Cud nad Loarą. Pianistka. Panienka urodzona dziesiątego sierpnia tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego roku. W jej żyłach płynie krew angielska i francuska, od ojca wyuczyła się brytyjskiego akcentu, a od matki dobrych manier.
Lea po ukończeniu szkoły średniej, po trzech latach mieszkania z ojcem i starszym bratem, postanowiła zwiedzić całą Europę, a na dłużej - na ponad dwa lata zatrzymała się w Paryżu, towarzysząc swojej rodzicielce - Madelaine, w eleganckich przyjęciach, poznając ciekawych ludzi. Zaczęła też pasjonować się fotografią, ale całe swoje serce oddała dziennikarstwu i pisarzeniu - podobnie jak jej ojciec.
Na chwilę obecną, Lea przebywa ponownie w Amsterdamie, zamieszkując dość duży dom rodzinny w kompanii rodzica - Anthony'ego i brata - Sebastiana. Całą trójką tworzą dość wesołą zgraję, a ich mieszkanie zawsze tętni życiem. Ku wielkiemu zadowoleniu Lei, przygarnęli ostatnio dwa psiaki, w tym samym czasie przypałętał się do nich mały, rudy kociak, który postanowił się u nich zadomowić.
Od października tego roku panienka Turner rozpoczęła na studia na kierunku dziennikarstwa i public relations nawet nie ukrywając, że zmierza śladami ojca - brytyjskiego dziennikarza prasowego i radiowego, całe życie pracującego w Holandii. Dodatkowo, dorabia sobie jako kelnerka z pizzerii.
Wygląda bardzo niepozornie. Nikt o zdrowych zmysłach nie dałby jej dwudziestu dwóch lat, oceniając po samej aparycji. Niewysokie chucherko mierzy sobie metr sześćdziesiąt pięć, naprawdę bardzo rzadko dodając sobie centymetrów obcasami czy koturnami. Najczęściej pomyka w trampkach różnej maści i butach glanopodobnych. pozbawionych tych wszystkich metalowych, ciężkich fragmentów. Dziewczę uważa, że te ciężkie buciory odbierają jej dziewczęcości.
Ma szczupłą sylwetkę, ale daleko jej do prawdziwej, krągłej i seksownej kobiety. Niewielkie piersi, widocznie wcięcie w talii i płaski brzuch. Biodra niezbyt szerokie, krótkie nóżki i drobne dłonie. Szczerze nienawidzi swoich kościstych nadgarstków i kolan, a także odstającego obojczyka. Ma niezwykle kruche kości, w swoim życiu wiele razy paradowała zagipsowana. Szeroki, promienny uśmiech od paru lat rozświetla świat innych ludzi, ale prawda jest taka, że jeszcze w szkole średniej dziewczę musiało nosić aparat ortodontyczny, naprawiając strasznie krzywe uzębienie.
Piegowata buzia jest niezwykle dziewczęca. Usiany małymi plamkami nosek, według ojca dorosłej już dziewczyny, jest najsłodszą rzeczą na świecie. Ciemnorude włosy to naturalny atrybut Lei, która dzięki nim bez problemu mogła utożsamiać się z Anią z Zielonego Wzgórza. Brązowe oczy przybierają niekiedy jaśniejszy, bursztynowy odcień, ale otoczone są gęstą kotarą ciemnych rzęs i ukoronowane gęstymi brwiami, układającymi się w ładny łuk. A dołeczki w policzkach są rzeczą, która drażni dziewczynę najbardziej.
Swoje niedoskonałości maskuje ubraniami. Dzięki matce wyuczyła się dobrego smaku, dlatego odważnie, ale z klasą łączy kolory i fasony. Najczęściej można spotkać ją ubraną w luźne, codzienne ciuchy, ale jej szafa skrywa nawet takie cuda jak sukienki od samego Armaniego i torebki od Prady - a wszystko to, to prezenty od matki. Pani projektantki, byłej modelki i aktorki telewizyjnej znanej głównie we Francji.
Humorki to ona miewa. Jest kobietą, więc ma prawo być zmienna. Ma prawo zakopać się pod ciepłą pierzyną z kubkiem gorącej czekolady, ma prawo nie wychylać nosa spoza ram książki. Ma również prawo do tego, aby biegać po mieście i śmiać się z wszystko, co śmieszne jest zaledwie w nikłym stopniu. Może też się rozpłakać, ale nie na zawołanie. Dla Lei - łzy są czymś ważnym. Są albo oznaką szczęścia, smutku, albo złości i nie powinno się ich nadużywać, bo tak jest fajnie. Nie jest. Nasz piegusek to osoba o niezwykle pogodnym i sympatycznym uosobieniu. Przyjacielska, chętnie pomoże każdemu, kto w jakiś sposób może potrzebować jej pomocy.
Z pewnością nie należy do istotek nieśmiałych, jest otwarta, pyskata i momentami nawet wredna. Potrafi dogryźć, ale równie dobrze potrafi pocieszyć. Słuchaczka, ba!, genialna słuchaczka, ale zarazem wielka gaduła, której usteczka zamykają się tylko wtedy, kiedy naprawdę muszą. Ale wiecie, wszystko ulega zmianie, gdy usłyszy coś miłego, gdy jakiś przedstawiciel płci przeciwnej zawojuje jej delikatne serduszko i skradnie fragment duszy - wtedy cała pewność siebie ulatuje, rumieńce wstępują na usiane piegami policzka, a usta nie przestają się uśmiechać, brązowe oczy zeszklone, acz dalekie od płaczu, zakrywane są cały czas powiekami. Jak na romantyczkę przystało, zależy jej na czułych gestach. Chce się czuć kochana, lubiana i potrzebna. Jest idealistką, ślepo wierzy w to, że w każdym człowieku znajdzie trochę dobra. Co gorsza, nie zważając na ryzyko, robi to, często pakując się w tarapaty. To nie tak, że jest superbohaterem i jest zabójczo odważne. A gdzież! Może i rozbrykane z niej stworzenie, ale jest również strasznie lękliwa. Ciemne pomieszczenia, alejki, nagle gasnące latarnie - brak dostępu do światła czyni ją niezwykle bezradną, serce podskakuje do gardła, a ona sama drży, nieraz jest blisko omdlenia. W sytuacjach zagrożenia potrafi się opanować i myśleć trzeźwo, ale to dzięki temu, że dorosła. Jeszcze jako nastolatka była okropną panikarą.
Wiadomym jest też fakt, że dziewczę czerpie z życia jak najwięcej, nie bezcelowo zrobiła sobie prawie trzy lata przerwy od nauki, aby dopiero teraz podjąć się studiów - nie, nie jest chora, broń Bóg! Jest zdrowa jak ryba, nie dolega jej nic oprócz łagodnej anemii i częstych przeziębień. Uwielbia jeść, ale dzięki świetnemu metabolizmowi i aktywności fizycznej, jej sylwetka nadal pozostaje szczupła. Jest wielką fanką wszelakiej maści filmów, a za swoją ulubioną sagę (sagę, nie konkretny film!) uważa Gwiezdne Wojny, a pojedyncze filmy? Zbyt dużo powstało tych fajnych, aby wymieniać. Nie gardzi filmami animowanymi, książkami, serialami i innymi sposobami na spędzenie wolnego czasu. To tak pokrótce.
Zdjęcia z galerii: MartaSyrko.deviantart.com
Wygląda bardzo niepozornie. Nikt o zdrowych zmysłach nie dałby jej dwudziestu dwóch lat, oceniając po samej aparycji. Niewysokie chucherko mierzy sobie metr sześćdziesiąt pięć, naprawdę bardzo rzadko dodając sobie centymetrów obcasami czy koturnami. Najczęściej pomyka w trampkach różnej maści i butach glanopodobnych. pozbawionych tych wszystkich metalowych, ciężkich fragmentów. Dziewczę uważa, że te ciężkie buciory odbierają jej dziewczęcości.
Ma szczupłą sylwetkę, ale daleko jej do prawdziwej, krągłej i seksownej kobiety. Niewielkie piersi, widocznie wcięcie w talii i płaski brzuch. Biodra niezbyt szerokie, krótkie nóżki i drobne dłonie. Szczerze nienawidzi swoich kościstych nadgarstków i kolan, a także odstającego obojczyka. Ma niezwykle kruche kości, w swoim życiu wiele razy paradowała zagipsowana. Szeroki, promienny uśmiech od paru lat rozświetla świat innych ludzi, ale prawda jest taka, że jeszcze w szkole średniej dziewczę musiało nosić aparat ortodontyczny, naprawiając strasznie krzywe uzębienie.
Piegowata buzia jest niezwykle dziewczęca. Usiany małymi plamkami nosek, według ojca dorosłej już dziewczyny, jest najsłodszą rzeczą na świecie. Ciemnorude włosy to naturalny atrybut Lei, która dzięki nim bez problemu mogła utożsamiać się z Anią z Zielonego Wzgórza. Brązowe oczy przybierają niekiedy jaśniejszy, bursztynowy odcień, ale otoczone są gęstą kotarą ciemnych rzęs i ukoronowane gęstymi brwiami, układającymi się w ładny łuk. A dołeczki w policzkach są rzeczą, która drażni dziewczynę najbardziej.
Swoje niedoskonałości maskuje ubraniami. Dzięki matce wyuczyła się dobrego smaku, dlatego odważnie, ale z klasą łączy kolory i fasony. Najczęściej można spotkać ją ubraną w luźne, codzienne ciuchy, ale jej szafa skrywa nawet takie cuda jak sukienki od samego Armaniego i torebki od Prady - a wszystko to, to prezenty od matki. Pani projektantki, byłej modelki i aktorki telewizyjnej znanej głównie we Francji.
Humorki to ona miewa. Jest kobietą, więc ma prawo być zmienna. Ma prawo zakopać się pod ciepłą pierzyną z kubkiem gorącej czekolady, ma prawo nie wychylać nosa spoza ram książki. Ma również prawo do tego, aby biegać po mieście i śmiać się z wszystko, co śmieszne jest zaledwie w nikłym stopniu. Może też się rozpłakać, ale nie na zawołanie. Dla Lei - łzy są czymś ważnym. Są albo oznaką szczęścia, smutku, albo złości i nie powinno się ich nadużywać, bo tak jest fajnie. Nie jest. Nasz piegusek to osoba o niezwykle pogodnym i sympatycznym uosobieniu. Przyjacielska, chętnie pomoże każdemu, kto w jakiś sposób może potrzebować jej pomocy.
Z pewnością nie należy do istotek nieśmiałych, jest otwarta, pyskata i momentami nawet wredna. Potrafi dogryźć, ale równie dobrze potrafi pocieszyć. Słuchaczka, ba!, genialna słuchaczka, ale zarazem wielka gaduła, której usteczka zamykają się tylko wtedy, kiedy naprawdę muszą. Ale wiecie, wszystko ulega zmianie, gdy usłyszy coś miłego, gdy jakiś przedstawiciel płci przeciwnej zawojuje jej delikatne serduszko i skradnie fragment duszy - wtedy cała pewność siebie ulatuje, rumieńce wstępują na usiane piegami policzka, a usta nie przestają się uśmiechać, brązowe oczy zeszklone, acz dalekie od płaczu, zakrywane są cały czas powiekami. Jak na romantyczkę przystało, zależy jej na czułych gestach. Chce się czuć kochana, lubiana i potrzebna. Jest idealistką, ślepo wierzy w to, że w każdym człowieku znajdzie trochę dobra. Co gorsza, nie zważając na ryzyko, robi to, często pakując się w tarapaty. To nie tak, że jest superbohaterem i jest zabójczo odważne. A gdzież! Może i rozbrykane z niej stworzenie, ale jest również strasznie lękliwa. Ciemne pomieszczenia, alejki, nagle gasnące latarnie - brak dostępu do światła czyni ją niezwykle bezradną, serce podskakuje do gardła, a ona sama drży, nieraz jest blisko omdlenia. W sytuacjach zagrożenia potrafi się opanować i myśleć trzeźwo, ale to dzięki temu, że dorosła. Jeszcze jako nastolatka była okropną panikarą.
Wiadomym jest też fakt, że dziewczę czerpie z życia jak najwięcej, nie bezcelowo zrobiła sobie prawie trzy lata przerwy od nauki, aby dopiero teraz podjąć się studiów - nie, nie jest chora, broń Bóg! Jest zdrowa jak ryba, nie dolega jej nic oprócz łagodnej anemii i częstych przeziębień. Uwielbia jeść, ale dzięki świetnemu metabolizmowi i aktywności fizycznej, jej sylwetka nadal pozostaje szczupła. Jest wielką fanką wszelakiej maści filmów, a za swoją ulubioną sagę (sagę, nie konkretny film!) uważa Gwiezdne Wojny, a pojedyncze filmy? Zbyt dużo powstało tych fajnych, aby wymieniać. Nie gardzi filmami animowanymi, książkami, serialami i innymi sposobami na spędzenie wolnego czasu. To tak pokrótce.
Zdjęcia z galerii: MartaSyrko.deviantart.com
16 komentarzy:
[ Karta cud, miód i orzeszki w sreberkach zawijane! No to, co robimy? Przyjechały razem, więc może po prostu jakiś taki "zwykły" wątek w nowym mieszkanku Angel? O, albo może Lea pomagałaby jej wszystko do końca uprzątnąć? ]
[Wykorzystywanie na wysokim poziomie, ale niech ci będzie ;p ]
Nie mogła uwierzyc, że już jest po wszystkim. Czy naprawdę wszystko zaczęło się układac? Wreszcie sprawy z Emmanuellem zostały do końca rozstrzygnięte, nawet Annabelle nie miała jej niczego za złe. Cóż... W końcu się przyjaźniły, dlaczego miałaby byc na nią zła? W końcu wszyscy chcieli walczyc o wspólne dobro. Bez potrzeby nikt nie pchałby się przecież w ślepą uliczkę, jaką był ten cały rozwód...
No, ale to już za nią. Co teraz było najważniejsze?
Sprawy jej własnej rodziny również zaczęły się rozplątywac. Jeśli Mia była szczęśliwa, nic jej nie groziło, znalazła swój kolejny raj na ziemi, to jak Angel mogła się nie cieszyc? Ponadto, sama białowłosa zaczęła stawac na własnych nogach, co wcześniej było niemalże nie do zrealizowania. Jak widac, sprawy przyjmują dobry obrót. Oby tak dalej!
A teraz, wnosząc ostatnie pudło na czwarte piętro, postawiła je na podłodze, tuż przy drzwiach. Wyprostowała się, westchnęła i przewróciła oczami. Chyba nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że to naprawdę może byc jej ostatnia przeprowadzka.
Zamknęła drzwi, umyła ręce, a potem rozsiadła się na kanapie.
- Lea, gdzie jesteś... - wymruczała, a chwilę później usłyszała charakterystyczny dźwięk dochodzący z domofonu. Blondynka natychmiast zerwała się na równe nogi, podbiegła do sprzętu i nacisnęła odpowiedni guzik. - Wejdź, otwarte! - zawołała wesoło, nawet nie upewniając się, kto przyszedł
[Piękne zdjęcia, ja tam Leę kocham i uwielbiam *.* I Gwiezdne Wojny!
Kombinujemy coś? Myślę, że mogłyby się znać, mhh?]
[jak brak pomysłów, to zawsze najlepsza jest niezobowiązująca kawka :)!]
[w kwestii dupy zgadzam się całkowicie, w kwestii wątku za to... hm, nie grzeszę pomysłowością, ale może... skoro Lea jest romantyczką, to będzie fanką książek Crystal? a w związku z premierą kolejnej - zdarzy się jakaś mała przedsprzedaż i spotkanie z autorką? i potem Twoja dziecinka może zaproponować kawę i się zdziwić, że ktoś, kto tak pięknie i romantycznie pisze - tak naprawdę jest strasznie cyniczny i nieczuły! :D are you in?]
[W zamierzeniu, niefajnej bym nie robiła ;d Whatever, miło, że się podoba. Wącimy czy coś?]
[ Ojejeje jaka śliczna dziewczynka na zdjęciach *.* Jest chęć na wątek? ]
Angel zmarszczyła brwi, wracając do korytarza i lepiej przyglądając się dziewczynie. Wyglądała jak istny sopel lodu! Rudy sopel lodu.
- Dobra, to ja ci zrobię coś do picia, a ty siadaj na fotelu. Rozgrzej się trochę! - powiedziała, znikając w kuchni. O tyle dobrze, że to pomieszczenie i łazienka były całkowicie wyposażone. W sypialni znajdowało się łóżko, komoda, jakaś szafa, terrarium Lea, gitara i oczywiście kufer. A w salonie? Dwa, wygodne fotele, mały stolik z Ikei i mini telewizorek pozostawiony przez ciotkę. No przecież gdzieś musiała oglądać te swoje tasiemce, gdy przychodziła do Angel!
Tylko jeden pokój stał całkowicie wolny, lecz dziewczynie nie spieszyło się, by go meblować. Nie miała po co, jak na razie współlokatora nie udało jej się znaleźć... Na większego członka rodziny też się nie zanosiło.
Po kilku minutach, wchodząc do salonu i trzymając tackę z kubkiem pełnym wrzątku, torebką herbaty, słodzikiem i cukierniczką, o mało co nie potknęła się na jednym z pudeł. Wreszcie postawiła cały zestawik na stoliku, siadając na drugim fotelu. Sama wcześniej zaparzyła sobie kawę, którą teraz wzięła w dłonie, a następnie upiła łyk.
- Śnieżyca Cię napadła? - spytała nagle, uśmiechając się zadziornie. Sama w zasadzie jak na razie dokonała rozeznania, co znajduje się w poszczególnych pudłach. Jednak cała robota była jeszcze przed nimi - trzeba było umyć i porozstawiać naczynia do odpowiednich szafek, podłączyć urządzenia kuchenne i zrobić wiele innych rzeczy niezbędnych do zakończenia remontu. Trochę roboty miały.
[jak będzie źle, to bij :D]
Crystal zdawała sobie doskonale sprawę z tego, że ma fanki. I że te fanki są w najróżniejszym wieku. Od młodych romantyczek, poprzez niespełnione gospodynie i starowinki, tęskniące za swoją wspaniałą, dawną miłością. Zawsze jednak stanowiło dla niej szok zobaczenie - przynajmniej części z nich - razem. Nagle okazywało się, że jest ich dużo i samo podpisywanie pierwszych egzemplarzy jej najnowszej powieści - zajęło trochę ponad godzinę. Ludziów jak mrówków.
Ale już po wszystkim. Teraz jedyne czego chciała to chwila odpoczynku dla mięśni jej twarzy, nieprzywykłych do tak szerokiego uśmiechu przez dłuższy okres czasu i gorąca kawa. Czarna, ale z dużą ilością cukru. Nachyliła się nad stolikiem, pakując wszystkie swoje rzeczy, których przecież nie było wiele - okulary w dużej, czarnej oprawce, dwa długopisy, butelka wody mineralnej i telefon komórkowy, który śmiał zadzwonić, gdy rozmawiała z fanami. To pakowanie i rozmyślanie do której kawiarni by się wybrać zajęło ją tak bardzo, że nawet nie zwróciła uwagi na młodą, bardzo ładną dziewczynę, która wbiegła do księgarni i ciężko dysząc poprosiła o jeden z egzemplarzy jej najnowszej powieści, a zaraz potem podeszła do czarnowłosej, ciągle dysząc. Więc jak już Crystal podniosła się, ziewnęła i odwróciła, spostrzegła dopiero wtedy dziewczynę, która przyciskała do piersi książkę w okładce ze zdjęciem zwichrowanej pościeli i gdzieś pomiędzy nią dwóch dłoni. Jedna dłoń, męska - była przyozdobiona obrączką. Dłoń kobiety była jej pozbawiona. Zapowiedź tego, co można było znaleźć w środku. Fröhling uważała, że jak dotychczas była to najlepsza z jej okładek.
[No bo właśnie, cholera, jestem beznadziejna w wymyślaniu powiązań. Edme mógł w sumie pracować wcześniej w pizzerii, w której Lea jest kelnerką, i jakoś stamtąd się znają. Albo może inaczej. Belg przeszedł się kiedyś na pizzę, lekko mówiąc nie posmakowała mu i zrobił awanturę kelnerce, taka powiedzmy męska gessler. To by do niego nawet pasowało. A potem zrobiło mu się głupio, przeprosił. I możemy albo zacząć od przeprosin albo tylko wspomnieć o tym jako początku znajomości. Mówiłam, że nie znam się na wymyślaniu powiązań? Zarzuć proszę czymś lepszym, albo próbujmy te dziwactwa]
Janssen
[Jaka tam, czepliwa, dałaś mi wiele pomysłów, co powinnam zmienić i dodać, więc dziękuję. Gify pewnie zmienię, bo karta ciągle w produkcji. Co do wątku tak sobię myślałam, że może Lucy kiedyś tam przyszła z synami, do pizzeri, a że z nich urwisy to wylali na twoją coś, no i w przeprosinach, Lucy zabrała by ją po pracy na jakiś obiad czy cóś? ]
[A cię wyręczę :d]
Dzieci kochała ponad wszystko. Jak matka by nie mogła tego robić. Jednak obiad z nimi na mieście, był istną udręką. Nie żeby narzekała. Raz chłopcy potłukli wazon, wart dwieście dolarów. Biedna, opróżniła cały portfel. I tym razem jednak zaryzykowała. Ciepło ubrała chłopców i udała się z nimi do pizzerii. Czemu, tam? Pizze ubóstwiali, a i ona będzie miała spokój chodź na chwilę. Weszła do pomieszczenia, czując ciepły i przyjemny powiew wiatru. - Macie być grzeczni.- powiedziała, gdy chłopcy wbiegli, do środka, od razu podbiegając do jednego ze stolików i zajmując krzesełka, aż dziw, że było ich widać z za stołu, tacy byli mali. Sama również po chwili usiadła, wcześniej jednak dzieci rozebrała. Swój płaszcz, powiesiła na oparciu krzesła i czekała, aż ktoś do nich podejdzie, by mogła zamówić. Co jakiś czas uciszała synów, wtórując im śmiechem, przy zabawniejszych chwilach. Zamówiła jedną dużą pizzę, posyłając uśmiech kelnerce. Wszystko wydawało się być idealnie, jednak było zdecydowanie za spokojnie. Caspian, zauważył, akwarium z rybkami i zafascynowany zeskoczył, z krzesełka i pognał w stronę rybek. Pech chciał, że biegnąc potracił kelnerkę, idącą w ich kierunku. Najwidoczniej była to ich pizza, którą rozpoznała, po dodatkach, lądujących na bluzce dziewczyny. Nabrała powietrza, zakrywając dłońmi usta. Chłopiec nawet tego nie zauważył.- Boże, naprawdę przepraszam.- powiedziała, wstając i podbiegając do kobiety.- To moja wina, nie przypilnowałam dzieci.- powiedziała chcąc pomóc dziewczynie, lecz nie do końca wiedząc jak.
[A zacznę ^^ Mam nadzieję, że jakoś pociągniemy to, co wymyślę ^^]
Cały ranek i część popołudnia Finn spędził na uczelni, by zaraz potem udać się do pracy, czyli zamknąć się w małej klitce, potocznie zwanej kioskiem i sprzedawać co popadnie. Z tego wszystkiego chłopak nie miał nawet czasu, żeby coś zjeść, a trzeba przyznać, że był strasznym żarłokiem. Przez to w drodze powrotnej do mieszkania wygłodniałym wzrokiem wypatrywał lokalu, w którym mógłby nasycić swój wilczy głód. Całe szczęście, nie musiał długo szukać. Jego wzrok szybko padł na przyjemnie wyglądająca pizzerię, więc niewiele myśląc, Finn ruszył w jej kierunku i pchnął drzwi prowadzące do środka.
Bogowie! Do jego nozdrzy natychmiast doleciał przecudowny zapach, a żołądek aż fiknął koziołka! Szatyn wypatrzył wolny stolik wciśnięty w kąt, rozebrał się i przewiesiwszy kurtkę przez oparcie krzesła, rozsiadł się wygodnie. Na stoliku nie leżało ani menu, ani ulotka. Mimo to widział kręcące się po wnętrzu kelnerki, więc nie pozostało mu nic innego, jak tylko zaczekać, aż któraś do niego podejdzie.
Czekając, aż ktoś do niego podejdzie, Finn uważnie rozejrzał się po wnętrzu, by dojść do wniosku, że wystrój mu odpowiada. To stwierdziwszy, pozwolił, by jego wzrok przeniósł się na uwijające się między stolikami kelnerki. Nie to, że był niecierpliwy! Dręczył go jednak niesamowity głód i kiedy któraś z dziewczyn to zbliżała się do jego stolika, to jednak znowu oddalała, siłą wręcz hamował westchnienie pełne rozczarowania chcące się wyrwać z jego ust.
I oto nadeszło wybawienie! Wybawienie w postaci drobnej, sympatycznej dziewczyny, która przystanęła przy jego stoliku. Finn powitał nieznajomą pełnym wdzięczności uśmiechem i przysunął do siebie kartę dań.
- Nic nie szkodzi - odparł natychmiast, przez chwilę jeszcze przyglądając się dziewczynie, po czym opuścił głowę, szukając czegoś dobrego dla siebie.
- Powiedz mi... - zaczął, zaledwie zerknąwszy na pierwszą stronę. Mimowolnie też przeszedł od razu na "ty", widząc, że kelnerka jest mniej więcej w jego wieku, może nieco młodsza. - Właściwie to jestem tutaj pierwszy raz, w dodatku głodny jak wilk. Polecasz coś szczególnego? - zagadnął, spojrzawszy na nią i uniósł kąciki ust w zaczepnym uśmiechu.
[Jeżeli chodzi o długość, muszę się dopiero rozkręcić ^^]
[przedluzamy o tydzien bo mam armagedon na studiach.]
//Helena
[To może jakiś wątek?]
Prześlij komentarz