C a l e b C l a y t o n
07.01.1990, Londyn
Brytol. Pianista. Pan Prawie-Kompozytor.
~
"Naucz się wszystkiego, co możliwe. Wypróbuj wszystko, co się pojawi na twej drodze. Patrz na wszystko, co jest do zobaczenia. Szukaj, eksperymentuj, popełniaj błędy, ponoś porażki, podnoś się z nich. Stań się religijny, konserwatywny, radykalny. A potem zapomnij o tym wszystkim i odnajdź swój własny styl tworzenia."
— Fons M. Hickmann
13 komentarzy:
{No to... Cześć? ;P Co z nimi robimy? O ile coś robimy? I zdjęcie jest słodkie ^^}
[trzeba byłoby coś wymyślić, Calebie, wiesz? :d]
{Ano, było coś w tym stylu, tylko potem Caleb zniknął, a tamtego gościa też się pozbyłam z życia Sashy, więc chyba przeskakujemy jakoś do przodu? ;)}
[Ja wymyślam, Ty zaczynasz, czy odwrotnie? :D]
{No, to może w czasie, kiedy Clayton miał tego focha, to ona trafiła drugi raz na odwyk i w sumie teraz od trzech miesięcy jest "na wolności", ma pracę i ogólnie, więc Caleb mógłby wpaść do "Placebo", czy coś i jakoś się potoczy? ;D}
[Brandi jeszcze nie wbija do Tońka ;3
i spoko, przespali się tylko raz. Więcej tego nie zrobią. ;3]
[Clayton :D]
To było takie dziwne, znowu... mieć go przy sobie. Odgradzała się od miłości Tone'a i od tego, co sama do niego czuła. Nie pozwoliła mu jeszcze jej całować i jeszcze nie zaprosiła go do swojej kawalerki, ale powoli zaczynała odkrywać, że wszystkie stare emocje gdzieś w niej są i budzą się wraz z jego uśmiechami. To było strasznie miłe, że mogła zaraz po praktykach wpaść do niego, do Bloaters, i wypić z nim kawę, porozmawiać z nim o czymś innym niż fantazje seksualne i czasami zjeść u niego coś innego niż kisiel. Fakt, w momencie, gdy ona była na pełnych obrotach, on się dopiero budził, ale to nie było nic złego. Odpowiadał jej taki układ.
Właśnie wracała z porannych praktyk. Było południe, więc Tone powinien już wstać; najwyżej zrobi mu śniadanie i sama go dobudzi. W sumie... Miała wrażenie, że znowu byli razem, ale mieli zakaz uprawiania seksu. Dlatego lepiej się poznawali. nie mogli się ruchać.
Ochroniarze już wiedzieli, że kiedy przychodzi Bran, to należy ją wpuścić, nieważne, która godzina by to była. Steve, jeden z nich, co prawda wyglądał, jakby chciał jej coś powiedzieć na wejściu, ale Brandi szybko popędziła do mieszkania Vissera. Poprawiła spódniczkę, włosy i weszła.
Ech, cholera by to wzięła. Zaczynała się stroić do pracy, by ładnie wyglądać, kiedy przyjdzie do niego. To były złe oznaki.
- Tone? - zapytała. - Cześć, wstawaj, jeśli jeszcze nie zerwałeś swojego jędrnego tyłka z pościeli. Przyszłam na śniadanie!
Rzuciła swoją torbę na fotel, a potem skoczyła na kanapę. I poczuła, jak coś w miarę ciepłego rozsmarowuje się jej na tyłku. A potem usłyszała dziki wrzask - i kota, i człowieka.
- Kurwa mać! - zawołała, zrywając się momentalnie. Poczuła pizzę; usiadła na pizzy?! - Co jest?! Je się przy stole!
No pięknie. Na tyle było ją stać. Na opieprz Tońka. W dodatku za to, że sama mu usiadła na pizzy.
[Myśmy mieli jakiś dziwny, absurdalny wątek nie? Co o gołębiach chyba było. I kawie, czy czymś podobnym xD]
{Zaczniesz Ty coś? :D}
{To ja czekam, o ile nie zasnę, to też będę ;P}
Była na dobrej drodze do tego, aby żyć jak człowiek, naprawdę. Wyszła z nałogu, chociaż nadal czuła się niepewnie, dlatego wolała nie mieć wolnego czasu, wolała nie siedzieć samotnie w mieszkaniu, może dlatego przygarnęła małą kotkę, kiedy kotka sąsiadki okociła się i małe były spisane na straty. Może dlatego brała każdą możliwą zmianę, przyjmowała zaproszenia na wypady na piwo, za miasto, gdziekolwiek. Nie mogła siedzieć w miejscu.
Miała pracę, dobrą, chociaż męczącą, no i musiała użerać się z klientami, co wcale nie było zbyt miłe, kiedy pięciu z nich decyduje cię klepnąć po tyłku.
Wracała właśnie z długą listą zamówień od klientów z sali, więc weszła zza bar, podała barmanowi karteczkę i odetchnęła. Nie zauważyła go od początku. Podniosła głowę znad listy zamówień, która leżała na blacie i wtedy też otworzyła szeroko oczy, odgarniając kosmyk blond włosów, co było chyba przejawem tego, że przejęła się, jak wygląda. Chciała ładnie wyglądać.
- Cześć - odpowiedziała, zauważając, że ręce zaczynają się lekko trząść. Dawno go nie widziała. Minęło sporo czasu, od ich ostatniego spotkania. Nie wszystko potoczyło się tak, jak miało, a Sashy chyba nie pozostawało nic innego, jak tęsknić.
Wyglądała chyba trochę inaczej. Nie była już workiem kości i ścięgien. Przybrała parę kilogramów na wadze. Uśmiechała się, tak jak teraz, kiedy to kąciki jej ust uniosły się ku górze, a ona miała ochotę wybiec zza tego baru i rzucić mu się na szyje, ale zamiast tego zadała bardzo inteligentne pytanie:
- Co tu robisz?
- Zaraz mam... - urwała, kiedy barman ją szturchnął, pokazując, że taca już zapełniona jest szklankami z drinkami i kuflami z piwem. Spojrzał też dość znacząco na blondynkę, która definitywnie wybita była ze swojego typowego rytmu. Menadżerka i współpracownicy nigdy na nią nie narzekali, przyjęli ją ciepło do ekipy, a teraz miała ich zawieść po raz pierwszy, bo jedyne, co chciała i mogła w tej chwili zrobić, to patrzeć na Claytona.
Musiała sobie radzić. Chociaż nie radziła sobie doskonale. Ale próbowała, starała się, bo nie mogła pozwolić na to, aby znajomi, a tym bardziej taki Caleb, który właściwie od samego początku znaczył więcej niż powinien, widział ją w opłakanym stanie.
- Zaraz mam przerwę, tylko rozniosę zamówienia. Zazwyczaj siadam na murku za klubem. Gdybyś chciał... - rzuciła tylko krótko i chyba średnio składnie, próbując opanować drżenie dłoni, bo przecież musiała złapać ciężką tacę. Ruszyła, uśmiechając się do klientów i nawet ich zagadując, co przecież nie było podobne do starej Sashy. Ani trochę.
Prześlij komentarz