the primadonna life
the raise and fall
Panie i Panowie, Panowie zwłaszcza - tęskniliście? Ja wiem, że tęskniliście, niby Amsterdam takie otwarte miasto, ale żeby była ładna, mądra i dobrze się ruchała, to nie ma takiej. Ale wróciłam. Po roku stażu w Stanach, jestem tutaj, wesoła i piękna, jak zwyy..ekkhem.
Dla tych co mnie nie znają, jestem blond mopem na szczudłach (tak mówią), który pije po polsku, klnie po polsku i bawi się po polsku, ruchając przy tym co popadnie (tak też mówią, ale wbrew pozorom to ciężko mnie zadowolić). Jestem młoda, pełna energii i zaangażowania, och jakie świetne leki przepisują w tych Stanach i jakich świetnych mają tam terapeutów! Poza tym jestem po poronieniu, rozwodzie, dwóch próbach samobójczych i krótkim pobycie w psychiatryku, ale to już nie ważne, mamy lato, słońce ćwierka a ptaszki świecą, everything's fine. Mam nowe mieszkanie, duże, nowoczesne i z windą, bez morderców (ani byłych zapaśników) za ścianą, mam swój stary amsterdamski rower i nową pracę, a za ścianą pracuje mój były mąż, a ja lubię patrzeć jak patrzy na mnie tak, jakbym mu zabrała
Kamila Drozd-Vankleef.
Urodzona 06/03/1988, Kraków, Polska
Studia licencjackie, filologia angielska - Uniwersytet Jagielloński (Kraków) - 2006-2009
Studia magisterskie, filologia angielska - Uniwersytet Amsterdamski (Amsterdam) - 2010-2012
Florystka, kwiaciarnia Lotte Dalgaard (Amsterdam) - 2011-2012
Staż jako nauczycielka angielskiego, Montessori Lyceum Amsterdam (Amsterdam) - 2012
Staż jako tłumacz (j. polski/angielski) w stacji CNN (Nowy York) - 2012-2013
Kurs języka niderlandzkiego - poziom zaawansowany. - 2013
Tłumacz (j.polski/angielski/niderlandzki) - Lars Kraft Vertaalbureau - 2013
i get what i want 'cause i ask for it
not because i'm really deservig all of this
Oto mop na długich szczudłach
O pięknych złotawych kudłach
Który rucha co popadnie
a gdy dnia którego wpadnie
będzie problem niemożliwy
i w dodatku niejebliwy
(cokolwiek to słowo znaczy;
ma poezja je wypaczy)
lecz Miluchna, dusza wolna
i pipka jej zbyt frywolna
wezmą wszystko co powinny
znajdą tego, co współwinny
i przekażą jemu dziecko
uśmiechnąwszy się zdradziecko
znajdą sposób żeby ciążę
nosił w brzuchu młody ksiażę
Mila zna prawdę wszeteczną
by być dziwką długowieczną
trzeba figurę zatrzymać
no a wtedy - wszystko dymać!
O pięknych złotawych kudłach
Który rucha co popadnie
a gdy dnia którego wpadnie
będzie problem niemożliwy
i w dodatku niejebliwy
(cokolwiek to słowo znaczy;
ma poezja je wypaczy)
lecz Miluchna, dusza wolna
i pipka jej zbyt frywolna
wezmą wszystko co powinny
znajdą tego, co współwinny
i przekażą jemu dziecko
uśmiechnąwszy się zdradziecko
znajdą sposób żeby ciążę
nosił w brzuchu młody ksiażę
Mila zna prawdę wszeteczną
by być dziwką długowieczną
trzeba figurę zatrzymać
no a wtedy - wszystko dymać!
i know that i've got a big ego
i really don't know why it's such a big deal though
__________________________________
inspirujący wiersz autorstwa Brandziowego, a jakże, cytaty to "primadonna" Mariny Diamandis. może tego po karcie nie widać, ale przysięgam, mila nie pije aż tyle już i nie ćpa niczego (co jest nielegalne). na zdjęciach Dree Hemigway w Starlet (gra tam aktorkę porno, polecam :D)
35 komentarzy:
[ "Dla tych co mnie nie znają, jestem blond mopem na szczudłach (tak mówią)".... nawet wiem kto! <3 xD ]
[Jasper/Bobby]
[Witam! :D Nie wierzę, że znowu jesteśmy wszyscy na AC xD xD Najwyraźniej niektórych 'nawyków' naprawdę ciężko się pozbyć ^^
Szczerze mówiąc planowałam zacząć Bobbym wszystko od początku, wliczając w to wszystkie znajomości z dawnych odsłon AC ;) Ale za ich przyjaźnią jestem jak najbardziej na "tak" :D :D Swoją drogą, pamiętasz ten artykuł ze wzmianką o...przygodach...naszej dwójki? Do dziś mnie to bawi xD xD]
[Mogą się przyjaźnić, mogą. To zdjęcie ją deformuje :D Ale jest pocieszne ;P]
[Robert]
[Również się cieszę, że i ty tutaj znowu jesteś :) Nie wątpię, że ta nowa postać byłaby ciekawa, jednak AC bez Mili? Nie, to jakoś nie byłoby już to samo :D]
Robert bywał w holenderskiej stolicy regularnie co kilka lub kilkanaście dni. Wszystko zależało od rozkładu pracy na dany tydzień, szczególnie się jakoś aczkolwiek nie oszczędzał. Kochał latanie. To fascynowało go od najmłodszych lat, kiedy to z niespotykaną już u niego fascynacją przyglądał się latającym ptakom lub przecinającym niebo samolotom. Jak na ironię, to właśnie za sprawą katastrofy lotniczej został sierotą... Można rzec, iż igrał z ogniem, kusząc mniej lub bardziej świadomie los. W końcu, idąc na studia, a później do wojska, miał od samych początków obrany cel - zostanie pilotem. Wpierw wojskowym, a z czasem również cywilnym, pracującym dla jednej z europejskich linii lotniczych. Być może według wielu jego życie było samotne i puste, on jednak nie narzekał. Być może dlatego, że nie uważał, by ktokolwiek był mu do szczęścia potrzeby. Zresztą, i tak nie nadawał się do związków. Nie z ludźmi, przynajmniej. Najbliższa relacja, którą nawiązał w dorosłym życiu została w końcu nawiązana z Grace.
Właśnie, skoro już mowa o tym kilkumiesięcznym, czarnym i włochatym potworku, brunet uczył się dbać nie tylko o siebie. Kotka potrzebowała w końcu nie tylko jego uwagi i zabaw z nim, lecz również właściwej opieki i odżywiania.
- Ta będzie najbardziej odpowiednia dla pańskiego kota - po kilkuminutowej dyskusji na temat Grace, pozwolił w końcu podjąć decyzję sprzedawcy w sklepie zoologicznym. Tak, wybrał się do jednego, i to nie byle jakiego, bo tego mającego najlepszą renomę w Amsterdamie. W końcu, niemalże wszędzie poruszał się swoim motocyklem. Dystans i tak zresztą nie byłby dla niego większym problemem.
- Dobrze, poproszę w takim razie dwa opakowania i jeszcze witamy. Te, co ostatnio - powiedział swoje zamówienie, płacąc mężczyźnie odpowiednią kwotę i opuszczając sklep. Przez kilkanaście sekund nie zwracał większej uwagi na otoczenie, dlatego też słysząc za sobą stukot obcasów i szybkie kroki, zbytnio się tym nie przejął. Dopiero czując na sobie czyjeś ręce, zareagował. I to jak...! Był o krok od zadania 'napastnikowi' bolesnego i obezwładniającego ciosu. Ot, taki odruch. Ową osobę uratowały jednak używane przez nią perfumy oraz głos.
- Mila - stwierdził krótko, odsuwając się od radośnie nastawionej dzisiaj do życia kobiety, i obracając się twarzą w jej stronę. - Cześć - przywitał ją, nieznacznie się uśmiechając i ukazując swoje dołeczki. Trudno było mu opisać swoje relacje z wysoką blondynką. Mieli za sobą więcej niż jedną chwilę zapomnienia, i z pewnością niejedną butelkę wina. A jednak, to co ich łączyło nie było tylko przelotnym seksem. Nie, nic romantycznego, nie... Raczej platonicznego, jakkolwiek absurdalne by się to nie wydawało. - Myślałem, że wiesz już, że zachodzenie żołnierza od tyłu nie jest zbyt mądre - dodał, kręcąc lekko głową na znak dezaprobaty, gdy jedyną odpowiedzią dziewczyny było wywrócenie oczu. Cała Mila.
[Dzięki za rozpoczęcie wątku, swoją drogą :* Nie wiem czy dobrze to rozegrałam, jednak założyłam, że pamiętną noc mają już sobą xD xD Oboje są, z tego co rozumiem, obecnie jeszcze wolni, więc wszystko wygląda na chwilę obecną nieco inaczej ;)]
[Robert]
[Cześć :)
Ha ha, dobrze wiedzieć :D :D Wolny chłopak póki co, więc mamy więcej możliwości :P :P
Mnie tam twoja euforia ani trochę nie przeszkadza :D]
Ach, Mila i jej bezpośredniość. Wielu mogłaby wręcz onieśmielać, Roberta jednak z reguły bawiła. Z reguły, bowiem bywało, że irytowała. Zawsze znaleźli aczkolwiek sposób na rozładowanie napięcia. Ich relacje były dość specyficzne, szczególnie zważywszy na różnicę wieku jaka ich dzieliła, lecz jakoś się dogadywali. Brunet wiedział nawet co nieco o mężu jasnowłosej, o którym ta wspomniała nieliczne razy, przeważnie wtedy, gdy była już mocno podpita, a jej humor był znacznie gorszy od tego, którym zdawała się zarażać teraz otoczenie.
- Nic się nie stało - zapewnił dziewczynę dokładnie w chwili, w której ta złożyła delikatnego całusa na jego zarośniętym policzku. Mimowolnie napiął nieznacznie mięśnie, rozluźniając je jednak po kilku sekundach. Należał do ludzi niemalże... niedotykalskich. Im mniej go dotykano, tym lepiej. Nawet w trakcie stosunków to on zawsze dowodził, to on dominował, ograniczając możliwości partnerki do dotykania jego ciała. Taki ot, specyficzny z niego ktoś. Może właśnie dlatego dogadywali się z Milą. Tej w końcu też daleko było do przeciętności. Była niczym dziecko, którego ruchów nigdy nie można było być pewnym. - Pan zaprosi, zaprosi - przytaknął na propozycję młodej Polki, podstawiając jej swoje ramię i gdy ta je ujęła, ruszyli razem przed siebie. - Przejedziemy się motocyklem. Zaparkowałem go nieopodal - poinformował Milę, spoglądając na jej nieustannie uradowaną twarzyczkę. - Co tutaj w ogóle robisz? Szukasz pracy? Chyba że twój zwierzak mi jakimś sposobem umknął - spytał na koniec, unosząc w zapytaniu jedną z brwi.
[Minęłyśmy się wczoraj... xD Ale może dzisiaj się spiszemy, powinnam być do późna :D]
[A proszę cię bardzo :) Zawsze miło budzić w jakiś sposób atmosferę dawnego AC xD]
No tak, nie wiedzieli się przez naprawdę spory kawał czasu. Już na pierwszy rzut oka mógł stwierdzić, że w życiu blondynki zmieniło się naprawdę wiele. A w jego? Nieszczególnie. Wciąż pracował, wciąż nie odmawiał sobie używek, wciąż był wolnym strzelcem. Choć... Poznana niedawno kwiaciarka z nieznanego mu powodu nie opuszczała nadal jego myśli. Starał się aczkolwiek nie skupiać nad tym większej uwagi. Cokolwiek go w niej...zaciekawiło...niebawem z pewnością minie. Poza tym nic nie uległo większej zmianie. Był tym samym, zniszczonym Robertem, którego nikt tak naprawdę nie znał. Ciekawe, co by zrobił, gdyby wiedział, że Mila pracowała w kwiaciarni, którą prowadziła intrygująca bruneta Lotte. Ze wszystkich miejsc, w których mogła się zatrudnić, to właśnie tam przez jakiś czas pracowała. Cóż za ironia losu.
- Trochę? Śmiem twierdzić, że nawet więcej niż 'trochę' - stwierdził, słysząc słowa blondynki. - Koty to bardzo ciekawe zwierzęta. Wiem to z autopsji, odkąd przyjąłem pod dach małą przybłędę - dodał, wydając z siebie coś na wzór cichego śmiechu. Coś na wzór, bowiem śmiał się niezwykle rzadko, trudno było więc stwierdzić jak brzmiał śmiech Boba. - Ach, podzielam twoje myśli - poinformował Polkę, a widząc jej jednoznaczny uśmiech, przejechał sugestywnie po linii kręgosłupa dziewczyny. Doszedłszy do zaparkowanego nieopodal sklepu zoologicznego motocykla, podał Mili jeden z kasków, chowają małe zakupy do przeznaczonego dla nich schowka i usiadłszy na jednośladzie, zaczekał cierpliwie, aż jasnowłosa uczyni to samo. - Gotowa? - spytał retorycznie, i czując ją za sobą, odpalił pojazd.
Każdy miał wrażliwe na dotyk miejsce. U niego, z nieznanego mu zupełnie powodu, były to włosy i uszy. On nie mógł narzekać na brak obecności kobiet w jego życiu. No, przynajmniej w jego sypialni. Albo w przedpokoju, w łazience, w kuchni... Różnie bywało. Mila zresztą wiedziała o tym najlepiej. Mieli za sobą wystarczająco dużo upojnych chwil, by znać się na tyle dobrze. Ostatni raz kochał się jednak z dwa tygodnie temu. O ile w ogóle to, co robił z kobietami można było nazwać 'kochaniem się'. Kwestia punktu widzenia, zapewne.
Nie odpowiedział nic na słowa jasnowłosej, pozwalając jej objąć się mocno w pasie. Bardziej w tej chwili martwiło go to, czy jego wystające kości nie wbijają się zbyt mocno w jej ciało, ale przecież ona również nie grzeszyła wagą. Oboje należeli do ludzi, którzy wydawali się być na wiecznej głodówce. No, Robert praktycznie był. Jadł w końcu bardzo niewiele, mimo że kucharz był z niej całkiem dobry.
Dojechawszy pod kamienicę w centrum Amsterdamu, w której mieściła się jego kawalerka, zaparkował sprawnie motocykl na przeznaczonym do tego miejscu. Wstawszy, pomógł w tym samym Mili, przejeżdżając niby to przypadkiem opuszkami palców po jednej z jej nóg. Oboje umieli przecież uwodzić. Nawet jeśli nie zawsze czynili to świadomie. Zabrawszy zakupy, w ciągu niepełnej minuty dotarł z dziewczyną do odpowiedniego mieszkanka. Już w samym progu przywitało ich sześciomiesięczne kocię. Kota była calutka czarna, włącznie z noskiem, i gdyby nie niezwykle niebieskie oczy, zapewne bardzo trudno byłoby ją przeoczyć w ciemnościach.
- Przeprosiłbym za bałagan, ten jednak cię i tak nie rusza - powiedział do mili, biorąc od niej cienką, wiosenną kurtkę, którą miała zarzuconą na świetnie dobraną sukienkę. - To, czego się napijesz? Szkockiej? Czy wolisz na początek zwykłej herbaty? - pytał, wkładając karmy do jednej z półek w przedpokoju i rozebrawszy się ze skórzanej kurtki i butów, podał kocięciu jedną z zakupionych także witamin. - Ach, poznaj Grace. Grace, poznaj Milę - przedstawił Polce swoją kotkę, uśmiechając się nieznacznie pod nosem, gdy zwierzę podeszło nieufnie w stronę 'obcej' sobie towarzyszki właściciela. - Radzę uważać. Lubi ostrzyć sobie pazurki na nieznajomych.
[Pff, miało być 'zapewne bardzo łatwo byłoby ją przeoczyć w ciemnościach' :D]
Pokręcił z rozbawieniem głową na stwierdzenie Mili, wchodząc do saloniku w celu wyciągnięcia z barku butelki whiskey i dwóch szklaneczek.
- Jasne, nie ma sprawy - zgodził się na prośbę jasnowłosej, nie pytając o przyczynę jej postanowienia. Nie jego sprawa. Zresztą, jeśli będzie chciała o tym porozmawiać, sama zacznie temat. Znał ją na tyle. Uśmiechnął się, widząc jak Grace bada uważanie dłoń Mili, by ostatecznie przekonać się do niej na tyle, by usiąść na jej nogach. - W jakim tylko chcesz - powiedział, słysząc do dziewczyna mówi do samej siebie. - Uczę ją różnych języków. Niderlandzki i angielski rozumie już w pełni. Polski nie powinien jej zaszkodzić - wyjaśnił, uśmiechając się do Mili i nalawszy jej do szklaneczki szkockiej, którą po krótkiej chwili jej podał. - Zdrowie - dodał na koniec, siadając nieopodal blondynki i oparłszy się o ścianę, upił nieco swojego alkoholu. Mimowolnie nieznacznie się skrzywił, gdy jego plecy przeszył mocny ból. Cholerstwo męczyło go od jakiegoś czasu.
[Uprzedzaj człowieka następnym razem, jak mu takimi komentarzami wyjeżdżasz. Lałam ze śmiechu chyba przez pięć minut, hah :D :D
I muszę przyznać, sporo znaczących rzeczy o nim pamiętasz :D]
Słysząc jej słowa na temat swojego wieku, spojrzał na nią udając obrażonego, jednak nieznacznie uniesiony kącik ust mówił jasno, że brunet jest rozbawiony. To prawda, dzieliła ich naprawdę spora różnica wieku, a jednak zdawali się tego nie dostrzegać. Prawdą było również, że więcej czasu spędzali na rozmowach, niż w łóżku. No, rozmowy były przeważnie monologami Mili, przerywanymi krótkimi i rzadkimi odpowiedziami Boba, lecz to nie stanowiło między nimi problemu. Tak przynajmniej się mu wydawało.
Masaż... Musiał przyznać sam przed sobą, że ten naprawdę by mu się przydał. Gdyby nie fakt, że nie lubił być zbyt często i ochoczo dotykany, przytaknąłby na to z radością. Nie przejął się, gdy Kamila powiedziała do Grace coś w nieznanym mu języku. Nie, po polsku nie mówił nic, a nic. Pewnie dlatego, że nigdy nie widział potrzeby uczenia się go. Podobno na naukę nigdy nie jest za późno, a zważywszy na jego znajomość z rodowitą Polką, wszystko było jeszcze możliwe. Zdawał sobie sprawę z tego, że większość kobiet była zdziwiona jego niechęcią do 'francuskiej miłości', jednak szczerze? Zbytnio go to nie ruszało. Nie był szczery do zwierzeń, i z pewnością nie zamierzał się z nikim dzielić jakimikolwiek ze swoich bolesnych wspomnień.
- Znowu nie wiem o tobie aż TAK dużo - powiedział spokojnie swoim basowym głosem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że z porównaniem do niej, o miał o dziewczynie naprawdę sporą wiedzę. - Hmm... - mruknął, słysząc jej dalsze słowa i przyglądając się temu, jak przysuwa się coraz bliżej. Wiedziała, że nigdy jej nie oceniał. Kiedy było to potrzebne, sprowadzał ją twardo na ziemię, i nigdy nie naciskał, gdy nie chciała o czymś mówić. - Co chciałabyś wiedzieć? - spytał, zniżając swój głos jeszcze bardziej i wyciągnąwszy swoją dużą dłoń w jej stronę, przejechał delikatnie lecz znacząco opuszkami palców po karku Mili. - Wiesz o mnie sporo - zapewnił ją, zniżając się nad jej twarzą i opatulając jej blady policzek swoim ciepłym oddechem. Czy odwracał jej uwagę? Jak najbardziej. Kolejny ruch należał jednak do Mili.
Znał jej czułe punkty, jakżeby nie. Umiejętnie odciągał jakąkolwiek rozmowę i nie doprowadzał do powstania napięcia między nimi. No, chyba że seksualnego. A to było teraz jak najbardziej na miejscu. Uśmiechnął się pod nosem widząc jej reakcję, a kiedy udostępniła mu dojście do swojej szyi, nie omieszkał tego nie wykorzystać. Pomógłszy jej usiąść tak, że znajdywała się między jego nogami, spuścił jedno z ramiączek jej sukienki, zaczynając muskać gładką skórę jej ramienia.
- Zdradzę ci sekret... - szeptał nieznacznie chrypliwym od rosnącego w nim pożądania głosem - ...nigdy nie byłem zakochany - poinformował Milę, podwijając nieznacznie jej sukienkę i zaczynając błądzić dłońmi po jej dość kobiecych udach. - Studiowałem w Holandii. W Delft - przyznał, kontynuując swoją odpowiedzieć. - Po latach postanowiłem tutaj wrócić, a Amsterdam zawsze mnie ciekawił. Frywolność ludzi, ich podejście do życia i...urozmaiceń - szeptał, zdając sobie doskonale sprawę z tego, jak jego głos działał w takich chwilach na kobiety. - Coś jeszcze chciałabyś wiedzieć? - spytał na koniec, odsuwając się na tyle, by spojrzeć na jej nieznacznie zarumienioną twarz i zatrzymując dłoń na wewnętrznej stronie jednego z ud dziewczyny, tuż przy bieliźnie.
Jakoś nieśpieszno mu było do stanu zakochania. Zresztą, czy to było w ogóle możliwe w jego przypadku? Z Milą miał w sumie relacje najbliższe, gdyby patrzeć na ludzi. Nie mogła się w końcu równać z Grace, która, co ważne, była w jego życiu dopiero od około pięciu miesięcy. A to mówiło o nim bardzo wiele. Tym bardziej, że do czasu przygarnięcia pod swój dach kotki, nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że do tego stopnia lubi zwierzęta. A przynajmniej koty, bowiem psów nie cierpiał. Miał do ich uraz, i chociaż jakaś część niego wiedziała, że to bezsensowne zachowanie, nie umiał się przełamać.
Wracając jednak do Mili, był z nią dość blisko. Dotychczas, w całym swoim życiu nawiązał tylko jedną, podobną do tej relację. Dziś pamiętał, że owa dziewczyna była kilka lat od niego starsza, a jej imię zaczynało się na literę "P". No, i był również święcie przekonany, że z pewnością częściej się pieprzyli, niż rozmawiali. Przeciwność tego, co miał z Milą, nawet jeśli ich rozmowy były z reguły bardzo skąpe jeżeli patrzeć by na jego werbalny udział w nich. Nie wiedział, co szykuje dla niego los. Gdyby wiedział, zapewne zrobiłby wszystko, by nigdy więcej nie spotkać się z prawie nieznaną sobie kwiaciarką. Relacje, które łączyły go z Milą czasami go wręcz przerażały. Co dopiero, gdyby miało go zacząć łączyć coś więcej, z kimś innym.
On nie tylko lubił Milę, ale również ją szanował. I wiedział, że ta z pewnością podziela owe emocje względem niego. Doskonałym świadectwem tego było to, jak bardzo liczyła się z jego zdaniem i z tym, że czegoś nie lubił. Wiedziała, że był śmiały, jeśli chodziło o ekscesie erotyczne, lecz nie naciskała na nic, czego nie lubił. Niezależnie od wszystkiego. I nie czepiała się, gdy te dwa, czy trzy razy coś przy niej wziął, będąc wówczas o wiele radośniejszym i śmielszym, a jednak i tak zdystansowanym.
- Słucham? - spytał szczerze zdziwiony, słysząc jej prośbę. Czy ona naprawdę go o to pytała? Czy doprawdy chciała, by wyznaczył granice? Wiedział... Znał siebie na tyle, by wiedzieć, że nie pozwoli jej się dotykać zbyt długo, zbyt często... Po prostu nie potrafił. - Nie ściągaj mojej koszuli. Nie dotykaj, w jakiejkolwiek formie, zbyt często blizn. Całuj gdzie chcesz, byleby nie tam, gdzie wiesz, że nie lubię. Pozwól mi...prowadzić - sam nie wierzył własnym słowom. Lecz, na dobrą sprawę, to były jego jedyne warunki'.
Nie wiedzieć czemu, poczuł zdenerwowanie, widząc jej spokojną i szczerą reakcję. Popełnił błąd, wiedział o tym. Nie powinien był jej na to pozwalać. Nie powinien był niczego mówić, prowadząc do szybkiego i intensywnego stosunku, na który pozwolili sobie wcześniej nie raz i nie dwa. A jednak, gdy zaczęła go całować, swoimi długimi, chudymi palcami przejeżdżając po bardzo krótkich włosach żołnierza, ten nie mógł sobie odmówić krótkiej myśli na temat tego, jak miłe wywołało to u niego odczucie. Pozwalał jej na dalsze pocałunki, zdając sobie doskonale sprawę z tego, jak ta omija, w miarę możliwości, wszystkie blizny, i nie przesadzając z czułością. Wiedziała, że tego nie lubił. Nie pozwalał sobie nawet nigdy na to, by się do niego przytuliła po stosunku, mimo że przecież byli ze sobą dość blisko. Nigdy też przy niej nie zasnął i to nie miało raczej ulec zmianie, bowiem nigdy, przy nikim nie zasypiał. W ogóle, bardzo niewiele sypiał, co było zresztą po nich widać.
Była chuda, wręcz wychudzona, podobnie zresztą jak i on. Pod tym względem z pewnością byli siebie warci, podobnie jak i z autodestrukcją. Bowiem, czyż oboje właśnie nie do tego dążyli? Oboje nierozumiani przez świat, w którym przyszło im żyć, choć nigdy się na niego nie prosili? Mila, podobnie jak i on, przez lata dążyła ku samozniszczeniu. Nawet jeśli nie zawsze czyniła to świadomie. Nawet jeśli szczerze niegdyś kochała i chciała być szczęśliwa. Niektórym ludziom, po prostu, to nie wychodziło.
- Generale. Podoba mi się - mruknął, sprawnie biorąc ją na ręce i chwytając za dość pokaźne, jak na jej budowę, pośladki. Był podpułkownikiem, nie zamierzał jednak zanudzać ją teraz tak mało znaczącymi faktami. Zaniósłszy ją do sypialni, położył na łóżku, po drodze sprawnie pozbywając jej sukienki i rozpinając biustonosz. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć lub zrobić, wpił się namiętnie i żarliwie w jej usta, zaczynając coraz bardziej pobudzać ją do stosunku. Och, dwutygodniowy celibat z pewnością mu nie służył. A sądząc po jej niecierpliwości, i ona, jak na siebie, od dłuższego czasu z nikim nie była.
Półtora miesiąca? Fakt, jak na Milę, był to najprawdopodobniej rekord. Nie żeby miał co do tego zastrzeżenia, po prostu było to dość zastanawiające. I jeszcze ta jej prośba, by nie dolewał jej alkoholu. Koniecznie musieli o niej porozmawiać. Koniecznie. Ale nie teraz, nie w tej chwili. Teraz oboje chcieli tego samego, zapewne równie intensywnie, i doprawdy nie wiadomo co musiałoby się stać, by przerwali pieszczoty.
Lubił odrobinę bólu w trakcie seksu. Ten, jakkolwiek by to nie brzmiało, pozwalał mu poczuć, że żyje. Że to wszystko, ta chwilowa przyjemność, są jak najbardziej prawdziwe. Pozwolił Mili bez najmniejszych problemów rozpiąć swoje spodnie, pomagając jej zsunąć je w dół. Jak na siebie, był teraz równie nagi co ona. W końcu, mogłaby ściągnąć jeszcze tylko bokserki, i ewentualnie skarpetki, w co szczerze wątpił. Sama przystała na to, by nie ściągając jego koszuli, dokładnie tak, jak sobie życzył.
- Tak szybko? - mruknął, zdając się rozważać jej słowa przez kilkanaście sekund. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć nachylił się, przygryzając jej dolną wargę, i przymykając nieznacznie powieki, gdy odruchowo wbiła mocno paznokcie w jego plecy. Z trudem zresztą powstrzymał warknięcie, a jego członek coraz boleśniej dawał o sobie znać. - Planowałem raczej nieco dłużej cię pomęczyć - poinformował ją mocno zachrypniętym już teraz głosem, jedną z dłoni pieszcząc masując jej podbrzusze, drugą z kolei jeżdżąc po jej szyi. Całując i przygryzając skórę dziewczyny w odpowiednich miejscach, kontynuował wszystkie te ruchy przez kolejnych kilka minut, umiejętnie pobudzając jej spragnione pieszczot ciało. Mając już pewność, że ta jest gotowa, niespodziewanie się odsunął, obracając ją do siebie sprawnie tyłem i usadawiając ją tak, że oparta była na swoich kolanach i rękach. Objąwszy ją w nienaturalnie chudym pasie, nachylił się nad jej uchem, nieznacznie je przygryzając. - Ale zawsze możemy to przełożyć...na następny raz - stwierdził na koniec, jednym ruchem pozbywając się ostatniej części z jej garderoby.
Zapewne to część jego ego, lubił jednak obserwować reakcje kobiet na swoje ruchy, gesty, zachowania względem nich. Nie umiał wyjaśnić dlaczego, pewien był jedynie tego, że musiał dominować. To była wręcz jego chorobliwa potrzeba, a chociaż nigdy nie zrobił niczego wbrew jakiejkolwiek kobiecie w trakcie stosunku, jasnym zawsze było, że to on prowadził.
Partnerki takie, jak Mila, najbardziej mu odpowiadały. Przystające na to, lecz dalekie od biernych. W końcu, cóż to za przyjemność posuwać szmacianą lalkę, czyż nie? On sam zawsze był aktywny, o czym jasnowłosa doskonale wiedziała. W trakcie samego seksu nie mówił nic, przeważnie całkowicie milcząc, i czasami jedynie pozwalając sobie na warknięcia lub pomruki. Wszystko zależało od jego trzeźwości, od partnerki i humoru ich dwójki. W tym wypadku miało być jednak raczej bardzo przyjemnie, dla obojga z nich.
- To pierwsze i tak mi obojętne; to drugie mnie nie dotyczy - odpowiedział szybko, słysząc słowa Kamili. Nie był materiałem na ojca. Zresztą, niby kogo miałaby zapłodnić, skoro zawsze tego bardzo pilnował? Mili, w jakiś małym stopniu, szczerze ufał. Na tyle mocno, by nie musieć sięgać po prezerwatywę. Wierzył jej na słowo. Przynajmniej ten raz.
Czując na sobie jej prowokujące go ruchy, nie zamierzał się już dłużej wstrzymywać. Pozbywszy się bokserek, ustawił ją tak, by dzieląca ich różnica wzrostu nie stanowiła najmniejszego problemu przy penetracji, wchodząc w nią bez ostrzeżenia. Pozwoliwszy jej oswoić się na nowo ze swoim członkiem, przygryzł jej obojczyk, wędrując jedną z dłoni na prawą pierś dziewczyny, lewą z kolei schodząc w stronę najwrażliwszego miejsca na jej ciele.
[Bry, bry! Są może jakieś chęci i pomysły na wątek z jednym z braci Dobbenberg? :D]
Erik & Jelmer Dobbenberg
[ Nie warto.
Wątek jak najbardziej mi odpowiada, dlatego też wykorzystam Cię do maksimum i przyjmę chętnie propozycję zaczęcia. ]
~Henderson
{Nie masz co ubolewać, Sasha już do dupy była.}
[ Weszłam. Przeczytałam. Oceniłam. Śmiech w sobie z trudnością stłumiłam! Ale z tą burżuą to przesadziłaś... XD Aż tak super wysokich lotów mieszkania nie ma XD I z radości też piszczeć raczej nie będzie :P Chociaż... ^^ No, ale wszystko po znanej już chyba wszystkim dacie :D Albo przynajmniej poczekaj do jutra. O, wiem. Jeśli jakimś cudem ogarnę pracę maturalną, a jutro dostanę z niej chociaż 18/20 pkt, to jutro zaczynam wątki. Srau pies. ]
[Siemka. Kobieto, ale mi dałaś teraz... nie wiem. Nie wiem, kompletnie brak pomysłu na wątek, co się u mnie rzadko zdarza. Jeśli coś ci wpadnie, to wal śmiało. Uratujesz nas.]
W tym całym swoim beznadziejnym życiu, Jeff już nawet polubił codzienne stanie na dworcu, już mniej chciał być pałą dla przechodniów, już mniej zaczepiał Bogu ducha winnych przechodniów i było mu bardziej wszystko jedno niż na początku, kiedy czuł się zupełnie zdezorientowany przez życie i przyzwyczajony jako-tako do stateczności, która skończyła się wraz z ostatecznym odejściem Tori. Tori była jego żoną przez dwadzieścia osiem dni, a potem narkotyki zrobiły swoje i zrobiły go wdowcem, real zrzucił mu się na głowę z podatkami i czynszem, wykopali go na zbity pysk i mniej więcej od tamtej pory nocował na dworcu, od czasu do czasu właśnie nocując u przypadkowych ludzi. Zwłaszcza zimą, kiedy było smutno i zimniej niż zwykle.
Nigdy nie uganiał się zbytnio za ludźmi, częściej czekał aż sami do niego przyjdą, z litości i czystego miłosierdzia niźli ochoty, ale od jakiegoś czasu jakiś nawiedzony koleś, wielki pan dyrektor, zwracał mu uwagę, że nie wolno się włóczyć po dworcu jak się wygląda niewyjściowo i że teraz on go wykopuje także z tegoż publicznego miejsca, jakby to było dyrektora mieszkanie, czy inne dziwactwo, do którego prawa Lindstamowi odmówiło państwo. Słyszał o powrocie starej znajomej, pewnej Polki, takiej tam mężatki, której mąż zawsze Jeffem gardził, a która teraz podobno się od tego zgreda uwolniła i jest wolna jak ptak, do tego ma złocistą klatkę, do której ani jej się śni zapraszać brudasów z ulicy. Lepszej zachęty nie potrzebował.
Pod drzwiami domu Mili znalazł się w godzinach wieczornych, ale jeszcze przed dziennikiem, jakoś w porze reklam, kiedy w telewizorze leciała reklama środka czyszczącego metalowe powierzchnie. Zapukał raz, potem drugi, a kiedy w końcu mu otworzono, bez zaproszenia wszedł do środka. Od razu pobiegł do łazienki, bo w drodze z dworca zachciało mu się lać, a kiedyś już zrobił swoje przemył ręce, coby dziewczyny nie gorszyć, wygrzebał z paczki ostatniego papieros i ruszył do kuchni by go odpalić od kuchenki, bo o zapalniczkę nie zamierzał prosić. On w ogóle nigdy o nic nie prosił, co to za gość, to pewnie sama dziewczyna śmiała wątpić, że go zna i o co mu chodzi.
Jeff
[Mam nadzieję, że odpowiada :D]
[Dzięki za sprostowanie, straszna ciapa ze mnie i niedojda ze ślepotą i niestety mniej ogarnięta od postaci, które kreuję. Spoko, spoko. Damy radę.]
Kiedy już odpalił papierosa, usłyszał pytanie gospodyni. Dopiero wtedy spojrzał na nią, ale tylko przez chwilę, jego spojrzenie zatrzymało się na miękkim szlafroku, który zawsze się Jeffowi kojarzył z buraczanym wręcz bogactwem i który nigdy nie wróżył zrozumienia dla biedoty i pospólstwa, a drogie wino też nie zdradzało wyrozumiałości co do nagości majątkowej drugiego człowieka. No cóż. Przecież przeżyje, jemu w sumie zawsze było wszystko jedno póki go nikt nie wyrzucał z domu klepiąc wałkiem po dupie albo celując kuchennym nożem w plecy. Swój niewielki bagaż rzucił w kąt salonu, a sam rozsiadł się na skórzanej kanapie, na której sztuczności ni w ząb się nie poznał i po raz kolejny zaciągnął się tanim papierosem.
- Wino bardzo chętnie.- odparł do kobiety stojącej w przedpokoju i pewnie dalej zszokowanej widokiem niezapowiedzianego gościa w swoich włościach. A to ci heca!
Przełożył fajkę do lewej ręki, a w prawą chwycił leżący dotychczas na stole czarny pilot do telewizora, aby rozeznać się co do kanałów, których liczba przerosła jego skromne oczekiwania Spodziewał się czterech kanałów, tak jak było i jego kumpla u którego zatrzymywał się przed tego kolegi eksmisją, a tu proszę, jake nie trzysta to niewiele mniej. Był nawet kanał nadający pornosy dwadzieścia cztery godziny na dobę, a Jeffowi przyszło takie pytanie na myśl: czy kiedy rząd ogłasza żałobę, na tym kanale w rogu pojawia się czarna wstążka? To by było śmieszne, człowiek wali konia, a potem uprzytamnia sobie, że w wypadku autobusowym zginęło trzydzieścioro dzieci, dwie dorosłe kobiety i kierowca, który się zagapił nad przepaścią czy inną niedorzecznością wymyśloną na potrzeby jeffowych wyobrażeń. Śmiechu warte insynuacje.
Kiedy dziewczyna weszła do salonu, wyłączył telewizor i czuł się jakoś zobligowany do wyjaśnień, chociaż nie do końca czuł przymus. Może po prostu chciał podzielić się małą tragedią, jaka go spotkała tego dnia.
- Koleś wywalił mnie z centralnego, to pomyślałem, że wpadnę. Mogę zostać, prawda?
Już sobie odpowiedział na to pytanie. Pewnie gdyby mu odmówiła, musiałaby użyć mocnych argumentów, aby go wywalić; musiałby w popłochu przed władzami uciekać z lampką wina w ręku, aby już nie wrócić jak ten pies, co raz mu się da jeść i który wraca po więcej.
Wytrzeszczone oczka mówiły przygarnij mnie, jestem bezpański, ale brudne włosy i zniszczone spodnie plotkowały o pchłach, ostrzegały o wściekliźnie.
Jeff
[Wyjustuj tekst, misiaczku, bo się bardzo ciężko czyta.
Trzeba ich jakoś poznać. Stawiałabym na psychiatryk, ale zgaduję, że ona u czubków siedziała podczas pobytu w NY, także odpada. Chyba, że wciąż bierze tabletki i spotkają się u psychiatry? Lester jest humorzasty, mógłby zrobić jakąś piękną aferę.
Jeśli nie, możesz mi też podać miejsca, w których Mila bywa - coś wymyślę.]
{Sasha była pojebana jak lato z radiem. Serio, nie umiałam się w nią czuć. Ona od początku miała zjechaną psychikę...}
[ Oh jej, ktoś, kto kocha moje twory, hał najs <3 I w ogóle, to czekałam, aż Mila się na AC znowu pojawi.
I, ten - wącim, prawda? ]
[ Dobra, wybiłam się z wprawy, ale może tragedii nie będzie...]
Angel chyba przechodziła jakąś wewnętrzną przemianę. Tak, znowu. Każdy dzień był dla niej czymś nowym, czymś, czego do tej pory nie zauważała. Być może była za bardzo skupiona na sobie...?
W każdym razie chciała dalej próbować stanąć na nogi, całkowicie się usamodzielnić, może też zacząć odzwyczajać ciotkę od nagłych odwiedzin, podczas których sąsiadka nie raz pytała się, czy ma wezwać. policję. Ach, ten pamiętny grudniowy wieczór...
No, ale było minęło. Trzeba iść dalej.
A teraz co robiła? Zastanawiała się, co może zrobić, żeby ta cholerna ściana, przy której stał telewizor (kupiła na raty!), jakoś oddawała wnętrze, najczęstszy nastrój dziewczyny. Bo skoro miała już WŁASNE mieszkanie, to wypadałoby, aby choć w małym stopniu przypominało usposobienie blondynki.
I pewnie by się zastanawiała na tym jakże ważnym faktem dalej, gdyby nie dzwonek, który wyrwał ją z rozmyśleń. Westchnęła więc cicho, zmarszczyła brwi i podeszła do drzwi. Była pewna, że to znowu ciotka przydreptała z wizytą, dlatego też nawet nie połasiła się, żeby spojrzeć przez wizjer. Od tak, otworzyła drzwi, ale kiedy zobaczyła tego... mopa...
Kąciki panny Evans podskoczyły do góry, a twarz jakby pojaśniała. I trzeba przyznać, że na ten moment wyglądała nawet radośnie, chociaż ledwo można było dojrzeć jej powieki znad grafitowego cienia.
- Zapomniałaś wziąć ze sobą nakazu rewizji - stwierdziła, a następnie posłała Mili zadziorny uśmiech i zatrzasnęła przed nią drzwi. A jakże, bardzo kulturalne, no nie?
Ale, żeby nie było, po kilku sekundach Angel ponownie otworzyła wrota do swojej jaskini, śmiejąc się cicho.
- Wchodź, sucharku... - zamruczała, robiąc dziewczynie miejsce w przejściu.
[ Boże. Mój pierwszy wątek po ponad 5 miesiącach. Głupie uczucie XD ]
Brandi miała trochę więcej czasu. Odkąd powiedzieli sobie z Tońkiem, że nie ma sensu ciągnąć czegoś, co umiera przez dystans, znalazło się o wiele więcej godzin w jej rozkładzie. Jak to ona, oddała się milionowi rzeczy, byleby zapełnić pustkę w harmonogramie.
Przede wszystkim, zaczęła znowu dużo jeździć na desce i udzielać się w wolontariacie. To było cudowne uczucie, móc ponownie robić rzeczy, z których zrezygnowała; znowu karmić zwierzaki czy brać je na spacery, podczas których one biegły, a ona jechała za nimi.
Po drugie, kiedy nie starała się wyglądać świetnie dla Tońka, zaczęła wyglądać świetnie dla innych. Dlaczego, nie mam pojęcia, ale nieraz mozna było ją zobaczyć w sukienkach. Stały się dość częstym elementem jej ubioru i właściwie, coraz częściej nosiła je zamiast spodni. Tak było wygodniej.
Za cholerę nie mam pojęcia, do czego ma prowadzić ten wstęp.
Pewnego dnia, jadąc sobie na desce w niebieskiej sukience, ciągnięta przez Wasp, Brandi skręciła w uliczkę, gdzie dawno temu spotkała się po raz pierwszy z Milą. To było... Kiedy to było? Rok temu bodajże, tak, coś około tego; wtedy, jeszcze zniszczona zaginięciem Słońca, rozpłakała sie na widok tej dobrej, acz jednocześnie złej kopii. Pamiętała to, głównie dlatego, że... za szyba znowu zobaczyła Słońce. Tym razem jednak nie poczuła nadziei.
Kazała Wasp czekać, potem zaś weszła do kwiaciarni.
- Dzień dobry - powiedziała.
Wtedy jeszcze miała długie włosy i butny wzrok, i energię, by przeciwstawić się światu w męski, lesbijski sposób. A teraz była kobietą.
[Californication chyba szybko przeszedł u mnie w zapomnienie, bo nie mam takich skojarzeń, po twoich słowach możliwe jednak, że się to zmieni xD. W każdym razie dzięki za przywitanie.]
Simon L.
[Z hakiem mógł tam do tego czasu siedzieć. Opcjonalnie możemy zrobić tak, że się mijali: Mila przyszła do szpitala, a Lestera kilka dni później wypisali. Ale teraz co? Wpadną na siebie na ulicy, poznają się i pójdą na kawę?
Btw: biedne Simoniątko, mam nadzieję, że nie miałam za dużego wpływu na to Twoje wyobrażenie o nim...]
[ Chyba nie mam innego wyboru. ]
Z Milą widywała się czasami przez ten rok, ale wypadało to dość rzadko, niestety. Nie mogła widzieć więc, jak Brandi się zmieniała - zwłaszcza, że jesienią i zimą nie było mowy o sukienkach. Ale chyba niczym trudnym byłoby zauważenie, że Bran zaczęła się malować, czego wcześniej nie robiła wcale?
- Mila! - zawołała Bran i uścisnęła blondynkę; zaśmiała się przy tym. - Cholera, znowu się tu spotykamy. W życiu bym nie pomyślała, że znowu się tu zobaczymy... Dzień dobry pani - dodała, zwracając się do właścicielki kawiarni.
Bran też nie zapomniała seksu z Milą. I teraz, po tych wszystkich miesiącach, po poradzeniu sobie ze śmiercią Słońca zdawała sobie sprawę z faktu, że było to podłe. Nie lubiła Mili, gdy z nią pierwszy raz była. Nie cierpiała jej. Nie potrafiła sobie jednak odmówić seksu z kobietą tak podobną do jej miłości. I nigdy nie myślała o amsterdamskiej Mili, mając jej usta na swoich ustach.
W życiu by się jednak do tego nie przyznała.
- Nie Tone, tylko studia. Poza trym, jak miałby mnie zmienić, skoro go nie ma w Amsterdamie od roku? Nie powiesz mi chyba, że przestaliście się widywać i nawet nie wiesz o tym... że wyjechał? - zapytała, patrząc na nią.
A potem ją olśniło. Dowiedziała się po czasie, że blondyna polubiła ją za bardzo; dowiedziała się po czasie o skrywanej miłości. I było jej trochę przykro, że tak się wszystko potoczyło, zwłaszcza, że przecież Milę Bran traktowała jako osobę, której zwierzała się z uczucia do Tone'a. Ale cóż, było-minęło. Niemniej, olśniło Bran w tym momencie. Czyżby Mila i Tony... nie kontaktowali się ze sobą przez nią?
Cóż, Brandi najwyraźniej, mając jak najlepsze intencje, popsuła związek i trochę ludzi unieszczęśliwiła. Przez nią Mila i Tony w ogóle się nie kontaktowali - ani fizycznie, ani... w jakikolwiek inny sposób; Tony był nieszczęśliwy przez jej poronienie, Clay również, a ona sama ostatecznie została sama jak palec, z długami rosnącymi w zastraszającym tempie. Cholera, życie towarzyskie było trudnym zajęciem w obcym mieście. Czy można obwinić za to barierę językową?
- No to już wiesz. Zaraz po tym, jak Ty wyjechałaś, on też wyjechał. W każdym razie, ma teraz drugi klub jazzowy, i, o ile się nie mylę, zarabia drugie tyle, choć nie wiem, bo kontakt nam się właściwie urwał. Ale luz. Świętować możemy. I tak, z chęcią. Życie studentki medycyny to wieczne trwanie w kiślu... Jeśli masz coś innego, ja z chęcią zjem. Tylko bezmięsne spaghetti, proszę.
Uśmiechnęła się radośnie.
Angel zaśmiała się cicho widząc zadowolenie przyjaciółki wywołane tym znaleziskiem. Pokręciła głową, zamknęła drzwi za Milą i udała się do kuchni, po kieliszki.
- Wejdź do salonu... Albo sypialni. Gdzie chcesz - rzuciła, będąc już przy szafkach kuchennych. Trzeba przyznać, że z salonu Angel raczej niezbyt często korzystała, no, jeśli miała gości bardziej "oficjalnych", co przecież nie zdarzało się zbyt często. A Mila? Oczywiście, też była jej gościem, ale tego mop-sucharka traktowała już bardziej jako członka rodziny. I nie tylko przez przywiązanie do dziewczyny, ale przez stosunki Vankleef z Mią. Evans jakoś trudno było zapomnieć o tym wszystkim... Nawet nie dziwiła się aż tak bardzo, dlaczego.
Skierowała się do pomieszczenia, które wybrała Mila, usiadła obok niej podając dziewczynie jeden z kieliszków.
- Widzę, że obie chyba trochę... Zaszalałyśmy - powiedziała, uśmiechając się zadziornie. - Z podróżami. Mamy sobie sporo do opowiedzenia - stwierdziła, spoglądając na dziewczynę i przez chwilę zastanawiając się nad czymś. Mogła wydawać się teraz jakaś przygaszona, pogrążona w swoim świecie.
Po chwili jednak Evans pokręciła głową, westchnęła i nieco się wyprostowała.
Znowu spojrzała na dziewczynę, potem na Lea. I znowu na Milę.
Cóż, Bran też schudła. Udawało się jej to jednak zakryć pod nieobcisłymi sukienkami. Nie, nie podobała się sobie taka, denerwowało ją to, że kiedy tylko lekko się odchyli,widać jej żebra. Nie podobało się jej to, że straciła sporo mięśni przez to chudnięcie. Nie podobało się jej to, że część ubrań była na nią za duża. Chciała wrócić do swojej dawnej wagi, ale... cóż, studentki medycyny mają dwie opcje - zarabiają na własnym ciele, dając się obmacywać starym dziadom, albo głodują. Bran miała swoją dumę.
Trochę zajęło jej odszukanie nowego adresu Mili, więc zamiast o ósmej, pojawiła się dopiero o pół do dziewiątej. Tak, była pod wrażeniem; kto by pomyślał, że Mila znajdzie sobie takie mieszkanie? Bran żyła w klitce razem ze swoją psicą i dwoma szczurami, łazienkę dzieliła z innymi lokatorami. Na nic innego nie było jej stać - akademik był stanowczo za głośny...
- Cześć, Miluś, otworzysz mi? - zapytała domofonu. Spojrzała na papierową torebkę z ciastkami.
Cholera, przynajmniej tyle. Powinna przynieść alkohol, ale był za drogi. Ciastka z truskawkami, jej własne dzieło, musiały wystarczyć.
Kiedy już weszła do kuchni Mili, wystawiła torebkę z ciastkami.
- Z truskawkami. Moje własne. Nazywają się saszki. Tak, wymyśliłam przepis, jedyna rzecz, która mi się udała... kiedykolwiek. Nigdy więcej nie stworzyła nic, co by było zjadliwe.
[ale że co mam zacząć, hm? :)]
Prześlij komentarz