LISTA POSTÓW

niedziela, 2 grudnia 2012

Oh baby, we'll be old



student piątego roku inżynierii naftowej i gazowniczej
commis, młodszy kucharz, w restauracji La Rive

     No cóż, Janssen nie jest mistrzem robienia dobrego pierwszego wrażenia. Z reguły nie mówi za dużo, ot, nie ma się specjalnie z czego chwalić. Bo i z czego? Na świat przyszedł dwadzieścia cztery lata temu, szóstego grudnia, pięć minut po północy. Rodzina? Normalna. Model dwa plus jeden. Matka, przedszkolanka. Ojciec, artysta malarz. No i pies. Bernardyn. Cała historia raczej nudnawa, nie warta opowiadania na spotkaniach towarzyskich. Dziecięce krzyki, nastoletnie bunty, dorosłe decyzje. A wszystko to na tle uroczej Antwerpii. Właściwie to w Amsterdamie Edme zjawił się zupełnie przypadkiem. Niewielka klita w ścisłym centrum, niezbyt interesujące studia i dorywcza praca nigdy nie stanowiły szczytu jego marzeń. Nie, on miał przecież podbić świat. Zaczynając od wymarzonych studiów medycznych w Brukseli. Na które się cholera nie dostał. Tym sposobem, zdruzgotany młody gniewny, wylądował w stolicy Holandii. Chyba aż tak źle mu tu nie jest, w każdym razie nie narzeka. Przez miasto popierdala na irytująco hipsterskim miętowym rowerze, w wolnych chwilach wypieka babeczki z haszem, a, i stara się nie przeklinać. Żyje mu się chyba całkiem dobrze, dzieląc tak wolny czas na pracę, znajomych, własną, nieskromną osobę. Bywa niekulturalny, obdarzy cię miną znudzonego księcia, weźmiesz go za dupka. Tyle na początek.
  Choć wydobycie ropy naftowej nigdy specjalnie go nie interesowało, Janssen zdecydował się na złożenie papierów na ten kierunek. Po raz pierwszy posłuchał się ojca, życiowego nieudacznika sprzedającego japońskim turystom swoje dzieła za grosze. W końcu postanowił być tym odpowiedzialnym, wzorowym synem. Jedynym synem, gwoli ścisłości. Jest chyba dobrym studentem. Regularnie pojawia się na wykładach, na rozwalającym się macbooku prowadzi całkiem porządne notatki. Ostatnio zaczął nawet poważnie rozważać trzymiesięczny staż na platformie wiertniczej. Owszem, może nie jest to praca jego marzeń, ale nareszcie Edme czuje się na swój sposób ważny. Nie jest kolejnym psychologiem, dziennikarzem, filologiem. Jest Inżynierem. Chyba nawet głupio wierzy w to, że po studiach uda mu się zmienić świat. No bo przecież, tak jak pisze pogrubionymi literami w uczelnianej broszurce, zabezpieczenie  kraju w surowce energetyczne jest priorytetem gospodarki. W sumie to na razie Janssen raczej nie zastanawia się nad przyszłością. Cholera, lubi to swoje studenckie życie. Czas mija mu od sesji do sesji, zwykle na przesiadywaniu do późnych godzin nocnych przy butelce piwa, może dwóch. 
     Prawdziwą miłością Belga jest kuchnia. Jakoś tak od zawsze jego zdolności kulinarne wykraczały ponad przeciętne przyrządzenie jajecznicy czy podgrzanie zupy. Chyba zawdzięcza je niespełnionym ambicjom Carlijn Janssen, swojej szacownej rodzicielki. Edme lubi gotować, powolne mieszanie drewnianą łyżką w garnku gotującego się, pomidorowego sosu napawa go dziwacznym spokojem. Z iście matematyczną precyzją szatkuje marchewkę na idealnie równe paski, wprawnie podrzuca naleśniki wysoko nad patelnię, bez mrugnięcia okiem odróżni na targu świeżą rybę od tej jednodniowej. Kiedyś sztywno trzymał się przepisów swojego osobistego boga, Jamiego Olivera, ostatnio zaczyna eksperymentować na własną rękę. Jeśli jego suflet brokułowy uznasz za tylko bardzo dobry, to autorski, lawendowy crème brûlée bez dwóch zdań przyprawi cię o orgazm na podniebieniu. Tylko nie zapomnij go pochwalić, inaczej gotów jest boczyć się na ciebie przez następny miesiąc. Czasem ciężko przełknąć mu krytykę, ale chyba liczy się ze zdaniem innych, nie gotuje przecież wyłącznie dla własnej satysfakcji. W tym roku udało mu się załapać na praktykę w ekskluzywnej restauracji La Rive. Pod okiem szefa kuchni - chuja haruje w pocie czoła jako commis. Zarabia psie pieniądze, przełożony wpędził go z powrotem w tytoniowy nałóg, ale dawno Janssen nie czuł się tak szczęśliwy. 
     Z reguły Edme spędza swój wolny czas na mieście. Nie dla niego domatorski tryb życia, od kubka herbaty i jakiejś dobrej lektury zdecydowanie woli zatłoczone, głośne kluby. Czasem spotkasz go na pomniejszym wernisażu, gdzie z kieliszkiem szampana w ręce będzie próbował nie uchodzić za skończonego pseudo inteligencika. No i ma fioła na punkcie ekologii. Segreguje odpady, jeździ na rowerze, nie zostawia w pokoju włączonego światła. A fakt, że ostatnio powrócił do porannego papieroska stanowi zupełnie odrębną kwestię. Zapisał się też na jogę, chyba liczy w duchu, że może wewnętrzna harmonia pozwoli rzucić mu nałóg. Papierosy pali mentolowe, gejowskie, trochę się nawet z tego śmieje. Jakoś nigdy nie miał problemu z samoakceptacją.
     Nie lubi swoich studiów. Lubi gotować. Tyle na podsumowanie.

[po raz pierwszy w Amsterdamie, goedemorgen]

11 komentarzy:

Brandi pisze...

[Hello!
Nie, nie mogą się dopiero poznać, oni muszą się znać już. Co Ty na to? Poznali się, bo oboje jeżdżą na rowerze. Czasami razem jedzą, bo Bran gotować nie potrafi. Tacy dobrzy kumple na zasadzie "męsko-damskiej przyjaźni". I kiedy on nie ma z kim wyjśc, jest Bran; kiedy Bran nie ma z kim wyjść, jest Edme. Hm? :D]

we’re from America pisze...

[ Masz ochotę na wątek? ;) ]

Bran pisze...

[WTF, teraz zauważyłam tytuł piosenki! Asaf! <3]

Brandzia pisze...

[Będzie oryginalnie - Bran poprosiła Edme, żeby jej towarzyszył... w podwójnej randce. Wyjaśniam: jej koleżanka chciała się umówić z jednym gościem, ale tylko pod warunkiem, że będzie to randka łączona, bo inaczej czułaby się strasznie głupio. Więc Bran poprosiła Edme, by ten poudawał jej faceta przez jakiś czas. Hm? :D]

we’re from America pisze...

[ Wolę na odwrót. Uwielbiam zaczynać. Taki głupi nawyk. ]

we’re from America pisze...

[ Pomysł bardzo fajny. Już skołowałam coś do żarcia, cobym głodna nie była i mogę zaczynać! ]

Znaleźć modela, który zgodzi się pozować za niewielkie wynagrodzenie to nie lada wyzwanie. Chelsea jak najszybciej potrzebowała znaleźć takiego pana. Potrzebowała jak najszybciej stworzyć zaległą pracę semestralną, albo nie zaliczy pierwszego półrocza. Termin oddania prac mija we wtorek, a był niedzielny wieczór. Ona nawet nie miała zalążka, a co dopiero można mówić o skończeniu. Na szczęście na horyzoncie pojawił się pan, który okazał się być na tyle miły, żeby jej zapozować. I to nago jak to sobie zażyczyła ich odrobinkę ekscentryczna nauczycielka.
Zaprosiła go do siebie. W końcu tam miała swoją maleńką, za to bardzo przytulną pracownie. Była trochę zestresowana. Pierwszy raz miała rzeźbić nagą osobę. Ubrana w to co zawsze tj. koszulę w kratę, schodzone jeansy i fioletowe trampki, które tak bardzo kochała, siedziała teraz na blacie w pracowni i czekała aż owa osoba się zjawi. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Zerwała się na równe nogi i podbiegła do drzwi. Przedtem związała włosy w kucyk i owinęła głowę bandamką coby jej nie przeszkadzały.
- Dobry wieczór. Wchodź. - otworzyła drzwi szeroko, starając się uśmiechać jak najżyczliwiej.

Bran pisze...

Brandi nie robiła to z innych powodów, jak z pragnienia wkurzenia Edme. Mogła przecież zaprosić każdego, wyrwać jakąkolwiek dziewczynę, zaprosić jedną z tych, które były nią zainteresowane albo jednego z panów, którzy myśleli o jej dupie. Ale nie, nie zamierzała, bo chciała Edme zrobić na złość, pobawić się jego kosztem. I co? I teraz trzymała w ręku kwiatki i on ją całował. Ale skoro zabawa, to zabawa.
Też go pocałowała, nawet może zbyt ostro jak na siebie - zawsze była wielbicielką długiego, ale spokojnego seksu. A teraz co? Nauki Tony'ego wyszły na wierzch. Ale tylko na moment, więcej nie mógł przecież dostać niźli jednego przelizańca.
- Och, mój misiaczku - zaszczebiotała Brandi, po czym chwyciła jego policzek i potarmosiła przez chwilę. Nie uśmiechała się jakoś specjalnie złowieszczo, ale w jej oczach błyszczały te okropne ogniki zwiastujące coś złego. Choć to trochę dennie brzmi, jej wyraz twarzy przepowiadał uroczą grę w heteryczkę. Bardzo uroczą grę w bardzo uroczą heteryczkę.
Monic spóźniała się. Dotarła jednak trzy minuty później, przepraszając, ale coś się stało na drodze. Potem było zwyczajnie - Bran zaczęła rozmawiać o duperelach, o których zwykle się rozmawia w restauracjach, rzuciła jakimiś drętwymi tekstami dla niej, wspaniałymi dla nich, po czym zwróciła wzrok na Edme, mając nadzieję, że tamta dwójka, zbyt zajęta sobą, nie zauważy kpiącego uśmiechu na usteczkach naczelnej lesby Amsterdamu.
- Och, Edme, strasznie sztywno całujesz. Czyżbym pomyliła Ci się z siostrą?
[Dobranoc :D]

morphine pisze...

[Witam! ;) Są może pomysły na powiązanie?]

red shoes pisze...

Sasha S.

{Wątkom i powiązaniom mówię tak, jak najbardziej. Ale z pomysłami u mnie kiepsko, zwłaszcza o tej porze. Ty coś tam może masz? A może burza mózgów czy coś? :p}

Sasha S. pisze...

{jestem jak najbardziej za tym, żeby to było coś bliskiego, średnio długiego i na pewno nie poczciwego - musi być popieprzone, pokrecone i w ogóle. Odezwę się raczej dopiero po południu, wtedy będziemy dalej myśleć}

Mōri Kanade pisze...

[Zakochałam się w tym zdjęciu! *u*]