Welcom to hell, baby.
Nie mam pomysłu, jak zacząć opowiadać
Ci tą historię. JEJ historię. Jednak jakoś muszę. Nie mam wyjścia. Znaczy mam
wyjście, ale wypadałoby coś przecież powiedzieć. Chociaż trochę. Chociaż
odrobinę. Oczywiście zabije mnie, gdy się dowie. Nie mam, co do tego żadnych
wątpliwości. Już mnie nie ma. Proszę tylko, postaw na moim grobie ładne
kwiatki. Najlepiej białe róże. Albo lilie. O, tak, lilie mogą być. Ale chwila,
stop. Nie o tym jest teraz mowa. Zacznijmy, więc od początku, bo tylko wtedy
wszystko zrozumiesz.
Czasem chcę używać słów,
których nie wypada mi mówić Czasem chcę używać słów,
Czasem myślę o rzeczach,
których nie powinnam robić
Godzinami wpatruję się w ściany,
jakby to tam ukryta była prawda
Czasem wydaje mi się,
że jestem w domu wariatów
Skoro już jestem tu, nie zatrzymujcie mnie
Jeśli mnie znasz, to wiesz, zrobię co chcę
Mam nadzieję, że nie
liczyłeś na bajkę, która zakończy się Happy Endem? Była sobie księżniczka,
spotkała księcia, pokonali złą czarownicę i żyli długo, i szczęśliwie? Nie,
wybacz, to nie ten świat. Trochę się pomyliłeś. Opowiem Ci o życiu. Już nie
jest tak kolorowo, prawda? No cóż, chyba nikt się nie dziwi. Przykro mi, jeśli
Cię rozczarowałam. Chociaż nie. W sumie to mi nie przykro. Jej też by nie było.
Wracając jednak do
tematu, a raczej do początku życia owej dziewczyny, teraz już kobiety, pragnę
zacząć od trzynastego października tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego
dziewiątego roku, kiedy to na świat przyszedł potwór w postaci maleńkiej,
słodkiej dziewczynki. Córki najlepszego prawnika w Londynie i niezwykle
uzdolnionej piosenkarki. Sławni rodzice, sławni. Każdy chciałby być na miejscu
nowo narodzonego dziecka, prawda? No tak, tak, wiem, że Ty też jej zazdrościsz.
Ale uwierz mi, nie masz czego. Nienawidziła ich z całego serca, które z wiekiem
okryła grubą skorupą lodu, które usunęła, żeby móc zajmować się tym, czym się
aktualnie zajmuje.
Gdy miała pięć lat
jeszcze wierzyła w miłość i szczęśliwe zakończenia. Była pewna, że mamusia i
tatuś ją kochają, dlatego tak często nie ma ich w domu i poświęcają czas
wyłącznie sobie. Starała się jakoś tłumaczyć ich zachowanie, ale nie była w
stanie zauważyć wtedy, że unikają jej. Nie rozumiała tego wyrazu politowania na
twarzach rodziców, obrzydzenia, wstrętu. Dopiero w wieku trzynastu lat zaczęli
zwracać na nią uwagę. A raczej on, syn z pierwszego małżeństwa taty zacząć
zwracać uwagę na dziewczynę. Na początku był miły, lubiła z nim rozmawiać,
ufała mu. Potem brał ją za rękę, przytulał. W tym wypadku też nie miała nic
przeciwko. Dopiero później, gdy pewnej nocy przyszedł do niej, położył się do
łóżka i zacząć ją dotykać poczuła, że coś jest nie tak. Powiedziała mu, żeby
przestał, że jej się to nie podoba. Nie słuchał. Chciała się odsunąć, uciec od
niego, ale był silniejszy. Włożył jej rękę pod bluzkę, zerwał z niej piżamę i
wszedł w nią, sprawiając jej niewyobrażalny ból. Nie dawała sobie z nim rady.
Był silniejszy. Starszy o cztery lata. Co mogła zrobić? Chciała powiedzieć
rodzicom, wyżalić się, ale i tak by jej nie uwierzyli. Nie przejęliby się, więc
milczała. Nikomu nic nie powiedziała. Dusiła to w sobie.
Mając czternaście
lat poznała przypadkiem pewnego chłopaka. Miał wtedy dwadzieścia lat, więc był
dużo starszy od niej, ale mimo to świetnie się rozumieli. Jemu zaufała.
Opowiedziała mu o wszystkim. To on uświadomił jej, że nie jest słaba. To on
uświadomił jej, że może jeszcze pokazać im, gdzie ich miejsce. To on powiedział
jej, jak może to zrobić. To on nauczył ją wszystkiego, przygarnął i wychował.
- Nie jesteś słaba. Tak Ci się tylko wydaję. Wmówili Ci to.
- Naprawdę tak uważasz?
- Jestem tego pewien. Idealnie pasujesz to tej roboty. Nadajesz się.
- Do jakiej roboty? Nie rozumiem.
- Wkrótce wszystko Ci wyjaśnię. Zaufaj mi.
- Ufam Ci.
Co mam na myśli
mówiąc, że nauczył ją wszystkiego i wychował? Otóż to Matt nie był grzeczny.
Bawił się w nielegalnych interesach, zachowywał się niemoralnie i odbierał
ludziom to, co dla nich było najważniejsze. Ich własne życie. Zabijał. Był
mordercą, któremu zabijanie sprawiało niewyobrażalną, wręcz nieziemską przyjemność.
Akurat skończył szkolenie. Dlaczego miałby nie wziąć pod swoje skrzydła młodej
dziewczyny po przejściach, w której widzi to coś? Jej rodzice nie zauważyli,
jak zniknęła. A raczej zorientowali się po dobrych dwóch tygodniach i jakoś
specjalnie się tym nie przejęli. Gdy jeden zainteresowała się tym prasa i inni
ludzie powiedzieli, że ich córka miała białaczkę i zmarła. Mając dobre
znajomości, zrobili jej nawet pogrzeb, ale tak, że nikt nie widział wcześniej
ciała ich córki – Joan.
She never slows down.
She doesn't know why
She doesn't know why
but she knows that when she's all alone,
feels like its
all coming down
She won't turn around
The shadows are long and she fears
She won't turn around
The shadows are long and she fears
if she cries that first tear,
the tears will
not stop raining down
So stand in the rain
Stand your ground
Stand up when it's all crashing down
You stand through the pain
You won't drown
And one day, whats lost can be found
You stand in the rain
Stand your ground
Stand up when it's all crashing down
You stand through the pain
You won't drown
And one day, whats lost can be found
You stand in the rain
Po tym wydarzeniu Matt postanowił, że
zabierze Joan z Londynu i oboje zamieszkają w Amsterdamie u niego w domu.
Przedstawiali ją jako jego młodszą siostrę, która przeprowadziła się do niego
po śmierci ich rodziców. Zmienili jej także imię i nazwisko, przedstawiała się
jako Judith Warren. Zaraz po przeprowadzce od razu Matt zaczął ją szkolić,
zmieniać w bestię, potwora, który zabijał bez skrupułów, którego nie wzruszał
płacz małego dziecka, żaden choćby najrozpaczliwszy jęk.
- Szybciej! No dawaj! Co Ci tak kiepsko idzie? Staraj się!
- Przecież staram się! – Krzyknęła.
- Nie wychodzi Ci to. Rusz się!
- A co kurwa robię?
- No właśnie problem w tym, że nic! Do roboty!
- Pieprz się. – Syknęła na niego.
- Nie przeginaj. – Warknął, przyciskając ją bardziej do ściany.
- Zamknij się.
- Czyżbyś była za słaba, żeby choć raz porządnie mi przywalić?-
Uśmiechnął się złośliwie.
- Łaskawie daję Ci fory, skarbie.
Pierwszą jej ofiarą
był Jack – przyrodni brat dziewczyny. Ten, który ją zgwałci, ten, który
sprawił, że chciała umrzeć, zniknąć. Stało się to cztery lata później, gdy Joan
skończyła osiemnaście lat. Najpierw znęcała się nad nim, a dopiero potem, kiedy
już znudziła jej się zabawa, zabiła i pozbyła się ciała. Tego samego dnia też
odnalazła swoich rodziców, którzy również zginęli z jej rąk. Najpierw
powiedziała to, co zawsze chciała im powiedzieć, aby w końcu zakończyć ich
marne egzystencje.
Nie żałowała tego.
Zabicie ich sprawiło jej niesamowitą przyjemność. Z uśmiechem wspomina moment,
w którym zobaczyła jak z ich oczy znika strach i przerażenie, aby dać miejsce
pustce, która świadczyła o tym, że już ich nie ma. I że już nie będzie.
Cieszyła się, jak nigdy wcześniej! Podobało jej się to, że miała w swoich
rękach życie tej dwójki, że to od niej zależy czy dalej będą żyć, czy też zejdą
z tego świata szybciej niż się spodziewali. Zabiła ich. Pozbyła się. Uczyniła
świat piękniejszym niż był.
Matt był pod
wrażeniem. Pogratulował jej i powiedział, że świetnie się spisała, że zrobiła
to doskonale, jak prawdziwa profesjonalista. Jak prawdziwa morderczyni. Uznała
to za komplement. Udało jej się. Osiągnęła to, co chciała osiągnąć.
Matthew nie tylko
zrobił z niej morderczynie, ale także pozwolił oswoić się z tym, że choć epizod
z jej przyrodnim bratem wpłynął bardzo na jej psychikę to jednak nie oznaczało
to, że nie da się dotknąć żadnemu mężczyźnie. Teraz umiała się bronić. Teraz
wiedziała, o co chodzi. Matt pokazał jej, że życie może być jeszcze
piękniejsze, że pójście z kimś do łóżka nie oznacza bólu i cierpienia. Tak
bardzo podobało się jej, gdy wpił się łapczywie w jej wargi, gdy zaczął błądzić
swoimi rękoma po jej ciele. Pragnęła jego dotyku, pragnęła jego. I już nigdy
nie miała nic przeciwko.
No chodź,
chodź ze mną do łóżka
No chodź,
No chodź,
chodź ze mną do łóżka
No chodź,
No chodź,
chodź ze mną do łóżka
No chodź,
chodź ze mną do łóżka
No chodź!
No chodź!
Nigdy nie była osobą,
którą łatwo opisać, streścić w kilku słowach. Bardzo trudno było o jej
charakterze powiedzieć cokolwiek, co byłoby prawdą. Jedno zachowanie przeczyło
drugiemu. Wszystko było jednym, wielkim paradoksem. Jednak można było zauważyć,
że ma jakby dwa oblicza.
Na pewno nie była
ufną osobą, jasne, że nie. Tak naprawdę tylko jedna osoba miała jej zaufanie –
Matt. Tylko i wyłącznie on. Nikt więcej. Ale też doskonale zdawała sobie sprawę
z tego, że jemu też nie zawsze może wszystko powiedzieć, że przed nim też
powinna mieć tajemnice. W sumie to mężczyźnie również nie za bardzo ufa. On sam za bardzo nic o niej nie wie, oprócz
tego, co się z nią działo przed wyjazdem do Amsterdamu. Tak to raczej nic mu
nie mówi.
Nie jest osobą, która
pała do ludzi. Woli raczej chodzić sama, swoimi własnymi drogami, w które nie
wjedzie jakaś osoba i nie popsuje jej idealnie ułożonego świata. Trzyma innych
z daleka od siebie. Po co jej znajomi? Żeby była od kogoś zależna? Nie. Ma być
twardą, zimną i obojętną na wszystko morderczynią, która niczego ani nikogo się
nie boi. Tak powinno być. I tak będzie. Niezależna, niepodporządkowania żadnej
grupie ani osobie. Żyjąca i będąca sama dla siebie.
Zamknięta w sobie,
cicha i owiana tajemnicą. Sekretami, które tylko ona zna. Ujawnia o sobie tyle,
ile chce. Czyli tak naprawdę nic. Kompletnie nic. Nieprzewidywalna, zawsze
czymś zaskoczy. Nikt nie potrafi odgadnąć, o czym Judith myśli. Do jej głowy
nie ma drzwi, a jeśli są to szczelnie zamknięte na klucz. Nie da się ich
wyłamać czy złamać, a nawet, jeśli jest taka możliwość to trzeba się trochę
postarać, namęczyć, a to samo w sobie nie jest wcale takie łatwe, jak się może
wydawać.
Odważna, nie boi się
niczego. Zawsze stawia czoło przeciwnością losu, konsekwentna. Pewna siebie,
zna swoją wartość i nie da się nikomu obrażać. Nie warto z nią zadzierać,
chyba, że komuś życie niemiłe i bardzo szybko, jak i brutalnie pragnie je
zakończyć. Może zabić Cię za wszystko, choćbyś przeprosił milion razy ona i tak
zrobi to, co będzie chciała. A wiedz, że wygra. Nieważne, jak dokładnie i
dobrze byś się przygotowywał na konfrontacje z nią, ona zwycięży. Bitwa, wojna
– nieważne, wygrana należeć będzie do niej. Zawzięte i mściwa, odnajdzie Cię
nawet na drugim końcu świata, nie mam, co do tego żadnych, choćby najmniejszych
wątpliwości. Wniosek jest jeden: nieważne, co i jak zrobisz, ona i tak Cię
złapie, i zabije.
- Nie boję się Ciebie.
- Doprawdy? A to ciekawie. Dlatego cały drżysz, tak?
- Nie drżę. Nic mi nie zrobisz.
- Jesteś tego pewny? Stu procentowo?
- T-tak.
- No dobrze… Bu!
- Aaa!
Czy w jej przypadku
również jest tak, że pod skorupą lodu i obojętności kryje się serce czułej,
wrażliwej dziewczyny, która pragnie również znaleźć swojego księcia z bajki?
Odpowiedzieć Ci? A czy odpowiedź na to pytanie nie jest zbyt oczywista? Nie? No
to mój komentarz brzmi tak: ha, ha, ha! Zabawne! Naprawdę, ten żarcik mi się
podobał. Masz takich więcej? Nie, to nie jest kolejny typ kobiety, nad którą
trzeba pracować, żeby znaleźć miejsce, gdzie lodu przy sercu jest najmniej i
starać się go pozbyć. Zauważmy, że ona nawet nie ma serca otoczonego lodem. To
serce uciekło sobie, żeby schować się i wyjść dopiero wtedy, kiedy nikt nie
będzie chciał się go pozbyć.
I co nadal masz
nadzieję, że to Ty będziesz niby to tą osobą, która ocali tę
dwudziestokilkuletnią kobietę i otworzy jej serca na świat? Cóż, powodzenia.
Jeśli Ci się uda to oddam pokłony Twojej osobie. Naprawdę. Trzymam kciuki.
Wracając jednak do dalszego opisu…
Złośliwa i wredna.
Okrutna i bezczelna. Zła i bezlitosna. Twarda i bezwzględna, mająca swoje
zasady, a łamiąca te, które panują na otaczającym ją świecie, którego nie
toleruje. Istny potwór, bestia, która odbiera ludziom to, co dla nich
najważniejsze. Ich własne życie, które doceniają dopiero moment przed
ostatecznym, definitywnym końcem.
Cause all that's waiting is regret
And don't you know
I'm not your ghost anymore?
You lost the love I loved the most
I'm not your ghost anymore?
You lost the love I loved the most
I learned to live,
half-alive
And now you want me one more time
And who do you think you are?
And now you want me one more time
And who do you think you are?
Judith jest właścicielką
długich, czarnych włosów, które praktycznie zawsze ma rozpuszczone. Od czasu do
czasu jej fryzura się zmienia, czyli można ją rozpoznać po burzy czerwonych
loków otaczających jej bladą twarz. Okolone gęstymi rzęsami zielone oczy w
kształcie migdałów, przyciągają spojrzenie każdego mężczyzny, nawet najbardziej
wiernego swojej ukochanej. Sto sześćdziesiąt dziewięć centymetrów wzrostu
rozczula, a umięśnione, zgrabne nogi są powodem zazdrości wielu widzących ją przedstawicielek
płci pięknej.
Należy do kobiet,
które mają, czym oddychać, a także, na czym siedzieć. Ma czym się pochwalić, oj
ma, ale też nie oznacza to, iż czegoś gdzieś jest za dużo. Zaokrąglona jest
tam, gdzie zaokrąglona być powinna i wcale nie narzeka na to, że powinna
schudnąć. Wręcz przeciwnie. Nic by się nie stało, gdyby przytyła jakieś cztery
kilogramy, a skąd! Jeszcze bardzo dobrze by to zrobiło jej figurze. Ale to
zależy, co kto lubi. Ona akurat jest osobą, która lubi swój wygląd i nic nie
chciałaby w nim zmieniać.
Usta w kolorze
dojrzałych malin, czerwone i kuszące, pełne i miękkie, spragnione namiętnych
pocałunków. Szeroki, złośliwy uśmiech ukazuje rząd równiutkich, śnieżnobiałych
zębów, które często służą do przygryzania dolnej wargi.
- Przestań się tak uśmiechać, Judith.
- Nie rozumiem, o co Ci chodzi.
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Zrób coś z tym złośliwym uśmiechem, bo
sam się go pozbędę.
- No dawaj. Chcę to zobaczyć.
- Myślisz, że się nie odważę?
- A czy powiedziałam coś takiego? Nie wydaje mi się.
- Nie boisz się?
- A uważasz, że mam czego? Kochanie, oboje wiemy, że nic mi nie
zrobisz.
- Zrobię. Zgwałcę i zakopię w lesie.
- Nie zrobisz tego.
- Dlaczego niby?
- Bo będziesz tego żałować do końca życia. Nie znajdziesz kobiety tak
dobrej w łóżku, jak ja.
- Pierdol się.
- Teraz? Tak tutaj?
- A co to przeszkadza?
Warren gustuje raczej w ciemnych kolorach, dlatego
zazwyczaj można ją zobaczyć w obcisłych jeansach, czarnej koszulce i skórzanej kurtce,
którą kiedyś podarował jej Matt i z którą nie może się rozstać. Czarne, podarte
trampki również są częścią ubioru Judy.
Chorobliwie blada
skóra, sto siedemdziesiąt centymetrów, pięćdziesiąt sześć kilo wagi. Umięśnione
ręce, uda, łydki, brzuch i nogi, sprawiają, że Joan wcale nie jest taka
delikatna i bezbronna, na jaką wygląda. Umie przywalić, umie się bić i bronić,
dlatego też lepiej uważaj. Wystarczy jej podpaść lub spojrzeć w tęczówki, aby
zaraz mieć ochotę uciekać, gdzie pieprz rośnie.
Ciało Judith
oszpecone licznymi bliznami. Jedna na lewym udzie wygląda jak półksiężyc, druga
na prawym nadgarstku wije się dookoła jej ręki jak wąż i kończy się prawie przy
łokciu. Kolejna znajduje się na brzuchu i kształtem przypomina literę Y tyle,
że w poziomie. I ostatnia największa ciągnie się od prawego obojczyka a kończy
się przy lewej piersi. Taka blada, paskudna i gruba szrama.
Judy ma także kilka
tatuaży. Na karku ma arabski znak, który oznacza ‘’siła woli’’, a na
wewnętrznej części lewej dłoni krzyż Nilu. Na prawym przedramieniu łaciński
cytat, który przetłumaczony mówi ‘‘co niszczy, żywi mnie’’. I na prawej piersi
udjat.
Heart beats fast
Colors and promises
How to be brave
How can I love when I’m afraid
To fall
But watching you stand alone
All of my doubt
Suddenly goes away somehow
One step closer
I have died everyday
waiting for you
Colors and promises
How to be brave
How can I love when I’m afraid
To fall
But watching you stand alone
All of my doubt
Suddenly goes away somehow
One step closer
I have died everyday
waiting for you
CO INNI MYŚLĄ O JUDITH…
- Co o niej myślę? Nie
mam pojęcia. Jakoś do tej pory nie wyrobiłem sobie konkretnej opinii o tej
istocie. Gdy pierwszy raz ją zobaczyłem, pogadałem z nią i dowiedziałem się, co
przeszła ujrzałem w niej to COŚ. Powód do zabijanie, iskrę, która świadczyła o
tym, że może być z niej dobra morderczyni, że się do tego nadaje i że świetnie
odnajdzie się w tej robocie. Nie pomyliłem się. Miałem rację. W jej przypadku
zawsze wiedziałem, co będzie, umiałem przewidzieć, planowałem. Uwielbiałem
patrzeć, jak staje się powoli maszyną do zabijania, jak jej wrażliwe serce
okrywa lód, aby zmienić ją w istotę, która nie wie, co to ból i strach. W
pewnym momentach naprawdę miałem wrażenie, że nauczyła się czegoś więcej niż
chciałem ją nauczyć, że nadaje się do tej roboty jak nikt inny. Bo taka jest
prawda. Zawsze wie, co robić, umie improwizować. Doskonale zdaje sobie sprawę z
konsekwencji, jakie może ponieść i stara się wszystko robić dokładnie, uważnie,
aby nie popełnić żadnego błędu. Bardzo dobrze pamiętam ten pierwszy raz, kiedy
wylądowaliśmy razem w łóżku. Wróciła z Londynu, gdzie pierwszy raz miała kogoś
zabić. I zabiła. A jak świetnie wszystko zaplanowała. Nikt nie domyślił się, że
to było morderstwo. Nikt. Ludzie, policja, prasa… Wszyscy uwierzyli w to, co
przygotowała. To było coś niesamowitego. Nigdy czegoś takiego nie czułem.
Świetna z niej morderczyni. Jedyna w swoim rodzaju. Czasami nawet zastanawiam
się czy sięgnąć po nóż i nie poderżnąć jej gardła. Stała się konkurencją, stała
się najlepsza. I to może zwalić na mnie duże problemy, gdyby chciała w końcu
się mnie pozbyć. Ale nie zrobi tego. Nie odważy się. A nawet, jeśli to sam
pierwszy się jej pozbędę.
~ Matthew Warren
You're on your knees,
begging please, stay with me
But honestly I just need to be a little crazy
But honestly I just need to be a little crazy
All my life I've been good, but now
I, I, I, am thinking what the hell
All I want is to mess around
And I, I, I don't really care about
If you love me
If you hate me
You can't save me
Baby, baby
All my life I've been good, but now
Whoooa what the hell!
What? What? What? What the hell!
DODATKOWE INFORMACJE,
CZYLI CZEGO CHCIAŁBYŚ SIĘ JESZCZE DOWIEDZIEĆ…
- Heteroseksualna. A jakżeby inaczej! Nie, żeby miała coś do homoseksualistów, nie przeszkadzają jej, jednak osobiście woli płeć męską. Nie, żeby miała z nimi jakoś kontakt. Woli raczej chodzić z nimi do łóżka niż gadać. Ogólnie według Judy miłość nie istnieje i nigdy nie było. Ludzie łączyli się w pary i mówili sobie, że się kochają tylko i wyłącznie, dlatego żeby potem w końcu pójść sobie gdzieś i uczynić życie piękniejszym.
- Trzeba przyznać, że ma słabą głowę do alkoholu, czego nikt nigdy się nie domyślił. No bo jak taka osoba, jak ona może mieć słabą głowę do napojów wysokoprocentowych? Nie, to do niej nie pasuje. A jednak tak właśnie jest. Wystarczą dwie szklaneczki whisky, a ona już nie bardzo kontaktuje. A gdy wypije więcej… No to wolę nie mówić. I tak zawsze budzi się w łóżku jakiegoś nieznajomego mężczyzny. Pomińmy fakt, że zaraz potem go zabija. To już jest nieistotne. W każdym bądź razie uwielbia wino i whisky. Nic więcej. Piwa czy wódki nie toleruje.
- Nie jest jakąś nałogową palaczką, która nie wytrzyma dnia bez choćby wypalenia paczki papierosów, ale też nie pogardzi zapaleniem sobie dwóch czy jednego w ciągu dnia. Zawsze jej po tym lepiej. Może się zrelaksować, spokojnie pomyśleć i nad wszystkim zastanowić.
- Nie jest osobą, która udziela się towarzysko, ale to nie znaczy przecież, że całe dnie ma przesiedzieć w domu, oglądając głupi serial w telewizji, prawda? Uwielbia wręcz wychodzić z mieszkania. Najchętniej chodzić do lasu, na cmentarz, gdzie może siedzieć godzinami, do parku czy też w inne miejsce, jakim jest na przykład knajpa.
- Każdego ranka o siódmej Judy wstaje i biega, aby wrócić do siebie dopiero po przebiegnięciu dziesięciu kilometrów. Czasami zostaje przy siedmiu, gdy ma dużo roboty, ale nigdy nie schodzi niżej. Trzeba w końcu dbać o swoją kondycję, prawda? Jeśli rano nie biega to jeździ na rowerze, jednak zawsze coś robi.
- Ubóstwia zabijać, ale to też nie jedyne jej hobby. Od czasu do czasu sięgnie po swoją kochaną, starą gitarę, aby sobie chwileczkę pobrzdąkać i ponucić pod nosem. Zdarza się też, że wyciąga z szafki szkicownik, aby coś w nim narysować. W wolnych chwilach może też dorwać jakąś książkę, aby po kilku godzinach przeczytać ją całą i zabrać się chętnie za następną. Mul książkowy jeden! Aż dziwne, że ma w ogóle na to czas. Przecież tyle robi…
- Lubi zwierzęta, ale to nie znaczy, że gdy widzi malutkiego, słodkiego szczeniaka to piszczy na jego widok. Jasne, że nie. Nie wzruszają Judy takie rzeczy. Nie rusza ją to. Nie może. A przynajmniej nie powinno. Mimo to jest właścicielką białego kota zwanego Lucferem i małego szczeniaka beagla, dokładniej suczki, która wabi się Nicky.
- Uwielbia, ale to po prostu ubóstwia mieć rude, dlatego od czasu do czasu można zauważyć, że Judy przefarbowała sobie włosy właśnie na taki kolor. Chociaż one w sumie raczej są czerwone niż rude, ale dla niej to jedno i to samo.
Ogień wciąż w sobie mam
Wiem jak rozpalić ciebie
Gwiazd pokażę ci rój
Wcale nie na niebie
Umiem rzucić czar i wzniecić żar
Doprowadzić tam, gdzie Eden
Mogę sprawić też, by ciała dwa
Zatańczyły znów w rytm jeden
Niech lawa serc wyleje się
Ostygnąć wcale nie chce, wiem
Jak wulkan już rozsadza mnie
I nawet jeśli powiesz: nie
Noc zbliża nas, więc porzuć grę
Wiem jak rozpalić ciebie
Gwiazd pokażę ci rój
Wcale nie na niebie
Umiem rzucić czar i wzniecić żar
Doprowadzić tam, gdzie Eden
Mogę sprawić też, by ciała dwa
Zatańczyły znów w rytm jeden
Niech lawa serc wyleje się
Ostygnąć wcale nie chce, wiem
Jak wulkan już rozsadza mnie
I nawet jeśli powiesz: nie
Noc zbliża nas, więc porzuć grę
W WIELKIM SKRÓCIE:
OFICJALNIE
Judith ‘Judy’ Warren
Judith ‘Judy’ Warren
Ur. 5 stycznia 1987r.
Amsterdam.
Zawód: Treserka psów.
Rodzice: Nie żyją
Rodzeństwo: Starszy
brat - Matt
- Od dzisiaj przedstawiasz się, jako Judith Warren.
- Wiem.
- Joan Anderson już nie istnieje.
- Zmarła na białaczkę. Tak, wiem.
- Jesteś moją siostrą. Nasi rodzice nie żyją.
- Mieli wypadek samochodowy, byłam w szkole.
- Owszem, świetnie. Urodziłaś się 5 stycznia 1987r.
- Okej. Judy jest starsza od Joan o 2 lata.
- Dokładnie tak. Pamiętaj, jesteś dwa lata starsza.
- Dwa lata szybciej do osiemnastki.
- Ciesz się. Będziesz mogła więcej rzeczy robić.
- I odpowiedzialność będę brała już ja, a nie Ty.
- Nikt nie będzie brał za Ciebie odpowiedzialności. Nauczysz się tu
tego.
- No tak, rzeczywiście. Będę zwalała na innych. To oni będą ponosić
konsekwencje.
- Jeśli czegoś nie przewidzisz to Ty będziesz je ponosić, nie martw
się.
- Dzięki za pocieszenie, naprawdę, dzięki.
- Do usług, mały ptaszku.
- Proszę? Jak mnie nazwałeś?
- Mały ptaszku, mały ptaszku.
- Japa, kanarku.
NIEOFICJALNIE
Joan Anderson
Ur. 13 października
1989r. Londyn.
Zawód: Morderca.
Rodzice: Jennifer i
Thomas.
Rodzeństwo: Brak.
Wyobrażam sobie czasem
jakby to było skoczyć głową w dół
Wyobrażam sobie czasem
Wyobrażam sobie czasem
jakby to było uderzyć głową w stół
A obok mnie dwie czerwone duże plamy
Zwisające bezwładnie ręce
A obok mnie dwie czerwone duże plamy
Zwisające bezwładnie ręce
na nich nożem cięte rany
RELACJE
WSPOMNIENIA
ALBUM
~.~
Witam wszystkich bardzo serdecznie!
Pierwsze: Mam nadzieję, że karta się podoba. Dla jednych długa, dla innych krótka, jednak według mnie zawarte jest w niej to, co powinno. Za błędy bardzo przepraszam, poprawię je, gdy tylko będę miała wolną chwilę.
Dwa: Od razu informuje, że na dwóch zdjęciach w mojej karcie pewna dziewczyna ma czerwone włosy, co jest zrobione przeze mnie specjalnie, gdyż Judy od czasu do czasu farbuje sobie włosy, co oczywiście też jest napisane w tekście wyżej.
Trzy: Wątek? Ależ oczywiście! Więcej niż cztery proste, nieskomplikowane zdania? Jak najbardziej tak! Powiązania? Zawsze! Nietuzinkowe, skomplikowane i pokręcone? Tak, tak, tak! Trzy razy tak! Proszę tylko nie zadawać mi pytania: Czy masz ochotę na wątek? Nienawidzę tego. Ustalamy powiązania, kto zaczyna i już. Żadnych pytać, czy chcę. Nawet się nie ważcie ; )
Cztery: Chciałabym też przeprosić za zachowanie mojej postaci w wątkach. To tylko i wyłącznie przez jej charakter, a nie przez to, że jestem zrażona czy nie lubię jakiegoś autora, dlatego proszę się na mnie nie gniewać :)
Pięć: Mam nadzieję, że będzie przyjmiecie mnie i Judy ciepło do swojego grona. Chociaż z nią będzie trudniej, bo nie łatwo ją polubić, ale liczę, że jakoś się uda. No to chyba tyle. Zapraszam! :)
6 komentarzy:
[Jak ja nie lubię, kiedy 10 różnych osóbek na zdjęciach się pojawia... Ale karta całkiem, całkiem, ot ;) I może pokusiłabym się nawet na powiązanie jakieś, co ty na to? :D]
[ Olabogaświętegopierdumać. Cóż, takiej karty to ja jednak jeszcze nie widziałam, a konkretniej - postaci. Jeśli poprowadzisz ją regularnie i dłużej niż dwa tygodnie, wtedy wyskoczę z wątkiem, o :D ]
oł bejbi, się narobiłaś.
~niebawem będę Cię dręczyć, bój się!
Pennni <3 zaczynasz!
[Penelope <3 Yummy! Teraz to na bank wącimy! :D]
Ten dzień miał niczym się nie różnic od pozostałych. Znowu wstał, zrobił Timowi śniadanie, chwilę się z nim pobawił i poszedł do pracy. Osiem godzin spędził na usługiwaniu, przynoszeniu i rozdawaniu upierdliwym klientom ich zamówień.Przez cały czas na ustach miał ten sam, zadziwiająco miły i szczery uśmiech, jednak gdyby nie przymus najchętniej opluł by każdą upierdliwą babę i chłopa, którzy zasypywali go setką pytań dotyczących rodzaju mięsa.
Gdy wrócił do mieszkania, zjadł przygotowany przez Olivera posiłek i zajął się bratem. Razem narysowali piękny statek kosmiczny. Gdy zmęczony Tim zasnął, a była godzina dopiero dwudziesta postanowił troszkę urozmaicić sobie czas. Zostawił małego pod opieką współlokatorki, która z pochłonięta była grubym tomem poświęconym zmarłemu muzykowi. Na ramiona narzucił skórzaną kurtkę, a na głowę kaptur i wszedł z domu.
Kroki kajakowatych nóg odzianych w glany skierował do ulubionej knajpy. Ze zdziwieniem wywnioskował,że nie ma tam żadnego z jego znajomych. Zajął więc miejsce pod oknem, tam gdzie światło lichej żarówki nie docierało i rokoszował się smakiem ciemnego piwa.
W pewnej chwili poczuł czyjeś chłodne dłonie na swoich oczach. Z początku kompletnie zdezorientowany lekko ruszył głową. - Cóż... Mało zaskakująca wiadomość rzucił uśmiechając się. - Czyżby to szanowna Warren, zaszczyciła mnie swoją obecnością, hm?
- Co mam zrobić, chyba już wiem - zaśmiał się cicho.
[ qpa! ]
Prześlij komentarz