urodzony
15 czerwca 1978 roku w Rotterdamie
Podobno
pierwsze dzieci rodzą się z miłości. W przypadku Tony’ego było
jednak zupełnie inaczej. Jego matka, rodowita Amerykanka, nigdy nie planowała mieć
dzieci, bo zwyczajnie ich nie lubiła. To wszystko zasługa młodszej
siostry, ale to materiał na inną historię. Nawet jej mąż, Johannes Visser nie był w stanie przekonać jej, że ich syn nie jest wpadką. Tak więc Tony nigdy
nie był specjalnie kochany przez swoją rodzicielkę, za to ojciec
poświęcał mu sporo uwagi. W sumie dobrze, bo inaczej skończyłby
w więzieniu. Matka zostawiła ich samych sobie, kiedy młody Visser
skończył siedem lat. Szczerze? Nawet na dobre mu to wyszło. Z
ojcem zaś dogadywał się świetnie. To właśnie on zaszczepił w nim
miłość do jazzu i to on zapisał go na lekcje gry na perkusji. To
dzięki niemu Tony stał się tym, kim jest, a matkę ma w głębokim
poważaniu. Obchodzenia się z kobietami uczył się sam. Może to
dlatego wyrósł z niego niepoprawny kobieciarz? Kolejne kobiety
zastępowały mu rodzicielską miłość, chociaż były zaledwie
dwutygodniowymi epizodami w jego życiu. Ale przyszedł czas, że
Tony się zakochał. Ooops. Z
zakochania został mu tylko wspólny dom, pies Buddy i cały barek
starej, dobrej whisky. Jak się okazało, to ostatnie przyniosło mu
więcej szkody niż pożytku, ale wziął się chłop w garść i od
tej pory stara się nie patrzeć w przeszłość opatrzoną nazwą
„Lisbeth”. STARA SIĘ.
Co
więcej o samym Tony’m? Z nim nie ma nudy. Życie od czasu rozwodu
to pełen spontan. Po skończeniu muzykologii otworzył swój własny
pub „Bloaters”, który przynosi mu niezłe zyski. Flirtuje jak
mało kto, uwodzi kobiety jak nasz stary dobry Casanova i zawsze
uchodzi mu to na sucho. Ba, która kobieta mogłaby się na niego
gniewać? Seks z nim wynagradza rzekomo wszystko, nawet jeśli jest
jedną z wielu. Bo jest. I tego się w nim nie da zmienić. Very
sorry, my ladies. Ideał kobiety? Masz duże cycki, duże oczy,
jędrną pupę i coś w miarę mądrego do powiedzenia? Przygotuj
się, w jego oczach jesteś już jego. A jak nie, to będziesz. Nie
bywa oczywiście zbyt natarczywy, jeśli usłyszy zdecydowane,
stanowcze „nie”. Jeśli jednak w Twoim głosie dostrzeże choćby
nutkę wątpliwości – nie walcz. Nie wygrasz. Męska przyjaźń to
dla niego rzecz święta, chociaż przyjaźni się tylko z jedną
osobą – niejakim Williamem Hollandem, którego zna od liceum. Są
dla siebie jak bracia i naprawdę nikt nie jest w stanie tego
zmienić. Żadna kobieta. Nawet z dużymi cyckami, dużymi oczami,
jędrną pupą i czymś w miarę mądrym do powiedzenia. Co robi, jak
mu się nudzi? Wali… W gary, rzecz jasna. Biada wszystkim sąsiadom,
kiedy Tony przysiądzie do perkusji. Zatyczki na uszy wam nie pomogą,
policja też nie. Tony jest za piękny i bogaty, by płacić za
mandaty, które dostaje za zakłócanie ciszy nocnej. Lubi też
cygara, ale papierosów nie popala. Leniwy z niego gość, choć
próbuje z tym walczyć. Czasami wychodzi, czasami nie. Częściej
nie. Wady? Pan Tony nie umie gotować. W jego wydaniu wszystko jest przypalone i lepiej tego nie tykać, bo może wybuchnąć. Najczęściej gotuje mu William, o ile ma czas i chęć, zazwyczaj robi to za przysługę (czytaj: dostarczenie kolejnych butelek whisky do barku). Cóż, nie we wszystkim można być dobrym.
Może
teraz nieco o wyglądzie. W jego przypadku sprawdza się powiedzenie
„im starszy, tym lepszy”. Gdybyście zobaczyli go kilkanaście
lat temu, nie zawiesilibyście na nim wzroku. Mimo tego i tak miał
powodzenie, głównie dzięki interesującej gadce i charyzmie. Ale
wracając, Tony obecnie podoba się kobietom. Bardzo podoba. Mierzy
sobie metr osiemdziesiąt trzy, więc nie jest najniższy. Słońce
go lubi, dzięki czemu ma zawsze ładną opaleniznę. Nie zobaczycie
go bez charakterystycznej brody, zgolił się tylko raz dla swojej
byłej i nie zamierza tego powtarzać. Nawet nie próbuj go
przekonywać. Urodę odziedziczył po ojcu, tak samo jak czekoladowe,
pełne głębi oczy. Ciemną grzywę ma sam po sobie i to chyba
najbardziej mu się w sobie podoba. O męskości nie wspominając.
Dba o ciało, od czasu do czasu chodząc na siłownię (o ile ma siłę
po ubiegłej nocy), pływając i biegając na pobliskim stadionie.
Ponadto gra w kosza ze swoim kumplem Williamem. Lubi t-shirty z
ulubionymi zespołami, koszule i proste dżinsy. Stara się mieszać
luz z elegancją i zazwyczaj mu to wychodzi. Uwielbia swoje okulary –
pilotki, ale nikt nie wie, że to prezent od byłej żony. Nawet
Holland, choć on wie teoretycznie o Tony’m wszystko. Tak samo jak
Tony o nim. Teoretycznie.
Jeśli
chcecie wiedzieć coś więcej, to... Uwielbia dobre espresso, orzechowe
lody i ma alergię na kocią sierść. Jego największym marzeniem
jest nagranie płyty, a czy mu się uda... Będzie sami mogli się
przekonać.
Więc,
panie i panowie (z naciskiem na panie), Tony Visser nadchodzi!
powiązania | posty
Hej, cześć i czołem. Witam się z Wami, żegnam słomiany zapał i mam nadzieję, że tu wytrwam. Tony chętny na wątki jest, ale on jest na wszystko chętny, jak widać wyżej. Powiązania uzupełnię wkrótce.
214 komentarzy:
«Najstarsze ‹Starsze 201 – 214 z 214Och, bo teraz Lilianne wyszła na alkoholiczkę, choć tak nie było. To była wina Anthony'ego, który wręcz zaczął ją denerwować z samego rana, więc musiała coś łyknąć na uspokojenie, o!
I źle z nią nie było. Nie mógł zarzucić, że była wstawiona, bo gdy tylko wstała, to szła prosto, normalnie, jak zawsze.
- Tego nie wiem. - wzruszyła ramionami, zatrzymując się na moment i zwróciła się do jednej z komód, tudzież biurka, by pochwycić swoją komórkę i torbę, którą zawiesiła na ramieniu.
Piegowata przystanęła gdzieś z boku, przyglądając się barmanom, którzy starali się tworzyć jakieś drinki, shoty, więc olewając Vissera, który rozmawiał ze swoimi pracownikami, skierowała się za bar, oddając temu ciekawemu zajęciu.
Sama zaraz pochwyciła kilka alkoholi, łyżkę barmańską oraz szejker, chcąc zrobić kolorowe, według układy tęczy, shoty, co wyszło panience Holmes bardzo sprawnie i zwinnie pomimo alkoholu znajdującego się w jej krwi.
- Masz rację, gówno wiem, bo nie jestem tępym chujem. Więc skąd mogę wiedzieć jak ktoś taki może się czuć - wymamrotała złośliwie i ubrała swoje buty, które leżały koło kanapy. Chuj z nim. Nikt nie będzie jej tak traktować, tego była pewna. Nie mogła sobie na to pozwolić, w końcu była twardą babką. Ty ruchasz, Mila, a nie jesteś ruchana i się rozczulasz.
- Miłego bycie fiutem - pożegnała go niezbyt uprzejmie i trzasnęła drzwiami. Przeszła przez schody i w pewnym momencie się zatrzymała. To nie miało najmniejszego sensu. Naprawdę, chciała tej Brandi? Czy to po prostu dlatego, że już od bardzo dawna nie miała z nikim tak dobrego i czułego seksu? Bo serio, Mila, nie chcesz jej aż tak bardzo, co? Nadal jarają cię chujki. Z dziewczyną nie da się zrobić tylu fajnych rzeczy. A ty jej nie kochasz. Jesteś po prostu zauroczona, zafascynowana, bo zawsze byłaś z facetami.
Zawróciła. Wpadła do mieszkania Tonego, znów trzaskając drzwiami i bez uprzedniego pukania - weszła do sypialni z wojowniczą miną. Takiej jeszcze nie miał okazji jej widzieć.
- Przepraszam Tony. Ale nigdy więcej tak mnie, kurwa, nie traktuj, bo ci zdrowo przypierdolę, a wiesz, że jako słowianka mam więcej siły niż wyglądam. Więc teraz słuchaj mnie uważnie. Spałam z Bran tylko trzy razy, zanim wyjechaliście na wakacje, nawet nie wiedziałam, że ze sobą sypiacie. I wiesz co jeszcze? Jestem cholernie wściekła i zazdrosna, bo wolałabym sama ją ruchać, kurwa, nawet nie o ruchanie chodzi. Ale weź ją sobie, widzę, że nie zależy mi tak jak tobie. Ja jej nawet nie znam. Ona się w tobie zakochała. Łazi rozanielona i ględzi coś o zakochanych nastolatkach. Tylko na miłość boską, następnym razem się zabezpieczaj, bo ja nie jestem chętna do czuwania... - zatkała usta dłonią. Miła nic nie mówić Visserowi. Brandi by mu powiedziała sama, jej poronienie, jej sprawa. Może nie zauważy, ze blondynkaprawie się wygadała.
- Ona cię uwielbia. A ja cię cholernie lubię, więc schodzę na bok, wiesz? - spuściła głowę. I chyba poczuła się trochę lżej.
- Ale nie mów jej tego.
- Tone, zabiję Cię, jeśli przestaniesz - jęknęła, jednocześnie nogą obejmując go i zniżając do swojej kobiecości. Nie, nie mógł przestać, nie w tym momencie, nie, kiedy jej całe ciało domagało się spełnienia. Cholera! Wszystko by oddała, byleby nie przerywał ani na chwilę.
Tak, chciała krzyczeć, wrzeszczeć, być jego. Całkowicie. Wiedziała, że gdzieś tam, w dalekim Amsterdamie, jest Mila, z którą będzie musiała o Tony'ego walczyć, ale nie przeszkadzało jej to - musiała wygrać. Wiedziała, że przed nią jest największy wróg, czyli Visserowa rozwiązłość, ale chciała wygrać z tym, żeby mieć tę męską cholerę tylko dla siebie. Wiedziała to wszystko i przez świadomość przyszłego walczenia, pragnęła mocniej.
W pewnym momencie jednak zdjęła z niego swoją nogę, podniosła się do góry, ze śmiechem przewróciła Tońka na plecy, a potem na nim usiadła. Pocałowała mocno jego sutek, przygryzła go, to samo uczyniła później z Visserowymi ustami. Ale nie chciała już być na górze. Niech sobie porządzi w łóżku, ona już miała dość dominacji. Przynajmniej na tę noc.
...cholerny Visser.
Gdyby nie to rozanielenie, gdyby była czujna, nie dałaby się związać. Gdyby nie pozwoliła mu dominować, pewnie dalej leżałaby, jakby chciała. A teraz voila! Leżała na łóżku związana jak jakiś seksualny więzień, niewolnica, jakkolwiek by tego nie nazwać. I chociaż było to perwersyjne, i chociaż Brandi nie lubiła być aż tak zdominowana, podniecała ją świadomość, że on może robić z nią to, co chce.
Bo zawsze byłam silniejsza. A teraz nie jestem.
Jeszcze próbowała się uwolnić, zerwać te rajstopy ze swoich rąk, ale nie wyszło jej ani za pierwszym, ani za dziesiątym razem, zaciskała więc tylko na nich pięści przy każdym gwałtowniejszym ruchu palców Tony'ego. Starała się mu nie uciekać biodrami, ale było to trudne - całe ciało bowiem wydawało się nie słuchać Brandi. Nie kontrolowała go; Bóg raczy wiedzieć, ile razy wygięła się w łuk, ile razy wyprostowała nogę, czując, jak jakiś prąd biegnie od miejsca pieszczot aż po same koniuszki palców, ile razy uniosła się na nogach. Nie, nawet Tone nie zdawał sobie sprawy z tego, ile sprawia jej przyjemności tak prostymi ruchami.
Zdała sobie sprawę z tego, że on wiedział, iż to był jej słaby punkt. Bezczelny! Wykorzystywał świadomość, że w ten sposób może ją przekonać do wszystkiego, że zgodzi się na każdą propozycję, jakakolwiek by ona nie była - nawet nie zastanawiając się nad jej sensem. Wykorzystywał to, że była wobec niego w tym momencie bezbronna - i zupełnie nie chodzi mi tutaj o te rajstopy. Z nich można się uwolnić. Od tego, co jej robił językiem już nie.
Jęki zmieniły się w krzyki, westchnienia w szeptanie jego imienia, świadomość gdzieś ulotniła się, przed oczami przeszła przyjemna mgiełka przysłaniająca widok pokoju. Znowu była jego, znowu należała do tego cholernego Vissera. Znów miał ją całą dla siebie, czy tego chciała, czy nie.
No tak. Panna Holmes to w ogóle nie zwróciła uwagi na to czy może zrobić to, co jej się żywnie podoba, czy zachować się odpowiednio. I jakoś nie chciała, żeby ktoś zwrócił jej uwagę.
Swój dryg i jakiś tam talent był. Poza tym, uczęszczała na różne kursy, przyglądała się barmanom, więc od niektórych się nauczyła posługiwań i pokazowych sztuczek z tym całym asortymentem barmańskim.
- Wiesz... alkohol jak alkohol, ale jeśli nie ma być mocny to nie za bardzo mogę tu czymś błysnąć. - powiedziała cicho, przyglądając się mężczyźnie i szukając odpowiednich składników do stworzenia "mikstury", jaką miała przelać do czarki.
Ot, ciecz o lazurowym zabarwieniu, została podana mężczyźnie już po chwili, gdy tylko dorzuciła plasterek ananasa. Zaraz sobie przygotowała malibu z najzwyklejszym sokiem żurawinowym.
Nie było mocne, ale też jakoś słodkie nie było. Najważniejsze, że orzeźwiające.
Nie miała pojęcia, jak mogła być temu przeciwna kiedyś. Im szybciej się poruszał, im gwałtowniejszy był, im mocniej go czuła, tym głośniej chciała krzyczeć imię Vissera. Miękki, grzeczny seks gdzieś się rozpłynął, stał się totalnie nieważny, mało satysfakcjonujący. Chciała czuć go całego w sobie, jak najgłębiej, najmocniej. Chciała być z nim jednym ciałem, nie czuć, że są w jakikolwiek sposób rozłączeni.
Kiedy tylko zwolnił jej ręce, zacisnęła je na jego plecach, przywierając doń najmocniej, jak tylko potrafiła. Sama nie rozumiała tej potrzeby przylgnięcia do rozpalonego drugiego ciała, tej potrzeby zlania się w jedno. Zresztą, kogo by to obchodziło! Zlizywała z jego rody i ust własne soki i prosiła o więcej, wykrzykiwała jego imię, potem zaś wbijała paznokcie w ramiona, barki, łopatki, gryzła wargi. Zaciskała uda na jego biodrach, potem w pasie, nawet nie dbając o to, że napięte mięśnie zaczynają wyć z bólu.
Wcześniej nie patrzyła mu w oczy w czasie seksu, odwracała wzrok lub przymykała powieki. Dla niej patrzenie się w oczy w momencie orgazmu było jednym z dowodów na to, że poddaje się, że pozwala na wszystko, że to nie jest już tylko seks, tylko, że ona się kocha. Że jej zależy. Pragnęła bowiem prócz odczuwania przyjemności, poznać Tony'ego. Chciała widzieć, jak na nią patrzy, gdy wykrzykuje jego imię lub gdy go całuje. Chciała nauczyć się tego wzroku na pamięć.
Nie miała zamiaru na niego krzyczeć za tę radę. Ot, najzwyklejsza opinia, zwykłego człowieka, co Lilce może pomóc.
Nieraz swoje improwizowała i ludzie nie narzekali, więc ona tym bardziej nie mogła mieć pretensji do swojej osoby.
Tym razem to ona obrzuciła go nieufnym spojrzeniem, bo widziała, co tam mężczyzna wlewał, choć nie skupiała się na tym, śledząc wzrokiem poczynania innych; jak ktoś sprzątał, coś tam mamrotał i się jeszcze sprzeczał.
Ledwo co upiła łyczka alkoholu, a zaraz z niesmakiem odstawiła na bok.
- Nie lubię ani pomarańczy, ani brzoskwini, ani ananasa. - oznajmiła po chwili, widząc jego otępiałe spojrzenie. - Bez tego mogłabym rzec, że jest dobre. - uśmiechnęła się doń delikatnie i już chciała zrobić jakiś drink, ale ostatecznie zrezygnowała, sięgając po swoje malibu.
- I tak najlepsza kawa po irlandzku - oznajmiła, posyłając mu znacznie szerszy uśmiech i oparła się o wewnętrzną, dla pracowników, część baru, spoglądając na półki z alkoholem, co zazwyczaj było jedynie pokazem.
[Tone, wpisz się pod Listą obecności, ej xD]
Uśmiechnęła się jedynie, nie mogąc jeszcze nic powiedzieć. Gardło ją bolało od tych jęków, krzyków, było suche - nie dałaby rady nic powiedzieć. Odwróciła się więc do niego i po prostu go pocałowała. Delikatnie, jeszcze mrucząc cicho z gorąca rozlewającego się wciąż na nowo po jej ciele.
Zawsze i wszędzie pozostawiała pewien dystans, by czasami nikt nie pomyślał, że może podejść blisko. Nie zwierzała się z problemów, nie prosiła o pomoc, w łóżku nigdy nie patrzyła w oczy i nie spała przytulona. Pozwalała się obejmować, ale sama nigdy nie wykazywała się inicjatywą. Ot, by nie poczuć jakiegoś zagrożenia uczuciami. Tak też sypiała z Tońkiem po seksie - odwracała się tyłem, kładła jego rękę na swoim brzuchu u zasypiała. Albo od razu wychodziła do domu.
Tym razem było inaczej. Położyła się na boku, ale przodem do niego. Nie chciało się jej wstawać, żeby się napić, więc po prostu patrzyła na jego twarz, jeszcze drżącą dłonią gładząc nieogolony policzek. I uśmiechała się, wzdychając co chwilę, gdy jakieś echo skurczu odbiło się w niej.
I dochodził ich dźwięk morza, gdy tak leżeli. Usypiał. I Brandi nie miała ochoty zasypiać sama, wobec czego po kilku minutach po prostu przysunęła się do Tony'ego, położyła głowę na jego ramieniu i gładząc dłonią jego tors, wsłuchiwała się w tę cisze wokół.
No, teraz była pewna, że zaśnie.
W takowej kwestii to mężczyznę łatwo było zranić. Oni niby tacy byli twardzi i wszystko, a jeśli przychodziło co do czego, to kobieta okazywała swoją wewnętrzną siłę pod pozorną drobną posturą, mówiącą każdemu przedstawicielowi silniejszej, ale i brzydszej płci - że się rozpadną i lepiej ich nie ranić, nie rzucać nimi, o!
Upiła tego łyka alkoholu, marszcząc brwi i mrużąc oczy, wpatrując się w niego. Ot, niby to spojrzenie miało się wydać pełne powątpiewania lub odwrotnie - zapewnić go, że to jej zasmakowało.
- Gdyby dać więcej lodu, a mniej wody gazowanej to by było lepiej i w moim guście limonka jedynie do orzeźwiających napojów a truskawka do takiego likieru. - odparła, uśmiechając się szeroko do mężczyzny i ostatecznie nie mówiąc, jaki jest ten werdykt wrednej-piegowatej.
Bo i po co? Niechże się po zastanawia i pomęczy, o.
Najpierw we śnie pojawił się zły klaun, który zaczął ją łaskotać, przez co jej noga w rzeczywistości odskoczyła gwałtownie. Potem pojawił się drugi Tone - bo Bran śniła o Visserze - na miejscu tego klauna. A potem obudziła się i spojrzała na Vissera, który najwyraźniej usiłował ją obudzić.
Zabrała nogę, mruknęła ciche "ej", a potem przewróciła się na bok. Trwało to ledwie kilka sekund, poczuła bowiem zapach świeżej kawy. Usiadła zatem i jeszcze śpiąca rozejrzała się po pomieszczeniu.
Gdzie była? Dlaczego Visser tak dziwnie się uśmiechał i czemu ją bolało TO miejsce?
Przeciągnęła się, spojrzała na stolik zastawiony jedzeniem i uznała, że póki nikt do niej nie strzela i ma jedzenie, dopóty nie musi znać odpowiedzi na te pytania. Półprzytomna zwlokła się z łóżka, przeczesała włosy i ruszyła do łazienki. Ot, dobudzić się.
Kiedy wyszła, znała odpowiedzi na te wszystkie pytania i poczuła się głupio. Była na wakacjach z Tone'em i wczoraj mu zapłaciła seksem, stąd też ten ból. Cholera, dawno ją nikt tak nie... ten uśmiech Vissera wziął się pewnie z tego, jak się zachowywała. A zachowywała się źle. Skurcz w brzuszku na jego widok to potwierdzał. Może dała mu jakąś nadzieję, czy kij wie co? to musiał być wstyd, ten zielony potworek ściskający się, gdy tylko go widziała, to musiał być wstyd.
Ubrana ledwie w koszulkę i świeże majtki, z mokrymi włosami jeszcze, usiadła obok Tony'ego. Uśmiechnęła się i cmoknęła go w policzek.
- Mam jedzenie, jestem w raju - powiedziała, zabierając swoją kawę.
[Robert jest boski, lubię go jako Holmesa ;) Pomysł na wątek or sth? ;)]
[A może zacznijmy coś nowego? W sensie, już po tych wakacjach. Może wątek tego spotkania, którego chciał Visser po nowościach od Mili?]
- Po prostu jej nie mów, że ci cokolwiek powiedziałam, dobra? - popatrzyła na niego przygaszonym wzrokiem, żałując dnia, w którym spotkała Brandi Jones [jak to dramatycznie brzmi!] i odwróciła się na pięcie by wyjść i już nie wracać. Nie miała ochoty oglądać ani jego, ani jej, wycofać się z tego chorego trójkąta, w którym zaczynało brakować dla niej miejsca. Czuła, że teraz cudownie będzie zatopić wszelakie problemy w wódce, a do smaczku dodać dużo bezmyślnego seksu z facetem, który nigdy jej nie zranił - i na pewno tego nie zrobi, nie ma po prostu takiej możliwości. Wyjęła z torby telefon i wysłała sms-a do Piotrka, że chce go widzieć już, natychmiast w swoim mieszkaniu. A na domiar złego spadła ze schodków i cholernie rozbolały ją dwa lewe żebra. Typowy dramatyzm w życiu Mili Drozd.
[Proponuję wątek. Nems to panienka dość zagubiona, a w dodatku lekkich obyczajów. Może chciałbyś uklecić jakiś wątek związany z tym? ^^ ]
Noemi Gates
Prześlij komentarz