LISTA POSTÓW

wtorek, 25 grudnia 2012

I była parna zima, i padał czarny śnieg.




Myślę: Oko. Czemu to właśnie oko? Czemu nie noga zamiast oka?
I czemu dookoła oka ten trik z trójkąta? 



 Marion Coffee przyszła na świat 12 grudnia 1993r. w magicznie prezentującym się i przykrytym wówczas śniegiem Paryżu. Czy była świątecznym cudem, przedwczesnym prezentem wyczekiwanym przez rodzinę? Niestety nie.
Para jak z bajki- piękna i olśniewająca modelka Yuki, Francuzka z  japońskimi korzeniami i angielski prawnik John zarabiający krocie, zakochani w sobie na zabój. Mówią sobie przed ołtarzem "tak", oczywiście w błysku fleszy, obsypywani confetti czy też tam ryżem (później naiwnie pożeranym przez Paryskie gołębie, co kończy się już nie tak bajkowo). Rodzi im się synek- prześlicznej urody blondynek o uroczych, wielkich, niebieskich oczach.

 Nagle jednak pojawia się problem. Problem w postaci Marion- przeklęty owoc romansu Anglika, psiamać, ta durna sekretarka twierdziła, że bierze tabletki. Nie do końca Disney'owski zwrot akcji, o nie. Jednak Yuki nie pozwoliła zaburzyć swojego idealnego dotąd życia- jako że kochanka jej męża nie chciała dziecka, ona wspaniałomyślnie wybaczyła mu zdradę i przyjęła Marion jak własną córkę. Odtąd zawsze była dla dziewczyny matką, co z tego, że nie biologiczną.


 Marion była dość osobliwym dzieckiem- cichym, wolącym w samotności rysować (wyłącznie ołówkami, do dziś nie lubi kredek) lub czytać książki niż bawić się z rówieśnikami- w przeciwieństwie do jej brata, nadpobudliwego od zawsze. On niezwykle popularny, mimo swojej aroganckiej i dość... nieuprzejmej postawy- poprawka, on jest po prostu dupkiem, cholera wie, dlaczego go tak lubią. No tak, ma ten błysk w oku, "to coś", przez co dziewczyny marzą, aby je dostrzegł (i łudzą, że właśnie w nich się zakocha, a nie porzuci po jednym wieczorze, jak resztę). Coś, co sprawia, że impreza bez niego nie jest imprezą udaną, ludzie chcą się z nim przyjaźnić, chcą go znać. Siłą rzeczy jej również dotknęła ta popularność, w końcu jest ukochaną siostrzyczką Chrisa, TEGO Chrisa. Przez całe życie była tą spokojniejszą- w porządku, chodziła z nim na imprezy, zdarzało jej się wrócić do domu znacznie bliżej porannych wiadomości niż dobranocki, i to w niezbyt świeżym stanie. Ale to on skakał z dachów, wyrzucał telewizor przez okno i spędzał noce na komisariacie. Role odwróciły się, gdy kruszynka skończyła 17 lat, a rodzeństwo przeniosło się do Amsterdamu, by zamieszkać z dość ekstrawagancką babcią, kochającą pokera i Johny'ego Walkera. Od tego czasu to brat zamartwia się o nią- gdzie podziewała się przez całą noc, dlaczego wciąż wydzwania do niego ten detektyw pytając o siostrę i kto do cholery stłukł w nocy szybę kamieniem i wołał 'Marion' do czasu, aż Chris wyszedł z domu z miną 'zaraz skopię Ci dupę'. Zawsze jednak zbywa go, uśmiechając się czarująco i upominając go, by nie zachowywał się jak własna matka.

 Najłatwiej określić jej charakter słowem "zmienna", ale co to mówi o człowieku, oprócz może nasunięcia wątpliwości co do stabilności emocjonalnej? Niewiele.  Bywa uśmiechnięta, szczera i otwarta (a przynajmniej pozornie). Czasem jednak, ni z gruszki ni z pietruszki, staje się oziębła, wredna i do bólu sarkastyczna. Jej cięty język nie zna wtedy litości- jest w stanie jednym komentarzem zepsuć dzień każdemu; od kelnerki, która w kawiarni przyniosła jej poranną kawę, do chłopaka, który przypadkiem szturchnął ją w metrze podczas powrotu do domu. Potrafi przez tydzień nie wychodzić z domu, odżywiając się raczej marnie, i puszczać jakieś wrzaski na pełny regulator bądź leżeć w łóżku z zasuniętymi roletami w całkowitej ciszy. Stany te Marion ignoruje, uporczywie odmawiając rozmów na ten temat z terapeutką (bo tak, posiada takową). Można więc wyciągnąć z tego wnioski- ma ona problemy, z tym że nikt do końca nie wie, jakie.

 Chce przeżyć i zobaczyć wszystko (a to raczej dużo rzeczy). Nie przejmuje się tym, czy jej działania będą niosły za sobą jakieś konsekwencje.Nie mówi o przyszłości. Pełna wad. Pogmatwana.Wygadana, żeby nie powiedzieć pyskata. Asertywna. Zawsze uparcie dąży do celu.

-Twoja orientacja?
-W terenie? Szczerze powiedziawszy, raczej marna. 
-Nie, chodziło mi...
-Tak, tak, wiem. Mogłabym mówić o tym dość długo, ale oszczędzę pani tego, proszę po prostu zanotować sobie "biseksualna" obok innych bzdur w tym pani durnym, małym zeszyciku. Ja po prostu lubię ludzi. Nie wszystkich, ale moja uczucia do nich zdecydowanie nie zależą od ich płci. 


  Wygląd dziewczyny niezwykle zwodniczy- długie, blond włosy; wiecznie smutne, ogromne, jasnoniebieskie oczy; różowe usteczka- sprawia wrażenie niewinnego aniołka, którym, jak szybko można się przekonać, nie jest.  Chuda, i wciąż chudnąca. Wychowując się i dorastając w Paryżu, będąc jednocześnie córką modelki Marion stała się, jakby nie patrzeć, modnisią.


  19-letnia Marion mieszka z bratem w mieszkanku, które wynajmują w mieście od kiedy ich babcia zmarła. Reżyserem pragnie być od kiedy zakochała się w filmach, i przeczy, jakoby miało to jakikolwiek związek z faktem, iż lubi dyrygować innymi. Studiuje więc reżyserię i scenopisarstwo. Spotkać ją można zarówno w samolocie trzy sekundy przed skokiem ze spadochronem, w bibliotekach zaczytaną w kryminałach Agathy Christie, w parku bazgrzącą zawzięcie w swoim zeszyciku, jak i w teatrach lub kinach. 


 Postaram się krótko. Wiem, że karta nieco chaotyczna i mogło pojawić się parę błędów- proszę o wybaczenie, i jeśli coś zauważycie, mówcie, postaram się ją poprawić. Miałam małą przerwę od blogowania, więc zdążyłam się odzwyczaić. Mimo to postanowiłam wskrzesić postać prowadzoną już kiedyś na innym blogu. 
 Tytuł i cytat na samej górze autorstwa zespołu Lao Che. 
 Na zdjęciach Frida Gustavsson, zdjęcia znalezione na tumblrze. 
 Jestem oczywiście chętna na wszelkiego rodzaju wątki i powiązania. 

6 komentarzy:

Sasha S. pisze...

{A przywitam cię, życząc ci Wesołych Świąt ;) Masz jakieś pomysły dla naszych dziewcząt?}

Sasha S. pisze...

{Pasują mi oba podrzucone przez ciebie scenariusze. Ten pierwszy jednak jest faktycznie nieco pomieszany albo to po prostu mój mózg nie pracuje zbyt... Zbyt... Brakuje mi słowa :< Nie umiem wybrać. Może jutro mi się uda?}

mówią, że gej pisze...

[Pierwsze co wpadło mi do głowy to walka o książkę w księgarni: Simon położył dłoń na lekturze, którą chciał kupić, ona w tym samym momencie złapała za jej grzbiet i... no i teraz pytanie kto jest bardziej uparty i ją zdobędzie ;>]

- Simon

Unknown pisze...

[no to ja mam już pewien pomysł. skoro ojciec Marion był prawnikiem, to może ich rodziny się po prostu znają. kawka, herbatka itd.- podczas jednego takiego spotkania, dziewczyny zaczęły ze sobą rozmawiać i od tamtej pory utrzymują kontakt :) reszta należy do Ciebie ;)]

Anonimowy pisze...

Pogwizdywał coś pod nosem, gdy szedł zaśnieżoną uliczką miejską. Można by pomyśleć, że ma cudowny humor, którego zasługą była cała ta świąteczna otoczka, ale nic z tego. Jeżeli Simon był z jakiegoś powodu zadowolony to na pewno chodziło o jego własne osiągnięcia, a nie wpływy otoczenia. W każdym razie dzisiejszego dnia dowiedział się, że w okresie przedświątecznym sporo z książek, które promował, zostało sprzedanych. Nie było w tym nic dziwnego, bo utarg zawsze wzrastał przy takich terminach, po prostu cieszyło go to, że część z tych lektur wymagała dodatkowego dodruku wydawnictwa. To była dobra wieść dla kogoś, kto obejmował autorów patronatem.
Mając tak dobre samopoczucie i czując wewnętrzną potrzebę odnalezienie inspiracji jak zwykle swój ratunek znalazł w jednej z księgarni. Bez zbędnego zastanowienia wszedł do środka, będąc chyba jedynym klientem, co stwierdził po zupełnym rozleniwieniu pracownicy, popijającej sobie nonszalancko herbatkę. Tak czy inaczej przewertował większość książek w sklepie dopóki nie odnalazł takiej, która interesowała go najbardziej. Właśnie po nią sięgnął, gdy obca mu dłoń postanowiła zrobić zupełnie to samo.
- To chyba jednak mój wybór... - rzucił całkiem spokojnie, krzyżując wzrok z nieznaną sobie kobietą. Być może powinien być dżentelmenem i pozwolić jej kupić to dzieło, ale... no kurczę, spędził tu blisko godzinę, by znaleźć coś godnego uwagi.

- Simon

Unknown pisze...

[zakupy? Mona jako dziedziczka wielkiej fortuny nie poszłaby do zwykłego warzywniaka ;p no ale ok, zobaczymy jak to wyjdzie :)]

Czy w Amsterdamie mają pistację? Małe, słonawe orzeszki ukryte pod cienką skorupką, którą można łatwo rozbić. CHCĘ JE!- panna Mayfair pokręciła nosem z przerażeniem gdy po raz pierwszy przyszło jej wejść do lokalnego marketu. Z cichym westchnieniem chwyciła za jakiś koszyk i brylowała między półkami w poszukiwaniu upragnionego produktu...
-Cóż za niezręczna sytuacja- mruknęła gdy dobiegł ją znajomy głos, przyjaciółki sprzed lat- Jak miło Cię spotkać... Ja właśnie kupuję pistację...