LISTA POSTÓW

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Jestem zmorą Twojego życia, koszmarem.


Welcom to hell, baby.

 Nie mam pomysłu, jak zacząć opowiadać Ci tą historię. JEJ historię. Jednak jakoś muszę. Nie mam wyjścia. Znaczy mam wyjście, ale wypadałoby coś przecież powiedzieć. Chociaż trochę. Chociaż odrobinę. Oczywiście zabije mnie, gdy się dowie. Nie mam, co do tego żadnych wątpliwości. Już mnie nie ma. Proszę tylko, postaw na moim grobie ładne kwiatki. Najlepiej białe róże. Albo lilie. O, tak, lilie mogą być. Ale chwila, stop. Nie o tym jest teraz mowa. Zacznijmy, więc od początku, bo tylko wtedy wszystko zrozumiesz.

 Czasem chcę używać słów, 
których nie wypada mi mówić
Czasem myślę o rzeczach, 

których nie powinnam robić
Godzinami wpatruję się w ściany, 

jakby to tam ukryta była prawda
Czasem wydaje mi się, 

że jestem w domu wariatów
Skoro już jestem tu, nie zatrzymujcie mnie
Jeśli mnie znasz, to wiesz, zrobię co chcę


 Mam nadzieję, że nie liczyłeś na bajkę, która zakończy się Happy Endem? Była sobie księżniczka, spotkała księcia, pokonali złą czarownicę i żyli długo, i szczęśliwie? Nie, wybacz, to nie ten świat. Trochę się pomyliłeś. Opowiem Ci o życiu. Już nie jest tak kolorowo, prawda? No cóż, chyba nikt się nie dziwi. Przykro mi, jeśli Cię rozczarowałam. Chociaż nie. W sumie to mi nie przykro. Jej też by nie było.
 Wracając jednak do tematu, a raczej do początku życia owej dziewczyny, teraz już kobiety, pragnę zacząć od trzynastego października tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego dziewiątego roku, kiedy to na świat przyszedł potwór w postaci maleńkiej, słodkiej dziewczynki. Córki najlepszego prawnika w Londynie i niezwykle uzdolnionej piosenkarki. Sławni rodzice, sławni. Każdy chciałby być na miejscu nowo narodzonego dziecka, prawda? No tak, tak, wiem, że Ty też jej zazdrościsz. Ale uwierz mi, nie masz czego. Nienawidziła ich z całego serca, które z wiekiem okryła grubą skorupą lodu, które usunęła, żeby móc zajmować się tym, czym się aktualnie zajmuje.
 Gdy miała pięć lat jeszcze wierzyła w miłość i szczęśliwe zakończenia. Była pewna, że mamusia i tatuś ją kochają, dlatego tak często nie ma ich w domu i poświęcają czas wyłącznie sobie. Starała się jakoś tłumaczyć ich zachowanie, ale nie była w stanie zauważyć wtedy, że unikają jej. Nie rozumiała tego wyrazu politowania na twarzach rodziców, obrzydzenia, wstrętu. Dopiero w wieku trzynastu lat zaczęli zwracać na nią uwagę. A raczej on, syn z pierwszego małżeństwa taty zacząć zwracać uwagę na dziewczynę. Na początku był miły, lubiła z nim rozmawiać, ufała mu. Potem brał ją za rękę, przytulał. W tym wypadku też nie miała nic przeciwko. Dopiero później, gdy pewnej nocy przyszedł do niej, położył się do łóżka i zacząć ją dotykać poczuła, że coś jest nie tak. Powiedziała mu, żeby przestał, że jej się to nie podoba. Nie słuchał. Chciała się odsunąć, uciec od niego, ale był silniejszy. Włożył jej rękę pod bluzkę, zerwał z niej piżamę i wszedł w nią, sprawiając jej niewyobrażalny ból. Nie dawała sobie z nim rady. Był silniejszy. Starszy o cztery lata. Co mogła zrobić? Chciała powiedzieć rodzicom, wyżalić się, ale i tak by jej nie uwierzyli. Nie przejęliby się, więc milczała. Nikomu nic nie powiedziała. Dusiła to w sobie.
  Mając czternaście lat poznała przypadkiem pewnego chłopaka. Miał wtedy dwadzieścia lat, więc był dużo starszy od niej, ale mimo to świetnie się rozumieli. Jemu zaufała. Opowiedziała mu o wszystkim. To on uświadomił jej, że nie jest słaba. To on uświadomił jej, że może jeszcze pokazać im, gdzie ich miejsce. To on powiedział jej, jak może to zrobić. To on nauczył ją wszystkiego, przygarnął i wychował.

- Nie jesteś słaba. Tak Ci się tylko wydaję. Wmówili Ci to.
- Naprawdę tak uważasz?
- Jestem tego pewien. Idealnie pasujesz to tej roboty. Nadajesz się.
- Do jakiej roboty? Nie rozumiem.
- Wkrótce wszystko Ci wyjaśnię. Zaufaj mi.
- Ufam Ci.

 Co mam na myśli mówiąc, że nauczył ją wszystkiego i wychował? Otóż to Matt nie był grzeczny. Bawił się w nielegalnych interesach, zachowywał się niemoralnie i odbierał ludziom to, co dla nich było najważniejsze. Ich własne życie. Zabijał. Był mordercą, któremu zabijanie sprawiało niewyobrażalną, wręcz nieziemską przyjemność. Akurat skończył szkolenie. Dlaczego miałby nie wziąć pod swoje skrzydła młodej dziewczyny po przejściach, w której widzi to coś? Jej rodzice nie zauważyli, jak zniknęła. A raczej zorientowali się po dobrych dwóch tygodniach i jakoś specjalnie się tym nie przejęli. Gdy jeden zainteresowała się tym prasa i inni ludzie powiedzieli, że ich córka miała białaczkę i zmarła. Mając dobre znajomości, zrobili jej nawet pogrzeb, ale tak, że nikt nie widział wcześniej ciała ich córki – Joan.


She never slows down.
She doesn't know why 
but she knows that when she's all alone, 
feels like its all coming down
She won't turn around
The shadows are long and she fears 
if she cries that first tear, 
the tears will not stop raining down
So stand in the rain
Stand your ground
Stand up when it's all crashing down
You stand through the pain
You won't drown
And one day, whats lost can be found
You stand in the rain

 Po tym wydarzeniu Matt postanowił, że zabierze Joan z Londynu i oboje zamieszkają w Amsterdamie u niego w domu. Przedstawiali ją jako jego młodszą siostrę, która przeprowadziła się do niego po śmierci ich rodziców. Zmienili jej także imię i nazwisko, przedstawiała się jako Judith Warren. Zaraz po przeprowadzce od razu Matt zaczął ją szkolić, zmieniać w bestię, potwora, który zabijał bez skrupułów, którego nie wzruszał płacz małego dziecka, żaden choćby najrozpaczliwszy jęk.

- Szybciej! No dawaj! Co Ci tak kiepsko idzie? Staraj się!
- Przecież staram się! – Krzyknęła.
- Nie wychodzi Ci to. Rusz się!
- A co kurwa robię?
- No właśnie problem w tym, że nic! Do roboty!
- Pieprz się. – Syknęła na niego.
- Nie przeginaj. – Warknął, przyciskając ją bardziej do ściany.
- Zamknij się.
- Czyżbyś była za słaba, żeby choć raz porządnie mi przywalić?- Uśmiechnął się złośliwie.
- Łaskawie daję Ci fory, skarbie.

 Pierwszą jej ofiarą był Jack – przyrodni brat dziewczyny. Ten, który ją zgwałci, ten, który sprawił, że chciała umrzeć, zniknąć. Stało się to cztery lata później, gdy Joan skończyła osiemnaście lat. Najpierw znęcała się nad nim, a dopiero potem, kiedy już znudziła jej się zabawa, zabiła i pozbyła się ciała. Tego samego dnia też odnalazła swoich rodziców, którzy również zginęli z jej rąk. Najpierw powiedziała to, co zawsze chciała im powiedzieć, aby w końcu zakończyć ich marne egzystencje.
 Nie żałowała tego. Zabicie ich sprawiło jej niesamowitą przyjemność. Z uśmiechem wspomina moment, w którym zobaczyła jak z ich oczy znika strach i przerażenie, aby dać miejsce pustce, która świadczyła o tym, że już ich nie ma. I że już nie będzie. Cieszyła się, jak nigdy wcześniej! Podobało jej się to, że miała w swoich rękach życie tej dwójki, że to od niej zależy czy dalej będą żyć, czy też zejdą z tego świata szybciej niż się spodziewali. Zabiła ich. Pozbyła się. Uczyniła świat piękniejszym niż był.
 Matt był pod wrażeniem. Pogratulował jej i powiedział, że świetnie się spisała, że zrobiła to doskonale, jak prawdziwa profesjonalista. Jak prawdziwa morderczyni. Uznała to za komplement. Udało jej się. Osiągnęła to, co chciała osiągnąć.
 Matthew nie tylko zrobił z niej morderczynie, ale także pozwolił oswoić się z tym, że choć epizod z jej przyrodnim bratem wpłynął bardzo na jej psychikę to jednak nie oznaczało to, że nie da się dotknąć żadnemu mężczyźnie. Teraz umiała się bronić. Teraz wiedziała, o co chodzi. Matt pokazał jej, że życie może być jeszcze piękniejsze, że pójście z kimś do łóżka nie oznacza bólu i cierpienia. Tak bardzo podobało się jej, gdy wpił się łapczywie w jej wargi, gdy zaczął błądzić swoimi rękoma po jej ciele. Pragnęła jego dotyku, pragnęła jego. I już nigdy nie miała nic przeciwko.

No chodź, 
chodź ze mną do łóżka
No chodź, 
chodź ze mną do łóżka
No chodź, 
chodź ze mną do łóżka
No chodź, 
chodź ze mną do łóżka
No chodź!

 Nigdy nie była osobą, którą łatwo opisać, streścić w kilku słowach. Bardzo trudno było o jej charakterze powiedzieć cokolwiek, co byłoby prawdą. Jedno zachowanie przeczyło drugiemu. Wszystko było jednym, wielkim paradoksem. Jednak można było zauważyć, że ma jakby dwa oblicza.
 Na pewno nie była ufną osobą, jasne, że nie. Tak naprawdę tylko jedna osoba miała jej zaufanie – Matt. Tylko i wyłącznie on. Nikt więcej. Ale też doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jemu też nie zawsze może wszystko powiedzieć, że przed nim też powinna mieć tajemnice. W sumie to mężczyźnie również nie za bardzo ufa.  On sam za bardzo nic o niej nie wie, oprócz tego, co się z nią działo przed wyjazdem do Amsterdamu. Tak to raczej nic mu nie mówi.
 Nie jest osobą, która pała do ludzi. Woli raczej chodzić sama, swoimi własnymi drogami, w które nie wjedzie jakaś osoba i nie popsuje jej idealnie ułożonego świata. Trzyma innych z daleka od siebie. Po co jej znajomi? Żeby była od kogoś zależna? Nie. Ma być twardą, zimną i obojętną na wszystko morderczynią, która niczego ani nikogo się nie boi. Tak powinno być. I tak będzie. Niezależna, niepodporządkowania żadnej grupie ani osobie. Żyjąca i będąca sama dla siebie.
 Zamknięta w sobie, cicha i owiana tajemnicą. Sekretami, które tylko ona zna. Ujawnia o sobie tyle, ile chce. Czyli tak naprawdę nic. Kompletnie nic. Nieprzewidywalna, zawsze czymś zaskoczy. Nikt nie potrafi odgadnąć, o czym Judith myśli. Do jej głowy nie ma drzwi, a jeśli są to szczelnie zamknięte na klucz. Nie da się ich wyłamać czy złamać, a nawet, jeśli jest taka możliwość to trzeba się trochę postarać, namęczyć, a to samo w sobie nie jest wcale takie łatwe, jak się może wydawać.
 Odważna, nie boi się niczego. Zawsze stawia czoło przeciwnością losu, konsekwentna. Pewna siebie, zna swoją wartość i nie da się nikomu obrażać. Nie warto z nią zadzierać, chyba, że komuś życie niemiłe i bardzo szybko, jak i brutalnie pragnie je zakończyć. Może zabić Cię za wszystko, choćbyś przeprosił milion razy ona i tak zrobi to, co będzie chciała. A wiedz, że wygra. Nieważne, jak dokładnie i dobrze byś się przygotowywał na konfrontacje z nią, ona zwycięży. Bitwa, wojna – nieważne, wygrana należeć będzie do niej. Zawzięte i mściwa, odnajdzie Cię nawet na drugim końcu świata, nie mam, co do tego żadnych, choćby najmniejszych wątpliwości. Wniosek jest jeden: nieważne, co i jak zrobisz, ona i tak Cię złapie, i zabije.

- Nie boję się Ciebie.
- Doprawdy? A to ciekawie. Dlatego cały drżysz, tak?
- Nie drżę. Nic mi nie zrobisz.
- Jesteś tego pewny? Stu procentowo?
- T-tak.
- No dobrze… Bu!
- Aaa!

 Czy w jej przypadku również jest tak, że pod skorupą lodu i obojętności kryje się serce czułej, wrażliwej dziewczyny, która pragnie również znaleźć swojego księcia z bajki? Odpowiedzieć Ci? A czy odpowiedź na to pytanie nie jest zbyt oczywista? Nie? No to mój komentarz brzmi tak: ha, ha, ha! Zabawne! Naprawdę, ten żarcik mi się podobał. Masz takich więcej? Nie, to nie jest kolejny typ kobiety, nad którą trzeba pracować, żeby znaleźć miejsce, gdzie lodu przy sercu jest najmniej i starać się go pozbyć. Zauważmy, że ona nawet nie ma serca otoczonego lodem. To serce uciekło sobie, żeby schować się i wyjść dopiero wtedy, kiedy nikt nie będzie chciał się go pozbyć.
 I co nadal masz nadzieję, że to Ty będziesz niby to tą osobą, która ocali tę dwudziestokilkuletnią kobietę i otworzy jej serca na świat? Cóż, powodzenia. Jeśli Ci się uda to oddam pokłony Twojej osobie. Naprawdę. Trzymam kciuki. Wracając jednak do dalszego opisu…
 Złośliwa i wredna. Okrutna i bezczelna. Zła i bezlitosna. Twarda i bezwzględna, mająca swoje zasady, a łamiąca te, które panują na otaczającym ją świecie, którego nie toleruje. Istny potwór, bestia, która odbiera ludziom to, co dla nich najważniejsze. Ich własne życie, które doceniają dopiero moment przed ostatecznym, definitywnym końcem.

I know I can't take one more step towards you
Cause all that's waiting is regret

And don't you know 
I'm not your ghost anymore?
You lost the love I loved the most
I learned to live, half-alive
And now you want me one more time

And who do you think you are?

 Judith jest właścicielką długich, czarnych włosów, które praktycznie zawsze ma rozpuszczone. Od czasu do czasu jej fryzura się zmienia, czyli można ją rozpoznać po burzy czerwonych loków otaczających jej bladą twarz. Okolone gęstymi rzęsami zielone oczy w kształcie migdałów, przyciągają spojrzenie każdego mężczyzny, nawet najbardziej wiernego swojej ukochanej. Sto sześćdziesiąt dziewięć centymetrów wzrostu rozczula, a umięśnione, zgrabne nogi są powodem zazdrości wielu widzących ją przedstawicielek płci pięknej.
 Należy do kobiet, które mają, czym oddychać, a także, na czym siedzieć. Ma czym się pochwalić, oj ma, ale też nie oznacza to, iż czegoś gdzieś jest za dużo. Zaokrąglona jest tam, gdzie zaokrąglona być powinna i wcale nie narzeka na to, że powinna schudnąć. Wręcz przeciwnie. Nic by się nie stało, gdyby przytyła jakieś cztery kilogramy, a skąd! Jeszcze bardzo dobrze by to zrobiło jej figurze. Ale to zależy, co kto lubi. Ona akurat jest osobą, która lubi swój wygląd i nic nie chciałaby w nim zmieniać.
  Usta w kolorze dojrzałych malin, czerwone i kuszące, pełne i miękkie, spragnione namiętnych pocałunków. Szeroki, złośliwy uśmiech ukazuje rząd równiutkich, śnieżnobiałych zębów, które często służą do przygryzania dolnej wargi.

- Przestań się tak uśmiechać, Judith.
- Nie rozumiem, o co Ci chodzi.
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Zrób coś z tym złośliwym uśmiechem, bo sam się go pozbędę.
- No dawaj. Chcę to zobaczyć.
- Myślisz, że się nie odważę?
- A czy powiedziałam coś takiego? Nie wydaje mi się.
- Nie boisz się?
- A uważasz, że mam czego? Kochanie, oboje wiemy, że nic mi nie zrobisz.
- Zrobię. Zgwałcę i zakopię w lesie.
- Nie zrobisz tego.
- Dlaczego niby?
- Bo będziesz tego żałować do końca życia. Nie znajdziesz kobiety tak dobrej w łóżku, jak ja.
- Pierdol się.
- Teraz? Tak tutaj?
- A co to przeszkadza?

 Warren gustuje raczej w ciemnych kolorach, dlatego zazwyczaj można ją zobaczyć w obcisłych jeansach, czarnej koszulce i skórzanej kurtce, którą kiedyś podarował jej Matt i z którą nie może się rozstać. Czarne, podarte trampki również są częścią ubioru Judy.
 Chorobliwie blada skóra, sto siedemdziesiąt centymetrów, pięćdziesiąt sześć kilo wagi. Umięśnione ręce, uda, łydki, brzuch i nogi, sprawiają, że Joan wcale nie jest taka delikatna i bezbronna, na jaką wygląda. Umie przywalić, umie się bić i bronić, dlatego też lepiej uważaj. Wystarczy jej podpaść lub spojrzeć w tęczówki, aby zaraz mieć ochotę uciekać, gdzie pieprz rośnie.
 Ciało Judith oszpecone licznymi bliznami. Jedna na lewym udzie wygląda jak półksiężyc, druga na prawym nadgarstku wije się dookoła jej ręki jak wąż i kończy się prawie przy łokciu. Kolejna znajduje się na brzuchu i kształtem przypomina literę Y tyle, że w poziomie. I ostatnia największa ciągnie się od prawego obojczyka a kończy się przy lewej piersi. Taka blada, paskudna i gruba szrama.
 Judy ma także kilka tatuaży. Na karku ma arabski znak, który oznacza ‘’siła woli’’, a na wewnętrznej części lewej dłoni krzyż Nilu. Na prawym przedramieniu łaciński cytat, który przetłumaczony mówi ‘‘co niszczy, żywi mnie’’. I na prawej piersi udjat.

Heart beats fast
Colors and promises
How to be brave
How can I love when I’m afraid
To fall
But watching you stand alone
All of my doubt
Suddenly goes away somehow
One step closer
I have died everyday
waiting for you

CO INNI MYŚLĄ O JUDITH…

- Co o niej myślę? Nie mam pojęcia. Jakoś do tej pory nie wyrobiłem sobie konkretnej opinii o tej istocie. Gdy pierwszy raz ją zobaczyłem, pogadałem z nią i dowiedziałem się, co przeszła ujrzałem w niej to COŚ. Powód do zabijanie, iskrę, która świadczyła o tym, że może być z niej dobra morderczyni, że się do tego nadaje i że świetnie odnajdzie się w tej robocie. Nie pomyliłem się. Miałem rację. W jej przypadku zawsze wiedziałem, co będzie, umiałem przewidzieć, planowałem. Uwielbiałem patrzeć, jak staje się powoli maszyną do zabijania, jak jej wrażliwe serce okrywa lód, aby zmienić ją w istotę, która nie wie, co to ból i strach. W pewnym momentach naprawdę miałem wrażenie, że nauczyła się czegoś więcej niż chciałem ją nauczyć, że nadaje się do tej roboty jak nikt inny. Bo taka jest prawda. Zawsze wie, co robić, umie improwizować. Doskonale zdaje sobie sprawę z konsekwencji, jakie może ponieść i stara się wszystko robić dokładnie, uważnie, aby nie popełnić żadnego błędu. Bardzo dobrze pamiętam ten pierwszy raz, kiedy wylądowaliśmy razem w łóżku. Wróciła z Londynu, gdzie pierwszy raz miała kogoś zabić. I zabiła. A jak świetnie wszystko zaplanowała. Nikt nie domyślił się, że to było morderstwo. Nikt. Ludzie, policja, prasa… Wszyscy uwierzyli w to, co przygotowała. To było coś niesamowitego. Nigdy czegoś takiego nie czułem. Świetna z niej morderczyni. Jedyna w swoim rodzaju. Czasami nawet zastanawiam się czy sięgnąć po nóż i nie poderżnąć jej gardła. Stała się konkurencją, stała się najlepsza. I to może zwalić na mnie duże problemy, gdyby chciała w końcu się mnie pozbyć. Ale nie zrobi tego. Nie odważy się. A nawet, jeśli to sam pierwszy się jej pozbędę.
~ Matthew Warren

 
You're on your knees, begging please, stay with me
But honestly I just need to be a little crazy

All my life I've been good, but now
I, I, I, am thinking what the hell
All I want is to mess around
And I, I, I don't really care about
If you love me
If you hate me
You can't save me
Baby, baby
All my life I've been good, but now
Whoooa what the hell!

What? What? What? What the hell!


DODATKOWE INFORMACJE,
 CZYLI CZEGO CHCIAŁBYŚ SIĘ JESZCZE DOWIEDZIEĆ…

  • Heteroseksualna. A jakżeby inaczej! Nie, żeby miała coś do homoseksualistów, nie przeszkadzają jej, jednak osobiście woli płeć męską. Nie, żeby miała z nimi jakoś kontakt. Woli raczej chodzić z nimi do łóżka niż gadać. Ogólnie według Judy miłość nie istnieje i nigdy nie było. Ludzie łączyli się w pary i mówili sobie, że się kochają tylko i wyłącznie, dlatego żeby potem w końcu pójść sobie gdzieś i uczynić życie piękniejszym.
  •  Trzeba przyznać, że ma słabą głowę do alkoholu, czego nikt nigdy się nie domyślił. No bo jak taka osoba, jak ona może mieć słabą głowę do napojów wysokoprocentowych? Nie, to do niej nie pasuje. A jednak tak właśnie jest. Wystarczą dwie szklaneczki whisky, a ona już nie bardzo kontaktuje. A gdy wypije więcej… No to wolę nie mówić. I tak zawsze budzi się w łóżku jakiegoś nieznajomego mężczyzny. Pomińmy fakt, że zaraz potem go zabija. To już jest nieistotne. W każdym bądź razie uwielbia wino i whisky. Nic więcej. Piwa czy wódki nie toleruje.
  •  Nie jest jakąś nałogową palaczką, która nie wytrzyma dnia bez choćby wypalenia paczki papierosów, ale też nie pogardzi zapaleniem sobie dwóch czy jednego w ciągu dnia. Zawsze jej po tym lepiej. Może się zrelaksować, spokojnie pomyśleć i nad wszystkim zastanowić.
  •  Nie jest osobą, która udziela się towarzysko, ale to nie znaczy przecież, że całe dnie ma przesiedzieć w domu, oglądając głupi serial w telewizji, prawda? Uwielbia wręcz wychodzić z mieszkania. Najchętniej chodzić do lasu, na cmentarz, gdzie może siedzieć godzinami, do parku czy też w inne miejsce, jakim jest na przykład knajpa.
  •  Każdego ranka o siódmej Judy wstaje i biega, aby wrócić do siebie dopiero po przebiegnięciu dziesięciu kilometrów. Czasami zostaje przy siedmiu, gdy ma dużo roboty, ale nigdy nie schodzi niżej. Trzeba w końcu dbać o swoją kondycję, prawda? Jeśli rano nie biega to jeździ na rowerze, jednak zawsze coś robi.
  •  Ubóstwia zabijać, ale to też nie jedyne jej hobby. Od czasu do czasu sięgnie po swoją kochaną, starą gitarę, aby sobie chwileczkę pobrzdąkać i ponucić pod nosem. Zdarza się też, że wyciąga z szafki szkicownik, aby coś w nim narysować. W wolnych chwilach może też dorwać jakąś książkę, aby po kilku godzinach przeczytać ją całą i zabrać się chętnie za następną. Mul książkowy jeden! Aż dziwne, że ma w ogóle na to czas. Przecież tyle robi…
  •  Lubi zwierzęta, ale to nie znaczy, że gdy widzi malutkiego, słodkiego szczeniaka to piszczy na jego widok. Jasne, że nie. Nie wzruszają Judy takie rzeczy. Nie rusza ją to. Nie może. A przynajmniej nie powinno. Mimo to jest właścicielką białego kota zwanego Lucferem i małego szczeniaka beagla, dokładniej suczki, która wabi się Nicky.
  • Uwielbia, ale to po prostu ubóstwia mieć rude, dlatego od czasu do czasu można zauważyć, że Judy przefarbowała sobie włosy właśnie na taki kolor. Chociaż one w sumie raczej są czerwone niż rude, ale dla niej to jedno i to samo.

Ogień wciąż w sobie mam
Wiem jak rozpalić ciebie
Gwiazd pokażę ci rój
Wcale nie na niebie
Umiem rzucić czar i wzniecić żar
Doprowadzić tam, gdzie Eden
Mogę sprawić też, by ciała dwa
Zatańczyły znów w rytm jeden
Niech lawa serc wyleje się
Ostygnąć wcale nie chce, wiem
Jak wulkan już rozsadza mnie
I nawet jeśli powiesz: nie
Noc zbliża nas, więc porzuć grę

W WIELKIM SKRÓCIE:

OFICJALNIE
Judith ‘Judy’ Warren
Ur. 5 stycznia 1987r. Amsterdam.
Zawód: Treserka psów.
Rodzice: Nie żyją
Rodzeństwo: Starszy brat - Matt

- Od dzisiaj przedstawiasz się, jako Judith Warren.
- Wiem.
- Joan Anderson już nie istnieje.
- Zmarła na białaczkę. Tak, wiem.
- Jesteś moją siostrą. Nasi rodzice nie żyją.
- Mieli wypadek samochodowy, byłam w szkole.
- Owszem, świetnie. Urodziłaś się 5 stycznia 1987r.
- Okej. Judy jest starsza od Joan o 2 lata.
- Dokładnie tak. Pamiętaj, jesteś dwa lata starsza.
- Dwa lata szybciej do osiemnastki.
- Ciesz się. Będziesz mogła więcej rzeczy robić.
- I odpowiedzialność będę brała już ja, a nie Ty.
- Nikt nie będzie brał za Ciebie odpowiedzialności. Nauczysz się tu tego.
- No tak, rzeczywiście. Będę zwalała na innych. To oni będą ponosić konsekwencje.
- Jeśli czegoś nie przewidzisz to Ty będziesz je ponosić, nie martw się.
- Dzięki za pocieszenie, naprawdę, dzięki.
- Do usług, mały ptaszku.
- Proszę? Jak mnie nazwałeś?
- Mały ptaszku, mały ptaszku.
- Japa, kanarku.

NIEOFICJALNIE
Joan Anderson
Ur. 13 października 1989r. Londyn.
Zawód: Morderca.
Rodzice: Jennifer i Thomas.
Rodzeństwo: Brak.



 Wyobrażam sobie czasem
 jakby to było skoczyć głową w dół
Wyobrażam sobie czasem 
jakby to było uderzyć głową w stół
A obok mnie dwie czerwone duże plamy
Zwisające bezwładnie ręce 
na nich nożem cięte rany


RELACJE

WSPOMNIENIA

ALBUM


~.~
Witam wszystkich bardzo serdecznie!
Pierwsze: Mam nadzieję, że karta się podoba. Dla jednych długa, dla innych krótka, jednak według mnie zawarte jest w niej to, co powinno. Za błędy bardzo przepraszam, poprawię je, gdy tylko będę miała wolną chwilę.
Dwa: Od razu informuje, że na dwóch zdjęciach w mojej karcie pewna dziewczyna ma czerwone włosy, co jest zrobione przeze mnie specjalnie, gdyż Judy od czasu do czasu farbuje sobie włosy, co oczywiście też jest napisane w tekście wyżej.
Trzy: Wątek? Ależ oczywiście! Więcej niż cztery proste, nieskomplikowane zdania? Jak najbardziej tak! Powiązania? Zawsze! Nietuzinkowe, skomplikowane i pokręcone? Tak, tak, tak! Trzy razy tak! Proszę tylko nie zadawać mi pytania: Czy masz ochotę na wątek? Nienawidzę tego. Ustalamy powiązania, kto zaczyna i już. Żadnych pytać, czy chcę. Nawet się nie ważcie ; )
Cztery: Chciałabym też przeprosić za zachowanie mojej postaci w wątkach. To tylko i wyłącznie przez jej charakter, a nie przez to, że jestem zrażona czy nie lubię jakiegoś autora, dlatego proszę się na mnie nie gniewać :)
Pięć: Mam nadzieję, że będzie przyjmiecie mnie i Judy ciepło do swojego grona. Chociaż z nią będzie trudniej, bo nie łatwo ją polubić, ale liczę, że jakoś się uda. No to chyba tyle. Zapraszam! :)

6 komentarzy:

Eva Smit pisze...

[Jak ja nie lubię, kiedy 10 różnych osóbek na zdjęciach się pojawia... Ale karta całkiem, całkiem, ot ;) I może pokusiłabym się nawet na powiązanie jakieś, co ty na to? :D]

Kotofil pisze...

[ Olabogaświętegopierdumać. Cóż, takiej karty to ja jednak jeszcze nie widziałam, a konkretniej - postaci. Jeśli poprowadzisz ją regularnie i dłużej niż dwa tygodnie, wtedy wyskoczę z wątkiem, o :D ]

Anonimowy pisze...

oł bejbi, się narobiłaś.
~niebawem będę Cię dręczyć, bój się!

Unknown pisze...

Pennni <3 zaczynasz!

Lotte pisze...

[Penelope <3 Yummy! Teraz to na bank wącimy! :D]

Unknown pisze...

Ten dzień miał niczym się nie różnic od pozostałych. Znowu wstał, zrobił Timowi śniadanie, chwilę się z nim pobawił i poszedł do pracy. Osiem godzin spędził na usługiwaniu, przynoszeniu i rozdawaniu upierdliwym klientom ich zamówień.Przez cały czas na ustach miał ten sam, zadziwiająco miły i szczery uśmiech, jednak gdyby nie przymus najchętniej opluł by każdą upierdliwą babę i chłopa, którzy zasypywali go setką pytań dotyczących rodzaju mięsa.
Gdy wrócił do mieszkania, zjadł przygotowany przez Olivera posiłek i zajął się bratem. Razem narysowali piękny statek kosmiczny. Gdy zmęczony Tim zasnął, a była godzina dopiero dwudziesta postanowił troszkę urozmaicić sobie czas. Zostawił małego pod opieką współlokatorki, która z pochłonięta była grubym tomem poświęconym zmarłemu muzykowi. Na ramiona narzucił skórzaną kurtkę, a na głowę kaptur i wszedł z domu.
Kroki kajakowatych nóg odzianych w glany skierował do ulubionej knajpy. Ze zdziwieniem wywnioskował,że nie ma tam żadnego z jego znajomych. Zajął więc miejsce pod oknem, tam gdzie światło lichej żarówki nie docierało i rokoszował się smakiem ciemnego piwa.
W pewnej chwili poczuł czyjeś chłodne dłonie na swoich oczach. Z początku kompletnie zdezorientowany lekko ruszył głową. - Cóż... Mało zaskakująca wiadomość rzucił uśmiechając się. - Czyżby to szanowna Warren, zaszczyciła mnie swoją obecnością, hm?
- Co mam zrobić, chyba już wiem - zaśmiał się cicho.
[ qpa! ]