LISTA POSTÓW

niedziela, 19 maja 2013

all you need is love

Jenny Murphy
a właściwie Jennifer Oceana Murphy
urodzona 29 września 1991 roku w Londynie
studentka fotografii, w Amsterdamie od roku

Jest trzecim z piątki dzieci pediatry i nauczycielki biologii. Dzieciństwo spędziła latając za dwójką starszych braci, którzy to zaszczepili w niej miłość do sportów. Po pewnym czasie uprawiania wszystkiego, co tylko się da, odrzuciła wszelkie gry zespołowe, skupiając się na gimnastyce artystycznej. Mała i drobna, co z czasem niewiele się zmieniało, robiła ze swoim ciałem rzeczy, o których zwykłym śmiertelnikom nawet się nie śniło. Przyszły pierwsze wygrane, pochwały, nadzieje. Jenny do niczego się tak nie przykładała, jak do treningów. Niestety, los chciał inaczej i w wieku czternastu lat uległa poważnemu wypadkowi. Jechała samochodem z najstarszym bratem, kiedy ktoś w nich uderzył. Bratu nic się nie stało, ale Jenny, z powodu urazu kręgosłupa, wiele miesięcy spędziła przykuta do łóżka i tylko dzięki intensywnej rehabilitacji i niesamowitej motywacji, może w ogóle chodzić. O gimnastyce mogła jednak zapomnieć. Oczywiście, że była to dla niej ogromna tragedia, ale trudno jest spotkać kogoś z takimi pokładami optymizmu, jakie ma Jenny. Jeszcze zanim wróciła do szkoły, skupiła się na nauce, dzięki czemu nie musiała powtarzać klasy. Przez całą szkołę średnią była jedną z najlepszych uczennic, angażując się w wiele zajęć dodatkowych, kółek zainteresowań, by tylko znaleźć coś, czym mogłaby zastąpić gimnastykę. I znalazła. W ostatniej klasie trafiła na kółko fotograficzne i od razu wiedziała, że to jest to. Zawsze lubiła robić zdjęcia, ale nie sądziła, że zajmie się tym na poważnie. A jednak. Teraz ze swoim aparatem jest nierozłączna. Fotografuje wszystko, lubując się w najzwyklejszych chwilach życia codziennego. Nawet zwykłe śniadanie potrafi przedstawić jako coś, czego nikt nie chciałby ominąć.
To osoba niewątpliwie pozytywna, zarażająca dobrym humorem, która we wszystkim, także w ludziach, stara się dostrzegać tylko pozytywne strony. Wciąż się uśmiecha, nigdy nie odmawia pomocy, naiwnie wierzy w ludzkie dobro i bezinteresowność. Mało asertywna, odmawia tylko wtedy, kiedy wie, że nie ma innego wyjścia, co czyni z niej idealny obiekt dla manipulantów i osób, wykorzystujących innych. Sama Jenny zdaje się nie widzieć nic złego w tym, że niektórzy najzwyczajniej w świecie się nią wyręczają. Wręcz czuje satysfakcję z faktu, że pomaga innym. Bardzo wrażliwa, zwraca uwagę na rzeczy, których inni nie zauważają. Wszystko chciałaby uwiecznić. Nie potrafi przejść obojętnie obok ludzkiej krzywdy. Szybko się uczy, lubi się uczyć, jest ciekawa świata, niczym dziecko i prawdopodobnie nigdy się to nie zmieni. Wszystko ją dziwi i zachwyca, nawet, a może szczególnie, niewielkie rzeczy. Jest skłonna do płaczu, co stara się ukrywać, szybko się wzrusza. Bardzo łatwo jest ją skrzywdzić, wszystko bierze do siebie, nawet bezpodstawną krytykę i obelgi. O nikim złego słowa nie powie, wszystkich zawsze tłumaczy i usprawiedliwia. Kiedy puszczają jej nerwy, ma zły humor, albo ktoś sprawi jej przykrość zamyka się w pokoju i płacze. Z nikim o tym nie rozmawia, jest bardzo skryta. Nie potrafi mówić o uczuciach. Dużo lepiej wychodzi jej pisanie o tym, rysowanie lub robienie zdjęć. Poprzez to, co tworzy można poznać prawdziwą Jenny. Dużo czasu mija, nim się naprawdę otworzy. Jest bardzo nieśmiała, szczególnie jeśli chodzi o kontakty z płcią przeciwną. Wciąż się rumieni, jaką, dłonie jej drżą i nie może wydusić słowa. Zawsze ma wrażenie, że wszystkim się narzuca. Bywają dni, kiedy tryska humorem i entuzjazmem, wtedy nie ma oporów przed zaczepieniem nieznajomych na ulicy w celu zrobienia im zdjęcia, ale to tylko w tak zwanym szale twórczym. Chodzi z głową w chmurach, marzy o wielkiej miłości, księciu na białym koniu i widzi wszystko w lepszym świetle.
Dużo czyta. Interesuje się historią, uwielbia literaturę wojenną i wszelkie mitologie, kocha fantastykę, kryminały i stare romanse. Uwielbia nowe miejsca, w przyszłości zdecydowanie chciałaby więcej podróżować. Kocha zwierzęta, hoduje roślinki, którym nadaje imiona. Dużo śpiewa i tańczy, ale tylko kiedy nikt nie widzi. Zakochana w klasyce rocka, kocha Beatlesów, Doorsów i Boba Dylana. Jest zadbana, uwielbia kolorowe ubrania, które idealnie odzwierciedlają jej pogodne usposobienie. Dużo spaceruje, jeździ rowerem i nie ma prawa jazdy. Dużo się boi, dlatego raczej horrorów nie ogląda. Jest przesądna i strachliwa. Uwielbia stare filmy, a ścieżkę klasyki musicalowej zna na pamięć. 
Do przytulenia.

Buźka znaleziona na weheartit. Jesteśmy z Jenny chętne na wszelkie wątki i powiązania, naprawdę, wszystkie propozycje nas interesują. Jenny oddaję w wasze łapki i róbta, co chceta.
W tytule Beatlesi, jak pewnie wszyscy wiedzą.

21 komentarzy:

red shoes pisze...

{Ładnie się przywitam, chociaż na razie pomysłów na wątek żadnych nie mam :)}

Angel Evans pisze...

[ No to witamy i życzymy miłej zabawy z nami! :D A ja powiem od siebie, że tak cudownie tą postać rozbudowałaś, że od razu przypomniała mi się moja poprzednia i teraz na twoją kartę spoglądam z uwielbieniem! No zakochałam się, po prostu. Tak więc wątku ci nie odpuszczę, choćby nie wiem co :D Nawet mam pomysł i to chyba nie taki głupi :) Ale wszystko po 23 maja :D ]

red shoes pisze...

{Serio jest fajna? ;) Dziękuję, naprawdę. Możemy zatem je jakoś powiązać? Przecież są w podobnym wieku...}

red shoes pisze...

{To może na jakiś kurs fotografii radzę chodzą? Taki już dla zaawansowanych i Julka fotografuje raczej dla pasji i w niektórych kwestiach musi się radzić bardziej obeznanej Jenny?}

red shoes pisze...

{Jak najbardziej za :) Chcesz zacząć?}

Noah Zamoysky pisze...

[Jakby to powiedział Claude, przeklęty Damon, który ma więcej uroku osobistego niż ja!. Witam, witam. Jeśli chodzi o wątek, mamże ja pomysł. Jenny lubi zwierzęta, lubi spacery, więc to połączmy. Traiylor wybierze się z Damonem na spacer. Damon - jak na wilczarza irlandzkiego przystało - jest wielki i dość przerażający, a mimo to cholerny z niego pieszczoch. Mógłby więc zaatakować Jen swoją miłością... miłością ze wzajemnością, rzecz jasna.]

Unknown pisze...

[Dziękuję i przyznam, że ilekroć widzę uroczą panią na zdjęciu w karcie na jakimkolwiek grupowcu, myślę "o, białogłowa". Zawsze musisz dowalić taką piękność?
Jestem chętna na wątek, ale nie wiem na jakiej podstawie go przeprowadzić. Może Jennifer widząc Jeffa zechce mu oddać swoją kanapkę, albo coś. Zdaję sobie sprawę, że Jeff może odrzucać, ale tym bardziej przez to jest ciekawszy, mam nadzieję, że wątek z nim również :D]

Noah Zamoysky pisze...

Damon nie był psem Claude’a tylko teoretycznie, praktycznie zaś przebywał z nim właściwie cały czas i bywało tak, że spał u niego w domu, bo mężczyźnie szkoda było zostawiać go w sklepie. Wilczarz miał za zadanie pilnować Trzeciego Oka. Ksiąg i Zaklęć., ale prawda była taka, że nawet będąc w księgarni przez całą noc, nie obroniłby tego sklepu lepiej niż ten gdyby sklep miał obronić się sam. Taka była prawda - Damon był wielkim, strasznym psiskiem, ale jak to w bajkach bywa - wnętrze miał wyjątkowo dobre i przyjazne. Gdyby złodziej wiedział, że słabością tej bestii jest kiełbasa, mógłby wynieść absolutnie wszystko łącznie ze ścianami, podłogą i sufitem, a sam zainteresowany kompletnie nie zwróciłby na to uwagi. Więc dlaczego miał siedzieć w Trzecim Oku. Księgach i Zaklęciach., skoro mógł spędzać czas ze swoim ulubionym Claude’em?
Tego dnia, tego pięknego dnia Traiylor zamknął sklep śmierdzący kadzidłami i zabrał swojego czworonożnego przyjaciela na spacer po parku. Gdyby tak na nich spojrzeć, kiedy szli parkowymi alejkami, można by stwierdzić, że to prędzej Damon wyprowadzał Claude’a na spacer, a nie na odwrót. Nie to, żeby mężczyzna był jakiś niski i wątły, nie - był średniego wzrostu i całkiem dobrze zbudowany. Ale nawet „średniego wzrostu i całkiem dobrze zbudowany” facet nie był w stanie utrzymać takiego bydlaka na smyczy, kiedy ten chciał się za wszelką cenę z niej uwolnić.
Tak było za każdym razem i tak było i tym razem. Damon dostrzegł potencjalną ofiarę, szczeknął i rzucił się do przodu, sprawiając, że Claude o mały włos nie rypnął twarzą w podłoże.
- Ty cholero! - krzyknął za nim Traiylor, nie zdając sobie sprawy z tego, że nie były to najlepsze słowa; dziewczyna, do której podbiegł pies, a tuż za nim oczywiście Claude, mogła pomyśleć, że skierowane były do niej. - To znaczy... Ty cholerny psie... ty... cholero... do psa, w sensie... – jęknął, a potem spojrzał kątem oka na Damona, którego wzrok wręcz krzyczał ale dobra kiełbasa, ta pani to kiełbasa, Claude widzisz? Kiełbasa! Mam kiełbasę!.

Owca. pisze...

[ Są dwie odpowiedzi.
Bo tak.
I - ponieważ wzoruję się na moich chorych znajomych. ]

Savva

Noah Zamoysky pisze...

[Dopiero teraz widzę, ile błędów i literówek jest w poprzednim komentarzu. Wybacz, pisałem na szybko. Mam nadzieję, że to poniższe będzie lepsze.]

Pytanie brzmi, czy Claude faktycznie był zakłopotany, czy tylko udawał. Większość, w tym również ja, stawiałaby z pewnością na to drugie. Widząc po reakcji dziewczyny, mężczyzna w każdym razie chyba trafił w jej gust, jeśli chodzi o zwierzaka i jeśli chodzi o udawania (lub nieudawanie) zawstydzonego postępowaniem tego niedobrego, ale w gruncie rzeczy kochanego psa właściciela.
Nieznajoma. Nieznajoma sprawiała wrażenie osoby ciepłej i miłej, a mimo to jej uroczy uśmiech, choć całkiem przewidywalny, zrobił na Traiylorze niezłe wrażenie. Zachwycił go do tego stopnia, że mężczyzna zapisał sobie w pamięci, aby kiedyś - jeśli będzie miał okazję, bo nie było powiedziane, że rozmowa pójdzie dalej, a znajomość się rozwinie - napomknie o tym fakcie „dość nieśmiało” i zaplusuje sobie u dziewczyny.
Ale jako że Claude nie lubił zbytnio wybiegać w przyszłość, bo był zdania, że za chwilę jego dość ciekawy, aczkolwiek marny żywot może dobiec końca, za pierwszy cel postawił sobie sprawienie, by uwaga dziewczyna skupiła się na nim, a nie na psie. Usiadł więc na trawie obok niej z uśmiechem, który nie był ani ładny, ani brzydki, tylko raczej dość specyficzny jak na ludzkie uśmiechy, a potem pogłaskał wilczarza, który pod jego dotykiem lekko odsunął się od dziewczyny, a potem ułożył obok niej. Blisko niej. Bardzo blisko niej. Pyskiem niemal spychał ją z miejsca, które sobie wybrała, a jego mina, jeśli psy mogą je robić, zdawała się błagać o pieszczoty, jeszcze więcej pieszczot. I po brzuszku, i po brzuszku...
- Damon - odpowiedział Claude po krótkiej chwili milczenia. - I zdrajca - dodał po chwili, ale na tyle cicho, by usłyszał to tylko on i pies, co oczywiście nie mogło mu się udać i się nie udało. Skwitował jednak tę próbę całkiem niewinnym uśmiechem, który zdawał się mówić: sprawa zamknięta, nic nikt nie słyszał, a potem wlepił wzrok w nieznajomą.
- To co? Lubisz psy? - zagadnął zaraz, kiedy uświadomił sobie, że nie tak łatwo będzie odciągnąć uwagę dziewczyny od zwierzaka i zwrócić ją na swoją osobę.

red shoes pisze...

{Mam zacząć od zajęć czy raczej przypadkowego spotkania? :) Postaram się coś sklecić, ale pewnie za fajne to nie będzie}

zgniły anioł pisze...

[Miałam go w prezentacji, i i tak zostałam zrównana z ziemią. Pewnie dlatego, że akurat o niego nikt mnie nie pytał.
Mam wrażenie, że w karcie chwilami pomieszały Ci się trochę czasy, niemniej Jenny jest na tyle ujmująca, że tak czy inaczej zasugeruję wątek.
Mają trochę wspólnego z Adasiem: on też nie wierzy w siebie i nadaje imiona roślinkom (Harry Potter to kaktus - wszystkie inne mu zwiędły). Są jeszcze książki. Może więc zainicjujemy wątek w bibliotece/księgarni albo w sklepie ogrodniczym?]/Lester

Anonimowy pisze...

[Brandi ją pokocha, bo Brandi kocha się w delikatnych dziewczynach. Brandi ją strasznie mocno pokocha, bo ona przypomina jej Milę. O.o
Trzeba byłoby zacząć. Naprawdę. Może niech się poznają na czymś, co jest.. sportowe? Brandi uwielbia sport, głównie deskę, ale... no. :D Przez wspólnego znajomego, znajomą, cokolwiek?]/Brandi

Anonimowy pisze...

[Tak! Znajomy o imieniu Tom, powiedzmy. Ty czy ja? (:]

Noah Zamoysky pisze...

Claude dostrzegł na twarzy dziewczyny jakąś taką niepewność i zażenowanie, których z początku nie ukrywała, a które potem skryła pod nieśmiałym, nadal wzbudzającym w mężczyźnie dziwne odczucia uśmiechem. Nie zauważył jednak jej zarumienionych policzków. Nie przyglądał się jej jakoś dokładnie, a raczej posyłał przelotne spojrzenia, by jakoś specjalnie jej nie stresować. Zdążył już bowiem zauważyć, że ma do czynienia z osobą nieśmiałą. A że priorytetem tej rozmowy było zaskarbienie sobie sympatii nieznajomej, musiał mieć to na względzie i nie wychylać się bez potrzeby. Tak. Znał się na ludziach. I doskonale potrafił dopasować się do sytuacji. Wiedział, w jaki sposób zaskarbić sobie zaufanie innych. A im więcej ludzi dookoła niego, tym większa szansa na to, że ktoś wyniesie go na piedestał... Tak?
- Nie - odpowiedział krótko, spoglądając kątem oka na Damona. - Mojego szefa. Ale ja muszę się nim zajmować, bo on nie ma czasu. Wiesz, to zapracowany człowiek. A że ja akurat uwielbiam zwierzęta - Serio, Claude? - to z przyjemnością objąłem stanowisko jego pana. Jestem naprawdę dobrym panem. Gdyby Damon mógł krzyczeć, wiedziałby o tym cały Amsterdam. A może cała Holandia. Tak, z pewnością cała Holandia... Jestem geniuszem opiekowania się psami. Mów mi Pan Geniusz Opiekun Psów. - Traiylor tak się wczuł w wychwalanie samego siebie, że o mało co nie stracił głowy. Na szczęście w porę się ocknął i szczerze mówiąc, wypadło to wszystko całkiem naturalnie. Szczególnie, gdy skwitował to cichym, dość nieprzyjemnie brzmiącym, ale jednak śmiechem. - Co nie, piesku? - dodał zaraz i pogłaskał kudłatą bestię.
- A ty masz jakieś zwierzę? - padło z jego ust po krótkiej chwili wyrywania trawy pomiędzy jednym kolanem a drugim.

Savva pisze...

[ Fajni są, ale z bezpiecznej odległości C:

Pomysł, powiadasz... Cóż, oryginalne toto nie będzie, no ale - można by założyć, że Savva sobie z jakiejś próby wraca czy innego jam session, a Jenny się do niego przyczepia, bo cośtam. Bo się zgubiła, bo zdjęcia, bo deszcz, a on ma parasol. Cokolwiek.
Problemy z myśleniem to ostatnio taki mój permanentny stan :< ]

Bran pisze...

Brandi nie wyobrażała sobie życia bez deski. Co prawda stała się w ciągu ostatniego roku bardziej kobieca, zaczęła nosić sukienki i przestała pić alkohol hektolitrami, nie zmieniła się jej jednak miłość do sportu. Ona kochała, gdy mogła coś zrobić, poćwiczyć, potem patrzeć na rezultaty. I chociaż jej zainteresowanie różnymi dyscyplinami się zmieniało, jedno pozostało - deska.
Ileż razy można było ją zobaczyć w sukience i na desce! Ileż razy ciągnął ją pies! Zdarzało się jej na uczelnię dojeżdżać na desce, po szpitalu jeździć, na praktykach... Ale, oczywiście, istniała też inna ważna rzecz. Bran uwielbiała jeździć wyczynowo. Ile razy ona brała udział w konkursach! Ileż razy wracała poobijana z nich, ale szczęśliwa, bo z medalem w ręku! Jej pasja, miłość, uwielbienie były odwzajemnione, można rzec.
Tego dnia znajdowała się na otwartym skateparku. Wiedziała, że ma silną konkurencję, ale wydawało się jej, że nie będzie tak źle; najwyżej nie będzie w pierwszej piątce. Na trzydzieści osób to nie był tak zły wynik, prawda? Obserwowała każdą osobę, w myślach zmieniała swój układ, mając nadzieję, że nic nie spieprzy. A potem ruszyła i znowu była w swoim żywiole. Jaklo jedyna dziewczyna w spódnicy.
Już po konkursie, trzymając w ręku mały medal z wielką szóstką, ruszyła w stron trybun. Zauważyła tam Toma, starego wyjadacza deskowego, który jakiś czas temu skręcił kostkę i chwilowo odpoczywał od deski. Brandi rozpędziła się i, rzucając deskę, rzuciła mu się w ramiona.
- Widziałeś? Byłam lepsza niż Ty! - zawołała ze śmiechem.

Angel Evans pisze...

[ No to witam ponownie :D A więc, przechodząc od razu do rzeczy, mój pomysł jest taki: Jenny jest dość podobna do Mii - siostry Angel. Dziewczyny mogłyby się spotkać gdzieś przypadkowo, Murphy nie wzbudzałaby jakoś szczególnie zainteresowania u Angel, ale wtedy by się stało coś (tu można by dokładniej wymyślić, co), dzięki czemu blondynka zauważyłaby jakieś podobieństwo między swoją siostrą, za którą tęskni, a Jenny. Wtedy byłaby dla niej miła i sympatyczna, a wątek już jakoś by poleciał :D Co sądzisz? :) ]

red shoes pisze...

{Jestem na siebie zła! Cały dzień się nudziłam i nie zaczęłam, bo mi z głowy wyleciało! Dobra, do godziny postaram się coś sklecić, no. Tak tylko mówię, żeby nie było, że zapomniałam :)}

Noah Zamoysky pisze...

- A to zła właścicielka... - powiedział tylko i pokręcił głową z politowaniem. Tak naprawdę mało go obchodziła sytuacja siedzącej obok dziewczyny. Była przypadkową osobą, którą spotkał w parku, równie dobrze mogli się nigdy więcej nie zobaczyć. Tak. Niewykluczone, że owa rozmowa była ich pierwszą i ostatnią.
Claude był zapatrzonym w siebie, narcystycznym gnojkiem. Możliwe również, że był egoistą, ale tutaj można się sprzeczać, bowiem bardzo często pomagał ludziom w rozwiązywaniu ich życiowych problemów. Szkopuł jednak w tym, że dla niego to wszystko nigdy nie miało większego znaczenia, niczego nie robił ze względu na dobro innych. On za każdym razem liczył na, iż po wykonaniu takiej usługi usłyszy, że jest ucieleśnieniem dobra, boskim owocem i wiele innych epitetów pod swoim adresem, które w najgorszym wypadku miło połechtają jego ego, a w najlepszym maksymalnie go dowartościują, wręcz wyniosą na piedestał. Mimo wszystko, tak dla obrony jego osoby, najważniejszy był fakt, że pomagał, a nie z jakiego powodu. Bądź co bądź każda ofiara jego manipulacji czerpała korzyści z bycia manipulowaną. Claude zazwyczaj tego nie dostrzegał. Także w tym momencie jakoś niespecjalnie zdawał sobie z tego sprawę. Przecież dla niego liczył się tylko on sam...
- Nie ma cię w domu... Czyli jesteś bardzo zajęta? - zapytał, a chytry, palący pomysł czaił mu się tuż pod czaszką.

red shoes pisze...

Dla niektórych fotografia ograniczała się do aparatu, do naciśnięcia odpowiedniego guziczka i zrobienia w miarę ostrego zdjęcia. Byli też ludzi, którzy spoglądali na zdjęcia przez pryzmat pamiątek rodzinnych. Ale byli tez tacy, dla których robienie zdjęć było sztuką, wyzwaniem i czymś, co czasami wymagało poświęceń, pomysłów, które nie pojawiały się znikąd. Do tego typu ludzi należała Julia Meijer, która może nie studiowała fotografii, a ograniczyła się do historii sztuki, ale nie rozstawała się praktycznie z lustrzanką bądź szkicownikiem, za hobby obierając sobie utrwalanie momentów z życia codziennego w formie cyfrowej lub ołówkowej.
Dlatego pojawiła się na kursie, na kursie, na którym nie była najlepsza, a jej prace były zwyczajnie przeciętne. Dlatego też cieszyła się, że było wolne miejsce obok Jenny.
Dzisiaj miała zamiar spotkać się z dziewczyną, zwykle służącą jej radą, aby pokazać najnowsze zdjęcia, które nieco różniły się od zwyczajnych prac Julii. Siedziała w kawiarence, przeglądając wywołane kadry i popijała z wysokiej szklanki mrożoną herbatę, aby nieco ochłodzić się w ciepły, majowy dzień.
Chyba była cierpliwa na tyle, aby nie przejmować się spóźnieniami innych ludzi.