Na Wojtusia z popielnika
Iskiereczka mruga
-Chodź, opowiem Ci bajeczkę
Bajka będzie długa…
Iskiereczka mruga
-Chodź, opowiem Ci bajeczkę
Bajka będzie długa…
Dawno, dawno temu, za górami, za
lasami, w pięknej kranie, w ogromnym zamku na wzgórzu żyli szczęśliwie król i królowa….
O, przepraszam, to nie ta bajka…
Wierzycie w bajki? A może słuchając w dzieciństwie bajek wyobrażaliście sobie jakby to było znaleźć się na miejscu tych wszystkich księżniczek, królów czy książąt.
Czy marzyliście kiedyś o tym, by mieszkać w pięknej willi, mieć do swojej dyspozycji służbę, kamerdynerów i lokajów. Robić to na co ma się ochotę bez żadnych konsekwencji? Patrzeć na to jak inni wykonują za was tak nielubiane obowiązki? Kiedy każda osoba w domu jest na Twoje skinienie? Kiedy wszystko czego pragniesz jest na wyciągniecie ręki? Kiedy wszyscy wokół pilnują żeby niczego Ci nie brakował, żebyś był szczęśliwy? Chcielibyście w przyszłości dostać cały rodzinny majątek, posiadłość w każdym zakątku świata i tytuł Marquis’a? Tak, pewnie myślicie, że to kolejna bajka, marzenie, które nigdy się nie spełni.
Otóż nie. Historia jest prawdziwa i dotyczy chłopca, a właściwie już młodego mężczyzny, który miał to wszystko na wyciągnięcie ręki, a jednak zdecydował się na zupełnie inne życie.
Jednak, zacznijmy od początku…
Dwadzieścia cztery lata temu, a dokładniej siedemnastego października tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego ósmego roku- w ostatni, słoneczny dzień jesieni, kiedy to termometry w całej Francji pokazywały niemal 30stopni Celsjusza, w prywatnej klinice ginekologicznej w Bordeaux na jednej z sal porodowych leżała piękna ciemnowłosa kobieta, która była w trakcie porodu. Zapytacie kto to? Otóż to niespełna dwudziestoletnia markiza Annalise Angelique Blanchard młodziutka żona jednego z najbogatszych arystokratów we Francji-Auguste Basile Blancharda, który także był obecny przy porodzie.
Dla młodych małżonków był to jedne z najważniejszych dni życia, gdyż to właśnie tego dnia na świat miał przyjść ich potomek, spadkobierca majątku. Ukochany i długo wyczekiwany syn. Chłopiec, który miał w przyszłości dostać to wszystko na co przez wiele długich dni i nocy pracowali jego prapradziadkowie i jego ojciec.
Po wielogodzinnym porodzie salę porodową wypełnił krzyk noworodka, kiedy tylko jego płuca po raz pierwszy zaczerpnęły powietrza. Delikatne, niczym płatki róż powieki podnoszą się do góry, a szczęśliwi rodzice po raz pierwszy mogą zobaczyć piwne oczy swego synka, i po raz pierwszy pogładzić go po główce już wtedy obsypanej gęstymi czarnymi jak noc loczkami.
Chłopiec dostał imiona Jonathan Edward i od tamtej pory miał być najbardziej rozpieszczanym dzieckiem jakiego jeszcze nie widziała posiadłość Blanchardów.
Kolejne lata mijały Johnowi spokojnie i szczęśliwie. Każda jego zachcianka była natychmiast spełniana, chłopiec miał najlepszych nauczycieli zarówno nauk ścisłych jak i humanistycznych. Trenerów jazdy konnej, fechtunku, szermierki, a w późniejszych latach także tańca, gry na Pininie i skrzypcach.
Kiedy młody Blanchard skończył osiemnaście lat jego ojciec oznajmił mu, że już wkrótce obejmie on majątek co będzie się wiązało także z posiadaniem dobrze usytuowanej żony, który miała pochodzić ze szlacheckiej rodziny. Niestety tamtego wieczora nic nie poszło gładko.
Spokojny i opanowany dotąd Jonathan wyraził swoje zdanie, które nie zyskało aprobaty rodziców. Chłopak nie chciał żeby to jego rodzice wybierali dla niego partnerkę na resztę życia. Sam chciał znaleźć miłość bez ingerencji kogoś z zewnątrz, sam chciał popełniać błędy. Poza tym mówił, że czasy się zmieniły. Był XXI wiek i teraz każdy miał prawo sam decydować o swoim losie. Niestety w świecie arystokracji, gdzie zasady nie zmieniły się od pokoleń nic nie było proste. Tam panowało wyrachowanie, walka o swoje. To mężczyzna był głową rodziny, to on podejmował wszelkie decyzje i to jego powinni słuchać domownicy i służba. Kobiety w takim domu miały tylko ładnie wyglądać i nie odzywać się bez pozwolenia.
Jonathan nie zgadzał się z żadną z zasad panujących w świecie arystokracji. Umówił się z ojcem, że jeżeli do swoich dwudziestych szóstych urodzin nie znajdzie dla siebie odpowiedniej partnerki to wróci do Francji i przejmie majątek przy swoim boku mając partnerkę wybraną przez ojca.
O, przepraszam, to nie ta bajka…
Wierzycie w bajki? A może słuchając w dzieciństwie bajek wyobrażaliście sobie jakby to było znaleźć się na miejscu tych wszystkich księżniczek, królów czy książąt.
Czy marzyliście kiedyś o tym, by mieszkać w pięknej willi, mieć do swojej dyspozycji służbę, kamerdynerów i lokajów. Robić to na co ma się ochotę bez żadnych konsekwencji? Patrzeć na to jak inni wykonują za was tak nielubiane obowiązki? Kiedy każda osoba w domu jest na Twoje skinienie? Kiedy wszystko czego pragniesz jest na wyciągniecie ręki? Kiedy wszyscy wokół pilnują żeby niczego Ci nie brakował, żebyś był szczęśliwy? Chcielibyście w przyszłości dostać cały rodzinny majątek, posiadłość w każdym zakątku świata i tytuł Marquis’a? Tak, pewnie myślicie, że to kolejna bajka, marzenie, które nigdy się nie spełni.
Otóż nie. Historia jest prawdziwa i dotyczy chłopca, a właściwie już młodego mężczyzny, który miał to wszystko na wyciągnięcie ręki, a jednak zdecydował się na zupełnie inne życie.
Jednak, zacznijmy od początku…
Dwadzieścia cztery lata temu, a dokładniej siedemnastego października tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego ósmego roku- w ostatni, słoneczny dzień jesieni, kiedy to termometry w całej Francji pokazywały niemal 30stopni Celsjusza, w prywatnej klinice ginekologicznej w Bordeaux na jednej z sal porodowych leżała piękna ciemnowłosa kobieta, która była w trakcie porodu. Zapytacie kto to? Otóż to niespełna dwudziestoletnia markiza Annalise Angelique Blanchard młodziutka żona jednego z najbogatszych arystokratów we Francji-Auguste Basile Blancharda, który także był obecny przy porodzie.
Dla młodych małżonków był to jedne z najważniejszych dni życia, gdyż to właśnie tego dnia na świat miał przyjść ich potomek, spadkobierca majątku. Ukochany i długo wyczekiwany syn. Chłopiec, który miał w przyszłości dostać to wszystko na co przez wiele długich dni i nocy pracowali jego prapradziadkowie i jego ojciec.
Po wielogodzinnym porodzie salę porodową wypełnił krzyk noworodka, kiedy tylko jego płuca po raz pierwszy zaczerpnęły powietrza. Delikatne, niczym płatki róż powieki podnoszą się do góry, a szczęśliwi rodzice po raz pierwszy mogą zobaczyć piwne oczy swego synka, i po raz pierwszy pogładzić go po główce już wtedy obsypanej gęstymi czarnymi jak noc loczkami.
Chłopiec dostał imiona Jonathan Edward i od tamtej pory miał być najbardziej rozpieszczanym dzieckiem jakiego jeszcze nie widziała posiadłość Blanchardów.
Kolejne lata mijały Johnowi spokojnie i szczęśliwie. Każda jego zachcianka była natychmiast spełniana, chłopiec miał najlepszych nauczycieli zarówno nauk ścisłych jak i humanistycznych. Trenerów jazdy konnej, fechtunku, szermierki, a w późniejszych latach także tańca, gry na Pininie i skrzypcach.
Kiedy młody Blanchard skończył osiemnaście lat jego ojciec oznajmił mu, że już wkrótce obejmie on majątek co będzie się wiązało także z posiadaniem dobrze usytuowanej żony, który miała pochodzić ze szlacheckiej rodziny. Niestety tamtego wieczora nic nie poszło gładko.
Spokojny i opanowany dotąd Jonathan wyraził swoje zdanie, które nie zyskało aprobaty rodziców. Chłopak nie chciał żeby to jego rodzice wybierali dla niego partnerkę na resztę życia. Sam chciał znaleźć miłość bez ingerencji kogoś z zewnątrz, sam chciał popełniać błędy. Poza tym mówił, że czasy się zmieniły. Był XXI wiek i teraz każdy miał prawo sam decydować o swoim losie. Niestety w świecie arystokracji, gdzie zasady nie zmieniły się od pokoleń nic nie było proste. Tam panowało wyrachowanie, walka o swoje. To mężczyzna był głową rodziny, to on podejmował wszelkie decyzje i to jego powinni słuchać domownicy i służba. Kobiety w takim domu miały tylko ładnie wyglądać i nie odzywać się bez pozwolenia.
Jonathan nie zgadzał się z żadną z zasad panujących w świecie arystokracji. Umówił się z ojcem, że jeżeli do swoich dwudziestych szóstych urodzin nie znajdzie dla siebie odpowiedniej partnerki to wróci do Francji i przejmie majątek przy swoim boku mając partnerkę wybraną przez ojca.
W wieku dziewiętnastu lat Jonathan
wyjechał do Amsterdamu na studia, gdzie po dwóch latach pobytu poznał( jak
wtedy mu się wydawało), miłość jego życia. Dziewczyna była piękna i
inteligentna- wręcz ideał młodego Blancharda.
Niestety sielanka trwała dwa lata. W
dzień ślubu dziewczyna w kościele, przy wszystkich gościach wyznała, że nigdy
nie kochała Jonathana, że liczyły się dla niej tylko jego pieniądze, po czym
uciekła razem z jego najlepszym przyjacielem.
Bardzo długo John próbował dojść do
siebie, jednak nigdy nie zapomniał tego, co zrobiła mu ukochana. Jej słowa
niczym odłamek zaczarowanego lusterka z bajki o Kaju i Gerdzie utkwiły w jego
sercu przez co chłopak z rezerwą podchodzi do kontaktów z kobietami. Nie
potrafi im w pełni zaufać, a swoje szlacheckie pochodzenie uważa za najgorszą
rzecz jaka zdarzyła mu się w życiu.
Obecnie Jonathan zamieszkuje własne
mieszkanie w jednej z kamienic w centrum miasta. Czym się zajmuje? Studiuje na
VI roku anglistyki oraz na III roku filologii romańskiej. Ponadto od niedawno
odbywa staż na stanowisku nauczyciela języka angielskiego i francuskiego w
jednym z amsterdamskich liceów, a także jest właścicielem klubu "The Basement" zlokalizowanego w centrum miasta.
Idąc ulicą nie
sposób go nie zauważyć. Kiedy będzie Cię mijał poczujesz zapach drogich,
dobrych męskich perfum. Przystaniesz na chwilę, aby lepiej mu się przyjrzeć.
Pierwsze co rzuca ci się w oczy to wysportowana, mierząca sto dziewięćdziesiąt
centymetrów wzrostu sylwetka chłopaka. Tak, Jonathan wie jak dbać o siebie i o swoje ciało. Jego
recepta to zdrowy styl życia i aktywność fizyczna. Swoją sylwetkę zawdzięcza
codziennemu bieganiu po pobliskim parku oraz odwiedzaniu pobliskiej siłowni
minimum dwa razy w tygodniu.
Spoglądając nieco wyżej zauważysz twarz chłopaka. Męską szczękę, która obsypana jest dwudniowym zarostem, który nadaje chłopakowi zadziornego a zarazem tajemniczego wygląda. Kształtne usta układają się w półuśmiechu gdy widzi, że się mu przyglądasz. Nad ładnym kształtnym nosem dostrzegasz piwne oczy chłopaka, w których możesz zobaczyć swoje własne zniekształcone odbicie. Twarz Jonathana okala burza niesfornych i czarnych niczym noc, lekko kręconych włosów. Za nic w świecie chłopakowi nie udaje się ich ujarzmić. Jednak powiedz sama, czy nie wygląda lepiej wchodząc do kawiarni czy restauracji z rozwianym włosem i półuśmiechem na ustach?
Wypadałoby napisać coś o stylu w jakim ubiera się John , prawda? A więc gdybyśmy chcieli określić jednym słowem to jak się ubiera to była by to elegancja połączona z luzem i tym w czym mu wygodnie. Wiem to więcej niż jedno słowo. A mówiąc ściślej w szafie chłopaka znajdziesz koszule w kratkę, które namiętnie kocha nosić. Oprócz tego upodobał sobie T-shirty i skórzane kurtki. Nie obejdzie się też bez swoich ukochanych jeansów. Całość zawsze dopełniają trafnie dobrane dodatki takie jak kapelusze, zegarki, okulary czy krawaty.
Zawsze ubierze się odpowiednio do danej sytuacji i okazji, w końcu pobierał nauki od jednej z najlepiej ubranych kobiet we Francji- swojej matki. Annalise zawsze powtarzała synowi, że schludny wygląd jest jedną z ważniejszych rzeczy na jakie w pierwszej kolejności ludzie zwracają uwagę.
Warto też dodać, że nigdy nie dostrzeżesz Jonathana niekompletnie ubranego, no chyba, że uda ci się znaleźć w jego sypialni wcześnie rano, kiedy jeszcze będzie paradował po domu w swoich ulubionych bokserkach w czerwone serduszka.
Spoglądając nieco wyżej zauważysz twarz chłopaka. Męską szczękę, która obsypana jest dwudniowym zarostem, który nadaje chłopakowi zadziornego a zarazem tajemniczego wygląda. Kształtne usta układają się w półuśmiechu gdy widzi, że się mu przyglądasz. Nad ładnym kształtnym nosem dostrzegasz piwne oczy chłopaka, w których możesz zobaczyć swoje własne zniekształcone odbicie. Twarz Jonathana okala burza niesfornych i czarnych niczym noc, lekko kręconych włosów. Za nic w świecie chłopakowi nie udaje się ich ujarzmić. Jednak powiedz sama, czy nie wygląda lepiej wchodząc do kawiarni czy restauracji z rozwianym włosem i półuśmiechem na ustach?
Wypadałoby napisać coś o stylu w jakim ubiera się John , prawda? A więc gdybyśmy chcieli określić jednym słowem to jak się ubiera to była by to elegancja połączona z luzem i tym w czym mu wygodnie. Wiem to więcej niż jedno słowo. A mówiąc ściślej w szafie chłopaka znajdziesz koszule w kratkę, które namiętnie kocha nosić. Oprócz tego upodobał sobie T-shirty i skórzane kurtki. Nie obejdzie się też bez swoich ukochanych jeansów. Całość zawsze dopełniają trafnie dobrane dodatki takie jak kapelusze, zegarki, okulary czy krawaty.
Zawsze ubierze się odpowiednio do danej sytuacji i okazji, w końcu pobierał nauki od jednej z najlepiej ubranych kobiet we Francji- swojej matki. Annalise zawsze powtarzała synowi, że schludny wygląd jest jedną z ważniejszych rzeczy na jakie w pierwszej kolejności ludzie zwracają uwagę.
Warto też dodać, że nigdy nie dostrzeżesz Jonathana niekompletnie ubranego, no chyba, że uda ci się znaleźć w jego sypialni wcześnie rano, kiedy jeszcze będzie paradował po domu w swoich ulubionych bokserkach w czerwone serduszka.
Każdy człowiek posiada zarówno wady jak i zalety.
Dotyczy to także Jonathana , młodego mężczyzny, który zanim dorósł żył w
błogiej krainie bezstresowego dzieciństwa i dzięki rodzicom nie musiał stawiać
czoła brutalnym realiom życia.
Mówiąc o zaletach chłopaka warto wspomnieć o tym, iż jest to osoba wesoła, pogodna, patrząca bardzo optymistycznie na świat, który spostrzega tylko w kolorowych barwach. Jest osobą subtelną i wrażliwą. W nieprzyjemnych sytuacjach jest smutny i speszony, lecz przez krótki okres, szybko to mija.
Młody Blanchard to człowiek, który posiada dar przyciągania do siebie ludzi, jest duszą towarzystwa. Ma poczucie humoru oraz pamięć do kolorów. Jest osobą emocjonalną i wylewną, entuzjastyczna i ekspresywną, wesołą i spontaniczną. Posiada ciekawą osobowość i zmienne usposobienie. Żyje dniem dzisiejszym.
Jonathan kocha ludzi i z łatwością zyskuje przyjaciół, uwielbia towarzystwo. Wszędzie jest go pełno. Ciągle szuka nowych znajomości i wyraża chęć poznawania i odkrywania świata. Nie dopuszcza do nudy, lubi spontaniczne działania i komplementy. Nie chowa urazy. Jest zazwyczaj podekscytowany, uwielbia podróże, zmiany w życiu, wydawanie pieniędzy i prezenty.
Kończąc temat zalet chłopka warto teraz opowiedzieć o wadach Johna , których jest dosyć dużo.
Zwykle brak mu silnej woli do wykonania pomysłów, których miewa niezliczoną ilość. Jest osobą twórczą i barwną, która często budzi w ludziach podziw, a nawet zazdrość. Mówi bardzo dużo jest skłonny posunąć się do lekkiego kłamstwa, żeby tylko skupić uwagę otoczenia na sobie. Wypowiadając się przeżywa i gestykuluje. Musi mieć nad wszystkim kontrolę, nie pozwala innym na podejmowanie decyzji i organizowanie działań. Posiadanie zachwiane przekonanie, że zawsze ma rację, a pozostali którzy myślą inaczej, są w błędzie. Ceni w sobie siłę i z politowaniem spogląda na słabości u innych. Posiada zdumiewającą zdolność sterowania innymi tak, aby byli oni tego nieświadomi. To mistrz manipulacji. Odczuwa wewnętrzny przymus poprawiania błędów. Nawet przed samym sobą nie jest wstanie przyznać się do błędu. Przeświadczony, że zawsze ma rację, nie jest wstanie dostrzec swoich braków i wad. Nie przyjmuje do wiadomości, że jakaś ich cecha może być odpychająca.
Bardzo często młody Blanchard kieruje się impulsami w związku z czym niewiadomo czego można się po nim spodziewać. Najbardziej denerwującą jego cechą jest to , że nie dostrzega swoich wad. Często udziela komuś rad nawet, jeśli ta osoba o nią nie pyta. Wtrąca się do wielu rozmów.
Ma kłopoty z pamięcią. Pomimo, iż doskonale pamięta kolory i nieistotne szczegóły, to jednak prawie wcale nie pamięta imion, nazwisk, dat i miejsc. Przeżywa bardzo na zewnątrz, ale jego emocje wewnątrz są zazwyczaj krótkotrwałe. Przerywa rozmówcy i odpowiada za innych. Ma zbyt wysokie mniemanie o sobie, przez co odbierany jest jako osoba arogancka. Lubi być w centrum zainteresowania. Często jest władczy i lubi dominować. Czasami jest dumny i spogląda na innych „z góry”. Niepoprawny romantyk, który ukochaną obsypuje prezentami i komplementami. Nie widzi poza nią świata i zrobił by dla niej wszystko. Dziewczynie, którą pokocha jest wierny, szczery i nie widzi poza nią świata.
Mówiąc o zaletach chłopaka warto wspomnieć o tym, iż jest to osoba wesoła, pogodna, patrząca bardzo optymistycznie na świat, który spostrzega tylko w kolorowych barwach. Jest osobą subtelną i wrażliwą. W nieprzyjemnych sytuacjach jest smutny i speszony, lecz przez krótki okres, szybko to mija.
Młody Blanchard to człowiek, który posiada dar przyciągania do siebie ludzi, jest duszą towarzystwa. Ma poczucie humoru oraz pamięć do kolorów. Jest osobą emocjonalną i wylewną, entuzjastyczna i ekspresywną, wesołą i spontaniczną. Posiada ciekawą osobowość i zmienne usposobienie. Żyje dniem dzisiejszym.
Jonathan kocha ludzi i z łatwością zyskuje przyjaciół, uwielbia towarzystwo. Wszędzie jest go pełno. Ciągle szuka nowych znajomości i wyraża chęć poznawania i odkrywania świata. Nie dopuszcza do nudy, lubi spontaniczne działania i komplementy. Nie chowa urazy. Jest zazwyczaj podekscytowany, uwielbia podróże, zmiany w życiu, wydawanie pieniędzy i prezenty.
Kończąc temat zalet chłopka warto teraz opowiedzieć o wadach Johna , których jest dosyć dużo.
Zwykle brak mu silnej woli do wykonania pomysłów, których miewa niezliczoną ilość. Jest osobą twórczą i barwną, która często budzi w ludziach podziw, a nawet zazdrość. Mówi bardzo dużo jest skłonny posunąć się do lekkiego kłamstwa, żeby tylko skupić uwagę otoczenia na sobie. Wypowiadając się przeżywa i gestykuluje. Musi mieć nad wszystkim kontrolę, nie pozwala innym na podejmowanie decyzji i organizowanie działań. Posiadanie zachwiane przekonanie, że zawsze ma rację, a pozostali którzy myślą inaczej, są w błędzie. Ceni w sobie siłę i z politowaniem spogląda na słabości u innych. Posiada zdumiewającą zdolność sterowania innymi tak, aby byli oni tego nieświadomi. To mistrz manipulacji. Odczuwa wewnętrzny przymus poprawiania błędów. Nawet przed samym sobą nie jest wstanie przyznać się do błędu. Przeświadczony, że zawsze ma rację, nie jest wstanie dostrzec swoich braków i wad. Nie przyjmuje do wiadomości, że jakaś ich cecha może być odpychająca.
Bardzo często młody Blanchard kieruje się impulsami w związku z czym niewiadomo czego można się po nim spodziewać. Najbardziej denerwującą jego cechą jest to , że nie dostrzega swoich wad. Często udziela komuś rad nawet, jeśli ta osoba o nią nie pyta. Wtrąca się do wielu rozmów.
Ma kłopoty z pamięcią. Pomimo, iż doskonale pamięta kolory i nieistotne szczegóły, to jednak prawie wcale nie pamięta imion, nazwisk, dat i miejsc. Przeżywa bardzo na zewnątrz, ale jego emocje wewnątrz są zazwyczaj krótkotrwałe. Przerywa rozmówcy i odpowiada za innych. Ma zbyt wysokie mniemanie o sobie, przez co odbierany jest jako osoba arogancka. Lubi być w centrum zainteresowania. Często jest władczy i lubi dominować. Czasami jest dumny i spogląda na innych „z góry”. Niepoprawny romantyk, który ukochaną obsypuje prezentami i komplementami. Nie widzi poza nią świata i zrobił by dla niej wszystko. Dziewczynie, którą pokocha jest wierny, szczery i nie widzi poza nią świata.
Ciekawostki, czyli to co tygryski
lubią najbardziej:
* od czasu do czasu gra na gitarze i komponuje swoje piosenki
* od czasu do czasu lubi przeczytać dobrą książkę
* od czasu do czasu gra na gitarze i komponuje swoje piosenki
* od czasu do czasu lubi przeczytać dobrą książkę
*po mieście porusza się swoim
ukochanym Volvo c30 lub bmw z3
* Jonathan posiada stalowoszarego kociaka imieniem Amber,
* Jak na razie jest wolny i szuka dla siebie miłości swojego życia, a więc moje drogie panie macie szansę
* Uwielbia dziewczyny, które mają coś do powiedzenia i te, które są naturalne bez tony makijażu na twarzy
* Nie szuka miłości na chwilę i żadne flirty mu nie w głowie
* Nie lubi zielonego groszku i marchewki
* W kawiarni zawsze zamawia kawę z białą czekoladą lub gorącą czekoladę z podwójną bita śmietaną i dodatkami
* Czekoaldoholik, chcesz podbić jego serce to odwiedź go z tabliczką gorzkiej czekolady z orzechami laskowymi
* Każdego dnia rano od godz. 5.30 do 6.30 biega po pobliskim parku
* Nie ma żadnych nałogów chyba, że ktoś uważa jego miłość do czekolady za nałóg
* Często spotkasz go spacerującego samotnie po parku, ulicach Amsterdamu lub w jakiejś kawiarni popijającego kawę z kubeczka i czytającego jakąś ciekawą książkę.
* Jonathan posiada stalowoszarego kociaka imieniem Amber,
* Jak na razie jest wolny i szuka dla siebie miłości swojego życia, a więc moje drogie panie macie szansę
* Uwielbia dziewczyny, które mają coś do powiedzenia i te, które są naturalne bez tony makijażu na twarzy
* Nie szuka miłości na chwilę i żadne flirty mu nie w głowie
* Nie lubi zielonego groszku i marchewki
* W kawiarni zawsze zamawia kawę z białą czekoladą lub gorącą czekoladę z podwójną bita śmietaną i dodatkami
* Czekoaldoholik, chcesz podbić jego serce to odwiedź go z tabliczką gorzkiej czekolady z orzechami laskowymi
* Każdego dnia rano od godz. 5.30 do 6.30 biega po pobliskim parku
* Nie ma żadnych nałogów chyba, że ktoś uważa jego miłość do czekolady za nałóg
* Często spotkasz go spacerującego samotnie po parku, ulicach Amsterdamu lub w jakiejś kawiarni popijającego kawę z kubeczka i czytającego jakąś ciekawą książkę.
Skrót najważniejszych informacji dla
tych, którzy nie przeczytali karty:
Imiona: Jonathan Edward
Nazwisko: Blanchard II
Pseudonim: John
Wiek: 24
Imiona: Jonathan Edward
Nazwisko: Blanchard II
Pseudonim: John
Wiek: 24
Data i
miejsce urodzenia: 17.10.1988 r., Bordeaux, Francja
Orientacja: Heteroseksualny
Pochodzenie: rodowity Francuz
Miejsce zamieszkania: własne mieszkanie w centrum miasta
Czym się zajmuje: student VI roku anglistyki oraz III roku
filologii romańskiej, ponadto odbywa staż jako nauczyciel języka angielskiego i
francuskiego w jednym z amsterdamskich liceów
oraz właściciel klubu "The Basement". Orientacja: Heteroseksualny
Pochodzenie: rodowity Francuz
Miejsce zamieszkania: własne mieszkanie w centrum miasta
Patrzy Wojtuś, patrzy, duma,
Zaszły łzą oczęta.
Czemuś mnie tak okłamała?
Wojtuś zapamięta.
Już ci nigdy nie uwierzę
Iskiereczko mała.
Zaszły łzą oczęta.
Czemuś mnie tak okłamała?
Wojtuś zapamięta.
Już ci nigdy nie uwierzę
Iskiereczko mała.
Najpierw błyśniesz, potem gaśniesz,
Ot i bajka cała.
Ot i bajka cała.
Twórczość
Powiązania| Album | Więzy rodzinne
Aktualizacja:09.06.2012
r.
[Witam! Mam nadzieję, że ktoś przeczyta moją kartę od początku do końca.
Niektórym postać może wydać się znajoma z innych blogów i to jest prawda. . Postać Jonathana jest mi strasznie bliska i nie potrafię się z nią pożegnać, by stworzyć kogoś nowego, dlatego wędruję z nim po wielu blogach. Zmiany w karcie oczywiście będą zachodziły, głównie jednak w zakładkach.
Dodam
jeszcze, że jestem dziewczyną żeby potem nie było nieporozumień.
Dziewczyna,
która złamała serce Jonathana wkrótce będzie do przejęcia w Wolnych Postaciach.
Wraz z Johnem jesteśmy chętni na wszystkie wątki i powiązania bez względu na ich długość, ale jest jedne warunek. Jeśli ja się naprodukuję na te 10 zdań to bardzo proszę o odpowiedź dłuższą niż trzy zdania. Nic tak bardzo nie denerwuje jak krótka i lakoniczna odpowiedź.
Co do zaczynania wątków to wyznaję zasadę: Ja- pomysł Ty- wątek lub na odwrót.
Na wątki odpisuję nie po kolei w tylko sobie znanej kolejności. Jeżeli nie odpisze ci w ciągu 4 dni to możesz się upomnieć o odpowiedź, gdyż być może zapomniałam to zrobić lub twoja odpowiedź gdzieś mi się zapodziała.
Aha no i na zdjęciach genialny Darren Criss.
I to już wszystko życzę miłego pisania z moją postacią i zapraszam do zawierania znajomości z Johnem .:)]
Wraz z Johnem jesteśmy chętni na wszystkie wątki i powiązania bez względu na ich długość, ale jest jedne warunek. Jeśli ja się naprodukuję na te 10 zdań to bardzo proszę o odpowiedź dłuższą niż trzy zdania. Nic tak bardzo nie denerwuje jak krótka i lakoniczna odpowiedź.
Co do zaczynania wątków to wyznaję zasadę: Ja- pomysł Ty- wątek lub na odwrót.
Na wątki odpisuję nie po kolei w tylko sobie znanej kolejności. Jeżeli nie odpisze ci w ciągu 4 dni to możesz się upomnieć o odpowiedź, gdyż być może zapomniałam to zrobić lub twoja odpowiedź gdzieś mi się zapodziała.
Aha no i na zdjęciach genialny Darren Criss.
I to już wszystko życzę miłego pisania z moją postacią i zapraszam do zawierania znajomości z Johnem .:)]
45 komentarzy:
[Miałyśmy umówione, że są sąsiadami. Trzymamy się tej wersji? ;)]
[ witam ;) pozwolę sobie zacząć wątek ;]
Sobota była najprawdopodobniej ulubionym dniem tygodnia Norweżki. Miała nieograniczony czas na spanie i żaden budzik nie miał prawa przerywać jej związku z miękkim łóżkiem, na którym uwielbiała się wylegiwać do godzin popołudniowych. Zwykle budziła się około godziny jedenastej i zaczynała dzień od włączenia jakiegoś filmu. Nierzadko jadała śniadanie połączone z obiadem, o ile chciało jej się wyjść spod kołdry, aby cokolwiek przygotować. W innym wypadku zamawiała chińszczyznę lub pizzę, która starczała jej na cały dzień. Późniejszym popołudniem szykowała się, po to aby wieczorem wybrać się do klubu lub na koncert, o ile akurat jakiś interesujący się odbywał.
Tego dnia wszystko odbyło się zupełnie inaczej. Równo o dziewiątej obudziły ją promienie słoneczne, które wpadły przez niezasłonięte okno. Leniwie uchyliła powieki i spojrzała w sufit, wiedząc, iż ten ranek nie jest zwyczajny. Czuła w sobie ogromne pokłady weny i energii, mimo że spała zaledwie parę godzin. Zerwała się z łóżka jak oparzona, jak gdyby gonił ją niewidzialny, ognisty potwór. Od razu skierowała się do niewielkiego pokoju, który stanowił jej pracownię i zaczęła pakować wszystkie potrzebne rzeczy do obszernej torby – płótno w rozmiarze kartki A3, naciągnięte już na ramę, farby i pędzle. W środku znalazło się również kilka bloków i zestaw ołówków. Przeniosła tobołek do salonu i wróciła do sypialni, gdzie w ekspresowym tempie wcisnęła się w ciemne, dziurawe w paru miejscach rajstopy, krótkie jeansowe spodenki wycięte tak, by wyeksponować zgrabny tyłek oraz czarną bluzkę. Zarzuciła jeszcze na siebie skórzaną kurtkę z ćwiekami, umyła zęby i złapała za torbę. Ignorując fakt, iż jest zupełnie nie pomalowana, a włosy to jeden, wielki koszmar, założyła na stopy wysokie lity, przez które jej nogi sprawiały wrażenie tak chudych, iż nawet lekki wietrzyk mógłby je połamać. Zamknęła mieszkanie i zbiegła po schodach, kierując się w stronę miejskiego parku.
Siedziała wśród zieleni od godziny. Czuła na sobie ciekawskie spojrzenia przechodniów, ale zupełnie to ignorowała. Była pogrążona w swoim artystycznym transie, a wszystko wokół niej dawało jej natchnienie. Szum drzew, taniec liści na wietrze, cichy śpiew ptaków. Najbardziej jednak skupiała się na młodym mężczyźnie, który siedział przy fontannie i czytał książkę. Właśnie jego wybrała sobie za modela i przelewała jego wizję ze swojej głowy na płótno poprzez farby i pędzel.
Delilah traktowała swoją pracę w studiu bardzo poważnie i nie było chwili, aby nie myślała o No Regrets. Byż może działo się to dlatego, iż zawsze wszystko chciała mieć dopięte na ostatni guzik i pragnęła sprawować nad wszystkim kontrolę. Był taki okres czasu, gdy przesiadywała w lokalu niemal całe dnie, aż w końcu jej znajomi postanowili ograniczyć jej specyficzne uzależnienie. Ustanowili niepisany pakt, iż w tygodniu może przychodzić tam jedynie po zajęciach, zaś w weekendy powinna się trzymać od studia z daleka. Poskutkowało, Norweżka nauczyła się skupiać uwagę nie tylko na projektach tatuaży, ale także innych sprawach. Teraz nie mieli ustanowionych reguł i grafiku, bo Lil sama potrafiła ograniczyć czas spędzany w pracy. Sama decydowała się na wolne soboty, by móc oddawać się lenistwu, malarstwu i zabawie. Oczywiście zdarzały się przypadki, gdy umawiała się z klientami na szósty dzień tygodnia, lecz działo się to sporadycznie. Całą robotę wolała mieć gotową w tygodniu, by weekend móc przeżyć z należytym spokojem.
Niebieskowłosa nie mogła usiedzieć na ławce. Brakowało jej sztalugi i teraz żałowała, że nie przytargała jej do parku ze sobą. Intrygującego mężczyznę przy fontannie co chwila przysłaniali jej spacerujący ludzie, toteż niejednokrotnie wstawała, aby lepiej się mu przyjrzeć. Początkowo ignorowała fakt, iż ich spojrzenia się ze sobą spotykają, za bardzo zaabsorbowana swoją pracą. Bezwiednie maczała pędzel w różnorakich barwach, a obraz na płótnie powstawał jakby za dotknięciem magicznej różdżki. Dopiero gdy już kończyła swoją pracę, postanowiła utrzymać wzrok nieznajomego. Uśmiechnęła się nieznacznie, gdy ten wskazał miejsce obok siebie i ręką umazaną farbą pomachała mu, jak gdyby byli starymi znajomymi. Następnie wskazała na swoje toboły i gestem dłoni pokazała, aby to on do niej przyszedł. Nie chciała zmieniać swojego miejsca, gdyż z właśnie tej ławki miała idealny widok na znaczną część pięknego parku, pachnącego już powoli latem.
Eva nie uważała Blancharda za nieuprzejmego gbura, jak nazywali go inni ludzie. Tak, słyszała takie słowa od jednej z sąsiadek, kiedy to przez przypadek trafiła na nią na klatce schodowej, wracając z zakupów. Z resztą, Evę ciągnęło do zamkniętych, w głębi cierpiących ludzi. Niekoniecznie mężczyzn. Próbowała im jakoś pomóc, nawet jeśli nie było to widoczne na zewnątrz.
Młody mężczyzna miał szczęście, bo spędzała ten wieczór w domu, planując wypełnić czas książkami i notatkami. W końcu, jakby nie było, zbliżał się termin obrony jej pracy. Musiała być przygotowana. Fifo już dawno spał, moszcząc się na łóżku w sypialni i nawet nie obudziło go pukanie do drzwi. Taki miała z niego pożytek. Pozbierała się z kanapy, książki i kartki układając na stoliku, po czym naciągnęła koszulkę na krótkie spodenki, aby nie paradować w takim negliżu i podeszła do drzwi, otwierając je. Uśmiechnęła się na widok ciemnowłosego.
- Dobry wieczór. Czym mogę panu służyć? - spytała, unosząc obie brwi ku górze.
[czytało się super, mam nadzieje że Ally będzie miała okazję przejechać się c30 bo kocham to auto :D hahaha, ]
[Jakiś pomysł? :)]
[ Witam :) Twoja karta postaci tak mnie zafascynowała, że postanowiłam przejąć postać byłej narzeczonej Jonathana. Mam do Ciebie maleńkie pytanie dotyczące imienia jego byłej miłości. Koniecznie musi być to Emma? Jestem właśnie w trakcie tworzenia karty postaci i chciałam z niej zrobić Rosjankę o imieniu Ekaterina. Skoro jednak wolisz, by imię zostało bez zmian, dostosuje się :) Pozdrawiam.]
[O, ja Cię chcę zjeść.]
Brandi nigdy dotąd nie miała psa, choć zawsze chciała go mieć. Czworonóg, który biegałby za nią w mieście, który broniłby ją przed napaściami i w ogóle, który byłby tak samo ekstrawertyczny jak i ona. I gdy się udało dostać szczeniaka, Jones nie posiadała się z radości i od razu zaczęła z nim wychodzić na coraz dłuższe spacery - dumna, że może pokazać światu, że wreszcie ma psa.
Wybywała ze szczeniakiem zazwyczaj za miasto, by mógł poszaleć. Musiała jednak przejść kawałek - jedno, dwa skrzyżowania, a potem może pół kilometra, zanim kończyły się wszelkie zabudowania.
Tego dnia Brandi wzięła deskę na ten spacer. Nie chciało się jej iść, przepychać między ludźmi, przepraszać i ciągle uważać, aby nikt z Wasp nie zrobił mokrej plamy. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że martwe rzeczy uwielbiają być złośliwe.
Dojechała do skrzyżowania jeszcze na zielonym i pociągnęła psa, lecz ten nagle na środku drogi usiadł. Uparty szczeniak! Brandi pociągnęła go mocniej, ale zgodnie z jakimiś, nieznanymi autorce prawami fizyki, zamiast ruszyć psa, to ona się ruszyła. Wtedy też światło zmieniło się na czerwone, auto, które wyjeżdżało zza zakrętu nie zwolniło na tyle, na ile powinno i już po chwili Brandi komuś wpakowała się na maskę, następnie kompletnie bez gracji upadła na drogę.
Jakby zza kurtyny doszło do niej, że ma coś mokrego na twarzy, a pies szczeka.
[zaczęłam ostatnio wątek, nie wiem, czy widziałaś... założyłam, że się znają, jako studenci tego samego roku. ha, zacznę nawet!]
Mila była jedną z tych bardziej kojarzonych studentek na wydziale filologicznym uniwersytetu amsterdamskiego. Bynajmniej nie za sprawą swoich fantastycznych wyników w nauce - była najlepszą studentką na wydziale, ale przez wgląd na jej łóżkowe historie. Był okres, że wszyscy żyli plotkami na temat tego z kim teraz zamierza być. Czy to będzie mąż (kto w ogóle przypuszczał, że blondi ma męża?!), czy może Parker, ten z ich roku, czy może jeszcze komuś się "poszczęści"? Cóż, chociaż była raczej obmawiana i wyśmiewana, po cichu większość głupiutkich, złośliwych blondynek chciały być tak pożądane jak Mila, a spora część studentów liczyła na to, że akurat z nimi blondi się upije, po czym seksualnie ich wykorzystać. Ale blondi - odkąd zaczęła odwiedzać klinikę uspokoiła się. Piła w minimalnych ilościach i z obcymi sypiała coraz rzadziej. I znów zaczęła się otwierać na ludzi.
Tego dnia postanowiła zawrzeć nową znajomość, skoro i tak miała mieć dwumiesięczną przerwę od ludzi z uczelni. Przed egzaminem, ubrana w czarną, elegancką sukienkę i cholernie wysokie buty, jak zwykle zresztą, usiadła na ławce przed salą, gdzie mieli być odpytywani z historii literatury angielskiej obok znajomego z twarzy chłopaka. Pożyczała chyba nawet od niego notatki, gdy miesiąc spędziła w klinice, nie na zajęciach.
- Stresik? - uśmiechnęła się wesoło, spoglądając na chłopaka.
[wybacz, nie z tego konta mailowego - tutaj Mila Drozd :)]
Kiedy lekarz jej wyjaśnił, co się stało i dlaczego tu leży, i że zostanie na dwa dni, aby mogli ją obserwować, ledwo nie rzuciła w niego krzesłem. Jak niby ona ma tu zostać dwa dni? Nic jej nie jest! Kręci się jej trochę w głowie, ale to przecież jest normalne, auto do niej dobiło, czy tak?! Ale nie zostanie tutaj ani dnia! Ani jednego! Chciała właściwie czymś w niego rzucić, ale ręka jej odmówiła posłuszeństwa. Pan doktor wyjaśnił, że to właśnie z tego powodu powinna zostać. Trochę w głowie jej się pomieszało. Jednak dopiero w momencie, w którym zauważyła, że nawet stanąć nie potrafi, zgodziła się.
- Ach, to Ty mnie próbowałeś rozjechać - powiedziała wprost. - Prawie Ci się udało, ale mam za twardą głowę. Tylko musze spędzić tutaj trochę czasu, a jako, że ja winna nie byłam, Ty będziesz wyprowadzać mojego psa.
W jej głosie nie było złości, to była raczej ogromna pewność siebie połączona z jakimś rozbawieniem. Mówił cicho, bo się czuł głupio? Możliwe, ale to nieważne. Brandi się głupio nie czuła. Przypadki chodzą po ludziach, ciężko jest zgadnąć, kiedy się w końcu wpadnie pod samochód, prawda?
- Nie, spoko, nie martw się, nie gniewam się, czy coś. Brandi Jones jestem. Podałabym Ci rękę, ale przez wstrząśnienie mogłabym nie trafić tam, gdzie powinna i jeszcze niechcący wbiłabym Ci palec w oko...
Uśmiechnęła się łobuzersko. Miała bardzo luzackie podejście do świata. Coś się stanie? Trudno, tak miało być. Nie trać humoru, przecież będzie jeszcze dobrze, czyż nie?
Kiedyś spokojnie można było nazwać Lil pracoholiczką, obecnie takie określenie już do niej nie pasowało. Znała umiar w przeciwieństwie do poprzednich lat. Szczególnie dało się to odczuć, gdy zaczynała pracę w No Regrets – za wszelką cenę chciała pokazać, że stać ją na naprawdę wiele. Na szczęście trafiła na ludzi, którzy nie pozwolili jej na wykończenie się z powodu przepracowania.
Zadarła lekko głowę do góry, wpatrując się w mężczyznę, który zmierzał w jej stronę. Uśmiechnęła się do niego łobuzersko, odgarniając z twarzy niebieskie kosmyki włosów, które wpadały jej do oczu. Odłożyła na bok farby i pędzle oraz przesunęła się trochę na ławce, aby zrobić nieznajomemu miejsce.
- Cześć – odparła pogodnie, jakby byli starymi przyjaciółmi. W życiu Lil nie istniało raczej coś takiego jak krępacja czy zakłopotanie.
- Ciebie – powiedziała wprost, nie owijając w bawełnę. Wzięła do rąk płótno i pokazała je nowemu znajomemu.
To było... dziwne. Zaraz po tym, jak ucałował jej dłoń zabrała ją i ostentacyjnie ją obejrzała. Nikt wcześniej nie całował jej dłoni i nie czuła się z tym jakoś... normalnie. Zwłaszcza, że przecież mężczyzn jako takich nie lubiła. A może ją podrywał? Biedny, zdesperowany facet. Żeby lesbę podrywać? Nie, to niemożliwe. Przecież on wygląda na takiego, który woli upudrowane dziewczątka.
- Jakie straty, moja deska ocalała, psu nic się nie stało, ja też żyję, a pralkę mam, więc sobie ubrania wypiorę - powiedziała szybko, siadając. Mocno zakręciło się jej w głowie, ale zignorowała to. Patrzyła na mężczyznę. - Suczka nazywa się Wasp, jest wyjątkowo okropna i niewykastrowana, więc jeśli zaczną ją jakieś psy atakować, radzę mieć coś, co je odstraszy na dobre, ja korzystałam z patyka... Nie, nie biłam ich, spokojnie - zaśmiała się - ale trzymałam je na bezpiecznej odległości. Muszę w końcu ją wziąć do weterynarza... Ale, ale. Chyba się spieszyłeś, skoro tak malowniczo wgniotłeś mnie w swoją maskę? Nie musisz się o mnie troszczyć. Tylko skocz po klucze do mnie trochę później, bo Wasp będzie chciała siku i kupkę.
Ach, ta jej bezpośredniość!
[brak pomysłu na wątek... heheh. nie wiem może jakiś mały wypadeczek, Ally lubi biegać więc wraz z jej pechem może o włos wylądować na jego masce lub jak wolisz jakaś już dłuższa znajomość :))]
[postaram się ale to w takim razie trochę potrwa :P]
Brandi nie była zraniona przez mężczyzn. Chociaż, może jeśli policzyć fakt, że nazywano ją lesbą jeszcze zanim wiedziała, co to słowo znaczy... to tak, panowie ją skrzywdzili. Ale tak, to nie. Po prostu nie przepadała za ich towarzystwem - zawsze sobie wyobrażali coś więcej.
- Jej... Jeśli wyrywasz dziewczyny na wrzucenie ich na swoją maskę, to ja dziękuję - powiedziała ze śmiechem. - Jasne, z chęcią, tylko teraz nie mogę za bardzo wstać. Ale fakt jest jeden, jeśli będziesz chciał, żeby z tego coś było, to nic nie będzie. Jestem lesbą, żeby nie było niedopowiedzeń. Jeśli dalej chcesz mnie zaprosić na kawę, to okej. Ale pewnie nie dzisiaj.
Przeczesała lekko włosy i poczuła, że po jednej stronie wcale ich nie ma.
- O jasna... Co jest, aż tak uderzyłam głową, że musieli mi je zgolić po jednej stronie głowy? Bez żartów! Jak ja się niby mam teraz gdziekolwiek pokazywać?
[ Witam ;) Zacznę wątek, lecz wpierw chciałabym ustalić powiązanie. Może Lena mogłaby być przyjaciółka dawnej miłości Jonathana? :)]
Dwa kawałki pizzy to o dwa za dużo jak na kolacje, cóż mogła poradzić, że tak oto właśnie wyszło. Dlatego na własne życzenie dziewczyna wczesnym rankiem popierdalał* przez park 10km. Wykończona postanowiła na skróty wrócić do domu by móc wreszcie wypić kubek gorącej kawy i wziąć zimny prysznic. Zmarnowana pędziła przed siebie na ostatnich siłach przez uliczki, prowadzące prosto do jej mieszkania. Nieoczekiwanie niestety usłyszała pisk hamujących opon samochodu. Dziewczyna zdezorientowana co się dzieje patrzyła na samochód nie potrafiąc się ruszyć, lekko dostała od pojazdu. Straciła równowagę i upadła. Gdy adrenalina opadła, ból zaczął niestety narastać.
[ Dzień Dobry :) Witam autorkę, dzięki której mogłam dołączyć na bloga ( Tak, inaczej nie miałabym pomysłu na postać;) Zaczniesz, czy mam zacząć? Skoro mam zacząć ja, to proszę podaj mi jakieś miejsce spotkania :)]
[O, panią kojarzę z kilku blogów. Mniejsza z tym. Rozumiem, że strzelimy sobie wątek? Postaram się zacząć, ustalamy jednak jakieś powiązania?]
[Naprawdę? Bardzo mnie to cieszy, że Ci się podoba. Dobrze, w takim bądź razie zaczynam wątek :) Od razu przepraszam za jakość, ale jakoś wena mnie opuściła dziś.]
Wieczór leniwym krokiem wkraczał do granic miasta. Amsterdamskie życie nocne powoli dawało o sobie znać. Jedna z głównych ulic miasta szła czwórka przyjaciółek. Wśród nich była Emma, która postanowiła dzisiaj zostać w domu i dokończyć swój obraz, lecz za namową dziewczyn uległa i postanowiła wyjść z nimi na drinka. Odkąd przyjechała do Amsterdamu jakoś nie za specjalnie chciało się jej imprezować. Jednak musiała wynagrodzić koleżankom urwany kontakt. Dziewczęta weszły do jednego z klubów znajdujących się w centrum miasta. Zarówno wystrój jak i muzyka była nienaganna. Kobiety usiadły przy ostatnim wolnym stoliku. Od razu sięgnęły po menu, by wybrać dla siebie trunek przy okazji zawieszając oko na barmanach. Wyszło na to, że Emma oraz Lily (jedna z koleżanek)poszły złożyć zamówienie. Stojąc przy barze uśmiechnięte rozmawiały na temat mężczyzny, który spodobał się Lil. Słysząc głos barmana pytającego co Panie sobie życzą panienka Lefebvre podniosła wzrok na pracownika klubu prosząc o napoje alkoholowe. Rozglądając się po pomieszczeniu w pewnej chwili zamarła. Stanęła jak wryta lustrując sylwetkę znajomego jej mężczyzny. Poznała go. Od razu poznała te włosy, którymi uwielbiała się bawić, te oczy które patrząc na nią powodowały że Emmie miękły kolana. Te usta, w których uwielbiała się zatracać w namiętnym pocałunkach. To był on. Jonathan Blanchard. Mężczyzna, którego kochała oraz któremu złamała serce. Przez głupi układ, przez swoja głupotę nie była z nim. Zdezorientowane tęczówki mierzyły go od stóp do głów, lecz gdy ich spojrzenia się spotkały dziewczyna odwróciła głowę. Szepnęła coś towarzyszącej brunetce na ucho i skierowała się do wyjścia. Musiała wyjść na zewnątrz, ochłonąć. W głowie, jak i w sercu kłębiło się sto myśli i uczuć na raz.
[Szczerze mówiąc gdyby nie Twoja postać nie miałabym pomysłu, by dołączyć. Karta Postaci Jonathana, która stworzyłaś bardzo przypasowała mi do gustu. Gdy zobaczyłam, że postać byłej narzeczonej nie jest zarezerwowana to od razu sobie ją zaklepałam. Przynajmniej zdążyłam ^^]
Roztrzęsiona blondynka przez chwilę stała przed klubem bijąc się z myślami. Wrócić, czy odejść? Może podejść do Jonathana i z nim porozmawiać? Nie, nie miała odwagi. Tchórzostwa nie pochwalała, lecz teraz wszystko było silniejsze od niej. Wystukała szybko wiadomość do przyjaciółek przepraszając za to, że musi iść. Oczywiście nie podawała powodu. One z pewnością się domyślały o co chodzi. Złapała taksówkę wsiadła do niej pragnąc, aby jak najszybciej znaleźć się w domu. Kiedy już była we własnych czterech ścianach oparła się o drzwi momentalnie po nich zsuwając. Jednak samotna łza spłynęła po jej policzku. Wszystko powróciło. Było czymś na kształt niemego filmu. Dawne uczucia powróciły jakby ze zwiększoną siłą. Chociaż... Ona nigdy nie przestała go kochać. Przeczesała drżącą dłonią włosy i zapłakała cicho. Chciała wyrzucić z siebie wszystkie emocje. W samotności, w ciszy i spokoju...
Noc dłużyła się w nieznane. Gwiazdy świeciły na aksamitnie ciemnym niebie. Blondynka leżała w swoim łóżku starając się zasnąć. Nie mogła. Zbyt dużo myślała. Wiedziała tylko, że musi być silna. Do odważnych świat należy. Nie umiała jednak spojrzeć mu w twarz. Serce jej pękało. Zapowiadała się kolejna, bezsenna i przepłakana noc...
Amsterdam powoli budził się do życia. Zaczynał się nowy dzień. Ona zaś miała nadzieje, że ten dzień będzie lepszy od poprzedniego. Teraz dopiero cieszyła się, że studiuje. Studia odciągały ją od myśli i skupiały tylko na malowaniu. Jednak malując ona i tak odpływała myślami gdzie indziej. Wszystkie myśli skupiały się na nim...
Około godziny osiemnastej skończyła zajęcia. Do domu miała w miarę blisko, więc postanowiła się przejść. Szła wolnym krokiem przez centrum miasta rozglądając się. Było pełno ludzi, a chyba jeszcze więcej par. A ona szła, szła i znowu doznała szoku. Czy to jakieś przeznaczenie? Czy jakiś żart? Parę metrów dalej zauważyła Jonathana, który właśnie szedł w jej stronę. Serce zabiło jej mocniej, a usta zaczęły drżeć. Pewnie szedł do klubu pomyślała. Zawahała się przez chwilę, lecz jednak postanowiła iść dalej.
[W takim razie zacznę i bez konkretnych pomysłów, gdyż ja również mam kompletną pustkę dotyczącą powiązań.]
Podziwiała ludzi, którzy potrafili wysiedzieć w jednym miejscu przez cały dzień. Podobne doświadczenie nie powtarzało się w jej nudnej egzystencji wiele razy, acz kiedy już się pojawiało, momentalnie ukazywało się z najgorszej strony. Kiedy następnego dnia budziła się z letargu, większość mądrych osobników uciekała gdzie pieprz rośnie. Szczególnie szef. Przełożony wykazujący się anielską cierpliwością w stosunku do swej podwładnej obdarzonej niekonwencjonalnymi pokładami dzikiej energii.
Nie potrafiła zapobiec podobnemu zjawisku. Parodię dziecięcej nadpobudliwości oaz infantylności zapisano w genach Lightwood, do tego dokładając szeroką gamę zachować i śmiech. Śmiech, który zaraża albo ewentualnie wpisuje ją na listę przyszłych mieszkańców Wariatkowa. Cóż, to intrygujące miejsce. Wpasowuje się do standardów jasnowłosej pani inspektor - sadyści, idioci z maczetami. Kurde, siódme niebo. Byleby jeszcze wspólny język odnaleźć.
Bądźmy jednak przez króciutką chwilę poważni. Poprzedniego (i niezbyt słonecznego, miłego, przyjemnego etc.) dzionka od świtu do zmierzchu pracowała nad projektami dla spółdzielni mieszkaniowej. Wiadomo - nie każde lokum w bloku ma być przygotowane według tych samych projektów. A więc siedziała. Siedziała i szkicowała, planowała, odmierzała i liczyła, pracując za sztab specjalistów.
Musiała odreagować. Nikt nie powinien być zaskoczony, iż w podskokach przemierzała ulice Amsterdamu. Sielankę przerwał telefon ze szpitala, informujący o tym, że jej ukochany braciszek znowu wylądował na oddziale. Jezu, co za facet. Nie wytrzyma dnia bez bójki z lokalnymi dresami.
Markotna i nachmurzona, zasiadła cichutko w kąciku jakiegoś lokalu. Po dłuższej chwili rozmyślań wydobyła z torebki szkicownik i zaczęła wyobrażać sobie ów miejsce w zupełnie innej odsłonie. Może tu zmienić barwę? O, a to co? Nawalone różnej maści wzorkami? Nie, nie, nie! To do zmiany, koniecznie!
Ot, akurat odnalazła zajęcie.
Uśmiechnęła się, słysząc jego pytanie. Ona nigdy nie była zestresowana egzaminami, odkąd tylko zaczęła studia. Jak sama mówiła, a jej były chłopak potwierdzał - angielski miała w małym paluszku. Literatura była dla niej przyjemnością, a historię zakuła na tyle dobrze, żeby być pewną piątki. Cóż, dziwka też może okazać się prymuską, nie?
- Troszeczkę - skłamała, żeby nie wyjść na zbyt pewną siebie. Od pewnego czasu znów starała się być najidealniejsza, jaka tylko mogłaby być. Przynajmniej oficjalnie.
- Masz ochotę na rozładowanie stresu przy świeżym cieście z truskawkami? - zapytała po chwili namysłu, przyglądając się chłopakowi. Wydawał się jej dosyć sztywny, ale przynajmniej był przystojny. No i dotrwał do końca czwartego roku, jest szansa, że to też inteligentny facet.
Dni miały a Emma nadal nie mogła zebrać swoich myśli. Od chwili ujrzenia młodego Blancharda dziewczyna myślała tylko o Nim. Och, ile ona, by dała tylko, za to, by wszystkie wspomnienia wróciły do teraźniejszości. Wiedziała jednak , że musi coś zrobić. Z początku planowała kolejną podróż, lecz, po co znowu miałaby uciekać? Dowiodłoby to , że jest zwykłych tchórzem i nie umie walczyć o kogoś, kogo kocha. Tak, Emma nigdy nie przestała kochać swojego byłego narzeczonego. Gdyby ona mogła mu wszystko wyjaśnić. Wszystko było w owej chwili takie trudne. Przecież nikt nie powiedział, że będzie łatwo.
Idąc na spotkanie z Thomasem, przyjacielem Jonathana nie wiedziała czego ma się spodziewać. Bała się, że chłopak może potępiać ja, za to co zrobiła oraz każe wracać jej do Wenecji. Myliła się. Tom podczas spotkania był bardzo sympatyczny. Chcąc zbliżyć młodą Francuzkę oraz przyjaciela wręczył jej zaproszenie na swoje urodziny. Nalegał, by przyszła. Chciał pomóc tej dwójce. Chociażby w taki sposób.
Wieczorem, w dniu urodzin Thomasa Emma siedziała na łóżku obracając w swoich drobnych palcach kopertę z zaproszeniem. Iść, czy nie iść. Ciągle się nad tym zastanawiała. Miała mieszane uczucia. A co, jeżeli Jonathanowi się nie spodoba jej obecność. Przyjaciółki, które był także zaproszone na imprezę wręcz wyganiały ją. Bardzo chciały, by jasnowłosa z nimi poszła. W końcu młoda Lefebvre zebrała siły i kilka godzin przed imprezą robiła się na bóstwo. Dziś albo nigdy. Musi z Nim porozmawiać. Zbyt wiele dla niej znaczy, by odpuścić. Chyba, że sam powie, by dała mu spokój.
Klub jak zawsze tętnił ludźmi. Muzyka , klimat, towarzystwo. Wszystko ze sobą komponowało się idealnie. W owej chwili błądząc wzrokiem po zebranych jej kocie oczy spotkały się z piwnymi tęczówkami ukochanego. Widząc jego uśmiech czuła jak miękną jej kolana. Z każdą chwilą, kiedy John raz Thomas byli coraz bliżej niej, czy dziewcząt serce Emmy omalże nie wyskoczyło jej z piersi. Kiedy przyszli się przywitać Emma uśmiechnęła się lekko. Obserwując Jonathana jak swoimi miękkimi wargami całuje jej dłoń po jej ciele przeszły przyjemne dreszcze. - Witaj Jonathan. - Z jej ust wydobył się melodyjny, miękki głos. - Gratulacje. Klub jest świetny.- Odparła i posłała mu jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów. Po chwili uścisnęła Toma i wręczyła mu prezent. Była mu wdzięczna za to , że tu jest.
Jasnowłosa dziewczyna lustrowała swymi szmaragdowymi oczętami twarz byłego narzeczonego słuchając go z uwagą. Głos chłopaka był melodia dla jej uszu. Zawsze uwielbiała go słuchać. Przez te wszystkie lata tęskniła za nim niewyobrażalnie. Często wracała myślami do młodego Blancharda.Jakże go mogła tak zostawić? Jak mogła tak skrzywdzić. Niestety był jeden powód. Kiedy mężczyzna przeprosił ją i skierował się w głąb klubu skinęła mu tylko głową i odprowadziła wzrokiem. Zerknęła na swoje koleżanki, które tylko uniosły kciuki w górę. Póki co zapowiadało się ciekawie.
Impreza z czasem się rozkręciła na dobre. Towarzyszki Lefebvre bawiły się w najlepsze. Nie brakowało drinków, wykwintnego jedzenia, jak i przystojnych mężczyzn którzy zaczepiali Emmę by z nią porozmawiać. Młoda kobieta uwielbiała poznawać nowych ludzi, toteż z chęcią rozmawiała z przedstawicielami płci przeciwnej. Kątem oka obserwowała Jonathana. Młody mężczyzna siedział przy barze dopijając właśnie drinka. W końcu odstawił puste szkło i ruszył w jej kierunku. Z głośników popłynęła piosenka. Ich piosenka z którą Em miała wiele dobrych wspomnień. Kiedy on zaś wyciągnął do niej dłoń i poprosił ja do tańca dziewczyna nie wahała się. Ujęła jego dłoń i spojrzała mu w oczy. Delikatny, nikły uśmiech wstąpił na jej usta. - Z przyjemnością. - Odparła swoim melodyjnym głosem. W duchu ucieszyła się niesłychanie. Przychodząc tu bała się, że nie będzie mile widziana. Tym bardziej w jego towarzystwie. Czyżby się myliła? Bogu dzięki tak.
Kiedy powędrowali na parkiet jej drobna rączka powędrowała na silne ramię mężczyzny. Ona zaś uśmiechnęła się delikatnie do niego. - Tym razem już Ci nie podepczę stóp. - Odparła z nutka rozbawienia. - Chodziłam na lekcje tańca w Wenecji. Już nie jestem taka niezdarna w tańcu. - Pokiwała głowa wciąż na niego patrząc. Wydawałoby się jakby świat przestał dla niej istnieć. Liczył się tylko on.
Kiedy wspomniał o jej uroczym deptaniu na jej policzek wstąpił szkarłatny rumieniec. Tak, on ją od niepamiętnych czasów zawstydzał, a ona nie zdążyła do tego przywyknąć.
Słysząc jego pytanie przygryzła wargę zastanawiając się jak to wszystko ubrać w słowa. - Od dwóch lat siedziałam w Wenecji, tworzyłam. - Wyjaśniła i zerknęła na niego. - Do Amsterdamu wróciłam kilka tygodni temu.- Przyznała zgodnie z prawdą. - Od nowa zaczęłam studia, wróciłam do starego mieszkania. Staram się wrócić do dawnego życia tu.- Ściszyła nieco swój ton i zerknęła na mężczyznę niepewnie. Emma zadrżała lekko przypominając sobie początku ich rozstania. Chciała bym to za wszelką cenę wymazać z pamięci. - A u Ciebie? Co się działo u Ciebie Jonahtan?- Zapytała niemalże szeptem. Jego imię mówiła z niezwykle miękkim szeptem. Aż coś ścisnęło ją w sercu. Przecież teraz byliby już dwa lata po ślubie.
Serce łomotało jak szalone, kiedy jej usta poczuły jego miękkie i ciepłe wargi. Cała drżała pod wpływem jego dotyku. Tak, to było coś, czego pragnęła od dwóch długich lat. Poczuć jego dotyk, spojrzeć w jego oczy poczuć jego upragniony zapach. Zatęskniła za chwilami, kiedy to szeptał i przytulał ją do snu. Kompletnie zatraciła się w pocałunku. Odwzajemniała go równie namiętnie i czule dłonią gładząc jego policzek. W pewnej chwili zaś odsunęła się od chłopaka. Miała do siebie żal o to, co się stało. Kiedy go zostawiła. Pomimo tego, że to nie do końca była jej wina brzydziła się swoim czynem. Ściągnęła dłoń z jego policzka. Rozchyliła wargi w których czuła niedosyt. Jednak samotna i słona łza spłynęła po jej policzku. - Przepraszam. - Szepnęła i niechętnie uwolniła się z jego objęć. Uciekła z płaczem. Usiadła na schodach przykładając dłoń do serca, które w tej chwili jej pękało. Zapłakała gorzko. Po prostu myślała, że to sen.
Niebieskooka istotka wtuliła twarz w jego ramię niczym mała, bezbronna dziewczynka chowając się przed jakimś potworem. - Przepraszam.- Szepnęła cicho.- Tak bardzo Cię przepraszam. - Powtórzyła ujmując swoimi drobnymi palcami jego dłoń. - Ja nie chciałam Cię zostawiać. Ja...ja musiałam. Twój był przyjaciel. On...On chciał zrobić Ci krzywdę. Ja się tak bardzo bałam. Nie miałam wyboru. - Szeptała cicho. Coś w niej pękło. Wiedziała, że prędzej czy później młody Jonathan musi poznać prawdę. Lefebvre zagryzła wargi starając się uspokoić. Była roztrzęsiona. Emocje brały nad nią górę. W głowie pojawiały się wszystkie wspomnienia przeplatane z tym, o czym chciała zapomnieć.
Em zerknęła na byłego narzeczonego i pogładziła go po policzku. Serce pękało jej na myśl, co wtedy on musiał przeżywać. Do tego dochodził jego ojciec, który był osobą bardzo konserwatywną. - Pisałam do Ciebie. Nie dostałeś żadnego listu? - Zapytała go, lecz po chwili zrozumiała że być moje głowa rodziny Blanchard'ów ukryła go przed synem. - Nie mogłam znieść z Wenecji tej rozłąki. Naprawdę chciałam być z Tobą, wyjść za Ciebie, założyć rodzinę. - Mówiła miękkim szeptem patrząc w Jego piwne tęczówki i jednocześnie tonąc w nich. Miał takie piękne oczy. Hipnotyzujące wręcz. Och, jak ona bardzo Go kochała. Po chwili zaś zamilkła i ujmując jego twarz w swe dłonie złożyła na ustach ukochanego czuły pocałunek. Bała się, że zaraz ją odepchnie, że jednak powie iż wcześniejsze Jego zachowanie względem niej było błędem. Jasnowłosa oderwała się od chłopaka i wtuliła w niego. - Kocham Cię.- Szepnęła mu do usta niemalże dotykając go swymi rozpalonymi ustami.
[Witam :D To może my sklecimy jakiś wątek ? ;) ]
Słuchając jego pięknych słów z uwagą patrzyła mu w oczy posyłając jeden z najpiękniejszych swoich uśmiechów, który był zarezerwowany tylko dla niego. Kiedy wyznał jej miłość, poczuła ukłucie w swoim serduszku. Iskierkę radości i szczęścia. - Jesteś częścią mnie Jonathan.- Szepnęła cicho.
Kiedy po raz kolejny pocałował ją, ona odwzajemniła pocałunek czule, pewnie i namiętnie starając się przekazać mu wszystkie swoje uczucia. Czyżby znowu byli parą? Sama tego nie wiedziała. Wszystko wirowało wokół tak szybko, lecz jej to nie przeszkadzało. Dziękowała Bogu za to, że nie została w Wenecji. Jakże magiczną chwilę przerwał im znajomy głos przyjaciela.
- Zakochańce, chodźcie na przyjęcie. Potem nacieszycie się sobą. - Odparł najwyraźniej zadowolony. Emma uśmiechnęła się lekko patrząc na Thomasa. - Już, idziemy Tom. Daj nam jeszcze chwilkę, dobrze?- Poprosiła. Mężczyzna skinął głową i poszedł, a panienka Levebre musnęła ostatni raz wargi ukochanego.- Chociaż mówię to niechętnie, ale chodźmy.- Szepnęła głaskając jego policzek.
Czując jego usta uśmiechnęła się delikatnie. - Ty także byłeś, jesteś i będziesz dla mnie całym moim światem.- Powiedziała patrząc na niego. Kiedy mężczyzna zapytał ją, czy zaczną wszystko od nowa Emma przygryzła wargę i skinęła głową.- Niczego więcej nie pragnę, niż tego by być znowu przy Twoim boku.- Powiedziała jednocześnie dając mu odpowiedź, że chce. To była jedna z najpiękniejszych chwil w jej życiu.
Kiedy weszli na salę pełną ludzi wszystko spojrzeli na nich jakby zadowoleni tym faktem, że widzą ich razem. Ona zaś złapała go za rękę. Muskając kciukiem jego dłoń jakby nie wierzyła, że znowu jest z nim. Jeżeli to był sen , nie chciała się z niego wybudzać.
Wspólne odśpiewanie sto lat, tort, dalsza impreza. Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy. W tym przypadku impreza trwała do świtu. Siedziała zmęczona na krześle popijając drinka i obserwując swojego ukochanego. On zaś pomagał pracownikom, uważnie patrzył by klub został doprowadzony do porządku. Uśmiechnęła się lustrując go wzrokiem. Nie, Emma nie pojechała z przyjaciółkami. Chciała pobyć jeszcze z Jonathanem. Około godziny szóstej, kiedy wszystko było już zrobione, a Thomas rozmawiał coś z Jonathanem dziewczyna doszła do nich i objęła w pasie ukochanego z uśmiechem przymykając oczy. Tom , zaczął śmiać się, że niebieskooka filigranowa dziewczyna już ledwo co patrzy na oczy. - Będziesz chyba musiał mnie zanieść do taksówki.- Zażartowała wtulając się w niego.
[ Hm... A może coś z jego kotką? Mogłaby uciec, a Angel przypadkowo by ją znalazła... Jest taka możliwość? :D ]
Wchodząc do jego mieszkania uśmiechnęła się lekko, a wspomnienia związane z nim ożyły. Kiedy wskazał jej łazienkę, oraz powiedział o koszuli uśmiechnęła się do niego. - To ja zaraz wracam.- Odparła i w tym czasie on wyszedł do kuchni, a ona sięgnęła z szafy po jakąś jego koszulę i skierowała się ku łazience. Odświeżyła się, zmyła makijaż i spojrzała w lustro. Pamiętała , jak zawsze mówił że uwielbia ją naturalną. Dziewczyna rozpuściła włosy pozwalając im łagodnie opadać na ramiona i łopatki po czym wyszła z pomieszczenia. Stanęła we framudze kuchennych drzwi obserwując go. Czując zapach czekolady uśmiechnęła się szeroko. - Pamiętałeś. - Odparła cicho lustrując go wzrokiem. O tak, czekolada była jej ulubionym napojem. Kiedy Jonathan stał przy blacie kuchennym Emma zaszła go od tyłu i objęła przesuwając dłońmi po jego torsie. W milczeniu złożyła na jego karku kilka drobnym pocałunków. Do jej nozdrzy uderzył zapach perfum Blancharda. Stęskniła się za nim. A teraz po prostu nie mogła uwierzyć w to, że jest obok.
Zaśmiała się cicho, kiedy ja podniósł i posadził na blacie kuchennym. Słysząc jego szept po ciele dziewczyny przeszły przyjemne dreszcze. Lubiła słuchać jego głosu, jego szeptu, który jak w owej chwili przyprawiał ją o gęsią skórkę. Padający komplement z ust ukochanego tak zadziałał na Emmę, w wyniku czego jej policzek oblał szkarłatny rumieniec. Przymknęła oczy i zamruczała niczym zadowolona kotka czując jego rozpalone i miękkie wargi na szyi. - Nie mówiłeś, lecz chętnie posłucham. - Szepnęła i przesunęła paznokciem o jego karku po linię kręgosłupa. Drugą dłonią przeczesała jego włosy. - Uwielbiam gdy do mnie mówisz.-Wymruczała. - Uwielbiam, gdy mnie dotykasz, całujesz.- Szepnęła i odchyliła lekko głowę oddając się przyjemności, jaką miała z jego pocałunków.
Kiedy opadła na miękkie łóżko i satynową pościel zaśmiała się cicho i przyciągnęła go do siebie.- Kocham Cię, kocham. - Szepnęła mu do ucha przygryzając lekko jego płatek. Drżące dłonie Emmy rozpoczęły wędrówkę po ciele Jonathana.- Mój kochany, mój najdroższy.- Dodała szeptem i złożyła na jego ustach czuły pocałunek. Kiedy mężczyzna go odwzajemnił przedłużyła go. Swoją drobniuteńką dłoń wsunęła po koszulę bruneta opuszkami palców muskając jego nagie ciało. - Nie chce Cię stracić już nigdy więcej.- Odparła patrząc na niego swoim lazurowym wzrokiem. Nosem przesunęła po jego szyi składając na niej delikatne pocałunki. Czuła się szczęśliwa. Wreszcie. Męka się skończyła. W końcu znowu mogą być razem.
Słuchała go z niezwykłą uwagą wpatrując się w chłopaka. Kiedy pogładził jej policzek ona przytuliła się do jego dłoni. - Marzyłam o tej chwili.- Powiedziała i przytuliła się do niego. Wszak, gdy Jonathan powiedział o tym, że ojciec jest mu zbędny oderwała się od niego. - Przecież on dostanie szału, kiedy dowie się że jesteśmy razem.- Szepnęła, a jej usta drgnęły. Zaniepokoiła się. Układy z jego matką miała dobre, lecz ojciec? Najchętniej by ją poćwiartował. Em spuściła wzrok wskazującym palcem wodząc po jego skroni. - Prosze Cię. nie mów mu nic na razie.- Odparła cicho. Bała się, cholernie się bała że znowu będą jakieś komplikacje. Jednak to było nieuniknione.
Kiedy odparł, że nic mu nie powie uspokoiła się nieco. Wypuściła powietrze z ust i wtuliła twarz w jego ramie. Była chociaż trochę spokojna, lecz do końca nie bardzo. Wiedziała, że musi powiedzieć mu o kimś jeszcze. Kimś, kto jest częścią Jonathana. Zerknęła na mężczyznę przez dłuższą chwilę i podniosła się. Usiadła po turecku i przygryzła wargę. Nie odzywała się przez dłuższą chwilę. Bała się. Bała się tego, jak on zareaguje.
- Jonathan, jest coś o czym musisz wiedzieć.- Odparła niepewnym głosem. Cała drżała. Tak bardzo się bała.
- Byli ze sobą przez dłuższy czas. Kochaliśmy się, byliśmy narzeczeństwem , sypialiśmy ze sobą. - Zaczęła kompletnie nie wiedząc jak ma za mu to powiedzieć.
- Pewnego dnia zauważyła niepokojące zmiany w swoim organizmie. Nie miałam comiesięcznych " trudnych dni" jak to nazywałeś, miałam mdłości. - Mówiła ostrożnie patrząc na niego. - W dniu naszego ślubu, rano zrobiłam testy. Okazał się, że jestem w ciąży. Powiedziałam o tym Twojej mamie, która niemalże skakała z radości. Jednak nim chciałam Ciebie o tym powiadomić przeszkodził mi w tym Twój ojciec. Zagroził mi, że jeżeli Ci powiem i wyjdę za Ciebie pożałuje tego. Alex, Twój dawny przyjaciel powiedział, że Cię skrzywdzi. Bo on był we mnie zakochany. - Szepnęła czując w oczach łzy. - Nie mogłam Ci tego powiedzieć. Musiała wymyślić rzekomy materializm i uciec z Alexem. - Głos jej się łamał.
- Wjechałam do Wenecji, urodziłam chłopca. Dałam mu na imię Joseph Jonathan. - I w tym momencie sięgnęła do torebki i wyjęła zdjęcie podając mu je. Wyglądał niczym mały Jonathan. Byli jak dwie krople wody. - Mały ma rok i osiem miesięcy. Chciałam Ci to powiedzieć wcześniej, lecz brakowało mi odwagi. Bałam się . Cholernie się bałam. - Szepnęła chowając twarz w dłoniach.
Słysząc jego słowa, a potem czując wargi ukochanego przymknęła oczy i pocałowała go z ulgą. Byli rodziną. A na dodatek ona odzyskała ukochanego. Teraz dopiero jaką niespodziankę zrobi synkowi. Przywiezie mu tatę. Kiedy oderwała się od Jonathana popłakała się. Ze szczęścia.- Joseph o dziwo nie ucieka przez nieznajomymi coteż mnie czasem niepokoi. - Mruknęła cicho patrząc na Jonathana. - Kiedy tylko będziesz gotowy, to poznasz go.- Skinęła głową.- Skarbie, co się stało to się nieodstanie. Najważniejsze, że już wszystko wiesz. Że wybaczyłeś mi i chcesz być ze mną. - Odparła patrząc na chłopaka i przytuliła się do niego mocno. Serce waliło jej jak szalone. Cieszyła się, że on końcu zna całą prawdę. To było dla niej najważniejsze.
Dziewczyna otworzyła ze zdziwienia. - Naprawdę chcesz z nami zamieszkać?- Odparła zaskoczona, lecz pozytywnie. Przytuliła się do niego. - Skoro tego pragniesz, to nie ma sprawy. - Skinęła głową. Cieszyła się, że Jonathan pragnie z nimi mieszkać. Że pragnie poznać dziecko. Że nie jest wobec wszystkiego obojętny Wszak, gdy powiedział o siostrzyczce zaśmiała się. - Jak sobie urodzisz, to będziesz miał.- Zażartowała całując go w usta. Fakt faktem komplikacja z ciążą miała niemałe.
Emma roześmiała się, a kiedy położył ja na łózko ona pociągnęła go lekko za rękę do siebie. Spojrzała mu czule w oczy dłonią przeczesując jego niesforne loczki. Oj tak, ona uwielbiała się nimi bawić. - Oczywiście, że pragnę.- Odparła i pocałowała go przelotnie w usta. Kiedy powiedział o drugim dziecku przekręciła oczami rozbawiona. - Dobrze, w takim razie ja zrobię Ci dziecko. - Dźgnęła go lekko w bok. - Ja także się szaleńczo stęskniłam.- Mruknęła cicho całując jego policzek. Wszystko zapowiadało się dobrze. W końcu byli szczęśliwi.
Następnego dnia w południe Emma krzątała się w swoim domu wraz z kuzynką przygotowując obiad. Joseph biegał po domu "pomagając" kobietom. Dziewczyna zerkneła na synka. Mały elegancik z rozbrajającym uśmiechem. Niczym Jonathan. Wszak, kiedy Elizabeth ( kuzynka) dokańczała danie, Em zaczęła szykować w salonie do stołu. Była podekscytowana. Jej ukochany miał być za niedługo.
Mały Joseph usłyszawszy pukanie do drzwi zaśmiał się i podbiegł do drzwi. - Mamo! - Krzyknął, na co Emma wzięła go na ręce i otworzyła drzwi. - Cześć. - Uśmiechnęła się do Jonathana, a malec spoglądał z uwagą na swojego ojca. Wyglądał niemalże niczym on. Te loczki, kształt ust, oczy. Brzdąc był podobny.- Wejdź proszę.- Odparła i zaprosiła go do środka.Postawiła małego zamykając drzwi. Z salonu wyszła Elizabeth. Kuzynka, jak i kobieta która była prze szczęśliwa tym, że w końcu Blanchard zszedł się z Emmą. - Cześć Jonathan.- Uśmiechnęła się do niego delikatnie.- Owszem, znali się i to dobrze. Ona właśnie miała być świadkiem na ich ślubie.
Emma uśmiechnęła się i podziękowała za kwiaty. Elizabeth zerknęła na Jonathana i uścisnęła go. - Ciebie również miło mi widzieć. Nawet nie wiesz, jak się ciesze że znowu jesteście razem.- Odparła i poszła wstawić kwiaty do wazonu. Maluszek także podziękował Jonathanowi za prezent. Mianowicie, kiedy weszli do salonu gdzie on się bawił podbiegł do ojca i uściskał go. Em patrzyła rozczulona na gest ze strony ich synka. Kuzynka zaś pożegnała się z nimi tłumacząc, iż umówiła się z chłopakiem. Tak więc zostali we trójkę. - Mam nadzieję, że będzie Ci smakować. - Odparła do ukochanego. Dania jak zawsze były starannie przygotowane . W końcu gotowała wraz z kuzynką. Em lubiła gotować i sprawiać swoja kuchnią przyjemność gościom. - Otworzysz?- Podała mu butelkę czerwonego wina wciąż się uśmiechając .
Uśmiechnęła się i zerknęła na dwójkę swoich mężczyzn Jonathan bawił się z małym Josephem, który w końcu zerknął na swojego ojca swoimi dużymi ślepkami. - Tata?- Zapytał całkiem nieświadomy. W końcu dziecko niespełna dwuletnie nie wiedziała co i jak. Często zaś wolał ojca przez sen. Jakby śnił mu się, jakby go potrzebował. Emma na te słowa wzruszyła się. Ukucnęła przy nich i zerkneła na malucha.- To jest Twój tatuś skarbie.- Odparła i pogładziła dziecko po włoskach. Ono zaśmiało się wdzięczne i znowu przytuliło do Blancharda.
~ Emma
Prześlij komentarz