Lucy Reinik
27 lat, nauczycielka sztuki, artystka, malarka
Matka bliźniaków: Caspiana i Harolda
Rozwódka
Do dziś rodzice wypominają jej że zmarnowała sobie życie, że
powinna wyjść za mąż później, skończyć studia i dopiero potem założyć rodzinę.
Choć wnuki, kochają ponad życie, nie tak wiedzieli przyszłość swojego jedynego
dziecka. Lucy, bo tak właśnie jej na imię urodziła się dwadzieścia siedem lat
temu, jako córka pary dentystów. Cóż, nie byli zamożną rodziną, jednak jej
nigdy niczego nie brakowało. Wychowano ją tak, by zawsze była dla każdego dobra
i szczera. Już od dzieciństwa, świetnie radziła sobie z chemią i biologią,
dlatego też wielkim zdziwieniem było dla rodziny fakt, iż córeczka nie zostanie
dentystką, przejmując rodzinną tradycję, lecz otworzy własny wernisaż, którym
obecnie zajmuje się w wolnych chwilach. Bowiem z samego tworzenia, wyżyć się
nie da, czasami pracuję również jako, nauczycielka sztuki. Od takie dodatkowe
zajęcie. Największym błędem jak się mówi, jest fakt iż w wieku dziewiętnastu lat wyszła za mąż. Jednak ona, nigdy nie mogła to nazwać czymś złym. Zrobiła to
z wielkiej, pierwszej miłości. Właśnie dlatego przez wiele lat, znosiła fakt iż
jej mąż, był nieco flirtującym i chodzącym z głową w chmurach mężczyzną. Gdy na
świat przyszły bliźniaki Caspian i Harold, na dłuższy czas
zrezygnowała ze swoich pasji, by oddać się wychowaniu dzieci. I wtedy nastąpił
przełom w jej życiu. Rozwiodła się. Z ciężkim sercem, składała papiery o
rozwód. Jednak nie mogła już dłużej znieść, tego jaki był jej mąż. Potrzebowała
wsparcia, a czasami wydawało się jej że wychowywała troje dzieci. Tak się jej wydawało. Jednak podjęła tą
decyzję, na którą jej rodzice, aż ze szczęścia otworzyli szampana. Dla
niej był to ciężki okres wahania, zastanowień, czy dobrze zrobiła. Jednak nie
mogła pozwolić na pokazywanie słabości przy dzieciach.
Nie pozwoliła się również zaszufladkować, jako rozwiedziona matka. O, nie. Od razu wróciła do pracy. Wznowiła również prace nad swoimi
dziełami. Wcale się nie zaniedbała, nadal chodziła wymalowana i w szpilkach.
Musiała wszystkim udowodnić że da radę i że nie tęskni za mężem. Czy jest to
prawdą, cóż...Tylko ona to wie. Kobieta pełna ciepła i zadziornego charakterku.
Lubi się pośmiać i pobawić. Po alkohol sięga rzadko, zwłaszcza ze względu na dzieci,
nie wliczając lampki szampana na przyjęciach, czy wina które ją uspokaja. Nie pali i unika wszelkich
środków przeciwbólowych.
Jest pomocną osobą i szczerą. Otwarta i naprawdę w porządku dziewczyna. Nie
uważa że mimo tego, iż ma dzieci, jej życie się skończyło i musi je poświęcić
tylko pociechom, o nie. Nawet była na randce. Raz. Później zrezygnowała.
Zwłaszcza gdy wylała wino, na mężczyznę z którym, była umówiona, tuż po ty jak
bezczelnie, zaproponował jej spędzenie nocy u niego. Nie lubi okazywać słabości, choć w niektórych
sytuacjach, po prostu jej to nie wychodzi. Uparta jak osioł, uwielbia gdy to
ona ma ostatnie zdanie w kłótni. Sprawiedliwa, choć czasami lubi podjeść
synom czekoladki, które dobrze ukryły. Obecnie mieszka w dwupokojowym
mieszkaniu, na trzecim piętrze w centrum. Nie ma zwierząt, choć te lubi, wie
jednak że dzieci są za małe, a ona zbyt zajęta. Mimo tego iż pracuje i samotnie
wychowuje synów, poświęca im cały swój wolny czas. Kocha ich ponad życie. Gdy
maluchy już śpią, lubi sobie usiąść w salonie i pobrzdąkać, na swojej
"przedwojennej"
gitarze, która niegdyś nosiła imię Lucyl, podobnie jak właścicielka Lucy jest średniego wzrostu kobietą, o brązowych włosach,
sięgających jej do ramion. Posiadaczka dużych zielonych oczu i pełnych ust. Jej
cera jest dość jasna, jednak nigdy na nią nie narzekała. Nie można nazwać jej
chudym wieszakiem, o nie. Zawsze lubiła sobie podjeść i dzięki bogu, ma dobrą przemianę
materii. Jednym słowem właścicielka kobiecych kształtów. Nie jest tam jakąś,
fanatyczką idealnego wyglądu, gdy tylko wraca do mieszkania, nakłada na siebie flanelową koszulę i upina włosy.
Znajome twarze Historie Widziane oczyma
------------------------------------------------------------------------------------------
Karta krótko i zwięźle, ale o to mi chodziło, by od razu nie
dawać Lucy na tacy. Na zdjęciach Emilie Clark, jeśli chodzi zaś o wątki, to,
tak, tak, tak. No i możemy się znać, mogę zaczynać, lub wymyślać wszystko mi
jedno :D
16 komentarzy:
[Emilie ma wiele ładniejszych zdjęć niż te gify ;) "Lubi się pośmiać, choć alkoholu, w ustach nie miała od dawna." - rozśmieszyło mnie to zdanie ;D Co alkohol ma do śmiechu, ale okej ;P Karta w miarę dobra. Lucy wydaje się być fajną osóbką, chociaż miałam inne wyobrażenie Wiedźmy, kiedy czytałam jej propozycje w wolnych. I skoro Lucy jest brunetką, to już nie musisz pisać, że ma brązowe włosy - brunetki tak zwykły mieć ;) I paru przecinków brakło. Wiem, jestem czepliwa. Ale przyszłam okazać swoją chęć do wątków i przekazać, że na razie brakuje mi pomysłów ;) Życzę udanej zabawy.]
[Głupia ja, nie Emilie, a Emilia Clarke ;) No, ale... Pomysł świetny, naprawdę, aczkolwiek padam na twarz, może w weekend znajdę chwilę albo w piątek, żeby zacząć. Chyba, że mnie wyręczysz ;)]
[Hm, hm! Sprawdźmy cię żono ;) W karcie znalazłam parę błędów, ale nie będę ich wypisywać, kij z tym. Jakiś pomysł na wątek?]
[Chętny na wątek, gorzej z pomysłami, więc jakbyś coś rzuciła to chętnie zacznę]
{No, siemanko. Nie będę gorsza i napomknę o błędach. Ba! Nawet ci jeden wskażę.
Życie jest jak z jazdą na rowerze. Trzeba na niego wsiąść po zapomni się jak się jeździ.
Albo "żyje jest jak jazda na rowerze", albo "z życiem jest jak z jazdą na rowerze", no i zamiast "po" ma być "bo". Niestety, błędziory takie mnie rażą. Taką dużą czcionką ;<
Mimo to, postaćka sympatyczna i śliczniutka, omnomnom <3 Ale z moją Saszką to dwa inne światy, więc nie wiem czy jest sens jakiegoś wątku. ;)}
[Może być... tylko pytanie skąd by się znali?]
[Nie wiem, niespecjalnie to widzę, choć zawsze można pokombinować. Może coś z psem Bran, Wasp, suczką.... nie wiem, może dzieciaki Lucy zawsze bawią się z psem, ilekroć Bran jest z psiną w parku? I może tak się poznały? A teraz... Nie wiem, spotykają się w miarę regularnie - kiedy Lucy jest na spacerze z dziećmi, Bran przychodzi z psem. Wasp się wybiega z dziećmi, a Bran rozmawia z Lucy. Hm? :D]
[Ależ się martwię, bo błędów nie lubię, to nie przystoi doświadczonym autorom... ;) Pomysł mi pasuje, więc zaczynam.]
Wiedźma zadzwoniła i powiedziała, że znalazła parę jego rzeczy. Nie miał pojęcia co to takiego mogłoby być, albowiem był pewien, iż wszystkie swoje manatki już dawno stamtąd zabrał, ale skoro nalegała, to nie zamierzał odmawiać. Wciąż miał do niej tą dziwną słabość, jakiej nie potrafił zwalczyć, ba - nie zamierzał jej zwalczać, bo nie widział w tym problemu. Ale potencjalna przyszła wybranka mogłaby, chociaż brzmiało to absurdalnie. Przyszła wybranka? Kobiety już od pewnego czasu miał dla Cohena wartość przelotną. Owszem, spotkał wiele ciekawych kobiet od czasu rozwodu z Lucy, ale... to nie było to. Zresztą, każda z nich oczekiwała niemożliwego, zupełnie jak Wiedźma. Decydował więc za każdym razem, iż ta relacja sensu nie ma, bo i tak wiadomo jak się skończy. A latanie po sądach i użeranie się z byłą to tak jakby, chujowa sprawa...
Gdy odnalazł się pod drzwiami jej domu (czyt. ich wspólnego byłego domu), zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Chwilę potem usłyszał stukot stóp i jego oczom ukazał się Harold, młodszy syn.
- Wiesz, że nie powinieneś sam otwierać drzwi? - zapytał z szerokim uśmiechem, jaki wykwitł na jego twarzy, gdy ujrzał syna i wziął go na ręce. - Gdzie mama i Caspian?...
[Może poznali się kiedyś na jakimś obozie międzynarodowym, a Gaspard jako dzieciak, w porównaniu do Lucy, z kolegami robił jej i innym różne psikusy. Złapała go na tym, ale nie wydała, za to sprawiła mu łomot i zaczęła pouczać i naśmiewać się z jego głupich podrywów itp?]
[Co powiesz na wątek? Oboje wychowują samotnie dzieci. Chociaż u Willa "wychowanie" to chyba za dużo powiedziane :D No i z jego córy to już nie takie dziecię, ale to przecież jakiś punkt zaczepienia.]
[lubię tą tutaj! co powiesz na to, żeby nasze panie się znały ze szkoły? a żeby trochę pokomplikować, to dodam, że Crystal wcześniej randkowała sporo z panem mężem :D ar ju in? :D]
[super, to zaczynam :D tylko jeszcze dodam - że Krysia nie chodziła z panem mężem i nawet się z nim nie przeruchała. o, a teraz wiem, ostatnio się spotkali i szli ze sobą pod rękę, a Lucy mogła ich tak zobaczyć i no... :D]
Chyba łapało ją jakieś przeziębienie, co było naprawdę okropne. Nie było czasu na przeziębienia. W tym tygodniu wyszła jej nowa książka, więc była zajęta promocją, a jak na złość zbliżał się koniec semestru, więc miała mnóstwo prac do sprawdzania... i cholernych popraw. A przeziębienie nie dawało się przepędzić. Nos miała zaczerwieniony, powieki nieznośnie opadały w dół, a mimo dwóch swetrów - nadal trzęsła się z zimna. Zaparzyła wodę na jakiegoś gripexa czy inne gówienko w proszku, zalała je gorącą wodą i usiadła w rogu stołu tuż koło Lucy Reinik, nauczycielki sztuki. Pokój nauczycielski był o tej porze dnia raczej wyludniony. Trzydziesto -minutową przerwę na lunch wszyscy spędzali zazwyczaj w restauracyjkach, w tym i Crystal, ale było za zimno, a ona czuła się za kiepsko, by wychodzić poza mury szkoły wcześniej niż będzie to konieczne. Czuła się naprawdę zmęczona, mimo to, posłała koleżance przyjazny uśmiech.
- Dzień dobry Lucy, dawno się nie widziałyśmy - powiedziała, siadając. Szkoła nie potrzebowała nauczycielki sztuki na pełny etat, to i nie miały okazji do częstych spotkań.
[To dobry pomysł, bo w sumie rzadko kiedy są tu randki. Chcesz, żeby od niej zacząć czy raczej od tego spotkania wcześniej, na którym się dopiero umówią?]
[Okej, to zacznę za chwile, tylko powiedz mi czy to ma być zwykła kolacja czy kino, czy co tam? Tak, żeby mogli pogadać, ale żeby nie było dziwacznie xd]
Kilka faktów o Williamie wie tylko on. Po pierwsze, nie lubi cholernego groszku. A groszku z marchewką nie będzie tolerował nigdy. Po drugie, chyba ważniejsze, nie umawia się na randki. I to już nawet nie chodzi o to, że randek nie lubi. Rzecz w tym, że nie ma na nie czasu. Najczęściej zapraszał kobietę do siebie, szli do sypialni, a rano rozstawali się w pokojowej atmosferze. Wszystko pięknie. Trudno było mu zrozumieć co takiego nakłoniło go do zaproszenia Lucy na randkę. Całe ich pierwsze spotkanie było dość dziwaczne - jak wyciągnięte żywcem z filmu. Autobus. Zostawiona torebka. Pogoń za właścicielką. Krótka rozmowa. Kawa. Zaproszenie na randkę. Cholera. Nadal nie potrafił zrozumieć dlaczego zaprosił ją na PIERWSZĄ RANDKĘ. Powinien się był zastanowić. I nie chodziło o samą Lucy, bo przecież gdyby mu się nie podobała, nie wybiegłby nawet z autobusu, pięć przystanków za szybko. Problem tkwił raczej w nim. Nie chodził na randki. Taki fakt, będący sobie w hierarchii obok nieszczęsnego groszku.
W końcu zamienił się z kumplem na poranną zmianę. Był piątek, godzina osiemnasta. Wziął prysznic w szpitalu, założył na siebie swój ulubiony garnitur od Armaniego, po czym wyszedł ze szpitala, machając po drodze do dwóch lekarzy, którzy spieszyli na izbę. Mieli dziś dostać jakiegoś specjalnego pacjenta, pacjenta który... Ach, nie myśl o tym. To już nie jest twoja sprawa. Ty masz randkę. Ta myśl trochę go otrzeźwiła. Wszedł na parking, gdzie zaparkowany był jego jeep wrangler, nie jego stara wersja, nowsza, odpicowana. Nie lubił służbowych samochodów, mercedesów czy innych cudów. Wolał jeepa, terenowe auto, które wyróżniało się na szpitalnym parkingu. Nigdy nie zamieniłby go na żadne inne.
Za piętnaście dziewiętnasta siedział przy zamówionym wcześniej stoliku w restauracji w centrum. Nie szczędził pieniędzy. Z nimi akurat nie miał żadnego problemu. Za to inne sprawy potrafiły dopiec.
- Najwidoczniej, akurat jesienią zawsze mnie rozkłada - wzruszyła ramionami, wzdrygając się nieco.
- Smacznego, tak poza tym - powiedziała w stronę kanapek Lucy, sama wyjęła z torby mały pojemniczek śniadaniowy, w którym było trochę sałatki z kurczakiem i mały widelczyk. Nie miała zbytniej ochoty na jedzenie, jak zwykle choroba odebrała jej apetyt, ale na poprzedniej lekcji - ku uciesze klasy - i tak zaczęło jej burczeć w brzuchu. W drodze do domu planowała skoczyć gdzieś na jakiś rosół, a potem prosto do swojego łóżka.
- Dlatego wolę lato. Mniej roboty, więc nie trzeba wychodzić z domu. A zresztą, nawet wychodzenie nie jest złe, bo ciepło - powiedziała, podpierając głowę na dłoni i zaczęła grzebać w swojej sałatce, wygrzebując kawałki pomidora, który połykała, resztę z obojętnością odrzucając na bok.
Prześlij komentarz