20 lat | studentka architektury wnętrz| fotomodelka | wolontariuszka | sierota
urodzona 21 lipca 1992 roku w Amsterdamie
Gorąca, letnia noc. Powietrze było tak gęste, że można byłoby pokroić je nożem. Choć był środek nocy, temperatura była nie do wytrzymania. Mimo to, wysoka osoba, będąca ewidentnie kobietą, szła bocznymi uliczkami Amsterdamu w kurtce i kapturze, niosąc duży koszyk. Gdyby ktoś tamtędy przechodził, mógłby pomyśleć, że to ktoś chory psychicznie, ponieważ kobieta co chwilę zaglądała do koszyka i coś do niego mówiła. Zwykły przechodzień nie mógł wiedzieć, że w koszyku było dziecko. Malutka, nowo narodzona dziewczynka. Kobieta skręciła w kolejną uliczkę i w końcu zatrzymała się pod wielkim budynkiem z napisem Sierociniec. Ostatni raz powiedziała coś do dziewczynki, postawiła koszyk przed drzwiami, kładąc na nim jakąś kartkę. Zapukała i pospiesznym krokiem oddaliła się.
urodzona 21 lipca 1992roku w Amsterdamie
Rodzice nieznani
Tak napisane było na karteczce. To jedyne, co wiadomo do dziś o Lilianie. Swojego czasu, dziewczyna chciała zmienić imię i nazwisko. Po to, by odciąć się kompletnie od swojego niewiadomego pochodzenia. Bo skoro ktoś zostawił tą kartkę, to zależało mu, by dziewczynka właśnie tak się nazywała. Po co? Prawdopodobnie po to, by kiedyś ją znaleźć. A tego Liliana nie chciała. Raz porzucona, nie chciała żadnych powrotów.
Zaniechała jednak tego pomysłu z powodu swojej wrodzonej niechęci do urzędów i biurokracji, a także za namową przyjaciółki z sierocińca, która powiedziała jej, że może tego kiedyś żałować. Pozostała więc Lilianą Windrose.
Nigdy nie sprawiała większych problemów. Nie ciągnęły jej używki, dobrze się uczyła, nie miała zatargów z rówieśnikami i innymi ludźmi. No, może jedynym problemem był (i wciąż jest) jej niewyparzony język i przeświadczenie, że nawet najgorsza prawda jest lepsza, niż najpiękniejsze kłamstwo.
Liliana nigdy nie powie, że jej dzieciństwo było nieszczęśliwe. To prawda, wychowała się w sierocińcu, bez rodziny, ale nigdy nie była bita, czy też poniżana. Czuła nawet swojego rodzaju miłość ze strony opiekunek. Po dziś dzień, odwiedza miejsce, w którym się wychowała. Jako wolontariuszka bawi się z dziećmi, uczy je, przynosi prezenty. Wie, jak sama czuła się, dorastając tam, więc wie, czego tym dzieciom potrzeba.
Gdy była w liceum odkryła w sobie, dzięki nauczycielce sztuki, talent i zapał do malowania. Za jej namową, z tym postanowiła związać swoją przyszłość. Wygrała wiele konkursów plastycznych. Początkowo, chciała zająć się po prostu malarstwem, jednak po drodze, odkryła, że ogromną przyjemność sprawia jej urządzanie wnętrz. Po ukończeniu szkoły zaczęła więc studiu na kierunku architektury wnętrz. Obecnie jest jedną z najpilniejszych i najlepszych studentek na roku. Trudno się jednak dziwić, skoro to jej największa pasja.
Gdy miała osiemnaście lat, poznała starszego o trzy lata studenta fotografii, Anthony'ego. To on odkrył, jak bardzo fotogeniczna jest Liliana, jak jej uroda i słodycz świetnie wychodzi na zdjęciach. Została jego muzą, zrobił jej setki zdjęć, rozkochał w sobie i... zniknął. Z dnia na dzień, zostawiając jej jednak wszystko to, co miał. Nawet mieszkanie. Liliana obiecała sobie wtedy, że nigdy się nie zakocha. A na pewno nie tak naiwnie. I nie odda już tak łatwo całej siebie. Nie zrezygnowała jednak z modelingu. Przynosi jej niemałe zyski, Anthony zadbał też o to, by świat fotografii wiedział o niej. I mimo że nie współpracuje z żadną agencją, fotografowie zgłaszają się do niej czasami, prosząc o pozowanie. Nie odmawia. W końcu każdy potrzebuje pieniędzy.
Poza malowaniem i modelingiem, Liliana znajduje czas na inne pasje. Jest osobą bardzo energiczną, tolerującą odpoczynek tylko w aktywnej formie, nie lubi nic nie robić. Poza sztuką, która pozwala jej wyrazić ten ogrom emocji, które w sobie gromadzi, kocha również muzykę. Jej niski głosik z charakterystyczną chrypką brzmi niesamowicie, gdy śpiewa. Gra też na gitarze, klasycznej i elektrycznej. Na obie bardzo długo odkładała pieniądze, by w końcu zakupić z niemal dziką euforią. Dużo czyta, słucha też dużo muzyki, która towarzyszy jej prawie zawsze. Kocha starocia, jest zakochana w Franku Sinatrze, poza tym starego rocka, bluesa, trochę jazzu, czy folku. W liceum grała w szkolnej drużynie piłki nożnej. Teraz nie trenuje, ale zdarza jej się czasami grywać ze znajomymi z uczelni. Poza tym, bardzo dobrze, wręcz wyczynowo jeździ na rolkach, oraz dużo biega. Kocha też sporty zimowe, bardzo dobrze jeździ na snowboardzie i łyżwach.
Wizualnie, Liliana jest uosobieniem słodyczy, wdzięku i uroku. Jest niewysoka i drobniutka, aż ciężko uwierzyć, że ma w sobie aż tyle energii i powera. Mierzy metr sześćdziesiąt dwa centymetry wzrostu, przez co nigdy nie mogła nawet myśleć o karierze modelki na wybiegu. Zresztą, nigdy nawet tego nie chciała. Modeling traktuje jako pracę dorywczą.
Ma gładką, oliwkową cerę, która szybko łapie słońce i się opala. Wtedy na jej zgrabnym nosku i policzkach pojawiają się urocze biegi, które w żadnym wypadku jej nie szpecą, wręcz przeciwnie. Jej grube, słomiane włosy opadają luźno na smukłe ramiona i plecy, kręcąc się delikatnie. Dziewczyna nigdy nic z nimi nie robi, pozwalając im by układały się tak, jak im się podoba. Oczy ma duże, okrągłe w kolorze letniego, jasnego nieba. Wiecznie wesołe, pełne ciepła, których spojrzenie potrafi odgonić wszelkie smutki. Prawie się nie maluje, nie lubi marnować na to czasu, ani pieniędzy. Ma piękne, pełne, czerwone usta, które najczęściej szczerzy w rozbrajającym, przeuroczym uśmiechu. Ciężko jest się oprzeć pannie Windrose.
Na co dzień uwielbia nosić słodkie, podkreślające atuty jej figury sukienki i tuniki. Kocha wesołe, ciepłe kolory i piękne wzory, kwiaty, groszki, paski. Buty na obcasach ubiera tylko na święta, najczęściej zaś spotkać ją można w zwykłych balerinkach bądź kolorowych trampkach. Jednak, gdy pojawia się jakaś specjalna okazja, Liliana stroi się w sukienkę i buty godne prawdziwej księżniczki.
Liliana to dziewczyna, którą najczęściej można spotkać z wesołym, uroczym uśmiechem na twarzy. Pogoda ducha pomaga jej radzić sobie z niewiadomym pochodzeniem i problemami z określeniem samej siebie, właśnie z tego powodu. Jest otwarta i wesoła, nie ma problemów z nawiązywaniem znajomości. Ludzie wręcz ją uwielbiają za jej pozytywne nastawienie. Jest jednak skryta i nikomu się ze swoich wątpliwości, czy wewnętrznych rozterek, nie zwierza. Od czasu zniknięcia Anthony'ego, nie jest także najlepsza w wyrażaniu uczuć. Chłopak pozostawił ją z lękiem przed miłością i nieco nadszarpniętą pewnością siebie w sprawach sercowych. Jest perfekcjonistką, wszystko, czego się podejmuje, musi być zrobione idealnie. Nigdy nie robi nic na pół gwizdka. Jest bystra i nieco nieufna, ciężko ją nabrać, czy oszukać. Nie chce się do nikogo za bardzo przywiązywać. Ma wielu przyjaciół, jednak z nikim nie jest na tyle blisko, by się zwierzać. Woli wyżalić się swojemu psu, z czego potem śmieje się przez resztę dnia. Ma do siebie dystans, przyjmuje krytykę, choć tylko tą uzasadnioną i stara się nad sobą pracować. Zwykłymi wyzwiskami ciężko jest ją zranić. Nie da ubliżać sobie, ani ludziom, na których jej zależy. Potrafi pokazać wtedy pazurki. Na ogól jest miła i sympatyczna, zawsze chętna do pomocy, nie czuje antypatii bez większego powodu, jednak gdy ktoś już zajdzie jej za skórę, nie ma lekko. Raz zraniona, nie potrafi wybaczyć. Rzadko daje drugą szansę. Potrafi kokietować. Gdy patrzy słodkim wzrokiem, ze słodkim uśmiechem - trudno jej odmówić. Rzadko jednak tego używa.
*Ma psa, czekoladowego labradora o imieniu Apollo
*Mieszka sama, w mieszkaniu, które zostawił jej Anthony. Całkowicie je jednak odremontowała. Jest przytulne i kolorowe. Malunki na ścianach są jej autorstwa.
*Jest dziewicą, jednak nie boi się tematu seksu i nie rumieni, jak tylko pada w jej towarzystwie to słowo.
*Potrafi szyć, szyje sobie wiele ubrań.
*Dobrze gotuje i piecze.
*Ma uczulenie na orzechy i czekoladowę.
*Zna się na wielu 'męskich' dziedzinach - samochodach, majsterkowaniu, sama sobie wszystko naprawia, na piłce nożnej i wielu innych sportach.
[Witam! :) Na zdjęciach Candice Accola, zdjęcia z tumblra. Postać Anthony'ego może być do przejęcia. Na wątki jestem oczywiście chętna, powiązania również. Lubię te zawiłe i dramatyczne, ale inne też mogą być :D]
Gdy miała osiemnaście lat, poznała starszego o trzy lata studenta fotografii, Anthony'ego. To on odkrył, jak bardzo fotogeniczna jest Liliana, jak jej uroda i słodycz świetnie wychodzi na zdjęciach. Została jego muzą, zrobił jej setki zdjęć, rozkochał w sobie i... zniknął. Z dnia na dzień, zostawiając jej jednak wszystko to, co miał. Nawet mieszkanie. Liliana obiecała sobie wtedy, że nigdy się nie zakocha. A na pewno nie tak naiwnie. I nie odda już tak łatwo całej siebie. Nie zrezygnowała jednak z modelingu. Przynosi jej niemałe zyski, Anthony zadbał też o to, by świat fotografii wiedział o niej. I mimo że nie współpracuje z żadną agencją, fotografowie zgłaszają się do niej czasami, prosząc o pozowanie. Nie odmawia. W końcu każdy potrzebuje pieniędzy.
Poza malowaniem i modelingiem, Liliana znajduje czas na inne pasje. Jest osobą bardzo energiczną, tolerującą odpoczynek tylko w aktywnej formie, nie lubi nic nie robić. Poza sztuką, która pozwala jej wyrazić ten ogrom emocji, które w sobie gromadzi, kocha również muzykę. Jej niski głosik z charakterystyczną chrypką brzmi niesamowicie, gdy śpiewa. Gra też na gitarze, klasycznej i elektrycznej. Na obie bardzo długo odkładała pieniądze, by w końcu zakupić z niemal dziką euforią. Dużo czyta, słucha też dużo muzyki, która towarzyszy jej prawie zawsze. Kocha starocia, jest zakochana w Franku Sinatrze, poza tym starego rocka, bluesa, trochę jazzu, czy folku. W liceum grała w szkolnej drużynie piłki nożnej. Teraz nie trenuje, ale zdarza jej się czasami grywać ze znajomymi z uczelni. Poza tym, bardzo dobrze, wręcz wyczynowo jeździ na rolkach, oraz dużo biega. Kocha też sporty zimowe, bardzo dobrze jeździ na snowboardzie i łyżwach.
Wizualnie, Liliana jest uosobieniem słodyczy, wdzięku i uroku. Jest niewysoka i drobniutka, aż ciężko uwierzyć, że ma w sobie aż tyle energii i powera. Mierzy metr sześćdziesiąt dwa centymetry wzrostu, przez co nigdy nie mogła nawet myśleć o karierze modelki na wybiegu. Zresztą, nigdy nawet tego nie chciała. Modeling traktuje jako pracę dorywczą.
Ma gładką, oliwkową cerę, która szybko łapie słońce i się opala. Wtedy na jej zgrabnym nosku i policzkach pojawiają się urocze biegi, które w żadnym wypadku jej nie szpecą, wręcz przeciwnie. Jej grube, słomiane włosy opadają luźno na smukłe ramiona i plecy, kręcąc się delikatnie. Dziewczyna nigdy nic z nimi nie robi, pozwalając im by układały się tak, jak im się podoba. Oczy ma duże, okrągłe w kolorze letniego, jasnego nieba. Wiecznie wesołe, pełne ciepła, których spojrzenie potrafi odgonić wszelkie smutki. Prawie się nie maluje, nie lubi marnować na to czasu, ani pieniędzy. Ma piękne, pełne, czerwone usta, które najczęściej szczerzy w rozbrajającym, przeuroczym uśmiechu. Ciężko jest się oprzeć pannie Windrose.
Na co dzień uwielbia nosić słodkie, podkreślające atuty jej figury sukienki i tuniki. Kocha wesołe, ciepłe kolory i piękne wzory, kwiaty, groszki, paski. Buty na obcasach ubiera tylko na święta, najczęściej zaś spotkać ją można w zwykłych balerinkach bądź kolorowych trampkach. Jednak, gdy pojawia się jakaś specjalna okazja, Liliana stroi się w sukienkę i buty godne prawdziwej księżniczki.
Liliana to dziewczyna, którą najczęściej można spotkać z wesołym, uroczym uśmiechem na twarzy. Pogoda ducha pomaga jej radzić sobie z niewiadomym pochodzeniem i problemami z określeniem samej siebie, właśnie z tego powodu. Jest otwarta i wesoła, nie ma problemów z nawiązywaniem znajomości. Ludzie wręcz ją uwielbiają za jej pozytywne nastawienie. Jest jednak skryta i nikomu się ze swoich wątpliwości, czy wewnętrznych rozterek, nie zwierza. Od czasu zniknięcia Anthony'ego, nie jest także najlepsza w wyrażaniu uczuć. Chłopak pozostawił ją z lękiem przed miłością i nieco nadszarpniętą pewnością siebie w sprawach sercowych. Jest perfekcjonistką, wszystko, czego się podejmuje, musi być zrobione idealnie. Nigdy nie robi nic na pół gwizdka. Jest bystra i nieco nieufna, ciężko ją nabrać, czy oszukać. Nie chce się do nikogo za bardzo przywiązywać. Ma wielu przyjaciół, jednak z nikim nie jest na tyle blisko, by się zwierzać. Woli wyżalić się swojemu psu, z czego potem śmieje się przez resztę dnia. Ma do siebie dystans, przyjmuje krytykę, choć tylko tą uzasadnioną i stara się nad sobą pracować. Zwykłymi wyzwiskami ciężko jest ją zranić. Nie da ubliżać sobie, ani ludziom, na których jej zależy. Potrafi pokazać wtedy pazurki. Na ogól jest miła i sympatyczna, zawsze chętna do pomocy, nie czuje antypatii bez większego powodu, jednak gdy ktoś już zajdzie jej za skórę, nie ma lekko. Raz zraniona, nie potrafi wybaczyć. Rzadko daje drugą szansę. Potrafi kokietować. Gdy patrzy słodkim wzrokiem, ze słodkim uśmiechem - trudno jej odmówić. Rzadko jednak tego używa.
*Ma psa, czekoladowego labradora o imieniu Apollo
*Mieszka sama, w mieszkaniu, które zostawił jej Anthony. Całkowicie je jednak odremontowała. Jest przytulne i kolorowe. Malunki na ścianach są jej autorstwa.
*Jest dziewicą, jednak nie boi się tematu seksu i nie rumieni, jak tylko pada w jej towarzystwie to słowo.
*Potrafi szyć, szyje sobie wiele ubrań.
*Dobrze gotuje i piecze.
*Ma uczulenie na orzechy i czekoladowę.
*Zna się na wielu 'męskich' dziedzinach - samochodach, majsterkowaniu, sama sobie wszystko naprawia, na piłce nożnej i wielu innych sportach.
[Witam! :) Na zdjęciach Candice Accola, zdjęcia z tumblra. Postać Anthony'ego może być do przejęcia. Na wątki jestem oczywiście chętna, powiązania również. Lubię te zawiłe i dramatyczne, ale inne też mogą być :D]
82 komentarze:
[Witam na blogu! ;) Być może już we wtorek coś rozpocznę, ale do tego czasu, nie bój zagadywać się do innych autorów ;)]
[Roro może być sąsiadem dziewczyny, co Ty na to?]
Londyn czeka właśnie na Ciebie. Zapraszamy Cię do tworzenia historii o ludziach ich marzeniach, planach i szarej rzeczywistości, z którą muszą się zmierzyć! http://try-in-london.blogspot.com/
[Dziękuję, miło mi, że aż tak spodobała Ci się postać Milana. Liliana także wydaje się być całkiem sympatyczną osóbką, choć po opisie nie pasuje mi do niej określenie sierota. Nie wydała mi się osobą, która większość życia spędziła w domu dziecka. W każdym razie ja także jestem chętna na wszelkie pomysły.Może chodzi ci po głowie coś konkretnego, od czego można by zacząć ich znajomość? Lub jakieś powiązanie?]
[Spoko, spoko :D Zaczniesz? Możesz napisać o jakimś projekcie, szukanie rady, czy nawet opcja, że Gaspard nie zaliczył jakiegoś przedmiotu i nadrabia z młodszym rocznikiem. Cokolwiek]
[No dobrze, skoro tak to widzisz, zacznij (:]
Gdy tylko Kath znalazła się przy nim, Damona odruchowo wbiło w fotel. Grymas jaki ukazał się na jego twarzy, raczej nie oznajmiał, iż jest on zadowolony z zaistniałej sytuacji. Cóż można się było tego spodziewać, Pierce była przebiegłą żmiją i każdy doskonale o tym wiedział, szczególnie straszy Salvatore. Przybliżył swoją twarz do jej i szepnął cicho spoglądając w brązowe oczy dziewczyny.
- O...chyba nie jestem zainteresowany - Zręcznie wyślizgnął się z "pułapki" Kath i w ułamku sekundy znalazł się za fotelem. Jej twarz nie uległa żadnej zmianie, Damon domyślał, iż Katherine spodziewała się, że nie przyjmie jej z otwartymi ramionami. Zmrużył lekko oczy i zastanowił się przez chwilę o co też może jej chodzić, oczywiście był ciekawy, ale chyba nie miał ochoty na konwersację z nią, toteż odwrócił się i skierował swe kroki na schody.
- Zachowam się jak gentleman i pozwolę CI zostać, ale proszę nie wchodź do mojej sypialni. - wywrócił teatralnie oczyma i zaśmiał się cicho. Ktoś by mógł powiedzieć "nie schlebiaj sobie", ale chwila, spójrzmy na niego, odpowiedź sama nasuwa się na usta.
Gdy tylko Kath znalazła się przy nim, Damona odruchowo wbiło w fotel. Grymas jaki ukazał się na jego twarzy, raczej nie oznajmiał, iż jest on zadowolony z zaistniałej sytuacji. Cóż można się było tego spodziewać, Pierce była przebiegłą żmiją i każdy doskonale o tym wiedział, szczególnie straszy Salvatore. Przybliżył swoją twarz do jej i szepnął cicho spoglądając w brązowe oczy dziewczyny.
- O...chyba nie jestem zainteresowany - Zręcznie wyślizgnął się z "pułapki" Kath i w ułamku sekundy znalazł się za fotelem. Jej twarz nie uległa żadnej zmianie, Damon domyślał, iż Katherine spodziewała się, że nie przyjmie jej z otwartymi ramionami. Zmrużył lekko oczy i zastanowił się przez chwilę o co też może jej chodzić, oczywiście był ciekawy, ale chyba nie miał ochoty na konwersację z nią, toteż odwrócił się i skierował swe kroki na schody.
- Zachowam się jak gentleman i pozwolę CI zostać, ale proszę nie wchodź do mojej sypialni. - wywrócił teatralnie oczyma i zaśmiał się cicho. Ktoś by mógł powiedzieć "nie schlebiaj sobie", ale chwila, spójrzmy na niego, odpowiedź sama nasuwa się na usta.
Roro zaś o 7 rano w sobotę dopiero wracał do domu po nocnej zmianie w klubie, w którym pracował. Był kompletnie wykończony i jedyne, o czym teraz myślał, było łóżko i błogi sen, który nastąpi zaraz po tym, jak tylko się położy. A kiedy ktoś chciałby go obudzić, mógłby nawet wiercić dziury w ścianach jego mieszkania wiertarką, a Parker nawet by nie drgnął.
Wchodził po schodach, gdy zauważył swoją uroczą sąsiadkę przed sobą. Podszedł ją po cichu od tyłu i zabrał od niej siatki, widząc, jak blondynka męczy się z ciężarem.
- Marnujesz czas, robiąc zakupy o tej porze. - stwierdził z cwaniackim uśmiechem.
Gaspard może geniuszem nie był, ale nieźle sobie radził na studiach biorąc pod uwagę fakt, jak wiele zajęć opuszczał i, że przez większość czasu się zwyczajnie bawił. Za to cieszył się sławą niezłego kombinatora. Profesorowie nawet go lubili ze względu na charakter, poczucie humoru i zdolność do załatwiania różnych spraw po cichu. Przecież nawet oni są zwykłymi ludźmi.
Szedł spokojnie na jeden z wykładów do profesora, którego sam lubił, kiedy zaczepiła go jakaś dziewczyna. Zdziwił się, kiedy wyciągnęła do niego dłoń, ale szybko minął mu pierwszy szok i uśmiechnął się życzliwie. - Miło mi. Gaspard. - ujął jej dłoń, ale nie ścisnął po męsku, tylko musnął wargami wierzchnią stronę. - Masz jakąś sprawę? - zapytał pogodnie i pociągnął ją na bok, żeby nie zagradzali korytarza. Dopiero wtedy puścił jej rękę.
[ Pokochania? Huh, to będzie ciężka sprawa, bo Savva paskudny charakter ma, no ale...
Mogłabym prosić o zaczęcie jakiegoś wątku? Sama nie mam pomysłu i godzę się kompletnie na wszystko]
- Bo czas o tej porze spożywa się na rzeczy zaczynające się na S. Sen, seks albo szamanko. W zależności od potrzeb - zaśmiał się, by w końcu zatrzymać przed drzwiami jej mieszkania. - Sąsiad też jest na S. - poruszył znacząco brwiami, opierając się o ścianę tuż przy futrynie.
[Może... poznali się kiedyś na jakiejś imprezie? Nie wiem, nic więcej mi do głowy nie przychodzi.]
Nie uważał się za dżentelmena. Pomimo swojego dość... charakterystycznego trybu życia szanował kobiety i jego gest właśnie z tego szacunku wynikał.
Patrzył na dziewczynę i słuchał jej uważnie zastanawiając się czy będzie w stanie jej pomóc. - A o co konkretnego chodzi? - zapytał. Miała na prawdę ładne oczy... szczególnie, gdy patrzyła z niemą prośbą. - Nie wiem, czy będę w stanie i czy na pewno podano Ci właściwą osobę, ale zrobię co mogę. - obiecał.
- Sąsiad dopiero wrócił w swoje rejony po całej nocy pracy, ale towarzystwo zawsze go trochę ożywia - puścił jej oko i wszedł za nią do mieszkania, zostawiając zakupy w kuchni. Pracował w klubie jako DJ i już nie raz zarywał niejedną nockę pod rząd, bo jednocześnie studiował i sam miał życie towarzyskie.
- Mogę zawsze żyć na kawie. I szkoda, że już jadłaś, bo mógłbym coś nam teraz upichcić - westchnął z żalem, mimo to nie ruszył sie z kuchni, tylko oparł się ramieniem o framugę.
No cóż, jej reakcja za bardzo go nie zdziwiła. Ale się trochę ucieszył, że będzie miał towarzystwo. Lubił być wśród ludzi, szczególnie, kiedy były miłymi paniami.
Otworzył usta.
- Zostałem nazwany mężczyzną! Poczułem się zaszczycony, doprawdy - mruknął z przekąsem.
- Zrobisz mi taką siekierę? Muszę się obudzić - poprosił, a kiedy rozpakowała już zakupy, rozejrzał się po tym, co kupiła.
- Mam się czegoś wystrzegać, żebyś nie umarła po zjedzeniu? - zapytał dla bezpieczeństwa. Bo kto wie, czy czegoś mu tu nie zabraknie i przyniesie od siebie, a ta nie da mu znać, że jest uczulona?
Ona poczuła jego perfumy, on natomiast jej. Mimo to skupił się na liście. Po dokładnym zbadaniu wskazanych przez nią nazwisk, uśmiechnął się w zrozumieniu. Doskonale pamiętał, że w jego roczniku był ten sam problem i tylko wybrani dostali gotowy wykaz książek, w których były wszystkie odpowiedzi. A kto był tym geniuszem, który wydobył listę od profesora? No kto? Któż by inny niż on?
- Gotowych informacji Ci nie dam, ale powinienem mieć gdzieś na komputerze spis tytułów książek z informacjami. - odpowiedział i spojrzał na dziewczynę. - Podaj mi swojego maila to prześlę, gdy wrócę do domu... - powiedział. - Albo chodź ze mną na kawę do lokalu z Wi-fi to wyślę od razu, ponieważ mam laptopa ze sobą. - wskazał na plecak na ramieniu.
Roześmiał się. - Nie miałbym nic przeciwko, gdybyś mnie uściskała. - powiedział wesoło. Doszedł do wniosku, że pomaganie ludziom ma swoje dobre strony. Radość dziewczyny wprawiała go w dobry nastrój. Może powinien zacząć się udzielać w jakiś organizacjach charytatywnych? Nie... To nie pasuje do niego. Pokręcił głową w odpowiedzi na własne myśli i spojrzał ponownie na dziewczynę. - Liliana, tak? - upewnił się, że dobrze pamięta. - Nic takiego nie zrobiłem. Też mieliśmy z tym problemy, więc dobrze znam Twój ból. - zapewnił.
Tego dnia więcej zajęć już nie było, więc Charles szykował się do wyjścia. Nie miał ochoty zostawać na uczelni po godzinach, gdyż nigdy nie był typem kujona ani nikogo takiego. Poza tym mógł znaleźć jakieś miliard innych rzeczy do zrobienia - choćby zaszycie się w domu i skończenie kryminału, który spokojnie leżał sobie na stoliku nocnym, choć chłopak powinien był go zabrać ze sobą, by się nie nudzić na wykładach. Cóż, niestety zapomniał. Zresztą często czegoś zapominał, co w jego przypadku nie było niczym dziwnym. Jego bliscy już się do tego przyzwyczaili, a nowo poznani dopiero będą musieli to zaakceptować, jeżeli chcieliby przebywać w jego towarzystwie dłużej.
Nagle za sobą usłyszał dziewczęcy głosik. Głosik... Liliany. Stała za nim i pytała z tym swoim uroczym uśmiechem na ustach. Za ten uśmiech wielu mogłoby zabić, doprawdy. Nie powinna nim obdarzać każdego przechodzącego mężczyzny. Jeszcze któryś mógłby zemdleć czy coś...
Z powodu swych jakże głębokich przemyśleń na początku nie dosłyszał pytania. Po chwili jednak zrozumiał sens wypowiadanych przez to urocze dziewczę słów i uśmiechnął się, acz jego śmiech tak uroczym nie był.
- Właśnie się skończyły - powiedział. - A czemu pytasz?
Roześmiał się. - Zwariowana dziewczyna. - zauważył rozbawiony. Objął ją i obrócił wokół siebie. - To nic wielkiego. - zapewnił, stawiając ją na ziemi. - Chodź lepiej na kawę. - lekko popchnął ją we właściwym kierunku, uśmiechając się prawie radośnie. - Skąd Ty bierzesz tyle energii? I jeszcze zarażasz nią niewinnych ludzi? - zapytał wesoło.
- To na pewno wina owoców. - powiedział z przekonaniem i roześmiał się. - To dobrze, że zarażasz, choć nie często spotyka się tak pogodnych ludzi. - zapewnił. - Mam nadzieję, że nie płaczesz z byle powodu. Wyglądasz na niewinną dziewczynkę. Jeszcze powiedz, ze jesteś dziewicą i nosisz różową sukienkę, a zrobię Ci zdjęcie i opublikuję jako cud natury, wyjątek w dobie komputerów i pornografii. - dodał wesoło i nawet nie złośliwie. Jej pogoda i otwartość szczerze go zaskoczyły.
Ponownie się roześmiał. Nie spodziewał się, że jest takim prorokiem. - Powinienem wróżyć ludziom za pieniądze. - stwierdził wesoło. - I jesteś cudem natury, ponieważ niewiele znam dziewcząt, które byłyby tak niewinnie dziewczęce. - zapewnił ją, jednocześnie myśląc o tym, że chętnie zobaczyłby ją w różowej sukience. Nie był jakimś wielkim miłośnikiem tego koloru, ale spodziewał się, że ta Liliana wyglądałaby w nim jak aniołek.
- A jakie znajdujesz ujście dla swoich emocji? - zapytał z ciekawością. W końcu odpadał seks i okazywanie tych uczuć... no może poza szczęściem i radością, gdyż te od niej promieniowały.
[Matkoprzenajświętsza! Caroline <3 Oczywiście, zgadzam się na takie coś. I kocham Caroline ^^ Haha. Zaczniesz?]
[Jest dobrze ;)]
Noah siedziałby w swoim niewielkim mieszkaniu, wpatrując się w okno, gdyby nie telefon matki. Kobieta, mimo tego, że wpisana w akcie urodzenia, nadal była mu obca, a on nie potrafił tego zmienić. Ktoś mu powiedział, że instytucja matki w życiu każdego człowieka to bardzo ważna rzecz. Wierzył w to, bo w końcu to dzięki tej kobiecie był na świecie, ale... Ale był pusty w środku i sprawiał jej na razie same cierpienie. Dlatego się wyprowadził. Ale zadzwoniła i przypomniała mu, że kiedy jest taka ładna pogoda, nie powinno siedzieć się w domu, bo marnuje okazje do poznania kogoś nowego. Przystał na to, podziękował i powiedział, że jutro przyjdzie na kolację.
Starał się żyć i funkcjonować normalnie, ale było to dość ciężkie, biorąc pod uwagę fakt, że nic nie pamiętał.
Park. Ludzie chodzili do parku, prawda? Z dziećmi. Z psami. Z kochanymi osobami. Istna sielanka. Ale zauważył też parę samotnych jednostek. Jak on sam. Siedział samotnie na ławce, obracając w palcach papierosa, jakby zastanawiał się, czy jednak go zapalić, czy może nie. Wsunął go z powrotem do paczki i do kieszeni spodni, a wtedy coś na niego wskoczyło. Właściwie to oparło łapki na jego kolanach, poszczekując wesoło.
- W porządku - odparł z uśmiechem, kiedy wystraszona właścicielka psa przybiegła zaraz za nim. - Diable? - spytał, jakby sądząc, że tak można nazwać psiaka. Pogłaskał go i podrapał za uchem. Lubił zwierzęta. Nie był pewien, czy przedtem też tak było.
- Jak widać... - rozłożył bezradnie ramiona, jakby chciał pokazać, że nie zajmował się niczym, w czym można było mu przeszkodzić. Pewnie, że pozwolił sobie na chwilę rozmyśleń, ale te rozmyślenia nie były niczym konkretnym. Jak wszystko, w ostatnim czasie.
- Nie ma w czym mi przeszkadzać - uzupełnił w końcu swoją wypowiedź, drapiąc jeszcze psiaka za uchem. Lubił zwierzęta i zdążył to zauważyć. Może sam potrzebował jakiegoś stworzonka, które będzie mu towarzyszyć w doli i niedoli? Musiał się porządnie nad tym zastanowić.
- Miło mi cię poznać, Apollo - zwrócił się do szczeniaka, a potem wstał i uśmiechnął się. Nietrudno było zauważyć, że blondynka jest dużo niższa od niego, a w dodatku wydawała się niezwykle drobna i krucha. Eteryczna. I śliczna. Wyciągnął dłoń w jej stronę.
- Noah - przedstawił się, uznając, że dziewczyna może być ciekawym towarzyszem rozmów wraz ze swoim diabłem wcielonym.
[ Witam ;) Ochota na jakiś wątek lub ciekawe powiązanie? ;]
[ Hmm... Co powiesz na to, że dziewczyny były w przeszłości przyjaciółkami, ale z czasem kontakt im się urwał i teraz spotkają się np. po roku czasu? ;]
[ U mnie niestety ciężko z zaczynaniem, dlatego będę wdzięczna, jeśli ty coś naskrobiesz ;]
[Przepraszam, że dopiero teraz! ;)]
- A właścicielce się spodobałem? - spytał, zanim zdążył się ugryźć w język. Przeczuwał, że budzi się w nim stary Noah, którego przecież całkowicie się nie pozbył. Ponoć łatwo było mu się dogadać z dziewczynami, nie miał większych problemów w ich "poderwaniu", ale teraz czuł w sobie dziwną chęć do szanowania tych istot, zwłaszcza, kiedy przed sobą miał taką kruchutką blondyneczkę.
Szybko przywołał na twarz promienny uśmiech, żeby odebrała jego poprzednie słowa jako żart. Uścisnął delikatnie jej dłoń i chętnie złożyłby nawet na niej lekki pocałunek, ale pies zrobił to szybciej.
- Możecie przeszkadzać, ile tylko wam się podoba. Mam mnóstwo niezago... - zająknął się i skrzywił lekko.- Niezagospodarowanego czasu - odparł w końcu, ale tym razem na jego twarzy odmalował się jedynie blady cień uśmiechu.
Roześmiał się, słysząc jej odpowiedź i wygodniej umościł się na ławce, spoglądając na szczeniaka, który znalazł odpowiednie miejsce na kolanach swojej właścicielki. Dziewczyna wydawała mu się niezwykle ciepła i delikatna. Była urocza, a rumieńce, które pojawiły się na jej policzkach, należały do tych, które większości facetom musiały przypadać do gustu, w tym Noah. Młodzieniec wobec tej kobiety miał wręcz odruchu obronne. Nie znał jej, a nie chciał, żeby ktokolwiek ją krzywdził. Nie zasługiwała na to, a może to wszystko przez aurę dobra, którą rozsyłała wokół siebie?
- Po prostu, mam czas - odparł nieco zdawkowo. - Nikt nie przyjmie do pracy gościa, który nie odzyskał po wypadku pamięci i ma problemy z mówieniem w języku ojczystym, o obcych nie mówiąc, gubi się w swoim rodzinnym mieście i... - urwał, szukając odpowiednich słów. - Nie zna samego siebie - dodał w końcu, ale uśmiechnął się. Blondynka zasługiwała na uśmiech każdego człowieka. Wyciągnął dłoń, aby podrapać psiaka za uchem.
[ Liliana mogła projektować mu chatę i jeden pokój w dalszym ciągu jest niedokończony – jego własny, osobisty gabinet. Może po prostu wpadła do niego, by omówić szczegóły, bo znów chciał by się tym zajęła? ]
Nie chciał współczucia. Nie mógł być jednak na tyle dumny i uparty, aby odmawiać pomocy, której potrzebował. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak przedstawiała się jego sytuacja. Krótko mówiąc: beznadziejnie. Nie poddawał się jednak, chociaż nadal był nieco zagubiony w nowym dla siebie świecie. Wszystko było obce, on sam był obcy.
Drgnął, kiedy dziewczyna dotknęła jego dłoni. Nie przywykł do tego, aby ktoś go dotykał. Żył sam, pozwalał na bliższy kontakt jedynie tym, których sam nie bał się dotknąć. Było to dziwne, ale prawdziwe. Nie cofnął jednak dłoni, nadal głaszcząc psiaka.
- Nie chcę marnować twojego czasu, Lil - uśmiechnął się lekko, zerkając na dziewczynę. O, tak. Głupek. Cymbał. Kretyn. Miał nie odmawiać, ale męska duma robi swoje.
[ W takim razie poczekam, bo mam "sporo" wątków do ogarnięcia a jak zwykle wszystko w żółwim tempie :) ]
Tym razem cofnął dłonie, ale zrobił to niezwykle delikatnie i uśmiechnął się, aby jej nie odstraszyć. Spojrzał na nią uważnie, a jego wzrok skierował się ku jej błękitnym oczom. Były naprawdę śliczne, ale nie podobała mu się ta nutka smutku, którą zdołał dostrzec.
- No, dobrze. Skoro chcesz, to ja też chcę - dodał z uśmiechem. Miał jednak nadzieję, że naprawdę nie zrujnuje żadnych planów dziewczynie. Nie chciał też jej odstraszać, ale bywało, że stawał się agresywny, że nie potrafił poradzić sobie z najdrobniejszą czynnością. Dlatego w pewnym sensie unikał ludzi. Nie szukał ich towarzystwa na siłę.
- Ale nie mogę stać się priorytetem - dodał od razu, zastrzegając sobie tę jedną sprawę. - Będę na samym dole listy, okej?
Numer. Gdyby tylko go pamiętał. Podrapał się lekko po policzku, spoglądając na dziewczynę, a potem na jej psiaka. Uśmiechnął się delikatnie, aż w końcu do niego dotarło, że przecież ma telefon w kieszeni. Wyciągnął urządzenie i wyciągnął je w stronę Lil.
- Wpisz swój numer, a ja puszczę ci sygnał - uśmiechnął się nieco pewniej, uznając, że całkiem nieźle udało mu się wybrnąć z sytuacji. Przecież wielu ludzi tak robiło, prawda? Niestety nie mógł podyktować jej swojego numeru z pamięci, gdyż nawet go nie kojarzył. Nie przykładał wagi do cyferek. A może powinien zacząć, skoro normalni ludzie tak robili.
[Hmm... no nie wiem, może sąsiedzi, może poznają się w klubie Jonathana?]
[O, też fanka TBBT? To widzę, że znajdę pokrewną duszę. Bazinga. ;)]
[I to ja mam być tym wymyślającym? Nir wiem, czy to dobry pomysł ^^] Szedł deptakiem wokół uniwersytetu, kręcąc się w kółko, jakby na kogoś czekał. Masa ludzi przechodziła obok niego bez słowa, toteż czuł się nieco odosobniony i swego rodzaju samotny. Wyjął z kieszeni paczkę papierosów i wsunął jedną fajkę w kącik ust, jak to miał w zwyczaju. Drugą ręką poszukiwał nerwowo zapalniczki. Przez chwilę poczuł, że coś dotyka jego uda. Zignorował to, jednak to "coś" zaczęło niebezpiecznie dyszeć. Spojrzał nieznacznie w dół i zmarszczył brwi. - Zgubiłeś się, piesku? - spytał zwierzę i podrapał go zaczepnie za uchem.
[ jakiś pomysł? ;> ]
[też widzę że trochę wspólnego mają. jestem za tym, że mogli znać się np.z uczelni, a ona wkręciła go w wolontariat? żadni wielcy przyjaciele, to w praniu wyjdzie, jak na razie znajomi? może być jakiś wątek w sierocińcu np.]
Daniel miał to szczęście, należeć do podobnej grupy osób, co dziewczyna. Lubił pomagać, świadomość że przysłużył się komuś, sprawiała że czuł się przez to lepiej. I lubił dzieci, co wśród chłopaków w jego wieku, było dosyć niespotykane. Kiedy więc ta nowo poznana słodka blondynka, wspomniała że jest wolontariuszką w sierocińcu, nie pozostawało mu do zrobienia nic innego, jak dołączyć któregoś dnia do niej. Oczywiście, nikomu się nie przyzna, że pomoc dzieciom była tylko jednym z powodów, ale to całkiem inna historia.
Stawił się prawie punktualnie, miał tylko kilka minut poślizgu, to mu się niestety często zdarzało.
-Hej, mam nadzieję że długo nie czekasz-powitał dziewczynę uśmiechem.
Daniel miał to szczęście, należeć do podobnej grupy osób, co dziewczyna. Lubił pomagać, świadomość że przysłużył się komuś, sprawiała że czuł się przez to lepiej. I lubił dzieci, co wśród chłopaków w jego wieku, było dosyć niespotykane. Kiedy więc ta nowo poznana słodka blondynka, wspomniała że jest wolontariuszką w sierocińcu, nie pozostawało mu do zrobienia nic innego, jak dołączyć któregoś dnia do niej. Oczywiście, nikomu się nie przyzna, że pomoc dzieciom była tylko jednym z powodów, ale to całkiem inna historia.
Stawił się prawie punktualnie, miał tylko kilka minut poślizgu, to mu się niestety często zdarzało.
-Hej, mam nadzieję że długo nie czekasz-powitał dziewczynę uśmiechem.
-Cała przyjemność po mojej stronie -uśmiechnął się do niej, dając się później prowadzić do środka budynku. Myślał nad wolontariatem jakiś już od jakiegoś czasu, ale zawsze jakś lepiej było zostać wkręconym przez kogoś, niż iść gdzieś samemu. Można powiedzieć, że dziewczyna znieba mu spadła. Grzecznie przywitał się z opiekunką,z lekkim zaciekawieniem rozglądając się po pomieszczeniach. Zaskoczyła go ilość dzieciaków tu mieszkających, było ich całkiem sporo.
-Co zazwyczaj tu z nimi robisz? -spytał, bo na dobrą sprawę nie wiedział jak dziewczyna zaplanowała dzień.
Tak jak ona niegdyś zakochana w Caroline, tak teraz dzieciaki były zakochane w niej, to było widać na pierwszy rzut oka. Trudno się im dziwić, bo najwidoczniej były to uczucia odwzajemnione. Widać też było, że musi spędzać z nimi sporo czasu, co było godne podziwu, bo czasem ciężko było znaleźć czas dla siebie, a co dopiero dla kogoś innego.
Jedno dziecko zaciekawiło go szczególnie, jakiś mały blondynek nie podchodzący do nich tak chętnie jak reszta, bawiący się spokojnie w kącie, nie bardzo zwracający uwagę na reszte. Mógł mieć może z 6 lat, góra.
-Chyba nie skradłaś w tej sali tylko jednego dziecka -powiedział z uśmiechem zerkając na chłopca.
Nic dziwnego że nie był jak inne dzieci, takie wydarzenie pozostawiło by uszczerbek na psychice najsilniejszych osób, a co dopiero kilkuletniego dziecka.
Daniel, jak był młodszy też poniekąd był wycofany, na dobrą sprawę dopiero jak był już nastolatkiem zaczął wychodzić bardziej do ludzi. Dzieci potrafiły być okrutne, a on sam nie zawsze umiał znieść nieprzyjemnych uwag na temat jego ojca, a raczej - jego braku.
Przez moment przyglądał się dziewczynie, a później podszedł do chłopca, który budował coś z klocków lego. Bez większego zastanowienia, i bez słowa po prostu się do niego dosiadł i sam zaczła budować jak na razie bliżej nie określony budynek.
Długa rozmowa to nie była, po prostu po kilku minutach powiedział jak na na imię, kiedy Daniel o to spytał. Nie rozmawiali wiele, ale postęp był bo teraz budowali jakąś budowlę na większej planszy wspólnie. On swoją drogą pamiętał, że jak sam był mały to sporo bawił się klockami, więc jak najbardziej mu to odpowiadało.
W ciągu prawie godziny chłopak ze dwa razy pytał się Mike'a - bo tak się nazywał- czy nie chciałby posłuchać bajki, czy porobić coś innego, ale chłopiec jedynie kręcił głową, więc zostali przy klockach, a po pewnym czasie mogli pochwalić się całkiem sporym domem, który miał nawet wewnętrzne ściany i prowizoryczne meble.
Po prostu lubił dzieci, a one lubiły go. Może nie tak bardzo jak dziewczynę, ale kobiety miały to już chyba we krwi.
Czas rzeczywiście mijał im tu szybko, a na wspomnienie o obiedzie, chłopak jakby automatycznie zgłodniał.
-Nie głupi pomysł, przydało by się coś zjeśc, bo podejrzewam że jak one dostaną zastrzyk energii po obiedzie, to i by będziemy potrzebować jej sporo -zasmiał się cicho kierując się do wyjścia i otwierając przed nią każde drzwi.
-Długo już w tym chyba siedzisz, co? -spytał po chwili delikatnie unosząc brwi.-jak siedzisz z nimi to wygląda tak, jakbyś spędzała z nimi prawie każdy dzień.
Zerknął na nią nieco zaskoczony. Nie wiedział,że wychowywała się w sierocińcu.
-Przykro mi, nie wiedziałem -uśmiechnał się delikatnie -zajmując niewielki stolik i siadając na przeciwko dziewczyny.
-Mają szczęście że do nich przychodzisz. Kto by nie chciał mieć takiej wolontariuszki przy sobie -ostatnie słowa powiedział z nieco szerszym uśmiechem. Mogła czuć się zaszczycona, bo chłopak nie należał do osób którym łatwo przychodziło komplementowanie innych osób, bo zazwyczaj zwyczajnie się przy tym lekko peszył.
Też zerknął w kartę, zastanawiając się co mógłby zamówić. Ciekawe mieli dania, więc po chwili zdecydował się na nic specjalnie wyszukanego, mianowicie spagetii.
-Tak z ciekawości, jak godzisz te wszystkie zajęcia? -uniósł delikatie brwi zerkając na nią.- szkoła, wolontariat, słyszałem że też pozujesz do zdjęć. Musisz być strasznie zabiegana.
-jakbyś miała czas w piątek to znajomy z grupy robi ognisko, nie będzie miał nic przeciwko jeśli przyprowadzimy kogoś,więc gdybyś miała ochotę..-uśmiechnał się lekko zerkając na nią, z odrobiną niepewności. W końcu mogła się nie zgodzić. A on bardzo ucieszył byś się z jej towarzystwa, lubił wychodzić ze znajomymi, ale często brakowało mu kogoś, kto podobnie jak on nie był fanem wielkiego zalewania się.
-Oczywiście jeśli nie masz innych planów, nie chciałbym Ci się narzucać.
-Przeszkadzać? -uniósł delikatnie brwi uśmiechając się. Tak jak się domyślał nie należała do wielkich imprezowiczów, co jak najbardziej mu odpowiadało.
-Absolutnie mi to nie przeszkadza, sam nie przepadam, więc miło będzie mieć jakieś trzeźwe towarzystwo. -odwrócił na moment od niej wzrok, zerkając na kelnerkę , aby ściągnąć ją wzrokiem do stolika, co im się udało. Chwilę później ich potrawy były już zamówione.
O sobie? Najgorsze o co można poprosić to chyba cośtakiego, bo przecież to było cholernie trudne. Ale coś będzie trzeba powiedzieć.
-Dan jest okej -kiwnął głową, Danny podobało mu się już mniej, było trochę za słodkie. Próbowała tak mówić do niego żona jego ojca, jednak szybko zauważyła że chłopak tego nie lubi i pozostał Danielem.
-Najważniejsze już chyba wiesz. Francuz z pochodzenia to słychać, student architektury... Wątpie żeby były jakieś ciekawe fakty którymi mógłbym się podzielić.
[Przepraszam za nieobecność :) Już jestem]
Słuchał jej z lekkim rozbawieniem.
- Czyli prowadzisz bardzo aktywny tryb życia? - zapytał wesoło. - A znajdziesz czas na kawę jeszcze innego dnia? Chcę zobaczyć Cię w tej różowej sukience. - stwierdził pogodnie.
Szczerze miał ochotę i wierzył, że mu ona nie minie, na kolejne spotkanie. Dziewczyna tryskała energią i zarażała nią ludzi, a ostatnio tego potrzebował.
[ zaczynaj w takim razie :p ]
AKcent miał przyjemny, ale aż tak ładny? Miło było słyszeć, jednak Daniel jak to Daniel, pod wpływem komplementu i wzroku dziewczyny nieco się speszył. Udało mu się to jednak w miarę zamaskować uśmiechem.
-Sporo rysuję, szczególnie ludzi. Po spędzeniu kilku godzin w szkicach budynków to bardzo miła odmiana -rzeczywiście, gdyby przeszukać jego mieszkanko, można tam było znaleźć dziesiątki rysunków. Niektóre były malutkimi, niedokładnymi szkicami, inne wyglądały prawie jak zdjęcia. Przedstawione osoby rzadko można było poznać, bo zazwyczaj rysując uruchamiał wyobraźnię.
-A jak mam już powyżej ołówków, to czytam. Albo włóczę się po Amsterdamie -delikatnie wzruszył ramionami, chwilę później dzięując kelnerce za przyniesiony dla nich obiad.
-A ty, oprócz bycia uwielbianą przez dzieciaki, albo i nie tylko przez nie, co w wolnym czasie robisz?
Patrzył na nią z niemałym rozbawieniem, jeden człowiek może mieć tyle zajęć? Nawet dla kogoś kto lubi być cały czas w ruchu, wydawało się to być nie do zrobienia.
-Jestem pod wrażeniem -zaśmiał się cicho.- tym bardziej cieszę się ze znalazłaś dla mnie trochę czasu. Podejrzewam że zazwyczaj żeby się z Tobą umówić składa się podanie i czeka ze dwa tygodnie na rozpatrzenie, co?
- Chętnie się do Ciebie dostosuję. - odpowiedział. Stwierdził, że spotykanie ten dziewczyny raz na jakiś czas może dobrze wpłynąć na jego tryb życia. Odniósł wrażenie, że naładowała go pozytywną energią na kilka najbliższych dni. Może powinien zatrudnić ją jako osobisty poprawiacz nastroju?
- A umiałabyś nauczyć mnie tej aktywnej postawy? Bo ja właśnie jestem leniem z licencją na leżenie. - odpowiedział wesoło
I takim oto sposobem dziewczyna marnowała się sama. Za pewne wystarczyło by,że na kilku zwróciłaby większą uwagę i znalazło by się kilku ochotników, którzy podobne podania by jej podrzucili.
-Możesz się przygotować na to że będę w najbliszym czasie chciał Ci się w grafik wcisnąć -uśmiechnął się próbuąc swojego spagetti i z zadowleniem stwierdzając, że jak takie nie robione domowym sposobem, jest całkiem dobre.
- Skoro tak to będę o 16 czekał przed budynkiem college'u. - zadecydował. Wyjmował właśnie laptopa z plecaka. zamówił sobie kawę i czekał aż sprzęt się uruchomi. - Ale pomysł nad tą twoją żywiołowością, ponieważ jestem bardzo ciekawy jej źródła. Serio. - uśmiechnął się do niej, a potem wpisał hasło. Następnie zaczął przegrzebywać pliki w poszukiwaniu tego jedynego... tak pożądanego przez dziewczynę
Oboje przypadli sobie do gustu, co jest ciekawe bo chłopak zazwyczaj miał do dziewczyn stosunek taki, jak ona do chłopaków - raz na jakiś czas wyjść, pogadać, jak z koleżanką, nic więcej. A tu? Kto wie. Jak na razie wiedział że fajnie się z nią spędza czas, więc czemu by nie robić tego częściej?
-Ty mi pokazałaś przyjemne miejsce na obiad, to mogę Cię jutro zabrać to jednej z najładniejszych chyba amsterdamskich kawiarni, co ciekawe prawie nie uczęszczanej.-uśmiechnął się ocierając kącik ust, bo poczuł że ubrudził się tam sosem.
-Bardzo ciekawe miasto -przytaknął już prawie kończąc swoją porcję. Nie mieszkał tu co prawda tak długo jak dziewczyna, jednak można by pomyśleć że przez 7 lat pozna się nieco więcej.
-Wydaje Ci się że znasz już dobrze jakąś dzielnicę, nie będziesz tam przez jakiś czas, wracasz i zupełnie inne miejsce -pokręcił z rozbawieniem głową. Szybko się zmieniało, głownie na korzyść i to było fascynujące.
Uśmiechnął się do dziewczyny znad laptopa, a potem ponownie spojrzał na ekran. - Mam. - Stwierdził po chwili, wielbiąc samego siebie za pomysł posprzątania plików i katalogów na dysku.
Kilka kliknięć i już był gotowy wysłać jej listę na maila. Obrócił do niej komputerek. - Wpisuj. - rozpromieniony spojrzał na nią.
- Nie hamuj czegoś tak fajnego. Wiesz jak to miło spotkać osobę, która nie użala się nad sobą i nie widzi tylko własnych wad? To na prawdę cudowna odmiana. - mrugnął do rozmówczyni.
Ludzie to stworzenia, którym przeszkadza wszystko. Jeśli mają zły nastrój to irytują się o każdy szczegół... deszcz, słońce, wiatr, dobry czy zły humor kogoś innego. - Mnie nie tak łatwo zmęczyć. - zapewnił. - Zwykle twardo się trzymam. - mrugnął do niej i obrócił laptopa do siebie, a potem wysłał wiadomość. - Przy okazji mam już jakiś kontakt do Ciebie. - zauważył pogodnie.
-Taka niestety kolej rzeczy -wzruszył delikatnie ramionami odkładając łyżkę i widelec na talerz. Nic nie trwa wiecznie, chociaż rzeczywiści niektórych miejsc było wyjątkowo szkoda. Często zamykane były własnie przez swoją wyjątkowość, bo poznać się na nich potrafila niewielka część osób.
-Przynajmniej mamy co poznawać, prawda? -lekko uniósł brwi przez moment przyglądając się dziewczynie.- Obawiam się i że najsympatyczniejsze miejsca mogły by nam się znudzić po pewnym czasie.
Z rozbawieniem obserwował jak dziewczyna delektuje się napojem.
- Wystawiasz mnie na próbę? - zapytał pogodnie. - Ale to oznacza, że będziesz musiała często się ze mną widywać. I o ile ja mam duże szanse wytrzymać z Tobą, to odwrotnie to może nie zadziałać. - Zauważył. - Poza tym niektórzy uważają, że mam zwyczaj wykorzystywać kobiety. Uważam, że te pomówienia są niesprawiedliwe, ale jakoś nie wszyscy chcą się ze mną zgodzić. - mówił spokojnym, ale całkiem poważnym tonem.
Był niepozorny? To ciekawe i... zaskakujące. Jeśli tak uważała, to stanowiła wyjątek.
Mimowolnie uśmiechnął się szeroko. - Uwodzić? Nie... Ten etap pomijam. Wykorzystuję i porzucam. - Stwierdził z przekonaniem, ale chyba nie brała go na poważnie. - To dobrze. Może się założymy? Kto pierwszy będzie miał dość drugiego? - zaproponował. Napił się kawy.
Było by miło, szczególnie że znajdowała się kilkaset metrów od jego domu. Sam chodził tam dosyć często, nawet tylko po to by przed zajęciami wziąć stamtąd kawę na wynos.
-Jasne, możemy wracać -pokiwał głową i skinął na kelnerke, która po chwili przyniosła im rachunek, i zaraz po tym jak chłopak zapłacił mogli ruszać do wyjścia.
Roześmiał się. - Niech będzie. - Lekko ścisnął jej dłoń. - A co będzie, kiedy wygram? - zapytał wesoło.
To, że często spędzał czas z kobietami i zazwyczaj myślał wyłącznie o jednym nie oznaczało, że każdą próbował zaciągnąć do łóżka. Nawet on potrzebował czasem porozmawiać.
Zastanawiał się przez chwilę. - Spełnisz jedno moje życzenie. - Odpowiedział. - I nawzajem. Jeśli przegram, ja spełnię Twoje. - zadecydował. Oboje byli pewni siebie, dlatego oboje byli gotowi na ryzyko.
Zamknął swoje laptopa i spojrzał na dziewczynę z uśmiechem. - Czuję się obserwowany. - zauważył wesoło. - Czyżbym był aż tak przystojny? - zapytał z miną typowego lalusia, ale po chwili parsknął śmiechem. - Dobra.. nie jestem. Ale i tak uważasz mnie za stworzonko w zoo. -Dodał
Pokręcił głową w rozbawieniu. - A robisz im zdjęcia? - zapytał nieco złośliwie, ale na pewno nie chciał jej obrazić. Zwyczajnie nie lubił siedzieć cicho, gdy kogoś poznawał. - Hm... zastanawiam się jakie mądre pytanie ci jeszcze zadać.
Roześmiał się. - Kiedy mi brakuje pomysłów... - Westchnął dramatycznie. - Gdybym planował Cię zaciągnąć do łóżka zapytałbym czy masz kogoś, czy miałaś wielu partnerów i co najbardziej lubisz, ale nie mam takich zamiarów względem Ciebie, więc pozostają mi pytania typu: co planujesz robić w przyszłości? Jaki kolor lubisz i czego nie lubisz? - Uśmiechnął się wesoło do dziewczyny.
[Hmm, w zasadzie to mój Anthony poszukuje kogoś, kto byłby w stanie zaprojektować mu na nowo mieszkanie ;> A skoro Liliana studiuje architekturę wnętrz, to może mogłaby pomóc? ]
Dziewczyna była niezwykle promienna i ciepła. Wydawała się też charakteryzować pewną cierpliwością, której brakowało Noasiowi. Już ją lubił. Właśnie za to ciepło, za to, że się nie poddała, kiedy pierwszy raz odmówił.
- Jasne, chwilka... - mruknął, najpierw zapisując jej numer. Znał tylko jej imię, więc Liliana musiała mu wystarczyć. Po chwili wpadł jednak na genialny pomysł. Nacisnął coś na dotykowym wyświetlaczu i zrobił jej zdjęcie z zaskoczenia. Uśmiechała się. Chyba zawsze się uśmiechała.
- Poszło... - puścił jej sygnał, a coś zawibrowało. - Dobrze wpisałaś numer - poinformował ją niezwykle oficjalnym tonem. - Dziękuję - dodał po chwili, uśmiechając się lekko. I pomyśleć, że był starym facetem, a potrzebował pomocy kogoś tak kruchego.
[Przepraszam, że dopiero teraz ;*]
Anthony cieszył się, że w końcu znalazł kogoś, kto podejmie się przerobienia jego małego mieszkania na coś bardziej.. w jego stylu. Dodatkowo dostał informację, że będzie to osoba w wieku zbliżonym do jego, więc był przekonany, że dobrze będą się dogadywać, a i podejście do całej sprawy nie będzie drętwe.
Otworzył drzwi kawiarni, w której mieli się spotkać i od razu ją poznał. Nigdy wcześniej się nie widzieli, ale Anthony miał przeczucie, że to ona. Podszedł do stolika, przy którym siedziała i z uśmiechem na ustach powiedział:
-Liliana? Przepraszam za spóźnienie, ale były straszne korki. Jestem Anthony. -wyciągnął w jej kierunku rękę w geście przywitania.
Mam pytanie. Planuję przejąć postać Anthony'ego. Czy odpowiadałby Ci wizerunek Michael'a Trevino? W sumie, chłopak brzydki nie jest, a i w razie potrzeby możnaby wykaraskać jakieś zdjęcia jego z Candice/Lilianą. :D
Jakbyś mogła, odpisz mi na maila. princessborntobewild@gmail.com ;3
Pokręcił rozbawiony głową. - Co Ci zrobiła papryka? - Zapytał śmiejąc się. No tak... z tego wszystkiego właśnie papryka zwróciła jego uwagę. Co mógł poradzić na fakt, że jedzenie jest ważne! Nawet bardzo! A papryka jest smaczna i jest wartościowa ze względu na witaminy... potas! Nawet on o tym wiedział!
[ W takim razie gratuluję dobrego gustu muzycznego oraz wygrania konkursu " Wątek". Nagrodą głową jest rozpoczęcie wątku do mnie, wielkie brawa dla Ciebie :> ;p]
Usiadł obok Liliany, a kiedy pojawiła się obok nich kelnerka zamówił espresso.
-Przyniosłem parę zdjęć, które mogłyby nam dzisiaj pomóc. -powiedział, wyciągając wspomniane przedmioty z torby, którą parę minut temu miał przewieszoną przez ramię. -Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że niezbędne będzie obejrzenie przez ciebie mojego mieszkania na żywo, ale może pomogą nam one w ustaleniu chociaż podstawowych zmian. -powiedział, gestykulując i uśmiechając się przy tym życzliwie. Podchodził z niezwykłym entuzjazmem do ich współpracy, co nieczęsto mu się zdarzało.
Roześmiał się. - Rozumiem, że potencjalnego partnera najpierw zapytasz o stosunek do papryki? - Zapytał wesoło. Gaspard uważał się za typowego studenta - zje wszystko, co się nie rusza. Powoli zapominał o czasach, kiedy mógł wybrzydzać, gdyż odkdą utrzymuje się sam, szybko odkrył jak wiele kosztuje zapełnienie lodówki. Jedynie wizyty u babki sprawiają, że ma co jeść przez tydzień.
[Aha.
Izaak się niesamowicie w stylu bycia różni od Liliany, toteż nie wiem, czy da radę ją polubić. Ale jak będziesz miała ochotę się z Żydkiem użerać, to możesz coś pokombinować z muzyką. Bo poza studiowaniem to już ich raczej nic nie łączy.]
Prześlij komentarz