Niespełna dziewiętnastoletnia pannica pochodzenia holenderskiego z korzeniami ukraińskimi. Spod znaku Skorpiona. Studentka pierwszego roku historii sztuki w Akademii Sztuk Pięknych. Najczęściej można spotkać ją ze szkicownikiem lub aparatem. Wychowywana przez matkę, przez całe życie upewniano ją w tym, że mężczyźni to świnie, może dlatego zachowuje wobec nich pewien dystans. Zakochała się tyko raz w życiu i nigdy tego nie żałowała, choć chyba do tej pory nie otrząsnęła się po tym całym fatalnym zauroczeniu. Nie należy do grona romantyczek, nauczona została realistycznego, twardego podejścia do życia, bo ono przecież nas tak traktuje - chłodno i wyrafinowanie. Nie rezygnuje jednak z uśmiechu, którym jednoczy ludzi. Skrywa swoją delikatność i kruchość, bo łatwiej jest jej być silnym człowiekiem, który nie potrzebuje drugiej osoby obok. Na chwilę obecną zamieszkuje akademik, dzieląc pokój z Anną Wisser, będącą jej przeciwieństwem.
Nie ma Sashy, Sashy mam dość. Kart nigdy nie umiałam pisać, więc na razie tyle musi nam wszystkim wystarczyć.
32 komentarze:
[To ja może w ramach rekompensaty za przysłonięcie karty jakiś wątek z Erikiem albo Jelmerem? :]
Erik & Jelmer Dobbenberg
[Mój pomysł na wątek jest taki: skoro Julia raz się zakochała i do tej pory nie może się otrząsnąć, można by było zrobić coś z tym. Mogłaby pewnego dnia spacerować sobie ulicą z aparatem lub siedzieć na ławce ze szkicownikiem, gdy nagle jej oczom ukazał się ON - jej była miłość, chłopak, dla którego straciła łeb i takie tam. Cała przeszłość stanęła jej przed oczami i się wkurzyła, bo przecież to było tak dawno, a ona wspomina. I wtedy trach - przed nią pojawia się szyld z napisem Trzecie Oko. Księgi i Zioła i dziewczyna wpada na głupi pomysł odwiedzenia sklepu okultystycznego z zamiarem poproszenia o jakąś magiczną herbatkę, napar, zaklęcie czy chociażby radę, aby tego jegomościa wywalić ze swojej głowy.]
Trzecie Oko. Księgi i Zioła. był to tak naprawdę lokal uniwersalny, który tylko formalnie nazywał się księgarnią. Częściej funkcjonował bowiem jako gabinet psychologiczny i kawiarnia w jednym. Pacjent siadał sobie na obitym skórą stołku, dostawał uwagę sprzedawcy, który za ladą przygotowywał herbatę mającą za pięć minut sprawić, że rzewnie płacząca persona nagle poczuje się lepiej, i mówił. Mówił, mówił, mówił, gęba mu się nie zamykała, a Claude zerkał, kiwając głową. Tak, tak, naiwniaku. Zaraz wcisnę ci miętę i powiem kilka słodkich słówek, które chcesz usłyszeć... Uwierzysz, że jestem cudotwórcą i pójdziesz głosić dobrą nowinę. Ach, jaki jestem wspaniały. A potem - zgodnie z proroctwem - zrozpaczony człowiek zamieniał się w wesołego gościa i wyskakiwał z Trzeciego Oka. Ksiąg i Ziół. jakby zarażony bakcylem pozytywnej energii, dziękując wylewnie sprzedawcy. No przestań, przestań, bo się zarumienię.
Tego dnia mężczyzna stał za ladą, czytając jakąś księgę z zaklęciami, wierutną brednię, w którą ludzie wierzyli, a co dostarczało mu przynajmniej powodu do śmiechu. Nie liczył dzisiaj na wielu klientów. Pogoda była wręcz idealna na spacer - słońce świeciło niezbyt ostro, czyniąc przebywanie na świeżym powietrzu czymś bardzo przyjemnym. Generalnie tylko kompletny desperat, człowiek w wielkiej potrzebie przyszedłby do zadymionego kadzidłami Trzeciego Oka. Ksiąg i Ziół. po to, aby tu tak po prostu posiedzieć i się pożalić. Maj był zbyt wesoły, zbyt pozytywny, aby czymkolwiek się przejmować... Dlatego właśnie Claude bardzo zdziwił się, kiedy zadzwonił dzwoneczek, sugerujący przyjście klienta.
Zamknął opasłe tomisko i pociągnął za sznurek od zasłony, odcinając w jakichś siedemdziesięciu procentach dopływ światła dziennego do pomieszczenia. Oparł się łokciami na ladzie i wychylił nieco zza niej w stronę może dziewczyny, może kobiety - w tych czasach ciężko było stwierdzić.
- Tak też się składa – odpowiedział przeciągle z dość niepokojącym uśmiechem. - A czego konkretnie potrzebujesz?
Zanim się nie roześmiał, nie zdawał sobie sprawy z tego, jak absolutna cisza panowała w sklepie jeszcze chwilę temu. Odgłos, który ją przerwał, zbudził nawet śpiącego pod ladą Damona, który do tej pory kompletnie nie interesował się gościem. Dopiero teraz, kiedy już został pozbawiony szansy zjedzenia wyśnionej kiełbasy, której ilość ważona była w tonach, podniósł się niezgrabnie i równie nieelegancko wyszedł na przywitanie dziewczynie.
W trakcie kiedy wilczarz usiłował nie wzbudzić w klientce przerażenia swoim ogromem, Claude ze zniecierpliwieniem oczekiwał wyjaśnień z jej strony, jakichś szczegółów, jakichś wskazówek, określenia, o co jej właściwie chodzi. Niestety, wyszło na to, że dziewczyna, mówiąc o znikaniu swojego Ona, była całkowicie szczera.
- Onma po prostu zniknąć? - powtórzył za nią po dłuższej chwili milczenia. Sprawiał wrażenie kogoś, kto ledwo powstrzymuje się przed wyśmianiem tych słów. Doskonale wiedział, co ma na myśli dziewczyna, ale nie chciał jej wszystkiego dać na tacy. Zresztą, chyba nawet nie był w stanie jej niczego dać. Mógł jej jedynie spróbować wkręcić, że może jej dać eliksir, który sprawi, że uczucia między nią, a jej Onem w mgnieniu oka się skończą. Tylko był problem, bo kiedy tak na nią patrzył, nie wydawała mu się osobą, która łatwo uwierzy w tego typu bajki.
- Mam tu wszystko, czego zapragniesz - zaczął po chwili, wychodząc zza lady - masę książek z tymi całymi zaklęciami, urokami i przekleństwami, eliksiry i napary na różne dolegliwości psychiczne i fizyczne, tarota. Mogę nawet sprzedać ci tego durnego psa - W tym momencie Damon odwrócił wielki łeb w stronę Claude’a, który wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć Przykro mi, stary, ale gdyby tego wymagała sytuacja, serio bym cię oddał - ale mordercy tu nie trzymam. Jak chcesz, aby twój chłopak - Tutaj ton jego głosu się zmienił - zniknął, to spraw, by to się stało, ale sama. Ja mogę jedynie podpowiedzieć, byś robiła to w rękawiczkach i nie w publicznym miejscu.
Kącik jego ust drgnął, ale chłopak w ostatnim momencie powstrzymał pchający się na jego usta cwaniacki uśmieszek.
[Musisz mi wybaczyć, ale mój net świruje jarzębia. Raz jest, a raz go nie ma. Ale odpisuję, odpisuję, daję radę.]
[Ojej, Julia jest świetna, naprawdę cudowna.]
Jenny
[jak to NIE MA Sashy? ubolewam]
[Jenny studiuje fotografię, Julia historię sztukę, ale lubi też fotografować, a Jenny lubi też rysować. Jenny jest starsza, ale może jakieś zajęcia dodatkowe mogą mieć razem i stamtąd się znać.]
Jenny
[Świetnie, mogły się tak poznać już jakiś czas temu, ale może zaczniemy od momentu, jak już się znają, lubią i może czasami spotykają, pogadać ogólnie i o fotografii? :)]
Jenny
Claude najpierw posłał nienawistne spojrzenie Damonowi, który zaskarbił sobie całą uwagę klientki, pomimo swojej przerażającej - jak przystało na wilczarza irlandzkiego - aparycji, a potem przeniósł spojrzenie na dziewczynę i chrząknął. Fakt, że nie był na pierwszym miejscu, że większą sympatią obdarzono tego futrzaka, który generalnie był jego przyjacielem, ale jak widać również zdrajcą, bardzo przeszkadzał Traiylorowi. Na jednym więc chrząknięciu się nie skończyło. Na całe szczęście były to dźwięki raczej ciche i niezbyt zwracające uwagę, bowiem w innym wypadku Claude mógł prędko narazić się na śmieszność. Z drugiej zaś strony... jednak mogły zadziałać. Tak. Przynajmniej mężczyzna oszczędziłby sobie cholery. Niech cię szlag trafi, przeklęty Damonie, który masz więcej uroku osobistego niż ja!
- Nie jest twoim chłopakiem? - zapytał, przystawiając sobie krzesło i siadając na nim okrakiem. Ułożył dłonie na oparciu, a potem dołączył do nich brodę. Jego wścibski wzrok śledził każdy ruch dziewczyny. Wyglądał jak nastoletni chłopak ze starszą twarzą, taki ciekawski, nieco zbyt ciekawski jak na przypadkową osobę. - Jeśli nie chłopakiem, to kim? Wkurzającym bratem? Złośliwym sąsiadem? Kochankiem? Nie, nie... - skarcił siebie samego, kręcąc głową. - Jesteś za młoda na kochanków. Za młoda... A może nie? - Jego ton głosu zmieniał się w zależności od słowa, od wyrażenia; akcentował wszystko to, co powinien zaakcentować, aby zwrócić na siebie uwagę gościa.
Jeżeli chodzi o kasę, kompletnie zignorował to pytanie. Siedział tu głównie z przyjemności, a nie dla kasy. Gdyby chodziło tylko o pieniądze, już dawno rzuciłby właścicielowi sklepu wypowiedzenie na stół. Rzuciłby, gdyby wiedział, kim tak naprawdę jest owy właściciel... To też była bardzo ciekawa kwestia, której raczej Claude nie poruszał, nawet w rozmowie z samym sobą.
[A mogę Ciebie jednak poprosić? :3]
Jenny
[ Nie ma sprawy. Dzięki za ogólne przywitanie ;) Twoja postać jest natomiast trudna do odgadnięcia, bo niewiele o niej pisze, ale 'stonowanie' to jedyne słowo, jakie przychodzi mi na myśl przy określeniu jej. ]
- Simon
[Może się umówiły na jakieś spotkanie, wymianę zdjęć, czy coś takiego ;)]
Jenny
[Gdzie... gdzie moja Sasha... O.o' I ciasteczka Sashkowate...]/Brandi
[Kieruj nim wedle uznania. ;)]
Claude nie sądził, że zgadnie, co jest źródłem problemów dziewczyny, a tego, że powie mu wszystko, co leży jej na sercu, to już kompletnie się nie spodziewał. Być może jego zdziwienie spowodowane było tym, że w gruncie rzeczy pytał tylko z zasady, a nie z faktycznej ciekawości. Być może wdarł się tutaj jego podziw dla odwagi gościa - niełatwo jest się przyznać do własnego błędu, chociaż lepiej nieznajomemu niż znajomemu. Możliwe, że zaważyło pytanie: dlaczego akurat ja?. Szczerze mówiąc, Traiylor był chyba najgorszą osobą, na jaką dziewczyna mogła trafić ze względu na tylko pozorne zainteresowanie jej problemem, a jednocześnie najlepszą ze względu na doświadczenie w pomaganiu innym, nawet tym nieszczerym. Szczęście w nieszczęściu. Całe Trzecie Oko. Księgi i Zioła., cały Claude.
- To czujesz czy nie czujesz? - zapytał po chwili milczenia; ton jego głosu był ostry, karcący, ale jednocześnie tak dziwnie... potrzebny w tym momencie, że ciężko było mieć mu go za złe. Chłopak uznał, że kto jak nie on może uświadomić tej dziewczynie, jak dużą rolę w życiu gra umiejętność podejmowania decyzji i ponoszenia konsekwencji złych wyborów?
- Zaparzę herbatę - powiedział nagle i wstał. Przeczesał dłonią włosy, dopiero teraz uświadamiając sobie, że spociło mu się czoło, a potem zniknął na zapleczu, pozostawiwszy dziewczynę samej sobie. Wrócił po chwili z dwoma filiżankami w celtyckie wzory, które ustawił na ladzie. Nastawił wodę.
- Skoro byłaś odskocznią od nudnej codzienności - zaczął znowu - to znaczy, że jego codzienność nagle stała się mniej nudna? Zostawił cię czy to zostawiłaś jego? - Uniósł głowę i spojrzał na dziewczynę zza lady. Wydawała się być bardzo przybita.
[ale jednak z Sashką zawsze coś bym mogła wykminić, a z tą tutaj nie bardzo mam pomysł.btw, nie sądzisz, ze to cholernie dziwne, że na AC jestem od dwóch i pół roku, jako Mila, a jak się wprowadzałam to Sasha juz tu była - i nasze postacie nigdy nie miały razem wątku? xD swoją drogą odnoszę wrażenie, że masz z Sashą to samo co ja z Milą miałam - tak bardzo jej zjechałaś psychikę, że już trudno prowadzić normalne wątki z nowymi ludźmi, am I right? :D bo ja tak nie miałam siły na depresyjną Milę, dlatego wróciła Mila w stanie manii i euforii xD]
[Ja dla odmiany lubię ją bardziej od Sashy, ale tak czy inaczej nie mam pomysłu. Może wyliczysz mi miejsca, w których Julia bywa, nawyki, które miewa albo czynności, których się podejmuje w wolnym czasie? Na tej podstawie coś bym wymyśliła.]
[ Na pomysły to każda pora jest kiepska, przynajmniej jak na razie i przynajmniej tylko w moim wypadku. Trudno mi stworzyć coś kreatywnego :< ]
[No bo ciasteczka...
Zaczynamy znowu wątek imprezowy?]
Czajnik dał o sobie znać, ale nim zdążył dobrze się rozgwizdać, Traiylor zdjął go za prowizorycznej gazówki na jeden palnik, którą miał na ladzie. Była to stara kuchenka polowa z całkiem ciekawymi zdobieniami (jak na kuchenki polowe), ale kto by się tym teraz interesował? Na pewno nie kobieta, która teraz opierała się biodrem o ladę, a już tym bardziej nie Claude, który oglądał te wzorki pięćset milionów razy i za każdym razem nie dostrzegał w nich nic nowego.
- To już przynajmniej wiemy, na czym stoimy - powiedział, zalewając herbatę. Jej aromat praktycznie od razu ogarnął całe pomieszczenie, łącząc się z duszącym, aczkolwiek znośnym po kilku chwilach spędzonych w zaduchu zapachem kadzideł. Sprzedawca podsunął dziewczynie filiżankę z lekko wyszczerbionym uchem, sobie pozostawiając tę, która miała niezliczoną ilość zadrapań i obtłuczeń.
Taaak...
Oparłszy się wygodnie na łokciu, spojrzał na swojego gościa z miną, która jasno mówiła: coś tu śmierdzi i na pewno nie jest to Damon, a potem cmoknął raz czy drugi. Przyglądał się dziewczynie w ten przedziwny sposób kilka długich sekund, zanim chrząknął, wyprostował się i w ten sposób przespacerował się od lady do skórzanej kanapy, która znajdowała się wśród szafek zagraconych różnymi dziwnymi przedmiotami. Z początku ciężko było zauważyć, że jakikolwiek mebel stoi pośrodku, ale kiedy już się podeszło, okazywało się, że faktycznie - sofa, a to niespodzianka.
- Moja rada - powiedział, siadając na twardej, niewygodnej kanapie. Położył kostkę na udzie i złapał filiżankę w dwie ręce. - Moja rada dla ciebie to zakochać się od nowa. - Wzruszył ramionami na tyle, „na ile pozwalała mu herbata”. - Nic prostszego - dodał po chwili, uśmiechając się do niej bądź co bądź junacko. - Jest na tym świecie milion facetów lepszych od tego twojego dwulicowego dupka. Ma żonę, pieprzy się z inną... Z jednej strony można powiedzieć, że okej, że każdemu się należy, ale pomyśl sobie, co poczułaby ta biedna kobieta, gdyby się dowiedziała, że jakaś ruda małpa - bez urazy, jesteś piękna jak kwiatuszek - zabiera mu jej ukochanego męża. Myślę, że taka porządna dziewczyna jak ty, bo wydajesz się być porządna, powinna sobie znaleźć równie porządnego faceta... – Ledwie powstrzymał się od dodania słów „jak ja”, na szczęście ostatnim momencie ugryzł się w język. Claude nie był ani porządny, ani nie stanowił dobrej pary dla... nikogo.
I znowu się rozgadał.
Traiylor zaśmiał się tym swoim głośnym, nieprzyjemnym dla ucha śmiechem, a potem upił łyk herbaty tak łapczywie, jakby chciał w ten sposób powstrzymać swój nagły, niespodziewany wybuch. Nie przeszkadzał mu wrzątek - można powiedzieć, że był przyzwyczajony. Pił herbatę właściwie cały czas na przemian z paleniem papierosów. Ano. Jak mu się nudziło, jak mu się nie nudziło, jak miał ochotę i jak jej nie miał. Gdyby chcieć go do kogoś lub raczej czegoś porównać, byłby jak Szalony Kapelusznik i Marcowy Zając z „Alicji w Krainie Czarów” Lewisa Carolla w jednej osobie - częstował wszystkich swoim ulubionym napojem - to przede wszystkim - ale i nie był do końca normalny, co zresztą dało się bardzo szybko zauważyć.
Ale wracając do Trzeciego Oka. Ksiąg i Ziół. Claude wybuchnął śmiechem, upił łyk herbaty, a potem spojrzał na dziewczynę przymrużonymi oczami. W prawie półmroku, jaki panował w sklepie, wydawał się w tym momencie jakiś taki... tajemniczy. Byłoby to niezwykłe, gdyby nie fakt, że to miejsce sprawiało, że nawet kawałek zwiniętego papieru emanował mistycyzmem.
- Zależy, co rozumiesz przez słowo „porządny” - odpowiedział z dziwnym błyskiem w oku, który równie dobrze mógł być odbiciem się światła rozpalonych wszędzie papierowych lampionów, świec i lamp elektrycznych. - Poza tym słuchaj... życia nie znasz? Znajdziesz sobie nudziarza, to będziesz miała nudziarza. Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz. Chyba, że ktoś rozwali twoje łóżko, zanim zdążysz do niego wejść.
Claude dość dosadnie odwołał się tutaj do całej tej akcji z żonami, mężami i kochankami. Nie było to jednak nie na miejscu, a nawet przeciwnie - bardzo dobrze pasowało do sytuacji kobiety. Kobieta. Tak. Jakiekolwiek miała imię, była w tym momencie kimś zupełnie różnym od osoby, która weszła do sklepu jakieś kilkanaście czy kilkadziesiąt minut temu.
[Niech więc będzie, że Julia przyjdzie na jakiś koncert jazzowy. Brandi może grac w zespole, o.]
[Właściwie to nie wiem co mogłoby ich łączyć. Może po prostu Simon dał jej zlecenie na zilustrowanie książki (nic poważnego, tylko kilka stron w całości utworu). W tym celu spotykają się gdzieś na mieście, żeby ustalić szczegóły, ale Simon, jako ten solidny pracownik, najpierw będzie chciał się dowiedzieć czegoś od niej - żeby mieć pewność, że dziewczyna jest rzetelna.]
Simon L.
[ Może zaczniemy coś między babeczkami? Nawet chyba mam pomysł :D ]
Angel, jak to miała w zwyczaju, chciała przez chwilę pobyć w odosobnieniu. Teraz przeszkadzał jej nawet Leo, który przecież działał na dziewczynę kojąco. Ale może nawet ona by mu zaszkodziła samym patrzeniem? W końcu gromy i błyski rzucane z oczu na wszystko dookoła nie działają najlepiej na istoty żywe. Przynajmniej tak sądziła.
Naprawdę, z całych sił starała się w jakiś w miarę delikatny sposób wywalić ciotkę ze swojego mieszkania. No, może nie dosłownie.. W końcu ciotka trochę ważyła, a blondynka była niemalże jak patyk, więc podniesienie staruszki mogłoby się chyba tylko równać z trwałym urazem kręgosłupa, lub innymi niezbyt przyjemnymi atrakcjami. Ale nie mogła przecież tolerować tego, że wieczorem kładąc się do łóżka zasypia spokojnie wiedząc, że następnego dnia obudzi się i będzie miała dobry humor, bo NIKT nie wparuje jej bez pytania do pokoju. Lecz nieee, oczywiście tak nie może być!
I właśnie tego poranka, budząc się powoli, poczuła się nieswojo. Zmarszczyła brwi, zanim jeszcze otworzyła oczy. Następnie powoli zaczęła unosić powieki, a potem...
- Chcesz z boczkiem, czy na szynce? - Stara kobiecina uśmiechnęła się szeroko, nachylając się nad dziewczyną. Panna Evans krzyknęła, niemalże wyskoczyła z łóżka, a potem zaczęła wypychać ciotkę z pokoju, aż przesunęła (tak, przesunęła) ją do drzwi wyjściowych.
- Czy ty sobie jaja robisz?! - blondi warknęła, krzyżując ręce na wysokości piersi. Ciotka, tylko westchnęła, wciąż się szyderczo uśmiechając.
- Tak, na patelni. Tobie też zrobię, tylko powiedz-z szynką, czy z boczkiem? - udawała głupią. Uwielbiała dokuczać dziewczynie, wręcz sprawiało jej to przyjemność.
- Oddawaj klucze. Już! - Angie wrzasnęła. Bo ile można? Czy nawet policja nie potrafi odstraszyć takiego jamochłona?
Ciotka, widząc, że naprawdę nie robi się za wesoło, przewróciła oczami i biegiem rzuciła się do drzwi.
- Wpadnę jeszcze! - rzuciła na pożegnanie i wyszła. Angel nawet nie miała siły się już z nią szarpać. Zamknęła tylko drzwi na zamek, a potem poszła się "ogarnąć".
Stwierdziła, że najlepszym sposobem na uspokojenie się będzie spacer. Udała się więc do parku, przemierzając wąskie uliczki i wpatrując się w niebo. Ludzi nawet nie oglądała. Ani tego, co znajduje się przed nią...
Ledwo złapała równowagę. Przytrzymała się oparcia ławki, następnie na niej siadając. Wzięła głęboki wdech czując, jak emocje zaczynają rozrywać ją od środka.
Kto stawia cegły na środku chodnika?!
Schowała twarz w dłonie.
- Niech mnie, kurwa, jeszcze ktoś o coś spyta, to zabiję... - mruknęła do siebie, zaciskając wargi.
- A... aha. No tak - odpowiedział krótko Traiylor, krzywiąc się przy tym jakby zjadł właśnie spory kawałek cytryny. - Ile ty właściwie masz lat? Piętnaście? - zapytał, kompletnie ignorując „kobiet się o wiek nie pyta” i inne bzdurne hasła, które wymyśliły stare, pomarszczone i pordzewiałe kobitki, aby jakoś wytłumaczyć brak pamięci do odległych dat urodzenia.
Gdyby miał ocenić, na ile lat wyglądała siedząca obok niego dziewczyna, powiedziałby, chociaż zasugerował inaczej, że jest starsza niż piętnaście lat. Chociaż łagodne rysy twarzy w połączeniu z rudymi włosami nadawały jej wyglądu bardziej Pipi Pończoszanki niż dorosłej kobiety, mogła być nawet w wieku zbliżonym do Claude’a. Ale przecież w dzisiejszych czasach nawet czterdziestolatka może wyglądać dwadzieścia lat młodziej, jeśli tylko trochę naciągnie sobie twarz. Ale nie, ta dziewczyna bynajmniej nie wyglądała jak naciągnięta czterdziestka, tutaj mężczyzna nie miał żadnych wątpliwości.
- Nie mów, że wujek Claude będzie musiał nauczyć cię życia... - dodał po chwili, upijając łyk herbaty, by stłumić rozbawienie. Miał tylko dwadzieścia jeden lat; tak naprawdę wiedział niewiele więcej niż ona. Nie zmienia to jednak faktu, że lubił się przechwalać. Nawet znikome życiowe doświadczenia była w stanie przedstawić w taki sposób, jakby mówił o nich dwustuletni dziad.
- O ile mi wiadomo, nastolatki w twoim wieku bombardowane są ze wszystkich stron informacjami na temat całego zła tego świata. Wiesz, gwałty, wykorzystania na tle fizycznym, psychicznym - zaczął wyliczać na palcach - materialnym i seksualnym. Ciąża w wieku jedenastu lat, dragi, trawka, chlańsko, dwuminutowe dupczenie się w krzakach, molestowanie, pedofilia. I coś dla ciebie, czyli zdrady. - Spojrzał na dziewczynę z ukosa. - Zdrady są złe, wiesz?
Damon podniósł łeb. Wyglądało to tak, jakby odniósł wrażenie, że pytanie skierowane jest do niego, ale tak naprawdę w końcu zorientował się, że nikt już przy nim nie stoi. Posłał leniwe, przelotne spojrzenie Claude’owi i to zapoczątkowało serię głośnych uderzeń o podłogę. Pies machał ogonem jak księżniczka na paradzie, ale nim zdążył wstać i podbiec do swojego ulubionego sprzedawcy, został spiorunowany spojrzeniem i, stwarzając pozory dobrego wychowania, pozostał na swoim miejscu. Kiedy w końcu uświadomił sobie, że nie jest w centrum uwagi, położył pysk na łapach i znowu zamknął oczy. Widać jednak było, że nasłuchuje.
- A tak już na serio... - Chrząknął. - Co zamierzasz zrobić ze swoją obsesją na punkcie Ona?
[E, e, tak to nie działa! Ja wymyślam, Ty zaczynasz, Ty wymyślasz, ja zaczynam. :D:D]
[Na to wygląda xD. Ale spokojnie, dasz sobie radę z tym wątkiem.]
Simon
[Długości moich komentarzy zawsze się wahają od kilkunastu do kilkudziesięciu zdań, więc jest mi to naprawdę obojętne. Byleby więcej niż trzy zdania. Jak będzie pięć to już będę happy ;>]
Simon
- Oczywiście, kilkakrotnie - powiedział poważnym tonem i odstawił herbatę na jedną z wyższych półek komody, która stała tak blisko, że gdyby trochę się przekręcił, mógłby spokojnie oprzeć się o jej drzwiczki plecami. Takie ustawienie mebli nie miało najmniejszego sensu. Tak samo jak wszystko pozostałe w Trzecim Oku. Księgach i Ziołach.
Tak, jak przypuszczał - dziewczyna była niewiele od niego młodsza. Prawdę mówiąc, ilekolwiek nie miałaby lat, tak samo mało by go to obchodziło. Piętnaście, dwadzieścia, czterdzieści czy sześćdziesiąt - z każdym potrafił się zarówno dogadać, jak i pożreć. Najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że na początku szło z górki, a potem zaczynały się schody. Maksymalnie rozwiązywał mu się język, a wtedy do akcji włączało się jego wielkie ego. Tak. Bleblał o sobie cały czas i chciał, aby inni też o nim mówili. Na szczęście, będąc sprzedawcą w tak dziwnym sklepie, ciężko było nie być na językach przynajmniej okolicznych mieszkańców.
- Mogę? - zapytał niespodziewanie, wyciągając z kieszeni spodni paczkę papierosów. Jak można się było domyślić, odpalił jednego, nie zaczekawszy na pozwolenie. Wsadził fajkę do ust. - Jeżeli chcesz porady, w jaki sposób zgwałcić niewinną dziewiętnastolatkę na w magazynie przypadkowego sklepu, to zapraszam do mnie - zakpił, unosząc brwi jakby chciał powiedzieć: ty tak serio?.
Damon podniósł się z podłogi i podszedł do kobiety. Wielkim łbem uderzył w jej wyciągniętą dłoń, radośnie merdając przy tym ogonem.
- A więc zakochasz się - mruknął. - Zakochasz się, ale w kim? W kolejnym żonatym i znowu wskoczysz mu do łóżka? - Wsunął papierosa między wargi, a potem energicznie puknął ją pięścią w ramię. Był to lekki, można wręcz powiedzieć, że delikatny, ale mimo wszystko dość zaskakujący cios.
- Uwierz, kwiatuszku – powiedział, unosząc brwi – prędzej napiszę autobiografię, niż spiszę twoje żałosne dzieje. No. Chyba, że się we mnie zakochasz – wtedy będziesz częścią mojej historii. Kusząca propozycja? – Wzruszył ramionami, po czym sam sobie odpowiedział: - Nie sądzę. Lepiej się we mnie nie zakochuj. Musiałabyś wówczas stanąć na końcu długiej kolejki osób, które mnie kochają i czekać na swoją kolej. Bo wiesz, ja wbrew pozorom mam dla każdego czas... – Spojrzał na dziewczynę uważnie, z powagą wymalowaną na niezdrowo bladej twarzy, a potem uśmiechnął się szeroko i znowu wsadził do ust fajkę. Och, na żarty mu się wzięło. Jego powodzenie u kobiet było niczym w porównaniu do ilości fanek chociażby takiego Axela Fredricha, jego sąsiada, który miał furę, komórę i bicepsy, których nie można było objąć dwoma rękoma.
A wracając do monologu Claude’a – gdyby Damon umiał mówić, z pewnością by krzyczał. Dla wszystkich masz czas? A gdzie moja otłuszczona kiełbasa? Gdzie tuzin pudlic z krótkimi, zakręconymi ogonkami? No gdzie?! Taki z ciebie przyjaciel, że lasce obiecujesz uwagę, a moje potrzeby ignorujesz? No super. I tak, powinieneś już dawno dostarczyć mi jakichś pudlic. Może i jestem psem, ale też potrzebuję normalnej rozrywki! Latanie za piłką już dawno mi się znudziło...” Na szczęście wilczarz, nawet jeżeli rozumiał słowa swojego pana, nie był w stanie na nie odpowiedzieć. Dlatego właśnie spał w najlepsze, ukołysany dotykiem gościa.
- Jak ty w ogóle masz na imię? – zapytał Traiylor, gasząc papierosa w kubku niedopitej herbaty. Jego spojrzenie przeniosło się z filiżanki na kobietę, kiedy tylko zostawił peta w środku.
Tak, w tej chwili nie było nic bardziej wkurzającego i dobijającego, jak zadawane pytanie przez nieznajomych, całkiem obcych i obojętnych ludzi. Czy ona wygląda na ludzika ze stoiskiem informacyjnym, nad którym góruje szyld "spytaj mnie, a niebo ci otworzę"?! No chyba jednak nie. Ale co to przeszkadza przechodniom? Najlepiej nie zwracać na nic uwagi, tylko się wtrącać... Właśnie tak!
Początkowo zacisnęła opuszki palców na czole. Potem, całkiem powoli, uniosła swój przetrącony wzrok (o ile taki istnieje) na dziewczynę, mierząc ją od góry, do dołu. Westchnęła bezgłośnie, przymykając na moment powieki.
Spokojnie, Angie, spokojnie... Nie jedz pani.
Westchnęła, z całej siły hamując napływającą do ust wściekłość, wyprostowała się nieco i rozsiadła się wygodnie na ławce.
- Czy mam co? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, próbując nie zabić wzrokiem dziewczyny. Chyba jeszcze źrenice panny Evans nie wypuszczały laserów przecinających ciała jej ofiar wpół. Niee... Aż taka zła przecież nie była... Chyba.
Zorientowała się, że jednak mogła nieco przestraszyć nieznajomą. Chrząknęła więc, zrobiła usta w dzióbek, potem spróbowała się uśmiechnąć. Niezbyt jej to wyszło, ale już przynajmniej nie przerażała.
- O co chodzi? - spytała spokojniej, mając nadzieję, że stojąca naprzeciw niej dziewoja nie ucieknie z krzykiem.
Kto znał się lepiej na uroczych uśmiechach niż Claude? Wskażcie chociażby jedną osobę, która tak bardzo potrafiła zachwycać się kobietami jak siedzący na kanapie w Trzecim Oku. Księgach i Ziołach Traiylor. Być może na świecie znalazłby się jeszcze większy wielbiciel płci pięknej od niego, ale w tej dzielnicy Claude z pewnością był największym - potraktujmy to dość przedmiotowo - koneserem. Teraz, kiedy wpatrywał się w Julię, która uśmiechała się do niego pogodnie, uświadomił sobie, że za to właśnie lubi świat - za takie dziewczyny. Ponieważ sam uwielbiał się głośno śmiać, ironizować i żartować, bo uważał, że zwraca to na niego uwagę otoczenia, towarzystwo wesołych osób sprawiało mu wielką przyjemność.
- Cholernie długa - odpowiedział, unosząc brodę z miną pod tytułem "i co ty na to, królewno?". - Nie wiem, czy się doczekasz... - dodał po chwili, pochylając się nieznacznie i opierając dłońmi o brzeg kanapy. Spojrzał na towarzyszkę i mrugnął demonstracyjnie, otwierając przy tym usta. Miał minę jak bohater udający dyskrecję w jednej z tych amerykańskich komedii.
[ brzmi to wielce spoko. Więc, ten. Powinnam zacząć, prawda? ]
Granie na ulicy uważał przez pewien czas za rzecz uwłaczającą. To jak żebranie, tylko z dodatkiem muzyki. Ludzie i tak cię ignorują. Ewentualnie mruczą coś o rzępoleniu, znalezieniu porządnej roboty i tamowaniu ruchu na chodniku. To nie jest miłe. Nikt cię nie docenia i z całego dnia stania jak idiota i grania ma się jakieś śmieszne pieniądze. Dlatego też Savva postanowił sobie, że ulicznym grajkiem nie będzie.
Bo granie przy dworcu to zupełnie inna sprawa jest. Zupełnie. Tutaj istnieją większe szanse, że służby porządkowe cię zgarną za nielegalne muzykowanie. Czy coś. W każdym razie, jest inaczej. Ciekawiej.
Przynajmniej tak sobie wmawiał. Bo jak nagle człowiek traci wsparcie rodziny, to trzeba sobie radzić wszelkimi sposobami.
Stał więc pod, jak dla niego, koszmarną bryłą dworca i brzdąkał. Klasykę, bo ludzie to lubią. Wszystko, co pamiętał jeszcze ze szkoły muzycznej; co jakiś czas wspomagał się wyciągniętym z torby zapisem nutowym.
I właśnie teraz hulający po Amsterdamie wiatr postanowił te właśnie kartki porwać.
Savva
Prześlij komentarz