, ma szczęście, bowiem nieznajomy upadając na ziemię, uderza tyłem głowy o muszlę klozetową, najwyraźniej tracąc przytomność.
- Cholerny skurwysynie... Tylko ja mam prawo dotykać go w ten sposób wbrew jego woli - warczy rozdrażniony i jednocześnie wciąż zaskoczony zaistniałą sytuacją, choć oczywistym jest, że nie ma takiego prawa. Niemniej to na ten moment nie ma większego znaczenia.
[Ja najpewniej skończę na dokładnie takim kierunku. Z tymże mój, po za tym, że będzie humanistyczny, będzie również całkowicie niepraktyczny. I prawie na pewno będę po nim bezrobotna. Nieracjonalne decyzje rulez.
Generalnie mam ten sam problem - nie przepadam za zostawianiem kogoś bez odpowiedzi ze świadomością, że ja swoją już otrzymałam. Ale spokojna głowa, jak zacznę zasypiać na siedząco, dam znać.]

Lester pisze...

Dopiero zawołanie przyjaciela sprawia, że wreszcie zwraca na niego uwagę. Odczuwa naprawdę silną chęć skarcenia go Bór jeden wie za co, a jednak kompletna nietrzeźwość i tym samym bezbronność tamtego znów go rozczulają.
- No cześć, słońce - rzuca cicho, podchodząc do niego i pieszczotliwe gładząc jego policzek, jednocześnie badając spojrzeniem jego oczy. Błędny wzrok i powiększone źrenice podpowiadają mu, że Luft jest kompletnie na haju. A jedyną sposobnością, by ten przyjął cokolwiek, jest dosypanie mu czegoś do szklanki, bowiem Lester jest przekonany, że tamten świadomie nie wziąłby do ust podobnego świństwa. Wzdycha bezgłośnie, kiedy mimowolnie zaczyna rozważać, co innego Luft mógłby do ust wziąć. I bynajmniej praktycznie nieprzytomny przyjaciel wcale nie pomaga mu w zahamowaniu tych fantazji. Nieśpiesznie zabiera się za zapinanie jego spodni, a następnie koszuli, by wreszcie złapać za biały materiał, przyciągnąć go nieco do siebie i tym samym zmusić do stanięcia na własnych nogach.
- Chodź, kochanie, idziemy - mruczy, powoli ruszając w kierunku wyjścia z łazienki. Wciąż nie ma żadnej pewności, że tamten ustoi na własnych nogach.
[Blisko: filozofia, religioznawstwo, japonistyka. A znając moją apatię i bierność równą Luftowi w tejże chwili: nic ze mnie nie będzie.
Okej, literki już mi się mylą. Dobrej nocy więc.]

Lester pisze...

Sam nie wie, dlaczego głupawe pytanie przyjaciela wreszcie wywołuje na jego twarzy uśmiech, mimo że sytuacja wcale tego uśmiechu od niego nie wymaga. Nawet wręcz przeciwnie. Przez moment zastanawia się, czy nie byłoby dobrze, gdyby Luft wypity niedawno alkohol zwymiotował, ale wreszcie dochodzi do wniosku, że ich obu kosztowałoby to niebywale wiele wysiłku, a najprawdopodobniej i tak mijałoby się z celem, bowiem prochy działają na Simona już od dłuższego czasu.
- Tak, skarbie, będziemy spać. Zaraz po powrocie do domu - wciąż tym samym cierpliwym i ciepłym tonem odpowiada na pytanie przyjaciela, choć właściwie wcale nie musi. Szczerze wątpi, czy jakiekolwiek z jego słów dotarło do świadomości Simona. Powoli wyprowadza go z łazienki, przez bar do wyjścia. Po drodze niedbale płaci barmanowi zupełnie losowym banknotem, zapewne tym samym nie szczędząc mu napiwku i jednocześnie zgarnia ich wcześniej pozostawione samowolnie marynarki.

[Religioznawstwo nie może nie brzmieć przerażająco, skoro dyktuje o czymś, co de facto raczej nie istnieje. Niemniej na Jagiellońskim jest to kierunek zgoła interesujący, bo nie skupia się tylko na chrześcijaństwie. Ale cóż z tego, skoro wciąż nie czyni go to futurystycznym?
Matury z filozofii nie zdaję, trochę mijałoby się to z celem, bo jest wymagana na niewielu kierunkach.]

Lester pisze...

Zanim zdąża całą sytuację przemyśleć, już siedzi w samochodzie z Luftem na siedzeniu dla pasażera. Bo o ile zaćpany kolega i niedoszły gwałt na nim sprawiają, że momentalnie trzeźwieje, o tyle prowadzenie auta w tym stanie wciąż wydaje mu się pomysłem skrajnie absurdalnym. W myślach robi szybką kalkulację zysków i strat, w efekcie dochodząc do wniosku, że wykorzystanie samochodu Simona nie jest opcją najbezpieczniejszą, ale jednak zdecydowanie najbardziej komfortową. Zresztą... Lester nigdy nie odznaczał się jakimś szczególnym rozsądkiem, z kolei z lekkomyślnością to jest za pan brat. Może właśnie przez wzgląd na to po chwili bezcelowego wpatrywania się w przednią szybę, wreszcie nachyla się w kierunku ledwo przytomnego przyjaciela, zapinając mu pas.
- Zapinamy pas. I ani się waż zasypiać, jeszcze nie teraz - rzuca spokojnie, klepiąc go orzeźwiająco po policzku. W następnej chwili uruchamia silnik, by kolejno ruszyć z parkingu.

[Zasadniczo nie ma w tym nic zaskakującego, w końcu większość nauk ścisłych opiera się na filozofii. Kolega z mojej klasy, dla przykładu, będąc laureatem olimpiady z filozofii właśnie (co otwiera mu drogę na każdy kierunek) wybiera się na fizykę, z którą nie zetknął się praktycznie od gimnazjum, coby było zabawniej.
Całe szczęście nie mam tak wygórowanych ambicji.]

zgniły anioł pisze...

- Dzięki, skarbie - rzuca bardziej do przedniej szyby, aniżeli do przyjaciela, jednocześnie wyjeżdżając na bardziej ruchliwą ulicę.
Fakt, że Luft wbrew jego poleceniu znowu zasypia, wprawia go w jeszcze większą frustrację. Nie sądzi, żeby samodzielnie dał radę zanieść go do łóżka. Przecież doprowadzenie go do samochodu, kiedy tamten był ledwo, ale jednak przytomny, już sprawiło mu trochę problemów.
Umyślnie zjeżdża na lewy pas, następnie ciut nazbyt gwałtownie powracając na ten prawidłowy. Kątem oka obserwuje, jak jego przyjacielem rzuca na lewo i na prawo. Widzi, że ten znów otwiera oczy i komentuje to delikatnym uśmiechem.
- Nie śpimy, królewno - upomina go, powoli kierując się ku przedmieściom Amsterdamu. Zupełnie odruchowo, chociaż mógł przecież przenocować przyjaciela u siebie.
[Nasz historyk nas zawsze straszy, że jak nie będziemy się uczyć historii, to pozostanie nam zdawanie wiedzy o tańcu i bycie DJ'em w jakimś podrzędnym klubie. Szczerze wątpię, czy matura z historii coś tutaj zmieni, no ale cóż.
Wybaczam. Niemniej jednocześnie pragnę zauważyć, że blog się ciut kruszy.]

zgniły anioł pisze...

[Dobrze mi się z Tobą pisze, także jakoś mi się z przerwaniem wątku nie spieszy. A i dopóki blog istnieje, raczej nic Nam w wątkowaniu nie przeszkadza.]

zgniły anioł pisze...

Zwalnia, by wreszcie definitywnie zatrzymać się przed willą przyjaciela. W samą porę, bowiem zachowanie Lufta rozprasza go w sposób niewyobrażalny. I zasadniczo nie ma w tym nic dziwnego. Jest gejem, a jego przyjaciel nie dość, że jest przystojny, to jeszcze w tym momencie niczego nieświadomy i całkiem chętny, co już w ogóle jest rzadkością. Ale Adam ignoruje przyjemny dreszcz pędzący w dół własnego kręgosłupa, który swoją przyczynę ma w słowach przyjaciela, wyszeptanych tak blisko lesterowego ucha, i popycha Simona zdecydowanie w tył. W następnej chwili wysiada z auta, by obejść je pospiesznie i otworzyć drzwi od strony pasażera.
- Jak chcesz, to chodź tutaj - rzuca spokojnie, patrząc nań wyczekująco.

zgniły anioł pisze...

- Dobry chłopiec - rzuca pochlebczo, gdy mężczyzna staje na nogi o własnych siłach. W następnej chwili zamyka samochód, bierze przyjaciela pod ramię i stosunkowo powoli prowadzi go w kierunku drzwi. Jednocześnie po kieszeniach spodni poszukuje pęku kluczy, wśród których powinien znajdować się również ten otwierając drzwi domu przyjaciela. I choć Simon dał mu go już spory kawał czasu temu, na wszelki wypadek, Lester nigdy przedtem z niego nie korzystał. Zresztą w samej willi Lufta był nie więcej niż pięć razy i to wcale nie ze względu na jej nieporęczną lokalizację. Po prostu nie przepada za dużymi przestrzeniami, a ta sprawia na nim wrażenie wyjątkowo autystycznej. W ogóle nie ma pojęcia, po co przyjacielowi takie duże mieszkanie, skoro mieszka w nim sam. No, chyba, że Lester o czymś nie wie.
Opiera Simona o ścianę budynku tuż obok drzwi, tym samym pozwalając mu trochę odsapnąć, i odnajduje odpowiedni klucz. Otwiera drzwi, wpuszczając Lufta do środka, samemu szukając po omacku włącznika światła.

zgniły anioł pisze...

Zapala światło, piętami zsuwając ze stóp buty i jednocześnie podąża spojrzeniem za przyjacielem. Przez moment bardzo sceptycznie przygląda się jego poczynaniom, a gdy ten wreszcie ląduje na kanapie, wzdycha ciężko. Kuca obok niego, kładzie dłoń na jego ramieniu i potrząsa nim delikatnie.
- Luft, jeśli tu zaśniesz, rano obudzisz się cały obolały. Chodź na górę, do łóżka - mówi powoli i cierpliwie, wpatrując się w twarz Simona i zastanawiając się, czy ten przypadkiem już nie śpi. Z własnej autopsji wie, że przyjaciel będzie rano obolały bez względu na to, czy zaśnie na kanapie, w łóżku czy też na podłodze, niemniej skoro już odwiózł go do domu, może przynajmniej położyć go spać w bardziej humanitarnych warunkach.

zgniły anioł pisze...

Spokojnie wysłuchuje sprzecznych komunikatów wysyłanych przez przyjaciela, jednocześnie nie spuszczając wzroku z jego twarzy. Wreszcie chwyta jego dłonie i powoli pomaga mu wstać. Obejmuje go w pasie i nie baczy na zdanie Simona: prowadzi go do sypialni. Tam zdecydowanie popycha go na łóżko, by kolejno okryć ciepłą pościelą.
- Śpij. - Żądanie to jednak traci na sile, bowiem Adam wypowiada je zdecydowanie zbyt ciepłym i mało stanowczym tonem. Najzwyczajniej w świecie jest mu przyjaciela szkoda, a rosnące od momentu samej sytuacji w klubowej toalecie poczucie winy nagle pożera go w całości.

zgniły anioł pisze...

[Zanim kontynuuję, mam pytanie. Czy gdyby Lester znalazł u Simona w domu jakieś tabletki przeciwwirusowe (zupełnie przez przypadek), to byłoby za dużo ekscesów jak na jedną dobę czy może być?]

Lester pisze...

Gdy tylko nabiera pewności, że Simon śpi, zajmuje się sobą. Bardziej dosłownie, aniżeli w przenośni i zasadniczo nie ma w tym nic dziwnego - jest gejem, a w sypialni leży jego cholernie przystojny przyjaciel, który na ten moment najpewniej nie miałby nic przeciwko... czemukolwiek. Tak więc Adam uznaje to za całkiem zdrowy objaw i nawet nie próbuje się hamować.
Później stara się zasnąć, ale jako że nie wychodzi mu to najlepiej, wreszcie decyduje się na zrobienie sobie kawy i zajęcie się czymś zgoła konstruktywnym. Dla przykładu odszukaniem jakichś tabletek przeciwbólowych, coby Luftowi ulżyć, kiedy ten już się obudzi. Otwiera jedną z szafek, a jej wnętrze, albo raczej ilość tkwiących w nim opakowań pigułek na moment wprawia go w konsternację. I gdy spojrzeniem chaotycznie wertuje etykiety poszczególnych z nich, czuje się, jak gdyby ktoś mu właśnie przyłożył. I słowa "seropoztywny" czy "HIV", jako jedne z niewielu, które docierają do jego świadomości, rzeczywiście są jak mentalny policzek. Jeszcze przez moment tkwi przed szafką w totalnym bezruchu, chyba nie do końca świadom ogromu swojego odkrycia. Właściwie to nawet nie chce być. Zgarnia z szafki odpowiednie opakowanie i opuszcza pomieszczenie.
Przez resztę nocy lokuje się na fotelu w sypialni Lufta i w oczekiwaniu aż ten się obudzi, czyta książkę. A przynajmniej stara się, bo słowa jakoś nieszczególnie docierają do jego umysłu, chociaż każde zdanie czyta kilkakrotnie.

zgniły anioł pisze...

Czytanie daruje sobie dokładnie w chwili, w której zdaje sobie sprawę, że książka, którą przelotnie zdjął z którejś z półek przyjaciela, jest jego autorstwa. I naprawdę nie wie, czy to zwykły zbieg okoliczności czy po prostu prześladujący go tego wieczora pech, bo po napisaniu swoich książek, nienawidzi ich czytać. Głównie przez wzgląd na to, że wydają mu się chore i niedopracowane. Dlatego kolejne kilka godzin poświęca na nicnierobienie, co ostatnimi czasy okazuje się być jego ulubionym zajęciem. Z tego swoistego marazmu wyrywa go Simon i Adam jeszcze przez moment zastanawia się, czy przypadkiem zajęcie nie pochłonęło go do tego stopnia, że najzwyczajniej w świecie uciął sobie drzemkę. Dopiero po tej myśli otwiera oczy. Na Lufta jednak nie patrzy. Sięga z ziemi kubek, w międzyczasie opróżniony z kawy, oraz rzeczoną wcześniej książkę, z zamiarem odłożenia ich na swoje miejsca. Zupełnie jak gdyby zawsze po sobie sprzątał, a w mieszkaniu miał porządek godny samej perfekcyjnej pani domu.
- Chcesz coś do jedzenia? - pyta, wkładając książkę w dokładnie to samo miejsce, z którego ją wziął. W dodatku równo z grzbietami innych, coby nie zaburzała harmonii dotychczasowego świata.
- Na stoliku nocnym masz tabletki przeciwbólowe i wodę. Gdybyś potrzebował. - Nie mówi mu, że wie, ale daje mu to do zrozumienia. W końcu Luft jest na tyle elokwentny, że prędzej czy później zda sobie sprawę, że Adam przyniósł te pigułki z tej konkretnej szafki, w której to prawdopodobnie przez dłuższy czas kryła się ta tajemnica. Jeśli nie teraz, to przynajmniej wtedy, kiedy dojdzie do siebie.
Lester wychodzi do kuchni, wciąż kurczowo ściskając w dłoni brudny kubek i wciąż na Lufta nie patrząc. Nie, żeby nie chciał go zaszczycić swoim spojrzeniem. Skąd. Raczej ucieka. W końcu to od zawsze wychodzi mu najlepiej.

zgniły anioł pisze...

- Nie chcę na Ciebie patrzeć. Sprawiłeś mi w nocy dużo kłopotów - mówi pod nosem do siebie, szczerze wątpiąc czy jego słowa z kuchni dotrą do uszu przyjaciela. Jednocześnie zawzięcie myje ręcznie kubek, zupełnie jak gdyby na owej czynności chciał odreagować wypowiedziane kłamstwo. Bo nie dość, że wczorajsza zamiana ról była całkiem rozczulająca i przyjemna, to jeszcze okazała się być pobudzającą.
W następnej kolejności Lester zaparza kawę, by z dwoma kubkami wrócić z powrotem do przyjaciela. W międzyczasie zapala papierosa i, o dziwo, nie jest to odruch złośliwy. Raczej bezwarunkowy, jaki zwykle dotyka go w chwilach stresu czy rozdrażnienia. Ale Luft nie musi o tym wiedzieć.
- Wyglądasz jak gówno - kwituje, wręczając mu kubek z kawą, zupełnie jak gdyby odczuwał silną potrzebę zrobienia dla niego czegokolwiek. Bo przecież skoro Simon nie ma ochoty na jedzenie to i napojem pogardzi. Jednocześnie wreszcie lustruje go długim spojrzeniem, co pozwala mu na wydanie tak szczerej i, co tu dużo mówić, trafnej opinii. - I cuchniesz. Weź prysznic - ciągnie bezlitośnie, wzrok skupiając na twarzy Lufta. Przez moment zastanawia się, czy go oświecić czy może pozostawić w błogiej niewiedzy, by wreszcie zdecydować, że jednak go dobije.
- A śmierdzisz i wyglądasz jak gówno nie dlatego, że dużo wczoraj wypiłeś, bo nie wypiłeś prawie nic, ale z tego powodu, że jakiś niesmaczny facet dosypał Ci jakiś proszków do drinka, coby Cię później zerżnąć w toalecie. Nie pamiętasz? - drażni się z nim ciut złośliwie, w następnej chwili zaciąga się papierosem, by kolejno upić łyk własnej kawy. I teraz, tak dla odmiany, patrzy na Simona za często i za bardzo intensywnie, stwierdziwszy z ulgą, że chociaż ten okłamywał go zapewne przez dłuższy czas, wciąż jest tym samym Luftem i wygląda tak samo jak wcześniej. Zupełnie jak gdyby oświecenie Adama mogło mieć na to jakiś wpływ. Niemniej nie jest to jedyny powód, dla którego śledzi jego poczynania z taką uwagą. Jednocześnie pozwala mu to określić, że Luft ciągle nie wie, że on wie, co jednocześnie daje mu szansę na ucieczkę, zanim to do niego dojdzie.

zgniły anioł pisze...

Jeszcze przez moment obserwuje chyboczącą się na powierzchni odstawionego przez przyjaciela kubka kawę i czuje, że jest prawie tak wzburzony jak ona. Zamiast odczuć współczucie czy wyrzuty sumienia po dość gwałtownej reakcji Simona, wybucha w nim wulkan rozdrażnienia i zawodu, który rósł w nim od momentu otworzenia tej przeklętej szafki. Podąża za Luftem, po drodze odstawiając gdzieś na bok swoją kawę i gasząc w niej niedopalonego papierosa.
- Przynajmniej zapamiętasz, że kiedy jest się wysokim brunetem ze zgrabnym tyłkiem, nie należy osamotniać swojej szklanki. Zwłaszcza w klubie gejowskim - mówi z kompletnym brakiem empatii w wyrazie twarzy czy tonie głosu, jednocześnie paradoksalnie kucając przy Simonie i podając mu kilka listków papieru toaletowego, coby ten wytarł sobie usta.

zgniły anioł pisze...

Czyli nie zdąży uciec.
- Nie, nie chodzi o "pieprzne tabletki" - kwituje spokojnie, zupełnie nieskrępowany podniesionym tonem głosu przyjaciela. W następnej kolejności podnosi się z ziemi, przelotnie omiatając spojrzeniem odbicie twarzy Simona w lustrze. - Raczej o to, że po prostu się na Tobie zwiodłem - kończy, opuszczając łazienkę. Szuka swoich rzeczy, które jak na złość musiał oczywiście porozrzucać po całym mieszkaniu przyjaciela. Wreszcie zgarnia je wszystkie, by znów stanąć w progu łazienki.
- I jeśli sądzisz, że pozwoliłbym komukolwiek zgwałcić Cię w obskurnej, klubowej toalecie, to niestety muszę Cię rozczarować. Nie pozwoliłem. - Jeszcze przez moment wpatruje się w postać Lufta, by następnie wsunąć na nos okulary i ruszyć w kierunku wyjścia.

zgniły anioł pisze...

Ten dotyk sprawia, że w Lesterze puszczają wszelkie zahamowania. Wyrywa dłoń z uścisku przyjaciela, odwracając się do niego gwałtownie.
- Może gdybyś wiecznie nie zgrywał kogoś, kurwa, niezniszczalnego, sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej! - Podniesiony głos jest niczym innym jak reakcją na strach, który nagle zaczyna Adama dotykać. Bowiem oto zdaje sobie sprawę, że Luft rzeczywiście nie jest nie do złamania i że z wirusem czyhającym w każdym skrawku jego ciała, jest zagrożony w skrajnie dużym stopniu. I właśnie ta świadomość, że Simon jest narażony na śmierć zdecydowanie łatwiej, aniżeli sam Adam (co jest nie małym paradoksem, zważywszy na tryb życia pisarza), przeraża go właśnie najbardziej.
- Więc? Od kiedy jesteś zarażony? - pyta wyczekująco, wciąż tym samym, oziębłym i podniesionym głosem. - Od ilu pierdolonych lat mnie okłamujesz?

zgniły anioł pisze...

Jeszcze przez moment wpatruje się w niego gniewnie, w milczeniu, bo sens jego słów nie do końca do niego trafia. A kiedy wreszcie go pojmuje, to jest ten przeważający policzek, którego nie potrafi już znieść. Odwraca pełne zaskoczenia spojrzenie gdzieś w bok, a łapczywie wciągane do płuc powietrze daje do zrozumienia, że stara się uspokoić. Nie tylko dlatego, że wściekłość i rozgoryczenie rozsadzają go od środka, ale również z tego tytułu, że sprzecznie z tymi dwoma uczuciami dochodzi do wniosku, że jego wcześniejsze pytanie było co najmniej nie na miejscu. Dlatego nie mówi nic. Wychodzi na zewnątrz i drżącymi z emocji dłońmi zapala papierosa. Zupełnie nie przejmuje się faktem, że w środku zostawił płaszcz: po prostu stara się skupić na wykonywanej czynności. Co, oczywiście, nie wychodzi mu najlepiej.

zgniły anioł pisze...

Ten płaszcz również wprawia go w rozdrażnienie, niemniej chyba nie ma teraz czynności, którą Luft mógłby wykonać, nie zdenerwowawszy go. Nie komentuje tego jednak, po prostu dalej pali papierosa. Jednego, drugiego i piątego. Na tym kończy, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że to i tak mija się z celem. Wraca do środka, odwiesza płaszcz przyjaciela na wieszak, odnajduje swój, ubiera się, a następnie zatrzymuje się przed drzwiami do łazienki. Po chwili wahania uchyla je, nie wchodząc jednak do środka.
- Wychodzę - rzuca czysto informacyjnie, spojrzeniem w skupieniu analizując framugę drzwi. - Zobaczymy się później - dodaje, zupełnie jak gdyby chciał upewnić zarówno siebie jak i Simona w przekonaniu, że dzisiejsze rewelacje nie zmieniają absolutnie niczego.
Ale zamiast wyjść po wypowiedzeniu tych słów, ciągle tkwi pod uchylonymi drzwiami łazienki jak ten kołek.

zgniły anioł pisze...

W skupieniu analizuje gładką powierzchnię framugi, wciąż wyczekując odpowiedzi. Dopiero po kilku długich minutach zdaje sobie sprawę, że odpowiedzi nie otrzyma, bo Luft najprawdopodobniej jej nie usłyszał, bądź też ją zignorował. Zapewne każdy normalny człowiek na jego miejscu po prostu by budynek opuścił, niemniej Lester do normalnych z pewnością nie należy. Dlatego bez skrupułów czy wątpliwości wchodzi do łazienki, by kolejno oprzeć się o framugę drzwi i posłać w kierunku kabiny prysznicowej wyczekujące spojrzenie, choć to, co oczywiste, nie może przecież trafić do odbiorcy.
- Mówiłem, że wychodzę - powtarza nieco głośniej niż wcześniej, ale wciąż tym samym, informatywnym tonem.

zgniły anioł pisze...

To pytanie zbija go na moment z pantałyku, głównie przez wzgląd na to, że sam nie wie, czego oczekuje i dlaczego tutaj jeszcze stoi. Być może po prostu nie ma ochoty wychodzić, choć z drugiej strony jest świadomy tego, że im obu potrzeba przede wszystkim czasu. Dlatego właśnie podnosi się, wsuwając dłonie do kieszeni spodni i wzruszając lekko ramionami.
- Właściwie chciałem spytać, czy czegoś jeszcze nie potrzebujesz, ale - tu ciężko wypuszcza powietrze spomiędzy warg z towarzyszącym temu cichym świstem - nie ważne. Cześć - kończy i wreszcie opuszcza łazienkę, a zgodnie z dalszym zamiarem, również i dom. Czasami bywa tak melodramatyczny, że aż zadziwia tym samego siebie.

zgniły anioł pisze...

[Jeśli masz pomysł, jak najbardziej - zapraszam.
Nocą się lepiej oddycha, tak myślę. Także tak, zacznij się przyzwyczajać.]

mówią, że gej pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Anonimowy pisze...

Przez ostatnie kilka dni, Lester ogranicza kontakty z Luftem do skrajnego minimum z jednej prostej przyczyny: zamiast stawić czoło problemowi (choć to słowo nie jest tutaj szczególnie odpowiednie), woli uciec od niego i całkowicie go z siebie wyprzeć. O dziwo, tym razem wychodzi mu to całkiem po ludzku, bo w tym celu porządnie sprząta mieszkanie (chyba pierwszy raz, odkąd w nim mieszka, co warto dodać), robi pranie i pisze. Temu ostatniemu towarzyszy wypalanie trzykrotnie większej ilości papierosów niż zwykle, jednak jest to zdecydowanie to najmniejsze zło, na jakie mógł się zdecydować. Jednocześnie przyzwyczaja się do myśli, że w końcu będzie musiał stanąć z Luftem twarzą w twarz, dlatego w wydawnictwie pojawia się w nastroju proporcjonalnie równym swojemu wyglądowi zewnętrznemu. Czyli w dobrym.
- Co chciałeś? - pyta na dzień dobry, wchodząc do gabinetu przyjaciela z jakimś... dwugodzinnym opóźnieniem, co jest, nawet jak na niego, wynikiem zgoła imponującym. A pyta, bo cóż... najwyraźniej SMS od Lufta, że natychmiast powinien być tam, gdzie go akurat nie ma, nieszczególnie wiele mu mówi.
Dopiero po wypowiedzeniu tych słów skupia spojrzenie na przyjacielu, jego ciut ekstrawagancką pozę komentując jedynie sceptycznym uniesieniem brwi ku górze.

zgniły anioł pisze...

- Ach - rzuca niezbyt elokwentnie, jednocześnie w zamyśleniu pocierając dłonią po wiecznie kilkudniowym zaroście, sprawiając przy tym wrażenie, jak gdyby rozważał, w jaki sposób przekazać Luftowi jakąś niebywale smutną wiadomość. Wreszcie reflektuje się, ucinając krótko i lekceważąco:
- Zapomniałem.
W następnej kolejności nawet nie zdejmując płaszcza czy torby z ramienia obchodzi biurko przyjaciela, by w efekcie nazbyt bezczelnie wpakować mu się na kolana. Jak się w następnej kolejności okazuje po to tylko, by bezpruderyjnie wejść do służbowego komputera tamtego, zalogować się na swojej skrzynce mailowej, pobrać na jego komputer jakiś plik Worda, otworzyć go i wylogować się ze skrzynki. Odwraca się przez ramię, posyłając w kierunku Simona uśmiech przypominając ten wyjątkowo zadowolonego z siebie dziecka.
- Prolog i dwa pierwsze rozdziały. Przeczytaj i powiedz, co myślisz. Poczekam na korytarzu - rzuca spokojnie, wreszcie podnosząc się z kolan Lufta i ruszając w kierunku wyjścia z jego gabinetu.

zgniły anioł pisze...

Już ma powiedzieć, że to sześćdziesiąt cztery strony, że przeczytanie tego trochę mu zajmie, że nie chce mu przeszkadzać, bo jego obecność może wpłynąć na jego opinię i, wreszcie, że najzwyczajniej w świecie zdrętwieją mu uda, ale daruje sobie. Głównie przez wzgląd na to, że na kolanach przyjaciela jest mu całkiem wygodnie. Jednocześnie zaczyna się denerwować, ów stres odreagowując poprzez zabawę najróżniejszymi artykułami biurowymi, które wpadają mu w dłonie, a które po spotkaniu z Lesterem nie mają już prawa bytu. Jak dla przykładu ten oto spinacz do papieru, który, wygięty w ten sposób, nie nadaje się do niczego więcej. Może się to wydawać całkiem zabawne, niemal niespotykane, zważywszy na to jak arogancki bywa i jak specyficzny tryb życia prowadzi Adam, niemniej jeśli chodzi o pisanie, opinia Lufta jest de facto jedyną, z którą się liczy. Lester wierzy w swój kunszt pisarski oraz fakt, że spodoba się on Simonowi. Niestety tego samego nie może powiedzieć o fabule, bowiem w swoich książkach nigdy wcześniej nie podjął tematu bardziej kontrowersyjnego i rażącego oczy, choć przecież takie lubił najbardziej.
Kiedy tamtego popołudnia wrócił z powrotem do siebie, pierwsze co zrobił, to uruchomienie komputera i przeszukanie internetu w celu dowiedzenia się o HIV wszystkiego. Od samej profilaktyki po futurystyczne prognozy. Niemniej tym, co wstrząsnęło nim najbardziej, był fakt, że istnieją ludzie, którzy twierdzą, że ów wirus odmienił ich życie najlepsze. Podnoszą go do rangi świętości czy daru. Że organizują spotkania, podczas których podobne błogosławieństwo można pozyskać, pieprząc się z kim popadnie bez prezerwatywy. Tak więc Lester poszukał na ten temat więcej informacji, spotkał się z podobnym osobnikiem przy filiżance kawy, by dowiedzieć się jeszcze więcej z bezpośredniego źródła. I o tym właśnie jest jego książka, albo raczej jej zaczątek. O trzydziestolatku pozbawionym życiowych aspiracji, zdeklarowanym geju od czternastego roku życia, sporadycznie spożywającym narkotyki, nałogowo uprawiającym seks, palącym papierosy, zadającym sobie ból i myślącym o śmierci zdecydowanie częściej, aniżeli każdy przeciętny człowiek. Brzmi znajomo? Może do momentu, w którym to rzeczony osobnik nie wpada na podobne grupy, co Lester, i nie myśli sobie, że to jest właśnie to. Idzie na imprezę, coby podobny dar pozyskać, ale w ostatniej chwili zmienia zdanie i ucieka. Rozgoryczenie i abulię postanawia zapić w jednym z gejowskich klubów swojego miasta, a kiedy postanawia w nim skorzystać z toalety, natrafia w niej na przesadnie umięśnionego osobnika, który dobiera się do mężczyzny praktycznie nieprzytomnego. Na tym właśnie kończy się drugi rozdział, przy czym Lester podnosi wzrok na Lufta dopiero w chwili, gdy ten wreszcie do owego końca dociera.

zgniły anioł pisze...

[Czyżbyś była jedną z tych osób, które zostały pożarte przez sesję?]

zgniły anioł pisze...

[W sumie to odetchnęłam z ulgą, bo brałam też pod uwagę opcję, że Ci się dekadencko-infantylny Adaś znudził. Powodzenia na egzaminach zatem!]

zgniły anioł pisze...

Gdy dłoń znika z jego spodni, Lester dopiero wtedy zdaje sobie sprawę, że ona tam tkwiła. Zupełnie odruchowo chwyta ją i z powrotem kładzie gdzieś w połowie własnego uda. Skoro ów dotyk jest przyjemny i działa uspokajająco, dlaczego nagle ma być go pozbawiony? Dopiero wtedy nachyla się w kierunku przyjaciela (zdecydowanie zbyt bardzo, o czym informuje go powiew ciepłego oddechu bruneta na własnej twarzy), szukając czegoś w jego spojrzeniu. Choć sam dokładnie nie wie, czego konkretnie.
- Utknąłem - mówi cicho i jakoś tak patetycznie, sprawiając wrażenie dziecka, które narobiło sobie problemów w szkole, a fakt, że właśnie siedzi na kolanach przyjaciela, jedynie ten obraz potęguje i sprawia, że przekaz rozmywa się. Trudno bowiem przewiedzieć, co Lester chce przez to powiedzieć. Czy utknął ot, po prostu, na udach Simona czy może w pisaniu powieści? Niemniej jeśli ktoś może doszukać się odpowiedzi na to pytanie w zupełnie wypranym z emocji spojrzeniu Adama, jest to właśnie znający go od dwudziestu lat Luft. Przecież przechodził to z nim za każdym razem, gdy ten pisał i kończył książkę. Za każdym razem, kiedy wena ulatywała gdzieś na jakiś czas, za każdym razem, gdy ogarniało go poczucie przygnębienia z powodu skończenia powieści, za każdym razem gdy w takim momencie uczucie zupełnego braku wartości w całości go pochłaniało, zupełnie jak gdyby stracił coś cennego - bo oddanie powieści do druku niejako się z tym wiązało. I, przede wszystkim, zawsze kiedy napór tych uczuć paraliżował go, co zwykle prowadziło do podjęcia kolejnej próby pozbawienia siebie życia.
Chrząka cicho, zupełnie jak gdyby chciał zatuszować ową chwilę niewątpliwej słabości i wyrzuca z siebie swobodnie, swoim charakterystycznym, codziennym tonem głosu:
- Mam jeszcze kolejne trzy rozdziały. Ale dalej utknąłem. Nie napiszę więcej przez najbliższy czas.
[W takim razie można rzec, że właśnie niejako opiłam Twój powrót. Całkiem nieświadomie. Także przepraszam za ten syf powyżej.]

zgniły anioł pisze...

Wstaje, i na ten moment jest to najgorszy ruch, do którego mógł się posunąć. Może gdyby przywołał do siebie zwykle towarzyszącą mu przekorę, gdyby wysilił się na szczyptę złośliwości i insynuacji odnośnie dłoni przyjaciela na swoim udzie, zmuszenie go do ponownego ulokowania się na jego kolanach czy szeptu tuż przy swoim uchu, wszystko wróciłoby do normy. Ale nie. Zamiast tego, Lester wciąż powtarza tą samą historię, z uporem maniaka znów wycofuje się, ucieka, by w efekcie po raz kolejny móc zamknąć się w odmętach swoich myśli, w swojej głowie. Na wpółświadomie podchodzi do okna, otwiera je i zapala papierosa, który pojawia się między jego wargami nie wiadomo kiedy. To mógłby być zamiennik, niemniej tylko i wyłącznie wtedy, gdyby zrobił to umyślnie, z pełną świadomością tego, jaki stosunek do palenia ma jego przyjaciel. Ale fatum najwyraźniej wciąż nad nim czuwa, bo Adam robi to po prostu odruchowo.
- Może mam jeszcze wyjść? - odparowuje wreszcie w nagłym, zupełnie absurdalnym gniewie. Emocje kotłują się w nim i sam nie wie, czy to przez wzgląd na to, że czuje się zlekceważony i niezrozumiany czy może dlatego, że napięcie kiełkujące w nim od kilku długich dni, wreszcie wymaga ujścia.
[Może nie jest, mam teraz bardzo spaczony obraz rzeczywistości. Chociaż, chyba zawsze mam.]

zgniły anioł pisze...

Przez moment Adama już nie ma w pomieszczeniu, ulatuje z niego razem z dymem, którego wędrówkę za okno śledzi nieobecnym wzrokiem. Na ziemię sprowadza go przyjaciel, tym właśnie objęciem w pasie.
- Robisz się ostatnio podejrzanie czuły - kwituje już spokojniej, bo obecność Lufta tuż obok w połączeniu z nikotynowym dymem w płucach rzeczywiście jest kojąca. W następnej kolejności odchyla głowę delikatnie w tył, bez skrępowania opierając ją na ramieniu Simona i posyłając mu ledwo widoczny, zaczepny uśmiech.
- Bo w dalszej części jest scena łóżkowa, a do tego jeszcze nie doszliśmy. - Jak zwykle w podobnych sytuacjach, trudno jest stwierdzić, czy jego słowa są poważne czy to po prostu kiepski żart. Niemniej jedyny powód, dla którego nie przedstawił mu wszystkich pięciu rozdziałów na raz jest taki, że ostatnie trzy stworzył w przeciągu minionej doby i najzwyczajniej w świecie nie chciało mu się dodawać ich na skrzynkę w przekonaniu, że pokaże je Luftowi zdecydowanie później. Najwyraźniej SMS od przyjaciela trochę pokrzyżował mu plany.

zgniły anioł pisze...

- Oczywiście, że jest mi to na rękę - potwierdza zupełnie swobodnie, jeszcze przez krótką chwilę uważnym spojrzeniem lustrując wyraz jego twarzy. Jest w pełni świadomy tego, które prowokacje i w jakim stopniu podobają się Simonowi, dlatego właśnie nie ma wątpliwości, jakiej orientacji jest jego przyjaciel. I ten jego wieczny brak zezwolenia na podobną kolej rzeczy zawsze Lestera bawi, może przez wzgląd na to, że on ze swoim seksualnymi preferencjami zawsze obnosił się dumnie, nawet jeśli w konsekwencji miał zostać wyrzucony z domu przez własnego ojca. W charakterystycznym sprzeciwie dla wszelkich niezrozumiałych dla niego decyzji, ciągnął infantylne dokuczanie Luftowi aż do momentu, w którym ten stanowczo mu tego zabronił, wtedy w samochodzie, przed restauracją. Dlatego fakt, że ten zaczyna samowolnie ciągnąć adamowe zaczepki, jedynie Lestera frustruje, wprowadzając w jego głowie niewyobrażalny zamęt i sprawiając, że ten rozumie teraz jeszcze mniej.
- I oczywiście, że to przeczytasz. Jak skończę - kwituje spokojnie, zaciągając się mocno papierosem i znów wbijając wzrok w widok za oknem.

zgniły anioł pisze...

Znów gdzieś znika, teraz dodatkowo poza uporczywym wpatrywaniem się w kłębiący się, nikotynowy dym, również wsłuchując się w dźwięki dochodzące zza okna, które są wyjątkowo ciche, jak na fakt, że budynek wydawnictwa znajduje się w samym centrum miasta. Zupełnie jak gdyby on i stojący za nim Luft byli wyrwani z realnego świata, jak gdyby wszystko działo się poza nimi.
Gasi niedopałek papierosa o fragment framugi okiennej, by kolejno niedbale wyrzucić go na zewnątrz, i odwraca się nieśpiesznie przodem do kolegi, tym sposobem niwecząc jego próbę naprostowania koszulki Adama.
- Mam coś zrobić, żeby dać Tobie do zrozumienia, że nie masz się odsuwać? - odpowiada z ledwo wyczuwalnym pobłażaniem w głosie, wyczekujące spojrzenie krzyżując z wzrokiem Simona.

zgniły anioł pisze...

Fakt, że zrozumiał, naprawdę Lestera cieszy, tylko dlaczego Simon musi od razu wsuwać dłonie do kieszeni? Nie, żeby Adam uważał to za oznakę braku szacunku, bo jest chyba ostatnią osobą, która ma prawo podobny osąd wydać, ale zdecydowanie wolałby, żeby ręce przyjaciela wylądowały w kieszeniach jego spodni, najlepiej w tych tylnych. Myśli tej wyjątkowo nie wypowiada na głos, zamiast tego pochylając się w kierunku Lufta i kolejno łącząc ich w łapczywym, ale bynajmniej nie natarczywym pocałunku. Właściwie nie ma żadnego powodu, czy może raczej wymówki, aby to zrobić i jedyne co nim w tym momencie kieruje to, ot, czysta chęć pocałowania przyjaciela, jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało.
W gruncie rzeczy w chwili pochylania się w jego kierunku nawet liczy się z faktem, że zaraz zostanie odepchnięty.

zgniły anioł pisze...

Fakt, że jego inicjatywa nie tylko zostaje zaakceptowana, ale i żarliwie odwzajemniona, sprawia, że przez dłuższą chwilę zamiast skupić się na pocałunku, z uwagą analizuje wyraz twarzy przyjaciela, zupełnie jak gdyby chciał się upewnić, czy wszystko z nim w porządku. Dopiero, gdy nabiera przekonania, że Simon ma się całkiem dobrze, przymyka powieki, w całości oddając się przyjemnej pieszczocie.
Urwane westchnienie zawodu wyrwa się spomiędzy jego warg, gdy Simon odsuwa się tak nagle. I Lester wie, że jego słowa są jak najbardziej zgodne z prawdą, ale mimo to kurczowo zaciska jedną z dłoni na koszuli przyjaciela, palcami drugiej zahaczając o szlufkę jego spodni i stanowczo przyciągając jego biodra do swoich.
- Zabiję Cię, jeśli się teraz odsuniesz - mówi wyjątkowo spokojnie, choć są to oczywiście słowa bez pokrycia, i jednocześnie nie spuszcza spojrzenia z jego oczu, przy czym jego własne są roziskrzone i niebezpiecznie zdeterminowane.
[Najwyższy czas, po dwudziestu latach.]

zgniły anioł pisze...

Niezdecydowanie przyjaciela wymalowane na jego twarzy i wypisane w każdym jego geście w swoisty sposób rozczula i paradoksalnie pobudza Adama, czego trudno nie wyczuć, kiedy jest się tak blisko. Kiedy się o blondyna ociera. Lesterowi obecna sytuacja wydaje się dziwnie nierealna, czuje się zupełnie jak gdyby był pod wpływem jakichś specyficznych substancji pobudzających.
Nie jest w stanie ustać spokojnie pod tą ścianą, którą Luft mu wyznaczył, nie kiedy ma go przed sobą takiego... tak cholernie pociągającego, że właściwie mógłby go pożreć w całości. Rozpoczyna ten zamiar powoli, z początku zaczepnie zamykając jego język między własnymi wargami, by wreszcie subtelnie trącić go swoim, tym samym zapraszając go do wspólnej zabawy. Jednocześnie pozwala jednej z dłoni wtopić się w jego ciemne włosy, a drugiej zupełnie bezcelowo potrzeć jego bok i przesunąć się po umięśnionym brzuchu oraz torsie.
I przy tym wszystkim stara się nie myśleć. Stara się nie myśleć, bo w jego głowie właśnie powstał chaos, który nie wymaga porządku, przynajmniej zdaniem ciała Adama, jego fizyczności i seksualności. Bowiem gdyby teraz zaczął układać sobie to wszystko w głowie, doszedłby do wniosku, że to, co się właśnie dzieje, to najbardziej poraniony pomysł na jaki kiedykolwiek przyszło im się obu zgodzić. Dlatego odpycha resztki rozsądku, jakie mu zostały i bezprecedensowo wyrzuca je do kosza na śmieci gdzieś w kącie pomieszczenia.

zgniły anioł pisze...

Każde otarcie się o niego pobudzonej męskości przyjaciela, Lester wita kolejnymi urywanymi westchnieniami. Jednymi z tych, nad którymi nie panuje i nie chce panować, bo gdyby choć spróbował, zapewne eksplodowałby w przeciągu kilku minut, w każdym znaczeniu tego słowa. Dlatego bez skrępowania pozwala sobie na nienaturalnie przyspieszony oddech i spazmatyczne łapanie powietrza w płuca, ilekroć Simon intensywniej napiera na jego krocze. Jednocześnie wciąż intensywnie zaangażowany jest w ich pocałunek: z zupełnie niepodobną do siebie pedantycznością bada wnętrze jego ust, językiem pieści każde jego dziąsło, przejeżdża wzdłuż wszystkich jego zębów i wreszcie zachłannie trąca język bruneta. Do tego stopnia, że w pewnym momencie Adam czuje, jak z nadmiaru emocji kręci mu się w głowie i wie, że straci przytomność, jeśli nad sobą nie zapanuje. W tym celu przerywa pocałunek, wciąż jednak nie odsuwając się od mężczyzny. Zamiast tego opiera dłoń na jego torsie i kolejno popycha subtelnie w kierunku kanapy, by wreszcie delikatnie nakłonić go do opadnięcia wprost na nią, tym sposobem już nad nim zawisając. Przygryza dolną wargę, nie spuszczając pełnego pożądania spojrzenia z twarzy przyjaciela i wciąż nie odsuwając się od niego na bardziej stosowną odległość. Jego dłoń tymczasem nieśpiesznie wkrada się pod materiał koszuli Lufta, sprzecznie lodowatymi w stosunku do reszty rozgrzanego ciała Adama opuszkami palców przylegając do jego skóry. Przez krótką chwilę pisarz skupia się na tym, jak jego mięśnie ukryte pod gładką warstwą skóry drgają, zupełnie jak po jakimś intensywnym wysiłku. Kwituje to lekkim, trochę zaczepnym uśmiechem, niezmiennie przygryzając dolną wargę, by wreszcie niespodziewanie zsunąć dłoń zdecydowanie w dół, wprost w jego spodnie.

zgniły anioł pisze...

[Dobranoc(?).]

zgniły anioł pisze...

Opuszkami palców chaotycznie wodzi po męskości przyjaciela, z uwagą badając jej długość, kształt i strukturę, na tyle dokładnie, na ile pozwala mu wciąż nieprzełamany materiał bielizny Simona, którego najwyraźniej, przynajmniej na razie, wcale nie ma zamiaru przełamywać. Smukła dłoń wysuwa się bowiem ze spodni kolegi równie szybko, jak wcześniej się weń wsunęła. Najzwyczajniej w świecie nie chce, by przyjemne pieszczoty skończyły się zbyt szybko, tylko przez wzgląd na to, że jest niepoprawnie łapczywy, nawet jeśli sam Luft również powściągliwością nie grzeszy. Blondyn prostuje się, tym sposobem odrywając się od rozkosznie wijącego się ciała tylko po to, żeby zsunąć z ramion ciepły płaszcz, który od dłuższej chwili niebywale mu ciąży. Odrzuca ciemny materiał w bliżej nieokreślonym kierunku, zupełnie niezainteresowany jego losem, zamiast tego wygodniej lokując się między nogami Lufta i znów przylegając całym sobą do jego przyjemnie rozgrzanego ciała. Powtórnie wsuwa chłodną dłoń pod materiał jego koszuli, tym razem w asyście drugiej, jednocześnie zręcznie rozpinając jej guziki. Gdy tylko ma dostęp do jego nagiego torsu, momentalnie przylega do jego skóry wargami. Pieści ją nimi zachłannie, wciąż nie spuszczając spojrzenia z zasnutych mgłą przyjemności oczu Simona. Jednocześnie chłodnymi dłońmi wodzi wzdłuż jego boków, opuszkami palców z niepodobną mu starannością gładzi każdy mięsień, bada każde uwypuklenie jego kości. Na rozporku przyjaciela skupia je dopiero w chwili, gdy jego pełne usta zasysają między sobą jeden z jego twardych sutków.

zgniły anioł pisze...

[W sumie jestem jeszcze na gejowskim city-of-sex, ale wszyscy mają tam chwilowe zawieszenie, jak mniemam. Łącznie ze mną. Poza tym nic szczególnego nie rzuciło mi się ostatnio w oczy.]

zgniły anioł pisze...

Nie ma w nim ani krzty cierpliwości, nie, kiedy mężczyzna działa na niego tak intensywnie, kiedy zapalczywie znów ociera się o jego krocze, tym samym powodując kolejną salwę nieszczególnie kontrolowanych stęknięć. Dlatego gdy tylko udaje mu się uporać z rozporkiem jego spodni, już zsuwa je z niego do połowy ud, już nachyla się nad jego kroczem, w każdej chwili gotowy wpić się w kuszące wybrzuszenie w jego bieliźnie. Ale tego nie robi. Spowalnia wszystko, a nachalność jego ruchów zdecydowanie traci na sile. Świadomość, że oto ten Luft leży pod nim właściwie do jego dyspozycji spływa na niego jak jakieś cholerne, wcale niepożądane olśnienie i ta świadomość zupełnie go paraliżuje.
- To jest kompletne szaleństwo - mamrocze pod nosem, kusząco ochrypniętym z podniecenia głosem. Ale już z niego nie korzysta. Podnosi się do siadu, dystansując się od pożądanego ciała, i ucieka spojrzeniem gdzieś w bok, na gładką ścianę pomieszczenia, a może jeszcze dalej.
Usilnie stara się sobie wmówić, że żarliwe pocałunki to nic, że niekontrolowane jęki i westchnienia to przypadek, że kłopotliwie pobudzone męskości w bieliźnie ich obu to czysty zbieg okoliczności. I może nawet wyszłoby mu to całkiem zgrabnie, gdyby nie fakt, że to ostatnie jest niepoprawnie uciążliwe.
[Ale z niego chuj.]

zgniły anioł pisze...

Wyrzuca z głowy każdą natarczywą myśl, chęć tłumaczenia się, powiedzenia czegokolwiek, usprawiedliwienia się choć w niewielkim stopniu, jednocześnie sprawnie doprowadzając się do stanu względnej normalności: wciąga na siebie koszulkę, zarzuca na ramiona płaszcz i zgarnia z ziemi pozostawioną gdzieś w połowie drogi do okna torbę. Wyrzuty sumienia pożerają go w całości, ale mimo tego nie czuje się winny. W kwestii całego zajścia - może i owszem, ale samo przerwanie tego niespodziewanego wybuchu namiętności i pożądania postrzega jako ruch jedyny słuszny.
Wie, że wstanie i opuszczenie pomieszczenia to najgorsze, co może w tym momencie zrobić, a jednak działa właśnie w ten sposób. Jeszcze zanim kładzie dłoń na klamce, rzuca w przestrzeń ciche, zupełnie nieadekwatne do sytuacji "cześć". Nie patrzy na Simona, bo nie byłby w stanie znieść jego spojrzenia czy chociażby wyrazu rozczarowania na twarzy. Wychodzi, ucieka - w tym jest przecież najlepszy.

[Jakieś pomysły na ciąg dalszy?]

zgniły anioł pisze...

[Wybieram opcję numer jeden. Daj mi moment na wymyślenie jakiegoś powodu, dla którego Adam przyczłapie na siłownię - jak tylko go wynajdę, zacznę.]

zgniły anioł pisze...

To niespodziewane zbliżenie z Simonem jest w stanie przeanalizować dopiero następnego dnia, kiedy już wychodzi z alkoholowego letargu, na który pozwolił sobie zaraz po opuszczeniu gabinetu przyjaciela. I, co zabawne, zrobiwszy to, dochodzi do jednego, niezwykle prostego wniosku: najsensowniejszym sposobem na rozwiązanie tej sytuacji jest rozmowa. Dlatego właśnie wczesnym popołudniem pojawia się w wydawnictwie, w ramach pokory przetłumaczywszy wcześniej zaległy tekst, a gdy sekretarka informuje go, że Luft jakiś czas temu poszedł na siłownię, bez namysłu właśnie tam kieruje swoje kroki.
Nieprzyjemne ukłucie zazdrości atakuje jego pierś gdzieś w okolicach serca, gdy minąwszy jej próg, spojrzeniem momentalnie natrafia na sylwetkę Simona z serdecznym uśmiechem rozmawiającego z innym mężczyzną. To uczucie szybko jednak znika, zastąpione przez bezbrzeżne przerażenie w chwili, w której Lester rozpoznaje tożsamość tego drugiego. Reaguje instynktownie, zupełnie jak wtedy w toalecie: podchodzi do nich i perfidnie wylewa zakupioną gdzieś w drodze z redakcji kawę na wynos wprost na spodnie tamtego.
- Ups - rzuca teatralnie, nieszczególnie przejęty poczynioną szkodą i już zaciska palce na wilgotnej od potu koszulce Lufta, ciągnąc go w swoim kierunku. Muska wargami jego usta, bo to tak zwykł go witać, z tą różnicą, że tym razem ów pocałunek wychodzi mu zdecydowanie nadto ostentacyjny, co z kolei mija się z jego celem, bowiem oblany kawą osiłek jest zbyt zaaferowany usilnym starciem jej ze spodni.
- Pozwól na moment - korzystając ze sprawionej sobie okazji mówi do Lufta, jednocześnie obdarzając go bardzo proszącym i tym samym bardzo niepodobnym do siebie spojrzeniem.

zgniły anioł pisze...

Przerażenie w krótkiej chwili ustępuje wściekłości, chyba spowodowanej właśnie owym ponaglającym zachowaniem kolegi, a ta z kolei kompletnie pozbawia go języka w gębie. Nie wymagające zastanowienia oblanie niebezpiecznego mężczyzny kawą jest zdecydowanie prostsze, aniżeli wyjaśnienie Simonowi w czym owo niebezpieczeństwo tkwi. Nagle słowa Luft, to ten facet naćpał Cię i próbował zgwałcić w klubowej łazience wydają mu się absurdalnie śmieszne, a co ważniejsze - zupełnie niewiarygodne. Jak na ironię z kłopotliwej ciszy wyrywa go nieznajomy, po prostu podchodząc do nich i kładąc dłoń na ramieniu Simona. To sprawia, że w pisarzu puszczają wszelkie zahamowania: momentalnie łapie tamtego za koszulkę, brutalnie odpychając w tył.
- Spróbuj go dotknąć jeszcze raz, a przywalę Ci tak, że już się samodzielnie nie podniesiesz - grozi mu przez zaciśnięte zęby, a sytuacja jest tym śmieszniejsza, że jest zdecydowanie niższy i drobniejszy od atakowanego mężczyzny, dlatego jego słowa można uznać za pozornie bez pokrycia. Mało tego, przy wszystkich swoich wadach, Lester absolutnie nigdy nie bywa agresywny, tak więc podobne zachowanie jest po prostu zakrzywieniem jego osoby. Komizmowi sytuacji wtóruje również fakt, że tamten w tym momencie najwyraźniej rozpoznaje w Adamie klubowego wybawiciela Lufta i zlękniony tą świadomością wyrywa się z jego uścisku, ruszając w kierunku wyjścia z pomieszczenia. Blondyn z niemałą ulgą odprowadza go spojrzeniem, by wreszcie przenieść je na Simona. Wciąż nie bardzo wie, jak wytłumaczyć mu zaistniałą sytuację.

zgniły anioł pisze...

Zanim zdąża pomyśleć nad tym, co dokładnie robi, już łapie Lufta za nadgarstek, tym samym nie pozwalając mu odejść dalej, aniżeli na odległość kilku kroków.
- To był ten gość, który dosypał Tobie narkotyków do drinka i próbował się do Ciebie dobrać w klubowej toalecie. Zdaje się, że zawiodłem jako pisarz, skoro go nie rozpoznałeś - mówi spokojnie, zamiast do zgryźliwej uwagi kolegi, odwołując się do ostatnich fragmentów nowo powstającej książki, które ten miał okazję przeczytać. I choć tamten już się odwrócił, Lester wciąż na niego nie patrzy, wzrokiem analizując kolor ściany gdzieś obok bruneta.
- Już przestaję się bawić w superbohatera i wracam do siebie. Chciałem tylko powiedzieć, że zostawiłem w wydawnictwie to tłumaczenie na wczoraj. Cześć - tłumaczy się niczym nastolatek przyłapany na złym uczynku, następnie puszczając go i ruszając w kierunku wyjścia z siłowni. Mało tego, jeszcze kłamie, bo przecież sam dobrze wie, że nie po to przyszedł.
Znów ucieka. A co najgorsze, dopiero teraz dosięga go uczucie żalu i wyrzutów sumienia za to, że wczoraj się odsunął.

zgniły anioł pisze...

[W takim razie dobrej nocy.]

zgniły anioł pisze...

W tej jednej chwili naprawdę potrzebuje być zatrzymany, bowiem owego kłamstwa żałuje już w momencie jego wypowiadania. Doskonale przecież wie, że tylko prawda może przynieść ulgę. I Simon go zatrzymuje, choć zapewne robi to nieświadomie. Lester odwraca się na pięcie i lustruje go długim spojrzeniem.
- Może gdybyś przestał dopasowywać neutralne fakty pod swoją prawdę i nieprawdę, zrozumiałbyś wreszcie, że po prostu mi na Tobie zależy - mówi nad wyraz spokojnie jak na wagę wypowiadanego wyznania. W tym dniu najwyraźniej należy ustalić jakieś święto, bowiem jest to pierwszy, w którym Adam oświadcza to, co czuje w sposób tak skrajnie bezpośredni. A co za tym idzie: na ten moment nie ma w nim już żadnych zahamowań.
- I tylko nie potrafię zrozumieć, dlaczego kiedy to ja byłem odtrącany, wszystko było w jak najlepszym porządku, ale ten jeden raz gdy to ja się odsuwam, a robię to tylko dlatego, że się boję, Ty boczysz się jak jakiś cholerny gówniarz. - Tym razem w jego głosie pojawia się cień wyzwania, któremu dodatkowo wtóruje buńczuczne spojrzenie, jakie przyjacielowi posyła.

zręczna kanalia pisze...

Nabiera powietrze w płuca, by z towarzyszącym temu cichym świstem powoli je z niego opróżnić. Przez moment zbiera myśli, wzrokiem wodząc po wszystkim, co nie jest jego przyjacielem, by w efekcie tak czy inaczej skupić go właśnie na nim.
- Obaj wiemy... a jeśli nie obaj, to pozwól, że Cię uświadomię... że wczorajsze wydarzenia po pierwsze miały miejsce wczoraj, więc warto pozwolić im odejść do przeszłości, po drugie działy się szybko, a logiczne myślenie zdecydowanie im nie towarzyszyło, a co za tym idzie były tylko i wyłącznie skupiskiem bardzo pochopnych decyzji, których później najpewniej byśmy żałowali. - Tak moralistycznej przemowy nie wygłosił chyba nigdy wcześniej. Jej jedyną przyczyną jest fakt, że nagle cała chęć mówienia o przyczynie swojego lęku gdzieś mu ucieka, a może po prostu najzwyczajniej w świecie nie widzi sensu w tłumaczeniu jej Luftowi, kiedy ten najwyraźniej wciąż zamierza rozpamiętywać wczorajsze wydarzenia.
- Poza tym uważam, że to całkiem dobrze, że Ci staje. Chyba zdecydowanie gorzej byłoby, gdyby działo się wprost przeciwnie, prawda? - rzuca ni stąd ni zowąd, tym samym pozwalając sobie na powrót do swoich naturalnych odzywek. Wzrok skupia na jego spojrzeniu i właśnie w tym momencie tego ruchu żałuje. Rozmyślanie zarówno o stojącym penisie kolegi, jak i sposobie, w jaki ten ów problem wczoraj rozwiązał, może się skończyć nie inaczej, jak tylko bardzo niedaleką rewolucją w jego własnych spodniach.
[Może Cię rozczaruję, ale to tylko ja - zignoruj nazwę konta.]

zręczna kanalia pisze...

Lester do podobnych przeprosin przywykł, mało tego - Luft go do nich przyzwyczaił. Adam zawsze na nie czeka, bowiem nierzadko oznaczają one koniec jakiejś kłopotliwej sytuacji. Głównie przez wzgląd na to, podobne słowa padające z ust Simona tracą nieco na znaczeniu. Lester słyszy je, odbiera, akceptuje i posyła w niepamięć, traktując je tym samym jak swoisty kontrakt. Albo raczej jak zapewnienie ze strony bruneta, że ten nie chowa do niego urazy.
Z uwagą wpatruje się w przyjaciela, w zamyśleniu skrobiąc opuszkami palców oprószony zarostem policzek. Sprawia wrażenie, jak gdyby poważnie zastanawiał się nad jego pytaniem, ale nie - w jego głowie jak zwykle tkwi coś, nad czym rozmyślać nie powinien. Wreszcie daje upust swojej ciekawości, nie wysilając przedtem przesadnie umiejętności dedukcji.
- W jaki sposób masturbacja potrafi być uciążliwa? - pyta, wyraźnie skonsternowany ową tezą, tym samym zupełnie ignorując pytanie przyjaciela.

zręczna kanalia pisze...

[Żeby nie było - odpiszę najprawdopodobniej dopiero jutro.]

zręczna kanalia pisze...

To prawda: gdyby Lester skoczył z poziomu swojego libido nawet na poziom swojego kunsztu literackiego, skoczyłoby się to dla niego mizernym samobójstwem. Co właściwie mówi całkiem sporo o jego seksualnej rozwiązłości. Co zabawne, sam Adam nie może na to zbyt wiele poradzić - najwyraźniej jest ucieleśnieniem tezy jakoby gej myślał o seksie trzy razy częściej, aniżeli heteryk. Dlatego tym bardziej nie potrafi zrozumieć wiecznej wstrzemięźliwości przyjaciela.
- Wcale nie pieprzę wszystkiego, co się rusza. - Raczej wszystko, co ma między nogami (nie)małe co nieco, ale wypowiedzenie tej myśli na głos najwyraźniej sobie daruje. - Idę. I nie głoś przy mnie podobnych herezji, jeśli nie chcesz, żebym je drążył - ucina krótko, najwyraźniej nieszczególnie zadowolony z wymijającej odpowiedzi przyjaciela, po czym nachyla się, by znów przelotnie wpić się w jego usta i wreszcie odwrócić się, ruszając w kierunku wyjścia z siłowni.

zgniły anioł pisze...

[Zgaduję, że teraz moja kolej jeśli chodzi o sugerowanie pomysłu na ciąg dalszy. Mam dwa, właściwie całkiem do siebie podobne: pierwszy jest taki, że Lester znów wpadłby w doła i superhiroł Simon musiałby mu przybyć na ratunek. Mógłby przyjść w trakcie jakiejś wielogodzinnej sesji wciągania różnych proszków z różnymi, przypadkowymi ludźmi u pisarza w kawalerce (biała impreza czy coś w tym guście) i wszystkich gości Adasia wyprosić, bo ten raczej nie byłby w stanie. Druga opcja jest taka, że to Luft byłby w niedyspozycji i znów opowiedział w wydawnictwie jakąś bajkę o urlopie. Lester mógłby w to nie uwierzyć, najść go, a widząc w jak kiepskim stanie tamten jest, po prostu się nim zaopiekować.
Na nic bardziej kreatywnego mnie dzisiaj nie stać, także jeśli masz lepsze pomysły - wal śmiało.]

zgniły anioł pisze...

Odkąd Adam dowiedział się, że Luft jest seropozytywny, a ów fakt ukrywał przed nim przez dwadzieścia lat, każde jego słowo (tudzież milczenie) przeprowadza przez filtr własnych myśli, które to z kolei nierzadko poddają je w wątpliwość. Tak jest i tym razem, kiedy dostaje od niego SMSa, że ten bierze wolne. Tym razem, o dziwo!, bez wzmianki o zasłużonych wakacjach. A ponieważ owa informacja niewiele Lesterowi wyjaśnia, bez wahania wsiada w autobus, by kolejno dobrnąć na przedmieścia, a co za tym idzie - do domu Simona.
Właściwie może się mylić. Luft rzeczywiście mógł gdzieś wyjechać. Nie byłoby w tym nic dziwnego, przecież już dawno przyzwyczaił go do myśli, że czasami tak robi. Podobne wątpliwości nawiedzają Adama dopiero w momencie, gdy stoi już przed domem przyjaciela. Tym większe jest więc jego zdziwienie, kiedy nacisnąwszy na klamkę nie natrafia na oczekiwany opór ze strony zamkniętych drzwi - te są po prostu otwarte. Przekracza próg domu przyjaciela, a nienagannie czysta podłoga (przynajmniej w stosunku do tej w jego własnym mieszkaniu) zmusza go do niezwłocznego zsunięcia butów ze stóp.
- Luft? - rzuca w przestrzeń, jednocześnie odwieszając płaszcz na wieszak. W następnej kolejności brnie w kierunku sypialni Simona, a pierwsze co go wita, gdy już do niej dociera, to charakterystyczny zapach przeziębienia. Wzdycha cicho, spojrzeniem omiatając sylwetkę chorego przyjaciela, który na ten moment nachyla się nad poczynioną szkodą.
- Mogłeś zadzwonić - mówi z niemałym wyrzutem, już kucając nad rozbitym kubkiem i zbierając z podłogi jego resztki.

zręczna kanalia pisze...

Posyła mu sceptyczny uśmiech w akompaniamencie komicznie ściągniętych brwi. Oczywiście, że nie chodziło mu o zadzwonienie w celu poinformowania go o zbitym kubku, ale o całokształcie położenia Lufta. Ten jednak najwyraźniej jak zwykle musi odwrócić kota ogonem. Lester nie ma mu tego za złe i nawet nie naciska. W końcu jego wcześniejsze słowa były jedynie wyrazem niezadowolenia, nie pytaniem.
- Zrobię Ci nowej herbaty - informuje go spokojnie, najwyraźniej nieszczególnie zainteresowany tym, czy Simon ma na kolejną ochotę. W następnej kolejności opuszcza pomieszczenie, za jedyne towarzystwo w wędrówce do kuchni mając szczątki rozbitego kubka. Gdzieś w połowie drogi reflektuje się jednak i wyrzuciwszy szkło do śmietnika w łazience, wraca do sypialni.
- A jeśli sądzisz, że pozwolę Tobie teraz pracować to muszę Cię rozczarować: nie pozwolę. - Opiera dłoń na materacu, by nachylić się w jego kierunku, musnąć przelotnie jego usta (na powitanie, jakżeby inaczej!) i zgarnąć z pościeli plik papierów. I już po raz kolejny znika za drzwiami sypialni.

zręczna kanalia pisze...

Robi to, bo w gruncie rzeczy czuje się winny. Każdy kolejny pocałunek jest naiwnym udowadnianiem sobie, że wszystko wróciło do normy, że jest tak jak wcześniej. I nie, nie chodzi o to, że tamtą sytuację sprowokował. Raczej, że ją przerwał.
Zanim jeszcze Luft pojawia się w kuchni, zdąża zapełnić czajnik wodą. Włącza go i odwraca się. Nie umie sobie odmówić zlustrowania prawie nagiej sylwetki przyjaciela przeciągłym spojrzeniem. Nie, kiedy ma do tego okazję tak rzadko.
- Powoli zaczynam wątpić, czy to rzeczywiście ja z nas dwóch mam większe skłonności autodestrukcyjne - mówi trochę dlatego, że rozsądek (bo jakiś tam ma) każe mu doprowadzić się do porządku, a trochę przez to, że nawet on chodzenie w samych bokserkach przy wirusie HIV i wysokiej gorączce uważa za rzecz skrajnie nieodpowiedzialną. W następnej kolejności korzystając z okazji już chwyta plik papierów i chowa za swoimi plecami.
- Ubierz się cieplej - mówi zdecydowanie, sprawiając przy tym wrażenie matki, która stawia synowi warunek. Możesz wyjść pokopać piłkę, jeśli założysz czapkę.
[Ależ szoku doznałam, kiedy z nudów wchodzę sobie tutaj o tak nieludzkiej godzinie i widzę 156. komentarz.]

zręczna kanalia pisze...

- Dobry chłopiec - kwituje spokojnie, choć fakt, że ten z taką łatwością daje za wygraną, wcale go nie pokrzepia. To może oznaczać tylko i wyłącznie to, że ten naprawdę nie czuje się dobrze.
Odkłada dokumenty na bok, nawet nieciekaw co tak pilnego skrywa ich zawartość, by zabrać się za zaparzanie herbaty. Za Luftem podąża dopiero, gdy ta jest gotowa, z ciepłym kubkiem w dłoni. Stawia go na stoliku nocnym, dalej wyruszając na poszukiwanie mopa. Gdy go odnajduje, znów wraca do pokoju i zabiera się za wycieranie rozlanego wcześniej przez Simona napoju.
- Byłeś u lekarza? - pyta jednocześnie, spojrzeniem omiatając sylwetkę przyjaciela.
[Słodkaaa bezsenności!]

zręczna kanalia pisze...

O ile Lester koty same w sobie lubi, o tyle ciągłe odwracanie ich ogonem zaczyna być mu powoli nieznośne.
- Też kiedyś pobawię się w udawanie, że Ciebie nie słyszę. Ciekawe ile minie, zanim stracisz cierpliwość - burczy raczej do siebie, aniżeli do kolegi, odstawiając mop gdzieś na bok i siadając w fotelu w kącie pomieszczenia. Skoro Luft nie chce mówić o lekarzach, Adam nie zamierza drążyć tematu. Przy całej swojej ignorancji i braku taktu nigdy nie jest przecież nachalny czy wścibski, uszanowałby odpowiedź "nie byłem" albo "nie chcę o tym rozmawiać", zwłaszcza że temat jest niewygodny również dla niego. Fakt, że Simon tego nie widzi trochę go dotyka.
- Nie byłem - odpowiada zwięźle, zgodnie z prawdą. W wydawnictwie powinien pojawiać się zdecydowanie częściej, zwłaszcza jeśli Luft jest w nim nieobecny. Ale właśnie przez wzgląd na jego brak, tym mniej chce mu się tam przychodzić. - Próbowałem pisać, z mizernym skutkiem - prostuje po chwili.

zręczna kanalia pisze...

Słowa przyjaciela nieszczególnie go przekonują, może dlatego, że Adam jest przyzwyczajony, iż kiedy już wpada na pomysł, pisanie książki idzie mu dziecinnie łatwo, jak pod wpływem boskiego natchnienia. Tym razem jest przeciwnie i to go frustruje.
W kwestii ciekawość natomiast nie zgadza się z Luftem wcale. Właściwie jest zdania, że jeśli ten przetrwał z nim tyle lat, musi mieć jej w sobie niezliczone pokłady.
Podrażnia opuszki palców kilkudniowym zarostem, przejeżdżając nimi po oszronionym policzku w zamyśleniu i wciąż wpatrując się w przyjaciela. Jego podziękowanie zupełnie wypiera ze świadomości, głównie przez wzgląd na to, że gdyby tego nie zrobił, te zapewne wprawiłyby go w skrępowanie - w końcu on sam nigdy Simonowi nie podziękował, choć nieraz miał za co.
- Co myślisz o wydaniu trzech, może czterech, pierwszych rozdziałów z jakimś dobrym miesięcznikiem literackim? - pyta, zupełnie nieświadom faktu, że Luft mógł stracić wątek książki już jakiś czas temu. Naprawdę nie jest w stanie wyprzeć tego tematu z myśli, co jest dość dziwne. Dystrybucja jego tworów nigdy wcześniej go nie interesowała.
Podobny pomysł jest zgoła absurdalny - tak robią początkujący pisarze, którzy potrzebują renomy dobrego pisma i nie mają sponsorów na wydanie odrębnego tomu. Ten problem Lestera przecież nie dotyczy, nie przy czwartej książce.

zręczna kanalia pisze...

[PFU, przy piątej książce.*]

zgniły anioł pisze...

Fotel, w którym siedzi, niezwykle mu ciąży, głównie przez wzgląd na to, że wolałby tkwić teraz na zgoła innym meblu w sypialni przyjaciela, ale też dlatego, że jest koszmarnie niewygodny. Z tej przyczyny Lester w niedługim czasie zsuwa się z niego do tego stopnia, że w pewnym momencie chcąc nie chcąc brodą styka się z własnym torsem. Leniwie bawi się smukłymi palcami i sprawia przy tym wrażenie wybitnie niezadowolonego z faktu, że Luft neguje jego pomysł.
- Jesteś łapczywy - kwituje wreszcie, podnosząc się z miejsca. Zgarnia pozostawiony wcześniej pod ścianą mop, by kolejno odnieść go do łazienki.
- Bo widziałeś dwa - prostuje zwięźle po powrocie, bez skrępowania opadając na łóżko. Głowę lokuje w miejscu, w którym, jak sądzi, pod materiałem pościeli kryją się uda mężczyzny, dłonie składa razem na brzuchu, jedną ze stóp opiera na krawędzi materaca, a drugą swobodnie opuszcza w dół łóżka.
- A utknąłem na początku szóstego - sumuje, wybitnie zadowolony z siebie, bo wreszcie znalazł się tam, gdzie de facto od samego początku miał ochotę być.

zgniły anioł pisze...

Nadzieja Lufta jest rzeczywiście bardzo złudna, bowiem cały sęk tkwi w tym, iż w chwili jego zapoznawaniem się z zarysem nowej książki Adama, samego pisarza od ucieczki powstrzymywało simonowe biurko i jego ciepły oddech na szyi. Teraz obydwu czynników zdecydowanie brak, tak więc Lester może się czuć jak najbardziej swobodnie w kwestii ucieczek wszelakich. A już szczególnie tych słownych.
- Czytasz moje książki dla fabuły? - pyta z teatralnym zaintrygowaniem, bowiem jest to najtańszy chwyt, coby się z opisu rozdziału wyplątać. Wpływanie na wrażenia Lufta w kwestii kolejnego rozdziału przez opowieść, albo raczej towarzyszącą jej intonację czy wyraz twarzy naprawdę nie jest mu w smak. Poza tym bynajmniej nie ma najmniejszego zamiaru przyjaciela na ten moment literacko zaspokajać. Kto wie, do czego posunie się w tej osobliwej łapczywości?

zgniły anioł pisze...

- Z nikim nie muszę się ich treścią dzielić, bo piszę je tylko dla siebie i dla swojej przyjemności. Dlaczego ktokolwiek je czyta, naprawdę nie mam pojęcia - odpowiada właściwie nawet zgodnie z prawdą. Bo o ile samo tworzenie nierzadko przyprawia go o doznania bliskie tym towarzyszącym orgazmowi, o tyle swoje twory absolutnie zawsze uważa za niezbyt dobre, niezbyt sensowne, niezbyt wciągające i niezbyt w ogóle.
- A tak powracając do Ciebie, to byłem przekonany, że czytasz je dla tych kilku scen erotycznych, które się w nich trafiają, a które akurat wychodzą mi wybornie - kończy, posyłając przy tym przyjacielowi nad wyraz pogodny uśmiech.

zgniły anioł pisze...

Cały mankament tkwi w tym, że Lester jest po prostu chory w najbardziej dosłownym znaczeniu tego słowa, a każda kontrowersja, którą powoduje, to system skomplikowanych odruchów obronnych przed rzeczoną wcześniej chorobą, a więc także i przed wszelkimi usterkami własnej osoby. Tak więc im jest gorzej, tym płodzi ich więcej, bo to skutecznie odwraca uwagę nie tylko otoczenia, ale również i jego samego od rzeczywistego problemu.
- One z reguły dzieją się poza łóżkiem, Luft - zauważa ciut uszczypliwie, wybitnie zadowolony z faktu, że wszelakie insynuacje seksualne przychodzą mu równie łatwo, co przed nieszczęsnym incydentem w biurze przyjaciela. Bo jeśli tak się dzieje, jego umysł z łatwością utwierdza się w przekonaniu, że wszystko wróciło do normy.

zgniły anioł pisze...

- Nie, nie powinieneś. To zbyt wbrew ludzkiej naturze, żeby tak od tej kwestii wiecznie uciekać - mówi spokojnie, leniwe spojrzenie wbijając w sufit. Stara się skrzętnie zignorować hipokryzję, która kryje się w fakcie, że ostatnim razem to akurat on sam uciekł. Jednocześnie opuszkami palców zaczyna wybijać bliżej nieokreślony rytm na własnym brzuchu i odchyla głowę w tył, spojrzeniem omiatając stojący na stoliku nocnym kubek.
- Herbata Ci zaraz wystygnie - zauważa spokojnie, stosując ten lichy przerzut na nowy temat, coby pozbyć się tego, który na ten moment mu ciąży.

[Dziesięć razy czytałam pierwsze zdanie Twojej odpowiedzi, coby wreszcie pojąć, że sztywny jako SZTYWNY to bardzo niepoprawne skojarzenie. To chyba znak, że najwyższy czas iść spać. Dobrej nocy.]

zgniły anioł pisze...

Nieczułe pozbawienie go oparcia komentuje bliżej nieokreślonym pomrukiem niezadowolenia, wobec braku tak komfortowej poduszki, jaką są nogi przyjaciela, po prostu decydując się na podniesienie do siadu.
- Było mi tam całkiem wygodnie - mówi z miną urażonego dziecka i rozdrażnieniem w tonie głosu, które ma swoje źródło jedynie w zmianie pozycji przyjaciela, bo fakt, że ten sięga po kubek zgodnie z jego uwagą, w gruncie rzeczy go cieszy.

zgniły anioł pisze...

[Borze, coraz krócej, wybacz.]

zgniły anioł pisze...

Dobra, właściwie wcale nie powinno go tutaj być. Ma sporo pracy, wziąwszy pod uwagę fakt, że od jakiegoś czasu zwleka z przekładem dłuższego tekstu. Niemniej pracowanie ze świadomością, że Luft będąc seropozytywnym, ma gorączkę i nie zamierza się udać z nią do lekarza, jakoś nieszczególnie go pociąga.
- Jeśli chcesz, żebym sobie poszedł, wystarczy, że powiesz - informuje jednak, nie spuszczając spojrzenia z twarzy przyjaciela i wyczekując na oświecenie go w kwestii jego woli.

[To dobrze, lepiej mi, bo zawsze czuję się nie w porządku, kiedy odpisuję krócej, niżby wypadało.]

zgniły anioł pisze...

W pierwszym, zupełnie machinalnym odruchu na jego początkową wypowiedź po prostu kiwa krótko głową. Nie wstaje jednak, ani w żaden inny sposób nie wyraża chęci opuszczenia pomieszczenia, choć gdzieś w podświadomości już się na to szykuje.
Hamuje go przed tym to nagłe zbliżenie. Po chwili konsternacji komentuje je lekkim uśmiechem, bowiem ciało Lufta jest obok niego zawsze mile widziane. Opuszkami palców przesuwa po swoim policzku w charakterystycznym dla siebie geście zamyślenia, co skutkuje cichym chrobotem, gdy te stykają się z szorstkim zarostem.
- Położenie swojej nogi na moich to marny sposób, żeby mnie zatrzymać - zauważa ciut zaczepnie, a jego dłonie swobodnie lądują na udzie przyjaciela.

zgniły anioł pisze...

Zbyt skupiony na wyrazie twarzy Simona, sam zupełnie ignoruje widok własnych dłoni, które to chwilowo żyją własnym życiem. Podczas gdy jedna z nich przyległszy płasko do ciała przyjaciela leniwie sunie w dół jego uda, druga wciąż tkwiąc w miejscu subtelnie podrażnia je paznokciami.
- Kochaj się ze mną - mówi bardziej pod wpływem chwili, aniżeli w odpowiedzi na pytanie Lufta, niemniej stanowczość w jego głosie zdecydowanie niweluje to wrażenie. Z kolei błagalna pokora, która w jego przypadku i w odniesieniu do przeszłej sytuacji niewątpliwie powinna być obecna, przejawia się jedynie w spojrzeniu, które przyjacielowi posyła i w dotyku, który nagle się urywa.

zgniły anioł pisze...

Zaskoczony wybuchem emocji, jaki w Lufcie następuje i faktem, że nigdy wcześniej nie widział go w podobnym stanie, w pierwszym, zupełnie irracjonalnym odruchu czuje się winny. Dlatego powoli, by nie wprawić go w salwę kolejnych, niezrozumiałych dla Adama emocji, opiera dłoń na ramieniu kolegi, licząc, że w ten sposób choć odrobinę powstrzyma jego drżenie. I to by było na tyle, jeśli chodzi o nieofensywne ruchy ze strony Lestera. W następnej kolejności ten zdaje sobie bowiem sprawę, że cała wina tkwi przecież po stronie Simona i tego, co dzieje się w jego głowie.
- Nie możesz całe życie działać wbrew cholernej naturze, rozumiesz? - Zdaje się, że trochę traci cierpliwość, co, na ironię, wcale nie jest spowodowane faktem, że w tej chwili jest napalonym jak cholera hedonistą. Raczej tym, że Simon to w zasadzie jedyny człowiek na świecie, na którym mu de facto zależy, a który swoim działaniem utrudnia i marnuje sobie życie.
[Jak dla mnie super, wreszcie to nie Adam jest królową dramatu!]

zgniły anioł pisze...

Wzdycha cicho, skupiając spojrzenie gdzieś na ścianie z boku i starając się poskładać własne myśli do względnego ładu, podczas gdy jego dłoń pociera ramię przyjaciela, by kolejno posunąć się do zgoła bardziej niebezpiecznej czynności, zważywszy na zrujnowaną barierę, jaka powinna ich dzielić, a którą jest wtopienie jej w ciemne włosy Lufta i sumienne głaskanie ich.
- A grupa wsparcia? - rzuca wreszcie, po dłuższej chwili dochodząc do wniosku, że zdecydowanie nie jest odpowiednią osobą do wysłuchiwania tego, co Luft musi powiedzieć (jeśliby w ogóle zdołał), a już szczególnie nie do dawania mu rad. Ale nawet pominąwszy ewentualną opcję wyznania z jego strony, sugestia terapii już czyni z Adama hipokrytę, uwzględniwszy fakt, że on w stosunku do własnych problemów ze wszystkich tego typu środków zrezygnował jeszcze przed ich spróbowaniem.
[On już nie ma spodni. :)]

zgniły anioł pisze...

Właściwie Adam poczuł wybrzuszenie w bokserkach kolegi już w chwili jego powstawania, niemniej to zbliżenie tak czy inaczej wprawia go w swoistą konsternację i... dyskomfort. Szczególnie dlatego, że nie ma pojęcia, jak powinien interpretować zarówno słowa Simona, jak i całe jego posunięcie. Dlatego przygryza mocno dolną wargę, jednocześnie subtelnie zaciskając dłoń na ciemnych włosach.
- Luft... - rzuca cicho, ale na tym kończy, bo powiedzenie mu, żeby się odsunął, nim bielizna Lestera dojdzie do takiego stanu, w jakim znajduje się jego własna, zdecydowanie kłóci się z tym, czego sam potrzebuje.
[Nie oj tam, bo mnie to wybitnie cieszy, że on spodni nie ma. I Adasia też.]

zgniły anioł pisze...

Fakt, że nieświadomość dodaje Simonowi ogromnej dozy uroku, wcale sytuacji Lestera nie poprawia. Toteż ten pośpiesznie normuje swój oddech, przelotnie oblizuje spierzchnięte wargi i skupia spojrzenie na twarzy kolegi, starając się doprowadzić do względnego porządku.
- Musisz zdać sobie sprawę z tego, że jestem gejem, a Ty jesteś cholernie seksownym i pociągającym facetem z bardzo łatwo rozwiązywalnym problemem w bieliźnie - tłumaczy powoli i najbardziej dyplomatycznie, jak potrafi.
[W głębi duszy na pewno będzie.]

zgniły anioł pisze...

Rozsądne myślenie nie idzie mu teraz szczególnie dobrze, zwłaszcza że jedyne sensowne wnioski, do których dochodzi, brzmią następująco: ten problem jest naprawdę BARDZO łatwo rozwiązywalny, a od stymulacji cudzej męskości nikt się chyba jeszcze niczym nie zaraził.
- Kurwa - rzuca cicho, spojrzeniem uciekając gdzieś w bok. Kiedy powraca nim na twarz przyjaciela, decyzja jest już podjęta. Subtelnie, ale i zdecydowanie popycha Lufta w tył, tym samym zmuszając go do przejścia w pozycję leżącą, by kolejno nachylić się nad nim i jednocześnie wsunąć dłoń w jego bieliznę. Walczy przy tym z silną pokusą pocałowania go, ale ostatecznie rezygnuje z niej. Wtedy chyba nie byłby w stanie się od niego oderwać, a tak Simon ma jeszcze szansę na odepchnięcia go w razie ewentualnych obiekcji.
[MEJK DRIMS KAM TRU!]

zgniły anioł pisze...

Choć Lester sam nie wie, jakiego odzewu się spodziewał, jest przekonany, że na pewno nie takiego. Wpatruje się w twarz Lufta wyraźnie zafascynowany reakcją, jaką wywołuje zaledwie dotyk jego dłoni. Dźwięki, wypływające z ust przyjaciela przyprawiają go o defiladę dreszczy, która z zawrotną prędkością gna wzdłuż jego kręgosłupa. I Lester już wie, że bez wybrzuszenia w jego własnej bieliźnie się nie obędzie, ale wypiera tą myśl ze świadomości, na ten moment zbyt pochłonięty ciałem drugiego mężczyzny. Smukłymi opuszkami palców przejeżdża wzdłuż jego męskości, z zaskakującą jak na siebie precyzją i niemało prowokującą mozolnością badając jej strukturę, długość i kształt. Ma wrażenie, że temu zajęciu mógłby poświęcić wieczność, ale rezygnuje z niego stosunkowo szybko, bo nie o jego potrzeby teraz chodzi. Dlatego ujmuje jego męskość w dłoń i rozpoczyna jej wprawną i intensywną stymulację. Jednocześnie jego język przylega do szyi kochanka, zdecydowanie naruszając jej materię własną wilgocią. Zasysa jego skórę między wargami, ciągnie subtelnie w swoim kierunku i pieści bez opamiętania.
- Zdecydowanie bardziej wolałbym mieć Ciebie w ustach - mówi do jego grdyki. ochrypniętym z podniecenia głosem, nawet nie starając ugryźć się w język.
[Z seksualnością nastolatka w wieku lat trzydziestu to zasadniczo nic dziwnego.]

zgniły anioł pisze...

Od dłuższego czasu jest przekonany, że Simon w jakiś niewytłumaczalny sposób współpracuje z jego własną głową, tym sposobem doskonale wiedząc, co Adam lubi, czego nie, jak wpłynąć na jego działania i jak sprowadzić go do pionu, w każdym cholernym znaczeniu tego słowa. Kolejnym potwierdzeniem tej tezy jest sposób, z jaką dziecinną łatwością trafia w newralgiczny punkt pisarza, którym są wszelakie doznania werbalne. I Lester szczerze w to wierzy, nawet jeśli jest to jedynie przypadek, zwykły zbieg okoliczności.
Dotyk Lufta w połączeniu z przerywanymi jękami zdaniami sprawia, że blondyn pręży się nad nim niekontrolowanie, co wcale nie jest równoznaczne z zakłóceniem rytmu ruchów w bokserkach kolegi, bo tam wciąż radzi sobie doskonale.
- Dupek jesteś - mówi wgryzłszy się subtelnie w jego szyję nie tyle dla odreagowania własnej słabości, co faktów, że:
a) Simon najpierw odmawia mu seksu, a później robi wszystko, żeby doprowadzić go do stanu równemu sobie (bo owszem, przecenia trochę przyjaciela i jest przekonany, że ten robi to celowo);
b) nie jest się w stanie skupić na Lufcie całkowicie, częściowo zajęty walką we własnych spodniach. Zupełnie nieadekwatnie do własnych słów, dokładnie w tym samym momencie nakierowuje dłoń przyjaciela na swój drugi sutek: ten z kolczykiem, który tak mu się wyjątkowo w klubie nie spodobał.
- Mów - żąda z zaskakującą stanowczością, przechodząc z mokrymi pocałunkami na jego żuchwę i powoli brnąc w kierunku jego ucha. Bo przerywanie mu prowadzonego z takim wysiłkiem monologu, to byłaby wysoce niestosowana autoagresja.
[Uwielbiam Simona w łóżku, ale tymczasem idę do swojego. Niespanie przez czterdzieści godzin to bardzo kiepski pomysł, stąd ta mizeria na górze. Dobrej nocy. Tudzież dnia, w zależności od tego, kiedy to odczytasz.]

zgniły anioł pisze...

Odsuwa się na moment, by omieść spojrzeniem twarz przyjaciela. I to jest błąd. Sam widok rozkoszy wypisanej na zarumienionych policzkach i w subtelnie rozchylonych wargach zapiera mu dech w piersi, a w połączeniu z kolejnym otarciem się o niego ciała kolegi sprawia, że Lester nawet nie ma ochoty kontrolować czy walczyć z wybrzuszeniem we własnych spodniach.
- Simon - wyrywa mu się ledwo słyszalnie, kiedy Luft z tą ujmującą niepewnością zahacza o jego przekuty sutek. Sam nieszczególnie rejestruje sens dźwięków, które uciekają mu z krtani nim zdąży je stłumić w zarodku i formułują się w to jedno, konkretne imię. W następnej kolejności już zamyka płatek ucha Lufta między wargami i przygryza subtelnie, zupełnie jak gdyby poprzednie zdarzenie nie miało miejsca.
Tego "nie" nie słyszy, albo raczej nie chce słyszeć, a Luft swobodnie mu na to pozwala, wydając z siebie kolejną serię pobudzających słów i westchnięć. Dopiero uścisk na nadgarstku sprawia, że się zatrzymuje. Całkowicie wbrew swojej woli zaprzestaje ruchów dłoni wzdłuż męskości przyjaciela, ale nie wyciąga jej z jego spodni, mało tego, nawet nie wypuszcza go z pewnego uchwytu.
- Przyjmuj tą przyjemność, nie hamuj się. Pozwól mi skończyć - szepcze mu do ucha prawie błagalnie, jednocześnie zaprzestając również pocałunków.

zgniły anioł pisze...

Lester ów gest odczytuje chyba tak, jak powinien, czyli jako pozwolenie, bo w następnej kolejności już ociera się o kolegę całym ciałem, jednocześnie wznawiając ruch dłoni na jego męskości. Nie do końca pojmuje, co przyczyniło się do tej niedługiej przerwy, ale nie ma też zamiaru wgłębiać się teraz w temat: ciało mężczyzny zajmuje go teraz w zbyt wielkim stopniu. Stęsknione faktury jego skóry wargi przywierają doń, obdarzając kolejną salwą mokrych, intensywnych pocałunków. Tymczasem wolną dłoń, którą dotychczas opierał na materacu, wtapia w jego włosy, głaszcząc go nieśpiesznie.

zgniły anioł pisze...

Obecność dłoni na własnych udach, pośladkach i finalnie przy kroczu, komentuje lekkim uśmiechem, jednocześnie nie robiąc jednak nic, by pomóc Simonowi rozpiąć własne spodnie. Jego chwilowa nieudolność w akompaniamencie cichych jęków i niezaprzeczalnego uroku jedynie zachęcają Adama do przyspieszenia ruchów dłoni na jego męskości oraz zwiększenia ilości chaotycznych pocałunków na jego szyi. W chwili owego nieskrępowanego jęku, który jest zapowiedzią nadchodzącego spełnienia, Lester prostuje się wreszcie, coby mieć możliwość do ogarnięcia kochanka spojrzeniem w całej jego krasie. Czuje lepkie nasienie między palcami, widzi zasnutą mgłą przyjemności twarz kolegi i dochodzi do niego, że jemu samemu dawno nie było tak... dobrze. Że cudze spełnienie nigdy nie było przez niego tak wyczekiwane i nie cieszyło go w tak wielkim stopniu.
Pozwala brunetowi unormować oddech, by kolejno bez zbędnego ostrzeżenia znów nachylić się nad nim, wpić namiętnie w jego usta i jednocześnie wreszcie wyciągnąć dłoń z jego bielizny.

zgniły anioł pisze...

[Ubolewam, niemniej poczekam cierpliwie.]

zgniły anioł pisze...

Zachęcony gęsią skórką wstępującą na podbrzusze przyjaciela oraz własną przekorą, bez skrępowania wsuwa dłoń pod pomięty podkoszulek Simona, tym samym rozmazując nasienie na jego skórze. Łapczywie i trochę chaotycznie korzysta z zaproszenia i pogłębia pocałunek, sprawiając przy tym wrażenie, jak gdyby usta Lufta były jego jedynym źródłem tlenu. Niespodziewanie przewrócony na plecy, wzdycha bezgłośnie, zaskoczony. W następnej kolejności tą dłoń, której nie opiera na torsie kolegi, wsuwa w jego włosy, najwyraźniej akceptując podobny rozwój wydarzeń, podczas gdy jego biodra chętnie napierają na rękę we własnych spodniach i tym sposobem domagają się większej intensywności pieszczot.
Jeśli chodzi o kwestię dominacji, Lester jest, i zawsze był, uniwersalny. Żyje w przekonaniu, że w łóżku jest przygotowany na każdą możliwość, albo raczej na każdą otwarty, a nachylającemu się nad nim Luftowi... cóż, może pozwolić na wszystko.

zgniły anioł pisze...

Rozchyla wargi w niemym geście aprobaty, gdy usta kolegi przylegają do jego skóry w towarzystwie ciepłego oddechu, który wprawia ją w subtelne drżenie. Koszulki pozwala się pozbyć bezproblemowo, co wcale nie oznacza, że czuje się z tym komfortowo. Jego chude, okaleczone ciało nawet nie umywa się do apetycznie wyrzeźbionych mięśni kolegi. Lester szybko jednak wyrzuca ową myśl z głowy, zbyt zaaferowany tym, co dzieje się teraz w okolicach jego krocza. Zniecierpliwiony rozchyla uda, swoje niedopieszczenie wyrażając w kolejnym otarciu się ciałem o ciało Simona. Jednocześnie przesuwa dłonie z torsu na plecy bruneta, opuszkami palców błądząc po nich chaotycznie i zupełnie bez celu.

zgniły anioł pisze...

Spod przymrużonych z rozkoszy powiek obserwuje poczynania kolegi, w ciszy spożywając przyjemność, którą ten mu oferuje. Dopiero kiedy Simon trąca językiem jego przekuty sutek, spomiędzy jego delikatnie rozchylonych warg wyrywa się kilka urywanych stęknięć, a on odchyla głowę delikatnie w tył, tym samym tracąc Lufta z oczu. Jednocześnie uciążliwa bariera z bielizny zostaje wreszcie przełamana, a Lester zdaje sobie sprawę, że to pierwszy raz, kiedy Simon dotyka go tak otwarcie. Ta świadomość sprawia, że euforia jest jeszcze większa. Po spazmatycznym zagarnięciu powietrza do płuc, Adam dzieli się z przyjacielem setką kotłujących się w nim emocji, które to wyrażają się w jednym, rozkosznym i niczym nieskrępowanym jęku.

zgniły anioł pisze...

[Potrzymam Adama w napięciu, a, coby nie trzymać w nim przypadkiem Ciebie, poinformuję, że odpowiem dopiero jutro.]

zgniły anioł pisze...

Czuje chaotyczność w ruchach Lufta i coś podpowiada mu w głowie, że stoi za tym brak doświadczenia, choć owo stwierdzenie w połączeniu z nazwiskiem kolegi wydaje mu się naprawdę abstrakcyjne, nawet jeśli wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na jego słuszność. Bynajmniej nie czyni to z niego cechy pejoratywnej. Po pierwsze dlatego, że Adam czuje się przyjemnie połechtany świadomością, że to właśnie on ma okazję być przez Simona pieszczony, a po drugie: bo instynktowność i spontaniczność, którymi kochanek się kieruje, sprawiają, że jest nieprzewidywalny, a przez to i cholernie podniecający. Nic więc dziwnego, że kiedy Luft zsuwa się w dół jego ciała, a on sam ląduje w jego ustach, na krótką chwilę zapomina, że oddychanie jest funkcją koniecznie potrzebną nie tylko do życia, ale siłą rzeczy i do czerpania przyjemności z podobnych manewrów. Zachłysnąwszy się powietrzem, urywanym jękiem wita obecność warg na swojej męskości dopiero z kilkusekundowym opóźnieniem. Wtedy również otacza tułów przyjaciela nogami, zupełnie jak gdyby tym sposobem chciał uniknąć ewentualnego przerwania pieszczoty.
Jeśli chodzi natomiast o adamowe prowokacje, ich początkowy i rzeczywisty sens zatracił się już dawno. Bo, o ile Lester wciąż płodzi ich bez liku, o tyle przez dotychczasowy dystans i odmowy Simona, już jakiś czas temu zapomniał o ich pierwotnym celu, to jest zbliżeniu fizycznym podobnym temu teraz, w pełni satysfakcjonując się zaledwie skrępowaniem kolegi. Głównie przez wzgląd na to, gdyby ktoś powiedział mu jeszcze kilka godzin temu, że jego wizyta u przyjaciela skończy się w taki sposób, Lester uznałby to za wyjątkowo smakowitą, ale i surrealistyczną możliwość. Zresztą za taką ma ją i teraz.

zgniły anioł pisze...

W jego rękach (albo raczej ustach) staje się marionetką. Pieszczota Simona sprawia, że zupełnie traci wolną wolę, a w pewnym stopniu również i zmysły, bo Luft naprawdę go zaskakuje. Trudno jest mu stwierdzić, czy ten ma kogoś w ustach pierwszy raz, ale niekonwencjonalność i pewność siebie, która mu w seksie oralnym towarzyszy, sprawia, że automatycznie staje się w nim cholernie dobry. Jedynym sensownym argumentem na poparcie tych nielicznych myśli, które mimochodem wkradają się do umysłu Adama, są jego niekontrolowane reakcje. Wije się pod nim i pręży, ilekroć dotyk Simona napiera mocniej na jego ciało. Towarzyszące temu dźwięki są nieliczne, głownie przez elementy zaskoczenia, które sprawiają, że jęki grzęzną Lesterowi w krtani na dłuższą chwilę. Do owych czynności nie zniechęca go nawet bycie wypuszczonym z ust Lufta, szczególnie, że w następnej kolejności już czuje na swojej męskości jego wilgotny język. W nagłej potrzebie poczucia ściślej jego obecności, chaotycznie pociera stopami jego boki, jednocześnie przesuwając dłonią po jego policzku, skroni i wreszcie wtapiając ją subtelnie w ciemne włosy.
A potem przyjaciel znów bierze go do ust i pisarzowi nie pozostaje nic innego jak wygiąć ciało w gwałtowny łuk, jęknąć przeciągle, przymknąć powieki, dodatkowo przysłaniając je wolnym przedramieniem i kompletnie skupić się na owej piekielnie dobrej przyjemności.

zgniły anioł pisze...

[Przepadłaś?]

zgniły anioł pisze...

[Całe szczęście, że się odzywasz, bo już nie wiedziałam co z Simoniątkiem począć. Będę cierpliwie czekać!]

red shoes pisze...

{Witam, postać naprawdę ciekawa :) Na dzisiaj chyba mam tylko tyle do powiedzenia. Przepraszam}

red shoes pisze...

{Stonowana jest. Chyba. Spokojna, raczej nie groźna, nie zabija, nie gryzie :) Ale kartę pewnie rozbuduję, chociaż ciężko mi pisać o dziewiętnastolatce, którą chcę dopiero rozwijać. Ona dopiero wchodzi w dorosłe życie, dlatego wszelkie wątki/powiązania są pomocne do kształtowania jej osobowości i historii. Więc jeśli coś świta ci w głowie... ;)}

zgniły anioł pisze...

Sama świadomość, że to Luft pieści go tak otwarcie, że to on tkwi między jego udami i że to jego niekontrolowane pomruki zadowolenia wdzierają się przez ścianę rozkoszy do umysłu Adama, sprawia, że ten jest w istniej ekstazie. Natomiast w połączeniu z tym, co przyjaciel wyprawia z nim swoimi wargami i językiem aż dziw, że Lester jest w stanie czerpać z tego tak długo. O tym, że dłużej nie da już rady, świadczą coraz to głośniejsze i częściej urywane jęki oraz ciało, które coraz chętniej pręży się pod naporem przyjemności i dotyku tych pożądanych dłoni.
Sam Adam zaciska wargi w wąską linię, by choć odrobinę zahamować ich drżenie. Bezskutecznie. To zdaje się promieniować na jego ramiona, pędzić w dół ciała i w końcu mieć swój finał w podbrzuszu. Niekontrolowanie mocno zaciska dłoń na ciemnych włosach Simona, by wreszcie w milczeniu dojść obficie w jego ustach. Zbyt wiele sprzecznych emocji kotłuje się w nim w tym momencie, by mógł wydać z siebie jakikolwiek dźwięk.
[Nie wiem, czy wiesz, ale zbyt bardzo jestem wpatrzona w Twój piękny sposób pisania, żebym mogła przyjąć do świadomości, że masz jakieś tam pięty achillesowe.]

Mila pisze...

[sześć! :D przyznam się szczerze, że zupełnie mnie zaskoczył ten wizerunek Lifta, bo w mojej głowie zawsze wyglądał jak łysy, uzależniony od masturbacji grubasek, ale cóż, po obejrzeniu Californication, tak sobie niestety wyobrażam agentów pisarzy xD]

Lester pisze...

Buzujące w nim emocje i usilna chęć opanowania niekontrolowanych reakcji własnego ciała sprawiają, że wszystkie bodźce dochodzą do świadomości Adama z kilkusekundowym opóźnieniem. To wystarczy, by nie zarejestrować momentu, w którym Luft wypuszcza go z ust, przełykając jego nasienie, a on sam wyzwala go z kurczowego objęcia swoich nóg. Dopiero wtedy zdaje sobie sprawę, że kochanek znów jest w stanie pełnego wzwodu i że stymuluje się sam. Przez chwilę walczy z potrzebą odwdzięczenia mu się podobnym szczytowaniem co jego własne, ale daruje sobie w przekonaniu, że Luft i tak mu na to nie pozwoli. Tkwi więc w kompletnym bezruchu, całkowicie skupiając się na doznawanych impulsach. Czuje przyspieszony oddech na swoim udzie, a gdy ten znika w towarzystwie cichego jęku, komentuje ów fakt otwarciem oczu. Sprowokowany brakiem bliskości Lufta, odnajduje w sobie rezerwowe pokłady sił, by zsunąwszy się z łóżka swobodnie położyć się na ziemi z głową znów na udach przyjaciela.
- "Kurwa" co? - pyta wpatrzony w jego zmęczoną twarz, jednocześnie pozwalając, by na jego własną wstąpił zaczepny uśmiech. Fakt, że Simon sięga po słowo, od którego w każdej innej sytuacji trzymałby się z daleka, najwyraźniej niesamowicie go satysfakcjonuje.

red shoes pisze...

{Tym samym obowiązek rozpoczęcia spadł na mnie? ;)
Ale przyznaję, że pomysł ciekawy. Julii przyda się pierwsze powazniejsze zlecenie}

red shoes pisze...

{Postaram się zrobić to dzisiaj, ale niczego nie obiecuję ;P A jakieś specjalne wymagania co do długości?}

zręczna kanalia pisze...

Deklaracje są czymś, czego pisarz nienawidzi z całego serca z jednej prostej przyczyny: nienawiść ta jest podszyta lękiem. Adam boi się podobnych obwieszczeń nie z tego powodu, że te nierzadko prowadzą do rozczarowań i ograniczeń, ale dlatego, że mogą, nie daj Boże, nadać jego życiu sensu czy wyższych wartości. A słowa Simona czuć deklaracją na odległość. To płoszy Lestera. Chwilowa satysfakcja i przyjemność, którą czerpał zarówno ze skrępowania, jak i delikatnego dotyku kolegi momentalnie znika i choć Adam wciąż mruży powieki w akcie rozkoszy, jest to już tylko dobrze wypracowana poza. W rzeczywistości szuka jedynie dróg ucieczki. W tym celu wreszcie podnosi się chwiejnie, rusza w kierunku wyjścia z pomieszczenia i dopiero w progu rzuca coś pod nosem o papierosie, jednocześnie nawet nie kłopocząc się, by obejrzeć się za siebie.

H. F. pisze...

[bardzo fajnie napisana karta, serio. no i rzecz jasna watek chcę, więc pytam o miejsce spotkania naszych postaci lub jakieś relacje?]

zręczna kanalia pisze...

Opuszcza pomieszczenie, usilnie starając się zignorować skrajnie emocje, które miotają się w jego głowie niczym rozwścieczone pszczoły, a których nadrzędny cel to jego własny umysł. Być może byłoby zdecydowanie prościej, gdyby Lester z natury nie miał predyspozycji do komplikowania sobie życia. Jest jednak zupełnie inaczej: wątpliwości, wbrew temu, co zwykle sobą prezentuje, targają nim nieustannie. I Luft wie o tym doskonale. Nie mógłby nie wiedzieć, zna go w końcu prawie dwadzieścia lat.
Adam rzeczywiście idzie na papierosa, a nawet nie jednego, a trzy. W uporządkowaniu myśli zdecydowanie nie pomaga mu fakt, że po wyciągnięciu paczki i zapalniczki z kieszeni płaszcza migruje na kanapę, na której podczas swojego ostatniego pobytu w tym budynku pieścił się, myśląc o śpiącym w sypialni koledze. Oczywiście to pierwsze, co przychodzi mu do głowy, gdy tylko lokuje się na meblu i o niczym innym nie może myśleć, co z kolei wprawia go w nastrój jeszcze podlejszy, z którym wiąże się kolejna pochopnie podjęta decyzja.
Lester, jak wiadomo, jest mistrzem wymówki wszelakiej, dlatego gdy tylko wraca, nie patrząc na Simona zabiera się za zbieranie z ziemi swoich ubrań ze słowami:
- Pójdę już, muszę nakarmić kota. Zadzwoń, jak będziesz czegoś potrzebował.

red shoes pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
red shoes pisze...

Pierwsze poważne zlecenie. Małe, ale pierwsze. Małe, ale poważne. Dlatego Julia przez cały poranek czuła dziwny ucisk w żołądku. Wmawiała sobie, że wcale się nie stresuje. Stawała przed lustrem w małej łazience, rozczesywała po raz kolejny włosy i po raz setny wmawiała sobie, że to tylko formalność. Spotka się z tym mężczyzną, zawrą coś w rodzaju umowy i gotowe, tak? Nawet tak pozytywne myślenie nie pomagało. Trochę jakby pobladła, nie umiała przełknąć tej śmiesznej kanapki, którą kupiła w akademickim bufecie i siedziała na łóżku, apatycznie bujając się to w przód, to w tył.
Julia nie umiała radzić sobie ze stresem, taka była prawda. Może dlatego do tej pory nie dostała żadnych zleceń, chociaż rysowała dobrze. Nawet bardzo dobrze.
Nadeszła piętnasta, odliczała dwie godziny, które zostały do spotkania. Wzięła trzeci już tego dnia prysznic, a potem wyszła z akademika. Wisząca na ramieniu torba mieściła w sobie szkicownik z pracami rudowłosej. Starała się iść pewnie przez miasto do kawiarenki, w której umówiła się z Simonem. Weszła do środka, przywołując delikatny uśmiech na usta i stojąc w miejscu, rozglądała się dookoła, chyba gotowa stąd uciec.
Meijer nie posądzałaby samej siebie o taką tchórzliwość, ale wiedziała, że dzisiejszy dzień może jej pomóc rozwinąć skrzydła, rozpocząć karierę, nagłośnić nazwisko. Czasami jej szkice i zdjęcia pojawiały się na różnych wernisażach, ale przyćmiewane były przez dzieła lepszych artystów o jakimś już dorobku. Ona w świecie sztuki była szarą myszką, dlatego dziwiła się strasznie, że ktoś na nią postawił.

{Troszkę krótko, przepraszam..}

Unknown pisze...

[hahaha, to by było w zasadzie ciekawe... i zabawne ;)
moje pytanie tylko - masz jakiś wątkowy pomysł :P]

zręczna kanalia pisze...

[No ja mam nadzieję. Bo nie wiem, czy wiesz, ale ja na Simoniątko mogę czekać długo.
Gorzej z Adasiem.]

zgniły anioł pisze...

[I podpisz się grzecznie w Administracji.]

Anonimowy pisze...

Wciąga na siebie bokserki i już ma sięgnąć po spodnie, kiedy te znikają z jego pola widzenia. A później pada ten zakaz, który może równać się tylko z siarczystym policzkiem. Bo przecież Luft nigdy go nie zatrzymał, podobnie jak nigdy nie podniósł na niego ręki. Adam prostuje się, zaskoczony, i przez kilka długich sekund wpatruje się w kolegę w konsternacji. W następnej kolejności myśli o tym, że taka manipulacja nie jest sprawiedliwa, a później nie myśli już wcale. Chwyta Simona za nadgarstek i zdecydowanie przyciąga go do siebie.
- Nie mam Ciebie dość - zaprzecza momentalnie, a później zaciska mocno szczęki, przy czym wyraz twarzy tężeje mu.
- Zawsze mam Ciebie niedosyt. Dlaczego nie możesz tego zrozumieć? - Jest wściekły, a to z kolei sprawia, że puszczają w nim wszelkie zahamowania w kwestii kontrolowania własnych słów.
- Gdybyś teraz mi się oddał, wziąłbym Cię bez wahania. A gdybyś powiedział mi, że chcesz mnie mieć, równie chętnie rozłożyłbym przed Tobą nogi. Chcę Cię dotykać, gryźć, ssać, całować i dochodzić w Twoich ustach. Pieprzyć się z Tobą wszędzie: na podłodze, na stole, na blacie w kuchni, na kanapie, u Ciebie i u mnie. A później chcę kłaść się w Twoim łóżku, liczyć Twoje oddechy w ciemności i zasypiać trzymając Cię za tyłek. Bo pociągasz mnie po stokroć bardziej niż każdy facet w tym paskudnym mieście. A rano chcę zrobić Ci śniadanie. Wmuszać herbatę, na którą nie masz ochoty i wyciągać na paskudnie niezdrowe żarcie na mieście, którego nie lubisz. I chcę myśleć, że jesz je, bo Ci każę. I chcę Cię drażnić, prowokować, wyprowadzać z równowagi i wprawiać w krępację, ale też opiekować się Tobą, jeśli sytuacja będzie tego wymagać. I żebyś to wszystko znosił. Żebyś mnie tolerował, kiedy właśnie jestem najgorszy. I chcę, żeby tak było zawsze, codziennie. Właśnie dlatego, że nigdy nie mam Cię dość, Luft. - Wciąż wpatruje się w jego twarz, kurczowo trzymając go za nadgarstek. Uścisk jest mocny z jednej, prostej przyczyny: Adam podświadomie boi się, że waga jego słów przestraszy Simona i ten odsunie się. I kiedy zdaje sobie sprawę z tego oraz z nagości kolegi i niewielkiego dystansu, który ich dzieli, puszcza go i odsuwa się pierwszy.
- Ale nie mogę. I Ty też nie możesz, sam mi to dzisiaj powiedziałeś. Więc nie wymagaj ode mnie, że opuszczę swoją i tak już niestabilną rzeczywistość na rzecz czegoś, czego nie mogę być pewien nawet w najmniejszym stopniu - kończy i chyba przyjmuje ten fakt z ulgą, bo wreszcie może oderwać wzrok od tej cholernie przystojnej twarzy i wyciągnąć spodnie z jego dłoni, całkowicie skupiając się na zakładaniu ich.

zgniły anioł pisze...

Nie patrzy na niego, bo waga wyrzuconego z siebie wyznania zamiast ulżyć, ciąży mu niemiłosiernie. Stara się całkowicie skupić na ubieraniu spodni i odszukaniu dalszych części swojej garderoby, ale milczenie Simona wcale mu w tym nie pomaga, chociażby przez wzgląd na to, że nie wie, czego ma się teraz z jego strony spodziewać. I co zobaczy, kiedy podniesie wzrok.
I kiedy już ma na sobie dolne partie ubrania, padają te słowa, a w Adamie rozgoryczenie wzrasta do granic możliwości.
- Dupku... - burczy pod nosem, sfrustrowany z dwóch prostych przyczyn: jest przekonany, że Simon po prostu nie zrozumiał puenty jego wypowiedzi, a ta sugestia to jedynie wynik impulsu, nie świadoma decyzja. Nawet, jeśli odczytanie jej w ten drugi sposób to opcja potwornie pociągająca.
Dopiero wtedy Lester podnosi na niego spojrzenie i to zmieszanie i niepewność trochę go uspokajają. A później ujmuje twarz kolegi w dłonie i znów jest blisko.
- W ogóle mnie nie słuchasz - zarzuca mu, bo przecież w kwestii tego, czy Luft może i chce, nigdy nie będzie miał pewności. Dalej wpija się w jego usta mocno i jednocześnie krótko, chcąc rozładować właśnie powstałe w nim napięcie. Sęk w tym, że po owym pocałunku ono jedynie wzrasta na sile.
- I nawet nie masz pojęcia, jak wielki bajzel robisz w mojej głowie - dodaje ciszej, kciukiem subtelnie gładząc jego policzek.

zgniły anioł pisze...

W gruncie rzeczy sęk nie tkwi w wymaganiach Lestera, ale w tym, że Simon swoją dotychczasową postawą przyzwyczaił go do tego, że w tej znajomości to on wiecznie przyjmuje rolę tego emocjonalnie stabilnego i opanowanego. Zapewne fakt, że jego kolega jednak miewa chwile słabości, powinien pisarza nieco podbudować. A jednak tak się nie dzieje, bo sytuacja jest dla Adama zbyt nowa, a on sam gubi się w niej, nie do końca pewien, jak ma się wobec niej zachować.
Powietrze zaczyna wciągać przez nos do płuc w momencie, w którym Simon odchyla głowę w bok, tak więc kiedy kolega przygryza opuszek jego palca, ma go w nich wystarczająco dużo, by wydać z siebie niekontrolowane sapnięcie, które to z kolei jest bezpośrednią reakcją na gest Lufta. Ten ruch kompletnie rozbraja Adama, ponieważ jest doskonałą mieszanką arogancji, czułości i prowokacji, których blondyn teraz niewątpliwie potrzebuje, a które w połączeniu ze spojrzeniem, jakim obdarza go Simon, sprawiają, że i on pozbywa się logiki na rzecz instynktu. Subtelnie napiera trzymanym w potrzasku zębów kciukiem na przestrzeń między szczękami kolegi, najwyraźniej chcąc w ten sposób dostać się do wnętrza jego ust.

zgniły anioł pisze...

W swoim obecnym położeniu Lester zdecydowanie powinien docenić cierpliwość i odporność kolegi, który przez wszystkie lata ich znajomości tak wytrwale znosił jego zaczepki oraz niwelował ich konsekwencje, zanim te jeszcze zdążyły nastąpić. W porównaniu do niego, Adam jest kiepskim amatorem, a obserwowanie własnego kciuka znikającego w ciepłym i wilgotnym wnętrzu ust Simona oraz świadomość tego, co ten mógłby z nim robić, zdecydowanie nie jest przeprawą na jego siły. Nic więc dziwnego, że kiedy dodatkowo odległość między nimi zostaje drastycznie zmniejszona (albo raczej po prostu zlikwidowana), Adam czuje męskość kolegi tuż obok swojej, a dłonie Lufta pewnie zespalają się z jego pośladkami, przestaje nad sobą panować. Swój kciuk zastępuje językiem, wiecznie spragniony jego pocałunków łącząc ich w kolejnym, tym razem zdecydowanie bardziej namiętnym od poprzedniego. Dla własnej wygody znów ujmuje jego twarz w dłonie i jednocześnie napiera na niego całym ciałem, najwyraźniej nieprzejęty faktem, że drzwi szafy, na których lądują z impetem, wypadają z zawiasów.
Zupełnie zapomina o tym, że jeszcze chwilę wcześniej zarzekał się, że obaj nie mogą, bo jego kolano już wsuwa się między uda Lufta i unosi to, o co przed momentem ocierało się jego krocze.

zgniły anioł pisze...

W swoim obecnym położeniu Lester zdecydowanie powinien docenić cierpliwość i odporność kolegi, który przez wszystkie lata ich znajomości tak wytrwale znosił jego zaczepki oraz niwelował ich konsekwencje, zanim te jeszcze zdążyły nastąpić. W porównaniu do niego, Adam jest kiepskim amatorem, a obserwowanie własnego kciuka znikającego w ciepłym i wilgotnym wnętrzu ust Simona oraz świadomość tego, co ten mógłby z nim robić, zdecydowanie nie jest przeprawą na jego siły. Nic więc dziwnego, że kiedy dodatkowo odległość między nimi zostaje drastycznie zmniejszona (albo raczej po prostu zlikwidowana), Adam czuje męskość kolegi tuż obok swojej, a dłonie Lufta pewnie zespalają się z jego pośladkami, przestaje nad sobą panować. Swój kciuk zastępuje językiem, wiecznie spragniony jego pocałunków łącząc ich w kolejnym, tym razem zdecydowanie bardziej namiętnym od poprzedniego. Dla własnej wygody znów ujmuje jego twarz w dłonie i jednocześnie napiera na niego całym ciałem, najwyraźniej nieprzejęty faktem, że drzwi szafy, na których lądują z impetem, wypadają z zawiasów.
Zupełnie zapomina o tym, że jeszcze chwilę wcześniej zarzekał się, że obaj nie mogą, bo jego kolano już wsuwa się między uda Lufta i unosi to, o co przed momentem ocierało się jego krocze.

zgniły anioł pisze...

Wciąż czuje na wargach oraz wewnątrz ust kochanka smak swojego nasienia i jest to jeden z czynników, który doprowadza go na skraj obłąkanie. Kolejny to świadomość własnego uporu, a więc i materiału ściśle przylegającego do jego skóry. Nic więc dziwnego, że kiedy słyszy owo polecenie, nad wyraz chętnie zsuwa dłonie w dół tego jakże pożądanego ciała, przez jego szyję, tors i brzuch zręcznie docierając do własnego rozporka. Rozpina go sprawnie, jednocześnie nie szczędząc brunetowi chaotycznych muśnięć wargami na szczęce, szyi i uchu, a kiedy już ma pozbyć się zbędnego balastu ubrań, jedna jedyna racjonalna myśl przebija się przez masę tych irracjonalnych, a jej bezpośrednią konsekwencją jest pośpieszne wsunięcie dłoni w kieszenie spodni, które - o czym Adam przecież wie - są puste.
- Simon... - jęczy cichutko i trochę żałośnie, chyba przywykając do świadomości jak bardzo erotyczny wymiar ma dla niego to imię.
- Gumki... - wzdycha, wyraźnie rozczarowany faktem, że nie ma ich przy sobie, co z kolei nie przeszkadza mu w gorliwym obcałowywaniu rozgrzanej skóry Lufta i jednocześnie niedbałym zsuwaniem z siebie ubrań.
- ... mam na dole... - ciągnie i sam nie wie, czy stara się tym samym przygotować kochanka na podróż, która ich czeka czy może oczekuje, że brunet zaskoczy go i oświadczy, że jest w posiadaniu prezerwatyw, które to są w zasięgu ręki, tym samym rozwiązując ten problem.

zręczna kanalia pisze...

Z ulgą przyjmuje moment, w którym wreszcie jest nagi i może przylgnąć ściśle do kochanka, tym samym czując jego obecność na całym ciele. A później Luft brutalnie nieomal wymusza na nim kolejny pocałunek i Adam już wie, że lubi go takiego: rozochoconego i rozpalonego. Sam reaguje na tę pieszczotę równie gorliwie, zupełnie niezainteresowany wrażeniem, że jego informacja została skrzętnie zignorowana. To uczucie opuszcza go jednak w chwili, gdy kochanek napiera na niego, prowadząc w kierunku łóżka. Zapewne stęknąłby przeciągle, coby dać Simonowi do zrozumienia, jak bardzo aprobuje tę bliskość, ale zbyt intensywnie zaangażowany jest w łapanie jego jęków i zabawianiem tego niedopieszczonego języka. Chętnie opada na pościel, choć jednocześnie wspiera się na przedramionach, by Luft przypadkiem nie uciekł mu zbyt daleko.
Dostaje do ręki prezerwatywę i przez krótką chwilę jest w potrzasku, bo chciałby być w Simonie i jednocześnie poczuć go w sobie. Do myślenia dają mu dopiero niepewne ruchy kolegi i to sprawia, że podejmuje decyzję. Opiera dłonie na bokach Lufta, by kolejno pewnie powalić go na materac, już wprawnie lokując się między jego udami. Rozkoszny widok leżącego pod nim bruneta wprawia go w stan swoistej, metafizycznej niemalże fascynacji, która z kolei sprawia, że przez kilka długich sekund wpatruje się w niego bezczynnie, oniemiały. Dopiero napoiwszy się tym obrazem drga i już jest między jego nogami. Z miłą chęcią wziąłby go już teraz, ale przecież rzecz nie w tym, by zaspokoić tylko siebie, ale ich obu. A tego nie można osiągnąć bez wcześniejszego przygotowania, tym bardziej, że Adam nie chce narażać przyjaciela na ból. Przeciągłym spojrzeniem omiata prężącą się przed nim męskość, ale rezygnuje z możliwość pieszczenia jej, zamiast tego jedynie przelotnie podrażniając ją oddechem. W swoich czułostkach idzie nieco dalej: muska wargami delikatną skórę jego moszny, subtelnie unosi jego biodra, opierając jego uda na swoich ramionach i wreszcie bez żadnego ostrzeżenia napiera językiem na jego wejście. Jednocześnie stara się obserwować reakcje przyjaciela, ale kiedy dochodzi do niego, że to jest raczej niemożliwe z uwagi na własne położenie, po prostu wsuwa się w niego sprawnie.

[Wytrzymam, wytrzymam. Ale chyba muszę znaleźć sobie jakieś zajęcie zastępcze. Może zacznę biegać? Albo, o, napiszę książkę.]

zgniły anioł pisze...

[Przepadłaś definitywnie?]